Zawsze warto próbować - Annie Claydon - ebook + książka

Zawsze warto próbować ebook

Annie Claydon

5,0

Opis

Dla Laurie Sullivan, absolwentki medycyny i mistrzyni w wioślarstwie, granice istnieją po to, by je przekraczać. Kontuzja biodra, stawiająca pod znakiem zapytania jej karierę, sprawia, że Laurie trafia do prestiżowego ośrodka medycyny sportowej na leczenie. Doktor Ross Summerby widzi, że jego utytułowana pacjentka nie jest skłonna do współpracy, wprowadza więc terapię szokową. W obliczu groźby wydalenia z ośrodka Laurie zmienia nastawienie do rehabilitacji. Zmienia się także jej stosunek do Rossa. Ten charyzmatyczny lekarz, z którym długo toczyła boje, zaczyna ją pociągać. Nie ukrywa tego, ale Ross jest po rozwodzie i nie chce ryzykować kolejnego związku. Laurie jednak tak łatwo się nie zraża...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 174

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Annie Claydon

Zawsze warto próbować

Tłumaczenie: Monika Krasucka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Falling for the Brooding Doc

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Annie Claydon

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8876-7

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ross Summerby stał w oknie gabinetu i wpatrywał się w krajobraz. Lake District, kraina jezior, urzekała mnogością malowniczych scenerii, jednak ten pejzaż był wyjątkowy. Ross mógł bez końca patrzeć na jezioro rozlane aż do podnóża gór osnutych poranną mgłą. I tylko jeden niewielki punkt, niczym plama na nieskazitelnym obrazie, psuł mu humor. Zirytowany śledził postać w niewielkiej wiosłowej łódce, która szybko cięła gładką taflę wody.

Niecierpliwe pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Nim zdążył powiedzieć proszę, do gabinetu wpadła Sam.

- Widzisz ją?

- Widzę, widzę. Siadaj, Sam.

Posłuchała go, ale nastrój miała podły. Podobnie jak on. Z tą różnicą, że Sam mogła okazywać frustrację, a on nie. Jako szef Ośrodka Medycyny Sportowej w Lakeside musiał cierpliwie wysłuchać pracowników i nie tracąc spokoju znaleźć rozwiązanie problemów, z którymi przyszli.

- Powiedziałam jej wyraźnie: żadnego wiosłowania. Dałam zestaw ćwiczeń, które nie obciążają stawu biodrowego. Naprawdę tak ciężko to pojąć? Chryste, przecież ta kobieta skończyła medycynę!

- I tu jest pies pogrzebany. Nie ma gorszych pacjentów niż lekarze. Co innego fizjoterapeuci – dodał uszczypliwie.

- No jasne! – prychnęła. – Dobra, co byś zrobił w tej sytuacji? Jako lekarz. Co byś powiedział pacjentce, która nie chce współpracować?

- Sam, nie traktuj tego osobiście. Ona nikogo nie słucha, dlatego oddałem ją w twoje ręce. Jeśli twoje poczucie humoru nie przełamie jej oporu, chyba nic nie pomoże.

Mile połechtana pochlebstwem Sam dała się nieco udobruchać.

- To co ja mam z nią zrobić? Próbowałam po dobroci, okazywałam współczucie i zrozumienie…

- Z jakim skutkiem? – roześmiał się.

- Żadnym! Jak do niej mówiłam, stroiła miny i przewracała oczami. Wkurzyła mnie, więc ją potraktowałam trochę ostrzej. Jako lekarce nie musiałam jej tłumaczyć, w czym rzecz, więc tylko przypomniałam, że jak będzie obciążała staw i nie odbuduje tkanki mięśniowej, stan zapalny będzie jeszcze większy. I że rozwali biodro.

- I co powiedziała?

- Nic. Kiwnęła głową. Miałam nadzieję, że coś do niej dotarło, ale gdzie tam! Przychodzę dziś do pracy i co widzę? – Skinęła w stronę okna. – Ja nie wiem, może ta kobieta ma jakiś gen autodestrukcji?

- Też o tym myślałem. Dobrze, Sam, jakoś to załatwię.

- Ciekawe jak?

- Przestanę o nią walczyć.

- Co? – Zrobiła wielkie oczy. – Myślałam, że nigdy nie przestajemy walczyć o pacjenta. Podoba mi się takie podejście, dlatego tu pracuję. Chyba że zmieniasz politykę?

- No co ty, Sam?! Niczego nie zmieniam. Raz zrobię wyjątek. Może jeszcze nikt nie machnął na nią ręką? Pora dać jej lekcję życia. Co ty na to?

Uznał, że herbata dobrze im zrobi. Sam nie była jedyną osobą, którą irytowała krnąbrna pacjentka. Również jemu Laurie Sullivan zaczynała działać na nerwy. Miała szansę wyjść z kontuzji bez szwanku, a jednak robiła wszystko, by sobie zaszkodzić, niwecząc wysiłki ludzi, którzy stawali na rzęsach, by jej pomóc.

Idąc w stronę jeziora, tłumaczył sobie, że ludzie bywają różni. Nie wolno nikogo przekreślać tylko dlatego, że postępuje nieroztropnie. Fakt, doktor Sullivan była wyjątkowo uparta, ale jemu pod tym względem też niczego nie brakowało. Pani doktor zaraz się przekona, co znaczy być nieskorym do ustępstw.

Usiadł na ławce i z uznaniem przyglądał się wioślarce. Technikę miała dopracowaną do perfekcji, co w przypadku członkini kadry narodowej nie było niespodzianką. Musiał przyznać, że los był dla tej kobiety łaskawy. Za cokolwiek się wzięła, była skazana na sukces. Wyobrażał sobie, ile wysiłku wymaga łączenie kariery sportowej i trudnego stażu lekarskiego. Laurie jakimś cudem to się udało.

Dlaczego więc zachowuje się tak, jakby chciała to przekreślić? Odpowiedzi mogą być dwie. Albo jest skrajnie zarozumiała i arogancka, albo istnieje powód, o którym on jeszcze nie wie. Miał nadzieję, że rozwiąże tę zagadkę.

Buntowniczka widać uznała, że pokazała rogi i wystarczy. Zawróciła ku przystani, gdzie cumowały łódki, rowery wodne i kajaki dostępne dla pacjentów, którzy za zgodą lekarzy mogli korzystać z rekreacji na wodzie. Jej łódka nie należała do ośrodka. Była dłuższa, smuklejsza, profesjonalna.

Ciekawe, skąd ją wytrzasnęła? Z pobliskiej wypożyczalni sprzętu, której logo widniało na dziobie. Musiała wszystko zaplanować. Wypożyczalnia mieściła się po drugiej stronie jeziora, dobre dwadzieścia mil od ośrodka.

Zauważył, że wysiadając z łódki, przenosiła ciężar ciała na lewą stronę. Gdy wiosłowała, nie dało się dostrzec, że ma problemy z prawym biodrem. Nie był zaskoczony. Wiedział, że sportowcy obsesyjnie dążący do poprawienia wyników podczas treningów potrafią ignorować ból.

Dostrzegła go, ale okazała, że nic sobie nie robi z jego obecności. Niedbałym ruchem ściągnęła czapkę i spokojnie krzątała się przy łódce. Jej ruda czupryna odcinała się jaskrawą plamą od szarozielonej wody. W pewnej chwili spojrzała na niego i posłała mu bezczelny uśmiech. Zupełnie jakby chciała powiedzieć: „Hej, z czym masz problem? Może i złamałam zasady, ale nic wielkiego się nie stało”. W końcu ruszyła w jego stronę. Pilnowała się, by nie utykać.

Musiał przyznać, że jest bliska ideału. Pełna uroku, a przy tym zadziorna. Silna i sprawna, a przy tym dziwnie krucha. Dobra, koniec z tym. Wystarczy!

- Cudowny poranek!

- Rzeczywiście bardzo przyjemny. – Gestem wskazał, by usiadła. Zrobiła to z wdziękiem i taką precyzją ruchu, że nawet jeśli coś ją bolało, nie okazała tego.

- Pan do mnie? – Zmarszczyła nos.

- Owszem. Wypisuję panią do domu.

Zareagowała tak jak oczekiwał. Spontanicznie, szczerze. Mina jej zrzedła, w oczach pojawiła się panika.

- Nie ma pan prawa tego zrobić. Mam skierowanie na siedem tygodni, a jestem tu ledwie tydzień.

- Owszem. Obawiam się jednak, że zrobiliśmy już wszystko, więc pani pobyt w ośrodku mija się z celem.

- Lekarz, który mnie konsultował, zaznaczył, że moja rehabilitacja powinna trwać siedem tygodni – rzuciła po namyśle. – Za tyle zapłaciłam…

Lekarz, który ją tu skierował, uprzedził Rossa, że nie da jej kwalifikacji do kadry narodowej na ten rok. Upór, z jakim odrzucała sugestie dotyczące leczenia kontuzji, zraził do niej wiele osób. „Jeśli nie weźmie się poważnie za leczenie, wyleci z drużyny na dobre”, dodał lekarz.

- Zwrócimy pani koszty – zapewnił ją Ross.

Widział, jak walczy, by zachować zimną krew.

- Jeszcze nie… to znaczy, moje biodro jeszcze… nie jest w pełni sprawne.

Rzeczywiście jej stan się nie poprawił. Zespół, który znakomicie radził sobie z najtrudniejszymi przypadkami, w konfrontacji z jej uporem okazał się bezradny.

- Użyłem niewłaściwego słowa – przyznał. – Ja pani nie wypisuję, tylko panią wyrzucam.

Czuła się zawstydzona. Fakt, że pan doktor jest przystojny, tylko pogłębiał jej zakłopotanie. Zachwyciły ją jego ciemne włosy, oczy w kolorze gorzkiej czekolady i wysportowane ciało. Lubiła takich mężczyzn. Tym gorzej dla niej, bo sytuacja była nie do pozazdroszczenia.

Rehabilitacja w tym ośrodku była dla niej ostatnią deską ratunku, jedyną szansą na uratowanie kariery. Głupio zrobiła, lekceważąc dobre rady, przez co sprawy przybrały fatalny obrót. Problem w tym, że nie lubiła słuchać autorytetów…

Lata treningów pod czujnym i krytycznym okiem ojca zrobiły swoje. Pokornie znosiła zniewagi, których jej nie szczędził. Gdy nazywał ją chodzącą porażką, nie płakała. Nie chciała dać mu satysfakcji. Jej życiową dewizą było: nie daj się zatrzymać, bądź sobą i rób swoje. I nagle ktoś stawia jej ultimatum. Jeśli Ross ją wyrzuci, pożegna się z marzeniami o powrocie do kadry narodowej.

Co jej strzeliło do głowy, by wbrew zakazowi rehabilitantki brać się za wiosłowanie? Nawet nie pamiętała, jak i kiedy wpadła na ten idiotyczny pomysł.

- Nie może pan mnie wyrzucić! – Ogarnięta paniką ledwie nad sobą panowała.

- Owszem, mogę – odparł. – Wie pani, w tym wszystkim jest pewien szkopuł. Otóż lista pacjentów oczekujących na miejsce jest naprawdę długa. Ci ludzie są zdeterminowani, aby odzyskać zdrowie. Załóżmy, że zgadzam się, żeby pani została i przez następne tygodnie udajemy, że panią leczymy, a pani wykorzystuje ten czas najlepiej, jak się da. Z drugiej strony, mogę oddać pani miejsce komuś, komu zależy, żebyśmy mu pomogli. Co by pani zrobiła na moim miejscu?

To był chwyt poniżej pasa. Laurie spuściła głowę i wbiła wzrok w czubki butów, tak samo jak wtedy, gdy chciała ukryć przed ojcem, co naprawdę czuje.

- Przepraszam. To się nie powtórzy. Będę się stosowała do zaleceń Sam…

- Być może. Przez jakiś czas. Góra przez tydzień.

Gdyby poszli o zakład, pewnie by wygrał. Podniosła wzrok. Dziwne, ale wyglądał na smutnego. Patrzył na nią ze współczuciem. Z dobrocią. Jakby ta rozmowa była dla niego równie przykra co dla niej. Dostrzegła w tym swoją szansę.

- Okej. Pewnie ma pan rację. Czy jest coś… co mogę zrobić, żeby skłonić pana do zmiany decyzji? Jeśli mnie pan wyrzuci, będzie to znaczyło przekreślenie mojej szansy na powrót do kadry narodowej. – Postawiła na szczerość. I chyba dobrze zrobiła, bo jej rozmówca się uśmiechnął.

- Jest taka jedna rzecz. Ale nie będzie pani zachwycona.

- Nie szkodzi. Jakoś to przeżyję.

- W domu mamy mieszkanie, w którym zatrzymują się wizytujący nas specjaliści. – Wskazał budynek nieco oddalony od nowoczesnej zabudowy głównej części ośrodka. – Może pani tam zamieszkać i korzystać ze wszystkiego, czym dysponujemy, łącznie z siłownią i basenem. Zgadzam się też, żeby umawiała się pani na rehabilitację z Sam, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie pani marnowała jej cennego czasu. Oczekuję jednak czegoś w zamian – dodał.

Oho, chyba niepotrzebnie się uśmiechnęła.

- Jak uczy doświadczenie, nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch…

- To prawda, nic za darmo. Dlatego chcę, żeby pani dla nas pracowała. Powiedzmy cztery popołudnia w tygodniu. Może pani wybrać sobie zajęcie. W piwnicy mamy stosy dokumentów, które trzeba skatalogować. Druga opcja to praca w zawodzie, czyli jako lekarka. Miałaby pani okazję wykorzystać swoją wiedzę z pożytkiem dla pacjentów.

Serio? Czy on aby tego z góry nie zaplanował? Pomysł wydał jej się kuriozalny.

- Czy ja pana dobrze rozumiem? Nic pan o mnie nie wie, a mimo to chce pan, żebym zajmowała się pacjentami?

Jego oczy złagodniały. Te oczy to była jego potężna broń. Gdy w nie patrzyła, serce biło jej szybciej, a instynkt podpowiadał, że może mu zaufać.

- Słyszałem od Sam, że pomagała pani pacjentom podczas ćwiczeń i sobie to chwalili. W naszym ośrodku każdy ma jakieś zajęcie. Skoro już się pani nie rehabilituje, jedyną opcją jest praca.

Cisza, która zapadła, pozwoliła jego słowom wybrzmieć. Sumienie trochę go gryzło, że ukrył przed nią prawdziwe motywy, ale nie miał nic do stracenia.

- A pan będzie miał mnie na oku.

- Nie powiem, że o tym nie myślałem. A swoją drogą, dzwoniłem do pani szefowej i poprosiłem o referencje.

- Słucham?! Zadzwonił pan do mojej pracy?! Wielkie dzięki! Wyświadczył mi pan niedźwiedzią przysługę. Jak nic pomyślą, że chcę odejść. Proszę mi wierzyć, w służbie zdrowia nie jest łatwo o pracę, która pozwoli łączyć praktykę lekarską z wyczynowym uprawianiem sportu!

- Wyobrażam sobie. Dlatego zaznaczyłem, że praca u nas będzie miała charakter czasowy, jako część terapii. Po jej zakończeniu wróci pani do dawnych zajęć. Adele nie ma nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie, ucieszyła się, że zdobędzie pani nowe umiejętności.

- Adele? Pan zna moją szefową?

- Znam wiele osób. Zespół ośrodka położonego na takim odludziu musi się mocno starać. Trzeba dać się poznać w środowisku od jak najlepszej strony. I być najlepszym.

- Poważnie? Jest pan pewny, że nie ma lepszych od was? – Doskonale wiedziała, że ośrodek w Lakeside uchodzi za numer jeden wśród tego typu placówek, ale nie mogła sobie darować drobnej uszczypliwości.

- Jestem pewny. A pani doskonale rozumie, jaką cenę trzeba zapłacić, żeby wejść na szczyt.

Oparł się wygodnie i zamyślony obserwował jezioro. Jego sympatyczny uśmiech mógł łatwo zmylić. Już wiedziała, że pod płaszczykiem uprzejmości kryje się charakter ze stali. Mogło jej się wydawać, że dostanie od niego to, czego chce, ale w gruncie rzeczy to on osiągnął swoje cele.

- No dobrze. Porządkowanie dokumentacji mnie nie kręci, ale chętnie dołączę do zespołu medycznego. Mam sporą wiedzę na temat kontuzji, więc może na coś się przydam. Będę dostawała wynagrodzenie?

- Oczywiście! Uprzedzam, że będę nadzorował pani pracę. W tym ośrodku dobro pacjentów jest stawiane na pierwszym miejscu. Zawsze.

Pokazał jej miejsce w szeregu. Cóż, przeżyje to. Zawsze chciała pomagać ludziom i funkcjonować na własnych zasadach. Właśnie o to ciągle kłóciła się z ojcem. Gdyby tylko potrafiła zignorować uważne spojrzenie swojego nowego szefa, mogłaby uznać sprawę za załatwioną.

- Myśli pan, że zgodziłabym się tu pracować, gdyby pacjenci nie byli dla mnie najważniejsi?

- Nie zaproponowałbym pani pracy, gdyby myślała pani inaczej. – Uśmiechnął się z miną niewiniątka. – Umowa stoi?

- A mam wybór? Ale tak, umowa stoi. Przyjmuję pana wspaniałomyślną ofertę.

- Zawsze istnieje wybór – zauważył. – Wie pani, co mnie najbardziej ciekawi? Dlaczego przepłynęła pani właśnie pod oknami mojego gabinetu.

Mogła się spodziewać, że pojawi się jakiś haczyk.

- Nie mam pojęcia, dlaczego wybrałam akurat tę trasę.

- Interesujące. Może o tym porozmawiamy…

Uznała, że na dziś wystarczy. Drażnił ją uśmiech tego mężczyzny, irytująco domyślny i jednocześnie zniewalająco słodki. Wstała, lekceważąc opór chorego biodra.

- Niech pan rozmawia, skoro taka wola. Ja mówię pas – rzuciła na odchodnym.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY