Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życiową pasją autorki jest… samo życie. Zafascynowana działaniem ludzkiego ciała i jego nieograniczonymi możliwościami łączy odkrycia nauki z praktyką życiową. Wiedzę otrzymaną bezpośrednio od Esther i Jerry`ego Hicks ukazuje w całkiem innym świetle, uzupełniając ją faktami z własnego życia. Będąc najlepszym przykładem tego, o czym pisze, udowadnia że żadna tragedia nie jest tragedią, tylko stanem przejściowym i to zawsze prowadzącym ku lepszemu.
Chcesz być wolny i szczęśliwy? Chcesz mieć pewność, że w życiu spotka Cię tylko to, co sobie stworzysz?
Dowiedz się zatem, jak:
Nie ma znaczenia co robisz, aby osiągnąć szczęście. Ważne jest tylko to, co myślisz. To Ty nadajesz znaczenie temu, co Cię otacza. A od tego znaczenia zależy Twoje doświadczenie.
Dostrzegaj tylko pozytywne strony życia!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
REDAKCJA: Ewa Karczewska
SKŁAD: Tomasz Piłasiewicz
PROJEKT OKŁADKI: Piotr Pisiak
KOREKTA: Marzena Żukowska
Wydanie I
Białystok 2014
ISBN 978-83-7377-631-9
© Copyright for this edition by Studio Astropsychologii, Białystok, 2011.
All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana
ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych,
kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody posiadaczy praw autorskich.
15-762 Białystok
ul. Antoniuk Fabr. 55/24
85 662 92 67 – redakcja
85 654 78 06 – sekretariat
85 653 13 03 – dział handlowy – hurt
85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal
sklep firmowy: Białystok, ul. Antoniuk Fabr. 55/20
Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
I told you that we could fly, couse
We all have wings
But some of us don’t know, why…
(Mówiłam Ci, że możemy latać, bo
Wszyscy mamy skrzydła
Choć niektórzy nie wiedzą, po co…)
– „Never tear us apart”, INXS
Bez względu na to, jak jesteś szczęśliwy w tym momencie, bywają chwile, kiedy życie wydaje się nie do zniesienia i jego sens wydaje się wątpliwy…
Czasem jest tak, że chwile te trwają dłużej, a Ty czujesz się źle i w pewnym sensie przyzwyczajasz się do tego złego samopoczucia. I choć funkcjonujesz, chodzisz do pracy, zajmujesz się dziećmi, domem, samochodem, psem może…, to w Twoim życiu wciąż czegoś brakuje. Czujesz, że życie ucieka i mija bezpowrotnie, a Ty nie jesteś szczęśliwy… albo nie do końca czujesz, że jesteś szczęśliwy. Choć teoretycznie masz wszystko, co jest uważane za atrybuty szczęścia, może nawet wszystko, co sam uważasz za atrybuty szczęścia. Masz rodzinę, dobrą pracę, starcza Ci na chleb powszedni, czymkolwiek jest dla Ciebie ten powszedni chleb, masz ogródek i psa… Albo jesteś wolnym strzelcem i masz mały bagaż rzeczy trzymający Cię w jednym miejscu, masz pieniądze i wolność… i inni Ci mówią: „Tobie to dobrze”, „Ty to się w życiu urządziłeś/łaś”, a Ty patrzysz na to swoje urządzenie się i nie widzisz tego, co oni…
A może nie masz nic z tego, co jest uważane za atrybuty szczęścia. W zasadzie, jeśli nie czujesz się szczęśliwy/a i spełniony/a, to nie różnisz się niczym od tych, którzy posiadają to wszystko i nie czują radości. Bo widzisz, szczęście i zadowolenie to stan umysłu, zupełnie niezależny od tego, co masz, co robisz i w jakim stanie jest Twoje zdrowie.
To jednak, co masz, co robisz i w jakim stanie jest Twoje zdrowie jest w stu procentach zależne od tego, w jakim stopniu jesteś szczęśliwy.
Napisano już sporo książek o tym, że myśli stwarzają rzeczywistość, o tym, że przekonania są programami naszego życia i o tym, że człowiek jest kimś więcej niż tylko obserwatorem zewnętrznego świata. Nie będę więc o tym pisać, choć pewnie padnie kilka takich stwierdzeń, gdyż całkowicie w to wierzę. To jednak, czym chcę się z Tobą podzielić jest podyktowane moją absolutną fascynacją fizjologią i możliwościami ludzkiego ciała. Najpierw to były hormony i układ hormonalny. Potem nerwowy. Niesamowite jest to, że ponad dziesięć lat temu, wiedza, jaka była wykładana na uniwersytetach była inna od tej, wykładanej trzy lata temu, a wiadomości dostępne w tej chwili są jeszcze inne. To świadczy o tym, jak bardzo informacje podawane w danym momencie są niekompletne lub dalekie od prawdy. Weźmy np. układ nerwowy. Jeszcze piętnaście lat temu uczono, i była to wiedza podparta dowodami, że uszkodzenia układu nerwowego (np. nerwów kończyn w wyniku wypadku) są nie do naprawy, a komórki układu nerwowego się nie odnawiają. Później stwierdzenie to dotyczyło samego mózgu. Jednak dzisiaj wiemy już, że i neurony ułożone w sieć w ciele, i neurony mózgu mogą się odradzać. Przy czym, odradzać, jest nieadekwatnym słowem, gdyż tak naprawdę, w miejscu uszkodzonych komórek budowane są całkiem nowe połączenia. Wiedza ta została „odkryta”, ponieważ w wyniku odpowiedniej rehabilitacji, połączonej z psychoterapią, pacjenci ze sparaliżowanymi częściami ciała (np. w wyniku wypadku), odzyskiwali czucie i sprawność. Okazało się, że nerwy też mogą się odradzać. I choć ogólnie akceptowanym dotąd poglądem, potwierdzonym naukowo, było, że tylko komórki wątroby mogą się regenerować, tak teraz powstaje pytanie, czy aby nie wszystkie komórki naszego ciała mają taką zdolność? Skoro odkryto, że po zablokowaniu genu odpowiedzialnego za obronę organizmu przed nowotworami, aktywuje się gen odpowiedzialny za odrastanie odciętych kończyn (Ellen Heber–Katz i inni naukowcy z Wistar Institute w Filadelfii odkryli sposób, jak pobudzić ciało każdej żywej istoty do intensywnej regeneracji, potwierdzając badaniami na myszach. Już są prowadzone badania na ludziach, na razie odrastać mają odcięte opuszki palców.), to w zasadzie sugeruje to, że możliwości naszego ciała nie są całkiem jeszcze odkryte i skończone. Nie są odkryte, dopóki ich odkrycie nie jest jedyną opcją. Jak w przypadku matki, której dziecko przygniótł jednotonowy sprzęt, a która bez namysłu go podnosi, uwalniając dziecko. Czy mężczyzny, uciekającego przed napastnikami, który przeskakuje dwumetrowy płot. Czy dwójki młodych (moich, tak na marginesie) rodziców, bez pomocy wynoszących z rowu samochód z trójką swoich dzieci w środku (i nie był to Fiat 126 p)… Skąd takie pokłady siły, skoro na „chłopski” rozum mięśnie tych ludzi nie mogły wykonać żadnej z tych rzeczy…
I zarówno w przypadku zdrowia, jak i takich nietypowych okoliczności, okazuje się, że ciało ludzkie wiele potrafi, kiedy jest to jedyną opcją.
Zawsze interesowały mnie możliwości ludzkiego ciała. I ta moja fascynacja nie kończyła się jedynie na czytaniu książek, studiowaniu fizjologii i chemii, ale przede wszystkim na poznawaniu tych możliwości w życiu.
Ciekawiło mnie zawsze również szczęście, jako stan psychiczny niezależny od czynników zewnętrznych. Bo jak to się dzieje, że jedni ludzie są szczęśliwi, a inni nie? Dlaczego jedni pomimo posiadania wielu rzeczy, będących pragnieniami innych, nie są zadowoleni? Ponoć pieniądze szczęścia nie dają… Jednak w takim razie wszyscy ludzie żyjący poniżej granicy ubóstwa powinni być szczęśliwi, a… przecież nie są. Dlaczego jedni z byle powodu przeżywają stany depresyjne, a dla innych te same powody są jedynie zabawne? Odkryto, że miłość innych jest lekarstwem na wszelkie zło, na choroby, na zaburzenia psychiczne… A jednak w rodzinach, gdzie tej miłości od innych nie brakuje, zdarzają się samobójstwa, zachorowania na raka, depresje, agresje…
Moje życiowe fascynacje i poszukiwania w pewnym momencie życia zbiegły się w jednym punkcie. W miejscu, gdzie jedynym logicznym krokiem jest powiązanie stanu umysłu (poziomu zadowolenia, samoakceptacji, akceptacji, wyobrażeń na temat tego, co jest, a co nie jest możliwe) ze stanem zdrowia, stanem posiadania i z sytuacjami w życiu, które wzmagają stan zadowolenia. Przy czym, ja odkrywałam to stopniowo, zaczynając od tego, w jaki sposób obrazy w umyśle są przekształcane na chemię ciała. Najpierw zauważyłam, że to, jak się czujemy, wpływa na to, jak wyglądamy, jak szybko się starzejemy, czy chudniemy, czy tyjemy i w jakim stanie jest nasze zdrowie. Większość z moich obserwacji w tej kwestii i naukowych potwierdzeń opisałam w „Odchudzaniu i Prawie Przyciągania” (2010). Jednak, jak to kiedyś śpiewał niesamowity głos naszych czasów The show must go on, nie można zatrzymać się w jednym punkcie. Odkrycie tego, że to nie genetyka, nie uwarunkowania społeczne, rodzinne, nie sposób odżywiania i nie ilość ćwiczeń fizycznych są odpowiedzialne za nasze zdrowie, ale że jesteśmy za nie odpowiedzialni sami, poprzez naszą świadomość, spowodowało dalsze poszukiwania: Jak tym sterować? Co mam zrobić z moimi myślami, jak w ogóle kierować myślami, skoro one sobie po prostu wpływają do mojej głowy? W pewnym okresie życia miałam na tym punkcie absolutnego bzika. Co i jak robić, żeby mój umysł mógł i potrafił tak zarządzać chemią mojego ciała, żeby było ono tak sprawne i zdrowe, jak chcę? Znów było wiele praktyki: NLP – sterowanie swoim doświadczeniem poprzez odpowiedni dobór słów w wyrażaniu się, czy różne techniki oszukujące świadomy umysł, jak np. pozytywne myślenie, przynoszące pewne rezultaty, jednak nie zadowalające, bo ja sama wciąż nie czułam się szczęśliwa, a ciało było potwierdzeniem moich zmagań. Wciąż miałam „genetyczną” chorobę skóry. W końcu jednak trafiłam na terapię poznawczą – terapię zaburzeń nastroju.
Oto, jak brzmi jej opis:
…wszystkie nasze nastroje są tworzone przez nasze akty poznawcze – innymi słowy – nasze myśli. Akt poznawczy ma związek z tym, jak człowiek postrzega rzeczywistość, ma związek z jego percepcją, postawą psychiczną i przekonaniami. Obejmuje między innymi to, jak interpretujemy wszystko, co widzimy i co nam się przydarza, jak komentujemy sami dla siebie wydarzenia lub opowiadamy sobie o ludziach, których spotykamy. Człowiek czuje się tak, jak się czuje z powodu myśli, które akurat w tym momencie mu towarzyszą…
(David, D. Burns, 2005, 2010)
Był to przełom, ponieważ od stwierdzenia, że to przez moje myśli mam takie a nie inne samopoczucie, a co za tym idzie zdrowie i wygląd, doszłam do kolejnych pięknych odkryć, a mianowicie, że moje myśli nie tylko wpływają na moje szczęście i zdrowie, ale i na całą moją rzeczywistość. Okazuje się więc, że to, co myślę w danej chwili jest kopułą, na której buduje się moje życie… no i wcale nie jest tak, że ja nie mam wpływu na te myśli.
Lata moich poszukiwań teorii, lata mojej wytężonej praktyki, doprowadziły mnie tu, do chęci podzielenia się z Tobą tym wszystkim, co wiem teraz o współpracy umysłu z ciałem i o tym, jak kierowanie zarówno swoim doświadczeniem, jak i zdrowiem jest banalnie proste. Kiedy do mnie to docierało z każdym kolejnym dniem mojego życia, czasem wydawało się zbyt proste. Jednak potwierdzenie w otaczającej mnie rzeczywistości jest aż nazbyt WIELKIM dowodem na to, że jest to prawda. Nie tylko w otaczającej mnie rzeczywistości, choć ona jest coraz piękniejsza i dziś już nie mam „genetycznej” choroby skóry, ale przede wszystkim w poziomie zadowolenia, który odczuwam każdego kolejnego dnia.
Jeśli więc dzieje się w Twoim życiu cokolwiek, co sprawia, że nie czujesz się spełniony, bez względu na to, czy jest to tylko stan chwilowy, czy stan chwilowy, który przekształcił się już w stan stały, zachęcam Cię do wzięcia odpowiedzialności za ten stan i za siebie. Jesteś jedyną osobą na świecie, która może coś z tym zrobić.
A tymczasem, życzę Ci przyjemnej lektury.
Bogusława Krause
Kroki, które prowadzą do szczęścia są tak proste, jak postawienie przez raczkujące dziecko swoich pierwszych kroków.
Pamiętam, że kiedyś, zanim dowiedziałam się o tym, że myśl stwarza, jadąc samochodem do pracy, gdzie czekał na mnie rozwścieczony wspólnik (wiedziałam, że rozwścieczony, bo chwilę wcześniej odłożyłam słuchawkę po rozmowie z nim), mówiłam do siebie: „Przestań, już nie raz to przeszłaś” – co lekko łagodziło mój strach przed kłótnią. Potem wyobrażałam sobie, jak mogłoby przebiegać nasze spotkanie za chwilę, ale tak, żebym wyszła ze wszystkiego obronną ręką. I kiedy dojechałam na miejsce, ta obronna ręka jakoś zadziałała tak, że kłótni albo wcale nie było, albo przeszło jakoś tak… gładko. Jednak, kiedy już dowiedziałam się o tym, że myśli tworzą, to zaczęłam myśleć inaczej: „Co Ty? Rusz się, a nie będziesz jakieś głupoty stosować. Że niby myśli same Cię przeniosą na spotkanie”, albo: „Co za bzdurny pomysł, że niby ja tworzę wszystko w głowie?!”. I za chwilę odczuwałam strach. Wszak już jako dziewczynka doszłam do wniosku, że w różnych momentach życia ludzie mogą uważać inne rzeczy za normalne i z nimi mieć do czynienia, a potem, kiedy coś innego zaczyna być dla nich normalne – tamte okoliczności znikają z ich życia. Wiedziałam, że kiedy ktoś w coś wierzy, to zawsze udaje mu się znaleźć potwierdzenie swoich wierzeń w świecie fizycznym, pomimo tego, że inni ludzie mogą wierzyć i doświadczać zupełnie innych rzeczy. Jako dziecko, ciekawiło mnie dlaczego, kiedy ja myślałam, że 13. piątek jest wspanialszym dniem od innych, to dla mnie jest on wspaniały, a dla innych, którzy wierzą w pechową 13-stkę, jest pechowy. W pewnym sensie stwierdzenie, że myśl stwarza, było dla mnie bardzo logiczne, tyle że ogarniał mnie lęk przed tak wielką odpowiedzialnością za to, co się dzieje w moim życiu. Pamiętam, jak bałam się, że wszystko może zależeć ode mnie i od tego, co myślę, choć dotąd całe moje życie było jedną walką o tę właśnie swobodę i niezależność od czynników zewnętrznych. Kiedy jednak stanęłam z tą prawdą twarzą w twarz, zaczęłam się dusić ze strachu. Ze strachu, że moje myśli mogą stwarzać moje doświadczenia. To było okropne, zdawałam sobie bowiem sprawę, że nie różniłam się niczym od milionów ludzi żyjących ze mną na świecie, i ja też uczona byłam przez lata różnych zachowań odruchowych. Kiedy oglądaliśmy w wiadomościach straszne wydarzenia, to się to potem przeżywało i omawiało na spotkaniach towarzyskich. Kiedy kogoś coś złego spotkało, to też się o tym rozmawiało. Każdy zapytany o to, jak mu leci, zawsze miał gotową litanię osobistych i zapożyczonych tragedii. W radiu i w telewizji non stop o czymś nieprzyjemnym mówiono. No i najgorsze – jak nie mieć różnych okropnych myśli, które przebiegają przez głowę? Jeśli pomyślę o tym, że mama jedzie w daleką podróż, a jest zmęczona i oczami wyobraźni zobaczę wypadek, to czy już tworzę? Czy tworzę, kiedy w ogóle myślę o kimś źle? Czy tworzę, kiedy przebiegnie mi myśl, że moje nienarodzone dziecko może być chore? Czy tworzę, kiedy przez moment pomyślę, że mnie okradną i nie będę miała za co żyć? Albo czy moje myśli o tym, że ktoś mnie może napaść już tworzą moją napaść? Kiedy o tym myślałam, z początku czułam się zagubiona. Tyle myśli do kontrolowania. A poza tym, która myśl stwarza, a która nie? Skąd mam to wiedzieć? Jeśli mam zacząć inaczej również mówić, to o czym będę rozmawiać ze znajomymi? Czy będę musiała znaleźć innych? Miałam wiele takich rozterek, które mnie męczyły i ja męczyłam się z nimi. Był to okres wielkiego zamieszania. Z jednej strony fascynacji tym, że moje własne przeświadczenia o tym, jak działa świat i dlaczego zachowania (czytaj: uczynki) nie są żadną regułą, co kogo spotyka, miały potwierdzenie w obserwacji i doświadczeniu innych ludzi. Było to coś niesamowitego czytać o tym, co nieubrane w słowa, siedziało w mojej własnej głowie. Z drugiej jednak strony był lęk przed otwarciem tej puszki Pandory. Wiedziałam bowiem, że w momencie, kiedy przestanę się zastanawiać nad prawdziwością stwierdzenia, że przekonania stwarzają doświadczenie, będę musiała po prostu tak żyć. Było to poniekąd przytłaczające. Kłębiło mi się w głowie tyle moich niekorzystnych przekonań, dla których nie miałam jeszcze alternatywy i nawet nie wiedziałam, jak miałabym zacząć je zmieniać. Było tyle nieprzyjemnych manifestacji i tyloma sprawami musiałabym się nagle zająć… Aż pewnego dnia poczułam się zmęczona tym lękiem i pomyślałam sobie „OK, wszystko zależy ode mnie. Nieważne, co będzie się działo, nie muszę dziś zapanować nad wszystkim. Chcę, zawsze chciałam, być wolna, więc nie mam wyjścia. To, co sobie myślę, wiem tylko ja, więc nie wyjdę na idiotkę, jeśli się okaże, że to bzdura. Chcę, żeby wszystko zależało ode mnie i będę się zajmować wszystkim na bieżąco”. Podjęłam decyzję i poczułam niewyobrażalną ulgę. Zaczęłam robić dokładnie to samo, co kiedyś, kiedy jeździłam do pracy na rozmowę z rozwścieczonym wspólnikiem, tyle że zaczęłam to stosować świadomie. Tak naprawdę, moja praca polegała na uspokajaniu siebie. Kiedy poczułam się zdenerwowana, uspokajałam się i o dziwo to wciąż działało tak samo. Kiedy jechałam na spotkanie uspokojona, ono przebiegało tak, że pozostawałam uspokojona. Kiedy wyjeżdżałam spóźniona, a bardzo nie chciałam się spóźnić, uspokajałam się, albo na siłę zaczynałam myśleć o czymś innym i trafiałam na falę zielonych świateł. Kiedy się nie uspokoiłam, natrafiałam na falę nie tylko czerwonych świateł, ale na masę innych opóźniaczy, w stylu pieszych z białą laseczką, tramwaju, tira, robót na drodze, na której jeszcze przed godziną ich nie było, drzewa, które właśnie się zawaliło… Upewniałam się, że od mojego nastawienia zależą takie drobne sprawy w życiu. Zaczęło być to dla mnie oczywiste. Teraz potrzebuję chwili, żeby się wprowadzić w stan spokoju. Chwili, która umożliwia zmiany w moim myśleniu, a przez to – postrzeganiu świata i siebie.
Ważną rzeczą jest podjęcie decyzji. Kiedy teraz tłumaczę to ludziom, często spotykam się z tym, że podejmują oni decyzję, że wszystko zależy od nich, ale tylko częściowo. Zostawiają sobie wątpliwą wygodę zrzucania odpowiedzialności za niektóre okoliczności, objawiające się w ich życiu: przeznaczeniu, genetyce, kłótliwej żonie, pijącemu mężowi, rządowi, podatkom, kotu, który im do butów nasikał… A to nie tak. To jest naprawdę ważne, żeby zdać sobie sprawę, że tu nie ma wyjątków. Myśli i emocje zawsze są zgodne z tym, co jest rzeczywistością fizyczną. To nie działa wybiórczo. To działa i obejmuje wszystko, co Cię dotyczy, ponieważ to jest Tobą. Przejawia się w świecie zewnętrznym, ale swój początek ma w Twojej świadomości. Przejawia się w tym, jak pracujesz i jak zarabiasz, przejawia się w tym, jaki masz związek, przejawia się w tym, jak wyglądasz i w jakim stanie jest Twoje zdrowie. Ale to jest tylko przejaw. Stan przejściowy, żebyś mógł doświadczyć tego, co sobie stwarzasz. To nic innego jak fizyczna manifestacja CIEBIE, takiego, jakim jesteś teraz – Twoich aktualnych przekonań, myśli i emocji. Bo Ty jesteś wszystkim. Początkiem i końcem. W Tobie każde zdarzenie, w którym uczestniczysz ma początek i w Tobie każda sytuacja może się zakończyć. Wiesz, że wszystko jest tylko przejściowe. Chyba że chcesz, żeby nie było. A wszystko jest zależne od tego, jak kierujesz swoimi myślami. Twoje aktualne myśli są obrazem Ciebie aktualnego.
Kiedy ja to zrozumiałam, znikł cały strach i odpowiedzialność, a pojawiła się radość. Wtedy wiesz, że nie musisz niczego się bać. Wiesz, że strach stwarza sytuacje, które wywołują więcej strachu i wiesz, że Ty wcale nie musisz się bać, bo masz mnóstwo narzędzi do tego, żeby się nie bać. Wiesz, że nawet, jeśli okradną sąsiada, to wcale nie znaczy, że okradną i Ciebie, bo to Ty swoim skupieniem uwagi na różnych aspektach rzeczywistości przyciągasz je do siebie. Wiesz, że nie może spotkać Cię nic, jeśli Ty o tym myśleć nie będziesz w sposób, który wywoła Twoją odpowiedź emocjonalną, którą utrzymasz przez jakiś czas.
Możesz wierzyć, że za wszystkie zdarzenia w Twoim życiu ponoszą odpowiedzialność inni, albo jakieś nieznane, nieznośne, ciemne moce wszechświata. Możesz wierzyć, że za Twoją tuszę, za Twoją oponkę na brzuchu, za Twój wysoki cholesterol, za Twoje bóle głowy, za Twoje niepowodzenia w życiu, za Twoje nieszczęśliwe wypadki, za Twoje pożary, złamania, kradzieże, czy też zwolnienia z pracy, zapalenia płuc, odejścia kochanków, nieznośnych kochanków, niemiłą atmosferę w pracy, czy inne nieszczęścia – możesz wierzyć, że za to wszystko odpowiedzialni są inni, albo jakaś niewidzialna ręka przypadku… Pewnie, że możesz. Śmieszne to, prawda? Ponieważ jesteś w stanie powiedzieć, że za swoje powodzenia odpowiadasz sam. Jesteś w stanie przyznać, że wszystko, co masz, zawdzięczasz sobie: że za pięknie działającą firmę, czy za wspaniałe wykształcenie, czy osiągnięcia w nauce, czy w pracy, czy za wyczyny sportowe, czy jakiekolwiek inne. Jesteś w stanie przyznać, że to Twoja zasługa. O, Ty obłudniku, kimkolwiek jesteś! Wszystko, co piękne i wspaniałe, przypisujesz sobie, a wszystko, co niemiłe, okropne, niesprawiedliwe, Twoim zdaniem, przypisujesz już czemuś, co jest poza Tobą! Wygodny sposób nie brania odpowiedzialności za swoje życie. A ja Ci mówię: za wszystko, absolutnie za wszystko, co się dzieje w Twoim życiu, począwszy od relacji z rodzicami, czasów szkolnych, po wybór żony, męża, kochanków, kochanek, pracę, zdrowie, odpowiadasz sam. Ciężko to zaakceptować, jeśli akurat masz jakieś problemy. Być może nie możesz sobie poradzić z czymś z przeszłości, być może właśnie dowiedziałeś się, że masz wysoki cholesterol, albo nie potrafisz zrzucić oponki z tłuszczu na brzuchu, choć usilnie się starasz i wyciskasz siódme poty na siłowni, być może właśnie miałeś wypadek samochodowy, albo rozpada Ci się związek… I kiedy czytasz: ZA WSZYSTKO, CO DZIEJE SIĘ W TWOIM ŻYCIU ODPOWIADASZ SAM – wzbiera w Tobie wściekłość, złość, frustracja, robisz się czerwony na twarzy i masz ochotę rzucić tą książką o ścianę – albo we mnie… Bo przecież łatwiej jest powiedzieć sobie: „Miałem po prostu pecha… nie spełniły się moje marzenia, nie warto rzucać wszystkiego i iść za głosem serca, to są bzdury jakieś…, inni może mogą, ale mi nie wyszło, ja wiem swoje i…”. Nie wiem, co tam jeszcze jesteś w stanie wymyślić, żeby sobie polepszyć samopoczucie. Powiem Ci jedno: nie będę z Tobą dyskutować na ten temat. Nie będę Ci wmawiać, że jest inaczej, że warto spełniać swoje marzenia, że warto rzucać wszystko i iść za głosem serca, że za wszystko odpowiada się samemu… Nie chcę Ci niczego wmawiać, ponieważ TY MASZ RACJĘ! Masz stuprocentową rację, kiedy mówisz to, co mówisz… Przecież Ty masz na to wszystko dowody! Dowody Twojego własnego doświadczenia! Czy może być coś bardziej prawdziwego?! Nie – nie może. Więc pozostawiam Cię z Twoim podejściem i Twoją wiarą w przekonania, które stworzyły Twoje doświadczenie. Twoje dotychczasowe życie jest jedynym, dla Ciebie, najprawdziwszym dowodem na istnienie siły Twojej świadomości, która stwarza Twój świat.
Chcę Ci powiedzieć, że podjęcie decyzji o tym, że za wszystko odpowiadasz sam, nie jest dla ludzi, którzy nie chcą wziąć odpowiedzialności. Odpowiedzialności za wszystko, co ich spotyka. To nie jest dla tych, którzy wciąż chcą znaleźć winnych różnych stanów rzeczy. To nie jest dla tych, którzy wolą wiedzieć, że są chorzy i mówią, że nie mają na to wpływu, bo genetyka, bo promieniowanie, bo niezdrowa żywność, bo coś tam… Że ich związki się rozpadają, bo inni są tacy okropni, oszukują, zdradzają, albo jest w tych innych tyle niedociągnięć, że nie da się z nimi wytrzymać.
To jest dla tych, którzy chcą podjąć decyzję, że wszystko zależy od nich. Choć z początku ciężko jest patrzeć na wszystko, co się stwarza i wiedzieć „to moja zasługa”. Nie musisz być jednak tego świadomy. W zasadzie nic nie musisz. To i tak nie zmieni faktu, że sam tworzysz wszystko, co Cię spotyka. Kiedy jednak już to wiesz, jesteś o krok dalej od tych, którzy tego nie wiedzą. Ty możesz świadomie modyfikować swoje doświadczenie. A jeśli nie wiesz, że każde doświadczenie wynika z Twojej świadomości, wciąż odbierasz sobie możliwość bycia wolnym i szczęśliwym, a Twoje doświadczenie wciąż od czegoś zależy. Naprawdę WSZYSTKO tworzysz sam i nie ma na to wpływu ani matka, ani ojciec, ani mąż, ani żona, czy kolega… Nikt – tylko TY. Ja nazwałam to decyzją, bo dla mnie była to decyzja o tym, że mam świadomość odpowiedzialności za wszystko, co mnie spotyka, włącznie z zachowaniem mojego partnera, z zalaną łazienką, pożarem w domu, czy moim ukochanym kotem, który „zaznaczył teren” akurat w miejscu, gdzie kładę swoją poduszkę. I akceptuję to ze spokojem.
Pamiętam jednak, jak z początku, zaraz po podjęciu mojej decyzji, robiłam remont w domu, w którym mieszkałam z siostrą. Wyszło wtedy wiele nieporozumień między nami i pamiętam, jaka byłam wściekła. I kiedy opowiadałam o tym mojemu bratu, on poklepał mnie po ramieniu takim swoim gestem i powiedział: „Przecież wiesz siostra, że sama to sobie stwarzasz”. Nie wyobrażacie sobie, jak mnie to rozwścieczyło. Ale tylko na chwilkę, bo potem pomyślałam, że w zasadzie ja naprawdę wiem, że wszystko sobie stwarzam sama. Zrozumiałam też, że są sytuacje, które dostarczają nam tyle adrenaliny, którą lubimy (a często nie znamy innych metod jej wytworzenia, jak poprzez właśnie spięcie w domu, czy w pracy…), że lubimy się tak denerwować i przeżywać te sytuacje jeszcze kilka razy, opowiadając o nich swoim bliskim… Jesteśmy w pewnym sensie uzależnieni od emocji ponieważ to one są prekursorami neuroprzekaźników, a nasze neuroprzekaźniki (nazwijmy je hormony) są to substancje, od których się uzależniamy. Są to zarówno endorfiny, serotonina, jak i adrenalina, czy kortyzol. Kiedy na co dzień uczestniczymy w sytuacjach, które w nas wywołują (właściwie powinnam napisać: w sytuacjach, które my interpretujemy tak, że wytwarzamy sobie hormony stresu) reakcje, w wyniku których w naszej krwi krążą hormony stresu, to się od nich uzależniamy. I tak samo, jeśli uczestniczymy w sytuacjach, które interpretujemy inaczej, wytwarzając hormony szczęścia, to też się od nich uzależniamy. Wtedy po prostu dążymy do tego, żeby dostarczyć sobie kolejnej dawki naszych uzależniających hormonów i stwarzamy sobie do tego możliwości. Wręcz ich szukamy (Odchudzanie i Prawo Przyciągania). Dlatego też, kiedy podjęłam decyzję, że za wszystko odpowiadam sama, zdałam sobie sprawę, że ja rzeczywiście miałam ochotę tak się po prostu soczyście pokłócić z siostrą i kiedy przemyślałam to na spokojnie kilka razy, to nawet wstyd mi się zrobiło, że o takie bzdury robiłam awanturę. Potem musiałam już sobie tylko poradzić z tym wstydem…
Takich rzeczy było mnóstwo. Takich zupełnie normalnych i codziennych. Niemiła rozmowa przez telefon, niezałatwiona sprawa tak, jakbym chciała, obleśny pan, zawodowo zajmujący się piciem, coś do mnie wykrzykujący… I z tą świadomością, że to wszystko są projekcje, które wynikają z mojej postawy, przekonań i emocji, doszłam do wniosku, że tak naprawdę, to ja sama zawsze jestem odpowiedzialna za zachowanie innych ludzi wobec mnie, więc nie mogę mówić, że on, ona, to mnie wkurza, wyprowadza z równowagi, czy raduje. Skoro oni współtworzą moją rzeczywistość odpowiadając na moje przekonania, to przecież to, że ktoś jest dla mnie niemiły nie wynika z faktu, że on jest niemiły, tylko z faktu, że ja się czuję źle sama ze sobą, mam jakieś konkretne przekonanie o sobie, które on mi właśnie uzmysławia, albo mam konkretne przekonania na temat tego człowieka.
Musiałam więc pójść o krok dalej i zastąpić stwierdzenie: „On mnie wkurza” słowami: Ja się wkurzam na niego, na nią, na to, albo cieszę się z tego, czy z tamtego. Mała zmiana w zestawieniu słów, a jednak olbrzymia zmiana w znaczeniu i poczuciu odpowiedzialności. Wbrew pozorom, bardzo to ważne, żeby z początku zacząć chociaż tak mówić. Zrozumienie przyjdzie później.
Kiedy ja się wkurzałam, myślałam, że to „ich” wina, że ja jestem zdenerwowana. Ale łapałam się na tym, przecież w końcu podjęłam decyzję, i w miarę upływu czasu, coraz bardziej zaczęło do mnie docierać, że to naprawdę ja się wkurzam na nich, a nie oni mnie wkurzają. Poczułam tę różnicę i nie były to już tylko puste słowa, a coś, co czułam. WIEDZIAŁAM. I dotarło do mnie, że ja się na nich wszystkich wkurzam, bo tak naprawdę chcę, żeby oni zachowywali się tak, jak ja chcę i denerwuję się wtedy, kiedy oni robią coś po swojemu, wbrew mojemu systemowi przekonań i poglądów. Co ciekawsze wraz ze skupieniem na tym uwagi, coraz częściej zauważałam, jakie to nieprzyjemne, kiedy inni się wkurzają na mnie, bo ja robię coś po swojemu, a nie tak, jak oni tego chcą. Teraz wiem, że kiedy pojawia się ktoś, kto mówi do mnie coś, co mi nie do końca pasuje, to raz – ten ktoś ma prawo widzieć rzeczy inaczej, niż ja (i nie marnuję swojej energii, żeby go przekonywać do tego, w co ja wierzę), a dwa – czasem ci ludzie demonstrują mi moje własne przekonania o jakimś niewygodnym dla mnie stanie rzeczy, z którym czas sobie poradzić. I zrozumiałam, że najczęstszym powodem niezadowolenia z czyjejś postawy i czyjegoś zachowania jest chęć przekonania kogoś do swoich poglądów, do swoich potrzeb, do swojej wizji, jak należy się poprawnie zachowywać. I pomimo tego, że to zabiera strasznie dużo energii, ludzie wciąż usilnie to robią. Tyle, że jest to walka z góry skazana na klęskę, ponieważ jest to walka, która nigdy się nie skończy, a ogromnie wyczerpuje. Kiedy za każdym razem, gdy stanie się coś nieprzyjemnego dla Ciebie, będziesz świadomy, że sam jesteś tego twórcą, przestaniesz szukać winy u innych. Samo to powoduje, że ludzie będą do Ciebie lgnąć, ponieważ nie będą się czuli obciążeni Twoimi wyrzutami sumienia. A Tobie będzie o tyle lżej, że zaczniesz powoli zauważać, że istotnie tylko od Twoich aktualnych przekonań zależy to, co aktualnie przeżywasz w fizycznej rzeczywistości. Jest to jedyna droga do pełnej wolności i pierwszy do niej krok.
Pamiętaj:Podejmij decyzję, że chcesz być wolny i szczęśliwy. Wolność to świadomość, że nie spotka Cię nic poza tym, co sam sobie stwarzasz, zgodnie z Twoim systemem przekonań. Sam jesteś twórcą swojego doświadczenia. Wolność jest drogą do szczęścia.
I w tym momencie czas opowiedzieć o kolejnym ważnym aspekcie bycia wolnym i szczęśliwym.
Jakiś czas temu stałam ze znajomymi i ich 9-letnią córeczką. Dziewczynka miała w woreczku bezy, które bardzo lubiła. Miała ich tylko kilka, a nas było tylu, że bezów dla wszystkich na pewno by nie starczyło. Mama dziewczynki powiedziała do niej: „Poczęstuj innych, nie wolno tak tylko o sobie myśleć”. Na co dziewczynka cofnęła rączkę z woreczkiem bezów, bo przecież miała oddać swoje ulubione łakocie komuś obcemu, a dla niej już by nie starczyło… Dla nas w zasadzie bezy były obojętne, bo raczej nikt za nimi aż tak nie przepadał, żeby ich pragnąć, w przeciwieństwie do tej małej dziewczynki.
To była kolejna sytuacja w życiu, która znów uświadomiła mi, że w takich przypadkach mam zawsze jeden wybór: albo ja, albo ktoś. Albo ja poczuję się źle, albo ktoś poczuje się źle, albo w ogóle się źle nie poczuje (bo akurat bezy są mu obojętne), ale ja mogę poczuć się źle. Przy czym czyjegoś złego samopoczucia ja nigdy nie poczuję, a swoje poczuję zawsze! Więc – wybór jest chyba prosty! Nieważne, co inni myślą, że powinnam robić, nieważne, co chcieliby, żebym robiła – ich chęci są podyktowane niezdrową odmianą egoizmu, który mówi: Ty masz robisz wszystko i zachowywać się tak, żeby nam było dobrze, masz nas nie wyprowadzać z równowagi, masz być cicho, kiedy chcemy, masz się śmiać, kiedy opowiadamy kawał, masz znikać nam z oczu, kiedy chcemy być sami, masz sprzątać po sobie, masz się czesać, jak my chcemy, masz mieć taką orientację seksualną, która nie będzie wzbudzała w nas odrazy, masz nam oddawać wszystko, co uznajesz za cenne – to nieważne, czy my to uznajemy za cenne, ale tego wymaga dobre wychowanie, masz być grzeczny! A że jest nas wokół Ciebie setki i tysiące, masz wielkie szanse na spędzenie życia na zadowalaniu nas, a i tak zawsze ktoś będzie bardzo niezadowolony, bo nie wszyscy mamy takie same oczekiwania wobec Ciebie… I jeśli oczekujesz czegoś w zamian za zadowalanie nas, to niestety my nic Ci nie damy, bo przecież my nie od tego jesteśmy, żeby Ci coś dawać. My możemy Cię oceniać, karać, zakazywać, nakazywać – i jesteśmy tym naprawdę bardzo zmęczeni, żeby mieć jeszcze siłę cokolwiek robić dla Ciebie… Ewentualnie, kiedy będziesz już bardzo nieszczęśliwy – pobędziemy z Tobą chwilę i poopowiadamy Ci o tym, jacy inni są też nieszczęśliwi, my też i będziemy z Ciebie też bardzo dumni, jak sobie w tych nieszczęściach trwasz. Opowiemy Ci o swoich, a kiedy zwrócisz na nie uwagę, być może sam też ich doświadczysz, a wtedy będziemy mieli „wspólny język”…
Ale jeśli Ty kiedykolwiek stwierdzisz, że masz nas gdzieś, że nie jest ważne, co my o Tobie mówimy, jak my oceniamy Twoje poczynania, jeśli ośmielisz się być szczęśliwy i jeśli ośmielisz się być radosny, jeśli będziesz robił wszystko, czego sam chcesz, jeśli będziesz kierował się swoim własnym zmysłem, co jest dobre, a co złe – co nas na pewno zdenerwuje – nazwiemy Cię egoistą, a jeśli dalej będziesz tak robił i nie będzie Ci przykro, że jesteś egoistą, to stwierdzimy, że jesteś niespełna rozumu, że nienormalny jesteś i już… I że jesteś zagrożeniem dla społeczeństwa, czyli dla nas… (no… może tego nie stwierdzimy, ale na pewno obrobimy ci d… za Twoimi plecami).
Kiedyś, jako młoda dziewczyna szłam ulicą. Zobaczyłam staruszkę, która stała przed przejściem dla pieszych i nie przechodziła. Ja przeszłam i poszłam dalej, ale wracając zauważyłam tę samą staruszkę w tym samym miejscu. Zaciekawiło mnie to i zapytałam, co ona tu robi. Odpowiedziała mi, że nie widzi, więc nie wie, jakie są światła i nie może przejść na drugą stronę (to były czasy, zanim wprowadzono sygnalizację dźwiękową skorelowaną ze świetlną). Zapytałam, gdzie chce iść i tam ją zaprowadziłam. Staruszka popłakała się ze wzruszenia, a ja poczułam się jak najlepszy człowiek na świecie. Znasz to uczucie?
Jak myślisz, czy moje zachowanie było altruistyczne, czy egoistyczne? Jedni powiedzą, że to był altruizm, inni, że nie. A dla mnie był to czysty egoizm. Ja raz, że miałam czas, więc nie przeszkadzało mi przeprowadzić tę staruszkę przez ulicę. A dwa, to, co zrobiłam, przyniosło mi taką radość, że jeśli chcesz, myśl sobie, że ja to zrobiłam dla niej, ale ja wiem, że ja to zrobiłam dla siebie. To była ogromna przyjemność i była to moja przyjemność. Nie wiem, co ta staruszka czuła w tamtym momencie. I nigdy się nie dowiem, ale wiem, co ja czułam. Ja czułam się wspaniale. Pytanie więc brzmi: czy ja to zrobiłam dla niej, czy dla siebie? Oczywistą odpowiedzią jest: DLA SIEBIE. W takim razie byłam w tamtym momencie wielką egoistką, działającą z premedytacją (tak na marginesie, kiedy wiem, że coś sprawia mi taką radość, do dziś robię to z taką samą premedytacją i tak samo egoistycznie).
Wszystko, co robisz dla innych i sprawia Ci to przyjemność, robisz dla siebie. Jeśli robisz coś dla innych i oczekujesz czegoś w zamian, też robisz to dla siebie, bo jest to transakcja. Jeśli robisz coś dla innych i nie sprawia Ci to przyjemności, zawsze masz swoje motywy (choćby był nimi tylko lęk przed postąpieniem inaczej), to też robisz to dla siebie. Jeśli ktoś Cię zmusza do czegoś i Ty się na to godzisz, to też robisz to dla siebie, bo jest to Twoja decyzja i Twój wybór, być może podyktowany strachem przed innym zachowaniem i postawieniem się. Jeśli zawsze robisz coś dla innych, a nie sprawia Ci to przyjemności, „po prostu tak masz”, to też robisz to dla siebie, bo pewnie lubisz czuć się lepszy od innych, taki dobry, taki uczynny, albo taki biedny i wykorzystywany i lubisz to uczucie współczucia, które Ci okazują, kiedy opowiadasz swoją historię życia. Jeśli robisz coś dla innych i niczego w zamian nie oczekujesz, to też robisz to dla siebie, bo nawet jeśli nie oczekujesz niczego od innych, to albo czujesz się z tym po prostu dobrze, albo Twoje przekonania obiecują Ci zapłatę za te wszystkie poświęcenia kiedyś, albo wierzysz, że dobro zawsze wraca… Rozumiesz? Wszystko, choć z pozoru się wydaje, że robisz dla innych, tak naprawdę robisz dla siebie. Zawsze. Nie ma wyjątków. Więc jeśli kiedykolwiek będziesz sobie myśleć o kimś, że jest egoistą, wstrętnym egoistą, to zastanów się nad tym, jakie motywy Tobą kierują? I zdasz sobie sprawę, że motywem, żeby kogoś nazywać egoistą jest zawsze Twój własny egoizm. Bo czy chcesz, czy nie, jakiekolwiek masz motywy, Ty zawsze jesteś egoistą.
Jeśli:
Jesteś w związku, który nie jest dla Ciebie ani budujący, ani przyjemny, ale nie chcesz odchodzić, bo dzieci będą płakać, bo żona będzie cierpieć, bo społeczeństwo tego oczekuje, więc zostaniesz i będziesz nieść swój krzyż…
Jeśli siedzisz w pracy, której nienawidzisz, która nie daje Ci tego, czego byś chciał, ale nie odchodzisz z sobie znanych powodów…
Jeśli chciałbyś być bogatszy, ale boisz się tego, jak zareagują Twoi znajomi, kiedy będziesz miał więcej od nich, boisz się zaryzykować i poprosić o podwyżkę, nie robisz nic, żeby znaleźć lepszą pracę lub sposób zarabiania na życie…
To:
Za każdym razem jest to tylko i wyłącznie Twój egoistyczny wybór! Bez wyjątków. Za każdym razem Ty sam podejmujesz decyzję, że wolisz to, co jest od tego, co by być mogło i robisz to tylko i wyłącznie dlatego, że Tobie jest tak łatwiej i na tę chwilę Ty wolisz tak właśnie postąpić.
Ale nie martw się – dostaniesz kolejne możliwości, bo to, że postąpić w ten sposób jest Ci dziś wygodniej, nie znaczy, że za jakiś czas nie będzie inaczej. A życie, zgodnie z Twoimi wewnętrznymi pragnieniami, podsuwać Ci będzie kolejne możliwości. I Ty znów wybierasz… A możliwości poprawy będą się pojawiały do momentu, w którym pragnienie zmiany będzie w Tobie bardzo żywe.
No OK, ale co się dzieje, kiedy mam w woreczku swoje ulubione łakocie i nagle pojawiają się mamy znajomi i mama każe mi oddać te łakocie tym, dla mnie, obcym ludziom? Czy będę egoistką, jeśli powiem, że nie dam? No, będę. Kluczowe zaś pytanie to nie: czy jestem egoistką, tylko, jak się czuję z tym, że nie dam im tych łakoci? Bo jeśli im nie dam, a potem będę mieć cały dzień wyrzuty sumienia, że byłam taką niegrzeczną dziewczynką i się nie podzieliłam, a może ci ludzie byli strasznie głodni, a może oni też nie marzyli dziś o niczym innym, tylko o tych moich bezach właśnie, to… Nie jestem już egoistką, tylko męczennicą, która sama na własne życzenie wyrządza sobie krzywdę.
Jeśli już nie daję komuś ciasteczek, to powinnam się cieszyć tym, że zjem je sama i rozkoszować się ich smakiem. A kiedy dasz sobie to prawo, to musisz dać je również innym. Jeśli Ty masz prawo zjeść ciastka sam i się nie dzielić, nie możesz wymagać od innych, żeby byli inni niż Ty. Każdy i tak i tak jest egoistą. Wymiar tego egoizmu zależy od przekonań poszczególnych jednostek. Tego nie da się zmienić. Jaką ulgę jednak przynosi zaakceptowanie tego, że wszyscy mamy takie same prawa do robienia tego, co chcemy, prawda? Nie chodzi o to, że ja mam takie prawo i rozumiem to w aspekcie mojej osoby, ale kiedy to dotyczy np. mojego dziecka, żony, czy męża, to to prawo zupełnie się zmienia i wtedy ono, ona, czy on, powinni respektować moje założenia, moje wytyczne i moje wymagania i zrezygnować ze swoich, bo ja tak chcę… naprawdę takie postępowanie to nie egoizm, tylko kontrolowanie. A kontrolowanie męczy. Bo jeśli dziś chcesz kontrolować zachowanie córki w aspekcie kontaktów z innymi i ona się w końcu temu podporządkuje, to zaraz zauważasz, że teraz wychodzi po nocach i też chcesz mieć nad tym kontrolę. Potem znów nad kolejną rzeczą i w zasadzie, to nie tylko córkę chcesz kontrolować, ale też męża czy żonę, kochankę czy kochanka, matkę i ojca i znajomych. A w ogóle to przecież są grupy społeczne, całkiem nie do zniesienia, które mają totalnie anormalne poglądy polityczne czy zachowania seksualne. I chcesz ich kontrolować, nakazać przepisami, żeby musieli zachowywać się inaczej. A kiedy to się nie dzieje, czujesz się niespełniony… bo kontrolowanie wyrządza krzywdę tylko Tobie. A podstawą egoizmu jest: pozwól sobie robić, co chcesz i pozwól innym na to samo, nawet jeśli na tę chwilę tego nie umiesz zaakceptować. Ale proszę – daj sobie to prawo – do bycia egoistą. Egoistą, co oznacza, że zawsze najważniejsze dla Ciebie będzie to, jak Ty się czujesz. Zrozum, tu nie chodzi w ogóle o to, co będziesz robić. Naprawdę, możesz się poświęcać dla innych, przeprowadzać staruszki przez ulicę, ale i tak nie czuć się dobrze. Możesz też nigdy nie przeprowadzać staruszek i nie poświęcać się dla innych i też nie czuć się dobrze. To, co robisz ma bowiem znikome znaczenie dla Twojego samopoczucia. Podstawowe znaczenie zaś ma to, co myślisz o tym, co robisz. Znaczenie ma to, co myślisz o tym, po co to robisz. Znaczenie ma to, jak bardzo znasz swoje preferencje i to, co Ty lubisz robić. Możesz nie podać ręki staruszce, a w głowie mieć na nią mnóstwo przekleństw, strach przed byciem starym, albo obrzydzenie. Jednak te same odczucia mogą Ci towarzyszyć, kiedy podasz rękę staruszce i pomożesz jej przejść na drugą stronę. Błędem wielkim jest pogląd, który przez stulecia starano się ludziom wpoić, że to uczynki są najważniejsze. Niestety, gdyby tak było, wśród nas byłoby mnóstwo szczęśliwych i zadowolonych ludzi. Wystarczyłoby komuś pomóc i już poziom szczęścia by w nas wzrastał. A ilu powinno być zadowolonych i szczęśliwych ludzi, którzy dzisiaj otrzymują pomoc od przeróżnych organizacji i osób? Niestety to nie zapewnia ani zadowolenia, ani szczęścia. Postawa odmienna, czyli taka, gdzie nikomu i dla nikogo niczego się nie robi też nie przynosi większych skutków.
Czas zacząć być egoistami i zrozumieć, że wszystko, co robimy dla innych, a przynosi nam to radość (w tym pomoc innym, angażowanie się w akcje pomocy, dawanie pracy, czy choćby miłe słowo i uścisk), to tak naprawdę robimy dla siebie i poziom zadowolenia jest jedyną i największą zapłatą za to. Jest to coś, co otrzymujesz już teraz i teraz jest to zbawienne dla chemii Twojego ciała. Ponieważ pozytywne emocje są stworzone dla Ciebie, żebyś mógł być szczęśliwy już tu i teraz, a nie kiedyś tam. Dopiero po śmierci! Teraz. I to poziom zadowolenia jest miarą Twojego egoizmu, a nie Twoje uczynki! Jeśli pomaganie, czy cokolwiek nie sprawia Ci przyjemności, albo nie sprawia Ci przyjemności w danej chwili, po prostu tego nie rób i daj sobie rozgrzeszenie.
Wszyscy mamy takie same prawo do bycia szczęśliwymi i życia według własnych preferencji. Nie chodzi o to, że skoro wszyscy będą mieli takie same prawa (mają od zawsze) do robienia wszystkiego, co chcą, to zaczną kraść, zabijać i mordować. Widzisz… ludzie, którzy chcą kraść i mordować, zapewniam Cię, robią to już dzisiaj i żadna siła, ani zapis ich nie powstrzyma. Ale Ciebie powstrzymuje strach i lęk. Twoja chęć kontroli zachowania innych ludzi wynika tylko i wyłącznie ze strachu przed tym, że inni mogliby nagle zrobić coś, czego bardzo nie chcesz. Jest to Twój strach i tylko Ty go czujesz. Ci ludzie, których zachowanie wywołuje w Tobie ten strach się nie boją. A Ty nie wychodzisz z domu, nie masz przy sobie pieniędzy, nie pokazujesz, że masz pieniądze, zakładasz alarmy… wszystko ze strachu. A im bardziej się boisz, tym więcej wiadomości i informacji do Ciebie trafia, wywołujących więcej strachu. Im więcej informacji wywołujących więcej strachu, tym więcej sytuacji w Twoim środowisku, potwierdzających zasadność tego strachu, aż w końcu odczuwasz tyle strachu, że w Twoim własnym życiu zaczynają się pojawiać sytuacje, które są odpowiedzią na Twój strach. Strachem nie możesz kontrolować innych. Strach ogranicza, ale nigdy nie ogranicza innych, tylko Ciebie. Możesz napisać masę praw, co wolno robić, a czego nie, wynikających z Twojego strachu, ale nigdy nie powstrzymasz tym współtworzenia rzeczywistości. Współtworzenie rzeczywistości zawsze było i będzie i zawsze ci, którzy się boją będą współtworzyć swoją rzeczywistość z tymi, którzy strach wywołują. I nie zmienią tego żadne prawa pisane, więzienia i kary śmierci. Jedyną metodą na nieuczestniczenie w takich wydarzeniach jest wywołanie w sobie innych odczuć i zastąpienie nimi strachu. Wtedy Ty jesteś zadowolony i Twoja rzeczywistość daje Ci wciąż więcej powodów do zadowolenia. Kiedy Ty skupiasz się na nieprzyjemnych cechach innych ludzi, wywołujących w Tobie określone emocje, dostajesz wciąż więcej takich emocji pod postacią odpowiadających im cech ludzkich. Nie krzywdzisz nikogo prócz siebie! Nie kontrolujesz nikogo, a krzywdzisz siebie! Czy warto?
Dlatego bądź egoistą! Zadbaj o to, żeby czuć się dobrze! Zadbaj o swoje dobre samopoczucie! Egoistycznie! Mówią Ci o masakrach piłą mechaniczną – zacznij myśleć o czymś innym i bądź egoistycznie zadowolony! Jeśli czujesz ból, brak poczucia bezpieczeństwa, strach, lęk, chęć zemsty, w reakcji na jakąś informację, egoistycznie, przestań dalej słuchać i zwróć uwagę w innym kierunku! Mówią Ci o katastrofie ekonomicznej świata – poszukaj informacji o firmach, które się bogacą i rosną, i poczuj się bezpiecznie i dobrze! Jeśli oni potrafią, to Ty też. Partner zachowuje się niezgodnie z Twoim oczekiwaniem, przypomnij sobie, jaki ostatnio był cudowny, jak się razem świetnie bawiliście i czuj się dobrze już teraz! W pracy nie było rewelacyjnie, pomyśl, ile Cię to nauczyło i co możesz zrobić lepiej następnym razem! I czuj się dobrze! Szef wyżył się akurat na Tobie? Pamiętaj, jeśli on jest wściekły, to on hamuje wytwarzanie uzdrawiających i odmładzających hormonów w swoim ciele, jeśli Ty też zaczniesz być zły i przygnębiony – zahamujesz wytwarzanie tych hormonów u siebie! Pomyśl o tym i odpuść sobie myślenie, że to Ty jesteś biedny. Będziesz, ale tylko, jeśli sobie na to pozwolisz. Bądź egoistą i pozwól sobie odwrócić uwagę od szefa. Widzisz staruszkę, która nie może przejść przez ulicę i masz ochotę jej pomóc – to pomóż i poczuj, jakie to wspaniałe uczucie. Nie masz ochoty jej przeprowadzić – nic nie szkodzi – na pewno przeprowadzi ją ktoś inny, a nawet jeśli nie – widać tak sobie tworzy. Ty poczuj się dobrze! Nie musisz zbawiać świata! Świat sam się zbawia. Ty możesz zbawić jedynie sam siebie. Zbawić… zabawić… Ktoś sprawił Ci przykrość – pomyśl o tych wszystkich miłych rzeczach, których doznałeś od innych i poczuj się dobrze! Zawsze, kiedy odczuwasz niemiłą emocję, znajdź egoistycznie sposób, żeby poczuć się lepiej. Jeśli nie od razu dobrze, to chociaż obojętnie. Jeśli poczujesz się obojętnie, masz lepszy dostęp do myśli, które pozwolą Ci poczuć się lepiej! Ale kieruj egoistycznie swoją uwagą! Ty masz to poczuć! Nie przyklejać uśmiechu na udręczoną twarz! Nie o to chodzi! Żebyś ciskał w myślach piorunami, a mówił głośno, jak jest cudownie! Nie… Chodzi o to, żebyś poczuł się dobrze. Abyś tak pokierował swoimi myślami, żeby poczuć się dobrze. Teraz. I jak widzisz, jest to bardzo egoistyczne, bo Ty masz się poczuć dobrze, choć być może Twój partner czuje się teraz fatalnie, choć być może w całej firmie ubolewają nad kryzysem, a na świecie panuje żałoba… Ty masz się poczuć dobrze. Egoizm tylko na tym polega, żebyś potrafił czuć się dobrze bez względu na całą resztę! Walka z innymi, ustawianie ich, zakazywanie i nakazywanie, to czynności pochłaniające zbyt dużo energii, którą możesz wykorzystać na kierowanie swoimi myślami, żeby poczuć się dobrze! Więc bądź egoistą, większym egoistą każdego dnia i każdego dnia czuj się lepiej… Ooooch, jakie to przyjemne, sam zobacz… nie masz zbawiać świata, masz zbawić tylko siebie, a możesz to zrobić jedynie poprzez bycie szczęśliwym teraz. Zbawienie świata (o ile uważasz, że jest potrzebne), będzie się działo wokół Ciebie, kiedy Ty pokażesz jak. To może się stać jedynie za Twoim przykładem. Nigdy nie dzieje się odwrotnie. Wszystkie zmiany na lepsze zaczynają się od Ciebie. Od Twoich myśli i Twojego samopoczucia. Cała reszta dzieje się samoistnie. Zapewniam Cię o tym. Dlatego bądź egoistą i czuj się dobrze!!! Teraz! Ponieważ, kiedy narzekasz na coś, wykorzystujesz swoją moc do kreowania więcej tego, na co narzekasz. Kiedy kogoś oskarżasz, obwiniasz za coś, wykorzystujesz swoją moc w celu kreowania więcej tego, za co obwiniasz i oskarżasz innych. Kiedy jesteś na coś lub na kogoś zły, nienawidzisz, zazdrościsz, poniżasz, wykorzystujesz swoją moc w celu kreowania przez siebie niechcianych rzeczy. Przestań! Nie dla nich! Dla siebie!
Pamiętaj:Egoizm to nie to, co robisz. Możesz nigdy nikomu nie pomóc i czuć się fatalnie. Możesz pomagać wszystkim wokół i też czuć się fatalnie. Egoizm to umiejętność polepszania swojego samopoczucia i stan zadowolenia, niezależny od tego, co robisz i co robią inni. Umiejętność. I jak każdej umiejętności każdy może się jej nauczyć.