Gwiazdy nadziei - I.M. Darkss - ebook + książka

Gwiazdy nadziei ebook

I.M. Darkss

4,3

Opis

On sądzi, że szczęście jest tylko chwilowym złudzeniem, a miłość okrutnym żartem.

Ona będzie chciała to zmienić.

Amara po latach spędzonych w szkołach z internatem wraca do rodzinnego domu. Nie jest to jednak miejsce, w którym czuje się akceptowana. Nigdy nie zaznała rodzinnego ciepła czy wsparcia. Wróciła tylko z jednego powodu. Dla niego. Dla Jaksa. Pokochała go od pierwszego wejrzenia i nigdy nie potrafiła o nim zapomnieć.

Jaks jest mężczyzną z zupełnie innego świata. Zdystansowany i ironiczny właściciel salonu tatuażu, który robi wszystko, by jego relacje z kobietami były krótkie i niezobowiązujące. Nosi w sobie piętno bolesnej przeszłości i wydaje się, że nic i nikt nie jest w stanie się przebić przez pancerz, który przez lata budował.

I wtedy pojawia się Amara. Oboje nie są świadomi tego, że ich drogi splotły się już wcześniej w bardzo dramatycznych okolicznościach…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 556

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (419 ocen)
245
89
55
21
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KamilaCiastko

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna porywająca historia. Nie byłam w stanie się oderwać i musiałam skończyć to w ciągu jednej nocy co skończyło się workami pod oczami. Zdecydowanie jedna z lepszych historii miłosnych budująca napięcie i składająca w całość dwójkę rozbitych bohaterów. 100% na tak!!!
10
Evalia_Shotek

Nie oderwiesz się od lektury

Początek mnie nie porwał ale raczej przez styl pisania. Potem mnie wciągnęło. A potem miałam ochotę rzucić książka o ścianę i równocześnie nie mogłam przestać czytać. Jak narkotyk. I taka jest miłość tej dziewczyny do Jaxa. On jest narkotykiem którego ona potrzebuje. Nie rozumiem jak mogła kochać kogoś taka ślepa miłością w sumie go nie znając. Tu nie ma rozsadku. To jest miłość oparta na przeznaczeniu dusz a tutaj obie mocno zostały zranione i to droga tragedii miała ich połączyć. To nie jest wesoła książka. Taplamy się tutaj po szyję w bólu, rozpaczy, niespełnionej miłości aż do zrozumienia ze nie odpowiada się za wypadki. Nie ponosi winy. Finalnie oboje siebie ratują przez zatraceniem. Nie jest to pozycja dla osób szukających radości i lekkiej lektury. Polecam osobom lubiacym mrok duszy.
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Serdecznie polecam
00
ann8635

Nie oderwiesz się od lektury

WOW❤ Idealny przykład że zawsze warto walczyć o miłość❤
00
Asis1987

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna książka, pełna silnych emocji i wzruszeń.
00

Popularność




I.M. Darkss Gwiazdy nadziei ISBN Copyright © by Daria Jurgielewicz, 2019All rights reserved Redakcja Agnieszka Czapczyk Projekt okładki i stron tytułowych Katarzyna Borkowska / KB.design Opracowanie graficzne i techniczne Teodor Jeske-Choiński Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Dla mojej Mamy. Za to, że nie pozwoliła mi zrezygnować, kiedy chciałam się poddać. Twoje wsparcie jest dla mnie najważniejsze.I dla Oli Szoć. Za masę rzeczy, których nie wymienię. I przede wszystkim dlatego że jesteś ze mną, choć wiesz o mnie już naprawdę wszystko. Nadzieja jest jak gwiazda, a każda gwiazda w końcu się wypala. Moja właśnie zgasła…

Rozdział pierwszy

Rodzinne więzi najlepiej pielęgnować przy wspólnych posiłkach, ale kolacja w moim domu nie temu miała służyć. Kiedy siadam do perfekcyjnie nakrytego stołu, który oprócz potraw zdobi też porcelanowa zastawa, świece i kwiaty, wiem, że za moment będę musiała stawić czoła rzeczywistości. Moja matka niemal od pierwszej chwili wodzi za mną krytycznym wzrokiem. Nie jest zadowolona z mojego stroju. Cóż, jak zawsze. Tracę apetyt na samą myśl o tym, co zaraz nastąpi. To nie jest prawdziwy dom: bezpieczeństwo, wyrozumiałość, wsparcie, miłość, opieka. Nie, nie w tym miejscu. Tutaj nigdy nie czułam się ważna.

— Jak ty wyglądasz? Nie możesz chociaż na kolacji z rodziną prezentować się odpowiednio? Naprawdę tak wiele wymagam? — pyta z dezaprobatą i posyła mi zimne spojrzenie. Bijące od niej rozczarowanie jest niemal namacalne. Tego się właśnie spodziewałam, co jednak nie zmniejsza bólu, jaki budzi we mnie jej reakcja.

— Mamo, proszę. Dopiero przyjechałam, jestem zmęczona, a to tylko kolacja. Przecież nic takiego się nie stało. — Biorę sztućce i nakładam na talerzyk sałatkę z owocami morza.

— Właśnie, dopiero przyjechałaś, a już okazujesz nam brak szacunku. Co mają znaczyć te paznokcie? Wyglądają okropnie, mam nadzieję, że zaraz po posiłku zamówisz wizytę w salonie i coś z nimi zrobisz. — Jej ton nie pozostawia miejsca na sprzeciw.

Oczywiście. Moje ciuchy, paznokcie, co jeszcze? Mama stawia na klasyczną elegancję, a na każdym z moich paznokci jest kilka kolorów. Spoglądam na swoje dłonie i na manicure, który bardzo mi się podoba. Uwielbiam barwy, ale pewnie powinnam była wybrać inną kolorystykę na powrót do domu, wiedząc, że rodzice nie aprobują takiej pstrokacizny.

— Przykro mi, nie zamierzam ci odmawiać szacunku, ale moje paznokcie mają podobać się mnie — odpowiadam delikatnie. Nie chcę się kłócić, ale wiem, że nie mogę odpuścić. Nie zamierzam. Gdy wkładam do ust widelczyk z sałatką, moja matka niespodziewanie uderza dłonią o stół. Pospiesznie podnoszę na nią wzrok.

— Nie zamierzasz nawet zaczekać z jedzeniem, dopóki wszyscy nie usiądą do kolacji? Czy ty się kiedykolwiek czegoś nauczysz? — Rzuca białą serwetkę na stół, aby podkreślić swoją wściekłość, i znika w kuchni. Nie mam siły. Dlaczego muszę to wszystko znosić? Mój widelec ląduje z głośnym trzaskiem w miseczce z przekąską.

— Proszę, proszę. Witaj, siostrzyczko. — Głos Emily zaskakuje mnie, brzmiąc gdzieś za moimi plecami. Jej usta muskają mój policzek i układają się w słodkim, ale nieszczerym uśmiechu, kiedy siada obok mnie. — Jak było we Włoszech? Powinnam się tam wybrać? — dopytuje z entuzjazmem. Wygląda niesamowicie. Idealnie. Doskonale. Perfekcyjnie. Zupełne przeciwieństwo mnie. Jej jasnobrązowe włosy — dokładnie jak u naszej matki — są splecione w piękny warkocz francuski. Efektowny i elegancki jak ona cała. Strój ma stonowany, w barwach bieli i granatu.

— Tak, zachwycające miejsce. Niezwykle piękne, na pewno ci się spodoba — odpowiadam i popijam wodę z plasterkiem pomarańczy umieszczonym na ściance kieliszka. Nie chcę z nią rozmawiać. Jestem pewna, że za chwilę powie coś o Jaksie, tylko po to, aby mnie zranić i zakpić z moich uczuć. Jeśli się zorientuje, że nadal darzę go miłością, wykorzysta każdą okazję, aby mi wytknąć, że to, czego pragnę, należy do niej. Nie zrezygnuje z zaznaczenia, że jest lepsza ode mnie, i Jaks, jak każdy, zdaje sobie z tego sprawę.

— A jak mężczyźni? Poznałaś jakiegoś przystojnego, gorącego Włocha, który zdobył twoje serce? — Obdarowuje mnie pełnym zaintrygowania spojrzeniem i prowokacyjnym uśmiechem. Tak, wiem, do czego zmierza. — Gdybym była na twoim miejscu, skorzystałabym z takiej okazji, ale studia medyczne pochłaniają większość mojego czasu, a resztę poświęcam mojemu seksownemu tatuażyście. Ja i Jaks jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata, wiesz? On jest bezkonkurencyjny w dostarczaniu mi rozrywki — kontynuuje z zachwytem, a pod jej uśmiechem niewinnym jak u aniołka kryją się perfidia i obłuda. Bezczelna hipokrytka. Zaciskam dłonie w pięści i ostatkiem sił zmuszam się do zachowania spokoju. Nie dam się sprowokować. Wytrzymam to. Muszę. Odwdzięczam się mojej siostrze równie sztucznym uśmiechem i znów upijam łyk wody.

— Cieszę się, że się wam układa. — Na szczęście mój ton maskuje buzujące we mnie emocje.

— Układa? Można to tak określić, ale moja seksowna zabaweczka powoli zaczyna mnie nudzić. Jeśli nadal jesteś nim zainteresowana, mogę ci go odstąpić i udzielić kilku przydatnych rad. Wiem, co lubi — szepcze, jakby chciała zdradzić mi jakąś wielką tajemnicę, a ja staram się lekceważyć ból narastający w moim wnętrzu. Nie powinnam tak reagować. Nie powinnam się tak czuć. To było tylko dziewięć tygodni, podczas których tak naprawdę nic się między nami nie wydarzyło. Mam ochotę powiedzieć jej kilka słów. Wykrzyczeć jej wszystko w twarz, ale wiem, że właśnie tego chce, a ja nie mogę dać jej satysfakcji.

— Twoje sugestie nie mają podstaw, Emily. — Mój głos brzmi ostrzej, niż chciałam, ale ukrywam to pod obojętnym spojrzeniem.

— Naprawdę? Więc kiedy skończę z Jaksem, nie zechcesz wskoczyć na moje miejsce? Lepiej to przemyśl, bo moje przyjaciółki ustawiają się już w kolejce, ale jako moja siostrzyczka masz pierwszeństwo. Powinnyśmy się wszystkim dzielić, nie sądzisz?

— Dość! Wystarczy! Jesteś zwykłą oszustką. Nie zasługujesz na niego i on w końcu to zrozumie! — krzyczę ogarnięta wściek­łością. To by było tyle, jeśli chodzi o moje opanowanie, a swoim wybuchem udowodniłam jej, że ma rację.

— I co wtedy? Pocieszysz go? Liczysz na to, że dotrze do niego, że powinien wybrać ciebie? — Śmieje się cynicznie i wydaje się zachwycona, że może mnie poniżyć. — Nie licz na to, kochanie, jeśli Jaks może mieć mnie, nigdy nie spojrzy na ciebie. Daj spokój, chyba jesteś na tyle mądra, by wiedzieć, że przy mnie jesteś nikim. — Pochyla się lekko w moją stronę. — Skończysz jak Aleks, bo nie wiesz, co naprawdę liczy się w życiu. — Mruga do mnie, a z jej twarzy emanuje zwycięstwo. Unosi swój kieliszek w geście wznoszenia toastu, jakby chciała opić moją klęskę. Natychmiast wstaję od stołu. Muszę stąd wyjść.

— Jeśli myślisz, że chcę się do ciebie upodobnić, to jesteś w błędzie. — Odwracam się, by odejść. Nie chcę się zastanawiać, ile prawdy jest w moich słowach.

— Mimo że to ja mam Jaksa?! — kpi ponownie. Wypuszczam głośno powietrze. Chciałabym zniknąć. Wbiegam na schody, które prowadzą do mojego pokoju.

— Amara? Gdzie się wybierasz? Siadaj, ojciec już idzie. — Zatrzymuje mnie głos mojej matki. Nie wydaje się zadowolona.

— Boli mnie głowa i jestem zmęczona. Przepraszam, ale chcę się już położyć — odpowiadam, nie odwracając się w jej stronę.

— Wykluczone. I patrz na mnie, kiedy do mnie mówisz. — Jej ton jest teraz zniecierpliwiony. Zupełnie jakby fakt, że tu z nimi jestem, był dla niej karą. Posłusznie spoglądam na matkę. Mam ochotę ją zignorować, ale wiem, że to tylko zaostrzyłoby konflikt, a tego nie zniosę.

— Mamo, proszę…

— Skończyłam. — Przerywa mi władczo i odchodzi do jadalni. To dopiero początek, a ja już jestem wyczerpana i gotowa na wszystko, by się stąd wydostać. Niechętnie wracam do stołu i zajmuję poprzednie miejsce, lekceważąc jednocześnie Emily. Oby tylko już zostawiła temat Jaksa w spokoju.

— Wspaniale to wygląda — ogłasza z aprobatą tata, stając w drzwiach. — Dobry wieczór wszystkim — dodaje, podchodząc do mamy i całując ją na powitanie w dłoń. Następnie obdarza pocałunkiem najpierw moją siostrę, a później mnie. Różnica polega tylko na tym, że nas całuje w policzek. Później zajmuje miejsce u szczytu stołu. Nalewa do kieliszka mamy odrobinę wina i pyta wzrokiem mnie i moją siostrę, czy też mamy ochotę. Ja odmawiam, Emily nie.

— Wystarczy, dziękuję — mówi, kosztując alkoholu.

— Jak studia, kochanie? — Głos znów zabiera Sarah Moore, pani domu. Jej pozornie zwyczajne pytanie zawiera przesłankę dla mnie. Zaznacza, że woli rozmawiać o osiągnięciach swojej cudownej córki niż o mnie, choć ja wróciłam kilka godzin temu. To nie jest przyjemne uczucie być niczym intruz i ciężar we własnym domu, wśród rodziny, ale już się przyzwyczaiłam.

— Ciężkie, pochłaniają mnie bez reszty, ale jestem zadowolona. Amara też będzie. — Zwinnie przekierowuje rozmowę na mnie. Cudownie. Robi to celowo, bo wie, że nie mam zamiaru zgodzić się na studia medyczne. Pierwszego dnia mojego pobytu w domu chce skłócić mnie z rodzicami, co pewnie nie będzie trudne.

— Jestem pewna. Bierz przykład z Emily. Kiedy pójdziesz na studia, twoja siostra cię wesprze. — Uśmiecha się do mnie nikle, zupełnie jakby sprawiało jej to trudność, a kiedy spogląda na moją siostrę, jaśnieje dumą. Bierz przykład z Emily. Zachowuj się jak Emily. Bądź Emily. Ignoruję ostatnią uwagę matki. Skupiam się wyłącznie na tym, aby dotrwać do końca tego śmiesznego wieczoru. — Poznałaś już Brada? Syn Nicolasów to doskonała partia. Bylibyście cudowni razem. Co o nim myślisz? — ciągnie, zwracając się do mojej starszej siostry. Mnie nigdy nie pyta o zdanie. Zresztą dlaczego miałaby to robić?

— Tak, jest niesamowity. Przystojny, inteligentny, z klasą i wysoką pozycją. Umówiliśmy się ostatnio na kawę i bardzo miło spędziłam ten czas. Myślę, że on podziela moje zainteresowanie. — Na twarzy Emily pojawia się ekscytacja i satysfakcja. Jej dwulicowość nie zna granic.

— Umawiasz się z innym mężczyzną, chociaż jesteś w stałym związku? Jak możesz być taka podła? — wytykam, zanim zdążę się powstrzymać. Uśpiona wcześniej złość wraca do życia i przejmuje nade mną kontrolę. Nawet nie żałuję wypowiedzianych słów, bo Emily na nie zasługuje.

— Amaro, natychmiast przeproś siostrę — żąda matka i przeszywa mnie wzrokiem pełnym gniewu.

— Nie zamierzam — odmawiam równie ostro. Może reaguję zbyt emocjonalnie, ale to bez znaczenia. Liczy się to, że oni nie będą za mnie decydować.

— Uważam, że powinnaś spełnić prośbę matki. To było nie na miejscu. — Tym razem odzywa się ojciec. Wpatruje się we mnie nieustępliwie.

— W porządku, mamo, tato. Nic się nie stało. Naprawdę. Wszyscy wiemy, dlaczego tak się unosi. — W głosie Emily pobrzmiewa irracjonalne rozbawienie. Bawi się moim kosztem. Mam dość jej insynuacji i wykorzystywania każdej okazji, by wyprowadzić mnie z równowagi. Mam dość tego domu. Jeśli choć przez chwilę wmawiałam sobie, że to zniosę, moje złudzenia właśnie się ulotniły. To będzie piekło. Wstaję od stołu, nie zwracając uwagi na potępiające spojrzenia rodziców.

— Tak, masz rację, Emily. Trudno nie zauważyć, że zachowujesz się jak dziwka — rzucam, odchodząc. Chwytam moją intensywnie pomarańczową kurtkę i wychodzę w mrok. Pierwsza bitwa: idealna rodzinka kontra nieidealna Amara zakończyła się moją porażką. Teraz najważniejsze jest dla mnie, aby spotkać się wreszcie z bratem. I zobaczyć jego.

Rozdział drugi

Emocje krzyczą we mnie, pozbawiając zdolności logicznego myślenia. Nie wiem, czy jestem bardziej podekscytowana, czy przerażona. Chcę go zobaczyć. Od kilkunastu minut stoję przed drzwiami salonu Tattoo&Fire, którego Jaks Traviss jest właścicielem, i nie potrafię się zmusić do przekroczenia progu. Boję się własnych reakcji i tego, jak się poczuję, kiedy na niego spojrzę. Wciągam uspokajająco powietrze i pcham ciężkie drzwi. I oto jestem w miejscu, które od kilku lat jest życiem mojego brata. Nic się nie zmieniło, od kiedy byłam tu po raz ostatni. Wielka sala z wieloma stanowiskami dla pracowników. Na ścianach setki wzorów dla klientów, zarówno kolorowych, jak i czarnych. W tle muzyka, chyba rock, i ciche brzęczenie maszynek z kilku stanowisk. Powinni już zamykać, ale z tego, co wiem, Jaks i jego pracownicy nigdy nie odmawiali klientom, nawet jeśli musieli zostać do późna.

Nie widzę nigdzie ani mojego brata, ani Jaksa. Zauważam natomiast dwóch mężczyzn i kobietę na stanowiskach w prawym rogu pomieszczenia. Dziewczyna z dredami lekko się krzywi, kiedy jeden z pracowników Jaksa pochyla się nad jej ramieniem. Jego ramiona w całości są pokryte kolorowymi tatuażami, jak zresztą większości osób tutaj pracujących. Nie mam pojęcia, kim on jest, bo nie miałam okazji poznać wszystkich zbyt dobrze. Byłam tu zaledwie kilka razy podczas tych dziewięciu tygodni, ale uwagę poświęcałam głównie seksownemu właścicielowi.

— Niemożliwe! — Dobiega mnie głęboki, męski głos, brzmiący gdzieś za mną, a moje ciało natychmiast przeszywa dreszcz. — A jednak. Czym zasłużyłem sobie na taki zaszczyt, Rainbow? — Instynktownie napinam wszystkie mięśnie. Nie potrafię walczyć z falą gorąca wypełniającą mnie niemal po opuszki palców i burzą uczuć, jakie eksplodują w moim wnętrzu niczym niezapowiedziane fajerwerki. Jasne, przeszło mi. Jak cholera. Odwracam się w stronę źródła głosu i zamieram, kiedy spotykam spojrzenie bursztynowych oczu, w których błyszczy tak dobrze mi znana kusząca, nieokiełznana moc. Chyba zapomniałam, jak się oddycha. Niemożliwe, żeby nadal był taki cudowny. Niemożliwe, abym nadal tak na niego reagowała.

Rainbow to pseudonim, jaki przypisał mi Jaks już przy pierwszym spotkaniu. Odzwierciedla moje uwielbienie do kolorów. W mojej garderobie nie ma nic czarnego, kocham żywe barwy, nigdy się z tym nie kryłam, choć moja rodzina dostaje z tego powodu szału.

Nie potrafię oderwać od niego wzroku ani wydusić z siebie choćby słowa. Powinnam coś powiedzieć, bo jeśli nadal będę milczeć, zrobię z siebie idiotkę, tymczasem tylko się w niego wpatruję, a właściwie — gapię się. Jego mięśnie opina czarny podkoszulek, odsłaniając pokryte niezwykłymi wzorami ramiona. Większość tatuaży jest czarna, ale te z akcentami kolorystycznymi nie mogłyby prezentować się lepiej. Ciemne włosy ma równie nieujarzmione jak osobowość i duszę. Delikatny zarost okalający jego szczękę i idealne usta, które teraz układają się w prowokującym uśmiechu, dodają mu męskości.

Przestań się gapić i powiedz coś!

— Wróciłam dzisiaj. Przyszłam zobaczyć się z bratem. — Mój głos jest tak zachrypnięty i słaby, że z pewnością brzmi żałośnie. Kretynka! Nich szlag trafi te emocje.

— O nie! — woła rozbawiony i kręci głową dla podkreślenia sprzeciwu. — Nie pozwolę ci się z nim zobaczyć, dopóki nie przywitasz mnie należycie. — Podchodzi z tym zniewalającym, nieco aroganckim błyskiem w oczach i rozkłada szerokie ramiona. — No dalej, Rainbow. Ja tu rządzę, więc musisz mi się podporządkować — żartuje, a jego głos naznacza wyzywająca nuta. Mam go dotknąć? Ogień podniecenia wybucha w mojej krwi na samą myśl o tej bliskości. Jak mogłabym mu odmówić? Nie potrafię, a jednak nadal stoję niemal skamieniała. Nie mam odwagi na ten gest.

— Nic się nie zmieniłeś. Cholerny prowokator — mówię z udawanym oburzeniem, choć muszę walczyć z uśmiechem. Zupełnie bez ostrzeżenia przestrzeń wypełnia jego głęboki i słodki śmiech, który pobudza do życia każdą część mojego ciała. Przyciąga mnie w swoje ramiona i obejmuje delikatnie. Z trudem łapię powietrze i przylegam do niego. Natychmiast czuję świeży zapach jego perfum, wyjątkowy i obezwładniający. Otula moje zmysły i doprowadza nieomal do szaleństwa. Mam ochotę już nigdy go nie puszczać. Zostać tak blisko niego już na zawsze. Ciało przy ciele.

— Ty też nic się nie zmieniłaś. Jesteś dokładnie taka, jaką cię zapamiętałem. Malutka, urocza i kolorowa — szepcze przy moim uchu, a jego oddech owiewa skórę na mojej szyi, wywołując kolejną falę gorąca i rozkosznych dreszczy. Jeszcze chwila, a zacznę drżeć. Palcem wskazuje na swój policzek, domagając się pocałunku, a ja natychmiast spełniam jego polecenie.

— Nie jestem pewien, ale to chyba mnie powinnaś objąć najpierw, w końcu jestem twoim bratem. — Na dźwięk głosu Aleksa odsuwam się od Jaksa tak szybko, jak tylko to możliwe. Jestem pewna, że kleiłam się do niego zdecydowanie zbyt długo jak na zwykłą znajomą. To takie żenujące, że nie potrafię nad sobą zapanować.

— Aleks — piszczę i rzucam się w jego stronę. Mam nadzieję, że nie widzi mojego poruszenia wywołanego bliskością Jaksa. Oplatam dłońmi jego szyję, a nogi zaczepiam wokół jego pasa. Ukrywam twarz w zagłębieniu jego karku i śmieję się radośnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniłam, aż do tego momentu. Mój wspaniały braciszek. Jedyna osoba, która mnie akceptuje, wspiera i kocha. Jedyna, która nie próbuje mnie zmieniać. Kocham go za to bezgranicznie. Nie poradziłabym sobie w tym bagnie zwanym rodziną, gdyby nie on. — Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mi ciebie brakowało.

— Chyba ci wybaczam. — Śmieje się rozbawiony moim zachowaniem, a później całuje mnie w czoło i stawia na podłodze. — Ja też za tobą tęskniłem. Dobrze, że już wróciłaś.

— Teraz ja się zastanawiam, czy nie powinienem się obrazić. Dlaczego mnie nie powitałaś tak entuzjastyczne? Musiałem cię zmusić, żebyś mnie objęła — wtrąca Jaks, starając się wyglądać na zawiedzionego. Wcale nie musiał mnie zmuszać. Nie, ani trochę. Gdyby tylko wiedział, co ze mną robi. Ale się nie dowie. Nigdy.

— Po prostu mnie sparaliżowało na twój widok. — Usiłuję wlać w swój ton odrobinę kpiny, choć to zwyczajnie prawda.

— Miałem nadzieję, że ktoś utemperował twój charakterek, ale się zawiodłem. Jesteś równie pyskata, jak rok temu. — Droczy się ze mną, a na jego twarzy wciąż widnieje uśmiech, którym mógłby zdobyć serce każdej kobiety. I pewnie zdobywa, choć nawet nie jest tego świadomy. Nie byłam tu wiele razy, ale i tak zdążyłam zauważyć, że większość przychodzących tu kobiet zjawia się w salonie nie dla tatuażu, tylko dla personelu.

— Przyzwyczajaj się, bo to nigdy nie ulegnie zmianie, a teraz będę tutaj częstym gościem, żeby móc cię dręczyć — ripostuję z niewinnym uśmiechem i w geście wyższości władczo odrzucam swoje czarne włosy na plecy. Widzę, że Jaks znów usiłuje hamować śmiech, i nie potrafię oderwać wzroku od jego twarzy. Jego roześmiane oczy mnie hipnotyzują. Uwielbiam go takiego beztroskiego i prawdziwego. On nie dba o opinię innych. Mówi to, co myśli, i robi to, na co ma ochotę.

— Moi chłopcy mnie obronią. Męska solidarność. — Puka się w pierś, aby nadać wyrazu słowom, a ja stawiam krok w jego stronę.

— Uwierz mi, znam sposób, żeby poradzić sobie z twoimi chłopcami i męską solidarnością — ostrzegam dumnie. — Powiedzmy sobie szczerze, kiedy którykolwiek z twoich pracowników ma do wyboru mnie lub ciebie, to… Cóż, resztę sobie dopowiedz. — Próbuję zachować powagę i rozsądek, kiedy pomieszczenie wypełnia mój ulubiony dźwięk — śmiech Jaksa. Kręci z rezygnacją głową i skupia na mnie swoją uwagę. Coś rozbłyska w jego spojrzeniu. Nie rozbawienie, coś innego, ale nie jestem w stanie tego nazwać.

— Jesteś bezkonkurencyjna, Rainbow.

— Wiem — mówię natychmiast, choć to kłamstwo. Moją konkurencją jest chociażby Emily i pewnie wiele innych kobiet, o których nawet nie chcę myśleć, ponieważ to i tak bez znaczenia. Jaks nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak bym chciała. Ta wiedza wcale nie niszczy mojego podekscytowania i wybuchu radości za każdym razem, kiedy nazwie mnie Tęczą. To głupie, ale uwielbiam, kiedy tak się do mnie zwraca, i czuję się wyjątkowa, bo to on nadał mi to przezwisko, a w połączeniu ze słowami, które wypowiedział, sprawia, że mam ochotę skakać ze szczęścia jak mała dziewczynka. Zarazem wiem, że moja radość jest bezpodstawna, bo mówiąc to, nie miał na myśli tego, co chciałabym, aby miał.

Uch… Naprawdę muszę się opanować.

Czuję, że ktoś ciągnie mnie za nadgarstek. Zerkam przez ramię i widzę swojego brata, który prowadzi mnie w stronę jednej ze skórzanych kanap. Siadam obok niego i próbuję pozbyć się pustki z głowy. Powinnam porozmawiać z Aleksem, po to tu przyszłam, a nie po to, aby uganiać się za facetem, który woli moją siostrę. Czuję się podle, bo nawet jeśli Emily nie kocha Jaksa, to jest moją siostrą, a ja nie powinnam pragnąć, żeby Jaks wybrał mnie zamiast niej, ale pragnę. Bardzo.

— Zaraz kończymy, większość już wyszła. Czekamy tylko, aż Mark i Rina skończą — tłumaczy Aleks i rzuca krótkie spojrzenie na mężczyznę, który wcześniej przykuł mój wzrok. Domyślam się, że to właśnie Mark. Dostrzegam obok niego niziutką blondynkę, której włosy są z jednej strony wystrzyżone, a z drugiej przechodzą w długi warkocz z niebieskimi pasemkami. Na prawym nadgarstku ma mnóstwo różnych bransoletek. Musiała być tam cały czas i tatuować plecy postawnego mężczyzny po czterdziestce, z kozią bródką, ale wcześniej jej nie zauważyłam, bo zza swojego klienta jest wręcz niedostrzegalna. Już wcześniej ją poznałam. Jest przeuroczą osobą o niezwykle pozytywnym nastawieniu do świata i do ludzi, ale jeśli ktoś ją wkurzy, potrafi nieźle przygadać. Wiem, że ma całkiem szeroki zasób niecenzuralnych słów w swojej z pozoru niewinnej główce.

— W porządku. Chciałam przyjść wcześniej, ale sytuacja w domu mi nie pozwoliła. — Mimowolnie się krzywię na wspomnienie o kolacji. Nie chcę tam wracać na choćby pięć minut, a co dopiero zamieszkać.

— Już dali ci popalić? — pyta, a na jego twarzy maluje się współczucie i zrozumienie. On doskonale wie, do czego są zdolni rodzice, kiedy ktoś im się nie podporządkuje. — Dlaczego nie zadzwoniłaś po lądowaniu? Odebrałbym cię i zabrał do siebie.

— Gdybym pojechała do ciebie zamiast do nich, wściekliby się jeszcze bardziej. Na ciebie i na mnie. Wiesz, jacy są. — Spuszczam wzrok na swoje splecione dłonie. Nagle dopada mnie przygnębienie. Jak ja mogłam myśleć, że to udźwignę? Wieczne walki i krytykę. Nic więcej mnie tam nie czeka. Doświadczałam tego za każdym razem, kiedy wracałam do domu na czas szkolnych ferii, a teraz będzie znacznie gorzej, bo zostaję na stałe. Ogarnia mnie chęć kupienia biletu na kolejny samolot do następnego kraju. Tak naprawdę poza Aleksem nie mam powodu, by tu być, a on ma już własne życie z narzeczoną.

— Chcesz o tym pogadać? O co poszło tym razem? — Chwyta mnie za rękę, aby dodać mi otuchy, i uśmiecha się pokrzepiająco. Mam ochotę znów go przytulić i wszystko opowiedzieć, ale nie mogę dokładać mu zmartwień po tym, co przeszedł, żeby znaleźć się w tym miejscu. — Słuchaj, wiem, że to trudne, ale sobie poradzisz. Dasz sobie z nimi radę i zawsze możesz na mnie liczyć — dodaje, i jakby czytał w moich myślach, przytula mnie do siebie. — Masz ochotę na herbatę, może jesteś głodna? Mamy tu pełne wyposażenie.

— Nie, dziękuję. Nic takiego się nie stało. Nie przejmuj się. Chciałam cię tylko zobaczyć i zaraz uciekam. Późno już — mówię wymijająco, starając się ukryć niechęć, jaka we mnie narasta. Nie będę się nad sobą użalać.

— Nie musisz iść. Pojedź ze mną, spędzisz noc u nas. Elena się na mnie śmiertelnie obrazi, jeśli się dowie, że się z tobą widziałem i wypuściłem cię do domu, zamiast zawieźć do niej. — Choć stara się przybrać lekki ton, zmartwienie odbija się na jego twarzy, a mnie zalewa poczucie winy, bo znam Aleksa i wiem, że teraz będzie się dręczył tym, jak mnie traktują w domu, a jeśli wciągnie w to Elenę — swoją narzeczoną, z którą się przyjaźnię — to będą się upewniać co godzina, czy sobie radzę, jak się czuję i czy już potrzebuję dostawy litrowych lodów. Nie mogę do tego dopuścić. Aleks nie może myśleć, że musi się mną opiekować. Nie jestem dzieckiem.

— Wiem, że się o mnie troszczysz… że oboje się troszczycie i dziękuję za to, ale sama muszę sobie z tym poradzić — oznajmiam zdecydowanie, bo taka jest prawda. To ja muszę się im przeciwstawić i zawalczyć o swoje życie, Aleks nie będzie toczył bojów za mnie. — Na pewno to rozumiesz.

— Rozumiem, ale musisz wiedzieć, że nie jesteś sama.

— Wiem… Wiem — powtarzam cicho. I mam ochotę się wykląć za to, że w moim głosie słychać rozgoryczenie. Aleks przygląda mi się uważnie, jakby nie był przekonany, czy mówię szczerze. Ja też nie jestem tego pewna. I ta myśl mnie przeraża. Nie chcę już być sama. Całe życie byłam sama, daleko od domu. Przerzucana z internatu do internatu, z podróży w podróż, nawet te krótkie przerywniki między szkołą były skracane do minimum i gdzieś mnie wywożono, byle tylko się mnie pozbyć. Biorę głęboki wdech i zamykam na chwilę oczy.

Nie rycz! Tylko nie rycz! Nie bądź głupia. Już to zaakceptowałaś.

— Rainbow? — Jaks pojawia się przede mną zupełnie niespodziewanie, a ja natychmiast otwieram oczy i śledzę wzrokiem jego twarz, która jest zdecydowanie za blisko mojej. Nie narzekam, ale jeśli zaraz się nie odsunie, to mogę zrobić coś bardzo głupiego, na przykład zmniejszyć, a raczej wyzerować dystans między nami i go pocałować. Mam na to cholernie wielką ochotę. — Skoro już tu jesteś, to pogadajmy o interesach — kontynuuje z dziwnie zadowolonym uśmiechem i siada naprzeciwko mnie.

O interesach? Co on znowu wymyślił?

— To znaczy? — pytam, starając się unormować oddech i rytm serca, które obecnie bije własne rekordy prędkości. Czy on nie jest świadomy tego, że tracę przy nim rozum?

— Chcę, żebyś sporządziła dla mnie portfolio z dowolnymi twoimi pracami. Potrzebuję kogoś, kto się zna i ma talent, a ty masz jedno i drugie.

— Już o tym rozmawialiśmy, Jaks, i jak sobie przypominam, odrzuciłam twoją propozycję. Nie będę dla ciebie pracować — odpowiadam uparcie. Nie sądziłam, że nadal będzie do tego wracał, ale i tak nie mogę się zgodzić. Rodzice wyrzuciliby mnie z domu, a ja, gdybym przebywała z nim każdego dnia, na pewno postradałabym zmysły. Nie. Zdecydowanie nie.

— Co musiałbym zrobić, żebyś zmieniła zdanie? — Uśmiecha się przebiegle, a mnie od jego intensywnego spojrzenia zaczyna mrowić skóra.

— Nie ma takiej rzeczy. — Mój głos wcale nie brzmi tak pewnie, jak chciałam.

— Daj mi pięć minut, a przekonam cię do zmiany zdania. — Prowokuje mnie dalej. Sprawia wrażenie zdeterminowanego, ale też rozbawionego. Dałabym mu znacznie więcej, gdyby tylko chciał to przyjąć.

— Jak? — W moim głosie pojawia się wyzywająca nuta, a uśmiech na twarzy Jaksa się poszerza. Podnosi się z kanapy, opiera dłonie na stoliku z ciemnego szkła, który nas dzieli, prostuje ramiona i nachyla się nade mną. Jest taki… Doskonały. I przez kilka sekund nie mam pojęcia, co się dzieje. Co zrobić ani co powiedzieć, po prostu skanuję wzrokiem rysy jego twarzy i usiłuję zatuszować pochłaniającą mnie burzę emocji.

— Przychodzi mi do głowy kilka pomysłów — mruczy zmysłowo i kusząco. Zaraz wybuchnę. Moje ciało napina się niczym struna. — Chcesz sprawdzić?

— Ja tu jestem. A to jest moja siostra, więc uważaj, co robisz, bo mogę na chwilę zapomnieć o łączącej nas od lat przyjaźni. — Aleks przerywa, ale Jaks go ignoruje i mruga do mnie ostentacyjnie, opadając na kanapę. Ja natomiast pragnę w naturalnym odruchu zażenowania schować twarz w dłonie i skulić się w kącie.

Jesteś pieprzoną idiotką, Amaro Moore. Niepodważalnie. Skończoną kretynką. Cholera! Mam ochotę krzyczeć z wściek­łości na siebie. Szkoda, że nie zaczęłam się do niego łasić niczym kotka.

— Co, do diabła, narobiłeś, półgłówku? — krzyczy mała blondyneczka, która już skończyła tatuować swojego klienta, a teraz przygląda się nam z nieskrywaną ciekawością. Piorunuje wzrokiem mojego brata. — To było gorące. Dlaczego im przerwałeś? — wykłóca się dalej, ale ja wiem, dlaczego Aleks to zrobił. Ze względu na mnie i moje uczucia do Jaksa, których jest świadomy. Szukam go wzrokiem i mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę z mojej wdzięczności. Jaks zrobił widowisko, a ja byłam bliska poniżenia się. Muszę obrócić teraz wszystko w żart i jak najszybciej wyjść. Może nie marzę o powrocie do domu, ale to tutaj jestem bardziej narażona i bezbronna. Przy nim. Tutaj moje serce może zostać zmiażdżone, a tego na pewno bym nie zniosła. Zerkam z wymuszonym rozbawieniem na mojego wybawiciela i kata jednocześnie.

— Zacznij teraz — proponuję z odrobiną drwiny.

— Twój brat zniszczył atmosferę. — Rzuca mu gniewne spojrzenie i wygląda na autentycznie oburzonego. Aleks tylko wzrusza ramionami i posyła mi uśmiech pełen dumy. Cieszy się, że nie uciekłam, tylko postanowiłam stawić czoła sytuacji. Mnie zdecydowanie bardziej podoba się pierwsza opcja, ale ona nie wchodzi w grę, jeśli chcę uratować resztki swojej godności.

— Improwizuj — ciągnę wyzywająco. Chciał zabawy, to ją dostanie. Znów na chwilę spogląda na mojego brata, a później wraca do mnie.

— Powiedziałbym, że na twój widok mam o wiele mniejszą ochotę skopać dupę mojemu niesamowitemu przyjacielowi za to, że wystawił mnie w sobotę, wiedząc, że mamy masę pracy. — Patrzy przelotnie na Aleksa, a w jego tonie pobrzmiewa pretensja. — Oraz że te spodnie są niesamowicie seksowne — kończy z uwodzicielskim uśmiechem. Z jakiegoś irracjonalnego powodu zaczynam się śmiać. Może z braku sił na jakiekolwiek dodatkowe wrażenia na ten dzień. Może z własnej naiwności. Nie wiem.

— Nie masz granic, prawda?

— Granice są dla słabych ludzi, którzy boją się odkryć, co ich czeka — odpowiada i chociaż jego usta wciąż się rozciągają w uśmiechu, to słyszę w jego głosie powagę i nie potrafię pozbyć się wrażenia, że te słowa mają w sobie ukrytą sugestię. Dla mnie.

— Muszę już lecieć. — Wstaję, a w ślad za mną idą mój brat i Jaks. — Do zobaczenia. — Żegnam wszystkich, podchodząc do drzwi.

— Obiecaj, że się zastanowisz nad tym portfolio. Potrzebuję nowych wzorów i nie mogę patrzeć, jak marnujesz swoje zdolności. — Tym razem w jego głosie nie słychać nic poza szczerością i prośbą, jakby to było dla niego naprawdę ważne. Jest to miłe, bo zawsze chciałam, żeby ktoś docenił moje szkice i malowidła, ale w domu nie mogłam na to liczyć. Dla moich rodziców to tylko żałosne bazgroły.

— Zobaczymy — rzucam z wahaniem, ale posyłam mu pełen wdzięczności uśmiech. Najchętniej obiecałabym, że oddam mu wszystkie swoje prace i narysuję, co tylko zechce. Ponownie spoglądam na mojego brata, który również nie spuszcza ze mnie wzroku i, jak mi się wydaje, próbuje wybadać moje samopoczucie. Gestem dłoni pokazuje, że mam zadzwonić, kiedy dojadę do domu, i już jestem pewna, że on zadzwoni pierwszy. — Trzymaj się, szefie — żartuję, otwierając drzwi.

— Słodkich snów, Rainbow.

Rozdział trzeci

Trzeci raz tego dnia przerzucam swoje rzeczy, które zostawiłam w pokoju przed wyjazdem do Europy, ale nic z tego. Nie ma ich, jak zwykle. Na pewno rodzice pozbyli się wszystkich moich szkiców. Robią tak za każdym razem, kiedy wyjeżdżam. Przed wyjazdem na ścianach w pokoju powiesiłam kilkanaście kolorowych prac, ale kiedy wróciłam, ich już nie było. Łudziłam się, że może mama schowała je do którejś z szafek, ale teraz jestem pewna, że się ich pozbyła. Mój pokój przypomina bardziej celę niż sypialnię. Ściany są w trzech kolorach — szarym, białym i bordowym. Nudno, smutno i bez życia. Muszę kupić kilka kolorowych ozdób, bez względu na to, co myślą o tym rodzice. Jeśli mam tu mieszkać, chcę wlać w ten pokój trochę ciepła.

Rozdrażniona do granic możliwości zatrzaskuję ostatnią szafkę. Tyle mojej pracy i czasu na marne. Mam wielką ochotę w coś uderzyć. Dźwięki delikatnej muzyki z mojego laptopa zakłóca pukanie do drzwi. Najchętniej bym to zignorowała, udawała, że śpię. Cokolwiek.

— Proszę — wołam bez entuzjazmu. Biorę jedną z książek leżących na biurku i siadam na ogromnym łóżku z jedwabną pościelą. Drzwi się uchylają, a do środka wchodzi Emily. Wygląda, jakby bawił ją jakiś świetny żart. To nie wróży dobrze.

— Cześć, siostrzyczko, jak ci mija dzień? — pyta niewinnie i uśmiecha się promiennie, ale jej oczy zdradzają prawdę. Pozostają zimne, jak ona cała.

— Przejdź do rzeczy, nie mam czasu. — Opuszczam wzrok na książkę, mając nadzieję, że dotrze do niej, iż nie mam nastroju na pogawędki.

— Aleś ty milutka, a ja mam dla ciebie niespodziankę. — Jej spojrzenie błyszczy przebiegle i zaczynam się niepokoić.

— Jaką niespodziankę? Mów jaśniej — rzucam, próbując odczytać znaki z jej twarzy, ale nie widzę nic poza satysfakcją i dziwną ekscytacją. Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, co doprowadziło ją do takiego stanu.

— Już jest wolny. Możesz teraz bez wyrzutów sumienia sięgnąć po moją seksowną zabaweczkę. Oddaję ci go. — Uśmiecha się jeszcze szerzej i mruga do mnie, jakby z życzliwości miała podzielić się ze mną czymś niesłychanie cennym.

— Co? O czym ty mówisz? — pytam zaniepokojona, a w piersi czuję bolesny ucisk, bo w głębi duszy wiem, co ma na myśli. Zrobiła to. Zostawiła Jaksa… Złamała mu serce.

— Rozstałam się z nim. Jaks jest wolny i teraz możesz próbować sprawić, by cię zauważył. — Śmieje się drwiąco i posyła mi pełne litości spojrzenie. — Wiem, że zawsze tego chciałaś.

— Jak… Jak mogłaś? — Nie wiem, co powiedzieć. Jestem w zbyt wielkim szoku, by pozbierać myśli. W mojej głowie pojawia się twarz Jaksa. Smutnego i załamanego, zranionego po stracie swojej miłości. Ogarnia mnie paraliżujące przygnębienie i współczucie.

— Och, daj spokój — woła znudzona i kręci marudnie głową. — Wyświadczyłam ci przysługę, więc zamiast narzekać, podziękuj mi. Wiesz, że on nie potrafiłby mnie zostawić. Nigdy — akcentuje ostatnie słowo i wiem, że robi to, by zadać mi ból. Uświadomić mi, że Jaks chciałby spędzić życie z nią, nie ze mną. Emily wstaje i idzie do drzwi, ale kiedy ma już przekroczyć próg i zamknąć je za sobą, odwraca się i ponownie spogląda na mnie z szerokim, wyniosłym uśmiechem. — Do dzieła, Rainbow. — Znika za drzwiami, zanim mogę przyswoić ostatnie słowa. Kiedy do mnie docierają, nie jestem w stanie powstrzymać łez. Jest najbardziej zepsutą i zawistną osobą, jaką znam. I jest moją siostrą. Choć nie zawsze była taka, a ja nie mam pojęcia, co ją tak zmieniło, los czy cokolwiek innego. Uwielbia sobie ze mną pogrywać. Wściekła, że nie potrafię zatrzymać rozdzierających mnie emocji, rzucam z całych sił książką o ścianę, a później opadam na łóżko. Już nie walczę, pozwalam łzom płynąć. Tak długo, że tracę poczucie czasu i zasypiam z obrazem cierpiącego Jaksa, czyhającym bezlitośnie w moim umyśle.

***

Ze snu wyrywa mnie dzwoniący telefon. Niechętnie się podnoszę i sięgam po niego. Na wyświetlaczu znów widzę imię mojego brata. Dzwoni do mnie po kilka razy dziennie.

— Aleks, wszystko u mnie w porządku, naprawdę. Możesz się ograniczyć do jednego telefonu dziennie — mamroczę zaspanym, ochrypniętym głosem.

— U ciebie może w porządku, ale u mnie niekoniecznie, a konkretniej… U Jaksa. — Wydaje się niespokojny, wręcz wściek­ły, a ja, przetwarzając jego słowa, przypominam sobie rozmowę z Emily. Natychmiast pochłaniają mnie niepewność i strach, całkowicie odpychając senność na dalszy plan.

— Co z Jaksem? Jak się czuje? — pytam nerwowo.

— Więc już wiesz? — Wzdycha ciężko. — Nie wiem dokładnie. Mówiłem ci, że mam dwudniowy wyjazd i wracam dopiero jutro. Jaks dzwonił do mnie… Jest totalnie zalany i siedzi w jakimś barze. Nie kojarzy nawet, że nie ma mnie w mieście, bo prosił, żebym po niego przyjechał — tłumaczy napiętym głosem i wiem, że się martwi. Jaks jest dla niego jak brat. To on wyciągnął do niego rękę, kiedy rodzice się go wyrzekli. Moje zdenerwowanie przeradza się w panikę. Jaks jest pijany w jakimś barze, a z tego, co wiem, to nie zwykł zachowywać spokoju po alkoholu. Już jako nastolatek wdawał się w liczne bójki. Muszę go znaleźć i mu pomóc.

— Wiesz, gdzie jest? Mogę po niego jechać? — pytam natychmiast.

— Właśnie o to chciałem cię prosić. Ten lokal nazywa się Black World. Znajdziesz go?

— Oczywiście, wiem, gdzie to jest, już po niego jadę. — Chwytam żółty sweter w niebieskie plamy i torebkę.

— Dziękuję. Dopilnuj, proszę, żeby nie zrobił niczego głupiego. — Aleks wypuszcza głośno powietrze i jestem pewna, że masuje się dłonią po twarzy. To jego nerwowy tik. Rozłączam się i idę szybkim krokiem do mojego samochodu. Niepokój nie opuszcza mnie przez całą drogę. Mam tylko nadzieję, że Jaks nie wpakował się w żadne kłopoty ani nie wyładował na nikim swoich emocji.

Kiedy wysiadam z auta, jestem kłębkiem nerwów. Nie chcę dowiedzieć się od jakiegoś barmana, że zjawiłam się za późno i Jaks został już zabrany przez policję za zakłócanie porządku. A jeszcze bardziej nie chcę wejść do środka i zobaczyć jakiejś taniej, łatwej paniusi klejącej się do niego. Wtedy to ja mogłabym zakłócić porządek.

Otwieram drzwi do lokalu i dopada mnie zapach alkoholu wymieszany z drobinkami różnych perfum. Nie jest to przyjemna woń, a od czerwonego światła, które raczej nie rozjaśnia pomieszczenia, zaczyna mi się lekko kręcić w głowie. Nie znoszę takich miejsc. To raczej speluna, a nie lokal. Rozglądam się po wnętrzu, szukając wzrokiem Jaksa. Jest tutaj spory tłum. Ludzie siedzą na kanapach pod ścianą, przy stolikach w rogu i przy barze. Idę w stronę wielkiej, drewnianej lady, która jest zastawiona różnymi trunkami, i właśnie wtedy dostrzegam znajomą sylwetkę. Ma na sobie czarną, skórzaną kurtkę i podarte dżinsy. Ogarnia mnie poczucie nieskończonej ulgi. Jest tu i nie zrobił nic głupiego, ale sądząc po jego postawie, jest kompletnie pijany.

— Jaks — wołam głośno, kiedy staję obok niego. — Zabieram cię do domu.

— Rainbow? — Spogląda na mnie ze zdziwieniem i unosi kąciki ust w uśmiechu. — Co tutaj robisz? Przyszłaś opijać moją klęskę? — dodaje niewyraźnie, a później odwraca się do barmana, zupełnie mnie ignorując. Macha ręką na jednego z mężczyzn za ladą, co zwiastuje chęć zamówienia następnej kolejki. Jednak jeśli to zrobi, to nie zholuję go nawet do samochodu. Błyskawicznie łapię go za rękę, aby go powstrzymać.

— Nie będziesz już pić. Jesteś wystarczająco zalany, Jaks. Chodź ze mną, proszę. Zawiozę cię do domu. — Zachęcam go najłagodniej, jak umiem. Wiem, że jeśli się zdenerwuje, nic nie wskóram.

— Nie napijesz się ze mną? — Zerka na mnie i krzywi się jak mały chłopiec. — Nie wypijesz za największego nieudacznika na świecie? Nawet do tego się nie nadaję? Powiedz szczerze. — Mimo surowych słów jego głos jest słaby, a powodem nie jest nadmiar alkoholu, tylko dzisiejsze zdarzenia i moja siostra.

— Co to za bzdury? Nie wygaduj głupot. Jesteś wspaniały. Proszę, chodź ze mną. Prześpisz się, a jutro będzie nowy dzień. — Kiedy wypowiadam to zdanie, zdaję sobie sprawę, jak żałośnie brzmi. Nie ma słów, które przyniosą mu ukojenie. Nie ma słów, które wyleczą złamane serce.

— Jutro… A co jutro się zmieni? Nic, Rainbow. Jestem kretynem i nie jestem dość dobry dla twojej siostry, prawda? Powinienem to wiedzieć… Ależ jestem głupi. — Żal wylewający się z jego głosu łamie mi serce. Nie wiem, co powiedzieć. Jak mu pomóc. Jestem bezradna.

— Dla mnie jesteś… — Urywam. Nie potrafię dokończyć wyznania. Zresztą, jak miałabym mu to powiedzieć? Dla mnie jesteś najwspanialszą osobą na świecie… Dla mnie jesteś spełnieniem marzeń… Jesteś mężczyzną, który zdobył moje serce jednym spojrzeniem… To wszystko brzmi żałośnie i komicznie. I to zdecydowanie nie powinien być ten moment.

— Koteczku, pozwól, że postawię ci drinka. — Mocny męski głos rozlega się niespodziewanie przy moim uchu. Odwracam się i dostrzegam mężczyznę jeszcze bardziej wstawionego niż Jaks. Jest może przed czterdziestką. Ogolony na łyso, z kolczykiem w lewym uchu. W jego oddechu czuć alkohol i papierosy.

— Nie, dziękuję. Już wychodzę. — Staram się utrzymać uprzejmy ton, choć wcale nie mam na to ochoty.

— Dalej, mała. Napij się ze mną. Gwarantuję, że nie pożałujesz. — Uśmiecha się szeroko, ale ten uśmiech nie wydaje się szczery. Nie jestem głupia i wiem, co znaczy taka zagrywka. Najgorsze jest to, że takich osób nie da się uprzejmie spławić.

— Spieprzaj stąd, człowieku, albo ci pomogę. — Ostrzegawczy i niezwykle ostry głos Jaksa natychmiast zwraca moją uwagę. Kiedy na niego patrzę, widzę, jak wpatruje się wściekle w mojego adoratora. Jego mięśnie twarzy są napięte, a usta zaciśnięte. To znaczy, że jest na granicy eksplozji. Jest bardzo, bardzo źle. Muszę go stąd wyciągnąć, zanim wda się w bijatykę. Dzisiaj nie trzeba mu wiele do tego.

— Nie wtrącaj się, stary. Nie rozmawiam z tobą. — Nieznajomy wydaje się niewzruszony słowami Jaksa i nadal pochłania moje ciało wygłodniałym wzrokiem. To zdecydowanie nie jest pozytywne uczucie.

— Uwierz, że jeszcze się nie wtrąciłem, ale mogę to zrobić, a to raczej by ci się nie spodobało. Dlatego teraz zabierzesz się stąd i poszukasz sobie jakiejś laski na jedną noc, bo ona taka nie jest. A jeśli chociażby spojrzysz w jej stronę, dowiesz się, jak bardzo mogę być nieprzyjemny. — W głosie Jaksa czai się furia i choć pozostaje w bezruchu, mój niepokój sięga zenitu. Na szczęście już po chwili obcy mężczyzna znika w tłumie, a ja wypuszczam wstrzymywane powietrze.

— Chodźmy już stąd… Proszę, nie znoszę takich miejsc. — Niemal go błagam, a on obserwuje mnie przenikliwie przez moment w ciszy. Żałuję, że nie potrafię odczytać jego myśli, tym bardziej że wzrok też nic nie zdradza. Później posłusznie schodzi z wysokiego stołka i zaskakuje mnie tym, że może się utrzymać na nogach i samodzielnie iść.

***

Mam ochotę zmusić Jaksa, żeby dał mi te cholerne klucze, ale on od kilku minut tylko przeklina pod nosem i uparcie twierdzi, że nie jest aż taki pijany i zdoła własnoręcznie trafić do zamka. Może nawet by mu się to udało, ale na klatce schodowej przepaliło się oświetlenie i teraz oboje toniemy w jednolitym mroku. Naprawdę cudowny wieczór.

Kiedy Jaksowi wreszcie udaje się otworzyć drzwi, dziękuję w myślach temu, kto się nad nami ulitował, bo już zaczynałam wątpić, czy dzisiaj dostaniemy się do środka. Jaks sięga dłonią do wewnątrz i zapala światło w przejściu, a później wpuszcza mnie pierwszą do mieszkania. Zdejmuję buty, on zaś idzie do małego saloniku i tam również zapala światło i włącza duży telewizor, a później dosłownie rzuca się na kanapę. Rozglądam się niepewnie i jestem przyjemnie zaskoczona ciepłem i spokojem tego miejsca. To moja pierwsza wizyta. Niejednokrotnie się zastanawiałam, jak mieszka, i tworzyłam w wyobraźni różne wizje tego lokum, ale żadna nie odzwierciedlała rzeczywistości. Sądziłam, że zastanę ogrom ciemnych, ciężkich barw, dziwne obrazy i plakaty i ogólny nieporządek. Jest w końcu facetem i na dodatek tatuażystą. To kolejny przykład tego, jak łatwo można dać się zwieść pozorom.

— Jak ci się podoba moje królestwo? — pyta, wskazując ręką na przestrzeń, i uśmiecha się delikatnie.

— Zaskakująco miłe dla oka. — Odwzajemniam uśmiech i przypatruję się zdjęciom ustawionym na wysokiej półce. Na dwóch są rodzice Jaksa. Na jednym on z ojcem, jako mały chłopiec. Na kolejnym cała rodzina razem. Jego rodzice uśmiechnięci, pełni dumy i Jaks, jeszcze nastolatek, między nimi. Jaks ma wspaniałych rodziców, którzy go zawsze wspierają, a przede wszystkim akceptują i doceniają. Zawsze mu tego zazdrościłam.

— Nie tego się spodziewałaś, tak? Myślałaś, że co tu trzymam? Satanistyczne obrazy? Głowy kurczaków na palu? — żartuje i unosi ciemną brew, patrząc na mnie. Wygląda na bardzo rozbawionego, a to dobrze, zważywszy na nastrój, w jakim był kilkanaście minut temu.

— Być może — kpię lekko, choć szczerze mówiąc, o wiele mniej zdziwiłby mnie drób na palu niż obecna harmonia. — Powinieneś wlać w siebie przynajmniej kilka litrów wody. Zrobię ci gorącą herbatę — dodaję, idąc w stronę, gdzie, jak mi się wydaje, powinna być kuchnia.

— Nie musisz się mną opiekować. Umiem już robić herbatę bez przypalania wody. Przyznaję, że nie było łatwo, ale czajnik elektryczny załatwił sprawę — odpowiada, pojawiając się za mną. Unosi swój ciemnoszary czajnik i wskazuje na niego z wymuszonym uznaniem. — Cud techniki. — Nalewa wodę i włącza, a ja nie mogę się nie zaśmiać. Lubię, kiedy jest taki. — Na co czekasz? Idź i usadź swój tyłek na mojej miłej dla oka kanapie. — Droczy się dalej, a ja, nadal się śmiejąc, wracam do salonu. Na małym stoliku obok sofy dostrzegam jego szkice i bez zastanowienia zaczynam je przeglądać. Jest niesamowicie utalentowany. Nieważne, jakiego rodzaju jego prace oglądałam, za każdym razem byłam pod wrażeniem i nie mogłam oderwać oczu. Teraz jest tak samo. Najbardziej podoba mi się szkic ciemnych, anielskich skrzydeł, oplecionych różnymi misternymi wzorami. Jedynym kolorowym akcentem są układające się na nich czerwone róże. Dokładnie w jego stylu. Wpatruję się w dzieło, póki Jaks nie stawia przede mną filiżanki herbaty.

— To jest przepiękne. Naprawdę niezwykłe — mówię, nie próbując ukryć zachwytu. Zmuszam się, by oderwać wzrok od rysunku i spojrzeć na niego. Obserwuje mnie przez kilka sekund bez słowa, a jego wargi rozciągają się w tym pełnym prowokacji uśmiechu, od którego mam dreszcze.

— Mogę ci to wytatuować, jeśli chcesz — proponuje i siada obok mnie. Muszę przyznać, że czułabym się wyjątkowa, nosząc tatuaż, który on zrobił, zwłaszcza taki, ale gdyby rodzice mnie z nim przyłapali…

— Chcesz, żebym nie miała gdzie mieszkać?

— Nie byłoby tak źle. Mam wolną kanapę. Zapraszam w każdej chwili. — Jego oczy błyszczą rozbawieniem.

— Uważasz, że dałbyś radę ze mną wytrzymać? — Staram się zachować powagę, ale nie wychodzi mi zbyt dobrze, kiedy mogę obserwować Jaksa znów w dobrym nastroju. I niezwykle rozkoszna jest myśl, że w pewnym stopniu poczuł się lepiej dzięki mnie.

— Tego nie powiedziałem, ale staram się być życzliwy — tłumaczy, a ja już nie potrafię nad sobą zapanować i zaczynam chichotać. — Dlaczego to robisz? — dodaje, a jego głos zmienia się na całkowicie poważny. W ciągu sekundy milknę i patrzę na niego, nie rozumiejąc, co ma na myśli.

— Co? — Mój głos brzmi niepewnie przez jego niepokojąco intensywny wzrok, którym śledzi moją twarz. Znów nie mogę złapać oddechu.

— Dlaczego siedzisz tu z takim nieudacznikiem i marnujesz swój czas? — pyta i wydaje się rozgoryczony. Mam ochotę wykrzyczeć, że robię to, bo go kocham. Naprawdę kocham, ale wiem, że nigdy się nie zdobędę na to wyznanie.

— Przestań już z tym nieudacznikiem. Nie jesteś nim. — Cieszę się, że w moim głosie słychać o wiele więcej złości na niego i na jego niedorzeczne słowa niż desperacji, by go przekonać do zmiany zdania.

— Doprawdy? — dopytuje kpiąco. Nie wierzy mi. — Uważasz, że nie muszę się zmieniać? Mogłabyś mnie pokochać? — kontynuuje wyzywająco i nie spuszcza ze mnie wzroku, a ja nie mogę wydobyć z siebie głosu. Co mam powiedzieć? Tak, mogłabym. Nawet już to zrobiłam. Szukam w głowie odpowiednich i bezpiecznych słów, ale nie potrafię ułożyć nic odpowiedniego.

— Jaks…

— Odpowiedz na moje pytanie. — Przerywa mi nieustępliwie. — Mogłabyś zrezygnować z luksusów, jakie masz? Z wystawnych przyjęć? Codziennego menu niczym z pięciogwiazdkowej restauracji? Z mężczyzny z klasą, pozycją i uznaniem — dla mnie? — W jego tonie pojawia się chłód i chyba nawet potępienie. Wiem, że zachowuje się w taki sposób, bo jest przekonany, że nie wybrałabym jego. Myśli tak przez moją siostrę i to budzi we mnie jeszcze większe wzburzenie. Zraniła kogoś, kto był jej oddany, bez wahania.

— Posłuchaj mnie, dobrze? Dla mnie jesteś niesamowitą osobą, Jaks, i absolutnie nie jesteś gorszy od tych ludzi, wśród których się wychowałam. Jesteś wspaniałym człowiekiem, lojalnym przyjacielem i oddanym synem. Mój brat cię uwielbia, poświęciłby dla ciebie życie. Zresztą pewnie tak samo jak inni twoi przyjaciele. Rodzina cię kocha i jest z ciebie dumna. Masz ogromny talent i osiągnąłeś sukces, nie bałeś się sięgać po swoje marzenia. Podziwiam cię i nie ma w tobie nic, co powinieneś zmienić, a jeśli moja siostra tego nie dostrzega, to jej problem — wyznaję szczerze i bez zastanowienia. Bez myśli o konsekwencjach i mimo świadomości, że powinnam się zamknąć po pierwszym zdaniu.

Patrzę w jego oczy z niepewnością i niepokojem. Powiedziałam stanowczo za dużo. Jego wzrok, z którego nie mogę nic wyczytać, jest dla mnie jak najgorszy wyrok. A milczenie tylko nawarstwia moją panikę. Dlaczego jestem przy nim taka słaba? Muszę stąd uciec. Już. Teraz. Natychmiast. Wstaję pospiesznie, ale nie zdążam postawić nawet jednego kroku, bo czuję silny uścisk wokół nadgarstka i zdecydowane szarpnięcie w tył, przez które mimowolnie się odwracam. I wtedy dzieje się coś niemożliwego. Jego usta spadają na moje bez żadnego ostrzeżenia czy zawahania. Przylegają do moich i mam wrażenie, że wszystko wokół mnie płonie. Włącznie ze mną. Zostaję całkowicie pochłonięta przez magię i intensywność tego doznania. Ta chwila to spełnienie moich marzeń. Smak jego ust już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, nawet jeśli on nie będzie nic z tego pamiętał. Jego wargi są słodkie, zachłanne i jednocześnie łagodne. Po prostu idealne. Są idealne i nie należą do mnie, a kilka godzin temu należały i chciały należeć do mojej siostry. Ta myśl od razu chłodzi moje rozpalone zmysły. Wiem, że będę żałować, kiedy się odsunę, ale też będę żałować, jeśli tego nie zrobię. On jest pijany i nie wie, co robi. Niestety. Rozkoszuję się najpiękniejszą chwilą mojego życia, jeszcze kilka sekund, a później żegnam się z nią za zawsze i nie oglądając się na Jaksa, wybiegam z jego mieszkania.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki