Gorath. Krawędź otchłani - Janusz Stankiewicz - ebook + audiobook

Gorath. Krawędź otchłani ebook i audiobook

Stankiewicz Janusz

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zwierzęco niebezpieczny Gorath, Orkowie Smoczej Krwi: Kathana Marr i Bovis Tor, elf wysokiego rodu Magister Evelon, jego uczeń Xanadu, Baronessa, kapitan piratów Czarny Żniwiarz…   Wszyscy kroczą po krawędzi, za którą czeka Otchłań.

 Po ucieczce niemal z paszczy smoka Gorath próbuje nacieszyć się odzyskaną wreszcie wolnością na odległych Wyspach Południowych. Niestety, brutalna wojna z ostatnimi królestwami leśnych elfów odciska ponure piętno na wyspiarskiej społeczności, a rywalizujące ze sobą przestępcze gangi działają bezwzględnie.  Gorath, który szybko przekonuje się, że  rozpoczęcie tu uczciwego życia nie będzie proste, oddaje swą siłę i umiejętności na ich usługi.

Wkrótce jednak dogonią go cienie przeszłości. Za sprawą jednej z dawnych klientek Nocnych Cieni i zlecenia, które od niej przyjmuje, Gorath trafia na piracki statek dowodzony przez bezwzględnego kapitana zwanego Czarnym Żniwiarzem. Ich zadaniem jest zdobycie statku Theran, zamorskiego ludu z Natanbanu, i przejęcie znajdującego się na nim pewnego artefaktu, przedmiotu pożądania jednego z Kathanów z Imperium. 

Tymczasem dawny przyjaciel Goratha, elf Magister Evelon, podejmuje niebezpieczną grę z potężną Kathaną Marr. Grę, w której stawką jest nie tylko niezależność Bractwa Oświeconych, ale i przyszłość całych narodów. Oraz zwykła przyzwoitość.

 

Zapewniam, że łapska Goratha szybko pochwycą kolejne rzesze czytelników polskiej fantastyki. W dodatku zasłużenie, skoro autor wkłada w tworzenie powieści nie tylko ogrom pracy, ale i duszę. Polecam, zachęcam, dziękuję i czekam na więcej! Marek Zychla (autor m.in. „Wi@rus”,„Sitko”, „Ior”, „Bezmiłość”)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 377

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 57 min

Lektor: Mikołaj Krawczyk

Oceny
4,6 (47 ocen)
33
10
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Polihymniasia

Z braku laku…

Mordercy i ofiary. Potężni brutalni mężczyźni i silne, piękne kobiety. Główny bohater miotany bardzo nie przekonującymi wątpliwościami. Brak głębi, głównie krwawa rąbanina i trochę seksu.
00
ktreder

Nie oderwiesz się od lektury

Po prostu genialne fantazy! Wydawać by się mogło, że tu już nic się nie da ciekawego stworzyć, a proszę - mamy nowego Mistrza!
00
Shellmovsky

Dobrze spędzony czas

Ciekawe high fantasy. Warto sprawdzić
01
MonikaZ72

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna część Goratha, może nawet lepsza od pierwszej, jednak nie dla osób mocno empatycznych, bo zdecydowanie z kategorii hard. Autor ociera się w fabule (oczywiście nie dosłownie) o Piratów z Karaibów, Żywostatki i... 50 twarzy Greya 😁
01

Popularność




Niedokończonesprawy

Spośród wszystkich znaczących Władców, Bovis-Tor był ostatnim, którego Marr miała ochotę gościć. Kontrolował Domenę Wiedzy Tajemnej i – zasłaniając się wolą Imperatora – trzymał pozostałych Kathanów z dala od swoich projektów. Nawet Oko Marr, jak nazywano Domenę Obserwacji, otrzymywało z jego strony wyjątkowo skąpe informacje, co irytowało Władczynię, tym bardziej że Bovis-Tor bez żenady wtykał nos w działalność Panów pozostałych Domen.

A wieści, jakie napływały od szpiegów, których miała w jego kręgach, tylko potwierdzały podejrzenia. Bovis-Tor grał na siebie, za nic mając sprawy Imperium, jeśli nie służyły jego własnym interesom. Chciał wyrosnąć na pierwszego spośród Kathanów i Marr była pewna, że jego ambicje na tym się nie kończą.

– Ledwie pół setki gwardzistów – mruknął Kold.

Dobrze rozumiała, do czego zmierzał. I choć tu, na Skale, nawet dwustu zbrojnych nie uchroniłoby Bovis-Tora, gdyby Marr chciała go zgładzić, dawno już minęły czasy, gdy Kathanowie mogli otwarcie stawać przeciw sobie. Owinęła się szczelniej długim płaszczem, bowiem wiatr tego poranka przypominał o zbliżającej się zimie, i popatrzyła na wjeżdżających przez bramę gwardzistów oraz jadącego na ich czele Bovis-Tora.

Już prawie zapomniała, jak mierzi ją jego sylwetka. Bovis-Tor, jak przystało na Władcę, był niemal o stopę wyższy od zwyczajnych orków, a na swym wielkim rumaku górował nawet nad eskortującymi go przybocznymi – Orkami Smoczej Krwi, jak i on.

Marr, podobnie jak większość Władców, wykorzystywała swój wzrost i siłę, by podkreślać dominację Orków Smoczej Krwi nad pozostałymi rasami. Władcy mieli być obrazem doskonałości: potężna wola w potężnym ciele. Uwielbiała oglądać jednocześnie strach i podziw w oczach niższych ras. Bovis-Tor wyróżniał się i pod tym względem, nie poświęcając swojej sylwetce większej uwagi.

– Kathan Bovis-Tor – odezwała się z wysokości szerokich schodów, patrząc na niego z góry. – Cóż za miła, choć niespodziewana, wizyta.

– Kathana Marr – odpowiedział równie oficjalnie, podchodząc. Jego oddech był równy, mimo wspinaczki po stromych schodach. Marr wiedziała, że pod obszerną szatą i pysznym płaszczem kryje się wielkie cielsko, a duża, nalana twarz, podwójny podbródek i gruba, miękka szyja zdają się wskazywać, że Kathan zupełnie nie przejmuje się swoją tuszą. Podejrzewała jednak, że ta otyłość to kolejny pozór i pod warstwami tłuszczu kryją się potężne mięśnie. – Potęgę twej twierdzy przyćmiewa tylko twoja uroda – dodał.

Jego dwaj uzbrojeni po zęby przyboczni stanęli dwa kroki z tyłu, gdy Kathanowie uścisnęli swoje przedramiona w formalnym powitaniu.

– Jestem w drodze do stolicy i nie mam wiele czasu, ale specjalnie nadłożyłem drogi, by się z tobą spotkać. Jest kilka spraw, które musimy omówić, zanim stanę przed Synem Słońca.

– To się dobrze składa, bo i ja nie mam ochoty na oficjalne uczty – odparła zimno. – Zjemy i porozmawiamy w moich

komnatach, jutro będziesz mógł ruszać dalej w drogę. Twoim przybocznym wystarczą kwatery oficerskie?

Jeden ze stojących z tyłu Władców, masywny wojownik o absurdalnie szerokich ramionach, skłonił się nisko, pobrzękując bogato zdobioną zbroją.

– My także nie przybyliśmy ucztować, pani. Kwatery oficerskie w zupełności wystarczą. Przyślij nam tylko…

– Ostatniemu głupcowi, który odezwał się do mnie niepytany, osobiście wyrwałam język. – Marr nawet nie odwróciła wzroku na oficera. – Nie nauczyłeś swoich ludzi milczeć, gdy Kathanowie rozmawiają? Kold!

Bovis-Tor wytrzymał jej spojrzenie, po czym z niesmakiem popatrzył na przywołanego krasnoluda. Za to jego przyboczny nerwowo przestąpił z nogi na nogę, jakby nagle zapragnął być gdzie indziej. Drugi z Władców nie powstrzymał złośliwego uśmiechu, najwyraźniej rad z poniżenia swego towarzysza.

– Odprowadzisz oficerów Kathana do ich kwater – rzuciła Marr do pochylonego w ukłonie Kolda. – Zadbaj, by niczego im nie brakowało. Bovis-Torze, dla ciebie kazałam przygotować najlepsze komnaty. Witaj na Skale.

*

– Zawsze wyróżniałaś się nietypowym gustem – rzekł Bovis-Tor, odkrawając kolejny kawał pieczeni – ale trzymać tak blisko siebie krasnoluda? Te karły wciąż nie są lojalne, zbyt boleśnie upadli.

Marr odsunęła talerz, dolała sobie wina do wysokiego pucharu. Nikt nie mógł przysłuchiwać się rozmowie dwojga Kathanów, zatem służba została za drzwiami i Władcy sami wybierali dania z wielkich półmisków, odsuwając puste naczynia na kraniec olbrzymiego stołu, przy którym siedzieli. Służący będą mogli je uprzątnąć dopiero, gdy Bovis-Tor skończy jeść, a Marr nie spodziewała się, by nastąpiło to niedługo.

Z niesmakiem obserwowała jego okrągłą twarz, nieustannie pracującą żuchwę i policzki, krople potu na łysej czaszce, ledwo skrywaną radość pojawiającą się w podkrążonych, ale bystro spoglądających oczach, gdy wkładał do ust kolejne kęsy.

– Kold to odszczepieniec i łajdak jakich mało, zupełnie niepodobny do reszty – odpowiedziała lekceważąco. – I całkowicie należy do mnie. To dzięki jego zdradzie zdobyliśmy Karak-Dur, a po tym reszta Gór Żelaznych musiała porzucić walkę i pokłonić się Imperatorowi. Za tę zdradę u swoich czeka go śmierć, u mnie ma szansę być użyteczny.

– Nie tak użyteczny, jak wspaniały han Drakhus. – Bovis-Tor oblizał palce z tłuszczu, uśmiechając się złośliwie. – Będzie nam go brakowało. Cóż tam się stało na Wybrzeżu? Co Drakhus tam robił?

– Nie pchaj paluchów tam, gdzie nie powinieneś, Bovis-Tor. – Marr nie odwzajemniła uśmiechu.

– Szkoda, że tej rady nie udzieliłaś Drakhusowi. Zdaje się, że zabrnął zbyt głęboko i tam, gdzie nie powinien, no i obudził smoka na klifach Wybrzeża Szkutników. Nie byłby to pierwszy raz, gdy twoje działania przynoszą więcej szkód niż pożytku. To ten smok pożarł Drakhusa?

– Zbyt szybko wyciągasz wnioski, nie byłby to pierwszy raz, gdy wyobraźnia prowadzi cię na manowce.

Nie spodziewała się, by Bovis-Tor miał w tej sprawie jakiekolwiek wiarygodne informacje. Tylko trzech żołnierzy spośród bezpośrednio obecnych przy śmierci Drakhusa przeżyło atak smoka i żaden z nich nie opuścił odtąd Skały. Osobiście ich przesłuchiwała, ale z ich chaotycznych zeznań trudno było zbudować spójny obraz wydarzeń. Opowiadali, że smok pojawił się nagle, spadł z nieba lub wyłonił się z cienia, może nawet wypełzł z jaskiń. Zgodni byli tylko co do tego, że ich han poległ w walce z tym potworem. Ale orkowie elitarnego oddziału Drakhusa potrafią trzymać język za zębami, a po operacji w Savonie wrócili bezpośrednio na Skałę.

– Może to był jakiś wielki ptak – dodała, wzruszając ramionami. – Wiesz przecież, że strach miewa wielkie oczy.

– Nie uda ci się tego zatuszować, Marr. – Fałszywy uśmieszek zniknął z twarzy Bovis-Tora. – To był smok. Spalił pobliski klasztor i zaatakował Savonę, dokonując licznych zniszczeń, zanim garnizonowi udało się go odegnać. Odleciał gdzieś na klify za miastem, być może do swojego gniazda lub jaskini, ale potem na jego ślad nie natrafiono. Pytam, co wiesz na ten temat. Co twoi ludzie robili na tych klifach?

– Nawet jeśli plotki o smoku są prawdziwe, to jest to kwestia bezpieczeństwa. Nie twoja działka, Bovis-Tor. Zajmij się swymi księgami i alchemią, wykop nowe dziury w ziemi, może coś tam znowu znajdziesz.

– Pierwszy widziany od wieków smok to jest moja działka, Marr.

Właśnie takiej wiedzy oczekuje ode mnie Imperator. Jeśli coś o nim wiedzieliście, powinienem być natychmiast poinformowany, może udałoby się go schwytać. – Bovis-Tor ze złością odepchnął od siebie talerz, mówił teraz niemal podniesionym głosem. – Wiem też, że wasi ludzie zlikwidowali ważną gildię kupiecką w Savonie.

Gildię, która od niedawna działała też w Burdorf, na moim terenie.

I u mnie w Burdorf pojmaliście znaczących kupców i wywieźliście tu, na Skałę, zamiast przekazać mojej namiestnicze Nazarze w Ter Slan! Nie mów mi zatem, że to nie moja sprawa!

Kathana uśmiechnęła się z zadowoleniem, obserwując, jak traci panowanie nad sobą. Rozparła się wygodnie na wielkim krześle, leniwie sączyła wino.

– Dostaniesz oczywiście raporty z przesłuchań. Gdy uznam, że czas je zakończyć. Na razie kupcy siedzą bezpiecznie w moich lochach, po wszystkim odeślemy Nazarze to, co z nich zostanie.

Bovis-Tor opanował się w jednej chwili, na jego okrągłą twarz znów wrócił złośliwy uśmieszek.

– Imperator nie będzie zadowolony, gdy o tym usłyszy, Marr.

Sądziłem, że wykażesz się rozsądkiem i przyjmiesz moją pomoc w sprzątaniu bałaganu, jakiego narobiliście z Drakhusem.

– Przygotuj sobie dobrą przemowę, zanim staniesz przed Synem Słońca. Tyle ciekawych historii do opowiedzenia.

O zamieszkach w twoim Burdorf i o tym, jak stanął handel, o straconych transportach i kolejnych opóźnieniach tego twojego kosztownego projektu w kamieniołomach. O rebelii Kratosa, której pozwoliłeś wymknąć się spod kontroli. Tyle ciekawych historii, Imperator będzie zachwycony. Ale nie mam na nie dzisiaj więcej czasu. – Wstała od stołu, klasnęła na służbę. – Dobrej nocy, Bovis-Tor. Życzę powodzenia w stolicy.

*

Ciemne, niemal ołowiane fale rozbijały się o kamienie u podnóża Skały. Ich jednostajny szum sprzyjał rozmyślaniom, a szary, mżysty zmierzch pasował do nastroju Marr. Za jej plecami trzech mężczyzn czekało na uwagę swej pani, klęcząc w tej samej pozycji, z dłońmi opartymi na jednym kolanie i pochylonymi głowami, w absolutnej ciszy. Dobrze wiedzieli, że nie należy przerywać skupienia Kathany.

– Kold – odezwała się wreszcie i krasnolud natychmiast podniósł głowę. – Tych trzech żołnierzy Drakhusa, którzy widzieli nadejście smoka. Zlikwidować.

– Tak, pani. – Nawet nie odwracając się od okna wiedziała, że czarny krasnolud się uśmiecha. – A przeor Zaherux? Nie sądzę, by jeszcze powiedział nam coś więcej.

– Na razie utrzymuj go przy życiu. Ale tamtymi trzema zajmij się od razu. Tylko dyskretnie, Kold, nie chcę kolejnych pomruków w garnizonie, to w końcu bohaterowie osobiście wybrani przez Drakhusa. Idź.

Krasnolud podniósł się, skłonił i szybkim krokiem opuścił komnatę. Kathana odwróciła się wreszcie od okna, oparła o parapet.

– Stallo. – Szczupły człowiek spojrzał na nią wyczekująco.

– Wciąż czekam na van Thorna w łańcuchach, tu na moim dywanie.

– Potwierdziliśmy ustalenia hana Drakhusa, pani. Z całą pewnością Magister Gildii Kupców Korzennych i Jedwabnych był jednocześnie przywódcą Nocnych Cieni. Niestety, przed atakiem na klasztor i gildię zniknął i ślad po nim zaginął. Ale zajmują się tym moi najlepsi ludzie, jeśli żyje i ukrywa się gdzieś w Imperium, to tylko kwestia czasu, jak wpadnie w nasze ręce.

– Jeśli żyje? – Podeszła do niego w trzech krokach, uderzyła wierzchem dłoni w twarz, na odlew, siła ciosu przewróciła klęczącego szpiega. – Myślisz, że smok pożarł go razem z Drakhusem? Zbyt długo jesteś szpiegiem, by liczyć na szczęśliwe przypadki, Stallo! On żyje i ma coś wspólnego z tym smokiem, ma odpowiedzi, które chcę poznać. Przyprowadzisz mi go albo sam skończysz w kajdanach.

Stallo podniósł się znów na kolana, ucałował dłoń Kathany.

– Moje życie w twoich rękach, pani.

– Dosyć – odepchnęła jego twarz lekkim klepnięciem. – Jak zamierzasz go znaleźć, skoro nie masz żadnych pewnych tropów?

– Pójdziemy za kupcami, pani. – Szpieg szybko się opanował, otarł rozciętą wargę i znów jego spojrzenie błyszczało inteligencją. To w nim lubiła. – Wprawdzie niewiele wiedzą, ale może van Thorn skontaktuje się z którymś z nich. Może potrzebować zasobów.

– Od razu lepiej, Stallo. Dajcie znać rodzinom kupców, że mogą ich wykupić. Potem zarzuć swoje sieci i obserwuj. A co z Gorathem?

– Był w siedzibie Cieni podczas ataku, ale nie znaleźliśmy jego ciała…

– Dobrze wiemy, że żyje – odezwał się milczący dotąd Hengfisk.

– Tak. – Kathana skinęła głową. – Żyje, choć nie wrócił do nas. Wciąż Wieża Bractwa Oświeconych?

– Tak, pani. – Czarownik podniósł głowę. Jego ślepe, zupełnie białe oko drgało lekko. – Duchy się nie mylą. Nie ruszył się stamtąd od dwudziestu dni.

– To nie w jego stylu – Marr mruknęła w zadumie – nie usiedziałby w miejscu, chyba że jest uwięziony. Miał tam, zdaje się, kogoś znajomego, Stallo?

– Magistra Evelona, przyjaźnili się przed laty – odpowiedział bez zwłoki. – Ale nie kupuję tego uwięzienia, pani. Oni tak nie robią, po co mieliby go trzymać w lochu prawie trzy tygodnie?

– By zdobyć wiedzę o smoku – podpowiedział Hengfisk.

– Powiedziałby im od razu. – Wzruszył ramionami Stallo.

– N2ie trwałoby to tak długo. Już by go dawno zabili lub wypuścili.

– Zrobili dubla. – Marr pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Bezczelni, świętoszkowaci dranie postanowili wywieść mnie w pole.

– Kopię jego esencji, pani? – Głos Hengfiska był pełen wątpliwości. – To bardzo kosztowna operacja, dlaczego…

– Byśmy nie mogli go namierzyć – przerwała Marr. – Chcą przed nami coś ukryć, coś, co on wie. A skoro wciąż żyje, to znaczy, że jest im jeszcze do czegoś potrzebny.

– Wysłali go z jakąś misją, a nas chcieli zmylić tym dublem – domyślił się Stallo. – Muszą zapłacić za taką bezczelność.

– Na to jeszcze za wcześnie, sprytne dranie wiedzą, że nie mogę ich ruszyć bez zgody Imperatora. Mają poparcie ludu i starych świątyń, Syn Słońca uważa, że są pożyteczni. Nie wejdę z nimi w otwarty konflikt z tak błahego powodu jak Gorath.

Nalała sobie brandy do szklanki z ciętego kryształu, popatrzyła na złocisty płyn.

– Zaginiony mistrz Cieni, zdradziecki agent, interesy kupców, machinacje Oświeconych, wreszcie smok. I w tym wszystkim węszy Bovis-Tor. Chyba czas, bym porozmawiała sobie z Magistrem Evelonem.

Redakcja:

 Joanna Czarkowska 

Korekta: 

Anna Grzeszczyk

Projekt okładki: 

Joanna Widomska 

Opracowanie mapy:

Julia Cierniak

Layout, skład i łamanie: 

Paweł Czarkowski 

Wydanie I, Warszawa 2023

ISBN 978-83-66767-38-6 

Copyright © by Janusz Stankiewicz, Warszawa 2023

Copyright © for all editions by Wydawnictwo Alegoria sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydawnictwo Alegoria sp. z o.o. 

Tel. 600 762 716

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwo-alegoria.pl

druk i oprawa: Totem Sp. z o.o., Inowrocław

Skład wersji elektornicznej:

Paweł Czarkowski