Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
„Emerytki w akcji" to historia dwóch seniorek. Halina Marchwicka z domu Konfitura wraz ze swoim mężem Stanisławem przeprowadza się do małego miasteczka o nazwie Emerytowice. Jej epizod w odcinku popularnego serialu sprawił, że podpisała umowę na cały sezon. Dojazdy na miejsce nagrań jednak bardzo ją męczyły i stąd pomysł na zmianę miejsca zamieszkania. Stanisław miał zupełnie inne zdanie na ten temat, ale czego się nie robi dla ukochanej żony, prawda?
Anna Stańczyk, nie mogąc dłużej mieszkać obok Gabrieli Wąsek, sprzedaje swoje mieszkanie i kupuje nowe, również w Emerytowicach. Jak na złość jej sąsiadką, i to najbliższą, jest Halina.
Kobiety nie potrafią się dogadać, lecz pewna sytuacja sprawia, że są zmuszone połączyć siły. W Mysi Polu wydarzyła się tragedia! W nieoczekiwanych okolicznościach zaginęła Gabriela Wąsek! Czyżby została zamordowana? A może ktoś ją porwał?
Halina i Anna będą starały się rozwiązać tę zagadkę. Tylko czy to faktycznie była zbrodnia? A może coś innego?
„Emerytki w akcji" to kontynuacja, a zarazem połączenie dwóch poprzednich komedii. Nie da się ich czytać oddzielnie!
1. Osiedlowy monitoring
2. Osiedlowy monitoring. Powrót Halinki
3. Babcie w sieci miłości
4. Biuro matrymonialne. Razem aż do setki
5. Emerytki w akcji
Znacie to uczucie, kiedy żegnajcie się z ulubioną bohaterką, a po jakimś czasie dowiadujecie się, że ponownie o niej przeczytacie? Tak było w tym przypadku! Już myślałam, że nie usłyszę o Halince i Annie, ale są, i to razem! Ta książka jest dla mnie jak gorąca kawa o poranku! Czysta przyjemność i poprawa nastroju – ulubione postacie, śmieszne sytuacje i zagadka! Polecam każdemu, kto chce, aby uśmiech zagościł na jego twarzy.
Aldona Smal, @the.cover.of.my.life
Dwie z pozoru różne historie łączą się w jedną. Znani i lubiani bohaterowie z poprzednich serii autorki spotkają się w tej powieści, by rozwikłać tajemnicę. Emerytki w akcji to pełna ciepła i humoru komedia akcji. Dawno żadna lektura nie wywołała u mnie tyle uśmiechu i wzruszenia. Jest to wspaniała książka o tym, że warto otwierać się na drugiego człowieka, bo przyjaźń to wielki dar.
Polecam gorąco!
Agnieszka Sobczak, @pani_pisarzowa
Jeżeli szukacie zabawnej książki napisanej w dobrym stylu, to zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia po „Emerytki w akcji". By zrozumieć tę historię, musicie przeczytać poprzednie serie autorki, ale gwarantuję, że nie pożałujecie i będziecie się dobrze bawić z tymi bohaterkami! Jak już wiadomo – z Haliną Marchwicką z domu Konfitura nie ma nudy! Spokój i stabilność Anny jednak ciekawie współgrają z jej szalonym usposobieniem. Halina jak zawsze bez problemu nawiązuje nowe znajomości, Anna natomiast pozostaje spokojna i skryta. Co może wyjść z tej mieszanki? Przekonajcie się sami. Zdecydowanie warto. Podczas lektury nie będziecie się nudzić.
chwila_pauli
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 333
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL Osiedlowy monitoring
Osiedlowy monitoring. Tom 1
Osiedlowy monitoring. Tom 2
CYKL Równe babki
Babcie w sieci miłości. Tom 1
Biuro matrymonialne. Razem aż do setki. Tom 2
KONTYNUACJA CYKLI Osiedlowy monitoring IRówne babki
Emerytki w akcji
POZOSTAŁE POZYCJE
Spotkanie po latach
Podaruj mi uśmiech
Zmowa rodzin
W PRZYGOTOWANIU
Zeszyt w skórzanej oprawie (październik 2025r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Dagmara Rek, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Ilustracje wewnątrz książki: OpenClipart-Vectors z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-780-3
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Ważne słowa od autorki
Rozdział 1
Halina Marchwicka z domu Konfitura
Bardzo nie lubiłam zmian, bo każda wiązała się z poznawaniem zarówno nowych ludzi, jak i otoczenia. Ja doskonale wiedziałam, że nowe otoczenie to nowi sąsiedzi, a co za tym idzie – nowe intrygi, plotki i wiele innych, ale dobrze mi było w tym moim starymmiasteczku.
Miałam tam przyjaciółkę Jadwigę, z którą praktycznie codziennie się widywałam. Mieliśmy ze Stanisławem działkę z mnóstwem kwiatów, owoców i warzyw. To właśnie na niej mój Stasiek odpoczywał po całym dniu w pracy. Sąsiedzi byli wredni – oczywiście nie wszyscy, ale większość – mimo to byłam do nich przyzwyczajona, a oni do mnie. Było mi tam naprawdę fajnie. Mogłam pracować od rana do wieczora. To znaczy siedzieć przy oknie i patrzeć, co robią ludzie, ale to właśnie była moja praca, i to na cały etat, a nawetwięcej…
To ja złapałam złodzieja, to ja pilnowałam porządku na osiedlu, to ja miałam układy w policji, a teraz oni zostali tam bez ochrony. Mieszkańcy musieli czujnie spać, bo nie wiadomo czy za rogiem jakieś licho się nieczaiło.
Doskonale wiedziałam, że awansowałam, i to przez zupełny przypadek. Wystarczyło kupić zdrapkę w sklepie u tej jędzy Kryśki i… A nie! Przepraszam! Wystarczyło zrobić zakupy według określonego regulaminu, wtedy dostawało się zdrapkę. Wygrałam i się ucieszyłam! W końcu mogłam pojechać do Sandomierza, czyli miasta, w którym kręcono mój ulubiony serial Ojciec Mateusz. Traf chciał, że tu się pokręciłam, tam się zakręciłam i cyk, pyk, rachu-ciachu – Halina Marchwicka z domu Konfitura zaczęła występować w praktycznie każdymodcinku.
Według kogoś tam, kto śledził te różne cyferki – odkąd zaczęłam występować na szklanym ekranie, oglądalność podskoczyła imdziesięciokrotnie!
No dobra! Nie wiedziałam, czy aż tyle, ale wiedziałam, że jest lepsza, niżbyła.
Byłam dumna z siebie, mój Stanisław był dumny i oczywiście mieszkańcy naszego osiedla. Skąd wiedziałam? Ano stąd, że zaczepiali mnie na ulicy i gratulowali, ściskali, całowali. Czułam się jak królowa, jak gwiazda telewizji, jak celebrytka na wielką skalę. Pisali o mnie nawet na tym psim portalu. Ratlerek, Kundelek czy Pudelek. Zawsze mi się to myliło… ale właśnie tam był artykuł o mnie. Nawet na ściankę mnie wzięli i miałam zdjęcia ze wszystkimi aktorami serialu. Mój Stasiek również, bo starałam się go wszędzie ze sobąciągać.
Dlaczego to robiłam? Sprawa była prosta. Ja byłam znakomitą aktorką serialową, a on zwykłym ochroniarzem w sklepie. Ja czułam ten klimat, wiedziałam, jak się zachować, nie mówiąc już o tym, ile razy uścisnęłam dłoń ArturowiŻmijewskiemu.
A mój Stanisław? Szkoda gadać! On ściskał co najwyżej trzonek od haczki czy grabek. W momencie gdy ja powtarzałam swoje kwestie na planie, on siedział na działce z tyłkiem w górze. W końcu pomyślałam, że to tak być nie będzie! Stanisław musiał zaznać trochę kultury, musiał liznąć celebryckiego świata. I oczywiście załatwiłam mu to! A co! Ja bym nie załatwiła? W końcu nazywałam się Halina Marchwicka z domu Konfitura! Ja mogłam wszystko, albo jeszczewięcej!
Co prawda Stasiek nie chciał nigdzie się wybierać. On wolał siedzieć w domu albo na działce w tym zapierdziałym dresie, ale ze mną nie było tak łatwo! Skoro ja byłam twarzą serialu, on musiał być twarzą naszej rodziny. No cóż, czasami jest tak, że to kobieta robi karierę, a mężczyzna siedzi w domu i… Szkoda słów! Dobrze, że chociaż potrafił robić weki, to na zimę byliśmyprzygotowani.
I gdy w końcu zgodził się, aby ze mną uczestniczyć w różnych imprezach firmowych czy tam serialowych, jak zwał, tak zwał, to korzystając z okazji, zapoznałam go z tymi osobami, cotrzeba.
Ale był zadowolony! Tak to nie chciał iść ze mną, a gdy przyszło co do czego, to z każdym robił sobie zdjęcie, a później wysyłał do kolegów. Robił to specjalnie, aby mu zazdrościli żony. Tak, ja rozumiałam, że wysyłał zdjęcia, na których mnie nie było, ale przecież dzięki temu, że stałam się krajową gwiazdą, on miał możliwość zobaczyć, jak wygląda prawdziwy świat. Nie bardzo mu się podobało, ale po czasie przestał narzekać. Szczególnie wtedy, gdy zaproponowano mu wywiad za pokaźnąsumkę.
Czy Stanisław stawał się celebrytą? Nie wydawało mi się. Udzielił kilku wywiadów, porobił zdjęcia ze sławnymi ludźmi i stwierdził, że to nie dla niego. Nie zmuszałam go do niczego, bo dzięki temu miałam spokój i nikt mi nad uchem niemarudził.
Zdjęcia do seriali trwały w najlepsze, a ja zaczynałam mieć dość jeżdżenia w tę i z powrotem. Przez miesiąc miałam więcej wyjazdów niż przez całeżycie!
Stasiek zaczynał narzekać, że ciągle mnie w domu nie ma i na starość czuje się samotny. Poniekąd go rozumiałam, bo ileż można siedzieć na tej działce. Ja to miałam poważne zajęcie, więc mnie nudno nie było, ale on… Szkoda słów. Narzekał, marudził, czasami też płakał, że on chce mieć mnie obok siebie, a nie gdzieś… nie wiadomogdzie.
Zdziwiłam się, bo… Stasiek i łzy? To do niego niepodobne! Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Pogadałam, z kim trzeba, i… przeraziłam się! Jedyną możliwością była przeprowadzka do innegomiasta!
Nie wiedziałam, jak mam o tym powiedzieć mojemu mężowi. Koniec końców jakoś powiedziałam i zdziwiła mnie jego odpowiedź. Jaka ona była? Słowo w słowo jej nie przytoczę, ale chodziło o to, że on za mną pojedzie nawet na koniec świata. Ten Stanisław to mnie kochał normalnie jak jakiś nastolatek! I dobrze! Niech kocha, bo przynajmniej nie pójdzie mi gdzieś w bok do jakiejśmłodej!
Skoro Stasiek się zgodził, to trzeba było wszystko szczegółowo obgadać, przegadać, przeanalizować. Mieliśmy pełne wsparcie ekipy serialu, to jej członkowie pomagali nam załatwiać różnedokumenty.
Na starość zachciało nam się przeprowadzki. Sprzedaliśmy mieszkanie, rzewnie płacząc przy tym. Pożegnaliśmy się ze znajomymi i sąsiadami i ruszyliśmy w podróż, można powiedzieć, naszegożycia.
Tak w skrócie to chętnych na nasze mieszkanie było sporo, mimo iż wystawiliśmy je za dość wysoką cenę. W międzyczasie szukaliśmy czegoś nowego w tym naszym nowym miasteczku. Znaleźliśmy po jakimś tygodniu. Pojechaliśmy, obejrzeliśmy i kupiliśmy. Spodobało nam się i osiedle, i mieszkanie. W jakiś dziwny sposób poczułam się, jakbym była u nas, na tych naszych starych śmieciach, jak to sięmówi.
Na początku było fajne, ale później… Chciałam wracać do tego, co było. Do moich sąsiadów, za którymi nie bardzo przepadałam, do obserwowania z okna, do… dosłownie wszystkiego! Nie wiedziałam, jaki diabeł nas do tego podkusił! Przecież mogliśmy coś wynająć, a tamto mieszkanie trzymać i zawsze moglibyśmy wrócić, a teraz… teraz to woda poziemniakach!
I taka to, oczywiście w wielkim skrócie, jest historia tego, jak Halina i Stanisław przeprowadzili się na wioskę o dość dziwnej nazwie Emerytowice. Matko! Tak jakbym o kimś obcym mówiła, a to przecież onas!
Rozdział 2
Anna Stańczyk
Czasami w życiu tak bywa, że trzeba zmienić otoczenie, aby poczuć się lepiej. Mówią, że starych drzew się nie przesadza, bo się nie przyjmą, ale wierzyłam, że ze mną będzie zupełnieinaczej.
Od zamknięcia biura matrymonialnego dla seniorów minęło sporo czasu, co bardzo mnie cieszyło. Smuciła mnie innarzecz.
A właściwie to nie smuciła, tylkodenerwowała.
Kto? Co? Oczywiście, że moja sąsiadka, a zarazem była przyjaciółka, z podkreśleniem słowa „była”, Gabriela Wąsek. Zawiodła mnie, i to bardzo, nasza wieloletnia przyjaźń rozpadła się przez nią, a w szczególności przez to, że ważniejsze dla niej były pieniądze niżludzie.
Cóż… było, minęło, czasu nie mogłam cofnąć, lecz mogłam doskonale przeżyć to, co jeszcze mi zostało. Ile zostało, tego nie wiedział nikt, dlatego należało łapać każdą sekundę i wyciskać z niej najwięcej, jak tylko siędało.
Gabryśka próbowała przeprosić, wiele razy pisała, dzwoniła, przychodziła. Nie dałam się przekonać, byłam uparta. Dlaczego tak postępowałam, skoro ona prawdopodobnie zrozumiała, jaki błądpopełniła?
Sprawa byłaprosta.
Straciłam zaufanie do niej, a ja byłam z tych osób, które nie kumplują się, nie ufając. Podczas poznawania kogoś zawsze daję jakiś kredyt zaufania, i to wyłącznie od tej osoby zależy, czy z niego skorzysta, czy teżnie.
Gabi mimo moich próśb i tłumaczenia postąpiła po swojemu, narażając naszą firmę na nieprzyjemności i pokazując, że jest samolubna i liczy się tylko to, czego ona chce. Jej wybór, jej strata. Mnie już nic dotego.
Nie mogłam dłużej mieszkać koło mojej byłej przyjaciółki. Nie chciałam dłużej się ukrywać, dość często udawać, że mnie nie ma, kiedy przychodziła i dzwoniła dzwonkiem do drzwi. Nie dawała mi żyć, bo ciągle wysyłała wiadomości na telefon. Z tym sobie poradziłam, i to dość szybko. Zwyczajnie zmieniłam numer telefonu i dałam tylko kilku zaufanym osobom. Od tamtej chwili miałam spokój. Telefon dzwonił tylko w naprawdę ważnychsprawach.
Mimo tego wciąż źle się mieszkało w tamtym miejscu. Po wielu rozmowach ze znajomymi z klubu seniora oraz z wnuczką stwierdziłam, że na starość zaczynam wszystko od nowa. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę, nie wiedziałam, co mnie czeka w nowym miejscu. Wiedziałam, że prawdopodobnie to będzie nie dość, że bardzo szalona decyzja, to jeszcze najlepsza zmożliwych.
Emerytowice to nazwa miasteczka, w którym zamieszkałam. Idealnie do mnie pasowała; gdy tylko ją zobaczyłam, to zaśmiałam się w głos. Nie miałam pojęcia, że takie dziwne nazwy istnieją. Z tego, co zdążyłam usłyszeć od sąsiadów, to mówiło się: „Emerytowice – tu czas stoi w miejscu” albo: „Emerytowice – tu czas zwalnia”. I taka była prawda! To naprawdę spokojne, małe miasteczko, gdzie większość ludzi to seniorzy. Młodych było naprawdę bardzo, bardzomało.
Ogólnie to miasteczko jest bardzo dziwne i tak zupełnie inne niż moje Mysi Pole, gdzie mieszkałam wcześniej. Miałam wrażenie, że tu czas płynie wolniej. W ciągu dnia potrafiłam zrobić mnóstwo rzeczy, a gdy spojrzałam na zegarek, okazywało się, że minęło niewieleczasu.
Na ogół moje dni wypełnione były spacerami po naszym pięknym parku pełnym kwiatów i różnej innej roślinności. Zawsze starałam się zabierać ze sobą termos z kawą i jakąś książkę. Siadałam na jedną z wielu ławek i zanurzałam się wlekturze.
Dlaczego ja tak nie robiłam wcześniej? To znaczy w poprzednim miejscu zamieszkania? No tak! Gabryśka! To ona umilała mi każdą wolną chwilę. Nie miałam czasu dosłownie na nic, bo ona, moja sąsiadka i była przyjaciółka, ciągle u mnie przesiadywała. Czas dla siebie miałam jedynie w toalecie i wnocy.
Teraz miałam spokój. Właśnie teraz mogłam cieszyć się jesienią życia, jak to młodzimówią.
W Emerytowicach mieszkałam już pół roku. Na początku było mi dziwnie. Nowi ludzie, nowe otoczenie. Nikogo ani niczego nie znałam. Teraz co prawda nie miałam żadnej koleżanki, ale miałam sąsiadki, z którymi czasami mogłam wymienić słowo, na przykład wracając zesklepu.
Co za swoboda! Ulga normalnie! Nikt nie zakłócał mi spokoju, nikt nie dobijał się do drzwi. Mogłam robić to, na co miałam ochotę, bez tłumaczenia się, czemu tak, a nieinaczej.
Zapisałam się do pobliskiej biblioteki, dzięki temu nie musiałam kupować książek, mogłam wypożyczyć ioddać.
A co za tym idzie – nie zagracałam sobiemieszkania.
Znajdował się tu też klub seniora, ale jeszcze do niego nie dołączyłam. Najpierw chciałam oswoić się z tym miejscem. Tak, wiedziałam, że minęło niby sporo czasu, ale w moim wieku człowiek musi powoli się przystosowywać i akceptować nowości. Z nami, seniorami, nie jest tak jak z młodymi ludźmi, którzy w ciągu sekundy potrafią odnaleźć się gdzieś, gdzie są po razpierwszy.
Miałam to szczęście, że trafiłam na normalnych sąsiadów. No dobra, prawie wszyscy byli normalni. Dlaczego prawie? Jakiś czas temu zamieszkało obok mnie, dosłownie naprzeciwko, tak jak mieszkałam z Gabi, jakieś małżeństwo. Starsze oczywiście. Halina i Stanisław, ale nazwiska nie pamiętałam, bo jakieś takie długiebyło.
Stanisław to mężczyzna spokojny, zawsze się kłaniał, jak mnie widział, zapytał o pogodę albo o zdrowie. Jego żona to gwiazda telewizji. Tak przynajmniej mówią inni ludzie. Prawdopodobnie występowała w jakimś popularnym serialu, w którym ksiądz jeździ na rowerze. Ja nie miałam o tym zielonego pojęcia, bo nie oglądałam polskich seriali. Kiedyś oglądałam, a jak by inaczej, ale od kiedy tu się przeprowadziłam, zamieniłam bezczynne wgapianie się w ekran na czytanie książek i spacery na świeżym powietrzu. Wyszło mi to na dobre, bo sypiałam lepiej niżwcześniej.
I wracając do tej mojej sąsiadki, to ona strasznie wścibska była. Wystarczyło iść chodnikiem gdzieś wzdłuż bloku, a ona już krzyczała z okna, pytała, zaczepiała. Nie rozumiałam jej zachowania. Może zostało jej z poprzedniego miejsca, kto wie? Jedno było pewne, nie zamierzałam się z niązaprzyjaźniać.
Zwykłymi sąsiadkami mogłyśmy być, ale nic pozatym.
I teraz jak tak sobie pomyślałam o tym przesadzaniu drzew, to doszłam do wniosku, mieszkam już w tych Emerytowicach pewien czas i dobrze mi tu. Czyżbym na starość znalazła swojemiejsce?
Rozdział 3
Halina Marchwicka z domu Konfitura
Zaraz coś mnie trafi! – pomyślałam, bo Stanisław strasznie działał mi nanerwy.
Przez to, że nie mieliśmy tu działki, on całymi dniami siedział przed telewizorem. Już proponowałam mu wyjście do jakiegoś baru czy coś. On na początku bardzo się zdziwił. W sumie… ja też byłam zdziwiona, że taka propozycja padła z moich prywatnych ust, ale może dzięki temu chłopina poznałby kogoś. A tak to siedział i gapił się w to pudło. Wytrzymać się z nim niedało.
Co ja chciałam pójść do tej mojej darmowej pracy, to on ciągle krzyczał, że mam zamykać okno, bo mu wieje i zapewne zaraz go przewieje. Ja nie wiedziałam, co on taki wrażliwy się zrobił. A jak deszcz padał, to na działce i tak siedział. Żadna siła nie była go w stanie ruszyć, a tu byle lekki wiaterek powiał, spadło kilka kropelek z malutkiej chmurki, a onjuż!
Tak, ja wciąż starałam się pracować. Niestety, na tym osiedlu nie znałam nikogo, a ludzie nie byli chętni do poznawania innych. Wiele razy próbowałam krzyczeć przez okno, jak widziałam, że ktoś idzie. Nie wiedziałam, czy oni mają coś ze słuchem, czy udajątylko.
I ta nasza sąsiadka… Anna Stańczyk. Tak, wiedziałam, jak się nazywa, bo zdążyłam już przepytać parę osób, ale tu naprawdę mieszkańcy nie byli skorzy do mówienia. Dziwni ludzie, oj, bardzo dziwni! Ta sąsiadka też była bardzo dziwna. Pewnie stara panna z niej, chociaż kota to nie widziałam, a przecież mówi się, że każda stara panna ma małego, niby-pięknego koteczka, który siedzi na fotelu, albo na kolanachwłaścicielki.
– Stasiek – zaczęłam. – A powiedz mi, co ty myślisz o tej naszejsąsiadce?
Mój mąż odłożył gazetę na stół i spojrzał na mnie. Po chwili zadał mipytanie.
– A o której konkretniemówisz?
Zdziwiłam się, i to bardzo! On taki, można powiedzieć, aspołeczny, od kiedy tu mieszkaliśmy, a teraz okazało się, że wiele kobiet zna. Coś mi tu śmierdziało. I na pewno nie były to skarpetki mojegomęża.
– A ile ty sąsiadek znasz? – zapytałamwprost.
– Nie wiem, Halina. Co ty mnie tak wypytujesz, co? – Znowu wziął do rękigazetę.
Kręcił!
Widziałam, że coś kręci, tylko co? Czyżby Stasiek miał z kimś romans? Podrapałam się po głowie, mając nadzieję, że rozruszam nieco te cebulki włosowe. Ponoć jak dotyka się głowy, to człowiek zaczyna lepiej i szybciej myśleć. I to naprawdędziałało!
– Stanisław! – uniosłam głos. – Odłóż gazetę i mów mi, to znaczy wymieniaj jakie sąsiadki znasz? – Byłamstanowcza.
– Halinko, znam to zbyt dużo powiedziane. Wiem, że naprzeciw nas mieszka Anna, ale nazwiska nie pamiętam. Zresztą sama mi powiedziałaś o niej, ja z nią grzecznościowe przywitanie wymieniałem, idąc poklatce.
– Dobra, o niej wiem… – machnęłam ręką – ale mi chodzi o innekobiety.
– Innych nie znam z imienia inazwiska.
– A skąd je znasz? – zdziwiłamsię.
– Z widzenia, Halina, z widzenia… – Pokręcił głową, robiąc przy tym dziwną minę. – Wyobraź sobie, że wychodzę czasami pod blok na ławkę i wtedy widzę, jak różne osoby chodzą z pieskami albo wracają zzakupów.
– I ty, tak siedząc, zaczepiasz te wszystkie stare baby? – Zmrużyłam oczy i popatrzyłam naniego.
– Halina, ja nikogo nie zaczepiam – odpowiedział nieco zrezygnowanym głosem. – I przestań się mnie jużczepiać.
– Stanisław! Ty kłamiesz mnie w żywe oczy! – uniosłam głos i wystawiłam palecwskazujący.
– Wiesz, Halina, ja jednak wolę, jak ty jedziesz na te swoje nagrania. Wtedy jest tak cicho i spokojnie w mieszkaniu – powiedział i wziął się do dalszego przeglądaniagazety.
– Stasiek, to nie koniec naszej rozmowy. Ja chciałam cię zapytać, co ty sądzisz o tej całej AnnieStańczyk.
– A co ja mam o niej sądzić? Normalna starsza kobieta. Ale ile to można ocenić człowieka po wymianie uprzejmości? – Spojrzał namnie.
– No tak! Na ciebie to nigdy nie możnaliczyć.
– Co ja takiego ci zrobiłem, że znowu prawie sięobraziłaś?
– Jeszcze nie wiem – odburknęłam i poszłam w stronę oknakuchennego.
Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o tej całejAnnie.
Tylko nie wiedziałam, jak mam to zrobić. Byłam w nowym miejscu, więc nie mogłam działać tak jak kiedyś. Musiałam być delikatna, chociaż to określenie w ogóle do mnie nie pasowało. Pomysł wpadł mi do głowy natychmiast, aż się zdziwiłam, że nie musiałam długo zastanawiać się nad tym, cozrobić.
Usiadłam przy stole kuchennym, wzięłam do ręki telefon. Otworzyłam popularną aplikację do sprawdzania znajomych, wpisałam imię i nazwisko naszej sąsiadki i… uśmiech z mojej twarzy w jednej chwili przerodził się w smutek. Nie było tam żadnej Anny Stańczyk! To znaczy były, oczywiście, że były, ale o wiele młodsze od tej naszej, tej, co mieszkała zaścianą.
– Jak można nie mieć tutaj profilu? – zapytałamsiebie.
– Z kim ty gadasz? – zainteresował się mójmąż.
– Z nikim – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Chciałam sprawdzić, czy ona ma profil wInternecie.
– Kto? Jaka ona? – zapytał.
– Ta za ścianą. Nie będę na całe gardło krzyczała ponazwisku.
– I co? Maprofil?
Nie wiedziałam, czy zapytał z ciekawości, czy zuprzejmości.
– Wyobraź sobie, że nie ma – powiedziałam niecozdziwiona.
– A co cię tak dziwi? Ja też nie mam i jakoś normalnieżyję.
– Ty, Stasiek, to co innego. Dobra, siedź tam i czytaj gazetę czy co tam robisz. Ja muszę wymyślić inny sposób na to, aby czegoś się o niej dowiedzieć – odparłam.
– Idź po cukier. – Zaśmiałsię.
Szybko wstałam z krzesła i poszłam do pokoju, gdzie siedział mój mąż. Pocałowałam go w głowę ipowiedziałam:
– Kochany mój! Jaki to cudowny pomysł! Że ja na to nie wpadłamwcześniej!
– Halina, ja żartowałem tylko. A poza tym po co ci cukier, skoro żadne z nas go nie używa? – Spojrzał na mnie pytającymwzrokiem.
– A czy to ważne? – Wzruszyłam ramionami. – Dla mnie będzie to okazja, aby zamienić z nią parę słów, a może i zdań. Może się czegoś o niejdowiem.
– A rób, co chcesz. – Machnął ręką i wstał zfotela.
– A ty gdzie się wybierasz? – zapytałam.
– Idę pod blok na ławkę. Przewietrzę się trochę i może kogoś poznam. – Zaśmiał się, zatrzaskując za sobądrzwi.
Stanisław od pewnego czasu był dziwny. Wszystko zaczęło się od pamiętnego wywiadu, przez zupełny przypadek oczywiście, w lokalnej telewizji. Na początku był na mnie zły, ale gdy koledzy się mną zachwycali, oczywiście jego koledzy, to zmienił zdanie. Już się o nic nie czepiał, tylko dumny jak paw chodził po naszym osiedlu. Przynajmniej tak mi się wtedywydawało.
Później, gdy zaproponowali mi rolę w serialu, było naprawdę dobrze między nami. To znaczy mój mąż zachowywał się tak, jak na męża przystało. Zachwycał się mną, chwalił przed kolegami, oglądał każdy odcinek, w którym występowałam. Co więcej! Oglądał nawet powtórki! On był dumny ze mnie, a ja zniego!
Gdy zakończyły się zdjęcia i była przerwa w nagraniach – tak jak teraz – mój mąż zrobił się nieco dziwny. Już nawet zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkowo nie chodzi o to, że znowu będę w domu. Naprawdę zauważyłam, że jak wyjeżdżałam, to on był dla mnie sympatyczniejszy. Oczywiście, że go zapytałam o to, ale mi tylko odpowiedział coś w stylu, że pewnie coś sobie uroiłam pod tymi siwymi włosami. Nie chciałam dłużej ciągnąć tego tematu, więc machnęłam ręką i poszłam robićswoje.
Zmieniłam się i to bardzo, tak według mnie oczywiście. Mniej się czepiałam, mniej się interesowałam sąsiadami. Mieszkaliśmy tu kilka miesięcy, a ja nikogo jeszcze nie znałam. To do mnie niepodobne! Ale to też mogła być zasługa tego, że wcześniej naprawdę nie miałam czasu. Zdjęcia i ta cała rola w serialu pochłaniały mnie do reszty! Więcej mnie nie było, niżbyłam.
Teraz czas nadrobićzaległości!
Wzięłam pustą szklankę w dłoń, zrobiłam dwa głębsze wdechy i postanowiłam pójść. Miałam nadzieję, że nie wyszłam już zwprawy.
Stanęłam pod drzwiami sąsiadki i delikatnie zapukałam. Na razie chciałam być kulturalna; gdy nie otworzy w ciągu kilku sekund, zacznę dzwonić i głośniej pukać. Może ona była głucha? Zaraz miałam sięprzekonać.
Miałam to szczęście, że otworzyła pochwili.
– Dzień dobry – zaczęłam mówić spokojnym głosem. – Nazywam się Halina Marchwicka z domu Konfitura i jestem pani sąsiadką. – Pokazałam dłonią nadrzwi.
– Dzień dobry. – Kobieta się uśmiechnęła. – Bardzo miło panią poznać. Anna Stańczyk. – Wyciągnęła rękę naprzywitanie.
Uścisk miała dość mocny jak na kobietę. Wyczytałam kiedyś w jakiejś gazecie, że to oznacza siłę, determinację i rozwagę. Czy tak było? Nie miałam pojęcia, bo przecież tej całej Anny nieznałam.
– Skoro już się znamy, to pożycz mi cukru, Anno. Wiesz, taką szklaneczkę, bo mi zabrakło. – Wyciągnęłam przed siebie rękę zeszklanką.
– Chyba chciała pani powiedzieć, a w sumie zapytać, czy może mam cukier bądź czy go pożyczę pani. – Spojrzała namnie.
I po tym spojrzeniu już wiedziałam, że z tą kobietą łatwego życia nie będęmiała.
– A poza tym… – znowu usłyszałam jej głos – nie przeszłyśmy naty.
– Anka, w naszym wieku brudzia pić to chyba nie wypada, co?
Czułam, że w końcu wraca stara Halina, czyli… no jaoczywiście.
– To masz ten cukier czynie?
Chciałam zrobić krok w stronę jej mieszkania, lecz stanęła tak, że nie dało sięprzejść.
– Hola, hola! Proszę pani, gdzie z tymi kapciami? – uniosła niecogłos.
– Chciałam ten cukier pożyczyć i w ogóle zaznajomić się, czy jak to się mówi. – Uśmiechnęłam się dośćdelikatnie.
No wkurzała mnie, i tobardzo!
Takiego trudnego przypadku to ja jeszcze nie miałam w swoim życiu! Ludzie na ogół się mnie bali albo może nie mnie, ale samych siebie. Bali się odezwać, zwrócić komuś uwagę, a tu proszę, znalazła się niejaka Anna Stańczyk i pokazywała, że z nią się nie zadziera. Przynajmniej takie wrażenieodniosłam.
– Cukru, droga pani, nie mam – odparła. – Należę do osób, które niesłodzą.
– A co z ciastami? Też bez cukru? – zapytałam niecozdziwiona.
– Nie piekę ciast, bo dla samej siebie mi się nie opłaca. Zdecydowanie wolę wspomóc lokalną cukiernię niż upiec blachę ciasta, a później większość z niejwyrzucić.
– Dziwna jesteś, wiesz. – Spojrzałam na nią nieco z ukosa. – Taka sympatyczna się wydawałaś, a tu proszę, wychodzi żmija. Sąsiadom się pomaga, anie!
– Jak mam pani pomóc, skoro w mieszkaniu nie mam tego, czego pani w tej chwili zabrakło? – zapytała, lecz nie czekała na odpowiedź. – Jeżeli nie ma pani więcej pytań bądź uwag na mój temat, pożegnam się już panią – powiedziała i zamknęła za sobądrzwi.
Po chwili usłyszałam przekręcanie klucza wzamku.
Miarka się przebrała! Z tą straszną kobietą trzeba było coś zrobić! Jak ona mogła mnie tak potraktować?! Byłam zła, zdruzgotana, zniesmaczona i sama już nie wiedziałam co jeszcze! Czy ona nie miała świadomości, kim jestem? Nie! To nie mogła być prawda! Przecież już pierwszego dnia rozniosło się, że na osiedle wprowadza się krajowa gwiazda z nieznanym nikomu mężem. A może faktycznie do niej te informacje nie dotarły? Będę musiała i tego siędowiedzieć.
Schowałam szklankę do szafki i postanowiłam wyjrzeć przez okno. Zobaczyłam, że mój Stasiek siedzi na ławce, która znajdowała się vis-à-vis naszego okna w kuchni. Tak, siedział, ale nie sam! Obok niego siedziała jakaś kobieta! Kto to był? Dlaczego tam siedziała? Skąd mój mąż znał inne kobiety? To znaczy w tym przypadku tę jednąkonkretną.
Pytań w głowie miałam wiele, lecz odpowiedzi żadnej. Co mogłam zrobić w takiej sytuacji? Oczywiście, że zejść na dół isprawdzić.
Wzięłam do ręki resztki śmieci, których nie wyrzuciłam. Tak! Wciąż stosowałam tę swoją zasadę: „Nie wyrzucaj wszystkiego, bo nigdy nie wiesz, kiedy będziesz musiała zejść podblok”.
– Dzień dobry państwu! – krzyknęłam, będąc za ichplecami.
Miałam to szczęście, że ławka stała dość blisko chodnika, którym szło się albo na parking, albo do śmietnika. Specjalnie nie zwróciłam się tylko do Stanisława, mając nadzieję, że to da mu trochę domyślenia.
Oboje sięodwrócili.
Stasiek był zaskoczony, zdziwiony, przerażony.
Sama nie wiedziałam, jak to określić, ale na jego twarzy malował się jakiś dziwny wyraz, którego nie dało sięzidentyfikować.
– Dzień dobry, pani Halinko – odpowiedziała nieznana mikobieta.
Poszłam wyrzucić śmieci, bo zaczynały już śmierdzieć i dość szybkim krokiem wróciłam na swoje stanowisko, czyli obok ławki, na której siedział mój mąż z jakąś starąbabą.
– Skąd pani mnie zna? – zapytałam, marszcząc brwi. – I jak pani śmie mówić… wymawiać mojeimię?
– Halinko, uspokój się – odezwał się mój ukochany. – Pani Gosia jest uprzejma, a ciebie znają tu przecież niemalwszyscy.
– Gosia? Pani Gosia? – powtórzyłam za nim. – A wy skąd sięznacie?
– Pani sąsiadko – usłyszałam głos tej niejakiej Gosi – z pani mężem znamy się tak, jak zazwyczaj znają się sąsiedzi. Kłaniamy się sobie, jak się widzimy, ityle.
– Skąd się znacie? – powtórzyłam pytanie, nie reagując na to, copowiedziała.
– Halinciu, znamy się z… – spojrzał na mnie – z tejławki.
Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Kłamał, kłamał jak… nie wiemco.
Bo niby jak to poznanie miało wyglądać? On siedział na ławce i nagle to babsko do niego podeszło? Jakoś mi się wierzyć w to niechciało.
– Pani Halino, to jest prawda. – Wyciągnęła rękę w moją stronę. – Małgorzata Adamskajestem.
Co miałam zrobić w takim momencie? Uścisnęłam jej dłoń i udałam miłą. W końcu nigdy nie wiadomo, kto oglądał serial, w którymwystępowałam.
– Halina Marchwicka z domu Konfitura – powiedziałam. – Jestem żoną tego oto tu faceta. – Pokazałam głową naStaśka.
– Wiem, pani Halinko, wiem. – Uśmiechnęła się dość delikatnie. – My naprawdę poznaliśmy się chwilę temu – zaczęła się tłumaczyć. – Zobaczyłam pani męża i podeszłam, bo chciałampogratulować.
– Jemu? – zdziwiłam się. – A niby czego mugratulować?
– W sumie to byłam przekonana, że pan Stanisław czeka na panią, ale okazało się, że on sam zszedł na ławkę. Chciałam pani pogratulować tej roli w OjcuMateuszu.
– Właśnie Halinka, pani Gosia ma rację – wtrącił się mój mąż. – Podeszła i zapytała, czy czekam na żonę, bo chce jej powiedzieć kilka miłych słów. Odpowiedziałem, że nie, że moja Halinka w domu coś tam robi, a ja sam tuprzyszedłem.
– Tak było, jak pan Stanisław teraz mówi – potwierdziła jego słowa ta… dziwnakobieta.
Czemu dziwna? Nie wiedziałam, może dlatego, że zaczepiała obcych mężczyzn na ławce. Ja rozumiałam, że miała nadzieję, że zejdę na dół, ale jak się dowiedziała, że tak się nie stanie, to mogła pójść sobie tam, skąd przyszła, a nie nagabywać żonatego faceta w podeszłym, jak nie w zdziadziałym wieku. Ja przynajmniej bym tak zrobiła, bo nie lubiłam wtrącać się w życie obcych ludzi. I ciekawiło mnie, o czym oni gadali, bo jak schodziłam po klatce, to widziałam przez okno, że zaśmiewali się jak… starzy, dobrzyznajomi.
– Jak było naprawdę, to okaże się na sądzie ostatecznym. – Machnęłamręką.
– O czym ty mówisz, Halina? – zapytał dość poważnym głosemStachu.
– O tym, że tak naprawdę ten tam – pokazałam na niebo – może nas sądzić i tylko on wie, czy wy mówicie prawdę, czy cośukrywacie.
Stasiek siedział z dziwną miną. Chyba nie rozumiał, co do niego, a w sumie do nich się mówi. Nagle odezwała się MałgorzataAdamska.
– Boże… Pani Halino! Pani to nawet rolę księdza zna? Przecież on to powiedział w ostatnim odcinku – mówiła z ekscytacją w głosie. – Wtedy jak tamci ludzie z komisu tłumaczyli się, że to nie oni ukradli biżuterię za niezłepieniądze.
– Zaskoczyła mnie pani – powiedziałam do niej nieco milszymgłosem.
– Czym? – zdziwiłasię.
– Ogląda pani serial, w którym gram, i w dodatku zna pani tekstybohaterów.
Naprawdę byłam pod wrażeniem. Pamiętałam, że zanim zostałam znakomitą aktorką, w nieco starszym wieku, to oczywiście również oglądałam seriale, ale nigdy nie robiłam tego w taki sposób, aby pamiętać teksty. Mnie bardziej interesowała fabuła, ewentualnie rozwiązanie sprawy, o ile był to serialkryminalny.
– A znam, znam. Uwielbiam go oglądać i robię to zawsze, kiedy jest transmitowany w telewizji. Oglądam nawet powtórki – powiedziała. – Gdy tylko zobaczyłam nową osobę na osiedlu, od razu panią rozpoznałam. Co prawda nie byłam tak do końca przekonana, czy pani to pani, ale upewniłam się, pytając kilku osób. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że taka gwiazda serialowa będzie mieszkała na naszym skromnymosiedlu.
Niezła gaduła z tej Gośki. Coś mi się wydawało, że chyba z nią mogłabym się dogadać. Pod warunkiem że miała podobne zainteresowania do moich. Ciekawa byłam, co robi po godzinach, czy gdzieś pracuje, czy… cokolwiek.
– A widzi pani, to jednak ja – odpowiedziałam, uśmiechającsię.
– Czy mogę sobie z panią zrobić zdjęcie? – zapytała. – I oczywiście wstawić je na mój profil w mediachspołecznościowych?
Teraz byłam w niezłymszoku!
Na tych ściankach różnych stawałam nie raz i nie dwa, ale żeby ktoś mnie zaczepił na ulicy i chciał zdjęcie, to… wydarzyło się właściwie pierwszy raz. Byłam zaskoczona, ale i zadowolona. Co prawda to ulica nie była, tylko plac przed moim blokiem, ale zawsze można powiedzieć, że to miejscepubliczne.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam.
Następnie ona wyjęła z kieszeni telefon i zaczęła robić zdjęcia z ręki. Poprosiła też mojego męża, aby zrobił nam takie, jak siedzimy na ławce. Odnosiłam wrażenie, że gdyby miała aparat na klisze, to całą by wykorzystała na fotki zemną.
Byłam cierpliwa i pozwalałam jej na takie cyrki z telefonem. Przed rozpoczęciem pracy w serialu miałam spotkanie z kimś tam… Teraz nie pamiętałam, ale był to jakiś specjalista. Wytłumaczył mi, że dobre stosunki z odbiorcami naszego serialu są na wagę złota. Tacy ludzie chętniej zasiadają przed ekran telewizora i nas oglądają. Mówił coś o tym, że dobre wrażenie da czasami więcej niż najwspanialsza rola. Całe szczęście, że mi się to przypomniało. Dlatego nagle zaczęłam udawać, że cieszę się, że jest mi miło ifajnie.
Dobra, nie będę ukrywała. Miło było rozdawać autografy, bo tak robiłam po każdym ważnym spotkaniu z ekipą. Miło było, gdy robili nam zdjęcia, ale bez przesady! A ta cała Małgorzata Adamska właśnie zdecydowanie przesadzała! Ja rozumiałam – zrobić, jedno, góra dwa zdjęcia, ale nietyle!
– Wydaje mi się, że już wystarczy – powiedziałam. – Tyle zdjęć pani narobiła, że na pewno któreś z nich będzie udane i godne wstawienia na paniprofil.
Tak, wciąż byłam miła. W końcu zależało mi na tym, aby osoby, które oglądają między innymi mnie, robiły to dalej. Od tego zależała moja rola. Od tego zależało, czy mój wątek będzie kontynuowany. Przynajmniej tak mi powiedział ktoś tam od tych ich statystykserialowych.
– Dziękuję, bardzo dziękuję. – Zaczęła mnie ściskać i całować w policzki. – A czy pani ma profilna…
– Nie mam – wtrąciłam się w jej zdanie. – Wiem, że jest jakaś moja strona, gdzie są zamieszczane kadry z serialu. Taka strona dla fanów można powiedzieć, ale prywatnego profilu niemam.
– A to dla fanów to pani prowadzi? – Była bardzociekawa.
– Nie, to ktoś z ekipy serialowej. Ktoś odpowiedzialny za kontakt z aktorami czy coś takiego – odpowiedziałam zgodnie zprawą.
Nie lubiłam udawać miłej osoby. To było coś, co robiłam z przymusu, bez radości. To nie byłam ja, tylko jakaś wykreowana przeze mnie postać. Teraz, w tym momencie, nie byłam sobą. Udawałam, a przecież miałam tak wielką nadzieję nawrzucać jej i powiedzieć, że coś ją opętało chyba, skoro robi tyle zdjęć. Nie mogłam, niestety, nie mogłam. Doskonale wiedziałam, że tu nie ma nikogo z serialu, ale była ona… Małgorzata Adamska, która mogła napisać wiadomość, do kogotrzeba.
I co wtedy? Nie znałam tej kobiety, więc nie wiedziałam, kim jest i jakie ma zamiary. A co, gdybym była sobą, jej by to nie pasowało i nagle by napisała, że ta Halina jest wredna, pyskata i nie chce robić zdjęć ze swoimi fanami? Ta informacja rozeszłaby się po całym kraju. Oglądalność by spadła i mnie by wyrzucili na zbity ryj czy tam pysk! Tego nie chciałam. W końcu nie po to całe życie starałam się o to, by zostać gwiazdą, by teraz upaść, spaść czy tam zlecieć w ciągu jednejchwili.
– Dziękuję, bardzo pani dziękuję za… wszystko! Jest pani taka miła. – Uśmiechnęła się. – Jak dobrze, że na naszym osiedlu będzie mieszkała… to znaczy mieszka gwiazdatelewizji.
Z uśmiechem na ustach zostawiła nas samych i poszła… gdzieś, gdzie zapewne planowała pójść. Ocknęłamsię.
– Stanisław, ja w ogóle zapomniałam o tobie! – powiedziałam, patrząc mu głęboko woczy.
– Ja wiem, Halinka, ja wszystko wiem. – Uśmiechnął się. – Widziałem, w jakim transie gwiazdorskim byłaś. Ty moja kochana celebrytko. – Pocałował mnie wgłowę.
– Ty już się tak nie przymilaj, tylko mów, co to za kobieta była. To znaczy co o niej wiesz… – Spojrzałam na niego i czekałam z niecierpliwością naodpowiedź.
– Nie mam pojęcia. Wiem tyle co ty. – Wzruszył ramionami, siadając obok mnie na ławce. – Nazywa się Małgorzata Adamska i… tyle o niejwiem.
– Coś mi tu kręcisz! To dlaczego tak się zaśmiewaliście, zanim zeszłam na dół? – Zmrużyłam oczy, wciąż patrząc naniego.
– Bo ona podeszła do mnie i zapytała, czy ja jestem mężem tej gwiazdy, więc ja zacząłem pytaćktórej…
– I co ona na to? – weszłam mu wsłowo.
– A ona na to, że na osiedlu jest tylko jednacelebrytka.
– I to było takie śmieszne? – Nie mogłamuwierzyć.
– No wiesz, jak się rozmawiało, to śmieszne było. Teraz może już niekoniecznie. – Wzruszyłramionami.
– Ja nie wiem, czy ty mówisz mi prawdę, czy nie, ale pamiętaj, że ja mam cię na oku i gdybyś tylko coś z kimś, to wiesz… – Pogroziłam mupalcem.
– Halinko, gdzie ja sobie inną znajdę? Spójrz na siebie. Ty to jesteś ideał kobiety! – Uśmiechnąłsię.
Wstaliśmy z ławki i poszliśmy do naszego mieszkania. Teraz bez działki to było nieco nudno. Sąsiadów nie znaliśmy, więc nawet nie było z kim pogadać czy do kogo pójść na ploteczki. Ja to jeszcze, bo obok mieszkała ta bardzo niemiła Anna Stańczyk, a teraz poznałam tę Małgorzatę, ale ten mój Stasiek to w ogóle był biedny. Żadnych kolegów nie poznał jeszcze, mimo iż przesiadywał na tej ławce każdego dnia. Moim zdaniem on robił to z nadzieja, że w końcu jakiś mężczyzna go zobaczy i zejdzie dotrzymać mu towarzystwa. Wierzyłam, że w końcu tak się stanie, bo inaczej on całkiem zdziczeje w tymmieszkaniu.
Nagle wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer mojej przyjaciółki. Uwielbiałam rozmawiać z Jadzią i opowiadać jej o tym, co się tu u nas dzieje. Ona nie była mi dłużna, bo też mówiła, jakie plotki krążą po naszym starymosiedlu.
Odebrała po pierwszymsygnale.
– A ty co, telefon w rękach cały czas trzymasz? – zdziwiłamsię.
– Nie… to znaczy… tak, grałam na telefonie. Nieważne. Mów, co uciebie.
– Prawie przyłapałam Staśka na zdradzie – wypaliłamwprost.
– Nie żartuj sobie! No gdzie Stasiek izdrada!
– Stasiek i prawie zdrada, podkreślam: prawie! – poprawiłamją.
– Mniejsza z tym, opowiadaj, jak było. Jak do tego doszło, gdzie ich zobaczyłaś i w czym przeszkodziłaś. – Potok słów leciał z jejust.
– Pod blokiem siedział na ławce i tak się śmiał, że mało mu kapcie skórzane niezleciały.
– Ale to jeszcze nie przestępstwo czy tam powód, by oskarżać go ozdradę.
– To może jeszcze nie, ale wyobraź sobie, że ja wychodzę z klatki, a on urzęduje z jakąś kobietą. Normalnie gruchają, jakby świata poza sobą nie widzieli. Ona coś opowiada, on sięśmieje…
– Może jakiś żart mu opowiedziała, którego on nieznał.
– Jadźka! Ty zaczynasz już mnie wkurzać! – uniosłam głos. – Ja ci tu mówięo…
– Dobra – przerwała moją wypowiedź. – Opowiadaj, co byłodalej.
– Podchodzę bliżej i wiesz, co się okazało? Tak od słowa dosłowa…
– I co? I co? – zapytała.
– Jak przestaniesz przerywać, to się dowiesz – powiedziałam lekko wzburzona. – I okazało się, że to mojafanka.
– Jak sięnazywa?
– A co cię to obchodzi? I tak nie znasz… Jadźka! Skup się i przestań grać w te gry. Doskonale słyszę, że wzięłaś mnie nagłośnik.
– Dobra, już wyłączam. Musiałam skończyć, bo inaczej bym przegrała i straciłapunkty.
– Ja nie wiem, co się z tobą stało po tym moim wyjeździe. Zupełnie się stoczyłaś. Przy mnie jeszcze jako tako się zachowywałaś, a teraz… Szkoda mi słów naciebie.
– Lepiej mów dalej. To twoja fanka ico?
– I wydaje mi się… Albo nie… Ja jestem pewna, że ona tak się kręciła obok mojego męża, bo chciała jakoś dotrzeć do mnie, i oczywiście jej się to udało. Bardzo przyjemna osoba z tejGosi.
– To już po imieniujesteście?
– Tak, a co niewolno?
– Wolno, wolno… Tak tylko pytam. A wiesz co… zapomniałam ci powiedzieć ostatnio, jak rozmawialiśmy, ale mamy nowąsprzątaczkę.
– Jak to? – zdziwiłam się. – To Agnieszka Kopeć już niepracuje?
– Nie, i powiem ci coś jeszcze… W ciążyjest.
– O matko! Urodzi małe sprzątaczki albo… małych sprzątaczy! – wyrwało mi się. – A kto jest tymnieszczęśnikiem?
– Tego to nie wiem. Uprzedzając twoje pytanie, mój Karol też tego nie wie. Tylko dała zwolnienie od lekarza i tyle. Wyjechałagdzieś.
– Może i chłopa nawet nie ma, a ta ciąża to zwykły przypadek – stwierdziłam.
– Halina, nie mnie to oceniać. Niech sobie robi, co chce – powiedziałaJadźka.
– Ale takiej wiadomości od ciebie bym się nie spodziewała – ucieszyłamsię.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę na takie zwykłe, luźne tematy. Następnie udałam się do salonu, do mojego męża. Postanowiłam coś wspólnie z nim obejrzeć. Szkoda mi było tego mojego biednegoStasia…
Rozdział 4
Anna Stańczyk
Jak ja uwielbiałam tę ciszę, która tu panowała. Wiedziałam, że wybór mieszkania, a w sumie osiedla, na którym znajdował się mój blok, będzie czymś bardzo ważnym podczas tej reszty mojego życia. Bardzo zależało mi na zieleni, miłych sąsiadach, sklepach dość blisko domu. I oczywiście, aby cena była odpowiednia. Tamto mieszkanko sprzedałam, więc w tej samej cenie bądź nieco niższej planowałam kupić coś nowego. To znaczy nie musiało być nowe, bo rynek wtórny też wchodził w grę, ale chodziło o inne mieszkanie, w innymmiejscu.
Udało się, i to dośćszybko!
Emerytowice to nazwa miejscowości, która idealnie odzwierciedlała to, co się tu działo. Pół roku mieszkania i ani razu nie narzekałam… w sumie na nic. Mieszkańcy bardzo mili i rozmowni, sklepy z niskimi cenami, opłaty za moje lokum też o