Zdesperowane królewny. Ucieczka z baśni - Aleksandra Paprota - ebook

Zdesperowane królewny. Ucieczka z baśni ebook

Aleksandra Paprota

0,0

Opis

I żyli długo i szczęśliwie... A co potem? NUDA. Życie jak z bajki nie spełnia oczekiwań Śnieżki, Roszpunki, Śpiącej Królewny, Kopciuszka i Czerwonego Kapturka. Ten ostatni uderza pięścią stół i motywuje przyjaciółki do wyruszenia w drogę po prawdziwe szczęście. Królewny i Czerwony Kapturek przedostają się z Krainy Baśni do naszego świata. Pomaga im w tym Jaś Seryjny Bohater, którego z czasem połączy z jedną z bohaterek romantyczne uczucie... Czy będą żyły w sposób, który je usatysfakcjonuje? Tego dowiesz się z pełnej humoru powieści fantasy opowiadającej o dalszych losach znanych baśniowych postaci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 362

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Aleksandra Paprota & e-bookowo

Fotografia na okładce: freepik.com

Projekt okładki: e-bookowo

ISBN e-book 978-83-7859-902-9

ISBN druk 978-83-7859-911-1

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2018

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Rozdział 1

– Tak być nie może! – Czerwony Kapturek uderzył pięścią w stół. – Nic, nic po prostu w naszym życiu się nie dzieje.

– Jaaaak to nic? – zapytała sennie Śpiąca Królewna.

Kapturek zmierzył ją wzrokiem.

– A można wiedzieć, co takiego niezwykle interesującego ci się, moja droga, ostatnio przytrafiło?

– Miii? – Śpiąca Królewna znów ziewnęła i niezmiernie powoli kontynuowała swoją wypowiedź. – Ależ ja poznałam królewiiiiiczaaaa. I on mnie pocałooował i oooodtąd żyjeeeemy dłuuuugo i szczęśliiiiiwie.

Kapturek ponownie uderzył pięścią w stół. Słoiki z powidłami śliwkowymi omal nie roztrzaskały się o ziemię, a Kopciuszek i Roszpunka aż podskoczyły z przestrachu. Królewna Śnieżka zareagowała podobnie, ale wcale nie z powodu głośnego odgłosu, który zafundowała w JEJ własnym domu z użyciem JEJ stołu JEJ przyjaciółka. Zmartwiło ją to, że w wyniku tego nieprzemyślanego aktu JEJ stylowy mebel może zostać porysowany, a słoiki z przepysznymi powidłami rozbite. Bo trzeba Wam wiedzieć, drodzy słuchacze tej historii, że czerwonousta piękność na cotygodniowym spotkaniu z przyjaciółkami podawała najlepsze specjały, jakie kiedykolwiek powstały w Krainie Baśni. Oczywiście przyrządzone przez NIĄ oraz według JEJ przepisu.

Kapturek głośno wciągnął powietrze do płuc i w myślach policzył do dziesięciu. Od bardzo oczytanej Roszpunki, która imponowała mu swoją wiedzą usłyszał, że to skuteczny sposób na radzenie sobie z nerwami. Jednak metoda, która była nadzieją Jednej-Z-Najbardziej-Wybuchowych-Istot-W-Krainie-Baśni tym razem zawiodła.

– Ale to było dawno! – wykrzyknął Kapturek w odpowiedzi na jak zwykle niezwykle flegmatyczną wypowiedź Śpiącej Królewny. – Ty ciągle śpisz, to nawet czasu nie czujesz! SIEDEM DŁUGICH LAT. Tyle już czasu minęło odkąd Twoja baśń się skończyła! Ja tu jestem najkrócej – dodała po chwili mała istotka, która wyróżniała się czerwonym kapturkiem i niekoniecznie łatwym charakterkiem. – A i tak mam dosyć, serdecznie dosyć…

– Ale co robić? – spytała jak zawsze nieporadna Roszpunka. – Tak było w baśni. I żyli długo i szczęśliwie – zacytowała z pamięci. – Sprawiedliwości stało się zadość i tak właśnie żyjemy. Co jeszcze miałybyśmy robić?

Kapturek się zamyślił. Zaległa grobowa cisza. Było tylko słychać jak pomalutku nalewa do kieliszka domowe wino, oczywiście roboty Śnieżki.

Wtedy odezwał się jak zawsze dramatyczny Kopciuszek.

– Ja to sobie czasem tak marzę, żebym sama coś znalazła… To by było takie wyjątkowe! Coś, jak ten mój pantofelek, który podniósł z ziemi mój ukochany. Coś na taką miarę! Ale nie żeby ktoś za mnie znalazł… – Kopciuszkowi aż zaczerwieniły się policzki z podekscytowania.

Wszystkie oczy zwróciły się ku Tej-Która-Przez-Swe-Trudne-Doświadczenia-Życiowe-Miała-Awersję-Do-Sprzątania. Kapturek aż się zachłysnął i wypuścił z rąk kieliszek, który rozbił się o starannie wysprzątaną marmurową posadzkę w pałacu Królewny Śnieżki. Wino się rozlało, a dawna współlokatorka siedmiu krasnoludków szybciutko wyciągnęła z kieszonki fartuszka ściereczkę, by wytrzeć plamę. Kopciuszek westchnął. Nie rozumiał tego pedantyzmu swojej przyjaciółki. Sam należał do bałaganiarzy, a dobra materialne za mało go interesowały, by o nie dbać. Jednak nie chciał robić przykrości Tej-Która-Szoruje-Co-Popadnie. Dlatego nigdy nie powiedział Śnieżce, że jego zdaniem obsesyjne dbanie o czystość jest przejawem wynaturzonej potrzeby kontrolowania wszystkiego i wszystkich.

– No szok! – poparł Kopciuszka Czerwony Kapturek, który zazwyczaj miał zupełnie inne zdanie niż przyjaciółka. – Chwała ci za to dziewczyno, że to powiedziałaś! Pora by każda z nas znalazła swój pantofelek!

– Pantofeeelek? – zapytała Roszpunka, która była bardzo dociekliwa i choć miała niezwykle marzycielską duszę, równocześnie starała się jak najlepiej zrozumieć otaczający ją świat.

Kapturek trochę się zniecierpliwił, że jego idea nie została od razu podchwycona i nie doczekała się gromkich (i w jego uznaniu jakże słusznych) oklasków, ale postanowił nie narzekać i nie wybuchać, tylko od razu wyłożył kawę na ławę.

– No chodzi o to, żeby każda z NAS znalazła kontynuację swojej baśni. SAMA. Choć oczywiście będziemy się w tym wspierać – dodała.

Zaiste ten pomysł był szalony! Bo przecież baśń każdej z nich już się skończyła i tak, jak większość bohaterek w bardzo młodym wieku przeszły na emeryturę, by wieść idealne życie, które było tak nudne, że nawet nie zostało bliżej opisane.

Mimo to stało się coś niesamowitego: w oczach Królewny Śnieżki, która okazywanie emocji uważała za słabość, pojawiły się łzy wzruszenia. Roszpunka natomiast – zwykle spokojna – natychmiast się ożywiła i zaczęła intensywnie skubać dolną wargę, co czyniła za każdym razem, gdy gruntownie się nad czymś zastanawiała. A Kopciuszek uśmiechał się tajemniczo i jak zahipnotyzowany patrzył przed siebie. Tylko na Śpiącej Królewnie słowa Kapturka zdawały się nie wywierać ŻADNEGO znaczenia. Niestety, na entuzjazm z jej strony nie można było liczyć. Zazwyczaj w większości spotkań baśniowych bohaterek uczestniczyła tylko ciałem. I w tej sytuacji była nieobecna duchem i tylko cichutko pochrapywała.

Wprawdzie przyjaciółki były przyzwyczajone do takiego zachowania Tej-Która-Zapadła-Niegdyś-W-Stuletni-Sen, ale tym razem zdawały się nim zniesmaczone. Dwie z nich szczególnie oburzyło to niestosowne wpadnięcie w objęcia Morfeusza. Kapturka dlatego, że Śpiąca Królewna nie okazała entuzjazmu względem Jakże-Słusznej-Idei, a Śnieżkę – ponieważ przyjaciółka o jeden raz za dużo nie wykazała się dobrymi manierami, których jako Perfekcyjna-Pani-Domu zwykła wymagać od wszystkich swoich gości. Ta-Której-Piękno-Poświadczyło-Zwierciadło nie musiała jednak wypowiedzieć ani słowa, by Śpiąca Królewna zmieniła swoje postępowanie. Oto bowiem do akcji wkroczył Czerwony Kapturek.

– Hej, obudź się!!! – wrzasnął wprost do ucha Najbardziej-Flegmatycznej-Bohaterce-Baśniowej-Jaka-Kiedykolwiek-Istniała. – PO-BU-DKA! Pora na rewolucję!

Królewna pomału ziewnęła, przeciągnęła się i po upływie kilku sekund nie do końca przytomnie zapytała:

– Naaaaa cooooo?

– Nieważne!!! – uciął wyraźnie zniecierpliwiony Kapturek. – Idziemy! – i szarpnął zaspaną przyjaciółkę. Pozostałe królewny ochoczo podążyły za nimi.

I jak to bywa w tego typu opowieściach, tak właśnie rozpoczęła się ich podróż. W którą stronę poszły? Gdzie dotarły? Co spotkało bohaterki po wyruszeniu w drogę? Jeszcze nie pora, by odpowiadać na te pytania. Mogę jedynie zdradzić, że dotarły w miejsce bardzo dla baśni charakterystyczne – do lasu.

Jak to zwykle bywa, las był ciemny. Bohaterki pamiętały go doskonale, można powiedzieć, że znały go jak własną kieszeń. Tutaj bowiem rozgrywały się przygody ich wszystkich. Jednak w tej chwili żadnej z przyjaciółek nie wydawał się straszny.

– Śnieeeżka! Śnieeeżka! – usłyszały głosy, gdy tylko do niego wkroczyły.

Królewna, do której adresowana były słowa bardzo się zdziwiła, któż to ją woła w ciemnym lesie, i z jakiego powodu. Ale żeby dobrze się zaprezentować na wszelki wypadek wygładziła fartuszek, którego nie wiadomo czemu nie zdjęła przed wyjściem ze swego jakże pięknego i jakże dokładnie posprzątanego pałacu.

Po chwili odwróciła się w stronę zasłyszanych głosów, a jej oczom ukazały się... krasnoludki.

Już prawie ich nie pamiętała. Fakt faktem, przez jakiś czas razem mieszkali, a ona prała i gotowała dla tych siedmiu małych brzdąców, które uchodzą za tak robotne, a tak naprawdę to niezłe psotniki i łakomczuchy... Co prawda, wiele się przy krasnoludkach nauczyła. Oczywiście już wcześniej bardzo wiele wiedziała o przyrządzaniu marmolady, krochmaleniu pościeli czy nakrywaniu do śniadania. Wszak chciała za wszelką cenę udowodnić swej macosze, że jest od niej lepsza! Ale pobyt u krasnoludków pozwolił jej doskonalić te umiejętności. Trudno, żeby było inaczej: w tym miejscu nie było zbyt wiele do roboty i nudziła się tak bardzo, że sprzątanie i gotowanie stanowiło najciekawsze czynności, jakie mogła wykonywać. To sprawiło, że stały się jej pasją, a Śnieżka z dumą wykorzystywała je w pałacu i z jeszcze większą dumą częstowała swojego ukochanego królewicza czy koleżanki przyrządzonymi przez siebie pysznościami albo prezentowała gościom idealnie wypolerowane marmurowe posadzki.

Szczerze mówiąc wcale nie miała ochoty na spotkanie z krasnoludkami. Przypominały jej czasy, gdy była taaaka biedna. Musiała żyć w ukryciu i nie mogła nawet pochwalić się tym, jak doskonała z niej gospodyni.

Bądź co bądź, nie zamierzała jawnie okazywać niechęci wobec tych małych istot. Uśmiechnęła się więc jak najuprzejmiej potrafiła (a musicie wiedzieć, że wychodziło jej to bardzo dobrze) i powitała serdecznie swoich dawnych towarzyszy.

Na twarzach krasnali zagościł szczery uśmiech.

– Ach Śnieżko! – rzekł jeden z nich. – Tak nam brakuje Twoich naleśników!

– Tak! – ochoczo potwierdził drugi. – I pierożków!

Wtedy trzeci z nich zrobił rozanieloną minę i rzekł:

– No i tych przepysznych placków z jabłkami!

A czwarty dorzucił:

– I pączków z różą!

Śnieżka już miała się odezwać, lecz nie zdążyła tego zrobić, bo oto piąty i szósty krasnal wykrzyknęły:

– I drożdżówek z serem!

Zaś siódmy, ostatni krasnal zawtórował im:

– Tak, i drożdżówek z serem! I truskawek z bitą śmietaną!

Na twarzach królewien pojawił się grymas niewyobrażalnego cierpienia. Widok oblizujących się krasnoludków do najprzyjemniejszych nie należy. Szczególnie, gdy wyrusza się w świat. W drogę. Z misją odnalezienia szczęścia. Tego prawdziwego, innego niż to opisywane słowami „i żyli długo i szczęśliwie”.

Jedyną, której udało się ukryć swój ból była Śnieżka. Perfekcyjna królewna w każdej sytuacji potrafiła zachować pokerową twarz i nawet przyjaciółki często nie wiedziały, co też jej chodzi po głowie.

Tej-Która-Przyrządzała-Najlepsze-Powidła-W-Krainie-Baśni wcale nie oburzyło, że krasnale się oblizywały. Zbyt była do tego widoku przyzwyczajona i traktowała ten objaw jako potwierdzenie swojej wspaniałości. Nie oburzyło jej również to, że krasnale wcale nie tęsknią ZA NIĄ, ale jedynie za jej specjałami.

Królewna o alabastrowej cerze wiedziała, że doskonale gotuje, ale była równie dobra w prowadzeniu domu. Zabolało ją to, że krasnale nie doceniły jej wkładu w estetykę i czystość ich nędznej chatki! Postanowiła być jednak UPRZEJMA i wymieniła grzeczności z krasnoludkami. Na szczęście nie musiała długo ciągnąć rozmowy, ponieważ niezwykle niecierpliwy Czerwony Kapturek szybko zaczął znacząco chrząkać, a już po kilku chwilach po prostu powiedział:

– No dalej! Skończcie już te pogawędki, bo czas nas goni. Musimy ruszać w drogę!

To właśnie Królewna Śnieżka bardzo ceniła w swojej przyjaciółce. Sama nigdy nie posunęłaby się do wypowiedzenia zdania w rodzaju, Muszę iść alboNie chcę teraz rozmawiać. Za to Czerwony Kapturek wyrzucał z siebie takie słowa bez najmniejszego wysiłku i oporów. Śnieżce by to nawet przez gardło nie przeszło, dlatego tak bardzo cieszyła ją niecierpliwość Tej-Która-Była-Znana-Z-Czerwonej-Peleryny-I-Niewyparzonej-Gęby. A ona sama dzięki wadom przyjaciółki mogła zachować wizerunek idealnie wychowanej osoby, która z miłą chęcią będzie prowadziła konwersacje na każdy temat.

Krasnale były co prawda nieco zawiedzione, że ich dawna współlokatorka niczego nie ugotowała, ale cóż mogły zrobić? Na pociechę rozpoczęły swoją ulubioną zabawę: strącały sobie czapki z głów. Roszpunka, Kopciuszek, Czerwony Kapturek i Śnieżka szybko obudziły Śpiącą Królewnę, która zdążyła już sobie uciąć drzemkę. A gdy tylko się przeciągnęła – nasze dzielne bohaterki ruszyły w drogę przez ciemny las...

Rozdział 2

Bohaterki nie uszły jednak daleko, bo oto na ich drodze zawitał demon z przeszłości: wilk ze znanej wszystkim baśni.

– Noooo nieee! – zawołał Kapturek gniewnie. – To znowu ty?! Jeszcze ci mało?!

Wilk aż podkulił ogon.

– Ale-ale-ale – zająknął się tak, jak to czasem zdarzało się Śpiącej Królewnie, gdy jej wypowiedź przerywało ziewanie, któremu nie mogła się oprzeć. Ta-Dla-Której-Sen-Był-Bardziej-Naturalny-Niż-Wszystkie-Inne-Czynności ze względu na tę wspólną tendencję, poczuła do wilka sympatię. Jednak nie zdążyła posłać mu uśmiechu, by go wesprzeć podczas trudnej rozmowy z Czerwonym Kapturkiem, ponieważ chcąc nie chcąc – zasnęła.

Pozbawiony wsparcia wilk musiał się zmierzyć z tą małą, okropną i krzykliwą istotą, która jak widać do końca jego żywota nie zamierzała mu dać spokoju, mimo że popełnił tylko JEDEN JEDYNY błąd. A przecież TERAZ był zupełnie innym wilkiem i wręcz brzydził się tym, co kiedyś zrobił. Owszem, mięsko jest smaczne, również to ludzkie. Ale cóż to był za chory pomysł, by połknąć dwie osoby: jedna po drugiej! Doprawdy nie wiedział, co go tak podkusiło. Że też mu to przyszło do głowy… Gdyby ta sytuacja się nie zdarzyła, jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Pierwsza z jego ofiar była dosyć wiekowa i do tego schorowana, więc szczerze powiedziawszy (delikatnie mówiąc) nie smakowała zbyt dobrze. Wtedy wilka złapała taka zgaga, że po prostu musiał czymś zagryźć babcię. I wtedy nawinął mu się Czerwony Kapturek…

– No co?! – powiedziała zaczepnie Ta-Która-Niegdyś-Znajdowała-Się-W-Jego-Brzuchu. – Znów chcesz mnie zjeść? A może to ja ciebie zjem! – i niska odziana na czerwono dziewczyna zaśmiała się głośno.

Wilk cały się trząsł. Jego wzrok błądził po twarzyczkach królewien, które towarzyszyły Kapturkowi. Lecz zdarzyła się rzecz tragiczna: żadna z tych istot nawet palcem nie zamierzała kiwnąć, by mu udzielić pomocy! Jedna z nich wciąż bawiła się swoimi gęstymi włosami, tak nerwowo, że aż jej się zaplątały. Druga raz po raz zerkała na swoje buciki, trzecia to poprawiała fartuszek, to przeglądała się w lusterku, zaś ostatnia po prostu bezczelnie zasnęła.

Wilk był zdany wyłącznie na siebie. Co więc miał robić? Przybrał jakże pewną postawę i starał się być takim, jakim go Czerwony Kapturek zapamiętał, równie szarmancki co w czasach baśni, w której udziału żałował.

– Ależ młoda damo! – odezwał się, starannie modulując głos. – Ja jestem wilkiem z manierami! Niewątpliwie ciała szanownych panien by mi smakowały… No ale choć jestem smakoszem, przyznam, że ostatnio bardzo dbam o linię, toteż przeszedłem na wegetarianizm. Poza tym, jako gentelman, nie mógłbym zjeść aż tylu pyszności naraz…

– No, no! – krzyknął do niego Kapturek wymachując koszyczkiem, który z przyzwyczajenia zabrał ze sobą. – Tylko spróbujesz tknąć którąś z moich towarzyszek, to cię walnę w głowę tak mocno, że popamiętasz!

Ten-Który-Żałował-Grzechów-Przeszłości po raz kolejny w jakże dystyngowany sposób wyraził swoje pokojowe zamiary, a kiedy pięć baśniowych bohaterek dało mu święty spokój i poszło dalej w ciemny las – odetchnął z ulgą.

– No to mam je z głowy! – otarł pot z czoła.

A przynajmniej taką żywił nadzieję…

Bo szczerze powiedziawszy miał serdecznie dosyć Czerwonego Kapturka i już od lat wystrzegał się małych dziewczynek, które niosą jedzenie chorej babci. Kiedy był głodny, co najwyżej podbierał im jedzenie z koszyków, ale ich samych – nigdy nie ruszał. Na myśl o myśliwym, okrutnym rozpruwaniu brzucha i zaszywaniu w środku kamieni przechodził go dreszcz. Brrr! Wilk wciąż miał ślady po tej operacji i bardzo żałował swojego czynu. Bo nie dość, że babcia była niesmaczna, to jeszcze myśliwy trwale popsuł jego urodę.

Jednak jak pokażą dalsze wydarzenia, wilk nie na długo pozbył się Czerwonego Kapturka. Ale nie uprzedzajmy faktów. Póki co nasze jakże dzielnie i „żyjące długo i szczęśliwie” bohaterki wciąż kroczą przez ciemny las, kompletnie znużone idealnym zakończeniem ich baśni.

Rozdział 3

Są tacy ludzie, których dobrze jest spotkać na swojej drodze. Występują i w naszej rzeczywistości – i w Krainie Baśni. U nas to najczęściej przechodzień, który bezinteresownie pożyczy chusteczki higieniczne, gdy na dworze mróz, a z nosa cieknie katar; czy wytłumaczy nam jak dojść w miejsce, w które potrzebujemy dotrzeć, kiedy zawodzi nas umiejętność rozpoznawania kierunków. W baśniach takie osoby przekazują czarodziejskie przedmioty mogące uchronić przed strasznymi czarami lub dają wielką moc, ratującą bohaterów z opresji, gdy ci podzielą się kromką chleba.

Jedynie Czerwony Kapturek nie marzył, że spotka na swojej drodze życia taką właśnie osobę. Inaczej było z Kopciuszkiem, Roszpunką, Królewną Śnieżką oraz Śpiąca Królewną, które już zdążyły zatęsknić za swoimi ukochanymi królewiczami, a raczej za tym, że przy nich zawsze miały pewność, że w razie czego zostaną uratowane. Teraz weszły do ciemnego lasu (który co prawda znały jak własną kieszeń), ale mogło się przecież zdarzyć tak, że w owym lesie akurat rozgrywałaby się akcja jakiejś baśni, a one zostałyby wplątane w niezwykle niebezpieczny przebieg wydarzeń!

Właśnie dlatego Kopciuszek, Roszpunka, Królewna Śnieżka i nawet przysypiająca Śpiąca Królewna marzyły, by spotkać magicznego pomocnika.

Nie wiadomo czy zadziałał czar jakiejś podstępnej wiedźmy, czy to dzieło przypadku, czy może ironia losu, ale niestety – ich marzenie się spełniło. Spotkały wszędobylskiego Jasia – najbardziej znanego Seryjnego Bohatera w całej Krainie Baśni, który słynął z udziału w bardzo wielu opowieściach, niezwykłego szczęścia oraz niezbyt wysokiego ilorazu inteligencji.

Chłopak wyraźnie się uradował na widok „bezbronnych niewiast” (za takie uważał wszystkie kobiety) i zeskoczył z pobliskiego drzewa, przyprawiając bohaterki o dreszcze. Rzecz jasna poza dziarskim Czerwonym Kapturkiem i Królewną Śnieżką, która akurat zasnęła.

– Witaj przygodo!!! – wrzasnął głośno chłopak, ukłonił się głęboko i uchylił kapelusza.

Odważna mała istotka przyjrzała mu się krytycznie.

– Przygodo?! – zapytała, czy raczej krzyknęła. – To nie masz co robić, że tak jak gdyby nigdy nic dołączasz do młodych kobiet, które samotnie włóczą się po ciemnym lesie?

– A jak!!! – odkrzyknął Jasiu tak głośno, że Roszpunka pospiesznie przykryła sobie uszy włosami. – Jak żyję, pierwszy raz coś takiego widzę!!! Zawsze to chłopy się włóczą, a księżniczki to w domu siedzą i ładnie wyglądają albo są ratowane, nic ciekawego!!!

Czerwony Kapturek coś chciał odpowiedzieć temu młodziakowi na temat roli baśniowych bohaterek we współczesnym społeczeństwie, ale po chwili stwierdził, że niestety, w zasadzie to Jasiu ma rację. Oczywiście zdarzały się nieliczne wyjątki kobiet, które wykazywały się nie tylko urodą, ale też odwagą czy nawet siłą. Na przykład taka Cud-Maria Jasnowłosa, która smagała smoka po oczach swym grubym i mocnym warkoczem, gdy Iwan walczył z groźną bestią. Niestety chwilę potem Nosząca Czerwień spojrzała na Roszpunkę, która swoje włosy wykorzystywała co najwyżej do zatykania sobie uszu, gdy robiło się zbyt głośno lub chciała się na czymś skupić.

Poza tym Ta-Która-Nie-Rozstawała-Się-Z-Koszyczkiem uświadomiła sobie, że w zasadzie to Jaś powiedział im komplement.

– Młodzieńcze, wiedz, że my się BARDZO różnimy od TYPOWYCH bohaterek baśniowych. I widzisz, takie „żyli długo i szczęśliwie” nam ZDECYDOWANIE nie wystarcza, dlatego wyruszyłyśmy w drogę przez ciemny las – wytłumaczyła.

– To wspaniale!!! – odkrzyknął Jasiu, który nigdy nie porozumiewał się inaczej niż poprzez krzyk. – Pójdę z wami!!! Właśnie się skończyła ostatnia baśń o mnie i szukam następnej!!! A co chcecie przeżyć?!

Królewny się zamyśliły. Nawet Kapturek nie wiedział co odpowiedzieć, a to niezmiernie rzadko mu się zdarzało. Wtedy niespodziewanie westchnął Kopciuszek:

– Ja to bym chciała sama znaleźć pantofelek…

I ciszej dodał:

– I to bardzo.

To wyznanie sprawiło, że pozostałe bohaterki zmotywowały się, by powiedzieć cokolwiek o swoich potrzebach, marzeniach i motywacji. To niestety bardzo rzadko im się zdarzało, odkąd ich baśnie się skończyły, bo kiedy żyje się długo i szczęśliwie, w dostatku i ma się wszystko czego się zapragnie, istnienie staje się nieznośnie nudne i przewidywalne… W takich okolicznościach nie myśli się o tym, czego się tak naprawdę chce.

– A ja – powiedziała Śpiąca Królewna, która nieoczekiwanie się obudziła. – Ja to bym bardzo chciała coś zrobić, tak poza snem. Ale to takie truuudne – ziewnęła i nim skończyła zdanie – zasnęła.

– Natomiast ja – zaczęła Roszpunka. – Bardzo chciałabym się gdziekolwiek wspiąć. Zdobyć jakikolwiek szczyt.

Kapturek aż wybałuszył oczy ze zdziwienia:

– Jak to? – pomyślał. – Czy to zahukane dziewczę stać na takie metafory?

Ale ku jeszcze większemu zaskoczeniu Tej-Która-Nie-Bała-Się-Nikogo-I-Niczego-A-Przynajmniej-Za-Taką-Chciała-Uchodzić nie był to koniec wypowiedzi jej długowłosej przyjaciółki.

– Bo przez tyle czasu byłam zamknięta w wieży – kontynuowała swoje wyznania najbardziej wrażliwa na dźwięki królewna, czyniąc to w taki sposób, jak gdyby była gościem w znanym talk-show. – I to JA czekałam. I to po MOICH włosach wspinał się królewicz. Dopiero kiedy zapłakałam, moje łzy uzdrowiły jego oczy. Pokaleczył je sobie, gdy rzucił się z wieży i dopiero wtedy JA coś zrobiłam. Ale choć teraz płaczę, to moje łzy są takie bezużyteczne… Mogę co najwyżej trochę podlać glebę, ale przecież i tak niedawno padało, więc niepotrzebna jest taka pomoc z mojej strony…

W tym czasie Królewna Śnieżka zastanawiała się, co i jak powiedzieć, żeby wywrzeć ODPOWIEDNIE wrażenie na swoich przyjaciółkach oraz na Jasiu, którym tak naprawdę gardziła. Nie zmieniało to faktu, że chciała dobrze się zaprezentować.

Nim Ta-Której-Ambicją-Było-Perfekcyjnie-Wypaść-W-Każdych-Okolicznościach zdążyła otworzyć usta, Roszpunka znów się odezwała:

– Bo ja to bym tak bardzo chciała DZIAŁAĆ. Mam dość siedzenia w miejscu!

Nawet Kapturek był pod wrażeniem pasji, z jaką zazwyczaj cicha i niepozorna bohaterka baśniowa wypowiedziała te słowa. Królewny po raz pierwszy widziały swoją przyjaciółkę w TAKIM stanie. Wcześniej jawiła im się jako szara myszka: drobna, urocza istotka, nieco strachliwa i zahukana, o wielkiej i nie do końca okiełznanej czuprynie.

W czasie gdy Kapturek zastanawiał się na poważnie, co też wstąpiło w Roszpunkę, że zebrało jej się na takie wyznania, Śnieżka realizując swoją potrzebę ODPOWIEDNIEGO przedstawienia swej jakże skromnej osoby, opowiedziała jakie efekty chciałaby osiągnąć dzięki uczestniczeniu w przygodzie oraz co ja skłoniło do podjęcia tego kroku:

– Zawsze twierdziłam, że miejsce żony jest przy mężu – rozpoczęła.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, Kopciuszek głośno westchnął, Roszpunka zwiesiła głowę, Kapturek żarliwie i wzgardliwie prychnął, a Śpiąca Królewna tylko cicho zachrapała. Reakcja ostatniej z przyjaciółek oburzyła Tę-Która-Zawsze-Dbała-O-Maniery-I-NIGDY-Nie-Zachowałaby-Się-W-TAKI-Sposób. Ale Śnieżka nie dała po sobie poznać rozgoryczenia. Co prawda początkowo nieco się zmieszała i zacisnęła dłonie na fartuszku, ale już po chwili kontynuowała wywód niezwykle spokojnym głosem:

– A jednak zdecydowałam się zostawić na czas jakiś męża mojego, żeby móc doskonalić się dzięki podróży, która jak mniemam będzie bardzo kształcąca, i podczas której nauczę się wielu rzeczy, jakie będę potem mogła wykorzystać w swoim życiu małżeńskim.

– Tak!!! – wykrzyknął Jasiu. – Podróże są BARDZO kształcące!!! Podczas nich nauczyłem się na przykład, że opłaca się sprzedać krowę za ziarnko fasoli!!!

Królewna Śnieżka aż się w środku gotowała, że to co powiedziała zostało przyrównane do tak absurdalnej sytuacji… Jednak jako dama, za jaką chciała uchodzić, nic nie powiedziała.

Przyszła kolej na Czerwonego Kapturka, który nie bardzo wiedział co powiedzieć, bo miał doświadczenie głównie w rzucaniu złośliwych uwag albo przekonywaniu innych do swoich racji i był w tym naprawdę dobry. Natomiast mówić prosto z serca było mu bardzo trudno.

– No tego – rzekła niepewnie odziana na czerwono dziewczyna, a jej przyjaciółki oczy ze zdumienia otwierały, skąd u tej dzielnej przywódczyni nagle taki atak nieśmiałości. – No w zasadzie to nie wiem, co chcę robić w życiu. Ciągle jest nudno. A wy wszystkie – tu zwróciła się do przyjaciółek – tak siedzicie pozamykane w pałacach z tymi swoimi mężusiami… Nic do nich nie mam, ale jednak rzadko się spotykamy, tylko raz w tygodniu w wyszorowanym na błysk pałacu Śnieżki… Pomyślałam, że świetnie by było z wami przeżyć coś wspaniałego, niezapomnianego…

Kapturek sam nie mógł uwierzyć, że wypowiada te słowa. A Roszpunka, Kopciuszek oraz Śpiąca Królewna aż się wzruszyły i zaraz zaczęły przytulać swoją niewielką wzrostem, a wielką duchem przyjaciółkę. Śnieżka postąpiła tak samo jak one, jednak trudno powiedzieć, czy naprawdę poczuła taka potrzebę, czy uznała, że takie zachowanie jest najbardziej na miejscu.

Do zbiorowego tulenia dołączył też Jaś, który bardzo ubolewał nad tym, że z napotkanymi w ciemnym lesie osobami się zwykle walczy, że trzeba je pokonać. Bardzo brakowało mu takiego ciepła i pomyślał nawet (co musicie wiedzieć, niezwykle rzadko mu się zdarzało), że to jedna z jego najfajniejszych przygód. Ale gdy tylko przytulanki się skończyły, wezwał Kapturka i królewny do porządku:

– W drogę!!! Zaprowadzę was w miejsce, gdzie będziecie mogły przeżyć bardzo wiele ciekawych rzeczy, o których się wam nie śniło!

A baśniowe bohaterki podążyły za nim.

Rozdział 4

Królewny zupełnie nie rozumiały, czemu Jaś prowadzi je w stronę serca lasu.

– Przecież inny świat musi się zaczynać tam, gdzie się kończy Kraina Baśni – pomyślała Roszpunka, ale nie odważyła się na głos wypowiedzieć tych słów. Często wolała nie ujawniać swojego zdania, żeby nie popadać w konflikty. Utrzymanie harmonijnych relacji z otoczeniem było dla niej priorytetem i nie zamierzała podejmować ryzyka pogorszenia stosunków z innymi, a szczególnie z bliskimi jej osobami.

Nie można więc było liczyć na to, że stanowczo wyrazi zdanie na jakiś temat, gdy się ją o coś zapyta, za to wiadomo było, że jest świetną słuchaczką, za co zresztą przyjaciółki bardzo ja ceniły.

W dodatku Ta-Której-Włosy-Zniosły-Tak-Wiele nie miała żadnych zachcianek. Niejeden królewicz zazdrościł jej mężowi takiej niewymagającej żony! Dla porównania, weźmy choćby Kopciuszka, który całe dnie potrafi stroić się przed zwierciadłem i przymierzać szklane buciki. Podobno taki odruch pojawił się u niego wskutek traumy z czasów wczesnej młodości, gdy ubrudzony i ubrany w łachmany wybierał popiół z paleniska. Ale któż to tam wie, jak było naprawdę?

W każdym razie, w tej kwestii przyjaciółki się nie rozumiały. Kopciuszek twierdził, że królewnie nie przystoi oddawać swoich sukien i nosić skromnego odzienia. Podobne zdanie na ten temat miała Śnieżka, która matkowała Roszpunce i próbowała ją ODPOWIEDNIO wychować, gdyż widziała w niej potencjał na godną naśladowczynię. Poza tym Ta-Która-Została-Nazwana-Tak-Jak-Warzywo pozostawała niewidoczna. Rzadko kiedy ktoś ją zauważał, dlatego była przekonana, że spędzi w wieży całe swoje życie, i nigdy, przenigdy nie zjawi się żaden królewicz, który ją uratuje (choć przecież takie historie w Krainie Baśni były normą). Kapturek jak zwykle dużo gadał, Śnieżka była skoncentrowana na robieniu ODPOWIEDNIEGO wrażenia, Śpiąca Królewna spała, a Kopciuszek był tak zajęty sobą i przeżywaniem jakichś tylko mu znanych dramatów, że rzadko poświęcał uwagę komukolwiek poza sobą.

A Roszpunka? Ona zdawała się być nikomu niepotrzebna…Może tylko do słuchania tego, co mówią inni. Żeby mieli publiczność… Żeby mieli do kogo usta otworzyć…

Jednak Ta-Która-Zwykła-Używać-Włosów-Do-Ochrony-Uszu-Przed-Hałasem nie rozumiała postępowania Jasia.

– Czy on w ogóle wie, gdzie idziemy? – zastanawiała się. – Czy ten roztrzepany chłopak jest w stanie nas wyprowadzić z Krainy Baśni?

Długowłosa królewna coraz bardziej się niepokoiła, szczególnie że jej towarzyszki zdawały się nie zauważać tego, że oddalają się od granic ciemnego lasu. Po chwili rozpoznała ścieżkę, która cała była zadeptana śladami niezbyt wielkich obutych stóp…

– Przecież już tu byliśmy… – zrozumiała. Doszło więc do sytuacji, kiedy to postanowiła przemówić. Zebrała wszystkie siły i odezwała się nieśmiałym głosikiem:

– Czy aby na pewno idziemy we właściwym kierunku?

Tymi słowami zwróciła się do Jasia, który aż podskakiwał z radości, że oto czeka go kolejna przygoda i właśnie rozpoczyna się kolejna baśń z jego udziałem.

Najbardziej seryjny z seryjnych bohaterów nie usłyszał skierowanego do niego pytania, bo po pierwsze, miał wyraźne problemy z koncentracją (szczególnie gdy był czymś mocno podekscytowany, a jak ON mógł nie być podekscytowany kolejną przygodą?), a po drugie, od dawna miał problemy ze słuchem (i nie mam tu bynajmniej na myśli nadwrażliwości na dźwięki), więc trzeba było do niego mówić głośno i wyraźnie.

W tej sytuacji musiały się pojawić bariery komunikacyjne. Wszak Roszpunka zawsze wypowiadała się tak cichutko. Dbała o to, by nie zajmować za wiele przestrzeni, by nie powiedzieć za dużo. By inne osoby miały szansę się wygadać. Na ogół nie zależało jej na tym, żeby się odezwać ani tym bardziej na znajdowaniu się w centrum zainteresowania. Gdy ludzie za bardzo skupiali na niej uwagę, odczuwała presję i nie wiedziała, co powinna zrobić. Bardzo się obawiała, że zawiedzie czyjeś oczekiwania.

Ale przez lata frustracja baśniowej bohaterki narastała. Dlatego to, co się stało chwilę później zszokowało wszystkich obecnych. Choć być może niesłusznie wywołało takie zdziwienie, ponieważ w oczywisty sposób wynikało z lat milczenia. Roszpunka za wiele razy powstrzymywała się przed wypowiedzeniem swojego zdania na głos. Jakże się więc zdziwiły królewny i Kapturek, gdy usłyszały nagle jak ich serdeczna przyjaciółka wrzeszczy na całe gardło:

– Mam dosyć!!! Gdzie nas prowadzisz, Jasiu?! Dlaczego już drugi raz idziemy tą ścieżką?! Czemu zmierzamy w stronę serca ciemnego lasu?! Czy ty W OGÓLE znasz drogę?! Gdzie jest ten cały inny świat?! Czemu zawróciliśmy?! Przecież byliśmy blisko końca lasu!!!

Śpiąca Królewna została gwałtownie wyrwana ze snu i przecierała oczy ze zdumienia, a pozostałe przyjaciółki Kopciuszka stanęły jak wryte i nie mogły z siebie wydusić ani słowa.

Za to Jaś wciąż był w wyśmienitym humorze. Miał duży problem ze zrozumieniem ludzkich emocji, a jego zapchane uszy sprawiały, że gdy ktoś krzyczał – chłopak myślał, że po prostu z entuzjazmem przekazuje mu różne ważne informacje.

Szeroki uśmiech wcale nie znikł z jego twarzy. Nie zauważył też zmieszania towarzyszek podróży.

– AAA!!! – odrzekł niezwykle entuzjastycznie. – To ja wam pokażę, co jest na końcu ciemnego lasu!!! Czy może któraś z was tam była?!

Królewny i Kapturek podkręciły przecząco głowami.

– To idziemy!!! – krzyknął i ruszył przed siebie.

Za nim bez słowa protestu powlokły się baśniowe bohaterki. Kapturek był tak zszokowany zachowaniem Roszpunki, że nawet nie zaprotestował, gdy nagle Jaś podjął decyzję o podążaniu w przeciwnym kierunku.

– Co się stało? – wyszeptała Ta-Która-Była-Znana-Z-Czerwonej-Peleryny-I-Wszczynania-Burd do Tej-Która-Zawsze-Siedziała-Cicho-I-Chowała-Się-We-Włosach.

Adresatka pytania tylko wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała, czemu krzyknęła AŻ TAK głośno i bardzo się tego wstydziła. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać na TEN temat, więc przyspieszyła kroku, by dołączyć do pozostałych królewien.

A mała dziarska dziewczyna pomału sunęła za nimi…

Rozdział 5

Kapturek rzadko kiedy popadał w takie zamyślenie. Nie to, żeby w ogóle nie miał żadnych głębszych refleksji, ale generalnie uważał je za stratę czasu. Tak, zdecydowanie szybciej mówił niż myślał i należał do typu ludzi działających, a nie rozważających wszystkie za i przeciw.

Jak mu się zdawało – zupełnie inaczej było z Roszpunką, która zawsze siedziała tak cichutko i odzywała się tylko czasami, gdy uznała, że jego wypowiedź będzie ważnym wkładem w dyskusję i długo zastanawiała się, czy kogoś czymś nie urazi. Przez to wieczne rozważanie co i jak powiedzieć Ta-Która-Sporą-Część-Życia-Przesiedziała-W-Wieży była nieco flegmatyczna, co drażniło wybuchowego i nieokiełznanego Czerwonego Kapturka. Ale cóż…

– Każdy ma jakieś wady – pomyślała sobie Ta-Która-Nosiła-Tylko-Czerwień.

W końcu Roszpunka była naprawdę dobrą osóbką, a w dodatku wierną przyjaciółką. Dlatego Ta-Która-W-Przeszłości-Została-Bezczelnie-Połknięta postanowiła wybaczyć jej ów wybuch. Nie było sensu gniewać się na zwykle tak miłą i rozważną posiadaczkę najsilniejszych włosów w całej Krainie Baśni.

Kapturek nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak długo przemyśliwał kwestię zachowania oraz sposobu bycia Roszpunki. O tym, że zajęło to bardzo dużo czasu przekonał się dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie, że ciemny las znacznie się przerzedził.

– Już jesteśmy na krańcu lasu?!

Jasiu szeroko się uśmiechnął. Wyraźnie się ucieszył, że ktoś go o to pyta. Bardzo lubił, gdy inni zwracali na niego uwagę (co zresztą było cechą charakterystyczną wszystkich bohaterów, którzy chcieli uchodzić za seryjnych). Nie ważne, czy mówili o nim dobrze czy źle – ważne, żeby mówili.

– Jeszcze moment i TO zobaczycie!!! – krzyknął jak zwykle niezwykle głośno, a Roszpunka, gdy tylko Jasiu zaczął mówić, szybko naciągnęła sobie włosy na uszy.

Czerwony Kapturek nie mógł się już doczekać aż zobaczy Koniec Ciemnego Lasu. Bardzo chciał wiedzieć, co będzie DALEJ. Był taki podekscytowany i zniecierpliwiony! Silnych emocji doświadczały również królewny. Śnieżka przybrała co prawda swój „standardowy” wyraz twarzy, ale tylko dlatego ponieważ zawsze sądziła, że okazywanie emocji nie przystoi damie. Pozostałe bohaterki baśniowe nie podzielały jej zdania, ale wiedziały, że ich przyjaciółka się nie zmieni. Poza tym nie zamierzały się wtrącać w jej prywatne sprawy. Wiedziały, że i tak ich nie posłucha.

Ale gdybyście tylko wiedzieli, ile we wnętrzu Śnieżki się działo! Czarnowłosa królewna cierpiała prawdziwe katusze! Wyrwała się właśnie ze swojego Jakże-Uporządkowanego-Świata, w którym każdy przedmiot był starannie wypolerowany, a wszystko leżało na swoim miejscu. Ta-Która-Mieszkała-W-Najbardziej-Błyszczącycym-Z-Czystości-Pałacu do dziś nie może zrozumieć jak to się stało, że Kopciuszek zgubił pantofelek. Bo jak można zgubić bucik?! Bladolica bohaterka nigdy niczego nie zapomniała ani nie upuściła. JEJ się takie rzeczy nie zdarzały.

A teraz tyle się działo! Zostawiała gdzieś w tyle swoje uporządkowane życie i podążała ku nieznanemu. A przecież ZDECYDOWANIE nie lubiła niespodzianek. Dlatego zawsze mówiła swoim przyjaciółkom oraz wybrankowi, co by chciała dostać na urodziny. Sama myśl o braku kontroli przyprawiała ją o dreszcze. A teraz nad niczym jej nie miała, a do tego zupełnie nie mogła przewidzieć, co się za chwilę stanie. Już od kilku ładnych godzin błąkała się po ciemnym lesie razem ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami oraz z obcym mężczyzną, a właściwie to chłopaczkiem, co do którego miała bardzo wiele obaw. Był taki niepohamowany! Zupełnie nie PANOWAŁ nad swoimi emocjami. I ciągle tylko krzyczał i podskakiwał. Zdaniem Śnieżki takie zachowanie ZDECYDOWANIE nie przystoiło młodemu mężczyźnie…

Roszpunce dalej było głupio z powodu nagłego wybuchu, jednak jakoś nie mogła się zebrać, żeby przeprosić Jasia. Zresztą, ten wcale nie wydawał się obrażony. Ochoczo prowadził dziewczęta na skraj ciemnego lasu.

Coś wyraźnie miało się zdarzyć. Nawet Śpiąca Królewna, która zwykle nie kontaktowała, teraz jakby się ożywiła i uważnie rozglądała się dookoła. Każda z bohaterek baśniowych TAK BARDZO chciała zobaczyć Koniec Baśniowego Świata.

W końcu nadeszła ta wzniosła chwila. Stopniowo las stawał się coraz mniej gęsty i coraz mniej ciemny. I oto nasze bohaterki wypatrywały co też będzie DALEJ. Czuły się, jakby czytały zajmującą, pełną tajemnic baśń, której zakończenie może się okazać inne niż standardowe „i żyli długo i szczęśliwie”. Serca biły im jak młotem. W końcu drzewa się skończyły i oto znalazły się na skraju lasu. Spojrzały przed siebie, a ich oczom ukazało się…

Czy raczej nie ukazało się…

NIC.

Naprawdę NIC. Nie było nawet przepaści, w którą można by się rzucić. Królewny były załamane, a Kapturek mocno zirytowany. Zaś Jaś wydawał się pozostawać w jak zwykle znakomitym nastroju i tylko uśmiechał się od ucha do ucha.

– Co to do jasnej ciasnej anielki ma być?! – denerwowała się najbardziej wybuchowa z bohaterek.

– Koniec Krainy Baśni!!!!! – zawołał jeszcze głośniej niż zwykle Jaś, którego bardzo ucieszyło to, że JEGO znalezisko wywołało tak wielkie wrażenie na niewiastach, które towarzyszyły mu w kolejnej baśni, w jakiej uczestniczył i jak mniemał, której był głównym bohaterem.

– Ale jak to? – dopytywała w dalszym ciągu przestraszona Roszpunka. – Jak to możliwe?

Jaś bardzo się ucieszył, że niewiasty chcą poznać szczegóły dotyczące Końca Ciemnego Lasu.

– Nikt dalej nie wymyślił Krainy Baśni!!! – wytłumaczył ściszając konspiracyjnie swój donośny głos. – Taki las wystarczy. A dalej nie ma NIC!!!! – krzyknął i znów uśmiechnął się szeroko.

Śnieżka miała ochotę palnąć go w głowę. Potwornie ją drażniły zupełnie nieadekwatne reakcje tego całego Jasia… Ale jak zwykle zachowała się ODPOWIEDNIO i nie podzieliła się swymi krytycznymi (i jakże słusznymi) uwagami. Zazwyczaj ktoś ją w tym wyręczał i liczyła na to, że tak będzie i tym razem. Zgodnie z przewidywaniami czerwonoustej królewny, Kapturek po chwili wyraził w ostrych słowach wszystko to, co właśnie pomyślała:

– I po to nas ciągnąłeś na drugi koniec lasu?! – wykrzyknął pełnym pretensji głosem. – Żeby nam pokazać, że nie mamy wyjścia?! Że nigdy, ale to NIGDY nie opuścimy Krainy Baśni?!

Po raz pierwszy uśmiech zniknął z twarzy Jasia.

– Yyy… – rozpoczął tak jak zwykle, gdy wydarzenia przybrały obrót, jakiego się nie spodziewał. – Nieee!!! Ja tylko wam pokazałem, czemu tędy nie idziemy! Bo jedna z was chciała tędy wyjść z ciemnego lasu, więc pokazałem, że tak się nie da!

Śnieżka, Kapturek, Kopciuszek i Śpiąca Królewna popatrzyły z wyrzutem na Roszpunkę, która zalała się szkarłatnym rumieńcem i zapytała cichutkim głosikiem:

– Czyli musimy pozostać w Krainie Baśni?

Jaś oczywiście nie dosłyszał tego, co powiedziała, ponieważ miał trudności ze zrozumieniem nawet stosunkowo głośnych wypowiedzi.

Kapturek się zniecierpliwił i postanowił załatwić sprawę tak jak należy.

– To co?! – zapytał najbardziej seryjnego z seryjnych bohaterów. – Jest jakieś wyjście z lasu czy nie ma?!

Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

– Ależ jest!!! – wykrzyknął entuzjastycznie Jasiu. – Byliśmy już całkiem niedaleko tego miejsca!!!

– No to czemu tam teraz nie jesteśmy?! – nie wytrzymała Ta-Która-Nigdy-Nie-Trzymała-Języka-Za-Zębami-Bo-I-Dlaczego-Niby-Miałaby-Tak-Robić.

Wtedy do rozmowy wtrąciła się Śpiąca Królewna. Przyjaciółki spodziewały się, że wydobędzie z siebie coś w rodzaju:

– Wyyybaaaczcie, ale caaała ta sytuaaacja mnie niecooo zniecierpliwiłaaa…

I że choć będzie chciała wyrazić całe swoje niezadowolenie, to jej się to nie uda, bo tradycyjnie zaśnie. Lecz tak się jednak nie stało! Zamiast tego zrobiła coś innego.

– Nie jesteśmy tam, bo tu stoimy i gadamy. Albo raczej: kłócimy się – rzuciła ostre spojrzenie w stronę Kapturka. – Gdybyście z łaski swojej skończyli tą bezowocną wymianę zdań, to już byśmy byli kilka kroków bliżej miejsca, do którego mamy dotrzeć.

Nosząca-Wyłącznie-Czerwień nie miała pojęcia, skąd nagle w jej przyjaciółce, której zwykle było wszystko obojętne, i która wyrażała się niezwykle ospale nagle znalazła się taka stanowczość w wypowiadaniu swojego zdania! Ta-Która-Zazwyczaj-Wykazywała-Niechęć-Do-Myślenia długo się później nad tym zastanawiała, ale nigdy nie udało jej się wyciągnąć wniosków. A przyczyna była prosta: Śpiąca Królewna, tak jak i Roszpunka, uległa schematowi drogi. A jak wiemy, w drodze w ludziach zachodzą PRZEMIANY i w zasadzie nie bardzo coś da się z tym zrobić. Zresztą, Kapturek szybko został wyrwany ze swojego refleksyjnego stanu ducha.

– No to idziemy!!! – wrzasnął Jasiu, który już miał dosyć stania w miejscu. – A bohaterki baśniowe ruszyły za nim.

Rozdział 6

Kopciuszka ogarnęło znużenie. Chodzili w te i we w te, a on tak bardzo chciał zobaczyć Inny Świat i był niezmiernie ciekawy, co też dzieje się poza Baśniową Krainą! Dopiero od swoich koleżanek dowiedział się, że coś takiego istnieje. A przecież nie raz to przeczuwał! Tyle razy marzył, by w jego życiu wydarzyło się jeszcze coś EKSCYTUJĄCEGO. Nie to, żeby na co dzień brakowało mu wrażeń, wszak ze swoim ukochanym stanowili parę o niezwykle dramatycznym sposobie bycia.

Och! Gdyby tylko przyjaciółki dowiedziały się, jaką Ta-Która-Nosiła-Wyłącznie-Szklane-Pantofelki ma rozwiniętą wyobraźnię! Kopciuszek nigdy się tym nie chwalił. Nie to, żeby wątpił w swoją wyjątkowość. Raczej był skłonny uważać, że NIKT, po prostu NIKT nie jest w stanie wymyślić tyyylu ciekawych rzeczy i każdą wolną chwilę poświęcał na bujanie w obłokach.

Tak też było w dawnych czasach, gdy wymiatał popiół z kominka. Przenosił się wtedy w zupełnie inne miejsca, by uciec myślami od czynności, której zaiste nienawidził: SPRZĄTANIA. Teraz, gdy już „żył długo i szczęśliwie” nie zamierzał tak jak Śnieżka latać ze ściereczką wte i wewte. Zamiast tego wolał się oddać marzeniom i unosić na skrzydłach wyobraźni. To też czynił przemierzając ciemny las. Tak wiele myślał o tym całym Innym Świecie i równie dużo przy tym wzdychał. Wprost nie mógł się doczekać aż dotrą Tam-Gdzie-Jeszcze-Stopa-Żadnego-Z-Baśniowych-Bohaterów-Nie-Stanęła! Ale póki co delektował się uczuciem narastającego napięcia towarzyszącemu drodze ku tajemnicy.

W takim stanie Kopciuszek wlókł się kilka metrów za przyjaciółkami. Wyrwał ją z niego głos schorowanej staruszki, która znienacka przed nią wyrosła.

– Może kupisz ode mnie jabłko, moja mała? – zapytała kobiecina trzęsącym się i zachrypniętym głosem.

Ta-Której-Baśń-Dawno-Już-Się-Skończyła przypomniała sobie, że wiele razy w życiu słyszała o tych postaciach, które podobno często pojawiają się w opowieściach i wynagradzają bohaterom ich dobre uczynki. Doszło do niej również, że i jej dane było uzyskać pomoc od kogoś takiego: chrzestnej matki.

Sięgnęła więc do niewielkiej eleganckiej torebki, potem kolejno do jej przegródki, aż w końcu do portmonetki. Wyjęła z niej pieniążka i już miała go podać staruszce, kiedy nagle między nie wdarła się Śnieżka.

– To znowu ty?! – wydarła się na całe gardło.

Jej przyjaciółki pierwszy raz słyszały, jak mówi podniesionym głosem. Ta-Którą-Wyróżniała-Blada-Cera-Oraz-Kruczoczarne-Włosy słynęła bowiem z tego, że w każdej sytuacji zachowywała spokój. Przynajmniej pozorny.

– No nie! – odwrzasnęła Śnieżce stara kobiecina skrzeczącym głosem. – TYLE razy starałam się ciebie pozbyć! I wszystko na nic! A teraz to nawet mi przeszkadzasz w pracy!

– Co?! – ryknęła czerwonousta królewna tak głośno, że nawet Jasiu odczuł to jako krzyk. – W jakiej pracy?! Przecież już DAWNO jesteś na emeryturze! Widzę, że coś ci się nudzi w życiu! Wzięłabyś lusterko i popytałabyś, czy jesteś najbrzydszą kobietą na świecie!

Wtedy dopiero przyjaciółki Tej-Która-Pucowała-Wszystko-Co-Znalazło-Się-W-Jej-Zasięgu-Wzroku zrozumiały, z kim mają do czynienia. Otóż, spotkały na swojej drodze kobietę straszliwą: macochę Śnieżki, która już kilkakrotnie próbowała ją zgładzić!

Kopciuszek w popłochu odsunął się od niebezpiecznej postaci, a ta zapłakana zwróciła się do swojej pasierbicy.

– Nie ma dla mnie litości! Nie mam nic do roboty w Krainie Baśni! A co mi pozostało? Ty to przynajmniej masz męża i żyjesz długo i szczęśliwie… A ja, taka biedna…

Wtedy do akcji wkroczył Jasiu i powiedział:

– Niech się pani nie martwi!!! My idziemy właśnie szukać przygód!!! Do innej krainy!!! I blisko stąd jest do przejścia!!!

Oczy czarownicy aż zapłonęły.

– Ooo! Ty mój bohaterze! – rzuciła się do stóp Jasia. – Czy zechciałbyś dać mi swój autograf?

Jak długo Jaś był już seryjnym bohaterem, tak długo taka sytuacja mu się jeszcze nie przytrafiła! Tak, bardzo chciał dawać autografy! Bo któż by nie chciał? Ale że nikt go wcześniej o autograf nie poprosił, Jaś nie nauczył się pisać. Ta umiejętność nie była potrzebna do ratowania księżniczek czy zabijania smoków. A poza tym to nie miał przy sobie kartki ani długopisu, bo te baśniowym postaciom nigdy się jeszcze do niczego nie przydały.

Ale ponieważ nie wypadało mu powiedzieć, że nie może dać autografu, rzekł do dawnej królowej:

– Możesz iść z nami!!! Będzie ciekawie!!!

Macocha Śnieżki nie byłaby sobą, gdyby nie przyjęła tego zaproszenia. ZAWSZE uważała, że należy jej się O WIELE lepsza życiowa rola, a jej baśń powinna rozegrać się ZUPEŁNIE inaczej… Bo to, że była piękna nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Tylko dlaczego na świecie pojawiła się ta cała Śnieżka? Gdyby nie istniała, wszystko potoczyłoby się właściwie, tak jak miało być: to KRÓLOWA byłaby najpiękniejszą na całym świecie.

Oczywiście pasierbica narcystycznej kobiety ostro zaprotestowała przeciwko dołączeniu tej fałszywej istoty do wyprawy do Innego Świata. Niestety Jaś w ogóle czarnowłosej królewny nie słuchał. I to wcale nie dlatego, że mówiła za cicho. Działo się tak z innego powodu: Seryjny Bohater rozpaczliwie potrzebował uwielbienia, a macocha Śnieżki właśnie mu je okazała. Niestety Jasiu zupełnie nie potrafił odczytywać ludzkich intencji, zawsze wszystkim ufał i do tej pory jakoś zawsze miał szczęście i natrafiał na same dobre osoby. Ale macocha była fałszywa – Ta-Której-Urodę-Wywyższyło-Zwierciadło doskonale o tym wiedziała. Nigdy nie było wiadomo, czego się można po tej kobiecie spodziewać...

Jednak królewna o cerze białej jak śnieg, włosach ciemnych jak węgiel i ustach czerwonych jak krew nic nie mogła zrobić... Zbyt dobrze znała swoja macochę, by próbować ją powstrzymać.

Zła królowa ZAWSZE korzystała ze wszystkich zaproszeń. Za bardzo lubiła błyszczeć w towarzystwie i potwierdzać swoją wyjątkowość, żeby zmarnować jakąkolwiek okazję na olśnienie kolejnej osoby. Jednak w jej świetle wszyscy bledli. A jeśli ktoś śmiał świecić jaśniej niż ona – natychmiast przestawała utrzymywać z nim kontakt. Kiedy owdowiała atrakcyjna kobieta poznała przystojnego (i do tego całkiem młodego) króla nie mogło stać się inaczej niż się stało: oczarowała go w ciągu kilku chwil i miała nadzieję, że będą żyć razem długo i szczęśliwie. Do tego została KRÓLOWĄ. Teraz jej blask był jeszcze jaśniejszy... I tak przez kilka lat żyła, jak to sobie wymarzyła. Codziennie budziła się w południe albo i nawet później, stawała przed zwierciadłem, które gdy tylko w nie spojrzała, potwierdzało jej wspaniałość. A kiedy tylko otrzymywała tę informację cały dzień był tak udany! Z czasem jednak niepozorna córka króla, na którą na początku zupełnie nie zwracała uwagi zaczęła pięknieć… Ta śmieszna, mała i krucha istota długo zupełnie nie obchodziła królowej. Po cóż przejmować się tymi, co nie grzeszą urodą? Lecz z każdym dniem blada dziewczynka stawała się coraz ładniejsza.

Z każdym dniem królewna otrzymywała coraz więcej komplementów. A macocha Śnieżki rozkazała swoim najbardziej zaufanym i najbardziej oddanym damom dworu nasłuchiwać, kto taki wychwala wygląd jej pasierbicy. Wyrzucała z pałacu wszystkich dworzan, którzy choć słówko pisnęli na temat niezwykłej urody córki króla. Chciała rzucić na nią jakąś klątwę, ale w swej magicznej księdze nie mogła znaleźć nic odpowiedniego, co przyniosłoby oczekiwany rezultat. Potajemnie udała się więc do wiedźmy, by ta rzuciła na Śnieżkę zaklęcie, które sprawi, że królewna nie dorośnie. Zapłaciła kobiecinie grube pieniądze, ale czary nie podziałały…

Lustro było ostoją królowej. Codziennie w południe dodawało jej siły. Umacniało ją w przekonaniu, że to właśnie ONA jest najpiękniejsza w Krainie Baśni. Lecz pewnego dnia coś się zmieniło… Gdy zwierciadło jej oznajmiło, że to ŚNIEŻKA jest obdarzona większą urodą, królowa pomyślała, że to jakiś koszmar. Miała nadzieję, że jeszcze śpi, i że gdy zaraz się obudzi i podejdzie do lustra, powie jej to co zwykle. Niespodziewanie stało się inaczej. Królowa nie mogła się pogodzić z tym, że Śnieżka WYGRAŁA, że okazała się od niej piękniejsza.

Przecież sama wcale się nie starzała. Nikt nawet nie miał pojęcia, ile ma lat. Stosowała niezwykle kosztowne i skuteczne zaklęcia upiększające, które zapewniały jej znakomity wygląd. A skoro znalazła patent na doskonałość to była przekonana, że będzie NAPRAWDĘ piękna. I była. Ale nie wzięła pod uwagę tego, że ktoś może być piękniejszy od niej.

Dlatego próbowała pozbyć się Śnieżki. Najpierw kazała swojemu słudze ją zabić. Myślała, że będzie miała ten problem z głowy i wszystko wróci do porządku. Ale niestety – jej wierny poddany zawiódł! A tak na niego liczyła… Śnieżka żyła i królowa nie zamierzała się poddać. Trzykrotnie wdarła się do chatki krasnoludków, którym matkowała jej pasierbica. Za trzecim razem prawie jej się udało zgładzić królewnę! Tak niewiele brakowało… A jednak plan się nie powiódł.

Po triumfie Śnieżki, macocha próbowała sobie ułożyć życie na nowo. Jeszcze coś osiągnąć. Jednak nie było dla niej miejsca w żadnej baśni. W tym świecie bardzo niewiele jest postaci, które grają ZNACZĄCE role w kilku historiach. Jaś był tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Czasem zdarza się, że na przykład jakaś czarownica zupełnie anonimowo pojawia się w wielu baśniach, lecz nigdy nie ma za dużo do odegrania. Pełni rolę trzecio- lub czwartoplanową. Coś takiego zupełnie nie satysfakcjonowało królowej. To było zajęcie dobre dla emerytek-pracoholiczek!

Nieraz starała się odmienić swój los. By pokazać Śnieżce, że wcale nie przegrała, że wciąż jest piękna, a do tego odniosła sukces. Ten jednak nie przychodził. Mimo, że włóczyła się całymi dniami po lesie, zaczepiając różne baśniowe postacie i usiłując stać się częścią prawie każdej opowieści. Frustrujące było dla niej szczególnie to, że nikt jej nie chciał nawet do roli macochy w Kopciuszku. A przecież miała doświadczenie w „byciu macochą”! I do tego ta brudna dzieweczka nie dość, że została prawdziwą królewną, to jeszcze okazała się przyjaciółką Śnieżki… To był dla Złej Królowej prawdziwy cios!

A teraz pojawiła się nowa szansa. Teraz mogła zacząć NA NOWO. Jeżeli tylko istniał Inny Świat to macocha czarnowłosej królewny po prostu MUSIAŁA się tam udać. Odegrać tam rolę, główną rolę, na którą (jak sądziła) zasłużyła. I nikt nie mógł jej powstrzymać… Czuła, że to jej się należy.

Rozdział 7

Jaś nie znał historii kobiety, którą zaprosił do podróży. Szczerze mówiąc, Jaś w ogóle nie wiedział zbyt wiele o baśniach, w jakich nie uczestniczył. Inaczej było z tymi, w których sam brał udział, chociaż słaba pamięć czasem robiła mu psikusy. Gubił się w swoich przygodach. Nie pamiętał, w jakiej kolejności następowały ani jak dokonał bohaterskiego czynu. Jakoś po prostu tak mu się udawało i przez myśl mu nawet nie przeszło, że mogłoby być inaczej. Chłopak posiadał unikalną zdolność bycia „tu-i-teraz”. Tylko gdy działał czuł się szczęśliwy. W tym też przypominał Kapturka.

Trzeba jednak przyznać, że nie zauważał za bardzo tej odzianej na czerwono dziewczyny. Był skupiony na tym, by zaprowadzić całą swoją drużynę (bo tak nazywał w myślach towarzyszące mu niewiasty) do Innego Świata. Odkrył jego istnienie podczas jednej ze swoich licznych przygód. Nie wiedział, czy kraina, która znajduje się nad Krainą Baśni przypadnie kobietom do gustu. Cyklop zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych istot, jakie w swoim bohaterskim życiu poznał Jaś. Ale dawno już nie był w Tamtym Świecie i bardzo był ciekaw, czy coś się tam zmieniło.

W końcu je zobaczył:

– O!!! – krzyknął do królewien, Kapturka i Złej Królowej. – To fasola!!!

Wszystkie baśniowe bohaterki wzniosły oczy ku górze. I rzeczywiście: ukazała im się GIGANTYCZNA fasola, która znajdowała się w samym środku baśniowego lasu.

– Tu ją posadziłem! – pochwalił się Jaś. – Szybko wyrosła! Duża jest, nie?!

Roszpunka naprawdę była pod wrażeniem. Tylko słyszała o tej magicznej roślinie, czytała o niej w licznych książkach, ale zobaczyć ją – to było coś zupełnie innego! Nigdy wcześniej patrzenie na produkt spożywczy nie dostarczyło jej takich emocji!

Jednak na innych baśniowych bohaterkach owa roślina nie wywarła takiego wrażenia. Tylko Kapturek na jej widok rzucił:

– No nieźle! Jakby ją ściąć, to by starczyło jedzenia do końca życia! Nie musiałabym latać z koszyczkiem, zbierać jagód i innych takich.

Tymczasem Śpiąca Królewna tylko ziewnęła, oparła się o łodygę i usnęła, zaś Królewna Śnieżka zmierzyła roślinę spojrzeniem. Będąca-Najpiękniejszą-Na-Tym-Świecie bardzo nie lubiła, gdy coś zakłócało ustalony porządek i łamało konwenanse, a ta fasola była ZDECYDOWANIE za duża. Sięgała wysoko ponad drzewa i zdawała się nie mieć końca

Jako że przez moment nic się nie działo, Kapturek się zdenerwował. Nie po to łaził przez cały dzień po lesie, żeby oglądać fasolę.

– No i po co nam ją pokazujesz?! Mieliśmy przecież znaleźć bramę do Innego Świata!!!

Jaś w przebłysku intelektu zorientował się, że wyróżniająca się czerwonym ubiorem niewiasta zwraca się właśnie do niego.

– Bramę?! – zapytał niepewnie. – Ale bramy nie ma.

– No to jak to niby mamy się dostać do tego całego Innego Świta?! – irytował się coraz bardziej Kapturek.

– No przez fasolę – odpowiedział rzeczowo Jaś.

– Przez fasolę?! – z niedowierzaniem zapytały wszystkie baśniowe bohaterki równocześnie (poza Śpiącą Królewną, która jak to już zostało wyjaśnione, zasnęła opierając się o łodygę).

Zła macocha chciała coś powiedzieć. I powiedziała. Co takiego? Niestety nie wiadomo, ponieważ pozostałe bohaterki zagłuszyły jej słowa równocześnie wypowiadając „Przez fasolę?!” (tak jak to powyżej zostało opisane). Ta-Która-W-Najlepszych-Latach-Swojego-Życia-Mogła-Liczyć-Na-Liczne-Komplementy-Ze-Strony-Zwierciadła omal nie wpadła w szał. Jakim prawem cztery dzieweczki, w tym ta jej okropna pasierbica, śmiały zagłuszać cienkimi głosikami JEJ wypowiedź?! Gdyby te panny były jej dworkami, kazałaby je ściąć!

Królowa zawsze chciała być w centrum uwagi i dziwiła się, że ktoś próbuje jej to uniemożliwić. Jednak nim zdążyła zaprotestować ponownie usłyszała jeden z tych piskliwych głosików. Jak się okazało – należał do Kopciuszka.

– Po pierwsze – rzekła dziwnie stanowczo i rzeczowo Ta-Która-Wybrała-Groch-Z-Popiołu. – Jak to się stało, że nie dostrzegłeś wcześniej fasoli, skoro sięga TYLE ponad drzewa. Powinniśmy do niej dotrzeć OD RAZU… – i tu spojrzała na Jasia z wyrzutem.

Ale to nie był koniec pełnego pretensji wywodu Kopciuszka.

– A po drugie – dodał. – To JAK niby mamy się dostać do tej Innej Krainy? Nawet jeśli założymy, że gdzieś na końcu tej fasoli (która wygląda na nieskończoną) znajduje się COKOLWIEK, jakiś świat, którego nie znamy, to i tak nic nam to nie daje. Jak niby się tam dostaniemy? Nie damy rady się wspiąć. Z tego co wiem, czarownice są teraz bardzo zajęte, a zaklęcia do przemieszczania w powietrzu należą do niezwykle skomplikowanych.

Jaś wyglądał jakby bardzo intensywnie myślał, ale tak naprawdę w jego głowie niewiele się działo. Nigdy nie musiał używać rozumu, więc nie był do tego przyzwyczajony. Jako seryjny bohater (do tego w czepku urodzony) jakoś sobie radził w życiu. Gdy zaś nie wiedział co zrobić, wtedy pomoc zawsze nadciągała.

Tym razem było podobnie. Wystarczyło, że Jaś swoim pogodnym głosem, z szerokim uśmiechem na ustach rzekł:

– Jakoś to będzie!!! Dostaniemy się tam!

A zaraz zdarzył się cud, czyli coś co dla naszego bohatera było codziennością. Z nieba zleciała winda, która z hukiem wylądowała na ziemi. Roszpunka aż się zatrzęsła od tego hałasu. Drzwi windy jakby nigdy nic się otworzyły, a z niej wypadł nieco poturbowany i potargany tukan: odziany w elegancką szarą marynarkę, która ledwo dopinała się na jego wyraźnie zbyt obfitym ciele. Roszpunka aż się zatrzęsła z przestrachu i skryła za plecami Śnieżki. Śpiąca Królewna tylko obejrzała się przez ramię, co ją wybudziło ze słodkiego snu, a następnie znów wpadła w objęcia Morfeusza.

– Zaprrrraszam serrrdecznie! – zaskrzeczał ptak zachrypniętym głosem.

Roszpunka ostrożnie wyjrzała zza pleców Śnieżki. Tukan bardzo ją zaintrygował. Spodobał jej się jego kolorowy dziób i śmieszny sposób mówienia. A najbardziej to, że tak nagle spadł z nieba! Życie Roszpunki pełne było oczekiwania aż COŚ się stanie, a niestety bardzo rzadko do tego dochodziło. Uświadomiła sobie, że teraz to się może zmienić. Nawet pół dnia nie chodziła po lesie, a już tylu rzeczy doświadczyła! O wiele więcej niż przez ostatnie dwa lata swojego życia, kiedy to wyszła za królewicza, by żyć „długo i szczęśliwie”…

Nieco inne spojrzenie na tę sytuację miała Śnieżka, której bardzo spodobały się maniery ptaka, jednak jego pojawienie się było dla niej zbyt głośne, a nadwaga zbyt rażąca.

Oczywiście pierwszą, która zerwała się w kierunku windy była macocha królewny o alabastrowej cerze. Czerwonego Kapturka bardzo zdenerwowało to, że ta starucha, która do perfekcji opanowała zaklęcia piękności, pcha się nieproszona na ich wyprawę. Dlatego gdy Zła Królowa rzuciła się pędem do windy, właścicielka czerwonej pelerynki niepostrzeżenie podstawiła kobiecinie nogę. Macocha Śnieżki runęła jak długa. Korzystając z zamieszania Czerwony Kapturek przejął dowództwo i wrzasnął:

– Szybko!!! Do windy!

Roszpunka, Kopciuszek i Śnieżka czym prędzej wykonały polecenie Tej-Która-Miała-Wątpliwą-Przyjemność-Przebywania-W-Brzuchu-Wilka. Ostatnia z królewien, która była najlepszą organizatorką z nich wszystkich po drodze obudziła Śpiącą Królewnę i wciągnęła ją do windy. Kapturek był jej naprawdę wdzięczny. Wskoczył do windy i już miał wydać polecenie tukanowi, żeby ten ruszył, gdy nagle zorientował się, że Jaś wciąż stoi koło fasoli i drapie się po głowie. Nosząca-Tylko-Czerwień zupełnie nie wiedziała, jak przywabić do windy Seryjnego Bohatera, który mógł się w tej niebezpiecznej podróży ze swoim seryjnym szczęściem bardzo przydać. Wabienie kogokolwiek nigdy nie było jej mocną stroną.

– Może dlatego nie znalazłam męża? – zastanawiała się, gdy dopadał ją refleksyjny nastrój, czyli raczej rzadko.

Ale teraz nie było czasu na takie rozmyślania. Trzeba było DZIAŁAĆ.

Tym razem sprytem nieoczekiwanie wykazała się Roszpunka.

– Och! – westchnęła. – Jakże się boję! Nigdy w życiu nie jechałam windą! Jedynie pomoc Seryjnego Bohatera mogłaby mi pomóc przezwyciężyć ten straszliwy lęk!

Śnieżka niezmiernie się ucieszyła, że Roszpunka WRESZCZCIE nauczyła się manipulować ludźmi.

– Moja szkoła! Tak trzymaj! – szepnęła do byłej mieszkanki wysokiej wieży.

I był to powód do dumy! Efekt słów Roszpunki był NATYCHMIASTOWY. Gdy tylko je wypowiedziała delikatnym i lekko drżącym głosem, i gdy tylko jej słowa dotarły do zapchanych uszu Jasia – ten momentalnie wpadł do windy i zadeklarował swoim tradycyjnym krzykiem:

– O, biedna niewiasto!!! Oto przybywam!!! Nie musisz się przy mnie niczego obawiać!!! – I stanął tak blisko niej, że aż poczuła się skrępowana.

Kapturek wydał komendę:

– Jedziemy!

Pan tukan nacisnął jedyny ze znajdujących się w kabinie przycisków. Drzwi się zatrzasnęły i winda ruszyła.

Królewny, Kapturek i Seryjny Bohater wyruszyli na podbój Innego Świata. Na spotkanie z przygodą!

Rozdział 8

Roszpunka była TAKA podekscytowana! Tak ją intrygowało, co będzie dalej, co się wydarzy… Po raz pierwszy w życiu miała okazję, by przeżyć przygodę jak z jednej z jej ulubionych powieści! Niby sama była baśniową bohaterką, ale jej rola niezbyt się jej podobała. Nie to, żeby była jakaś wyjątkowo nieciekawa… Problem tkwił w tym, że większość baśniowych postaci płci żeńskiej miała nudne role. I miał rację Czerwony Kapturek, który nieraz jej powtarzał, że przecież mogli baśń zamkniętej w wieży przyjaciółki napisać tak, by Roszpunka jakoś sensownie posługiwała się swoimi włosami. Miłująca książki bohaterka bardzo chciała być jak Cud-Maria Jasnowłosa. Wykorzystać włosy do walki – to by było COŚ.

Jedynym, co w obecnej sytuacji przeszkadzało długowłosej królewnie był klejący się do niej Jaś, który widocznie doszedł do wniosku, że pora w jego karierze na rolę amanta. Roszpunka nie miała najmniejszej ochoty zostać damą jego serca. Miała już swojego królewicza – to po pierwsze, a po drugie – Jasiu w ogóle nie był w jej typie (co szczególnie dziwnym nie jest, bo póki co jeszcze żadna kobieta się nim nie zainteresowała). Nie na rękę więc było królewnie takie zachowanie Seryjnego Bohatera. Jednak wrodzona uprzejmość nie pozwalała jej na jasne wyrażenie sprzeciwu. Miała nadzieję, że gdy wysiądą z windy, to wtedy Jaś w wirze ekscytujących wydarzeń o niej zapomni (wszak miał bardzo krótką pamięć i nawet nie pamiętał już wszystkich swoich przygód, którymi przecież tak bardzo lubił się chwalić). Jej nadzieje okazały się jednak złudne…

Ale nie uprzedzajmy wydarzeń. Póki co nasze bohaterki wraz z Seryjnym Bohaterem oraz tukanem z nadwagą jechały windą. I to z zawrotną szybkością. Kopciuszek czuł się bardzo źle. Od dawna podejrzewał u siebie chorobę lokomocyjną. Już wtedy, gdy jechał karocą do pałacu było mu niedobrze. Zwłaszcza, że wszystkie drogi w Krainie Baśni są wykonane z kamieni, co jeszcze zwiększa nieprzyjemne efekty związane z tego rodzaju dolegliwościami. Karoca zaprzęgnięta w przemienione w rumaki myszy sunęła przez nierówną powierzchnię i podskakiwała za każdym razem, gdy tylko koła natrafiły na jakiś odstający głaz. Kopciuszek miał silne mdłości. Bał się nawet, że zwymiotuje na swoją piękną suknię i tym czynem zniweczy swe marzenia o balu i zobaczeniu na własne oczy królewicza.

Chrzestna matka naprawdę była dla niej bardzo dobra. Ta-Która-Zgubiła-Pantofelek bardzo doceniała to, ile kobieta dla niej zrobiła. Szykowna suknia, stylowa fryzura, szklane pantofelki – to wszystko było tak cudowne! A do tego jechała pojazdem powożonym przez przystojnego stangreta (który rzecz jasna w rzeczywistości był niezbyt urodziwym szczurem, choć w przypadku tych zwierząt trudno jest w ogóle mówić o urodzie). Kopciuszek był pod wielkim wrażeniem umiejętności magicznych swojej chrzestnej matki i nie chciał jej zawieźć. Na szczęście jakoś przetrwał drogę do królewskiego pałacu. Sam nie wiedział, jak zdołał tego dokonać. Szczerze powiedziawszy o wiele bardziej wolałby udać się w to miejsce na piechotę. I to choćby w tych szklanych, zimnych pantofelkach, które o dziwo okazały się znacznie wygodniejsze niż można by się spodziewać. Wszak pasowały na niego jak ulał!

Gdy suknia Kopciuszka zamieniła się w łachmany, rumaki – w myszy, stangret – w szczura, a karoca – w dynię Właścicielka-Najmniejszych-Stóp-W-Całej-Krainie-Baśni bardzo się ucieszyła. Wreszcie mogła samodzielnie, na własnych nogach wrócić do domu. Choć rzecz jasna, wcale nie miała ochoty rozstawać się ze słodkim królewiczem, który tak nieporadnie podrygiwał w rytm muzyki, że nawet miotła stanowiła lepszego partnera do tańca. Ale Kopciuszkowi w ogóle to nie przeszkadzało. Chętnie uczyła go podstawowych kroków i patrzyła, jak szybko robi postępy. Mogła sprawiać wrażenie samolubnej, ale gdy lubiła coś robić, to chętnie uczyła tego innych, a w dodatku jak się okazało była w tym świetna.

Niestety podczas jazdy windą Nosząca-Wyłącznie-Szklane-Pantofelki poczuła się dokładnie tak, jak w trakcie przejażdżki karocą. Dokuczały jej straszne mdłości i po prostu miała ochotę wysiąść z windy. Niestety nie mogła tego zrobić. Wysiadanie z pędzącej w zawrotnym tempie windy, która zmierza do nieznanego Innego Świata nie wydawało się Kopciuszkowi zbyt dobrym pomysłem. Zresztą, zupełnie nie wiadomo było, co się znajduje poza nią. Mogło się okazać, że tak jak za ciemnym lasem było tam tylko NIC.

Na szczęście wrażliwej bohaterce jakoś udało się przetrwać tę szaleńczą podróż. Wkrótce winda gwałtownie się zatrzymała, a wszystkie baśniowe postaci poupadały na siebie i ciężarem swych ciała przygniotły biednego tukana, któremu z wysiłku aż oczy wyszły na wierzch. Zaraz potem rozległ się krótki dzwonek i drzwi windy się otworzyły. Jaś, który jak zwykle miał najwięcej szczęścia wylądował na samej górze bohaterów. Szybko więc skoczył na równe nogi i wydostał się z ciasnego pomieszczenia, w którym jakimś cudem wszyscy się pomieścili. Następny wygramolił Kapturek, który co prawda nie był takim farciarzem jak Seryjny Bohater, ale za to bardzo zaradnym stworzeniem. Tylko raz dał się oszukać i podejść i tego nie mógł sobie wybaczyć… Niestety wszyscy w Krainie Baśni doskonale znali tę historię. Zły wilk połknął babcię i jej wnuczkę (małą odzianą na czerwono dziewczynkę) i dopiero leśniczy zdołał „wydobyć na światło dzienne” zlokalizowane w wilczym brzuchu bohaterki. Kapturek bardzo pragnął, by wszyscy zapomnieli o tym niefortunnym wypadku i postrzegali go jako niedającą sobie w kaszę dmuchać dziewczynę. Dlatego na każdym kroku udowadniał swoją dzielność. Niestety, w świadomości znacznej większości baśniowych postaci wciąż pozostawał Tą-Którą-Zjadł-Wilk. Dlatego gdy tylko wypadł z windy poczuł, że w tym miejscu będzie mógł rozpocząć nowe życie, że w tym miejscu nikt go nie będzie oceniał.

Jakże się więc zdziwił, kiedy jak tylko wszyscy (poza biednym zgniecionym tukanem) wydostali się z windy dobiegły ich okrzyki:

– Ooo! Czerwony Kapturek! – odezwał się jeden głos.

– I Kopciuszek! – dodał drugi.

Zaraz po tym do ich uszu dobiegł trzeci głos, równie cienki co poprzedni:

– I Królewna Śnieżka!

Kapturek myślał, że śni i na zmianę to się szczypał, to przecierał oczy.

– Jak to możliwe?! Jak to możliwe?! – zastanawiał się gorączkowo. W głowie kłębiło mu się tyle myśli. – Przecież to NIE JEST Kraina Baśni. Dlaczego więc KTOKOLWIEK tu mnie kojarzy?! Czy to jest jakiś koszmar?!

Ale nie. To nie był sen. Zdecydowanie nie. A Roszpunka bardzo się z tego cieszyła. Wreszcie zobaczyła ŚWIAT. Jakże inny od Krainy Baśni! Tutaj wszystko działo się pod dachem, ten świat był jakby wielkim domem, w jakim przebywało tak wielu ludzi, którzy przechadzali się wąskimi, ale jak zauważył od razu Kopciuszek: NIEZWYKLE RÓWNYMI ścieżkami. Bardzo dużo było tu również dzieci, których widok wywołał na ustach Śnieżki Zdaje-Się-Że-Naturalny-Uśmiech. A w każdym razie dużo mniej „standardowy” niż zwykle.

Jedynym co się czarnowłosej królewnie nie spodobało było to, że jej imię nie zostało wymienione OD RAZU. Została wymieniona DOPIERO jako trzecia! Cóż, trzeba przyznać, że te kilka lat, kiedy mieszkała z macochą odcisnęło na niej swoje piętno…

Śnieżka również bardzo lubiła być w centrum zainteresowania. Nie za wszelką cenę i tylko na swoich WŁASNYCH warunkach. Jednak dbała bardzo o wizerunek i ważne było dla niej to, by być rozpoznawaną. Poza tym, mimo swojego wieku uważała się za znacznie piękniejszą od Kapturka (wszak lata temu zwierciadło rzekło macosze, że to właśnie ona: Właścicielka-Ust-Czerwonych-Jak-Krew jest najpiękniejsza na całym świecie).

Jednak chwilę później sytuacja uległa zmianie. Oto Posiadająca-Najbardziej-Lśniący-Dom-W-Całej-Krainie-Baśni wyciągnęła ręce w stronę dzieci, a one szybko popędziły w jej objęcia, krzycząc:

– Maaamo! Zrób nam zdjęcie z Królewną Śnieżką!

Nie da się ukryć, że miała podejście do dzieci. Wszak wychowała aż czworo swoich, a do tego doglądała bliźniaków Roszpunki. Mająca-Zawsze-Przy-Sobie-Ściereczkę bardzo bolała nad tym, że reszta jej przyjaciółek nie posiada potomstwa.

– Ten Kopciuszek na przykład! – myślała kilka dni wcześniej podczas zamiatania podłóg w pałacu. – No naprawdę! Co on sobie wyobraża! Tylko mu szklane pantofelki w głowie! I tylko je chce mieć. A że tak można mieć dzieci, to nawet nie pomyśli…

Gdy zaś przeszła do kolejnego etapu porządkowania, jakim w tym przypadku było szorowanie posadzek, zastanawiała się:

– A co ze Śpiącą Królewną? Czy ona w ogóle ma okazję, żeby zajść w ciążę? Nie wygląda na szczególnie temperamentną…

Kiedy natomiast przystępowała do polerowania uprzednio wyczyszczonych podłóg, wzdychając ubolewała nad tym, że niektóre kobiety to nie wiedzą zupełnie, jak się w życiu odnaleźć. Na przykład taki Czerwony Kapturek, który zamiast cieszyć się młodością, chodzić na randki i próbować sobą zainteresować jakiegoś przystojnego bohatera bajkowego najczęściej grał w karty albo wszczynał burdy w miejscowej karczmie.

A takie zachowanie przecież zupełnie nie przystoi młodej damie!

Chwilę potem, gdy polerowanie zostało ukończone, a podłoga była perfekcyjnie lśniąca, Śnieżka uświadomiła sobie, że w stosunku do Kapturka określenie „dama” jest zdecydowanie nieadekwatne. Ale mimo wszystko bardzo lubiła tę Wdziewającą-Wulgarną-Czerwień-Wariatkę. Mimo, że były jak ogień i woda (a może właśnie dlatego) – całkiem dobrze się dogadywały. Czego jedna z nich miała dosyć – to druga z nich uwielbiała. Nigdy nie musiały ze sobą rywalizować i nigdy nie wchodziły sobie w drogę.