Niewolnica mafiosa - I.M. Darkss - ebook + audiobook + książka

Niewolnica mafiosa ebook i audiobook

I.M. Darkss

4,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Jest marionetką. Jest zabawką. Jest nikim. Nie ma nawet imienia. Po nieoczekiwanym uwolnieniu koszmar wcale się nie kończy; Z czarnej studni wspomnień wyłaniają się obrazy i zdarzenia, których wolałaby nie pamiętać. Zrozpaczona, przepełniona lękiem przed światem i ludźmi, szuka pociechy i opieki w ramionach swojego wybawcy. Czy z nowym imieniem odnajdzie spokój i szczęście w nowej rzeczywistości? Czy miość, która kiełkuje w jej udręczonej duszy, zdoła uleczyć potwornie bolesne rany? A może przyszłość, która przez chwilę jawiła się w jaśniejszych barwach, to tylko fatamorgana, wabiąca w mrok, ku śmierci i zatraceniu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 282

Data ważności licencji: 5/11/2027

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 51 min

Lektor: Monika Chrzanowska

Data ważności licencji: 5/11/2027

Oceny
4,0 (1517 ocen)
699
372
276
131
39
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
risienne

Nie polecam

TRAGEDIA NIE POWINNO BYĆ WYDANE
30
hanyoxox

Z braku laku…

Historia ciekawa, styl autorki dobry, jednakże jest wiele złych wzorców, które udają, że to okej. Psychologia przedstawiona w tej książce to nie psychologia, a bzdury. Nie polecam jeśli lubicie książkę, która jest logiczna.
10
paumok

Nie polecam

Nie zmęczyłam …. Nie dałam rady przeczytać do końca .
00
goshos

Nie polecam

bardzo bardzo porąb*na 😶
00
extra_aga

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam, chociaż momentami mnie nudziła.
00



Projekt okładki: Michał Gajewczyk

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Aleksandra Zok-Smoła, Barbara Milanowska (Lingventa)

Zdjęcie na okładce

© LIGHTFIELD STUDIOS

© by I.M. Darkss

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1727-5

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

Tylko on odważy się sprzeciwić mafii.

Tylko on zdoła zapewnić jej bezpieczeństwo…

Prolog

Cały świat spowija paleta szarych, przechodzących w czerń, rozmazanych barw.

Jest mi zimno i duszno zarazem. Chyba mam dreszcze. Nie mam pewności, bo czuję się wyczerpana i jestem ledwie przytomna. Całe moje ciało jest bezwładne i nieposłuszne. Słyszę jedynie swój świszczący oddech oraz głosy.

Nie uciekniesz…

Nie ucieknę. Mam wrażenie, że coś ciągnie mnie w dół. Chcę zasnąć, ale nie pozwala mi na to strach.

Upiory spod łóżka, których tak się obawiałam, upomniały się o mnie i przybrały o wiele groźniejsze kształty.

Otwieram usta, by coś powiedzieć: wezwać pomoc, zapytać mamę, co się dzieje, ale nie mogę. Wszystkie słowa wypowiedziane w mojej głowie na zewnątrz stają się ciszą.

– Nie próbuj krzyczeć i z tym walczyć, złotko – mówi jeden z mężczyzn. Ten sam, który zaaplikował mi zastrzyk, po którym tak mnie zamroczyło. – Nie dasz rady, a ratunek nie nadejdzie, więc będzie łatwiej, jeśli utniesz sobie drzemkę. – Uśmiecha się i mruga do mnie, ale nie wygląda przy tym ani trochę przyjaźnie.

– Uzgodniona suma – przemawia drugi i wciska w ręce mojej mamy jakąś kopertę. – Znasz zasady. Nikogo nie powiadamiaj, a jeśli pojawią się jakiekolwiek podejrzenia, wymyśl tyle bajeczek, ile zdoła stworzyć twój zaćpany umysł. – Zbliża się do mamy tak blisko, aż ta wpada na ścianę, a jej dłonie trzymające podarunek zaczynają drżeć.

Nie róbcie krzywdy mnie i mamusi.

– Lepiej dla ciebie, żeby nie powiązali nas z jej zniknięciem – dodaje ten pierwszy, zerkając na mnie. Jego ciemny strój prawie stapia się z pochłaniającym mnie powoli mrokiem. Wszystko jest zamglone, a w czaszce odczuwam potworne kłucie.

– Nikt nie będzie jej szukał, a ja nie zmienię zdania. Wystarczająco długo utrzymywałam bachora, którego nigdy nie powinno być – zapewnia prędko rodzicielka, a ja czuję się coraz bardziej zagubiona.

Co się dzieje?

Czy mamusia znowu się na mnie rozzłościła?

– Poza tym, gdzie może mieć gorzej niż tutaj? – Jeden z nich wybucha śmiechem. – Załatwiliśmy jej miejsce u nowej rodzinki. Jeśli będzie grzeczna, niczego jej nie zabraknie – zwraca się do mnie, a jego zimne spojrzenie przeszywa mnie niczym lodowe macki. Później znów spogląda na mamę, pochyla się w jej stronę i szepcze coś na ucho.

Ona tylko gwałtowanie nabiera powietrza i potakuje.

Panika ściska mi gardło. Chcę się wyrwać, ale moje ręce i nogi nadal są odrętwiałe.

– Jaka matka sprzedaje własne dziecko bez mrugnięcia okiem? – Ubrany na czarno mężczyzna obwiązuje moje kończyny jakąś liną, a później bierze mnie na ręce.

Nie! Zostawcie mnie! Nie dotykajcie!

Słowa tkwią gdzieś z tyłu, ale nie wychodzą z moich ust.

– A kogo to, kurwa, obchodzi? – Ten drugi zbiega ze schodów i wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy. – Przecież to nie pierwszy i nie ostatni raz. Jesteś nowy i naiwny. Tym światem rządzą banknoty i zdolność budzenia strachu, a on ma jedno i drugie.

On? Kto?

– Nie zaszłam w ciążę, bo marzyłam o założeniu szczęśliwej rodziny. Bezdzietne małżeństwo zapłaciło mi za urodzenie dziecka – prycha mama. – Ale wycofali się, kiedy przyłapali mnie na piciu. Jakby kilka kieliszków wina albo wódki mogło upośledzić im dziecko. – Brzmi jak wtedy, gdy wpada we wściekłość, na kilka sekund przed tym, jak wymierzy mi karę. Zbije mnie.

Kulę się w sobie i chcę ją przeprosić. Obiecać, że się poprawię. Byleby tylko mnie broniła. Nie oddawała.

– Co teraz?

– Kilka słów na pożegnanie z córką, która zarobiła dla ciebie na górę prochów i hektolitry alkoholu? – rzuca jeden z mężczyzn kpiącym głosem.

– Mam nadzieję, że będziecie mieli z niej więcej pożytku niż ja przez te lata.

Później już jej nie widzę. Drzwi trzaskają, a ja zostaję sama z dwoma nieznajomymi.

Nie zostawiaj mnie, mamo! Nie zostawiaj mnie!

Powieki mam ociężałe, jestem coraz bardziej zamroczona i zaczyna mi szumieć w uszach. Na chwilę wszystko staje się jakby tłem, a odgłosy, które docierają, są przytłumione. Odległe.

– Suka – dobiega mnie głośne przekleństwo jednego z mężczyzn.

– Masz z tym jakiś problem? – Jego towarzysz wydaje się zdumiony. – Myślałem, że ty…

– Mogę przestrzelić komuś łeb w sekundę, ale sprzedać własne dziecko bez najmniejszych skrupułów to wyższy poziom okrucieństwa. Przynajmniej według mojej prywatnej skali. – Po tych słowach wyjmuje coś spod ciemnej kurtki. Na jego nadgarstku połyskuje srebrny zegarek, a pod nim widzę tajemniczy tatuaż. Jego palce zaciskają się na… na pistolecie?

Wiem, bo już widziałam taki u jednego z przyjaciół mojej mamy. Tego, który przynosił jej jakieś proszki. Mówili wtedy, że to leki. Martwiłam się, bo nie chciałam, żeby mama była chora.

– Co za różnica? – odrzeka ironicznie drugi z mężczyzn i wtedy zaczynają mnie przenosić. – Stawiam tysiąc dolców, że ona zaćpa się w ciągu najbliższych dni z tej radości. – Gdy wychodzimy z klatki schodowej, w moje oczy uderza rażące światło latarni. Oślepia mnie, a obrazy przede mną znów zmieniają się w wirujące plamy.

Chcę wrócić do domu.

– Zaćpa, a ty tego dopilnujesz – rozkazuje ten z bronią, kiedy zatrzymujemy się przy czarnym jak otaczająca nas noc samochodzie. – Obserwuj okolicę przez tydzień. Wątpię, żeby to blokowisko narkomanów podniosło jakiś alarm po jej zniknięciu, ale lepiej mieć pewność. Jasne? – Nie czekając na odzew, wsiada do auta i odpala silnik.

– Pewnie – mówi drugi z mężczyzn i zwinnym ruchem wciska się na tylne siedzenie ze mną na kolanach. Zapala małą lampkę pod sufitem. – Jak tam, mała? – Koncentruje na mnie wzrok. Znowu się do mnie uśmiecha i gładzi mnie po włosach, ale się nie uspokajam. Zaciskam powieki, ale mimo to łzy moczą mi policzki. – Spokojnie. Niebawem obudzisz się w lepszym miejscu.

A jednak ta obietnica okazuje się fałszywa, bo trafiam do prawdziwego piekła na ziemi.

A kilka lat później poznaję samego Diabła…

Rozdział pierwszy

Za długo. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przygotowanie kolacji zajmuje mi zbyt wiele czasu. Biegając po kuchni, próbuję powstrzymać nadchodzący atak paniki. Mogę odliczać minuty, sekundy do momentu, aż bestia wybudzi się z drzemki i zacznie siać zniszczenie.

Jest w tym niezrównany, ale ma całe lata praktyki w tym krwawym fachu.

Rutyna. Dzień jak co dzień. Przywykłam.

Nawet jego ludzie nazywają to miejsce „Zaciszem Potwora”.

Teren wokół posiadłości jest zwodniczo piękny, pozornie spokojny. Kiedy czasami wpatruję się w krajobraz, prawie, prawie jestem w stanie uwierzyć, że to wszystko to jedynie iluzja. Nic nie wskazuje na to, że wśród tego wabiącego piękna czyha tak wielkie niebezpieczeństwo.

– Czy dostanę swój stek w najbliższej pierdolonej przyszłości? – odzywa się nagle za moimi plecami.

Podrywam się zalękniona i prawie wypuszczam z rąk filiżankę z herbatą.

W tym Altar jest najlepszy. W zakradaniu się niepostrzeżenie tak blisko, aż będzie mógł zrobić cokolwiek, co tylko podpowie mu okrutna wyobraźnia.

– Przepraszam. Już kończę. – Łapczywie wciągam powietrze. Jakiś instynkt nakłaniający do przetrwania, a może już zwyczajna paranoja, nakazuje mi oddychać, póki mogę. Póki znowu nie zacznie mnie dusić. – Nikt jeszcze nie przyszedł.

– Nikt nie przyszedł? To doprawdy znakomita wymówka dla twojej nieudolności. – Śmieje się gorzko. – Włóż sukienkę z czerwonej satyny.

– Pozwól mi na inną, proszę – próbuję z wahaniem w głosie. – Nie czuję się w niej dobrze, a twoi goście…

– Słucham? – pyta tonem pełnym obłudnego spokoju. Takim, który mógłby nawet koić swoją delikatnością. Jednak to ostrzeżenie.

– Nic… Nic takiego. Zaraz się przebiorę. – Sztywnieję, kiedy jego kciuk przesuwa się wzdłuż mojego ramienia aż do nadgarstka.

– Od dawna powinnaś mieć ją na sobie – szepcze i obejmuje mnie w pasie.

Z oddali zapewne moglibyśmy uchodzić za zakochanych do szaleństwa. Jednak w naszym związku nie ma krztyny miłości. Jest natomiast nadmiar czystego, trwożącego szaleństwa.

Tego wieczoru ma odbyć się kolacja, na którą Altar zaprosił swoich najbardziej zaufanych wspólników. Nie chodzi jednak o biznesowy posiłek, w trakcie którego omawia się interesy i negocjuje warunki przed zawarciem wielkiej umowy. A może? Dla Altara paranie się brutalnością jest swego rodzaju interesem, a omawianie, w jakich okolicznościach zakończyć czyjeś życie, brzmi niczym negocjacje.

– Nie chciałam jej przypadkowo poplamić – odpowiadam i drżącymi dłońmi chwytam zestaw przypraw. Kilka wytwornych przysmaków czeka już na przybycie gości, jednak Altar wieczorem jada głównie steki. Krwiste i tak pikantne, że powinny wypalać wnętrzności.

– Zgaduję, że to przejaw inteligencji, skoro stale zachowujesz się jak…

– Już gotowe – wtrącam pogodnie, nie chcąc prowokować kłótni. – Może spróbujesz? – Nabijam porcję na widelec i podsuwam mu pod usta.

– Dokładnie takie, jak lubię, kotku. – Uśmiecha się, ujmuje moją brodę i pochyla się tuż nad moim uchem. – Wiesz, jak mnie zadowolić. – Bladoszare tęczówki rozbłyskują i w tej chwili ten mężczyzna wygląda jak perfekcyjna przynęta. W czarnym garniturze, ze zwichrzonymi ciemnymi włosami i z tą aurą wokół, która niegdyś musiała spowijać największych władców, działa niczym wahadełko. Tak jak ono potrafi wprowadzić w trans, ale gdy już się z niego wybudzisz, orientujesz się, że skończyłaś w jaskini drapieżcy.

Spotkało mnie to wiele lat temu. Kiedyś uważałam tę siłę, potęgę za pociągającą. Ekscytowała mnie aż do śmierci mojego ojca. Do czasu, gdy został zamordowany.

Później życie było już tylko lekcją.

Musiałam się nauczyć, że przy Altarze należy ważyć każde słowo i każdy gest, a za potknięcia otrzymuje się bolesną nagrodę.

– Cieszę się, że ci smakuje. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? – pytam, otrząsając się z ponurych myśli, i zmuszam się do odwzajemnienia uśmiechu.

– Spóźniają się, jak gdyby nie wiedzieli, że brak punktualności wkurwia mnie jak nic innego – mamrocze, a jego uścisk staje się zbyt mocny. Jego mięśnie napinają się i rozluźniają na znak zniecierpliwienia, a mnie coś przewraca się w żołądku.

Tak, Altar nie słynie z cierpliwości, a kiedy się niecierpliwi, lubi sobie szukać rozrywek. Zazwyczaj udoskonala wtedy rozmaite sposoby okładania mnie pięściami, ofiarowania mi kolejnych blizn czy nawet rozbijania mojej głowy o każdy kant albo ścianę w tym domu. Żeby nie wyjść z wprawy.

– Nie denerwuj się. Usiądź. – Pośpiesznie przynoszę talerz z posiłkiem na miejsce u szczytu stołu. – Zrobię ci masaż – proponuję.

– Wolę, żebyś się dla mnie rozebrała. – Rozsiada się leniwie, a jego oczy aż się iskrzą z podniecenia. Bierze kolejny kęs mięsa i zerka na mnie. Zniecierpliwiony wskazuje na mnie dłonią.

– Ale…

– Czy to było pytanie? – Ton głosu wibruje od gniewu, ale Altar nadal się nie porusza. Na jego wargach wciąż rozciąga się ten wyzywający uśmieszek.

– Nie.

– Czy to była prośba? – kontynuuje, zwinnie obracając w palcach leżący na stole nóż. Stal w przyciemnionym świetle kuchni błyszczy prawie złowrogo.

Jak ostrza. Źrenice Altara są jak te ostrza i tak samo jak one potrafią zabijać.

– Przepraszam… ja… – Cofam się o krok i prawie potykam o krzesło. Robi mi się zimno, czuję mdłości.

– Odpowiedz na moje pytanie.

– To nie była prośba. – Moje słowa są ledwie słyszalne. – Polecenie. To było polecenie. – Głos mi drży, a dłonie się trzęsą. Cały świat zdaje się drżeć w posadach ze strachu przed nim.

Cały świat zna zapowiedź jego obłąkańczych furii. Powietrze gęstnieje, a może tylko tak mi się wydaje. Może to tylko pozory, ale wszędzie widzę znaki nadchodzącego zagrożenia. W zachodzącym nagle słońcu, ustępującym deszczowemu niebu, w podmuchu lodowatego wiatru, który owiewa moje ciało. W migotaniu żarówek.

A wypatrywać ich umiem jak nikt inny. Może poza mężczyzną, o którego śmierci pisano ostatnio w gazetach. Tego samego, który pechowo spadł z dachu wieżowca. Nieszczęśliwy wypadek, przed którym on zapewne też dostrzegł te same znaki.

Mnie i tego martwego różni tylko jedno. To, że ja jeszcze żyję.

Mnie Altar jeszcze nie zabił.

Jeszcze.

– To dlaczego mnie prowokujesz? Dlaczego testujesz jebane granice, zamiast po prostu zrobić, co ci każę? Czy to takie trudne? Wszystkim wokół się udaje, ale ty za każdym razem tworzysz problemy. – Jak za dotknięciem złowrogiej, czarodziejskiej różdżki mężczyzna już znajduje się przy mnie i przyciska mnie do ściany. – Staram się. Naprawdę się staram być opanowany, a wszystko, co musisz robić, żeby nie wyprowadzać mnie z równowagi, to wykonywać moje polecenia. Naprawdę będzie nam się żyło lepiej, kotku. Prawda? – Wraca do prawie czułego tonu, gdy wtyka twarz w zagłębienie mojej szyi i składa tam pocałunek. Potem szarpnięciem rozdziera materiał mojej srebrnej sukni. Kilka pereł toczy się po podłodze, a ich brzdęknięcia o posadzkę zdają się nienaturalnie głośne przez pulsowanie w skroniach.

– Tak. – Przełykam ślinę. – Nie złość się na mnie. Błagam. – Serce tłucze mi się w piersi, a całe moje ciało zamiera bezwolnie, prowadzone wyuczonym nawykiem. Najlepsze, co mogę uczynić w takiej sytuacji, to pozwolić Altarowi zrobić wszystko, czego pragnie. Dzierżenie władzy go uspokaja. Daje mu satysfakcję i zadowala, a kiedy Altar jest zadowolony, mogę liczyć na dobre dni. Czasem nawet tygodnie.

W te dobre dni, gdy mówię to, co każe mi mówić, robię, czego żąda, ubieram się tak, jak mu się podoba, chodzę, jak chce, i oddycham pod jego dyktando, Altar potrafi zmienić się diametralnie.

Wtedy prawie umie mnie kochać, a przynajmniej tak sądzę. Miłość z książek i filmów nie wygląda na tak bardzo skażoną brzydotą, jak uczucia typowe dla tego podziemnego świata. Wydaje się magiczna, przynajmniej poza bramami tej marmurowej willi.

Poza Zaciszem Potwora.

– Chcesz, żebym był dla ciebie delikatny? – mruczy uwodzicielsko. Wplata palce w moje włosy. Pociąga za nie tak mocno, że się zachłystuję i posłusznie odchylam głowę.

– Nie – zaprzeczam, jak gdybym miała jakikolwiek wpływ na jego seksualne kaprysy. – Zasłużyłam na to, byś mnie ukarał.

– A może ty robisz to rozmyślnie? Lubisz, jak jestem dla ciebie ostry? Kiedy jestem brutalny? – szydzi i zahacza zębami o moją wargę. – Lubisz, kiedy zadaję ci ból? – Po jego obliczu przemyka cień triumfu, jakby już znał odpowiedź, i zaczyna zdzierać ze mnie stanik. Ręce błyskawicznie wędrują do odsłoniętych piersi i szczypią brodawki.

Metaliczny posmak krwi rozlewa się na moim języku, informując mnie o rozciętej wardze. Tkwię w miejscu, skamieniała i bezczynna wobec jego poczynań. Niemal mechaniczna, zobojętniała do szpiku kości.

– Lubię wszystko, co mi robisz – oznajmiam, kiedy ujmuje moją dłoń i kładzie na swojej erekcji. – Należę do ciebie. – Pieszczę go przez materiał spodni, słuchając jego dyszenia przechodzącego w szereg przekleństw. Później wsuwam rękę w jego bokserki i przesuwam nią po członku. Raz za razem, szybko i powoli. Naprzemiennie zacieśniam i rozluźniam uchwyt, okrążam główkę męskości kciukiem, wiodąc go do spełnienia.

– Pierwsza zasada mojego świata. – Wybucha śmiechem zarezerwowanym dla postaci z horroru.

– Nie ma dla mnie świata, którym ty nie władasz – mówię, wiedząc, że to wyznanie wprawi go w euforię.

– I nigdy nie będzie. – Słowa odbijają się echem od ścian, a później Altar znów obdarza mnie brutalnym, raniącym pocałunkiem. Jego język tańczy w moim wnętrzu. – Nie zapominaj o tym. – Naznacza palcami moje ciało, wiodąc od talii aż do szczytu kręgosłupa. Wstrząsa mną dreszcz, który jednak wcale nie jest znakiem budzącej się namiętności.

– Nie pamiętam już nic innego. – Moje spojrzenie pada na pyszniący się na stole szpikulec do lodu. Lśni pięknie, nawołuje mnie.

Zabij!

Narzędzie stworzone, by przywodzić na myśl perfekcyjne morderstwo. Ostry kraniec przez sekundę kąpie się w krwawym szkarłacie.

Tkwi w czaszce jak doskonała ozdoba.

Krew. Tyle krwi.

Jego krwi.

Kiedyś cię zabiję.

– Dobrze. – Napiera na moją wciąż pieszczącą go dłoń. – Jakie będziesz nosić dziś imię?

– Jakiekolwiek mi nadasz – wyrzucam z siebie jak idealnie uległa kobieta i to doprowadza go na skraj ekstazy. Okręca kosmyki moich włosów wokół nadgarstka i pociąga ku dołowi.

– Klęknij. – Kiedy się waham, wpada we wściekłość. – No już! Padnij przede mną na kolana.

Osuwam się na podłogę, a on wpycha mi w usta sterczącego penisa. Wciąż trzymając mnie za kark, sprawia sobie rozkosz. Wbija się we mnie bardzo mocno, aż czuję główkę jego członka w gardle. Jego biodra obierają dziki rytm i pieprzą moje wargi. Nie pozwala mojej głowie drgnąć, umknąć, dopóki nie poczuję na języku pierwszych kropli słonawej spermy.

– Głębiej – mówi, gdy dochodzi. Przymyka powieki. – Połknij. Wyssij mnie do końca.

Krztuszę się i dławię, ale nie protestuję.

– Widzisz? Jest nam razem dobrze. – Rozniecone pożądanie gaśnie niespiesznie, gdy Altar gładzi mój policzek. – Jest nam razem dobrze, gdy przestrzegasz reguł i pozwalasz mi uczynić cię szczęśliwą. – Podciąga mnie, bym wstała. Cofa się odrobinę i przebiega kciukiem po miejscu, gdzie bije mój puls. Przez chwilę wpatruje się w ten punkt z budzącą niepokój fascynacją. Później wyjmuje z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, czarne pudełeczko. Gdy je uchyla, moim oczom ukazuje się kolia ozdobiona kilkunastoma złotymi cierniami i różą z czarnych diamentów.

– Jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwy. – Zbieram włosy i okręcam się, by mógł mi ją zapiąć. Następnie próbuję jakoś zebrać materiał zniszczonej sukienki, by nie czuć się taka obnażona. – Dziękuję ci.

– Nie ma za co. – Obwodzi krańce naszyjnika wokół mojej szyi. – Po kolacji zerżnę cię na stole, chcesz? – Jego dłoń zaciska się nieco za mocno na moim gardle, sprawiając, że nie jestem w stanie zaczerpnąć oddechu. Szpiczaste krańce ozdoby wbijają mi się w skórę.

– Tak.

– Boli? – Przechyla głowę pogrążony w jakimś chorym zachwycie i jeszcze trochę wzmacnia uchwyt.

– Jest mi dobrze – sapię i walczę sama ze sobą, by nie próbować się wyrwać.

– Wiem. – Puszcza mnie i wzdycha. – Wzięłaś zastrzyk?

Zastrzyk. Mała dawka trucizny zabijająca mnie na raty, która ma zmieniać mnie w idealną marionetkę.

– Oczywiście. – Uśmiecham się mimo zatapiających się we mnie szponów strachu.

– Nie okłamałabyś mnie, mam rację? – Ujmuje moją dłoń i przyciska swe wargi do jej kostek.

– Nigdy.

– Nigdy? – powątpiewa. – A jednak to kłamstwo. Jedno z wielu. – W bladoszarych tęczówkach zapala się ogień.

– Miałam na myśli, że… – Cios nadchodzi błyskawicznie, jest jak uderzenie gromu. Dotykam piekącego policzka. – Altar…

– Jeśli nie wzięłaś tego zastrzyku, radzę zrobić to teraz, zanim wezwę cię na kolację. – Głos znów ma neutralny. – Znikaj. – Odprawia mnie machnięciem dłoni w kierunku piętra. I znikam, obawiając się, że w końcu zniknę naprawdę.

On albo ja.

Jedna z zasad Altara mówi, że aby przetrwać, aby wygrać, musisz najpierw wykorzenić z siebie lęk przed porażką. Musisz być bardziej przebiegły i bezwzględny niż twój przeciwnik. Musisz być od niego lepszy, a w jego świecie właśnie gorszy.

Muszę nauczyć się być gorsza od kogoś, kto jest wcieleniem każdego rodzaju zła, jakie poznałam w swoim życiu.

I wtedy go zabiję.

Rozdział drugi

Dawno, dawno temu uważano posłuszeństwo kobiet za oczywistość, jednak choć te czasy minęły, w wielu kręgach nadal jest to skrytym wymogiem. Dawno, dawno temu… Tak często zaczynają się bajki, choć moje życie w żaden sposób nie przypomina żadnej z nich.

Jedno kiwnięcie podbródkiem atletycznego ochroniarza Altara sprawia, że robi mi się niedobrze.

Ten facet chyba nigdy się do mnie nie odezwał i nie wiem, czy to taka jego niema taktyka budzenia grozy, czy marzy mu się kariera mima. Z jakiegoś powodu wszyscy, którzy przewijają się przez tę posiadłość, niewiele mówią.

Jednak tym razem nie trzeba mi słów, bo doskonale wiem, co za ścianą robi Altar ze swoimi roznegliżowanymi partnerkami, i na myśl, że muszę się tam udać, oblewa mnie zimny pot.

Może się wydawać, że po tylu latach życia pod jego dyktando powinnam już pozbyć się wszelkich oporów, ale z każdym mijającym dniem, tygodniem, miesiącem zostaje mi coraz mniej życia, które mogę wieść z dala od niego, coraz mniej szans, a to sprawia, że muszę się buntować.

Bo muszę mieć nadzieję. Nawet gdyby to na zawsze miała pozostać już tylko nadzieja.

– Wejdź, dołącz do nas. – Altar przywołuje mnie kiwnięciem palca, gdy tylko staję w progu jego pokoju zabaw, w którym spełnia wszelkie poronione fantazje.

– Nie chcę przeszkadzać tobie i twoim dziwkom. – Przyciskam się plecami do chropowatej, ciemnej ściany. W pomieszczeniu pali się jedyne kilka czerwonych żarówek, dodatkowo potęgując duszną, erotyczną atmosferę.

– Nalegam – mówi z zalotnym uśmiechem, ale jego oczy mrużą się ostrzegawczo. – Przecież wiesz, że nie musisz być zazdrosna. Pewne rzeczy są zarezerwowane tylko dla mojego kotka. – Rozpiera się na środku czarnej, skórzanej kanapy, a wokół niego wiją się dwie niemal nagie kobiety. Ciało brunetki świeci, jak gdyby wytarzała się w brokacie, a wokół jej skroni, sutków i nad skrawkiem bielizny, który trudno nazwać choćby stringami, błyszczą ułożone w misterne wzory cyrkonie. Blondynka zaś jest wystylizowana na tancerkę hula. Jej głowę, szyję i talię oplatają wianki z rozmaitych kwiatów.

Ta z prawej spogląda na mnie w sposób sugerujący, że podoba jej się pomysł poszerzenia grupy biorącej udział w tej orgii. Obwieszoną kilkoma złotymi bransoletkami dłoń przesuwa na swoje krocze i pociera koronkę bielizny, mrugając do mnie w niemym zaproszeniu. Przez moment robi mi się niedobrze i mimo że to nie pierwszy raz, kiedy zostaję zmuszona do oglądania prywatnego pornosa Altara, czy też brania w nim czynnego udziału, czuję się nieswojo. Zwłaszcza że gdzieś w środku nie potrafię przestać się zastanawiać, czy gdybym faktycznie wyzbyła się swoich oporów, byłoby mi równie dobrze, jak im wydaje się być z Altarem. Mimo że traktuje je jak swoje marionetki, wciąż przychodzą po więcej, łaszą się do niego, jak gdyby rzeczywiście dawał im wszystko, czego pragną.

– Czy życzy pan sobie…? – przemawia druga, chyba na imię ma Emma, ale nie dane jest jej skończyć, bo sekundę później na jej opalonym policzku odciska się ślad po ciosie mężczyzny.

– Nigdy więcej nie odzywaj się bez pozwolenia. – Ostrym szarpnięciem odchyla jej głowę i wgryza się w ślad po uderzeniu, a później przebiega po nim językiem.

– Chciałam tylko…

– Milczenie – szepcze, obwodząc kciukiem jej dolną wargę. – Milczenie jest złotem. – Odpycha ją, a w jego tęczówkach zapalają się tak dobrze mi znane obłąkańcze iskry.

Jeszcze sekunda i sprawi, że to złote milczenie dopadnie ją na wieki.

Potem chwyta jej palce i oplata nimi swojego wzwiedzionego członka. Kobieta ochoczo spełnia jego polecenie, pocierając go raz po raz w naprzemiennie szybkim i wolnym tempie. Pomrukuje jak kotka, ocierając się o porzucone bezwładnie ramię Altara.

– Podejdź – nalega znów mężczyzna, kierując wzrok na mnie. – Chcę, żebyś patrzyła, jak je pieprzę. Żebyś pragnęła być na ich miejscu.

– Sądzisz, że bycie na miejscu twoich wytresowanych kurew to jakikolwiek zaszczyt? – Śmieję się szyderczo, ale zbliżam do niego, wiedząc, że nie warto ryzykować kary.

– Słownictwo – beszta mnie, nie zwracając już uwagi na poczynania prostytutek. – Usiądź na oknie.

– Nie. – Przełykam ciężko ślinę. – Proszę – dodaję, mając świadomość, że mogę się z nim porozumieć wyłącznie w języku uległości.

– Usiądź. – W jego głosie można usłyszeć nutę gniewu. – Macie ochotę sprawić przyjemność mojej królowej? – Chwyta obie kobiety za włosy i szarpie gwałtownie. Z ich gardeł wyrywają się płaczliwe skomlenia, które sprawiają Altarowi więcej przyjemności niż samo zaliczanie każdej z prostytutek.

– Oczywiście. – Blondynka i brunetka potwierdzają bez wahania. Idealnie posłuszne suki. Jedyny problem jest taki, że choć Altar kocha posłuszeństwo i egzekwuje je w każdej dziedzinie, to równie szybko się nim nudzi. To stawianie oporu daje mu pretekst do tego, czego naprawdę potrzebuje. Do zastosowania przemocy.

– Nie dokończyłyście wypowiedzi. – Zwinnym ruchem ściska Emmę i Clarę za gardła tak mocno, że uniemożliwia im zaczerpnięcie oddechu. Potem, kontynuując swoją chorą grę wstępną, pochyla się w stronę brunetki, zamyka usta na jej sutku i zaczyna go ssać. Po dłużących się w nieskończoność sekundach zmienia obiekt seksualnych tortur i przywiera wargami do wyprężonych, oczekujących brodawek blondynki. W końcu uwalnia obie kobiety, a one łapczywie wciągają powietrze i uśmiechają się do siebie.

– Oczywiście… panie – poprawiają się, chichocząc.

– A może panie i władco, po co ta fałszywa skromność? – podsuwam nieco cynicznym tonem. Podchodzę niespiesznie do okna i przysiadam na parapecie.

Wzdłuż jednej ściany ciągną się wielkie połacie szyb. Użyto tu luster weneckich, co zapewnia dyskrecję, ale i tak wydaje się niewłaściwe, kiedy wiem, że gdzieś tam na zewnątrz przechadzają się ludzie Altara.

– Każdą twoją nieposłuszną uwagę odbiorę jako błaganie o mojego kutasa w tych niewyparzonych ustach. – Wstaje i zbliża się ku mnie nagi od pasa w górę, z rozpiętymi dżinsami. – Rozszerz uda, ja zabawię się z główną atrakcją, a one zajmą się resztą. – Przebiega kciukami wzdłuż moich odsłoniętych nóg. Krótka, obcisła sukienka, którą nakazał mi włożyć, sprawia, że czuję się obnażona bardziej niż te dwie striptizerki.

– Altar… – W przypływie niepewności łapię go za nadgarstek i potrząsam głową. Kobiety tkwią za jego plecami niczym stróżujące psy gotowe do wykonania każdego polecenia swojego właściciela.

– Wiesz, że tego chcesz. I nienawidzisz tego, ale twoje ciało pragnie poczuć tę rozkosz. Tęskni za nią. – Wyrywa dłoń i płynnym, wprawnym ruchem rozsuwa moje uda. – Wiesz, gdyby nasze życie naśladowało bajki albo komedie romantyczne, szybko popadlibyśmy w rutynę. Tylko nienawiść rozbudza tak potężne pożądanie. – Jego palce zaciskają się na mojej skórze. Staje się to tak nieznośnie bolesne, że moje oczy zachodzą niechcianymi łzami.

– Gardzę tobą – sapię i chwieję się, prawie zsuwam się z parapetu.

– Gardzisz – potakuje, przesuwając prawą rękę na brzuch i między piersi. Zatrzymuje się, ujmuje mój kark i opuszką błądzi po miejscu, gdzie galopuje puls. – Wyobrażasz sobie, jak kończysz moje życie, wyrywasz mi serce i podrzynasz gardło – mówi cicho, kusząco, a jego czoło opiera się o moje. – Jednak to nie znaczy, że mnie nie pragniesz, bo wiem, jak sprawić, żeby twoje ciało zareagowało na mnie. – Przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, a później obsypuje brutalnymi pocałunkami mój podbródek i szyję.

– Nie – protestuję, ale się nie odsuwam. Nie wolno mi. Tkwię w bezruchu, pozwalam mu się zdominować.

– Lubię ten znikomy opór. – Uśmiecha się, a w jego spojrzeniu migocze złowróżbny triumf. – Ssijcie jej piersi – zwraca się do swoich usłużnych dziewczynek, przyklękając przede mną na marmurowej posadzce.

Z zapałem wymalowanym na twarzach obie podchodzą do mnie, nie odpuszczając sobie przy tym wepchnięcia swoich świecących pośladków przed twarz Altara.

– Nie chcę, żeby one mnie dotykały – wzbraniam się, gdy osaczają mnie na parapecie. Ignorując moje sprzeciwy, rozpinają pospiesznie zamek mojej sukienki i zdzierają ją ze mnie. Blondynka z rozpalonym pożądaniem wzrokiem sięga do zapięcia stanika. Uwalnia moje piersi i neonoworóżowymi paznokciami wodzi po uwypuklonej brodawce. Jej przyjaciółka natychmiast podąża za słowami Altara i zasysa drugi sutek.

Wiercąc się, zduszam sapnięcie. Nienawidzę mimowolnych reakcji mojego ciała na ich dotyk. Moich napinających i rozluźniających się naprzemiennie mięśni i pulsowania w dole brzucha.

– One albo ja – odpowiada. Jego źrenice poszerzają się lekko, ale nie tylko z podniecenia. – Wybieraj. – Zahacza palcami o materiał moich majtek i wsuwa pod nie dłoń. Jest pochłonięty bez reszty obserwowaniem swoich coraz bardziej niecierpliwych, agresywnych poczynań. Zatacza kółka na mojej łechtaczce, torturując mnie, dopóki nie ulegam.

– Ty – kapituluję, zaciskając szczękę. Moje biodra same unoszą się i opadają, poszukując kontaktu z jego dłonią, odrobiny ulgi. Mieszanka sprzecznych emocji buzuje we mnie i grozi wybuchem. Złość, pasja, bezradność.

– Podobno mnie nie pragniesz. – Śmieje się donośnie. W poświacie bijącej z czerwonych lamp wygląda jeszcze bardziej przerażająco. – Kłamczucha. – Wsuwa we mnie palec, a ja zachłystuję się oddechem.

Wejdź w swoją rolę. Im szybciej się poddasz, tym szybciej ta farsa się skończy.

Zrób to.

Zrób to!

– Ty i ja – mruczę, zniżając zmysłowo głos. – Ja cię zadowolę. – Odpędzając rodzące się we mnie upokorzenie, łapię za pasek spodni Altara i przyciągam mężczyznę bliżej siebie. Jego twardniejący penis ociera się o wnętrze mojego uda. Owijam ręce wokół jego szyi i podrywam się kilkakrotnie, napierając na jego palec, którym wciąż penetruje moją cipkę.

– Zadowalaj. Jestem cały twój. – Uderza mnie w pośladek, a następnie cofa się o krok i rozkłada oczekująco ramiona. – Precz. Zajmijcie się sobą nawzajem – odprawia niepocieszone prostytutki. Cóż, ponieważ ich mózgi są wielkości ziarnka fasoli, to zawód trwa nie dłużej niż minutę. Potem znów rozlega się irytujący chichot, a Emma i Clara dopadają do siebie w złaknionym, mokrym pocałunku.

– Dłonie czy usta? – pytam Altara, starając się lekceważyć dwie dziwki namiętnie rżnące się na moich oczach.

– To i to, ale chcę skończyć w twojej ciasnej cipce. – Koniuszkiem języka muska płatek mojego ucha, a potem popycha mnie w dół. Przyklękając, rozsuwam do końca jego spodnie i ściągam je.

– Oczywiście, panie. – Uśmiecham się, mimo że żołądek zawiązuje mi się w supeł. Obejmuję dłonią jego męskość i gładzę ją pospiesznie palcami.

– I chcę, żebyś mówiła im, co mają robić – mruczy między przekleństwami. Jego ciało tężeje, gdy moje usta oplatają jego penisa.

– Wolę, żeby wyszły.

– Rozkazuj im – kontynuuje, pociągając za kosmyki moich włosów. – Bądź dla mnie bardzo brudną dziewczynką.

– Emma, prawda? – Zerkam na prostytutkę numer jeden. – Podejdź do luster. Clara da ci orgazm oralny, a ty odwdzięczysz się jej, pieprząc ją palcami – oznajmiam, wskazując na rząd wielkich luster połyskujących szkarłatem. Obie kobiety podążają w tamtym kierunku i osuwają się na puchowy dywan. Blondynka opuszcza swoją kwiatową pseudospódniczkę. Przysiada i rozsuwa nogi, ukazując tatuaż przedstawiający srebrzącego się węża, który pnie się od kolana aż do pępka, gdzie sterczą dwa jadowe kły. Jej koleżanka Clara pochyla się nad nią, zarazem zajmując się pieszczeniem własnych piersi, na tyle dużych, że powinny złamać jej kręgosłup.

– Nie dochodźcie, dopóki ona wam nie pozwoli – dodaje Altar. – A ty zerżnij mnie, jak najlepiej potrafisz. – Ponownie wpycha penisa w moje rozchylone wargi.

– Tak? – Wpatrując się w jego wstrząsane dreszczami rozkoszy ciało, biorę jego męskość głębiej w usta i obwodzę językiem całą jej długość. Powtarzam to wielokrotnie, jednocześnie doskonale już wiedząc, co da mu najwięcej przyjemności, dlatego palcami masuję jego jądra.

– Weź mnie w całości. – Jego biodra wyginają się, potem unieruchamia mi głowę, a jego członek uderza w tył mojego gardła, prawie mnie dławiąc.

– Jeszcze? – drażnię się, ssąc go coraz mocniej. Zlizuję perlącą się na szczycie kroplę.

– Smakuje ci? – pyta arogancko. – Wiem, że twój języczek lubi wirować wokół mojego kutasa. – Oczy ma półprzymknięte, pełne perwersyjnych pragnień.

– Z jakiegoś powodu nie pozwalasz na to swoim dziwkom. – Bezwiednie przenoszę wzrok na lustra i patrzę na odbijające się w nich wyuzdane sceny.

Piosenka grająca w tle zmienia się na bardziej sprośną, wyzywająca w swoim brzmieniu. Wokalista śpiewa o tym, jak lubi sprawiać przyjemność swojej kobiecie, i nakłania ją do bycia niegrzeczną nie tylko w nocy. Melodyjne brzmienia zdają się jeszcze bardziej nakręcać pieszczące się prostytutki.

Głowa Clary unosi się i opada rytmicznie ukryta między udami Emmy, jej ciemne włosy rozsypują się na dywanie, częściowo chowając zarumienioną twarz. Jedna z jej rąk nieprzerwanie szczypie brodawki blondynki, druga natomiast pomaga ustom dawać jej rozkosz. Umiejętnymi ruchami głaszcze jej wzgórek łonowy, a uszminkowane usta lśnią teraz od dowodów podniecenia.

– Ciaśniej – napomina mnie Altar, wyrywając z dziwacznego transu. Zaciska palce na mojej poluzowanej pięści, ponownie zagłębiając w niej swojego fiuta. – Bo tylko ciebie lubię widzieć przed sobą na kolanach. Tylko ty ssiesz mnie tak, jakby zależał od tego twój kolejny oddech – podejmuje wcześniejszy wątek.

Bo zależy.

– Zamieńcie się – zwracam się do prostytutek. – Teraz jej kolej, by patrzeć.

Obie bezzwłocznie wykonują polecenie. Brunetka opada na plecy i przyciąga usta drugiej do pocałunku. Ich języki plączą się, walczą ze sobą, czyniąc z tego prawdziwe widowisko.

Kierowana niewytłumaczalnym impulsem ponownie biorę w usta członek Altara. Jego nadal oplatająca mnie dłoń narzuca prędkość i steruje ruchami moich warg, a biodra falują w przód i tył. Coraz szybciej i szybciej.

– Wystarczy. – Odsuwa się nagle. – Błagaj, bym cię zerżnął – żąda przez zaciśnięte zęby.

– Błagam.

– O co?

– Błagam, zerżnij mnie. – Przerywam na sekundę. – Panie.

– Pragnę dojść – pojękuje któraś, zanim jej głos przechodzi w rozpaczliwy krzyk.

– Cisza. Martwa, kurwa, cisza. Ja się nie powtarzam. – Zagniewany tembr głosu Altara przeszywa pomieszczenie jak błyskawica i zostawia po sobie idealne milczenie. – Pochyl się nad oparciem kanapy, wezmę cię od tyłu. – Nie czekając na moją reakcję, podrywa mnie z posadzki, odwraca, a potem wchodzi we mnie jednym, mocnym pchnięciem. Wciągam ze świstem powietrze, na ślepo szukając skórzanego mebla, by utrzymać równowagę. – Chcę słyszeć, że jest ci dobrze. Lubisz tak? – pyta, kiedy zaczyna się poruszać. Wdziera się do mojego wnętrza raz za razem. Nie sili się na jakąkolwiek łagodność.

– Tak, proszę. – Ostre pchnięcia niemal mnie rozrywają, sprawiają ból. Są niczym przypieczętowanie jego prawa własności wobec mnie. Na swoich plecach czuję tężejące mięśnie brzucha, a moje ramiona smaga gorący oddech. Altar przyciska mnie do kanapy swoim torsem, ociera się erekcją o moje pośladki.

– A tak? – Oplata palce jednej dłoni wokół pukli moich włosów i pociąga za nie, odsłaniając zroszoną potem szyję. Kąsa i liże wrażliwą skórę, a opuszka kciuka drugiej ręki trze moją łechtaczkę. Ciało mnie zdradza, reaguję na jego dotyk, robię się wilgotna.

– Lubię wszystko, cokolwiek zrobisz, będąc we mnie – mamroczę, podłapując narzucony przez niego rytm.

– Chcesz, żebym przestał? – Wpija palce w moją szyję i głaszcze ją prawie czule. – Chcesz? – Zacieśnia uścisk, lekko mnie podduszając. Wiercę się przy nim i choć tego nienawidzę, jakaś część mnie naprawdę błaga o spełnienie.

– Och, Boże… – skamle brunetka. Jej talia faluje, dociska się coraz bardziej histerycznie do pożerających jej cipkę ust blondynki. Powoli, nieubłaganie zbliża się do momentu ekstazy.

– Niewyszkolone suki – warczy Altar. W przypływie złości jego palce wrzynają się w moją skórę tak mocno, że nazajutrz mogę spodziewać się kolejnych siniaków.

– Na mnie… – By go ułagodzić, sięgam do tyłu i wczepiam paznokcie w jego barki. – Skup się na mnie.

– Dam ci to, czego chcesz. Zadbam, by twoja dziurka czekała na kolejny raz – szepcze mi do ucha, a jego twarda męskość naciera na moje wejście jeszcze bardziej bezwzględnie. – Dojdź teraz. Dla mnie. – Czuję, jak pulsuje we mnie, zatraca się w pieprzeniu. Dyszy i klnie, a potem kamienieje, by po chwili wypełnić mnie swoim nasieniem. Dochodzi intensywnie, obezwładniając mnie przy kanapie.

– Nie mogę. – Zalewają mnie sprzeczne doznania, rozkosz miesza się ze wstrętem, a w głowie pojawia się milion mętnych myśli, wspomnień. Okrucieństwa. Potem wszystko znika pochłonięte przez obojętność, tak jak za każdym razem, gdy uprawiam seks z Altarem. Nigdy nie udaje mi się skończyć, nigdy nie udaje mi się doświadczyć prawdziwej, czystej rozkoszy.

– Pozwól im dojść.

Spojrzeniem wodzę po pokoju, aż przypominam sobie, że mamy publikę.

– Możecie… możecie już skończyć – jąkam się. Prymitywna gra seksualna między kobietami wymyka się spod kontroli. Obie wzdychają pogrążone w amoku, bezustannie prosząc o spełnienie. W końcu jedna po drugiej osiągają orgazm. Ich ciałami wstrząsają dreszcze skumulowanej przyjemności. Oddechy są niemal spazmatyczne, a oczy zamglone i rozgorączkowane.

– Lubisz mnie drażnić. Staram się dla ciebie, ale ty wciąż robisz ze mnie potwora. – Altar wysuwa się ze mnie, łapie za przegub mojej dłoni i odpycha mnie tak, że prawie wpadam na szklany stolik. – A wiesz, że prawdziwy potwór dawno temu by cię zabił? – krzyczy, ujmując mój podbródek. Jego oczy jarzą się w zapowiedzi ataku. Gdy nie odpowiadam, przyciska moje ciało do zimnej tafli stolika z taką siłą, że zaczynam obawiać się, iż za moment szkło trzaśnie pod moimi plecami, a ja skończę z odłamkami wbitymi w ciało. Nie żeby mi się to wcześniej nie zdarzyło.

– Alt… – próbuję coś powiedzieć, ale wtedy nadchodzi cios, który odrzuca moją głowę na drugi bok. Przez moment jestem zamroczona, a wszystko zdaje się wirować.

– Dlaczego miałbym cię zatrzymywać, skoro setka innych chętniej zajmie twoje miejsce? – Wzburzony głos odbija się echem od ścian. – Bo cię, kurwa, kocham. – Potrząsa mną, co tylko potęguje moje oszołomienie. W jego rękach znikąd pojawia się zamszowy pasek, oplata nim dwukrotnie moją szyję. – Powtórz to. – Pociąga mnie na nogi, a ja robię, co mogę, by utrzymać równowagę. Gdy zbytnio się odsuwam, pętla na moim gardle uniemożliwia mi zaczerpnięcie tlenu.

– Kochasz… mnie.

– Jeszcze raz – nakazuje, pociągając za węzeł. Jego twarz staje się nieczytelna, pusta niczym oblicze szaleńca uwięzionego pomiędzy sobie tylko znanymi wizjami.

– Kochasz mnie.

– A teraz się wynoś. – Wskazuje na drzwi, puszcza pasek. Przez napływające do oczu łzy widzę, jak zasiada w tym samym miejscu co wcześniej i wzywa do siebie prostytutki.

Rozdział trzeci

Jeszcze jakiś czas temu nie posądzałabym siebie o zdolność do tak upiornych pragnień. Jednak po którymś uderzeniu wszystko się zmieniło.

A może stało się tak już po tym pierwszym?

Nie wiem, ale jednego jestem pewna. Każdy kolejny zadany cios pcha mnie coraz głębiej w sidła obłędu.

Siedząc na obrotowym krześle, obserwuję w lustrze swoje pokiereszowane oblicze. Bladą cerę szpecą siniaki i krwawe rozcięcia.

Czasami, gdy patrzę na tę kobietę w zwierciadle, widzę kogoś zupełnie obcego, nieopatrznie uwięzionego w moim ciele. Zdarzało się, że szeptała coś do mnie, nakazywała walkę, odwagę, przetrwanie bez względu na cenę, ale wciąż jeszcze jest zbyt słaba, by przejąć kontrolę. Dobra czy zła, nieważne, bo jest tą częścią mnie, dzięki której w końcu pokonam swojego oprawcę.

– Co się stało tym razem? – pyta z westchnieniem doktor Flynt. Ponownie zerka na moją twarz i się krzywi.

Mam ochotę zanieść się histerycznym śmiechem. Co za absurdalna parodia tocząca się bez końca. Za każdym razem, gdy Altar wzywa do mnie lekarza po tym, jak go znów za bardzo poniesie, ten oto przychodzi i wpisuje w swoje notatki komiczne uzasadnienia moich rozmaitych obrażeń.

A może robi to dla spokoju sumienia? Może wmawia sobie, że te bzdurne zapiski są prawdą, żeby móc spokojnie spać w nocy? Wszyscy, którzy przetaczają się przez ten dom, są sługusami Altara.

– Nie wiem, kończą mi się wymówki – ironizuję. – Może pan mi jakąś podsunie? Logiczną i niebanalną. Nie wpadłam na drzwi. – Zapominając o najgorszej ranie, wzruszam ramionami i od razu tego żałuję. Ból na moment mnie oszołamia, a pod powiekami wzbierają łzy.