Ciałokochanie - Martyna Kaczmarek - ebook + książka

Ciałokochanie ebook

Kaczmarek Martyna

3,3

Opis

Wszyscy potrzebujemy korepetycji z ciałoakceptacji. Dlaczego? Bo jedną z niewielu pewnych rzeczy w życiu jest to, że nasze ciało zawsze będzie z nami i będzie się zmieniać. A zmiany te nie zawsze będą dla nas łatwe do zaakceptowania. Kultura diety i branża beauty sprawiły, że staliśmy się nieuważni w odrabianiu lekcji z bezwarunkowej akceptacji naszego ciała, które jest naszym domem. Zamiast wsłuchać się w jego potrzeby, w to, co próbuje nam zakomunikować – słuchamy kolejnych reklam zachęcających nas do „wzięcia się za siebie”. Zamiast odrobić lekcje z ciałokochania, szukamy kolejnych „problemów”, za które karzemy nasze ciało. Mam 28 lat i przez ponad połowę swojego życia żyłam w konflikcie ze swoim ciałem. Zamiast zmieniać swoje ciało na lato, do sylwestra, wesela, chrzcin kuzynki… chcę pokazać ci, jak akceptować je na lata i odnaleźć spokój we własnym domu. Rusz w tę podróż razem ze mną. Obiecuję, że pomogę Ci pokochać swoje ciało. Martyna Kaczmarek

Martyna Kaczmarek– działaczka społeczna, modelka, marketerka. Jako 19-latka założyła „Fundację Dzień Dla Życia”, która została wyróżniona w plebiscycie „Zwykły Bohater” telewizji TVN. W wieku 22 lat rozpoczęła karierę marketingową, specjalizowała się w marketingu społecznie zaangażowanym w międzynarodowych koncernach, zdobywając takie nagrody jak Cannes Lions, Effie. Od października 2020 roku prowadzi działania edukacyjne na tematy związane z ciałopozytywnością i akceptowaniem swojego ciała – za co została wyróżniona nagrodą Doskonałość Sieci Twój Styl 2021 w kategorii self-love. Była pierwszą modelką curvy, która trafiła do ścisłej czternastki w jedenastej edycji Top Model. Aktualnie prezeska „Fundacji Ciałość” działającej na rzecz ciałoakceptacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (35 ocen)
8
12
6
2
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pdefiance

Nie polecam

ta książka bardzo chce być poradnikiem, mieć wartość edukacyjną, popularyzującą nauką. niestety, jest napisana przez megalomankę, która wykorzystuje każdą stronę do opowiadania o sobie, często powtarzając jakieś rzeczy kilkukrotnie, w dodatku ze szczegółami typu dokładna nazwa szkoły czy imię trenerki siatkówki. wtrącenia typu 'prawda, Malwina?' z przypisem (!) wyjaśniającym, że Malwina to kuzynka (!) są żenujące - to nie jest zbiór felietonów czy autobiografia znanej persony, tylko książka reklamowana jako poradnik o ciałopozytywności. czy leci z nami redaktor? nie jestem docelowym odbiorcą, nie trafiają do mnie grafiki, podbijające liczbę stron, temat w mojej głowie jest już od dawna poukładany, ale nie potrafię się nie oburzać ma to, jakim produktem jest ta książka. PRZYPISY. większość badań, raportów czy historii ze świata, na jakie powołuje się autorka, nie mają przypisów. musimy ufać, że to prawda, a opisywane wydarzenia miały miejsce. autorka podaje nagłówki amerykańskich gaze...
400
Solenizantka10

Nie polecam

słabiutko
81
patgac

Nie polecam

Kolejna autobiografia autorki. Bardzo słaba książka!
71
policzkaaa

Nie polecam

Nie wszyscy powinni pisać książki. A może inaczej - pisać, ale czy koniecznie wydawać? Pani Martyna po raz kolejny udowodniła, że pisanie jej nie wychodzi. Czy wyciągnie kiedyś z tego lekcje? Czy, gdyby była mniej znana, ludzie nadal kupowaliby jej książki? Kwestia dyskusyjna. Co do samej książki... Książka jest chaotyczna, autobiograficzna i ma w sobie nikłe ślady poradnika. Jedna wielkie masło maślane bez ładu i składu. Czytało się opornie, autorka nie ma lekkiego pióra, więc trudno przez ową książkę przejść. Czy Pani Martyna koniecznie musi pisać książki? Poradnik, który nie ma w sobie nic z poradnika. Dane, które równie dobrze mogą być wyssane z palca. Książka mnie nie rozczarowała, gdyż mam za sobą pierwszą książkę autorki, która podobnie jak ta była totalną porażką pod względem treści, korekty i readagownia. Podsumowując: Nie polecam tej książki, gdyż to wcale nie jest poradnik, ale słaba autobiografia.
60
Tynka8

Nie polecam

Ja, mnie, moje... Bo okazuje się, że jest to przede wszystkim opowieść o przeżyciach Martyny Kaczmarek, a nie żaden poradnik jak książka była reklamowana. Właściwie jest to opowieść o wszystkich traumach autorki związanych z wyglądem, z którymi ciągle próbuje się rozprawić - wielokrotnie powtarzanych, wałkowanych niemal w każdym rozdziale tych samych historii (tak, wiemy, że prawie zostałaś zawodową sportowczynią), które obserwujący znają też zapewne z instagrama. Nie chcę dyskredytować znaczenia tych historii, jednak mam wrażenie, że momentami Martyna wciąż nie przepracowała trudnych emocji, przelewających się na czytelnika. Niezrozumiałe było dla mnie obwinianie trenerki, która 20 lat temu powiedziała jej, że powinna trochę schudnąć i wytykanie, że nie miała do tego kompetencji, bo nie jest lekarzem - jestem niemal przekonana, że ta kobieta nie miała na myśli drastycznej utraty wagi, a po wielu latach pracy z osobami uprawiającymi sport posiada odpowiednie doświadczenie, żeby stwierd...
10

Popularność




Copyright © Martyna Kaczmarek, 2023

Projekt okładki: Ada Jarzębowska

Ilustracje w książce

archiwum prywatne autorki;

© Rusanova Svetlana, GoodStudio (x2),

ayakono, BRO.vector, Microstocker.Pro,

VasilkovS, Sh_esue, metamorworks,

lonesomebunny, Senntabi/Shutterstock

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Katarzyna Kusojć, Bożena Hulewicz

ISBN 978-83-8352-508-2

Warszawa 2023

Wy­daw­ca

Pró­szyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

SŁOWNICZEK

Znajdziesz tutaj definicje słów,

które będą się często pojawiać w tej książce

Ciałoakceptacja: Proces akceptowania i kochania swojego ciała takim, jakie jest, bez porównywania go z idealnymi standardami urody narzuconymi przez społeczeństwo, media czy social media. To zdolność do postrzegania swojego ciała jako wartościowego bez względu na kształt, rozmiar, wygląd, blizny, znamiona. Akceptacja swojego ciała nie oznacza jednak rezygnacji z dbałości o nie. Ważne jest, aby troszczyć się o swoje ciało poprzez zdrowe nawyki żywieniowe, regularną aktywność fizyczną i dbanie o zdrowie.

Ciałopozytywność: Ruch społeczny, który promuje pozytywne podejście do różnorodności cielesnej, walkę z dyskryminacją (fatshaming, slutshaming i bodyshaming) na podstawie wyglądu oraz propagowanie akceptacji swojego ciała i innych ciał bez względu na ich rozmiar, kształt, płeć, kolor skóry, pochodzenie etniczne, wiek czy niepełnosprawność. Celem jest walka z kulturowym naciskiem na idealne ciała, który powoduje brak pewności siebie u ludzi niepasujących do standardów. Ruch ten dąży do zmiany narracji medialnej, często prezentującej nierealistyczne standardy urody, wykluczające wiele różnych typów ciał.

Ciałoakceptacja vs. ciałopozytywność: Oba zjawiska są ze sobą powiązane i często używane wymiennie, jednak istnieją pewne subtelne różnice między nimi. Ciałoakceptacja skupia się na procesie indywidualnego akceptowania swojego ciała i zaakceptowania różnic między swoim ciałem a innymi ciałami. Ciałopozytywność natomiast to ruch społeczny skupiający się na walce z dyskryminacją na podstawie wyglądu oraz propagowaniu akceptacji swojego ciała i innych ciał bez względu na ich rozmiar, kształt, płeć, kolor skóry, pochodzenie etniczne, wiek czy niepełnosprawność. Jest to szerzej zakrojony trend, który ma na celu wprowadzenie zmian w sposobie, w jaki społeczeństwo patrzy na różnorodność cielesną.

Kanon piękna: Zbiór zasad i norm określających, co uważane jest za estetyczne i jak powinno wyglądać idealne ciało. Zmieniał się w ciągu dziejów i zależał od kultury.

Ciałożyczliwość: Pojęcie związane z podejściem do własnego ciała opartym na szacunku i trosce o nie. Obejmuje ono praktyki, które mają na celu dbanie o swoje ciało, takie jak zdrowe odżywianie, regularna aktywność fizyczna, sen i odpoczynek oraz unikanie szkodliwych nawyków. Pomaga lepiej czuć się w swoim ciele i poprawia nasze zdrowie psychiczne.

Kultura diety: System przekonań łączących zdrowie i szczęście z figurą. Skupia się na pochwale ludzi, którzy dążą do redukcji wagi, a w całym procesie tracą radość życia i gubią wyznaczony cel. Utożsamia szczupłość i zdrowie, a redukcja wagi pozwala uzyskać wyższy status społeczny.

Cellulit vs. cellulitis: Cellulit to tak zwany defekt kosmetyczny, pomarańczowa skórka, a cellulitis to dermatologiczna jednostka chorobowa, której przyczyną jest zapalenie tkanki podskórnej. Panuje błędne przekonanie, że cellulit dotyczy tylko osób z nadwagą/otyłością. Cellulit to przemieszczanie się komórek tłuszczowych bliżej skóry właściwej. Przyczyny to między innymi zbyt mała aktywność fizyczna, dieta bogata w tłuszcze nasycone i cukry proste, zatrzymanie wody w tkankach organizmu, zmiany hormonalne.

Bodyshaming: Zachowanie polegające na obrażaniu, dyskryminowaniu, wyśmiewaniu ludzi ze względu na ich wygląd, a szczególnie ich wagę, figurę lub inne cechy fizyczne. Może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia psychicznego i fizycznego ofiar, w tym prowadzić do zaburzeń odżywiania, depresji, niskiego poczucia własnej wartości i innych problemów emocjonalnych.

Zaburzenia odżywiania: To jednostki chorobowe charakteryzujące się zaburzeniami łaknienia o podłożu psychicznym. Dzielą się na dwie grupy: zaburzenia specyficzne (anoreksja, bulimia) i niespecyficzne (zespół przeżuwania, zespół nocnego jedzenia, jedzenie kompulsywne). Chorzy bardzo często cierpią na depresję, która może prowadzić do zachowań autodestrukcyjnych (na przykład samookaleczenie), lub są uzależnieni od innych środków (alkohol, narkotyki). Wielką rolę w powstawaniu zaburzeń odżywiania odgrywa mikrobiom przewodu pokarmowego. Wymagają specjalistycznego leczenia, a nieleczone mogą doprowadzić do poważnych komplikacji zdrowotnych, a nawet śmierci (źródło: zanetamikolajczyk.com, mgr Żaneta Mikołajczyk).

Dysmorfofobia: Zaburzony obraz własnego ciała. Pacjenci cierpią z powodu uporczywych myśli na temat wyimaginowanej wady. Słowo „dysmorfofobia” pochodzi z języka greckiego, w którym dysmorphia oznacza brzydotę. W dosłownym tłumaczeniu możemy zaburzenie określić jako lęk przed brzydotą. W naukowej literaturze polskiej spotyka się również często określenie „zaburzenie obrazu ciała” (źródło: medicover.pl, dr n. med. Aleksandra Walczak-Tręda, psycholog).

Fatfobia: Skłonność do negatywnych postaw wobec ludzi grubych. Czasami nazywana fatshamingiem. Polega na traktowaniu osób otyłych lub z nadwagą jako gorszych, leniwych, brudnych, nieatrakcyjnych, niezdolnych do wykonywania określonych czynności. To poważny problem społeczny, który powoduje szkody zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej osób otyłych. Dodatkowo przyczynia się do utrzymywania nierealistycznych standardów piękna i wyglądu, co może prowadzić do zaburzeń odżywiania u ludzi o różnej wadze. Wszyscy ludzie zasługują na szacunek i akceptację niezależnie od wyglądu zewnętrznego.

Body image: Na obraz naszego ciała, czyli body image, składają się cztery elementy:

percepcyjny obraz ciała, czyli sposób, w jaki je postrzegamy – a percepcja, jak wiemy, jest subiektywna i może być niezgodna ze stanem faktycznym; mogą na nią wpływać czynniki zewnętrzne;obraz poznawczy, czyli nasze myśli na temat ciała – często mówimy o tym, że myśli to nie fakty, i tak samo może być w tym przypadku;zachowania (behawior), jakie podejmujemy w związku z postrzeganiem swojego ciała – w zależności od tego, jakie jest nasze jego postrzeganie, mogą być to zachowania negatywne, niekorzystne dla zdrowia fizycznego i psychicznego (głodzenie się, przetrenowanie), lub pozytywne (zbilansowana dieta, aktywność fizyczna dostosowana do trybu życia i możliwości);emocjonalny obraz ciała, czyli uczucia i emocje, jakie wywołuje w nas wyobrażenie własnego ciała – mogą być to na przykład zadowolenie i szczęście, ale i obrzydzenie czy niezadowolenie z poszczególnych elementów ciała.

WSTĘP

Miałam siedem lat. Właśnie w tym wieku pierwszy raz pomyślałam źle o swoim ciele. A ty? Pomyślałam wtedy, że jestem ogromna. I tak jak wcześniej moje myśli zbudowane poprzez poczucie własnej wartości krążyły wokół pozytywnie nacechowanego „jesteś wielka” (bo osiągałam wspaniałe wyniki w sporcie, wygrywałam konkursy z wiedzy różnorakiej, na przykład o Fryderyku Chopinie, pozdrawiam Szkołę Podstawową nr 53 imienia Fryderyka Chopina w Szczecinie), tak nagle „jesteś wielka” zmieniło się w „jesteś ogromna” i stało się pierwszą cegiełką w murze zaburzającym moją relację z ciałem.

Kiedy zadałam pytanie o ten moment moim obserwatorkom, posypały się tysiące odpowiedzi. Ale wskazywały one nie tylko wiek, lecz odnosiły się też do „jakości”, czyli momentu, wspomnienia, które legło u podstaw negatywnych myśli o sobie.

Kiedy mój chłopak po pierwszym zbliżeniu

powiedział: „Myślałem, że jesteś chudsza”.

Po bilansie u szkolnej pielęgniarki, która

powiedziała mi, że jestem najgrubsza.

Nie pamiętam początku, mama zawsze mówiła mi,

że jestem gruba.

Gdy ważyłam 48 kilogramów i kolega w szkole

powiedział mi, że brzuszek mi rośnie.

Miałam dziewięć lat i mama powiedziała mi,

że wyglądam jak świnia.

W gimnazjum, kiedy wszędzie widziałam artykuły

o tym, jak zwalczyć cellulit.

Kiedy mój chłopak powiedział po stosunku,

że było mi widać cellulit.

Dwanaście lat. Ciocia na wakacjach kazała mojej

mamie posmarować mnie kremem na rozstępy.

Wuj w każde święta podnosił mnie, żeby zobaczyć,

czy jeszcze da radę.

Miałam dziesięć lat i wujek powiedział do mnie:

„Ale ma brzuch, nażarła się jak świnia”.

W przedszkolu, gdy pani opiekująca się moją grupą

powiedziała, że te rajstopy to już takie ledwo, ledwo…

Miałam sześć lat, kiedy zaczęłam odchudzać się

po raz pierwszy, bo moja mama była na diecie i tłumaczyła mi, dlaczego to jest ważne.

Tym momentem był bilans w pierwszej klasie

szkoły podstawowej, gdy przy ważeniu w grupkach pięcioosobowych okazało się, że ważyłam najwięcej. Mimo że waga była w normie, pielęgniarka powiedziała, że przegrałam.

Babcia w pewnym momencie przestała dodawać

mi śmietanę do placków ziemniaczanych. Kiedy spytałam dlaczego, powiedziała, że jestem grubiutka.

Mama powiedziała mi, że wyglądam jak

spasiona świnia. Miałam osiem lat.

Natomiast jedna z najczęstszych odpowiedzi, która pada niemal za każdym razem, gdy podczas spotkania grupy kobiet zadaję pytanie: „Co byś powiedziała dwunastoletniej sobie”, brzmi:

Nie odchudzaj się.

Nie zaczynaj tej diety 1000 kcal.

Nie bądź tak okrutna w stosunku do swojego ciała.

Wymowne, prawda? Większość nas, patrząc na swoje zdjęcia sprzed pięciu czy dziesięciu lat, myśli sobie: „Przecież było dobrze”. Ale w momencie błysku flesza absolutnie nienawidziłyśmy swojego ciała. Wszystkie to znamy.

Najczęściej zaczynamy myśleć źle o swoim ciele w perspektywie zbliżających się ciepłych dni. Natura budzi się do życia, temperatury rosną, w naszych szafach zaczynają przeważać lekkie ubrania, odsłaniające ciała. Tablice w mediach społecznościowych zasypują reklamy szybkich sposobów na bikini body, diety cud. I jak co roku rozpoczynamy ten maraton pod tytułem „od jutra”. Stres i presja rosną z każdym dniem, bo liczby na zegarze odliczającym do lata stają się coraz większe i coraz mniejsze jednocześnie. Postanowiłam więc napisać książkę, dzięki której na lato nauczysz się akceptować swoje ciało na lata, zamiast je zmieniać. Brzmi dobrze, nie? Bo ty ciało na lato już masz. Niezależnie od tego, jak wygląda i czy oraz jak je zmienisz przed pierwszym wyjściem na plażę. Czas nauczyć się mieć ciało na lata. Niezależnie od tego, jak będzie się zmieniać.

Byłam w miejscu, w którym absolutnie nienawidziłam swojego ciała. Było wysokie, dobrze zbudowane. Szybko przestałam mieścić się w ubrania z działu dziecięcego i kiedy moje koleżanki nosiły najfajniejsze rzeczy z 5–10–15, ja wchodziłam już w rozmiar dorosłej przeciętnej kobiety. Nie znosiłam tego, że jestem większa od większości chłopaków. Byłam przekonana, że nigdy nikt nie będzie mnie chciał. Ale przede wszystkim nienawidziłam mojego ciała za to, że nie pozwalało mi spełnić mojego marzenia o modelingu. Przynajmniej tak myślałam, bo gdy piszę te słowa, mam za sobą kilka sesji zdjęciowych, w których brałam udział jako modelka, poszłam w dużym pokazie jednego z topowych polskich projektantów i jestem świeżo po finale jedenastej edycji programu Top Model, w którym zadebiutowałam jako pierwsza modelka curvy w historii show. Czy coś się zmieniło, że udało mi się to osiągnąć? Tak. W sumie to nawet jest mnie dzisiaj trochę więcej, niż było w chwili, kiedy jako nastolatka po obejrzeniu odcinków pierwszej edycji Top Model rozpisywałam w swoim kalendarzu plan na zrzucenie dziesięciu kilogramów w miesiąc. Jest też o wiele więcej odważnych kobiet, rewolucjonistek, działaczek na rzecz ciałopozytywności i ciałoakceptacji, które wyrażają swój sprzeciw głośno i wyraźnie. Sprzeciw wobec szufladkowania i dyskryminacji. Opowiadają się za reprezentacją każdego ciała – w mediach, kulturze, branży fashion. To dzięki nim jestem dzisiaj modelką. Jestem nią też dzięki temu, że w końcu, po wielu latach życia w konflikcie, odrobiłam lekcję. Przestałam co rok próbować zmienić swoje ciało na lato, a zaczęłam pracować nad tym, aby zacząć je szanować na lata. A z szacunkiem przyszły akceptacja i miłość.

Ta książka jest dla każdego i każdej. Dlaczego? Bo wszyscy potrzebujemy korepetycji z ciałoakceptacji. Kultura diety i branża beauty sprawiły, że staliśmy się nieuważni w odrabianiu lekcji z bezwarunkowej akceptacji swojego ciała, swojego domu. Zamiast wsłuchać się w jego potrzeby, w to, co próbuje nam zakomunikować – słuchamy kolejnych reklam zachęcających nas do wzięcia się za siebie. Zamiast odrobić lekcje z ciałoczułości, szukamy kolejnych problemów, za które je karzemy.

Mam dwadzieścia osiem lat i przez ponad połowę swojego życia pozostawałam ze swoim ciałem w konflikcie. Byłam ciągle w trybie przed. Przed możliwością włożenia ubrań, których naprawdę chciałam, przed wyjściem na imprezę, na której nie będę wstydziła się tańczyć, przed związkiem. Spędzałam każdą wolną chwilę na myśleniu o tym, jak moje życie może wyglądać, jeśli w końcu uda mi się przetrwać tę dietę grejpfrutową, która odejmie od mojego obrzydliwego ciała pięć kilogramów w tydzień. A ciało… buntowało się. Pamiętam, że byłam na nie wtedy wściekła. Wzburzona tym, że nie pozwala mi osiągnąć tego, czego prag­nę. Więc… wzmacniałam ofensywę jeszcze bardziej. Dodawałam do konfliktu ćwiczenia. Dwa kilometry basenów olimpijskich.

Dzisiaj widzę, że to wiele straconego czasu, który spędziłam na zamartwianiu się o swój wygląd zamiast na korzystaniu z życia. To wiele opuszczonych imprez, bo wszystko, co miałam w szafie, wyglądało na mnie grubo. To utracone zdrowie, bo lata zaburzeń odżywiania sprawiły, że nie odżywiałam się tak, jak na to zasługiwałam. Widzę też, że każdy bunt mojego ciała był skutecznym ratunkiem. Ono nigdy nie odpuściło, nie zrezygnowało ze mnie, nie pozwoliło dać się zagłodzić.

Najwyższy czas

przestać odkładać życie

na później!

Ciałoakceptacja jest po to, abyś przestała odkładać swoje życie na później. Pomyśl o tym, jak często to robiłaś. Jak odsuwałaś wszystko na ten czas, kiedy schudniesz. Kosmetyki, imprezy, wyjścia do knajpy, nowe spodnie i nowe ubrania w ogóle, sport, wejście w związek i wiele, wiele innych. Ja naprawdę miałam taką szufladę z kosmetykami, których miałam użyć, gdy schudnę. Miałam w szafie ubrania o rozmiar za małe, które też czekały na moment, kiedy schudnę. A wstyd, który czułam za każdym razem, gdy otwierałam szafę i na nie patrzyłam… Serio. Stop, koniec. Nie odkładam już dbania o swoje ciało na później. Na czas, gdy będzie „wystarczająco szczupłe” czy „wystarczająco gładkie”. Dbam o nie niezależnie od jego wyglądu, bo niezależnie od jego wyglądu jest ono wspaniałym narzędziem, dzięki któremu mogę przeżywać życie.

Wiele z nas postrzega zadbanie o siebie, swoje ciało tylko przez pryzmat wyglądu zewnętrznego, tego, czy wpisujemy się w szufladki kanonu. W pogoni za tym, aby się w nich zmieścić, zapominamy o tym, że dbanie o siebie ma wiele form, które powinny też być dostosowane do naszych zasobów – finansowych i czasowych. Dbanie o to, co jest w środku, jest również ważne. Zatroszczenie się o siebie to nie tylko świeży manikiur, idealnie wyregulowane brwi, wydepilowany każdy centymetr kwadratowy ciała i stylizacja zgodna z najnowszymi trendami. Zatroszczenie się o siebie to również odpuszczenie tych działań na rzecz terapii. To decyzja o ściągnięciu manikiuru hybrydowego, którego koszt miesięczny równa się cenie leków potrzebnych do tego, aby stanąć na nogi.

Wiem, że mogłaś sięgnąć po tę książkę dlatego, że chcesz dowiedzieć się, w jaki sposób zaakceptować swoje ciało. A ponieważ dostaję bardzo wiele wiadomości z tym pytaniem, jest to jeden z powodów, dla których piszę tę książkę. I tak naprawdę wszystko, co w niej przeczytasz, jest właśnie o tym – o znalezieniu i zrozumieniu odpowiedzi na to pytanie. Bo wersja skrócona brzmi następująco:

U mnie i u wielu osób, z którymi na ten temat rozmawiałam, akceptacja ciała rozpoczęła się od szacunku do niego. Rozpoczyna się od tego, że podnosimy białą flagę na ringu, przestajemy być w stosunku do niego złe, agresywne, przestajemy je nienawidzić. Musimy zejść z ringu, na którym przez dużą część naszego życia walczyłyśmy, bo coś nam się w nim nie podobało, coś uważałyśmy za niezgodne z kanonem. Z chwilą gdy potraktujemy swoje ciało z szacunkiem, zaczniemy rozumieć, że jest ono jedno do końca naszych dni, na zawsze.

O wiele łatwiej jest zejść z tego ringu, gdy nasze akcje na nim przypominały przemoc i agresję, a nie sport. Może to zabrzmieć górnolotnie, ale taka jest prawda.

Ciało, które mamy, to nasz dom. Nie możesz kupić nowego, nie możesz zamienić się z sąsiadem na przestrzeń „bardziej dostosowaną do twoich oczekiwań”, nie możesz się z niego wyprowadzić. Możesz ewentualnie spróbować je wyremontować, czyli coś w nim zmienić. Najczęściej jednak zmiany, jakich się podejmujemy, przypominają tylko remont elewacji. W pogoni za tym, aby to elewacja była najpiękniejsza, zawsze modna, co roku zgodna z trendami i nieskazitelna, zapominamy o tym, że liczy się też, a może i przede wszystkim, to, jak nam się żyje w tym domu, że jesteśmy w nim bezpieczni. Często ignorujemy alarm, który zaczyna w nim wyć. Ten alarm to sygnały, które wysyła nam ciało, prosząc o pomoc – bo chce być widziane i usłyszane. Sygnały głodu wysyłane nam, kiedy traktujemy je kolejną dietą tysiąca kalorii. Sygnały zmęczenia w postaci bólu mięśni, zakwasów, które powstały w wyniku przetrenowania ciała przed sezonem plażowym.

Twoje ciało niesie cię przez całe życie. I niesamowite w nim jest to, że zrobi absolutnie wszystko, żeby utrzymać cię przy tym życiu, a czasami gotowe jest do wręcz niesamowitych czynów.

Książka, którą trzymasz w ręku, składa się z dziewięciu rozdziałów. Każdy z nich to połączenie mojej historii, danych i doświadczeń, wspólnych dla niemal wszystkich z nas. Lata mojej działalności w mediach społecznościowych pomogły mi również poznać tysiące historii, które udowadniają, jak wiele nas łączy, jeśli chodzi o doświadczenia z ciałem, chociaż każda z nas ma je inne. Tworząc tę książkę, postanowiłam też, że musi znaleźć się w niej miejsce na historie innych osób. Bo nie sposób mówić o ciałoakceptacji z jednej perspektywy. Różnorodność zawsze była dla mnie bardzo ważna, dlatego chcę, aby znalazły się tutaj różne doświadczenia, z którymi możecie się utożsamić. Znajdziecie je też w specjalnym podcaście, który nagrałam wspólnie z gośćmi i który jest powszechnie dostępny.

To co, zaczynamy? Czas zaakceptować swoje ciało. I zamiast robić to co roku – w wyniku diety na lato – zróbmy to tym razem na lata.

DEDYKACJA

Dedykuję tę książkę nam wszystkim. Sobie z nastoletnich lat. Tobie z dzisiaj, gdy pomyślałaś źle o swoim ciele. Nasze historie są bardzo podobne. Łączy je wspólny mianownik: próba spełnienia oczekiwań. Doświadczenia, które opiszę w następnych rozdziałach, są dla zdecydowanej większości nas wspólne – co zaczynamy dostrzegać już jako dorosłe kobiety. Szkoda, że nie wcześniej. Może uchroniłoby to nas od diet tysiąca kalorii, głodówek, niezdrowych detoksów, zaburzeń obrazu swojego ciała czy zaburzeń odżywiania. Niemal każda z nas przeszła przez bodyshaming przy wigilijnym stole, większość była ważona w grupie innych dziewczyn w gabinecie u szkolnej pielęgniarki, wszystkie dojrzewałyśmy w Polsce bez edukacji seksualnej i miałyśmy więcej pytań niż odpowiedzi. Czas to zmienić.

Ściskam cię mocno.

NASZA HISTORIA