Glukozowa rewolucja - Jessie Inchauspé - ebook + audiobook + książka

Glukozowa rewolucja ebook i audiobook

Inchauspe Jessie

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

365 osób interesuje się tą książką

Opis

Międzynarodowy bestseller przetłumaczony na ponad czterdzieści języków

Nawet dziewięćdziesiąt procent z nas doświadcza gwałtownych skoków glukozy – i nie ma o tym pojęcia. Symptomy? Zachcianki jedzeniowe, ciągłe zmęczenie, mgła mózgowa, zaburzenia snu, obniżona odporność, trądzik… A z czasem choroby przewlekłe takie jak cukrzyca typu 2, nowotwory czy demencja.

Autorka Glukozowej rewolucji w przystępny sposób omawia przełomowe odkrycia naukowe i pokazuje, jak zadbać o zdrowie bez konieczności wprowadzania radykalnych zmian. Z pomocą przeprowadzonych na sobie eksperymentów i dziesięciu prostych hacków uczy między innymi:

· w jakiej kolejności spożywać produkty

· co zjeść na śniadanie, by nie doświadczać spadków energii w ciągu dnia

· jak jeść słodycze, by nie doprowadzać do skoków glukozy.

 

Dzięki Jessie i jej edukacyjnemu profilowi @GlucoseGoddess tysiące osób zrozumiały, dlaczego są ciągle głodne, senne czy niespokojne – i zmieniły swoje życie na lepsze.

Jessie Inchauspé jest francuską biochemiczką, absolwentką matematyki na londyńskim King’s College i biochemii na Uniwersytecie Georgetown. Pracując w Dolinie Krzemowej, w startupie zajmującym się badaniami genetycznymi, uświadomiła sobie, że istotniejsze niż geny są nawyki żywieniowe. Obecnie jej misją jest przekładanie wyników przełomowych badań naukowych na łatwe do zrozumienia wskazówki, a tym samym pomaganie ludziom w poprawie stanu ich zdrowia fizycznego i psychicznego.

Jej niezwykle popularne, edukacyjne konto na Instagramie @GlucoseGoddess ma ponad półtora miliona obserwujących.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 42 min

Lektor: Ewa Konstanciak

Oceny
4,7 (896 ocen)
712
143
35
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ThePinkCloud

Nie oderwiesz się od lektury

Napisana w bardzo przystępny sposób - autorka jasno tłumaczy zachodżące w organizmie procesy, nie przytłaczając przy tym czytelnika naukowym żargonem. W pierwszych dwóch częściach co moment przerywałam by dać wybrzmieć kolejnej eurece. Dobra pozycja na początek dla każdej osoby, która chce zadbać o swoje odżywianie.
70
Bafyra

Nie oderwiesz się od lektury

Jest to książka, która moim zdaniem każdy powinien przeczytać. Bez znaczenia czy ma cukrzycę, czy insulinooporność, czy nie ma takich problemów, bo jest to książka dla każdego. Bardzo otwiera oczy i uświadamia a co mi się najbardziej podoba jest poparte wszystko badaniami i to, że są to badania nie przeprowadzone na jednej osobie a wielu osobach. Mam nadzieję, że kolejna pozycja będzie również szybko przetłumaczona, a te zaraz zamawiam w wersji papierowej.
50
alicjabaranowska

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna i praktyczna
20
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

książka rewelacja. sluchałam z zapartym tchem. Już jest na mojej liście do kupienia. polecam, warto po nią sięgnąć. duzo dawki fajnej wiedzy
20
EdytaDD

Dobrze spędzony czas

Sporo ciekawych informacji o odżywianiu. Trochę rozwleczona, ale warto.
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału Glu­cose Re­vo­lu­tion: The Life-Chan­ging Po­wer of Ba­lan­cing Your Blood Su­gar
Prze­kład ANNA BRZO­STOW­SKA
Wy­dawca KA­TA­RZYNA RUDZKA
Re­dak­torka pro­wa­dząca DO­MI­NIKA PO­PŁAW­SKA
Re­dak­cja IDA ŚWIER­KOCKA
Ko­rekta HE­LENA PIE­CUCH
Pro­jekt okładki Smith & Gil­mour
Ad­ap­ta­cja pro­jektu okładki DA­WID GRZE­LAK
Opra­co­wa­nie gra­ficzne i ty­po­gra­ficzne, ła­ma­nie, ko­rekta ANNA HEG­MAN
Ko­or­dy­na­torka pro­duk­cji PAU­LINA KU­REK
Glu­cose Re­vo­lu­tion: The Life-Chan­ging Po­wer of Ba­lan­cing Your Blood Su­gar Co­py­ri­ght © Jes­sie In­chau­spé, 2022 In­ter­na­tio­nal Ri­ghts Ma­na­ge­ment: Su­sanna Lea As­so­cia­tes Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Anna Brzo­stow­ska Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Mar­gi­nesy, War­szawa 2023
War­szawa 2023 Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-67674-85-0
Wy­daw­nic­two Mar­gi­nesy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skiego 11A 01-527 War­szawa tel. 48 22 663 02 75re­dak­cja@mar­gi­nesy.com.pl
www.mar­gi­nesy.com.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.

Zrze­cze­nie się od­po­wie­dzial­no­ści przez au­torkę

W tej książce przed­sta­wiam od­kry­cia na­ukowe w spo­sób przy­stępny dla każ­dego. Prze­kła­dam je na prak­tyczne wska­zówki. Je­stem na­ukow­czy­nią, a nie le­karką, więc pa­mię­taj, że treść książki nie sta­nowi po­rady le­kar­skiej.

Je­śli cier­pisz na ja­kąś cho­robę albo przyj­mu­jesz ja­kie­kol­wiek leki, skon­sul­tuj się ze swoim le­ka­rzem, za­nim za­sto­su­jesz przed­sta­wione w książce hacki.

Zrze­cze­nie się od­po­wie­dzial­no­ści przez wy­dawcę

Ni­niej­sza pu­bli­ka­cja za­wiera opi­nie i po­glądy au­torki. Ma przed­sta­wić po­mocne i po­ucza­jące tre­ści na te­maty po­ru­szane w książce. Jest sprze­da­wana przy za­ło­że­niu, że au­torka i wy­dawca nie udzie­lają za po­śred­nic­twem tej pu­bli­ka­cji po­rad me­dycz­nych, zdro­wot­nych lub ja­kich­kol­wiek in­nych do­ty­czą­cych ochrony zdro­wia. Przed wpro­wa­dze­niem w ży­cie ja­kich­kol­wiek wska­zó­wek za­war­tych w tej książce lub wy­cią­gnię­ciem z nich wnio­sków czy­tel­nicy po­winni skon­sul­to­wać się ze swoim le­ka­rzem, pra­cow­ni­kiem służby zdro­wia lub in­nym kom­pe­tent­nym spe­cja­li­stą.

Au­torka i wy­dawca w szcze­gól­no­ści zrze­kają się wszel­kiej od­po­wie­dzial­no­ści cy­wil­nej oraz od­po­wie­dzial­no­ści za ewen­tu­alne straty, ry­zyko oso­bi­ste lub ja­kie­kol­wiek inne po­nie­sione po­śred­nio czy też bez­po­śred­nio w wy­niku ko­rzy­sta­nia z i za­sto­so­wa­nia ja­kich­kol­wiek tre­ści z tej książki.

Mo­jej ro­dzi­nie

Dro­dzy Czy­tel­nicy

Jaki był wasz ostatni po­si­łek? No da­lej, za­sta­nów­cie się.

Był do­bry? Jak wy­glą­dał? Jak pach­niał? Jak sma­ko­wał? Gdzie go zje­dli­ście i z kim? Dla­czego je­dli­ście wła­śnie to?

Je­dze­nie jest nie tylko smaczne, ale też nie­zbędne do ży­cia. Nie­stety, choć nie zda­jemy so­bie z tego sprawy, cza­sami może po­wo­do­wać nie­za­mie­rzone skutki. Czas na trud­niej­sze py­ta­nia: czy wiesz, ile gra­mów tłusz­czu przy­bę­dzie ci w pa­sie po tym po­siłku? Czy rano obu­dzisz się z no­wym prysz­czem? Ile bla­szek miaż­dży­co­wych odłoży się w two­ich tęt­ni­cach, a ile zmarsz­czek na two­jej twa­rzy się po­głębi? Czy zje­dze­nie tego da­nia spo­wo­duje, że za dwie go­dziny znowu zgłod­nie­jesz, bę­dziesz kiep­sko spać, a rano obu­dzisz się nie w so­sie?

W skró­cie: czy wiesz, jak twój ostatni po­si­łek wpły­nął na twoje ciało i umysł?

Wielu z nas nie ma tej wie­dzy. Ja nie mia­łam o tym po­ję­cia, za­nim nie za­czę­łam uczyć się o związku che­micz­nym zwa­nym glu­kozą.

Dla więk­szo­ści z nas ciało to czarna skrzynka: znamy jego funk­cje, ale nie mamy po­ję­cia, jak do­kład­nie działa. Czę­sto de­cy­du­jemy, co zjeść na lunch, opie­ra­jąc się na tym, co prze­czy­ta­li­śmy albo usły­sze­li­śmy, za­miast kie­ro­wać się praw­dzi­wymi po­trze­bami or­ga­ni­zmu. „Zwie­rzę je żo­łąd­kiem, a czło­wiek mó­zgiem” – twier­dził fi­lo­zof Alan Watts. Gdyby na­sze ciała po­tra­fiły do nas mó­wić, wszystko wy­glą­da­łoby ina­czej. Wie­dzie­li­by­śmy do­kład­nie, dla­czego po dwóch go­dzi­nach od po­siłku znowu do­pada nas głód, w nocy źle śpimy, a na­stęp­nego dnia od­czu­wamy sen­ność. Do­ko­ny­wa­li­by­śmy lep­szych wy­bo­rów ży­wie­nio­wych, na­sze zdro­wie by się po­pra­wiło, a ży­cie zmie­niło na lep­sze.

Mam dla was sen­sa­cyjną wia­do­mość.

Oka­zuje się, na­sze ciała mó­wią do nas przez cały czas.

Po pro­stu nie wiemy, jak ich słu­chać.

Wszystko, co jemy, wy­wo­łuje re­ak­cję. Na­sze po­siłki wpły­wają na trzy­dzie­ści bi­lio­nów ko­mó­rek i tyle samo bak­te­rii, które by­tują w na­szym ciele[1]. Za­chcianki ży­wie­niowe, trą­dzik, mi­greny, mgła mó­zgowa, wa­ha­nia na­stroju, ty­cie, sen­ność, nie­płod­ność, ze­spół po­li­cy­stycz­nych jaj­ni­ków (PCOS), cu­krzyca typu 2, nie­al­ko­ho­lowa stłusz­cze­niowa cho­roba wą­troby (NA­FLD), cho­roby serca i tak da­lej – to wszystko sy­gnały wy­sy­łane przez na­sze ciało, żeby dać znać o we­wnętrz­nych za­bu­rze­niach.

W tej kwe­stii wi­nię śro­do­wi­sko, w któ­rym ży­jemy. Na na­sze wy­bory ży­wie­niowe wpły­wają kam­pa­nie re­kla­mowe za mi­liardy do­la­rów, które mają za­pew­nić zysk prze­my­słowi spo­żyw­czemu[2]. Re­klamy na­po­jów ga­zo­wa­nych, śmie­cio­wego żar­cia i sło­dy­czy zwy­kle są uspra­wie­dli­wiane stwier­dze­niami typu „li­czy się to, ile jesz – żyw­ność wy­so­ko­prze­two­rzona i cu­kier nie są z gruntu złe”[3]. Ale na­uka do­wo­dzi cze­goś od­wrot­nego: pro­dukty wy­so­ko­prze­two­rzone i cu­kier są z gruntu nie­zdrowe, na­wet je­śli nie do­star­czają nam nad­wyżki ka­lo­rycz­nej[4].

Mimo to przez te zwod­ni­cze re­klamy wciąż wie­rzymy w stwier­dze­nia typu:

▶ Utrata wagi to wy­łącz­nie kwe­stia bi­lansu ener­ge­tycz­nego.

▶ Nie wolno po­mi­jać śnia­dań.

▶ Wa­fle ry­żowe i soki owo­cowe są zdrowe.

▶ Tłu­ste pro­dukty są nie­zdrowe.

▶ Mu­sisz jeść cu­kier, żeby mieć ener­gię.

▶ Cu­krzyca typu 2 to cho­roba ge­ne­tyczna, któ­rej nie da się za­ra­dzić.

▶ Nie chud­niesz, bo masz za słabą wolę.

▶ Sen­ność o trze­ciej po po­łu­dniu to nor­malka – na­pij się kawy.

Błędne wy­bory ży­wie­niowe wpły­wają na nasz do­bro­stan fi­zyczny i psy­chiczny. Spra­wiają, że od sa­mego rana nie je­ste­śmy w naj­lep­szej for­mie. Świetne sa­mo­po­czu­cie tuż po po­budce może nie wy­da­wać się naj­waż­niej­sze, ale gdy­by­ście mo­gli je osią­gnąć – czy by­ście tego nie chcieli? Je­stem tu, żeby po­wie­dzieć wam, że to moż­liwe.

Na­ukowcy od dawna ba­dają wpływ je­dze­nia na czło­wieka i obec­nie wiemy na ten te­mat wię­cej niż kie­dy­kol­wiek. Pod­czas ostat­nich pię­ciu lat w la­bo­ra­to­riach na ca­łym świe­cie do­ko­nano eks­cy­tu­ją­cych od­kryć, które po­ka­zały, jak na­sze ciało re­aguje na je­dze­nie w cza­sie rze­czy­wi­stym, i do­wio­dły, że choć to, co jemy, ma zna­cze­nie, li­czy się rów­nież to, jak jemy, czyli ko­lej­ność, ze­sta­wie­nie i po­łą­cze­nie pro­duk­tów.

Na­uka po­ka­zuje, że w czar­nej skrzynce, którą jest ludz­kie ciało, je­den wskaź­nik wpływa na wszyst­kie sys­temy. Je­śli zro­zu­miemy, jak on działa, i bę­dziemy do­ko­ny­wali wy­bo­rów w celu jego opty­ma­li­za­cji, na­sze sa­mo­po­czu­cie fi­zyczne i psy­chiczne może wy­raź­nie się po­pra­wić. Tym wskaź­ni­kiem jest po­ziom cu­kru – albo ina­czej glu­kozy – we krwi.

Glu­koza to główne źró­dło ener­gii w ludz­kim ciele. Czer­piemy ją przede wszyst­kim z po­ży­wie­nia, a na­stęp­nie jest trans­por­to­wana krwio­bie­giem do ko­mó­rek. W ciągu dnia jej stę­że­nie może ule­gać znacz­nym wa­ha­niom. Gwał­towne wzro­sty po­ziomu glu­kozy, które na­zy­wam sko­kami cu­kru, wpły­wają na wszystko – od na­stroju, snu, wagi i stanu skóry po wy­daj­ność sys­temu od­por­no­ścio­wego, ry­zyko cho­rób serca i szansę na po­czę­cie dziecka.

Je­śli nie cier­pisz na cu­krzycę, rzadko usły­szysz o po­zio­mie cu­kru, choć wpływa on na każ­dego z nas. Na­rzę­dzia do mo­ni­to­ro­wa­nia po­ziomu tego związku che­micz­nego są dziś na wy­cią­gnię­cie ręki. Dzięki temu i wspo­mnia­nym osią­gnię­ciom na­uko­wym zy­ska­li­śmy do­stęp do więk­szej ilo­ści da­nych, które mo­żemy wy­ko­rzy­stać do zaj­rze­nia w głąb wła­snego ciała.

Ta książka dzieli się na trzy czę­ści: I. Czym jest glu­koza i co ro­zu­miemy pod po­ję­ciem sko­ków cu­kru; II. Dla­czego skoki cu­kru są szko­dliwe; III. Co mo­żemy zro­bić, żeby unik­nąć sko­ków cu­kru, wciąż je­dząc to, co sma­kuje nam naj­bar­dziej.

W czę­ści I wy­ja­śniam, czym jest glu­koza, skąd się bie­rze i dla­czego jest tak ważna. Choć wy­niki ba­dań zo­stały już opu­bli­ko­wane, wieść o nich nie­sie się zbyt wolno. Re­gu­la­cja po­ziomu cu­kru jest istotna dla wszyst­kich, nie­za­leż­nie od tego, czy mają cu­krzycę – za­bu­rze­nia me­ta­bo­li­zmu glu­kozy tra­pią praw­do­po­dob­nie aż osiem­dzie­siąt osiem pro­cent Ame­ry­ka­nów (na­wet tych, któ­rzy we­dług wy­tycz­nych me­dycz­nych nie mają nad­wagi). Nie­stety więk­szość z nich nie zdaje so­bie z tego sprawy. Gdy po­ziom cu­kru ulega za­bu­rze­niu, do­świad­czamy sko­ków cu­kru. Glu­koza szybko za­lewa nasz or­ga­nizm – jej po­ziom w krwio­biegu pod­nosi się o po­nad trzy­dzie­ści mi­li­gra­mów na de­cy­litr (mg/dl) w ciągu go­dziny (lub szyb­ciej), po czym rów­nie szybko spada. Skoki cu­kru są szko­dliwe.

W czę­ści II opi­suję, jak skoki cu­kru wpły­wają na nas krót­ko­ter­mi­nowo – po­ja­wiają się głód, za­chcianki ży­wie­niowe, zmę­cze­nie, po­gor­sze­nie ob­ja­wów me­no­pauzy, mi­greny, kiep­ski sen, trud­no­ści w le­cze­niu cu­krzycy typu 1 i cu­krzycy cią­żo­wej, osła­biona od­por­ność i po­gor­sze­nie funk­cji ko­gni­tyw­nych – a także dłu­go­ter­mi­nowo. Za­bu­rze­nia po­ziomu cu­kru przy­spie­szają pro­ces sta­rze­nia się i roz­wój cho­rób prze­wle­kłych ta­kich jak trą­dzik, eg­zema, łusz­czyca, za­pa­le­nie sta­wów, za­ćma, cho­roba Al­zhe­imera, rak, de­pre­sja, pro­blemy je­li­towe, cho­roby serca, nie­płod­ność, PCOS, in­su­li­no­opor­ność, cu­krzyca typu 2 czy nie­al­ko­ho­lowa stłusz­cze­niowa cho­roba wą­troby.

Je­śli przed­sta­wi­li­by­ście na wy­kre­sie swój po­ziom cu­kru – mi­nuta po mi­nu­cie w ciągu doby – to li­nia mię­dzy punk­tami koń­co­wymi by­łaby po­fa­lo­wana. Ten wy­kres to krzywa cu­krowa. Gdy zmie­niamy styl ży­cia, żeby za­po­biec sko­kom cu­kru, wy­płasz­czamy krzywą cu­krową. Im bar­dziej pła­ska, tym le­piej. Dzięki wy­płasz­cze­niu krzy­wej ob­ni­żamy po­ziom in­su­liny – hor­monu wy­dzie­la­nego w re­ak­cji na glu­kozę. To ko­rzystne dla zdro­wia, gdyż zbyt wy­so­kie po­ziomy in­su­liny sta­no­wią jedną z głów­nych przy­czyn in­su­li­no­opor­no­ści, cu­krzycy typu 2 i PCOS[5]. Wy­płasz­cze­nie krzy­wej cu­kro­wej na­tu­ral­nie ob­niża też po­ziom fruk­tozy, która, wraz z glu­kozą, znaj­duje się w słod­kich pro­duk­tach. To ko­lejna ko­rzyść, gdyż nad­miar fruk­tozy zwięk­sza ry­zyko nad­wagi, cho­rób serca i nie­al­ko­ho­lo­wej stłusz­cze­nio­wej cho­roby wą­troby[6].

W czę­ści III po­każę wam, jak mo­że­cie wy­płasz­czyć swoje krzywe cu­krowe dzięki dzie­się­ciu pro­stym hac­kom je­dze­nio­wym, które ła­two za­sto­su­je­cie w swoim ży­ciu. Li­cen­cjat z ma­te­ma­tyki i ma­gi­sterka z bio­che­mii po­mo­gły mi prze­ana­li­zo­wać i wy­cią­gnąć wnio­ski z ogrom­nej liczby ba­dań z dzie­dziny nauk o ży­wie­niu. Poza tym prze­pro­wa­dzi­łam wiele eks­pe­ry­men­tów na so­bie, no­sząc urzą­dze­nie zwane sys­te­mem cią­głego mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii (con­ti­nu­ous glu­cose mo­ni­tor, CGM), które po­ka­zuje po­ziom cu­kru w cza­sie rze­czy­wi­stym. Wspo­mniane dzie­sięć hac­ków, któ­rymi się z wami po­dzielę, można opi­sać jako pro­ste i za­ska­ku­jące. Nie wy­ma­gam od was, że­by­ście już ni­gdy nie zje­dli de­seru, li­czyli ka­lo­rie albo go­dzi­nami ćwi­czyli. W za­mian chcia­ła­bym, że­by­ście – na­prawdę wsłu­chu­jąc się w swoje ciało – wy­ko­rzy­stali wie­dzę o fi­zjo­lo­gii zdo­bytą w trak­cie lek­tury dwóch pierw­szych czę­ści książki do pod­ję­cia lep­szych de­cy­zji w kwe­stii tego, jak je­cie (czę­sto ozna­cza to na­kła­da­nie na ta­lerz więk­szej ilo­ści je­dze­nia niż zwy­kle). W ostat­niej czę­ści książki przed­sta­wię wam wszyst­kie in­for­ma­cje po­trzebne do uni­ka­nia sko­ków cu­kru bez ko­niecz­no­ści no­sze­nia CGM.

W książce opie­ram się na prze­ło­mo­wych ba­da­niach na­uko­wych, wy­ja­śniam, dla­czego wspo­mniane hacki dzia­łają, i opo­wia­dam praw­dziwe hi­sto­rie, które ob­ra­zują ich dzia­ła­nie. Po­zna­cie wy­niki eks­pe­ry­men­tów: mo­ich oraz przed­sta­wi­cieli spo­łecz­no­ści in­ter­ne­to­wej o na­zwie Glu­cose God­dess, którą stwo­rzy­łam i która w chwili pi­sa­nia li­czy po­nad dwie­ście ty­sięcy osób. Prze­czy­ta­cie wy­po­wie­dzi jej za­do­wo­lo­nych człon­ków, któ­rzy schu­dli, opa­no­wali swoje za­chcianki ży­wie­niowe, cie­szą się wyż­szym po­zio­mem ener­gii, po­zbyli się pro­ble­mów skór­nych albo symp­to­mów PCOS, cof­nęli cu­krzycę typu 2, prze­stali się ob­wi­niać i zy­skali ogromną pew­ność sie­bie dzięki wie­dzy za­war­tej w mo­jej książce.

Po lek­tu­rze bę­dzie­cie umieli wsłu­chać się w sy­gnały do­cho­dzące z wa­szego ciała i zro­zu­mie­cie, jaki po­wi­nien być wasz na­stępny krok. Od­zy­ska­cie kon­trolę nad wy­bo­rami ży­wie­nio­wymi i ni­gdy wię­cej nie pad­nie­cie ofiarą kam­pa­nii re­kla­mo­wych. Po­prawi się nie tylko wa­sze zdro­wie, ale też ży­cie.

Je­stem pewna, że tak się sta­nie, bo sama tego do­świad­czy­łam.

Moja hi­sto­ria

Zna­cie po­wie­dze­nie, że czło­wiek do­ce­nia zdro­wie do­piero, gdy je straci? Tak było ze mną. Gdy mia­łam dzie­więt­na­ście lat, wy­pa­dek zmie­nił moje ży­cie.

Spę­dza­łam ze zna­jo­mymi wa­ka­cje na Ha­wa­jach. Pew­nego po­po­łu­dnia po­szli­śmy do dżun­gli na pie­szą wy­cieczkę. Uzna­li­śmy, że skok z wo­do­spadu to świetny po­mysł (uwaga, spo­iler: my­li­li­śmy się).

Ni­gdy wcze­śniej nie ro­bi­łam cze­goś ta­kiego. Zna­jomi po­in­stru­owali mnie co i jak: „Trzy­maj nogi wy­pro­sto­wane, żeby prze­bić ta­flę wody sto­pami”.

„Ku­mam!” – po­wie­dzia­łam i po­de­szłam do kra­wę­dzi.

By­łam tak prze­ra­żona, że za­po­mnia­łam o wska­zówce, gdy tylko sko­czy­łam z klifu. Po­wierzch­nię wody prze­bi­łam nie sto­pami, ale po­ślad­kami. Na­pór wody wy­two­rzył falę ude­rze­niową, która ro­ze­szła się w górę mo­jego krę­go­słupa. Kręgi je­den po dru­gim ule­gły kom­pre­sji ni­czym do­mino.

Pyk-pyk-pyk-pyk-pyk-pyk-pyk – aż do dru­giego kręgu pier­sio­wego, który pod wpły­wem na­ci­sku roz­pry­snął się na czter­na­ście czę­ści.

Moje ży­cie też się roz­le­ciało. Od­tąd dzielę je na dwa etapy: przed wy­pad­kiem i po nim.

Na­stępne dwa ty­go­dnie le­ża­łam unie­ru­cho­miona w łóżku szpi­tal­nym, cze­ka­jąc na ope­ra­cję krę­go­słupa. Kiedy nie spa­łam, wy­obra­ża­łam so­bie, co się wy­da­rzy, choć nie do końca mo­głam w to uwie­rzyć. Chi­rurg miał otwo­rzyć moją klatkę pier­siową z boku na wy­so­ko­ści ta­lii oraz z tyłu przy zła­ma­nym kręgu. Za­mie­rzano usu­nąć frag­menty ko­ści, a także dwa są­sied­nie kręgi, a na­stęp­nie po­łą­czyć trzy kręgi i wwier­cić mi w krę­go­słup sześć sied­mio­ipół­cen­ty­me­tro­wych me­ta­lo­wych bol­ców. Przy po­mocy wier­tarki elek­trycznej.

Prze­ra­żały mnie moż­liwe kom­pli­ka­cje: odma opłuc­nowa, pa­ra­liż, a na­wet śmierć. Ale nie mia­łam wyj­ścia. Frag­menty kręgu uci­skały błonę rdze­nia krę­go­wego. Ja­ki­kol­wiek wstrząs (na­wet po­tknię­cie na scho­dach) mógł ją prze­rwać, pa­ra­li­żu­jąc mnie od pasa w dół. Ba­łam się. Wy­obra­ża­łam so­bie, jak wy­krwa­wiam się na stole ope­ra­cyj­nym, a le­ka­rze za­ła­mują ręce. Nie­mal wi­dzia­łam, jak umie­ram.

Re­zul­tat (nie, nie uru­cha­miam alarmu pod­czas kon­troli bez­pie­czeń­stwa na lot­ni­sku, i tak, bolce zo­staną na za­wsze).

Dzień ope­ra­cji zbli­żał się po­woli, ale nie­ubła­ga­nie. Gdy w końcu nad­szedł, wo­la­łam, żeby w ogóle nie było go w ka­len­da­rzu. Kiedy ane­ste­zjo­lożka za­częła mnie usy­piać przed ośmio­go­dzinną ope­ra­cją, za­sta­na­wia­łam się, czy bę­dzie ostat­nią osobą, jaką kie­dy­kol­wiek zo­ba­czę. Mo­dli­łam się. Chcia­łam żyć. Wie­dzia­łam, że je­śli obu­dzę się po ope­ra­cji, już za­wsze będę żyła prze­peł­niona wdzięcz­no­ścią.

Obu­dzi­łam się w środku nocy. Le­ża­łam sama na sali po­ope­ra­cyj­nej. Naj­pierw ode­tchnę­łam z ulgą: nie umar­łam. Na­stęp­nie po­czu­łam ból. Nie, źle się wy­ra­zi­łam: po­czu­łam przej­mu­jący ból. Pręty w moim krę­go­słu­pie były jak ści­ska­jąca go że­la­zna pięść. Spró­bo­wa­łam usiąść, żeby we­zwać pie­lę­gnia­rza. Przy­szedł po kilku mi­nu­tach. Był mar­kotny i trak­to­wał mnie lek­ce­wa­żąco. Zgo­to­wał mi przy­kre po­wi­ta­nie na tym świe­cie. Roz­pła­ka­łam się. Chcia­łam do mamy.

Prze­peł­niała mnie wdzięcz­ność: głę­boka, szczera wdzięcz­ność, że żyję. Ale jed­no­cze­śnie cier­pia­łam ka­tu­sze. Całe moje plecy rwały z bólu. Nie mo­głam po­ru­szyć się ani o cen­ty­metr bez wra­że­nia, że szwy za­raz pusz­czą. Nerwy w no­gach „pa­liły” mnie przez wiele dni. Co trzy go­dziny do­sta­wa­łam za­strzyk prze­ciw­bó­lowy. Pie­lę­gniarz wcho­dził na salę jak w ze­garku, chwy­tał pal­cami tłusz­czyk na moim udzie, raz le­wym, raz pra­wym, i ro­bił mi za­strzyk.

Z po­wodu do­tkli­wego bólu nie by­łam w sta­nie spać ani jeść, bo opio­idy wy­wo­ły­wały u mnie mdło­ści. Schu­dłam dwa­na­ście ki­lo­gra­mów w dwa ty­go­dnie. Czu­łam się rów­no­cze­śnie szczę­ściarą i idiotką. Było mi przy­kro z po­wodu tego, co się stało, ob­wi­nia­łam się za zmar­twie­nia, któ­rych przy­spo­rzy­łam moim bli­skim. Nie wie­dzia­łam, co ro­bić.

Choć moje ciało wy­do­brzało w kilka mie­sięcy, umysł i du­sza wy­ma­gały dłuż­szej re­ha­bi­li­ta­cji. Czu­łam, że utra­ci­łam kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią. Gdy pa­trzy­łam na swoje ręce, mia­łam wra­że­nie, że nie są moje. Z prze­ra­że­niem spo­glą­da­łam w lu­stro. Coś było nie tak, ale nie mia­łam po­ję­cia co.

Nie­stety inni też tego nie wie­dzieli. Po­nie­waż z ze­wnątrz wy­da­wało się, że do­szłam do sie­bie, nie zwie­rza­łam się ni­komu ze swo­jego cier­pie­nia. Za­py­tana, jak się czuję, od­po­wia­da­łam: „Świet­nie, dzięki”. Ale gdy­bym miała być szczera, wy­zna­ła­bym: „Czuję się obco we wła­snym ciele. Kiedy pa­trzę w lu­stro, od­cho­dzę od zmy­słów. Strasz­nie się boję, że już ni­gdy nie po­czuję się do­brze”. Póź­niej zdia­gno­zo­wano u mnie de­per­so­na­li­za­cję i de­re­ali­za­cję – za­bu­rze­nia psy­chiczne po­le­ga­jące na utra­cie kon­taktu z sa­mym sobą i ota­cza­jącą rze­czy­wi­sto­ścią.

Miesz­ka­łam wtedy w Lon­dy­nie. Pa­mię­tam, jak je­cha­łam me­trem i pa­trzy­łam na współ­pa­sa­że­rów sie­dzą­cych na­prze­ciwko mnie. Za­sta­na­wia­łam się, jak wielu z nich prze­żywa trudne chwile, ale ukrywa to tak jak ja. Ma­rzy­łam o tym, by ktoś w me­trze do­strzegł moje cier­pie­nie i po­wie­dział, że mnie ro­zu­mie – że kie­dyś też tak się czuł, ale do­szedł do sie­bie. Na próżno. Lu­dzie sie­dzący nie­cały metr ode mnie nie mieli po­ję­cia, co się we mnie działo. Sama le­dwo to ro­zu­mia­łam. I vice versa – też nie wie­dzia­łam, co działo się w nich i czy cier­pią.

Stało się dla mnie ja­sne, że trudno się do­wie­dzieć, co się dzieje w na­szych cia­łach. Na­wet je­śli umiemy wy­ra­zić swoje emo­cje – wdzięcz­ność, ból, ulgę, smu­tek i tak da­lej – mu­simy się do­wie­dzieć, dla­czego je od­czu­wamy. Od czego za­cząć, gdy źle się czu­jemy?

Pa­mię­tam, gdy po­wie­dzia­łam swo­jej naj­lep­szej przy­ja­ciółce: „Nic nie li­czy się bar­dziej niż zdro­wie, fi­zyczne i psy­chiczne – ani szkoła, ani praca, ani pie­nią­dze”. Ni­gdy nie by­łam ni­czego rów­nie pewna.

I tak cztery lata póź­niej je­cha­łam po­cią­giem do Mo­un­tain View, mia­sta po­ło­żo­nego około sześć­dzie­się­ciu ki­lo­me­trów od San Fran­ci­sco. Gdy po­sta­no­wi­łam, że do­wiem się, jak po­ro­zu­mieć się z wła­snym cia­łem, na­bra­łam prze­świad­cze­nia, że po­win­nam zaj­mo­wać się prze­ło­mową tech­no­lo­gią w dzie­dzi­nie ochrony zdro­wia. W 2015 roku była to ge­ne­tyka.

Do­sta­łam się na staż w star­tu­pie 23andMe (na­zwa firmy wzięła się od tego, że wszy­scy mamy 23 pary chro­mo­so­mów, które prze­ka­zują in­for­ma­cję ge­ne­tyczną). Chcia­łam tam być bar­dziej niż gdzie­kol­wiek in­dziej na świe­cie.

Wy­szłam z na­stę­pu­ją­cego za­ło­że­nia: DNA stwo­rzyło moje ciało, więc je­śli zro­zu­miem swój kod ge­ne­tyczny, zro­zu­miem swoje ciało.

Pra­co­wa­łam na sta­no­wi­sku kie­row­niczki pro­duktu. Mia­łam dwa dy­plomy wyż­szych uczelni i uwiel­bia­łam uprasz­czać skom­pli­ko­wane tre­ści. Do­brze wy­ko­rzy­sta­łam oba atuty. Od­po­wia­da­łam za wy­ja­śnia­nie wy­ni­ków ba­dań ge­ne­tycz­nych na­szym klien­tom i za­chę­ca­nie ich do udziału w an­kie­tach.

Zbie­ra­li­śmy dane w nie­spo­ty­kany wcze­śniej spo­sób: cy­frowo, on­line i od mi­lio­nów lu­dzi jed­no­cze­śnie. Każdy klient był na­ukow­cem, gdyż przy­czy­niał się do lep­szego zbio­ro­wego zro­zu­mie­nia kodu ge­ne­tycz­nego. Na na­sze cele skła­dały się in­no­wa­cja w dzie­dzi­nie me­dy­cyny sper­so­na­li­zo­wa­nej i for­mu­ło­wa­nie za­le­ceń zdro­wot­nych do­sto­so­wa­nych do kon­kret­nej osoby.

Pra­co­wa­łam, opie­ra­jąc się na naj­lep­szych da­nych, w naj­lep­szej fir­mie z naj­lep­szymi spe­cja­li­stami i mia­łam naj­lep­szą mi­sję do wy­ko­na­nia. At­mos­fera w biu­rze była elek­try­zu­jąca.

Zży­łam się z człon­kami ze­społu ba­daw­czego. Po prze­czy­ta­niu wszyst­kich prac na­uko­wych, ja­kie opu­bli­ko­wali, za­czę­łam za­da­wać py­ta­nia. Ku swo­jemu roz­cza­ro­wa­niu stop­niowo zro­zu­mia­łam, że DNA de­ter­mi­nuje mniej, niż za­kła­da­łam. Na przy­kład geny mogą zwięk­szyć praw­do­po­do­bień­stwo, że za­cho­ru­je­cie na cu­krzycę typu 2, ale nie po­wie­dzą wam, czy ta cho­roba na pewno się u was roz­wi­nie[7]. Ba­da­nia DNA mogą nam dać je­dy­nie po­ję­cie o tym, co jest moż­liwe. W wy­padku więk­szo­ści cho­rób prze­wle­kłych, od mi­gren po cho­roby serca, przy­czyna oka­zuje się tkwić głów­nie w stylu ży­cia, a nie ge­nach. W skró­cie: DNA nie de­ter­mi­nuje wa­szego sa­mo­po­czu­cia każ­dego ranka.

W 2018 roku 23andMe za­częło pracę nad no­wym pro­jek­tem. Kie­ro­wał nim ze­spół zaj­mu­jący się ba­da­niami i roz­wo­jem w dzie­dzi­nie zdro­wia, który miał za za­da­nie wpa­dać na nowe, prze­ło­mowe po­my­sły. Dys­ku­to­wano o... sys­te­mach cią­głego mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii (con­ti­nu­ous glu­cose mo­ni­tors, CGM).

CGM to małe urzą­dze­nie stale mo­ni­to­ru­jące gli­ke­mię, które nosi się na ra­mie­niu. Po­wstało, żeby za­stą­pić tra­dy­cyjne glu­ko­me­try wy­ma­ga­jące na­kłu­cia palca, któ­rych cu­krzycy uży­wają od dzie­się­cio­leci – mie­rzy się nimi po­ziom cu­kru za­le­d­wie kilka razy dzien­nie. CGM do­ko­nuje po­miaru co kilka mi­nut, po­ka­zuje pełny wy­kres po­ziomu cu­kru i prze­syła go do smart­fona, co jest bar­dzo wy­godne. To prze­łom dla dia­be­ty­ków, któ­rzy do­zują le­kar­stwa na pod­sta­wie po­mia­rów po­ziomu cu­kru.

Sys­temy cią­głego mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii zwane też CGM-ami (li­nia) po­ka­zują wy­kresy po­ziomu cu­kru, któ­rych tra­dy­cyjne glu­ko­me­try (białe kółka) nie re­je­strują.

Wkrótce po tym, jak 23andMe ru­szyło z pro­jek­tem, naj­lepsi spor­towcy rów­nież za­częli no­sić CGM-y, żeby opie­ra­jąc się na po­mia­rach po­ziomu cu­kru, opty­ma­li­zo­wać swoje osiągi i wy­trzy­ma­łość[8]. Póź­niej opu­bli­ko­wano kilka prac na­uko­wych opi­su­ją­cych wy­niki ba­dań z wy­ko­rzy­sta­niem tych urzą­dzeń. Po­ka­zano, że po­ziomy gli­ke­mii u nie­cu­krzy­ków też mogą być zu­peł­nie roz­re­gu­lo­wane[9].

Gdy ze­spół ba­daw­czo-roz­wo­jowy ogło­sił, że przy­stę­puje do ba­dań nad tym, w jaki spo­sób nie­cu­krzycy re­agują na pro­dukty żyw­no­ściowe, od razu się do niego zgło­si­łam. Za­wsze szu­ka­łam cze­goś, co po­mo­głoby mi zro­zu­mieć wła­sne ciało. Ale z pew­no­ścią nie spo­dzie­wa­łam się, co z tego wy­nik­nie.

Do biura przy­szła pie­lę­gniarka, żeby za­ło­żyć CGM-y na­szej czwórce ochot­ni­ków. Cze­ka­li­śmy na nią w prze­szklo­nej sali kon­fe­ren­cyj­nej. Na­stęp­nie za­ka­sa­li­śmy rę­kawy. Pie­lę­gniarka prze­tarła mi górną część le­wego ra­mie­nia wa­ci­kiem na­są­czo­nym al­ko­ho­lem i przy­ło­żyła apli­ka­tor. Po­wie­działa, że wbije igiełkę z za­le­d­wie trzy­mi­li­me­tro­wym włók­nem (elek­trodą). Póź­niej igiełka się wy­su­nie, a włókno zo­sta­nie pod skórą, na­to­miast na wierz­chu przy­lepi na­daj­nik. Elek­troda miała tkwić w moim ciele przez dwa ty­go­dnie.

Je­den, dwa... klik! Pie­lę­gniarka nie­mal bez­bo­le­śnie za­ło­żyła sen­sor.

Urzą­dze­nie po­trze­bo­wało go­dziny, żeby za­cząć dzia­łać. Po­tem mo­głam w do­wol­nej chwili spraw­dzić po­ziom cu­kru przy po­mocy ko­mórki[10]. Po­miary po­ka­zy­wały, jak moje ciało re­aguje na je­dze­nie (lub post) i na ruch (lub bez­czyn­ność). Do­sta­wa­łam wia­do­mo­ści z wnętrza wła­snego ciała. Cześć, miło cię sły­szeć!

Spraw­dza­łam po­ziom cu­kru, gdy czu­łam się świet­nie. Spraw­dza­łam, gdy czu­łam się okrop­nie. Spraw­dza­łam, gdy ćwi­czy­łam, bu­dzi­łam się i szłam spać. Moje ciało mó­wiło do mnie przez wzro­sty i spadki, które wi­dzia­łam na ekra­nie iPhone’a.

Prze­pro­wa­dza­łam wła­sne eks­pe­ry­menty i wszystko no­to­wa­łam. Moja kuch­nia stała się moim la­bo­ra­to­rium, a obiek­tem ba­dań by­łam ja sama. Po­sta­wi­łam hi­po­tezę, że je­dze­nie i ruch wpły­wają na po­ziomy cu­kru przez zbiór moż­li­wych do zde­fi­nio­wa­nia za­sad.

Wkrótce za­czę­łam za­uwa­żać za­ska­ku­jące pra­wi­dło­wo­ści. Na­chosy w po­nie­dzia­łek – duży skok. Na­chosy w nie­dzielę – brak skoku. Piwo – skok. Wino – brak skoku. M&M’sy po lun­chu – brak skoku. M&M’sy przed ko­la­cją – skok. Zmę­cze­nie po po­łu­dniu – wy­soki po­ziom cu­kru w po­rze lun­chu. Mnó­stwo ener­gii przez cały dzień – bar­dzo sta­bilny po­ziom cu­kru. Wie­czorne świę­to­wa­nie ze zna­jo­mymi – huś­tawka po­ziomu cu­kru w nocy. Stre­su­jąca pre­zen­ta­cja w pracy – skok. Me­dy­ta­cja – stały po­ziom cu­kru. Cap­puc­cino, gdy by­łam wy­po­częta – brak skoku. Cap­puc­cino, gdy by­łam zmę­czona – skok. Chleb – skok. Chleb z ma­słem – brak skoku.

Jesz­cze cie­ka­wiej zro­biło się, kiedy po­wią­za­łam swoje sa­mo­po­czu­cie psy­chiczne z po­zio­mami gli­ke­mii. Mgła mó­zgowa, z którą bo­ry­ka­łam się od wy­padku, czę­sto wią­zała się z du­żym sko­kiem cu­kru, a sen­ność – z gwał­tow­nym spad­kiem. Za­chcianki ży­wie­niowe były sko­re­lo­wane z huś­tawką gli­ke­mii, czyli z szybko na­stę­pu­ją­cymi po so­bie na­głymi sko­kami i spad­kami. Gdy bu­dzi­łam się zmę­czona, oka­zy­wało się, że w nocy mia­łam wy­soki po­ziom cu­kru.

Prze­glą­da­łam dane, po­wta­rza­łam eks­pe­ry­menty i we­ry­fi­ko­wa­łam swoje hi­po­tezy, ze­sta­wia­jąc je z opu­bli­ko­wa­nymi wy­ni­kami ba­dań. Zro­zu­mia­łam, że aby czuć się świet­nie, mu­szę uni­kać du­żych sko­ków i spad­ków po­ziomu cu­kru. Tak też zro­bi­łam: na­uczy­łam się wy­płasz­czać swoje krzywe cu­krowe.

Do­ko­ny­wa­łam prze­ło­mo­wych od­kryć na te­mat wła­snego zdro­wia. Po­zby­łam się mgły mó­zgo­wej i opa­no­wa­łam za­chcianki. Bu­dzi­łam się w do­sko­na­łym na­stroju. Pierw­szy raz od wy­padku znowu czu­łam się na­prawdę do­brze.

Dzie­li­łam się swo­imi prze­ży­ciami ze zna­jo­mymi. Tak za­czął się ruch Glu­cose God­dess.

Na po­czątku spo­ty­ka­łam się z kom­plet­nym bra­kiem zro­zu­mie­nia. Po­ka­zy­wa­łam zna­jo­mym wy­niki ba­dań i mó­wi­łam, że też po­winni wy­płasz­czać swoje krzywe cu­krowe. Zero re­ak­cji.

Zro­zu­mia­łam, że mu­szę zna­leźć atrak­cyjny spo­sób ko­mu­ni­ko­wa­nia wy­ni­ków ba­dań. Wpa­dłam na po­mysł wy­ko­rzy­sta­nia wła­snych da­nych z po­mia­rów do zi­lu­stro­wa­nia tego, co mówi na­uka. Pro­blem w tym, że na po­czątku trudno było zro­zu­mieć, co wy­nika z wy­kre­sów.

Dzienny wy­kres po­ziomu cu­kru wy­ge­ne­ro­wany przez sys­tem cią­głego mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii.

Żeby się w nich po­ła­pać, mu­sia­łam „zro­bić zbli­że­nie” na kon­kretny wy­ci­nek dnia. Nie­stety apli­ka­cja do­łą­czona przez pro­du­centa CGM na to nie po­zwa­lała. Na­pi­sa­łam więc pro­gram do po­ka­zy­wa­nia kon­kret­nych wy­cin­ków wy­kresu.

Za­czę­łam skru­pu­lat­nie pro­wa­dzić dzien­nik ży­wie­niowy. W każ­dym wpi­sie bra­łam pod uwagę czte­ro­go­dzinny prze­dział. Na przy­kład: „17.56 – szklanka soku po­ma­rań­czo­wego”. Pa­trzy­łam na po­miary swo­jego po­ziomu od jed­nej go­dziny przed wy­pi­ciem soku do trzech go­dzin po. To da­wało mi do­godny wgląd w gli­ke­mię przed wy­pi­ciem soku, w trak­cie tej czyn­no­ści i po niej.

Żeby wy­kresy były czy­tel­niej­sze, po­łą­czy­łam kropki li­nią i za­ma­lo­wa­łam pole pod krzywą.

Po­nie­waż na­uka po­winna być też es­te­tyczna, upro­ści­łam osie, a po pra­wej umie­ści­łam zdję­cie te­sto­wa­nego pro­duktu. Nowe wy­kresy znacz­nie bar­dziej przy­ku­wały uwagę.

Zna­jomi i ro­dzina byli nimi za­fa­scy­no­wani. Pro­sili mnie o prze­te­sto­wa­nie ogrom­nej liczby pro­duk­tów i dzie­le­nie się wy­ni­kami. Po­tem sami za­częli uży­wać CGM-ów. Wy­sy­łali mi swoje dane, a ja je zbie­ra­łam. Wkrótce za­bra­kło mi czasu na two­rze­nie wy­kre­sów, o które mnie pro­szono. Stwo­rzy­łam więc apli­ka­cję na te­le­fon, która zauto­ma­ty­zo­wała ich ge­ne­ro­wa­nie. Moi zna­jomi za­częli uży­wać apli­ka­cji, a po­tem w ich ślady po­szli ich zna­jomi... Wieść ro­ze­szła się lo­tem bły­ska­wicy. Zna­jome mi osoby, które nie uży­wały CGM-ów, po­czuły się za­chę­cone do­wo­dami i też za­częły zmie­niać swoje na­wyki ży­wie­niowe.

W kwiet­niu 2018 roku za­ło­ży­łam konto @Glu­co­se­God­dess na In­sta­gra­mie. Moje zdzi­wie­nie ro­sło wraz z po­więk­sza­niem się spo­łecz­no­ści, która re­ago­wała na moje ob­ser­wa­cje i wy­sy­łała mi wy­niki swo­ich eks­pe­ry­men­tów. Zro­zu­mia­łam, że po­ziom cu­kru wpływa nie­mal na wszystko.

Zro­bi­łam „zbli­że­nie” na kon­kretny wy­ci­nek czasu: od jed­nej go­dziny przed wy­pi­ciem soku po­ma­rań­czo­wego o 17.56 do trzech go­dzin po.

Go­towy wy­kres wy­ge­ne­ro­wany przy po­mocy pro­gramu, który sama na­pi­sa­łam. Po­dob­nie jak wszyst­kie soki owo­cowe sok po­ma­rań­czowy nie za­wiera błon­nika, ale ma dużo cu­kru. Pi­cie so­ków owo­co­wych wy­wo­łuje skoki cu­kru.

CZĘŚĆ I 

CZYM JEST GLU­KOZA?

1

WCHO­DZIMY DO KOK­PITU

Dla­czego glu­koza jest tak ważna?

Za­rzą­dza­nie wła­snym zdro­wiem może przy­po­mi­nać za­glą­da­nie do kok­pitu sa­mo­lotu. Wszę­dzie wi­dać skom­pli­ko­wane urzą­dze­nia: ekrany, po­krę­tła, mi­ga­jące świa­tełka, gałki, prze­łącz­niki, dźwi­gnie... Gu­ziki po le­wej, po pra­wej i na su­fi­cie (je­śli się nad tym za­sta­no­wić, po co komu przy­ci­ski na su­ficie?). Od­wra­camy wzrok wdzięczni, że pi­loci wie­dzą, co ro­bią. Jako pa­sa­że­rom za­leży nam je­dy­nie na tym, żeby sa­mo­lot utrzy­mał się w po­wie­trzu.

Je­śli cho­dzi o na­sze ciała, je­ste­śmy jak pa­sa­że­ro­wie, któ­rzy nie mają po­ję­cia o ste­ro­wa­niu sa­mo­lo­tem. Ale – uwaga, zwrot ak­cji – je­ste­śmy też pi­lo­tami. Je­śli nie wiemy, jak funk­cjo­nuje nasz or­ga­nizm, le­cimy na oślep.

Wiemy, jak chcemy się czuć. Pra­gniemy bu­dzić się z uśmie­chem, pełni ener­gii i pod­eks­cy­to­wani no­wym dniem. Chcemy mieć dużo siły i nie od­czu­wać bólu, prze­ży­wać wspa­niałe chwile z bli­skimi, my­śleć po­zy­tyw­nie, od­czu­wać wdzięcz­ność. Ale cza­sem trudno się do­wie­dzieć, jak to osią­gnąć. Czu­jemy się przy­tło­czeni wi­do­kiem tych wszyst­kich gu­zi­ków. Co ro­bić? Od czego za­cząć?

Od po­ziomu cu­kru. Dla­czego? Bo to dźwi­gnia w kok­pi­cie, któ­rej po­cią­gnię­cie da naj­lep­szy re­zul­tat. To ele­ment na­szego zdro­wia, w któ­rym naj­ła­twiej się ro­ze­znać (dzięki sys­te­mom cią­głego mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii); który na­tych­miast wpływa na na­sze sa­mo­po­czu­cie (przez od­dzia­ły­wa­nie na głód i na­strój), a wiele in­nych pro­ble­mów znika, kiedy wy­płasz­czamy swoje krzywe cu­krowe.

Gdy po­ziomy glu­kozy są nie­pra­wi­dłowe, za­pa­lają się lampki i włą­czają alarmy. Ty­jemy, na­sza go­spo­darka hor­mo­nalna ulega roz­re­gu­lo­wa­niu, czu­jemy się zmę­czeni, mamy ochotę na sło­dy­cze, wy­ska­kują nam prysz­cze i za­pa­damy na cho­roby serca. Z każ­dym kro­kiem je­ste­śmy bli­żej cu­krzycy typu 2. Je­śli na­sze ciało to sa­mo­lot, to ob­jawy można po­rów­nać do ko­ły­sa­nia się, ob­ra­ca­nia i zba­cza­nia z kursu ma­szyny, nad którą nie pa­nu­jemy.

Te symp­tomy wy­raź­nie po­ka­zują, że po­trzeba na­prawy, aby unik­nąć ka­ta­strofy. Żeby dal­szy lot prze­bie­gał bez za­kłó­ceń, mu­simy wy­płasz­czyć krzywe cu­krowe.

Jak po­cią­gnąć za tę dźwi­gnię? Bar­dzo pro­sto – przez to, co na­kła­damy na ta­lerz.

TAK, TA KSIĄŻKA JEST DLA CIE­BIE

Nie­dawno opu­bli­ko­wane ba­da­nie wy­ka­zało, że za­le­d­wie dwa­na­ście pro­cent Ame­ry­ka­nów jest zdro­wych me­ta­bo­licz­nie, czyli tylko u tej czę­ści po­pu­la­cji USA or­ga­nizm funk­cjo­nuje opty­mal­nie, a więc utrzy­muje zdrowy po­ziom cu­kru[11]. Praw­do­po­dob­nie ty i dzie­więć spo­śród dzie­cię­ciu naj­bliż­szych ci osób nie zda­je­cie so­bie sprawy, że do­świad­cza­cie znacz­nych wa­hań po­ziomu cu­kru.

Oto kilka py­tań, które po­mogą ci usta­lić, czy twój po­ziom cu­kru jest roz­re­gu­lo­wany.

▶ Czy le­karz po­wie­dział ci, że po­wi­nie­neś schud­nąć?

▶ Czy pró­bu­jesz schud­nąć, ale przy­cho­dzi ci to z tru­dem?

▶ Czy ob­wód two­jej ta­lii (lub spodni) prze­kra­cza sto je­den, je­śli je­steś męż­czy­zną, lub osiem­dzie­siąt dzie­więć cen­ty­me­trów, je­śli je­steś ko­bietą? (Ob­wód ta­lii to lep­szy wy­znacz­nik niż BMI w sza­co­wa­niu stanu zdro­wia)[12].

▶ Czy w ciągu dnia mie­wasz na­pady wil­czego głodu?

▶ Czy czu­jesz wzbu­rze­nie lub gniew, gdy je­steś głodny?

▶ Czy mu­sisz jeść co kilka go­dzin?

▶ Czy robi ci się słabo, czu­jesz się sko­ło­wany albo masz za­wroty głowy, gdy po­si­łek się opóź­nia?

▶ Czy mie­wasz silną ochotę na sło­dy­cze?

▶ Czy od­czu­wasz sen­ność póź­nym ran­kiem albo po­po­łu­dniem? A może je­steś stale zmę­czony?

▶ Czy po­trze­bu­jesz ko­fe­iny jako źró­dła ener­gii w ciągu dnia?

▶ Czy mie­wasz pro­blemy ze snem albo bu­dzisz się z ko­ła­ta­niem serca?

▶ Czy do­świad­czasz spad­ków po­ziomu ener­gii, pod­czas któ­rych ob­lewa cię pot albo masz mdło­ści?

▶ Czy cier­pisz na trą­dzik, stany za­palne skóry lub inne cho­roby skórne?

▶ Czy od­czu­wasz nie­po­kój, przy­gnę­bie­nie albo za­bu­rze­nia na­stroju?

▶ Czy bo­ry­kasz się z mgłą mó­zgową?

▶ Czy do­świad­czasz huś­ta­wek na­stroju?

▶ Czy czę­sto się prze­zię­biasz?

▶ Czy po­wie­dziano ci, że masz pod­wyż­szony po­ziom cu­kru?

▶ Czy cier­pisz na re­fluks żo­łąd­kowo-prze­ły­kowy lub za­pa­le­nie żo­łądka?

▶ Czy masz roz­re­gu­lo­waną go­spo­darkę hor­mo­nalną albo cza­sem nie mie­siącz­ku­jesz, a może bo­ry­kasz się z PMS, nie­płod­no­ścią lub PCOS?

▶ Czy stwier­dzono u cie­bie in­su­li­no­opor­ność?

▶ Czy zdia­gno­zo­wano u cie­bie stan przed­cu­krzy­cowy albo cu­krzycę typu 2?

▶ Czy cier­pisz na nie­al­ko­ho­lową cho­robę stłusz­cze­niową wą­troby?

▶ Czy cho­ru­jesz na serce?

▶ Czy masz trud­no­ści z za­rzą­dza­niem cu­krzycą cią­żową?

▶ Czy masz trud­no­ści z za­rzą­dza­niem cu­krzycą typu 1?

I na ko­niec naj­waż­niej­sze py­ta­nie: czy uwa­żasz, że mógł­byś się czuć le­piej niż obec­nie? Je­śli tak, czy­taj da­lej.

CZEGO DO­TY­CZY TA KSIĄŻKA – A CZEGO NIE DO­TY­CZY

Za­nim przej­dziemy da­lej, po­win­ni­ście wie­dzieć, ja­kich wnio­sków nie wy­cią­gać z tej książki. Po­zwól­cie, że wy­ja­śnię.

Jako na­sto­latka prze­szłam na we­ga­nizm. Moja dieta we­gań­ska była nie­zdrowa. Za­miast jeść gę­ste od­żyw­cze po­trawki z cie­cie­rzycy albo za­ja­dać się chru­pią­cym pie­czo­nym tofu i go­to­waną na pa­rze fa­solką eda­mame, ja­dłam (we­gań­skie) oreo i (we­gań­ski) ma­ka­ron. Spo­ży­wa­łam wy­łącz­nie pro­dukty ni­skiej ja­ko­ści po­wo­du­jące skoki cu­kru. Za­częły mi wy­ska­ki­wać prysz­cze i stale by­łam zmę­czona.

Wkra­cza­jąc w do­ro­słość, prze­szłam na dietę ke­to­ge­niczną. To była nie­zdrowa dieta keto. Li­czy­łam, że schudnę, ale przy­bra­łam na wa­dze, bo wy­eli­mi­no­wa­łam wszyst­kie wę­glo­wo­dany ze swo­jej diety i ży­wi­łam się wy­łącz­nie se­rem. Tak bar­dzo prze­cią­ży­łam swoją go­spo­darkę hor­mo­nalną, że prze­sta­łam mie­siącz­ko­wać.

Im wię­cej się do­wia­dy­wa­łam, tym wy­raź­niej wi­dzia­łam, że eks­tre­malne diety nie dają żad­nych ko­rzy­ści – przede wszyst­kim dla­tego, że do­gmaty ła­two wy­ko­rzy­stać w nie­wła­ściwy spo­sób (ist­nieją także bar­dzo nie­zdrowe pro­dukty we­gań­skie i keto). „Diety”, które dzia­łają, to te, które wy­płasz­czają krzywe glu­ko­zowe, fruk­to­zowe i in­su­li­nowe. Wła­śnie taki re­zul­tat dają pra­wi­dłowo skom­po­no­wane diety we­gań­skie i ke­to­ge­niczne. Każda zdrowa dieta – czyli taka, która po­maga cof­nąć symp­tomy cho­roby i schud­nąć – jest zdrowa z tego sa­mego po­wodu. Tak na­prawdę po­win­ni­śmy szu­kać nie diety, ale stylu ży­cia moż­li­wego do utrzy­ma­nia. Na na­szych ta­ler­zach jest miej­sce na wszystko po tro­chu, łącz­nie z cu­krem. Wie­dza o tym, jak działa glu­koza, po­mo­gła mi zro­zu­mieć to le­piej niż kie­dy­kol­wiek.

Je­śli cho­dzi o umiar, chcia­ła­bym za­zna­czyć trzy istotne kwe­stie, o któ­rych po­win­ni­ście pa­mię­tać pod­czas lek­tury tej książki.

Po pierw­sze: glu­koza to nie wszystko.

Nie­które pro­dukty nie po­wo­dują wzro­stów ani spad­ków po­ziomu cu­kru, ale nie są naj­zdrow­sze. Na przy­kład wy­so­ko­prze­two­rzone oleje i tłusz­cze trans nie po­wo­dują sko­ków cu­kru, ale przy­spie­szają pro­ces sta­rze­nia się na­szych or­ga­nów, wy­wo­łują w nich stany za­palne i je uszka­dzają. Ko­lejny przy­kład to al­ko­hol – nie pod­nosi po­ziomu cu­kru, ale to nie ozna­cza, że jest zdrowy.

Gli­ke­mia to nie wszystko. Ist­nieją inne czyn­niki wa­run­ku­jące na­sze zdro­wie – ta­kie jak sen, stres, ćwi­cze­nia fi­zyczne, więzi emo­cjo­nalne, opieka zdro­wotna i tak da­lej. Poza glu­kozą po­win­ni­śmy zwra­cać uwagę na tłuszcz, fruk­tozę i in­su­linę. Pi­szę o nich wię­cej w dal­szej czę­ści książki. Trudno stale mo­ni­to­ro­wać po­ziom fruk­tozy i in­su­liny. Gli­ke­mia to je­dyny po­miar, który mo­żemy śle­dzić, sie­dząc wy­god­nie na ka­na­pie. Do­bra wia­do­mość jest taka, że gdy wy­płasz­czamy po­ziom glu­kozy, wy­płasz­czamy też krzywe fruk­to­zowe i in­su­li­nowe. Dzieje się tak dla­tego, że fruk­toza wy­stę­puje w żyw­no­ści je­dy­nie wraz z glu­kozą, a także dla­tego, że in­su­lina jest wy­twa­rzana przez trzustkę w od­po­wie­dzi na obec­ność glu­kozy. Gdy dane ba­da­nie na­ukowe uwzględ­nia po­ziom in­su­liny (pod­czas ta­kich ob­ser­wa­cji czę­sto sto­suje się jej cią­gły po­miar), wspo­mi­nam, jak hacki wpły­nęły rów­nież na ten hor­mon.

Po dru­gie: kon­tekst ma ogromne zna­cze­nie. Moja matka czę­sto wy­syła mi zdję­cia pro­duk­tów, któ­rych kupno roz­waża w su­per­mar­ke­cie. „Zdrowe czy nie?” – pyta mnie w ese­me­sach. Za­wsze od­po­wia­dam: „To za­leży, co zja­dła­byś za­miast tego”.

Nie można oce­nić, czy dany pro­dukt jest zdrowy czy nie, bez żad­nego punktu od­nie­sie­nia – wszystko jest względne. Wy­so­ko­błon­ni­kowy ma­ka­ron okaże się „zdrowy” w po­rów­na­niu ze zwy­kłym ma­ka­ro­nem, ale „nie­zdrowy” w po­rów­na­niu z wa­rzy­wami. Ciastko owsiane jest „nie­zdrowe” w po­rów­na­niu z mig­da­łami, ale „zdrowe” w po­rów­na­niu z coca-colą. Wi­dzi­cie, ja­kie to trudne. Nie można pa­trzeć na wy­kres po zje­dze­niu kon­kret­nego pro­duktu i na tej pod­sta­wie oce­nić, czy jest „do­bry” czy „zły”. Trzeba po­rów­nać go z al­ter­na­tywą.

Po trze­cie: wszyst­kie za­warte tu za­le­ce­nia opie­rają się na do­wo­dach na­uko­wych. Każdy wy­kres po­ziomu cu­kru w tej książce ma ilu­stro­wać od­kry­cia na­ukowe, do któ­rych się od­wo­łuję i które cy­tuję. Nie wy­cią­gam ogól­nych wnio­sków na pod­sta­wie wy­ni­ków po­je­dyn­czego „eks­pe­ry­mentu cu­kro­wego” czy wła­snych eks­pe­ry­men­tów. Naj­pierw ro­bię ro­ze­zna­nie: znaj­duję ba­da­nia na­ukowe, które wy­ja­śniają, jak pe­wien na­wyk wy­płasz­cza krzywe cu­krowe. Na przy­kład ja­kieś ba­da­nie wy­ka­zało, że dzie­sięć mi­nut umiar­ko­wa­nej ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej ob­niża wzrost po­ziomu cu­kru po po­siłku. Prze­pro­wa­dzono eks­pe­ry­ment na du­żej gru­pie lu­dzi, a na­ukowcy wy­cią­gnęli ogólny, sta­ty­stycz­nie praw­dziwy wnio­sek. Sta­ram się je­dy­nie po­dać przy­kład ob­ra­zu­jący to od­kry­cie. Wy­bie­ram więc po­pu­larny pro­dukt, który wy­wo­łuje skok cu­kru, gdy spo­ży­wamy go bez do­dat­ków, po­wiedzmy: paczkę chip­sów. Po­tem rano jem ją bez do­dat­ków i za­pi­suję wy­kres po­ziomu cu­kru. Na­stęp­nego ranka po­wta­rzam pro­ces, ale idę na dzie­się­cio­mi­nu­towy spa­cer. Zgod­nie z wy­ja­śnie­niami na­ukow­ców drugi skok oka­zuje się mniej­szy. Pu­bli­kuję wy­kresy, żeby po­ka­zać, że spa­cer po po­siłku zmniej­sza wy­wo­łany przez niego skok cu­kru. Cza­sami to nie ja, ale ktoś z mo­jej spo­łecz­no­ści Glu­cose God­dess pre­zen­tuje wy­nik te­stu uka­zu­ją­cego daną za­leż­ność.

Skoro twój or­ga­nizm to sa­mo­lot, a ty je­steś za­równo pi­lo­tem, jak i pa­sa­że­rem, to uznaj te trzy za­strze­że­nia za po­kła­dowy in­struk­taż bez­pie­czeń­stwa. Te­raz, gdy wiesz, że wy­płasz­cza­nie krzy­wych cu­kro­wych sta­nowi punkt wyj­ścia do po­wrotu two­jego or­ga­ni­zmu na wy­so­kość prze­lo­tową, za­pnij pasy, bo czas za­cząć na­szą po­dróż. Pora ujaw­nić, skąd bie­rze się glu­koza.