Choćby świat miał za to spłonąć: Strażnik - M. Slavik - ebook

Choćby świat miał za to spłonąć: Strażnik ebook

M. Slavik

3,9

Opis

Panujące od wieków zasady zawiodły, więc pora na ustalenie nowych.

Wydarzenia z zimy roztrzaskały świat Strażników i czarownic, a poskładanie go z powrotem leży w rękach Storma. Nie jest to łatwe zadanie, kiedy kraj pochłaniają kolejne anomalie, Przeklęte urządzają polowanie na ludzi, a ich jedyna nadzieja… Nie, Storm nawet nie chce myśleć o tym, co czeka jego ukochaną. Jakby nie wystarczyło, że przeznaczeniem Lav jest oddanie życia za nich wszystkich, dziewczyna nosi w sobie również klątwę, która każdego dnia odbiera kolejny kawałek niej samej, tylko po to, by w końcu całkiem przejąć nad nią kontrolę.

 

Storm złoży obietnicę, której nie dotrzyma.

Lav będzie robić wszystko, by wyprzeć ze swojej świadomości wydarzenia z wyspy.

Ash… będzie Ashem i wyjątkowo głęboko zajdzie za skórę Stormowi.

Znikną podziały, pojawią się kolejne tajemnice, plany Przeklętych okażą się jeszcze bardziej pokręcone, niż ktokolwiek by się spodziewał.

A świat zapłonie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 241

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (31 ocen)
14
5
8
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bpanther44

Nie oderwiesz się od lektury

Książka, którą kupiłam po przeczytaniu tutaj. Super!:)
00
Monniq1983

Nie polecam

Nie dobrnęłam do końca. Ta książka jest po prostu nudna…
00
kastef12

Z braku laku…

Tom pierwszy nie był wybitny, ale mnie zaintrygował. Z dużą nadzieją na dobrą rozrywkę sięgnęłam po drugi tom i spotkało mnie mocne rozczarowanie. Wolałam Lav jako narratorkę, Storm jak dla mnie porażka. Miał być dowódcą i rycerzem (strażnikiem) na białym koniu, a wyszło jak wyszło... Nie jest tragicznie, ale oczekiwałam czegoś więcej. Jak dla mnie strata czasu, lepiej czytać mniej przeciętne książki.
00
GosiaRella

Z braku laku…

PO tylu zachwytach na tik toku spodziewałam sie czegoś lepszego
00
awyp1

Całkiem niezła

Czegoś mi brakowało. Akcja była trochę chaotyczna, zdarzało się, ze nie wiedziałam o co chodzi. Pierwsza cześć dużo bardziej mi się podobała.
00

Popularność




Choćbyświat miał za tospłonąć

M. Slavik

 

 

 

 

 

 

tom 1,5

Strażnik

Wydanie pierwszeKraków 2022

Copyright © by Monika Sławik, 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone.Każda reprodukcja lub adaptacja całości bądź części niniejszej publikacji,niezależnie od zastosowanej techniki reprodukcji(drukarskiej, fotograficznej, komputerowej i in.),wymaga pisemnej zgody Autorki.

 

Ilustracje: Monika SławikRedakcja: Anna Adamczyk – Warsztat SłówKorekta: Klaudia SordylSkład i łamanie: Konrad Jajecznik – ManuscriptProjekt okładki: Marta Urbaniak-Cebra – myartuse.pl

Wydawca:Sklepik Cynamonowy Monika Sławik

ISBN: 978-83-963046-8-1 (druk)978-83-963046-0-6 (ePub)978-83-963046-1-3 (mobi)978-83-963046-9-8 (pdf)

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla wszystkich czytelniczek, które pokochały Storma.Wiem, że na to czekałyście, więc życzę Wam smacznego deseru po pierwszym tomie i jeszczepyszniejszej przystawki przed następnym.

Słowniczek

Wszechświat – źródło życia i mocy, wszystko, co stanowinaturę.

 

Mrok – magia pochodząca z ciemności i nocy. Jest wynaturzona, dzięki niej można zrobić tak naprawdę wszystko. By używać jej zgodnie z naturą, każde zaklęcie należy poprzedzić odpowiednią ofiarą krwi. Używanie Mroku bez ofiary rozstraja naturę – prowadzi do kataklizmów i anomalii. Używanie go wpływa również na stan fizyczny wiedźmy, powodując zmęczenie, a w ekstremalnych przypadkach może doprowadzić do śmierci.

 

Światło – magia pochodząca od jasności i dnia. Opiera się na tym, co znane i możliwe w naturze. Dzięki Światłu czarownice mogą wzmocnić działanie roślin oraz posługiwać się drobnymi zaklęciami, które nie ingerują w ład Wszechświata. Magia ta w porównaniu z Mrokiem jest ograniczona, słaba i nie niesie za sobą żadnychkonsekwencji.

 

Umysł – magia polegająca na ingerowaniu w umysły innych w każdy możliwy sposób – od odczytywania myśli poprzez ich kontrolowanie po kompletne wyczyszczenie. Konsekwencją jej używania jest powoli postępująceszaleństwo.

 

Rytuał Przebudzenia – pierwszy rytuał w życiu czarownicy lub wiedźmy. Odbywa się zaraz po narodzinach i ma za zadanie połączyć nowonarodzone dziecko z naturą. Podczas niego dziewczynka otrzymuje swój kamień, który ma prowadzić ją przez życie i wspierać na magicznejścieżce.

 

Rytuał Związania – rytuał, podczas którego czarownice związują drzemiący w nich Mrok z kamieniem otrzymanym podczas Rytuału Przebudzenia. Od tej pory mogą uprawiać Mrok, tylko i wyłącznie gdy mają przy sobie kamień, a ich moc jest słabsza niż u wiedźm, które nie przeszły RytuałuZwiązania.

 

Czarownice – kobiety zrzeszone w sabatach, które zamknęły Mrok w kamieniu podczas Rytuału Związania. Posługują się wyłącznie Światłem. Boją sięMroku.

 

Wiedźmy – kobiety, które używają Mroku. Nie zrzeszają się w zwykłych sabatach, czasem tworzą swoje. Wiedźmy dzielą się na te, które używają Mroku zgodnie z prawami Wszechświata, składając ofiarę krwi oraz te, które tej ofiary nie składają, zaburzając tym samymrównowagę.

 

Strażnicy – głównie mężczyźni, którzy funkcjonują w społecznościach jako rządowa organizacja odpowiedzialna za kontrolowanie istot magicznych oraz zapobieganie kataklizmom wywołanym przez zaburzenie równowagi świata. Dzielą się na tych, którzy aktywnie uczestniczą w misjach, oraz na tych, którzy są częścią sabatów, a ich zadaniem jest ochrona czarownic i raportowanie o zagrożeniach.

 

Wiedźmiarze – mężczyźni, którzy nie należą do żadnej spo-łeczności ani sabatu. Wiodą życie w odosobnieniu, często zrzeszają się we własnych grupach. Buntują się przeciwko prawom przyjętym przez społeczności, chcąc używać magii swobodnie, bez kontroli Strażników. Nie obchodzi ich ludzki los, a ich celem jest zaprzestanie życia w ukryciu i podporządkowanie sobie ludzi. Bardziej radykalne grupy dążą do zagłady ludzkości i przejęcia władzy nad światem. Nie przejmują się równowagą Wszechświata, często działają specjalnie na niekorzyść ładu, chcąc ustanowić nowy – własny. W ich szeregi wstępują równieżWiedźmy.

 

Niezwiązana – rodzi się w trudnych dla Wszechświata czasach, by go uporządkować. Jej zadaniem jest przywrócenie równowagi i walka z tymi, którzy chcą ją zaburzyć. Jej moc jest potężniejsza od mocy przeciętnej wiedźmy. Jako jedyna istota oprócz Światła i Mroku może również posługiwać sięUmysłem.

 

Przeklęta – potomkini wiedźm torturowanych, a następnie straconych podczas procesów w Salem w latach 1692 i 1693. Nazwa pochodzi od klątwy, którą skazane wiedźmy zrodziły i przekazały każdej dziewczynce w następnych pokoleniach. Nawołuje do zemsty na ludziach za to, co imzrobili.

 

Widząca – wiedźma posługująca się magią płynącą z Mroku, która pozwala jej na widzenie przyszłości. Jej wizje zmieniają swój charakter w zależności od tego, ile czasu dzieli je od spełnienia. Kiedy się pojawiają, nie wiadomo, czy są ostateczne, czy można wpłynąć na wydarzenia, by je zmienić. Widzące otrzymują swój dar podczas narodzin. Jest on niezwykle rzadki i pożądany, a co za tym idzie – niesie za sobą ryzyko chęci wykorzystania do złych celów. Dlatego też Widzące ukrywają go, często potajemnie współpracując z przywódcamiStrażników.

 

Uzdrowicielstwo – ścieżka magii związana z Mrokiem lub – w bardziej podstawowej wersji – ze Światłem, praktykowana od wieków, ale współcześnie nieco zapomniana. Polega na tworzeniu, doskonaleniu i uprawianiu zaklęć leczniczych i im pokrewnych, dotyczących zarówno ciała, jak i umysłu.

1.

Smak dzieciństwa, błogości i największego szczęścia

 

Żywy ogień płonie w moich mięśniach, podczas gdy wzrok pozostaje ślepo utkwiony w miejscu, z którego już dawno zdarła się czerwona farba. Dopiero kiedy ten punkt zaczyna się ode mnie odsuwać z każdym następnym moim ciosem, przestaję. Opieram odrętwiałe, pulsujące bólem dłonie na kolanach i pochylam się, sapiąc ciężko. Na matę między moimi nogami skapują krople potu z czoła.

– Cholera, nawet jak na siebie jesteś dziś wyjątkowo spięty, wiesz? – mówi Ash, wyłaniając się zza worka. Odpycha go od siebie i zaczyna odwiązywać taśmę z dłoni. – Następnym razem do pomocy przy treningu zwerbuj sobie Blaze’a.

Ignoruję przytyki przyjaciela i podchodzę do ławki, na której zostawiłem swoją torbę. Biorę butelkę z wodą i upijam połowę, robiąc kilka wielkich łyków, a potem próbuję znaleźć ręcznik, jednak bezskutecznie. Sięgam więc do plecaka Asha i wyciągam jego. Upewniam się, że jest świeży, i wycieram sięnim.

– Ej! – rzucaoburzony.

– I tak ci się dziś nie przyda – kwituję, siląc się na złośliwy uśmiech. Ash mamrocze coś pod nosem, gdy do mnie podchodzi.

– Dziś mam przerwę w treningach. Wiesz, regenerujęmięśnie.

Unoszębrew.

– Wczoraj też miałeś przerwę. Jestem niemal pewny, że dwa dni temu byłopodobnie.

Jęczyprzeciągle.

– Czasem strasznie trujeszdupę.

– Sorry. – Rzucam mu nową butelkę wody i widząc jego nieustępliwą minę, dodaję: – Ale to nie jest najlepszy moment na odpuszczanie. Musimy być w jak najlepszejformie.

Ostatnie dwa miesiące były wypełnione po brzegi reorganizacją działania Strażników i moim wdrażaniem się w nową… rolę. Nie mieliśmy czasu na treningi, a to w końcu odbiło się na naszych mocach – nie są tak skuteczne jak dawniej. Używanie żywiołów zaczęło nas męczyć bardziej, niż powinno, a ich siła również pozostawia wiele do życzenia. Nie możemy pozwolić sobie na słabość. Zwłaszczateraz.

– Wiem, po prostu… – Odwraca wzrok. – Trochę trudno mi się odnaleźć po powrocie.

Rozprostowuję palce i zaczynam odwijać taśmę chroniącą knykcie, aby się czymś zająć, bo nie mam pojęcia, co mógłbym mu na toodpowiedzieć.

– Widziałeś, że Robert już skończył rzeźbić nagrobki? Ten Pearl wygląda… – Wstaję nagle, przez co Ash urywa, i zwrócony do niego plecami zaczynam pakować swoje rzeczy do torby. – Tak myślałem – kończy.

– Co myślałeś? – pytam jakby od niechcenia.

– Nie jest z tobą dobrze, co? Nie byłeś na cmentarzu od pożegnania…

– Nie miałem czasu – rzucam krótko i zakładam torbę na ramię, a następnie ruszam w stronęwyjścia.

Ash dogania mnie dopiero, gdy jestem już w jednej z kabinprysznicowych.

– Mógłbyś wkręcić pewnie każdego, nawet Lavi. Ale nie mnie. – Nagle drzwi kabiny się otwierają. – Znowu wszystko blokujesz, co?

– Ash, wypad stąd! – rzucam, odwracając się do niegotyłem.

– Och, daj spokój. Nie pierwszy i nie ostatni raz widzę twójtyłek.

Co prawda, to prawda.

– A wracając do tematu – ciągnie, na szczęście opuszczając wcześniej prysznic – udajesz, że nic się nie stało. Tak samo było, gdy obie zaginęły. Pochłonęły cię poszukiwania na zmianę z obowiązkami. Nigdy nie widziałem kogoś tak bardzo pozbawionego emocji jak wtedy ciebie. Byłeś jak cholerny robot, który…

– Ash – przerywam mu znowu. – Mamy zbyt dużo na głowie, żeby się rozklejać. Czego ty ode mnie oczekujesz, co?

– Kiedy zrozumiesz, że blokowanie rzeczywistości nigdy nie kończy się dobrze? W końcu cię stodogoni.

– Potrzebuję czasu, by wrócić do siebie. To wszystko – odpowiadam wymijająco. – I wiesz, że nie kłamię, gdy mówię, że mamy co robić.

– Rozumiem, uwierz, ale wiedz, że mamy cię na oku. Im szybciej dotrze do ciebie, co się wydarzyło, tym szybciej zaczniesz trzeźwiej myśleć, bo na razie z tym słabo. Zamiast siedzieć ze swoją ukochaną, która swoją drogą niemal dorównuje ci w wypieraniu rzeczywistości, spędzasz każdą chwilę, pracując albo waląc w ten niczemu winnyworek.

Zaciskam zęby i opieram dłonie o zimne kafle, pozwalając wodzie spływać po moich plecach. Ash ma rację. Lav i ja odcięliśmy się od wydarzeń z ostatnich miesięcy, z tym że – wbrew temu, co twierdzi mój przyjaciel – to ona z nas dwojga jest w bardziej przerażającymstanie.

Tydzień po bitwie, który spędziliśmy w Bostonie… Wtedy wydawało mi się, że dobrze sobie ze wszystkim radzi. Kiedy jednak wróciliśmy do naszej społeczności, coś w niej zaczęło pękać. Wycofała się, ciągle uciekała gdzieś myślami, jakby normalna rozmowa niosła za sobą cierpienie. Jakby wszystko sprawiało jej ogromny ból. Wróciliśmy z Bostonu dwa tygodnie temu, a ona od tego czasu widziała słońce tylko kilka razy, z czego ostatni z nich miał miejsce podczas pożegnania mojej siostry – jakieś sześć dni temu. Dopiero co zaczęła się nieco przełamywać i wychodzić poza sypialnię i łazienkę, jednak te pierwsze doby po powrocie… Byłem przerażony niemal tak samo jak wtedy, gdy została porwana. Cały czas siedziała zamknięta w tym małym pokoju i najczęściej medytowała przy słabym świetle lampy. Nie rozsuwała nawet zasłon w oknie, a kiedy próbowałem z nią rozmawiać, odpowiadała zdawkowo, ciągle patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Sama za to bardzo rzadko rozpoczynałarozmowę.

Z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale mimo to nadal widzę, że cierpi, i zrobiłbym wszystko, by mieć jej moc chociaż na minutę i dowiedzieć się, co się dzieje w jej głowie. By wiedzieć, jak jej pomóc. Patrzenie na nią w takim stanie zabija mnie, a gdy tylko myślę o tym, jak bezsilny jestem, mam ochotę cośrozwalić.

Kończę brać prysznic, dziękując losowi za to, że Ash przestał drążyć temat, i wychodzę. Zastaję go na ławce przy szafkach, grzebiącego w telefonie.

– Wracasz do domu? – pyta.

– Idę jeszcze do mamy. Prosiła mnie, żebym zabrał od niej kilka listów do wysłania.

– Iść z tobą?

Wzruszam ramionami, ale po chwili namysłu kiwamgłową.

– Może dobrze jej to zrobi.

Zakładam torbę na ramię, a później wychodzę za Ashem na mroźne powietrze, mijając przy wejściu grupę Strażników z Dallas. Pewnie powinienem się już przyzwyczaić do obecności tylu obcych ludzi w naszej społeczności, ale wciąż czuję się z tym nieswojo. Nasza mała wioska z przytulnej i rodzinnej zmieniła się w bazę wypadową, pełną nieznajomychtwarzy.

– Ciągle brakuje nam ludzi – mówi po chwili Ash. – Przy wschodnim wybrzeżu znowu mają pojawić się huragany, więc nawet jeśli nie weźmiemy pod uwagę tych lżejszych, i tak zabraknie nam Strażników, żeby to wszystkoogarnąć.

– Będziemy musieli przyjrzeć się grupom w sabatach. Z miejsc, w których Strażników jest za dużo, trzeba będzie oddelegować kilka osób i rozmieścić równomiernie po całym kraju. Niech głównie oni zajmują się lokalnymianomaliami.

Ash zastanawia się dłuższą chwilę, kopiąc w każdy napotkany zwałśniegu.

– No. Zajmę się tym. Myślisz, że czarownice będąbezpieczne?

– Nie są celem ani Wiedźmiarzy, ani Przeklętych. No i odkąd zaczęły trenować Mrok, możemy też uznać, że każdego dnia stają się bardziejsamowystarczalne.

Gdy mijamy kolejną grupę, tym razem już Strażników z naszej społeczności, witamy się krótko ze wszystkimi.

– Kurde – rzuca Ash. – Strasznie tu tłocznoostatnio.

– Będzie trzeba uruchomić następny budynek dla gości. I może przygotować kilka miejsc do zamieszkania na stałe.

Kątem oka widzę, jak mój przyjaciel mi sięprzygląda.

– Myślisz, że będą chcieli tu zostać?

– Niektórzy już wyrazili taką chęć, a za nimi mogą pójść kolejni chętni. Musimy być na togotowi.

Gdy docieramy w końcu na miejsce, mijając wcześniej dwie kolejne grupy Strażników, jest już całkiem ciemno, a temperatura spada o kolejne kilka stopni i zrywa się ostry wiatr. Mimo to zastajemy moją mamę odśnieżającą wjazd i niewielki ogródek przeddomem.

– Pam, czyś ty zwariowała!? – wykrzykuje Ash, podbiegając do niej. – Dlaczego nie zadzwoniłaś po któregoś z nas?

– Potrzebuję czasem trochę ruchu – odpowiada, podpierając się na łopacie. Na jej twarzy pojawia sięuśmiech.

Podchodzę do niej i obejmuję ją ramieniem, a ona oddaje uścisk. Wykorzystuję to i zabieram jej łopatę z ręki.

– Ash, z tyłu jestzapasowa.

Mój przyjaciel kiwa głową i znika za domem.

– Mamo… – zaczynam, ale od razu mi przerywa.

– Oj, nie marudź, Storm. To kawałek, bez problemu bym sobie z nimporadziła.

– Wiem, ale dlaczego robisz to akurat teraz? Jest cholernie zimno i ciemno.

Mama ucieka wzrokiem na dosłownie ułamek sekundy, ale to mi wystarcza. Od razu zauważam, że coś jest na rzeczy.

– Gdzie Mark? – pytam.

– U Aarona. Ma zostać u niego na noc.

Przełykam ślinę, gdy domyślam się, co tak naprawdę kryje się za tym późnym odśnieżaniem. Kątem oka dostrzegam Asha wracającego z łopatą.

– Co powiesz na to, żebyśmy dokończyli odśnieżanie, a ty zrobisz nam herbatę? Zajmie nam to nie więcej niż dziesięćminut.

Mama znowu się uśmiecha i potakuje.

– Niech wambędzie.

Ściąga przemoczone rękawiczki i wkłada je pod pachę. Gdy Ash staje obok nas, przygląda mu się.

– Przecież w tym zamarzniesz! Zaraz ci podam jakąś czapkę i szalik – rzuca, kierując się już w stronę domu. Chwilę później wychyla się zza drzwi i rzuca Ashowi swój różowy szal i jakąś moją starą czapkę. – Ubieraj – poleca. – A później obaj zostaniecie na herbatę i szarlotkę, którą zaraz podgrzeję. Upiekłam jej tyle, że wystarczyłoby dla połowywioski.

– Kocham twoją mamę – mówi Ash, owijając się po uszy różowym szalem. – Myślisz, że lubi młodszych? – pyta rozmarzonym głosem, a ja walę go w ramię.

– Nawet o tym nie myśl.

– Żartuję. Pam jest jak moja własna matka, a seks z własną matką mnie nie kręci.

Krzywię się i potrząsam głową. Zabieramy się za odśnieżanie, a już po kilku minutach kończymy. Kiedy odstawiamy łopaty pod oknem, do moich nozdrzy dociera najpiękniejszy zapach tegoświata.

– Czujesz to? – pytam.

Ashjęczy.

– Szarlotka Pam. Smak dzieciństwa, błogości i największegoszczęścia.

Śmieję się. Wchodzimy do domu, otrzepując wcześniej śnieg z ubrań, a przy samych drzwiach od razu wita nas Luna. Mama zajmowała się nią, podczas gdy… Lav z nami nie było, a ja większość czasu spędzałem poza domem. Kiedy wróciliśmy z Bostonu, poprosiliśmy mamę o to, żeby kocica mogła jeszcze zostać u niej na jakiś czas. Do dziś zagadką jest dla mnie, dlaczego Lav nie chciała się z nią zobaczyć, bo w oczach i jednej, i drugiej widzę tęsknotę. Zresztą nie tylko w oczach. Gdy tylko Luna dostrzega, że żadne z nas nie jest jej kocią mamą, całkiem nas olewa i wraca na kanapę.

– Wredny ten kot. Nie lubi chyba nikogo poza Lavi. Nas zaledwie toleruje, a to i tak dużo – szepcze Ash, jakby nie chciał, żeby zwierzę go usłyszało.

Unoszę kącikust.

– Szybko się uwinęliście! – woła mama z kuchni. – Już kroję ciasto. Siadajcie.

Zostawiamy kurtki, a kiedy zauważam przygotowane listy do wysyłki, wkładam je od razu do torby, by o nich nie zapomnieć. Zerkam przy tym przelotnie na adresy i dostrzegam, że są to listy do jej koleżanek z koła książkowego, czyli tak jakmyślałem.

– Jaki zboczony romans tym razem czytałyście? – pytam zaczepnie, wskazując na listy.

Jej głowa gwałtownie się unosi. W jednej ręce trzyma nóż, którym teraz celuje we mnie.

– Nawet nie zaczynajcie.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego nie pozwoliłaś mi dołączyć do waszegoklubu…

Jej wzrok przenosi się na mojego przyjaciela, który już rozsiadł się przy stole. Siadam obok niego i biorę do ręki kubek z parującąherbatą.

– Zadam ci to samo pytanie co zawsze, gdy poruszasz ten temat – mówi. – Czy ty w ogóle przeczytałeś w życiu chociaż jednąksiążkę?

– To byłaby dobra okazja, żebyzacząć!

– Najpierw przeczytaj cokolwiek, a później do tegowrócimy.

Chwilę jeszcze się przekomarzają, a ja staram się wtrącać do rozmowy tak często, jak tylko mogę. Nie potrafię jednak wyzbyć się uczucia, że przy pomocy tej błahej pogawędki za wszelką cenę chcemy udawać, że wszystko jest w porządku. Mój wzrok wędruje do drzwi pokoju Pearl, a przez moją głowę momentalnie przewija się milion wspomnień związanych z nią, jak zawsze gdy tu jestem.

Cieszę się, że moja mama stara się wrócić do normalności, ale jednocześnie… znam ją, pod wieloma względami jest taka jak ja. Wiem więc, że ta cała otoczka jest tylko przykrywką. Wiem, że odśnieżała o tej porze, bo musiała zająć czymś myśli, gdy dom był całkiem pusty. Wiem, że stara się być silna dla nas wszystkich. I nie mam pojęcia, co powiedzieć albo zrobić, żeby wiedziała, że możeodpuścić.

A może bardziej nie wiem, jak miałbym to zrobić?

Mama i ja jesteśmy blisko, ale zawsze byliśmy tymi twardymi i niewzruszonymi niczym, co się działo. Trzymaliśmy rodzinę w ryzach, podczas gdy tata i Pearl byli pełnymi emocji ogniwami w naszym domu. Razem potrafili ryczeć podczas jakichś ckliwych bajek, kompletnie się tym nie krępując. Z łatwością umieli mówić o strachu, smutku i podobnych emocjach, a mama uwielbiała być dla nich wtedy skałą i pocieszycielką. Gdy ojciec umarł, stała się jeszcze twardsza, niemal niezłomna. Chciała być silna dla nas i nigdy nie uroniła w naszej obecności łzy, za to nam pozwalała na wylanie ich całychwiader.

– Zapakowałam wam kolację – oznajmia, kiedy zaczynamy zbierać się do wyjścia. – I jeszcze trochę szarlotki. Upewnij się, żeby Lavi coś zjadła, dobrze? Dwa dni temu byłam podrzucić wam trochę jedzenia i gdy otworzyła mi drzwi, miałam wrażenie, że od przyjazdu jest jej jeszczemniej…

Moje dłonie zastygają na zamku kurtki. Czy to prawda? Nie zauważyłem, żeby Lav znacząco schudła… ale biorąc pod uwagę, że spędza teraz większość czasu zakopana w koce i kołdrę, mogłem to przegapić. No i faktycznie czasem spora część jedzenia, które jej zanoszę, wraca z powrotem na talerzu.

Zaciskam pięści. Jak mogło mi toumknąć?

– Dopilnuję, żeby zjadła – mówię bardziej już do siebie niż do mamy.

Gdy wychodzimy, Ash rusza do swojego domu, a ja zahaczam jeszcze o sklepik w centrum, by kupić parę podstawowych, brakujących w domu rzeczy, w tym ulubione jogurty Lav. Kiedy w końcu wracam do domu, zastaję jak zwykle zgaszone światła i zero śladu obecności kogokolwiek. Odwieszam kurtkę i zrzucam buty, a później ruszam do kuchni, by rozpakować jedzenie. Gdy zerkam do lodówki i widzę niemal nietknięte śniadanie, które rano przygotowałem dla Lav, marszczę brwi. Ruszam na górę i staję przed drzwiami do naszej sypialni. Biorę głęboki oddech i otwieram je cicho, na wypadek gdyby spała. Zastaję ją jednak siedzącą na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczami. Próbuję się przyjrzeć jej ciału, ale schowała się pod moją, sporo na nią za dużą, bluzą.

– Hej – mówię cicho, a na mojej twarzy mimo wszystkich okoliczności pojawia sięuśmiech.

Uchyla powieki, a kąciki jej ust również się unoszą. Uśmiech Lav jest słaby, ale dociera do ametystowychoczu.

– Hej – odpowiada ochrypłym od długiego milczeniagłosem.

Siadam obok niej, a ona od razu wtula się w mój bok, dopasowując głowę do wgłębienia pod moimramieniem.

– Byłem u mamy. Dała mi kolację i szarlotkę. Masz ochotę? – pytam, starając się za wszelką cenę ukryć badawczą nutę w głosie.

Przyglądam się jej kątem oka, gdy rzuca niby beztroskie „jasne”, bez cienia zawahania na twarzy, i dopiero jej lekko napinające się ciało zdradza, że coś jest nie tak. Gładzę jej ramię, później plecy, a moja nagle spanikowana głowa z podwójną czujnością odnajduje każdą kość. Jestem niemal pewny, że jeszcze trzy tygodnie temu nie były aż takwystające.

– Zejdziesz na dół?

Lav zastanawia się chwilę, aż w końcu kiwa głową i powoli wstaje. Poprawia bluzę tak, żeby zakrywała jej uda i już chce chwycić za rękawy, by je odwinąć i zakryć nimi swoje nadgarstki, ale zerka na mnie. Opuszcza ręce wzdłuż ciała, a ja podchodzę do niej i chwytam jej dłonie. Unoszę je do twarzy i całuję najpierw jeden nadgarstek, a potem drugi. Jej policzki sięczerwienią.

– Już zawsze będziesz to robił?

– Za każdym razem, gdy zobaczę, że się ich wstydzisz – odpowiadam. – Chodźmy.

Prowadzę ją na dół, a następnie do kanapy. Lav siada i od razu owija się kocem. Odpakowuję paczkę z jedzeniem od mamy, w której znajduję trzy pojemniki. Jeden z nich jest podpisany: „Dla Lavi, bez mięsa. Dopilnuj, żeby zjadła do ostatniej łyżki!!!”. Zdzieram etykietę i wyrzucam do kosza, by Lav jej nie znalazła. Podgrzewam nam obojgu jedzenie, które okazuje się zupą meksykańską – to ulubione danie Asha, pewnie gdy je zobaczył, zaczął skakać pod sam sufit. Zanoszę w końcu jedzenie do salonu i stawiam przedLav.

– Chcesz coś do picia? – pytam, na co ona kręcigłową.

– Storm, nie musisz się mną zajmować, jakbym była chora… – mówi. – Nie jestem. Po prostu potrzebuję… chwili.

Siadam obok, a ona od razu się do mnie przysuwa, zahaczając nogę o moje udo. Kładę dłoń na jej kolanie i gładzę je przez warstwy koca, a moja spanikowana głowa znowu zaczyna podsuwać mi czarne myśli, gdy dostrzegam, że Lav patrzy na miskę zupy, jakby ta miała się zaraz na nią rzucić. Postanawiam nie czekać ani chwilidłużej.

– Muszę cię o coś zapytać – zaczynam ostrożnie. – I proszę, odpowiedz bez wymijania. – Przygląda mi się nieufnie i zaczyna skubać skórki. Gdyby miała pomalowane paznokcie, zdrapywałaby pewnie właśnie jakiś kolorowy lakier. Biorę głębszy oddech i pytam: – Czy ty jesz odpowiedniodużo?

Jej oczy otwierają się szerzej, ale szybko pozbywa się z twarzy grymasu zaskoczenia i odwraca wzrok. Milczy chwilę, a ja nie przestaję gładzić jej kolana, dając jej czas na zebranie myśli. Nie mam już jednak żadnych złudzeń, bo sam trud, jaki sprawia jej odpowiedź, jest dla mnie wystarczającym potwierdzeniem przypuszczeń mojejmamy.

– Staram się – zaczyna niemal szeptem. – Ale mój żołądek niezbyt dobrze radzi sobie z jedzeniem. Sporo posiłków zwracam chwilę po ostatnim kęsie. A jeśli jakimś cudem uda mi się powstrzymać wymioty, boli mniebrzuch.

Marszczę brwi. Wiedziałem, że zaraz po uwolnieniu Lav miała problem z przyswajaniem jedzenia przez to, że jej ciało było odżywiane w jakiś pokręcony sposób za pomocą magii, ale myślałem, że już dawno mamy to za sobą.

– Było lepiej przez jakiś czas, ale coś się zmieniło, gdy tutaj wróciliśmy – kontynuuje. – Nie mam pojęciadlaczego.

– Czemu mi nie powiedziałaś? Mógłbym…

– Nie chciałam dokładać ci zmartwień. No i nie zawsze jest źle. Są gorsze i lepsze dni, a zawsze gdy nadchodzą te lepsze, mam nadzieję, że już takzostanie.

Obejmuję ją i przyciskam jej drobne ciało do swojego.

– Musisz mi mówić, gdy dzieje się coś takiego – szepczę, całując ją przy tym w skroń. – Nie mogę uwierzyć, że tego nie zauważyłem.

Lav wzdycha, podnosi się i siada na podwiniętych nogach. Kładzie dłonie na mojej twarzy i patrząc mi prosto w oczy, zapewnia:

– To nie jest twoja wina. Dobrze to ukrywałam, a ty dbasz o mnie jak niktnigdy.

Uśmiecham się, ale moje gardło pozostaje ściśnięte. Muszę poświęcać jej więcej uwagi. Muszę spędzać z nią więcej czasu i jeszcze raz upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Muszę…

– Storm, przestań, proszę – mówi błagalnym tonem. – Nie potrzebuję nawet wchodzić do twojej głowy, żeby wiedzieć, że się obwiniasz. Nie róbtego.

Biorę głęboki oddech i odpycham chaotyczne myśli daleko w tył głowy, a zamiast tego skupiam się na działaniu.

– Jutro zaprowadzę cię do Anniki. To nasza uzdrowicielka, która specjalizuje się też w tych… bardziej magicznychprzypadkach.

– Uzdrowicielka? – Lav unosi brew, a w jej oczach czai się uśmiech. – Brzmi trochę jak wyciągnięte z jakiejś grywideo.

Śmieje się, a mnie uderza fakt, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałem ten dźwięk. Ją też musiało to zdziwić, bo milknie nagle z otwartymi ustami. Szczerzę się do niej i kiwam głową w stronęzupy.

– Spróbuj zjeść chociaż trochę, okej?

Włączam telewizor i odpalam pierwszą lepszą komedię. Spędzamy ten wieczór tak jak kiedyś, zanim nasze życie stanęło do góry nogami. Kolacja, wspólne oglądanie i rozmowy do późna… Nie mijają jednak dwie godziny, gdy zostajemy wyszarpnięci z naszejbańki.

– Twój telefon chyba dzwoni? – rzuca Lav, a ja przyglądam się jej zaskoczony i dopiero po chwili rejestruję wibracje dochodzące z kuchni.

– Zapomniałem, że teraz ty też masz wyczulony słuch – rzucam żartobliwie, wstając.

– Oddałabym wszystko za swoje wcześniejsze, normalnie działające zmysły – burczy pod nosem. – Po co Niezwiązanej lepszy słuch i wzrok? I dlaczego wzmocniły się dopiero po czasie? – dodaje jeszcze bardziej zirytowana. – To nie masensu!

Przyglądam się jej z uniesioną brwią i biorę telefon do ręki akurat w momencie, w którym przestaje dzwonić. Jednak nie udaje mi się nawet zobaczyć, od kogo było połączenie, bo na ekranie wyświetla się durna minaAsha.

– Co jest? – pytam, zerkając na zegar w kuchni, który wskazuje kilka minut po jedenastej w nocy.

– Dwa sabaty zostały zaatakowane i ograbione. Zginął jeden Strażnik i czarownica.

Zamykam oczy, a gdy czuję obecność Lav obok, ponownie je otwieram. Patrzy na mnie pytająco ze zmarszczonymczołem.

– Miejsca? – rzucamkrótko.

– Główny sabat w Kentucky i ten na południuIdaho.

– Mamy u nas Strażnika ze społeczności Idaho, dobrzekojarzę?

– Tak, Dez. Kiedyś nawet należał do tego sabatu, jeśli nic nie pomyliłem.

– Zwołaj zebranie w głównym budynku. Reed, Blaze, Winter, Flint i Dez. Za piętnaścieminut.

– Robi się.

Odkładam telefon i patrzę na Lav.

– Zaatakowano dwa sabaty. Dwie osoby… – Kręcę głową, bo te słowa nie chcą przejść mi przezgardło.

Lav obejmuje się ramionami i odwraca głowę. Zaciska oczy i bierze dwa głębsze oddechy, jakby próbowała się uspokoić. Gdy jej wzrok wraca do mnie, nie dostrzegam w nim już zmartwienia, a determinację.

– Chcę tam być. Na spotkaniu.

Ściągambrwi.

– Jesteśpewna?

– Chyba.

Unoszębrew.

– Jesteś chybapewna?

– Takjakby.

– Jesteś tak jakby chyba pewna – podsumowuję.

– Och, chodźjuż.

2.

Przysięgam, zaraz go walnę

  

– Podsumujmy to więc – zaczynam – według raportów mamy pewność, że była to grupa związana z Przeklętymi. – Przewracam kilka kartek spiętych w pliku i opieram dłonie o blat stołu. – W dodatku czegoś szukali, ale koniec końców czarownice z obu sabatów ustaliły, że nic nie zostało skradzione, tak?

Flint, który jest odpowiedzialny za zbieranie raportów od Strażników z sabatów, kiwagłową.

– A rzeczami, które przeszukiwali, były głównie księgi – dodaje.

– Ktoś ma jakieś pomysły co do tego, czego konkretnie mogli szukać? – pytaAsh.

Zapada cisza, a ja nie mam nadziei, że ktoś na coś wpadnie. Nie wiemy nic o zbiorach czarownic, zresztą one same niewiele wiedzą o tym, co od pokoleń przetrzymywane jest w ich siedzibach, chyba że to dotyczyŚwiatła.

– Nie rozumiem… – odzywa się po chwili Lav, a gdy wszyscy na nią patrzymy, odpycha się od ściany, o którą do tej pory się opierała, a splecione ręce spuszcza wzdłuż ciała. – Zbiory ksiąg w sabatach ograniczają się głównie do informacji związanych ze Światłem. Przynajmniej u nas tak było. Poza tym – urywa na chwilę, a jej warga drży. – Camellia zawsze powtarzała, że każdą najważniejszą księgę ma już w swoich zbiorach. Czego więc możeszukać?

– Coś mi w tym wszystkim nie pasuje – wtrąca Blaze. – Myślę, że to może być zmyłka. Wiemy, że lubią gry pozorów i są przebiegłe. Jeśli jeszcze w to wszystko jest zamieszana Cam, to doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mamy mało ludzi. Chcą więc skupić naszą uwagę na tym, podczas gdy tak naprawdę planują coś zupełnie innegoi…

Drzwi do sali nagle się otwierają, a do środka zagląda rozczochranagłowa.

– Dez – mówię i zanim zdążę powiedzieć cokolwiek więcej, Strażnikwtrąca:

– Przepraszam za spóźnienie! Rozmawiałem z ludźmi z Idaho.

– Nie ma sprawy. – Kiwam głową w stronę stołu, dając mu tym samym znać, żeby zajął miejsce. – Masz jakieś noweinformacje?

– Niezbyt. Starszyzna przekazała mi jedynie, że to ich sabat powstał jako pierwszy w Idaho i jest najlepiej strzeżony w tej części kraju. To w nim niegdyś przechowywano najcenniejsze artefakty, ale teraz spora część z nich rozeszła się po świecie albo została wykradziona w przeszłości. Jedyne, co przychodzi mi na myśl w związku z tym, to to, że może Przeklęte liczyły, że cośpozostało?

– Prowadzono wtedy jakieś spisy tego, co było przechowywane? – dopytuję.

– Niestety nie.

Przełykamślinę.

– Cóż, nadal niewiele nam to daje – mówię bardziej do siebie, po czym głośniej pytam: – Wiadomo coś o czarownicach z Kentucky?

– Jeszcze się im przyglądam – odzywa się Reed. – Ale z tego, co udało mi się ustalić, wyróżnia ich to, że specjalizują się w uprawie rzadkich roślin i kolekcjonowaniu innych niespotykanych rzeczy, typu kamienie i zioła. To może się łączyć, ale znowu kłóci się z tym, że rzekomo miałoby im zależeć na księgach.

– Ale to dalej nam nic nie mówi – wtrąca Ash, przeczesując włosy. – Co o tym myślisz? – Kieruje swoje pytanie do mnie.

Biorę oddech i wstrzymuję go na chwilę, a gdy wypuszczam powietrze, w mojej głowie powoli układa sięplan.

– Trzeba powiedzieć pozostałym sabatom, żeby przejrzały swoje zbiory i spisały każdą rzecz, a później wysłały raport do nas. Jeśli znajdą się jakieś cenne albo niezidentyfikowane przedmioty, przewieziemy je do siedziby, bo tutaj tak łatwo nas nie zaatakują. Musimy też uprzedzić pozostałych, na wypadek gdyby Przeklęte chciały szukać dalej – przerywam na chwilę, by przemyśleć ostatnią kwestię. – Wyślemy też po dwóch dodatkowych Strażników do każdej społeczności. Wszyscy sięzgadzają?

Po pokoju rozchodzi się pomrukzgody.

– Nie jestem tego pewien – stwierdza jednak po chwili Reed, podchodząc do nas. – Żeby to zrobić, będzie trzeba uciąć kilka misji i patroli.

– Możemy zaangażować dopiero co wdrożonych Strażników do większej liczby działań, chociażby tych w siedzibie – proponuje Ash. – Może brakuje im jeszcze doświadczenia, ale poradzą sobie z niektórymirzeczami.

Potakuję.

– Spotkamy się jutro i wszystkorozplanujemy.

Zerkam na Lav, która ma zamknięte oczy i skupioną minę, jakby o czymś intensywnie myślała. Już mam do niej podejść, gdy drzwi do pokoju znowu sięotwierają.

– Dobrze, że tu wszyscy jesteście – mówi River, jeden z naszych najmłodszych Strażników, podbiegając do mnie. – Mamy kolejnyproblem.

Wyciąga w moją stronę telefon z wyświetloną wiadomością. Gdy docieram do jej końca, kiwam głową i patrzę na pozostałych.

– Grupa, która ruszyła dziś rano, wdała się w konflikt z trzema Wiedźmiarzami – raportuję. – Jeden z naszych jest ranny, ale pozostałym udało się złapać tych Wiedźmiarzy. Przewożą ich tutaj, będą kołopołudnia.

– Przygotuję wszystko do przesłuchań – zapewnia Ash, zerkając przy tym w bok.

Podążam za jego wzrokiem i patrzę na Lav, a później z powrotem na przyjaciela i kręcę przecząco głową. Lav nie może wiedzieć, co dzieje się w tym… pomieszczeniu. I nie wiem, czy to jej intuicja, czy po prostu jesteśmy aż tak oczywiści, ale przygląda się nam, mrużącpowieki.

– Flint, zajmiesz się przydzieleniem Strażników do każdego sabatu? – pytam, chcąc szybko zmienićtemat.

– Tak – odpowiadakrótko.

– Winter, skontaktuj się ze wszystkimi i upewnij, że spiszą artefakty jak najszybciej. – Były przywódca kiwa nieznacznie głową. – Blaze, Reed – kontynuuję – pojedziecie do Bostonu i przejrzycie rzeczy Marcela, które przenieśliśmy z wyspy. Było tam sporo ksiąg i innych dziwactw. Weźcie większy wóz i przywieźcie wszystko, co się da, tutaj.

Analizujemy jeszcze raz ostatnie ustalenia i gdy każdy już wie, co ma robić, Strażnicy zaczynają się rozchodzić. W pokoju zostaje Lav, Winter, Ash i ja.

– Nie chciałem mówić o tym przy wszystkich, ale jest jedna rzecz, która mnie niepokoi – zaczyna Winter, bez skrępowania gapiąc się przy tym na mojądziewczynę.

Zwężamoczy.

– Co masz na myśli?

– Dlaczego nagle nikt nie interesuje się nią? – pyta, wyciągając przed siebie palec wskazujący. – Jeszcze chwilę temu bił się o nią cały kraj, a teraz? Nikt nie chce zgarnąć dla siebie Przeklęto-Niezwiązanej? Nagle Wiedźmiarze nie chcą się jejpozbyć?

Cóż, poniekąd na to czekałem. Winter był z nami w podziemiach kaplicy podczas starcia z Marcelem, więc jako jedyny z naszej społeczności i zarazem spoza zaufanego kręgu wie o tym, że Lav nosi w sobie klątwę. Jest przekonany, że udaje jej się ją blokować i nie stwarza zagrożenia, ale jego czujność zawsze pozostaje w gotowości. Nie bez powodu został kiedyś wybrany na przywódcę.

– Stracili zainteresowanie, bo Lavender, jak już dobrze nam wszystkim udowodniła, blokuje klątwę i jest nie do złamania. W dodatku stała się w pełni Niezwiązaną, a co za tym idzie – śmiertelnym zagrożeniem dla nich. Zwłaszcza Wiedźmiarze nie będą ryzykować, nie teraz. A nawet jeśliby spróbowali, mało jest tak zorganizowanych grup, jak ta Marcela, szczególnie od kiedy niektórzy z nich całkiem przeszli na stronęPrzeklętych.

Winter przygląda mi się chwilę, skrupulatnie analizując moje słowa, a później przenosi wzrok na Lav. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamyka i w końcu unosi brodę, i wychodzi. Tak po prostu.

– Okej, czyli jego fascynacja Niezwiązaną mija… – rzuca Ash, krzyżując ręce. – Dopiero rozpowiadał wszystkim, jaka Lav jest niezwyciężona i że z nią wygramy wszystko, a teraz?

– Pewnie zobaczył, że w rzeczywistości daleko mi do tego – mówi Lav ledwo słyszalnymgłosem.

Podchodzę do niej i łapię ją za rękę.

– Potrzebujeszczasu.

– No – przytakuje mi Ash. – I każdy, kto tego nie rozumie, wiedząc, co przeszłaś, jest idiotą. Storm i ja skopiemy mu dupę, jeśli będzietrzeba.

– Z chęcią skopałbym Winterowi tyłek – stwierdzam, zarabiając wpół rozbawione spojrzenie od Lav. – Nie martw sięnim.

– Tylko że… – Lav szuka chwilę słów. – To nie tak, że potrzebuję czasu, żeby poradzić sobie z tym, co się wydarzyło. Nie z tym mam problem… nie do końca. Ja… nie potrafię sięskupić.

Marszczęczoło.

– Co masz na myśli?

Lav patrzy w stronę drzwi, jakby chciała się upewnić, czy przypadkiem ktoś się tam nie czai.

– Klątwa… ciągle ją czuję. Próbuje ze mną walczyć, a odkąd moje zmysły się wzmocniły, jest jeszcze gorzej. – Krzywi się. – Wszystko mnie irytuje. Zbyt mocne światło, stukanie, szuranie… Każdy taki dźwięk sprawia, że krew zaczyna szumieć mi w uszach i mam ochotę roznieść coś w powietrze.

Cholera. To nie brzmidobrze.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – Zdaję sobie sprawę, że już drugi raz tego wieczoru zadaję jej podobnepytanie.

– Nam – rzucaAsh.

– Bo gdy o tym myślę, jest jeszcze gorzej – mówi, unosząc bezradnie ręce. – Wkurzam się na samą siebie, moje emocje szybują w górę i niemal wybucham, niemal… Jestem niebezpieczeństwem, a nie wybawieniem. Co jeśli naprawdę eksploduję przy innych? Co jeśli zaczną cośpodejrzewać…

– Hej, oddychaj. – Próbuję ją uspokoić, gdy jej włosy powoli zaczynają się unosić. – Twojamoc…

– O cholera – wtrąca Ash. – Jejdłonie.

Przenoszę wzrok z jej jaśniejących teraz od mocy oczu do zaciśniętych na moich ramionach palców i nieruchomieję. Pod jej skórą delikatnie falują czarnecienie.

Lav wyrywa się z mojego uścisku i chowa ręce pod pachami.

– Widzisz? – pyta łamiącym się głosem. – Wystarczy tylko trochę emocji i dzieje się cośtakiego.

Zapada cisza. Wyrzucam sobie, że nie potrafię znaleźć teraz słów. Chciałbym zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze i po prostu przycisnąć do swojego boku, ale nie zdobywam się na to, bo kiedy widzę, jak Lav nagle się wycofuje… Nie wydaje mi się, że właśnie tego potrzebuje w tejchwili.

– Dlaczego akurat teraz? – Ash wyręcza mnie w mówieniu. – Gdy jeszcze byliśmy w Bostonie, wydawałaś się mieć wszystko pod kontrolą. Co sięzmieniło?

Wzrusza ramionami. Jej włosy opadły, a cienie powoli zaczynająznikać.

– Nie jestem pewna, ale mam jedną teorię – przyznaje. – Myślę, że może to być związane z tym, że moja moc, tak samo jak klątwa, zostały przebudzone w Bostonie, więc automatycznie związały się z tamtą naturą. Zharmonizowały się z nią. Gdy wróciliśmy, musiałam na nowo połączyć się z energią tego miejsca i ogólnie z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale… – Ucieka wzrokiem i przełyka ślinę. – Nadal trudno mi panować nad emocjami. Mam wrażenie, że ciągle jest ich za dużo i wiążą się od razu z klątwą, która wychodzi na wierzch.

Przyglądam się jej chwilę, myśląc, aż w końcupytam:

– Kiedy mówisz o emocjach… Masz na myśliwszystkie?

– Wszystkie negatywne – podkreśla, a ja marszczę czoło. Patrzę na Asha i widzę, że właśnie wpadł na to samo.

– Z tego, co nam wiadomo, klątwa powinna aktywować się dopiero, gdy czujesz coś związanego bezpośrednio z nią – dodaję.

– No – wtrąca Ash. – Te legendarne trio: bezsilność, cierpienie, chęć zemsty – wylicza na palcach. – Cośpominąłem?

– Pewnie też gniew i inne podobne – dopowiadam.

– Cóż, u mnie ta natura wyrywa się najbardziej, gdy jestem zdenerwowana i zirytowana. I zmęczona, bo im więcej bodźców odczuwam, tym trudniej mi ją kontrolować. – Śmieje się gorzko. – Za to przy pozytywnych emocjach nie mam z nią żadnego problemu. Szkoda tylko, że trudno o nie przez wszystko, co dzieje sięwokół.

Nagle wpadam na pewienpomysł.

– Może znajdźmy coś, co pomagałoby ci jakoś panować nad emocjami, wyrzucać je z siebie?

Lav unosibrew.

– Psychoterapia raczej nie wchodzi w grę…

– Oho, chyba wiem, co nasz Stormi ma na myśli. – Ash klaska dłońmi. – Podzielisz się swoim workiem do wyładowywaniafrustracji?

Posyłam mu groźne spojrzenie, mówiące zamknij się, które tak dobrzezna.

– Nie rozumiem… – mówi zdezorientowanaLav.

– Storm ma swój własny zwyczaj rozładowywania emocji na swoim ulubionym worku treningowym. Uwierz, że jak wpadniesz na naszą siłkę, od razu zauważysz, który worek jest jego stałąofiarą.

W oczach Lav pojawia sięzmartwienie.

– Po prostu trenuję – oznajmiam z rosnącą irytacją, obiecując sobie w myślach, że następnym razem to Ash będzie moim workiem. – Nie od dziś wiadomo, że sport pomaga również głowie, tak?

– Może to nie taki zły pomysł – stwierdza Lav z rezerwą w głosie. – Myślałam, że zamknięcie się w domu z daleka od wszystkich bodźców będzie najlepszym rozwiązaniem, ale w końcu i tak będę musiała z niego wyjść i zacząć robić, co do mnie należy. Dobrze byłoby mieć jakiś lek na to.

Zaciskam dłonie w pięści, a moje serce staje na moment.

– Jest na to zdecydowanie zbyt wcześnie. Jeszcze nie wróciłaś do siebie. Daj sobie więcej czasu, zanim…

– Świat nie będzie czekał, aż będę gotowa, Storm – wcina się, nim zdążęskończyć.

– A ty – zwraca się do mnie Ash – nigdy nie będziesz gotowy, żeby jej pozwolić na działanie.

Przysięgam, zaraz go walnę.

– To przesłuchanie! – woła nagle Lav, a jej oczy otwierają się szeroko. – Przecież mogę po prostu wejść do ich głów i znaleźć potrzebneinformacje!

– Nie – mówię, ledwo dając jej dokończyćzdanie.

Patrzy na mniezdumiona.

– Przecież to jest genialny plan! Myślicie, że coś wam powiedzą, tak po prostu?

– Mamy swojespos…

– Ash! – syczę, a on w końcu sięzamyka.

– Co? O co chodzi? – dopytuje Lav, ale na szczęście nie zastanawia się nad tym długo, bo ekscytacja jej nowym pomysłem sięga zenitu. – Musicie zacząć mnie wdrażać w to całe… – przerywa na chwilę i macha ręką – bycie Strażniczką. Muszę wiedzieć, co się dzieje, jakie mamyplany…

– Lav, przez ostatnie dwa tygodnie siedziałaś w zamknięciu, kryjąc się przed światłem. Nawet kiedy stałaś w tej sali, prawie cały czas miałaś zamknięte oczy, jakbyś nie mogła go znieść – zauważam, powodując, że Lav aż się cofa, a jej ramiona widocznie opadają z bezsilności – Dopiero co cię odzyskaliśmy, po tym jak… – Zaciskam ręce jeszcze mocniej, przez co strzelają mi kostki. – To jest normalne, że potrzebujesz czasu. Nie musisz już teraz wkraczać do akcji. Poradzimysobie.

Parska gorzkim śmiechem, a jej włosy znowu zaczynają sięunosić.

– Właśnie dwie społeczności zostały zaatakowane. Dwóch naszych ludzi zginęło – mówi, podchodząc do mnie. – Każdego dnia umierają ludzie, którzy są zaskakiwani przez nagłe powodzie, tornada i inne anomalie nie mające prawa się dziać! Widziałeś wczorajszy grad w Nowym Jorku? Kule były większe od piłki bejsbolowej! – urywa, gdy mój wzrok bezwiednie pada na jej dłonie, pokryte teraz cieniami. A następnie znowu wciska je pod pachy. To jednak nic nie daje, bo gdy wracam spojrzeniem do jej twarzy… Na niej również pojawiają się ledwo widoczne czarne mazie. Moje oczy otwierają się szerzej. – Co? – pyta Lav, a ja potrząsamgłową.

– Lavi, musisz trochę wyluzować – odzywa się Ash, również wbijając wzrok w jej szyję i policzki, na których ślady są najmocniejsze. Podchodzi do niej z wyciągniętymi przed siebie rękami, jakby była jakimś niebezpiecznym zwierzęciem. – Wiem, że ci obiecałem, że jak ci odbije, to cię powstrzymam, ale obecnie naprawdę nie mam na to siły, więc postaraj się trochę uspokoić, okej?

Gdy widzę, że policzki Lav robią się czerwone ze wstydu, łapię Asha za ramię i odciągam do tyłu.

– Nie zachowuj się tak – mówięcicho.

– Na początku potrzebowałam czasu, to fakt – odpowiada po chwili Lav, powoli cedząc każde słowo. – Ale z czasem stało się to dla mnie prostszym wyjściem. Pójściem na łatwiznę, a to do niczego nie prowadzi. O ile niekiedy myślę, że lepiej byłoby, gdybym już w ogóle zniknęła, zamiast wykonywać swoje zadanie, będąc popsutą wersją Niezwiązanej… o tyle chcę się przydać, pókimogę.

– Lav…

– Nie, Storm. Powinieneś zacząć oswajać się z tym, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Muszę pomóc, dopóki mogę, a gdy klątwa przejmie nade mną kontrolę… wtedy nadejdzie czas na zamykanie mnie w czterech ścianach i odcinanie od świata.

Wstrzymuję oddech, czując, jak moje gardło się zaciska, odbierając mi głos.

– Myślę – odzywa się niepewnie Ash – że powinniśmy skorzystać z pomocy Lav przy przesłuchaniu. To nie jest taki złypomysł.

Kręcęgłową.

– Używanie Umysłu sprawi, że jeszcze trudniej będzie ci panować nad emocjamii…

– Tak, jeśli będę to robiła na dłuższą metę, może faktycznie stanę się ułamek bardziej szalona, ale zaufaj mi. – Podchodzi do mnie i łapie moje nadgarstki. Odnajduje mój wzrok i uśmiecha się lekko, gdy kontynuuje: – To nie będzie dla mnie jakiś wielki wysiłek. Naprawdę od przebudzenia pełni mocy… Jestem silna. Czuję to całą sobą. Odnalezienie informacji w ich głowach to drobnostka.

Zagryzam zęby, wpatrując się w jej pełne nadziei oczy. Jak mogę pozwolić, by zrobiła coś, co chociaż w małym stopniu jej zaszkodzi? Jak mogę znowu narazić ją na niebezpieczeństwo? Mój wzrok mimowolnie wędruje do jej nadgarstków, ukrytych teraz pod materiałembluzy.

– No dalej, Storm. Pozwól jej byćsobą.

Sobą? To, co musi robić, ograbia ją ze wszystkiego, co o niej stanowi. Zanim to wszystko się wydarzyło, była pełna życia i nadziei na lepsze jutro. Miała znajomych wśród normalnych ludzi, pracę, którą lubiła. Dom pachnący roślinami, paznokcie zawsze umalowane na wszystkie kolory tęczy i wysoko zadartynos.

Wypełnianie obowiązku Niezwiązanej nie było jej wyborem. Została na to skazana i dobrze pamiętam, jak na początku nie mogła się w tym odnaleźć, a teraz…

Przyglądam się jej i pierwsze, co dostrzegam, to zacięta mina i determinacja w oczach. Czuję jej mocny uścisk… A później przypominam sobie, jak bardzo chciała pomóc Pearl. Była gotowa zaryzykować swoje życie, by to zrobić, a gdy udało się jej przywrócić część osobowości mojej siostry, była z siebie taka dumna. Gdy pracowała w herbaciarni, również przemycała drobne zaklęcia, by choć trochę ulżyć w życiu całkiem obcymludziom…

Cholera. To jest Lav. Lav musi pomagać innym, ta potrzeba to część jej samej. Jak mógłbym jej to odebrać? A z drugiej strony jak mam pogodzić się z tym, że jest gotowa zaryzykować swoje życie, by to robić?

– Okej – mówię w końcu, wciąż bijąc się z myślami. – Pomożesz nam w przesłuchaniu.

Lav ściska mnie i odsuwa się, a na jej twarzy maluje się uśmiech i szczeraradość.

– Tak dla waszej informacji – zaznacza, nieco poważniejąc. Unosi dumnie brodę i zakłada ręce na piersi. – Wcale nie potrzebowałabym waszej zgody. Po prostu chciałam, żebyście mnie w tym wspierali, ale nawet gdyby nie… I tak bym to zrobiła.

Unoszę brew, a Ashgwiżdże.

– Okej, to byłosupergorą…

– Zamknij się, Ash! – wołamy z Lavjednogłośnie.

 

 

 

Podczas spaceru do domu Lav zagaduje mnie jakimiś błahymi tematami, jakby bała się, że będę próbował nakłonić ją do zmiany zdania. Albo jakby chciała udowodnić mi, że wszystko z nią w porządku i jest gotowa do działania. Cokolwiek ma na celu, jej nagłe podekscytowanie udziela mi się, bo mam wrażenie, że perspektywa tego zadania sprawia, że powoli zaczyna wracać do siebie. Jestem pewien, że są części jej, które zostały w tej zimnej, ciemnej celi na wyspie już na dobre, ale świadomość, że każdy następny dzień ją stamtąd oddala, daje mi nadzieję, której tak bardzo terazpotrzebuję.

Podziękowania

 

Tej książki miało nie być. Gdy zaczęłam pisać drugi tom mojej wiedźmowej historii, akcja ruszyła przed siebie z przytupem i brakowało tam miejsca na lepsze przedstawienie tego, jak wydarzenia z zimy wpłynęły na głównych bohaterów. Doszło w końcu do sytuacji, w której pisanie jej nie szło mi za dobrze, ciągle się miotałam, aż w końcu pomyślałam, że zaserwuję Wam coś dodatkowego – pokażę Wam ten kawałek opowieści oczami i emocjami Storma. Nazywam tę część deserem i przystawką i chyba to jest jej najlepsze określenie, bo z jednej strony ma dopełnić tom pierwszy, a z drugiej zaostrzyć apetyt przed następnym, zostawiając po sobie wiele tajemnic, niewyjaśnionych wątków, ale też ekscytację i ciekawość tego, co dalej. I szczerze? Sama nie wiem, co wydarzy się w drugim tomie 😁

Kiedy miałam ten kryzys w pisaniu, o którym wspominam wyżej, chodziły mi po głowie myśli, żeby się poddać. Żadne zdanie nie wydawało się wystarczająco dobre, wątki się nie zgrywały, a mój wewnętrzny krytyk szalał w najlepsze. I wtedy z pomocą przyszłyście Wy – Wasze recenzje, ciepłe słowa i moje ulubione: pytania o to, kiedy następny tom. Dziękuję Wam za każde z nich. Nie mogłabym wyśnić sobie lepszych czytelniczek, a to, że niektóre z Was są ze mną już ponad rok, jest dla mnie najlepszą motywacją i bardzo to doceniam.

Dziękuję Karolinie – @karolina_zynda, Anicie – @czytaanita, Ilonie –@brylantynaczyta, Oliwii – @olive_bookss, Martynie – @pociagzksiazka, Paulinie – @zaczytane.serce, Roksanie – @book_ alcoholics_diary, Anastazji – @smutmasterka, oraz Matyldzie – @curlyqueenbooks, za to, że objęły tę książkę swoim patronatem. Podziwiam Was, wspieram i uwielbiam całymsercem!

Dziękuję też mojemu narzeczonemu, Samciowi, który w zduszaniu mojego wewnętrznego krytyka jest mistrzem – gdyby nie Ty, nigdy nie doszłoby do momentu, w którym mogę powiedzieć: „Hej, jestem pisarką i właśnie wydaję swoją trzecią książkę”. Kocham Cię.

W ogóle rozumiecie to? Trzecią. Książkę.

Z całego serca dziękuję Marcie, Ani, Klaudii i Panu Konradowi! W tym momencie jesteście już dla mnie moją wydawniczą rodziną. Ufam Wam i uwielbiam rozwijać się pod Waszymiskrzydłami.

Marta, moja okładkowa czarodziejko, nie mam pojęcia, jakim cudem każdą następną ilustracją zachwycasz mnie bardziej. Kiedy zobaczyłam okładkę Nie pozwolę ci uciec pomyślałam, że to najpiękniejsza, jaką w życiu widziałam. Gdy moim oczom ukazała się okładka do pierwszego tomu Choćbym miała za to spłonąć… zaniemówiłam. Była nie z tego świata. Ale kiedy zobaczyłam tę do tej książki, po prostu się wzruszyłam i rozkleiłam. Jest idealna. Dziękuję Ci za wszystko, zwłaszcza za cierpliwość do moich nowych pomysłów i poprawek.

Ania, uwielbiam cię. Uwielbiam nasze rozmowy w komentarzach redakcyjnych, uwielbiam to, że jedna drugiej ciągle pisze: „Hej, odsyłam kolejne rozdziały, ale zajmij się tym jutro, bo już jest późno i musisz się wyspać”. Tak się cieszę, że idziesz ze mną przez kolejne historie i sprawiasz, że nabierają charakteru i sensu! Dziękuję za każdą poświęconą chwilę, każdy komentarz i ogromnewsparcie.

Klaudia, dziękuję, że dbasz o to, żeby wyłapać każdy błąd, który próbuje się za wszelką cenę skryć w tekście – nie wiem, jak Ty to robisz, jestem pewna, że to jakaś Twoja magiczna moc! Zawsze ekscytuje i przeraża mnie trochę moment korekty, ale cieszę się, że jest ona w Twoichrękach.

Panie Konradzie, jestem ciągle pełna podziwu i chyba nigdy z niego nie wyjdę. Jest Pan osobą, której wiadomości zawsze poprawiają mi humor i napawają mnie spokojem, a to, jak transformuje Pan pliki w piękne, gotowe do pokazania innym egzemplarze z historią i duszą, jest niesamowite! Mam do Pana pracy pełne zaufanie i niezmiernie sobie to cenię, a Panu bardzo dziękuję za obdarzenie zaufaniem również mnie już kolejnyraz.

Nie wiem, dokąd zaprowadzi mnie ta pisarska droga i gdzie będę za kilka lat, ale cieszę się, że mogę tam iść z Wami wszystkimi u boku. Obiecuję doceniać to każdegodnia.