Fortepian - Kinga Chojnacka - ebook

Fortepian ebook

Chojnacka Kinga

0,0
6,06 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Przybycie do wielkiego miasta budzi w podróżującym wyrzutku nowe nadzieje. Szczur marzy o znalezieniu schronienia, zapasów i osoby, z którą mógłby porozmawiać. Czy odnajdzie się w nowej rzeczywistości? I czy mieszkańcy Marthan okażą się przyjaźni? „Fortepian” jest pierwszym z serii opowiadań opisujących wydarzenia, które ukształtowały bohaterów „Stref”. Zanurz się w świecie pełnym pustyń, zrujnowanych metropolii i okrucieństwa panującego wszędzie, poza wielkimi schronami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 24

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kinga Chojnacka

Fortepian

© Kinga Chojnacka, 2021

Przybycie do wielkiego miasta budzi w podróżującym wyrzutku nowe nadzieje. Szczur marzy o znalezieniu schronienia, zapasów i osoby, z którą mógłby porozmawiać. Czy odnajdzie się w nowej rzeczywistości? I czy mieszkańcy Marthan okażą się przyjaźni?

„Fortepian” jest pierwszym z serii opowiadań opisujących wydarzenia, które ukształtowały bohaterów „Stref”. Zanurz się w świecie pełnym pustyń, zrujnowanych metropolii i okrucieństwa panującego wszędzie, poza wielkimi schronami.

ISBN 978-83-8245-037-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Zatrzymał się przed tuż przed asfaltem. Stał w miejscu, w którym piasek powoli przechodził w ulicę i tylko gdzieniegdzie widać było małe jego sterty. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział tak słabo zakopane miasto. W przeciwieństwie do poprzednich, w których mieszkał, Marthan znajdowało się niemal w całości nad powierzchnią pustyni. Można było dostrzec pierwsze piętra budynków, wjazdy do garaży, a nawet zewnętrze schody prowadzące do piwnic.

Skoro tak bardzo różniło się ono od reszty kontynentu, istniała szansa, że to właśnie w nim Szczur znajdzie upragniony spokój. Mógłby wejść do któregoś z domów, zostać tam na dłużej, a może nawet kogoś spotkać. Może w końcu nie byłby sam.

Prychnął, uświadamiając sobie, jak głupie są jego myśli.

Wziął głębszy wdech i ruszył przed siebie. Nie miał żadnego konkretnego celu. Jedyne, co musiał zrobić, to jak najszybciej znaleźć porządnie wyglądający budynek i schować się w nim przed kwaśnym deszczem, który, według jego obliczeń, miał spaść już za niecałe czterdzieści minut.

W tym celu włóczył się po metropolii powolnym, jakby zrezygnowanym tempem. Mijał w połowie zniszczone, rodzinne domy. Przechodził obok zrujnowanych przez katastrofy sklepów, w którym ocalali stworzyli swoje domostwa, obchodził namioty z plandek, a nawet przeskakiwał nad kamieniami porozrzucanymi po ulicy. Przez cały ten czas rozglądał się z uwagą i w całkowitym skupieniu. Wyciągnął nóż, gdy zauważył obiecująco wyglądającą alejkę. Była wąska, zaciemniona i wzbudzająca niepokój. Jednym słowem, idealna. Dokładnie taka, w którą nie chciałby wejść żaden inny bezstrefowy. Zacisnął dłoń na rękojeści. Był gotów użyć broni, ale na szczęście nie spotkał nikogo w uliczce. Zatrzymał się przy pierwszym pustostanie, który wydawał mu się wystarczająco stabilny, po czym wszedł do środka.

Był wycieńczony. Nie dawał tego po sobie poznać, lecz tak naprawdę ledwo utrzymywał równowagę. Czterodniowy marsz przez pustynię był nie do zniesienia. Nie dość, że Szczur nie jadł nic przez cały ten czas, to na dodatek się zranił. Podczas poprzedniej ulewy przypadkowo rozdarł namiot, w którym się ukrywał. Zanim zdążył się odsunąć, kwas poparzył mu kostkę i prawie całe lewe przedramię. Mężczyzna opatrzył ranę, ale ból nie ustąpił.

Nagle usłyszał szelest. Cichy i delikatny, a jednocześnie niezwykle szybki odgłos ruchu. Poprawił ułożenie noża, po czym rzucił nim za siebie. Nie musiał całkowicie się odwracać, by trafić dokładnie w kręgosłup przebiegającego obok wyjścia szczura. Tym samym zapewnił sobie kolację.

Bezstrefowy dawno aż tak się nie cieszył. Dzięki zapalniczce oraz starej, grubej książce, którą znalazł w poprzednim mieście, rozpalił ognisko. Ściągnął skórę ze zwierzęcia, pozbył się niechcianych części mięsa, a potem upiekł i zjadł. Za każdym razem, gdy posilał się takimi smakołykami, zastanawiał się nad tym, jak zareagowałby na nie w świecie przed katastrofami. Pewnie od razu by zwymiotował. Nie musiałby nawet próbować, wystarczyłaby mu wiedza o pochodzeniu jego dania. Żałował, że teraz nie może oddać talerza kelnerowi i zamówić czegoś innego. Jedyne, co miał do wyboru, to szczury, niewielkie ptaki oraz dzikie psy, które były zbyt niebezpieczne, by próbować z nimi walczyć. Poza tym zawsze poruszały się w grupach. Szczur nie miałby z nimi szans.

Oblizał palce po wyrzuceniu kostek do ogniska. Podsunął plecak pod głowę, po czym wygodnie się na nim ułożył. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit, myśląc o kolejnym dniu, lecz gdy tylko zamknął oczy, zasnął.

Obudził go