Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po wypadku samochodowym, w wyniku którego umiera jego żona, Savier Stone staje się obiektem tajnego eksperymentu. Modyfikacja jego DNA sprawia, że mężczyzna zyskuje nowe, niemal nadnaturalne umiejętności. Równocześnie traci jednak wolność – staje się własnością tajnej organizacji, która zamierza uczynić z niego maszynę do zabijania. Kiedy otrzymuje zadanie ochrony Arii Mickelson, nie wie, że spotkanie z kobietą będzie kolejnym punktem zwrotnym w jego życiu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Barbara Milanowska
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Aleksandra Zok-Smoła (Lingventa)
Fotografia wykorzystana na okładce
© D-Keine/iStock
Elementy graficzne w tekście
Designed by macrovector/Freepik
© by I.M. Darkss
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2023
ISBN 978-83-287-2811-0
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2023
–fragment–
Są takie potwory, których nikt nigdy nie widział, ale każdy się ich boi.
Są takie bestie, które nie powinny istnieć, bo świat nie jest na nie gotowy…
Przeszłość
Jak na mój gust trochę za dużo tu pozłacanych i posrebrzanych ozdobników, ale za taką cenę stolika w lokalu powinni nam serwować cholerne krewetki w sosie z diamentów i ostrygi z muszlami pełnymi pereł.
Ale jestem tylko zakochanym kretynem, więc gdyby roześmiana kobieta siedząca naprzeciwko mnie zażyczyła sobie teraz, żebym zaczął trenować hipopotamy do jazdy w siodle, zrobiłbym to bez wahania. Moja zdolność do odmawiania jej czegokolwiek znikła, kiedy Jane rozsiadła się przy mnie ubrana jak… Cóż, tak, że mój żołądek wywinął salto. I fiut też.
Właśnie wspominamy początki naszej znajomości, a ja staram się udawać, że mój mózg nie paruje.
– Zrobiłaś to – powtarzam, zanosząc się śmiechem.
Jane robi nadąsaną minę, uderzając umalowanym na pomarańczowo paznokciem o nóżkę kieliszka z szampanem.
– To nieprawda. Kłamiesz albo oszalałeś – upiera się.
– Śledziłaś mnie w przebraniu. To było w Halloween. Siedziałaś między skrzatami ogrodowymi i wyklinałaś dziewczynę, która wtedy próbowała wepchnąć mi język do ust – przypominam. – Nie udawaj, że nie pamiętasz. Byłaś tak potwornie zazdrosna, że wytrzymałaś tylko kilka minut, a potem rzuciłaś w nią krasnalem.
Moja żona zaciska pięści na krawędzi okrągłego stolika z ciemnego drewna. Piorunuje mnie wzrokiem.
– Celowałam w ciebie, ale spudłowałam. – Rzuca we mnie zmiętą serwetką, która ledwie mija płomienie świecy dekorującej nasz stolik.
Łapię papierowy pocisk, zanim trafia mnie w nos.
Jeszcze tego brakuje, żebyśmy wzniecili pożar w najdroższej restauracji w mieście. Same zasłony na oknach, obszywane srebrną nicią, wyglądają, jak gdyby były warte więcej niż niejeden piracki skarb.
– A więc nie zapomniałaś. – Rozciągam usta w uśmiechu, a potem marszczę czoło. – Dlaczego we mnie? Niczego nie zrobiłem. To ona próbowała mnie pocałować, a ja na to nie pozwoliłem.
– To nie dlatego. Wcześniej zachowałeś się okropnie.
– Niby kiedy?
Sięgam pamięcią do wieczora, gdy zaprosiłem moją żonę na pierwszą randkę. Przed oczami staje mi jej obraz. Umorusana błotem, roztrzepana i oklejona liśćmi wyglądała jak rozwścieczony mały kociak. Miała zaledwie szesnaście lat, a ja już wtedy wiedziałem, że stracę dla niej głowę.
Jane chwyta kolejną serwetkę i skręca ją w kulkę. Dziś mija dokładnie osiem lat od tamtego dnia, a ona wciąż złości się równie uroczo. Zagryza szkarłatną wargę, sprawiając, że temperatura w pomieszczeniu nagle wzrasta.
– Jak pomagałeś jej przypiąć ten tandetny ogonek króliczka playboya – mruczy. – Chciałeś, żeby ci nim pomerdała?
Łyk alkoholu, który właśnie biorę, niemal staje mi w gardle, a ja wydaję z siebie dławiący odgłos.
– Pomerdała?
– A może ty chciałeś pomerdać jej swoim?
Teraz już zanoszę się śmiechem, który wstrząsa moim ciałem.
Nie do wiary. Ożeniłem się z wariatką.
– Uwielbiam cię, Jane Stone – szepczę.
Jane nadziewa na widelec odrobinę tarty cappuccino.
– Nic z tego, to na mnie nie działa. – Zamyka usta na kruchym cieście i patrzy na mnie spod rzęs.
Poprawiam się na skórzanej kanapie, czując, że za moment będę miał poważny problem w spodniach. Mój kutas reaguje na tę szczyptę flirtu z niezwykłym entuzjazmem, a wyobraźnia natychmiast tworzy rozmaite perwersyjne wizje z udziałem tych słodkich warg. Głównie owiniętych wokół mojego fiuta nawet tutaj, w eleganckiej restauracji, pod obrusem tak białym, że przypomina pieprzoną suknię ślubną.
Opanuj się, stary. Wytrwasz jeszcze godzinę. No, może pół.
– A pocałunek? – Pochylam się nad blatem. – Trzysta pocałunków dziennie przez kolejne trzydzieści lat?
Jane zamiast pocałunku oferuje mi porcję ciasta z kremem kawowym.
– Negocjuj dalej, żołnierzu.
Mała zołza. Uwielbia się nade mną znęcać, ale ja też umiem grać w tę grę.
Szybko przyciskam wargi do jej ust i zlizuję z nich słodki smak deseru, a potem kąsam ją delikatnie zębami, sprawiając, że pod moim pocałunkiem wciąga łapczywie powietrze. Potem odsuwam się i wstaję od stołu.
– Wzniosę toast za moją wspaniałą żonę – oznajmiam wystarczająco głośno, by przykuć uwagę pozostałych gości w lokalu. – Drodzy państwo, mam na imię Savier, a to moja żona Jane. Dziś obchodzimy trzecią rocznicę ślubu.
Jane pochyla głowę, na jej policzkach wykwitają rumieńce.
– Nie rób scen – nakazuje, rozglądając się wokół.
Ludzie odwracają się w naszym kierunku z zaciekawieniem.
– Chciałbym prosić wszystkich państwa o wzniesienie ze mną toastu za miłość. Moją wielką miłość, moje szczęśliwe zakończenie. – Wskazuję dłonią z kieliszkiem na kobietę, która w tym momencie wygląda, jak gdyby chciała mnie udusić. – Oby moja żona wytrzymała ze mną kolejny rok, choć już teraz ma ochotę uciekać.
W sali roznosi się salwa śmiechów. Goście podnoszą kieliszki w geście toastu i mruczą coś do siebie, prawdopodobnie uznając mnie za ciut pojebanego.
Zasiadam ponownie na swoim miejscu i sięgam po rękę żony, tę z obrączką.
– Kocham cię. – Pieszczę złoty krążek palcem, a potem składam na nim pocałunek.
Błękitne oczy Jane, które jeszcze sekundę temu mrużyły się groźnie, teraz błyszczą czułością.
– Ja ciebie też – odpowiada, a moje serce przyspiesza, mimo że słyszałem to wyznanie już tysiące razy.
Pobraliśmy się trzy lata temu, ale Jane Stone zawładnęła mną bez reszty już osiem lat wcześniej. Była pierwszą i ostatnią dziewczyną, z którą się związałem. Gdy tylko skończyła dwadzieścia jeden lat, oświadczyłem się i bardzo szybko wzięliśmy ślub, chociaż sam byłem zaledwie rok starszy od niej, a teraz…
– Chcesz już wyjść?
A teraz rujnuję wieczór, który miał romantycznie uczcić naszą rocznicę, bo jestem tylko facetem. I jeśli zostanę tu chwilę dłużej, to prawdopodobnie wybuchną mi jaja.
Jane uśmiecha się i zdejmuje torebkę z oparcia kanapy.
– Zdecydowanie – odpowiada i wstaje. Zgarnia z blatu wielki bukiet róż, który dziś jej podarowałem.
Pomagam jej szczelnie otulić się płaszczem, bo na dworze jest chyba minus dwadzieścia. Niestety moja żona jest wielbicielką zimy i jak przystało na królową śniegu, wymarzyła sobie ślub wśród śnieżnych płatków i lodowych gór.
Gdy tylko wychodzimy na zewnątrz, atakuje nas podmuch mroźnego powietrza. Liczę, że przynajmniej dzięki temu trochę rozjaśni mi się umysł i przestanę snuć fantazje o seksie z żoną, siedząc za kółkiem.
– Proszę. – Otwieram jej drzwi do auta i wpuszczam ją do środka.
– Zawsze, kiedy masz ochotę na figle, robisz się bardziej szarmancki. – Chichocze rozbawiona.
Figle? Trudno nazwać to, czego pragnę, figlami. Właśnie jestem w trakcie rozważania, czy powinniśmy zaliczyć pierwszą rundkę szybkiego pieprzenia na tylnym siedzeniu mojego zabytkowego GTO.
– Dopóki jesteś ubrana – mówię i odpalam samochód.
– Co powiesz na seks w aucie?
A nie mówiłem? Wiedźma. Czyta w myślach.
Sunąc ostrożnie drogą w mroku, rozluźniam nieco krawat.
– Nie kuś mnie.
– Daj spokój, ja też nie chcę czekać. – Rozpina zamek z boku swojej czarnej, obcisłej sukienki. – Pragnę cię. – Wpija się paznokciami w moje udo, niebezpiecznie blisko krocza.
– Jane – upominam ją, gdy lekko znosi mnie na bok. – Prowadzę.
– Jakby cię to powstrzymało. – Śmieje się. – Pamiętasz, jak zakończyła się nasza poprzednia rocznica? Jak szybko zjechałeś na pobocze, żeby się ze mną pieprzyć?
– Pamiętam.
Jane układa na kokpicie GTO swoje długie nogi odziane w błyszczące kozaki.
– Może to powinna być nasza kolejna rocznicowa tradycja?
Zerkam na fragmenty jej obnażonej skóry, czując, jak zasycha mi w gardle.
Niech piekło pochłonie tę podstępną seksowną kobietę i władzę, jaką ma nade mną czy też raczej nad moim kutasem. Rok temu igrała sobie ze mną w ten sam sposób, a ja oczywiście uległem, ale przysiągłem sobie, że tym razem będzie inaczej.
– To, że nas przyłapują, też? – odzywam się nieco zbyt ochrypłym tonem.
Jane posyła mi psotne spojrzenie.
– Nie mam nic przeciwko.
Zaciskam palce na kierownicy i skręcam. Na drodze panują naprawdę chujowe warunki, więc potrzebuję koncentracji. Gdy tylko dotrzemy do domu, Jane zapłaci mi za to, że mnie tak rozpraszała.
– Cholera – mamroczę, choć mam ochotę wyrzucić z siebie znacznie bardziej wulgarne słowa.
– To cię podnieca? – pyta, jakby, kurwa, można było to ukryć. – Zrobiłeś się taki twardy. – Przesuwa dłonią po wypukłości mojego penisa.
Wypuszczam z sykiem powietrze.
– Mam tę pierdoloną erekcję, odkąd weszłaś do tej restauracji taka wystrojona.
Włożyła tak wyciętą sukienkę, że w pierwszym momencie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zapomniała włożyć jakiejś części tego kostiumu, który idealnie sprawdziłby się również jako nieco bardziej przyzwoita wersja bikini.
– I nie powiedziałeś mi? – Podciąga skraj sukienki, odsłaniając koronkę bielizny. – Zajęłabym się tym już w środku, przy stoliku. – Przesuwa się na siedzeniu i zaczyna ssać płatek mojego ucha. Jej ręka ponownie zatacza okręgi wokół mojego wzwodu.
Chce mnie zabić. Jeszcze kilka sekund i zaliczę zderzenie z jakimś drzewem.
– Trzymaj łapy z dala od mojego fiuta, dopóki nie zaparkuję przed domem – nakazuję. – To ma być romantyczna noc.
– Wedle rozkazu, żołnierzu. – Kąsa moją szyję. – Ale przyspiesz. – Przekręca się tak, by jej stopa trafiła w pedał gazu. Samochód szarpie lekko w przód.
– Prosisz się o klapsa – warczę i odpycham ją. – Nie dotykaj pedałów.
– Włożysz dla mnie swój seksowny mundur?
– Mieliśmy się rozbierać, a nie ubierać. – Skręcam. Dzięki Bogu, już prawie jesteśmy w domu. W łóżku. – Co robisz? – pytam, kiedy zauważam, że moja żona straciła zainteresowanie kokietowaniem mnie, a teraz grzebie w swojej torebce i wyjmuje z niej długopis.
– Rysuję ci serce na ręce. – Przyciska pisak do grzbietu mojej dłoni i zaczyna po niej kreślić.
– Po co?
– Na pamiątkę tego dnia – oznajmia skupiona. – Powinieneś je sobie wytatuować.
Patrzę na rysunek na mojej skórze i potrząsam głową. Moja żona czasami wciąż jest niczym czteroletnia dziewczynka. Teraz na przykład podziwia swoje mazidła, jak gdyby były dziełem na miarę obrazów Picassa.
– Jest krzywe.
Ta uwaga ją obraża, więc wbija mi skuwkę w nadgarstek.
– Jest moje – syczy. – Należy do ciebie, dupku.
Parskam śmiechem i cmokam ją w policzek.
– Jak ty pięknie mówisz o uczuciach.
Jane najwyraźniej ma w dupie moje komplementy, bo dalej bazgrze coś długopisem. Tym razem na swojej dłoni.
– A to twoje. – Demonstruje mi kolejne koślawe serce.
– Nie powinienem sam go narysować na ciele mojej ukochanej?
Jane zdmuchuje z twarzy blond pasemka, które wymknęły jej się z upięcia.
– Cisza – żąda, splatając palce z moimi. – Liczy się przekaz. Nigdy więcej nie będziesz miział ogonków żadnych seksownych króliczków, jasne?
Jej zazdrość o kobietę, której nawet nie pamiętam, jest niedorzeczna, ale też urocza.
I w pewien sposób również podniecająca.
– Nie jestem pewi… – Moje słowa zagłusza jej przeraźliwy krzyk:
– Uważaj!
Koncentruję wzrok na drodze, ale jest już za późno. Samochód z naprzeciwka buja się na oblodzonej nawierzchni, co jednoznacznie wskazuje, że jego kierowca stracił panowanie nad wozem, a teraz sunie prosto na nas.
Ja pierdolę, to się nie dzieje.
Skręcam gwałtownie w bok, chcąc uniknąć zderzenia, ale to na nic – drugie auto wali w bok mojego GTO.
– Kurwa. – Wciskam hamulec, gdy dociera do mnie, że impet zderzenia posyła nas prosto na drzewo, i to stroną pasażera. Stroną, po której siedzi moja żona.
Nie. Tylko nie ona.
Ostatnim dźwiękiem, który słyszę, zanim tracę przytomność, jest przeszyty paniką głos Jane:
– Savier!
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz