Piękne lato w Sydney - Annie Claydon - ebook

Piękne lato w Sydney ebook

Annie Claydon

2,5

Opis

Allie nie potrafiła uporać się z traumą, jaką zakończył się jej związek, toteż propozycję wyjazdu do Australii potraktowała jak wybawienie. W szpitalu w Sydney miała zastąpić kolegę, Zaca Forbesa. Na lotnisku ledwie go poznała – zamiast nieśmiałego Zaca powitał ją opalony i emanujący radością życia facet. Ta radość była zaraźliwa; Allie uznała, że jej pragnienie nowego startu może się spełnić. Ocean, plaża, nowe przyjaźnie w miejscu pracy. No i Zac, który w wolnych chwilach uczył ją sportów wodnych, zwiedzał z nią okolice. Coś między nimi zaiskrzyło. Allie powoli nabierała przekonania, że teraz wszystko znowu jest możliwe. Nawet romans...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (2 oceny)
0
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Annie Claydon

Piękne lato w Sydney

Tłumaczenie:

Elżbieta Chlebowska

Rozdział pierwszy

Mordercza dwudziestoczterogodzinna podróż. Nad spalonym słońcem interiorem Australii doktor Allie Maitland-Hill zdała sobie sprawę, że uciekła z Londynu na drugi koniec świata i dalej już się nie da.

To wzmogło jej determinację.

Kiedy szepty za plecami zamieniły się w otwarte plotki, a potem pojawiło się oficjalne i bardzo oględne oświadczenie szpitala, wyjechała na weekend do Hampshire. Dwa dni spędzone na włóczeniu się po okolicy z ciotką Sal zawsze poprawiały jej humor, ale tym razem nawet to nie pomogło.

W poniedziałek rano szpital wydał kolejne oświadczenie, tym razem ze szczegółami, które pozwalały identyfikować sprawców i ofiary. W internecie pojawiły się zdjęcia i nagrania – na myśl o filmach Allie zrobiło się słabo – i sprawa przestała istnieć w sferze domysłów.

Ujawniono prowodyrów grupy i od razu ich zawieszono. Nie podano wszystkich nazwisk, ale biurko Jamesa było puste, a Allie nie potrzebowała innych wskazówek.

Kolejny weekend spędziła jeszcze dalej. Może podziała na nią magia Yorkshire? Nic z tego. Tkwiła przez dwa dni w pokoju hotelowym, gapiąc się przez okno na wspaniałe widoki i próbując znaleźć inne wytłumaczenia oprócz oczywistych. Na próżno.

James był uprzejmy, miły i trochę nieśmiały, ale wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że jest nią zainteresowany. Przez trzy miesiące ją adorował, najpierw spojrzeniami znad biurka, później podczas randek w kawiarni, wreszcie zaprosił ją na kolację do lokalu.

Allie zignorowała delikatne sugestie przyjaciółki, że James nie jest takim aniołem, za jakiego pragnie uchodzić. Wszyscy go lubili, a zresztą nigdy nie próbował zaciągnąć jej do łóżka. Kiedy wreszcie spędzili razem noc, kochankiem był idealnym. Zrzucił kołdrę z łóżka i zapalił światło w pokoju, bo chciał ją lepiej widzieć. Kochali się do białego rana.

Następnego dnia zadzwonił i sprawiał wrażenie szczerze zmartwionego. Powiedział, że spędzili razem cudowny czas, ale ma teraz wiele na głowie i nie powinien szukać stałego związku. Mówił niejasno i w zasadzie głównie o sobie, a zawstydzona Allie nie odważyła się zadać pytań, które zrodziły się w jej głowie. James zapewnił, że zawsze będzie mile wspominał ich wspólne chwile i się rozłączył.

Kiedyś siedziała samotnie w pokoju hotelowym i przyszło jej na myśl, że James może mieć z ich nocy inne pamiątki niż tylko wspomnienia. Nagrania? Zdjęcia? Podejrzenie paliło ją żywym ogniem, więc po powrocie do Londynu zadzwoniła na poufną infolinię dla osób, które obawiają się, że ktoś zrobił im intymne fotografie i mogły one zostać upublicznione bez ich wiedzy i zgody.

Od tego czasu minęło osiemnaście miesięcy. Allie odważnie zmierzyła się z prawdą o kochanku i poradziła sobie z konsekwencjami, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wreszcie zdecydowała, że potrzebuje zmiany. Tęskniła za anonimowością, której nie miała w szpitalu, gdzie wszyscy wiedzieli, co jej się przytrafiło, a niektórzy nawet widzieli w internecie jej nagie zdjęcia.

Poszła do przełożonego, by złożyć wypowiedzenie, ale on zaproponował inne rozwiązanie.

Doktor Zac Forbes spędził ostatnie dwa lata na wymianie w szpitalu w Sydney, a teraz wracał do Londynu. Brakowało osoby, która mogłaby go zastąpić w Australii. Aplikacja Allie zostanie rozpatrzona błyskawicznie i z pewnością pozytywnie. Mogłaby zatrzymać swoje miejsce w londyńskiej klinice i w przyszłości wrócić do niej bez utraty stażu pracy.

Australia, to zabrzmiało jak prawdziwy nowy początek. Trudno uciec dalej, chyba że na Księżyc. Przed Allie wreszcie otwierały się nowe możliwości, podczas gdy w Londynie myślała jedynie o tym, aby przetrwać dzień, a potem kolejną noc.

Oszołomiona i zmęczona lotem, podążała za tłumem pasażerów przechodzących przez odprawę celną. Niektórzy cieszyli się na spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi. Allie obserwowała ich, gdy wpadali w ramiona krewnych oczekujących w hali przylotów. Jeśli ogrzeje się w ich cieple, może przestanie dygotać ze zdenerwowania.

Zac obiecał, że będzie na nią czekał na lotnisku. Próbowała sobie przypomnieć, jak on właściwie wygląda. Jasnobrązowe włosy. A oczy? Jakie on właściwie ma oczy? Nie pamiętała. Wydawał jej się osobą, która zawsze wtapia się w otoczenie, trudno będzie go poznać. Być może ma z sobą tabliczkę z jej nazwiskiem. To ułatwiłoby identyfikację w morzu obcych twarzy, które ją otaczało.

Usiadła na brzegu rzędu rozkładanych siedzeń, ściskając kurczowo rączkę walizki. Rozglądała się, ale nie dostrzegła Zaca. Może zatrzymano go w szpitalu?

Powieki jej opadały, najchętniej ucięłaby sobie drzemkę. Wtedy zobaczyła tekturkę opartą o kasę wózka z kawą. Doktor Alexandra Maitland-Hill. Mężczyzna, który właśnie płacił, podniósł jednorazowy kubek z napojem i kartkę z jej imieniem i nazwiskiem. Odwrócił się. Zac?

Nie było w nim niczego anonimowego. Odważnie patrzył na ludzi, ramiona miał bardziej barczyste, niż pamiętała. Był opalony, włosy mu pojaśniały. Miał na sobie ciemnoniebieski T-shirt z kolorowym nadrukiem. Tylko spojrzenie przypomniało jej tamtego nieśmiałego łagodnego mężczyznę, który starał się nie wyróżniać z otoczenia.

Australia dobrze mu zrobiła. Odruchowo podniosła rękę i pomachała, a Zac odpowiedział jej uśmiechem. Czy to naprawdę on? A może zmęczony mózg płata jej figle?

Niebieskie. Zac Forbes ma ciemnoniebieskie oczy. No i jest zabójczo przystojny.

Wiele o tym myślał. Gdy w szpitalu rozeszły się wieści o londyńskiej aferze, policja się z nim skontaktowała, aby zapytać, czy wiadomo mu o molestowaniu kobiet w jego poprzednim miejscu pracy. Chciał być pomocny, ale naprawdę nie miał na ten temat wiedzy. Z oddali obserwował rozwój wypadków. Podziwiał odwagę Allie, która złożyła zeznania i zachęciła inne kobiety do oskarżenia mężczyzn, którzy je wykorzystywali. Podejrzewał, że wiele ją to kosztowało.

Teraz dostrzegał skutki minionych miesięcy na jej twarzy. Rozglądała się, zdezorientowana po długim locie. Jednak było w niej coś jeszcze. Podejrzliwość, z jaką obserwowała obcych. Czujność, której zapewne sama nie była świadoma. Z trudem rozpoznał w niej tę towarzyską żywiołową dziewczynę, którą pamiętał sprzed dwóch lat.

Przywiodły ją tu odwaga i pragnienie nowego startu, a on postanowił, że zrobi wszystko, aby jej to ułatwić. Zapewni jej bezpieczeństwo w nowym miejscu pracy i podczas pięciu tygodni przeznaczonych na przekazanie obowiązków upewni się, że jego dawna koleżanka zostanie serdecznie przyjęta.

– Jak ci minął lot? – Usiadł, zostawiając miejsce między nimi wolne. Najłatwiejsze będą banalne tematy.

– Dobrze – zapewniła, ale była to zdawkowa odpowiedź. – Przydałoby się trochę świeżego powietrza.

– Wypijesz kawę, zanim ruszymy? Możemy wyjść z nią na dwór.

Zawahała się, jakby spodziewała się zagrożenia. Każdy napój można czymś doprawić. Serce mu się krajało, że jest do tego stopnia nieufna.

I wtedy nagły uśmiech rozjaśnił jej twarz.

– Dziękuję. To miłe, że proponujesz. Śpieszysz się?

– Mam dyżur po południu, więc czasu jest mnóstwo. – Podniósł się. – Pozwól, wezmę walizkę.

Allie czuła się niepewnie w nieznanym otoczeniu, ale chciała odwzajemnić jego przyjazne gesty.

Z niemal niezauważalnym oporem popchnęła walizkę w jego stronę. Zac przymocował na wierzchu mniejszy podręczny bagaż. Allie podeszła do stoiska z kawą.

Ze zmarszczonymi brwiami studiowała menu.

– Flat white to coś pomiędzy cappuccino a latte – wyjaśnił. – Czarna kawa zalana lekko spienionym mlekiem.

– Super. – Sięgnęła do torebki, ale Zac był szybszy i podał jej dziesięciodolarowy banknot. Dwa lata temu on też próbował się rozeznać w nieznanej australijskiej walucie.

– Dziękuję. – Przyjrzała się banknotowi i obdarzyła go uśmiechem.

Ona ma takie piękne brązowe oczy, które pobłyskują złotem, kiedy zwraca twarz do światła. Jej uśmiech zawsze go dobrze nastrajał w Londynie, gdy jeszcze nie miał odwagi, aby porozmawiać z nią o czymkolwiek poza pracą.

Powinien się powstrzymać przed myślami, które prowadzą go na manowce. Po tym, co ta kobieta przeszła, nie będzie się chciała do nikogo zbliżyć, a zresztą jego zadaniem jest zapewnienie jej bezpiecznego startu w nowym miejscu. Gdyby mógł, chętnie by wymazał z jej wspomnień wszystkie złe doświadczenia minionych miesięcy.

Po wielu godzinach w klimatyzowanym samolocie zapach świeżego powietrza podziałał na Allie ożywczo. Rozkoszowała się słońcem na twarzy i smakiem kawy.

Zac siedział obok w milczeniu. Wszystko wydawało jej się bardziej kolorowe i intensywniejsze.

– Chyba mi się tu spodoba – przyznała. Skoro zaczyna od początku, ma chyba prawo do odrobiny optymizmu.

– Przeprowadzka na drugi koniec świata powoduje, że patrzymy na wszystko z innej perspektywy.

Czy Zac wie, co jej się przydarzyło? Zapewne nadal ma przyjaciół w Londynie, choć prowadzi samotniczy styl życia. Allie postanowiła nie zastanawiać się nad tym. W końcu chodzi o nowy start. Pora przestać się zastanawiać, kto i co widział w internecie.

– Mówisz z doświadczenia? – zagadnęła, pijąc kawę.

– Zgadłaś. Będziesz miała trochę mniej pracy, więcej czasu na wypoczynek. Choć nadal mnóstwo roboty i wiele nauki.

Właśnie na to liczyła. Na coś, co zajmie jej umysł i zmęczy ją na tyle, że wieczorem zaśnie bez tabletki. Zainteresowała się metamorfozą Zaca. Wydawał jej się zrelaksowany i pogodzony ze światem.

– Co robisz w wolnym czasie?

– Nauczyłem się surfować – odparł ze śmiechem.

– Surfing? Stałeś się prawdziwym Australijczykiem.

– Nie, wciąż jestem Anglikiem. Zapytaj ludzi w szpitalu. – Wzruszył ramionami. – Słyszałem, że Kornwalia jest świetnym miejscem dla surferów.

– Po powrocie będziesz tam jeździł na weekendy?

– Kto wie, może spróbuję. – Wrzucił pusty kubek do kosza na śmieci. – Jedziemy?

– Chętnie bym się zdrzemnęła na parę godzin – przyznała i ziewnęła. – Może uda mi się przetrwać popołudnie i zasnę dopiero wieczorem.

Zac ułożył jej walizki w bagażniku dość zniszczonego SUV-a, który bardzo pasował do mężczyzny spędzającego tyle czasu na plaży. Otworzył przed nią drzwi i starannie strzepnął drobinki piasku z siedzenia pasażera.

Teraz bardziej przypominał nieśmiałego człowieka, którego się tu spodziewała zastać. W miejscu tak podobnym do domu, a jednak tak odmiennym, mogła się spodziewać jeszcze wielu niespodzianek.

Przez pół godziny jechali – najpierw szerokimi autostradami, potem przez dzielnice mieszkalne z domami otoczonymi bujną zielenią. W końcu Zac skręcił w drogę wiodąca wzdłuż oceanu.

– Mieszkasz tutaj?

– Cronulla jest po tej samej stronie Sydney co szpital. Tylko pół godziny samochodem, a godzinę pociągiem od centrum miasta, jeśli ma się ochotę wyjść wieczorem.

Dwa lata temu Allie z radością zaplanowałaby wypad do klubu. Teraz już nie pamiętała, kiedy ostatnio wyszła ze znajomymi na kolację czy tańce. Bliskość szpitala była jednak atutem nie do pogardzenia.

– No i Cronulla leży nad morzem – powiedziała z aprobatą.

– A niedaleko jest Royal National Park, gdybyś miała ochotę pospacerować lub wybrać się na przejażdżkę rowerową.

Ostatnio nie w głowie jej były spacery i przejażdżki. Nie była też na plaży, choć głęboki błękit nieba zlewający się w jedno z wodą wydał jej się zachęcający.

– Mieszkasz nad sklepem dla surferów? – spytała rozczarowanym tonem, gdy Zac zaparkował na zadaszonym miejscu przy jaskrawo pomalowanej witrynie. O tym nie wspomniał w mejlach, które wymienili.

– Zaprzyjaźniłem się z właścicielami. Sami korzystali z tego mieszkania, ale powiększyła im się rodzina i potrzebują więcej miejsca. Poczekaj, aż zobaczysz. – Wyjął jej walizki z bagażnika i poprowadził ją z boku budynku, gdzie znajdowały się schody na piętro. Wyciągnął klucze z kieszeni i otworzył przed nią drzwi.

Opuszczone zasłony chroniły oczy przed jaskrawym porannym słońcem. Miejsce było chłodne i przestronne. Drewniane podłogi i neutralne kolory sprawiały, że połączona kuchnia i salon wydawały się bardzo duże jak na brytyjskie standardy. Wszystko było schludne i lśniące, Allie nie widziała też żadnych osobistych rzeczy.

– Spakowałem się i przeniosłem swoje manele do zapasowej sypialni – wyjaśnił Zac.

– Nie musiałeś… – Ale nagle się ucieszyła, że to zrobił. Przyjęcie propozycji zamieszkania u niego, gdy będzie szukała własnego lokum, wydawało się rozsądnym posunięciem, choć i tak nie zamierzała odkładać poszukiwań na później.

Po namyśle jednak perspektywa zatrzymania się nad sklepem zaczęła wyglądać całkiem przyjemnie.

– Jak tu cicho.

– Myślałaś, że sklep przyciąga plażowiczów żłopiących piwo? Mark i Naomi sprzedają sprzęt surfingowy z najwyższej półki, więc trafia tu wybrana klientela. A oni nie urządzają hałaśliwych przyjęć, mają przecież małe dzieci.

– Całe szczęście. Bardzo tu miło.

– Jeszcze nie widziałaś najlepszego. – Uśmiechnął się i zdecydowanym gestem rozsunął zasłony.

Wstrzymała oddech. Rozsuwane przeszklone drzwi prowadziły na duży zadaszony balkon. Stały na nim krzesła i niewielki stół, a przed nią rozciągał się widok na ocean i długą linię brzegową z zakrzywionym, porośniętym drzewami półwyspem z jednej strony.

Neutralne barwy pokoju nabrały sensu, bo kto potrzebuje koloru i dekoracji w środku, gdy ma za oknem taki bajeczny widok?

– Jak pięknie!

– Jeszcze lepszą panoramę mamy z górnego balkonu. I każdego dnia się zmienia.

– Puk, puk? – zawołał kobiecy głos za drzwiami.

– Część, Naomi. Wejdź.

Była to opalona blondynka mniej więcej w wieku Allie. Miała na piersi chustę, w której spało niemowlę. Czteroletnia dziewczynka trzymała się spódnicy mamy, w rączce miała bukiet kwiatów.

– Wpadłyśmy się przywitać. – Naomi uśmiechnęła się, a jej córeczka podbiegła do Zaca.

– Jak się masz, Izzy. – Przykucnął przed nią, a mała wcisnęła mu kwiaty do ręki. – Piękny bukiet, ale myślę, że nie jest dla mnie.

– Ty możesz sobie sam nazrywać. Izzy, daj kwiaty Allie – poinstruowała córeczkę Naomi. Dziewczynka odebrała kwiaty Zacowi i pomaszerowała do Allie.

– Witamy w Australii – powiedziała.

– Piękne. – Allie pochyliła się, nie zważając na ból w krzyżu. – Sama zrywałaś?

– Nazywają się waratah – powiedziała Izzy poważnie, wskazując na ciemnoróżowe płatki.

– Naprawdę piękne. Bardzo ci dziękuję.

– Waratah jest kwietnym symbolem Nowej Południowej Walii – wyjaśniła Naomi. – Nie zostaniemy, bo na pewno chcesz odpocząć po podróży. Wpadłam tylko powiedzieć, że jeśli czegokolwiek będziesz potrzebowała, Mark i ja całymi dniami jesteśmy na dole. Mieszkamy w domu na wzgórzu, po sąsiedzku. Mam nadzieję, że wpadniesz do nas na kawę.

– Dom Marka i Naomi to ten budynek obrośnięty krzewami waratah – wyjaśnił Zac.

– I jeszcze jedno, zanim zapomnę. Umowa Zaca wygasa za sześć tygodni, ale możesz zostać, jak długo chcesz. Jeśli ci się spodoba, chętnie wynajmiemy ci mieszkanie. A gdybyś sobie upatrzyła inne miejsce, możemy się umówić, że nas uprzedzisz o wyprowadzce tydzień wcześniej.

– To miłe z twojej strony. – Allie poczuła się pewniej. Czy Zac miał coś wspólnego z ofertą gospodyni?

– Cieszymy się, że możemy cię gościć – zapewniła Naomi i wzięła córkę za rękę. – Zac, czy nie zechciałbyś pomóc Markowi w warsztacie? Allie potrzebuje czasu dla siebie, żeby się tu zadomowić.

– Obiecałem, że wpadnę do szpitala na kilka godzin. Chętnie do niego zajrzę po powrocie.

– Z pewnością Mark tak szybko nie skończy. Ma mnóstwo pracy. – Naomi obdarzyła ich uśmiechem i wyszła z pokoju.

Allie poczuła zmęczenie. Zac włożył kwiaty do wody i zaniósł jej walizki na górę, do sypialni. Tam też był duży balkon i piękny widok na ocean.

Zdjął z breloczka klucz do drzwi wejściowych.

– Będzie ci potrzebny, kiedy wrócisz ze szpitala. Po południu znajdziesz mnie u Marka. Kolacja o szóstej?

– W porządku. Muszę się zdrzemnąć przez godzinkę, dwie.

– Miłego wypoczynku.

Zszedł po schodach. Allie usłyszała, jak zamykają się za nim drzwi. Odetchnęła z ulgą. Wreszcie sama. W pustym pokoju z pustymi szafami ściennymi i świeżą pościelą na łóżku. Zacisnęła klucz w dłoni. Już nie musi niczego udawać.

Czy on wie? Czy dlatego zostawił ją w spokoju, aby poczuła się bezpiecznie? W szpitalu w Londynie wciąż towarzyszyło jej poczucie upokorzenia. Próbowała zgadnąć, co ludzie widzieli i co mówią za jej plecami. Teraz była zbyt zmęczona na myślenie.

Zajrzała do łazienki, popatrzyła na prysznic, ale sen wydał jej się ważniejszy. Zasunęła zasłony, aby nie przeszkadzało jej światło słoneczne. Usiadła na łóżku i rozejrzała się. Pod klamką drzwi znajdował się nowy zamek zasuwkowy. Powinna się rozebrać i położyć jak każdy normalny człowiek. A jednak podeszła do drzwi, upewniła się, że zamek przekręca się łatwo i trzyma mocno, po czym go zamknęła.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: One Summer in Sydney

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2023

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2023 by Annie Claydon

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-542-9

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek