Złudne nadzieje. Tom 2 - Adriana Rak - ebook

Złudne nadzieje. Tom 2 ebook

Adriana Rak

5,0

Opis

Czy uda się uciec przed trudną przeszłością?

 

Natalia była pewna, że jest to możliwe. Odseparowana od toksycznego ekspartnera starała się przecież ułożyć sobie życie na nowo. Niewątpliwie czas działał na jej korzyść i mogło się wydawać, że młoda kobieta jest na dobrej drodze. Wreszcie mogła odetchnąć z ulgą i cieszyć się zwyczajną codziennością.

Przekorny los jednak w zaskakująco szybkim tempie pokazał, że to jeszcze nie koniec tej smutnej historii… Natalia ponownie zostaje wystawiona na próbę.

 

Czy będzie ona w stanie kolejny raz zmienić swoje życie? Czy będzie miała wystarczająco dużo sił, by walczyć…? A może już wszystko stracone i jedyne, co pozostanie, to pogodzenie się z własnym losem…?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 201

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kdmybooknow

Nie oderwiesz się od lektury

Opuścić cień trudnej przeszłości - czy to w ogóle możliwe? Natalia była przekonana, że tak. Odseparowana od toksycznego byłego partnera, starała się zbudować sobie nowe życie. Czas działał na jej korzyść, zdawało się, że młoda kobieta kieruje się w dobrą stronę. Wreszcie mogła odetchnąć z ulgą i cieszyć się zwyczajną codziennością. Jednak przewrotny los w zaskakująco szybkim tempie zademonstrował, że to nie koniec smutnej historii Natalii. Ponownie wystawiona na próbę, zmuszona jest stawić czoła kolejnym wyzwaniom. Czy zdoła ponownie zmienić swoje życie? Czy znajdzie wystarczająco dużo siły, by stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu? A może już wszystko stracone, a jedyne, co pozostaje, to pogodzenie się z własnym losem...? Tom pierwszy pochłonęłam niedawno, z niecierpliwością oczekując na kontynuację. Chciałam poznać dalsze losy Natalii. W mojej wcześniejszej recenzji podkreślałam, jak piekielne było życie Natalii w toksycznym związku. Młoda kobieta uciekła od oprawcy, i choć prawi...
00
Legos2020

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam wszystkim książka poruszyła moje serce .
00

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL UWIKŁANI

Uwikłani. Tom 1

Uwikłani. Tom 2

CYKL MAROKAŃSKI

Marokańskie słońce

Francuskie noce

CYKL ZŁUDNE NADZIEJE

Złudne nadzieje. Tom 1

Złudne nadzieje. Tom 2

POZOSTAŁE POZYCJE

Bezmiar cierpienia

Zagubieni

Cień bolesnych wspomnień

Wybaczam ci

The Postman. Miłosna przesyłka (duet z Angelika Ślusarczyk)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Adriana Rak, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by kiuikson/Shutterstock

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-461-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

W poprzedniej części…

Natalia

Daniel

Tom drugi

Część pierwsza

Daniel

Natalia

Natalia

Natalia

Daniel

Natalia

Daniel

Natalia

Natalia

Część druga

Daniel

Natalia

Daniel

Natalia

Daniel

Natalia

Natalia

Podziękowania oraz kilka słów od autorki

Ważne telefony

Z dedykacją dla mojej mamy, Barbary, prawdziwej Wojowniczki

W poprzedniej części…

Natalia

– No i znowu się widzimy. – Amanda zaśmiała się na powitanie.

Tak jak poprzednio przyjechała w towarzystwie dwóch – tych samych – ochroniarzy. Tym razem jednak ani ja, ani ona nie miałyśmy pewności, kiedy konkretnie wróci Daniel. Sądząc po treści wiadomości, w której napisał, że życzy nam miłego tygodnia, mógł wrócić nawet za kilka, może kilkanaście dni.

– Mam nadzieję, że i tym razem wytrzymasz ze mną. Poza tym troszkę za tobą tęskniłam – dodałam przekornie, widząc, że uśmiech nie schodzi jej z twarzy.

– A wiesz, że ja za tobą też? Naprawdę! Jak tylko kilka dni temu usłyszałam, że mam tutaj wrócić, od razu poprawił mi się humor! Przyznam szczerze, że praca w klubie Daniela nie jest tak łatwa, jak wydawało mi się na początku… – Westchnęła.

Skierowałyśmy swoje kroki ku tarasowi, gdzie już po chwili zasiadłyśmy przy drewnianym stole. Dwaj mężczyźni, na jej prośbę, zajęli się wnoszeniem bagaży do domu.

– To mam nadzieję, że uda ci się odpocząć tutaj.

Nalałam nam po szklance przygotowanego wcześniej świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.

– W to nie wątpię – odpowiedziała, zakładając okulary przeciwsłoneczne. – Swoją drogą, cholernie mi się u was podoba. Jest tak sielsko i spokojnie. No i te widoki… – Rozejrzała się dookoła. – Coś niesamowitego.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

– Ja też jestem tym miejscem zachwycona.

– No, ale lepiej opowiadaj, co tam u was słychać? Chyba wiele się między wami pozmieniało od mojej ostatniej wizyty? – zapytała, upiwszy łyk soku.

– Hm… Jakby ci to powiedzieć…

– Najlepiej szczerze.

– W sumie sama nie wiem, od czego zacząć i w ogóle, co mam powiedzieć, bo… – Ucięłam w pół zdania, zastanawiając się w duchu nad tym, jak ubrać to wszystko w słowa. – Bo nie wiem, co tak naprawdę jest między nami. No wiesz… Nie padły żadne poważne deklaracje…

– Przecież Daniel cię kocha. Nie widzisz tego? – Wbiła we mnie wzrok.

– Tak… To znaczy… Mówił mi to już kilka razy i ja… – Byłam coraz bardziej skrępowana. – Ja wiem, że on mówi szczerze. I ja też… Ja też go kocham.

– Myślałam, że nigdy tego nie usłyszę. – Parsknęła śmiechem. – Zresztą, wydobycie takiego wyznania od Daniela też nie było łatwe, ale w końcu znam go jak własną kieszeń, więc sama domyśliłam się wszystkiego, a on to tylko potwierdził.

– Mówił ci o tym?

– Oczywiście. Ostatnio, kiedy dzwonił do mnie i prosił, żebym przyjechała tutaj. Był taki radosny i ogólnie, no jak nie on. Więc zapytałam wprost, co tam u was słychać i czy wreszcie doczekam się zaproszenia na wasz ślub. Specjalnie tak powiedziałam, na co zareagował śmiechem, a po chwili wyznał, że wreszcie jest tak, jak powinno być, i że niedługo na pewno doczekam się takiego zaproszenia. Tak że czekam, moja droga. – Dała mi kuksańca. – I życzę wam powodzenia. Mam nadzieję, że teraz już nic nie stanie na waszej drodze…

– Ja też mam taką nadzieję, ale jeśli mam być szczera, niepokoi mnie jedna sprawa…

Ugryzłam się w język, szybko pojmując, że to chyba nie jest odpowiedni czas na takie rozmowy. Zresztą, sama już nie wiedziałam, czy Amanda orientuje się w tym, czym zajmuje się Daniel.

– Tak? Masz na myśli to, czy mój braciszek wreszcie dorósł do bycia odpowiedzialnym partnerem?

– To też, choć myślę, że w ostatnich miesiącach udowodnił, że dojrzał. Chyba nawet bardziej niż ja…

– To w takim razie w czym tkwi problem? No mów śmiało, nie powiem mu nic, obiecuję.

– Czym konkretnie zajmuje się Daniel? Nie chodzi mi o klub, tylko o jego znajomość z Aaronem…

– Hm, dobre pytanie. – Zadumała się na dłuższą chwilę. – Są przyjaciółmi już od dawna, ale to chyba wiesz. Z tego, co mi wiadomo, zajmują się sprowadzaniem aut i późniejszą ich sprzedażą. Przynajmniej tyle wiem na pewno, bo ich wspólne interesy są w naszej rodzinie tematem tabu. Gdy z mamą czy z Olivią chcemy poruszyć tę kwestię, to Daniel szybko ucina takie rozmowy. Nie lubi, bardzo nie lubi o tym rozmawiać. A czemu pytasz? – Spojrzała niepewnie w moją stronę.

– Pytam, bo… mam ten sam problem. Próbowałam z nim rozmawiać i wyciągnąć z niego cokolwiek, ale za każdym razem zbywał mnie tekstem, że już wkrótce wszystkiego się dowiem. No i ten wyjazd teraz… – wydusiłam.

– Skoro powiedział, że wkrótce się dowiesz, to na pewno o wszystkim ci opowie. Sama dobrze wiesz, że jest dość skrytą osobą, nawet dla najbliższych. Ale głowa do góry, Natalka – dodała po chwili. – Jestem pewna, że nie będzie miał przed tobą żadnych sekretów. Zresztą, wspominał coś ostatnio, że myśli nad tym, aby zakończyć swoje biznesy z Aaronem…

– Tak, też o tym słyszałam.

– No widzisz. Jest nadzieja.

Skinęłam głową, po czym zajęłyśmy się dalszym plotkowaniem. Amanda przedstawiła mi wizję tego, co dzieje się w klubie Daniela, i swoją opinię, czy istnieje jakaś nadzieja na to, że jego pracownicy w jakikolwiek sposób dogadają się ze sobą. W duchu mocno kibicowałam, żeby tak się stało.

Później zajęłyśmy się wspólnym gotowaniem i rozmyślaniem o nadchodzącej przyszłości, która wreszcie jawiła się w jasnych barwach.

*

Nazajutrz leniuchowałyśmy wspólnie przez cały poranek.

Po raz pierwszy od kilku dni przez cały czas padał deszcz, dlatego postanowiłyśmy zostać w domu. Od ostatniego przyjazdu Amandy wiele zmieniło się w jej życiu, dlatego nie brakowało nam tematów do rozmów.

Okazało się, że związała się z Patrickiem, ochroniarzem, i na razie oboje utrzymywali ten związek w sekrecie.

– Wiesz, boję się reakcji Daniela. Co prawda wiem, że moje szczęście jest dla niego najważniejsze, ale nie wydaje mi się, aby był zadowolony z tego, że jego siostrzyczka związała się z bodyguardem – przedstawiła mi swój punkt widzenia, kiedy przyłapałam ich na tym, jak całują się w kuchni.

Widząc ich razem, nie pytałam o nic, po prostu uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z pomieszczenia, lecz już po chwili Amanda przyszła do mojej sypialni i wyjawiła mi prawdę, która nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem. Widziałam przecież, jak na siebie patrzą.

– Ale co złego jest w związku z ochroniarzem? – Zaczęłam się zastanawiać, próbując zrozumieć, w czym problem.

– Tutaj nie chodzi konkretnie o to, jaki zawód wykonuje Patrick, tylko… no wiesz… O sam fakt, że znowu się z kimś związałam. Mój brat jest jak lew, broni całego swojego stada i uważa, że w trosce o własne bezpieczeństwo powinnyśmy żyć wedle jego zasad. Wiesz, że Olivia nadal nie znalazła faceta? I to przez kogo? No wyobraź sobie, że przez Daniela. Zabronił jej spotykania się z facetami po tym, jak dowiedział się, że zakochała się po uszy w jakimś rówieśniku, a ten wystawił ją do wiatru. A przecież ona jest starsza ode mnie, na Boga! To dorosła kobieta, ale wiesz… łączy ich dość specyficzna więź, a poza tym… Daniel ma sporo racji. Dotychczas wszyscy potencjalni kandydaci na męża Olivii okazywali się facetami bez jakichkolwiek zasad… Wiesz, kiedy byłam w związku z Romainem, też musiałam się nasłuchać. Ostatecznie wyszło mi to na dobre, bo mój eks to skończony idiota, ale mimo wszystko Daniel jest dość… zaborczy, jeśli chodzi o niektóre sprawy. – Westchnęła wymownie.

– No tak, wiem coś na temat zaborczości. Myślę jednak, że jeśli twój brat zobaczy, że jesteś szczęśliwa, to nie będzie miał nic przeciwko, bez względu na to, kim jest twój facet.

– Może dzięki temu, że jest z tobą, zmieni trochę swoje zachowanie – podsumowała. – Szczerze mówiąc, liczę na to. – Parsknęła śmiechem i obie śmiałyśmy się przez kilka kolejnych minut.

Po wspólnym obiedzie Amanda i Patrick udali się do sklepu pod pretekstem zrobienia zakupów, a drugi z ochroniarzy wyszedł z Alexem na spacer. Akurat przestało padać, więc zgodziłam się na to, aby przeszedł się z nim po okolicy. Zresztą, nie czułam się wtedy najlepiej, bo od samego rana bolała mnie głowa, więc poniekąd było mi to nawet na rękę.

Gdy tylko zostałam sama, spróbowałam skontaktować się z Danielem, niestety bezskutecznie. Wysłał mi jedynie krótki SMS.

Skarbie, nie mogę teraz rozmawiać. Mam ważne spotkanie. Zadzwonię później. Kocham cię i bardzo tęsknię.

No cóż, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie, aby tylko o nim nie myśleć, wzięłam się do robienia ciasta. I nim zabrałam się do tego na dobre, do moich uszu dotarły dziwne dźwięki z zewnątrz. Wychodząc z malutkiej spiżarni z mąką w dłoni, usłyszałam huk, a później szczekanie psa. Okno znajdujące się w malutkim pomieszczeniu było otwarte, dzięki czemu mogłam usłyszeć wszystko.

– Fick dich! Halt die Klappe![1 – krzyknął ktoś, po czym usłyszałam kolejny huk, a później nastała cisza.

Mocno zmieszana i zaniepokojona przystanęłam w progu i postanowiłam wyjrzeć przez okno. Niestety wielki krzew bzu, który rósł na naszej działce, nie ułatwiał mi zadania. Nie widziałam nic poza nim. Zdecydowałam zatem, że wyjdę na zewnątrz i zobaczę, co się stało.

W mojej głowie zaczęły pojawiać się dziwne i straszne wizje, ale z całych sił starałam się opanować.

To na pewno przypadek… Pewnie są to jacyś zabłąkani turyści…– zaczęłam myśleć pospiesznie i w tej samej chwili, w której opuściłam spiżarnię, moim oczom ukazał się on. Największy koszmar mojego życia.

– Cześć, kochanie – powiedział po polsku łamiącym się głosem. – Pewnie nie spodziewałaś się gości tutaj? – Wyszczerzył zęby i skierował swoje kroki w moją stronę.

– Co… co ty tutaj robisz? – Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia i poczułam się co najmniej tak, jakby ktoś spoliczkował mnie z całej siły.

Zaczęłam coraz szybciej oddychać, ale stres od razu wziął górę. Czułam, jak paraliżuje moje ciało od środka.

– Przyjechałem odebrać swoją zgubę. – Przystanął o krok ode mnie. – Myślałaś, że nigdy cię nie znajdę, co? Że będziesz sobie żyła z dala ode mnie, a tu proszę, jaka niespodzianka! Kazałaś mi czekać na siebie kilka ładnych miesięcy i wiesz, co cię czeka w zamian, prawda?

Jego oczy kipiały złością. Wiedziałam, co oznacza to spojrzenie.

– Swoją drogą, nieźle się tutaj urządziłaś z tym swoim gachem – dodał po chwili, rozglądając się dookoła. W końcu znów spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.

– Nie zbliżaj się! – krzyknęłam i zaczęłam wycofywać się do drzwi wyjściowych.

– Oj, dlaczego?

Jego głośny śmiech zaczynał przerażać mnie coraz bardziej.

– Nie tęskniłaś za mną?

– Zamknij się! I wynoś się stąd! Zaraz zadzwonię na policję!

– I co im powiesz? Że przyjechałem odebrać swoją zaginioną narzeczoną, która uciekła tuż przed ślubem i przez kilka miesięcy gziła się ze swoim eks? W dodatku przez cały ten czas żyła jak gdyby nigdy nic, używając fałszywych papierów… Tak? Taka mądra jesteś? – Wbił we mnie swój parszywy wzrok.

– Daj mi spokój, proszę… Wyjdź stąd. Po prostu stąd wyjdź! – Emocje wzięły górę nad rozsądkiem i sama już nie wiedziałam, co robić.

Zbliżył się do mnie o krok i objął mnie w pasie.

– Nie uciekniesz. Już mi nie uciekniesz – zapewnił.

Zobaczyłam, że otwierają się drzwi wejściowe, w których progu stanął dobrze mi znany Richard, pracujący niegdyś w klubie Adama.

– Nie żyją? – zapytał Adam, na co ten kiwnął głową na znak potwierdzenia. – Zajebiście! Jeden kłopot z głowy.

Mimowolnie zaczęłam szlochać, bo zrozumiałam, że nie mam już drogi ucieczki. Ostatkiem sił wyswobodziłam się z jego rąk i skierowałam się ku schodom.

Chciałam wejść na górę i zabrać telefon, który został w sypialni. Chciałam zadzwonić do Daniela… Chciałam…

– Zabieraj tę sukę i spierdalamy! – wrzasnął Adam i już po krótkiej chwili poczułam, jak ktoś szarpie mnie za ramię.

Nie zdążyłam pójść na górę.

Nie zdążyłam zadzwonić do Daniela i powiedzieć mu, jak bardzo go kocham…

1Pierdol się! Zamknij ryj!

Daniel

– Jest pan pewien swojego zakupu? To drogi pierścionek. – Sprzedawca od kilku chwil mierzył mnie wzrokiem.

– Tak, jestem pewien. Cena nie gra żadnej roli – odpowiedziałem szczerze, raz jeszcze wpatrując się w wielki brylant, który zdobił ten złoty pierścionek. – Proszę go ładnie zapakować. Zapłacę tyle, ile będzie trzeba.

– Oczywiście. Proszę chwileczkę poczekać. – Mężczyzna udał się na zaplecze swojego salonu.

Przysiadłem na kanapie stojącej przy jednej z witryn. Uśmiechnąłem się, patrząc na otaczające mnie wystawy. Tylko raz w życiu byłem przecież w salonie jubilerskim. I to w dodatku z powodu tej samej kobiety.

Na samą myśl o Natalii cieszyłem się w duchu jak dziecko, które wreszcie otrzymało upragnioną zabawkę. Chociaż powinienem był być w drodze do miejscowości, w której znajdował się Peter, wolałem udać się w to miejsce i jak kiedyś kupić pierścionek dla Natalii.

Tym razem nie miałem zamiaru niczego spierdolić. Wybrałem dla niej najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałem. Nie zrobiłem tego dlatego, że był drogi. Patrząc na niego, czułem, że to właśnie ten jedyny, który powinien zdobić jej palec. Chociaż brylant był spory, pierścionek wyglądał niezwykle elegancko. Nie mogłem wybrać innego.

Zresztą, Natalia zasługiwała na wszystko. Dosłownie na wszystko. I choćbym miał kiedyś stanąć na rzęsach, to zrobiłbym to nawet dwukrotnie, w imię miłości do niej. Jej obecność sprawiła, że moje życie wreszcie nabrało sensu. Kochałem ją jak szaleniec i pomimo tego, co musiała przejść z tym zwyrodnialcem, cieszyłem się, że los ponownie postawił nas na jednej drodze.

Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to… nie zrobiłbym tego, bo paradoksalnie wszystko to, co wydarzyło się w ostatnich latach, sprawiło, że byliśmy w tym miejscu. Dzięki zdobytym doświadczeniom zrozumiałem przecież, że nie warto oglądać się za siebie, tylko żyć i cieszyć się tym, co się ma. A ja miałem już wszystko. I bardzo chciałem, aby tak było na zawsze.

I miało być…

*

Po wizycie u jubilera udałem się do Rexa, by sprawdzić, czy wszystko gra. Nie zastałem na miejscu Kai, ale nie zakładałem innego scenariusza. Zamiast niej były dwie nowe dziewczyny, Anja i Ula, które zatrudniła Amanda. Obie wywarły na mnie pozytywne wrażenie i w duchu zacząłem modlić się o to, aby nie okazały się one kolejnymi niedojrzałymi pannami.

Tuż po tym, jak zjadłem obfitą kolację, przyjechał Otto i to właśnie z nim udałem się za miasto. Na miejscu już od kilku godzin czekali na nas dwaj współpracownicy, którzy obserwowali zarówno naszą ofiarę, jak i sam teren.

Pierwotny plan był bardzo prosty. W nocy mieliśmy zabić Petera, gdy ten będzie spał. Chcieliśmy zakraść się do jego drewnianego domu i zabić go strzałem prosto w głowę. Od kilku tygodni nie robiliśmy przecież nic innego, jak tylko snuliśmy plany o tym, w jaki sposób pozbyć się tej gnidy. Otto i jego dwaj najbliżsi kompani przez kilka dni obserwowali dom gościa, który był naszym celem, a podczas jego nieobecności jeden z nich zakradł się do budynku i sfotografował jego wnętrze. Wszystko po to, abyśmy jak najsprawniej i jak najszybciej wykonali swoje zadanie.

Po kilku dniach od wymyślenia tego planu zrozumieliśmy jednak, że wtargnięcie do jego domu nie będzie takie proste, wszak wejścia do niego chroniło dwóch rosłych ochroniarzy, a poza tym cały teren naszpikowany był kamerami, które były włączone dwadzieścia cztery godziny na dobę. W dodatku ten skurwysyn miał manię zapraszania do siebie wszelkiej maści kurew, dlatego codziennie przez jego dom przewijało się naprawdę wiele osób, a to nie wróżyło niczego dobrego.

Ułożenie idealnego planu wydawało się zatem rzeczą niemożliwą do zrealizowania, Otto jednak poradził sobie ze wszystkim. Odkąd tylko Aaron wyjawił mi swoją decyzję, wiedziałem, że nie będę w stanie sam wszystkiego ogarnąć. Po pierwsze, byłem za daleko, aby móc obserwować Petera, a po drugie – nawet nie chciałem tego robić. W ciągu kilku ostatnich miesięcy Otto pomógł mi tak wiele razy, że zdecydowałem się powierzyć mu swoją tajemnicę i niewątpliwie był to strzał w dziesiątkę.

Już po tygodniu od naszej pierwszej rozmowy wymyślił wstępny plan, a później, analizując słabe punkty, udoskonaliliśmy go, choć ostatecznie okazało się, że musieliśmy nieco zmodyfikować również ten pomysł.

Los postanowił być bowiem dla nas łaskawy. Początkowo zakładaliśmy, że obaj przez kilka dni będziemy obserwować naszego szanownego wroga, by móc zaatakować w każdej chwili. Chcieliśmy zrobić to wtedy, kiedy w domu będzie nocowało niewiele osób, aby po pierwsze nie narazić się na ewentualne rozpoznanie – co raczej było niemożliwe, ale jednak… – a po drugie nie narazić nikogo innego na niebezpieczeństwo. Musieliśmy przecież sprzątnąć nie tylko jego, ale i dwóch łysych ochroniarzy pilnujących tej twierdzy. Ofiar i tak zatem miało być więcej, zatem nie chcieliśmy pozbawiać życia Bogu ducha winnych panienek do towarzystwa.

Na szczęście nie musieliśmy zbyt wiele ryzykować. Okazało się, że w nocy poprzedzającej mój przyjazd matka Petera zmarła na zawał. Od dawna wiedzieliśmy, że była ona jedyną kobietą, a raczej jedyną osobą, do której ten psychopata żywił jakiekolwiek pozytywne uczucia, dlatego spodziewaliśmy się, że jej śmierć nim wstrząśnie. I nie myliliśmy się. Nazajutrz, kiedy tylko przyjechałem do Niemiec, dwaj przyjaciele Ottona ponownie zaczęli obserwować nasz cel. Peter wpadł w totalną rozpacz i zaszył się w swojej drewnianej willi z zaledwie jednym ochroniarzem u boku. Drugi podobno wyjechał do Berlina, gdzie mieszkała matka Petera. Przy okazji pojechały z nim dwie młode prostytutki, które najprawdopodobniej mieszkały z nim na stałe.

Gdy usłyszałem o tym wszystkim, wprost nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Nie namyślając się długo, przygotowaliśmy się w zaledwie jeden dzień i tuż po tym, jak Otto przyjechał po mnie do klubu, udaliśmy się wynajętym wcześniej autem do leżącej kilkanaście kilometrów za miastem wsi, w której zaszył się żałobnik.

Jadąc na miejsce, czułem coraz większe zdenerwowanie, ale połączone z niesamowitą ekscytacją. Nienawidziłem przecież tego gościa jak mało kogo. Był wrzodem na naszych dupach już od wielu lat i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że po jego śmierci Aaron wreszcie odzyska spokój ducha. I chociaż, zgodnie z umową, chciałem odciąć się od wszystkich wspólnych interesów, sam nie potrafiłem ukryć radości związanej z pozbyciem się tego śmiecia.

Po nieco ponad czterdziestu minutach wjechaliśmy na ścieżkę, która prowadziła do domu Petera. Im bliżej byliśmy celu, tym bardziej się stresowałem, ale szybko odganiałem od siebie wszystkie złe myśli. Bo co mogłoby się nie udać? Znaliśmy teren, miejsce, rozkład domu… Byliśmy przygotowani na sprzątniecie obu frajerów, którzy podobno od dwóch godzin smacznie spali. Nie pozostało nam zatem nic innego, jak tylko wejść do środka i wykonać zadanie.

Zaparkowaliśmy kilkanaście metrów dalej i pieszo ruszyliśmy w stronę celu. Po drodze minęliśmy się z dwoma chłopakami, którzy udali się do swojego auta. Oni już wykonali swoją robotę i mieli jedynie czekać „w pogotowiu” na nasz znak. Na szczęście jedynymi sąsiadami tego gnojka byli dwaj starsi panowie, bracia, mieszkający kilkadziesiąt metrów od domu Petera, dlatego nawet nie zastanawialiśmy się nad niepowodzeniem tej akcji. Nikt przecież nie mógł nas zobaczyć.

– No to zaczynamy… – Usłyszałem ściszony głos Ottona, kiedy znaleźliśmy się pod bramą prowadzącą na działkę.

Otto przykucnął za drewnianym filarem, który był częścią ogrodzenia, i przeciął nożem kabel od alarmu. Następnie obaj przeskoczyliśmy przez płot i znaleźliśmy się na terenie posesji. Wyskoczyliśmy w miejscu, w którym kamery nie mogły zarejestrować naszych twarzy.

Spojrzałem w stronę budynku i widząc maleńkie, czerwone światełko, poprawiłem kominiarkę, choć doskonale wiedziałem, że i tak niczego nie widać. W duchu zaśmiałem się sam z siebie, po czym zgodnie z planem przystanąłem na moment przy małym świerku rosnącym tuż przy ogrodzeniu i poczekałem, aż Otto zbliży się do drzwi wejściowych. Nim minęła kolejna minuta, gestem pokazał, że otworzył zamek. Nie mogło być inaczej. Będąc wcześniej w tym domu, zapoznał się z każdą jego częścią, a dorobienie idealnego klucza stanowiło jedną z najważniejszych rzeczy do wykonania.

Gdy weszliśmy do środka, naszym oczom ukazał się ogromny korytarz. Nie mieliśmy jednak czasu na zwiedzanie, wszak przyszliśmy w innej sprawie. Nie tracąc ani chwili, weszliśmy po cichu po schodach prowadzących na piętro budynku. To właśnie tam znajdowała się wielka sypialnia Petera. Otto ponownie poszedł pierwszy, a ja poczekałem chwilę, by zobaczyć, czy uda mu się otworzyć drzwi. I było tak, jak się spodziewaliśmy – zostały zamknięte od wewnątrz, ale i o tym pomyślał wcześniej mój przyjaciel. Wyciągnął z kieszeni kolejny klucz, wsadził go do dziurki i pokonał ostatnią przeszkodę. Tym razem to ja wszedłem pierwszy. Nie zastanawiając się długo, zbliżyłem się do śpiącego w łóżku Petera.

– Śpij dobrze, frajerze – wysyczałem przez zaciśnięte zęby i przyłożyłem broń do jego skroni.

Oddałem strzał.

Jeden strzał, który w zupełności wystarczył, by pozbawić go życia. Jego ciało drgnęło delikatnie. Tuż przed śmiercią na moment otworzył oczy, ale po kilku sekundach, gdy odsunąłem pistolet od skroni, jego głowa opadła na poduszkę. Był martwy. Zadanie zostało wykonane.

W tej samej chwili, w której zaczęliśmy z Ottonem wycofywać się do wyjścia, usłyszeliśmy, że ktoś wychodzi z pokoju obok. W domu znajdował się przecież ochroniarz Petera, ale zgodnie z umową, jeśli udałoby się nam go nie obudzić, nie zabilibyśmy go, i to nie tylko dlatego, że dzięki temu koleś od razu byłby brany za jednego z głównych podejrzanych. Nie chcieliśmy po prostu dodatkowych ofiar. Niestety nie mieliśmy wyjścia. Mężczyzna wyszedł ze swojego pokoju, gdy zbiegliśmy po schodach i od razu zaczął celować do nas z broni.

– Pojebało cię, idioto? – krzyknął Otto w jego stronę, gdy ten oddał pierwszy strzał.

Na szczęście chybiony.

W odpowiedzi ponownie wymierzył w naszą stronę. Jego bezwzględny wyraz twarzy sugerował, że facet był w stanie zrobić wszystko. No cóż, najwidoczniej poważnie traktował swoją robotę. Oddał za nią życie w chwili, gdy kolejna kula przeleciała tuż nad moją głową. Wycelowałem wprost w jego czoło. Pocisk przeszedł na wylot, a martwy mężczyzna osunął się na podłogę.

Tym samym akcja zakończyła się sukcesem. Mogłem spokojnie wracać do domu. Mogłem wreszcie zacząć żyć na nowo…

Na to liczyłem, lecz niestety już po kilku kolejnych godzinach dowiedziałem się, w jak wielkim, kurwa, byłem błędzie.

*

Gdy wróciliśmy z Ottonem do miasta, najzwyczajniej w świecie położyłem się spać. W ciągu dnia chciałem zająć się klubem, porozmawiać ze wszystkimi pracownikami i przede wszystkim musiałem zorientować się, jak ma się sprawa nowego lokalu, którego powstaniem zajmował się Thomas. Pozostawała jeszcze sprawa siostry Natalii, ale chciałem, by nią także zajął się Otto.

Położyłem się w swoim biurze i chociaż ustawiłem sobie budzik na dziesiątą rano, wstałem grubo po południu. Nie miałem sił, by wcześniej zwlec się z kanapy.

Wizja rozpoczęcia nowego życia napełniała mnie wielką nadzieją i sprawiała, że miałem doskonały humor. Czekała mnie ostatnia rozmowa z Aaronem, ale w porównaniu z tym, co zrobiłem, nie było to nic strasznego. Ot, jedynie zwykła formalność. Umówiłem się z nim na wieczór i zgodnie z planem zająłem się przeglądaniem faktur i innych rozliczeń klubu. Nad papierami spędziłem dobrych kilka godzin i z pewnością zajęłoby mi to jeszcze więcej czasu, gdyby nie telefon, który zmienił wszystko. W jednej chwili na dobre zburzył mój idealny plan na życie.

– Halo? Co tam słychać? – powiedziałem, odebrawszy połączenie od Amandy.

Automatycznie pomyślałem również o Natalii, do której zresztą sam chciałem zadzwonić.

– Daniel! Daniel! – krzyczała. – Ja pierdolę! Daniel! Przyjeżdżaj!

– Co się stało?! – Uniosłem się, chcąc ją przekrzyczeć.

– Adam! Adam tu był! O Boże, Daniel! – Szlochała, a w tle usłyszałem głos jednego z jej ochroniarzy, który krzyczał, że nikogo nie ma w domu.

Co tam się dzieje, do chuja?! – zastanawiałem się gorączkowo.

– Jak to, kurwa, był?! Przecież wczoraj gdzieś wyjechał! O, kurwa, on nie mógł jej odnaleźć! – ryknąłem. – Co z Natalią?! Gdzie ona jest?!

Wstałem pospiesznie od biurka i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Musiałem jak najszybciej pojawić się w Krzczonowie.

– Nie wiem… Chyba zabrał ją ze sobą…

– Co, kurwa? Jak to nie wiesz? Gdzie byłaś w tym czasie?

– Boże, Daniel! Pojechałam z Patrickiem do sklepu! Nie było nas może godzinę!

– I zostawiłaś Natalię samą w domu, tak? Co z ochroniarzem?! Po co tam, kurwa, pojechałaś, co?!

Byłem coraz bardziej wkurwiony. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że z Natalią mogło stać się coś złego. Jak, kurwa, mogłem na to pozwolić?

– On go zabił! Rozumiesz?! Zabił i jego, i psa! Leżą pod domem… – powiedziała i rozpłakała się na dobre. – Boże, ja nie wiem, co zrobić… Patrick właśnie zastanawia się, w jaki sposób pozbyć się ciała…

Wypuściłem głośno powietrze, starając się nie rozpierdolić niczego wokół.

– Zaraz wyjeżdżam. Poczekajcie tam na mnie… – rzekłem po chwili i się rozłączyłem.

I jak ten ostatni frajer, który miał nadzieję, że to, co usłyszałem, to jakiś głupi żart, wybrałem numer Natalii. Niestety było tak, jak się spodziewałem. Nie odebrała.

Kurwa, kurwa, kurwa! – przeklinałem w myślach.

Uświadamiając sobie, że moje życie właśnie legło w gruzach, wyszedłem z klubu i udałem się do auta. Musiałem jak najszybciej odzyskać Natalię. I wiedziałem, że na pewno to zrobię.

A ten złamany kutas jeszcze mnie popamięta…

Tom drugi

Złudzeniami można żyć dość długo i być dość szczęśliwym. Może to nawet jedyny sposób, żeby być szczęśliwym.

William Faulkner, Dzikie palmy

Część pierwsza

Daniel

To, kurwa, niemożliwe. Jak mogłem dopuścić do tego, że Natalia ponownie znalazła się w rękach swojego oprawcy?

Przemierzając kolejne kilometry, stale zastanawiałem się nad tym, co właściwie się stało.

Obiecałem ją chronić. Miałem być zawsze obok i nie dopuścić do tego, aby stało się coś złego. No właśnie, miałem, lecz tego nie zrobiłem i nie potrafiłem się z tym pogodzić.

Z nadmiaru emocji nie byłem nawet w stanie prowadzić auta, więc co rusz zatrzymywałem się na parkingach znajdujących się przy autostradzie, ponieważ byłem bezsilny. Nie potrafiłem skupić się na czymkolwiek innym.

Myślami byłem z Natalią. Z kobietą, której znowu złamałem serce, a nie chciałem tego zrobić.

Kurwa, kurwa, kurwa – przeklinałem w myślach tylekroć, ilekroć ją wspominałem.

Miało być tak pięknie. Już tylko krok dzielił nas od szczęścia. No, przynajmniej tak mi się wydawało aż do chwili, w której odebrałem to nieszczęsne połączenie… Gdy Amanda w kilku zdaniach przedstawiła mi sytuację, początkowo nie dotarło do mnie, co się wydarzyło w Krzczonowie. Bo w to, że Adam znalazł Natalię, nie byłbym w stanie uwierzyć. Miałem go przecież na oku, lecz przez tę nieszczęsną sytuację z Peterem nie skupiłem na nim całej swojej uwagi i niewątpliwie to był mój błąd.

Gdybym tylko wiedział… – analizowałem wciąż, przemierzając powolnie kolejne kilometry. – Gdybym tylko wiedział…

Świadomość, że Natalia znajduje się w towarzystwie tego złamasa, mocno niszczyła moją psychikę. Gdy myślałem o tym, co ten może z nią robić, miałem ochotę rozbić się na najbliższym drzewie. Bo, kurwa, to było niemożliwe. Świadomość, że ten gnojek może się nad nią pastwić, nie dawała mi spokoju.

A niewątpliwie mogło tak być. Znając przeszłość Natalii i porywczy charakter jej ekspartnera, mogłem spodziewać się wszystkiego. Tym bardziej, że w grę wchodziła urażona duma jegomościa, który z pewnością marzył o tym, aby odpowiednio ukarać Natalię za jej ucieczkę.

No żeż kurwa mać. Nie mogłem tego przełknąć.

Z każdym kolejnym kilometrem wiedziałem jednak, to nie jest odpowiedni moment na użalanie się nad sobą. Musiałem uratować Natalię. I choćbym miał przypłacić to życiem, wiedziałem, że to zrobię.

Natalia

Tuż po tym, jak Adam, w towarzystwie Richarda, zaprowadził mnie do auta, do którego siłą wcisnął mnie mój eks, poczułam, jak uchodzą ze mnie resztki sił i nadziei. Wyjeżdżając z Krzczonowa, czułam się tak, jakbym właśnie umarła.

Nie miałam już przecież nic. Moje życie odeszło wraz z opuszczeniem domu, który na zawsze miał pozostać moją oazą. Los jednak postanowił inaczej, po raz kolejny udowadniając mi, jak bardzo złudne były moje nadzieje.

– Pa, pa, Krzczonów. – Adam zaśmiał się, kiedy minęliśmy znak drogowy informujący o tym, że właśnie opuściliśmy tę wioskę.

Jego szyderczy ton coraz bardziej mnie irytował. Nie chciałam jednak dać tego po sobie poznać. Ze wszystkich sił starałam się udawać. Zupełnie tak jak wtedy, kiedy żyłam z nim w związku…

– Oj, biedna. Nawet nie zdążyłaś pożegnać się ze swoim kochasiem – kpił dalej, próbując wymusić na mnie jakąkolwiek reakcję.

Nie miałam zamiaru dać mu tej satysfakcji.

Zatopiłam się zatem we własnych myślach, udając, że to, co do mnie mówi, zupełnie do mnie nie trafia, choć trafiało i bolało cholernie.

Nic jednak nie martwiło mnie tak jak Daniel. Nie bałam się o siebie, lecz o to, jak zareaguje, gdy dowie się, że Adam mnie odnalazł. Z pewnością będzie obwiniał się o całą tę sytuację i niewątpliwie nie dawało mi to spokoju.

– Czyżbyś zapomniała o tym, że masz język w gębie? A może z wrażenia na mój widok aż odebrało ci mowę, co?

Do moich uszu wciąż dobiegał prześmiewczy ton głosu Adama, który siedział tuż obok mnie.

– Pewnie nie spodziewałaś się, że cię znajdę, co? Jak widać, nawet twój bodyguard nie był w stanie cię upilnować.

Przysunął się do mnie na niebezpieczną odległość, na co błyskawicznie zareagowałam, odchylając głowę w stronę przyciemnionej szyby samochodu.

– No już, nie udawaj takiej niedostępnej. Przez tyle czasu dawałaś dupy temu złamasowi, oficjalnie wciąż będąc moją narzeczoną, a teraz nagle udajesz niewiniątko. Swoją drogą, nieźle to wszystko wymyśliłaś. No wiesz, z tą ucieczką – dodał, po czym położył dłoń na moim kolanie. – Nie pomyślałbym, że kiedykolwiek odważysz się uciec. Szacun. – Zarechotał i w tej samej chwili zaczął gładzić moje udo.

Zadrżałam z niepewności. Gdy poczułam jego dotyk na swoim ciele, w mojej głowie momentalnie zaczęły pojawiać się przerażające obrazki, o których przecież tak bardzo chciałam zapomnieć.

– Zostaw mnie – odpowiedziałam cicho, gdy ten zaczął pozwalać sobie na coraz śmielszy dotyk, próbując wodzić ręką coraz wyżej i wyżej.

– Uwielbiam, gdy tak drżysz, kiedy cię dotykam – wysapał w moje ucho, a ja zaczęłam przygryzać dolną wargę z nerwów.

Nienawidziłam jego, siebie i całego wszechświata. Wszystko to, nad czym pracowałam przez ostatnie miesiące, ulotniło się w jednej chwili. Pewna siebie, z pozoru szczęśliwa, pogodzona ze swoim losem Natalia odeszła w zapomnienie.

– Tak kurewsko za tym tęskniłem, pomimo tego, że ty postanowiłaś się zeszmacić… – Wsunął palec pod materiał moich majtek, na co stanowczo zareagowałam, łapiąc go za rękę.

– Nie dotykaj mnie… – Próbowałam wyciągnąć jego dłoń, lecz nadaremno.

– Oj, widzę, że zapomniałaś nie tylko o mnie, ale również o tym, jak powinnaś się zachowywać… – Chwycił mnie na tyle mocno, że już po kilku sekundach zaczęłam odczuwać narastający ból. – Nie masz prawa odzywać się do mnie w taki sposób, zrozumiano? – Ponownie wbił palec w moje wnętrze. Tym razem o wiele głębiej i o wiele mocniej. – I nigdy więcej nie waż się zwracać mi uwagi. – Zaczął poruszać ręką, a ja mimowolnie się rozpłakałam, co jeszcze bardziej go pobudziło. – Oj, tak. Lepiej bądź uległa. Bo i tak nie pozostało ci nic innego… – Zaśmiał się, patrząc w moje oczy.

Jego wzrok przeszył mnie na wskroś. Byłam bezsilna, co tylko potęgowało jego dobry nastrój.

– Proszę, nie… – dodałam po chwili, gdy ten bez skrępowania zaczął ściągać mi spódniczkę.

Ostatkiem sił dotknęłam jego dłoni na znak protestu, lecz on nic sobie z tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Uznał to za doskonałą zabawę.

– Oj, no już, przestań się opierać, maleńka. – Ścisnął moją dłoń, charcząc przy tym w moje lewe ucho. – Za chwilę pokażę ci, za czym tak bardzo tęskniłaś przez te wszystkie miesiące, w których musiał cię zadowalać byle kto – dodał i ponownie wbił we mnie swój wzrok. – Patrz na mnie – syknął, kierując moją głowę na wprost, tak abym patrzyła w jego oczy. – Patrz i podziwiaj – wypowiadając te słowa, rozpiął guzik od swoich spodenek, i już po krótkiej chwili trzymał w dłoniach nabrzmiałego penisa. – Powinienem był cię zabić w momencie, w którym cię zobaczyłem, ale jakoś nie mogę oprzeć się temu, by przypomnieć ci, do czego tak naprawdę zostałaś stworzona. Odepnij pasy i odwróć się do szyby.

Tym razem bez słowa sprzeciwu wykonałam jego polecenie. Czułam, że i tak nie mam już żadnego wyjścia. Byłam skończona.

– W końcu zachowujesz się tak, jak powinnaś.

Klepnął mnie w pośladek i ściągnął mi majtki, po czym bez żadnego skrępowania ponownie zaczął bawić się moją łechtaczką. Nie przeszkadzało mu ani miejsce, w którym się znajdowaliśmy, ani nawet to, że kierowca, oddzielony od nas jedynie czarną zasłonką, słyszy każdy nasz ruch i każde wypowiedziane słowo.

Nim minęła krótka chwila, poczułam jego męskość na swoim pośladku, co błyskawicznie mnie zmroziło. Ostatkiem sił spróbowałam raz jeszcze zapobiec temu, co miało nastąpić, lecz wszystko zostało już przesądzone. Widząc, że próbuję się odwrócić, Adam pchnął mnie w kierunku drzwi auta. Moja głowa wylądowała na szybie, a jego penis wbił się we mnie. Adam zaczął poruszać się we mnie gwałtownie, zupełnie nie zwracając uwagi na jakikolwiek komfort.

– Jesteś dziwką, pierdoloną dziwką, która myślała, że mnie przechytrzy, ale nic z tego, maleńka – wycharczał w moje ucho i w tej samej chwili ponownie wbił się we mnie z całą swoją mocą.

Ból przeszywał już nie tylko moją duszę, ale również całe moje ciało. Byłam totalnie przerażona. Ten jeden krótki moment przypomniał mi bowiem o mojej przeszłości. O wszystkim tym, o czym tak bardzo chciałam zapomnieć. Adam był niczym demon, który pomimo tego, że został przepędzony, ponownie pojawił się w moim życiu. Co gorsza, z każdą kolejną minutą wiedziałam, że wizja przyszłości, którą miałabym spędzić u jego boku, rysowała się w samych ciemnych barwach.

Gdy ten zabawiał się w najlepsze, próbując przypomnieć mi o tym, że jestem zerem, pieprzonym zerem, z którym mógł zrobić, co tylko chciał, próbowałam choć na chwilę odciąć się od rzeczywistości. W duchu zaczęłam odliczać minuty do końca tego niszczycielskiego aktu i ten, na szczęście, wreszcie nastąpił.

Kiedy Adam wyszedł ze mnie, błyskawicznie się ubrałam i usiadłam na swoje miejsce, po czym zapięłam pasy. W momencie, w którym spojrzał w moje oczy z szyderczym uśmiechem wymalowanym na twarzy, zadzwonił jego telefon. Dzięki temu miałam choć jedną krótką chwilę, by zatopić się we własnych myślach i przygotować się na to, co nieuniknione…

Natalia

Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do celu. Do miejsca, którego zupełnie nie znałam. Tuż po tym, jak Adam dopuścił się gwałtu, ze wszystkich sił starałam się zasnąć, by choć na moment zapomnieć o tym, gdzie obecnie się znajdowałam. Sen przyszedł niespodziewanie szybko i trwał dobrych kilka godzin, w czego konsekwencji tuż po dotarciu nie wiedziałam, gdzie się znajdujemy.

– Tutaj na pewno nikt cię nie znajdzie. – Adam zaśmiał się, kiedy tylko wysiadłam z auta.

Rzeczywiście.

Okolica wyglądała upiornie. Na dodatek, przeszyta lekkim mrokiem, sprawiała wrażenie opuszczonego miejsca. Zupełnie tak, jakby w pobliżu kilku kilometrów nikt nie mieszkał.

To niemożliwe… – zaczęłam pobieżnie analizować, obserwując to, co mnie otacza.

Choć było już późno, udało mi się zauważyć, że z każdej strony budynek otaczają wielkie drzewa, za którymi znajduje się drewniany płot. Poza tym nie dostrzegłam nic innego. Wszystko wskazywało więc na to, że dom, w którym mieliśmy się zatrzymać, stał pośrodku niczego.

– Rozpakuj auto, a ja zajmę się naszą uciekinierką – rzucił po chwili w stronę Richarda, po czym wziął mnie pod rękę i skierował nasze kroki ku schodom prowadzącym do budynku.

Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w środku. O dziwo, wnętrza domu wyglądały naprawdę nieźle. Dominujący beż sprawił, że na moment uspokoiłam myśli.

W tym samym czasie Adam odebrał już chyba tysięczne tamtego dnia połączenie, a ja usiadłam na kanapie. Jak mniemałam, właśnie znajdowaliśmy się w salonie.

– Nie, no co ty, nie dam rady przyjechać teraz do Lipska… – Westchnął, siadając tuż obok mnie.

Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jego dłoń na swoim kolanie.

– Mówiłem ci przecież, że przez najbliższe tygodnie nie będę dostępny. Musicie poradzić sobie sami, a w razie jakichkolwiek problemów, dzwońcie do Paola.

Zupełnie nie wiedziałam i, nauczona doświadczeniem, nawet nie chciałam wiedzieć, o czym i z kim rozmawia. Zresztą, czy to by cokolwiek zmieniło…? Wizja tego, że na nowo pojawił się w moim życiu, potwornie mnie przerażała.

– I jak tam, uciekinierko? Podoba ci się twój nowy dom? – Odłożył swój telefon, a jego druga dłoń spoczęła na moich plecach.