Survival War tom 2 - Johnny Walker, Mark Mossberg - ebook

Survival War tom 2 ebook

Johnny Walker, Mark Mossberg

3,5

Opis

Późna wiosna i początek lata roku 2012. Zaraza Solan obejmuje coraz większe obszary Azji, Europy, a nawet Ameryki. Także na ziemiach polskich dochodzi do skażeń ludności w wyniku przeniknięcia wirusa z zagranicy. W obliczu zagrożenia biologicznego bytu narodu coraz bardziej realną groźbą pandemii wirusa Solan wojskowi puczyści całkowicie odsuwają od władzy nieudolne i zachowawcze władze cywilne i wprowadzają stan wojenny. Rządy obejmuje junta wojskowa, Polska zostaje objęta całkowitą militaryzacją. Polacy przygotowują się do wojny totalnej. Setki amerykańskich doradców i instruktorów szkolą polskich rekrutów.

Jakie będą losy głównych bohaterów powieści? Czy Johnnie sprawdzi się jako dowódca wysokiego szczebla? Czy ustabilizuje swe życie osobiste? Czy piękna Wendy Grant znajdzie wśród polskich sojuszników przyjaźń i koleżeńską życzliwość? Czy upragniony przez nią mężczyzna odwzajemni miłość romantycznej dziewczyny ? Na te i inne pytania odpowie tom 2 powieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 720

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (44 oceny)
13
10
11
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Johnny Walker Mark Mossberg

Survival War

[Wojna o przetrwanie]

Część II

Powieść fantasy zainspirowana dziełami Maxa Brooksa:

„World War 2”

oraz „The zombie survival guide”

Rozdział IV Wendy

Część 1. Doradca wojskowy

Wiadomości agencyjne

TVP 3 INFO, 17.05.12, Wiadomości, godz. 19:00

[…] Jak donoszą korespondenci ze Śląska Opolskiego, od wczesnych godzin przedpołudniowych na południowy wschód od Opola mają miejsce tajemnicze działania wojskowe, w których udział bierze co najmniej dwa tysiące żołnierzy dysponujących czołgami, wozami opancerzonymi, a nawet oddziałami konnicy. Wojsko zablokowało dla ruchu cywilnego drogę przejazdową na trasie Strzelce Opolskie – Opole, tj. szosę nr 94, na którą nie można się wydostać ze Strzelec, gdyż żandarmeria tamtejszego garnizonu kieruje wszystkie samochody cywilne na objazd innymi drogami. […] Jak dotąd żadnemu z naszych dziennikarzy nie udało się skontaktować z przedstawicielami władz wojskowych odpowiednio wysokiego szczebla, aby wyjaśnili, co faktycznie dzieje się w okolicach Opola. również przedstawiciele Zjednoczonego Sztabu Generalnego w Warszawie odmawiają komentarzy w tej sprawie, powołując się na zasady bezpieczeństwa państwa. Przedstawiciele Dowództwa ii Korpusu w Opolu są nieuchwytni dla mediów. Jednocześnie dostrzeżono, że zachodnia część Opola, zwana Zaodrzem, jest obsadzona przez silne oddziały amerykańskie. Żołnierze US Marines patrolują ulice, a w szczególności kontrolują pojazdy usiłujące dostać się do miasta od strony zachodniej. Budzi to uzasadnione podejrzenia, że w okolicach Opola mogło dojść do aktów sabotażu lub dywersji mających związek z atakami terrorystycznymi wymierzonymi we władze państwowe, do jakich doszło wczoraj w stolicy […].

TVP 1 Wiadomości, wydanie specjalne, godz. 22:00

Pierwszy atak zombies w Polsce! Jak się okazuje, operacja wojskowa prowadzona od kilkunastu godzin na wschodnich obrzeżach Opola i w okolicznych wioskach jest wymierzona nie w dywersantów czy terrorystów, ale ma za cel zlikwidowanie dużej grupy ludożerczych mutantów, która w godzinach przedpołudniowych usiłowała wtargnąć do wschodnich przedmieść Opola zwanych Grudzicami. Silne oddziały wojska zdołały odeprzeć ten atak, zabijając około tysiąca mutantów. Pewna ilość zombies zdołała jednak rozproszyć się po okolicy; niektóre ich grupki prawdopodobnie zaatakowały mieszkańców wiosek leżących na trasie Opole – Strzelce Opolskie. Jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnych potwierdzonych informacji o liczbie możliwych ofiar ataku potworów. Pewny jest tylko fakt, że dowództwo garnizonu opolskiego potraktowało zagrożenie bardzo poważnie i skierowało do zwalczania mutantów znaczne siły wojskowe, w tym zmotoryzowane i… konne jednostki Karabinierów. Na jutro, na godz. 9.00 zapowiedziana jest w sprawie tych wydarzeń konferencja prasowa w Sztabie Generalnym WP w Warszawie […].

* * *

No i co, Chris, co ja mam zameldować Samowi w związku z dzisiejszymi wypadkami? – zapytał z pełną niesmaku miną pułkownik Wilson.

Cóż, najlepiej przekaż mu prawdę – odparł z niewinnym uśmiechem zapytany.

Nie bądź taki dowcipny! – warknął Dowódca Zgrupowania. – To, co się dziś zdarzyło, to nie jest powód do żartów. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie – jeśli do wiadomości naszej administracji prezydenckiej dotarłaby informacja, że funkcjonariusze polskich służb specjalnych sami wypuścili na wolność prawie tysiąc zetów, mało tego, że usiłowali przemycić prawie dwieście śmierdzieli w kontenerze do centrum stutysięcznego miasta, żeby ich poszczuć na bezbronnych ludzi i wywołać panikę, pomyśl sam chłopie, jak by to przyjęli politycy w Stanach, zwłaszcza ci politycy partii opozycyjnej, którzy krytykują Prezydenta za sam fakt angażowania naszych sił wojskowych za granicą. i jakby mógł dostać za to po głowie Sam Hood, gdyby wyszło na jaw, że koncepcja udzielenia pomocy wojskowej Polsce w takich rozmiarach jest jego autorstwa. Wolę o tym nie myśleć, a tobie polecam, mądralo, żebyś wykombinował przez noc taką wersję oficjalną, w której winą za sprowadzenie do Polski i wypuszczenie tych zetów pod Opolem można będzie obarczyć jakichś możliwych do przyjęcia „normalnych” terrorystów albo ja wiem, jakąś mafię rosyjską czy chińską… Wszystko jedno.

No i dobrze, Jared, tobie rozkazywać, mnie wykonać – zgodził się posłusznie Taylor. – Tylko mi pozwól nawiązać w tej sprawie kontakt z Marko, to jest lepszy cwaniak od spraw wywiadu, partner w sam raz dla mnie, no i jest specem od „legendowania”1. Przez noc i przy butelce na pewno coś wymyślimy.

a jak całą sprawę, no wiesz, tych zatrzymanych pod Chmielowicami, przyjął Johnnie?

Mogę ci tylko powiedzieć, że źle, dla niego to też problem. ale o Johnniego to ja bym się najmniej martwił. Mam nieodparte wrażenie, że nasz polski przyjaciel sprawdza się w działaniach… powiedzmy… niekonwencjonalnych lepiej, niż moglibyśmy zamarzyć. Z tego, co po „bitwie” przekazał mi Bill, a rozmawiałem z nim tylko przez chwilę i to raczej w scenerii dość głębokiego pleneru, Johnnie ma wybitny talent dowódczy, zwłaszcza taki… powiedzmy… niepodręcznikowy. Jest dobry zwłaszcza tam, gdzie trzeba improwizować i jak to się mówi, walić wroga w łeb tym, co akurat wpadnie w rękę. W ściśle wojskowym znaczeniu Johnnie to pioruński amator, no ale uzdolniony, pełen inicjatywy i przy tym odważny aż do przesady. Będziemy mieli z niego pociechę, jak dojdzie do prawdziwej wojny „Z”. Tymczasem ty rób swoje i przekaż staruszkowi Samowi raport… umiarkowanie optymistyczny. a przy okazji – czy to prawda, że nasza mała Wen od jutra przechodzi pod komendę Johnniego?

Prawda, chociaż to ponoć zależy od wyniku rozmowy kwalifikacyjnej…

G…o prawda, taka tam rozmowa, śmiej się z tego. Ona mu tylko wymownie spojrzy w oczy, a wiesz, jak ta bestyjka potrafi to zrobić, i on będzie odtąd pod jej komendą, he, he, he.

Raport z przebiegu operacji defensywno-oczyszczającej przeprowadzonej w dniu 17.05.12 na płd.-wsch. obrzeżach Opola przez wydzielone jednostki 10 DP Armii Ochotniczej i 7 Pułku Karabinierów. Tylko w jednym egzemplarzu! Tylko do rąk Naczelnego Dowódcy Armii Ochotniczej, gen. dyw. S. Plickiego! Materiał ściśle tajny! [fragmenty raportu]

[…] W dniu dzisiejszym przed godziną 11.00 nastąpił atak dużej grupy zombies na pozycje szkolących się na leśnej strzelnicy pod miastem trzech kompanii wchodzących w skład 9 Pułku Karabinierów. Atak mutantów zaskoczył całkowicie warty wystawione przez dowódcę ćwiczących jednostek; przyczyna zaskoczenia prozaiczna – zwyczajny brak ostrożności i oczywiste zaniedbania posterunków wartowniczych, niski poziom wyszkolenia młodych żołnierzy itp. Jednakże w wyniku odkrycia obecności zombies w lasach przylegających do terenu strzelnicy udało się zawczasu zorganizować obronę i w ten sposób doszło do bitwy obronnej – a raczej do potyczki, zważywszy na rozmiary – która miała trzy następujące po sobie etapy: […].

Przedstawiony wyżej przebieg bitwy pozwala na przyjęcie następujących wniosków:

Po pierwsze: pojedynczy zombie nie jest zbyt silny fizycznie, a z pewnością znacznie mniej zręczny i sprawny niż przeciętny człowiek, jednak przewyższa istotę ludzką bezwzględnością, zawziętością i konsekwencją w działaniu. Ponieważ jego zachowanie wynika z realizacji najprostszych instynktów, zombie nie ma momentów zawahania, nie można go odstraszyć, nie podlega też zmęczeniu fizycznemu ani psychicznemu, a w ostatniej fazie ataku potrafi być bardzo szybki. Można powstrzymać go w jeden sposób – zabić poprzez zniszczenie mózgu strzałem w głowę lub silnym ciosem ciężkiego narzędzia, rozbijającym czaszkę.

Reasumując: odważny i konsekwentny człowiek zawsze pokona zombie, o ile posługuje się dobrą bronią sieczną lub obuchową albo sprawnie działającą bronią palną.

Po drugie: ponieważ zombies przedstawiają największe zagrożenie, atakując zbiorowo, pojedynczy człowiek, nawet posługujący się sprawną i nowoczesną bronią palną, nie ma szans obronić się przed ich większym zgrupowaniem, gdyż zawziętość mutantów nie da mu czasu na przeładowanie broni. Dlatego pewność pokonania większych grup potworów zapewnia jedynie współdziałanie w ramach uzbrojonych i zdyscyplinowanych zespołów ludzkich, najlepiej oddziałów wojskowych lub paramilitarnych. Niezbędne jest zachowanie odpowiedniej dyscypliny prowadzenia ognia ciągłego, użyteczne jest też wspomaganie oddziałów piechoty przez sprzęt ciężki – pojazdy opancerzone. Należy jednak nie zapominać, że użycie ciężkiego sprzętu przeciw zombies może mieć znaczenie tylko pomocnicze, a nie zasadnicze. Ponieważ dotąd nie rozpoznano w sposób należyty możliwości rozszerzenia się zarazy Solan, należy unikać niekontrolowanego rozrzucania lub rozdrabniania zwłok mutantów przez użycie pocisków artyleryjskich, zwłaszcza ciężkiej artylerii, lub miażdżenia zwłok przez ciężki sprzęt, np. gąsienice czołgów. Jedynym pewnym sposobem doszczętnego zniszczenia dowolnej grupy mutantów jest zabicie wszystkich osobników tej grupy, a następnie utylizacja ich zwłok, najlepiej przez ich spalenie. Tak precyzyjnego wykonania zadania może dokonać jedynie piechota lub kawaleria. Ciężki sprzęt, jak czołgi, transportery i samochody opancerzone lub śmigłowce, może pełnić jedynie rolę wspierającą.

Po trzecie: pragnę zwrócić uwagę Pana Generała na oczywiste wnioski wypływające z okoliczności operacji grudzickiej – dobrze zorganizowana grupa dywersantów ma możliwość posłużenia się ujętymi „żywcem” mutantami jak ładunkiem broni biologicznej, którą można przerzucić dość łatwo w gęsto zaludnione tereny, np. w centrum dużego miasta, i spowodować uwolnienie się grupy zombie, co może doprowadzić do dużego zamieszania, wprowadzenia na tyłach wojska elementów trudnej do opanowania paniki i aktów terroru wobec skupisk ludności cywilnej, a co najważniejsze powstawania kolejnych źródeł zarazy Solan klasy I, a nawet II. […]

W miarę uzyskania dalszych danych z rozwoju operacji oczyszczająco-prewencyjnej, która jeszcze trwa, sporządzę raport uzupełniający. […]

Podpisano: T. Kurnatowski, gen. bryg.

CNN NEWS, 17.05.12, godz. 22.00

[…] Wszystkie stacjonujące w bazach na terenie zachodniej Polski jednostki US Army i US Marines zostały postawione w stan podwyższonego pogotowia bojowego w związku z informacjami o rzekomym pojawieniu się źródeł skażenia zarazą Solan na terenie Dolnego Śląska, a konkretnie na wschód od miasta Opole. Zagrożenie wydaje się traktowane poważnie przez dowództwo amerykańskie, pomimo że polskie władze wojskowe powstrzymują się od dokładnego informowania mediów na temat sytuacji panującej na terenach zagrożonych epidemią. Tymczasem najważniejszym pytaniem, jakie stawiają dziennikarze, jest wyjaśnienie, dlaczego w ogóle doszło do powstania źródła skażenia w zachodniej części Polski w sytuacji, gdy jak dotąd oddziały specjalne wojsk amerykańskich prowadziły rozpoznawanie tego skażenia i zwalczanie jego źródeł na terenie Wschodniej i Środkowej Azji? […]

*

Wendy była śmiertelnie przerażona i na próżno usiłowała znaleźć wyjście z matni, w której się znalazła. Czołgała się bezradnie po podłodze, krwawiąc obficie z rozbitego nosa i przeciętych warg, spuchnięte koszmarnie po podbiciu lewe oko pulsowało tępym bólem i rzecz jasna nie spełniało dobrze swej roli jako narząd wzroku. Tymczasem dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na to, aby choć na chwilę stracić z pola widzenia swego prześladowcę, który zbliżał się niespiesznym krokiem z drugiego pokoju, skąd przed chwilą dobiegały odgłosy przewracania mebli i tłuczenia szkła. Miała świadomość, że żyje dotąd tylko dlatego, że bezlitosny dręczyciel nie potrafi w pełni skontrolować swego zachowania za sprawą nadmiernego zażycia „śniegu”, którego hojną dawkę w postaci dwóch kresek2 wciągnął do nosa na samym początku zajścia, zaraz po wtargnięciu do jej mieszkanka. Od czasu do czasu pobudzany działaniem narkotyku mężczyzna wpadał w morderczą, ślepą furię i wyładowywał nadmiar adrenaliny przez demolowanie sprzętów domowych.

Wendy nie miała złudzeń, że oprawca nie skupi w końcu uwagi na niej samej; nie oszczędzał jej ani przez litość, ani ze względu na uczucie, ani przez wzgląd na jej stan – po prostu będąc świadomy swej przewagi fizycznej, nie chciał ofiary przedwcześnie zatłuc.

Najwidoczniej przeznaczył dla niej śmierć dużo cięższą i boleśniejszą. Taką, którą będzie się mógł podelektować. Naćpany czy nie – na jego litość czy współczucie nie mogła liczyć. Jedyną jej szansą było zagadać go, grać na zwłokę, liczyć na to, że z zewnątrz przyjdzie jakaś pomoc. usiłowała usiąść, ale tylko jęknęła, czując piekielny ból złamanego żebra; spojrzała z rozpaczą na swój brzuch, groteskowo powiększony przez siódmy miesiąc ciąży. Tymczasem młody i barczysty mężczyzna był już o krok od niej i przykucnął, przyglądając się swej ofierze ze złośliwym uśmiechem. W prawej dłoni trzymał ostry jak brzytwa nóż bojowy, którym nonszalancko wymachiwał.

No i co, kochanie, dobrze się czujesz? – zapytał z wyraźną drwiną w głosie. – Przyznasz, że ja zawsze wiedziałem, co zrobić, żeby ci „zrobić dobrze”. Gdzie byś znalazła sobie drugiego takiego faceta jak ja? a może masz ochotę sobie pokrzyczeć, co? Krzycz, skarbie, krzycz na zdrowie, nikt cię tej nocy nie usłyszy. Na dworze burza z piorunami, Bill na poligonie o kilkadziesiąt mil stąd, do sąsiadów za daleko, bo twój domek stoi na uboczu bazy… Nikt mi nie będzie przeszkadzał w zrobieniu z tobą tego, na co od dawna zasługujesz.

Clay – jęknęła Wendy, czując na przemian to mdłości, to nie-znośny ból tułowia, głowy, piersi, ramion, słowem wszystkich tych części ciała, których dosięgły tej nocy twarde pięści mężczyzny. – Clay, zlituj się, jeśli nie nade mną, to chociaż nad dzieckiem. To już prawie ósmy miesiąc… Pozwól mi żyć chociaż do chwili, kiedy będę mogła urodzić…

Czy ty masz mnie za głupiego, Wen? – Clay zaśmiał się ironicznie. – Mam ci teraz odpuścić, żebyś mogła urodzić tego bachora? Po prostu darować ci życie, bo już drugi raz nie zdołam się do ciebie zbliżyć? Nic z tego, moja droga, zapłacisz mi teraz za wszystko! a skąd mam niby wiedzieć, że to jest naprawdę moje dziecko, a nie na przykład tego goryla Neda, który cię pewnie pieprzył, ile razy mnie przy tobie nie było? a ty go zawsze broniłaś, mówiąc, że to tylko twój przyjaciel. Też coś! Przyjaźń między kobietą a mężczyzną – głupiemu to gadaj!

Clay, zrozum, że to prawda – jęczała słabym głosem Wendy, czując, że krew znowu zaczyna jej płynąć z nosa; rana musiała być większa, niż uprzednio sądziła. – Ned to naprawdę przyjaciel mój i mojego ojca, zna mnie od czasu, gdy miałam dwanaście lat. Przysięgam, że to dziecko jest twoje, nigdy cię nie zdradziłam. Odeszłam, dlatego że się ciebie bałam, kiedy mnie biłeś po pijanemu lub naćpany dostawałeś białej gorączki. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nie mogłam już ryzykować, że dziecku coś się stanie… Dlaczego mi to robisz, Clay? Przecież mnie kochałeś, tyle razy mi to powtarzałeś…

a teraz tylko cię nienawidzę, ty dziwko! – wrzasnął młody mężczyzna. – Co ty sobie myślałaś, ty nędzarko z gór, że mnie możesz tak po prostu porzucić!? To ja ci dałem nazwisko i status mężatki, a ty się na mnie wypięłaś! W dodatku twój cholerny tatuś ośmieszył mnie przy wszystkich kumplach z bazy, bo spuścił mi publicznie łomot i nikt mu za to nic nie zrobił. a ja leżałem dwa tygodnie w szpitalu i nos będę miał krzywy do końca życia! No, ale nic, z Billem porachunki będę miał wyrównane, już on nie wróci żywy z tych ćwiczeń w „Diabelskim lesie”. a z tobą załatwię porachunki już teraz, wytłukę z ciebie tego bachora, o którego nie dbam – i tak sędzia dałby mi zakaz zbliżania się do niego. a jak z tobą skończę tym oto kozikiem, nie będziesz już potrzebowała lekarza, tylko koronera3!

W nagłym przypływie pasji Clay z rozmachem kopnął żonę w brzuch i z satysfakcją przyglądał się, jak dziewczyna ze zwierzęcym skowytem zwija się w kłębek. Przez jakiś czas patrzył na drobną wijącą się postać, a później odszedł na chwilę w kierunku stołu, usypał sobie nową „kreskę” i wciągnął ją łapczywie nosem, czując, jak kokaina eksploduje w jego mózgu. Ta chwila wystarczyła, aby Wendy poczuła dla siebie minimalną szansę. Kiedy zwijając się od okropnego bólu, przypadkowo położyła rękę w pobliżu szczątków rozbitej w drobny mak szafki nocnej, wyczuła pod palcami znajomy kształt nagumowanej rękojeści. Nagle odczuła szarpnięcie bólu straszniejsze od dotychczasowych, po udach obficie popłynęła jej krew. Jęknęła głucho, domyślając się, co to oznacza. Ten jęk na nowo ściągnął na nią uwagę naćpanego i agresywnego męża. Clay, bełkocąc coś bez związku, doskoczył do swej ofiary i brutalnie chwycił ją za włosy, a podnosząc do pozycji półsiedzącej, spojrzał na rozlewającą się pomiędzy nogami dziewczyny kałużę krwi.

Widzę, że z bachorem już koniec, to dobrze. ale nie myśl sobie, dziwko, że dam ci tak cicho i spokojnie zgasnąć… Skoro jesteś taka pobożna, to się przeżegnaj! Zarżnę cię teraz jak prawdziwą świnię! – Jego ręka z nożem uniosła się do ciosu i…

Obudził ją własny przeraźliwy krzyk. usiadła gwałtownie na pościeli, wciąż czując ostrze noża w brzuchu i okropny ból wewnętrznych obrażeń wywołanych okrutnym pobiciem przez mężczyznę, który miał być dla niej najbliższą istotą na świecie, a stał się potworem z sennego koszmaru. i zrozumiała, że ten koszmar nie trwa na jawie, że jest to kolejna wersja nawiedzających ją od ponad sześciu lat strasznych snów, że w tej chwili nie krwawi z żadnych ran, że jest w swojej izbie żołnierskiej wśród zbudzonych ze snu koleżanek… Była mokra od potu, a mimo to dygotała z zimna. Wokół rozległy się zaspane i rozdrażnione głosy pięciu sublokatorek dzielących z nią izbę. Tuż obok zmaterializował się kształt wiotkiej dziewczęcej sylwetki w długiej białej nocnej koszuli; poczuła na ramieniu dotknięcie delikatnej dłoni. rozpoznała Jessikę, koleżankę z sekretariatu.

Nic ci nie jest, Wen? – zapytała serdecznym głosem mała brunetka, patrząc z troską na przyjaciółkę. – Znowu masz ten sam koszmar co wtedy? To już trzeci raz w tym miesiącu!

To nie ten sam koszmar, tylko jeszcze gorszy – westchnęła ze smutkiem Wendy. – ale nic, dzięki za troskę, Jess… Przepraszam was wszystkie, dziewczyny, nie chciałam…

Wendy, do cholery! – wrzasnęła z łóżka pod oknem pulchna, piersiasta blondyna, nie dając jej dojść do głosu. – Czy jest trochę prawdy w tych plotkach, że masz angaż do Hollywood i teraz ćwiczysz do remake’u horroru „Nawiedzony dom”? Może byś jednak pamiętała, że tu mieszkają normalni ludzie pracy, którzy potrzebują wyspać się parę godzin w nocy. Nie każda z nas jest taka eteryczna jak ty, pani artystko!

Przepraszam was jeszcze raz, dziewczyny, a szczególnie ciebie Abigail – powtórzyła z wyraźną udręką Wendy. – Wiem, że okropnie krzyczę po nocach, ale starajcie się mnie zrozumieć, nie życzyłabym żadnej z was takich przeżyć, przez które mam teraz nerwicę. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy…

Jak możesz coś obiecywać, skoro sama twierdzisz, że nad tym nie panujesz? Dziewczyno, ty powinnaś się leczyć w szpitalu dla psychicznych, a nie służyć w oddziałach bojowych. Jeszcze kogoś zabijesz, w tym stanie jesteś groźna dla otoczenia… – jazgotała niezmordowanie Abigail do momentu, gdy padł na nią cień jakiejś wysokiej postaci.

Zamknij się, Abby, i to zaraz – syknęła cicho, ale złowieszczo wysoka, atrakcyjna czarna dziewczyna; na jej kształtnych ramionach niepokojąco zagrały budzące respekt muskuły. – Pleciesz, jakbyś nie wiedziała, jaką tragedię przeżyła nasza koleżanka. Jeszcze raz tak się odezwij do Wen albo ją nazwij świruską, to będziesz miała ze mną do czynienia, ty kancelaryjna myszo!

Trzydziestoletnia Beverly McMasters była starszym sierżantem w oddziałach desantowych Marines, miała świetne wyszkolenie i sławę osoby, u której diablo blisko było od słów do czynów. Była nie tylko najstarszą, ale i najsilniejszą mieszkanką tej części koszar i inne dziewczęta nie zamierzały zawierać bliższej znajomości z jej pięściami. Dotyczyło to także pyskatej Abigail, która skorzystała z dobrej rady i zamknęła się, nakrywając głowę kołdrą. Beverly kucnęła przy pryczy roztrzęsionej Wendy i pocieszającym gestem pogłaskała ją po policzku, na którym były jeszcze ślady łez.

No co, malutka, już dobrze? – zapytała z uśmiechem.

Tak, już wszystko w porządku, uspokoiłam się – odpowie-działa Wendy, patrząc z sympatią na czarnoskórą koleżankę. – Dzięki za pomoc, Bev, i w ogóle za twoje serce, zawsze mogę liczyć na takie fajne kumpele jak ty i Jess…

Nie ma sprawy, zawsze do twoich usług, laleczko. – Czarna dziewczyna zaśmiała się, mrugając porozumiewawczo. – Przecież ja tobie też co nieco zawdzięczam. Bez twoich fantastycznych masaży zdechłabym z bólu pół roku temu, gdy się nabawiłam tej paskudnej kontuzji po skoku z kręciołka. ale wydaje mi się, że ty naprawdę potrzebujesz dziś pomocy. Patrz, jest dopiero druga w nocy i obawiam się, że nie zaśniesz już ze zdenerwowania. a przecież sama wczoraj mówiłaś, że masz dzisiaj jakieś piekielnie ważne spotkanie z nowym dowódcą, coś, co zadecyduje o tym, czy wrócisz na dobre do oddziałów bojowych. Pamiętam, że wczoraj wróciłaś ze szpitala prawie o dwunastej taka padnięta, że aż żal było na ciebie patrzeć. To musiała być jakaś ciężka operacja, przyznaj!

Tak, byłam wczoraj na ostrym dyżurze i asystowałam, zresztą jako jedna z kilku pielęgniarek, doktorowi Johnsonowi. To był chłopak z kompanii transportowej po paskudnym wypadku drogowym, zresztą nie przeżył. – Wendy westchnęła ciężko. – a przyznaję, że sen by mi się przydał, mam jutro bardzo ważną rozmowę kwalifikacyjną z samym generałem, może dostanę stanowisko doradcy – specjalisty przy polskich oddziałach pierwszorzutowych. To by było coś. Muszę wyglądać rano ładnie, wiesz, o co mi chodzi, żadnych worków pod oczami…

Beverly podbiegła do swojej szafki i zaraz wróciła, trzymając w ręku opakowanie jakichś lekarstw, które wręczyła zaskoczonej przyjaciółce.

Zażyj dwie kapsułki, Wen, i popij wodą. To rewelacyjny środek nasenny, usypia natychmiast. Śpisz po nim jak niemowlę i głowa cię nie będzie rano boleć. Wstaniesz i zrobisz się na bóstwo, jak to ty potrafisz.

Tylko koniecznie zbudźcie mnie o piątej – zastrzegła się Wendy. – Nie mogę ryzykować spóźnienia, spotkanie mam na punkt ósmą.

Spokojna czaszka, gwarantuję ci, że się jutro nie spóźnisz, a na tym spotkaniu zrobisz furorę – uspokoiła przyjaciółkę Beverly.

18.05.12, godz. 7.40

Słuchaj, Johnnie, musimy koniecznie dziś porozmawiać i to jeszcze przed południem – generał usłyszał w słuchawce głos pułkownika Wilsona.

Ja też tak myślę, Jared – odpowiedział. – Chyba obaj się zgadzamy, że temat tej rozmowy jest dość oczywisty. Chodzi o tych facetów, których wasi chłopcy zgarnęli na Chmielowicach.

Zgadzam się. ale moim zdaniem najpierw powinieneś porozmawiać z Chrisem, on zna sprawę dużo lepiej niż ja, można by rzec – „od kuchni”. Najpierw uzgodnij z nim konieczne szczegóły, a później my dwaj ustalimy ostatecznie, jak tę całą hecę przedstawić naszym szefom. No to do zobaczyska, Johnnie, mam w „firmie” od groma roboty, a myślę, że i ty też. Co powiesz na godzinę jedenastą?

No, nie wiem, może się wyrobię, ale mam dziś ważne sprawy, na przykład spotkania z moimi nowymi doradcami… Wiesz, o kogo mi chodzi… lepiej bądźmy w kontakcie telefonicznym.

Po zakończeniu rozmowy Johnnie z uporem godnym lepszej sprawy usiłował wykorzystać kwadrans, jaki mu jeszcze został do ósmej, aby pomniejszyć choć trochę stos niezałatwionych papierzysk, zalegających na jego olbrzymim biurku od przedwczoraj, jednak te heroiczne wysiłki na nic się zdały. Mniej więcej za pięć ósma do jego gabinetu wpadł – jak zwykle bez pukania – Bill Grant, wykazując oznaki niezwykłego jak na niego zaniepokojenia. Spojrzał na generała jakoś dziwnie i odezwał się porywczo:

Słuchaj, Johnnie, o czymkolwiek mieliśmy dziś ze sobą rozmawiać, przełóżmy to na później. Zresztą będę miał pewną propozycję, co do której się wypowiesz, ale teraz wysłuchaj mnie, to pilne!

Oczywiście, Bill, porozmawiamy, o czym zechcesz. Tylko powiedz, gdzie jest Wendy, miała przecież być tu razem z tobą…

Właśnie o nią mi chodzi, musimy sobie wyjaśnić pewną rzecz związaną z osobą mojej córki. Widzisz, ona ma kłopoty…

Coś złego się jej przytrafiło? Jest chora? a może miała wypadek? – zaniepokoił się Johnnie.

Nic z tych rzeczy – uspokoił go komandos. – Wen nie przy-była ze mną, bo ma pewne problemy z dotarciem tu ze swych koszar, jakieś poważne korki na Zaodrzu, czy coś w tym stylu. rzecz w tym, że spóźni się na wyznaczoną przez ciebie godzinę spotkania i to ją bardzo zestresowało. Dzwoniła do mnie jakieś pięć minut temu, że jej jeep utknął w korku na Niemodlińskiej, bo był tam jakiś wypadek i wasza żandarmeria wstrzymała ruch w obie strony mostu nad Odrą. udało jej się wydostać z korka i przez ulicę Partyzancką wyjechać na obwodnicę za miastem, ale objazd zajmie jej dobre pół godziny, bo i tam jest tłoczno, nawet jeśli będzie pędzić jak szalona. Co gorsza, pod koniec rozmowy zorientowałem się, że chyba jej komórka pada, no i faktycznie musiała „zdechnąć”, bo nagle utraciłem z nią łączność i nie mogę jej dotąd odzyskać. Musi teraz bardzo denerwować się z powodu tej sytuacji…

Chwileczkę, Bill – przerwał niecierpliwie Johnnie. – Czy sugerujesz, że stało się jakieś straszne nieszczęście, ponieważ twoja córka po prostu spóźni się na spotkanie z przyszłym przełożonym? Czy to nie śmieszne, że i ona, i ty przywiązujecie równie duże znaczenie do tak nieistotnego szczegółu, jak sprawa punktualności?

Ty nic nie rozumiesz, Johnnie, dla niej to bardzo istotny szczegół. Po pierwsze, moja córka była wychowana w poczuciu obowiązku i solidnego wykonywania swych powinności. Co więcej, podczas trwającej przez ponad pięć lat służby w US Marines tak bardzo przesiąkła regułami etyki swego Korpusu4, że traktuje swoje obowiązki z przesadną aż sumiennością. Mówiąc krótko, dla niej spóźnienie w takiej sytuacji jak dzisiejsza, to rażące zaniedbanie dyscypliny wojskowej i naruszenie etyki zawodowej, niemal hańba…

Na litość boską, Bill, jak mogłeś dopuścić do tego, żeby ta miła, wrażliwa i dobra dziewczyna tak się stresowała z równie błahego powodu? Przyznaję, że pomysł z tą „rozmową kwalifikacyjną” był idiotyczny, ale przecież można było ten szczegół przedyskutować zawczasu i wszystko załatwić polubownie. Gdy poznałem Wendy osobiście, zrobiła na mnie bardzo korzystne wrażenie. Bardzo mi się spodobała jej bezpośredniość, żywy charakter i komunikatywność. Sądzisz, że mógłbym być nieuprzejmy lub obrzydliwie służbisty dla tak uroczego stworzenia? Pomijając już to, że absolutnie nie wątpię w jej kompetencje zawodowe… Chcę być dla twojej córki nie tylko życzliwy, ale i przyjazny. Gotów też jestem zapewnić jej niezbędną opiekę. W końcu, czy to nie obowiązek nas, mężczyzn, by opiekować się kobietami i je chronić? Chciałbym jednak wiedzieć, na czym naprawdę polegają problemy twojej córki… No więc, proszę, Bill, bądź tak łaskaw i powiedz mi wreszcie prawdę!

Potężny komandos przez chwilę wpatrywał się w generała nieprzeniknionym wzrokiem, aż wreszcie zdecydował się i przemówił:

Wybacz, Johnnie, jeśli poczułeś się niedoceniony lub nawet obrażony rzekomym brakiem szczerości z mojej strony. Ja po prostu wahałem się ujawniać pewne sprawy rodzinne i osobiste dotyczące mojej córki. To był błąd z mojej strony i jestem gotów go teraz naprawić. ale teraz muszę cię prosić, żebyś zrobił dla mnie coś ważnego, nie uzyskując jeszcze wszystkich informacji. Jeżeli naprawdę chcesz poznać sekrety dotyczące mnie i mojej córki, to obiecuję, że opowiem ci wszystko dzisiaj, powiedzmy po godzinie dziesiątej. Znajdziesz dla mnie dwie godziny? To, co mam do powiedzenia, wymaga czasu, nie da się tego w prosty sposób wyjaśnić kilkoma słowami.

Zgoda, Bill, specjalnie dla ciebie tak ustawię harmonogram dnia, żebyśmy mieli czas na dwie godziny szczerej rozmowy…

a teraz słuchaj mnie uważnie, bo czasu mamy niewiele – gorączkowo powiedział Bill. – Za parę minut moja Wen tu będzie i niech cię nie zaskoczy fakt, że może być bardzo zdenerwowana lub wzburzona. W jej imieniu proszę cię o daleko idącą wyrozumiałość. Nie chcę, żebyś pomyślał, że moja córka jest niezaradna lub niezrównoważona emocjonalnie. Wręcz przeciwnie, Wendy to bardzo dzielna młoda kobieta, jest także bardzo ambitna i dumna. ale ma też poważne problemy osobiste, ma za sobą straszne przeżycia, w ich wyniku nabawiła się poważnej nerwicy. ukrywa to, gdyż i tak ma kłopoty z naszą administracją wojskową, która, jak każda administracja na świecie, jest biurokratyczna, bezduszna i niesolidna. Mogliby pozbawić biedną dziewczynę statusu wykwalifikowanego żołnierza oddziałów bojowych, a to by dla niej oznaczało upokarzającą degradację i przekreślenie kilku lat ciężkiej pracy, w dodatku także groźbę rozłąki ze mną. Ta mała jest do mnie niewiarygodnie przywiązana, tak samo, jak ja do niej. Mogłaby się z tego powodu załamać, psychicznie i życiowo. Jeden Bóg wie, że już dość się nacierpiała w swoim krótkim życiu. Dlatego proszę cię, Johnnie, kiedy tylko się zjawi, potraktuj ją dobrze i delikatnie, wiem, że cię na to stać. Proszę cię o to jak przyjaciel przyjaciela, jak ojciec ojca. Ona jest moim dzieckiem, istotą, którą kocham najbardziej na świecie, jedyną kobietą, na jakiej mi w życiu zależało. Zrób, co możesz, aby nie dopuścić do skrzywdzenia mojego dziecka!

Bądź spokojny, Bill – odpowiedział Johnnie poruszony tonem tej rozmowy, choć nie do końca rozumiejąc, dlaczego los poznanej przed dwoma dniami sympatycznej dziewczyny aż tak bardzo od niego zależy. – Zapewniam cię, że twoja córka nie dozna z mojej strony żadnej przykrości.

* *

Wendy z piskiem hamulców zatrzymała swego jeepa pod budynkiem sztabu w jedynym wolnym miejscu na parkowanie, ze zdenerwowania omal nie uszkadzając samochodu o burtę innego łazika, i zgasiła silnik, po czym porwała z siedzenia pokrowiec z polowym mundurem oraz karabinek. Czym prędzej skierowała się do budynku sztabu brygady, ponurego ciężkiego gmaszyska z czerwonej cegły. Nawet nie zauważyła stojącego przy drzwiach wartownika, młodego rekruta, który oddał honory szykownej, zgrabnej dziewczynie w eleganckim uniformie. Wbiegając po dwa stopnie po schodach, straciła na chwilę równowagę i boleśnie wykręciła sobie kostkę prawej nogi. „uspokój się idiotko!” – ofuknęła się w myślach. – „Zachowujesz się jak ostatnia niezdara i kretynka, na spóźnienie nic już nie możesz poradzić, postaraj się przynajmniej uratować pozory i zrobić jak najlepsze wrażenie przy powitaniu. W tej chwili się uspokój!”.

Przejrzała się w dużym lustrze wbudowanym w ścianę, z ulgą konstatując, że mundur jest nieskazitelnie odprasowany, a jej sylwetka wygląda doskonale. Zapukała w ciężkie drzwi z napisem „Komendant Garnizonu. Sekretariat”, a nie słysząc odzewu, otworzyła drzwi i weszła niepewnie. Zauważyła w dużej izbie trzy umundurowane młode kobiety, z których żadna się nie poruszyła, ale które przyglądały się jej z ciekawością. Zza biurka pod przeciwległą ścianą podniosła się na jej przywitanie starsza kobieta w cywilnej garsonce, zapewne kierowniczka, i zapytała:

Słucham, czym mogę służyć?

Wendy zasalutowała, przedstawiając się po polsku:

Sierżant Grant, US Marines. – i dodała nieco niepotrzebnie: – Jestem… byłam umówiona z generałem Kurnatowskim na godzinę ósmą…

Najładniejsza z trójki dziewczyn, wysoka blondynka, patrząc na Wendy, wycedziła z wystudiowaną arogancją:

Jeżeli ty jesteś Grant, to się spóźniłaś całe czterdzieści minut.

Czy to jakiś nowy styl u lasek z Marines – punktualność inaczej?

Pozostałe dziewczyny zachichotały, a Wendy poczuła, że czerwieni się z gniewu. W innej sytuacji nie omieszkałaby ostro zareagować, ale teraz nie miała na to czasu, a poza tym nie chciała rozpoczynać kontaktów z Polakami od babskich kłótni. Zapytała więc grzecznie, siląc się na spokojny ton:

Przepraszam, czy mogę u którejś z pań zostawić na przechowanie mundur i karabin? Na krótki czas, tylko żebym się mogła porządnie zameldować.

Blond piękność spojrzała na nią z otwartą niechęcią i powiedziała z jeszcze większą arogancją w głosie:

Wiesz co, mała, połóż te swoje klamoty, gdzie chcesz i nie przynudzaj!

a to co znaczy, Joaśka!? Jak ty się odnosisz do pani sierżant!? Trochę więcej szacunku dla sojuszniczego żołnierza i to starszego stopniem! – zawołała ostro kierowniczka i zwracając się do Wendy, powiedziała uprzejmie:

Proszę położyć tu swoją broń i rzeczy, zaopiekuję się nimi do pani powrotu. a teraz proszę ze mną, wprowadzę panią. – Gdy znalazły się pod drzwiami gabinetu dowódcy, starsza kobieta położyła lekko dłoń na ramieniu zdenerwowanej dziewczyny i szepnęła uspokajająco: – Odwagi, kochane dziecko! Pan generał od rana jest w dobrym nastroju i na pewno przyjmie cię życzliwie.

Bardzo pani dziękuję – odpowiedziała Wendy, wyraźnie wzruszona nieoczekiwaną uprzejmością.

Nie ma za co, moja droga – odpowiedziała kierowniczka z uśmiechem. – Mam córkę w twoim wieku, jesteś tak bardzo do niej podobna.

Gdy Wendy weszła do gabinetu, jego posępny wystrój ją onieśmielił. Białe ściany były prawie nagie, obwieszone historyczną bronią. Jedynie tylna ściana, pod którą stało ogromne biurko dowódcy, była bogaciej ozdobiona. Po obu stronach polskiego białego orła wisiały dwa portrety na tle dwóch wielkich udrapowanych flag. Po prawej stronie, na tle flagi konfederackiej, z reprodukcji patrzyło na nią serdeczne, brodate oblicze generała Roberta Edwarda Lee i ta swojska twarz dodała dziewczynie otuchy. Z lewej strony kującym, ostrym spojrzeniem w surowej, wąsatej twarzy świdrował ją oparty o gardę szabli Marszałek Józef Piłsudski, którego portret zawieszony był na fladze biało-czerwonej. Obok biurka stał gospodarz gabinetu, a spojrzenie jego i wzrok wydały się zestresowanej dziewczynie nie mniej surowe niż spojrzenie historycznego przywódcy jego narodu. Co prawda, mężczyzna czynił heroiczne wysiłki, aby powitać swego uroczego gościa jak najprzyjemniejszym uśmiechem, ale dziewczyna była zbyt zdenerwowana, by grymas jego nieprzyzwyczajonych do uśmiechu ust wziąć za co innego niż za wyraz solennie zawinionego przez nią zniecierpliwienia i niezadowolenia.

Ogarnęła ją rozpacz, że przez swoje, jak sądziła, niedołęstwo i niedbalstwo zaprzepaściła możliwość zrobienia dobrego wrażenia na nowym dowódcy i… upragnionym mężczyźnie.

Postanowiła się przynajmniej zaprezentować po żołniersku oraz usprawiedliwić. amerykańskim zwyczajem, trzymając mundurową furażerkę pod lewą pachą, zasalutowała z wdziękiem i zameldowała się po polsku:

Panie generale, sierżant Grant z 16 Batalionu US Marines melduje się do rozpoczęcia służby!

Dziękuję, pani sierżant, spocznij… Przepraszam… nie chcę tu wobec pani stosować żadnych wojskowych komend. Zechce pani uprzejmie usiąść, porozmawiamy o szczegółach współpracy, zaraz każę podać kawę…

Niestety, Wendy była nadal zbyt zdenerwowana, by zauważyć pełną zakłopotania kurtuazję mężczyzny i jego próby rozładowania nieprzyjemnego nastroju.

Sir, z całym szacunkiem proszę, by pan pozwolił mi pozostać w postawie zasadniczej, jak przystało zdyscyplinowanemu żołnierzowi wobec przełożonego, i złożyć wyjaśnienia co do przyczyny tak karygodnego spóźnienia – zameldowała zdecydowanym głosem.

Ależ… miss Grant, to chyba niepotrzebne, by się pani teraz tłumaczyła, przecież wszystko jest w porządku… – usiłował rozładować sytuację Johnnie, ale dziewczyna przerwała mu chłodnym, beznamiętnym tonem, w którym nie dało się wyczuć kipiącej w niej desperacji:

Sir, nalegam na prawo złożenia wyjaśnień, regulamin mojego Korpusu gwarantuje mi, że mam prawo do wysłuchania nawet w przypadku wykroczenia przeciw dyscyplinie.

Wobec takiego dictum Johnnie nie miał innego wyjścia, niż uprzejmie wyrazić zgodę.

Wendy nabrała powietrza w płuca i powiedziała stanowczo:

Sir, jestem świadoma tego, że spóźnienie na wezwanie prze-łożonego to dla żołnierza piechoty morskiej coś nie do pomyślenia i zapewne słusznie pan mnie ocenia krytycznie. Proszę mi wierzyć, że dla mnie to spotkanie było wydarzeniem tak ważnym, że nie śmiałabym okazać panu najmniejszego lekceważenia. Jednak w ostatnim czasie prześladuje mnie niewyobrażalny pech i nic mi się nie udaje, jak należy. – Głos jej się załamał na chwilę, lecz dzielnie się przemogła i kontynuowała: – Wczoraj starałam się zrobić wszystko, aby przygotować się do tego spotkania, ale niespodziewanie wypadło mi asystowanie przy operacji w szpitalu za koleżankę, która była na zwolnieniu. Wróciłam późno i bardzo zmęczona, niestety źle spałam tej nocy i zmuszona byłam zażyć silne środki nasenne. W wyniku tego zbudziłam się za późno, tuż przed pobudką. Miałam bardzo mało czasu na doprowadzenie się do porządku, pan rozumie, jako kobieta musiałam jakoś wyglądać przed spotkaniem z dowódcą. To sprawiło, że miałam bardzo mało czasu na dojazd, między naszymi koszarami a pańską bazą są prawie trzy mile5. Na dodatek wypadek drogowy pomieszał mi szyki, musiałam przebijać się przez całe miasto i obwodnicę, czyli nadłożyć sto procent drogi. Wiem, że to wszystko mnie nie tłumaczy, lecz chciałam, żeby pan wiedział, jak bardzo się starałam!… – W tym momencie głos jej się ostatecznie załamał, stres i rozżalenie spowodowały, że zachowała się, jak na prawdziwą kobietę przystało. Nagle z oczu dziewczyny trysnęły łzy, a szczupłym ciałem wstrząsnął szloch. Próbowała jeszcze przez chwilę walczyć ze sobą, ale nie dała rady.

Johnnie przez moment stał jak sparaliżowany, czując, że nie stanął na wysokości zadania. Pokpił całą sprawę, choć był przygotowany. Przez swój wdzięk słonia w składzie porcelany nie tylko nie dotrzymał danego Billowi słowa, że będzie trzymał rękę na pulsie, ale był teraz jeszcze świadkiem łez i upokorzenia tej pięknej dziewczyny, którą przecież obiecywał chronić. Postanowił coś natychmiast zrobić. Podszedł pospiesznie do płaczącej Wendy i delikatnie posadził ją na fotelu.

Proszę, niech pani nie płacze, miss Grant, nie mogę patrzeć na pani łzy, tym bardziej że popłynęły z mojej winy… – Mówiąc to, podał dziewczynie czystą chusteczkę.

Jak to z pańskiej winy, sir? Przecież to ja się spóźniłam – szepnęła przez łzy dziewczyna.

Wcale się pani nie spóźniła, wręcz przeciwnie przyjechała pani o dwadzieścia minut za wcześnie. Czy płk Wilson nie powiadomił pani o zmianie planów? rozumiem więc, że nie miała pani kontaktu z sekretariatem dowódcy dziś rano? ale tak naprawdę to moja wina, ponieważ nie dopilnowałem, żeby wiadomość dotarła do adresatki. W takim przypadku cała odpowiedzialność spada jednoosobowo na dowódcę. Dlatego proszę panią o wybaczenie mi tego godnego pożałowania nieporozumienia i nalegam, żeby dała mi pani szansę zacząć tę nieszczęsną rozmowę jeszcze raz od początku. Co pani na to, miss Grant?

Nie wierzę własnym uszom, sir – szepnęła zaskoczona dziewczyna i spojrzała na niego z radością przebijającą się przez jeszcze pełne łez oczy. – Czy pańskie słowa nie są żartem, sir? – W gruncie rzeczy Wendy miała pewność, że Johnnie łże jak najęty, ale sama świadomość, że robi to wyłącznie po to, aby jej zaoszczędzić przykrości, sprawiała, że było jej bardzo przyjemnie. – W takim razie niech pan uczyni mi tę uprzejmość i spełni moją prośbę z pierwszego spotkania. Proszę mówić mi po imieniu, po prostu Wendy. Czy mogę liczyć, że będzie mnie pan tak nazywał?

Oczywiście, jeśli tylko tego chcesz, droga Wendy – odparł wesoło generał. – ale i ja stawiam pewien warunek. Według tradycji mojego narodu tylko kobieta ma prawo upoważnić mężczyznę, aby ten mówił jej po imieniu. Mężczyzna ma obowiązek dostosować się i odwzajemnić tę formę.

Czy to znaczy, że będę mogła mówić do pana… do ciebie Johnnie? – zapytała Wendy. – To znaczy, że chyba po służbie będę mogła tak mówić?

Nie widzę potrzeby, aby stosunki między nami dzielić na „służbowe” i „po służbie” – zaśmiał się Johnnie, który zaczął odczuwać ulgę, że wszystko zaczyna nareszcie iść w dobrym kierunku. – W zasadzie nie przewiduję sytuacji, w której miałbym cię traktować w sposób zalecany przez jakikolwiek regulamin wojskowy, wszystko jedno nasz czy amerykański. Czy wyobrażasz sobie, że będę z jakiegokolwiek powodu wydzierał się na ciebie przed frontem kompanii, żądał oddawania sobie honorów „krokiem defiladowym” albo przeczołgiwał cię po placu manewrowym? – Dziewczyna wbrew sobie parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie to czołganie i Johnniego w roli prymitywnego kaprala. Był to znak, że zaczyna z wolna odzyskiwać pogodny nastrój.

To zadziwiające, nigdy jeszcze nie spotkałam żadnego wyższego oficera, który by nie wykorzystywał swego stopnia i stanowiska do trzymania podległych żołnierzy na odpowiedni dystans. Czy mam rozumieć, że będziesz się wobec mnie zachowywał jak cywilny zwierzchnik?

Powiem ci szczerze, Wendy, że po prawdzie to jestem tylko nominalnym oficerem, za długo byłem po prostu prawnikiem, aby teraz wdrożyć się na sto procent w wojskowy dryl. Wiem, że jesteś świetnym żołnierzem zawodowym i szanuję cię za twoje kompetencje, ale nie widzę powodu, aby między nami istniał sztuczny mur dystansu. Chcę i ciebie, i twojego ojca traktować jako cennych specjalistów, którzy za swoją pracę i kompetencję mogą oczekiwać szczególnych przywilejów. Do tych przywilejów należeć będzie między innymi prawo zwracania się każdego z was do mnie poufale i po przyjacielsku, tak jakbyście byli moimi partnerami, a nie podwładnymi. W ten sposób chcę stworzyć między nami atmosferę prawdziwej życzliwości i zaufania. Będziesz podlegała polskim przełożonym, ale pod moim nadzorem, będziesz miała prawo do wykonywania swej pracy w nienormowanych godzinach. Wolno ci będzie mieć do mnie dostęp w każdym czasie i o każdej godzinie bez uprzedniego uzgadniania tego urzędowo czy zapowiadania się w sekretariacie. No i wreszcie, pomyślę o tym, żebyś miała możliwość odbywania swojej służby, zakwaterowania i odpoczynku po służbie w warunkach licujących z godnością kobiety.

Zanim zaskoczona Wendy zdobyła się na odpowiedź, drzwi od sekretariatu otworzyły się i weszły dwie dziewczyny z obsługi urzędniczej. Jedna niosła tackę z dzbankiem kawy, filiżankami, cukrem i śmietanką, druga dużą tacę z pachnącymi rozkosznie świeżymi drożdżówkami. Jedną z dziewcząt była jasnowłosa Joasia, która powiedziała: – Kawa i drożdżówki dla pana generała i jego gości – i uśmiechnęła się promiennie do swego szefa. Do jego gościa też się uśmiechnęła, ale samymi ustami, oczy miała lodowate.

No i co ja jej złego zrobiłam? – westchnęła Wendy po wyjściu sekretarek. – To śliczna dziewczyna, ale od początku zachowuje się wobec mnie wrogo i nieuprzejmie, a ja przecież chciałabym być w dobrych stosunkach ze wszystkimi pracownikami twojego sztabu. Dobrze, że chociaż ta starsza pani, kierowniczka, jest dla mnie taka miła…

Tak, pani Janina to chodząca kultura i dobroć. a co do tych młodych dziewczyn, to chyba jesteś w odpowiednim wieku, by rozumieć motywy, jakimi się kierują. Panna Joasia po prostu cię nie lubi z absolutnie bezinteresownych pobudek: wchodzisz na jej teren i co gorsza, wzbudzasz w niej poczucie zagrożenia swoją urodą. Dotąd to ona uchodziła za najładniejszą dziewczynę w tym gmachu, boi się, że możesz ją zdetronizować.

Wendy zaśmiała się serdecznie, widać było, że zaczyna się rozluźniać. Można się było domyślić, że na co dzień była pełną temperamentu i żywą jak iskra dziewczyną.

Proszę, poczęstuj się drożdżówkami, napij kawy, kazałem przygotować je specjalnie dla ciebie – powiedział życzliwie Johnnie, rozpaczliwie usiłując przywołać na twarz pogodny uśmiech. Mięśnie twarzy systematycznie robiły mu na przekór.

a ty nie zjesz ze mną? – zapytała z nadzieją dziewczyna.

Ja niestety muszę cię na sekundę zostawić samą i pilnie zadzwonić w jedno miejsce. Później będę już do twojej dyspozycji. i nie krępuj się, ja i tak nigdy nic nie jem przed południem…

To rzekłszy, wyszedł pospiesznie, zostawiając zaskoczoną dziewczynę samą. Wendy westchnęła z rezygnacją i przytomnie skupiła swoją uwagę na gorącej kawie i pysznie pachnących wypiekach. istotnie była głodna, gdyż nie miała czasu nic przełknąć od samej pobudki. Jako zdrowa, młoda, wysportowana dziewczyna zawsze miała wilczy apetyt.

*

Pani Janino, proszę mi przekazać dokumenty tego mieszkania przygotowanego dla mnie przez WAM – polecił Johnnie kierowniczce sekretariatu. Kobieta spojrzała na niego ze zrozumieniem.

Czy pan chce zarejestrować to mieszkanie na swoje nazwisko, panie generale? – zapytała starsza pani.

Nie, zamierzam przekazać to mieszkanie osobie, która ma większe potrzeby ode mnie i bardziej na nie zasługuje. Proszę wpisać nazwisko dysponenta mieszkania na… sierżant Wendy Grant.

Zrozumiałam, panie generale. Proszę pozwolić, że osobiście podziękuję w imieniu tego uroczego dziecka. Muszę przyznać, że polubiłam tę małą od pierwszej chwili. Jest śliczna, miła i ma oczy zupełnie takie jak moja Marysia. Pan naprawdę jest dżentelmenem z prawdziwego zdarzenia i wie pan, jak traktować kobiety. Za pół godziny papiery będą przygotowane. Czy życzy pan sobie czegoś więcej?

Tak, proszę mnie połączyć przez „gorącą linię” z pułkownikiem Wilsonem i do tego czasu przywołać wartownika ze zmiany czuwającej – powiedział stanowczo generał.

*

Połączenie ze sztabem amerykańskim było prawie natychmiastowe. W słuchawce zabrzmiał zniecierpliwiony głos pułkownika:

No co tam, Johnnie, masz jakieś problemy? a może chcesz już teraz złożyć skargę na któregoś ze swoich nowych doradców? – Była to wyraźna drwina, ale Johnnie przyjął rubaszny ton przyjaciela za dobry znak.

Wręcz przeciwnie, Jared, z moimi nowymi doradcami układa mi się od początku tak dobrze, że aż się boję coś powiedzieć, żeby nie zapeszyć. ale dzwonię w konkretnej sprawie. Mówiłeś, że Wendy podlega mi służbowo, z zastrzeżeniem prawa do ukarania. a vice versa – jeśli mam zamiar ją wynagrodzić czy polepszyć warunki bytowe, to również muszę mieć twoją zgodę? Zresztą weź pod uwagę, że wykazuję wobec ciebie lojalność, bo przed podjęciem decyzji zwracam się do ciebie, zasięgając opinii.

Dobra, dobra, nie owijaj w bawełnę, tylko wal z miejsca, o co chodzi? – warknął pułkownik.

Chodzi mi konkretnie o to, że mała Wendy musi pokony-wać codziennie dystans prawie dwunastu kilometrów w obie strony od własnych koszar do naszej bazy. Powinna być zakwaterowana o wiele bliżej miejsca służby.

Zrozum, Johnnie, że chociaż przepadam za tą małą, istnieją namacalne granice tego, co mogę dla niej zrobić. Nie mam możliwości przydzielić jej miejsca zakwaterowania w pobliżu naszego sztabu. Miejsc dla kobiet mamy tu za mało, zresztą warunki są i tak mniej komfortowe niż w typowo kobiecych koszarach na Prószkowskiej. Poza tym Wendy należy do jednostek bojowych i tam powinna kwaterować, a nie tutaj, gdzie są miejsca dla dziewcząt z personelu pomocniczego. Do kwater MP też jej nie mogę wcisnąć, po prostu nie mam prawa kogoś wyrzucić, a ją na to miejsce zakwaterować…

Chwila moment, nie gorączkuj się, chłopie – przerwał mu niecierpliwie Johnnie. – Ja wcale nie chciałem obciążać cię obowiązkiem znalezienia kwatery, tylko sam ofiaruję się z tą pomocą. Chcę tylko zapytać, czy w ogóle możesz wyrazić zgodę na to, żeby ona zamiast w waszych koszarach kwaterowała indywidualnie na wskazanym przeze mnie miejscu w mieszkaniu prywatnym położonym jakieś sto metrów od bramy naszej bazy przy ulicy Cuszimskiej?

W zasadzie nie widzę przeszkód, ale chciałbym ci powiedzieć, że nie dysponuję funduszami na dofinansowanie takiego mieszkania…

Niech cię o finanse głowa nie boli, stronę materialną biorę całkowicie na siebie, ty tylko masz wyrazić zgodę na jej „rozkoszarowanie”.

Powiedz mi jeszcze, co to za mieszkanie? – zapytał z ciekawością Wilson.

Duże, trzy pokoje z ładną kuchnią i łazienką, luksusowo wyposażone, wygodne, słoneczne…

Nie o to pytam – przerwał pułkownik – tylko o to, kto jest jego właścicielem?

Teraz wojsko, a dokładniej sztab Brygady Karabinierów, mieszkanie zostało wygospodarowane z zasobów dawnej Wojskowej administracji Mieszkań.

a dla kogo było ono przeznaczone? – zapytał podejrzliwie Jared.

Dla mnie! – rąbnął Johnnie jak siekierą w pień. – Na wypa-dek, gdybym zmuszony obowiązkami, nie mógł wracać na noc do domu. Taki mały przywilej szefa naczelnego.

No wiesz, to robi wrażenie – zaśmiał się Wilson. – To gdzie będziesz spał, gdy odstąpisz małej to mieszkanko?

Nie bój się, nie planuję, że w jednym łóżku z naszą pod-opieczną – odciął się Johnnie. – W razie czego każę wstawić łóżko polowe do swego gabinetu w sztabie.

No cóż, w takim razie masz moją zgodę – powiedział po chwili milczenia pułkownik. – i wiesz co, Johnnie, dziękuję ci, w imieniu naszej małej, w imieniu Billa i w imieniu moim własnym jako jej przyjaciela. To, co zrobiłeś, jest niezwykłe…

Nie pieprz, Jared, po prostu zrobiłem coś, co jakiś mężczyzna dawno już powinien zrobić dla tego dzieciaka. Zamiast tylko gadać, przeszedłem do czynów. i myślę, że nie poprzestanę na tak skromnych dowodach dobrej woli. Pokażę, na czym ma polegać rola prawdziwego opiekuna i przyjaciela.

Jeszcze raz dzięki, stary! Myślę, że ona to doceni i odpłaci ci całym swoim sercem. Przekonasz się wtedy, że to naprawdę fajna dziewczyna.

*

Wendy kończyła właśnie pałaszować smakowite wypieki, gdy gospodarz wrócił do gabinetu. Był z siebie bardzo zadowolony. Spojrzał z sympatią na dziewczynę dyskretnie wycierającą w chusteczkę usta i dłonie.

Widzę, że apetyt ci dopisuje, moja droga. Cieszę się z tego, bo to oznaka, że powraca ci humor i energia. Chciałbym widzieć, jak dla odmiany uśmiechasz się radośnie.

Nie wiem, czy mam powody być dumna z siebie – odpowie-działa nieco zażenowana dziewczyna. – Byłam tak strasznie głodna, że nawet nie wiem, kiedy zmiotłam te pyszności. Szczególnie smakowały mi te z jagodami. – roześmiała się radośnie. – Wyszłam na straszną egoistkę, nic nie zostawiłam dla ciebie.

ależ nie czyń sobie wyrzutów, droga Wendy, przecież ci mówiłem, że ja nigdy nic nie jem z rana…

To bardzo nierozsądne z twojej strony, śniadanie to podstawa dziennych posiłków, inaczej nabawisz się wrzodów na żołądku. Jeśli mnie w ogóle przyjmiesz, to nalegam, abyś mnie dodatkowo zatrudnił jako twoją osobistą pielęgniarkę, wtedy będę kontrolowała, czy prowadzisz zdrowy tryb życia… – Po jej błyszczących od iskierek humoru oczach poznał, że sobie żartuje, ale jej słowa sprawiły, że poczuł przyjemny dreszcz. Dziewczyna kontynuowała z szelmowskim błyskiem w oku:

Po prawdzie, to nie wiem, czy mnie przyjmiesz do Pułku. W zasadzie nie powinnam się dziwić, gdybyś mnie teraz przepędził na cztery wiatry, zważywszy, jak fatalne wrażenie musiałam na tobie zrobić zaraz po wejściu: niedojda, spóźnialska, histeryczka i na dodatek łakomczuch. Nie ma co, zaprezentowałam się z najlepszej strony… – Popatrzyła na mężczyznę z wyraźnym oczekiwaniem, że zaprzeczy jej samooskarżeniom, oczekiwaniem niepłonnym, jak się miało okazać.

uważam, że jesteś dla siebie zbyt surowa, moja Wendy – odpowiedział Johnnie z kurtuazją, jaka była stosowna w tej sytuacji. Pomyślał też, że nieoczekiwanie coś, co w założeniu miało być rozmową służbową, zamienia się we flirt. – Nie ma wątpliwości, że nasza współpraca ułoży się doskonale, dlatego powiem jasno: witaj w 7 Pułku! Mam dla ciebie pewną niespodziankę, zanim ją jednak zaprezentuję, powiem tylko, od czego rozpoczniemy współpracę.

Twoim wstępnym zadaniem będzie nauczenie kobiet zatrudnionych w sądach naszego okręgu podstaw posługiwania się bronią palną, przede wszystkim bronią krótką. Jednak to zadanie tylko na dwa do pięciu najbliższych dni. Żeby było śmieszniej, powiem, że twój ojciec będzie w ten sam sposób szkolił mężczyzn. Wybacz, jeśli poczułaś się niedoceniona, ale pomyślałem, że będzie dobrze, jeżeli kobietami zajmie się inna kobieta, w dodatku tak miła i sympatyczna jak ty. Następnie powierzę ci obowiązki znacznie trudniejsze, mam nadzieję, że lubisz zadania pełne wyzwań?

Oczywiście, że lubię – odpowiedziała rozpromieniona dziewczyna, której instynkt podpowiadał, że trafia jej się wymarzona szansa do wykazania się. – Prawdę mówiąc, przez chwilę byłam przerażona, że zechcesz ze mnie zrobić zwyczajnego instruktora dla cywilów, a to nie jest moją specjalnością…

Bez obawy, moja mała – zaśmiał się Johnnie – może nie jestem zręczny, ale przecież nie głupi. Masz za wysokie kwalifikacje, aby marnować swoje umiejętności na takie drobiazgi. Powiem tylko, że zadanie, jakie ci powierzę, będzie miało bezpośredni związek z kwalifikacjami, które zadecydowały o skierowaniu cię do Afganistanu z oddziałami specjalnymi. Będziesz musiała zorganizować specjalny zespół paramedyczny, i to zespół, który sama sobie wyszkolisz spośród przydzielonych żołnierzy jednej z kompanii pułku. Po jego wyszkoleniu staniesz na jego czele i będziesz odpowiedzialna za działania ratownicze wobec ludności cywilnej zaatakowanej przez zombies. Pozostałe siły kompanii, zwłaszcza oddziały bojowe, mają za zadanie ochronę zespołu medycznego. równolegle ze szkoleniem zespołu będziesz wykonywała funkcję oficera szkoleniowego całej kompanii. W mojej ocenie staniesz się przez to najważniejszym elementem kadry całej kompanii, w zasadzie koordynatorem wszystkich jej działań. i co, czy jesteś zadowolona z propozycji?

Mało powiedzieć zadowolona, zachwycona – odpowiedziała Wendy, nie wierząc własnemu szczęściu. – Muszę ci jednak zwrócić uwagę, że to stanowisko dla kogoś ze stopniem oficerskim. Nie wiem, jak podejdą do tego dowódca kompanii i dowódcy plutonów, którzy będą przecież oficerami? Czy będą się chcieli liczyć ze zdaniem dziewczyny w stopniu sierżanta?

Bez obawy, gwarantuję ci, że nikt nie ośmieli się podważać twoich kompetencji – uspokoił ją Johnnie. – Poza tym, jestem pewny, że będą się ubiegali o twoją sympatię, jak robiłby każdy normalny mężczyzna…

Znowu żarty się ciebie trzymają, Johnnie – zaśmiała się dziewczyna. – ale twoja propozycja to coś absolutnie odlotowego. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę. Zobaczysz, jak się zabiorę do pracy, choćby od dziś. i nie powtórzy się więcej żadne spóźnienie…

Naturalnie, że się nie powtórzy – zapewnił ją wesołym tonem generał. – Już ja o to zadbam, ale do tego za chwilę wrócimy. Przerwijmy, proszę, na jakiś czas rozmowę, wiesz już, jaki będzie ogólny harmonogram. Teraz zapraszam cię do pewnego miejsca tuż za murami bazy, które koniecznie musisz obejrzeć…

Jeśli pozwolisz, to może najpierw przebiorę się w polowy mundur, łatwiej mi będzie przystąpić do moich zadań służbowych. Wystarczy mi minuta w damskiej toalecie… – zaproponowała nieśmiało Wendy.

Nie ma o tym mowy – odpowiedział z komiczną powagą John-nie. – Na pewno nie dopuszczę do takiego traktowania twojej osoby. Też mi coś, przebieranie się w toalecie. Chyba nie zwróciłaś uwagi na to, co powiedziałem wcześniej – że zapewnię ci warunki egzystencji i służby, które będą licować z godnością kobiety. – i pomyślał: „Tak wspaniałej istoty jak ty: tak atrakcyjnej, inteligentnej i sympatycznej. Od dziś dla ciebie wszystko, co najlepsze”. roześmiał się, widząc minę zaskoczonej dziewczyny. – To jest ta niespodzianka, którą ci obiecałem.

*

akurat w momencie, gdy oboje wchodzili do sekretariatu, w drzwiach z przeciwległej strony pojawiło się dwóch młodych oficerów w elegancko dopasowanych polowych mundurach. Obaj dziarsko oddali honory swemu dowódcy i obaj z kurtuazją skłonili głowy przed nieznajomą dziewczyną.

Pozwól, że ci przedstawię moich starszych adiutantów – zaofiarował się Johnnie. – To major rybak i major Jaras. Zapewne będziesz miała okazję z nimi nie raz współpracować. Panowie, przedstawiam wam naszego nowego doradcę: oto sierżant Wendy Grant z US Marines, od dziś pracuje w strukturach 7 Pułku Karabinierów i podlega dowództwu ii Dolnośląskiej Brygady Kawalerii.

Wysoki, jasnowłosy major rybak uśmiechając się pod swym zabójczym płowym wąsem, zamiast po prostu uścisnąć rękę przedstawianej mu sierżant Grant, pochylił się z galanterią, składając pocałunek na wąskiej i wypielęgnowanej dłoni dziewczyny. Jego gest powtórzył nieco niższy i już nie tak wybitnie przystojny major Jaras.

Panowie, miło jest mi was poznać i liczę na owocną współpracę, jednak proszę, aby panowie zwracali się do mnie po imieniu, po prostu Wendy. Zawsze staram się być bezpośrednia, a to na pewno ułatwi nam współpracę – powiedziała z zachęcającym uśmiechem dziewczyna, której przyszło do głowy, że może jednak będzie miała całkiem sympatyczne towarzystwo.

Miło nam cię poznać, droga Wendy – odpowiedział major rybak. – Ja jestem Jakub, a on – wskazał na kolegę – Feliks. Zwracaj się do każdego z nas ze wszystkimi problemami, zapewniam cię, że z przyjemnością udzielimy ci wszelkiej pomocy.

Dziękuję, chłopcy, zapamiętam: ty jesteś Jake, a ty Felix. Na pewno nawiążemy przyjazne kontakty. Proszę też panią, pani kierownik, i was, dziewczyny, o zwracanie się do mnie po imieniu. Bardzo to lubię i będzie nam wygodniej w bezpośrednich kontaktach. Chcę też zaofiarować ze swojej strony moje usługi sekretariatowi. Pamiętajcie, dziewczyny, że jestem wykwalifikowaną tłumaczką i jeśli będziecie miały jakiś problem z dokumentami od naszych wojsk sporządzonych w języku angielskim, wówczas zwracajcie się do mnie ze wszystkim, zapewniam, że nigdy nie odmówię pomocy żadnej z was. – To mówiąc, znowu uśmiechnęła się do obecnych, odbierając swoje rzeczy od pani Janiny.

Wszyscy mężczyźni i znaczna część pań odwzajemniła ten uśmiech szczerze.

Dziękuję panom na razie – rzucił krótko Johnnie do adiutantów. – a z panem, rybak, chcę się widzieć za kwadrans u mnie. Proszę przygotować raport odnośnie tego, co pan usłyszał od płk. lipskiego dziś rano. a nawet więcej: niech pan skontaktuje się z lipskim i poleci mu stawić się u mnie za pół godziny. Tylko żadnych telefonów od niego do sztabu – ma zabrać potrzebne dokumenty i zameldować się u mnie osobiście. Teraz panom dziękuję! Pani Janino, gdzie ten wartownik?

Czeka na korytarzu, panie generale! – pisnęła służalczo Joasia. – Już lecę go przywołać!

Po niespełna ćwierć minucie młody żołnierz wyprężył się na baczność przed swym generałem.

Słuchaj, synu – powiedział jowialnie Johnnie – zabierz kara-bin i mundur pani sierżant i idź za nami, dopóki cię nie zwolnię. No co, Wendy, jesteś gotowa? To chodźmy!

*

Gdy sekretariat opustoszał z VIPów, bo i pani Janina wyszła na chwilę w sprawach służbowych do szefa adiutantury, piękna Joasia rozejrzała się uważnie i zwołała gestem koleżanki na naradę wojenną.

No i co o tym powiecie, dziewczyny, ładne rzeczy zaczynają się tu dziać?! Widziałyście, jak się tu zaczyna panoszyć ta amerykańska wydra? Wystarczyło jej pół godziny i całkiem sobie owinęła wokół palca „starego”, już są po imieniu. i założę się, że na takiej poufałości się nie skończy. Panią Jankę też zdołała omotać, stara traktuje ją jak córkę. a co najgorsze, już się zaczyna dobierać do naszych chłopaków z adiutantury. Widziałyście, jak Kuba na nią spojrzał, zresztą Felek tak samo. Myślałam, że mnie szlag trafi, jak to zauważyłam! Już jej nie wystarczy, że robi do naszego generała słodkie oczy…

ale jakie oczy? – powiedziała ze śmiechem drobna ciemno-włosa Mirella. – Przyznaj, że ona ma przede wszystkim piękne oczy. Czarne, ogromne jak spodki, lśniące jak diamenty. O mój Boże, co ja bym dała za taką urodę, za takie oczy, za taką figurę, za taki cudowny układ kości policzkowych, za takie ręce…

a więc widziałaś jej ręce? – oskarżycielsko syknęła Joasia. – To miałyby być ręce do ciężkiej służby, do obsługi broni? Takie białe, takie miękkie, takie zadbane, z tak wypielęgnowanymi paznokciami? To nie są ręce do pracy! idę o zakład, że ona chce tu zrobić karierę, ale tyłkiem. – Ze zdenerwowania Joasia postukiwała w blat biurka długimi i perfekcyjnie utrzymanymi tipsami, wymalowanymi kunsztownie, które musiały kosztować ich właścicielkę majątek. – Mówię wam, że na tę dziewuchę trzeba uważać, ona za bardzo się uśmiecha, a na pewno chce wykorzystać słabość mężczyzn ze sztabu i zaprowadzić tu własne porządki…

a mnie się wydaje, że przesadzasz, Aśka – odezwała się sceptycznie trzecia z sekretarek, Mariola, szczupła blondynka, nie mniej ładna od swej agresywnej koleżanki, a za to dużo bardziej stateczna. – Ja oceniam tę małą Wendy jako całkiem miłą i bezpośrednią dziewczynę i właściwie niewiele różniącą się od nas. Ma tylko wyższy stopień, na który musiała na pewno ciężko zapracować w piechocie morskiej. a że jest bardzo ładna i zadbana – no to co z tego? Tak żeś palnęła z tymi jej rękami nie do pracy jak łysy o beton. lepiej spójrz na siebie albo na mnie – co to, wstydzić się musimy za nasz wygląd? W końcu mamy XXI wiek, każda kobieta, która chce, może gdzieś pracować, na kosmetyki ją stać, na manikiurzystkę i fryzjera też, fajny ciuch może sobie kupić w byle butiku. Co to za sztuka mieć odpowiednio zadbane ręce i włosy?

No tak, ale ta mała jest podobno zawodowym żołnierzem, i to ze specjalnych oddziałów – nie ustępowała konfrontacyjnie nastawiona Joasia. – Powinna wyglądać na taką dziewczynę, która jest zdolna naparzać się z facetami na pięści i łańcuchy i wygrywać, która ma odpowiednią muskulaturę. No i przy takiej służbie nie miałaby czasu, a może i ochoty zadbać o wygląd. a ta wygląda jak ożywiona laleczka Barbie – w eleganckim mundurku jak z igły i sama jest wiotka jak tasiemka. Skąd by wzięła siłę do takiej ciężkiej służby?

Znowu pleciesz, Aśka, co ci ślina na język przyniesie – z irytacją odpaliła Mariolka. – Posługujesz się jakimiś stereotypami sprzed stu lat. Pomyśl, która dziewczyna chciałaby w ogóle służyć w wojsku, gdyby miała tam tylko ciężką służbę na okrągło i musiałaby stale wyglądać jak kocmołuch? a przecież w amerykańskich wojskach służą tysiące młodych dziewcząt. Powiem wam coś jeszcze ciekawszego. Tu, za ścianą, w MP służy taka sierżant April O’Neill. Ona zna trochę polski, ja trochę angielski, dość, że skumplowałyśmy się ze sobą, bo to komunikatywna dziewczyna. Zresztą ona to dopiero ostra laska, gdybyście ją widziały, jak po służbie wychodzi na miasto – istna modelka. No i ta April powiedziała mi bez ogródek, że ponoć najfajniejsze laski to są właśnie w Marines, bo wiadomo, że takie dziewczyny muszą być fantastycznie wysportowane, a więc figurki mają jak się patrzy, a przy tym żołd mają dość wysoki, więc stać je na dobre kosmetyki i ładne ciuchy. No i co w tym dziwnego, że umieją o siebie zadbać? a podobno ich dowództwo taką rzecz popiera. raz, że nazywa się to utrzymywaniem odpowiedniej higieny ciała, a dwa, że to ponoć świetna reklama werbunkowa – młoda, ładna, zgrabna i zadbana dziewczyna w mundurze. Ty rób, co chcesz, ale ja nie będę wchodzić w drogę tej Wendy, a nawet postaram się z nią zaprzyjaźnić, kiedy okaże się, że jest fajna. i na pewno skorzystam z jej instruktażu w zakresie opanowania broni i długiej, i krótkiej, jestem pewna, że mogę się od niej dużo nauczyć. Wam, dziewczyny, doradzam to samo…

a co to znaczy!? – ostro krzyknęła pani Janina, która niepostrzeżenie dla swych podwładnych wróciła do sekretariatu. – Góry papierzysk leżą nieruszone od samego rana, a wy byście tylko plotkowały bez końca albo szczerzyły zęby do panów adiutantów. Wracać do roboty!

*

Johnnie otworzył mieszkanie na drugim piętrze i kurtuazyjnym gestem zaprosił dziewczynę do środka, przepuszczając ją przed sobą. Weszli oboje do niewielkiego przedpokoju, za nimi zaś wartownik dźwigający rzeczy Wendy.

Dziękuję wam, żołnierzu – powiedział z pewnym roztargnieniem Johnnie. – Możecie to położyć i zwalniam was. Wracajcie na wartownię!

Młody żołnierz zasalutował i wyszedł z mieszkania, na schodach rozległ się cichnący tupot jego ciężkich butów. Wendy w tym czasie rozglądała się po mieszkaniu. Było ono przestronne, bardzo słoneczne, posiadało dwie sypialnie, ładny salonik łączący się z dużą i bogato wyposażoną w nowoczesny sprzęt kuchnią i oczywiście łazienkę oraz osobną toaletę. Generał usiłował uśmiechnąć się zachęcająco do zdziwionej dziewczyny, czując, że robi na tym polu powolne postępy.

Powiedz, Wendy, czy nie domyślasz się jeszcze, po co cię tu zaprosiłem? – Potrząsnęła głową na znak, że nie rozumie, chociaż w oczach kiełkowały jej ślady domysłu. – To jest właśnie moja niespodzianka dla ciebie. Od dzisiaj będziesz tu mieszkała. Koniec z codzienną mordęgą dojazdów po trzy mile w jedną stronę. Mieszkanie położone jest o sto metrów, dosłownie przez ulicę od bramy naszej bazy. Przewiduję, że będziesz miała niestety mnóstwo roboty w związku ze swoim przydziałem i obawiam się, że nie będziesz się oszczędzać. Dlatego uważam, że to sprawiedliwe, abyś miała pod samym nosem mieszkanie ze wszelkimi możliwymi wygodami. umożliwi ci to należyty wypoczynek po pracy. Chodź ze mną do łazienki, sam jej jeszcze nie widziałem, ale słyszałem, że jest fajnie urządzona.

ujął pod ramię zaskoczoną dziewczynę i pociągnął za sobą. Gdy stanęli w drzwiach łazienki, oboje oniemieli na jej widok, tak duże i luksusowe było to pomieszczenie. Ściany pokrywały drogie kafelki, a podłogę piękne płytki z doskonałej terakoty, całość utrzymana w tonacji błękitno-kremowej. Poza wielką wanną, normalną baterią zlewową, bidetem i sedesem przy ścianie dominowała wielka kabina, w której znajdował się natrysk. Łazienka zawierała też wielkie lustro, a ogromna ilość miejsca na półeczkach gwarantowała możność umieszczenia nieograniczonej ilości kobiecych kosmetyków.

No cóż, droga Wendy, czego jak czego, ale możliwości wzięcia ożywczego prysznica po jakichś szczególnie wyczerpujących ćwiczeniach na pewno ci nie zabraknie. – Widząc w oczach dziewczyny zachwyt pomieszany z niedowierzaniem, dodał wesoło: – Proponuję, żebyś dbała o swoje zdrowie i kondycję i korzystała z możliwości robienia przerw wypoczynkowych, kiedy tylko będzie to możliwe. Poznałem cię już na tyle, że mam uzasadnioną obawę, iż poczucie obowiązku nakaże ci harować bez ustanku po czternaście lub szesnaście godzin na dobę, ale mając to mieszkanie, możesz tę harówkę uczynić znośniejszą.

Przeszli z powrotem do eleganckiego saloniku, w którym nie brakowało telewizora, komputera i całego mnóstwa półek pozwalających urządzić niezłą biblioteczkę. Ten widok paradoksalnie najbardziej uradował Wendy.

No i co na to wszystko powiesz, moja droga? – zapytał John-nie dumny ze swej przedsiębiorczości. – Czy kwaterowanie w takim mieszkaniu zaspokoi twoje potrzeby?

Nie wiem, co mam powiedzieć, Johnnie… – przyznała bezradnie. – Potrafisz zaskakiwać jak mało kto…

Powiedz po prostu, że się zgadzasz – odparł z prostotą. – Czy nie jesteś warta takich zabiegów? Nic w ogóle nie mów, tylko przyjmij to jako coś, co ci się w oczywisty sposób należy. No, może zrób dla mnie jedną rzecz – uśmiechnij się do mnie tak pięknie, jak to robiłaś przedwczoraj w gabinecie swego dowódcy. O, właśnie tak, jak robisz to teraz! Masz piękny uśmiech i powinnaś go prezentować jak najczęściej. – Dziewczyna spojrzała na niego bystro i z iskierkami humoru w oczach.

Skoro mieszkanie jest moje, to chyba pozwolisz, że się od razu nieco odprężę? -powiedziała przytomnie, po czym lekko oparła się o jego ramię i zgrabnie zdjęła ze stóp pantofle. – Nie masz mi chyba za złe, że pozbędę się butów? Strasznie mnie nogi bolą, wczoraj stałam kilka godzin z rzędu podczas operacji. i pozwól, że zdejmę też żakiet od munduru, zaczyna się robić gorąco.

Oczywiście, moja Wendy, nie widzę powodu, żebyś się nie miała pozbyć zbędnych rzeczy. Ja tu na ciebie zaczekam, a ty się przebierz.

Nie oczekiwał długo, ale mimo to był po powrocie dziewczyny zaskoczony, i to zaskoczony przyjemnie. rzeczywiście, pozbyła się wszystkich rzeczy, które uważała za niewygodne i krępujące, nie tylko żakietu i pantofli, lecz również mundurowej koszuli i pończoch. W obcisłej białej podkoszulce bez ramion i krótkiej spódniczce wyglądała ślicznie i bardzo pociągająco. Nic nie mogło ukryć wspaniałej figury dziewczyny, jej stromych piersi i długich zgrabnych nóg. Wendy nie dała mu czasu na dłuższe oszołomienie.

Powiedz, czy jako gospodyni tego mieszkania będę miała prawo zapraszać tu jakichś gości? Smutno by mi było samej. No wiesz, przyjaciół, koleżanki, Neda, Billa itp.?

Oczywiście, droga Wendy, każdego, kogo chcesz, przecież mieszkanie jest przydzielone wyłącznie tobie.

Mam prośbę, Johnnie, mów do mnie po prostu Wen…– To zdrobnienie twojego imienia?

raczej skrót od niego, wiesz, my amerykanie mamy bzika na punkcie skracania wszystkiego. Mam nadzieję, że ci się podoba… – Owszem, podoba.

Tylko ojcu i przyjaciołom pozwalam tak do siebie mówić – oznajmiła dziewczyna z powagą.

Czy to znaczy, że dostąpiłem zaszczytu ubiegania się o twoją przyjaźń? – usiłował zażartować, ale Wendy zaprzeczyła mu rzeczowo:

Nie musisz się o nic ubiegać, ty już jesteś moim przyjacielem, i to… bardzo bliskim. To, co dla mnie zrobiłeś i nadal robisz, pozwala mi myśleć, że ci na mnie zależy. Czy mam rację?

Nie mylisz się, Wen, nie będę okłamywał samego siebie, a tym bardziej ciebie. To, co próbuję dla ciebie zrobić, to nie zdawkowa uprzejmość wobec kogoś znajomego, ale obojętnego. Od chwili, gdy cię zobaczyłem, rosło we mnie przekonanie, że jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim, po prostu przyjaciółką, którą pragnę się opiekować i na której bardzo mi zależy. Jeżeli tylko mi na to pozwolisz, chcę być dla ciebie nie tylko dowódcą, ale przyjacielem i zarazem opiekunem, który nie pozwoli cię skrzywdzić. i już nie będę cię denerwował jakimiś niedorzecznymi tytułami w rodzaju „miss”…

Johnnie chciał ostatnie zdanie obrócić w żart, ale ku jego zaskoczeniu dziewczyna wyraźnie spoważniała i powiedziała, nie ukrywając smutku:

Nie zrozumiałeś, dlaczego nie chciałam, żebyś tak się do mnie zwracał. Po pierwsze, tytułu „miss” używa się wobec panien i jest dla mnie krępujący, bo ja panną nie jestem. Po drugie, przypomina mi o mojej przeszłości jako mężatki, a ona była, wierz mi, dosyć makabryczna.

Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś rozwódką…– Nie jestem rozwódką – przyznała niewesołym tonem Wendy – jestem wdową.

Johnnie wybałuszył oczy na dziewczynę, nie wierząc własnym uszom. Pomyślał z furią: „Jared, Bill, Ned – kochani przyjaciele, chyba was pozabijam! Każdy z was znał historię małej Wen i oczywiście żaden z was nic mi nie powiedział, pozwalając, żebym robił z siebie durnia”. Podszedł do stojącej z opuszczoną głową Wendy, ujął ostrożnie jej kruchą dłoń i przycisnął do ust.

Wybacz mi, proszę, kochana Wen, nie wiedziałem. Wygadywałem różne bzdury, nie mając pojęcia, jaką sprawiam ci przykrość…