Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
365 osób interesuje się tą książką
Międzynarodowy bestseller przetłumaczony na ponad czterdzieści języków
Nawet dziewięćdziesiąt procent z nas doświadcza gwałtownych skoków glukozy – i nie ma o tym pojęcia. Symptomy? Zachcianki jedzeniowe, ciągłe zmęczenie, mgła mózgowa, zaburzenia snu, obniżona odporność, trądzik… A z czasem choroby przewlekłe takie jak cukrzyca typu 2, nowotwory czy demencja.
Autorka Glukozowej rewolucji w przystępny sposób omawia przełomowe odkrycia naukowe i pokazuje, jak zadbać o zdrowie bez konieczności wprowadzania radykalnych zmian. Z pomocą przeprowadzonych na sobie eksperymentów i dziesięciu prostych hacków uczy między innymi:
· w jakiej kolejności spożywać produkty
· co zjeść na śniadanie, by nie doświadczać spadków energii w ciągu dnia
· jak jeść słodycze, by nie doprowadzać do skoków glukozy.
Dzięki Jessie i jej edukacyjnemu profilowi @GlucoseGoddess tysiące osób zrozumiały, dlaczego są ciągle głodne, senne czy niespokojne – i zmieniły swoje życie na lepsze.
Jessie Inchauspé jest francuską biochemiczką, absolwentką matematyki na londyńskim King’s College i biochemii na Uniwersytecie Georgetown. Pracując w Dolinie Krzemowej, w startupie zajmującym się badaniami genetycznymi, uświadomiła sobie, że istotniejsze niż geny są nawyki żywieniowe. Obecnie jej misją jest przekładanie wyników przełomowych badań naukowych na łatwe do zrozumienia wskazówki, a tym samym pomaganie ludziom w poprawie stanu ich zdrowia fizycznego i psychicznego.
Jej niezwykle popularne, edukacyjne konto na Instagramie @GlucoseGoddess ma ponad półtora miliona obserwujących.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 260
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 42 min
Lektor: Ewa Konstanciak
Zrzeczenie się odpowiedzialności przez autorkę
W tej książce przedstawiam odkrycia naukowe w sposób przystępny dla każdego. Przekładam je na praktyczne wskazówki. Jestem naukowczynią, a nie lekarką, więc pamiętaj, że treść książki nie stanowi porady lekarskiej.
Jeśli cierpisz na jakąś chorobę albo przyjmujesz jakiekolwiek leki, skonsultuj się ze swoim lekarzem, zanim zastosujesz przedstawione w książce hacki.
Zrzeczenie się odpowiedzialności przez wydawcę
Niniejsza publikacja zawiera opinie i poglądy autorki. Ma przedstawić pomocne i pouczające treści na tematy poruszane w książce. Jest sprzedawana przy założeniu, że autorka i wydawca nie udzielają za pośrednictwem tej publikacji porad medycznych, zdrowotnych lub jakichkolwiek innych dotyczących ochrony zdrowia. Przed wprowadzeniem w życie jakichkolwiek wskazówek zawartych w tej książce lub wyciągnięciem z nich wniosków czytelnicy powinni skonsultować się ze swoim lekarzem, pracownikiem służby zdrowia lub innym kompetentnym specjalistą.
Autorka i wydawca w szczególności zrzekają się wszelkiej odpowiedzialności cywilnej oraz odpowiedzialności za ewentualne straty, ryzyko osobiste lub jakiekolwiek inne poniesione pośrednio czy też bezpośrednio w wyniku korzystania z i zastosowania jakichkolwiek treści z tej książki.
Mojej rodzinie
Drodzy Czytelnicy
Jaki był wasz ostatni posiłek? No dalej, zastanówcie się.
Był dobry? Jak wyglądał? Jak pachniał? Jak smakował? Gdzie go zjedliście i z kim? Dlaczego jedliście właśnie to?
Jedzenie jest nie tylko smaczne, ale też niezbędne do życia. Niestety, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, czasami może powodować niezamierzone skutki. Czas na trudniejsze pytania: czy wiesz, ile gramów tłuszczu przybędzie ci w pasie po tym posiłku? Czy rano obudzisz się z nowym pryszczem? Ile blaszek miażdżycowych odłoży się w twoich tętnicach, a ile zmarszczek na twojej twarzy się pogłębi? Czy zjedzenie tego dania spowoduje, że za dwie godziny znowu zgłodniejesz, będziesz kiepsko spać, a rano obudzisz się nie w sosie?
W skrócie: czy wiesz, jak twój ostatni posiłek wpłynął na twoje ciało i umysł?
Wielu z nas nie ma tej wiedzy. Ja nie miałam o tym pojęcia, zanim nie zaczęłam uczyć się o związku chemicznym zwanym glukozą.
Dla większości z nas ciało to czarna skrzynka: znamy jego funkcje, ale nie mamy pojęcia, jak dokładnie działa. Często decydujemy, co zjeść na lunch, opierając się na tym, co przeczytaliśmy albo usłyszeliśmy, zamiast kierować się prawdziwymi potrzebami organizmu. „Zwierzę je żołądkiem, a człowiek mózgiem” – twierdził filozof Alan Watts. Gdyby nasze ciała potrafiły do nas mówić, wszystko wyglądałoby inaczej. Wiedzielibyśmy dokładnie, dlaczego po dwóch godzinach od posiłku znowu dopada nas głód, w nocy źle śpimy, a następnego dnia odczuwamy senność. Dokonywalibyśmy lepszych wyborów żywieniowych, nasze zdrowie by się poprawiło, a życie zmieniło na lepsze.
Mam dla was sensacyjną wiadomość.
Okazuje się, nasze ciała mówią do nas przez cały czas.
Po prostu nie wiemy, jak ich słuchać.
Wszystko, co jemy, wywołuje reakcję. Nasze posiłki wpływają na trzydzieści bilionów komórek i tyle samo bakterii, które bytują w naszym ciele[1]. Zachcianki żywieniowe, trądzik, migreny, mgła mózgowa, wahania nastroju, tycie, senność, niepłodność, zespół policystycznych jajników (PCOS), cukrzyca typu 2, niealkoholowa stłuszczeniowa choroba wątroby (NAFLD), choroby serca i tak dalej – to wszystko sygnały wysyłane przez nasze ciało, żeby dać znać o wewnętrznych zaburzeniach.
W tej kwestii winię środowisko, w którym żyjemy. Na nasze wybory żywieniowe wpływają kampanie reklamowe za miliardy dolarów, które mają zapewnić zysk przemysłowi spożywczemu[2]. Reklamy napojów gazowanych, śmieciowego żarcia i słodyczy zwykle są usprawiedliwiane stwierdzeniami typu „liczy się to, ile jesz – żywność wysokoprzetworzona i cukier nie są z gruntu złe”[3]. Ale nauka dowodzi czegoś odwrotnego: produkty wysokoprzetworzone i cukier są z gruntu niezdrowe, nawet jeśli nie dostarczają nam nadwyżki kalorycznej[4].
Mimo to przez te zwodnicze reklamy wciąż wierzymy w stwierdzenia typu:
▶ Utrata wagi to wyłącznie kwestia bilansu energetycznego.
▶ Nie wolno pomijać śniadań.
▶ Wafle ryżowe i soki owocowe są zdrowe.
▶ Tłuste produkty są niezdrowe.
▶ Musisz jeść cukier, żeby mieć energię.
▶ Cukrzyca typu 2 to choroba genetyczna, której nie da się zaradzić.
▶ Nie chudniesz, bo masz za słabą wolę.
▶ Senność o trzeciej po południu to normalka – napij się kawy.
Błędne wybory żywieniowe wpływają na nasz dobrostan fizyczny i psychiczny. Sprawiają, że od samego rana nie jesteśmy w najlepszej formie. Świetne samopoczucie tuż po pobudce może nie wydawać się najważniejsze, ale gdybyście mogli je osiągnąć – czy byście tego nie chcieli? Jestem tu, żeby powiedzieć wam, że to możliwe.
Naukowcy od dawna badają wpływ jedzenia na człowieka i obecnie wiemy na ten temat więcej niż kiedykolwiek. Podczas ostatnich pięciu lat w laboratoriach na całym świecie dokonano ekscytujących odkryć, które pokazały, jak nasze ciało reaguje na jedzenie w czasie rzeczywistym, i dowiodły, że choć to, co jemy, ma znaczenie, liczy się również to, jak jemy, czyli kolejność, zestawienie i połączenie produktów.
Nauka pokazuje, że w czarnej skrzynce, którą jest ludzkie ciało, jeden wskaźnik wpływa na wszystkie systemy. Jeśli zrozumiemy, jak on działa, i będziemy dokonywali wyborów w celu jego optymalizacji, nasze samopoczucie fizyczne i psychiczne może wyraźnie się poprawić. Tym wskaźnikiem jest poziom cukru – albo inaczej glukozy – we krwi.
Glukoza to główne źródło energii w ludzkim ciele. Czerpiemy ją przede wszystkim z pożywienia, a następnie jest transportowana krwiobiegiem do komórek. W ciągu dnia jej stężenie może ulegać znacznym wahaniom. Gwałtowne wzrosty poziomu glukozy, które nazywam skokami cukru, wpływają na wszystko – od nastroju, snu, wagi i stanu skóry po wydajność systemu odpornościowego, ryzyko chorób serca i szansę na poczęcie dziecka.
Jeśli nie cierpisz na cukrzycę, rzadko usłyszysz o poziomie cukru, choć wpływa on na każdego z nas. Narzędzia do monitorowania poziomu tego związku chemicznego są dziś na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu i wspomnianym osiągnięciom naukowym zyskaliśmy dostęp do większej ilości danych, które możemy wykorzystać do zajrzenia w głąb własnego ciała.
Ta książka dzieli się na trzy części: I. Czym jest glukoza i co rozumiemy pod pojęciem skoków cukru; II. Dlaczego skoki cukru są szkodliwe; III. Co możemy zrobić, żeby uniknąć skoków cukru, wciąż jedząc to, co smakuje nam najbardziej.
W części I wyjaśniam, czym jest glukoza, skąd się bierze i dlaczego jest tak ważna. Choć wyniki badań zostały już opublikowane, wieść o nich niesie się zbyt wolno. Regulacja poziomu cukru jest istotna dla wszystkich, niezależnie od tego, czy mają cukrzycę – zaburzenia metabolizmu glukozy trapią prawdopodobnie aż osiemdziesiąt osiem procent Amerykanów (nawet tych, którzy według wytycznych medycznych nie mają nadwagi). Niestety większość z nich nie zdaje sobie z tego sprawy. Gdy poziom cukru ulega zaburzeniu, doświadczamy skoków cukru. Glukoza szybko zalewa nasz organizm – jej poziom w krwiobiegu podnosi się o ponad trzydzieści miligramów na decylitr (mg/dl) w ciągu godziny (lub szybciej), po czym równie szybko spada. Skoki cukru są szkodliwe.
W części II opisuję, jak skoki cukru wpływają na nas krótkoterminowo – pojawiają się głód, zachcianki żywieniowe, zmęczenie, pogorszenie objawów menopauzy, migreny, kiepski sen, trudności w leczeniu cukrzycy typu 1 i cukrzycy ciążowej, osłabiona odporność i pogorszenie funkcji kognitywnych – a także długoterminowo. Zaburzenia poziomu cukru przyspieszają proces starzenia się i rozwój chorób przewlekłych takich jak trądzik, egzema, łuszczyca, zapalenie stawów, zaćma, choroba Alzheimera, rak, depresja, problemy jelitowe, choroby serca, niepłodność, PCOS, insulinooporność, cukrzyca typu 2 czy niealkoholowa stłuszczeniowa choroba wątroby.
Jeśli przedstawilibyście na wykresie swój poziom cukru – minuta po minucie w ciągu doby – to linia między punktami końcowymi byłaby pofalowana. Ten wykres to krzywa cukrowa. Gdy zmieniamy styl życia, żeby zapobiec skokom cukru, wypłaszczamy krzywą cukrową. Im bardziej płaska, tym lepiej. Dzięki wypłaszczeniu krzywej obniżamy poziom insuliny – hormonu wydzielanego w reakcji na glukozę. To korzystne dla zdrowia, gdyż zbyt wysokie poziomy insuliny stanowią jedną z głównych przyczyn insulinooporności, cukrzycy typu 2 i PCOS[5]. Wypłaszczenie krzywej cukrowej naturalnie obniża też poziom fruktozy, która, wraz z glukozą, znajduje się w słodkich produktach. To kolejna korzyść, gdyż nadmiar fruktozy zwiększa ryzyko nadwagi, chorób serca i niealkoholowej stłuszczeniowej choroby wątroby[6].
W części III pokażę wam, jak możecie wypłaszczyć swoje krzywe cukrowe dzięki dziesięciu prostym hackom jedzeniowym, które łatwo zastosujecie w swoim życiu. Licencjat z matematyki i magisterka z biochemii pomogły mi przeanalizować i wyciągnąć wnioski z ogromnej liczby badań z dziedziny nauk o żywieniu. Poza tym przeprowadziłam wiele eksperymentów na sobie, nosząc urządzenie zwane systemem ciągłego monitorowania glikemii (continuous glucose monitor, CGM), które pokazuje poziom cukru w czasie rzeczywistym. Wspomniane dziesięć hacków, którymi się z wami podzielę, można opisać jako proste i zaskakujące. Nie wymagam od was, żebyście już nigdy nie zjedli deseru, liczyli kalorie albo godzinami ćwiczyli. W zamian chciałabym, żebyście – naprawdę wsłuchując się w swoje ciało – wykorzystali wiedzę o fizjologii zdobytą w trakcie lektury dwóch pierwszych części książki do podjęcia lepszych decyzji w kwestii tego, jak jecie (często oznacza to nakładanie na talerz większej ilości jedzenia niż zwykle). W ostatniej części książki przedstawię wam wszystkie informacje potrzebne do unikania skoków cukru bez konieczności noszenia CGM.
W książce opieram się na przełomowych badaniach naukowych, wyjaśniam, dlaczego wspomniane hacki działają, i opowiadam prawdziwe historie, które obrazują ich działanie. Poznacie wyniki eksperymentów: moich oraz przedstawicieli społeczności internetowej o nazwie Glucose Goddess, którą stworzyłam i która w chwili pisania liczy ponad dwieście tysięcy osób. Przeczytacie wypowiedzi jej zadowolonych członków, którzy schudli, opanowali swoje zachcianki żywieniowe, cieszą się wyższym poziomem energii, pozbyli się problemów skórnych albo symptomów PCOS, cofnęli cukrzycę typu 2, przestali się obwiniać i zyskali ogromną pewność siebie dzięki wiedzy zawartej w mojej książce.
Po lekturze będziecie umieli wsłuchać się w sygnały dochodzące z waszego ciała i zrozumiecie, jaki powinien być wasz następny krok. Odzyskacie kontrolę nad wyborami żywieniowymi i nigdy więcej nie padniecie ofiarą kampanii reklamowych. Poprawi się nie tylko wasze zdrowie, ale też życie.
Jestem pewna, że tak się stanie, bo sama tego doświadczyłam.
Moja historia
Znacie powiedzenie, że człowiek docenia zdrowie dopiero, gdy je straci? Tak było ze mną. Gdy miałam dziewiętnaście lat, wypadek zmienił moje życie.
Spędzałam ze znajomymi wakacje na Hawajach. Pewnego popołudnia poszliśmy do dżungli na pieszą wycieczkę. Uznaliśmy, że skok z wodospadu to świetny pomysł (uwaga, spoiler: myliliśmy się).
Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego. Znajomi poinstruowali mnie co i jak: „Trzymaj nogi wyprostowane, żeby przebić taflę wody stopami”.
„Kumam!” – powiedziałam i podeszłam do krawędzi.
Byłam tak przerażona, że zapomniałam o wskazówce, gdy tylko skoczyłam z klifu. Powierzchnię wody przebiłam nie stopami, ale pośladkami. Napór wody wytworzył falę uderzeniową, która rozeszła się w górę mojego kręgosłupa. Kręgi jeden po drugim uległy kompresji niczym domino.
Pyk-pyk-pyk-pyk-pyk-pyk-pyk – aż do drugiego kręgu piersiowego, który pod wpływem nacisku rozprysnął się na czternaście części.
Moje życie też się rozleciało. Odtąd dzielę je na dwa etapy: przed wypadkiem i po nim.
Następne dwa tygodnie leżałam unieruchomiona w łóżku szpitalnym, czekając na operację kręgosłupa. Kiedy nie spałam, wyobrażałam sobie, co się wydarzy, choć nie do końca mogłam w to uwierzyć. Chirurg miał otworzyć moją klatkę piersiową z boku na wysokości talii oraz z tyłu przy złamanym kręgu. Zamierzano usunąć fragmenty kości, a także dwa sąsiednie kręgi, a następnie połączyć trzy kręgi i wwiercić mi w kręgosłup sześć siedmioipółcentymetrowych metalowych bolców. Przy pomocy wiertarki elektrycznej.
Przerażały mnie możliwe komplikacje: odma opłucnowa, paraliż, a nawet śmierć. Ale nie miałam wyjścia. Fragmenty kręgu uciskały błonę rdzenia kręgowego. Jakikolwiek wstrząs (nawet potknięcie na schodach) mógł ją przerwać, paraliżując mnie od pasa w dół. Bałam się. Wyobrażałam sobie, jak wykrwawiam się na stole operacyjnym, a lekarze załamują ręce. Niemal widziałam, jak umieram.
Rezultat (nie, nie uruchamiam alarmu podczas kontroli bezpieczeństwa na lotnisku, i tak, bolce zostaną na zawsze).
Dzień operacji zbliżał się powoli, ale nieubłaganie. Gdy w końcu nadszedł, wolałam, żeby w ogóle nie było go w kalendarzu. Kiedy anestezjolożka zaczęła mnie usypiać przed ośmiogodzinną operacją, zastanawiałam się, czy będzie ostatnią osobą, jaką kiedykolwiek zobaczę. Modliłam się. Chciałam żyć. Wiedziałam, że jeśli obudzę się po operacji, już zawsze będę żyła przepełniona wdzięcznością.
Obudziłam się w środku nocy. Leżałam sama na sali pooperacyjnej. Najpierw odetchnęłam z ulgą: nie umarłam. Następnie poczułam ból. Nie, źle się wyraziłam: poczułam przejmujący ból. Pręty w moim kręgosłupie były jak ściskająca go żelazna pięść. Spróbowałam usiąść, żeby wezwać pielęgniarza. Przyszedł po kilku minutach. Był markotny i traktował mnie lekceważąco. Zgotował mi przykre powitanie na tym świecie. Rozpłakałam się. Chciałam do mamy.
Przepełniała mnie wdzięczność: głęboka, szczera wdzięczność, że żyję. Ale jednocześnie cierpiałam katusze. Całe moje plecy rwały z bólu. Nie mogłam poruszyć się ani o centymetr bez wrażenia, że szwy zaraz puszczą. Nerwy w nogach „paliły” mnie przez wiele dni. Co trzy godziny dostawałam zastrzyk przeciwbólowy. Pielęgniarz wchodził na salę jak w zegarku, chwytał palcami tłuszczyk na moim udzie, raz lewym, raz prawym, i robił mi zastrzyk.
Z powodu dotkliwego bólu nie byłam w stanie spać ani jeść, bo opioidy wywoływały u mnie mdłości. Schudłam dwanaście kilogramów w dwa tygodnie. Czułam się równocześnie szczęściarą i idiotką. Było mi przykro z powodu tego, co się stało, obwiniałam się za zmartwienia, których przysporzyłam moim bliskim. Nie wiedziałam, co robić.
Choć moje ciało wydobrzało w kilka miesięcy, umysł i dusza wymagały dłuższej rehabilitacji. Czułam, że utraciłam kontakt z rzeczywistością. Gdy patrzyłam na swoje ręce, miałam wrażenie, że nie są moje. Z przerażeniem spoglądałam w lustro. Coś było nie tak, ale nie miałam pojęcia co.
Niestety inni też tego nie wiedzieli. Ponieważ z zewnątrz wydawało się, że doszłam do siebie, nie zwierzałam się nikomu ze swojego cierpienia. Zapytana, jak się czuję, odpowiadałam: „Świetnie, dzięki”. Ale gdybym miała być szczera, wyznałabym: „Czuję się obco we własnym ciele. Kiedy patrzę w lustro, odchodzę od zmysłów. Strasznie się boję, że już nigdy nie poczuję się dobrze”. Później zdiagnozowano u mnie depersonalizację i derealizację – zaburzenia psychiczne polegające na utracie kontaktu z samym sobą i otaczającą rzeczywistością.
Mieszkałam wtedy w Londynie. Pamiętam, jak jechałam metrem i patrzyłam na współpasażerów siedzących naprzeciwko mnie. Zastanawiałam się, jak wielu z nich przeżywa trudne chwile, ale ukrywa to tak jak ja. Marzyłam o tym, by ktoś w metrze dostrzegł moje cierpienie i powiedział, że mnie rozumie – że kiedyś też tak się czuł, ale doszedł do siebie. Na próżno. Ludzie siedzący niecały metr ode mnie nie mieli pojęcia, co się we mnie działo. Sama ledwo to rozumiałam. I vice versa – też nie wiedziałam, co działo się w nich i czy cierpią.
Stało się dla mnie jasne, że trudno się dowiedzieć, co się dzieje w naszych ciałach. Nawet jeśli umiemy wyrazić swoje emocje – wdzięczność, ból, ulgę, smutek i tak dalej – musimy się dowiedzieć, dlaczego je odczuwamy. Od czego zacząć, gdy źle się czujemy?
Pamiętam, gdy powiedziałam swojej najlepszej przyjaciółce: „Nic nie liczy się bardziej niż zdrowie, fizyczne i psychiczne – ani szkoła, ani praca, ani pieniądze”. Nigdy nie byłam niczego równie pewna.
I tak cztery lata później jechałam pociągiem do Mountain View, miasta położonego około sześćdziesięciu kilometrów od San Francisco. Gdy postanowiłam, że dowiem się, jak porozumieć się z własnym ciałem, nabrałam przeświadczenia, że powinnam zajmować się przełomową technologią w dziedzinie ochrony zdrowia. W 2015 roku była to genetyka.
Dostałam się na staż w startupie 23andMe (nazwa firmy wzięła się od tego, że wszyscy mamy 23 pary chromosomów, które przekazują informację genetyczną). Chciałam tam być bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie.
Wyszłam z następującego założenia: DNA stworzyło moje ciało, więc jeśli zrozumiem swój kod genetyczny, zrozumiem swoje ciało.
Pracowałam na stanowisku kierowniczki produktu. Miałam dwa dyplomy wyższych uczelni i uwielbiałam upraszczać skomplikowane treści. Dobrze wykorzystałam oba atuty. Odpowiadałam za wyjaśnianie wyników badań genetycznych naszym klientom i zachęcanie ich do udziału w ankietach.
Zbieraliśmy dane w niespotykany wcześniej sposób: cyfrowo, online i od milionów ludzi jednocześnie. Każdy klient był naukowcem, gdyż przyczyniał się do lepszego zbiorowego zrozumienia kodu genetycznego. Na nasze cele składały się innowacja w dziedzinie medycyny spersonalizowanej i formułowanie zaleceń zdrowotnych dostosowanych do konkretnej osoby.
Pracowałam, opierając się na najlepszych danych, w najlepszej firmie z najlepszymi specjalistami i miałam najlepszą misję do wykonania. Atmosfera w biurze była elektryzująca.
Zżyłam się z członkami zespołu badawczego. Po przeczytaniu wszystkich prac naukowych, jakie opublikowali, zaczęłam zadawać pytania. Ku swojemu rozczarowaniu stopniowo zrozumiałam, że DNA determinuje mniej, niż zakładałam. Na przykład geny mogą zwiększyć prawdopodobieństwo, że zachorujecie na cukrzycę typu 2, ale nie powiedzą wam, czy ta choroba na pewno się u was rozwinie[7]. Badania DNA mogą nam dać jedynie pojęcie o tym, co jest możliwe. W wypadku większości chorób przewlekłych, od migren po choroby serca, przyczyna okazuje się tkwić głównie w stylu życia, a nie genach. W skrócie: DNA nie determinuje waszego samopoczucia każdego ranka.
W 2018 roku 23andMe zaczęło pracę nad nowym projektem. Kierował nim zespół zajmujący się badaniami i rozwojem w dziedzinie zdrowia, który miał za zadanie wpadać na nowe, przełomowe pomysły. Dyskutowano o... systemach ciągłego monitorowania glikemii (continuous glucose monitors, CGM).
CGM to małe urządzenie stale monitorujące glikemię, które nosi się na ramieniu. Powstało, żeby zastąpić tradycyjne glukometry wymagające nakłucia palca, których cukrzycy używają od dziesięcioleci – mierzy się nimi poziom cukru zaledwie kilka razy dziennie. CGM dokonuje pomiaru co kilka minut, pokazuje pełny wykres poziomu cukru i przesyła go do smartfona, co jest bardzo wygodne. To przełom dla diabetyków, którzy dozują lekarstwa na podstawie pomiarów poziomu cukru.
Systemy ciągłego monitorowania glikemii zwane też CGM-ami (linia) pokazują wykresy poziomu cukru, których tradycyjne glukometry (białe kółka) nie rejestrują.
Wkrótce po tym, jak 23andMe ruszyło z projektem, najlepsi sportowcy również zaczęli nosić CGM-y, żeby opierając się na pomiarach poziomu cukru, optymalizować swoje osiągi i wytrzymałość[8]. Później opublikowano kilka prac naukowych opisujących wyniki badań z wykorzystaniem tych urządzeń. Pokazano, że poziomy glikemii u niecukrzyków też mogą być zupełnie rozregulowane[9].
Gdy zespół badawczo-rozwojowy ogłosił, że przystępuje do badań nad tym, w jaki sposób niecukrzycy reagują na produkty żywnościowe, od razu się do niego zgłosiłam. Zawsze szukałam czegoś, co pomogłoby mi zrozumieć własne ciało. Ale z pewnością nie spodziewałam się, co z tego wyniknie.
Do biura przyszła pielęgniarka, żeby założyć CGM-y naszej czwórce ochotników. Czekaliśmy na nią w przeszklonej sali konferencyjnej. Następnie zakasaliśmy rękawy. Pielęgniarka przetarła mi górną część lewego ramienia wacikiem nasączonym alkoholem i przyłożyła aplikator. Powiedziała, że wbije igiełkę z zaledwie trzymilimetrowym włóknem (elektrodą). Później igiełka się wysunie, a włókno zostanie pod skórą, natomiast na wierzchu przylepi nadajnik. Elektroda miała tkwić w moim ciele przez dwa tygodnie.
Jeden, dwa... klik! Pielęgniarka niemal bezboleśnie założyła sensor.
Urządzenie potrzebowało godziny, żeby zacząć działać. Potem mogłam w dowolnej chwili sprawdzić poziom cukru przy pomocy komórki[10]. Pomiary pokazywały, jak moje ciało reaguje na jedzenie (lub post) i na ruch (lub bezczynność). Dostawałam wiadomości z wnętrza własnego ciała. Cześć, miło cię słyszeć!
Sprawdzałam poziom cukru, gdy czułam się świetnie. Sprawdzałam, gdy czułam się okropnie. Sprawdzałam, gdy ćwiczyłam, budziłam się i szłam spać. Moje ciało mówiło do mnie przez wzrosty i spadki, które widziałam na ekranie iPhone’a.
Przeprowadzałam własne eksperymenty i wszystko notowałam. Moja kuchnia stała się moim laboratorium, a obiektem badań byłam ja sama. Postawiłam hipotezę, że jedzenie i ruch wpływają na poziomy cukru przez zbiór możliwych do zdefiniowania zasad.
Wkrótce zaczęłam zauważać zaskakujące prawidłowości. Nachosy w poniedziałek – duży skok. Nachosy w niedzielę – brak skoku. Piwo – skok. Wino – brak skoku. M&M’sy po lunchu – brak skoku. M&M’sy przed kolacją – skok. Zmęczenie po południu – wysoki poziom cukru w porze lunchu. Mnóstwo energii przez cały dzień – bardzo stabilny poziom cukru. Wieczorne świętowanie ze znajomymi – huśtawka poziomu cukru w nocy. Stresująca prezentacja w pracy – skok. Medytacja – stały poziom cukru. Cappuccino, gdy byłam wypoczęta – brak skoku. Cappuccino, gdy byłam zmęczona – skok. Chleb – skok. Chleb z masłem – brak skoku.
Jeszcze ciekawiej zrobiło się, kiedy powiązałam swoje samopoczucie psychiczne z poziomami glikemii. Mgła mózgowa, z którą borykałam się od wypadku, często wiązała się z dużym skokiem cukru, a senność – z gwałtownym spadkiem. Zachcianki żywieniowe były skorelowane z huśtawką glikemii, czyli z szybko następującymi po sobie nagłymi skokami i spadkami. Gdy budziłam się zmęczona, okazywało się, że w nocy miałam wysoki poziom cukru.
Przeglądałam dane, powtarzałam eksperymenty i weryfikowałam swoje hipotezy, zestawiając je z opublikowanymi wynikami badań. Zrozumiałam, że aby czuć się świetnie, muszę unikać dużych skoków i spadków poziomu cukru. Tak też zrobiłam: nauczyłam się wypłaszczać swoje krzywe cukrowe.
Dokonywałam przełomowych odkryć na temat własnego zdrowia. Pozbyłam się mgły mózgowej i opanowałam zachcianki. Budziłam się w doskonałym nastroju. Pierwszy raz od wypadku znowu czułam się naprawdę dobrze.
Dzieliłam się swoimi przeżyciami ze znajomymi. Tak zaczął się ruch Glucose Goddess.
Na początku spotykałam się z kompletnym brakiem zrozumienia. Pokazywałam znajomym wyniki badań i mówiłam, że też powinni wypłaszczać swoje krzywe cukrowe. Zero reakcji.
Zrozumiałam, że muszę znaleźć atrakcyjny sposób komunikowania wyników badań. Wpadłam na pomysł wykorzystania własnych danych z pomiarów do zilustrowania tego, co mówi nauka. Problem w tym, że na początku trudno było zrozumieć, co wynika z wykresów.
Dzienny wykres poziomu cukru wygenerowany przez system ciągłego monitorowania glikemii.
Żeby się w nich połapać, musiałam „zrobić zbliżenie” na konkretny wycinek dnia. Niestety aplikacja dołączona przez producenta CGM na to nie pozwalała. Napisałam więc program do pokazywania konkretnych wycinków wykresu.
Zaczęłam skrupulatnie prowadzić dziennik żywieniowy. W każdym wpisie brałam pod uwagę czterogodzinny przedział. Na przykład: „17.56 – szklanka soku pomarańczowego”. Patrzyłam na pomiary swojego poziomu od jednej godziny przed wypiciem soku do trzech godzin po. To dawało mi dogodny wgląd w glikemię przed wypiciem soku, w trakcie tej czynności i po niej.
Żeby wykresy były czytelniejsze, połączyłam kropki linią i zamalowałam pole pod krzywą.
Ponieważ nauka powinna być też estetyczna, uprościłam osie, a po prawej umieściłam zdjęcie testowanego produktu. Nowe wykresy znacznie bardziej przykuwały uwagę.
Znajomi i rodzina byli nimi zafascynowani. Prosili mnie o przetestowanie ogromnej liczby produktów i dzielenie się wynikami. Potem sami zaczęli używać CGM-ów. Wysyłali mi swoje dane, a ja je zbierałam. Wkrótce zabrakło mi czasu na tworzenie wykresów, o które mnie proszono. Stworzyłam więc aplikację na telefon, która zautomatyzowała ich generowanie. Moi znajomi zaczęli używać aplikacji, a potem w ich ślady poszli ich znajomi... Wieść rozeszła się lotem błyskawicy. Znajome mi osoby, które nie używały CGM-ów, poczuły się zachęcone dowodami i też zaczęły zmieniać swoje nawyki żywieniowe.
W kwietniu 2018 roku założyłam konto @GlucoseGoddess na Instagramie. Moje zdziwienie rosło wraz z powiększaniem się społeczności, która reagowała na moje obserwacje i wysyłała mi wyniki swoich eksperymentów. Zrozumiałam, że poziom cukru wpływa niemal na wszystko.
Zrobiłam „zbliżenie” na konkretny wycinek czasu: od jednej godziny przed wypiciem soku pomarańczowego o 17.56 do trzech godzin po.
Gotowy wykres wygenerowany przy pomocy programu, który sama napisałam. Podobnie jak wszystkie soki owocowe sok pomarańczowy nie zawiera błonnika, ale ma dużo cukru. Picie soków owocowych wywołuje skoki cukru.
CZĘŚĆ I
CZYM JEST GLUKOZA?
1
WCHODZIMY DO KOKPITU
Dlaczego glukoza jest tak ważna?
Zarządzanie własnym zdrowiem może przypominać zaglądanie do kokpitu samolotu. Wszędzie widać skomplikowane urządzenia: ekrany, pokrętła, migające światełka, gałki, przełączniki, dźwignie... Guziki po lewej, po prawej i na suficie (jeśli się nad tym zastanowić, po co komu przyciski na suficie?). Odwracamy wzrok wdzięczni, że piloci wiedzą, co robią. Jako pasażerom zależy nam jedynie na tym, żeby samolot utrzymał się w powietrzu.
Jeśli chodzi o nasze ciała, jesteśmy jak pasażerowie, którzy nie mają pojęcia o sterowaniu samolotem. Ale – uwaga, zwrot akcji – jesteśmy też pilotami. Jeśli nie wiemy, jak funkcjonuje nasz organizm, lecimy na oślep.
Wiemy, jak chcemy się czuć. Pragniemy budzić się z uśmiechem, pełni energii i podekscytowani nowym dniem. Chcemy mieć dużo siły i nie odczuwać bólu, przeżywać wspaniałe chwile z bliskimi, myśleć pozytywnie, odczuwać wdzięczność. Ale czasem trudno się dowiedzieć, jak to osiągnąć. Czujemy się przytłoczeni widokiem tych wszystkich guzików. Co robić? Od czego zacząć?
Od poziomu cukru. Dlaczego? Bo to dźwignia w kokpicie, której pociągnięcie da najlepszy rezultat. To element naszego zdrowia, w którym najłatwiej się rozeznać (dzięki systemom ciągłego monitorowania glikemii); który natychmiast wpływa na nasze samopoczucie (przez oddziaływanie na głód i nastrój), a wiele innych problemów znika, kiedy wypłaszczamy swoje krzywe cukrowe.
Gdy poziomy glukozy są nieprawidłowe, zapalają się lampki i włączają alarmy. Tyjemy, nasza gospodarka hormonalna ulega rozregulowaniu, czujemy się zmęczeni, mamy ochotę na słodycze, wyskakują nam pryszcze i zapadamy na choroby serca. Z każdym krokiem jesteśmy bliżej cukrzycy typu 2. Jeśli nasze ciało to samolot, to objawy można porównać do kołysania się, obracania i zbaczania z kursu maszyny, nad którą nie panujemy.
Te symptomy wyraźnie pokazują, że potrzeba naprawy, aby uniknąć katastrofy. Żeby dalszy lot przebiegał bez zakłóceń, musimy wypłaszczyć krzywe cukrowe.
Jak pociągnąć za tę dźwignię? Bardzo prosto – przez to, co nakładamy na talerz.
TAK, TA KSIĄŻKA JEST DLA CIEBIE
Niedawno opublikowane badanie wykazało, że zaledwie dwanaście procent Amerykanów jest zdrowych metabolicznie, czyli tylko u tej części populacji USA organizm funkcjonuje optymalnie, a więc utrzymuje zdrowy poziom cukru[11]. Prawdopodobnie ty i dziewięć spośród dziecięciu najbliższych ci osób nie zdajecie sobie sprawy, że doświadczacie znacznych wahań poziomu cukru.
Oto kilka pytań, które pomogą ci ustalić, czy twój poziom cukru jest rozregulowany.
▶ Czy lekarz powiedział ci, że powinieneś schudnąć?
▶ Czy próbujesz schudnąć, ale przychodzi ci to z trudem?
▶ Czy obwód twojej talii (lub spodni) przekracza sto jeden, jeśli jesteś mężczyzną, lub osiemdziesiąt dziewięć centymetrów, jeśli jesteś kobietą? (Obwód talii to lepszy wyznacznik niż BMI w szacowaniu stanu zdrowia)[12].
▶ Czy w ciągu dnia miewasz napady wilczego głodu?
▶ Czy czujesz wzburzenie lub gniew, gdy jesteś głodny?
▶ Czy musisz jeść co kilka godzin?
▶ Czy robi ci się słabo, czujesz się skołowany albo masz zawroty głowy, gdy posiłek się opóźnia?
▶ Czy miewasz silną ochotę na słodycze?
▶ Czy odczuwasz senność późnym rankiem albo popołudniem? A może jesteś stale zmęczony?
▶ Czy potrzebujesz kofeiny jako źródła energii w ciągu dnia?
▶ Czy miewasz problemy ze snem albo budzisz się z kołataniem serca?
▶ Czy doświadczasz spadków poziomu energii, podczas których oblewa cię pot albo masz mdłości?
▶ Czy cierpisz na trądzik, stany zapalne skóry lub inne choroby skórne?
▶ Czy odczuwasz niepokój, przygnębienie albo zaburzenia nastroju?
▶ Czy borykasz się z mgłą mózgową?
▶ Czy doświadczasz huśtawek nastroju?
▶ Czy często się przeziębiasz?
▶ Czy powiedziano ci, że masz podwyższony poziom cukru?
▶ Czy cierpisz na refluks żołądkowo-przełykowy lub zapalenie żołądka?
▶ Czy masz rozregulowaną gospodarkę hormonalną albo czasem nie miesiączkujesz, a może borykasz się z PMS, niepłodnością lub PCOS?
▶ Czy stwierdzono u ciebie insulinooporność?
▶ Czy zdiagnozowano u ciebie stan przedcukrzycowy albo cukrzycę typu 2?
▶ Czy cierpisz na niealkoholową chorobę stłuszczeniową wątroby?
▶ Czy chorujesz na serce?
▶ Czy masz trudności z zarządzaniem cukrzycą ciążową?
▶ Czy masz trudności z zarządzaniem cukrzycą typu 1?
I na koniec najważniejsze pytanie: czy uważasz, że mógłbyś się czuć lepiej niż obecnie? Jeśli tak, czytaj dalej.
CZEGO DOTYCZY TA KSIĄŻKA – A CZEGO NIE DOTYCZY
Zanim przejdziemy dalej, powinniście wiedzieć, jakich wniosków nie wyciągać z tej książki. Pozwólcie, że wyjaśnię.
Jako nastolatka przeszłam na weganizm. Moja dieta wegańska była niezdrowa. Zamiast jeść gęste odżywcze potrawki z ciecierzycy albo zajadać się chrupiącym pieczonym tofu i gotowaną na parze fasolką edamame, jadłam (wegańskie) oreo i (wegański) makaron. Spożywałam wyłącznie produkty niskiej jakości powodujące skoki cukru. Zaczęły mi wyskakiwać pryszcze i stale byłam zmęczona.
Wkraczając w dorosłość, przeszłam na dietę ketogeniczną. To była niezdrowa dieta keto. Liczyłam, że schudnę, ale przybrałam na wadze, bo wyeliminowałam wszystkie węglowodany ze swojej diety i żywiłam się wyłącznie serem. Tak bardzo przeciążyłam swoją gospodarkę hormonalną, że przestałam miesiączkować.
Im więcej się dowiadywałam, tym wyraźniej widziałam, że ekstremalne diety nie dają żadnych korzyści – przede wszystkim dlatego, że dogmaty łatwo wykorzystać w niewłaściwy sposób (istnieją także bardzo niezdrowe produkty wegańskie i keto). „Diety”, które działają, to te, które wypłaszczają krzywe glukozowe, fruktozowe i insulinowe. Właśnie taki rezultat dają prawidłowo skomponowane diety wegańskie i ketogeniczne. Każda zdrowa dieta – czyli taka, która pomaga cofnąć symptomy choroby i schudnąć – jest zdrowa z tego samego powodu. Tak naprawdę powinniśmy szukać nie diety, ale stylu życia możliwego do utrzymania. Na naszych talerzach jest miejsce na wszystko po trochu, łącznie z cukrem. Wiedza o tym, jak działa glukoza, pomogła mi zrozumieć to lepiej niż kiedykolwiek.
Jeśli chodzi o umiar, chciałabym zaznaczyć trzy istotne kwestie, o których powinniście pamiętać podczas lektury tej książki.
Po pierwsze: glukoza to nie wszystko.
Niektóre produkty nie powodują wzrostów ani spadków poziomu cukru, ale nie są najzdrowsze. Na przykład wysokoprzetworzone oleje i tłuszcze trans nie powodują skoków cukru, ale przyspieszają proces starzenia się naszych organów, wywołują w nich stany zapalne i je uszkadzają. Kolejny przykład to alkohol – nie podnosi poziomu cukru, ale to nie oznacza, że jest zdrowy.
Glikemia to nie wszystko. Istnieją inne czynniki warunkujące nasze zdrowie – takie jak sen, stres, ćwiczenia fizyczne, więzi emocjonalne, opieka zdrowotna i tak dalej. Poza glukozą powinniśmy zwracać uwagę na tłuszcz, fruktozę i insulinę. Piszę o nich więcej w dalszej części książki. Trudno stale monitorować poziom fruktozy i insuliny. Glikemia to jedyny pomiar, który możemy śledzić, siedząc wygodnie na kanapie. Dobra wiadomość jest taka, że gdy wypłaszczamy poziom glukozy, wypłaszczamy też krzywe fruktozowe i insulinowe. Dzieje się tak dlatego, że fruktoza występuje w żywności jedynie wraz z glukozą, a także dlatego, że insulina jest wytwarzana przez trzustkę w odpowiedzi na obecność glukozy. Gdy dane badanie naukowe uwzględnia poziom insuliny (podczas takich obserwacji często stosuje się jej ciągły pomiar), wspominam, jak hacki wpłynęły również na ten hormon.
Po drugie: kontekst ma ogromne znaczenie. Moja matka często wysyła mi zdjęcia produktów, których kupno rozważa w supermarkecie. „Zdrowe czy nie?” – pyta mnie w esemesach. Zawsze odpowiadam: „To zależy, co zjadłabyś zamiast tego”.
Nie można ocenić, czy dany produkt jest zdrowy czy nie, bez żadnego punktu odniesienia – wszystko jest względne. Wysokobłonnikowy makaron okaże się „zdrowy” w porównaniu ze zwykłym makaronem, ale „niezdrowy” w porównaniu z warzywami. Ciastko owsiane jest „niezdrowe” w porównaniu z migdałami, ale „zdrowe” w porównaniu z coca-colą. Widzicie, jakie to trudne. Nie można patrzeć na wykres po zjedzeniu konkretnego produktu i na tej podstawie ocenić, czy jest „dobry” czy „zły”. Trzeba porównać go z alternatywą.
Po trzecie: wszystkie zawarte tu zalecenia opierają się na dowodach naukowych. Każdy wykres poziomu cukru w tej książce ma ilustrować odkrycia naukowe, do których się odwołuję i które cytuję. Nie wyciągam ogólnych wniosków na podstawie wyników pojedynczego „eksperymentu cukrowego” czy własnych eksperymentów. Najpierw robię rozeznanie: znajduję badania naukowe, które wyjaśniają, jak pewien nawyk wypłaszcza krzywe cukrowe. Na przykład jakieś badanie wykazało, że dziesięć minut umiarkowanej aktywności fizycznej obniża wzrost poziomu cukru po posiłku. Przeprowadzono eksperyment na dużej grupie ludzi, a naukowcy wyciągnęli ogólny, statystycznie prawdziwy wniosek. Staram się jedynie podać przykład obrazujący to odkrycie. Wybieram więc popularny produkt, który wywołuje skok cukru, gdy spożywamy go bez dodatków, powiedzmy: paczkę chipsów. Potem rano jem ją bez dodatków i zapisuję wykres poziomu cukru. Następnego ranka powtarzam proces, ale idę na dziesięciominutowy spacer. Zgodnie z wyjaśnieniami naukowców drugi skok okazuje się mniejszy. Publikuję wykresy, żeby pokazać, że spacer po posiłku zmniejsza wywołany przez niego skok cukru. Czasami to nie ja, ale ktoś z mojej społeczności Glucose Goddess prezentuje wynik testu ukazującego daną zależność.
Skoro twój organizm to samolot, a ty jesteś zarówno pilotem, jak i pasażerem, to uznaj te trzy zastrzeżenia za pokładowy instruktaż bezpieczeństwa. Teraz, gdy wiesz, że wypłaszczanie krzywych cukrowych stanowi punkt wyjścia do powrotu twojego organizmu na wysokość przelotową, zapnij pasy, bo czas zacząć naszą podróż. Pora ujawnić, skąd bierze się glukoza.