Biały Anioł - Aleksandra Możejko - ebook + książka
NOWOŚĆ

Biały Anioł ebook

Aleksandra Możejko

4,3

387 osób interesuje się tą książką

Opis

Igrasz z ogniem na własną odpowiedzialność

Chicago należy do dwóch rodzin: Bianchich i Mancinich. Choć nieustannie ze sobą rywalizują, chwilowo zapanował między nimi pokój. Nie oznacza to jednak, że zamierzają się spoufalać, wręcz przeciwnie – trzymają się od siebie z daleka. Przynajmniej do czasu…

Angel Bianchi, nazywana przez wrogów Białym Aniołem, nigdy nie chciała być mafijną księżniczką. Lata treningów uczyniły z niej żywą broń, która nie zawaha się nawet przed zadaniem bolesnej śmierci. Angel uwielbia mieć kontrolę, ale gdy pewnego dnia spotyka Federica Manciniego, czuje, że zaczyna ją tracić. Wszystko wskazuje na to, że skonfliktowane rodziny będą musiały zawrzeć ze sobą przymierze, by pokonać wspólnego wroga. Współpraca z kimś, kogo powinno się nienawidzić, nie jest łatwa, szczególnie gdy w grę zaczyna wchodzić obezwładniające pragnienie…

Jego palące spojrzenie jest czymś dziwnym. Widziałam podniecenie u wielu mężczyzn, wiem, jak na nich działam i jak to wykorzystać, ale jego ciemny wzrok to coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
Pragnę go.
Przygryzam dolną wargę, prostuję plecy. Kiedy tylko jego wzrok ląduje na moich ustach, słyszę, jak wypuszcza powietrze. Mam cię, myślę, unosząc kącik ust.
– Szukałaś mnie? – Jego niski, seksowny głos wywołuje we mnie jeszcze silniejsze podniecenie niż jego wygląd.
– Chyba się pomyliłeś. Znamy się? – szepczę, stając na palcach, gdyż ledwo sięgam do jego ucha.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 351

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
3
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Aleksandra Możejko

Biały Anioł

„Miłość to jedyna siła

zdolna przekształcić wroga w przyjaciela”

NOX

Dla Ciebie.

Miało być „do końca świata i o jeden dzień dłużej”.

Wierzyłam w to tak naiwnie, jak się wierzy w baśnie.

Kiedyś myślałam, że jesteś moim światem.

Gdy go zburzyłeś, sądziłam, że nie przetrwam.

Ale podniosłam się.

I zbudowałam własny wszechświat –

taki, w którym miłość zaczyna się ode mnie.

Rozdział 1

Angel

Przymykam oczy, walcząc z chęcią ucieczki z tego piekła na ziemi, które nosi pretensjonalną nazwę Passion. Klub wręcz pulsuje od gorąca i dudniącej muzyki, która odbija się echem w mojej głowie, sprawiając, że czuję się, jakbym miała eksplodować. To miejsce, ze swoją hałaśliwą atmosferą i przytłaczającym tłumem ludzi, wywołuje we mnie napięcie, które narasta z każdym oddechem. Każdy kolejny bodziec – śmiech, krzyki, światła migające w nienaturalnych kolorach – sprawia, że całe moje ciało woła o spokój. Nie potrafię odnaleźć się w tej kakofonii chaosu. Gdyby tylko ktoś zaproponował mi alternatywę w postaci tortur, poważnie bym to rozważyła. Wszystko wydaje się lepsze niż trwanie tutaj jeszcze przez kolejną godzinę.

Rozglądam się po klubie, mimowolnie analizując otoczenie. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że pasuję do tłumu. Mam na sobie coś, co tylko z uprzejmości można nazwać sukienką – skrawek materiału, który ledwie zakrywa ciało, przylegając do niego jak druga skóra. Mimo że czuję się w tym stroju obnażona, wiem, że jest niezbędny, by nie wyróżniać się wśród innych. Dzieło projektanta, którego nazwisko widnieje na metce, kosztowało mnie fortunę, ale liczy się efekt – mam wyglądać jak jedna z nich, jak typowa bywalczyni takich miejsc. Na szczęście udało mi się ukryć mój ukochany nóż EF715. Zawsze jestem przygotowana, choć tutaj – przynajmniej w teorii – nic mi nie grozi.

Zamiast jednak oddać się zabawie, jak większość ludzi wokół mnie, mój umysł kieruje się w zupełnie inną stronę. Obserwuję przestrzeń, rejestrując każdy szczegół. Szukam wyjść ewakuacyjnych, oceniam liczbę ochroniarzy, obliczam, ile czasu zajęłoby mi wydostanie się stąd w przypadku zagrożenia. Analizuję wszystkie możliwe scenariusze i drogi ucieczki, jakbym miała przed sobą mapę pełną alternatywnych rozwiązań. To moja ulubiona „zabawa” – o wiele ciekawsza niż to, co dzieje się na parkiecie, gdzie ludzie z rozmazanym makijażem i pustymi spojrzeniami oddają się dziwacznym tańcom. Na samą myśl o tym, że tak się bawią, uśmiecham się lekko. To całkowicie nie moja bajka. Mój umysł od zawsze woli skupienie, strategię, analizę. Liczenie zagrożeń i rozwiązywanie problemów to jedyne działania, które mnie uspokajają. Nawet teraz, gdy wiem, że jesteśmy tutaj bezpieczni, nie potrafię wyłączyć instynktu.

Ten klub, podobnie jak połowa miasta, należy do mojej rodziny – rodziny Bianchich. Druga połowa należy do rodziny Mancinich, naszych odwiecznych rywali. Mimo to od lat trwa między nami pokój. Ojciec mówi, że nikomu nie zależy na powtórce z krwawych dwóch lat, które na zawsze zmieniły oblicze tego miasta jeszcze przed moim narodzeniem. Opowieści o tamtych wydarzeniach brzmią jak historie wyjęte z koszmaru – ludzie ginęli, domy płonęły, a pieniądze przepływały przez palce szybciej, niż ktokolwiek potrafiłby je policzyć. Gdy ojciec przejął władzę, wprowadził pokój między Bianchimi i Mancinimi, który trwa do dziś.

W tym równaniu jest jednak jeszcze jeden element – rodzina Rosie. Ojciec często powtarzał, że to dzięki niej udało się zawrzeć rozejm, ale nigdy nie zdradził, co dokładnie miał na myśli. Ani ja, ani moje rodzeństwo nie wiemy, jakie tajemnice kryją się za tą historią, ale jedno jest pewne – pokój między naszymi rodzinami był wart każdej ceny.

Mimo tej wiedzy instynkt podpowiada mi, by nigdy nie spuszczać gardy. Ojciec zawsze mawiał, że „przezorny zawsze ubezpieczony”. Te słowa wryły się w moją pamięć. Dlatego teraz, zamiast bawić się i zapominać o otaczającym mnie świecie, robię to, co potrafię najlepiej – kalkuluję, analizuję i szukam potencjalnych zagrożeń. To pomaga mi przetrwać piekło, które inni nazywają zabawą.

Spoglądam na swoją młodszą siostrę, Sofię, która właśnie dziś kończy dwadzieścia jeden lat. Sofia, młodsza ode mnie o jedenaście lat, jest naszą ukochaną perełką – małą księżniczką i niespodzianką, jak to zwykła mawiać nasza matka. Jest oczkiem w głowie całej rodziny, a każdy z nas strzeże jej jak najcenniejszego skarbu.

Jej czarne, gęste włosy lśnią w świetle, niemal identyczne jak moje i naszej matki. Laura Bianchi obdarzyła nas nie tylko tym charakterystycznym odcieniem włosów, ale też błękitnymi oczami, które przypominają lazurową taflę spokojnego morza. Nietrudno zgadnąć, kto w tej loży jest rodzeństwem – wszyscy Bianchi nosimy te cechy niczym rodzinny znak rozpoznawczy.

Przenoszę wzrok na mojego najstarszego brata, Diega, który siedzi po lewej stronie loży. Diego to nie tylko nasz najstarszy brat, ale też szef – głowa rodziny, odpowiedzialny za wszystko, co dzieje się na naszym terytorium. Zawsze sprawia wrażenie poważnego i niedostępnego, ale znam go zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że pod tą fasadą kryje się ogromna troska o nas wszystkich. Tuż obok niego siedzi Nico, mój brat bliźniak.

Każde z nas ma te same ostre rysy twarzy, te same przenikliwe, niebieskie oczy i włosy czarne jak węgiel. Mimo że wyglądamy jak klony jednej rodziny, charaktery mamy różne jak dzień i noc. Diego jest poważny i zdystansowany, Nico ma łobuzerski uśmiech i lekkie podejście do życia, a ja… Ja jestem po prostu sobą, gdzieś między kontrolą a chaosem. Łączy nas jednak jedno, niezależnie od tego, jak bardzo różni bywamy – miłość. Silna, nierozerwalna więź, która trzyma nas razem, bez względu na wszystko.

Miłość do rodziny to coś, co od najmłodszych lat wpajali nam rodzice, Laura i Gustaw Bianchi. Mimo że ojciec był szefem mafijnej rodziny, człowiekiem, który bez mrugnięcia okiem potrafił odebrać życie innemu człowiekowi, zawsze pozostawał naszym ojcem. W naszych oczach był przede wszystkim mężczyzną, który bezgranicznie kochał swoją żonę, a dzieci darzył miłością, jakiej nie dało się podważyć. Synów wychowywał na przyszłych liderów, surowo, ale z dumą, a córki traktował jak księżniczki, które zasługują na wszystko, co najlepsze.

Ja jednak nigdy nie chciałam być księżniczką. Nie chciałam delikatnych słów, specjalnego traktowania ani życia w ochronnym kokonie. Od zawsze pragnęłam być taka jak moi bracia – traktowana z równą surowością i szacunkiem. Chciałam udowodnić, że potrafię być tak samo silna, niezależna i zdolna do tego, co oni. I wiem, że ojciec kocha mnie jeszcze bardziej za to, kim się stałam. Jestem jego córką, ale na swój sposób również partnerką w świecie, który nie zna litości.

Jednak czasami, gdy na mnie patrzy, widzę coś, czego nie zauważa nikt inny. W jego oczach odbijają się smutek i zmartwienie, jakby każda decyzja, którą podjął wobec mnie, była jednocześnie źródłem jego dumy i bólu. Jakby jedna połowa jego serca kochała mnie za to, kim jestem, a druga nienawidziła go za to, że pozwolił mi wejść na tę drogę. Czasem wydaje się, jakby obwiniał samego siebie, że przeze mnie traci spokój. Jakby czuł, że z powodu jego decyzji mogę stracić życie.

To mnie bawi i smuci jednocześnie, bo ojciec nie rozumie, że właśnie dzięki niemu mogę żyć naprawdę. Być tym, kim jestem, bez strachu, bez kłamstw, bez udawania. Co to za życie, jeśli musisz przed własną rodziną ukrywać swoje prawdziwe ja, nosić maski i udawać kogoś, kim nie jesteś? Współczuję każdemu, kto musi żyć w taki sposób – w ciągłym lęku i w klatce oczekiwań, których nie potrafi spełnić. Ja nigdy na to nie pozwolę. Dzięki ojcu nauczyłam się, że prawdziwe życie to takie, w którym jesteś sobą, bez względu na wszystko.

Z moich myśli wybija mnie lekkie szturchnięcie, a moje ciało automatycznie napina się, gotowe do ataku. Moje zmysły błyskawicznie przełączają się w tryb czuwania, ale zaraz zauważam, że to tylko Diego i Nico usiedli po mojej prawej i lewej stronie. Ich obecność działa na mnie jak kojący balsam – pozwalam sobie na chwilę odprężenia, a kąciki moich ust unoszą się w uśmiechu.

Diego, w typowy dla siebie sposób, popija drinka, obserwując mnie z rozbawieniem. Jego wzrok aż krzyczy, że zaraz wybuchnie śmiechem, choć powstrzymuje się, by tego nie zrobić. Nico, jak to Nico, nie ma tyle cierpliwości – jego głośny, beztroski śmiech odbija się od ścian naszej loży. Zanim jednak zdążę uderzyć go w tę jego zadowoloną twarz, Diego przechyla się w moją stronę i przerywa mu.

– Zakład o tysiąc dolarów, że wiem, co nasz kochany Biały Anioł wolałaby teraz robić – mówi, uśmiechając się z błyskiem w oku. Jego głos ocieka pewnością siebie, a przydomek, który wymyślili mi bracia, brzmi w jego ustach niemal ciepło. Mimo to, na samą myśl o tym, co zaraz powie, nie mogę powstrzymać ironicznego uśmiechu.

– Nietrudno zgadnąć – odzywa się Nico, zanim Diego zdąży pociągnąć dalej swoją myśl. W typowy dla siebie sposób szturcha moje udo, spoglądając na nas z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem. – Wymyśl coś trudniejszego. To jest za proste.

Wyprostowuję się i przenoszę wzrok na parkiet, gdzie Sofia nadal tańczy ze swoimi znajomymi. Jej ruchy pełne gracji i swobody kontrastują z moim napięciem, a patrząc na nią, nie mogę powstrzymać myśli, jak bardzo się różnimy od siebie. Ona jest jak światło – radosna, otwarta, pełna życia. Ja? Jestem cieniem. Kalkulującym, czujnym, zawsze przygotowanym na najgorsze. Chyba nie mogłyby istnieć dwie bardziej różne osoby, a jednak dla niej…

Dla niej i dla moich braci zrobiłabym wszystko. Skoczyłabym w ogień, rzuciła się na każdego, kto ośmieliłby się im zagrozić. A śmierć takiej osoby… Cóż, nie byłaby szybka. Zdecydowanie nie. Poświęciłabym jej czas, z precyzją, jaką znam tylko ja.

– Nie martw się, Angie – mówi Diego, dotykając delikatnie mojego ramienia. Jego głos, choć spokojny, ma w sobie tę nutę stanowczości, której nie sposób zignorować. – Ona jest bezpieczna, tak jak każdy z nas. – Pochyla się bliżej mnie, aż czuję ciepło jego oddechu na swoim uchu, i szepcze: – A szczur czeka na ciebie. Nie przejmuj się, kazałem chłopakom go zostawić. Poza tym oni już się nie mogą doczekać pokazu i lekcji, jaką im tym razem zaserwujesz. Czasami mam wrażenie, że traktują cię jak jakiegoś pieprzonego profesora. – Po tych słowach Diego wybucha śmiechem, nawet nie próbuje go stłumić.

Nico odrywa wzrok od swojego drinka i dołącza do brata, jego śmiech rozbrzmiewa głośno w naszej loży.

– Jasne, że tak! Po ostatnim razie przysięgam, że połowa z nich zaczęła robić notatki – rzuca z szerokim uśmiechem, po czym popija drinka i przenosi spojrzenie na tańczące półnagie kobiety, które wiją się w rytm muzyki. – Nie zdziwiłbym się, gdyby tym razem wyciągnęli zeszyty i długopisy jak na lekcji w szkole. Serio, Angie, to już prawie wygląda jak kurs dokształcający.

Słowa Nico wywołują na mojej twarzy mimowolny uśmiech. Po raz pierwszy tego wieczoru naprawdę mam ochotę na zabawę. Nie tutaj, rzecz jasna. To miejsce przypomina mi piekło, ale myśl o tym, co mnie czeka, sprawia, że moje ciało wypełnia nowa energia. W moich oczach pojawia się pewien błysk, który bracia natychmiast zauważają.

– A nie mówiłem, kurwa! – wybucha Nico, klaszcząc w dłonie, żeby przekrzyczeć dudniącą muzykę. – Nietrudno było zgadnąć!

– Zabawne – warczę przez zaciśnięte zęby, spoglądając na niego z udawaną irytacją.

Na sali rozbrzmiewa jeszcze głośniejszy śmiech, a ja kręcę głową, starając się nie dać im tej satysfakcji, jaką czerpią z mojego poirytowania. Diego wstaje, odstawiając szklankę na stolik, i macha na dziewczynę, która przez cały wieczór kurczowo trzymała się jego ramienia, bardziej jak ozdoba niż człowiek. Dziewczyna, widząc jego gest, natychmiast podchodzi, ani razu nie spoglądając w moją stronę. Dobrze wie, że lepiej mnie nie drażnić, jeśli chce wyjść z tej loży w jednym kawałku. Zresztą każda z tych kobiet jest wcześniej sprawdzana i odpowiednio instruowana. Wiedzą, że nie mają do czynienia z przeciętnymi ludźmi, lecz z rodziną Bianchich – jedną z najgroźniejszych mafijnych rodzin w mieście.

Może większość obecnych tutaj idiotów nie ma pojęcia, czym dokładnie się zajmujemy, ale i tak czują przed nami strach. I to jest właściwe. Powinni się bać. Każdy, kto ma choć odrobinę instynktu samozachowawczego, wie, że z nami nie ma żartów.

– A teraz się odpręż. Pobaw się. W końcu to urodziny naszej małej księżniczki! – krzyczy Diego, celowo podnosząc głos, żeby wszyscy w loży mogli to usłyszeć.

Unoszę brew, ale kiwam głową na znak zgody. Chcąc nie chcąc, to specjalny dzień dla Sofii. Wstaję, wiedząc, że muszę na chwilę odetchnąć.

– Zaraz wracam – rzucam krótko i kieruję się w stronę toalety.

Przechodząc przez korytarz, ignoruję głośną muzykę i tłum, który wiruje na parkiecie. W głowie przetwarzam różne scenariusze. Szczur, który został złapany rano, czeka na mnie. Czuję dziwnego rodzaju ekscytację. Może tym razem wypróbuję coś nowego? Ostatnio widziałam jedną scenę w horrorze, która dała mi sporo inspiracji. Zabawki są przygotowane, a moi „uczniowie” na pewno będą czekać z zapartym tchem. Przecież nie mogę ich zawieść. Gdy myślę o tym, na moich ustach pojawia się kolejny uśmiech, a słowa Nico znów rozbrzmiewają w mojej głowie: „Notatki jak w szkole”. No to dziś dostaną coś, co zapamiętają na długo.

Zagłębiona w myślach, w ostatniej chwili zauważam, że zmierzam prosto na czyjeś ciało. Uderzam w nie z impetem, prawie tracąc równowagę.

– Kurwa! – wyrzucam z siebie automatycznie, odruchowo się prostując.

Niedobrze. Przez tę ekscytację rozkojarzyłam się i mogło się to dla mnie źle skończyć. Wymijam przeszkodę, na którą wpadłam, cicho przepraszając i nawet nie podnosząc wzroku. Choć muszę przyznać, że coś mnie zaintrygowało w tym człowieku. Teraz nie powinnam mieć na to czasu, jednak ten zapach wciąż mnie przyciąga. Odwracam się i spoglądam w jego kierunku, ale zauważam już tylko dobrze zbudowane plecy w czarnej koszuli, zmierzające w stronę baru.

Pośpiesznie wchodzę do łazienki i delikatnie przemywam twarz, nie chcąc zniszczyć makijażu, który kosmetyczka starannie nałożyła przed wyjściem. Może nie jestem typową kobietą, ale to nie znaczy, że nie lubię ładnie wyglądać. Zerkam na swoje odbicie w lustrze, a na myśl o słowach ojca uśmiecham się pod nosem. „Zabójcze ciało, Aniele” – idealnie do mnie pasuje. I taka jest prawda.

Przez chwilę wpatruję się w lustro, pozwalając sobie na moment refleksji. Widziałam już wiele w swoim życiu – zbyt wiele, by ktokolwiek mógł mnie nazwać aniołem z czystym sumieniem. Ale czasem śmieszy mnie to, jak bardzo ludzie potrafią dać się zwieść pozorom. Wygląd może być bronią, a ja nauczyłam się nim posługiwać lepiej niż większość.

Moje ciało jest moim narzędziem, moją tarczą i moim ostrzem. Ćwiczyłam je latami, by być silna, szybka i nieprzewidywalna. Każdy mięsień ma swoje zadanie, każdy ruch jest przemyślany. Wyglądam jak kobieta, która mogłaby spacerować po wybiegach, ale w moich oczach kryje się coś, co sprawia, że ludzie wolą zejść mi z drogi.

Matka zawsze powtarzała, że jestem jak miecz w pięknym futerale – elegancka na zewnątrz, śmiercionośna wewnątrz. Uśmiecham się na tę myśl i poprawiam włosy, po czym wygładzam sukienkę, którą wybrałam na dzisiejszy wieczór. Biała, dopasowana, z wycięciem na plecach – prosta, ale efektowna. Taka, która nie pozostawia złudzeń, że wiem, kim jestem, i nie zamierzam tego ukrywać.

Mam trzydzieści dwa lata. Wysportowane, ale zgrabne ciało, które regularnie ćwiczę. Długie, ciemne jak węgiel włosy, karmelową cerę i najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek ktoś mógł widzieć. Moje rodzeństwo również ma niebieskie oczy, ale moje są o kilka tonów jaśniejsze. Nasza matka i babka zawsze powtarzały, że mam anielskie spojrzenie. Idealnie pasujące do mojego imienia – Angel. Czyli Anioł. Tyle że poza imieniem nie mam w sobie nic z anioła. Zdecydowanie nim nie jestem.

Znów poprawiam włosy, a potem dyskretnie dotykam uda, żeby upewnić się, że mój przyjaciel wciąż tam jest. Opuszczam pomieszczenie.

Nie wiem, jak to się dzieje, ale nagle jestem już przy barze, wciąż szukając skały, na którą wpadłam wcześniej. Rozglądam się dyskretnie, ale nie widzę nieznajomego mężczyzny. Zaczynam wracać do loży, planując poprosić brata o pozwolenie na wyjście z tego piekła. I wtedy uderza mnie zapach. Wyczuwam go za swoimi plecami. Jego ciało jest blisko mnie – czuję to. Każda komórka mojego ciała napina się, a po plecach przebiega dobrze znany dreszcz podniecenia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak długo nie miałam mężczyzny w swoim życiu. Może moi bracia mają rację, powinnam się zabawić. Przecież nasz szczur nigdzie nie ucieknie. Rano wciąż będzie czekał na moim placu zabaw.

Powoli odwracam się w stronę nieznajomego i gdy tylko podnoszę głowę, coś dziwnego dzieje się z moimi udami. Ogień, który odczuwam przy innych mężczyznach, przy nim przypomina erupcję wulkanu. Besztam się w myślach za reakcję mojego ciała na tego mężczyznę. Angel, to tylko facet. Nic więcej. Tylko kolejny mężczyzna. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że mam zaledwie metr sześćdziesiąt pięć, a jednak przy nim czuję się, jakbym stała obok olbrzyma – nawet w szpilkach ledwie sięgam mu do ramienia. Jego palące spojrzenie jest czymś zaskakującym. Widziałam podniecenie u wielu mężczyzn, wiem, jak na nich działam i jak to wykorzystać, ale jego ciemny wzrok to coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Pragnę go.

Przygryzam dolną wargę, prostuję plecy. Kiedy tylko jego wzrok ląduje na moich ustach, słyszę, jak wypuszcza powietrze. Mam cię, myślę, unosząc kącik ust.

– Szukałaś mnie? – Jego niski, seksowny głos wywołuje u mnie jeszcze silniejsze podniecenie niż jego wygląd.

– Chyba się pomyliłeś. Znamy się? – szepczę, stając na palcach, ledwo sięgając do jego ucha.

Muzyka jest tu cichsza niż na parkiecie, ale wciąż głośna. Kiedy tylko odsuwam się od niego, czuję dziwnego rodzaju pustkę. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. I to mnie martwi. Takie uczucia nie są mi potrzebne. Gdy już mam odejść, nieznajomy delikatnie łapie mnie za łokieć. Przechodzi przeze mnie dreszcz podniecenia i wiem, że mam kłopoty. Gdyby ktokolwiek inny dotknął mnie bez pozwolenia, mój przyjaciel, ukryty pod sukienką, już dawno podrzynałby jego gardło. Albo przynajmniej połamałby mu palce.

A ja stoję i patrzę na niego, tocząc zaskakującą walkę sama ze sobą. Wyrywam ramię z jego dotyku i z uśmiechem odchodzę, nic nie mówiąc. Tak, to była słuszna decyzja. Mówię to sobie w myślach, łapiąc spokojne, powolne oddechy, wciąż czując jego palący wzrok na swoich plecach.

Wchodzę do loży, chwytam drinka Diega i wypijam go duszkiem. Alkohol pali moje gardło, uspokaja mnie. Diego patrzy na mnie w milczeniu, a zanim zapyta, co się stało, rzucam jednym tchem:

– Dosyć tego. Czas na inną zabawę.

Doskonale wie, że teraz nie ma szans na rozmowę ze mną. Potrzebuję relaksu i uspokojenia. Ten obcy mężczyzna wpłynął na mnie w sposób, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. A to mi się, kurwa, nie podoba. Muszę o tym zapomnieć w jedyny sposób, jaki znam i lubię – udzielając lekcji swoim uczniom.

– No dobra, Angie, idź już i rób to, co kochasz najbardziej. Ale następnym razem naprawdę spróbuj się trochę zabawić – mówi z przekornym uśmiechem.

– Może wtedy, gdy ten klub zamieni się w pustynię i przestanę czuć zapach taniego alkoholu – odpowiadam chłodno, choć kąciki moich ust drgają w uśmiechu. Nico wybucha kolejnym śmiechem, a ja, ignorując jego docinki, kieruję się do wyjścia z loży. Czas na prawdziwą rozrywkę.

Rozdział 2

Angel

Dwa lata później…

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Amare ukazały się również:

Biały Anioł

ISBN: 978-83-8373-985-4

© Aleksandra Możejko i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Agata Dobosz

KOREKTA: Agnieszka Łoza

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek