Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Odkryj klucz do pełniejszego życia, głębszego zrozumienia siebie i swoich relacji
Bezpieczny styl przywiązania to fundament nie tylko zdrowych relacji, lecz także osobistego wzrastania i wewnętrznej stabilności. To sposób na budowanie pewności siebie, radzenie sobie z wyzwaniami i tworzenie życia na fundamentach autentyczności i samoakceptacji. Jak można go osiągnąć? Ta książka poprowadzi cię przez proces osobistej transformacji, zaopatrując cię w praktyczne narzędzia, dzięki którym:
• dowiesz się więcej o swoim stylu przywiązania i dowiesz się, jak go świadomie kształtować,
• nauczysz się rozpoznawać i komunikować swoje głęboko skrywane potrzeby,
• poznasz ukryte znaczenia zachowań twoich bliskich,
• przepracujesz wzorce wyniesione z dzieciństwa i uwolnisz się od wpływu przeszłych trudnych relacji na twoje życie,
• zrozumiesz oddziaływanie emocji na każdy obszar twojego życia,
• zaczniesz tworzyć głębokie więzi oparte na wzajemnym szacunku i trosce.
Rozwijanie bezpiecznego stylu przywiązania to inwestycja w siebie, która przynosi korzyści na całe życie. Dzięki tej książce odkryjesz, jak wykorzystać naturalną ludzką potrzebę bliskości do rozwoju osobistego i stawania się bardziej świadomą, zrównoważoną i spełnioną osobą – w związkach i poza nimi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 409
Data ważności licencji: 5/24/2029
Jak wygląda zdrowy związek?
Wielu z nas się nad tym zastanawia. Chciałabym jednak, abyśmy na zawsze zapomnieli o tym pytaniu. Zamiast tego zapytajmy: „Jak się czuje człowiek w związku polegającym na bezpiecznym przywiązaniu?”.
To w porządku, jeśli nie wiesz, czym jest związek polegający na bezpiecznym przywiązaniu ani jak to jest być w takiej relacji. Właśnie dlatego czytasz tę książkę. Pod koniec lektury będziesz wiedzieć, na czym polega bezpieczna więź, a także – co ważniejsze – jak się czuje człowiek, który tworzy w pełni bezpieczny, udany i satysfakcjonujący związek. Nie będziesz się już zastanawiać, czy twoja relacja z drugą osobą jest dobra, czy nie, ponieważ odnajdziesz odpowiedzi w sobie. Jeśli twój związek nie funkcjonuje prawidłowo, dowiesz się, co należy zmienić i jak tę zmianę przeprowadzić. Jeżeli zmagasz się z problemami w relacji, przestaniesz zadawać sobie pytania: „Które z nas jest winne? A może jesteśmy źle dopasowani?”. Nauczysz się racjonalnie oceniać sytuację, co pozwoli ci na dokonywanie zmian.
Wszyscy ludzie mają takie same, głęboko zakorzenione podstawowe wymagania wobec relacji romantycznych, związane z poczuciem bezpieczeństwa i bliskości. Pomimo zróżnicowania naszych osobowości, obaw i pragnień, wszyscy mówimy tym samym językiem uczuć. Każdy z nas może się nauczyć pracować nad sobą, by osiągnąć upragnioną harmonię w związku, nawet jeśli nie potrafi jej osiągnąć w pojedynkę; również ty, niezależnie od tego, czy jesteś osobą poszukującą związku, pozostajesz w trudnej relacji od wielu lat lub nawet dekad, twój związek właśnie się zakończył i szukasz odpowiedzi na nurtujące cię pytania czy też znajdujesz się gdzieś pomiędzy tymi sytuacjami.
Skoro wszyscy mamy takie same potrzeby w relacjach, dlaczego miłość i związki romantyczne są tak skomplikowane? Otóż wcale nie muszą takie być. Problem polega na tym, że żyjemy w świecie, w którym ludzie rzadko bywają w kontakcie ze swoimi najsilniejszymi, a zarazem najbardziej podstawowymi potrzebami. Większość z nas nigdy się nie nauczyła, jak je nazywać; nie potrafimy też rozpoznawać ich na poziomie ciała – czyli tam, gdzie powstają. Bez świadomości własnych potrzeb i bez odpowiednich słów bardzo trudno jest trafnie i autentycznie komunikować nasze oczekiwania drugiej osobie. Równie trudne jest odpowiadanie na potrzeby partnera, który nie umie nam jasno i szczerze powiedzieć, na czym mu zależy – nawet jeśli rozpaczliwie pragniemy go zadowolić.
Zastanów się, ile razy twój przyjaciel zapytał cię: „Czy czujesz, że w naszej relacji twoje emocje są traktowane poważnie?”. Prawdopodobnie nigdy. Tymczasem wzajemne uznanie emocji (wraz z wynikającym z niego poczuciem zrozumienia) jest prawdopodobnie najważniejszym elementem prawdziwie satysfakcjonującej przyjaźni. Ale nawet gdyby jakaś oświecona dusza zadała ci kiedyś podobne pytanie, najpewniej bardzo trudno byłoby ci na nie odpowiedzieć.
W związku pragniemy czuć, że nasze emocje są uznawane i akceptowane – jest to jedna z kilku potrzeb niezbędnych do stworzenia satysfakcjonującej relacji. Objaśniając potrzeby dotyczące przywiązania, często zaczynam od prośby o dokończenie zdania „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję…”. Na przykład „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję wiedzieć, że mam prawo odczuwać swoje emocje”; „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję wiedzieć, że doceniasz mnie i moje wysiłki”; „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję wiedzieć, że mnie szanujesz i cenisz”; „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję wiedzieć, że moje potrzeby są dla ciebie ważne; albo „Aby czuć, że jesteśmy sobie bliscy, potrzebuję wiedzieć, że potrafisz mnie zrozumieć”. W dalszej części książki opisuję potrzeby relacyjne bardziej szczegółowo. Na razie skupmy się na tym, że aby związek był pełen bliskości, satysfakcjonujący i harmonijny, każde z partnerów musi mieć subiektywne poczucie, że jego potrzeby są zaspokajane.
Czym jednak jest „subiektywne poczucie”? Pomyśl o tym w ten sposób: kiedy pojawia się głód, nie tylko o tym wiesz, lecz także to czujesz. Twój umysł i ciało działają wspólnie: ciało doświadcza pewnych odczuć fizycznych, a umysł nazywa je „głodem”. Odkąd udało ci się opanować sztukę mówienia, potrafisz nazywać głód, ponieważ ktoś – przez wielokrotne powtarzanie – nauczył cię kojarzyć słowo „głodny” z uczuciem głodu. Dlatego nie masz problemu z powiedzeniem: „Czuję głód” i stworzeniem planu działania, który sprawi, że doświadczysz uczucia odwrotnego: sytości. Ta sama logika działa w odniesieniu do potrzeb dotyczących przywiązania. Jeśli w dzieciństwie opiekowali się tobą stosunkowo świadomi emocjonalnie dorośli, potrafili oni rozpoznawać twoje subiektywne poczucie emocjonalnego cierpienia i pokazywali ci, jak opisywać to doświadczenie słowami, tak samo jak uczyli cię łączyć uczucie głodu ze słowem „głód”. Mogli na przykład mówić: „Zrobiło ci się przykro? Ale wiesz, że jesteś dla mnie ważny?” albo „Czujesz się teraz niezrozumiana?”. Jeśli twoi opiekunowie nie rozmawiali z tobą w ten sposób, nie martw się – nie jesteś jedyną taką osobą.
Chociaż na poziomie świadomości możesz nie wiedzieć, jakie są twoje potrzeby w relacjach, twój układ nerwowy, czyli najbardziej pierwotna część ciebie, dokładnie je zna i wywoła silną reakcję fizjologiczną, jeśli nie zostaną one zaspokojone. Twoje ciało może się wówczas stać napięte, twój oddech płytszy, a twoje serce zacznie bić szybciej. Jeśli natomiast twoje potrzeby będą zaspokojone, twój układ nerwowy doświadczy ciepła i ukojenia (a przynajmniej braku napięcia) i zasygnalizuje, że nic ci nie zagraża. Takie poczucie bezpieczeństwa to czyste dobro.
Zgodnie z teorią przywiązania każde ludzkie zachowanie wynika z pragnienia doświadczenia, utrzymania, zdobycia lub odzyskania bliskości i bezpieczeństwa w relacji z ukochaną osobą. W związkach, w których brakuje bezpiecznego przywiązania, dysfunkcyjne zachowanie stanowi nieudaną próbę dążenia do zaspokojenia potrzeb danej osoby. Kiedy nasze potrzeby są zaspokojone, czujemy się bezpieczni, a to stwarza bezpieczną przestrzeń w naszej relacji. Za każdym starciem, każdą kłótnią i pasywno-agresywną uwagą, za każdym atakiem i mściwym milczeniem stoi niezaspokojona potrzeba bliskości i bezpiecznego przywiązania. Z tej książki dowiesz się dużo więcej o takich nieudanych dążeniach – zaczniesz rozumieć, dlaczego partner na ciebie krzyczy, choć próbuje się do ciebie zbliżyć, albo milknie w środku kłótni, starając się chronić związek. Nie usprawiedliwiam ani nie lekceważę tych zachowań – uważam jednak, że rozumienie ich w świetle teorii przywiązania jest kluczem do wspólnego znalezienia lepszych sposobów osiągania ważnych celów w relacji.
Uświadomienie sobie tego, jak problemy z przywiązaniem wpływają na nasze relacje, to jednak za mało. Droga do bezpiecznego stylu przywiązania uczy, co jeszcze musimy robić, aby tworzyć zdrowsze związki. To książkowa terapia par, która powstała po to, by pomóc czytelnikom przejść tę samą drogę, w której na co dzień towarzyszę swoim pacjentom. Czy możesz z niej skorzystać, jeśli nie jesteś w związku? Oczywiście! Zamieszczone w niej treści są uniwersalne. Możesz użyć wiedzy, którą się z tobą podzielę, aby zrozumieć, jak twoje dziecięce doświadczenie przywiązania odbiło się na już zakończonych relacjach i jak może wpłynąć na przyszłe związki. Możesz też wykorzystać tę wiedzę, aby poprawić relację ze sobą. W końcu dbanie o siebie i rozwój osobisty przynoszą korzyści nie tylko tobie, lecz także twoim relacjom partnerskim. Wiadomości zawarte w tej książce będą przydatne, jeśli chcesz zwiększyć świadomość własnych potrzeb i oczekiwań wobec partnera oraz dowiedzieć się, jak dawać ukochanej osobie wszystko co najlepsze od siebie. Niezależnie od tego, czy jesteś w związku, czy nie, potraktuj tę lekturę jako instrukcję obsługi związków napisaną z perspektywy teorii przywiązania. Wszystkie związki na pewnym poziomie pozostają pod wpływem energii przywiązania i – jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało – jestem przekonana, że ta książka pomoże każdemu, kto chce się nauczyć tworzyć szczęśliwe więzi.
Jeśli w okresie dorastania towarzyszyło ci subiektywne poczucie, że twoje potrzeby są zaspokajane przez rodziców lub opiekunów, w dorosłym życiu prawdopodobnie przyciągają cię ludzie, którzy wiedzą, jak zadbać o twoje potrzeby. Ty zaś wiesz, jak zadbać o nich – robisz to intuicyjnie. Twój układ nerwowy podpowiada ci, co jest dobre, a ty ufasz swoim odczuciom. Twój styl przywiązania jest bezpieczny i tworzysz związki polegające na bezpiecznym przywiązaniu. Takie osoby znajdą w książce szczegółową wiedzę na temat źródeł swojego bezpiecznego stylu przywiązania i możliwości czerpania jeszcze większej satysfakcji ze związku. Bezpieczne przywiązanie stanowi spektrum – żadna para nie ma idealnej relacji, a stresujące sytuacje życiowe czasami utrudniają partnerom otwieranie się przed sobą nawzajem, co może oddziaływać na ich więź. Uważam, że im więcej wiemy na temat funkcjonowania naszego związku, tym lepiej jesteśmy przygotowani do radzenia sobie z nieuchronnymi wyzwaniami; a poza tym wszyscy mamy zdolność i możliwości dalszego rozwoju.
Jeśli natomiast w okresie dorastania zazwyczaj brakowało ci potrzebnego wsparcia i przestrzeni na wyrażanie własnych uczuć; jeśli towarzyszyło ci poczucie, że nikt cię nie docenia, nie zauważa, nie słucha i nie rozumie; jeśli cię zawstydzano, umniejszano twoją wartość lub odsuwano twoje potrzeby na dalszy plan, prawdopodobnie wchodzisz w związki, które na początku wydają się dobre, z czasem jednak stają się źródłem mniejszych lub większych cierpień. Jeśli tak jest, ty i twój partner wykazujecie pozabezpieczny styl przywiązania (większość ludzi o pozabezpiecznym stylu przywiązania łączy się w pary z podobnymi osobami) i tkwicie w związku, który się nie rozwija. Prawdopodobnie masz pełną świadomość, jak wiele bólu może sprawiać bycie w takiej relacji, szczególnie w kontekście konfliktów i trudności komunikacyjnych. Jednocześnie masz prawo nie wiedzieć, jak można się czuć w związku polegającym na bezpiecznym przywiązaniu. Wierz mi, nie jesteś jedyną taką osobą. Statystyki mówią, że przynajmniej 50% populacji wykazuje pozabezpieczny styl przywiązania.
Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz przez resztę życia funkcjonować w ten sposób – nie musisz wciąż odczuwać niepokoju, złości i zagubienia, które wywołuje twój nadaktywny układ nerwowy. Nie musisz też wyrzekać się swojego wrodzonego pragnienia więzi i bliskości z partnerem; twoja bardzo ludzka potrzeba zdrowego przywiązania może zostać zaspokojona. Ta książka pomoże ci zrozumieć, jaki jest twój typ pozabezpiecznego stylu przywiązania, dlaczego jest właśnie taki i jak powstawał, a także jak możesz nawiązać bezpieczną relację ze sobą i swoim partnerem. Jeśli odczuwasz samotność nawet w towarzystwie albo masz wrażenie, że coś jest z tobą nie tak, możesz to zmienić. Możesz stworzyć związek, który będzie satysfakcjonujący i pełen bliskości. Wiem, że to prawda, ponieważ codziennie pomagam parom przejść podobną transformację.
Kiedy postanowiłam zostać terapeutką, stanowczo nie chciałam pracować z parami. Po uzyskaniu tytułu magistra z powodzeniem pomagałam klientom indywidualnym. Aby jednak zdobyć certyfikat terapeuty, musiałam wypracować określoną liczbę godzin z parami. Umówiłam więc pierwszą sesję z klientami i czułam się trochę (a właściwie bardzo) zniechęcona; nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak trudna jest terapia par i jak wiele rzeczy trzeba brać pod uwagę w czasie jej prowadzenia. Mimo zniechęcenia wiedziałam, że to dla mnie wyzwanie, a wyzwania sprawiają, że się rozwijam. Po tygodniu od tamtej pierwszej sesji poleciałam z Los Angeles, gdzie wtedy mieszkałam, do Bozeman w stanie Montana, gdzie odbywało się podstawowe szkolenie z zakresu terapii par skoncentrowanej na emocjach (ang. Emotion-Focused Therapy for Couples, EFT) – metody terapeutycznej opartej na teorii przywiązania opracowanej przez dr Sue Johnson.
Chociaż szkolenie to było zaledwie wstępem do mojej wieloletniej nauki – setek godzin dodatkowych kursów, indywidualnej superwizji i doświadczenia klinicznego – wróciłam do Los Angeles pełna entuzjazmu. Odkryłam bowiem moc EFT i niewiarygodną skuteczność posługiwania się teorią przywiązania w terapii oraz podpowiadania parom konkretnych strategii i słów zapewniających bezpieczeństwo emocjonalne. Podczas pierwszej sesji terapii par po powrocie z tamtego szkolenia byłam świadkiem, jak w ciągu zaledwie godziny dzięki pracy z teorią przywiązania zaczyna się tworzyć nowa więź między klientami. Zrozumiałam, ile satysfakcji może mi dawać świadomość, że para opuszcza mój gabinet z większym poczuciem wzajemnej bliskości i bezpieczeństwa niż na początku naszego spotkania. Praca z parami w paradygmacie teorii przywiązania umożliwia mi częste doświadczanie tej radości.
Po powrocie z pierwszego szkolenia EFT przestałam przyjmować zgłoszenia od klientów indywidualnych i oficjalnie zaczęłam się specjalizować w terapii par.
W terapii skoncentrowanej na emocjach uwielbiam to, że jej celami są w równym stopniu wspieranie zdrowienia każdej z osób w związku, jak i naprawa ich wzajemnej relacji. Doceniam także to, że pracując z parami, zamiast po spotkaniu odsyłać klientów do partnerów, którzy nie towarzyszą im w rozwoju, żegnam się z nimi, wiedząc, że wrócą do domu razem jako para mająca wspólne doświadczenie terapii, głębszą więź ze sobą nawzajem i dobre umiejętności komunikacyjne.
Podróż, którą odbywam z parami podczas wspólnej terapii, jest podobna do drogi, którą przejdziemy razem na stronach tej książki. Na początku chcę poznać historię przywiązania każdego z partnerów. Interesują mnie szczególnie ich relacje z opiekunami w dzieciństwie. Część 1 niniejszej książki ma imitować ten etap procesu terapeutycznego, abyście mogli lepiej – przez pryzmat teorii przywiązania – zrozumieć, jakie doświadczenia z przeszłości wnosi do związku każde z was. Aby pomóc wam zaangażować się w to zadanie, zamieściłam w książce wiele przykładowych historii par, z którymi pracowałam (przytoczone historie są autentyczne, choć imiona i większość szczegółów mogących umożliwić identyfikację klientów zostały zmienione, a niektóre przykłady stanowią kompilację doświadczeń różnych osób).
W części 2 odkryjesz, jak przeszłość każdego z was oraz wasza obecna sytuacja oddziałują na siebie, tworząc powtarzające się negatywne schematy komunikacji. Dowiecie się, czym są i jak działają takie negatywne wzorce komunikacji i zachowań oraz jak je zauważać. Następnie wspólnie się zastanowimy, jak zapobiegać odtwarzaniu negatywnych schematów komunikacji i jak je przerywać. Podpowiem ci też, jak naprawić sytuację, gdy schemat mimo wszystko się pojawił. W tej części przedstawiam strategie umożliwiające tworzenie środowiska sprzyjającego więzi – przestrzeni, w której osłabną wasze konflikty, powstaną nierozerwalne więzi i rozwiązania waszych problemów.
W części 3 opisuję pewne trudności niezależne od partnerów, które mogą wpływać na negatywne schematy komunikacji, powodując zaostrzenie konfliktów lub zakłócając ich rozwiązywanie. Podejmuję zarówno tematy uniwersalne takie jak seks, jak i zagadnienia bardziej szczegółowe, związane m.in. z traumą i uzależnieniami. Podpowiadam, jakie zmiany wprowadzić, jeśli nie widzicie oczekiwanych rezultatów, i przytaczam konkretne słowa, których możecie użyć podczas trudnych rozmów.
Po wielu latach kariery terapeutki par postanowiłam założyć konto na Instagramie, aby dzielić się wiedzą i inspiracjami, a także by strategie, które proponuję swoim klientom, dotarły do większego grona. Na profilu @thesecurerelationship publikuję informacje, z których może skorzystać każda para, niezależnie od tego, czy jest w terapii, czy nie. Przykładowe tematy moich postów to „Czy jesteś dostępny emocjonalnie?”, „Gdy twój partner potrzebuje bliskości” czy „Gdy słowo «przepraszam» to za mało”. W książce zamieściłam podobne grafiki i praktyczne plany działania, aby pomóc ci w sprawnym wdrażaniu moich porad w życie. Moje posty w mediach społecznościowych stanowią skrótowe opracowanie poszczególnych tematów. W książce omawiam je dokładniej, ale rady, których tu udzielam, są równie łatwe do zastosowania w praktyce.
Lektura tej książki nie da ci pewności, że twój związek stał się lepszy. Dzięki niej zdobędziesz za to umiejętność odnajdywania, rozpoznawania i odtwarzania wspólnych chwil pełnych poczucia bliskości i bezpieczeństwa. Dowiesz się, jak postępować, by te doświadczenia stały się podświadomym spoiwem twojego związku i były w nim zawsze obecne, niezależnie od tego, czy jesteście na romantycznych wakacjach, rozwiązujecie trudny problem, czy po prostu wykonujecie codzienne obowiązki, nie myśląc wcale o waszej relacji. Każde z was zadba również o swój rozwój wewnętrzny, aby czuć się bezpiecznie i pewnie we własnej skórze, co poprawi jakość wszystkich waszych relacji. Oto podstawa prawdziwej więzi. Oto droga do bezpiecznego stylu przywiązania.
Część pierwsza
Zrozumienie własnych potrzeb
Rozdział 1
Problem ukryty pod problemem
– Cześć, cieszę się, że już jesteś – mówi Jen do swojego męża Andrew, gdy ten wchodzi do domu i kładzie klucze na stole, aby się z nią przywitać. – Ale znowu położyłeś klucze na stole. Sto razy ci mówiłam, żebyś odwieszał je na haczyk. To jest haczyk na klucze i klucze mają być tam, a nie na stole.
– Mówisz poważnie? – odpowiada Andrew. – Ledwie zdążyłem wejść do domu. Prawie zawsze odwieszam klucze. Naprawdę musisz się mnie czepiać, gdy tylko wracam?
– Prawie zawsze? Chyba prawie nigdy – mówi Jen. – Może dla ciebie to drobiazg, ale dla mnie to bardzo ważne. Tylko ja sprzątam w tym domu!
Być może zdarzyło ci się słyszeć o „problemie zastępczym”, szczególnie, jeśli uczestniczysz w terapii. Kiedy partnerzy się kłócą – o pieniądze, o wychowanie dzieci, o to, gdzie zamieszkać, o teściów, seks czy wynoszenie śmieci – ich konflikt w rzeczywistości niemal nigdy nie dotyczy tematu kłótni. Nie zrozum mnie źle: te tematy są ważne. Ktoś musi wynieść śmieci, rachunki same się nie zapłacą, dzieci potrzebują opieki, a bycie wobec siebie w porządku ma duże znaczenie. Większym problemem jest jednak to, co przeszkadza w rozwiązywaniu codziennych sporów w sposób, który nie naruszałby więzi między partnerami. Dopiero gdy zajmiemy się tym większym, ukrytym problemem, przepracowanie tych drobnych stanie się możliwe. Ten „większy problem” prawie zawsze ma związek z komunikacją, co widzimy w przytoczonej powyżej kłótni typowej dla Andrew i Jen.
Często ma ona ciąg dalszy:
– Daj mi spokój, Jen – wzdycha Andrew. – Choćbym nie wiem, jak dużo robił, zawsze znajdziesz sobie powód do narzekania. Już nie pamiętasz, że w weekend posprzątałem garaż? A teraz masz pretensje o klucze na stole?
– Czemu zawsze ja jestem winna? – pyta coraz bardziej zdenerwowana Jen. – Czemu nie możesz po prostu przyznać się do błędu? Albo zrobić tego, o co proszę?
– Bo zachowujesz się nieracjonalnie! – wybucha Andrew.
Jen jest wściekła.
– Czemu nie możesz być taki jak mąż mojej siostry? On ją naprawdę wspiera!
Andrew, chcąc powstrzymać eskalację kłótni, zmienia taktykę:
– Dobra, już odwieszam te klucze. Możemy o tym zapomnieć?
Jen tego nie kupuje. Zarzuca mężowi, że traktuje ją protekcjonalnie.
– Poddaję się – mówi Andrew. – Nie można cię zadowolić, gdy wpadasz w te swoje nastroje.
Mężczyzna wychodzi z pokoju, zostawiając urażoną Jen samą.
Przypuszczam, że potrafisz się postawić w sytuacji tej pary, nawet jeśli kłótnie w twoim związku dotyczą czegoś zupełnie innego. Rozmowa Andrew i Jen zaczęła się od kluczy, ale w ciągu kilku minut przerodziła się w zaciekłą emocjonalną bitwę, w której wykorzystano takie strategie, jak obwinianie i zawstydzanie partnera, przyjmowanie postawy obronnej, krytykowanie i zmiana tematu. Sytuacja zakończyła się ciszą bardziej ogłuszającą niż sama kłótnia. Andrew i Jen zapewne wkrótce nie będą nawet pamiętać, o co poszło. Zapamiętają natomiast to, jak się czuli: źli, niezrozumiani, samotni, niedoceniani, niezauważani.
Resztę wieczoru Andrew i Jen spędzili osobno. Następnego dnia, gdy ochłonęli, a napięcie między nimi się zmniejszyło, zatęsknili za sobą i próbują znów się do siebie zbliżyć. Zachowują się poprawnie, ale mimo że klucze są na swoim miejscu, rozżalenie i wzajemne pretensje naruszyły silną więź między partnerami. Jen i Andrew nie chcą wracać do tamtej rozmowy ze strachu przed ponownym wybuchem emocji. Chociaż kłótnia się skończyła, konflikt nie został rozwiązany.
Takie lub podobne sytuacje są zaskakująco częste w związkach. Kiedy jednak dotyczą nas samych, łatwo odnieść wrażenie, że jesteśmy jedyni – że to tylko nasza relacja jest skazana na porażkę; że tylko z nami jest coś nie tak. Jestem tu po to, by ci powiedzieć, że to nieprawda. Nieustannie spotykam osoby z podobnymi problemami. Ty i twój partner nie jesteście sami.
Być może ten rodzaj konfrontacji zdarzał się wam w przeszłości, ale już się nie zdarza – kiedyś dochodziło między wami do kłótni, ale was to zmęczyło i się poddaliście. Teraz zamiast się kłócić, ty i twój partner po prostu istniejecie we wspólnej przestrzeni. Żyjecie w stanie przewlekłego emocjonalnego oddzielenia, przerywanego okresami napięć. Być może pozornie różnicie się od Jen i Andrew – zamiast krzyczeć na siebie z powodu źle odłożonych kluczy, w milczeniu odwieszacie je na haczyk. Pary żyjące „obok siebie” są jednak równie mocno uwikłane w swój konflikt. Różnica polega na tym, że zamiast zajmować się problemami w emocjonalny sposób, przestają się angażować. Rezultaty w obu przypadkach są takie same: prawdziwe problemy nie są rozwiązywane i narasta wzajemna niechęć, która niszczy więź.
To właśnie te dwie sytuacje – ciągła eskalacja konfliktu lub utrzymujący się brak zaangażowania partnerów – zwykle powodują, że pary zgłaszają się do mnie po pomoc. Gdy siadają na kanapie naprzeciwko mnie, ich relacja jest już w tak złym stanie, że oboje stwierdzają, iż do siebie nie pasują.
Dobra wiadomość jest taka, że w większości przypadków problem wcale nie tkwi w niedopasowaniu partnerów. Zwykle rozwiązaniem jest wykorzystanie komunikacji do tworzenia przestrzeni sprzyjających więzi i bliskości. Andrew i Jen, tak jak wiele par, potrzebują sposobów na nawiązanie lepszego kontaktu ze sobą nawzajem.
Miliony par – jak Jen i Andrew – żyją w błędnym kole konfliktu. Nie musisz żyć w podobnym, tradycyjnym, heteroseksualnym związku, aby móc utożsamić się z ich sytuacją. Może jesteś osobą heteroseksualną, ale mieszkasz w Indiach, Niemczech lub Argentynie i twój związek ma inne zabarwienie kulturowe niż większość przykładowych relacji w tej książce. Może należysz do społeczności LGBT+, a może nie da się opisać twojego związku inaczej niż jako relacji dwóch osób, które się kochają i chcą, aby ich związek był udany. Każdy przykład opisany w tej książce jest konkretny, a jednocześnie uniwersalny. Wszyscy mamy własne problemy i żyjemy w określonych okolicznościach, ale niezależnie od naszej orientacji seksualnej, od tego, czy jesteśmy w pierwszym, czy trzecim małżeństwie, czy może w związku nieformalnym, dynamika relacji romantycznych pozostaje podobna. Prawda jest bowiem taka, że warunki zewnętrzne mają dużo mniejsze znaczenie niż nasz stan emocjonalny.
Partnerzy tacy jak Jen i Andrew mogą się spierać o sposoby wychowywania dzieci, kłócić się o finanse lub zupełnie przestać się angażować, ponieważ tak bardzo się od siebie oddalili. Niektóre pary, by rozwiązać problem, czytają książki, uczą się stosować komunikaty JA i lepiej stawiać granice. Strategie te działają jako tymczasowe plastry na ranę, nie można jednak trwale zatrzymać powierzchownych kłótni, jeśli nie dotrzemy do pierwotnego źródła konfliktu. Tym źródłem niemal zawsze jest pozabezpieczny styl przywiązania.
Przywiązanie oznacza jakość naszej więzi z najważniejszymi osobami w życiu i ujawnia się podczas każdej naszej interakcji. Osoby, które są w relacji polegającej na bezpiecznym przywiązaniu, oczekują od siebie nawzajem emocjonalnego wsparcia. W praktyce oznacza to na przykład, że wiedzą, iż są dostrzegane i rozumiane, czują się akceptowane i doceniane; mają pewność, że mogą uzyskać wsparcie, gdy go potrzebują. Najsilniejsze przywiązanie istnieje pomiędzy rodzicami i małymi dziećmi oraz między romantycznymi partnerami, ponieważ rodzice i partnerzy to osoby, na których polegamy przez większość życia. W związkach romantycznych więzi mają charakter wzajemnie symetryczny (w przeciwieństwie do relacji rodzic–dziecko, w których dorosły jest odpowiedzialny za dobrostan dziecka, ale ono nie odpowiada za zaspokajanie potrzeb rodzica) i są najsilniejsze, gdy potrzeby bliskości i bezpieczeństwa każdej ze stron są zaspokojone. Potrzeby relacyjne omawiam szczegółowo w kolejnym rozdziale. Ogólnie jednak chodzi o to, że w związkach polegających na bezpiecznym przywiązaniu partnerzy potrafią prosić się wzajemnie o wsparcie, odpowiadać na potrzebę wsparcia i bliskości wyrażaną przez drugą osobę, a także rozwiązywać konflikty w atmosferze emocjonalnego bezpieczeństwa. Dają i przyjmują miłość, a gdy pojawiają się trudności, walczą zgodnie z zasadą fair play. Wszystko to sprawia, że czują się pewnie i bezpiecznie w swojej relacji.
Romantyczne przywiązanie nie istnieje w próżni, ponieważ zarówno ty, jak i twój partner wnieśliście do związku bagaż relacji z dzieciństwa i dorosłości (lub nastoletniości), które was ukształtowały. Nikt nie może przed tym uciec; różni nas tylko stopień, w jakim przeszłość oddziałuje na nasze obecne związki. Taki bagaż z przeszłości nie jest jednoznacznie negatywny; jest po prostu czymś, co nosimy w sobie. Nawiązujemy relacje z określonym poziomem zaufania do ludzi i siebie samych, z zaspokojonymi lub niezaspokojonymi potrzebami z dzieciństwa. Wnosimy do relacji swoje schematy komunikowania się, przekonania na swój temat, sposoby radzenia sobie z emocjami i wyuczone zachowania. Przyciągamy ludzi będących mniej więcej na tym samym poziomie rozwoju emocjonalnego, nawet jeśli przejawia się on u nich inaczej. Pozabezpieczne przywiązanie stanowi spektrum i chociaż zawsze istnieją wyjątki, twój stopień niepewności w relacji prawdopodobnie jest zbliżony do poziomu niepewności twojego partnera. Ta niepewność nie odnosi się jednak wyłącznie do twojego obecnego związku – twoja przeszłość zawsze będzie mieć wpływ na teraźniejszość.
Kiedy kłótnie eskalują w taki sposób, jak w związku Jen i Andrew, oznacza to, że para mierzy się z pozabezpiecznym przywiązaniem. Partnerzy poprzez kłótnie wyrażają, jak bardzo potrzebują siebie nawzajem i jak trudne jest dla nich poczucie zagubienia, samotności i emocjonalnego odłączenia od ukochanej osoby. Wykorzystują codzienne motywy – klucze, rachunki, rodzicielstwo i tak dalej – jako kod do mówienia o swoich lękach i niezaspokojonych potrzebach, których nie potrafią wyrazić wprost. Następnie, aby uchronić się przed cierpieniem wynikającym z nieotrzymywania tego, czego potrzebują, partnerzy przyjmują „postawy obronne” – stosują strategie takie jak głośne protesty, wychodzenie z pokoju, zamykanie się w sobie – aby za wszelką cenę nie okazać słabości i uniknąć emocjonalnego bólu. Tu pojawia się jednak problem: chroniąc się przed cierpieniem, sabotują rozwój więzi.
Mając w pamięci wszystkie te informacje, przyjrzyjmy się kłótni Jen i Andrew z nowej perspektywy.
Andrew wraca do domu zadowolony, że spędzi wieczór z Jen. Kiedy żona karci go za nieodwieszone klucze, mężczyzna czuje się zniechęcony, tak jakby znowu popełnił błąd. W dzieciństwie matka dawała mu odczuć, że „niczego nie potrafi zrobić dobrze” – teraz Jen uderza więc w czuły punkt. Ciało Andrew się napina. Jego podświadomość podpowiada: „Może jeśli przekonam Jen, że nie jestem złym facetem, nie będę musiał znowu czuć się jak nieudacznik – przecież nie powinienem się tak czuć, skoro bardzo się staram, by wszystko było tak, jak ona chce”. Dlatego Andrew zaczyna się bronić.
Jen również się cieszy na spotkanie z Andrew. Wróciła do domu wcześniej i posprzątała dom, aby móc odpocząć razem z mężem. Utrzymywanie porządku to dla niej forma zadbania o siebie. Jen wie, że Andrew nie podziela jej standardów, ale mimo to chciałaby czuć jego wsparcie w drobnych obowiązkach. Powtarza sobie, że nie prosi o wiele. Kiedy widzi, jak klucze lądują na blacie stołu, odzywa się jej rana z dzieciństwa – poczucie, że jest niezauważana, nikt jej nie wspiera i nie odpowiada na jej potrzeby. Jen mówi sobie: „Tak bardzo się starałam, żeby mnie posłuchał. Wie, jak bardzo to dla mnie ważne, więc najwyraźniej mu nie zależy”. Kobieta rozpaczliwie próbuje sprawić, by Andrew zrozumiał, o co naprawdę chodzi, i zaczął ją wspierać.
Jen i Andrew się miotają, próbując dotrzeć do siebie nawzajem. Ona pragnie wiedzieć, że mężowi na niej zależy; że Andrew dostrzega i akceptuje jej uczucia. On oczekuje potwierdzenia, że żona nie tylko uważa go za wartościowego, lecz także ufa, iż jego miłość i troska o nią są prawdziwe. A jednak niezależnie od tego, jak bardzo się starają, nie potrafią się porozumieć. Oboje utknęli w swoich postawach obronnych, walcząc o coś, co aktualnie wydaje im się sprawą życia lub śmierci: o bezpieczne przywiązanie. Ich celem jest utwierdzenie się w pozornie banalnym przekonaniu: „Jestem kochany i rozumiany. Jeśli się do ciebie zwrócę, wesprzesz mnie i potwierdzisz, że robię wszystko, jak należy”. Mimo to odpychają się wzajemnie, co wzmacnia ich lęk przed utratą więzi.
Ostatecznie Jen i Andrew się godzą, a przynajmniej przestają się kłócić. Ich więź jednak ucierpiała, a oni nie wiedzą, jak ją naprawić. Ten sam konflikt będzie powracał według stałego schematu dopóty, dopóki małżonkowie nie nauczą się lepiej komunikować podczas kłótni.
Wyobraź sobie, że prowadzisz rozmowę ze swoim partnerem – obecnym, byłym albo nawet z przyszłym. Omawiacie stresującą sytuację w pracy. Gdy kończysz objaśnianie problemu, partner mówi ci, że się mylisz – że zamiast narzekać, musisz się cieszyć, że w ogóle masz pracę. Próbujesz protestować, ale partner zarzuca ci przewrażliwienie.
Co czujesz? Niezrozumienie? Zagubienie? Dezorientację? A może doświadczasz wszystkich tych uczuć naraz?
Jakie reakcje swojego ciała zauważasz? Większość ludzi w takich sytuacjach odczuwa ucisk w klatce piersiowej lub w gardle. Niektórzy mówią o osłupieniu i zaskoczeniu. Tak odczuwamy naruszenie przywiązania. Kiedy takich sytuacji jest w związku dużo, nabieramy przekonania, że nie możemy liczyć na wsparcie partnera. Jeśli takie problemy nie są na bieżąco rozwiązywane, osłabiają już i tak niepewną więź.
Niektórzy czytelnicy zmagają się z poważniejszymi problemami niż ten dotyczący odkładania kluczy na miejsce, m.in. z niewiernością, przewlekłą chorobą fizyczną lub psychiczną, funkcjonowaniem w rodzinie patchworkowej, wojną, uzależnieniami, konfliktami z dalszą rodziną. Nie mogę zmienić dla was rzeczywistości, mogę jednak pomóc wam znaleźć sposób na ochronę waszego związku przed negatywnym wpływem okoliczności – mam nadzieję, że razem nam się to uda. Dlaczego bezpieczne przywiązanie jest szczególnie ważne, gdy życie rzuca nam kłody pod nogi? Ponieważ świadomość silnej więzi i wsparcie, które partnerzy czerpią z relacji polegającej na bezpiecznym przywiązaniu, pomagają im czuć się osobami pewnymi siebie, kompetentnymi i odpornymi psychicznie. Jeśli pragniecie uleczyć swoje dawne rany i naprawić błędy, chciałabym pomóc wam zrozumieć, na czym polega ten proces. Pewne doświadczenia wciąż pozostaną dla was trudne, ale wasz związek nie musi taki być. Przeciwnie – może się stać źródłem siły i wsparcia podczas mierzenia się z życiowymi wyzwaniami. Ty i twój partner możecie się nauczyć stawiać czoła światu jako drużyna.
Nie mówię, że wszystkie pary powinny dążyć do bycia razem za wszelką cenę. Wcale tak nie uważam. Niektóre trudności okazują się zbyt trudne do pokonania. Czasami problem, który wysuwa się na pierwszy plan, jest problemem prawdziwym, a nie zastępczym. Zdarza się, że między partnerami dochodzi do nieporozumień, które rzeczywiście niszczą związek; że nie ma miejsca na kompromis. Kochają się, ale jedno z nich pragnie dzieci, a drugie ich nie chce; jedno planuje zamieszkać w dużym mieście, a drugie nie wyobraża sobie życia w metropolii; jedno nie potrafi wybaczyć zdrady, drugie twierdzi, że czas o tym zapomnieć i żyć dalej. Czasami ludzie naprawdę do siebie nie pasują albo ich zranienia są tak poważne, że odbudowanie zaufania staje się niemożliwe. O tym, co robić w tego typu sytuacjach, piszę w dalszej części książki. Teraz chciałabym tylko podkreślić, że niektóre pary rzeczywiście mierzą się z problemami nie do pokonania.
Można założyć, że wszystkie okoliczności wpływające na parę mają równe znaczenie, a mimo to niektórzy sobie z nimi radzą, a inni nie. Co więc robią inaczej partnerzy, którym udaje się przetrwać i rozwijać? Na ich sukces wpływają różnorodne czynniki, z pewnością jednak pary te wiedzą, jak unikać negatywnych schematów komunikacji, podobnych do tego, w który wpadli Andrew i Jen. To już wystarczy, by zwiększyć ich szanse na powodzenie. Żadne jednorazowe zdarzenie nie może całkowicie zniszczyć związku. Negatywne schematy komunikacji – zdecydowanie mogą.
Wróćmy do ćwiczenia, w którym opowiadasz partnerowi o stresującym problemie w pracy. Wyobraź sobie, że opisując sytuację, masz pewność, że partner naprawdę uważnie cię słucha. Zapewnia cię, że twoje uczucia są słuszne i zrozumiałe.
Jak się czujesz? Prawdopodobnie masz poczucie, że partner cię rozumie, zauważa i docenienia; wiesz, że ktoś się tobą opiekuje.
Co zauważasz w ciele? Kiedy prowadzę warsztaty i proszę uczestników o wykonanie tego ćwiczenia, słyszę wiele podobnych odpowiedzi: wewnętrzne ciepło, zmniejszenie napięcia, rozluźnienie ramion. Usiądź wygodnie i przez chwilę wsłuchaj się w swoje ciało. Wyobraź sobie zatroskaną twarz partnera, gdy słucha twojej opowieści. Zauważ, co się dzieje w twoim wnętrzu. To właśnie doświadczenie bezpiecznego przywiązania.
Zadowolenie ze związku jest uzależnione od bezpiecznego przywiązania. Partnerzy, którzy mają bezpieczną więź, są dla siebie wiarygodnym źródłem bliskości, wsparcia i ukojenia. Podczas konfliktu są mniej negatywnie nastawieni i reagują w bardziej stonowany sposób. Potrafią utrzymać w umyśle pozytywny obraz drugiej osoby nawet w trudnych chwilach i okazują sobie nawzajem więcej ciepła i czułości niż pary o pozabezpiecznym przywiązaniu. Nawet ich wyrazy twarzy są mniej wrogie. Mają też większą pewność, że przetrwają konflikt bez naruszania łączącej ich więzi. Chociaż wszystkie pary doświadczają konfliktów, parom o bezpiecznym przywiązaniu zdarza się to rzadziej, ponieważ mają one mniejszą skłonność do postrzegania potknięć drugiej osoby jako oznak odrzucenia. Wynika to częściowo z wysokiej samooceny każdego z partnerów jako jednostki.
W bezpiecznym związku każde z partnerów prezentuje się jako najlepsza wersja siebie, ale nie po to, by otrzymać coś w zamian, lecz z miłości i pragnienia więzi. Partnerzy w takich relacjach dzielą się ze sobą nawzajem różnymi myślami i emocjami oraz reagują na swoje wyznania z czułością i wrażliwością. Starają się zaspokoić potrzebę kontaktu seksualnego i bliskości fizycznej partnera, nawet jeśli jest ona inna niż ich własna. Każde z partnerów jest skłonne ponosić odpowiednie ofiary dla dobra związku. Każde z nich wspiera potrzebę autonomii partnera oraz rozwój jego zainteresowań, których nie podziela. Każde ponosi odpowiedzialność za swoją część pracy nad utrzymywaniem bliskiej relacji i stara się być osobą, którą partner pragnie kochać. Pracują nad obustronnym zrozumieniem i akceptowaniem uczuć. Asekurują się nawzajem i mierzą się z życiem jako drużyna. Dobrze się razem bawią. Pary, które łączy bezpieczne przywiązanie, podejmują trudne decyzje wspólnie – w sposób, który może powodować rozczarowania, ale nie wzajemne urazy. Stanowią dla siebie podstawowy system wsparcia, choć każde z partnerów ma także systemy wsparcia poza związkiem.
Związki polegające na bezpiecznym przywiązaniu nie są idealne, ponieważ idealne związki po prostu nie istnieją. W swojej pracy odkryłam jednak, że partnerzy utrzymujący bezpieczną więź, nawet ci niemający ze sobą wiele wspólnego, potrafią korzystać ze zdrowia swojej relacji, aby znajdować sposoby na osiągnięcie porozumienia, również w sprawach, w których się nie zgadzają. Pary połączone bezpiecznym przywiązaniem na ogół doświadczają stałej bliskości z partnerem i spokoju w relacji. Nie zawsze myślą o partnerze (choć kiedy to robią, myśli te są głównie pozytywne – co jest naturalną konsekwencją zaspokojenia potrzeb w związku) i nie poświęcają całego swojego czasu na aktywną pracę nad związkiem i rozmowy o nim. Wiedzą natomiast, jak po prostu być ze sobą. Są świadomi tego, że nie ma ideałów, i dlatego stawiają sobie realistyczne cele, będące ich własną wersją ideału.
Część z nas tworzy związki, w których przez większość czasu panuje poczucie bliskości i więzi, kiedy jednak pojawiają się trudności, dochodzi do burzliwych kłótni. Niektórzy są w relacjach naznaczonych nieustannym poczuciem napięcia, które od czasu do czasu przybiera na sile. Inni kłócą się rzadko, ale czują, że ich więź z partnerem nie jest tak bliska, jak by sobie życzyli. Jeszcze inni doświadczają własnego specyficznego rodzaju dysfunkcji w związku. Niezależnie od okoliczności, rozwiązanie jest jedno: zacznijcie się ze sobą komunikować werbalnie i niewerbalnie, stosując strategie opisane w tej książce. Korzystanie z nich w praktyce nauczy was skupiać się na tym, co was łączy; osiągniecie upragnioną harmonię i zaczniecie rozwiązywać swoje bieżące problemy z większą łatwością. Tak wygląda droga do stworzenia bezpiecznego przywiązania.
Aby tego dokonać, musimy ograniczyć to, co w waszym związku nie działa, i budować go na tym, co może zadziałać. W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się temu, jak styl przywiązania każdego z partnerów ujawnia się w twoim związku. Weźmiemy pod uwagę style przywiązania wykształcone w dzieciństwie, które wówczas pomagały was chronić, a teraz mogą wymagać zmian. Zastąpimy stare, niekonstruktywne zachowania nowymi i lepszymi, które przyczynią się do rozwoju bliskości emocjonalnej. Nauczymy się komunikować i odsłaniać przed sobą nawzajem czułe punkty, co jest sednem naszej pracy. Jeśli pojęcie odsłaniania się wywołuje w tobie zażenowanie, pamiętaj, że nie chodzi tu o dzielenie się przeżyciami w sposób dla ciebie nieautentyczny. Komunikacja, w której się odsłaniamy, to przeciwieństwo komunikacji obronnej. Chodzi o wyznawanie sobie w odpowiednim czasie tego, co możemy; o podejmowanie ryzyka potrzebnego, by pokazać się partnerowi w nowy sposób, z mniejszą dozą krytycyzmu i bez postawy obronnej, nawet jeśli na początku czujemy się z tym niekomfortowo. Odsłanianie czułych punktów nas uzdrawia.
Prawdziwa zmiana w relacji może nastąpić na dwa sposoby. Pierwszy z nich to działanie od góry do dołu, czyli zmiana zachowania w celu poprawy atmosfery związku. Na tym koncentruje się wiele powszechnie dostępnych form terapii par. Partnerom zaleca się mówienie i postępowanie w nowy sposób – podejmując te zmiany, tworzą oni bezpieczną przestrzeń i odkrywają zdrowe podstawy swojego związku. Drugi sposób zakłada działanie od dołu do góry, a więc pracę bezpośrednio nad materią przywiązania, z której wynika nasze zachowanie – uzdrowienie tego, co leży u podstaw związku, ma spowodować samoczynną zmianę zachowań partnerów.
Który sposób jest lepszy? Żaden. Potrzebujemy obu.
Wyobraź sobie, że kłócisz się z ukochaną osobą. Aby zapobiec katastrofie, rezygnujesz z dalszej wymiany zdań i wychodzisz. Masz poczucie porażki; czujesz, że twoje słowa nie zostały wysłuchane. To okropna sytuacja. Nie ma w niej nic pozytywnego. W danej chwili ta strategia skutecznie chroni waszą relację przed skutkami krytyki, wrzasków, wyzwisk, niekontrolowanych wybuchów emocji, wzajemnego zawstydzania i ciskania gromów. Udało ci się zatem zapobiec jakiemuś złu, ale jakim kosztem? Kosztem rozwiązania konfliktu i odzyskania łączności z partnerem. Jeśli się na tym zatrzymasz, twój związek ucierpi. Twój partner także poczuje się niewysłuchany, zignorowany i opuszczony. Jeśli więc oboje będziecie działać w ten sposób, bez zagłębiania się w sedno konfliktu, prawdopodobnie nie uzdrowicie relacji. Istnieje jednak kompromis między eskalacją kłótni a rezygnacją, a jego podstawą jest bezpieczne przywiązanie. Jeśli uzupełnicie pracę nad swoim zachowaniem o głębszą pracę dążącą do zrozumienia, dlaczego przyjmujecie postawy obronne, i zaczniecie reagować z empatią na słowa i działania drugiej strony, zdołacie podejść do kłótni i siebie nawzajem z większą otwartością. Dopiero wtedy możliwe będzie stopniowe uzdrawianie relacji, począwszy od pierwotnych przyczyn kłótni. Innymi słowy, dzięki samej zmianie zachowania możemy powstrzymać niszczenie relacji, ale to za mało, by stworzyć satysfakcjonujący związek; zmiana zachowania umożliwia jednak powstanie przestrzeni do głębszej pracy nad poprawą związku.
W dalszej części książki objaśniam oba podejścia do terapii par, precyzując, jakich zachowań w związku należy unikać i czym można je zastąpić. Aby praca nad relacją była kompletna, a zmiany trwałe, zalecam też głębszą refleksję każdego z partnerów nad sobą, swoją relacją z rodzicami i związkiem w kontekście teorii przywiązania. Praca nad zachowaniem zapobiega niszczeniu więzi, praca nad przywiązaniem buduje więzi, a więzi kształtują odporność psychiczną.
Zanim zaczniemy, musimy przyjąć odpowiednią perspektywę. Zmiana w twoim związku nie może bowiem nastąpić, jeśli nie zaczniesz postrzegać go inaczej niż do tej pory. Partner nie jest twoim wrogiem. To negatywny schemat komunikacji nim jest. Związkowi zagrażają destrukcyjne słowa i zachowania. Musisz porzucić ideę, według której partnerzy są wrogami, a ich zadaniem jest obrona przed sobą nawzajem. Kiedy zaakceptujesz nową perspektywę, zaczniesz rozumieć, że nawet te zachowania w związku, które z zewnątrz wydają się najbardziej nienawistne czy złośliwe, w rzeczywistości są wyrazem rozpaczliwej potrzeby bezpieczeństwa i bliskości. Gdy umieścisz konflikt w kontekście teorii przywiązania i zrozumiesz, że koniec końców każdy człowiek pragnie po prostu utrzymywać bliską więź z partnerem i czuć się w relacji bezpiecznie, zacznie się dziać prawdziwa magia.
Na koniec chcę podkreślić, że chociaż w tworzeniu relacji bierze udział więcej niż jedna osoba, w procesie naprawy związku bardzo ważny jest rozwój osobisty każdego z partnerów. Wszystkie nasze przekonania o tym, czego możemy oczekiwać od innych ludzi, opierają się na naszych doświadczeniach z przeszłości. Doświadczenia te mogą powodować, że zamiast reagować na partnerów zgodnie z tym, jacy są tu i teraz, przypisujemy im nieprawdziwe intencje, zbieżne z naszym rozumieniem przywiązania i naszą osobistą historią. To nie zawsze służy związkowi, dlatego zrozumienie indywidualnych schematów reagowania partnerów jest istotną częścią uzdrawiania relacji. Pamiętaj jednak, że to tylko jedna strona medalu: razem z partnerem wnosicie do związku także swoje mocne strony. Jedna z twoich mocnych stron przejawia się w tym, że chcesz przeczytać tę książkę – wykazujesz się determinacją i pragnieniem rozwoju. Nie wahaj się korzystać ze swoich zalet, pracując nad niedociągnięciami.
Kieruję do ciebie teraz tę samą uwagę, którą zawsze wypowiadam na końcu pierwszej sesji terapeutycznej z parą: „Pamiętajcie, że nie zamierzam was przekonywać do pozostania w tym związku. Nie jest to moim zadaniem. Moje zadanie polega na patrzeniu głębiej, diagnozowaniu problemów z przywiązaniem oraz wspieraniu was w pełnej szacunku i emocjonalnie bezpiecznej komunikacji na sporne tematy. Tylko wtedy, gdy rozwiążemy problemy komunikacyjne, będziemy wiedzieć, czy jest coś jeszcze, co stoi wam na drodze do szczęścia”.
Kiedy nauczysz się komunikować ze swoim partnerem w zdrowy sposób, będziesz obserwować wasz związek i doświadczać go z większym zrozumieniem. Poprawa komunikacji i umocnienie wzajemnych więzi dają partnerom większe szanse na przepracowanie dzielących ich różnic.
Zakończę ten rozdział pytaniem, które zadaje mi większość klientów: „Jak długo to potrwa?”. Odpowiedź zawsze zależy od pary. Każda para, podobnie jak każde z partnerów, zaczyna swoją pracę od innego, właściwego sobie miejsca. Wszystkie związki mogą się rozwijać, potrzebują jednak wiedzy, zaangażowania oraz praktyki. Dlatego zastanawiając się, jak długo będzie trzeba czekać na efekty waszej pracy – a jest to uzasadnione pytanie, które warto sobie postawić – weź pod uwagę następujące kwestie: po pierwsze, jeśli czujesz się dobrze w związku przez 10% czasu i ten czas wydłuży się do 20%, możemy mówić o postępie. W swojej pracy odkryłam, że gdy pewne działania są kontynuowane, postęp zwykle prowadzi do dalszego rozwoju. Po drugie, rozwój nigdy nie przebiega linearnie; ma raczej postać pozytywnego trendu, który charakteryzują wzloty i upadki – w myśl zasady „dwa kroki do przodu, jeden do tyłu”. Po trzecie, każde z was prawdopodobnie będzie się rozwijać w innym tempie. Co więcej, pracując nad poprawą relacji krok po kroku, szczególnie na początku możecie nie zauważać pozytywnych rezultatów, nawet jeśli się pojawią. Potraktujcie tę pracę jako sianie ziarna, które z czasem przyniesie plony. I jeszcze jedna uwaga: czasami zanim pojawi się poprawa, dochodzi do pogorszenia relacji, ponieważ zmiany – także te pozytywne – stawiają nas w nowych, nieznanych sytuacjach, co może powodować stres i drażliwość. Postaraj się tym nie zniechęcać i zachować pewność, że to, co robicie, jest zdrowe, nawet jeśli nie od razu wydaje się to oczywiste. Zobowiązujesz się dążyć do pozytywnej zmiany dla dobra własnego i swojego związku.
Rozdział 2
Teoria przywiązania
Kiedy w dzieciństwie zdarzało ci się prosić o emocjonalne wsparcie lub pocieszenie, jak reagowali na to otaczający cię dorośli? Czy gdy było ci smutno, rodzice lub opiekunowie konsekwentnie oferowali ci życzliwość i ciepło? A może towarzyszyło ci poczucie odrzucenia? Czy w chwilach niepewności dorośli dawali ci odczuć, że cię doceniają i uznają twoją wartość? Czy raczej cię odtrącali? Czy pamiętasz komunikaty mówiące o tym, że twoje uczucia mają znaczenie i zasługują na uwagę, czy sugerowano ci (w dowolny sposób), że „przesadzasz”? Czy twoje uczucia były uznawane, czy ktoś się nimi zajmował? Może odwracano twoją uwagę od emocji i mówiono na przykład: „Nie płacz. Zjedz ciasteczko”? A może – to trzecia możliwość – dorośli cię zawstydzali i zostawiali sam na sam z twoimi uczuciami, na przykład mówili: „Jeśli chcesz się złościć, idź do swojego pokoju”?
Aby zrozumieć, jak funkcjonujesz w obecnych relacjach, musimy zacząć od twoich korzeni. Sposób, w jaki najbliżsi opiekunowie odpowiadali na twoje potrzeby emocjonalne, bez wątpienia wpływa na to, jak wyglądają twoje interakcje z ukochanymi osobami w dorosłym życiu. Doświadczenia z dzieciństwa ukształtowały to, czego oczekujesz lub nie oczekujesz w najbardziej intymnych związkach, a także intensywność twoich reakcji na emocje partnera. Ludzki mózg uczy się najszybciej w okresie dzieciństwa; bezpośrednie doświadczenia emocjonalne z tego czasu wysyłają ci ważny komunikat: „Tak wyglądają relacje; aby się w nich odnaleźć, muszę zachowywać się w taki, a nie inny sposób. Jest to niezbędne do przetrwania w tym środowisku”. Niezależnie od tego, czy wychowywali cię opiekunowie dostępni, czy niedostępni emocjonalnie, twój mózg nauczył się funkcjonowania w relacjach według wzorców zaobserwowanych w tym wczesnym okresie życia.
Kiedy zaczynam pracę terapeutyczną z nową parą, ciekawi mnie ogólny klimat emocjonalny, jaki panował w dzieciństwie każdego z partnerów. Ile dobra otrzymywaliście od opiekunów? Czy to wystarczało? Jak często czuliście domowe ciepło? Jak często czuliście się zalęknieni i niezauważani? Jak często ktokolwiek pomagał wam nazwać wasze wewnętrzne doświadczenia, takie jak: radość, zazdrość, gniew, ekscytacja? Jak często wasze uczucia były akceptowane? Czy opiekun powiedziałby wam: „Rozumiem, że jesteś zły; ja też czasami się złoszczę. Nie mogę ci pozwolić prowadzić po zmroku, zanim nie zdobędziesz więcej doświadczenia, ale twoja złość i twoje rozczarowanie są uzasadnione i masz prawo tak się czuć”. Czy czuliście się bezpiecznie i mieliście pewność, że jeśli stanie się coś złego, ktoś was ochroni? Czy ktokolwiek starał się wam pomagać w nadawaniu sensu trudnym doświadczeniom? Odpowiedzi na te pytania pomagają mi zrozumieć, czego każde z partnerów potrzebuje dzisiaj, i umożliwia dotarcie do źródeł wszelkich aktualnych kryzysów w komunikacji.
Niedawno zgłosili się do mnie Reyna i Sabino, którzy nie potrafili przestać się kłócić. Ich konflikty zawsze wyglądały tak samo, niezależnie od tego, kto „zaczął” awanturę. Na koniec Reyna się wściekała i wychodziła. Sabino przybierał postawę obronną i zamykał się w sobie. Na początku naszego spotkania poprosiłam każde z partnerów o opisanie klimatu emocjonalnego ich dzieciństwa. Sabino nie umiał odpowiedzieć. Nie mógł sobie przypomnieć żadnej sytuacji z tego okresu, w której czułby się niekomfortowo.
– A gdyby hipotetycznie doświadczał pan jednak pewnych negatywnych uczuć od czasu do czasu – zapytałam – co by się stało, gdyby spróbował pan porozmawiać o nich z rodzicami?
– Moja mama prawdopodobnie by mnie wysłuchała i wsparła; ale trudno mi sobie coś przypomnieć – odpowiedział Sabino. – Mój ojciec nie. Ojciec powiedziałby, że muszę być twardy. Czułbym, że widzi we mnie bezradne dziecko. Zawsze chciałem, żeby ojciec uważał mnie za silnego. On bardzo cenił siłę.
– Czyli pana ojciec nie byłby źródłem wsparcia i pocieszenia, a rozmowa z nim najpewniej wywołałaby wstyd. Nie jest pan też całkowicie pewien, czy mama by pana wysłuchała, czy nie – podsumowałam. – Wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że mówienie o swoich uczuciach wiązałoby się dla pana z ryzykiem odrzucenia. Jak pan dzisiaj odbiera to, że pani Reyna się na pana złości? Czy wtedy też czuje się pan odrzucony?
– Tak – wyznał Sabino, wbijając wzrok w podłogę. – To jest okropne.
– Z pewnością jest to okropne – powiedziałam. – Ale dla mnie jest całkowicie zrozumiałe. Wcześnie nauczył się pan unikać poczucia odrzucenia. W ten sposób pana mózg próbował pana chronić. Podpowiadał, że uczucia nie są bezpieczne; że prowadzą do odrzucenia. Dlatego teraz w relacji z żoną nadal odcina się pan od własnych emocji.
Kiedy Sabino powiedział mi, że nie pamięta, by kiedykolwiek doświadczał silnych emocji, dla mnie oznaczało to: „Moje emocje od najmłodszych lat nie były ważne; tłumiłem je, zanim jeszcze nauczyłem się mówić”. Jego podejście było rozsądne; po co odczuwać emocjonalne cierpienie, skoro wokół nie ma nikogo, kto mógłby nam udzielić wsparcia? Czemu by nie wybrać drugiej najlepszej opcji i nie wyprzeć wszystkich bolesnych uczuć (choćby nieświadomie), aby zabezpieczyć się przed rozpaczą, odrzuceniem i rozczarowaniem? W tym wypadku ta strategia obronna zadziałała; chroniła małego Sabina. W rezultacie jednak dorosły Sabino nie wiedział, jak zaangażować się emocjonalnie w relację z samym sobą ani w relację z partnerką, co kładło się cieniem na jego życiu i związku.
Reyna, żona Sabina, miała inne doświadczenie dzieciństwa.
– Moja rodzina była dysfunkcyjna. Wciąż taka jest – powiedziała. – Mam bardzo bliskie relacje z mamą i siostrami, ale one ciągle robią problemy z niczego. Staram się stawiać im granice, ale zawsze wzbudzają we mnie poczucie winy, jeśli nie chcę razem z nimi brać udziału w czymś, na co akurat mają ochotę.
– Jak się pani czuła, dorastając? – zapytałam. – Czy miała pani wrażenie, że w pani otoczeniu panuje chaos?
– Tak. Moja mama wszystkim się przejmowała i traktowała tatę jak służącego – wyjaśniła Reyna. – A on robił wszystko, co mu kazała, aż miał dość i wybuchał.
– Czy mogła pani liczyć na wsparcie emocjonalne któregoś z rodziców?
– Nie, a byłam emocjonalną bombą – odpowiedziała. – Wszyscy w rodzinie z tego żartują. Jako dziecko i nastolatka często wpadałam w złość i płakałam, a rodzice zawsze starali się mnie uspokoić… za pomocą przekupstwa albo kary. Próbowali wszystkiego. Czasami mama bywała wspierająca, zwykle jednak denerwowała się razem ze mną.
– Co się działo, kiedy była pani spokojna? – zapytałam.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chyba nic. Nikt mnie nawet nie zauważał, jeśli nie przechodziłam kryzysu – powiedziała Reyna.
– Czyli musiała pani wybierać między całkowitym brakiem uwagi albo „dramatyzowaniem”, aby ktoś panią dostrzegł?
– Tak, miałam do wyboru dwie złe opcje – odparła. – Z Sabinem jest tak samo. Czuję, że muszę się zdenerwować, aby mnie zauważył.
Tak jak w przypadku Sabina, wykształcony w dzieciństwie styl przywiązania Reyny ujawniał się w małżeństwie. Jako dziecko miała dwie możliwości: albo dać swoim emocjom wybuchnąć – w końcu była „emocjonalną bombą” – albo czuć, że nikogo one nie interesują. Takie emocjonalne porzucenie jest dla dziecka zbyt bolesne, dlatego młody mózg Reyny nauczył się, że „dramatyzowanie” (które dla niej oznaczało wyrażanie emocji płaczem i krzykiem) to jedyny sposób, by uzyskać potwierdzenie własnego istnienia i znaczenia. W ten sposób dziewczynka, a później kobieta, zyskiwała uwagę bliskich.
Żaden rodzic nie jest idealny. Nawet najbardziej kochający opiekunowie czasami bywają rozkojarzeni i nieobecni; krzyczą na dzieci, a później tego żałują; tracą cierpliwość i każą dziecku iść do pokoju w chwili, gdy ono najbardziej potrzebuje bliskości. Żaden rodzic nie jest czuły i emocjonalnie dostrojony do dziecka przez cały czas. I to jest w porządku! Badania wykazują, że aby wykształcić bezpieczną więź z opiekunem, dzieci potrzebują jego pełnej uwagi tylko przez 50% czasu. To dlatego w terapii skupiam się raczej na ogólnym klimacie dzieciństwa, a nie na pojedynczych incydentach.
Mózg rozwijającego się dziecka jest jak gąbka. Chłonie wszelkie informacje z otoczenia, czy tego chce, czy nie, a odbywa się to niemal w całości poza świadomością. Dzięki temu proces uczenia się przebiega szybko i skutecznie – nie trzeba go zatrzymywać, by zastanawiać się nad każdą decyzją. Wyobraź sobie siebie jako czteroletnie dziecko. W tym wieku prawdopodobnie nie trzeba było ci przypominać, jak trafić do łazienki lub że pokrętło od ciepłej wody jest po lewej stronie, a pasta do zębów w górnej szufladzie. Ponieważ nasz mózg ma zdolność pobierania informacji z otoczenia i przechowywania ich do późniejszego wykorzystania, nie musimy tracić cennej energii na zastanawianie się nad każdym ruchem. Podobnie uczymy się funkcjonowania w świecie emocjonalnym. Być może twój dziecięcy umysł podpowiadał ci, że kiedy odczuwasz frustrację, możesz szukać pomocy u rodzica i otrzymać wsparcie. Może nauczył się, że twój tata się niepokoi, gdy czujesz smutek, więc lepiej jest ukrywać łzy; albo że pokazując mamie swoje rysunki, by zwrócić na siebie jej uwagę, możesz poczuć ciepło i przyjemność z jej reakcji. Zbierając wszystkie te informacje, udało ci się wypracować zestaw zasad emocjonalnych, które służą ci w dorosłym życiu.
Kiedy objaśniam tę koncepcję moim klientom, często wyrażają wątpliwości i pytają o wrodzony temperament. Czy to, kim jesteśmy, nie zależy jednak od genów, a nie od wychowania? Czy to możliwe, że Sabino urodził się z predyspozycją do wycofywania się, a Reyna od urodzenia była wrażliwa? I tak, i nie.
Wszyscy rodzimy się z pewnym temperamentem, ale to nasze środowisko decyduje o tym, w jaki sposób się on przejawia. W swojej przełomowej pracy na temat zależności między wrodzonym temperamentem dziecka a środowiskiem, w jakim się ono wychowuje, badacze Alexander Thomas i Stella Chess opisują zjawisko tak zwanej „dobroci dopasowania” między temperamentami rodzica i dziecka. Jeśli na przykład twój dziecięcy temperament był „źle dopasowany” do temperamentu twojego ojca, w waszych interakcjach często dochodziło do spięć. Takie napięte relacje oznaczają większe prawdopodobieństwo nieudanej komunikacji, która z kolei może prowadzić do niezaspokojenia potrzeb emocjonalnych, a w konsekwencji – do wykształcenia u dziecka pozabezpiecznego stylu przywiązania. Z pewnością nie ma w tym winy dziecka, które przyszło na świat z określonym temperamentem, ani winy rodzica, który mógł nie podołać wyzwaniu. Nie chcemy tu w ogóle mówić o winie, a raczej o odpowiedzialności. Indywidualne style przywiązania rozwijają się w reakcji na środowisko, które jest tworzone przez dorosłych. Dorośli są odpowiedzialni za środowisko, które tworzą, nie oznacza to jednak, że są złymi, wadliwymi, leniwymi czy nieczułymi osobami, jeśli nie wiedzieli, jak zapewnić dziecku wystarczająco sprzyjające warunki do rozwoju emocjonalnego. Być może nie mieli odpowiednich narzędzi. Mimo wszystko dzieci oczekują od opiekunów, że ci nauczą je, jak wyrażać emocje i jak sobie z nimi radzić. Jeśli rodzic nie potrafi reagować w zdrowy sposób na temperament dziecka – albo na swój własny – może mimowolnie tworzyć środowisko sprzyjające powstawaniu pozabezpiecznego stylu przywiązania.
Pamiętaj, że zachowanie twoich rodziców najpewniej nie miało na celu ukształtowania u ciebie pozabezpiecznego stylu przywiązania. Większość rodziców robi to, co uważa za najlepsze dla swoich dzieci. Jeśli jednak któreś z twoich opiekunów samo nie miało bezpiecznego stylu przywiązania, jego możliwości w zakresie tworzenia środowiska emocjonalnego sprzyjającego rozwojowi były ograniczone. Być może wpłynęły na to zewnętrzne okoliczności, takie jak śmierć lub przewlekła fizyczna bądź psychiczna choroba kogoś z rodziny, albo nawet klęska żywiołowa, która spowodowała, że twoi opiekunowie nie byli dla ciebie dostępni emocjonalnie. Czytając dalszą część książki, szczególnie tę dotyczącą stylów przywiązania, postaraj się znaleźć w sobie współczucie dla swoich rodziców i siebie – pamiętaj, że przez większość czasu wszyscy staramy się postępować jak najlepiej, choć nie zawsze się nam udaje. (Jeśli ty także jesteś rodzicem i chcesz się nauczyć, jak wychowywać dziecko w sposób sprzyjający kształtowaniu bezpiecznego stylu przywiązania, polecam ci książkę Becky Kennedy Wewnętrzna dobroć. Stań się rodzicem, jakim pragniesz być).
Zanim zaczniesz stosować teorię przywiązania w praktyce, by poprawić jakość swojego związku, musisz zrozumieć jej podstawy. Kiedy dowiesz się, czego dotyczy ta teoria, jak powstała i dlaczego jest tak ważna, stanie się ona twoim drogowskazem. Zaczniesz rozumieć, czemu w pewnych sytuacjach się denerwujesz, co może się dziać z twoim partnerem podczas kłótni i co powoduje, że popadacie w schematy komunikacji, których nie potraficie przerwać. Poznanie przyczyn waszych zachowań i pragnień znacznie ułatwi wam wprowadzanie zmian. Umożliwi traktowanie siebie nawzajem ze współczuciem – a to pierwszy krok do odnalezienia harmonii, której brakuje w waszej relacji.
W połowie XX w. psychiatra John Bowlby zauważył, że nastoletnich przestępców, których leczył w zakładzie poprawczym w Londynie, często łączyło jedno wspólne doświadczenie: nieobecność matki. Przeżywali na przykład powtarzające się okresy rozłąki z matką biologiczną lub wielokrotne zmiany matek zastępczych. Z tej obserwacji badacz wysnuł wniosek, że wczesnodziecięce doświadczenia w relacjach mogą na nas wpływać przez całe życie. Chociaż dzisiaj większości z nas wydaje się to oczywiste, w tamtych czasach teoria ta była nowością. Bowlby stwierdził także, że wszyscy rodzimy się z „behawioralnym systemem przywiązania, który motywuje nas do poszukiwania bliskości z opiekunami, podobnie jak apetyt sprawia, że szukamy czegoś do jedzenia”.
Biologiczne podstawy teorii przywiązania nie są bardzo skomplikowane i większość z nas rozumie je intuicyjnie: ludzie potrzebują innych ludzi, aby żyć i się rozmnażać. Ewolucja sprzyja przetrwaniu cech dających większe szanse na przedłużenie gatunku. W dawnych czasach ludziom, którzy mieli zdrowsze relacje z innymi i potrafili lepiej współpracować, łatwiej było zdobywać pożywienie, budować bezpieczne schronienia, walczyć z drapieżnikami i opiekować się potomstwem. Naturalne jest dla nas nie tylko pragnienie i poszukiwanie relacji, lecz także doświadczanie silnego stresu i rozpaczy, gdy nasze związki są zagrożone rozpadem. Kiedy się niepokoisz, ponieważ twój partner nie odbiera telefonu lub nie odpisuje na wiadomości tak jak zwykle, albo gdy czujesz, że bliska osoba niesprawiedliwie cię krytykuje, nie świadczy to o twojej „nienormalności”, nie oznacza, że zachowujesz się irracjonalnie czy wymagasz zbyt wiele – w takich sytuacjach masz prawo czuć się niekomfortowo. Tak zaprogramowała cię natura. Warto jednak zaznaczyć, że samo poczucie, że twojemu związkowi coś zagraża, nie oznacza, że naprawdę tak jest. Czasami dostrzegamy niebezpieczeństwo, mimo że wcale go nie ma. Na przykład, jeśli twój partner przybiera surowy wyraz twarzy, możesz pomyśleć: „O nie, na pewno jest na mnie zły”, choć w rzeczywistości mógł pogrążyć się w głębokich rozmyślaniach (dlatego tak ważne jest, by pary uczyły się komunikować i unikać podobnych nieporozumień).
Z czasem założenia Bowlby’ego na temat wpływu wczesnego przywiązania na dorosłe relacje zostały przyjęte przez społeczność naukową psychologów. W 1970 roku Bowlby podjął współpracę z psycholożką Mary Ainsworth w celu przeprowadzenia formalnych badań, których rezultaty ugruntowały pozycję teorii przywiązania jako powszechnie uznawanego i bardzo przydatnego sposobu postrzegania relacji międzyludzkich. W wyniku tych badań wyróżniono style przywiązania: bezpieczny, ambiwalentny i unikający, a później także czwarty – zdezorganizowany. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Sue Johnson, nawiązując do prac Bowlby’ego i Ainsworth – a także dokonań badaczy Cindy Hazan i Phillipa Shavera, którzy jako pierwsi zastosowali teorię przywiązania do analizy relacji osób dorosłych – zaczęła poszukiwać sposobów na wykorzystanie tej teorii do pomocy parom w kryzysie. W 1988 roku Johnson opracowała metodę zwaną terapią skoncentrowaną na emocjach, EFT – zestaw wskazówek dla terapeutów, pokazujący, jak korzystać z teorii przywiązania, by wspierać pary w uzdrawianiu relacji. Terapia skoncentrowana na emocjach pomaga zrozumieć, jak styl przywiązania każdego z partnerów wpływa na pogorszenie komunikacji, nie tylko blokując znalezienie rozwiązania, lecz także niszcząc więź emocjonalną, poczucie bezpieczeństwa i wzajemne wsparcie – czyli wszystko to, co uodparnia pary na skutki złej komunikacji. W ten sposób powstaje błędne koło. Terapeuci EFT odwołują się do badań naukowych potwierdzających zasadność teorii przywiązania i wykorzystują tę wiedzę w praktyce, by pomagać parom przetrwać kryzys i dalej się rozwijać. Jako jedna z terapeutek EFT wiem z doświadczenia, jak skuteczna jest to metoda. Aby dowiedzieć się więcej na ten temat lub znaleźć terapeutę dla siebie i partnera, odwiedź stronę ICEEFT.com lub stronę Polskiego Stowarzyszenia EFT: www.pseft.pl.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
S. Johnson, Sens miłości. Nowe podejście do problemu miłosnych związków, przeł. J. Kolczyńska, Wydawnictwo Zielone Drzewo Instytut Psychologii Zdrowia PTP, Warszawa 2015. [wróć]
