Dlaczego mnie to spotyka? Zmień swoje myślenie i daj sobie szansę na szczęście - Elżbieta Grabarczyk-Ponimasz - ebook + książka

Dlaczego mnie to spotyka? Zmień swoje myślenie i daj sobie szansę na szczęście ebook

Grabarczyk-Ponimasz Elżbieta

4,0

Opis

Stale się zamartwiasz? Uważasz, że spotykają cię tylko złe rzeczy? Tracisz wiarę, że może być lepiej? Jeśli chcesz wreszcie to zmienić, ta książka jest dla ciebie!

Nie wiemy, co jutro lub za kilka lat przyniesie nam los. Nie mamy wpływu na pogodę za oknem ani na to, co może nam się niespodziewanie przydarzyć. Możemy za to wpływać na nasze myśli o tym, co nas spotkało. Z tej książki dowiesz się, jak kształtować swoje myślenie, by było zdrowe i konstruktywne. Przeczytasz w niej o powiązaniu emocji z myśleniem oraz poczuciem szczęścia. Autorka poprowadzi cię drogą od poznania i rozumienia myśli oraz przekonań, przez naukę przeżywania emocji i reagowania na nie, do zmiany postrzegania samego siebie.

Informacjom teoretycznym towarzyszą ćwiczenia, które wesprą cię w zmianie myślenia, pomogą ci pracować z emocjami i nauczą cię działać zgodnie ze swoimi wartościami. Krok po kroku zaczniesz dostrzegać, że poprawia się twoja jakość życia i podnosi poczucie wewnętrznego spokoju i radości.

Poznaj lepiej samego siebie, podnieś poczucie własnej wartości i żyj w zgodzie ze sobą!

 

Elżbieta Grabarczyk-Ponimasz – psycholog z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem w pracy terapeutycznej i szkoleniowej, psychotraumatolog, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i mediatorka. Autorka e-booków oraz licznych artykułów popularyzujących wiedzę z zakresu psychologii i psychoterapii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 188

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Od autorki

Dawno, dawno temu, za gó­rami, za la­sami pra­co­wa­łam jako psy­cho­log w szpi­talu opieki dłu­go­ter­mi­no­wej w pew­nej pod­be­skidz­kiej miej­sco­wo­ści. Na od­dziale, na któ­rym by­łam za­trud­niona, prze­by­wali pa­cjenci wy­ma­ga­jący spe­cja­li­stycz­nej re­ha­bi­li­ta­cji po uda­rach, za­wa­łach, ope­ra­cjach krę­go­słupa, wy­pad­kach ko­mu­ni­ka­cyj­nych czy nie­uda­nych sko­kach na główkę do je­ziora.

To wła­śnie tam po­zna­łam pa­nią J., która przy­je­chała na kilku­ty­go­dniową re­ha­bi­li­ta­cję. Pani J. miała 83 lata oraz mnó­stwo po­waż­nych scho­rzeń i po­mniej­szych do­le­gli­wo­ści. Or­dy­na­tor stwier­dził, że warto, abym z nią po­roz­ma­wiała, „tak psy­cho­lo­gicz­nie”, co­kol­wiek to miało ozna­czać. Po­sta­no­wi­łam więc spraw­dzić, czy i ja­kiej po­mocy psy­cho­lo­gicz­nej może po­trze­bo­wać pani J. Przez kilka na­stęp­nych dni pró­bo­wa­łam za­pro­sić ją na kon­sul­ta­cje. Pro­blem po­le­gał jed­nak na tym, że pa­nią J. trudno było za­stać w po­koju, a jej szpi­talna współ­lo­ka­torka za każ­dym ra­zem wy­ja­śniała, że pani J. wy­szła – a to do od­dzia­ło­wej ka­wia­renki, a to na spa­cer do przy­szpi­tal­nego parku albo po­sie­dzieć w dy­żurce pie­lę­gnia­rek. Pani J. była lu­biana przez cały per­so­nel oraz in­nych pa­cjen­tów i roz­chwy­ty­wana jak cie­płe bu­łeczki z pie­karni są­sia­du­ją­cej ze szpi­ta­lem. Każdy chciał spę­dzić z nią cho­ciaż chwilę.

Wresz­cie udało mi się z nią spo­tkać. Za­czę­łam ro­zu­mieć, w czym tkwi ta­jem­nica jej po­pu­lar­no­ści. Pod­czas ko­lej­nych wi­zyt sta­wało się także co­raz bar­dziej oczy­wi­ste, że pani J. nie ma, jak oba­wiał się or­dy­na­tor, ob­ni­żo­nego na­stroju ani tym bar­dziej de­pre­sji, a wręcz prze­ciw­nie – sama za­raża oto­cze­nie ra­do­ścią i opty­mi­zmem.

W trak­cie ko­lej­nej kon­sul­ta­cji nie wy­trzy­ma­łam i za­py­ta­łam, jak jej się udaje, mimo tylu róż­nych cho­rób i nie­pew­nych ro­ko­wań, tę po­godę du­cha za­cho­wy­wać. Od­parła:

– Pani ma­gi­ster… Bo to jest tak. Ja wiem, że mam te wszyst­kie cho­rób­ska i nie wia­domo, jak się to wszystko roz­wi­nie. Ale po co ja się mam na za­pas mar­twić? Prze­cież jak się tak będę mar­twić i mar­twić, a nic złego się nie wy­da­rzy, to mi się to zmar­twie­nie zmar­nuje.

Pani J. nie miała wy­kształ­ce­nia psy­cho­lo­gicz­nego, ni­gdy nie prze­czy­tała rów­nież żad­nego mod­nego po­rad­nika za­peł­nio­nego zło­tymi ra­dami, co ro­bić, aby być szczę­śli­wym czło­wie­kiem. Nie stu­dio­wała fi­lo­zo­fii i praw­do­po­dob­nie nie sły­szała o sto­ikach. Nie znała kon­cep­cji opi­su­ją­cych wpływ my­śle­nia na emo­cje i za­cho­wa­nia, a tym bar­dziej na po­czu­cie za­do­wo­le­nia z ży­cia.

Bar­dzo nie­chęt­nie da­wała się na­mó­wić na teo­re­tyczne roz­wa­ża­nia o za­do­wo­le­niu i szczę­ściu – tym cen­niej­szy był ten kró­ciutki ko­men­tarz, który udało mi się od niej pod­czas tam­tej kon­sul­ta­cji uzy­skać. Pani J. nie była teo­re­tyczką szczę­śli­wego ży­cia. Pani J. ta­kie ży­cie pro­wa­dziła, nie­za­leż­nie od za­wi­ro­wań, trud­no­ści i kłód, które owo ży­cie za­mie­rzało jej rzu­cać pod scho­ro­wane nogi. Dys­po­no­wała czymś znacz­nie cen­niej­szym niż wie­dza teo­re­tyczna. Tym skar­bem była pewna prak­tyczna umie­jęt­ność, wy­kształ­cona praw­do­po­dob­nie jesz­cze w domu ro­dzin­nym (jak są­dzi­łam po usły­sze­niu hi­sto­rii jej dzie­ciń­stwa i re­la­cji z ro­dzi­cami) albo – co rów­nież moż­liwe – na jed­nym z póź­niej­szych eta­pów dłu­giego już wszak ży­cia. Była to umie­jęt­ność wpły­wa­nia na swoje my­śli, a więc i na po­stawę wo­bec wy­da­rzeń, w które ob­fi­tuje co­dzien­ność, za­równo tych mi­łych, jak i tych przy­krych czy tra­gicz­nych.

Umysł pani J. funk­cjo­no­wał tak, aby jej wła­sne my­śli peł­niły funk­cję życz­li­wych i wspie­ra­ją­cych sprzy­mie­rzeń­ców, a nie zło­śli­wych grem­li­nów[1] przy­glą­da­ją­cych się co­dzien­nym zma­ga­niom z drwią­cym chi­cho­tem. Umiała swoim my­śle­niem za­rzą­dzać. Wie­działa, że lu­dzie, a więc i ona sama, re­agują nie tyle na sy­tu­acje, które im się przy­da­rzają, ile na to, jak owe sy­tu­acje ro­zu­mieją, jak je in­ter­pre­tują, co o nich po­my­ślą.

Nie­które my­śli sprzy­jają do­bremu sa­mo­po­czu­ciu, inne skut­kują złym na­stro­jem, po­wo­dują też de­struk­cyjne za­cho­wa­nia i re­ak­cje. W tej książce grem­liny będą me­ta­forą nie­zdro­wego, cią­gną­cego w dół spo­sobu my­śle­nia[2].

ZŁOTA MYŚL

Kiedy pa­trzę w prze­szłość na te wszyst­kie zmar­twie­nia, pa­mię­tam hi­sto­rię starca, który po­wie­dział na łożu śmierci, że miał wiele kło­po­tów w ży­ciu, z któ­rych więk­szość ni­gdy się nie wy­da­rzyła.

Win­ston Chur­chill

Pani J. naj­wy­raź­niej wie­działa o tym do­sko­nale, po­dob­nie jak wielu sta­ro­żyt­nych i współ­cze­snych fi­lo­zo­fów, a także prak­ty­ków szczę­śli­wego i sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cego ży­cia. O ile mi wia­domo, nie stu­dio­wała Ze­nona z Ki­tion, uzna­wa­nego za twórcę sto­icy­zmu, ani nie czy­tała Marka Au­re­liu­sza, ce­sa­rza fi­lo­zofa, któ­rego Roz­my­śla­nia sta­no­wią bo­daj naj­po­pu­lar­niej­sze wpro­wa­dze­nie do du­cha fi­lo­zo­fii sto­ic­kiej. My­ślała jed­nak i po­stę­po­wała tak, jakby uczyła się tej sztuki bez­po­śred­nio od sta­ro­żyt­nych mę­dr­ców.

„Uczyła się” to klu­czowe sfor­mu­ło­wa­nie. Są osoby, które dzięki za­so­bom wy­nie­sio­nym z domu ro­dzin­nego po­tra­fią za­rzą­dzać swoim my­śle­niem i emo­cjami pra­wie od za­wsze. Nie wszy­scy jed­nak mają oka­zję zdo­być te umie­jęt­no­ści w dzie­ciń­stwie. Na szczę­ście można się kon­struk­tyw­nego, zdro­wego my­śle­nia na­uczyć, a na­stęp­nie tę umie­jęt­ność tre­no­wać i do­sko­na­lić, po­dob­nie jak ob­cho­dze­nia się ze swo­imi emo­cjami tak, aby były cen­nymi dro­go­wska­zami, a nie wro­giem za­kłó­ca­ją­cym co­dzien­ność i utrud­nia­ją­cym ży­cie.

Nie umiemy prze­wi­dy­wać przy­szło­ści. Oczy­wi­ście poza tymi, któ­rzy uwa­żają, że to po­tra­fią, choć za­zwy­czaj po pro­stu już po fak­cie za­pew­niają, że wie­dzieli, iż coś się wy­da­rzy. Wtedy, kiedy już wszy­scy wi­dzą, co się stało. Można też oczy­wi­ście spryt­nie ko­rzy­stać z efektu ho­ro­sko­po­wego, ina­czej na­zy­wa­nego efek­tem Bar­numa[3]. To me­toda, która upewni na­iwne oto­cze­nie, że je­steś znawcą ludz­kiej psy­chiki i po­tra­fisz prze­wi­dy­wać nad­cho­dzące zda­rze­nia. To także bar­dzo bez­pieczny spo­sób by­cia ja­sno­wi­dzem, po­zwa­la­jący uni­kać ewen­tu­al­nych błę­dów, a w związku z tym kon­fron­ta­cji z ta­kimi fak­tami, które mo­głyby się z prze­po­wied­nią nie zga­dzać. Jed­nak nie o ta­kich pseu­do­ma­gicz­nych sztucz­kach jest ta książka.

DE­FI­NI­CJA

Efekt Bar­numa albo efekt ho­ro­sko­powy po­lega na tym, że lu­dzie uznają za bar­dzo trafne opisy swo­jej wła­snej oso­bo­wo­ści, które w rze­czy­wi­sto­ści są ogól­nymi ze­sta­wami da­nych od­no­szą­cymi się do sze­ro­kiej grupy lu­dzi. Efekt ten może wy­ja­śniać roz­po­wszech­nie­nie wiary w pseu­do­nau­kowe teo­rie ta­kie jak astro­lo­gia, nu­me­ro­lo­gia czy wró­że­nie. Wy­star­czy od­po­wied­nio sfor­mu­ło­wać opisy. Działa to zwłasz­cza wtedy, gdy ba­dany ma prze­ko­na­nie, że zo­stały one przy­go­to­wane spe­cjal­nie dla niego, wie­rzy w au­to­ry­tet au­tora ba­dań, a za­pre­zen­to­wana ana­liza opi­suje głów­nie jego po­zy­tywne ce­chy.

Nie wiemy, co ju­tro lub za kilka lat przy­nie­sie nam los. Nie mamy wpływu na po­godę za oknem ani na to, co nam się może nie­spo­dzie­wa­nie przy­da­rzyć. Mamy na­to­miast inną moż­li­wość. Mo­żemy wpły­wać na na­sze my­śli o tym, co nas spo­tkało.

W grun­cie rze­czy ist­nieją dwie opcje. Mo­żesz w swoje my­śli i prze­ko­na­nia bez­kry­tycz­nie wie­rzyć lub bacz­nie się im przy­glą­dać i – je­śli trzeba – pod­da­wać je mo­dy­fi­ka­cji.

Naj­waż­niej­sze wy­dają się dwie kwe­stie:

Po pierw­sze, umie­jęt­ność od­róż­nia­nia tego, na co nie masz wpływu, od tego, na co masz wpływ i co w związku z tym mo­żesz zmie­niać. Tak aby kon­cen­tro­wać się na tym, co mo­żesz zmie­nić, a na to, co znaj­duje się poza za­się­giem two­jej kon­troli i wpływu, nie mar­no­wać nie­po­trzeb­nie ener­gii, uwagi, czasu i in­nych cen­nych za­so­bów.

Po dru­gie, zdol­ność od­róż­nia­nia zdro­wej, ra­cjo­nal­nej re­flek­sji od spo­sobu my­śle­nia, który ci nie służy, cią­gnie cię w dół ku smut­kowi, zmar­twie­niu i nie­po­ko­jowi.

Zdrowe, kon­struk­tywne my­śli naj­pro­ściej od­róż­nić od de­struk­cyj­nych, oce­nia­jąc ich efekty. Po owo­cach je po­zna­cie[4]. My­śli nie­zdrowe, nie­ra­cjo­nalne ob­ni­żają po­czu­cie war­to­ści, pro­wa­dzą do na­pię­cia i złego sa­mo­po­czu­cia bądź do nie­ko­rzyst­nych, nie­bez­piecz­nych dla zdro­wia, a na­wet ży­cia za­cho­wań. Są też źró­dłem nie­przy­jem­nych emo­cji. Na­to­miast zdrowe, ra­cjo­nalne my­śle­nie owo­cuje po­czu­ciem spo­koju i sa­tys­fak­cji, a także sprzyja bu­do­wa­niu do­brych re­la­cji, re­ali­zo­wa­niu za­mie­rzeń i po­dej­mo­wa­niu sku­tecz­nych dzia­łań. Dla­tego warto tre­no­wać i uela­stycz­niać my­śle­nie, umieć się przy­glą­dać tre­ści wła­snych my­śli i po­dej­mo­wać z nimi dia­log.

Nie chcę cię na­uczyć po­zy­tyw­nego my­śle­nia. Nie je­stem jego fanką. Uwa­żam, że – po­dob­nie jak czar­no­widz­two i snu­cie ka­ta­stro­ficz­nych sce­na­riu­szy – sta­nowi ono ro­dzaj znie­kształ­ce­nia po­znaw­czego. To po pro­stu dwie strony tego sa­mego me­dalu.

W by­ciu szczę­śli­wym nie­ko­niecz­nie cho­dzi o to, aby nie wi­dzieć trud­no­ści i lek­ce­wa­żyć ogra­ni­cze­nia albo uda­wać, że ich nie ma. Bar­dzo modne, pro­mo­wane przez in­ter­ne­to­wych guru pop-psy­cho­lo­gii prze­ko­na­nie, że mo­żesz wszystko, wy­star­czy tylko chcieć, ozna­cza nie wię­cej i nie mniej niż ule­ga­nie złu­dze­niu omni­po­ten­cji. To jed­nak tylko złu­dze­nie, pro­wa­dzące na ma­nowce ode­rwa­nia od rze­czy­wi­sto­ści. Wszy­scy pod­le­gamy ogra­ni­cze­niom przez sam fakt by­cia ludźmi, a nie wszech­moc­nymi isto­tami z ba­śni i mi­tów. Zde­cy­do­wa­nie ko­rzyst­niej­sze oraz bliż­sze re­al­no­ści niż po­zy­tywne my­śle­nie jest my­śle­nie zdrowe i ra­cjo­nalne. Czyli ta­kie, które uwzględ­nia fak­tyczne utrud­nie­nia i które po­maga do­strzec do­stępne moż­li­wo­ści. Bez żad­nych ma­gicz­nych sztu­czek ani ko­niecz­no­ści wma­wia­nia so­bie wszech­mocy.

Z tej książki do­wiesz się, jak zmie­nić swoje my­śle­nie na zdrowe. Po­znasz tech­niki i ćwi­cze­nia po­zwa­la­jące zmie­nić swoje my­śle­nie tak, aby nie­po­trzeb­nie się nie za­mar­twiać i nie ule­gać czar­no­widz­twu, a także umieć się wspie­rać w trud­nych mo­men­tach ży­cia. To działa pro­ściej, niż można po­dej­rze­wać. Je­śli bę­dziesz ina­czej my­śleć – ina­czej się po­czu­jesz i będą ci to­wa­rzy­szyć inne emo­cje.

Na emo­cje można spoj­rzeć jako na efekt my­śle­nia, czyli spo­sobu, w jaki pod­cho­dzisz do tego, co się dzieje w twoim ży­ciu. To ozna­cza, że masz wpływ na wła­sne sa­mo­po­czu­cie. Zmie­nia­jąc spo­sób my­śle­nia, zmie­niasz swoje na­sta­wie­nie i emo­cje, które ci to­wa­rzy­szą i które prze­ży­wasz na co dzień. My­śląc ina­czej i czu­jąc się ina­czej, da­jesz so­bie szansę na inne do­świad­cza­nie sie­bie oraz ota­cza­ją­cego cię świata, a także inne po­dej­ście do bu­do­wa­nia re­la­cji, w które wcho­dzisz z ludźmi. Mo­żesz w ten spo­sób zmie­nić swoją sa­mo­ocenę, a w związku z tym swoje po­czu­cie wła­snej war­to­ści.

Znaj­dziesz tu też ćwi­cze­nia, które po­mogą ci wpły­wać bez­po­śred­nio na emo­cje, spo­sób ich prze­ży­wa­nia i wy­ra­ża­nia. Emo­cje i uczu­cia sta­no­wią nie­zwy­kle ważny ele­ment two­jego we­wnętrz­nego pej­zażu. Warto na­uczyć się z nimi ob­cho­dzić z życz­li­wo­ścią i wy­ro­zu­mia­ło­ścią. Do­bry kon­takt z tym, co prze­ży­wasz, po­może ci głę­biej po­znać sie­bie i mieć lep­sze re­la­cje z wła­snym cia­łem. Kiedy prze­sta­niesz od­ci­nać się od swo­ich uczuć i po­zwo­lisz so­bie ich po pro­stu do­świad­czać, jest szansa, że za­czniesz wy­ra­żać je w kon­struk­tywny i ak­cep­to­walny przez in­nych spo­sób. Dzięki temu za­przy­jaź­nisz się ze swymi emo­cjami, oswo­isz je, a one staną się two­imi sprzy­mie­rzeń­cami w lep­szym ro­zu­mie­niu sie­bie, osią­ga­niu wy­zna­czo­nych ce­lów oraz pro­wa­dze­niu uda­nego ży­cia.

Waż­nym ele­men­tem po­szu­ki­wa­nia spo­sobu na szczę­śliwe i udane ży­cie jest zro­zu­mie­nie wła­snej hi­sto­rii. Zro­zu­mie­nie źró­deł swo­ich prze­ko­nań i po­staw wo­bec sie­bie i świata. Każdy z nas ma ja­kąś prze­szłość, każdy miał ja­kichś ro­dzi­ców, a to, czego do­świad­czył w kon­tak­cie z nimi, ukształ­to­wało jego styl przy­wią­za­nia. To wła­śnie on de­cy­duje o tym, w jaki spo­sób wcho­dzisz w re­la­cje i jak bu­du­jesz więzi z in­nymi ludźmi. Udane re­la­cje są naj­waż­niej­szym czyn­ni­kiem spra­wia­ją­cym, że czu­jemy się szczę­śliwi. Po­zna­nie i zro­zu­mie­nie wła­snego stylu przy­wią­za­nia po­maga bar­dziej świa­do­mie two­rzyć związki z in­nymi, bez au­to­ma­tycz­nego ule­ga­nia daw­nym sche­ma­tom.

Twoja hi­sto­ria, a wła­ści­wie pre­hi­sto­ria, bo cho­dzi tu o bar­dzo, bar­dzo wcze­sne etapy ży­cia, to czas, w któ­rym ukształ­to­wała się twoja oso­bi­sta opo­wieść. Nie­ustan­nie, mniej lub bar­dziej świa­do­mie, pro­wa­dzisz ze sobą we­wnętrzny dia­log. To on de­cy­duje o tym, czy po­strze­gasz sie­bie jako szczę­ścia­rza, czy pe­chowca, czy ufasz, że so­bie po­ra­dzisz w ob­li­czu prze­ciw­no­ści, czy ra­czej uznasz, że le­piej się pod­dać, bo i tak nic do­brego cię nie spo­tka. Czło­wiek ma moc stwo­rze­nia so­bie w gło­wie za­równo oso­bi­stego pie­kła, jak i oso­bi­stego nieba. To wła­śnie ta to­cząca się przez całe ży­cie ci­cha roz­mowa ze sobą de­cy­duje o tym, czy wie­rzysz w sie­bie i czy da­jesz so­bie szansę na szczę­ście. A prze­cież chcesz pro­wa­dzić szczę­śliwe ży­cie, prawda?

ZŁOTA MYŚL

Uczu­cia szczę­ścia nie można wy­two­rzyć. Jest ono efek­tem two­ich wła­snych dzia­łań.

Da­laj­lama

Zmiana wła­snego we­wnętrz­nego dia­logu oraz spo­sobu prze­ży­wa­nia i wy­ra­ża­nia emo­cji – a po­tem po­staw i za­cho­wań – to ciężka praca. Nie ist­nieje ma­giczna różdżka, którą wy­star­czy­łoby mach­nąć kilka razy, aby cała ta zmiana do­ko­nała się sama. Mo­żesz przez ko­lejne mie­siące i lata nie­ustan­nie za­da­wać so­bie py­ta­nie: „Dla­czego mnie to spo­tyka?”, i tkwić w sta­rych sche­ma­tach, li­cząc, że ży­cie zmieni się samo. To jed­nak tak nie działa. Nie bez po­wodu praca nad sobą jest na­zy­wana PRACĄ nad sobą. Na szczę­ście ta praca, jako jedna z nie­wielu cięż­kich prac na świe­cie, może być też nie­sa­mo­witą przy­godą.

BAJKA TE­RA­PEU­TYCZNA

Pew­nego razu uczeń za­py­tał mi­strza:

– Mi­strzu, jak długo będę cze­kać na zmiany?

Mistrz od­po­wie­dział:

– Je­śli chcesz ocze­ki­wać, to długo[5].

Nie znam pa­na­ceum na wszyst­kie tro­ski i nie­szczę­ścia, więc nie znaj­dziesz go w tej książce. Ra­czej za­chę­ca­ła­bym cię do ostroż­no­ści i dy­stansu wo­bec wszyst­kich, któ­rzy twier­dzą, że od­kryli je­dyny na świe­cie, naj­sku­tecz­niej­szy i ba­jecz­nie pro­sty spo­sób na by­cie szczę­śli­wym. Ja nie znam ta­kich sztu­czek. Je­stem jed­nak prze­ko­nana, że to, jak my­ślisz, jak do­świad­czasz emo­cji i jak po­stę­pu­jesz, ma de­cy­du­jący wpływ na ja­kość two­jego ży­cia.

Pani J. wie­działa o tym do­sko­nale. Ty także, do­ko­nu­jąc zmian w swoim my­śle­niu oraz spo­so­bie prze­ży­wa­nia emo­cji i po­staw, mo­żesz dać so­bie szansę na szczę­śliwe, sa­tys­fak­cjo­nu­jące ży­cie.

Za­pra­szam!

Roz­dział 1

Rzecz o myśleniu i przekonaniach

Wewnątrzsterowność i zewnątrzsterowność, czyli jak brać odpowiedzialność za swoje życie

Aby zmie­nić swoje ży­cie, trzeba wziąć za nie od­po­wie­dzial­ność. Wiąże się to z po­ję­ciami we­wnątrz­ste­row­no­ści i ze­wną­trz­ste­row­no­ści. Lu­dzi można gru­po­wać w ka­te­go­rie we­dług roz­ma­itych kry­te­riów, a we­wnątrz­ste­row­ność i ze­wną­trz­ste­row­ność są jed­nymi z nich. Przy oka­zji sta­no­wią świetny punkt wyj­ścia do roz­wa­żań o tym, dla­czego nie­któ­rzy ak­tyw­nie po­dej­mują dzia­ła­nia słu­żące ich szczę­ściu i po­pra­wie ja­ko­ści ży­cia, a inni bier­nie pod­dają się oko­licz­no­ściom, ocze­ku­jąc, że zmiany do­ko­nają się same, zgod­nie z po­wie­dze­niem: Siedź w ką­cie, a znajdą cię. Co cie­kawe, ba­da­nia po­twier­dzają, że skłon­ność do przyj­mo­wa­nia jed­nej z tych po­staw jest w ludz­kim ży­ciu sto­sun­kowo stała. Z pew­no­ścią bli­żej ci do któ­re­goś z tych ty­pów.

Osoby ze­wną­trz­ste­rowne w swo­ich dzia­ła­niach ocze­kują ze­wnętrz­nej kon­troli i po­le­gają na niej, ła­two pod­da­jąc się ze­wnętrz­nej pre­sji. Ła­twiej ule­gają też oko­licz­no­ściom. To dla­tego, że na­pęd do dzia­ła­nia biorą z ze­wnątrz, a ich umiej­sco­wie­nie kon­troli[6] rów­nież znaj­duje się poza nimi. Ich mo­ty­wa­cją do dzia­ła­nia są róż­nego typu na­grody w po­staci ak­cep­ta­cji oto­cze­nia czy po­czu­cia by­cia do­ce­nio­nym. Trudno im oprzeć się nie tylko bez­po­śred­nim wpły­wom in­nych osób, lecz także oko­licz­no­ściom oraz bodź­com, które na­po­ty­kają na swo­jej dro­dze.

Przy­kład ze­wną­trz­ste­row­no­ści

Sie­dzisz wie­czo­rem w domu i czy­tasz książkę, a mąż wcho­dzi do po­koju uśmiech­nięty z mi­ską słod­kich ła­koci.

– Czę­stuj się, ku­pi­łem dużo – mówi i sta­wia mi­skę nie­da­leko two­jego fo­tela.

Tak na­prawdę nie masz ochoty na sło­dy­cze, je­steś syta, bo przed chwilą zja­dłaś ko­la­cję, a poza tym kilka dni temu po­sta­no­wi­łaś zre­zy­gno­wać ze sło­dy­czy, więc uśmie­chasz się i dzię­ku­jesz.

Mija jed­nak kilka mi­nut i zer­kasz w stronę ła­koci. Pra­wie sły­szysz, jak cię wo­łają. Sta­rasz się na nie nie pa­trzeć, sku­piasz się na fa­bule książki. W końcu idziesz po szklankę wody z my­ślą: Na­piję się i mi przej­dzie. Gdy jed­nak wra­casz do po­koju, po­kusa robi się nie do opa­no­wa­nia i bie­rzesz z mi­ski je­den ze sma­ko­ły­ków. Na­wet nie bar­dzo przy­padł ci do gu­stu, ale głu­pio ci te­raz nie zjeść go do końca. Ta se­kwen­cja po­wta­rza się jesz­cze kilka razy. Masz wra­że­nie, że do­póki sło­dy­cze będą le­żeć na ta­le­rzu, bę­dziesz mieć na nie ochotę. Po wszyst­kim my­ślisz: To się mu­siało skoń­czyć jak zwy­kle, nie mogę mieć sło­dy­czy na wi­doku, bo za­wsze zja­dam wszyst­kie.

Co zde­cy­do­wało, że zja­dłaś sło­dy­cze? Nie mia­łaś prze­cież na nie ochoty. Ale ktoś za­pro­po­no­wał, sło­dy­cze le­żały na sto­liku, więc po­ja­wił się ze­wnętrzny bo­dziec, który prze­jął kon­trolę nad twoim dzia­ła­niem.

Osoby ze­wną­trz­ste­rowne ła­twiej po­zwa­lają sobą ma­ni­pu­lo­wać, w swo­ich po­glą­dach by­wają jak cho­rą­giewka, czę­ściej zda­rza im się za­cho­wać kon­for­mi­stycz­nie. Nie lu­bią też sy­tu­acji nie­jed­no­znacz­nych, gdy bo­wiem nie wszystko jest ja­sne, trudno im po­dej­mo­wać de­cy­zje.

Lu­dzie we­wnątrz­ste­rowni nie są tak skłonni do ule­ga­nia ze­wnętrz­nym na­ci­skom i oko­licz­no­ściom. Jako bar­dziej nie­za­leżni w swo­ich wy­bo­rach, kie­rują się wła­snymi kry­te­riami i war­to­ściami, sa­mo­dziel­nie po­dej­mu­jąc de­cy­zje. Po­tra­fią też obro­nić swoje sta­no­wi­sko. Je­śli nie mają ochoty na sło­dy­cze, to ich po pro­stu nie je­dzą, nie­za­leż­nie od tego, czy ktoś je do tego na­ma­wia i czy sło­dy­cze znaj­dują się pod ręką.

Ta­kie osoby za­zwy­czaj już na wcze­snych eta­pach ży­cia na­by­wają i uwew­nętrz­niają ze­spół oso­bi­stych ce­lów i war­to­ści, któ­rymi na­stęp­nie będą kie­ro­wać się w ży­ciu jak kom­pa­sem. Są też w sta­nie wziąć od­po­wie­dzial­ność za swoje dzia­ła­nia i ich kon­se­kwen­cje, co jed­nak nie ozna­cza, że za wszystko się ob­wi­niają. Cał­kiem nie­źle zno­szą nie­pew­ność i nie­jed­no­znacz­ność, bo mają opar­cie w so­bie.

W skraj­nym wy­da­niu we­wnątrz­ste­row­ność i wy­ni­ka­jąca z niej do­gma­tyczna nie­za­leż­ność mogą pro­wa­dzić do lek­ce­wa­że­nia wy­ma­gań oto­cze­nia i ro­sną­cego po­czu­cia alie­na­cji. Żadna skraj­ność i żadne usztyw­nie­nie (poza gip­sem przy zła­ma­niu koń­czyny) nie są do­bre.

Do­brze po­jęta we­wnątrz­ste­row­ność to ce­cha, dzięki któ­rej mo­żesz kie­ro­wać swoim ży­ciem. Czy to zna­czy, że we­wnątrz­ste­row­ność to gwa­ran­cja szczę­ścia w ży­ciu? Nie­ko­niecz­nie. Stwa­rza jed­nak moż­li­wość, że to ty bę­dziesz tego ży­cia sce­na­rzy­stą i re­ży­se­rem. Mó­wiąc ina­czej – bę­dziesz mieć na nie wpływ. Dla­tego warto ją roz­wi­jać i pie­lę­gno­wać, cho­ciaż wzię­cie ży­cia we wła­sne ręce wcale nie jest ła­twe.

Czy można mieć pod kon­trolą każdy aspekt swo­jego ży­cia? Oczy­wi­ście że nie. Prze­ko­na­nie, iż jest to moż­liwe, opiera się na złu­dze­niu wła­snej omni­po­ten­cji (wszech­mocy). Pro­wa­dzi dość szybko do na­ra­sta­ją­cej fru­stra­cji i… nie­wy­ko­rzy­sty­wa­nia tych szans, które na­prawdę się zda­rzają. Albo do nie­zno­śnej (przede wszyst­kim dla oto­cze­nia) po­stawy wszech­moc­nego, nie­zno­szą­cego ogra­ni­czeń ani sła­bo­ści bó­stwa.

Dla­tego umie­jęt­ność od­róż­nia­nia tego, na co nie masz wpływu, od tego, na co masz wpływ, jest klu­czowa, je­żeli pra­gniesz uczy­nić swoje ży­cie bar­dziej szczę­śli­wym.

ZŁOTA MYŚL

Boże, użycz mi po­gody du­cha, abym go­dził się z tym, czego nie mogę zmie­nić, od­wagi, abym zmie­niał to, co mogę zmie­nić, i mą­dro­ści, abym od­róż­niał jedno od dru­giego.

Re­in­hold Nie­buhr, Mo­dli­twa o po­godę du­cha (ang. Se­re­nity Prayer)

Dzięki tej zdol­no­ści bę­dziesz w sta­nie skon­cen­tro­wać się na tym, co je­steś w sta­nie zmie­nić, i tam kie­ro­wać swoje za­soby: czas, ener­gię, uwagę. W in­nym wy­padku zmar­no­tra­wisz siły na coś, co znaj­duje się poza za­się­giem two­jej kon­troli i wpływu.

Na co masz wpływ? Na co nie masz wpływu?

Nie masz wpływu na to:

jaka bę­dzie dziś po­goda,

jaki masz ko­lor skóry i oczu,

co wy­da­rzyło się w prze­szło­ści – nie­istotne, czy wczo­raj, czy 10 lat temu,

w ja­kim kraju się uro­dzi­łeś,

kim są lub byli twoi ro­dzice,

jak za­chowa się twoja przy­ja­ciółka, mąż, ku­zynka, brat, szef,

co inni mó­wią,

co inni my­ślą,

ja­kich wy­bo­rów do­ko­nują inne osoby.

Masz wpływ na:

swoje wy­bory,

swoje za­cho­wa­nia,

to, jak bę­dziesz trak­to­wać in­nych,

swoje słowa,

swoje prze­ko­na­nia i po­stawy,

spo­sób, w jaki wy­ra­żasz swoje emo­cje,

swoje my­śli.

Czym jest myślenie?

Co to jest my­śle­nie? Naj­pro­ściej można je zde­fi­nio­wać jako nie­usta­jący pro­ces po­znaw­czy, który od­bywa się w umy­śle i po­lega mię­dzy in­nymi na sko­ja­rze­niach oraz wnio­sko­wa­niu. W trak­cie my­śle­nia ana­li­zu­jesz, po­rów­nu­jesz, uogól­niasz, abs­tra­hu­jesz oraz wy­cią­gasz wnio­ski, ma­jąc do dys­po­zy­cji prze­różne ele­menty, ta­kie jak pa­mięć, sym­bole, po­ję­cia, frazy, ob­razy czy dźwięki. Twoje my­śli to za­tem wy­twory umy­słu (czyli w du­żym skró­cie mó­zgu), które ge­ne­rują emo­cje, a w kon­se­kwen­cji rów­nież kon­kretne za­cho­wa­nia.

ZŁOTA MYŚL

My­ślę, więc je­stem.

Kar­te­zjusz

Tak jak każdy czło­wiek na świe­cie, masz swój uni­kalny spo­sób by­cia, sta­wia­nia stóp i uśmie­cha­nia się, swój wła­sny styl ubie­ra­nia się, ukła­da­nia się do snu i spę­dza­nia wol­nego czasu. Masz też swój wy­jąt­kowy spo­sób my­śle­nia i ro­zu­mie­nia ota­cza­ją­cego cię świata, za­cho­dzą­cych w nim zda­rzeń oraz sa­mego sie­bie. To coś tak nie­po­wta­rzal­nego jak od­ci­ski pal­ców. Mię­dzy ludźmi ist­nieją jed­nak pewne po­do­bień­stwa i z ła­two­ścią można za­uwa­żyć pra­wi­dło­wo­ści oraz sche­maty wspólne dla wielu osób. W końcu wszy­scy na­le­żymy do tego sa­mego ga­tunku.

Z pew­no­ścią do­strze­gasz, że nie­któ­rzy lu­dzie spra­wiają wra­że­nie nie­przej­mu­ją­cych się zbyt­nio ni­czym i nie­zra­ża­ją­cych się prze­ciw­no­ściami losu, inni z ko­lei są skłonni cią­gle się za­mar­twiać i wi­dzieć wszystko w czar­nych bar­wach. Są osoby chęt­nie słu­cha­jące po­chwał i wy­ra­zów uzna­nia, są też tacy, któ­rzy zu­peł­nie nie po­tra­fią przyj­mo­wać kom­ple­men­tów i kiedy je sły­szą, czują się bar­dzo skrę­po­wani. Dla jed­nych szklanka jest za­wsze do po­łowy pu­sta, dla in­nych – do po­łowy pełna.

ZŁOTA MYŚL

Na świe­cie ist­nieją po­dobno dwa ro­dzaje lu­dzi. Jedni, kiedy do­stają szklankę do­kład­nie w po­ło­wie na­peł­nioną, mó­wią: „Ta szklanka jest w po­ło­wie pełna”. Ci dru­dzy mó­wią: „Ta szklanka jest w po­ło­wie pu­sta”. Jed­nak świat na­leży do tych, któ­rzy pa­trzą na szklankę i mó­wią: „Co jest z tą szklanką? Prze­pra­szam bar­dzo… No prze­pra­szam… To ma być moja szklanka? Nie wy­daje mi się. Moja szklanka była pełna. I więk­sza od tej!”. A na dru­gim końcu baru świat pe­łen jest in­nego ro­dzaju osób, które mają szklanki pęk­nięte albo szklanki prze­wró­cone (zwy­kle przez ko­goś z tych, któ­rzy żą­dali więk­szych szkla­nek), albo cał­kiem nie mają szkla­nek, bo stały z tyłu i bar­man ich nie za­uwa­żył.

Terry Prat­chett

Ta­kich przy­kła­dów można po­dać wiele. Dzieje się tak, po­nie­waż każdy czło­wiek ma swoją uni­kalną hi­sto­rię, swoje do­świad­cze­nia, tem­pe­ra­ment i po­trzeby.

Każdy ma rów­nież wła­sny nie­po­wta­rzalny spo­sób in­ter­pre­to­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści, w tym mię­dzy in­nymi cha­rak­te­ry­styczne dla sie­bie sche­maty po­znaw­cze, które można po­rów­nać do do­ku­men­tal­nego za­pisu jego ży­cio­wych do­świad­czeń, in­te­rak­cji z oto­cze­niem oraz re­la­cji z waż­nymi oso­bami. Jest to za­pis nie za­wsze do­kładny i ra­cjo­nalny. Wkra­dają się w niego różne błędy i znie­kształ­ce­nia, spra­wia­jące, że ob­raz sa­mego sie­bie, wła­snej prze­szło­ści, te­raź­niej­szo­ści i przy­szło­ści, a także ob­razy in­nych lu­dzi są u da­nego czło­wieka tak ukształ­to­wane (czy ra­czej zde­for­mo­wane), że utrud­niają czer­pa­nie ra­do­ści z co­dzien­nego ży­cia.

Jak się ma myślenie do poczucia szczęścia?

Aby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób my­śle­nie prze­kłada się na po­czu­cie szczę­ścia, warto po­znać pewną per­spek­tywę, która była znana już sta­ro­żyt­nym fi­lo­zo­fom. Szcze­gól­nie bli­ska była nie­któ­rym sto­ikom, na przy­kład Mar­kowi Au­re­liu­szowi, o któ­rym wspo­mnia­łam już wcze­śniej, a któ­remu obo­wiązki wy­ni­ka­jące ze sta­no­wi­ska ce­sa­rza do­skwie­rały na tyle mocno, że po­sta­no­wił szu­kać ra­tunku w fi­lo­zo­fii. Ma­rek Au­re­liusz uwa­żał, praw­do­po­dob­nie na pod­sta­wie wła­snych do­świad­czeń i re­flek­sji, że spo­sób my­śle­nia ma ogromny wpływ na to, jaki kształt przy­bie­rze ży­cie czło­wieka.

ZŁOTA MYŚL

Na­sze ży­cie jest tym, co zeń uczy­nią na­sze my­śli.

Ma­rek Au­re­liusz

Tę ideę prze­chwy­ciło po­tem wielu in­nych fi­lo­zo­fów, pi­sa­rzy oraz ar­ty­stów, któ­rzy da­wali jej wy­raz w swo­jej twór­czo­ści. Prze­chwy­ciło ją nie­stety także grono osób po­szu­ku­ją­cych pro­stych wy­ja­śnień skom­pli­ko­wa­nych zja­wisk i pra­gną­cych re­cept, które po­zwo­li­łyby bez wy­siłku (zwłasz­cza umy­sło­wego) roz­wią­zać na­wet naj­bar­dziej zło­żone pro­blemy. Cóż, w ten spo­sób wiele głę­bo­kich idei i my­śli prze­do­stało się do świa­do­mo­ści ma­so­wego od­biorcy za po­mocą skraj­nie uprosz­czo­nych prze­ka­zów pop-fi­lo­zo­fii i pop-psy­cho­lo­gii[7]. Wy­daje mi się ważne, aby w tej książce spró­bo­wać od­dzie­lić my­śle­nie psy­cho­lo­giczne od tych sche­ma­tycz­nych spo­so­bów ro­zu­mie­nia ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści, które z psy­cho­lo­gią tak na­prawdę nie mają wiele wspól­nego.

Pro­po­zy­cje pop-psy­cho­lo­gicz­nych guru są ku­szące, bo ła­twe do przy­swo­je­nia i za­pa­mię­ta­nia, a przy oka­zji dają złudne, ma­giczne wręcz po­czu­cie kon­troli nad ob­sza­rami, na które wpływu mieć nie można. Dla ma­so­wego od­biorcy nie­stety nie ma zna­cze­nia, że au­to­rzy ta­kich uprosz­czo­nych prze­ka­zów, nie­kiedy opar­tych na ste­reo­ty­pach i prze­są­dach, mylą i mie­szają po­ję­cia za­czerp­nięte z róż­nych dzie­dzin na­uki, uży­wają ich w nie­wła­ści­wym zna­cze­niu, aby tylko pa­so­wały do kon­cep­cji.

Przy­kła­dem ta­kiego spły­co­nego ro­zu­mie­nia czy wręcz wy­pa­cze­nia prze­kazu za­war­tego w my­śli Marka Au­re­liu­sza jest bar­dzo modne „prawo przy­cią­ga­nia”. Zgod­nie z tym po­my­słem twoje my­śli bez­po­śred­nio kształ­tują rze­czy­wi­stość, bo wszystko jest ener­gią, więc po­zy­tywne my­śli przy­no­szą re­zul­taty po­zy­tywne, a ne­ga­tywne my­śli – re­zul­taty ne­ga­tywne. Cza­sami, aby upraw­do­po­dob­nić ten prze­kaz, przy­wo­łuje się słowa ja­kie­goś słyn­nego fi­zyka, na przy­kład Al­berta Ein­ste­ina albo któ­re­goś z na­ukow­ców zaj­mu­ją­cych się fi­zyką kwan­tową. Nie wy­ja­śnia się już jed­nak od­biorcy, że wy­pa­czono przy oka­zji zna­cze­nia przy­wo­ły­wa­nych po­jęć, tak aby pa­so­wały do kon­cep­cji. Bar­dzo czę­sto ope­ruje się w tym kon­tek­ście na przy­kład za­czerp­nię­tym z me­cha­niki po­ję­ciem wi­bra­cji i ich czę­sto­tli­wo­ści. Aż kusi, aby do­py­tać, jaką czę­sto­tli­wość w her­cach mają te wi­bra­cje, czyli drga­nia, zwłasz­cza te tak mile wi­dziane „wy­so­kie” czę­sto­tli­wo­ści, co­kol­wiek by to miało zna­czyć. Nie­źle tam musi trząść.

Ale zo­stawmy pop-psy­cho­lo­giczne za­bawy. W tej książce nie bę­dziemy zbyt wiele uwagi po­świę­cać ta­kim kon­cep­cjom. Bę­dziemy się na­to­miast zaj­mo­wać tym, jak my­śli mogą wpły­nąć na co­dzienne funk­cjo­no­wa­nie i za­do­wo­le­nie z ży­cia, bez od­wo­ły­wa­nia się do my­śle­nia ma­gicz­nego czy ży­cze­nio­wego.

Jak za­tem mo­żesz ra­cjo­nal­nie po­dejść do po­my­słu Marka Au­re­liu­sza – że twoje ży­cie jest tym, co uczy­nią z niego twoje my­śli? Jak wy­ko­rzy­stać zmianę my­śle­nia do zmiany sa­mo­po­czu­cia?

Klu­czowe w tej spra­wie są dwie kwe­stie:

Po pierw­sze, świa­do­mość, że każdy z nas (ty też!) pro­wa­dzi w umy­śle nie­usta­jący we­wnętrzny dia­log. Treść tej ci­chej roz­mowy ma za­sad­ni­cze zna­cze­nie dla tego, jak bę­dziesz po­strze­gać sie­bie, swoje oto­cze­nie i in­nych lu­dzi oraz swoją przy­szłość.

Po dru­gie, nikt z nas (ty też nie!) tak na­prawdę nie re­aguje na sy­tu­acje czy na wy­da­rze­nia. W isto­cie re­agu­jemy na to, co o tych sy­tu­acjach po­my­ślimy, jak je zin­ter­pre­tu­jemy, ja­kie zna­cze­nie im nadamy. W tym ro­zu­mie­niu źró­dłem two­ich emo­cji (za­równo ra­do­ści, jak i zmar­twień) są twoje my­śli.

Wewnętrzny dialog

Każdy ma swoją opo­wieść. Każdy ma swoją we­wnętrzną nar­ra­cję, w któ­rej opo­wiada so­bie o tym, jaki jest, jaki jest ota­cza­jący go świat, jacy są lu­dzie, z któ­rymi wcho­dzi w re­la­cje, i wresz­cie – na co może li­czyć w ży­ciu i co go czeka. Ważne jest to, czy ta hi­sto­ria, ta to­cząca nie nie­ustan­nie we­wnętrzna roz­mowa osła­bia cię, czy umac­nia, mo­ty­wuje, czy znie­chęca, do­daje od­wagi, czy każe się pod­dać w ob­li­czu prze­ciw­no­ści. Je­śli cię osła­bia albo jest źró­dłem kon­flik­tów, to jest to pro­blem, któ­remu warto przyj­rzeć się bli­żej. Uświa­do­mie­nie so­bie wła­snego we­wnętrz­nego dia­logu, tej opo­wie­ści o so­bie, którą w my­ślach co­dzien­nie po­wta­rzasz, sta­nowi ważny ele­ment zro­zu­mie­nia sie­bie i może być po­cząt­kiem zmiany.

Naj­pierw warto wsłu­chać się w to, co i w jaki spo­sób mó­wisz sa­memu so­bie. Przyj­rzeć się i spraw­dzić, czy twój we­wnętrzny dia­log do­daje ci otu­chy i siły, czy może nie­ustan­nie cię kry­ty­kuje. Pod­czas re­flek­sji nad sobą (na przy­kład pod­czas te­ra­pii) udaje się do­trzeć do tego ci­chego głosu i zba­dać, w jaki spo­sób to­wa­rzy­szy on two­jej co­dzien­no­ści.

Jak my­ślisz, ja­kie prze­ko­na­nia o so­bie i świe­cie bę­dzie mieć osoba, która po­wta­rza so­bie w du­chu: „Je­stem bez­na­dziejny, na pewno mi się nie uda, lu­dzie są wro­dzy, nikt mnie nie lubi, nie warto pró­bo­wać”? A ja­kie ktoś, kto my­śli na co dzień: „Po­ra­dzę so­bie, po­szu­kam roz­wią­zań, mam sporo za­so­bów, aby dać radę”?

ZŁOTA MYŚL

Prze­ko­na­nia mogą być brze­mienne w skutki, po­nie­waż je­śli są silne, to mogą prze­no­sić góry, za­równo w kie­runku kon­struk­tyw­nym, jak i w kie­runku ot­chłani.

Noni Höf­ner

To, co do sie­bie mó­wisz, ma ogromne zna­cze­nie, bo two­rzy do­mi­nu­jący emo­cjo­nalny ko­lo­ryt two­jego we­wnętrz­nego świata i ge­ne­ruje prze­ko­na­nia, które kie­rują twoim po­stę­po­wa­niem. Je­steś swoim przy­ja­cie­lem czy ra­czej prze­ciw­ni­kiem? Po­da­jesz so­bie po­mocną dłoń czy pod­kła­dasz nogę? W my­ślach mó­wisz so­bie: „Dasz radę, wie­rzę w cie­bie”, czy ra­czej: „Zo­staw, to i tak się nie uda”?

Mo­żesz przez kilka go­dzin dzien­nie w my­ślach po­wta­rzać so­bie ne­ga­tywne, przy­gnę­bia­jące i ob­cią­ża­jące tre­ści na te­mat sie­bie sa­mego, ota­cza­ją­cego świata i cze­ka­ją­cej cię przy­szło­ści. W ten spo­sób zo­sta­niesz swoim wła­snym su­ro­wym kry­ty­kiem. Mo­żesz też jed­nak zmie­nić swój we­wnętrzny dia­log na kon­struk­tywny, pro­aser­tywny[8] i wspie­ra­jący.

We­wnętrzny kry­tyk to wła­śnie ten grem­lin, o któ­rym mó­wi­li­śmy wcze­śniej. Mo­żesz grzecz­nie go po­słu­chać lub od­na­leźć głos we­wnętrz­nego sprzy­mie­rzeńca i spra­wić, że twoje my­śli, emo­cje i za­cho­wa­nia będą two­imi so­jusz­ni­kami. Mo­żesz nie­ustan­nie pod­kła­dać so­bie nogę i za­sta­na­wiać się, czemu wciąż spo­ty­kają cię nie­szczę­ścia, lub od­szu­kać i uru­cho­mić za­soby w po­staci ra­cjo­nal­nego, zdro­wego my­śle­nia o so­bie, swoim oto­cze­niu, przy­szło­ści i świe­cie w ogóle.

Na szczę­ście masz wpływ na to, co my­ślisz. Mo­żesz bier­nie słu­chać tego, co mówi twój we­wnętrzny kry­tyk, albo wejść z nim w po­le­mikę. Mo­żesz dys­ku­to­wać z tre­ściami, które przy­cho­dzą ci do głowy, i kwe­stio­no­wać te, które ci nie służą. Mo­żesz na­uczyć się wy­ła­py­wać błędy i znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze w swo­ich my­ślach oraz zmie­niać ko­mu­ni­katy su­rowe i nie­ra­cjo­nalne na ak­cep­tu­jące i kon­struk­tywne. Dys­ku­to­wać z nimi i wy­rzu­cać z głowy te, które nie pro­wa­dzą w do­brym kie­runku.

Wy­bór na­leży do cie­bie. Na końcu tego roz­działu znaj­dziesz prak­tyczne na­rzę­dzia, które po­mogą ci w na­uce kwe­stio­no­wa­nia nie­kon­struk­tyw­nych, au­to­ma­tycz­nych myśl i two­rze­nia bar­dziej wspie­ra­ją­cego dia­logu we­wnętrz­nego.

Myśli jako źródło emocji

Skąd się biorą zmar­twie­nia, kiep­ski na­strój, obawy? Od­po­wiedź wielu osób na to py­ta­nie brzmi: ich źró­dłem są trudne sy­tu­acje, kło­poty, smutne wy­da­rze­nia. Jed­nak w grun­cie rze­czy nie re­agu­jemy na wy­da­rze­nia, które nas spo­ty­kają. Ten po­mysł może ci się wy­dać w pierw­szej chwili nieco za­ska­ku­jący, ale tak wła­śnie jest.

Na przy­kład: je­dziesz au­to­bu­sem. W pew­nej chwili au­to­bus ostro ha­muje. Wszy­scy pró­bują ja­koś utrzy­mać się na no­gach. W tym mo­men­cie pa­sa­żer sto­jący obok bar­dzo mocno dep­cze cię po sto­pach. Je­śli po­my­ślisz: „Co za cham i by­dlę, w ogóle nie zwraca uwagi na in­nych”, praw­do­po­dob­nie po­czu­jesz wście­kłość i chęć od­wetu, na przy­kład udep­ta­nia go rów­nież albo zro­bie­nia awan­tury. Je­żeli na­to­miast twoją pierw­szą my­ślą bę­dzie: „O, on też, tak jak i ja nie zdą­żył zła­pać rów­no­wagi i nie wy­ro­bił na za­krę­cie”, twoja re­ak­cja bę­dzie z pew­no­ścią inna, może po­jawi się wy­ro­zu­mia­łość, a może na­wet roz­ba­wie­nie.

Ta róż­nica wy­nika z tego, że w grun­cie rze­czy re­agu­jesz nie na sy­tu­acje i fakty, tylko na to, co o tych sy­tu­acjach po­my­ślisz, jak je zin­ter­pre­tu­jesz, ja­kie zna­cze­nie im nadasz. To nie­zwy­kle ważna ob­ser­wa­cja. Po­ka­zuje, że źró­dłem two­jego sa­mo­po­czu­cia, emo­cji, które prze­ży­wasz, nie jest samo zda­rze­nie. Być może dla­tego, że nie mamy bez­po­śred­niego do­stępu do wy­da­rzeń, które dzieją się w świe­cie. Za­wsze prze­cho­dzą one przez filtr na­szego my­śle­nia. To zaś ozna­cza, że tym źró­dłem są twoje my­śli.

ZŁOTA MYŚL

Nie ma cze­goś ta­kiego jak fakty, tylko in­ter­pre­ta­cje.

Frie­drich Nie­tz­sche

Ten spo­sób ro­zu­mo­wa­nia znany jest, jak wi­dać, od dawna. Za słuszny uwa­żał go nie tylko Ma­rek Au­re­liusz, lecz także inni fi­lo­zo­fo­wie, na przy­kład rzym­ski re­tor, fi­lo­zof i po­eta Lu­cjusz An­ne­usz Se­neka (Se­neka Młod­szy), rów­nież stoik, który twier­dził na­wet wprost, że każdy jest na tyle nie­szczę­śliwy, na ile się za ta­kiego uważa.

Na grunt współ­cze­snej psy­cho­lo­gii ten po­mysł prze­niósł mię­dzy in­nymi Al­bert El­lis, ame­ry­kań­ski psy­cho­log i psy­cho­te­ra­peuta, uzna­wany za jed­nego z twór­ców te­ra­pii po­znaw­czo--be­ha­wio­ral­nej. Al­bert El­lis jest też au­to­rem mo­delu ABC, który bar­dzo się nam przyda w zro­zu­mie­niu tego, jak twój spo­sób my­śle­nia wpływa na twoje emo­cje i re­ak­cje.

Model ABC – zmieniaj to, na co masz wpływ

Mo­del ABC opiera się na za­ło­że­niu, że emo­cje i za­cho­wa­nia nie są zde­ter­mi­no­wane przez ze­wnętrzne zda­rze­nia, ale przez to, ja­kie masz prze­ko­na­nia na ich te­mat. Jest wy­ko­rzy­sty­wany do roz­po­zna­wa­nia i ba­da­nia pro­ble­ma­tycz­nych wzor­ców my­śle­nia (a także za­cho­wań!) oraz mo­dy­fi­ko­wa­nia i do­sto­so­wy­wa­nia ich tak, aby były zdrow­sze i bar­dziej kon­struk­tywne. Umoż­li­wia zmianę ir­ra­cjo­nal­nych, nie­słu­żą­cych do­bremu samo­po­czu­ciu i zdro­wiu prze­ko­nań na ra­cjo­nalne, co z ko­lei daje szansę na zdrow­sze re­ago­wa­nie na co­dzienne sy­tu­acje.

To mo­del po­zwa­la­jący za­uwa­żyć trudne, pro­ble­ma­tyczne zda­rze­nia, które ak­ty­wują nie­ko­rzystny tok my­śle­nia, a na­stęp­nie zi­den­ty­fi­ko­wać prze­ko­na­nia i my­śli po­ja­wia­jące się w tych sy­tu­acjach, a przede wszyst­kim zo­ba­czyć, ja­kie kon­se­kwen­cje wy­ni­kają z ta­kiej in­ter­pre­ta­cji rze­czy­wi­sto­ści.

Mo­del ABC jest bar­dzo pro­sty do za­pa­mię­ta­nia i sto­so­wa­nia. Czę­sto ko­rzy­stam z niego w te­ra­pii z mo­imi pa­cjen­tami bo­ry­ka­ją­cymi się z ob­ja­wami de­pre­syj­nymi lub lę­ko­wymi czy z uza­leż­nie­niami od róż­nych sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych albo uza­leż­nie­niami be­ha­wio­ral­nymi. Świet­nie spraw­dzi się także w przy­padku skłon­no­ści do nie­ustan­nego za­mar­twia­nia się i snu­cia czar­nych sce­na­riu­szy.

Mo­del ABC w szcze­gó­łach

A

zda­rze­nie ak­ty­wu­jące (ang. ac­ti­va­ting event), czyli sy­tu­acje, ale także wspo­mnie­nia czy sny, które ak­ty­wują nie­kon­struk­tywne my­śle­nie.

Cza­sem używa się okre­śle­nia „wy­zwa­lacz”, a od pew­nego czasu funk­cjo­nuje po­cho­dzące z ję­zyka an­giel­skiego zgrabne słowo trig­ger.

B

prze­ko­na­nia, my­śli (ang. be­liefs), czyli twoje prze­ko­na­nia na te­mat wy­da­rze­nia po­ja­wia­jące się w po­staci my­śli au­to­ma­tycz­nych.

C

kon­se­kwen­cje (ang. con­se­qu­en­ces), czyli skutki ta­kiego my­śle­nia.

Prze­ja­wiają się za­równo w emo­cjach, jak i w za­cho­wa­niu, a także w re­ak­cjach ciała.

Ideą mo­delu ABC jest moż­li­wość zmiany tego, na co mamy wpływ.

Nie za­wsze masz wpływ na to, co ci się przy­tra­fia – a wła­ści­wie naj­czę­ściej go nie masz. W przy­to­czo­nym wy­żej przy­kła­dzie nie można było prze­wi­dzieć, że au­to­bus bę­dzie ostro ha­mo­wał na za­krę­cie, a tym bar­dziej na to wpły­nąć. Po­dob­nie nie masz wpływu na po­godę czy na mnó­stwo in­nych rze­czy, które po pro­stu od cie­bie nie za­leżą. Do­ty­czy to wielu prze­ciw­no­ści losu i ży­cio­wych sy­tu­acji, rów­nież tych, które są znacz­nie po­waż­niej­sze i mają dużo więk­sze zna­cze­nie dla two­jego ży­cia niż krótka i prze­mi­ja­jąca sy­tu­acja w au­to­bu­sie.

Nie masz wpływu na ele­ment A, czyli zda­rze­nie ak­ty­wu­jące. I… wcale nie mu­sisz go mieć, aby po­czuć się le­piej. Mo­del ABC uczy, że nie­ko­niecz­nie mu­sisz zmie­niać swoje oto­cze­nie, sy­tu­acje, in­nych lu­dzi czy po­godę, aby zmie­niło się twoje sa­mo­po­czu­cie. Zwłasz­cza że na lo­sowe zda­rze­nia czy po­godę po pro­stu nie mo­żesz wpły­nąć, więc próby ich mo­dy­fi­ka­cji koń­czą się sporą fru­stra­cją i roz­cza­ro­wa­niami. Wy­da­rze­niem ak­ty­wu­ją­cym może być eg­za­min, roz­mowa z prze­ło­żo­nym, wspo­mnie­nie o nie­szczę­śli­wej mi­ło­ści sprzed lat lub czyn­nik po­cho­dzący z we­wnątrz, na przy­kład od­czu­cia pły­nące z ciała – ucisk w żo­łądku, ból brzu­cha.

Masz jed­nak wpływ na ele­ment B, czyli na to, co o tych sy­tu­acjach po­my­ślisz – a więc na swoje prze­ko­na­nia. Mo­żesz w tym mo­men­cie za­pro­te­sto­wać, że prze­cież my­śli po­ja­wia­jące się w ta­kich pro­ble­ma­tycz­nych mo­men­tach wkra­czają na scenę two­jego umy­słu tak szybko, że nie można ich kon­tro­lo­wać. One na­wet nie wkra­czają, one wjeż­dżają z pręd­ko­ścią ja­poń­skiego po­ciągu albo wla­tują ni­czym sa­mo­lot po­nad­dźwię­kowy.

To prawda. My­śli au­to­ma­tyczne nie bez po­wodu na­zywa się au­to­ma­tycz­nymi. Nie są wy­ni­kiem świa­do­mej re­flek­sji ani sta­ran­nych roz­wa­żań. Po­ja­wiają się spon­ta­nicz­nie, nie­jako „z au­to­matu” w od­po­wie­dzi na ja­kieś wy­da­rze­nie, sy­tu­ację, wspo­mnie­nie, ale także za­pach, dźwięk czy do­zna­nia fi­zyczne. Na­wet je­żeli na co dzień ich nie wy­chwy­tu­jesz, to ich treść na cie­bie wpływa. To one two­rzą ten we­wnętrzny dia­log, który przez cały czas, każ­dego dnia ze sobą to­czysz. Rzadko w umy­śle za­pada praw­dziwa ci­sza. Za­zwy­czaj w tym we­wnętrz­nym te­atrze nie­ustan­nie coś się dzieje, sły­chać głosy róż­nych osób, które w twoim ży­ciu ode­grały ja­kąś rolę. Po­dob­nie jest z prze­ko­na­niami. Prze­ko­na­nia mogą być świa­dome (wiesz o ich ist­nie­niu, zda­jesz so­bie z nich sprawę), na gra­nicy świa­do­mo­ści (są, ale nie zwra­casz na nie zbyt­niej uwagi) oraz poza świa­do­mo­ścią (nie zda­jesz so­bie z nich sprawy).

W mo­delu ABC prze­ko­na­nia dzieli się na dwie ka­te­go­rie:

prze­ko­na­nia nie­ra­cjo­nalne, nie­lo­giczne, usztyw­nione, eks­tre­malne; mają one cha­rak­ter sa­mo­oskar­ża­jący, ka­ta­stro­fi­zu­jący, oce­nia­jący, po­win­no­ściowy (to słynne „mu­szę”);

prze­ko­na­nia ra­cjo­nalne, zdrowe, ela­styczne, kon­struk­tywne.

Przykłady przekonań irracjonalnych i racjonalnych

Prze­ko­na­nia ir­ra­cjo­nalne:

Ja­nek był dziś dla mnie nie­miły, więc pew­nie mnie nie­na­wi­dzi.

Ja­nek był dziś dla mnie nie­miły, więc pew­nie je­stem osobą, któ­rej nie da się lu­bić.

Ja­nek był dziś dla mnie nie­miły. Jest okrop­nym, obrzy­dli­wym czło­wie­kiem.

Prze­ko­na­nia ra­cjo­nalne:

Ja­nek był dziś dla mnie nie­miły. Praw­do­po­dob­nie ma w pracy kiep­ski dzień.

Ja­nek był dziś dla mnie nie­miły. Może nie miał czasu na roz­mowę.

Każdy z nas po­siada prze­ko­na­nia za­równo ra­cjo­nalne, jak i nie­ra­cjo­nalne. Róż­nice mię­dzy ludźmi po­le­gają je­dy­nie na od­mien­nym na­tę­że­niu wy­stę­po­wa­nia prze­ko­nań któ­re­goś typu.

Ważna uwaga: Ra­cjo­nalne prze­ko­na­nia mogą pro­wa­dzić do zdro­wych re­ak­cji emo­cjo­nal­nych i be­ha­wio­ral­nych, ta­kich jak smu­tek, żal, obawa, roz­cza­ro­wa­nie, wy­rzuty su­mie­nia czy tro­ska. Ra­cjo­nalne, zdrowe i ad­ap­ta­cyjne emo­cje nie za­wsze są emo­cjami po­zy­tyw­nymi, przy­jem­nymi w prze­ży­wa­niu. Ce­lem mo­delu ABC nie jest po­zby­cie się trud­nych emo­cji, ale spoj­rze­nie na nie w spo­sób ra­cjo­nalny i bar­dziej kon­struk­tywny.

Iden­ty­fi­ku­jąc, a na­stęp­nie mo­dy­fi­ku­jąc swoje my­śli i prze­ko­na­nia, mo­żesz zmie­nić ich kon­se­kwen­cje, czyli ele­ment C: emo­cje, sa­mo­po­czu­cie i za­cho­wa­nia. I o to w tym wszyst­kim cho­dzi! Zmie­nia­jąc swoje my­śli, czy­niąc je bar­dziej ra­cjo­nal­nymi i ela­stycz­nymi, mo­żesz wpły­nąć na to, jak się bę­dziesz czuć i jak bę­dziesz re­ago­wać w od­po­wie­dzi na spo­ty­ka­jące cię zda­rze­nia.

My­śli au­to­ma­tyczne i kry­jące się za nimi prze­ko­na­nia można wy­chwy­cić. Służą do tego od­po­wied­nie „ra­dary”. Znaj­dziesz je na końcu tego roz­działu.

Ale naj­pierw do­wiedz się, co może ci za­kłó­cić pełne ko­rzy­sta­nie z za­so­bów po­znaw­czych two­jego umy­słu oraz znie­kształ­cać ra­cjo­nalne my­śle­nie i wy­cią­ga­nie wnio­sków. Na­sze umy­sły by­wają le­niwe i – nie­stety – ma to swoją cenę.

Myślenie na skróty

Ogromna zło­żo­ność współ­cze­snego świata bar­dzo utrud­nia, a cza­sami wręcz unie­moż­li­wia czło­wie­kowi przy­swo­je­nie, za­pa­mię­ta­nie i prze­two­rze­nie wszyst­kich in­for­ma­cji, które do niego do­cie­rają. A do­ciera za­wrotna ich ilość. Twój mózg jest zmu­szony nie­ustan­nie roz­strzy­gać, które z nich są ważne, a które można bez­piecz­nie zi­gno­ro­wać. Dla­tego, aby uła­twić so­bie funk­cjo­no­wa­nie, ludzki umysł ko­rzy­sta z pew­nych zauto­ma­ty­zo­wa­nych me­tod wy­cią­ga­nia wnio­sków. Dzięki temu może bar­dzo szybko do­ko­ny­wać uprosz­czo­nych ocen, two­rzyć kon­klu­zje i wy­da­wać sądy. Taka droga na skróty na­zywa się heu­ry­styką po­znaw­czą.

Heu­ry­styki po­znaw­cze mają swoje nie­za­prze­czalne za­lety: po­zwa­lają szybko i przy mi­ni­mal­nym wy­siłku po­znaw­czym po­dej­mo­wać de­cy­zje i roz­wią­zy­wać pro­blemy. W ten spo­sób twój umysł oszczę­dza czas i ener­gię, co przy­daje się szcze­gól­nie wtedy, gdy mu­sisz bły­ska­wicz­nie o czymś zde­cy­do­wać, tym­cza­sem sy­tu­acja jest skom­pli­ko­wana, a in­for­ma­cji do prze­two­rze­nia mnó­stwo.

Brzmi świet­nie, prawda? Jed­nak każdy kij i każda heu­ry­styka mają dwa końce. Ży­cie (i nie­jedna wy­cieczka) na pewno po­ka­zały ci już, że cho­dze­nie na skróty może pro­wa­dzić na ma­nowce. Po­znaw­cza oszczęd­ność też ma swoją cenę. Heu­ry­styki za­wo­dzą, po­nie­waż na ich dru­gim końcu znaj­dują się błędy po­znaw­cze.

Błędy po­znaw­cze to błędy w my­śle­niu wy­ni­ka­jące z uprosz­czeń i po­zor­nych uła­twień, które z po­zoru wy­dają się za­letą sto­so­wa­nia heu­ry­styk. Ich źró­dłem jest nie­pra­wi­dłowe za­sto­so­wa­nie tych heu­ry­styk, pro­wa­dzące do igno­ro­wa­nia nie­któ­rych do­stęp­nych in­for­ma­cji oraz błęd­nego prze­twa­rza­nia i in­ter­pre­to­wa­nia in­nych. W efek­cie mo­żesz wy­cią­gać błędne wnio­ski, po­dej­mo­wać nie­ra­cjo­nalne i nie­ko­rzystne dla sie­bie de­cy­zje ży­ciowe oraz re­ago­wać nie­ade­kwat­nymi emo­cjami i za­cho­wa­niami. W efek­cie twoje ży­cie bę­dzie mniej sa­tys­fak­cjo­nu­jące.

Heu­ry­styki są po­wszechne, po­trzebne oraz za­zwy­czaj sku­teczne. Wszy­scy z nich ko­rzy­stamy, bo mamy je ewo­lu­cyj­nie „za­mon­to­wane”, aby spraw­niej po­ru­szać się w świe­cie i nie być zmu­szo­nym przy naj­błah­szym dy­le­ma­cie do dłu­go­trwa­łego dzie­le­nia włosa na czworo. Kiedy jesz­cze bie­ga­li­śmy po afry­kań­skich sa­wan­nach jako owło­sione małpy, bły­ska­wiczne roz­strzy­gnię­cie, czy od­głos do­cho­dzący zza ple­ców to upa­da­jący z drzewa owoc, czy skra­da­jący się dra­pież­nik, było kwe­stią ży­cia i śmierci. Mu­sie­li­śmy to umieć, żeby prze­żyć. W dzi­siej­szej miej­skiej dżun­gli zdol­ność do szyb­kiego, in­stynk­tow­nego re­ago­wa­nia jest w nie­któ­rych sy­tu­acjach nie mniej przy­datna.

Najczęstsze heurystyki poznawcze i czające się za nimi błędy w myśleniu

Warto pa­mię­tać, że heu­ry­styki po­tra­fią być za­wodne, zwłasz­cza w bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych sy­tu­acjach, wy­ma­ga­ją­cych re­flek­sji i zło­żo­nego wnio­sko­wa­nia. A ta­kich w co­dzien­nym ży­ciu nie bra­kuje. Dla­tego zna­jo­mość naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cych heu­ry­styk i to­wa­rzy­szą­cych im błę­dów po­znaw­czych może ci się bar­dzo przy­dać. Dzięki tej wie­dzy na­uczysz się bar­dziej świa­do­mie po­dej­mo­wać de­cy­zje, nie ule­gać po­chop­nym osą­dom i uprze­dze­niom, a także bar­dziej kry­tycz­nie i z więk­szą ostroż­no­ścią pod­cho­dzić do wnio­sków wy­cią­ga­nych au­to­ma­tycz­nie i bez na­my­słu. Do­ko­ny­wa­nie lep­szych i bar­dziej świa­do­mych wy­bo­rów z pew­no­ścią ci się spodoba.

Sprawdź, czy nie ule­gasz błę­dom po­znaw­czym. Czy też ra­czej – kiedy masz skłon­ność do ule­ga­nia im i któ­rym z nich ule­gasz naj­czę­ściej.

Heurystyka dostępności

Heu­ry­styka do­stęp­no­ści po­lega na przy­pi­sy­wa­niu więk­szego praw­do­po­do­bień­stwa wy­da­rze­niom ła­twiej do­stęp­nym świa­do­mo­ści i/lub na­ce­cho­wa­nym sil­nymi emo­cjami. Ozna­cza to pre­fe­ro­wa­nie ta­kich in­for­ma­cji, które po­twier­dzają twoje wcze­śniej­sze ocze­ki­wa­nia i do­my­sły, kom­plet­nie nie­za­leż­nie od tego, czy te in­for­ma­cje są praw­dziwe. Po co? Ce­lem jest re­duk­cja nie­przy­jem­nego dy­so­nansu po­znaw­czego.

DE­FI­NI­CJA

Dy­so­nans po­znaw­czy jest sta­nem na­pię­cia, który wy­stę­puje wtedy, gdy dana osoba po­siada jed­no­cze­śnie dwa ele­menty po­znaw­cze (idee, po­stawy, prze­ko­na­nia, opi­nie) psy­cho­lo­gicz­nie nie­zgodne ze sobą. In­nymi słowy, dwa ele­menty po­znaw­cze są w dy­so­nan­sie, je­żeli z jed­nego z nich wy­nika prze­ci­wień­stwo dru­giego. Po­nie­waż wy­stę­po­wa­nie dy­so­nansu po­znaw­czego jest przy­kre, lu­dzie dążą do re­du­ko­wa­nia go; jest to zja­wi­sko z grub­sza ana­lo­giczne do pro­ce­sów za­cho­dzą­cych przy wzbu­dza­niu i re­du­ko­wa­niu ta­kich po­pę­dów jak głód czy pra­gnie­nie – z tym wy­jąt­kiem, że siłą na­pę­dową jest przy­krość nie o cha­rak­te­rze fi­zjo­lo­gicz­nym, lecz po­znaw­czym[9].

Przy­kła­dowe błędy po­znaw­cze zwią­zane z heu­ry­styką do­stęp­no­ści:

Efekt pew­no­ści wstecz­nej

, na­zy­wany też efek­tem „wie­dzia­łem, że tak bę­dzie”. Je­śli po­peł­niasz ten błąd, masz skłon­ność, aby oce­niać wy­da­rze­nia z prze­szło­ści jako bar­dziej prze­wi­dy­walne, niż rze­czy­wi­ście były.

Przy­kład: Wy­bie­rasz się na za­gra­niczny urlop. Na miej­scu oka­zuje się, że po­goda jest kiep­ska. Mó­wisz: „Wie­dzia­łem, że tak bę­dzie”, choć przed wy­lo­tem w ogóle o tym nie my­śla­łeś.

Błąd kon­fir­ma­cji (po­twier­dze­nia)

 – skłon­ność do se­lek­tyw­nego wy­bie­ra­nia in­for­ma­cji, które po­twier­dzają wcze­śniej­sze ocze­ki­wa­nia oraz po­sta­wione hi­po­tezy. Można go po­znać po tym, że pod­czas dys­ku­sji za­miast dą­żyć do od­kry­cia obiek­tyw­nej prawdy, wciąż szu­kasz wy­łącz­nie in­for­ma­cji, które po­twier­dzą twoje prze­ko­na­nia. Ten­den­cja do po­twier­dza­nia wła­snych prze­ko­nań bywa tak duża, że może ci unie­moż­li­wić do­pusz­cze­nie in­for­ma­cji, które mo­głyby zmie­nić spo­sób my­śle­nia, a w związku z tym po­mo­głyby rze­tel­nie usta­lić, jak w isto­cie mają się sprawy. Ten błąd do­brze ilu­struje też zja­wi­sko

cherry pic­king

, cha­rak­te­ry­styczne dla zwo­len­ni­ków wszel­kiej ma­ści teo­rii spi­sko­wych, czę­sto nie­stety wi­doczne też w de­ba­tach pu­blicz­nych (patrz ramka: De­fi­ni­cja).

Przy­kład: W pew­nym eks­pe­ry­men­cie po­pro­szono uczest­ni­ków, aby uważ­nie ob­ser­wo­wali dziecko i na pod­sta­wie tego, co zo­ba­czą, okre­ślili, jak ra­dzi so­bie ono z róż­nymi za­da­niami. Uczest­ni­ków po­dzie­lono na dwie grupy. Pierw­sza otrzy­mała od ba­da­czy in­for­ma­cję, że dziecko po­cho­dzi z bied­nej, nie­wy­kształ­co­nej ro­dziny. Dru­giej gru­pie po­wie­dziano, że dziecko po­cho­dzi z ro­dziny wy­kształ­co­nej i do­brze sy­tu­owa­nej. Efekt? Pierw­sza grupa stwier­dziła, że dziecko ra­dzi so­bie z za­da­niami sła­biej od ró­wie­śni­ków. Druga grupa oce­niła ob­ser­wo­wane dziecko kom­plet­nie ina­czej, su­ge­ru­jąc, że ra­dzi so­bie świet­nie, ma dużą wie­dzę i jest po­nad­prze­cięt­nie zdolne. Przy­po­mi­nam, że cho­dziło o to samo dziecko.

DE­FI­NI­CJA

Cherry pic­king – pro­ces do­bie­ra­nia do­wo­dów lub da­nych sta­ty­stycz­nych w taki spo­sób, aby przed­sta­wione in­for­ma­cje zga­dzały się z prze­ko­na­niami i sta­no­wi­skiem osoby za­an­ga­żo­wa­nej w ten pro­ces. Po­lega na wska­zy­wa­niu po­je­dyn­czych przy­pad­ków po­twier­dza­ją­cych wy­braną tezę oraz na igno­ro­wa­niu czy na­wet tu­szo­wa­niu znacz­nej czę­ści in­nych, które mo­głyby być z tezą sprzeczne lub ją pod­wa­żyć.

Efekt

świe­żo­ści

 – po­lega na sil­niej­szym od­dzia­ły­wa­niu tych in­for­ma­cji, które po­ja­wiły się jako ostat­nie (a więc naj­śwież­szych), nie zaś tych, które uzy­skano wcze­śniej. In­for­ma­cje naj­śwież­sze uznaje się za bar­dziej zna­czące. Efekt świe­żo­ści wy­nika z po­jem­no­ści

pa­mięci krót­ko­trwa­łej.

Przy­kład: Je­śli bie­rzesz udział w dys­ku­sji lub ne­go­cja­cjach, naj­waż­niej­sze i naj­sil­niej­sze ar­gu­menty po­daj na końcu – roz­mówca le­piej je za­pa­mięta i bar­dziej do niego tra­fią. Pa­mię­taj, że twój roz­mówca także może chcieć sko­rzy­stać z siły od­dzia­ły­wa­nia tego efektu.

Błąd atry­bu­cji

 – ule­gasz mu, gdy przy­pi­su­jesz przy­czyny cu­dzych za­cho­wań wy­łącz­nie czyn­ni­kom we­wnętrz­nym i sta­łym (czyli ce­chom tej osoby lub grupy), a przy tym nie do­ce­niasz zna­cze­nia czyn­ni­ków sy­tu­acyj­nych i chwi­lo­wych. Jak to przy heu­ry­sty­kach bywa, to efekt au­to­ma­tycz­nego prze­twa­rza­nia in­for­ma­cji, gdy uwzględ­nie­nie czyn­ni­ków sy­tu­acyj­nych wy­maga uwagi i wy­siłku po­znaw­czego. Błąd atry­bu­cji może po­ja­wić się na przy­kład wtedy, gdy tłu­ma­czysz czy­jeś (cza­sem także swoje) suk­cesy i po­rażki. Ule­ga­nie mu ne­ga­tyw­nie wpływa na re­la­cje i znie­kształca spo­sób po­strze­ga­nia in­nych lu­dzi.

Przy­kłady: (1) Pod­czas ro­dzin­nej ko­la­cji masz prze­ko­na­nie, że mil­cze­nie ze strony ciotki wy­nika z tego, że jest ob­ra­żal­ska i nie lubi lu­dzi, a szcze­gól­nie cie­bie. Tym­cza­sem może być ono zwią­zane z jej bie­żą­cymi kło­po­tami w pracy, o któ­rych wła­śnie roz­my­śla. (2) W pew­nym ba­da­niu 90% na­uczy­cieli ma­te­ma­tyki upa­try­wało róż­nic w po­stę­pach w na­uce swo­ich uczniów w ich zdol­no­ściach i in­nych czyn­ni­kach oso­bo­wo­ścio­wych, po­mi­ja­jąc na przy­kład wpływ wa­run­ków do na­uki w domu.

Efekt ma­giczny, my­śle­nie ma­giczne

 – za­uwa­ża­nie re­la­cji mię­dzy re­ak­cją (na przy­kład za­cho­wa­niem) a wzmoc­nie­niem (na­grodą), która nie ist­nieje w rze­czy­wi­sto­ści, ale ist­nieje w prze­ko­na­niu da­nej osoby. Po­tocz­nie używa się też wo­bec tego błędu okre­śleń „za­bo­bon”, „prze­sąd”. Nie ma nic nie­po­ko­ją­cego, gdy ule­gają mu dzieci, wie­rzące w wy­my­ślo­nych przy­ja­ciół lub Świę­tego Mi­ko­łaja, ale w przy­padku osób do­ro­słych może to pro­wa­dzić do błęd­nych de­cy­zji czy za­nie­dbań.

Przy­kład: Wie­rzysz, że je­śli wy­ko­nasz ja­kąś czyn­ność lub prze­pro­wa­dzisz ry­tuał, to zda­rzy się coś, czego pra­gniesz, lub nie zda­rzy się coś, czego się oba­wiasz. Nie­winny prze­jaw tego błędu to no­sze­nie ulu­bio­nej ma­skotki lub za­kła­da­nie ubrań okre­ślo­nego ko­loru na eg­za­miny. W ko­lek­tu­rze to­to­lotka skre­śla­sz datę uro­dze­nia bli­skiej osoby oraz nu­mer jej ko­mórki i wy­gry­wasz „czwórkę”. Skre­śla­nie tych „szczę­śli­wych liczb” zo­staje przez tę wy­graną wzmoc­nione (im wyż­sza wy­grana, tym sil­niej­sze wzmoc­nie­nie). Od tej pory bę­dziesz skłonny skre­ślać tylko te liczby.

Heu­ry­styka re­pre­zen­ta­tyw­no­ści

Heu­ry­styka re­pre­zen­ta­tyw­no­ści to uprosz­czona me­toda wnio­sko­wa­nia po­le­ga­jąca na tym, że kla­sy­fi­ku­jesz sy­tu­acje lub osoby na pod­sta­wie ich czę­ścio­wego po­do­bień­stwa do przy­padku ty­po­wego, cha­rak­te­ry­stycz­nego, re­pre­zen­ta­tyw­nego, czyli ta­kiego, który już znasz.

Przy­kła­dowe błędy po­znaw­cze zwią­zane z heu­ry­styką re­pre­zen­ta­tyw­no­ści:

Błąd ko­niunk­cji

 – po­lega na ten­den­cji do przy­pi­sy­wa­nia wyż­szego praw­do­po­do­bień­stwa po­sia­da­niu przez obiekt/osobę/sy­tu­ację/miej­sce ja­kiejś ce­chy, je­śli wy­stę­puje ona w ze­sta­wie z inną ce­chą. Ko­niunk­cji dwóch zda­rzeń przy­pi­suje się wyż­sze praw­do­po­do­bień­stwo niż po­je­dyn­czym zda­rze­niom na­le­żą­cym do tej ko­niunk­cji (patrz też ramka: De­fi­ni­cja). W efek­cie błęd­nie oce­niamy moż­liwy sce­na­riusz zda­rzeń.

Przy­kład: W pew­nym eks­pe­ry­men­cie le­ka­rzom przed­sta­wiono fik­cyjny przy­pa­dek: u 55-let­niej pa­cjentki stwier­dzono za­tor tęt­nicy płuc­nej. Le­ka­rze mieli oce­nić, z ja­kim praw­do­po­do­bień­stwem wy­stą­pią u niej rów­nież dusz­ność i nie­do­wład koń­czyn, opłuc­nowy ból w klatce pier­sio­wej, omdle­nia i ta­chy­kar­dia, nie­do­wład koń­czyn i krwio­plu­cie. Aż 91% le­ka­rzy twier­dziło, że ra­czej wy­stąpi kom­bi­na­cja dwóch ob­ja­wów niż tylko je­den z nich. Zde­cy­do­wa­nie prze­ce­niali praw­do­po­do­bień­stwo wy­stą­pie­nia tej kom­bi­na­cji. Wszy­scy mamy taką skłon­ność. Ja i ty też, choć oczy­wi­ście w in­nych dzie­dzi­nach ży­cia niż owi le­ka­rze.

DE­FI­NI­CJA

Nie­kiedy wy­ja­śnia się błąd ko­niunk­cji za po­mocą kon­cep­cji „my­śle­nia sce­na­riu­szo­wego”. W ba­da­niu py­tano, ja­kie jest praw­do­po­do­bień­stwo zda­rze­nia, że te­ni­si­sta, który po­padł w al­ko­ho­lizm, wy­gra za osiem mie­sięcy ważny te­ni­sowy tur­niej. Praw­do­po­do­bień­stwo oce­niane przez osoby ba­dane było bar­dzo ni­skie. Je­żeli jed­nak przed­sta­wiono tym oso­bom sce­na­riusz zda­rzeń, który mógłby do­pro­wa­dzić do wy­gra­nej: te­ni­si­sta wstą­pił do klubu AA → prze­stał pić → za­czął ciężko tre­no­wać → po ośmiu mie­sią­cach wy­grał ważny tur­niej, to praw­do­po­do­bień­stwo suk­cesu te­ni­si­sty zo­stało przez ba­da­nych oce­nione znacz­nie wy­żej. Do­pi­sany sce­na­riusz dzięki uwia­ry­god­nie­niu efektu zwięk­szył w od­bio­rze ba­da­nych praw­do­po­do­bień­stwo wy­gra­nej, choć nie miał na nie wpływu.

Pa­ra­doks ha­zar­dzi­sty

(złu­dze­nie Monte Carlo

[10]

) – błąd po­znaw­czy po­le­ga­jący na tym, że trak­tu­jesz nie­za­leżne od sie­bie zda­rze­nia lo­sowe jako zda­rze­nia za­leżne od sie­bie. My­ślisz, że praw­do­po­do­bień­stwo lo­so­wych zda­rzeń za­leży od po­przed­nich lo­so­wych zda­rzeń. A tak nie jest! Na przy­kład ha­zar­dzi­ści, od któ­rych ten efekt wziął swoją na­zwę, mają skłon­ność do my­śle­nia, że zda­rze­nie bę­dące prze­dłu­że­niem ja­kiejś bar­dzo dłu­giej i nie­praw­do­po­dob­nej se­rii jest mniej praw­do­po­dobne niż zda­rze­nie, które prze­ry­wa­łoby tę se­rię. Sprawdź swoje my­śle­nie: Rzu­casz pięć razy mo­netą i wy­pada pięć razy z rzędu reszka. Ja­kie jest praw­do­po­do­bień­stwo, że po raz szó­sty z rzędu wy­pad­nie reszka?

[11]

Przy­kłady: (1) Je­śli gry­wasz w totka, mo­żesz ulec temu złu­dze­niu i ob­sta­wić liczby, które dawno nie pa­dły. My­ślisz bo­wiem, że szansa na ich wy­lo­so­wa­nie jest więk­sza. (2) Mał­żeń­stwo, któ­remu uro­dziły się trzy córki z rzędu, uważa, że ko­lej­nym ra­zem szansa na syna jest znacz­nie więk­sza.

Od­wrotny pa­ra­doks ha­zar­dzi­sty

 – po­lega na prze­ko­na­niu, że ja­kieś bar­dzo nie­praw­do­po­dobne zda­rze­nie wy­maga bar­dzo du­żej liczby prób. Nie uwzględ­niasz faktu, że praw­do­po­do­bień­stwo zaj­ścia ja­kie­goś zda­rze­nia za każ­dym ra­zem po­zo­staje ta­kie samo. Nie ma zna­cze­nia, co wy­da­rzyło się wcze­śniej. A prze­cież, je­śli praw­do­po­do­bień­stwo wy­nosi na przy­kład 1 do mi­liona, może się zda­rzyć, że już pierw­sza próba przy­nie­sie ocze­ki­wany wy­nik.

Przy­kład: Nie wie­rzysz, że mo­żesz wy­grać za pierw­szym ra­zem, że trzeba wiele razy pró­bo­wać, aby na­de­szła wy­grana. Je­śli je­steś ha­zar­dzi­stą, to gdy wcho­dzisz do sa­lonu gier tuż po jego otwar­ciu, mo­żesz nie chcieć roz­po­cząć gry, bo cze­kasz, aż upły­nie nieco czasu. Za­kła­dasz błęd­nie, że skoro praw­do­po­do­bień­stwo wy­gra­nej jest ni­skie, to do­piero po tym, jak zaj­dzie wiele prze­gra­nych, mogą wy­stą­pić wy­grane.

Ule­ga­nie pa­ra­dok­sowi ha­zar­dzi­sty oraz od­wrot­nemu pa­ra­dok­sowi ha­zar­dzi­sty może się oka­zać bar­dzo kosz­tow­nym błę­dem po­znaw­czym. Kosz­tow­nym w cał­kiem do­słow­nym zna­cze­niu tego słowa. Wiele osób uza­leż­nio­nych od ha­zardu mia­łoby na ten te­mat sporo do po­wie­dze­nia.

Heurystyka zakotwiczenia i dostosowania

Ta uprosz­czona me­toda wnio­sko­wa­nia po­lega na opar­ciu się (ina­czej: za­ko­twi­cze­niu się) na ja­kiejś in­for­ma­cji, a na­stęp­nie zmo­dy­fi­ko­wa­niu jej (do­sto­so­wa­niu się do niej) w celu uzy­ska­nia od­po­wie­dzi na py­ta­nie lub wy­da­nia sądu czy opi­nii. Wy­ko­rzy­stują ją sprze­dawcy, prze­kre­śla­jąc na metce wyż­szą cenę i umiesz­cza­jąc pod nią nową, niż­szą. Cho­dzi o to, aby spryt­nie skło­nić cię do za­kupu. Twój mózg chwyci wyż­szą cenę jako „ko­twicę”, przez co ob­ni­żona cena sta­nie się dla cie­bie atrak­cyj­niej­sza.

Przy­kła­dowe błędy po­znaw­cze zwią­zane z heu­ry­styką za­ko­twi­cze­nia:

Efekt pierw­szeń­stwa 

– in­for­ma­cja otrzy­mana wcze­śniej wy­wiera za­zwy­czaj więk­szy wpływ na two­rze­nie się ogól­nego wra­że­nia niż in­for­ma­cja otrzy­mana póź­niej. Pierw­sza in­for­ma­cja bę­dzie dla cie­bie sta­no­wić punkt od­nie­sie­nia dla ko­lej­nych in­for­ma­cji, ja­kie do cie­bie do­trą. To od­wrot­ność efektu świe­żo­ści. Wy­stę­puje

rów­nież w od­nie­sie­niu do ucze­nia się na pod­sta­wie prze­szłych do­świad­czeń.

To z tego po­wodu pierw­sza rzecz, któ­rej się na­uczy­łeś (i pierw­sza na­groda czy kara, którą otrzy­ma­łeś), wpływa na twoje ko­lejne de­cy­zje i wy­bory sil­niej niż to, czego na­uczysz się póź­niej. Ma też wpływ na ocenę in­nych osób. Pierw­sze do­świad­cze­nia z nimi wpłyną na to, jak bę­dziesz je po­strze­gać w in­nych sy­tu­acjach.

Przy­kłady: (1) Gdy od­wie­dzasz wy­stawę, le­piej za­pa­mię­tasz pierw­szy ob­raz, który zo­ba­czysz, niż ko­lejne. (2) Je­śli wy­słu­chasz dłu­giej li­sty słów, dzięki efek­towi pierw­szeń­stwa praw­do­po­dob­nie le­piej za­pa­mię­tasz te z po­czątku.

Efekt au­re­oli, efekt halo

 – ten błąd pro­wa­dzi do au­to­ma­tycz­nego, po­zy­tyw­nego lub ne­ga­tyw­nego, przy­pi­sy­wa­nia ko­muś cech oso­bo­wo­ścio­wych na pod­sta­wie po­zy­tyw­nego lub ne­ga­tyw­nego pierw­szego wra­że­nia.

Przy­kład: Po­zna­jesz w pracy nową osobę i my­ślisz o niej: „Świet­nie wy­gląda, ład­nie się uśmie­cha, na pewno jest też kom­pe­tentna i do­brze wy­kona po­wie­rzone za­da­nie”. Ule­ga­jąc temu efek­towi, można się w oce­nie lu­dzi bar­dzo po­my­lić.

Efekt sku­pie­nia

 – błąd po­znaw­czy po­le­ga­jący na tym, że przy­wią­zu­jesz zbyt dużą wagę do jed­nego szcze­gółu, co za­bu­rza ra­cjo­nalną ocenę ca­ło­ści. Zwra­casz nad­mierną uwagę na je­den czyn­nik i kom­plet­nie igno­ru­jesz inne aspekty sy­tu­acji czy pro­blemu.

Przy­kłady: (1) Spraw­dzono kie­dyś, czy Ame­ry­ka­nie są­dzą, że miesz­kańcy Ka­li­for­nii są szczę­śliwsi od miesz­kań­ców in­nych sta­nów, po­ło­żo­nych w cen­trum kraju. Oka­zało się, że za­równo miesz­kańcy tych sta­nów, jak i sami Ka­li­for­nij­czycy od­po­wie­dzieli, że miesz­kańcy Ka­li­for­nii mu­szą być znacz­nie szczę­śliwsi. W rze­czy­wi­sto­ści ta­kie róż­nice nie ist­niały. Źró­dłem błędu była kon­cen­tra­cja na ta­kich ele­men­tach jak sło­neczna po­goda i do­mnie­mana bez­tro­ska miesz­ka­nia w tym re­jo­nie. Py­tani zu­peł­nie po­mi­nęli w swo­ich oce­nach wy­soką prze­stęp­czość czy sto­sun­kowo czę­ste trzę­sie­nia ziemi. (2) Sfru­stro­wany Pa­weł wy­stą­pił o roz­wód i uważa, że to je­dyna opcja roz­wią­za­nia pro­ble­mów w jego mał­żeń­stwie. Nie wi­dzi moż­li­wo­ści roz­mowy, nie chce wi­zyty u me­dia­tora czy te­ra­peuty dla par. Sku­piony na jed­nym roz­wią­za­niu, nie do­pusz­cza do sie­bie in­nych moż­li­wo­ści.

Igno­ro­wa­nie praw­do­po­do­bień­stwa

 – błąd zwią­zany z po­dej­mo­wa­niem de­cy­zji bez bra­nia w ogóle pod uwagę re­al­nego praw­do­po­do­bień­stwa po­ten­cjal­nych zda­rzeń. Naj­czę­ściej po­ja­wia się przy po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji w nie­pew­nych sy­tu­acjach. Po­lega nie tyle na nie­wła­ści­wym oce­nia­niu praw­do­po­do­bień­stwa, ile na zu­peł­nym igno­ro­wa­niu za­sad ra­chunku praw­do­po­do­bień­stwa.

Przy­kład: Bo­isz się po­le­cieć na wa­ka­cje sa­mo­lo­tem ze względu na moż­liwy wy­pa­dek. Po­li­czono jed­nak, że prawdo­po­do­bień­stwo śmierci w ka­ta­stro­fie lot­ni­czej jest 1568 razy mniej­sze niż w wy­padku dro­go­wym. Ten błąd po­znaw­czy wy­nika ze znacz­nie szer­szego na­gła­śnia­nia przez me­dia ka­ta­strof lot­ni­czych niż co­dzien­nych wy­pad­ków na dro­dze.

Jak wi­dzisz, błędy po­znaw­cze ła­two mogą cię zmy­lić. Ule­ga­jąc im, bę­dziesz wy­cią­gać nie­wła­ściwe wnio­ski i po­dej­mo­wać błędne de­cy­zje, pro­wa­dzące do róż­nych kom­pli­ka­cji, kom­pro­mi­ta­cji lub na­wet nie­szczęść. Nie ozna­cza to, że sto­so­wa­nie heu­ry­styk jest nie­wła­ściwe. Mogą wszak świet­nie uła­twić ży­cie – pod wa­run­kiem, że weź­miesz pod uwagę ich za­wod­ność, zwłasz­cza w sy­tu­acjach, które wy­ma­gają nie tyle bły­ska­wicz­nego dzia­ła­nia, ile głęb­szej re­flek­sji i zło­żo­nego wnio­sko­wa­nia.

Błędy poznawcze to nie wszystko – w pułapce zniekształceń poznawczych

Błędy po­znaw­cze to nie wszyst­kie pu­łapki, w ja­kie wpada umysł, pró­bu­jąc się od­na­leźć w skom­pli­ko­wa­nej i nie­jed­no­znacz­nej rze­czy­wi­sto­ści (a taka prze­cież jest współ­cze­sna co­dzien­ność!). Na ścież­kach my­śle­nia czy­hają na cie­bie jesz­cze znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze.

Bar­dzo czę­sto okre­śleń „błędy po­znaw­cze” oraz „znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze” używa się za­mien­nie, nie­mal jak sy­no­ni­mów. Mają one wiele cech wspól­nych, ale ist­nieją mię­dzy nimi sub­telne róż­nice.

Błędy po­znaw­cze a znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze – czym się róż­nią?

Błędy po­znaw­cze – wzorce nie­ra­cjo­nal­nego po­strze­ga­nia i ro­zu­mie­nia rze­czy­wi­sto­ści, ma­jące wpływ na ludz­kie po­stawy, emo­cje, ro­zu­mo­wa­nie lub za­cho­wa­nia (dzia­ła­nia). Ba­da­niem błę­dów po­znaw­czych zaj­mują się na­uki spo­łeczne.

Obec­nie jako błąd po­znaw­czy trak­tuje się każdy w miarę stały wzo­rzec nie­ra­cjo­nal­nego po­strze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści.

Znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze – my­śli po­łą­czone z ne­ga­tyw­nymi, nie­przy­jem­nymi w prze­ży­wa­niu emo­cjami (czy też ra­czej skut­ku­jące ta­kimi emo­cjami). Ina­czej: my­śle­nie za­wie­ra­jące znie­kształ­ce­nia w ro­zu­mie­niu rze­czy­wi­sto­ści.

Znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze po­wo­dują, że czło­wiek in­ter­pre­tuje rze­czy­wi­stość (czyli na przy­kład wy­da­rze­nia ze swo­jego ży­cia) nie­do­kład­nie, wy­biór­czo, a na­wet cał­ko­wi­cie błęd­nie.

Już wiesz, że na­sze umy­sły nie lu­bią zbyt­nio się wy­si­lać, więc uła­twiają so­bie in­ter­pre­to­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści, idąc na skróty. Znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze to pewne na­wyki my­ślowe, wy­wo­dzące się naj­czę­ściej z prze­ko­nań ukształ­to­wa­nych w dzie­ciń­stwie. Mogą do­ty­czyć nas sa­mych, re­la­cji z ludźmi czy ogól­nych re­guł rzą­dzą­cych świa­tem. Jako pierw­szy za­uwa­żył je w la­tach sześć­dzie­sią­tych ubie­głego stu­le­cia Aaron Beck, pro­wa­dząc ba­da­nia, w któ­rych uczest­ni­czyli pa­cjenci z de­pre­sją.

Jako wy­nik umy­sło­wego cho­dze­nia na skróty znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze cha­rak­te­ry­zują się bra­kiem lo­giki i fał­szują po­strze­ga­nie nas sa­mych, oto­cze­nia i in­nych lu­dzi. Są błę­dami w ro­zu­mo­wa­niu, po­dob­nie jak błędy po­znaw­cze, opar­tymi na sche­ma­tach i uprosz­cze­niach. Warto wie­dzieć, że znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze wy­stę­pują w mniej­szym lub więk­szym stop­niu u każ­dego czło­wieka, są zja­wi­skiem po­wszech­nym. Po­zo­stają też naj­czę­ściej nie­zau­wa­żone. Oka­zują się pro­ble­mem, gdy trwają zbyt długo, po­ja­wiają się w nad­mia­rze i są mocno usztyw­nione. Wtedy ujaw­niają swój ne­ga­tywny wpływ na sa­mo­po­czu­cie jed­nostki, jej sa­mo­ocenę oraz re­la­cje z ludźmi. To one stoją za nad­mier­nym za­mar­twia­niem się, czar­no­widz­twem i nie­ra­cjo­nal­nymi oba­wami. Zwłasz­cza w psy­cho­pa­to­lo­gii ob­ser­wuje się więk­sze na­si­le­nie, trwa­łość i sztyw­ność znie­kształ­ceń ro­zu­mie­nia rze­czy­wi­sto­ści. Wtedy mogą one pro­wa­dzić do po­ja­wie­nia się i utrwa­le­nia róż­nych sta­nów psy­cho­pa­to­lo­gicz­nych, ta­kich jak de­pre­sja i stany lę­kowe.

Je­śli chcesz w mniej­szym stop­niu ule­gać znie­kształ­ce­niom po­znaw­czym, warto po­znać te z nich, które wy­stę­pują naj­czę­ściej, i na­uczyć się je u sie­bie za­uwa­żać. Po­ni­żej prze­czy­tasz krót­kie cha­rak­te­ry­styki naj­po­pu­lar­niej­szych znie­kształ­ceń my­śle­nia i przy­kłady my­śli, które są ich efek­tem. Przy oka­zji sprawdź, któ­rym z tych znie­kształ­ceń ule­gasz. Bo każdy z nas im ulega.

Najczęstsze zniekształcenia poznawcze

Nad­mierna ge­ne­ra­li­za­cja (uogól­nia­nie)

Jedno z naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cych znie­kształ­ceń po­znaw­czych. Do­ko­nu­jesz nad­mier­nych uogól­nień bez wy­star­cza­ją­cych do­wo­dów albo wy­cią­gasz bar­dzo da­leko idące, ogólne wnio­ski na pod­sta­wie po­je­dyn­czych sy­tu­acji. Nad­uży­wasz słów: za­wsze, wszystko, ni­gdy.

Przy­kła­dowe my­śli:

Je­śli raz po­szło źle, za­wsze pój­dzie źle.

Ona mnie skrzyw­dziła, więc wszyst­kie ko­biety są okrutne.

Tam­ten chło­pak dał mi ko­sza, więc nikt ni­gdy się mną nie za­in­te­re­suje.

Ni­gdy nie po­ma­gasz mi z dziećmi.

My­śle­nie czarno-białe

Ina­czej dy­cho­to­mi­za­cja my­śle­nia, my­śle­nie zero-je­dyn­kowe, po­strze­ga­nie w ka­te­go­riach „wszystko albo nic”. Kon­cen­tru­jesz się na skraj­nych moż­li­wo­ściach, przy jed­no­cze­snym nie­do­strze­ga­niu ja­kich­kol­wiek opcji po­śred­nich. Od­cie­nie sza­ro­ści i inne ko­lory dla cie­bie nie ist­nieją. Je­śli ce­niona osoba po­peł­nia mały błąd, do­tych­cza­sowy po­dziw wo­bec niej zmie­nia się w nie­chęć lub na­wet po­gardę. Po­strze­gasz sie­bie, lu­dzi czy sy­tu­acje w ka­te­go­riach dwóch prze­ciw­staw­nych skraj­no­ści, bez stop­nio­wa­nia czy uwzględ­nia­nia zło­żo­no­ści sy­tu­acji: coś może być je­dy­nie albo do­bre, albo złe.

Przy­kła­dowe my­śli:

Nie wy­gra­łem – je­stem kom­plet­nym nie­udacz­ni­kiem.

Je­śli nie zro­bię tego w 100% świet­nie, to zna­czy, że ro­bię to fa­tal­nie.

Men­talny filtr

Na­zy­wany też se­lek­tywną uwagą. Sku­piasz się wy­łącz­nie na ne­ga­tyw­nych ele­men­tach sy­tu­acji, z cał­ko­wi­tym po­mi­nię­ciem aspek­tów po­zy­tyw­nych. Li­czą się tylko po­rażki i nie­po­wo­dze­nia. Suk­ce­sów, za­let, do­brych stron nie do­strze­gasz, nie uwzględ­niasz za­tem peł­nego ob­razu. Z oto­cze­nia wy­bie­rasz te in­for­ma­cje i bodźce, które po­twier­dzają twoje pier­wotne ne­ga­tywne za­ło­że­nia.

Przy­kła­dowe my­śli:

Po­wie­dział mi dziś coś nie­mi­łego, to zna­czy, że nasz zwią­zek nie ma sensu.

To nic, że tyle razy zro­bi­łam to za­da­nie do­brze, tym ra­zem nie wy­szło, więc je­stem okropna.

Od­rzu­ca­nie po­zy­ty­wów

Czyli ne­go­wa­nie war­to­ści po­zy­tyw­nych do­świad­czeń, igno­ro­wa­nie ich. Działa bar­dzo po­dob­nie do men­tal­nego fil­tru. Wy­ol­brzy­miasz nie­po­wo­dze­nia, de­pre­cjo­nu­jesz suk­cesy.

Przy­kła­dowe my­śli:

Po­gra­tu­lo­wali mi no­wej pracy – ale to dla­tego, że cze­goś ode mnie chcą.

Po­chwa­liła moją su­kienkę – ale ta su­kienka jest z ubie­głego roku.

Wy­ol­brzy­mia­nie i mi­ni­ma­li­zo­wa­nie

Nie­ade­kwat­nie więk­sze zna­cze­nie na­da­jesz po­strze­ga­nym błę­dom, sła­bo­ściom oraz za­gro­że­niom, a od­po­wied­nio nie­ade­kwat­nie małą wagę przy­pi­su­jesz suk­ce­som, za­le­tom i moż­li­wo­ściom. Prze­ja­wia się to nad­uży­wa­niem wy­ra­żeń typu „tak, ale”, gdy od­po­wia­dasz na kom­ple­menty. W two­ich oczach po­rażki są ogromne, a suk­cesy nie­mal nie­do­strze­galne.

Przy­kła­dowe my­śli:

Moje oceny wska­zują na moją głu­potę.

To, że zda­łam ten eg­za­min, nic nie zna­czy.

Prze­cież nie pija al­ko­holu co­dzien­nie, inni piją wię­cej.

Czy­ta­nie w my­ślach

Za­kła­dasz, że wiesz, co my­ślą i czują inni lu­dzie, mimo braku in­for­ma­cji wy­star­cza­ją­cych do wy­snu­cia ta­kich kon­klu­zji. Wnio­sku­jesz na pod­sta­wie swo­ich do­my­słów. Za­kła­dasz naj­gor­szą moż­li­wość bez we­ry­fi­ko­wa­nia do­my­słów przez za­py­ta­nie.

Przy­kła­dowe my­śli:

Po­pa­trzyła na in­nego męż­czy­znę – na pewno mnie nie ko­cha.

Wiem, że nie in­te­re­suje go to, co chcia­łam po­wie­dzieć.

Szef mnie we­zwał, na pewno chce mnie zwol­nić.

Prze­po­wia­da­nie przy­szło­ści (wró­że­nie z fu­sów)

Nie masz ra­cjo­nal­nych prze­sła­nek, ale prze­wi­du­jesz, wy­my­ślasz ne­ga­tywny prze­bieg zda­rzeń. Nie bie­rzesz pod uwagę sce­na­riu­szy bar­dziej praw­do­po­dob­nych i ra­cjo­nal­nych. Wiesz, co się sta­nie.

Przy­kła­dowe my­śli:

Na pewno mi się nie uda. Prze­cież wiem.

Wiem, że nie dam rady.

Zda­rzy się coś złego, czuję to.

To się na pewno źle skoń­czy.

Ety­kie­to­wa­nie

Oce­niasz sie­bie i in­nych, przy­le­pia­jąc men­talne ety­kietki, two­rzone na pod­sta­wie nie­wy­star­cza­ją­cych prze­sła­nek. Ety­kiety są zbyt ogólne, nie od­wo­łują się do ra­cjo­nal­nych ar­gu­men­tów. Je­śli ktoś po­pełni błąd, za­czy­nasz au­to­ma­tycz­nie my­śleć, że ta osoba jest do ni­czego, le­niwa, głu­pia. Ule­ga­jąc ety­kie­to­wa­niu, za­czy­nasz my­śleć ir­ra­cjo­nal­nie i wrzu­casz obiekt ety­kie­to­wa­nia do szu­flady z in­nymi ele­men­tami cha­rak­te­ry­stycz­nymi dla tej ety­kiety. Ety­kie­to­wa­nie może po­cią­gać za sobą inne znie­kształ­ce­nia my­śle­nia: se­lek­tywną uwagę i uogól­nia­nie.

Przy­kła­dowe my­śli:

Ma ta­tu­aże, na pewno jest ban­dytą.

To dla­tego, że mieszka w tam­tej dziel­nicy; wia­domo, jacy oni są.

Po­peł­ni­łem błąd, pew­nie je­stem nie­kom­pe­tentny.

Ka­ta­stro­fi­zo­wa­nie

Sku­piasz się na mało praw­do­po­dob­nym, naj­gor­szym z moż­li­wych sce­na­riu­szu zda­rzeń. Masz po­czu­cie su­biek­tyw­nej pew­no­ści, że na pewno zda­rzy się naj­gor­sze i naj­trud­niej­sze.

Przy­kła­dowe my­śli:

Je­śli zro­bię prawo jazdy, na pewno ko­goś prze­jadę.

Boli mnie brzuch, na pewno mam raka.

Nie na­pi­sał do mnie od wczo­raj, na pewno ze mną ze­rwał.

Emo­cjo­nalne uza­sad­nia­nie

Za­kła­dasz, że ne­ga­tywne uczu­cia sta­no­wią praw­dziwą in­for­ma­cję o świe­cie. Do­świad­czasz rze­czy­wi­sto­ści jako od­zwier­cie­dle­nia swo­ich emo­cji. Ży­wisz prze­ko­na­nie, że coś jest praw­dziwe, jako do­wodu uży­wa­jąc emo­cji, które prze­ży­wasz.

Przy­kła­dowe my­śli:

Czuję się głu­pia, więc pew­nie taka je­stem.

Skoro się boję, to zna­czy, że za­gro­że­nie jest duże.

Czuję, że coś złego może się zda­rzyć, więc z pew­no­ścią się zda­rzy.

Po­ra­nek był trudny, więc dziś już nic mi­łego mnie nie spo­tka.

Nad­uży­wa­nie im­pe­ra­ty­wów

Masz sztywną i nie­zmienną kon­cep­cję do­ty­czącą tego, jak mu­sisz się za­cho­wy­wać i jaką mu­sisz być osobą. Je­śli ci się to nie udaje, prze­ży­wasz to jako klę­skę, masz po­czu­cie winy, czu­jesz wstyd, a na­wet wstręt wo­bec sie­bie. Chcesz za­wsze spro­stać swoim wy­gó­ro­wa­nym stan­dar­dom. Masz ten­den­cję do nad­uży­wa­nia słów: mu­szę, po­win­nam, po­wi­nie­nem.

Przy­kła­dowe my­śli:

Mu­szę cały czas być ak­tywny, bo je­śli nie będę, to zna­czy, że je­stem le­niwy.

Mu­szę być miła dla wszyst­kich, bo ina­czej bę­dzie to ozna­czać, że je­stem złym czło­wie­kiem.

Przy­to­czona tu li­sta znie­kształ­ceń po­znaw­czych z pew­no­ścią nie wy­czer­puje te­matu. Czy za­uwa­żasz u sie­bie jesz­cze inne?

Czy można nie ulegać błędom i zniekształceniom poznawczym?

Błędy i znie­kształ­ce­nia po­znaw­cze mocno wpły­wają na to, jak po­dej­mu­jesz de­cy­zje, jak po­strze­gasz sie­bie i in­nych, jak bu­du­jesz re­la­cje i w efek­cie jak się czu­jesz na co dzień. Ule­ga­nie im może pro­wa­dzić do trud­no­ści w ży­ciu oso­bi­stym i ka­rie­rze za­wo­do­wej oraz do nie­ustan­nego bez­rad­nego za­da­wa­nia so­bie py­ta­nia: „Dla­czego mnie to spo­tyka?”.

W mniej­szym lub więk­szym stop­niu wszy­scy ule­gamy błę­dom i znie­kształ­ce­niom po­znaw­czym. Ja, ty, każdy czy­tel­nik tej książki, a także osoby, które ni­gdy nie we­zmą jej do ręki. Twoi zna­jomi, przy­ja­ciele, człon­ko­wie ro­dziny i twoje au­to­ry­tety. To nie­wy­godny fakt, ale warto się z nim po­go­dzić, bo tylko wtedy ist­nieje szansa, że za­czniesz te znie­kształ­ce­nia w ogóle za­uwa­żać. A to pierw­szy i naj­waż­niej­szy krok. Bez niego po pro­stu nie bę­dzie ko­lej­nych. Je­żeli go nie wy­ko­nasz, wpad­niesz w inną pu­łapkę: bę­dzie ci to­wa­rzy­szyć głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że być może inni ule­gają znie­kształ­ce­niom i błę­dom my­śle­nia, my­ślą ten­den­cyj­nie i nie­ra­cjo­nal­nie, ale ty na pewno nie. To wła­śnie tak zwany efekt śle­pej plamki[12].

DE­FI­NI­CJA

Efekt śle­pej plamki jest jed­nym z czę­stych błę­dów po­znaw­czych. Po­lega na tym, że nie do­strze­gasz wła­snych skrzy­wień i błę­dów w my­śle­niu, na­to­miast chęt­nie przy­pi­su­jesz je in­nym. Lu­dzie mają ten­den­cję do po­strze­ga­nia sa­mych sie­bie jako obiek­tyw­nych i bez­stron­nych w swo­ich re­flak­sjach i osą­dach, a jed­no­cze­śnie uwa­żają inne osoby za nie­obiek­tywne i stron­ni­cze. Efekt śle­pej plamki jest po­wszechny, a przy oka­zji zu­peł­nie nie­zwią­zany z ilo­ra­zem in­te­li­gen­cji, po­czu­ciem wła­snej war­to­ści, sa­mo­do­sko­na­le­niem czy au­to­pre­zen­ta­cją.

Kiedy już zdo­bę­dziesz się na od­wagę i przy­znasz, że i ty masz ten­den­cję do po­peł­nia­nia błę­dów w my­śle­niu i ule­ga­nia znie­kształ­ce­niom po­znaw­czym, zy­skasz szansę, aby naj­pierw je po­znać, a po­tem za­cząć iden­ty­fi­ko­wać u sie­bie.

Służą do tego mię­dzy in­nymi tech­niki i ćwi­cze­nia za­czerp­nięte z re­per­tu­aru psy­cho­te­ra­pii po­znaw­czo-be­ha­wio­ral­nej, które znaj­dziesz na końcu tego roz­działu, a także tre­no­wa­nie ela­stycz­no­ści po­znaw­czej. Czym jest ela­stycz­ność po­znaw­cza? Naj­pro­ściej rzecz uj­mu­jąc, sta­nowi ona prze­ci­wień­stwo usztyw­nie­nia po­znaw­czego, a – jak już wiesz – sztyw­ność po­znaw­cza nie służy zdro­wiu.

Elastyczność poznawcza

Ela­styczne my­śle­nie jest szcze­gól­nie istotne w dzi­siej­szym nie­zwy­kle dy­na­micz­nym i zmien­nym świe­cie. Co­dzien­ność wy­maga od nas nie­ustan­nego do­sto­so­wy­wa­nia się do wciąż no­wych wa­run­ków i zdo­by­wa­nia ko­lej­nych umie­jęt­no­ści.

Ela­stycz­ność po­znaw­cza ozna­cza zdol­ność do zmiany wła­snych wzor­ców po­znaw­czych i przy­sto­so­wa­nia my­śle­nia oraz za­cho­wa­nia do no­wych, zmien­nych lub nie­spo­dzie­wa­nych zda­rzeń w od­po­wie­dzi na bodźce i in­for­ma­cje, które nie­prze­rwa­nie na­pły­wają ze śro­do­wi­ska. Wiąże się ze zdol­no­ścią do prze­łą­cza­nia się z jed­nego spo­sobu my­śle­nia na inny.

Osoby bar­dziej ela­styczne po­znaw­czo dys­po­nują więk­szą zdol­no­ścią ra­dze­nia so­bie z trud­no­ściami i ad­ap­to­wa­nia do no­wych sy­tu­acji, a także roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów. Umieją szu­kać al­ter­na­tyw­nych roz­wią­zań.

Ela­stycz­ność po­znaw­cza po­zwala ci za­uwa­żyć, że to, co ro­bisz, albo to, w jaki spo­sób my­ślisz, po pro­stu nie działa i ci nie służy. Sza­leń­stwem by­łoby prze­cież ro­bić wciąż to samo, my­śleć wciąż tak samo, a ocze­ki­wać in­nych re­zul­ta­tów. Dla­tego warto swoje my­śli i za­cho­wa­nia mo­dy­fi­ko­wać w za­leż­no­ści od wy­mo­gów sy­tu­acji.

Ktoś, kto jest usztyw­niony po­znaw­czo, po­strzega rze­czy tylko jako czarno-białe. Może nie wziąć pod uwagę pew­nych waż­nych in­for­ma­cji i po­mi­nąć ja­kieś aspekty sy­tu­acji. Przy na­głej zmia­nie wa­run­ków lub pla­nów nie jest w sta­nie od­na­leźć się w no­wych oko­licz­no­ściach. Wi­zja zmian i ko­niecz­ność mo­dy­fi­ka­cji po­dej­ścia wy­dają się ta­kiej oso­bie prze­ra­ża­jące. Może to pro­wa­dzić do za­nie­dbań, za­nie­chań i po­my­łek. Na­to­miast ktoś, kto dys­po­nuje ela­stycz­no­ścią po­znaw­czą, jest w sta­nie do­strzec wszyst­kie od­cie­nie sza­ro­ści, a może na­wet i całą gamę barw, bo wie, że więk­szość rze­czy i sy­tu­acji nie jest jed­no­znacz­nie do­bra ani zła, a na do­da­tek może pod­le­gać zmia­nom.

Przy­kłady ela­stycz­no­ści po­znaw­czej:

Droga do pracy.

Cho­dzisz do pracy za­wsze tą samą ścieżką. Dziś wi­dzisz, że chod­nik wzdłuż ca­łej trasy jest w re­mon­cie, więc nic nie wyj­dzie ze spa­ceru, który tak lu­bisz. Co ro­bisz? Mo­żesz sko­rzy­stać au­to­busu lub tram­waju. A może za­sta­na­wiasz się, czy w ogóle pójść do pracy? Po­je­chać tak­sówką? Pójść pie­chotą, ale inną trasą? Ru­ty­nowe plany ule­gły zmia­nie na sku­tek nie­ocze­ki­wa­nej sy­tu­acji, jed­nak dzięki ela­stycz­no­ści po­znaw­czej mo­żesz po­my­śleć o al­ter­na­tyw­nych roz­wią­za­niach, które po­zwolą ci punk­tu­alne do­trzeć do pracy.

Co na ko­la­cję?

Za­pra­szasz przy­ja­ciół na ko­la­cję. Na­gle zda­jesz so­bie sprawę, że nie masz jed­nego ze skład­ni­ków do po­trawy, którą chcesz po­dać. Co ro­bisz? Dzwo­nisz do przy­ja­ciół i od­wo­łu­jesz ko­la­cję? Idziesz szybko do sklepu i ku­pu­jesz bra­ku­jący skład­nik? Pro­po­nu­jesz, że zje­cie w re­stau­ra­cji? Mo­dy­fi­ku­jesz prze­pis i po­da­jesz po­trawę w au­tor­skiej wer­sji? Dzięki ela­stycz­no­ści po­znaw­czej je­steś w sta­nie po­my­śleć o in­nych do­stęp­nych opcjach, gdy pier­wotny plan trzeba na­gle zmie­nić.

Pre­le­gent za­cho­ro­wał.

Dzień przed kon­fe­ren­cją do­wia­du­jesz się, że klu­czowy pre­le­gent, który miał wy­gło­sić wy­stą­pie­nie roz­po­czy­na­jące kon­fe­ren­cję, nie­spo­dzie­wa­nie się roz­cho­ro­wał. Po­my­ślisz o in­nych zna­jo­mych wy­kła­dow­cach, któ­rzy mogą go za­stą­pić? Zmo­dy­fi­ku­jesz pro­gram kon­fe­ren­cji i ko­lej­ność wy­stą­pień? Ela­stycz­ność po­znaw­cza po­zwoli ci prze­ana­li­zo­wać wszyst­kie opcje roz­wią­za­nia tego kło­potu.

Warto tę ela­stycz­ność pie­lę­gno­wać. Coś, co dziś wy­daje ci się klę­ską lub nie­szczę­ściem, z per­spek­tywy czasu może na­brać zu­peł­nie in­nego zna­cze­nia.

BAJKA TE­RA­PEU­TYCZNA[13]

Dawno, dawno temu, za gó­rami, za la­sami, w ma­lut­kiej wio­sce miesz­kał pe­wien stary go­spo­darz. Cały jego ma­ją­tek sta­no­wił nie­wielki ka­wa­łek pola oraz koń, z po­mocą któ­rego upra­wiał zie­mię. Koń był dla go­spo­da­rza naj­więk­szą war­to­ścią, po­nie­waż dzięki niemu był w sta­nie za­pew­nić byt so­bie oraz swo­jemu sy­nowi.

Jed­nak pew­nego ranka koń znik­nął z za­grody, naj­pew­niej gdzieś uciekł. Do go­spo­da­rza przy­szli są­sie­dzi i bar­dzo mu współ­czuli, że spo­tkało go ta­kie nie­szczę­ście. Jed­nak go­spo­darz tylko po­dra­pał się po bro­dzie i po­wie­dział:

– Szczę­ście? Nie­szczę­ście? Któż to wie?

Są­sie­dzi zdu­mie­wali się jego spo­ko­jem.

Po kilku dniach nie­spo­dzie­wa­nie koń znów po­ja­wił się w za­gro­dzie, a na do­da­tek przy­pro­wa­dził ze sobą stado in­nych koni. Tylu koni nie miał nikt w ca­łej wio­sce! Są­sie­dzi aż nie mo­gli uwie­rzyć, że tak wiel­kie szczę­ście spo­tkało sta­rego go­spo­da­rza, i gra­tu­lo­wali mu bar­dzo długo. Go­spo­darz jed­nak po­dra­pał się po bro­dzie i po­wie­dział:

– Szczę­ście? Nie­szczę­ście? Któż to wie?

Są­sie­dzi dzi­wili się tym sło­wom i uznali go za dzi­waka i nie­wdzięcz­nika.

Któ­re­goś dnia syn go­spo­da­rza po­sta­no­wił okieł­znać jed­nego z no­wych koni. Nie­stety próba się nie udała. Syn spadł z koń­skiego grzbietu i zła­mał nogę. Zbie­gli się są­sie­dzi i skła­dali go­spo­da­rzowi wy­razy współ­czu­cia w ob­li­czu nie­szczę­ścia. Jed­nak stary go­spo­darz tylko dra­pał się po bro­dzie i mó­wił:

– Szczę­ście? Nie­szczę­ście? Któż to wie?

Mie­siące mi­jały, a kraj po­grą­żył się w woj­nie. Do wio­ski wkro­czyli żoł­nie­rze, wer­bu­jąc do woj­ska mło­dych męż­czyzn zdol­nych do walki. Ku roz­pa­czy wielu ro­dzin za­brali wszyst­kich sy­nów z wio­ski, z wy­jąt­kiem jed­nego – syna sta­rego go­spo­da­rza, który miał zła­maną nogę i na wojnę się nie nada­wał. Po ja­kimś cza­sie oka­zało się, że ża­den z mło­dzień­ców za­cią­gnię­tych do walk nie prze­żył. Ro­dziny po­grą­żyły się w ża­ło­bie i za­zdro­ściły go­spo­da­rzowi, że miał ta­kie szczę­ście i jego syna nie wzięli na wojnę. A go­spo­darz tylko dra­pał się po bro­dzie i mó­wił:

– Szczę­ście? Nie­szczę­ście? Któż to wie?

Dzięki ela­stycz­no­ści po­znaw­czej mo­żesz do­ko­nać od­po­wied­nich zmian, aby przy­sto­so­wać się do no­wych oko­licz­no­ści, wy­zwań i trud­no­ści, ja­kie przy­nosi ży­cie.

Pollyanna czy Kłapouchy?

Nie je­stem fanką po­zy­tyw­nego my­śle­nia. Być może nie je­stem po pro­stu fanką pew­nej od­miany po­zy­tyw­nego my­śle­nia, ta­kiej ste­reo­ty­powo „ame­ry­kań­skiej”, w któ­rej na­leży się sze­roko uśmie­chać i my­śleć po­zy­tyw­nie nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści. Je­stem en­tu­zja­styczną zwo­len­niczką ra­cjo­nal­nego, zdro­wego my­śle­nia. Tym­cza­sem za­równo pe­sy­mi­styczne czar­no­widz­two, jak i ame­ry­kań­ski hur­ra­op­ty­mizm to znie­kształ­cone ob­razy świata.

Świat nie jest czarno-biały: ani tak po­nury i smutny, jak chce go wi­dzieć me­lan­cho­lijny Kła­po­uchy, osioł z ksią­żek o Ku­bu­siu Pu­chatku[14], ani tak ró­żowy, nie­usta­jąco sło­neczny i po­zba­wiony trosk, jak są­dzi za­wsze ra­do­sna Pol­ly­anna[15]. Obie te po­sta­cie ule­gają znie­kształ­ce­niom po­znaw­czym, które – jak już wiesz – cha­rak­te­ry­zują się bra­kiem lo­giki i fał­szują ob­raz świata. Kła­po­uchy kon­se­kwent­nie i bez ja­kiej­kol­wiek ela­stycz­no­ści po­znaw­czej czy szansy na inną per­spek­tywę po­pada mię­dzy in­nymi w ka­ta­stro­fi­zo­wa­nie i ge­ne­ra­li­za­cję.

Kła­po­uchy miał skłon­ność do znie­kształ­ceń po­znaw­czych, które uniesz­czę­śli­wiają i są nie­bez­pieczne dla zdro­wia. Skraj­nym przy­kła­dem ta­kich znie­kształ­ceń jest tak zwana de­pre­syjna triada po­znaw­cza.

Opi­suje ona my­śle­nie wielu pa­cjen­tów bo­ry­ka­ją­cych się z de­pre­sją. Cha­rak­te­ry­zuje ją ze­staw my­śli i prze­ko­nań do­ty­czą­cych:

ne­ga­tyw­nej wi­zji sie­bie sa­mego,

ne­ga­tyw­nej wi­zji oto­cze­nia i świata,

ne­ga­tyw­nej wi­zji przy­szło­ści.

Pol­ly­anna ma z ko­lei skłon­ność do my­śle­nia tylko o rze­czach przy­jem­nych i igno­ro­wa­nia spraw przy­krych. Jest w tym po­strze­ga­niu świata rów­nie usztyw­niona jak Kła­po­uchy, choć pa­trzy na oto­cze­nie z zu­peł­nie prze­ciw­nego bie­guna. Kła­po­uchy, od­rzu­ca­jąc po­zy­tywy, do­strzega je­dy­nie to, co trudne i bo­le­sne, cał­ko­wi­cie po­mi­ja­jąc to, co mo­głoby być źró­dłem ra­do­ści i szczę­ścia. Pol­ly­anna ma ślepą plamkę w in­nym miej­scu. Za­po­mina, nie chce chyba na­wet wie­dzieć, że fru­stra­cja, smu­tek oraz cier­pie­nie są zwy­czaj­nymi ele­men­tami ży­cia. Nie warto uda­wać, że ich nie ma. Tylko uzna­jąc ich ist­nie­nie, można so­bie z nimi kon­struk­tyw­nie ra­dzić.

DE­FI­NI­CJA

Efekt Pol­ly­anny, zwany rów­nież re­gułą Pol­ly­anny (ang. Pol­ly­anna prin­ci­ple) – znie­kształ­ce­nie po­znaw­cze po­le­ga­jące na ten­den­cji do my­śle­nia wy­łącz­nie o rze­czach przy­jem­nych i po­szu­ki­wa­nia po­zy­tyw­nych aspek­tów oraz cech w każ­dej sy­tu­acji czy oso­bie przy jed­no­cze­snym zu­peł­nym igno­ro­wa­niu czyn­ni­ków przy­krych lub nie­przy­jem­nych.

Któ­rym z tych bo­ha­te­rów ba­jek by­wasz czę­ściej? Z którą po­sta­cią się utoż­sa­miasz? Kto jest ci bliż­szy: Kła­po­uchy czy Pol­ly­anna? Nie za­po­mi­naj, że oboje po­strze­gają sie­bie, świat i oto­cze­nie w znie­kształ­cony spo­sób, choć oczy­wi­ście znie­kształ­ce­nie Pol­ly­anny wy­daje się przy­jem­niej­sze i mniej groźne. Żadne z nich nie ce­chuje się jed­nak ela­stycz­no­ścią po­znaw­czą, w związku z czym ule­ga­jący każ­demu z nich mogą mieć trud­ność z ade­kwat­nym re­ago­wa­niem na sy­tu­acje bar­dziej zło­żone, które nie dają się wpa­so­wać w pro­sty wzo­rzec.

ZŁOTA MYŚL

Je­stem prze­ko­nany, że choć ilu­zje czę­sto po­cie­szają i przy­no­szą uko­je­nie, w osta­tecz­nym roz­ra­chunku osła­biają i ogra­ni­czają ludz­kiego du­cha.

Irvin D. Yalom

Dla­czego wiele osób tak chęt­nie ulega ilu­zjom na wła­sny te­mat i w od­nie­sie­niu do in­nych lu­dzi? Dla­czego cza­sami lu­dzie wolą tkwić w złu­dze­niach, niż skon­fron­to­wać się z rze­czy­wi­sto­ścią? Bo ilu­zje są miłe. Ilu­zje, szcze­gól­nie te w wy­da­niu Pol­ly­anny, przy­no­szą uko­je­nie. Są ła­twiej­sze do przy­swo­je­nia i za­ak­cep­to­wa­nia niż prawda, zwłasz­cza bo­le­sna. Jed­nak – mimo emo­cjo­nal­nych ko­rzy­ści pły­ną­cych ze złu­dzeń – mają one swój koszt. Od­su­wają co prawda mo­ment ze­tknię­cia się z trudną rze­czy­wi­sto­ścią, ale jed­no­cze­śnie na dłuż­szą metę osła­biają i spra­wiają, że w osta­tecz­nym roz­ra­chunku kon­fron­ta­cja z bo­le­snymi fak­tami może być jesz­cze trud­niej­sza.

To, jaki filtr na­kła­dasz na rze­czy­wi­stość, nie jest przy­pad­kowe. Sta­nowi efekt klu­czo­wych prze­ko­nań, które kształ­to­wały się w twoim umy­śle od naj­młod­szych lat i po­zo­staną z tobą na długo, o ile nie na za­wsze, je­żeli nie pod­dasz ich re­flek­sji, nie za­kwe­stio­nu­jesz i nie pod­wa­żysz tych, które nie są po­mocne ani wspie­ra­jące i tylko cię osła­biają, spro­wa­dza­jąc cię na ma­nowce.

Głos wewnętrznego krytyka

Wśród po­staci za­miesz­ku­ją­cych we­wnętrzny świat czło­wieka nie­ba­ga­telną rolę od­grywa we­wnętrzny kry­tyk. Na pewno go znasz. Za­wsze nie­za­do­wo­lony, wy­ma­ga­jący, nie­życz­liwy. Ko­men­tuje twoje po­czy­na­nia, my­śli, emo­cje, de­cy­zje. Sły­szysz w my­ślach jego oce­nia­jący głos – jak na­grany na ta­śmę.

Ten su­rowy, pod­wa­ża­jący twoją war­tość głos we­wnętrz­nego kry­tyka w two­jej gło­wie nie wziął się zni­kąd. Jego ko­rze­nie tkwią za­zwy­czaj głę­boko w prze­szło­ści. Two­rzą go uwew­nętrz­nione słowa lub za­cho­wa­nia ro­dzi­ców, opie­ku­nów i in­nych waż­nych osób, które były cią­gle, nie­ustan­nie nie­za­do­wo­lone z tego, co ro­bisz, jak wy­glą­dasz, jak my­ślisz i jak wy­ra­żasz swoje uczu­cia. To także głosy na­uczy­cieli, któ­rzy nie do­ce­nili dzie­cię­cych ry­sun­ków, pierw­szych wy­pra­co­wań oraz osią­gnięć spor­to­wych i uznali, że za mało się sta­rasz, cho­ciaż wło­ży­łeś w te prace tyle za­an­ga­żo­wa­nia i wy­siłku. Ich słowa na­grały się w twoim umy­śle jak na ta­śmie ma­gne­to­fo­no­wej i od­twa­rzają się w róż­nych mo­men­tach ży­cia w po­staci my­śli au­to­ma­tycz­nych.