Dlaczego to tyle trwało. Jak uwolnić się od narcyza i uniknąć toksycznej relacji - Anne Clotilde Ziégler - ebook

Dlaczego to tyle trwało. Jak uwolnić się od narcyza i uniknąć toksycznej relacji ebook

Anne Clotilde Ziégler

0,0

Opis

Dlaczego to tyle trwało?

To pytanie bardzo często zadają sobie osoby, które po zakończeniu relacji z narcyzem zaczynają nabierać dystansu do swojej historii. Mają wrażenie, że obudziły się z koszmarnego snu, i zastanawiają się, dlaczego dopiero teraz. Anne Clotilde Ziégler daje odpowiedzi rzucające światło na tę bolesną zagadkę. Pomaga tym osobom pogodzić się z przeszłością i odbudować własną tożsamość po toksycznej relacji.


Książka stanowi wnikliwą analizę strategii manipulacyjnych stosowanych przez drapieżcę i wyjaśnia, dlaczego tak trudno wyrwać się z jego szponów. Wskazuje także czułe punkty ofiary, które czynią ją podatną na celowe działania narcyza, i jest źródłem cennych wskazówek ułatwiających wyjście z zastawionej przez niego pułapki.


Analiza i zrozumienie tego, co właściwie się wydarzyło, stanowią klucz pozwalający zamknąć ten rozdział życia i uniknąć podobnej sytuacji.


Ta książka przyniesie ulgę wszystkim ofiarom narcystycznych manipulatorów, które nie są ani słabsze, ani bardziej neurotyczne od innych – po prostu wpadły w sidła. Wyjście ze zniewolenia, jakim jest toksyczna relacja, to długi i trudny proces, ale jest to walka, którą warto stoczyć.

 

Anne Clotilde Ziégler – psychoterapeutka z ponadtrzydziestoletnim doświadczeniem. W swojej praktyce łączy analizę transakcyjną, terapię Gestalt, wywiad skoncentrowany na kliencie, psychoanalizę jungowską oraz komunikację bez przemocy. Autorka książki Jak się bronić przed narcyzem. Uwolnij się z toksycznych relacji w domu, pracy i wśród znajomych (Wydawnictwo RM 2024).


Patronat medialny:









Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 265

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla Anouk, Jérémie’ego i Julie,z całą moją miłością

Pisanie to rozsupływanie rzeczywistości

Wprowadzenie

Pra­cu­jąc z oso­bami[1], które wy­szły z tok­sycz­nej re­la­cji z per­wer­syj­nym nar­cy­zem[2], wi­dzę, jak z bo­le­snym nie­do­wie­rza­niem uświa­da­miają so­bie wszystko, czego do­świad­czyły, cały ten ogrom ma­ni­pu­la­cji, nad­użyć i nie­szczęść. Kiedy znaj­dują się już na dru­gim brzegu i przy­glą­dają się skali znisz­czeń, wy­krzy­kują w końcu: „Dla­czego to tyle trwało?”. Od­czu­wają brak zro­zu­mie­nia i wstyd, po­dob­nie jak inne ofiary dłu­go­trwa­łych nad­użyć. To przede wszyst­kim dla nich pi­sa­łam tę książkę – by po­móc im osta­tecz­nie po­jąć tę bo­le­sną ta­jem­nicę. Post fac­tum, po zro­zu­mie­niu sy­tu­acji oraz po pod­ję­ciu pew­nych de­cy­zji i zre­ali­zo­wa­niu tych po­sta­no­wień, wszystko wy­daje się pro­ste. Co in­nego, gdy je­ste­śmy w matni i się w niej szar­piemy. Trzeba krok po kroku od­two­rzyć swoją wę­drówkę na tej dro­dze, by uchwy­cić, co nas ha­mo­wało.

Zresztą oto­cze­nie ofiary czę­sto za­sta­na­wia się, dla­czego trwała w tym związku, cza­sem bar­dzo długo, i uznaje to za do­wód jej bez­wol­no­ści, sła­bo­ści cha­rak­teru czy też neu­rozy albo wręcz po­ta­jem­nie oskarża ją o ma­so­chizm – naj­wy­raź­niej mu­siało jej się to po­do­bać! Jest to nie tylko ob­raź­liwe, ale i fał­szywe, czego do­wo­dem ma być ta książka. „Wy­star­czyło wcze­śniej odejść” – my­ślą, a cza­sem mó­wią bli­scy ofiary, nie uświa­da­mia­jąc so­bie, jak po­plą­tane były si­dła i jak zło­żony był me­cha­nizm, który ją nie­wo­lił.

Dzieci po­cho­dzące z dys­funk­cyj­nych związ­ków, w któ­rych pa­nuje dra­pież­nic­two, też po­trze­bują zro­zu­mieć, co się wy­da­rzyło, dla­czego ich ro­dzic-ofiara się nie roz­wo­dzi albo nie zro­bił tego wcze­śniej. Cza­sem do­tar­cie do prawdy po­zwala po­go­dzić się ze swoją hi­sto­rią albo przy­naj­mniej zro­bić ku temu pierw­szy krok.

Mam na­dzieję, że rów­nież pra­cow­nicy wy­miaru spra­wied­li­wo­ści znajdą na kar­tach tej książki klucz do za­gad­ko­wych za­cho­wań, z któ­rymi kon­fron­tują się pod­czas nie­któ­rych roz­wo­dów – do tej ca­łej mio­ta­niny, do obaw, któ­rych źró­deł nie udaje im się uchwy­cić, do kon­flik­tów me­an­dru­ją­cych jesz­cze dziw­niej niż za­zwy­czaj (skoro roz­wody rzadko oby­wają się bez kon­flik­tów, jak wy­chwy­cić sub­telne niu­anse nie­któ­rych z nich?) – po to, by móc jak naj­le­piej prze­pro­wa­dzić strony przez te roz­sta­nia bę­dące szcze­gól­nym wy­zwa­niem.

Książka ta ma dać sze­ro­kiemu gronu od­bior­ców, któ­rych ten pro­blem nie do­ty­czy bez­po­śred­nio, wska­zówki do jego zro­zu­mie­nia, po­zwo­lić do­trzeć do sedna ta­jem­nicy: czym jest tok­syczna re­la­cja? Co robi de­wiant albo nar­cyz? Ja­kie są me­cha­ni­zmy tego typu związ­ków? Czy można się przed tym uchro­nić? Na co trzeba uwa­żać, gdy re­la­cja uczu­ciowa wzbu­dza w nas ja­kieś wąt­pli­wo­ści? Dla­czego lu­dzie tkwią w rów­nie bo­le­snych i tok­sycz­nych związ­kach?

Nie, ofiary nie są słabe. Nie, nie są bar­dziej neu­ro­tyczne niż kto­kol­wiek inny. Nie, nie ro­bią tego z ma­so­chi­zmu. Zo­stały zła­pane w pu­łapkę – a je­śli z niej wy­szły, to dla­tego, że sto­czyły walkę, która za­słu­guje na uzna­nie.

W pierw­szej czę­ści książki wska­żemy, co spra­wia, że ofiary po­zo­stają, cza­sem przez długi czas, w tok­sycz­nej re­la­cji. Przyj­rzymy się jej za­sad­ni­czym aspek­tom: prze­pla­ta­niu się faz uwo­dze­nia i faz de­struk­cji; wy­sił­kom po­dej­mo­wa­nym przez dra­pieżcę, aby do­pro­wa­dzić ofiarę do sza­leń­stwa; roli, jaką od­grywa tu przy­zwy­cza­je­nie (do wszyst­kiego mo­żemy się przy­zwy­czaić, na­wet do naj­gor­szego); amne­zji, temu sta­łemu fe­no­me­nowi, który prze­szka­dza ofie­rze wy­raź­nie zo­ba­czyć szer­szy kon­tekst; roli oto­cze­nia, cza­sem nie­świa­do­mie szko­dli­wej; usi­dle­niu ma­te­rial­nemu; za­ła­ma­niu się wła­snego wi­ze­runku ofiary i wresz­cie – mi­ło­ści, która wiąże ją z dra­pieżcą… Samo to wy­li­cze­nie wy­star­czy­łoby, aby zro­zu­mieć, że nie tak ła­two wyjść ze znie­wo­le­nia.

Co wię­cej, ze względu na swoją hi­sto­rię ofiara ma w so­bie pewną po­dat­ność na atak dra­pieżcy, sta­no­wiącą dla niego punkt za­cze­pie­nia i wzmac­nia­jącą jego sku­tecz­ność. Sama w so­bie nie jest ona żad­nym wy­tłu­ma­cze­niem, ale włą­cza się w ogólne me­cha­ni­zmy dra­pież­nic­twa. W dru­giej czę­ści książki przyj­rzymy się więc tym ce­chom ofiary, które szcze­gól­nie ją na­ra­żają. Wyj­ście z tok­sycz­nej re­la­cji to także praca nad sobą, zwłasz­cza je­śli nie chcemy, by ta sy­tu­acja się po­wtó­rzyła!

Na ko­niec zwróćmy uwagę na pe­wien szcze­gół pły­nący z właś­ci­wo­ści ję­zyka i mo­gący su­ge­ro­wać, że zwra­cam się wy­łącz­nie do ko­biet: „ofiara” to rze­czow­nik ro­dzaju żeń­skiego, a „dra­pieżca” mę­skiego, będę więc pi­sać „ona” i „on”. Dra­pież­nic­two upra­wiają jed­nak za­równo męż­czyźni, jak i ko­biety, a ofiary mogą być tak samo żeń­skie, jak i mę­skie – i bar­dzo mi za­leży, by te ostat­nie mo­gły roz­po­znać sie­bie w tym, o czym pi­szę.

Po­zo­staje mi jesz­cze jedna uwaga wstępna: ta książka może być czy­tana za­równo przez pary he­tero-, jak i ho­mo­sek­su­alne, bo dy­na­mika dra­pież­nic­twa jest do­kład­nie taka sama. Płeć i gen­der osób ob­ję­tych tym pro­ce­sem mają nie­wiel­kie zna­cze­nie.

Jako że mam za­szczyt od dawna to­wa­rzy­szyć ofia­rom, mogę za­świad­czyć, że wyj­ście ze znie­wo­le­nia, prze­by­cie tej drogi, czę­sto po­zwala im zwięk­szyć swoją świa­do­mość, siłę i zdol­ność do szczę­ścia. Ścieżka ta jest jed­nak nie­wia­ry­god­nie wy­bo­ista, z czego zdamy so­bie sprawę pod­czas lek­tury tej książki: do­ceńmy więc ofiary – męż­czyzn i ko­biety – i usza­nujmy ich czę­sto he­ro­iczną walkę.

Część 1

Mechanizmy zniewolenia

Re­la­cja z nar­cy­zem ma szcze­gólną dy­na­mikę – sku­teczną i przez długi czas nie­moż­liwą do wy­kry­cia, tak pod­stępną, że każdy może jej ulec. Kiedy po­ten­cjalna ofiara wy­czuje pod­stęp, jesz­cze za­nim po­łknie ha­czyk, może uciec i za­cho­wać je­dy­nie złe wspo­mnie­nie po spo­tka­niu osoby nie­zbyt god­nej po­le­ce­nia. Je­śli upły­nie zbyt wiele czasu i ofiara wej­dzie w zwią­zek z dra­pieżcą, uru­chomi się pu­łapka tok­sycz­nej re­la­cji sensu stricto.

To wła­śnie me­cha­ni­zmom tej pu­łapki po­świę­cona jest pierw­sza część ni­niej­szej książki. Po wszyst­kim, gdy ofiara wy­gra walkę, gdy uda jej się odejść i wresz­cie może prze­ana­li­zo­wać to, co prze­szła, warto, by wró­ciła po swo­ich śla­dach, od­two­rzyła tę ścieżkę i przyj­rzała się jej w świe­tle nowo na­by­tej wie­dzy.

Zda­rza się, choć znacz­nie rza­dziej, że to dra­pieżca od­cho­dzi jako pierw­szy – albo gdy czuje się zde­ma­sko­wany, albo gdy trafi mu się part­ner ma­jący lep­szy „sto­su­nek ja­ko­ści do ceny”, np. młod­szy lub bo­gat­szy, cie­szący się więk­szym po­wa­ża­niem albo mniej czujny i bar­dziej nim za­fa­scy­no­wany, co ofe­ruje nie­za­prze­czalne ko­rzy­ści nar­cy­zmowi dra­pieżcy. Nie za­po­mi­najmy, że cho­dzi tu wy­łącz­nie o uży­cie, uprzed­mio­to­wie­nie i in­stru­men­talne trak­to­wa­nie ofiary. Rów­nież w ta­kim wy­padku od­two­rze­nie tej ścieżki może oka­zać się cenne – po to, by mo­gła fak­tycz­nie wyjść z tej re­la­cji i przejść po niej ża­łobę. Ła­twiej de­fi­ni­tyw­nie za­mknąć roz­dział, je­śli zdoła się po­jąć, dla­czego trwało się w ta­kim związku.

Rozdział 1

Bo nie wiem, czy mój partner to demon czy anioł. Przeplatanie faz uwodzenia i niszczenia

Dra­pieżca prze­plata cie­pło z chło­dem, de­sta­bi­li­zu­jąc ofiarę, która nie wie już, co my­śleć ani czego się spo­dzie­wać. Które ob­li­cze tej osoby jest praw­dziwe? Jak od­na­leźć sens w tych dez­orien­tu­ją­cych wol­tach? Jaką drogę wy­brać, jaki kie­ru­nek przy­jąć? We­wnętrzny mo­no­log ofiary staje się pełną sprzecz­no­ści i wy­czer­pu­jącą ka­ko­fo­nią. Bar­dzo długo ofie­rze bę­dzie trudno do­strzec szer­szy ob­raz, nie zdoła jed­nym spoj­rze­niem ob­jąć ca­łej sy­tu­acji, by uchwy­cić ogólny sens i zro­zu­mieć wresz­cie, po­przez ze­sta­wie­nie, sy­tu­acje tak ze sobą sprzeczne, że jakby nie do po­go­dze­nia.

Miłe złego początki

Dra­pież­nic­two, jak każda re­la­cja, za­czyna się od etapu uwo­dze­nia. Ocza­ro­wy­wa­nie, co aku­rat nor­malne, po­lega na upięk­sza­niu lub pod­kre­śla­niu swo­ich za­let i mi­ni­ma­li­zo­wa­niu lub wy­ma­zy­wa­niu tego, co uważa się za swoje wady. Ma to na celu za­pre­zen­to­wa­nie naj­lep­szej wer­sji sie­bie ko­muś, kto nam się po­doba – po to, by spodo­bać się jemu. Nie cho­dzi mi tu­taj o okre­śle­nie, czy ta­kie po­stę­po­wa­nie jest do­bre czy złe, mo­ralne czy nie­mo­ralne, ale o stwier­dze­nie, że jest re­gułą. U dziecka na­uka ocza­ro­wy­wa­nia (uśmiech, szcze­bio­ta­nie, umie­jęt­ność by­cia uro­czym lub „do schru­pa­nia”) ma klu­czowe zna­cze­nie, bo skła­nia do­ro­słych do za­ję­cia się nim i w ten spo­sób po­zwala mu na prze­ży­cie. W eto­lo­gii za­cho­wa­nie na­kie­ro­wane na uwie­dze­nie part­nera na­zywa się za­lo­tami i można je za­ob­ser­wo­wać u wszyst­kich ga­tun­ków roz­mna­ża­ją­cych się płciowo.

Na po­czątku re­la­cji dra­pieżca eks­po­nuje przed ofiarą fa­sa­dową oso­bo­wość, głów­nie sztuczną i fał­szywą, ina­czej niż osoba wy­ka­zu­jąca nor­malne za­cho­wa­nia w trak­cie uwo­dze­nia.

Po pierw­sze, opiera się ona na ogrom­nym i pa­to­lo­gicz­nym nar­cy­zmie pro­wa­dzą­cym do zde­for­mo­wa­nego i wy­ide­ali­zo­wa­nego ob­razu sie­bie, który dra­pieżca pre­zen­tuje i w który chce wie­rzyć – i osta­tecz­nie wie­rzy w niego w qu­asi-uro­jony spo­sób[3]. Naj­drob­niej­sze po­wo­dze­nie ura­sta do rangi wy­czynu, tak że na­wet pój­ście po za­kupy może się prze­kształ­cić w bo­ha­ter­ską wy­prawę. Ta mniej lub bar­dziej sub­telna au­to­pro­mo­cja staje się w końcu prze­ko­nu­jąca i przy­szła ofiara daje się po­dejść. Nie tak ła­two jest od­róż­nić prawdę od fał­szu w sło­wach dru­giej osoby, zwłasz­cza gdy fał­szer­stwo opiera się na ma­ni­pu­lo­wa­niu niu­an­sami re­ali­stycz­nego ob­razka. To wła­śnie przez nie ofiara przez długi czas bę­dzie się wa­hać. Dla­tego też po­zo­sta­nie w po­bliżu dra­pieżcy – w końcu nie ma pew­no­ści, czy ta wspa­niała po­stać nie ist­nieje.

Za­kła­mane uwo­dze­nie od­bywa się rów­nież po­przez po­stawę cier­pięt­nika, sta­no­wiącą kla­syczny, jak mała czarna[4], re­kwi­zyt dra­pieżcy. Cier­pięt­nik roz­czula i wzbu­dza li­tość, naj­czę­ściej uru­cha­mia od­ru­chowe współ­czu­cie, tym bar­dziej że ofiary to czę­sto osoby wraż­liwe na krzywdę in­nych. Nie po­my­liło się co do tego kino lat osiem­dzie­sią­tych, po­ka­zu­jące kru­chych, de­li­kat­nych czy wręcz zra­nio­nych an­ty­bo­ha­te­rów, znacz­nie bar­dziej po­ru­sza­ją­cych niż tra­dy­cyjni mę­scy i nie­wzru­szeni he­rosi. Gdy kow­boj pła­cze, chwyta za serce swoją damę. Dla­tego też gdy dra­pieżca przy­biera rolę cier­pięt­nika, ofiara wzru­sza się jego nie­szczę­ściem i czuje się do­war­to­ścio­wana za­ufa­niem, ja­kim w jej prze­ko­na­niu ją da­rzy, od­sła­nia­jąc przed nią swoje sła­bo­ści i cier­pie­nia.

Gdy mowa o ko­bie­cie, cier­pięt­nic­two może prze­ja­wić się w roli – rów­nież kla­sycz­nej i nieco prze­sta­rza­łej (na całe szczęś­cie), ale wciąż funk­cjo­nu­ją­cej – kru­chej ko­bietki, która wal­czy od­waż­nie, cze­ka­jąc na zbawcę. Nie­które dra­pież­nice swo­bod­nie pie­lę­gnują tę rolę, do­kła­da­jąc sta­rań, by ja­wić się jako de­li­katne i po­zba­wione za­so­bów. Przy­szła ofiara, pod po­sta­cią do­brze za­ra­bia­ją­cego męż­czy­zny (naj­le­piej star­szego), ła­two wzru­szy się lo­sem tej kru­chej (i młod­szej od sie­bie, co do­daje pre­stiżu) istoty, któ­rej ura­to­wa­nie da mu po­czu­cie, że jest mocny i mę­ski i że to, co robi (na wszel­kie spo­soby po­ma­ga­jąc tej bied­nej ko­bie­cie), nie tylko jest do­bre, ale też na­daje sens jego ży­ciu. Kto od­mó­wiłby tego nek­taru? I kto do­pa­trzyłby się stra­te­gii pod tą po­korną i bez­bronną po­stawą?

W końcu dra­pieżcy i dra­pież­nice do­szli do mi­strzo­stwa w sztuce roz­po­zna­wa­nia tego, co po­doba się ich przy­szłym ofia­rom – wszystko po to, by się do tego do­sto­so­wać, choćby przy­szło im od­gry­wać kom­plet­nie zmy­ślone po­staci. In­te­lek­tu­ali­sta znaj­dzie peł­nego en­tu­zja­zmu dla jego słów i po­my­słów part­nera (nie na długo), pa­sjo­nat pchlich tar­gów od­kryje to­wa­rzyszkę, która chęt­nie zga­dza się spę­dzać nie­dziele na po­lo­wa­niu na oka­zje (nieco póź­niej to za­ję­cie bę­dzie pro­wo­ko­wać po­tworne sceny), matka ro­dziny na­po­tka uważ­nego i ide­al­nego oj­czyma (do­póki ten nie prze­dzierz­gnie się w prze­śla­dowcę jej dzieci), mi­ło­śnik piłki noż­nej ule­gnie rzad­kiemu oka­zowi ko­biety rów­nież za­fa­scy­no­wa­nej fut­bo­lem (do­póki ta nie za­bie­rze się do sys­te­ma­tycz­nego psu­cia mu każ­dego wie­czoru z trans­mi­sją me­czu), a za­twar­działy ma­cho ugnie się pod uro­kiem pod­dań­czej i po­chleb­nej ko­bietki (do­póki ta nie prze­ro­dzi się w ka­pry­śną me­gierę).

Ta po­cząt­kowa wspól­nota po­zo­sta­wia w ofie­rze cza­rowne, ma­giczne wspo­mnie­nia, które bar­dzo trudno bę­dzie jej uznać za to, czym są w rze­czy­wi­sto­ści – za ilu­zje.

Faza destrukcji

Gdy ofiara po­łknęła ha­czyk i za­an­ga­żo­wała się w re­la­cję w ta­kim stop­niu, że trudno jest jej z niej wyjść, nar­cyz może wresz­cie zrzu­cić ma­skę i od­dać się swo­jej praw­dzi­wej na­tu­rze, za­zdro­snej (wroga za­wiść to jego główny emo­cjo­nalny na­pęd) i de­struk­cyj­nej[5]. Swój pa­to­lo­giczny, sztuczny, a więc i kru­chy nar­cyzm utrzy­muje kosz­tem in­nych w ogól­no­ści, a swo­jej ofiary w szcze­gól­no­ści, my­ląc wła­sną nisz­czy­ciel­ską moc z po­tęgą. Przy­kła­dowo dra­pieżca może się stać kry­tyczny i uwła­cza­jący, na po­czątku w spo­sób za­wo­alo­wany („Nie są­dzisz, że ta spód­nica jest tro­chę za krótka dla ko­goś w twoim wieku?”), a po­tem co­raz bar­dziej bru­talny („Ubie­rasz się jak stara dziwka!”). Za­czyna ogra­ni­czać swoje sta­ra­nia wo­bec ofiary – mniej wia­do­mo­ści, mniej przy­no­sze­nia kawy do łóżka, mniej bu­kie­tów – by w końcu zu­peł­nie prze­stać się z nią li­czyć: bę­dzie włą­czał świa­tło w po­koju lub ha­ła­so­wał, gdy ona śpi, nie bę­dzie jej uprze­dzał, że nie wróci do domu itp. Pod groźbą okrop­nych scen prosi, a po­tem wy­maga co­raz więk­szej ilo­ści przy­sług, pie­nię­dzy, seksu – i pod­po­rząd­ko­wuje so­bie ofiarę jak nie­wol­nika.

Gdy ta, roz­gnie­wana lub wy­cień­czona, do­cho­dzi do punktu, w któ­rym chce za­koń­czyć re­la­cję (co zda­rza się re­gu­lar­nie), dra­pieżca ją za­trzy­muje, na nowo od­gry­wa­jąc by­cie cza­ru­ją­cym, uważ­nym, usłuż­nym, na­mięt­nym lub ko­kie­te­ryj­nym, jak na po­czątku. Do­dat­kowo okra­sza to wszystko cier­pięt­nic­twem. Znów za­czyna pra­wić kom­ple­menty swo­jej ofie­rze, pod­kre­śla jej war­tość, do­ce­nia to, co ona robi, dzię­kuje jej, daje pre­zenty, przy­sięga wieczną mi­łość, pro­po­nuje i ofe­ruje po­dróż lub coś, co jest dla niej ważne, na nowo sza­nuje jej sen, nie do­maga się już za­spo­ka­ja­nia swo­ich fan­ta­zji ero­tycz­nych, słu­cha jej i za­pew­nia, że ma czas itd. Cza­sem prze­pra­sza za swoje wcze­śniej­sze za­cho­wa­nie albo wręcz fin­guje uświa­do­mie­nie so­bie swo­ich win, do­da­jąc smutne cier­pięt­ni­cze wy­jaś­nie­nia, które wzru­szy­łyby na­wet ka­mień, a co do­piero serce jego ofiary. Je­śli udaje mu się ją za­trzy­mać, otrzy­muje po­twier­dze­nie, że może jej na­rzu­cić, co tylko ze­chce, bo wy­star­czy na ja­kiś czas wło­żyć ma­skę uwo­dzi­ciela, by zo­stała.

Ten zwrot w re­la­cji wpływa na ofiarę na wiele spo­so­bów, co po­zwala nam zro­zu­mieć, dla­czego ona nie od­cho­dzi.

Cykl destrukcja–uwodzenie i jego skutki

Im bardziej za tym tęsknię, tym bardziej to cenię – zasada kontrastu i wykreowana intensywność

Po pierw­sze, kon­trast mię­dzy chwilą de­struk­cji a chwilą uwo­dze­nia czyni uwo­dze­nie in­ten­syw­niej­szym, ma­gicz­nym – po­dob­nie gdy je­ste­śmy bar­dzo głodni lub bar­dzo spra­gnieni, jabłko czy woda sma­kują jak naj­lep­sze de­li­cje, a świa­tło w nocy wy­daje się moc­niej­sze niż w ciągu dnia. Ofiara na po­czątku re­la­cji do­stała od nar­cyza na­prawdę wiele (to owo słynne love bom­bing[6], które opi­suje się w kon­tek­ście wstą­pie­nia do sekty i które przy­nosi efekt dar­mo­wej działki nar­ko­ty­ków od de­alera – pro­wa­dzi do uza­leż­nie­nia), po czym na­gle zo­stała tego wszyst­kiego po­zba­wiona i po­waż­nie po­tur­bo­wana. Dla­tego w ra­mach kon­tra­stu każdy mały gest, choćby naj­drob­niej­szy wy­raz uprzej­mo­ści czy życz­li­wo­ści, wyda jej się znacz­nie moc­niej­szy i bar­dziej istotny niż w nor­mal­nym związku. Czę­sto za­pala mi się czer­wona lampka, gdy ktoś z mo­ich pa­cjen­tów lub pa­cjen­tek uważa, że cu­dow­nie jest usły­szeć od swo­jego part­nera „Dzień do­bry” po­wie­dziane w miły spo­sób.

Kogo nie wzruszyłoby tyle nieszczęść? Cierpiętnictwo jako metoda manipulacji

Uwo­dze­nie oparte na cier­pięt­nic­twie, to zna­czy za­trzy­my­wa­nie przy so­bie ofiary po­przez eks­po­no­wa­nie wła­snych nie­szczęść, opiera się na współ­czu­ciu i wzbu­dza­niu po­czu­cia winy. Tu rów­nież kon­trast za­cho­dzący mię­dzy fazą de­struk­cji a skar­gami dra­pieżcy spra­wia, że ro­bią one jesz­cze bar­dziej wstrzą­sa­jące wra­że­nie na ofie­rze. A więc cała ta prze­moc roz­bu­chała się z po­wodu zra­nie­nia, tra­gicz­nej hi­sto­rii, bez­den­nego cier­pie­nia? Kto po­zo­sta­wiłby tak po­krzyw­dzoną osobę jej smut­nemu lo­sowi? Dla­tego w po­ry­wie współ­czu­cia ofiara zo­staje, by za­dbać o dra­pieżcę, lub też męż­czy­zna-ofiara, wzru­szony lo­sem kru­chej dziew­czyny, po­zo­staje przy tym wilku w owczej skó­rze.

Jest tak dobrze w chwilach przerwy – ulga

Być może zna­cie hi­sto­rię męż­czy­zny, który ku­puje so­bie za­wsze za małe buty i z tego po­wodu nie­mi­ło­sier­nie cierpi? Gdy pew­nego dnia jego przy­ja­ciel pyta, dla­czego tak dziw­nie po­stę­puje, od­po­wiada: „Och! To dla­tego, że jest mi tak do­brze, gdy je zdej­muję!”. Ta żar­to­bliwa hi­sto­ria w do­bry spo­sób ilu­struje szczę­ście pły­nące z ulgi.

Ofiara jest czę­sto wy­czer­pana przez nie­ustanny i mo­no­tonny, okra­szony gwał­tow­nymi sce­nami stres, w któ­rym znaj­duje się przez tę re­la­cję. Gdy nad­cho­dzi okres wy­ci­sze­nia, ko­rzy­sta z niego, by ze­brać siły – więc nie ma mowy o wy­wo­ły­wa­niu wojny, z jaką nie­chyb­nie wią­za­łoby się roz­sta­nie.

Przestaję rozumieć, co się dzieje, widocznie coś mi umyka – skołowanie

Bar­dzo czę­sto po cy­klu de­struk­cji dra­pieżca jak gdyby ni­gdy nic po­wraca do nor­mal­no­ści, a to „jak gdyby ni­gdy nic” sta­nowi pod­sta­wowy me­cha­nizm. Ofiara, dla któ­rej ta po­stawa jest nie­zro­zu­miała, wnio­skuje mniej lub bar­dziej świa­do­mie, że skoro tego nie ro­zu­mie, to naj­wy­raź­niej sama ma ja­kiś pro­blem. Ewen­tu­al­nie uznaje, że za bar­dzo dra­ma­ty­zuje, bo w oczach dra­pieżcy wszystko wy­daje się zu­peł­nie nor­malne. W każ­dym ra­zie woli wy­obra­żać so­bie, że to ona była nie­roz­sądna lub dys­funk­cyjna, niż zre­zy­gno­wać z tego bło­go­sła­wio­nego mo­mentu, w któ­rym znów wszystko gra.

Odtąd wszystko będzie dobrze – powrót nadziei

Po­wrót dra­pieżcy lub dra­pież­nicy do cy­wi­li­zo­wa­nych czy wręcz cza­ru­ją­cych zwy­cza­jów wzbu­dza mi­łość i na­dzieję. Ofiara od­naj­duje po­rywy i ocza­ro­wa­nia z po­cząt­ków re­la­cji, sztucz­nie spo­tę­go­wane przez do­piero co prze­byte bu­rze i ciem­no­ści – wszystko jest lep­sze, gdy dłu­żej się na to czeka, a świa­tło wy­daje się moc­niej­sze, kiedy wy­cho­dzimy z mroku. To­też za­czyna ma­rzyć, że od­tąd wszystko bę­dzie do­brze – po desz­czu wyj­rzy słońce. Dla­czego mia­łaby z tego zre­zy­gno­wać te­raz, gdy wy­daje się, że na­pię­cia ustą­piły? Mó­wimy, że na­dzieja trzyma nas przy ży­ciu, ale tu­taj pro­wa­dzi do śmierci, bo chmury za­raz za­kryją słońce. Gdy tylko ofiara się pod­nie­sie, a przede wszyst­kim – na nowo za­an­ga­żuje, de­struk­cja po­wróci, spro­wo­ko­wana przez ja­kąś drob­nostkę, która sta­nie się za­rze­wiem po­żaru. I tak aż do na­stęp­nego razu… Przez długi czas ofiara nie bę­dzie w sta­nie tego roz­szy­fro­wać, da­jąc się zła­pać w si­dła fał­szy­wych na­dziei.

Nie udaje mi się dostrzec szerszego obrazu – rozszczepienie

Ostat­nim i osta­tecz­nie naj­bar­dziej nisz­czą­cym skut­kiem zmien­no­ści cy­klów de­struk­cji i uwo­dze­nia jest roz­sz­cze­pie­nie – każda wolta nar­cyza pod­ko­puje spój­ność ofiary. Weźmy taki ob­ra­zek: la­tem, gdy jest cie­pło, trudno so­bie wy­obra­zić, że można bez dys­kom­fortu no­sić weł­niane ubra­nia, które leżą za­grze­bane w na­szej sza­fie. Zimą za to, gdy swe­ter, płaszcz i rę­ka­wiczki le­d­wie dają radę nas roz­grzać, pa­trzymy na let­nie ubra­nia z nie­ja­snym wspo­mnie­niem tego, czym jest upał, nie mo­gąc so­bie tak na­prawdę przy­po­mnieć, co to zna­czy „za go­rąco”. Po­dobny me­cha­nizm za­cho­dzi pod­czas prze­pla­ta­nia cy­klów uwo­dze­nia i de­struk­cji. Gdy wszystko jest w po­rządku, druga osoba ma wszel­kie ce­chy ide­al­nego part­nera, a re­la­cja wy­daje się stwo­rzona, by trwać w har­mo­nii – ofiara za­do­ma­wia się w niej, robi pro­jekty i pie­lę­gnuje wspo­mnie­nia, a także snuje ro­man­tyczne i ra­do­sne wi­zje. Gdy wszystko idzie źle: liże rany, skry­cie wy­my­śla plany i dzia­ła­nia, by zo­stać usły­szaną, ze­mścić się lub odejść, a jej ma­rze­nia kie­rują się tym ra­zem w stronę ja­kie­goś „gdzie in­dziej” czy „póź­niej”, gdy wszystko się skoń­czy. Tyle że te ma­rze­nia, we­wnętrzne hi­sto­rie i inne pro­jekty sta­no­wią in­te­gralną część na­szej nar­ra­cji toż­sa­mo­ścio­wej[7], w re­la­cji z nar­cy­zem mal­tre­to­wa­nie na­ru­sza za­tem toż­sa­mość ofiary, po­wo­du­jąc u niej dez­orien­ta­cję, złe sa­mo­po­czu­cie i nie­sta­bil­ność, da­jąc pod­łoże de­pre­sji i skła­nia­jąc do my­śle­nia o so­bie jak o kimś sza­lo­nym lub dys­funk­cyj­nym. Dość po­wie­dzieć, że nie po­zwala to ofie­rze po­czuć się zde­ter­mi­no­waną i silną, go­tową do odej­ścia, więc – zo­staje. Cza­sem na­prawdę długo.

Droga i przeszkody na drodze do wyjścia ze skutków przeplatania cyklów uwodzenia i destrukcji

A jed­nak sporo ofiar w końcu daje radę opu­ścić taką re­la­cję, co na­leży uznać za co naj­mniej bo­ha­ter­stwo. Na ich dro­dze do celu mo­żemy wy­róż­nić wiele eta­pów. Cza­sem też ten pro­ces nie do­cho­dzi do końca, a ofiary tkwią w znie­wo­le­niu.

1. WYJŚĆ Z ROZSZCZEPIENIA

Na po­czątku ofiara wi­dzi swój zwią­zek w dwóch osob­nych, roz­sz­cze­pio­nych wer­sjach: albo wszystko gra, albo nie gra nic. Nie ma tu żad­nych niu­an­sów. Przy­kła­dowo jedna z mo­ich pa­cjen­tek re­gu­lar­nie spę­dzała trzy lub cztery se­sje na snu­ciu strasz­nych opo­wie­ści o swoim współ­mał­żonku, by na pią­tej stwier­dzić, że musi prze­stać go szka­lo­wać.

Pew­nego dnia ofiara uświa­da­mia so­bie, że fazy uwo­dze­nia i fazy de­struk­cji prze­pla­tają się ze sobą re­gu­lar­nie – czego po­chło­nięta swoją skom­pli­ko­waną te­raź­niej­szo­ścią nie do­strze­gła wcze­śniej – i stwier­dza, że po żad­nym szczę­śli­wym okre­sie nie na­stą­piło de­fi­ni­tywne wyj­ście z mro­ków, wbrew temu, na co za każ­dym ra­zem miała na­dzieję. Z co­raz więk­szą ja­sno­ścią do­strzega, że naj­bar­dziej praw­do­po­dobną przy­szłość sta­nowi dal­szy ciąg ochło­dzeń i ocie­pleń (w rze­czy­wi­sto­ści im moc­niej ofiara jest usi­dlona, im bar­dziej tkwi w pu­łapce, tym rzad­sze stają się te chwile cie­pła), ale samo na­bra­nie świa­do­mo­ści nie wy­star­cza. Nie tra­cimy na­dziei bez walki.

2. SZUKAĆ PRAWDZIWEJ NATURY DRUGIEJ OSOBY

Po na­bra­niu świa­do­mo­ści, że wzloty i upadki ni­gdy nie prze­staną się prze­pla­tać, ofiara za­daje so­bie py­ta­nie o praw­dziwą na­turę dra­pieżcy. Długo bę­dzie w so­bie pie­lę­gno­wać myśl, że w głębi du­szy to do­bry męż­czy­zna albo że to sym­pa­tyczna dziew­czyna, która miała w ży­ciu pro­blemy.

Do­piero wraz z do­świad­cze­niem (a na jego zdo­by­cie po­trzeba czasu) przyj­dzie pew­ność, że praw­dziwe ob­li­cze dra­pieżcy jest pa­skudne i pa­to­lo­giczne i że nie ma żad­nych szans na zmianę. Wąt­pli­wo­ści jed­nak długo się utrzy­mają. Wy­daje się nie­zro­zu­miałe, że ktoś, kogo ko­chamy albo kogo ko­cha­li­śmy, może być do tego stop­nia mroczny, fał­szywy i ma­kia­we­liczny – i że nic z tym nie mo­żemy zro­bić, na­wet siłą mi­ło­ści i dia­logu.

3. POWSTRZYMAĆ SIĘ OD IDEALIZOWANIA ŻAŁOBY

Gdy pod­jęta zo­staje de­cy­zja o ze­rwa­niu, ofiara roz­po­czyna prze­ży­wa­nie ża­łoby, jak przy wszyst­kich roz­sta­niach. „Po­zna­łem szczę­ście po od­gło­sie, z ja­kim od­cho­dziło” – jak po­wie­działby Prévert, pod­kreś­la­jąc, że bar­dzo czę­sto nie uświa­da­miamy so­bie zna­cze­nia tego, co mamy, do­póki tego nie tra­cimy. Ten fe­no­men działa także pod­czas prze­pra­co­wy­wa­nia ża­łoby, która obej­muje fazy ide­ali­zo­wa­nia dru­giej osoby i tego, co z nią prze­ży­li­śmy. To do­bre wspo­mnie­nia wra­cają do pa­mięci i to z nimi na nowo po­ja­wiają się wąt­pli­wo­ści oraz po­kusa ne­go­cjo­wa­nia z rze­czy­wi­sto­ścią. Czy ta druga osoba była fak­tycz­nie tak mroczna? Ofiara znów za­czyna się mio­tać w nie­pew­no­ści i żalu, o ile wręcz nie po­wraca do dra­pieżcy, za­chwy­co­nego, że znów może jej za­fun­do­wać emo­cjo­nalny rol­ler­co­aster.

Aż pew­nego dnia, po dłu­gim mio­ta­niu się w przód i w tył, po wąt­pli­wo­ściach i wa­ha­niach, ofiara w końcu opusz­cza tę re­la­cję. Ten pierw­szy roz­dział po­ka­zuje, jak wiele prze­ni­kli­wo­ści, od­wagi i de­ter­mi­na­cji po­trze­bo­wała, by do tego dojść. Po­zo­staje nam jed­nak przyj­rze­nie się in­nym po­wo­dom za­trzy­mu­ją­cym ofiarę przy dra­pieżcy.

Rozdział 2

Bo pozwalam podawać się w wątpliwość. Projekcja i odwracanie kota ogonem

Rozdział 3

Bo zaczynam wierzyć, że to we mnie tkwi problem. Doprowadzanie do szaleństwa lub gaslighting

Roz­dział 4

Bo udało mi się przywyknąć. Przyzwyczajenie i jego warianty relacyjne

Rozdział 5

Bo nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Amnezja

Rozdział 6

Bo moje otoczenie tego nie rozumie. Rola otoczenia

Rozdział 7

Bo nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Usidlenie

Rozdział 8

Bo zaczynam myśleć, że jestem do niczego. Załamanie obrazu siebie

Rozdział 9

Bo moja miłość przetrwa wszystko. Miłość

Część 2

Podatność ofiary

Rozdział 10

Bo bardzo się boję, że partner mnie zostawi. Podatność na porzucenie

Rozdział 11

Bo czuję ogromną pustkę w środku. Deprywacja emocjonalna

Rozdział 12

Bo uważam, że jestem do niczego, i wstydzę się siebie. Podatność na dewaluację i zawstydzanie

Rozdział 13

Bo czuję, że bez drapieżcy nie dam sobie rady. Podatność na zależność materialną i praktyczną

Rozdział 14

Bo zatracam się w miłości. Podatność na uwikłanie emocjonalne – fuzja

Rozdział 15

Bo nie umiem się postawić. Podatność na podporządkowanie

Rozdział 16

Bo nie mogę patrzeć na udrękę partnera. Podatność na samopoświęcenie

Rozdział 17

Bo postrzegam świat ze szczególną ostrością i czasem aż mnie to rani. Nadwrażliwość (wysoka wrażliwość)

Zakończenie

Aneks

Podziękowania

Przypisy

[1] W książce będą one na­zy­wane „ofia­rami”, a ich oprawcy – „dra­pież­cami” [je­śli nie za­zna­czono ina­czej, przy­pisy po­cho­dzą od au­torki].

[2] Fran­cu­skie okre­śle­nie związku opar­tego na wła­dzy, nad­mier­nej kon­troli i do­mi­na­cji jed­nej z two­rzą­cych go osób, która po­przez ma­ni­pu­la­cję oraz prze­moc fi­zyczną i psy­chiczną pod­po­rząd­ko­wuje so­bie part­nera (po fr. re­la­tion d’em­prise), nie ma utrwa­lo­nego w pol­sz­czyź­nie od­po­wied­nika funk­cjo­nu­ją­cego w po­wszech­nej świa­do­mo­ści w po­dobny spo­sób, jak zwrot ory­gi­nalny. Znane pol­sz­czyź­nie po­ję­cie „tok­sycz­nej re­la­cji” (rów­nież obecne w ję­zyku fran­cu­skim – re­la­tion to­xi­que) ma szer­szy za­kres i nie ogra­ni­cza się do opisu związ­ków, w któ­rych jedna strona jest ofiarą, a druga oprawcą. Dla­tego w ni­niej­szym tłu­ma­cze­niu po­ja­wia się rów­nież okre­śle­nie „znie­wo­le­nie”, pod­kre­śla­jące zdo­mi­no­wa­nie (po fr. em­prise), „za­własz­cze­nie” ofiary przez nar­cyza, pod­da­nie jej jego wpły­wowi i kon­troli. W pol­skim tłu­ma­cze­niu po­słu­guję się rów­nież sło­wem „nar­cyz” na okre­śle­nie „osoby per­wer­syjno-nar­cy­stycz­nej”. Po­dob­nie jak w ję­zyku ory­gi­nal­nym per­vers nar­cis­si­que zba­na­li­zo­wało się ono w po­wszech­nej świa­do­mo­ści (o czym pi­sze au­torka w Anek­sie), trzeba jed­nak mieć w pa­mięci, że opi­suje ono nie zwy­kłego ego­istę, lecz jed­nostkę per­wer­syjną, de­wianta, osobę cha­rak­te­ry­zu­jącą się pa­to­lo­gicz­nym nar­cy­zmem [przyp. tłum.].

[3] To część tego, co na­zy­wam sub­de­li­rium.

[4] Su­kienka, którą, we­dług Chri­stiana Diora, za­wsze na­leży mieć w swo­jej sza­fie.

[5] Opi­sa­łam tę de­struk­cję w książce Per­vers nar­cis­si­ques, bas les ma­sques!, So­lar, Pa­ris 2015 i w Jak się bro­nić przed nar­cy­zem. Uwol­nij się z tok­sycz­nych re­la­cji w domu, pracy i wśród zna­jo­mych, Wy­daw­nic­two RM, War­szawa 2024.

[6] Ten an­giel­ski ter­min (ina­czej: „bom­bar­do­wa­nie mi­ło­ścią”) ozna­cza wła­śnie taki ro­dzaj ma­ni­pu­la­cji.

[7] Jean-Claude Kauf­mann, Qu­and Je est un au­tre, Fay­ard, Pa­ryż 2012.

Dlaczego to tyle trwało. Jak uwolnić się od narcyza i uniknąć toksycznej relacji

Anne Clotilde Ziégler Ilustracje: Gomargu

Tłumaczenie: Katarzyna Panfil

Published in the French language originally under the title:Pourquoi suis-je resté.e? © 2023, Éditions Solar, an imprint of Édi8, Paris, France. © for the Polish edition: Wydawnictwo RM, 2025 All rights reserved.

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected] www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książki, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-8151-933-5 ISBN 978-83-7147-184-1 (ePub)

Redaktorka prowadząca: Justyna ŻebrowskaRedakcja: Małgorzata RóżyckaKorekta: Ewelina CzajkowskaProjekt okładki: Adelina SandeckaProjekt graficzny książki: na podstawie projektu Magdaleny BetlejEdytor wersji elektronicznej: Edyta GadajOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec