Zgubiony w naukach kościoła - Czesław Czyż - ebook

Zgubiony w naukach kościoła ebook

Czesław Czyż

0,0

Opis

Książka „Zgubiony w naukach kościoła” jest opowiadaniem które zostało oparte na autentycznych doświadczeniach. Celem książki jest pokazanie drogi jaką chrześcijanin powinien kroczyć

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Czesław Czyż

Zgubiony w naukach kościoła

© Czesław Czyż, 2020

Książka „Zgubiony w naukach kościoła” jest opowiadaniem które zostało oparte na autentycznych doświadczeniach. Celem książki jest pokazanie drogi jaką chrześcijanin powinien kroczyć

ISBN 978-83-8221-619-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Książka jest w formie opowiadania, taka forma jest bardziej czytelna niż wypracowanie teologiczne. Nasz główny bohater Jarek przechodzi etapy poznania Boga, poprzez zwiedzenie, błędy teologiczne, poszukiwanie co jest prawdą. Rozmowy z teologami które prowadzi Jarek są z życia wzięte, takie rozmowy miały miejsce w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, a cytaty historyczne i wypowiedzi dawnych teologów jak najbardziej autentyczne. Książka nie ma na celu walki teologicznej ani nie jest wyrazem ataku na kościoły. Książka skupia się na poznaniu Boga a przedstawienie doktrynalnych zasad dojściem do tego poznania. Takie etapy duchowej walki i poszukiwania przechodzą niemal wszyscy nawróceni, zatem książka jest obrazem który przedstawia duchowe życie obecnych chrześcijan. Większość wierzących pozostaje na etapie walki teologicznej z innymi kościołami, nigdy nie doszli dalej. Książka nie na ma celu nauczenie czytelnika aby potrafił znaleźć się w prawdziwej rzeczywistości duchowej, a nie w fikcyjnym świecie. mamy żyć obecnością Boga. Jak podaje jeden z uczestników rozmowy „wiedza to schody które prowadzą do Boga, ale większość zatrzymała się na schodach” ich walka doktrynalna zamieniła się w nienawiść do każdego kto inaczej myśli niż oni, sama wiedza nie jest złem, ale może prowadzić do pychy i wrogości, a brak miłości i wyniosłość oddzielają od Boga. Dla tych ludzi ewangelizacją jest obalanie teorii kościelnych, a nie prowadzenie ich do Chrystusa. Nie znają pojęcia miłości do bliźniego, poza sobą i grupą do której należą, nie znają prowadzenia i doświadczeń cudów Boga, a wręcz atakują wszystko co jest przejawem Ducha Świętego. Końcowa część książki ukierunkowuje czytelnika, pokazuje mu drogę po której ma kroczyć. Życzę owocnej lektury.

Szkoła

Jarek urodził się w domu w którym rodzice nie byli religijni, ale za to bardzo tradycyjni, zawsze była choinka, Mikołaj i znicze, jako stały był stały coroczny zwyczaj. Zwyczaje są dziedziczone po rodzicach i dziadkach, i nikt nie zadawał pytań, po co i dlaczego? Dzieci zawsze lubią kolorowe atrakcje. Kiedy dorastał i miał już 16 lat przyszedł czas aby głębiej zastanowić się nad życiem, jaki to ma sens, i kto to wymyślił. Pierwsza poważna szkoła jaką wybrał miała kierunek humanistyczny, nigdy nie był orłem w matematyce, ale historia, literatura miały były przez niego cenione. Szkołę musiał zaliczyć, z wiedzą którą mu przekazali, i chociaż w domu słyszał przeciwne teorie to nie starał się sprzeciwiać ogólnie przyjętemu programowi, to mogło skończyć się boleśnie. Zresztą i tak materiał był napięty, i nikt nie rozważał czy dane historyczne oraz naukowe odkrycia są prawdziwe. Jarek wsłuchiwał się w mądrości wyższych istot w klasie społecznej. Sam jako zlepek komórek które nie znaczą nic jeśli nie mają za sobą wsparcia wyższej elity, nie widział możliwości wyższego rozwoju. A przynajmniej wiedzy prawdziwej z programu o ewolucji człowieka, czy powstania wszechświata. Któregoś dnia wdał się w dyskusję z nauczycielem biologi o dowodach naukowych na ewolucję. Przeczytał gdzieś o tym że Karol Darwin wprowadził teorie bez pokrycia, bo do dzisiaj nie znaleziono podstaw naukowych, a wszyscy pozostali przyjmują to jako fakt na wiarę. Głównym przesłaniem teorii ewolucji jest to że Bóg nie istnieje, a wszystko powstało samo, to nie Bóg stworzył człowieka, lecz powstał on na bazie rozwoju, a większość zjawisk prahistorycznych to przypadek. Panie profesorze, — zapytał Jarek — Słyszał pan o odkryciach szczątków człowieka prachistorycznego z Pittdown w Anglii.

Przez 40 lat uznawany za praprzodka człowieka, jako podstawa naukowa. W 1912 roku znaleziono czaszkę w żwirowni w Anglii w miejscowości Piltdown. Ogłoszono sensacyjne odkrycie, naukowcy z Brytyjskiego Muzeum uznali ją za autentyczną. Wiek ustalono na 50 000 lat. W listopadzie 1953 roku świat paleontologii przeżył jednak wstrząs — okazało się, że czaszka Człowieka z Piltdown była prymitywną fałszywką, wykonaną z czaszki współczesnego człowieka i szczęki orangutana, który nie dawno zdechł. Zęby były barwione i podpiłowane. Profesor Douglas przed śmiercią (93 lata) wyznał że w całą sprawę oszustwa było zamieszanych kilku naukowców z Brytyjskiego Muzeum. Później pojawił się Człowiek Pekiński. W prowadzonych przez tę ekipę wykopaliskach odnaleziono ząb trzonowy. Dr. Black uznał, że jest to ząb półmałpi i jednocześnie półludzki. Tak narodził się “człowiek pekiński”, kolejny małpolud na drodze ewolucji.

Nie trzeba było długo czekać, bo prawie od razu, w 1931 roku inny naukowiec — prof. Breuil — zbadał znalezisko i uśmiercił Człowieka Pekińskiego, znalezione popioły określił jako pozostałości po piecach przemysłowych, służących do wypalania wapnia i pochodzących z czasów niedawnych. Znalazł tam również tysiące kamieni kwarcowych sprowadzanych z odległego kamieniołomu. Co do odnalezionych tam czaszek — doszedł do wniosku, że są to czaszki zwierząt, które służyły za pokarm robotników. W Chinach bowiem małpy są używane jako pożywienie. Dlaczego nie poddaje się badaniom tych szczątków kostnych i przez to nie dochodzi się prawdy? Nie możemy niestety tego uczynić, ponieważ wszystkie fragmenty kości Człowieka pekińskiego zaginęły, a to co pozostało, to jedynie wyobrażeniowe modele wykonane przez Blacka i Weidenreicha. Modele te wykorzystywane były w Chinach przez komunistów w celu nauczania Chińczyków, że pochodzą od małp.”

Profesor słuchał z uwagą, no tak ale odkryto jeszcze inne szczątki. Na którym bazują do dzisiaj naukowcy jak Neandertalczyk czy Australopitek. Zakładano, iż neandertalczyk był niewiele doskonalszy od szympansa. Miał małą pojemność mózgu, poruszał się-pochylony do przodu na przygiętych nogach — włochaty, zwierzęcy i bardzo nieprzyjemny. A wie pan że błąd co do pojemności mózgu został skorygowany przez wielkiego Marcellin Boule’a. Na podstawie przeprowadzonych pomiarów dowodził on, że neandertalczyk miał większą pojemność mózgu niż człowiek współczesny. — dodałem — Znaleziono dowody na to, że neandertalczyk wierzył w istnienie sił nadprzyrodzonych. Douglas Dewar wykazał, że neandertalczyk grzebał zmarłych z zachowaniem ceremonii pogrzebowych oraz że wyróżniał się również wysokimi umiejętnościami rzemieślniczymi. Istniał ponadto dowód wskazujący na to, że neandertalczyk zawierał związki małżeńskie z człowiekiem typu nowoczesnego, szczątki kostne bowiem z Fontechevade wykazały, że neandertalczyk i nowoczesny typ człowieka byli sobie współcześni.

Na domiar wszystkiego w 1929 roku prof. Sergi udowodnił, że neandertalczyk poruszał się w postawie wyprostowanej, dokładnie tak, jak chodzi dzisiaj każdy z nas. Co do Australopiteka

/…/ Orzeczenie lorda Zuckermana stwierdzało mianowicie, iż te zwierzęce kości nie stanowią żadnego dowodu na istnienie jakiegoś stworzenia, które ewoluowało w człowieka. Rangą naukową lord Zuckerman przewyższa innych /…/ odkrycia jakich dokonano począwszy od roku 1972 sprawiły, że sprawa australopiteków, jak to poniżej zobaczymy, znalazła się w ślepym zaułku.

Jego werdykt okazał się zgubny dla australopiteka, chociaż prawie nikt o nim nie słyszał. W 1974 dr Charles Oxnard z Uniwersytetu z Chicago wykonał wieloczynnikową analizę komputerową kości australopiteków. W 1975 roku obwieścił, że „Australopithecus różnił się w sposób wyjątkowy zarówno od człowieka jak i od współczesnej małpy. Jeśli już mamy mówić o jakimś podobieństwie, to tylko o takim, które wskazywało na orangutana”.

W konsekwencji są one obecnie powszechnie uważane za istoty nie mające nic wspólnego z genealogią człowieka

Szukanie sensu życia

To jest pierwze z czym Jarek spotkał się w szkole, więc zaczął się zastanawiać czy może pozostałe nauki mądrości ludzkie są tak samo krzywe i wymyślone, zaczął zadawać sobie pytania: Dlaczego świat jest taki zakłamany, komu zależy na trzymaniu ludzi w niewiedzy i po co? Pójście w ślepą uliczkę zawsze zaprowadzi w miejsce z którego jak się nie wycofasz to nigdzie nie dojdziesz. Marek dodał: nad czym tu się zastanawiać? przecież życie jest jak w bajce o Alicji z krainy czarów, ta spotkała stracha na wróble i zapytała jak dojść do celu?, strach był mądrym, więc odpowiedział pytaniem — to zależy dokąd chcesz dojść, wszystko jedno, aby gdzieś dojść — odpowiedziała Alicja. A to wystarczy tylko długo iść, to na pewno gdzieś dojdziesz. I właśnie ludzie — ciągnął Marek — są jak Alicja idą bez celu, i myślą że w końcu gdzieś dojdą. Czy nie ma wyższego celu? Zapytał Jarek — Moim celem jest brać z życia co się da, dorzucił Adam. Trudzisz się, harujesz, budujesz dom aby w końcu umrzeć, przecież to nie ma sensu, więc żyj i bierz co się da. Jarek zastanawiał się nad tą mądrością życiową. Niby ma rację, żyć dla siebie, depcząc po innych. Czy to jest najwyższy poziom rozwoju? W takim przypadku pomoc drugiemu nie ma sensu, okazywanie uczuć nie ma sensu, a i w ogóle egzystencja nie ma sensu, skoro i tak trzeba umrzeć. Jarek zaszedł do miejscowego klubu, popatrzył na pijanych i naćpanych, kolegów, którzy nie mieli celu poza sobą. Czy stać się takim samym jak oni? Myśl odrażająca. Tak jak odrażający byli jego uczestnicy. Oni biorą z życia wszystko.

Samodzielne życie

Po jakimś czasie z mojego powodu pojawiły się problemy w mojej rodzinie. Sytuacja w domu była coraz bardziej nerwowa i napięta. Matka płakała i coraz częściej dochodziło do kłótni i ostrej wymiany słów między mną a moim bratem. Postanowiłem opuścić dom. Dla matki było to bolesne przeżycie, gdyż kochała mnie i chciała żebym był z nimi. Obawiała się tego, że gdy opuszczę ich dom, to mogę źle skończyć. Zdecydowałem się odejść i zamieszkałem z kolegami. Byłem wolny więc mogłem robić co chciałem i na co miałem ochotę. Zacząłem pić i coraz więcej i spędzać czas na nocnych imprezach. Będąc pod wpływem alkoholu nieraz traciłem kontrolę nad tym, co robię. Gdy wytrzeźwiałem i przypominałem sobie, co robiliśmy z kolegami, ogarniał mnie strach, że może się to dla mnie źle skończyć i mogę trafić do więzienia. Miałem pieniądze, byłem wolny, robiłem, co chciałem, powinienem być szczęśliwym człowiekiem, ale tak nie było. Nie miałem radości, szczęścia, natomiast spotykały mnie różne przykre wydarzenia i miałem pustkę w sercu. „Czyniłem coraz gorsze rzeczy; zacząłem opuszczać szkołę, lat nałogowo papierosy, popijałem alkohol, kradłem. Z kradzieży zrobiliśmy z kolegami rodzaj sportu. W kilku chodziliśmy po sklepach, jeden kradł a inni odwracali uwagę obecnych. Nie było ważne co się ukradło, liczył się tylko fakt, mógłby to nawet być kawałek sera czy długopis. Żyłem coraz gorzej lawirując na pograniczu prawa. Nigdy nie zostałem na niczym przyłapany i to niestety dawało mi poczucie bezkarności. Wiecie czasami nie chciałem tak żyć, ale jedyną motywacją był lęk przed ujawnieniem mojego prawdziwego JA. Chyba nie było żadnego grzechu, którego bym nie popełnił. I co gorsza byłem cały czas bezkarny. Imałem się wszystkiego, kradzieży, alkoholu, bójek, byłem w takim stanie, że mógłbym zabić dla zysku pod warunkiem, że nikt mnie nie złapie. Mój styl życia doprowadził mnie do tego, że znalazłem się na ławce dworcowej. To było dno. Żyłem z dnia na dzień, zbierając butelki aby przeżyć. Żyłem też nadzieją wygrania głównej wygranej w totolotka. Marzyłem wtedy zasypiając na ławce, ( skąd te marzenia nie wiem nigdy nie dawałem) że otworzę schronisko dla bezdomnych. I co bardzo dziwne w opracowywanym w marzeniach regulaminie tego schroniska był zakaz alkoholu. Ja który przecież byłem alkoholikiem. Czasami jak bardzo w życiu „nawywijałem” czułem wiele pomocy. Miałem świadomość, że jakaś potężna siła mną się opiekuje. Tylko ja nie wiedziałem kto to jest. Bo byłem też zaangażowany w okultyzm, wróżby, horoskopy, numerologię, karate itp. Czasami głównie w weekendy spałem po klatkach schodowych w obawie przed pobiciem przez młodzież wracającą z dyskotek. To był ich sport pobić kogoś za kim nikt nie stoi. Pewnego razu jakiś gość z piętra poniżej a ja spałem przy strychu, wygonił mnie mówiąc, że jego dzieci boją się gdy ja śpię. A gdyby spał tu pies? Pies mógłby! Byłem gorszy od psa. Wiecie ja już nie chciałem żyć.

Spotkanie z Łukaszem

Pewnego ranka włóczyłem się po mieście, rozglądając się czy nie spotkam kogoś znajomego kto postawi mi piwo. Zauważyłem Łukasza kolegę z czasów szkolnych. Co porabiasz zapytał: szukam wolności — odpowiedziałem krótko, gdzie jej szukasz — zapytał — w zadowoleniu z tego co robię, smutki topię w alkoholu a radości w haszyszu — Łukasz powiedział: masz rację wolność jest w tym co chcesz robić bez narzucenia ci nakazów. Ale mam dla ciebie propozycję przyjmij Jezusa do swojego życia a on da ci radość bez haszyszu i rozwiąże twoje problemy bez alkoholu. Ale religia to nakazy i zakazy, a ja chce być wolny — odpowiedziałem — Ale Jezus daje ci wolność bez nakazów i zakazów, robisz co czujesz. — odpowiedział — a co z tymi przepisami, czy prawo Boże nie jest dla wierzących, i muszą go przestrzegać — dopytywałem — Łukasz otworzył jakąś książkę z napisem na okładce Nowy Testament i przeczytał:

1 Tm 1:9—10

9. rozumiejąc, że Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie i dla niesfornych, bezbożnych i grzeszników, dla niegodziwych i światowców, dla ojcobójców i matkobójców, dla zabójców,

10. dla rozpustników, dla mężczyzn współżyjących z sobą, dla handlarzy niewolnikami, kłamców, krzywoprzysięzców i [dla popełniających] cokolwiek innego, co jest sprzeczne ze zdrową nauką,

Nie zrozumiałem — więc ciągnąłem dalej — możesz mi to wytłumaczyć jaśniej, Chlubicie się tym że nie podlegacie prawu Mojżesza, podczas gdy sami jesteście niewolnikami prawa chrześcijańskiego, to jest ta sama niewola, której nie widzicie lub usprawiedliwiacie, jako chrześcijanie lubicie sami się zniewalać i zniewalać innych, dotyczy to prawosławnych, katolików i protestantów. Reguły zakonne, klauzula klasztorna, prawa dotyczące duchownych co do celibatu, święta dla wiernych z odpowiednim nakazem jak je przestrzegać, prawa kościelne czy wyznaczone dni postu, co w piątek wolno ci jeść a co nie. Sami ograniczacie się prawem co w niedzielę i święta mi wolno a czego nie wolno robić. Więc gdzie ta wolność Łukaszu? Ten uśmiechnął się i odpowiedział: —

Oto prawo wolności, jeżeli narodziłeś się z Ducha to żyjesz Duchem a nie literą prawa, ponieważ twoje pragnienia idą w kierunku dobra, a popełnianie zła jest dla ciebie rażące, w przeciwieństwie do nienawróconych, którzy chlubią się złem, jak to udało im się oszukać, czy ukraść coś cennego, a prawdziwy mężczyzna to ten, który potrafi zabijać i pokazuje, że jest silniejszy nad innymi… Poniższy przykład pokazuje nam różnicę pomiędzy życiem według prawa a życiem według Ducha. “Wypobraź sobie Jarku że ty i twój ojciec chodzicie do tego samego kościoła, razem śpiewacie pieśni, razem się modlicie, razem wspieracie ubogich w miejscowej parafii. W ciągu roku ani ty, ani twój ojciec nie przekroczyliście żadnego z dziesięciu przykazań. Różnica była w tym, że ojciec śpiewał z głębi serca, modlił się, bo odczuwał takie pragnienie i cieszył się kiedy mógł wspomóc biednych, ty natomiast — śpiewałeś pieśni, bo ojciec tak robił, ale w głębi serca wolałbyś być z przyjaciółmi i pić piwo. Modliłeś się i dawałeś dary, bo mieszkałeś w domu ojca i taki miałeś obowiązek, chociaż wolałbyś ten czas spędzić na dyskotece. Obaj wypełniliście 10 przykazań, obaj nie złamaliście prawa, obaj staliście się wiernymi wyznawcami w kościele, jeden z was żył według Ducha a drugi według prawa. Ojciec jest tu symbolem życia według Nowego Przymierza, a ty według Starego.

„Albowiem bracia do wolności powołani jesteście” Gal.5,13—14

„Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne, wszystko mi wolno ale ja się nie dam niczemu zniewolić” 1Kor.6,12

Ale ja nie mogę się zmienić, zaprotestowałem. Wiem o tym, odpowiedział Łukasz, więc proponuję ci zaproszenie Ducha Bożego, a ten dokona zmiany w twoim myśleniu bez twojego udziału. Jeżeli tak to nich ten Duch przyjdzie i uwolni mnie od nałogów, bo ja sam tego nie zrobię, — powiedziałem — bardzo dobrze myślisz — powiedział Łukasz — ci co sami chcą być świętymi o własnych siłach Bóg nie może nic dla nich zrobić. Dzisiaj wieczorem mamy spotkanie w naszym kościele, przyjdź a zobaczysz co Duch z tobą zrobi! Dodał Łukasz, — bardzo jestem ciekawy jak ten ich Duch wygląda i co może! — zastanawiałem się przez chwilę, kiedy nadszedł wieczór poszedłem na spotkanie z Duchem, kiedy wszedłem do budynku a wyglądał jak Pub po imprezie, w drzwiach stał jakiś gość który nie wiem po co zapraszał wszystkich, skoro przyszli to chyba nie trzeba ich było zapraszać, spojrzał na mnie i zapytał: — A pan tu pierwszy raz — tak! Odpowiedziałem, przyszedłem spotkać się z Duchem — trochę zdziwiony spojrzał na mnie i zapytał: „z jakim duchem?” No z tym co jest święty, i daje większego kopa niż kokaina, usiadłem więc w ławce i rozglądałem się dookoła ale żadnego ducha nie widziałem, może się spóźni, kilku muzyków zagrało jakiegoś marsza, a inni zaczęli podskakiwać, nie wiedziałem czy ja też mam podskakiwać, żeby nie naruszyć liturgii, ale doszedłem do wniosku że to nie jest msza, bo księdza nie widziałem, kościelny w garniturze powitał braci i siostry, rozejrzałem się ale żadnego zakonnika nie zobaczyłem, zgromadzonym nakazał kogoś tam uwielbiać a oni zamiast uwielbiać, to zaczęli śpiewać, coś o czyjejś śmierci i przelanej krwi, takiej przemocy to się nie spodziewałem. Może będą kogoś uśmiercać, ale jak podejdą do mnie to ucieknę, słyszałem o ludziach składanych na ofiarę, a ja nie chcę być jedną z nich. Obok siedzący zapytał: brat! Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale skinąłem głową. W tym czasie na scenę wyszła jakaś dziewczyna i zaczęła opowiadać:

Mam na imię Małgorzata. Od czternastego roku życia chorowałam na cukrzycę. Oddałam życie Jezusowi wiele lat temu. Widziałam jak Pan działał z mocą i uzdrawiał wiele osób. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, aby oddać Panu moje zdrowie i wszystkie te dolegliwości, które są związane moją chorobą. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do myśli, że choruję na nieuleczalną chorobę i do tego że prędzej czy później dopadną mnie różne powikłania związane z cukrzycą. Nie zwracałam się też z prośbą do Pana o uzdrowienie z choroby dlatego, że w głębi serca nie mogłam Mu wybaczyć tego, że właśnie mnie musiała przytrafić się taka dolegliwość. W czasie rutynowych badań, przed podjęciem pracy, lekarz okulista stwierdził u mnie zmiany naczyniowe w obrębie tkanek siatkówki oka. Zmartwiłam się tym bardzo, bo takie zmiany są nieodwracalne i często prowadzą do znacznego pogorszenia wzroku lub wręcz do jego utraty. W trakcie modlitwy dwie osoby miały Słowa poznania o tym, że Pan przychodzi z uzdrowieniem do kobiety i pragnie uzdrowić jej oko. To było niezwykłe przeżycie dla mnie — przez cały czas modlitwy płakałam — ale były to łzy oczyszczenia, tak jakby spływały ze mnie smutek i gorycz związane z brakiem zaufania i wybaczenia. Po powrocie do domu stwierdziłam, że o wiele lepiej widzę na lewe oko i nie drażni mnie zbyt słabe lub zbyt jaskrawe oświetlenie. Podczas kolejnej wizyty u okulisty, lekarz stwierdził, że nie dostrzega żadnych zmian w obrębie siatkówki mojego oka. Chwała Panu, dziękuję Mu za to, że troszczy się o mnie i daje mi uzdrowienie, pragnę je przyjmować i wierzę głęboko, że dla Jezusa nie ma rzeczy niemożliwych. Jezus mówi w swoim Słowie Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. /J 10,10b/ — i to spełnia się w moim życiu i w życiu innych ludzi.

Ktoś inny wyszedł i zaczął głosić o tym co ma się wydarzyć jutro, skąd on to wie, zapytałem obok siedzącego. Od Ducha Świętego — odpowiedział, potem była modlitwa o uzdrowienie, zauważyłem że ludzie upadali na podłogę, po co oni się tak kładą, pomyślałem, za sobą usłyszałem jakiś głos, a że wielu mówiło naraz jednocześnie, więc nie zwróciłem na to większej uwagi, aż do momentu kiedy zaczął opowiadać gdzie mieszkam i co robię, było mi trochę wstyd że ktoś mnie tu zna. Potem ten głos umilkł, podszedł mówca i położył ręce na mnie, coś jakby ciepło spłynęło mi po ramionach a nogi ugięły się pode mną, znalazłem się na podłodze. Cichy głos powiedział mi wewnątrz: — „Jarku! wyznaj swoje winy, i połóż je na Chrystusa”. Przypominały mi się chwilę mojej bójki z chłopakami w szkole, romans z sąsiadką i trochę ukradzionych pieniędzy od mamy. Tak! Duchu powiedziałem chociaż nie wiem kim jesteś, ale zmień moje życie, bo ja nie potrafię, zabierz to zło, w które wchodziłem latami, daj mi wstręt do alkoholu, nie to będzie znak twojej mocy. Poczułem jakby wieka szczotka szorowała mnie od środka. Kiedy się podniosłem zobaczyłem jak piękne jest to miejsce, zniknęła gdzieś obskurna ściana a twarze ludzi wyglądały jakby z innego świata. Nie wiem co się stało. Mówca podszedł do mnie i powiedział: Pan objawił mi żebyś zaprosił Go do siebie. Odpowiedziałem: Jeżeli to ten sam co mnie powalił na ziemię, to niech wejdzie, po krótkiej modlitwie ponownie upadłem, ale tym razem była to wizja, zobaczyłem człowieka w białej szacie który zakładał mi coś na palec i powiedział witaj w rodzinie. Zostałem podniesiony przez dwóch Aniołów i zaniesiony na najwyższy szczyt nieba. Nieśli mnie tak długo, że pod moimi stopami okazała się już nie tylko ta nieszczęśliwa ziemia, ale także słońce i księżyc, obłoki i gwiazdy. Potem przeprowadzili mnie przez bramę, świecącą jaśniej niż Słońce i wprowadzili w budynek, gdzie wszystkie podłogi błyszczały złotem i srebrem. Światło to jest nie do opisania. Miejsce to wypełnione było mnóstwem ludzi — tłumy wypełniające przestrzeń były tak wielkie, że nie było widać ani ich kraju, ani końca. Anioły przetarły mi drogę przez ten tłum i weszliśmy w to miejsce, na które nakierowany był nasz wzrok jeszcze wtedy, gdy byliśmy daleko. Nad miejscem tym wisiał obłok jaśniejszy od wszelkiego światła, a nie było wtedy widać ni słońca, ni księżyca, ni gwiazdy; w rzeczywistości obłok swoim światłem świecił jaśniej niż którekolwiek z nich. Z obłoku wydobył się głos, podobny do głosu wielu wód. Z wielkim szacunkiem przywitały mnie grzesznego jakieś istoty, niektóre odziane były w szaty kapłańskie, inne w zwykłe suknie; odprowadzający mnie powiedzieli, że to męczennicy i inni święci, Gdy stałem tu, powiało nade mną takim słodkim aromatem, że nasycony nim, nie odczuwałem potrzeby picia ni jedzenia aż do tej chwili. Wtedy usłyszałem głos, który powiedział: ‘Niechaj ten człowiek idzie z powrotem na ziemię, gdyż potrzebny jest naszym kościołom. Usłyszałem głos, ale nie mogłem zobaczyć, kto mówi. Po czym upadłem twarzą na ziemię i zapłakałem. ‘Ach, biada mi, Władco mój!” — powiedziałem — ‘Dlaczego pokazałeś mi to wszystko tylko po to, żeby mi to znowu zabrać?…'. Głos mówiący do mnie powiedział: ‘Idź w pokoju. Będę cię strzegł dopóki nie przywiodę cię znów w to miejsce”. Wtedy odprowadzający zostawili mnie, a ja, płacząc, wróciłem przez bramę, którą wchodziłem” (1)

Kolega Marian

Opuściłem kościół i powoli wracałem do domu, po drodze spotkałem Mariana, zawsze