Dług - Nina G. Jones - ebook
BESTSELLER

Dług ebook

Nina G. Jones

4,6

25 osób interesuje się tą książką

Opis

Sama nie wiem, co sobie myślałam wynajmując kogoś, by mnie zaatakował. Może byłam znudzona albo samotna, a może wypełniała mnie pustka tak głęboka, że tylko coś równie szalonego mogło ją wypełnić. Wszystko miało być bezpieczne. Dreszczyk emocji. Sposób na zerwanie w monotonią codzienności. Tylko iluzja niebezpieczeństwa, którą mogłam porzucić tak szybko, jak tylko skończyło się spotkanie. Tylko że wszystko potoczyło się inaczej. Ponieważ byłam w niebezpieczeństwie dużo wcześniej, niż gdy dobrowolnie zaprosiłam je do swojego życia.

 * * *

Moja misja prawie dobiegła końca. Buzujące pragnienie zemsty, które podgrzewa moją krew, może nareszcie wykipieć. To ona jest ostatnią częścią tej układanki. Zniszczenie jej sprawi, że każdy, kto kiedykolwiek mnie skrzywdził spłaci swój Dług. Wszystko miało pójść szybko i łatwo, ale gdy tylko ją spotkałem – skomplikowało się. Bardzo się skomplikowało.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 457

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (744 oceny)
552
99
67
18
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bozynka

Nie oderwiesz się od lektury

Szokująca, przerażająca a jednak piękna. Nie można się oderwać
141
szumilaska0

Nie oderwiesz się od lektury

Wow ! Dawno Mnie tak nic nie wciągnęło 👍
71
nataliarucka

Nie oderwiesz się od lektury

Trudna i szokująca historia. Jest pełna bólu i brutalności, ale wciągnęła mnie niesamowicie! Nie czytało się jej łatwo i miejscami była wyjątkowo mocna, ale jednocześnie na swój sposób fascynująca. Były momenty wręcz odrzucające, a i tak chciałam czytać dalej i nie mogłam się oderwać. Pełna emocji i bólu, ale również trudnej miłości. Nie żałuję ani chwili spędzonej na jej czytaniu!
60
izunia08111986

Nie oderwiesz się od lektury

Mega ksiazka..mega pomysl..wciagajaca od pierwszych stron..nie da sie przejsc kolo niej obojetnie...uwielbiam
60
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

o rany ile emocji, trudna historia ale pięknie napisana
50

Popularność




SPIS TREŚCI

PROLOG

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

EPILOG

Nina G. Jones

PRZEŁOŻYŁA Joanna Jendryszka

TYTUŁ ORYGINAŁUDebt
Copyright © 2014. Nina G. Jones
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo PapierówkaBamber, 2019
Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2019
Redaktor prowadząca: Anna ĆwikRedakcja: Anna CzyżewskaKorekta: Patrycja SiedleckaOpracowanie graficzne okładki: Marcin Bronicki, behance.net/mbronickiProjekt typograficzny, skład i łamanie: Beata Bamber
Wydanie 1
Gołuski 2019
ISBN 978-83-66429-45-1
Wydawnictwo PapierówkaBeata BamberSowia 7, 62-070 Goł[email protected]
Dystrybucja: OSDW AZYMUT Sp. z o. o.
Druk i oprawa: Drukarnia LCL, Łódź
Przygotowanie wersji ebook: Agnieszka Makowska www.facebook.com/ADMakowska
Poniższa opowieść jest fikcją literacką. Wszystkie osoby i miejsca są fikcyjne. Nazwiska postaci i nazwy własne stanowią wytwór wyobraźni autorki, a jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych miejsc oraz ludzi – żywych lub zmarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Dla tych, którzy stawiają czoło lwu w jego legowisku

PLAYLISTA:

The Smashing Pumpkins – To Forgive

Nine Inch Nails – Closer

Fiona Apple – Limp

Garbage – Not Your Kind Of People

Radiohead – Creep

Backstreet Boys – Everybody (Backstreet’s Back) – Extended Version

Fiona Apple – A Mistake

Radiohead – Karma Police

Stone Temple Pilots – Sex Type Thing

Garbage – #1 Crush

Radiohead – Paranoid Android

Stone Sour – Wicked Game

Fiona Apple – I Know

In This Moment – Sick Like Me

Fiona Apple – Get Gone

Nine Inch Nails – Only

Gnarls Barkley – Crazy

Hozier – Take Me to Church

Fiona Apple – Love Ridden

Ray LaMontagne – Empty

Alicia Keys – Try Sleeping with a Broken Heart

PROLOG14 lat wcześniej

Ciężar… Napierający na mnie ciężar. To pierwsze, co czuję, gdy odzyskuję przytomność. Głowa mi pęka. Kiedy próbuję otworzyć oczy, fluorescencyjne światło razi moje źrenice. Zaciskam z powrotem powieki, by wzrok mógł się przyzwyczaić. Próbuję podnieść ramię, żeby ochronić oczy przed tym oślepiającym blaskiem, i właśnie wtedy czuję pulsujący ból. Niczym przewracające się kostki domina wszystko inne też zaczyna boleć. Boli mnie całe ciało.

– Sil? Sil? Wstałeś?

To głos mojego ojca. „Cholera”.

Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale gardło mam tak wyschnięte, że tylko się krztuszę.

– Czekaj. Napij się wody – mówi życzliwie. Musiało stać się coś poważnego, skoro jest miły.

Czuję słomkę dotykającą moich warg i zaczynam ssać. Letnia woda wypełniająca usta może być najlepszym napojem, jaki miałem dotąd okazję posmakować.

Patrzę na ojca rozmywającym się wzrokiem i próbuję pojąć, jak się tu znalazłem. Wtedy sobie przypominam: list, las i Jude… Jude!

– Gdzie Jude? – pytam spanikowany.

Próbuję usiąść, ale przychodzi mi to z trudem.

– Uspokój się, Silvio – mówi stanowczo ojciec.

Skupiam wzrok na jego spuchniętym policzku i szwach pod lewym okiem.

– Nic jej nie jest. Teraz na chwilę się ucisz i posłuchaj. Wiedziałem, że ta pełna współczucia poza szybko mu się znudzi. Opadam na poduszkę, wyczerpany i zamroczony środkami uspokajającymi.

– Pamiętasz, co się stało?

Waham się. Nigdy nie czułem, by ojcu zależało na moim dobru, i nawet teraz, leżąc w szpitalnym łóżku, nie ufam mu.

– Tak. A przynajmniej większość.

– Cóż, teraz to już nieważne.

– Co? – pytam, próbując się skoncentrować. – O czym ty mówisz?

– Cholera, nie wypytuj mnie.

To nie ma sensu. Tak, ojciec jest niezłym skurwysynem, ale dlaczego nie miałby się przejmować? Wciąż jesteśmy jego dziećmi.

– Nie rozumiem…

Łapie mnie za gardło i mocno ściska.

– Nic nie pamiętasz, pieprzony gnojku – syczy. – Ani ty, ani Jude. Sprawa zamknięta. Po tym, co odwaliłeś poprzedniej nocy, masz szczęście, że sam cię nie zabiję. O pewnych rzeczach trzeba po prostu zapomnieć.

Kiedy mnie puszcza, kaszlę i z trudem łapię oddech. Każdy wdech jest jak uderzenie batem prosto w żebra. Muszą być połamane. Wtedy do mnie dociera: ojciec Trippa musiał zapłacić mojemu, żeby zatuszował to, co się stało.

– Zapłacili ci?

– Nie twój cholerny interes. Najwyższy czas, żeby mi płacono. Wychowanie ciebie i twojej siostry do tanich nie należy.

Cholerne miasto. Cholerne zadupie i wszyscy jego mieszkańcy. Przysięgam, że spalę je kiedyś do gołej ziemi.

– Teraz idę powiedzieć szeryfowi Tibbettowi, że się obudziłeś. On zapyta, co się wydarzyło. Ty powiesz, że nic nie pamiętasz. I zapomnimy o sprawie. Jeśli nie zapomnisz, będziesz miał więcej złamanych kości, niż masz teraz. A twoja siostra, cóż, ludzie dowiedzą się, co się jej przytrafiło. Stanie się przechodzonym towarem. Rozumiesz?

Rozdział 1Mia

– Mia, masz jakieś plany na weekend? – pyta Laney z sąsiedniego boksu.

– Uch, nie bardzo. Może spotkam się z przyjaciółką. Poza tym raczej się poobijam. A ty?

– No cóż, Luke zabiera mnie w sobotę do eleganckiej restauracji. – Laney wychyla się przez ściankę. – Sama nie wiem, mam wrażenie… że to jest właśnie to!

Zdejmuję słuchawki, które miały sugerować, że brakuje mi czasu na rozmowę. Teraz jednak mnie zaciekawiła.

– W sensie, że spodziewasz się oświadczyn?

– Dokładnie! – odpowiada radośnie.

– No proszę, to świetnie!

Naprawdę tak myślę, choć w moim żołądku formuje się supeł. Laney jest słodka, nie zrozumcie mnie źle, ale to jedna z tych dziewczyn, których życie kręci się wokół małżeństwa jako szczęśliwego zakończenia. Zawsze Luke to, Luke tamto. A tymczasem rok temu tak samo było z Mattem, póki ze sobą nie zerwali. I jeśli za głęboko wejdę z nią w tę rozmowę, w końcu temat zejdzie na mnie. Laney zacznie wypytywać, czy z kimś się spotykam, a potem będzie chciała mi kogoś znaleźć. Nie może znieść, że jestem sama. Tymczasem ja nie mam z tym problemu. No cóż, może nie do końca, ale zbrzydło mi bronienie przed nią mojego cichego życia miłosnego.

– Powodzenia! – mówię, sięgając po słuchawki, żeby zobaczyła, że kończę tę rozmowę.

– Wracając do dzisiejszego wieczoru… – Cholera, jednak nie daje za wygraną. – Ja i Luke spotkamy się ze znajomym ze studiów. I nie zgadniesz, kilku z nich jest singlami!

Supeł w żołądku się zaciska. Przed chwilą powiedziałam, że nie mam żadnych planów. Wpadłam prosto w jej pułapkę.

Właśnie wtedy Dewey zatrzymuje się przy naszych biurkach. Dewey to nasz szef i właściciel Intymnych Zabawek dla Kobiet Alea. Robimy zabawki erotyczne, piękne i luksusowe, zaprojektowane specjalnie dla kobiet. Być może dlatego jestem sama. Mam dostęp do najlepszych gadżetów na rynku. Większość facetów nie potrafi zainteresować mnie na dłużej, bo na mojej nocnej szafce leży Afrodyta z funkcją obrotową.

No dobra, to kłamstwo. Tak naprawdę jestem sama, bo większość mężczyzn mnie nudzi. Nie tylko w sypialni, ale i poza nią. Energię wkładam w karierę. Jestem aż do bólu niezależna. Nie uważam, by większość facetów miała mi do zaoferowania coś, czego nie mogę zrobić dla siebie w pojedynkę. Przedzieranie się przez niekończące się zastępy „fajnych gości” i bankierów szybko mnie znużyło i ogłosiłam przerwę. Jak na razie dziewięciomiesięczną.

– Dewey! – wołam z radością i naprawdę cieszę się, że go widzę. Zwłaszcza że wyratował mnie od swatania Laney.

Nasz szef patrzy na zegarek.

– Jestem dziś w dobrym nastroju. Wszyscy możecie iść do domu godzinę wcześniej.

– Dlatego cię kochamy.

Uśmiecham się do niego, a mój telefon brzęczy.

„Chcesz się dziś spotkać?”

Bogu dzięki! Przyjaciółka, z którą mogłabym się umówić, właśnie spadła mi z nieba.

„Pewnie! Wpadniesz koło szóstej?”

„Umowa stoi, przyniosę alkohol!”

***

Dzwonek do drzwi zastaje mnie z kieliszkiem wina w dłoni, wyciągniętą na kanapie w wygodnym topie i spodniach dresowych. Znam Tiff wystarczająco długo, żeby z miejsca rozpoznać wyraz jej twarzy. Próbuje zachować spokój, ale zaraz wybuchnie, tak bardzo chce mi coś powiedzieć. To by wyjaśniało, dlaczego zaproponowała spotkanie. Zwykle tego nie robi.

– Przyniosłam przekąski! – mówi od razu, kierując kroki do kuchni i stawiając torby z zakupami na blacie.

– Dzięki. Jak leci? – pytam, mocno ją przytulając. – Przy okazji, uratowałaś mnie od Laney.

– Boże, ta dziewczyna… – odpowiada Tiff.

Tiffany to przeciwieństwo Laney, która prawdopodobnie każdej nocy wygląda przez okno i prosi spadającą gwiazdę, by w jej życiu pojawił się książę na białym koniu. Natomiast Tiff farbuje włosy na niebiesko, purpurowo lub zielono, jest wytatuowana, nosi wojskowe buty i prowadzi popularny bar. Odziedziczyła go po swoim ojcu wraz z konkretnym charakterem. Poznałam ją po ukończeniu Uniwersytetu Marquette osiem lat temu. Wynajmowałam jedną z gównianych kwater nad barem, a ona mieszkała w drugiej. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

– Czemu jej nie powiesz, żeby się odpieprzyła?

– Ponieważ jest miła i z nią pracuję. To nie bar, nie mogę powiedzieć współpracownikom, żeby się pieprzyli. – Sprzedajecie dilda, nie akcje i obligacje.

– Tym bardziej musimy być profesjonalni, Tiff. Całe dnie otaczamy się seksem, więc konieczne jest roztaczanie wokół siebie aury profesjonalizmu. Zresztą mimo że na nią psioczę, ona naprawdę stara się pomóc. Po prostu nie rozumie, że ja tego nie potrzebuję.

– Nie mów, że nie uwielbiasz niechcianych rad od ludzi, którzy sami nie ogarniają swojego pieprzonego życia. Chce cię ochajtać, a nie potrafi zatrzymać przy sobie żadnego faceta.

Idziemy na kanapę z wielką butlą wina, kieliszkami i talerzem z jedzeniem. Mościmy się pod kocami i nadrabiamy zaległości w gadaniu. Po godzinie wina nie ma, ale wciąż czuję, że jest coś, o czym Tiff mi nie mówi.

– Więc… Co ci chodzi po głowie? – pytam.

– Hmm? – mruczy, sięgając po kawałek krakersa z serem.

– Odkąd stanęłaś w progu, wiem, że jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć. Więc dawaj.

– Czasami cię nienawidzę. Za dobrze mnie znasz.

– Mów! – upieram się, ściągając z niej koc, choć walczy, by zatrzymać go po swojej stronie kanapy.

– No dobrze… – waha się, częściowo dlatego, że zastanawia się, jak to ubrać w słowa, a częściowo, bo jest wstawiona. Wreszcie bierze głęboki wdech i uderza się w udo. – Pamiętasz, jak dawno temu rozmawiałyśmy o naszych największych fantazjach?

– Taaaaak – odpowiadam z ociąganiem, zastanawiając się, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa.

– Obie zgodziłyśmy się, że, powiedzmy, seksownie byłoby, gdyby facet odgrywał rolę, powiedzmy, nieznajomego, który, powiedzmy, włamuje się do naszego domu, a potem, powiedzmy, przerucha nas na drugą stronę.

Liczba „powiedzmy” użytych w tym zdaniu wydaje się wprost proporcjonalna do poziomu dyskomfortu, który zaczynam odczuwać.

– Tak, pamiętam.

– I wiesz, że jestem perwersyjną suką, a ty niewyautowaną perwersyjną suką.

– Może nie użyłabym tych słów, ale pewnie, lubię różnorodność w sypialni.

– Okej, no to słuchaj: zrobiłam to! – wypala.

– Chwila, chwila, chwila – powtarzam, kręcąc głową i próbując przetrawić jej słowa. – Co masz na myśli? Włamałaś się do kogoś i go przeleciałaś?

– Nie! – mówi, jak gdybym to ja była szalona. – Wynajęłam kogoś, żeby mnie zaatakował.

Rozdział 2Mia

– Co? – pytam, wciąż nie pojmując. – Tiff, powtórz to jeszcze raz, bo albo jestem za głupia, albo za pijana, żeby zrozumieć.

Śmieje się. Wygląda na to, że zupełnie znikły jej opory przed mówieniem o tym.

– No dobrze, więc mamy taką jedną stałą bywalczynię baru. Z czasem się zapoznałyśmy i okazało się, że jest luksusową dziewczyną na telefon. Pewnego wieczoru zaczęła opowiadać o tej robocie i dała mi tę wizytówkę.

Tiff wyjmuje czarny blankiecik, na którym napisano po prostu: www.happykitty.onion.

– Co, do diabła…? – pytam, biorąc go do ręki i przyglądając się z uwagą.

– Powiedziała, że specjalizują się w fantazjach dotyczących gwałtów i ataków. Wchodzisz na ich stronę, wypełniasz ankietę i kogoś wysyłają. Wszyscy goście mają być mega sexy, eleganccy i mieć wspaniałe fiuty.

Słucham jej z rozdziawionymi ustami.

– Wiem, co sobie myślisz, ale to całkowicie profesjonalna akcja. Ich strona jest na pewno złożona na milionie serwerów pośredniczących i znajduje się w deep webie. Przypomina tę wizytówkę, czarne tło, żadnych informacji. Wypełniasz tylko ankietę, a potem płacisz. I czekasz.

– Ej, ej… to brzmi zbyt prosto. Więc skąd masz wiedzieć, kiedy go oczekiwać? Skąd wiesz, że nie jesteś atakowana tak naprawdę? I serio przyznajesz, że przez to przeszłaś?

– Wypełniasz ankietę o terminach i miejscówkach, gdzie chciałabyś zostać „zaczepiona”. Dajesz im kilka możliwości, ale dokładnie nie wiesz, kiedy to się stanie. Oni zawsze noszą garnitury. To taki ich mundur. Są świetnie ubrani, a szansa, że prawdziwy gwałciciel nosiłby Hugo Bossa, jest niewielka. Musisz być sama, inaczej się wycofają i spróbują innym razem. Ale istnieją też zabezpieczenia. Na przykład pytanie, które możesz zadać i na które tylko on będzie znał odpowiedź, oraz bezpieczne słowo, które wypowiadasz, jeśli chcesz, żeby przestał.

– Jak się tego dowiedziałaś?

– Wszystko działa na zasadzie referencji, na stronie nie ma żadnych informacji. Laska, która dała mi wizytówkę, odpowiedziała też na moje pytania. Sama jest niezłym perwersem. Płacą jej pieprzone miliony, żeby wiązała starych dyrektorów i dawała im lanie.

– Powiedz mi, że tego nie zrobiłaś! – proszę z mieszaniną zawodu i ciekawości.

– Zrobiłam.

– Nie mogę w to uwierzyć! – besztam Tiff, próbując wydusić z siebie dezaprobatę, ale w jakiś sposób jej szaleństwo przechodzi na mnie. Chcę wiedzieć więcej.

– Mia, to było kurewsko nieziemskie. Dzikie, zwierzęce, brutalne! – Tiff podnosi dłonie i zaciska je w pięści, zamykając oczy. – Doszłam trzy razy. Trzy razy! I to jak! Facet był boski. A jego fiut, o Boże!

– Jak? Gdzie?

– Kiedy zamykałam bar – odpowiada figlarnie. – Zaplanowałam zamykanie go w pojedynkę i zaznaczyłam ten termin jako dostępny przedział czasowy. I bingo – dodaje, wskazując na niewidzialny przycisk w powietrzu.

Znów jestem zszokowana, ale teraz w przedziwny sposób także zazdrosna.

– Podszedł do mnie od tyłu i zakrył mi usta. Moją pierwszą reakcją była panika, chciałam krzyczeć. Machałam rękami. Ale był duży i silny, więc nie miałam szans, żeby się uwolnić. I chociaż wiedziałam, że sama to ustawiłam, mój system nerwowy oszalał. Facet wepchnął mnie do baru i zamknął drzwi, a potem zaciągnął do biura na tyłach. Wtedy mogłam mu się przyjrzeć. Zajebiście przystojny. Opalony, ta twarz, te oczy. Wszystko. – Tiff udaje omdlenie.

– Nie wierzę. – Serce mi wali, gdy czekam na dalszy ciąg. – To szaleństwo!

– Zmusił mnie, żebym uklękła i… nie mogłam nawet… Ciągnął mnie za włosy, gryzł, poniewierał. Mówił świństwa. Wciąż się bałam, ale byłam podniecona. Cały czas myślałam, że powinnam to zatrzymać, ale nie chciałam.

– Jesteś szalona! – krzyczę, lecz mam na twarzy uśmiech.

– Jego kutas… O Boże. Powinniście zrobić z niego jakiś odlew i użyć przy produkcji następnego dilda w Alei. Wyruchał mnie w każdy możliwy sposób. Doszłam tak mocno, że… Najmocniej w życiu! Widziałam gwiazdy! Na tym etapie chodzę wokół kanapy. To po prostu za dużo. Wtedy Tiff robi pauzę, nabiera powietrza i patrzy mi w oczy.

– Mia, musisz to zrobić.

– Co? Ja? Chyba oszalałaś!

– Jako twoja najlepsza przyjaciółka i ktoś, komu kiedyś wyjawiłaś tę fantazję, mówię ci, nigdy nie przeżyłaś takiego seksu! To seks typu być-albo-nie-być, poziom adrenaliny aż tak skacze. Uwierz mi, musisz spróbować.

– Posłuchaj, nie oceniam cię, ale jesteś szalona. Nie mam takich jaj jak ty. A co, jeśli policja do nich dotrze i nasze nazwiska wypłyną?

Już fakt, że moim pierwszym zmartwieniem okazuje się potencjalne złapanie, a nie moralność samego układu, sprawia, że sobie nie ufam.

– Tak jak mówiłam, strona jest w deep webie. Głębokiej sieci. Używasz specjalnej przeglądarki oraz VPN-a i płacisz w bitcoinach. Wszystko jest szyfrowane. Właściwie nie da się ich złapać. Dyskrecja to sedno całej sprawy. Dzięki temu możesz bezpiecznie i bezwstydnie przeżyć swoją fantazję.

– Ja… sama nie wiem – mówię, znów biorąc do ręki wizytówkę. – Seks z nieznajomym?

– Czym to się różni od przygody na jedną noc?

– A co, jeśli będę chciała, żeby przestał, a on nie przestanie?

– Istnieją dzięki przekazowi ustnemu. Ich reputacja zostałaby zniszczona, gdyby nie uszanowali woli klientów. Facet zrobił swoje i się ulotnił. Nie wymieniliśmy ani słowa. Było anonimowo i cudownie.

Czuję motylki w brzuchu.

– Naprawdę byś chciała, żebym to zrobiła, co?

– Tak. Nie jest tanio, ale zrób to choć raz. Zanim umrzesz, musisz poznać, co to za uczucie. Poza tym na następny numerek dostanę wtedy pięćdziesiąt procent zniżki.

– Żartujesz sobie? – Śmieję się z niedowierzaniem, rzucając w nią wizytówką. – Chcesz, żebym to zrobiła dla zniżki?

– Nie! Daję ci tylko pełen obraz sytuacji.

– Wybacz, przyjaciółko, ale obawiam się, że nie jestem aż tak żądna przygód jak ty.

– Po prostu zachowaj wizytówkę, nie ma presji. Jeżeli się zdecydujesz, użyj numeru, który zapisałam na odwrocie. To mój numer referencyjny.

Tiff puszcza do mnie oczko.

Rozdział 3Mia

Co za absurd. Minął tydzień, odkąd Tiff opowiedziała mi o tym gwałcie na życzenie, a ja nadal nie mogę przez to spać. Jestem sobą obrzydzona, bo myślę o tym każdego dnia i skłaniam się ku temu coraz bardziej. Usprawiedliwiam przed sobą wprowadzenie pomysłu w życie.

To w końcu moje ciało, prawda? Moja seksualność. Cały czas rozmawiamy w Alei o przekonywaniu kobiet do badania swojej seksualności, o tym, że nie powinny się wstydzić. Ale to… wydaje się takie brudne i złe. I pewnie dlatego z każdą kolejną myślą czuję ciepło rozlewające się w brzuchu, a ramiona pokrywa mi gęsia skórka.

Nigdy nie widziałam Tiff aż tak czymkolwiek podnieconej. Nie było nawet blisko. Odkąd mi o tym powiedziała, wciąż z zazdrością myślę o wyrazie triumfu na jej twarzy. Właśnie to pragnę sama poczuć. Nie chcę domu na przedmieściach lub faceta, który będzie zabierał mnie na randkę do kina. Chcę tego, co zobaczyłam w oczach Tiff. Szaleństwa, histerycznego pożądania, gorączki. Przynajmniej chciałabym tego doświadczyć, zanim pewnego dnia może zdecyduję się na inne życie.

Miewałam w przeszłości ostry seks, ale zawsze wszystko było pod kontrolą. Znalazłam się blisko tej magii, którą opisywała Tiff, lecz nigdy nie dotarłam do głęboko skrywanej zwierzęcej części mnie. A pragnęłam tego. Facet, z którym wtedy byłam, wydawał się niepewny, odgrywał swoją rolę, bojąc się, że może przekroczyć granicę. A ja nie chciałam tylko ostrego seksu. Pragnęłam bólu, poniżenia. I żeby ktoś zabrał mnie na chwilę z mojej własnej głowy. Nie! Zmusił do wyjścia z niej. Brutalnie wypchnął z konwenansów. Jestem taka poukładana, że zawsze pragnęłam spotkać kogoś, kto rozbiłby mnie na tysiąc chaotycznych kawałków. Ale poziom agresji, którego pożądałam, nie był czymś, co mógł mi oferować którykolwiek z gości, z jakimi się spotykałam. Nie chcieli lub nie potrafili zabłądzić w te rejony. Może nie da się zrobić tego z kimś, kogo znasz. Ponieważ kiedy jest już po wszystkim, musisz spojrzeć tej osobie w twarz w prawdziwym świecie. Ciężko być przy kimś dzikim i normalnym jednocześnie. Pewnie właśnie dlatego powstała w ogóle taka usługa.

Dość poniżające byłoby, gdyby się wydało, jaki rodzaj pornografii lubię: klapsy, wiązanie, ciągnięcie, szczypanie. Aktorzy udający, że porywają kobiety, i robiący z nimi, co im się podoba. Ale to zawsze jest jedynie gra. Granica pomiędzy fantazją a prawdziwym życiem pozostaje wyraźna.

Rzucam się i kręcę na poduszce.

„Nie. Nie. Nie. Nie. Co jest z tobą, do cholery, nie tak? Naprawdę zastanawiasz się nad tym, by pozwolić jakiemuś nieznajomemu na sponiewieranie cię i ostry seks? Oficjalnie straciłaś rozum!”

Tym razem siadam na łóżku, całkowicie rozbudzona. Tylko popatrzę, tylko przejrzę tę stronę. Tylko zanurzę palec w tej brudnej wodzie.

Idę do salonu, siadam na podłodze przed stolikiem kawowym i otwieram laptop. Wpisuję adres strony, ale przenosi mnie do pustej witryny. Chwila, Tiff wspominała o deep webie. Coś o tym słyszałam. Potrzebuję VPN-a i jakiejś specjalnej przeglądarki.

Po kilku wyszukiwaniach w Google’u i paru kieliszkach wina jestem rozbudzona i buszuję po głębokiej, mrocznej sieci. To ciemny zaułek Internetu, gdzie możesz zamówić narkotyki, prostytutki i znaleźć nielegalną pornografię.

„Jest druga nad ranem, a ja przeglądam deep web w poszukiwaniu męskiej prostytutki do gwałtu na niby. Potrzebuję więcej wina”.

Idę do kuchni i kręcę głową, nalewając kolejny kieliszek. Chwilę potem sadowię się z powrotem przy stoliku. Wpatruję się w czarną stronę. To ankieta. Na górze napisano:

ABSOLUTNIE ŻADNYCH ZWROTÓW PIENIĘDZY. TRANSAKCJA NIE MOŻE ZOSTAĆ ANULOWANA. MUSISZ UŻYĆ PRZYDZIELONEGO CI BEZPIECZNEGO SŁOWA, ŻEBY ODWOŁAĆ SPOTKANIE PODCZAS JEGO TRWANIA.

Cholera, brzmi raczej poważnie.

JAK SIĘ O NAS DOWIEDZIAŁAŚ? WPISZ SWÓJ KOD REFERENCYJNY.

No dobrze, tak sobie tylko popatrzę, wypełnię ankietę dla zabawy… Łapię wizytówkę od Tiff i wpisuję jej kod referencyjny.

PROSZĘ WYBRAĆ PREFERENCJE DOTYCZĄCE PARTNERA SEKSUALNEGO. WYBIERZ WSZYSTKIE ADEKWATNE PUNKTY.

Patrzę na miliard kwadracików i zaznaczam:

WYSOKI

ATLETYCZNY/MUSKULARNY

CIEMNE WŁOSY

TATUAŻE

ODCIEŃ SKÓRY: JASNA LUB OLIWKOWA

KOLOR OCZU: BEZ PREFERENCJI

OWŁOSIENIE: PRZYCIĘTE (NIE W PEŁNI WYGOLONE) LUB WYGOLONE

OWŁOSIENIE TWARZY: KILKUDNIOWY ZAROST LUB GŁADKO WYGOLONY

To jak składanie faceta moich marzeń!

Następnie mamy grafik. Wybieram daty z kalendarza i przedziały czasowe oraz lokalizacje określające moją dostępność na czas udawanego gwałtu. Śmieję się z siebie, wypełniając tę część. „Tak, chciałabym zamówić napad na czwartek o osiemnastej. Tak, u mnie w domu będzie w sam raz”.

Potem pojawia się lista preferencji seksualnych. Znowu muszę wybrać wszystkie pasujące. To zbija mnie z tropu. Oczywiście wiem, co lubię, i wiem, o czym zdarza mi się fantazjować. Ale niektóre opcje wychodzą poza rzeczy, które kiedykolwiek brałam pod uwagę.

CZY LUBISZ BYĆ DUSZONA/CIĘTA/DOSTAWAĆ LANIE?

To pole zostawiam puste, wybieram inne. W miejscu na komentarz wpisuję: „Jestem otwarta, ale nic zbyt bolesnego. Oraz ŻADNYCH NOŻY”.

Nieoczekiwanie docieram do kwestionariusza dotyczącego zdrowia. Bardzo przypomina ten, który wypełniałam przy okazji oddawania krwi.

CZY PODCZAS OSTATNICH DWUNASTU MIESIĘCY:

MIAŁAŚ KONTAKT SEKSUALNY Z KIMŚ ZE ZDIAGNOZOWANYM HIV/AIDS LUB POZYTYWNY WYNIK TESTU NA OBECNOŚĆ WIRUSA HIV/AIDS?

BYŁAŚ LECZONA NA SYFILIS LUB RZEŻĄCZKĘ?

MIAŁAŚ KONTAKT SEKSUALNY Z PROSTYTUTKĄ LUB KIMKOLWIEK POBIERAJĄCYM PIENIĄDZE, NARKOTYKI LUB INNĄ ZAPŁATĘ ZA SEKS?

Ha! Ostatnie pytanie znowu mnie rozbawia. Może nie zostanę dopuszczona do korzystania z usług tej agencji, jeśli wcześniej korzystałam z innej. Happy Kitty: Prostytucyjne Usługi dla Ludzi Niekorzystających z Usług Prostytutek.

Czy w ogóle istnieje słowo „prostytucyjny”? Cóż, powinno.

Kwestionariusz zdrowotny dostarcza jedynie cienkiego płaszczyka bezpieczeństwa. Jasne, Happy Kitty to nie uliczny alfons z laską i kapeluszem z piórkiem, ale sam pomysł bycia tak blisko z nieznajomym, nieważne jak bardzo seksownym, wyzwala we mnie panikę.

Zastanawiam się, kim są mężczyźni dostarczający tych usług. Czy mają inne prace? Czy są podporami społeczności, do których należą? W jaki sposób Happy Kitty w ogóle rekrutuje tę ekipę przystojnych i rzekomo zdrowych mężczyzn?

Wypełniam kolejne części ankiety i pomysł wzięcia w tym udziału staje się coraz bardziej sensowny. Nie różni się to wiele od aplikowania do nowej pracy lub oddawania krwi. Jest tak… rzeczowo. Po prostu wklepuję słowa na stronę internetową. Nie umiem tego połączyć z czymś realnym, czymś, co potencjalnie mogłoby zmienić moje życie.

Po trzech kolejnych kieliszkach wina docieram do końca formularza. Przycisk „wyślij” wydaje się gapić na mnie wyczekująco. Poniżej znajduje się to samo ostrzeżenie, które widniało na początku ankiety. To już koniec. Jeśli kliknę przycisk, jedynym sposobem uniknięcia ataku będzie wypowiedzenie do napastnika mojego bezpiecznego słowa. Wybrałam słowo „tęcza”, pewna, że tego nigdy bym nie wykrzyczała podczas seksu, o ile nie chciałabym przerwać.

Ach, no i stracić dziewięciuset dolarów.

Zawieszam palec nad trackpadem. Przybliżam milimetr i znów odsuwam, testując i kusząc samą siebie. Prowokując.

Wystarczy sekunda. Nie, mniej niż sekunda. Wystarczy, że kliknę. Spróbuję czegoś szalonego. Mogę go nacisnąć i będzie po wszystkim. Wyślę formularz i nie pozostawię sobie wyboru, będę musiała się z tym zmierzyć przynajmniej do momentu spotkania twarzą w twarz z tym facetem.

Teraz mój palec leży już na powierzchni trackpada. Mogłabym dosłownie kichnąć i przypadkowo nacisnąć, ale coś mnie powstrzymuje. Może to resztka zdrowego rozsądku?

– Chwila, chwila – mówię do siebie i zamykam laptop, odsuwając się.

„Co ja sobie, do diabła, wyobrażam?”

Przeczesuję włosy palcami i mój wzrok znów wraca do komputera. Działa jak magnes. Drwi sobie ze mnie.

Wypróbowałam wszystko, co uważa się za normalność, i nie jestem do niej stworzona. Pochodzę z małego miasteczka, gdzie każdy pragnie zlać się z tłumem. Uciekłam od tego gówna nie bez przyczyny. Potrzebuję czegoś więcej. I to jest jedyna rzecz w moim życiu, która może tym być. Co więcej, Tiff to zrobiła, a ona nie chciałaby dla mnie źle.

Podbiegam do laptopa, otwieram go i strona pojawia się ponownie. Zaciskam powieki, krzywię się, jak gdybym miała zerwać plaster, i uderzam palcem w trackpad, czując leciutkie kliknięcie pod palcem wskazującym.

Otwieram oczy. Ekran przede mną wyświetla wiadomość:

TRANSAKCJA ZAAKCEPTOWANA.

BEZPIECZNE SŁOWO: TĘCZA.

TWOJE TAJNE PYTANIE: CZY TAŃCZYŁEŚ KIEDYŚ Z DIABŁEM W BLADYM BLASKU KSIĘŻYCA?

POPRAWNA ODPOWIEDŹ: ANANASY.

UWAŻAJ NA SIEBIE.

Z POWAŻANIEM,

HAPPY KITTY

Zrobione. Teraz nie mam już nad tym kontroli.

Zalewa mnie fala ulgi. Ale chwilę później czuję ucisk w dołku, a głowa wydaje się niepokojąco lekka. Nie jestem szalona jak Tiff, nie pakuję się w bijatyki na pięści z facetami w barach. Projektuję ładne dilda!

„Dobry Boże, co ja zrobiłam?”

Żołądek podchodzi mi do gardła i biegnę do łazienki, żeby pozbyć się jego zawartości.

Rozdział 4Mia

Dziś są urodziny Deweya i po pracy świętujemy na dachu Ca-fé Benelux.

Minął już tydzień od tego strasznego momentu słabości i fatalnej oceny sytuacji, kiedy kliknęłam „wyślij”. Gdy wypełniałam ankietę, nie zdawałam sobie sprawy, że przyjęcie urodzinowe Deweya wypadnie pierwszego dnia, który zaznaczyłam jako dostępny dla tajemniczego gwałciciela do wynajęcia. Mój żołądek jest cały dzień ściśnięty. Nie odbija mi kompletnie tylko dlatego, że po pierwsze: będę otoczona przez ludzi aż do momentu pójścia do łóżka, po drugie: wątpię, by ktokolwiek napadał mnie od razu pierwszego dnia.

To by było za proste. Tiff powiedziała, że czekała na swojego napastnika półtora tygodnia.

Bez przerwy recytuję więc moje bezpieczne słowo. Mam zamiar użyć go natychmiast, kiedy ten ktoś mnie dotknie. Cała ta sprawa to był fatalny, zupełnie nieprzemyślany pomysł. Nie jestem Tiff albo tamtą dziewczyną na telefon. Jestem Mią i choć lubię o sobie myśleć jako o seksualnej i perwersyjnej, nie jestem pieprznięta.

A Tiff nic nie powiedziałam. Chcę po prostu zapomnieć, że to w ogóle miało miejsce.

***

Laney wypłakuje mi się na ramieniu. Jest rozbita. Luke się nie oświadczył. Zabrał ją do ładnej restauracji, żeby powiedzieć, że dostał ofertę pracy w San Francisco. Ona się nie przeprowadzi, póki on się w pełni nie określi i cóż… Nie było pierścionka.

– Nie wiem, co mam zrobić – jęczy, szminkę i maskarę ma rozmazane na całej twarzy.

– Już, no już – mówię, wzrokiem skanując bar w poszukiwaniu nieskazitelnie ubranego, wysokiego i seksownego nieznajomego.

Czuję, jakby ktoś mnie obserwował, jak gdybym była gazelą tropioną z dystansu przez przyczajonego tygrysa.

„To tylko nerwy, Mia. Możesz kazać mu przestać. Będziesz dziewięćset dolarów uboższa, ale twoja godność pozostanie nietknięta”.

Przyjęcia organizowane przez Aleę mogą stać się niekiedy dość nieprzewidywalne. Nasza ekipa uwielbia dobrze się bawić. Jednak robi się coraz później i, tak jak Laney, wypiłam już za dużo drinków. Jestem gotowa wrócić do domu i paść na moje wygodne łóżko.

Mam plan: złapać taksówkę, wcisnąć kierowcy dodatkową dziesiątkę i poprosić, żeby przed odjazdem zaczekał, aż bezpiecznie wejdę do domu. Nie ma miejsca na głupie błędy!

Siedzę więc bezczynnie na tylnym siedzeniu taksówki, czując ulgę, że udało mi się uniknąć dziwacznej erotycznej przygody. Tak jak planowałam i pomimo lekkiego podchmielenia dałam radę wytłumaczyć kierowcy, by dopilnował, żebym weszła do domu i zamknęła za sobą drzwi. Zaproponował nawet, abym zapaliła i zgasiła światło na znak, że może odjechać.

Chwilę potem docieram do domu, wyjmuję klucze z torebki i otwieram drzwi. Kilka razy zapalam i gaszę światła, a następnie obserwuję przez okno, jak kierowca odjeżdża, i oddycham z ulgą.

Udało się.

Zrzucam ze stóp buty i włączam odtwarzacz płyt CD. Nagle przepełnia mnie radosny nastrój. Dobrze mi się układa: uwielbiam moją pracę, jestem rozkosznie wstawiona i mam trochę czasu dla siebie po godzinach balowania.

Tańczę samotnie w salonie, gdy zachciewa mi się jeść. Pędzę do kuchni, mrucząc słowa jakiegoś klasyka Backstreet Boys. Kiedy tylko otwieram lodówkę i do niej zaglądam, muzyka cichnie. Prostuję się z nadzieją, że zaraz zacznie grać dalej.

– Cholera! – mówię do siebie.

Piosenka miała właśnie przejść do mojego ulubionego fragmentu. Zarówno płyta, jak i odtwarzacz są stare i czasem coś się na chwilę zatnie. Ale tym razem dźwięk nie powraca. Przyprawia mnie to o gęsią skórkę, a włoski na ramionach podnoszą się jak naelektryzowane.

Wtedy gaśnie światło w salonie.

Nawet nie mam czasu się przestraszyć lub przeanalizować tego, co się dzieje. Obracam głowę i widzę mroczny cień tuż nad sobą. Mężczyzna jest wysoki i ma szerokie ramiona. Mierzy chyba ze sto dziewięćdziesiąt lub nawet sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu.

Otwieram usta, żeby coś powiedzieć. Co…? Sama nie wiem. Tymczasem on kładzie dłoń w rękawiczce na moich ustach.

– Ani słowa, suko.

Rozdział 5Tax

Zegar wskazuje dwudziestą trzecią i moja cierpliwość się wyczerpuje. Wiem, że ona jest na jakimś pieprzonym przyjęciu, ale gówno mnie to obchodzi. Chcę, żeby była tutaj.

Wreszcie słyszę nadjeżdżający samochód, który zatrzymuje się przed domem. Taksówka. Jest sama, tak jak oczekiwałem. Obserwuję Mię z szafy, gdy wchodzi do domu i zamyka za sobą drzwi. Robi nawet ten numer z zapalaniem i gaszeniem światła. Mała, głupia suka.

Kusi mnie, żeby wyskoczyć teraz, ale powinienem być cierpliwy. Muszę złapać ją w chwili, kiedy będzie tego najmniej oczekiwać i stanie się najbardziej bezbronna.

Chwieje się, najwyraźniej narąbana. Nie mogłem życzyć sobie lepszego wstępu, pijani ludzie są łatwi do obezwładnienia. Nie żebym obawiał się, że ta mała szmata mi się przeciwstawi.

Zdejmuje buty i sweter, więc mam okazję podziwiać jej kształty w białym podkoszulku i obcisłych dżinsach. Ma idealne piersi – pełne, ale sterczące – a teraz sutki są twarde, rysują się wyraźnie pod cienkim materiałem topu. Tyłek jest okrągły i jędrny. Ciało Mii zmieniło się przez lata, zaokrąglając się w odpowiednich miejscach. Mój kutas drży na samą myśl o tym wszystkim, co jej zrobię.

Gdyby tylko łaskawie zechciała iść do sypialni, mógłbym zaczynać. Okno salonu wychodzi na główną ulicę, a Mia na pewno zacznie krzyczeć. Za to sypialnia znajduje się na tyłach domu, od strony podwórka. Przepychanki na łóżku będą dużo cichsze niż w salonie, wśród wszystkich tych lamp i regałów wypełnionych badziewiem. Jak wiele bibelotów potrzeba jednej istocie ludzkiej? Czy to porcelanowy kot? Wygląda na to, że jedynie zakończę jej cierpienia. Powinna mi podziękować. Nie chcę się z nią śpieszyć, więc muszę poczekać trochę dłużej. Cholera, czekam od czternastu lat.

Nie, nie wierzę – ona włącza odtwarzacz CD.

„Co to za zapomniane przez Boga i ludzi gówno? Ach, Backstreet Boys”.

Nie mogę powstrzymać cienia uśmiechu, kiedy zaczyna tańczyć. Jest teraz taka beztroska. Czuje się bezpieczna.

Nie rozumie, że dzisiejszej nocy umrze.

Mia

Krzyczę, ale dźwięk zostaje zduszony przez jego dłoń. Trzyma mnie mocno przy sobie, przeczekując moje próby oswobodzenia się. Wierzgam nogami i trafiam w lodówkę, zrzucam opakowanie twarożku, które eksploduje na kuchennej podłodze. Kolejne kopnięcie zrzuca półkę, a pojemniki na żywność zsuwają się na posadzkę.

Wiedziałam, że to się stanie, ale mimo to nie boję się ani trochę mniej, zwłaszcza kiedy adrenalina zalewa moje ciało, a serce szaleje. Czuję się silniejsza, mam mięśnie ze stali, lecz i tak nie mogę wyrwać się z jego uścisku. I chociaż jestem boleśnie świadoma tego, co się dzieje, dziwna mgła otula moje myśli. Strach wyzwala we mnie całą tę świeżą energię, jednak nie mogę skupić się na niczym innym niż dłoń na moich ustach. Muszę pozbyć się tej cholernej ręki. Ale ten facet wydaje się zrobiony z kamienia: ciężki, masywny, zbity. Jestem pewna, że używa tylko ułamka swojej siły, podczas gdy ja wkładam w wyrywanie się wszystko, do czego jestem zdolna, i tracę energię z każdym kopnięciem.

Wtedy przypominam sobie coś, o czym wspominała Tiff. Mówiła o tym, jak bardzo była przerażona, jak bardzo walczyła, ale w końcu się poddała. Nagle uświadamiam sobie, że moja jedyna droga do wolności to pasywność. Nie dostanę szansy na wypowiedzenie bezpiecznego słowa, jeśli się nie uspokoję. Wtedy on zabierze rękę i będę mogła mówić. To ma sens, cała ta sytuacja opiera się na anonimowości. I jeśli sąsiad usłyszy, jak krzyczę, i wezwie policję, wszystko wyjdzie na jaw.

Oddycham głęboko w obleczoną w rękawiczkę dłoń nieznajomego, próbując rozluźnić ciało. W tym momencie moje zmysły znów się wyostrzają. Czuję wypukłości mięśni naciskających na moje ciało i delikatne nuty piżma, sosny oraz wanilii zmieszane z zapachem jego ciała. Jest ciepły. To ciepło dociera do moich nagich ramion i przenika przez materiał ubrania.

Kiedy się rozluźniam, uścisk słabnie i zauważam, że oboje dyszymy. Wreszcie nieruchomieję, próbując uspokoić oddech.

– Zabiorę rękę z twojej twarzy, ale nie waż się, kurwa, krzyczeć. Tylko piśnij, a cię załatwię, rozumiesz? – pyta.

Jego głos jest głęboki i intensywny, wstrząsa mną do głębi. Nie przeraża, ale podnieca. Nie miałam okazji dobrze mu się przyjrzeć, lecz sama jego postura, siła, zapach i głos wręcz krzyczą o męskości. Dominacji. Dzikości. Rzeczach, których poszukiwałam, ale nie potrafiłam znaleźć. Już teraz czuję płomień, którego nigdy do tej pory nie znałam, a przecież ten facet prawie nic nie zrobił. Moje ramiona i szyja pokrywają się gęsią skórką, sutki sterczą, ocierając się o materiał podkoszulka.

Gorączkowo kiwam głową. On wolno zabiera dłoń.

Jest tutaj. A ja nie wypowiadam mojego słowa. Mogę je wykrzyczeć, lecz nie muszę robić tego w tym momencie i z jakiejś niewytłumaczalnej przyczyny wcale nie chcę.

Wtedy uświadamiam sobie, że czuję coś grubego i twardego, napierającego na moje plecy. Tak dawno nie byłam z mężczyzną, a w tym spotkaniu jest coś prymitywnego. W fakcie, że ten masywny facet góruje nade mną. W jego zapachu, niskim głosie, dotyku. Nie ma tu uprzejmości, kurtuazyjnej rozmowy. Jedynie mężczyzna, który chce pieprzyć kobietę. Nie tylko pieprzyć, ale i posiąść.

W myślach obracam słowo „tęcza”, daje mi ono poczucie bezpieczeństwa. Przypomina, że to ja mam ostateczną kontrolę nad sytuacją. Ale teraz, w tej chwili, chcę więcej.

Przyciskam do niego tyłek i przekręcam głowę. Jego mocny chwyt słabnie, kiedy obracam się, by stanąć z nim twarzą w twarz. Nikłe światło lodówki pozwala mi zobaczyć widmowy zarys tajemniczego nieznajomego: jest tak wysoki, jak mi się wydawało, oraz ubrany w czarny garnitur szyty na miarę i białą koszulę, bez krawata. Rozpięta góra koszuli zdradza, że jest też umięśniony. Nie mogę zobaczyć jego twarzy, bo zakrywa ją kominiarka. Widzę jedynie parę wpatrujących się we mnie ciemnych oczu i pełne wargi.

Następuje moment bezruchu. Trwa może sekundę, ale adrenalina sprawia, że wszystko wydaje się zarówno szybkie, jak i powolne. Niepewnie podnoszę rękę, żeby dotknąć maski, ale łapie mnie wielką dłonią i boleśnie wykręca nadgarstek.

– Ach! – wykrzykuję z bólu. Jest on jednak przelotny, to bardziej upomnienie niż próba zrobienia krzywdy.

– Stul pysk – mówi szorstko.

Milknę. Nie mówię ani słowa, nasze ciężkie oddechy wypełniają ciszę.

Lodówka zamyka się z głuchym trzaskiem i ciemność zalewa cały dom. Skórzana rękawiczka sunie w górę po moim brzuchu, muska twardy sutek i szyję, a potem mężczyzna brutalnie ciągnie mnie za kucyk.

Znów krzyczę. Jego druga dłoń ponownie zakrywa mi usta.

– Cicho.

Czuję, jak jego penis naciska na mój brzuch, i znowu, właściwie odruchowo, ocieram się o niego.

– Tego właśnie chcesz, mała pieprzona dziwko?

Przygryzam wargę. Mogę to zatrzymać, mogę sprawić, że sobie pójdzie. Mogę wymówić słowo, które ćwiczyłam przez cały tydzień przekonana, że cała ta sytuacja będzie czymś, czego absolutnie nie chcę.

Zamiast tego kiwam głową.

Popycha mnie na lodówkę. Zimno stali nierdzewnej w połączeniu z ciepłem jego ciała działają elektryzująco. Jęczę cichutko, poddając się pożądaniu i obezwładniającej woli tego mężczyzny.

Wtedy gryzie mnie w szyję. Na początku podoba mi się to, jak gdyby robił mi malinkę, ale potem wgryza się tak mocno, że ból wybucha w moim ciele i instynktownie zamierzam się na niego pięściami. Lecz on łapie je z łatwością i wygina mi ręce za plecami.

Miejsce ugryzienia emanuje bólem. Samo to, że naznaczył moje ciało w taki sposób, wywołuje podniecenie. Ciemna sylwetka zaciąga mnie do salonu, wpadamy na fotel, kiedy próbuję oswobodzić ramiona, lecz on rzuca mnie na dywan, twarzą do podłogi.

Jego ręka naciska na moje plecy i przytrzymuje w miejscu, a wtedy czuję dotyk zimnej stali. Do tego czasu zgadzałam się na wszystko niemal pasywnie, ale teraz stawiam opór i wyrywam się, trafiając tyłkiem w jego krocze. Zaskakuje mnie, że jestem w stanie mu się wywinąć. To musi być efekt działania adrenaliny. On jednak reaguje, przygwożdżając mnie całą swoją wagą i sprawiając, że nie mogę choćby drgnąć.

Czuję frustrację i wściekłość. Może powinnam wypowiedzieć słowo bezpieczeństwa i to skończyć? Spieprzyli. Zawiedli moje zaufanie, pozwalając na przyniesienie zakazanego narzędzia. Wizje pociętego ciała i krwi wypełniają moje myśli i z trudem łapię powietrze, dławiąc się paniką i nie będąc w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Wreszcie z mojego gardła wyrywa się pojedynczy dźwięk.

Kiedy już mam krzyknąć coś o nożu, słyszę odgłos rozrywanego materiału, a top zsuwa się z mojego ciała. Ostrze przecina go z łatwością. Chłodne powietrze owiewa moją odkrytą skórę i w tym właśnie momencie uświadamiam sobie, że to się dzieje naprawdę. Jestem pijana, z twarzą w dywanie i bez bluzki, w towarzystwie nieznajomego, któremu zapłaciłam, by mnie przeleciał. To moment, którego potem nie będę mogła zbagatelizować jako efektu słabej oceny sytuacji, ciekawości czy nawet wypicia kilku kieliszków wina. Jeśli tego nie skończę, będzie to moja decyzja.

Ale wciąż nie chcę, żeby przestawał.

Przetacza mnie na plecy, moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i światło lamp ulicznych sączące się do pokoju pozwala mi lepiej przyjrzeć się napastnikowi. Zdjął marynarkę i widzę wyraźniej jego ciało przypominające literę „V” – szerokie ramiona i wąską talię. Ma mocno zarysowane, wystające obojczyki. Nigdy dotąd nie zwracałam na nie uwagi u mężczyzn, a już na pewno nie wydawały mi się seksowne, póki nie zobaczyłam tych należących do niego.

Siada na mnie okrakiem, dysząc niczym zwierzę. Czuję ciepło emanujące spomiędzy moich ud. Ucisk się nasila. Potrzebuję dotyku, ktoś musi mnie uwolnić od napięcia promieniującego na resztę ciała.

Sięgam do jego paska, akceptując swoją rolę w tej scenie, ale on znowu łapie mnie za nadgarstki. Następuje kolejny moment bezruchu. Czekam, co zrobi, a on chwyta za moje nadgarstki unieruchamia mi je nad głową. Przytrzymuje je jedną ręką, drugą sięga do piersi, nabrzmiałych z pożądania, i szczypie sutek. W odpowiedzi jęczę i kręcę biodrami. Chcę, żeby mnie całował. I żeby zdjął tę pieprzoną maskę.

– Nie ruszaj się – rozkazuje, ściskając mocno moje ręce.

Krzywię się z bólu, ale tym mocniej czuję pragnienie buzujące tuż pod pępkiem.

– Ssij je, proszę – błagam ulegle.

Natychmiast uświadamiam sobie, co powiedziałam, co jeszcze bardziej podkręca seksowność całej sceny. Oczywiście wszystko jest pierwotne, zwierzęce i pozwala zapomnieć o całej reszcie, ale drugi składnik to anonimowość: mogę powiedzieć, co chcę, bo nie obchodzi mnie, co on sobie pomyśli.

Wydaje z siebie gardłowy dźwięk. Waha się. Tiff widziała twarz swojego napastnika, ja chcę zobaczyć mojego.

– Chcę poczuć twoje usta. Bez maski – błagam. – Możesz robić, co tylko zapragniesz – mówię, a mój głos drży, bardziej z podniecenia niż ze strachu. To ja poddaję się jego woli.

Pochyla się nade mną, dłonią wciąż przyciska moje nadgarstki do podłogi, wciąż siedzi na mnie okrakiem, przygwożdża swoim ciężarem. W ciemnym domu panuje głucha cisza. Po kilku sekundach moje uszy wyłapują jednak dźwięk naszych oddechów, a wzrok przesuwa się po konturach klatek piersiowych, unoszących się i opadających z każdym wdechem i wydechem. To piosenka bez słów, opowiadająca o głębi pożądania i strachu.

Wtedy bez ostrzeżenia zadziera kominiarkę, zostawiając ją na głowie niczym czapkę. Mogę dostrzec zarys jego twarzy. Nadal kryje się w mroku i niewiele widzę, ale potrafię stwierdzić, że jest powalający: mocno zarysowana linia szczęki, pełne usta, rzymski nos. Moje oczy wędrują w dół do wytatuowanej szyi. To plątanina węży, która zdaje się ożywać z każdym napięciem i rozluźnieniem mięśni. Zanim zdążę bardziej wytężyć wzrok, on pochyla się i dotyka ustami moich piersi, jego zarost drapie delikatną skórę. Znów mnie gryzie, wiję się pod nim, zarówno walcząc, jak i poddając mu się.

– Cholera! – krzyczę.

Jego usta są wszędzie, na mojej klatce piersiowej i brzuchu, brutalnie całując, gryząc, pochłaniając mnie. Nie umiem rozróżnić, co mnie boli, a co sprawia przyjemność. Delikatność miesza się z dzikością.

Pragnę tego tak bardzo, że moje ciało znowu walczy. Próbuję go z siebie zrzucić. Wiem, że to nie ma sensu, ale chcę, żeby był bliżej, pragnę jego ciała na swoim. Wszystko, co robię, spotyka się z równie intensywną, ale zupełnie przeciwną reakcją. Im bardziej walczę, tym bliżej on się przysuwa.

Napiera na mnie, jestem bezradna, ale nie czuję się taka – sama to wybrałam. Wbrew temu, co powtarzałam sobie cały tydzień, sekretna część mnie, uciszana przez przyzwoitość i dobre wychowanie, znalazła w sobie siłę, żeby wyrwać się na wolność. Próbowałam ukryć ją z powrotem, ale ten człowiek wyciąga ją znowu, choć ona wrzeszczy i kopie. Pożądam tego wielkiego, brutalnego mężczyzny, który używa mojego ciała dla własnej przyjemności.

Zabiera obie dłonie, żeby rozpiąć moje dżinsy, i sięga po nóż. Oczy rozszerzają mi się ze strachu. Czy powinnam wypowiedzieć bezpieczne słowo? Przypomnieć mu, że w ankiecie prosiłam o nieposiadanie takich rzeczy?

Postanawiam zaczekać kilka sekund i zobaczyć, co zrobi. Teraz, gdy nóż został już raz użyty, nie przeraża mnie aż tak bardzo jak wizje, które sama stworzyłam. Połyskuje w ciemności, odbijając bursztynowe światło lamp ulicznych. Mężczyzna wsuwa narzędzie płasko w moje rozpięte dżinsy i przecina materiał. Kiedy pojawia się rozcięcie, bez wysiłku rozrywa spodnie i zdziera materiał, obnażając mnie.

Cieniutka koronka stanowi teraz jedyną barierę pomiędzy mną a tym odurzającym nieznajomym. Nożem przecina dwie tasiemki trzymające stringi na biodrach. Zsuwają się posłusznie, a on zwija je dłonią w kulkę, drugą brutalnie ściskając moje policzki.

– Otwórz usta.

Rozluźniam szczękę, a obleczona w skórzaną rękawiczkę dłoń wpycha mi majtki do buzi. To już prawie za dużo: plugastwo tej sceny, podniecenie, niepokój. Czuję, jakbym balansowała na krawędzi wysokiego budynku i zaczynała tracić równowagę. To jak strach i pobudzenie towarzyszące walce o przetrwanie. Lecz te uczucia trwają zazwyczaj sekundę lub dwie, teraz natomiast mam do czynienia z czymś nieustającym i nieubłaganym.

Tatuaż znów przyciąga moją uwagę, węże wiją się na szyi. Chcę go ugryźć, chcę go pocałować, ale on nie pozwoli mi się dotknąć.

– Nie ruszaj tymi pieprzonymi dłońmi – warczy, choć ręce mi nie drgnęły, odkąd przyszpilił je nad moją głową. Nie musiał nic mówić, przekaz był wyjątkowo wyraźny już wcześniej.

Otumaniona adrenaliną i pożądaniem obserwuję, jak rozpina pasek, sięga w głąb spodni i wyjmuje penisa. Łapię się na westchnieniu, kiedy w ciemności salonu dostrzegam jego zarys: jest długi i gruby. Spodziewałam się tego, ocieranie o niego dało mi pewne wyobrażenie, ale trzon okazuje się gładki i symetryczny, a główka gruba i śliczna. Jest… piękny. I wygina się lekko do góry. Mój Boże, on się wygina!

Jestem ekspertką w tworzeniu zabawek, które mają przynieść kobietom przyjemność, i jeśli bogowie stworzyli kiedyś członka, który miałby doprowadzić kobietę do maksymalnej ekstazy, był to ten właśnie penis.

Facet łapie za mój kucyk, podciągając mnie do pozycji siedzącej. Wyciąga majtki z moich ust ruchem godnym magika.

– Liż.

Waham się. Mam zawroty głowy od ciągłych zmian pozycji, co przypomina mi, że wciąż jestem pijana. On nadal trzyma twardego penisa przed moimi ustami. Kiedy biorę głęboki wdech, wargi muskają główkę. Po chwili mężczyzna się odsuwa. Zaciska mi palce na włosach, stanowczo przyciągając moją głowę do siebie.

Do tego momentu wszystko ograniczało się do brutalnego tańca, w którym prowadził nieznajomy. Nic więcej. Jeśli zrobię to, o co mnie prosi, co każe mi zrobić, stanę się inną Mią. Chociaż zawsze uważałam się za otwartą w sprawach seksu, byłam też bardzo odpowiedzialna. A to jest więcej niż nieodpowiedzialne. Jest lekkomyślne, nieostrożne… Nigdy więcej nie mogłabym już powiedzieć o sobie w ten sam sposób. Centymetr po centymetrze przesuwałam się na drugą stronę, odkąd Tiff przekazała mi wizytówkę. Teraz, gdy patrzę wstecz, dostrzegam, że kilometry dzielą mnie od osoby, która krzywiła się na samą myśl o tym pomyśle. Niczym rozbitek dryfujący z oceanicznym prądem dopłynęłam do brutalnego uścisku tego mężczyzny, a nawet nie czułam, że się poruszam. Jestem tutaj, daleko od kogoś, kto nie przyjąłby do wiadomości wzięcia takiego faceta w usta. Nie ma już powrotu.

Dlatego niepewnie, ale posłusznie wysuwam język i dotykam samego czubka penisa. Z każdym liźnięciem jestem coraz hojniejsza. A on staje się coraz bardziej zachłanny.

– Ssij, dziwko.

Warczę w reakcji na „dziwkę”. Nienawidzę tego pieprzonego słowa, a on właśnie tak mnie nazywa. Ale gniew tylko mnie rozpala, dodaje lubieżności i oto zaciskam wargi wokół członka.

„Już ja mu pokażę dziwkę, będzie jęczał moje imię”.

Dłonie mężczyzny sięgają do mojej głowy i palce przeczesują włosy, narzucając mi tempo, którego pragnie.

On pragnie. Ale ja też, więc ssę z zapałem i pasją. Chcę skusić go, by dał mi więcej.

Zapach jego genitaliów – mieszanka delikatnego aromatu mydła i naturalnych feromonów – sprawia, że moja cipka pulsuje od pragnienia. Nie ma odwrotu.

Prowadzi moje dłonie w górę, dając mi pozwolenie na zajęcie się jego penisem i jądrami. Masuję je jedną dłonią, drugą pieszczę trzon.

Ma zamknięte usta, ale wydostają się z nich zachrypnięte, gardłowe pomruki. Zaczynam się obawiać, że może skończyć, zanim ja zaznam spełnienia.

Odsuwam się. Wiem, że go to rozzłości, ale mam to gdzieś. Patrzę prosto w ciemne oczy i błagam bez słów.

– Chcesz, żebym cię pieprzył – mówi. To nie pytanie, raczej stwierdzenie.

Nie odpowiadam, ale moje oczy dalej proszą.

Na jego twarzy pojawia się zadowolony, arogancki uśmieszek. Potem jednym pchnięciem wciska się znowu pomiędzy moje wargi. Dalej liżę, ssę, masuję. Pieprzy moje usta bez zastanowienia, wpycha się aż do gardła. Ta dzikość tylko potęguje pragnienie, by jego fiut znalazł się w mojej cipce.

W końcu wysuwa się z moich ust. Przeleci mnie, ale na swoich zasadach.

Chłodna w dotyku skóra rękawiczek naciska ze złością na wewnętrzne strony moich ud, rozsuwając je. Moją pierwszą reakcją jest opór, bezrefleksyjna odpowiedź na siłę zastosowaną przeciwko mnie, ale ciało poddaje się właściwie natychmiast. Twarz mężczyzny znika pomiędzy udami. Nieznajomy wsuwa we mnie swój język. Głośno jęczę, próbuję objąć go nogami, ale dociska je do podłogi tak mocno, że nerwy aż krzyczą z bólu.

Miauczę jak kotka w rui, ciepłe fale wilgoci z cipki przytępiają niepokojący ból. Czuję gotowość, ale to coś więcej – jak gdyby moja szparka pragnęła go, zapraszała swoim śliskim ciepłem.

Nieznajomy liże mnie po całym wejściu. Drżę od obezwładniającego erotyzmu tej chwili, od tego, w jaki sposób on kosztuje owoców swojej tyranii. Liże mnie jak ktoś, kto pragnął tego latami i wreszcie może to pragnienie ugasić.

Wiele czasu minęło, odkąd ostatnio czułam ciepło czyichś ust na cipce, a to uczucie – ten poziom podniecenia i pasji – jest czymś, czego do tej pory w ogóle nie zaznałam. Wyję jak zwierzę. Nie ma imienia, które mogłabym wykrzyczeć, nie znam tożsamości mężczyzny, który tonie we mnie w tej chwili. Nie jesteśmy już nawet ludźmi, lecz samym seksem.

Ssie łechtaczkę i chociaż nie powinnam, wyciągam do niego ręce, ściskam materiał kominiarki na czubku jego głowy, gdy zalewa mnie eksplozja przyjemności. Impulsy elektryzującego gorąca przetaczają się przez moje ciało.

Wykrzykuję okropne, brudne słowa, a moje biodra wbijają się w jego twarz. Język i wargi wciąż tańczą wokół cipki.

– Jeszcze, kurwa, nie skończyliśmy. – Te słowa wibrują na mojej podrażnionej skórze.

I całe szczęście. Muszę poczuć tego pięknego penisa w sobie.

Mężczyzna podciąga mnie do klęku i opadam na jego pierś. Jest jak ściana, co przypomina mi tylko o mojej bezbronności. Ustawia mnie jak lalkę, jak przedmiot przynoszący zaspokojenie. Może tym właśnie dla niego jestem: żywą zabawką erotyczną.

Moje oczy podążają za jego tatuażem i bez żadnej sensownej przyczyny próbuję go pocałować. Ciągnie mnie za kucyk tak mocno, że głowa odskakuje mi do tyłu.

– To moje ostatnie ostrzeżenie. Żadnego całowania, trzymaj ręce przy sobie.

Wstaje, ciągnie mnie w górę, po czym popycha w stronę kanapy, na której zaledwie dwa tygodnie temu Tiff opowiedziała mi o swoim przeżyciu. Mężczyzna rzuca mnie na oparcie, przyciskam więc do niego piersi i klękam.

Brutalnie szarpie moje biodra, żebym wypięła tyłek. Nabrzmiała główka pociera moją śliską szczelinę. Przygryzam wargi i jęczę, gdy tak mnie drażni. Przestałam myśleć o tym, że to gwałt na zamówienie, już kiedy mój język zlizywał jego preejakulat. Przestałam zastanawiać się nad użyciem bezpiecznego słowa, gdy dotknął ustami mojego wzgórka. Wyzbyłam się moralności, opuścił mnie cały rozsądek.

Tymczasem palce mężczyzny przeczesują mój kucyk.

– Błagaj o to, ty mała szmato.

Cała drżę. Jak do tego doszło? Jak się tu znalazłam, błagając udawanego gwałciciela, żeby mnie wyruchał?

Ale nie mam wyboru: czuję ciepło główki wspartej o wrażliwe wargi cipki. Ściany mojego wnętrza zaciskają się na pustce, błagając o wypełnienie. Ciało nie pozwoli mi przestać.

Mimo to waham się. Ile jeszcze może ze mnie drwić i upokarzać? Byłam rzucana, nazywana dziwką, suką, moje ubrania zostały podarte, na skórze widnieją ślady po ukąszeniach.

Przesuwa się powoli w górę i w dół, drażniąc mnie i kusząc.

Prawie się rozpuszczam i zmieniam w mruczącą galaretkę. Znów ciągnie mnie za włosy. Naprężam się i jestem gotowa, by przyjąć jego brutalność.

Zarost drapie mój policzek, a wargi pieszczą ucho.

– Powiedziałem „błagaj”.

Znów zaciska palce na moich włosach, czuję okropny ból. Pragnę ulgi. Pożądam go tak bardzo, że tracę wolną wolę.

– Proszę – skomlę łamiącym się głosem.

– Głośniej.

Szorstki ton prawie maskuje zadowolenie w jego głosie.

– Proszę – mówię bardziej stanowczo.

– Głośniej – odpowiada okrutnie.

– Proszę! – wyrzucam z siebie.

– Głośniej, suko.

Nie będzie zadowolony, dopóki nie pozbawi mnie resztek godności.

– Proszę!

To już prawie krzyk, ale mój głos jest podszyty wstydem.

Z wściekłością wpycha się aż do samego dna. Krzyczę, odrzucając głowę w tył i mocno chwytając się oparcia kanapy. Jego penis wygina się głęboko we mnie, sprawia mi ból.

– Nie przestawaj błagać, suko. I to głośno, chcę słyszeć, jak krzyczysz.

Wyjmuje prawie całego i znów się we mnie wbija.

– Proszę! – krzyczę, wyginając plecy.

Znajduje rytm. Im więcej proszę, im głośniej proszę, tym mocniej mnie pieprzy.

Ciszę domu wypełnia odgłos bioder uderzających o tyłek, dźwięk penisa unurzanego w sokach oraz moje błaganie.

– Proszę! Proszę! Proszę! Proszę!

– Dokładnie tak, pieprzona dziwko – warczy.

Jeśli przestanę błagać, on też przestanie. To poniżające, brudne, ale rozpala każdą erogenną strefę mojego ciała do czerwoności.

Jądra uderzają mnie gwałtownie, z każdym plaśnięciem coraz bardziej podniecając.

Cała ta scena – nieznajomy wbijający się we mnie przy akompaniamencie moich błagań – sprawia, że wybucham niczym wulkan. Mój umysł koncentruje się wyłącznie na mężczyźnie. To właśnie są pasja i zapomnienie, których szukałam. Już dawno wyrzuciłam wstyd i przyzwoitość za okno. Mogę być seksualnie wyzwolona. Mogę przyznać, że chcę kutasa, spermy, ciągnięcia za włosy i szczypania sutków. Mogę krzyczeć tak głośno, jak mi się spodoba. Nic innego się nie liczy, tylko penis tego faceta naciskający na ścianki mojej cipki.

Wreszcie zostaje w środku, jego fiut nie przestaje ocierać się o mnie. Napięcie cały czas wzrasta. Wszystko się napina, każdy por na mojej skórze się kurczy, sutki twardnieją i stają się tak wrażliwe jak nigdy dotąd, jego zarost pali moją szyję, mięśnie ud zaciskają się, a ciepły oddech jest jak wiatr na moim policzku.

– Proszę! – krzyczę, bo wiem, że tego właśnie chcę.

Nie może teraz przestać, musi mnie wziąć, całą. Sięga do mojego wzgórka i skupia uwagę na łechtaczce, pobudzonej już ponad miarę. Zaciskam się wokół jego twardego penisa i wreszcie… Wszystko się uwalnia. Wszystko wybucha, eksploduje, roztrzaskuje się.

Słyszę własny głos: drżący, słaby krzyk. Mężczyzna zakrywa mi usta dłonią, okrzyk jest na tyle głośny, że mógłby przyciągnąć uwagę sąsiadów. Jego członek nabrzmiewa we mnie, uścisk nasila się. Nieznajomy trzyma tempo, wciąż zasłania mi usta jedną dłonią, a drugą ściska pierś, obracając sutek między palcami. I zanim dojdę do siebie, czuję, że nadchodzi drugi orgazm. Nie chce mi się wierzyć, że zaraz znowu będę szczytować.

Jęki mężczyzny zmieniają się w warknięcia. Gryzie mnie w szyję. Ściska mój cycek tak mocno, że aż krzyczę, kutas pulsuje, a facet mruczy. Wystrzeliwuje we mnie swoje ciepło, a ja znowu dochodzę, zaciskając się wokół drżącego penisa.

Lekkomyślne. Nieodpowiedzialne. Brudne. Niebezpieczne.

Porywające. Erotyczne. Dzikie. Euforyczne.

Jak jedna rzecz może być tym wszystkim jednocześnie? Jak to możliwe, że zajrzenie do rynsztoka mojej duszy jest niczym dotyk nieba?

Rozdział 6Mia

– Wstawaj – mówi pomiędzy ciężkimi oddechami, ściągając maskę w dół, by ponownie zakryć twarz.

Dzwoni mi w uszach od intensywności wielokrotnego orgazmu. Mój słuch jest przytłumiony, głos nieznajomego wydaje się odległy, jak gdybym znajdowała się pod wodą. Jakby nieopodal wybuchła bomba. Przełykam z trudem, rozpaczliwie próbując się pozbierać i wyostrzyć słuch.

– Co? – pytam wyczerpana i psychicznie rozbita.

Próbuję poradzić sobie z tym, co przed momentem miało miejsce, nie przestając być mentalnie obecna z mężczyzną, który podpalił przed chwilą mój świat. Zerkam na podłogę, gdzie leżą moje poszarpane ubrania. Lampa jest przewrócona, kilka bibelotów także, dywan zmięty. Może jednak wybuchła tu bomba?

Nieznajomy ciągnie mnie za łokieć i stawia na nogi.

– Chodź. – Jego głos jest głęboki, poważny i niecierpliwy.

Zaciąga mnie do łazienki, odsuwa zasłonę prysznica i włącza wodę.

– Właź.

Patrzę na niego niepewnie, ale łapie mnie mocno za ramię, więc wchodzę. Zaciąga zasłonkę, zostawiając tylko niewielką szparę, przez którą może obserwować, co robię.

– Umyj cipkę.

Zerka na mnie, kiedy się namydlam. Potem, najwidoczniej usatysfakcjonowany, zaciąga materiał do końca.

Nareszcie zostaję sama. Patrzę na dłonie, które nadal drżą. Zastanawiam się, co powinnam powiedzieć.

„Czy podziękować mu za usługę? Co się, do cholery, wydarzyło? Kim ja w ogóle jestem i co przed chwilą zrobiłam? Pozwoliłam wyruchać się nieznajomemu! O mój Boże. O kurwa. Ja pierdolę”.

Prysznic działa otrzeźwiająco i do mojego umysłu wkrada się panika. Serce ściska się boleśnie, a ja agresywnie szoruję się mydłem, opierając o zimne kafelki. Moje nogi wciąż są z waty i ledwo się na nich trzymam. Dreszcze przebiegają po ciele niczym wstrząsy sejsmiczne. Przypomina mi to o szalonej przyjemności, którą otrzymałam od mężczyzny o nieznanym mi imieniu.

Mój system nerwowy pracuje na pełnych obrotach, całkowicie uniemożliwiając rozluźnienie się i jasne myślenie, redukując mnie do kłębka nerwów. Nie mam w tej chwili pojęcia, co czuję. To, co zrobiłam, było głupie, bezmyślne i cholernie szalone, lecz jednocześnie okazało się też najbardziej erotycznym i zmysłowym doznaniem w moim życiu. Nigdy nie doszłam tak mocno i tak wiele razy. Nigdy nie pozwoliłam sobie tak dać się porwać chwili, jak przed momentem w salonie. I nigdy jeszcze mężczyzna nie pieprzył mnie w ten sposób, z tak czystym pożądaniem. Oboje mieliśmy gdzieś konwenanse, uczucia i przyzwoitość. To było niestosowne, wulgarne, złe… niemoralne. Dyskomfort i zakłopotanie przestały istnieć. Kiedy mnie brał, wstyd gdzieś uleciał. Jednak teraz, w samotności, za zasłonką prysznica, nie mogłam nie zacząć go odczuwać.

Zdrowy rozsądek siłą ciągnie mnie z powrotem do teraźniejszości. W moim mieszkaniu jest seksowny, ale nieznajomy facet. Odsuwam zasłonkę. Łazienka okazuje się pusta. Wyłączam wodę, owijam się ręcznikiem i ostrożnie wychodzę na korytarz, ociekając wodą. Dom wciąż tonie w ciemnościach.

– Halo? Nadal tu jesteś?

Na palcach chodzę od pokoju do pokoju, zostawiając za sobą mokre ślady – przypomnienie o bezsensownej próbie zmycia z siebie uczucia nieczystości. Jest jednak za późno. Już rozgościło się w środku, pod skórą. Pomimo skrupulatnego planowania tego zdarzenia zalewa mnie irracjonalne poczucie zagrożenia. Nie powinno, ten facet to profesjonalista. Ale przecież go nie znam.

Nie wiem o nim absolutnie nic.

Bez słowa przemierzam puste pokoje, docierając wreszcie do salonu. Krzesło leży na boku, lampa wciąż jest przewrócona, dywan skotłowany, zniszczone ubrania poniewierają się po podłodze. W kuchni posadzkę pokrywają jedzenie i pojemniki na żywność.

Wtedy uświadamiam sobie, że nieznajomy, który tak niespodziewanie pojawił się w moim życiu…

Odszedł.

Tax

Z trzaskiem zamykam drzwi samochodu i uderzam pięścią w kierownicę.

„Co się, do cholery, właśnie stało?!”

Nic nie poszło zgodnie z planem.

Odrzucam głowę do tyłu i przecieram dłońmi twarz, nabierając głęboko powietrza. Na moich ubraniach pozostał jej zapach, słodki i mydlany. Wciąż czuję ją na ustach. To mi przypomina jej cipkę rozkwitającą dla mnie, oraz sposób, w jaki błagała, żebym ją pieprzył, i to, jak drżała na moim kutasie.

Ściągam marynarkę, próbując pozbyć się obecności tej dziwki. Jej esencji.

Nadal ciężko mi złapać dech, bawię się nożem myśliwskim, którego zamierzałem użyć dzisiejszej nocy. I użyłem, ale nie w sposób, w jaki planowałem.

Cholera, to się nie miało tak potoczyć. To miał być koniec. Wielki finał. Historia miała zatoczyć koło.

Ale rozproszyłem się i spieprzyłem sprawę.

Do tej pory podczas misji odnosiłem sukces już za pierwszym podejściem. To dla mnie coś zupełnie nowego. Biorę to więc za znak, że koniec Mii powinien być znacznie bardziej spektakularny.

Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale… czas na plan B.

Rozdział 7Mia

– Mia!

Podskakuję na krześle, kiedy Dewey stuka mnie w ramię, wymawiając moje imię.

– Och, cześć… Co słychać?

– Nie chciałem cię przestraszyć, ale wołałem chyba pięć razy. Może powinnaś ściszyć dźwięk w słuchawkach? Fatalnie by było, gdybyś straciła słuch, moja droga.

Z wysiłkiem przywołuję na twarz sztuczny uśmiech.

– Znasz mnie. Czasem koncentruję się aż za bardzo. Ależ teraz kłamię. Istnieje tylko jeden powód, czemu moje myśli krążą gdzie indziej.

– Mniejsza z tym, mam sprawę. Zanim pójdziesz do domu, wstąp do mojego biura. Chciałbym z tobą porozmawiać o kilku rzeczach.

– Och… Jasne. Oczywiście. Wszystko w porządku?

– Tak – mówi, zbywając mój niepokój machnięciem ręki. – Pogadamy później.

Spotkanie na osobności, kiedy pozostali pracownicy już opuścili biuro, nie jest w stylu Deweya i to mnie niepokoi. Cóż, od ostatnich pięciu dni niepokoi mnie właściwie wszystko. Naprawdę. Teraz wcale nie słuchałam muzyki. Miałam słuchawki na uszach, żeby współpracownicy zostawili mnie w spokoju. Myślami nie mogę przestać wracać do tamtej nocy.

Wciąż nie potrafię zdecydować, co czuję w związku z tym, co się stało. To prawdziwa mieszanka wrażeń. Mam teraz brudny sekrecik, z którym nie umiem się rozstać. Czasami odczuwam do siebie intensywny wstręt. Pojawia się też strach. W końcu uprawiałam seks bez zabezpieczenia z nieznajomym – a obietnica braku chorób wenerycznych u prostytutki z tajemniczej agencji nie jest tak uspokajająca już po fakcie. Jednak większość czasu mój umysł odpływa w kierunku konkretnych momentów i wspomnień.

Myślę o szczypiącym bólu ugryzień, jakie nieznajomy zostawił na mojej skórze, o tym, jak jego zarost drapał mój brzuch, kiedy lizał mnie, schodząc w dół, pomiędzy uda. Pamiętam jego zapach… Myślę o grubym, wygiętym penisie i o tym, jak pocierał mnie nim, jak zmuszał do błagania aż do momentu, gdy wyzbyłam się wszelkich zahamowań. A to napełnia mój brzuch motylkami. Nie mogę jeść. Nie mogę spać. Nie mogę nawet skupić się na pracy, którą uwielbiam.

Pewnie dlatego Dewey chce mnie widzieć. Żeby wypytać, czy coś się stało, czy wszystko w porządku. Pracuję tu od ośmiu lat i znamy się naprawdę nieźle. Jest po prostu takim typem człowieka. Zależy mu. I pewnie dlatego chce ze mną porozmawiać, gdy biuro opustoszeje.

Ledwo pamiętam cokolwiek z tego tygodnia, bo cały czas przeżywam piątkową noc.

Dopuściłam się takiego typu bezeceństwa, które zwala cię z nóg na cały kolejny tydzień, ale i powoduje mdłości. Sprawia, że czujesz się zepsuta. W końcu to nie było dobre, prawda? To, co zrobiłam. Wynajęłam nieznajomego, żeby przyszedł do mojego domu i mnie zgwałcił.

Nie obchodzi mnie, ile osób robiło coś takiego. Mam gdzieś, czy facet przestałby, gdybym powiedziała „tęcza”. Ten scenariusz jest po prostu zły z samego założenia. Dlaczego więc łapię się na tym, że uśmiecham się w zupełnie przypadkowych momentach? Dlaczego jeszcze nie pozbyłam się podartego topu, których wciąż nim pachnie?

Chyba popełniłam wielki błąd. Okropny, wspaniały, niezapomniany błąd.

***

– Usiądź – mówi Dewey, nie odrywając wzroku od monitora, kiedy wchodzę do jego biura. Próbuje zgrywać swobodnego, ale wyczuwam, że ukrywa coś poważnego.

Siadam naprzeciwko niego. Patrzy na mnie i ściąga usta.

– Dewey… Co się dzieje? Wydajesz się bardzo poważny – zagajam nerwowo.

– Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, więc ciężko mi to ubrać w słowa… – Bierze głęboki oddech i po chwili wypala: – Sprzedałem Aleę.

– Sprzedałeś? – powtarzam z niedowierzaniem.

Alea to jego dziecko, firma, którą założył wraz z żoną, Barb, a ja byłam z nim prawie od początku, jako druga w kolejności zatrudniona osoba. Razem sprawiliśmy, że Alea sprzedawała już nie pięćdziesiąt tysięcy produktów rocznie, jak na początku, ale prawie dziesięć milionów. Wiem, że Alea należy do niego, a jednak nowina sprawia mi ból.

– Wysłuchaj mnie. Wiesz, że Barb ma problemy ze zdrowiem. Chcę spędzać z nią więcej czasu. Zamierzamy podróżować. Znalazł się kupiec z ofertą, której po prostu nie mogłem odrzucić. Ale uwielbiam moich pracowników i nie zostawiłbym was na lodzie. Kupiec chce być „cichym właścicielem”, a Alea ma działać jak do tej pory. Rozumie, że to ludzie decydują o świetności firmy, więc próby wprowadzenia zmian mogłyby zagrozić naszemu rozwojowi. Draconi Corp będzie po prostu kontaktować się z zarządem, żeby analizować raporty sprzedaży, może opracować jakąś strategię, ale wszystko zostanie jak dawniej.

Choć czuję ulgę, zastanawiam się, czy istnieje szansa, że naprawdę nic się nie zmieni. Dewey jest sercem Alei, a wykupienie przez większą firmę zawsze oznacza zmiany, nieważne jakie obietnice zostaną złożone.

– Jeśli odejdziesz, jak mogłoby być tak samo? Kto będzie naszym szefem? – pytam.

Dewey uśmiecha się.

– Zastanów się przez chwilę, dlaczego jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię.

– E…?

Chyba wiem, do czego zmierza, ale staram się nie wyciągać pochopnych wniosków. Ponieważ to byłaby cholernie duża zmiana.

– Bo to będziesz ty, Mia. Chcę, żebyś zajęła moje miejsce.

Z trudem łapię oddech, gula formująca się w gardle skutecznie mi to utrudnia.

– Mia, pracujesz tu najdłużej. Pomogłaś zbudować tę firmę i doprowadzić ją do miejsca, w którym znajduje się teraz. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek inny zajął moje stanowisko. Powiedziałem Draconi Corp, że postawienie cię na czele firmy jest jedyną gwarancją gładkiego przejścia. Zgodzili się i traktują twój awans jako inwestycję, są przygotowani na płacenie ci naprawdę dużych pieniędzy. I mam tu na myśli kwoty zmieniające życie.

– Nie wiem, co powiedzieć – odpowiadam, potrząsając głową z niedowierzaniem.

Uwielbiam pracę tutaj i wypruwam sobie dla tej firm żyły, ponieważ daje mi to ogromną radość.

– Powiedz, że zajmiesz moje miejsce, abym miał pewność, że Alea znajdzie się w dobrych rękach.