Alfons. Historia mojego życia - Iceberg Slim - ebook

Alfons. Historia mojego życia ebook

Iceberg Slim

0,0

Opis

[O KSIĄŻCE]

 

Iceberg Slim został alfonsem w wieku 18 lat i uprawiał ten proceder do 42 roku życia. W książce podano, że w trakcie swojej kariery pracowało dla niego ponad 400 kobiet, zarówno czarnych, jak i białych. Autobiograficzna powieść Iceberga Slima wstrząsnęła literackim światem, kiedy została opublikowana w 1967 roku. To książka przełomowa ze względu na autentyczny i często brutalny opis handlu usługami seksualnymi, a także obrazy z życia getta. Sprzedany w milionach egzemplarzy „Alfons” stał się istotną lekturą pokoleń pisarzy, artystów i filmowców oraz ponadczasowym dziełem literatury amerykańskiej.

 

„Nie pisał z perspektywy byłego mieszkańca czarnych dzielnic, któremu udało się wyjść na prostą, lecz z perspektywy insajdera. Mówił o problemach, z którymi mierzyli się teraz, bądź w przeszłości jego czytelnicy, lub ich rodzice. Czarni literaci – ci, którym udało się przebić – zaczynają używać innego języka i młodzi nie identyfikują się do końca z ich przekazem. Iceberg Slim nie tylko pisał z perspektywy ulicy, ale pozostał wierny tej ulicy.” Ice T

 

Iceberg Slim (1918-1992) - amerykański alfons, który został pisarzem. Autor m.in. Mama Black Widow i Trick Baby. Jego powieści doczekały się ekranizacji.

 

[FRAGMENT]

Po powrocie do Milwaukee, do mamy i na ulicę, zacząłem obsesyjnie myśleć, jak zostać alfonsem. W więzieniu śniłem o tym po nocach.

Były to zwykle krótkie scenki nasączone przemocą. Czułem się w nich fantastycznie. Byłem wielki i wszechmocny jak Bóg Wszechmogący. Chodziłem odziany w świetliste szaty, a pod spodem miałem jedwabną bieliznę, która, mieniąc się kolorami tęczy, pieściła moje ciało.

Zakładałem garnitur z naszywanymi złotą nicią klejnotami, a do tego olśniewająco srebrne buty o noskach ostrych jak sztylety. Piękne dziwki o rozmodlonych spojrzeniach biły przede mną pokłony.

W sennej malignie majaczyły potężne pale wzbudzające paniczny lęk suk o wypacykowanych twarzach. Łkając, błagały mnie, żebym oszczędził im nabicia na stalowe groty słupów.

Śmiałem się do rozpuku. Czerwień tryskała z tyłków dziwek, kiedy – pękając ze śmiechu – nadziewałem ich cipki na pal. Suki trzepotały się jak zarzynane kurczęta, a potem, przerżnięte na pół, tonęły w morzu krwi.

Kiedy budziłem się, serce wywoływało wstrząsy sejsmiczne w mojej piersi. Rozgrzana lawa dzikiej żądzy kleiła się do moich drżących ud.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 424

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Kolekcje



Ice­berg Slim, Al­fons. Hi­sto­ria mo­jego ży­cia, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka blasK!, Kra­ków 2024
Co­py­ri­ght © Ice­berg Slim 1967, 1987 Co­py­ri­ght © 2024, for the trans­la­tion by Te­resa Ty­szo­wiecka blasK! Co­py­ri­ght © 2024, for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Ha!art
Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Ca­non­gate Bo­oks Ltd, 14 High Street, Edin­burgh EH1 1TE
Re­dak­tor pro­wa­dzący • Piotr Ma­recki
Re­dak­cja • Ju­styna Ada­mus
Ko­rekta • Ma­ciej No­wacki
Pro­jekt okładki • Mi­cha­lina Jur­czyk
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny • Mar­cin Her­nas
Skład i ła­ma­nie • By Mo­use www.by­mo­use.pl
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-67713-30-6
Pro­jekt zre­ali­zo­wany przy wspar­ciu fi­nan­so­wym Na­grody Kra­kowa Mia­sta Li­te­ra­tury UNE­SCO, re­ali­zo­wa­nej przez Kra­kow­skie Biuro Fe­sti­wa­lowe ze środ­ków Gminy Miej­skiej Kra­ków
528. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa
Wy­daw­nic­two Ha!art ul. Ko­nar­skiego 35/8, 30-049 Kra­ków tel. 795 124 207wy­daw­nic­[email protected]
Wy­daw­nic­two Ha!art
@wy­daw­nic­two­ha­art
@wy­dha­art
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

SE­RIA PRZE­KŁA­DÓW pro­wa­dzona przez Alek­san­drę Ma­łecką i Pio­tra Ma­rec­kiego

· Na­pitki & li­te­ra­tura. An­to­lo­gia opo­wia­dań ho­len­der­skich i fla­mandz­kich, pod re­dak­cją Bar­bary Kalli i Bo­żeny Czar­nec­kiej, prze­ło­żyły z ję­zyka ni­der­landz­kiego Bar­bara Kalla, Bo­żena Czar­necka i Ewa Dy­na­ro­wicz

· Am­brose Bierce, Dia­bli dyk­cjo­narz, prze­ło­żył Ma­te­usz Ko­pacz

· An­thony Jo­seph, Afry­kań­skie ko­rze­nie UFO, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka Blask!

· Ro­bert Bur­ton, Ana­to­mia me­lan­cho­lii, wy­brał i prze­ło­żył Mi­chał Ta­ba­czyń­ski

· Jean Ray, Mal­per­tuis, prze­ło­żył Ja­kub Po­lasz­czyk

· Niña We­ijers, Kon­se­kwen­cje, prze­ło­żyła Ja­dwiga Ję­dryas

· Ish­mael Reed, Mambo dżambo, prze­ło­żyła prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka blasK!

· Ka­ta­rína Kuc­be­lová, Cze­piec, prze­ło­żyła Ka­ta­rzyna Du­dzic-Gra­biń­ska

· Pe­ter Mar­kus, Bob albo męż­czy­zna na ło­dzi, prze­ło­żył Piotr Si­wecki

· An­to­lo­gia opo­wia­dań. Ru­ska kla­syka ze­sta­wił i prze­ło­żył Da­niel Maj­ling, prze­pi­sała We­ro­nika Go­gola

· Ka­thy Ac­ker, Krew i flaki w szkole śred­niej, prze­ło­żył An­drzej Woj­ta­sik

· Ju­dith Scha­lan­sky, Spis paru strat, prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

· Łeś Be­łej, Plan na­prawy Ukra­iny, prze­ło­żyli Alek­san­dra Brzuzy, Ma­ciej Pio­trow­ski, Zie­mo­wit Szcze­rek

· Ni­col Ho­ch­hol­cze­rová, Tego po­koju nie da się zjeść, prze­ło­żył Ra­fał Bu­ko­wicz

· Bar­bora Hrínová, Jed­no­rożce, prze­ło­żyła Olga Sta­wiń­ska

· Ice­berg Slim, Al­fons. Hi­sto­ria mo­jego ży­cia, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka Blask!

KO­LEJNE KSIĄŻKI W SE­RII

· Ju­dith Scha­lan­sky, Szyja ży­rafy, prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

· Jo­ost de Vries, Re­pu­blika, prze­ło­żył Jan Pę­dziń­ski

· Ka­tja Go­re­čan, Ksią­żeczka ciąży, prze­ło­żył Mi­łosz Bie­drzycki

· Harry Jo­se­phine Gi­les, Port hwjezdny To­pjo, prze­ło­żył Krzysz­tof Bart­nicki

· Ser­giej Ser­gie­je­wicz Saj­gon, Brud, prze­ło­żyła Alek­san­dra Brzuzy

Wpro­wa­dze­nie

W pierw­szych pro­mie­niach świtu długi ca­dil­lac su­nął uli­cami mia­sta. Pięć mo­ich dzi­wek traj­lo­wało jak pi­jane sroczki. Je­chało od nich tym, czym je­dzie od pra­cow­nic ulicy po ciężko prze­pra­co­wa­nej nocy. Mój nos tra­wił we­wnętrzny ogień, kara za nie­umiar­ko­wane sni­fo­wa­nie koksu.

Nos mi pło­nął, a sztynk dzi­wek i pa­lo­nego przez nie ziel­ska ha­ra­tał mój mózg u na­sady jak pod­stępne lan­cety. By­łem w fa­tal­nym na­stroju po­mimo gru­bego zwitka hajsu upchnię­tego do schowka na rę­ka­wiczki.

– Kurwa, czy się tam któ­raś ze­srała, czy jak? – ryk­ną­łem, kie­ru­jąc na­wiew na sie­bie.

Za­pa­dła ci­sza. Wresz­cie Ra­chel, fi­lar mo­jej stajni, od­parła przy­mil­nym gło­si­kiem:

– Nikt się tu­taj nie ze­srał, ko­cha­nie. Ha­ro­wa­ły­śmy przez całą noc, a w au­tach fra­je­rów nie ma, nie­stety, bi­de­tów. Ty­ra­ły­śmy dla cie­bie, a ten smród to sztynk na­szych ku­rew­skich za­dków.

Uśmiech­ną­łem się od ucha do ucha, rzecz ja­sna tylko w du­chu. Do­bry al­fons skrywa swoje uczu­cia pod pan­ce­rzem, a mój pan­cerz miał po­włokę z lodu.

Sły­sząc, jak Ra­chel robi so­bie ze mnie pod­śmie­chujki, dziwki za­częły chi­cho­tać. Al­fons lubi, gdy jego dziwki się śmieją, bo wie, że trzyma je na pa­sku.

Za­par­ko­wa­łem furę przed ho­te­lem, w któ­rym miesz­kała Kim, mój naj­now­szy na­by­tek, chluba mo­jej stajni. Ma­rzy­łem tylko o jed­nym: żeby już roz­wieźć dziwki po do­mach, wró­cić do ho­telu i w świę­tym spo­koju le­czyć nos okła­dami z koksu. Do­bry al­fons czuje się naj­le­piej we wła­snym to­wa­rzy­stwie. Bo­gate ży­cie we­wnętrzne za­pew­nia mu kom­bi­no­wa­nie na okrą­gło, jak nie dać dziw­kom wejść so­bie na łeb.

– Do­bra­noc, mała – rzu­ci­łem Kim na po­że­gna­nie. – Dziś jest so­bota, więc za­miast o siód­mej ma­cie być na ulicy w samo po­łu­dnie, przez co ro­zu­miem dwu­na­stą punkt, a nie dwu­na­stą pięć czy też dwu­na­stą dwie. Zro­zu­miano?

Nie od­po­wie­działa, tylko obe­szła sa­mo­chód do­okoła, po czym zbli­żyła twarz do szyby z mo­jej strony i po­słała mi prze­cią­głe spoj­rze­nie. W mdłym świe­tle przed­świtu jej ładna twarz wy­da­wała się spięta.

– Od­wie­ziesz je i przyj­dziesz do mnie? – spy­tała drew­nia­nym ak­cen­tem No­wej An­glii. – Nie spa­łeś ze mną od po­nad mie­siąca. Cze­kam na cie­bie. To jak?

Do­bry al­fons nie żyje z tego, że ru­cha swoje dziwki, do­bry al­fons żyje z tego, że jest mi­strzem szyb­kiej ri­po­sty. Wie­dzia­łem, że cztery dziwki w au­cie strzygą uchem, co od­po­wiem pięk­notce. Al­fons, który ma w swo­jej stajni wy­jąt­kowo piękną dziwkę, musi się mieć na bacz­no­ści. Kurwy za­wsze pró­bują wy­ma­cać jego sła­bo­ści.

– Czyś ty na łeb upa­dła, pindo? – wy­ce­dzi­łem głu­chym, gro­bo­wym gło­sem. – Żadna dziwka w na­szej ro­dzi­nie nie bę­dzie mną ko­men­de­ro­wać ani mó­wić mi, co mam ro­bić. A te­raz bierz śmier­dzący ty­łek w troki, wy­mocz go w wan­nie, zdrzem­nij się i cze­kaj na dole o dwu­na­stej. Ja­sne?

Suka na­wet nie drgnęła, tylko wbiła we mnie zwę­żone jak szparki śle­pia. Za­po­wia­dała się scena na oczach ko­le­ża­nek. Gdy­bym był o dzie­sięć lat głup­szy, wy­siadł­bym z fury, dał jej w mordę i sko­pał ty­łek, ale w mo­jej pa­mięci nie za­go­iły się jesz­cze wspo­mnie­nia ostat­niej od­siadki. Wie­dzia­łem, że za­pro­sze­nie Kim to pierw­szy krok do tego, żeby wejść mi na łeb.

– No, śmiało, przy­wal mi. Po dia­bła mi fa­cet, który sta­wia się tylko po hajs? Mam tego dość. Nie za­mie­rzam być kla­czą w czy­jejś stajni, to nie moja bajka. Wiem, że je­stem nowa i mu­szę się wy­ka­zać, ale mam tego wy­żej uszu. Wy­przę­gam się, kurwa.

Umil­kła, żeby za­czerp­nąć tchu. Za­pa­liła szluga. Pla­no­wa­łem tęgi opier­dol, kiedy skoń­czy, więc pa­trzy­łem na nią bez słowa.

– W trzy mie­siące u cie­bie prze­le­cia­łam wię­cej fra­je­rów niż przez dwa lata u Paula. Mam spuch­niętą, od­pa­rzoną cipkę. Chcesz mnie opier­do­lić na od­chod­nym, to się po­spiesz, bo jesz­cze dwa szta­chy i wra­cam do Pro­vi­dence.

Była młoda, atrak­cyjna i fra­je­rzy pchali się do niej. Była uoso­bie­niem ma­rzeń każ­dego al­fonsa, o czym do­brze wie­działa.

Pró­bo­wała mnie spro­wo­ko­wać. Wy­mie­rzyła mi po­li­czek, a te­raz cze­kała, że­bym się od­wi­nął, ro­biąc z sie­bie dur­nia. Nie­stety, za­cho­wa­łem olim­pij­ski spo­kój. Mina jej wy­raź­nie zrze­dła, kiedy od­par­łem lo­do­wa­tym to­nem:

– Po­słu­chaj, durna pindo. Jesz­cze ni­gdy nie mia­łem dziwki, która by­łaby nie­za­stą­piona. Kiedy jedna suka od­cho­dzi, stwa­rza szansę in­nej, po­rząd­nej dziwce za­jąć jej miej­sce i za­bły­snąć w tym fa­chu. Nędzna suko, gdyby ci ktoś na­srał na twarz, to byś się tylko ob­li­zała i pro­siła o jesz­cze.

Aku­rat prze­jeż­dżał pa­trol, więc na chwilę wy­szcze­rzy­łem się jak pa­lant. Kim stała z kwa­śną miną, słu­cha­jąc mo­ich ostrych słów.

– Suko, je­steś pie­przo­nym ze­rem – cią­gną­łem bez­li­to­śnie. – Przede mną mia­łaś jed­nego la­ty­no­skiego ofermę, o któ­rym nikt nie sły­szał, oprócz jego mamy. Pro­szę cię bar­dzo, wrócę do cie­bie, ale po to, żeby cię za­wieźć na sta­cję. A te­raz bierz dupę w troki i spa­daj.

Ru­szy­łem ostro z miej­sca. W lu­sterku wstecz­nym wi­dzia­łem, jak czła­pie do ho­telu, jakby z niej uszło po­wie­trze. Do­póki nie od­wio­złem ostat­niej dziwki, w bryce pa­no­wała taka ci­sza, że sły­szał­byś, jak ko­mar sra na księ­życu. Udało mi się za­cho­wać twarz. Oka­za­łem się zimny i twardy jak lód.

Wró­ci­łem po Kim. Była już spa­ko­wana. Mil­czała. W dro­dze na sta­cję wer­to­wa­łem w my­ślach karty ko­deksu al­fonsa, szu­ka­jąc po­rady, jak ją za­trzy­mać, nie płasz­cząc się przy tym, ale nie zna­la­złem żad­nych wska­zó­wek na tego typu oko­licz­ność. Jak się oka­zało, suka spraw­dzała mnie, ble­fu­jąc w za­parte. Rura jej zmię­kła do­piero na par­kingu przed dwor­cem.

Oczy Kim za­szły łzami.

– Daddy, tak mało dla cie­bie zna­czę? Ko­cham cię, daddy!

Po­sta­wi­łem na bez­względ­ność, żeby ją wziąć w karby.

– Suko, nie po­trze­buję dziwki, która chce mnie wy­sta­wić do wia­tru. Po­trze­buję dziwki, która bę­dzie ze mną do końca ży­cia, ale po two­jej dzi­siej­szej za­grywce przej­rza­łem cię na wy­lot. Spa­daj.

Ten tekst ją do­bił. Za­lana łzami przy­warła do mo­jej piersi, że­brząc, że­bym po­zwo­lił jej zo­stać. Mam pewną teo­rię na te­mat od­cho­dzą­cych dzi­wek: rzadko od­cho­dzą bez hajsu.

– Od­daj ski­trany hajs, a jak nie, to jazda! – ryk­ną­łem.

Tak, jak ob­sta­wia­łem, się­gnęła za de­kolt i wy­jęła ład­nych pięć stó­wek. Ża­den al­fons, który ma choćby kro­plę oleju w gło­wie, nie wy­pu­ści z rąk mło­dej, ład­nej dziwki, która ma przed sobą ki­lo­me­try prze­biegu. Da­łem się udo­bru­chać.

Kiedy na­resz­cie by­łem w dro­dze do mo­jego ho­telu, przy­po­mnia­łem so­bie, co Sweet Jo­nes, król al­fon­sów i mój oso­bi­sty men­tor, mó­wił o dziw­kach po­kroju Kim.

– Slim, czarne i białe dziwki ni­czym się nie róż­nią od sie­bie. Jedne i dru­gie do­łą­czają do stajni po to, żeby ją roz­pi­rzyć i zo­sta­wić al­fonsa na lo­dzie. Trzeba je ostro go­nić do ro­boty, wy­ci­skać z nich tyle szmalu, ile wle­zie. Za­wód al­fonsa to nie za­le­canki, więc ży­łuj je, ale im nie wkła­daj. Fra­jer, który wie­rzy, że dziwka go ko­cha, nie po­wi­nien był wy­paść z tyłka swo­jej mamy.

Za­czą­łem wspo­mi­nać Pep­per i jesz­cze star­sze hi­sto­rie... Roz­kosz­nia­czek Jo­nes prze­strze­gał mnie, że­bym się ni­gdy nie dał wy­ko­rzy­stać.

– Slim, al­fons od­płaca dziwce pięk­nym za na­dobne. To, jak jej do­go­dzi, za­leży od tego, ile mu za­pła­ciła. Ko­niec, kropka. Naj­pierw forsa na stół, po­tem bara-bara. Nie daj się wy­szu­jać. Płatne z góry. Jak w bur­delu.

Ja­dąc windą do sie­bie, my­śla­łem o pierw­szej suce, która mnie wy­szu­jała, i o tym, jak mi po­tem za­grała na no­sie. Może już jest siwą sta­ruszką, ale gdy­bym ją do­rwał, chęt­nie od­pła­cił­bym jej pięk­nym za na­dobne, żeby wresz­cie móc o wszyst­kim za­po­mnieć.

Przed­mowa

W ni­niej­szej książce od­sła­niam przed tobą, czy­tel­niku, mroczne ta­jem­nice du­szy al­fonsa.

Przed­sta­wiam bez osło­nek swoje ży­cie i my­śli w cza­sach, gdy pa­ra­łem się strę­czy­ciel­stwem. Moja bru­tal­ność i prze­bie­głość w tam­tej epoce w wielu z was wzbu­dzi wstręt, jed­nak je­śli uda mi się uchro­nić przed wdep­nię­ciem w tok­syczne ba­gno choćby tylko jedną my­ślącą i war­to­ściową młodą istotę, wtedy nie­smak, jaki bu­dzi moja opo­wieść, zo­sta­nie od­ku­piony tym, że czy­tel­nik ów wy­ko­rzy­sta swój po­ten­cjał ży­ciowy w spo­sób kon­struk­tywny dla spo­łe­czeń­stwa.

Ża­łuję, że nie mo­głem opo­wie­dzieć wszyst­kiego, co prze­ży­łem jako al­fons, ale to ma­te­riał na ład­nych kilka to­mów. Może jed­nak ta po­wieść, która jest formą eks­pia­cji, ulży choć tro­chę mo­jemu po­czu­ciu winy z po­wodu okrop­nych rze­czy, ja­kich się oneg­daj do­pusz­cza­łem. Może kie­dyś do­cze­kam dnia, gdy zo­stanę uznany za po­ży­teczną jed­nostkę, ale naj­bar­dziej pra­gnę do­wieść, że je­stem przy­zwo­itym czło­wie­kiem, moim dzie­ciom i cu­dow­nej ko­bie­cie, która pa­trzy na mnie z nieba, mo­jej ma­mie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki