Zapomnij, że umarłaś - Klaudia Zacharska - ebook
NOWOŚĆ

Zapomnij, że umarłaś ebook

Zacharska Klaudia

0,0

21 osób interesuje się tą książką

Opis

Zapomnij, że żyłaś. Życie i śmierć to tylko dwa odmienne stany świadomości...

 

 

 

Kaja wraz z córką sprowadziły się niedawno do pewnego miasteczka, gdzie życie jest idealne, a czas zdaje się płynąć wolniej. Sielanka ma jednak rysy – Kaja nie może otrząsnąć się z wrażenia, że utraciła coś istotnego. Skoro jednak towarzyszy jej jedyna córka, czego może jej brakować?

 

Lena nie potrafi pogodzić się z ciszą. Minęły tygodnie, odkąd zgłosiła na policję zaginięcie matki i młodszej siostry. Śledztwo nie przynosi odpowiedzi, a determinacja dziewczyny rośnie. Do tego stopnia, że w końcu sam rusza na poszukiwania rodziny. Wyprawa doprowadzi ją do miejsca, gdzie życie i śmierć zmieniają swoje oblicza.

 

Nasycona niepokojem i poczuciem straty opowieść z gatunku realizmu magicznego – o poszukiwaniach, rozkwitających uczuciach i więziach, których nawet śmierć nie zerwie.   A także o rodzicielskiej trosce, która przekracza granice tego, co uznajemy za właściwe.

 

 

 

Kiedy po przeczytaniu jakiejś książki Twoje zwykłe, codzienne czynności zaczynają Ci się z nią kojarzyć, to znaczy, że była to naprawdę dobra historia. I taka właśnie jest najnowsza powieść Klaudii.  Zostaje  w pamięci i ryje…

 

Krzysztof Kramer (Instax),  fotograf, videorecenzent, instagramer   

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 470

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Uncelkowi – za każde słowo wsparcia, cierpliwość i pogaduchy

Rozdział 1

I

Są miejsca, w których rodzą się nadzieje i marzenia. Są miejsca, które marzenia zabijają. I są też miejsca, które zabijają po prostu.

Nie wiesz, do którego z nich zaprowadzi cię droga…

***

– Gdzie my w ogóle jesteśmy?

Kaja uniosła brwi, nie odrywając spojrzenia od wijącej się przed nimi szosy, nieskażonej liniami wyznaczającymi pasy, znakami drogowymi czy krawężnikami. Asfalt zdawał się wtapiać w leśną ściółkę, a prowadząca samochód kobieta od jakiegoś czasu trzymała się środka jezdni, nie zawracając sobie głowy zjeżdżaniem na prawo. Wyjąwszy ich własne auto, ruch był tu i tak zerowy.

– Nazwij mnie szaloną, jeśli chcesz – mruknęła, zerkając na córkę – ale wygląda mi to na las.

Monika się uśmiechnęła. Wciąż wodziła spojrzeniem od ściany drzew po swojej prawej stronie do niemal identycznej po lewej, i z powrotem. Pnie były tu stare i grube, gęste korony zamykały się nad pomarańczowym Citroenem Cactusem, tłumiąc światło i barwiąc je na zielono. Po obu stronach szosy przestrzeń między drzewami porastały gęste zarośla: leszczyny przetykane wieloma innymi gatunkami, których nazw Kaja nie pamiętała. Rozpoznała skupiska niskich krzaczków poziomek, ale nic ponadto – całą swoją wiedzę na temat roślinności pozostawiła w liceum dawno, dawno temu.

Zerknęła na Monikę i dostrzegła, że jej córka ponownie wpatrzyła się w telefon. Opuszkiem palca wybijała nieregularny rytm na ekranie i wyglądała na zirytowaną.

– Kiepski zasięg? – zapytała Kaja, na co Monika zmarszczyła nos i pokiwała głową z niezadowoloną miną.

– Zerowy. Nie rozumiem, dlaczego wybrałaś tę drogę – burknęła, wracając do sprzeczki, którą odbyły po opuszczeniu stacji benzynowej. – Według Google tamtą byłybyśmy dużo szybciej.

– Wiesz, że lubię takie trasy.

Monika westchnęła, nie unosząc spojrzenia znad ekranu. Przez jakiś czas panowało milczenie, a potem Kaja znowu się odezwała:

– Jesteś już głodna?

Dziewczyna uniosła wzrok w zadumie i minęła niemal minuta, nim zdecydowała się odpowiedzieć.

– Chyba tak – przyznała. – Ale nie wygląda, żeby w tym borze dało się kupić coś do jedzenia.

– Na pewno niedługo coś się trafi. Wtedy się zatrzymamy.

– Nie mogę się doczekać, aż spróbuję frykasów serwowanych w tym zielonym gaju – mruknęła nastolatka.

– Zawsze możesz poszukać grzybów, jeśli nie ufasz lokalnej kuchni.

– Ale jakiej kuchni? – Monika wskazała otwartą dłonią otaczający je las.

Kaja zaśmiała się i pokiwała głową. Po chwili ciszy spojrzała na córkę, przesunęła wzrokiem po jej nieruchomej postaci. Otoczone wachlarzem rzęs brązowe oczy skierowane były na telefon. Ponad nimi sterczały w chaotycznym bałaganie krótko obcięte kasztanowe włosy. W tej pozycji Kaja widziała idealny, śliczny profil córki, jej pełne usta i prosty nos. W obu uszach miała po dwa kolczyki, a na szyi naszyjnik składający się z pięciu cieniutkich łańcuszków. Każdy był nieco dłuższy od poprzedniego i ozdobiony niewielką, srebrną nutą, zaś cała kompozycja nasuwała skojarzenie z pięciolinią.

Ten naszyjnik sama podarowała Monice na gwiazdkę i cieszyła się, widząc, że trafiła z prezentem idealnie.

– Za dwa miesiące twoje urodziny – rzuciła luźnym tonem. – Zastanawiałaś się, co chcesz dostać?

Monika spojrzała na nią i wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Będę się cieszyć ze wszystkiego.

– Ale masz prawo mieć życzenia. Chcesz jakieś ubrania? Kosmetyki? Płyty CD?

Córka spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– CD? – powtórzyła z kpiącym uśmiechem. – Chyba żartujesz…

– CD są teraz antykami, prawda?

– Były już dobrych kilka lat temu.

– Lena nadal kupuje płyty – zauważyła Kaja.

Monika przeniosła wzrok na szosę i zamyśliła się. Wreszcie wzruszyła ramionami.

– Lena lubi wiele rzeczy, które są retro. Zwłaszcza jeśli dotyczą muzyki.

– To akurat prawda – zgodziła się matka, myśląc o kuriozalnej kolekcji starszej z córek, która lubiła ustawiać na tych samych półkach płyty gramofonowe, kasety magnetofonowe i lśniące nowością słuchawki bezprzewodowe. Takie kompozycje zawsze wzbudzały zainteresowanie.

Ta myśl podsunęła jej pewien pomysł, więc zerknęła na Monikę.

– A może słuchawki? – zaproponowała i już wiedziała, że trafiła, bo dziewczyna spojrzała na nią z zainteresowaniem. – Coś lepszego niż te, które masz teraz.

Kąciki ust Moniki się uniosły, oczy zabłysły ekscytacją. Kaja mrugnęła do niej.

– Poszukaj w Internecie i podeślij mi, które ci się podobają – podpowiedziała. – Jestem pewna, że się dogadamy.

Przeniosła wzrok na drogę. Czuła, jak jej żołądek wysyła coraz intensywniejsze sygnały o braku zaopatrzenia. Skrzywiła się, bo od dłuższego czasu otaczał je tylko ten sam las i ani żywego ducha. Gdy zaczęła się nad tym zastanawiać, dotarło do niej, iż nie pamięta, by w ciągu ostatnich trzech kwadransów minął je jakikolwiek samochód. Nie przypominała sobie też żadnych skrzyżowań czy odnóg od tej wijącej się szosy. Nagle poczuła się nieswojo.

– Mam nadzieję, że w końcu trafi się choćby jakaś podrzędna stacja – mruknęła, a Monika kiwnęła głową.

– Ja też. Zsikam się, jeśli się nie trafi.

– Chcesz, żebym się zatrzymała?

– Nie! – zawołała Monika z oburzeniem, wywołując uśmiech Kai. – Aż tak zdesperowana jeszcze nie jestem.

– Pozostaje więc mieć nadzieję…

Urwała i zwolniła, by ominąć sporą dziurę w asfalcie. Gdy do niej dotarła, zahamowała całkowicie, tuż obok luki w absurdalnie rozrośniętych zaroślach oskrzydlających szosę. W głąb owej wyrwy prowadziła piaszczysta droga gruntowa. Stał przy niej wyglądający na stosunkowo nowy znak w kształcie strzałki, na którym prostymi literami napisano „Restauracja Leśniczówka”.

Kaja zerknęła na Monikę. I ona lustrowała drewniany drogowskaz.

– Mówisz i masz. Skręcamy?

Dziewczyna zerknęła na swój telefon i westchnęła.

– Nadal brak zasięgu – przyznała. – Nie mam pojęcia, czy niedługo trafi się coś innego, czy nie… Ale to taka dzicz, że mam wątpliwości co do lokalnego jedzenia.

– Ja też. Z drugiej strony możemy zawsze tam pojechać i odjechać, jeśli nam się nie spodoba. Kupimy jakąś kawę, żebyśmy mogły skorzystać z toalety.

– Tak, chyba tak. Zresztą, może czeka nas przyjemna niespodzianka.

Kaja kiwnęła głową. Zjechała z szosy, a Kaktus zachybotał się i zatrząsł, sunąc po nierównej drodze. Była wąska i gdyby z naprzeciwka jechał jakikolwiek inny samochód, pojawiłby się problem z wyminięciem go. Po obu stronach rosły kordonem grube drzewa, a górujący nad autem dach z koron zgęstniał jeszcze bardziej.

– Ale tu ciemno – zauważyła Monika. – Jakby był już wieczór, nie?

– Albo listopad.

Monika się zaśmiała. Rozglądała się po gęstym lesie, wsunąwszy telefon do kieszeni. Palcami lewej dłoni obracała na prawym nadgarstku plecioną bransoletkę, którą dostała od Leny osiem lat wcześniej. Podobną nosiła jej siostra.

Jechały przez jakiś czas i nic w otoczeniu nie wskazywało, by cel ich podróży się przybliżał. Kaja poczuła się nieswojo, bo ta dzicz, to odcięcie od wszelkich zdobyczy cywilizacji oraz od innych ludzi wydało jej się złowieszcze. Spojrzała na córkę.

– Jak twój telefon?

Monika wydobyła komórkę i zerknęła przelotnie na ekran.

– Nic. – Zmarszczyła nos. – Nie podoba mi się tu. Możemy chyba zawrócić, znajdziemy coś innego.

– Jestem za, ale… – Zacisnęła wargi i pokręciła głową. – Tu jest tak ciasno, że nie dam rady zawrócić. Musimy dojechać gdzieś, gdzie będzie choć odrobinę więcej przestrzeni.

Monika skrzywiła się, jednak nie dyskutowała. Przez kolejne dziesięć minut jechały w ciszy, tymczasem mrok lasu gęstniał coraz bardziej. Wreszcie Kaja zahamowała i popatrzyła na córkę. W jej brązowych oczach dostrzegła zalążek strachu.

– Mogę też spróbować cofać – mruknęła bez przekonania, po czym spojrzała w tylną szybę. – Nie ma tu najlepszej widoczności, ale…

Nastolatka się zamyśliła, robiąc przy tym minę, która kiedyś towarzyszyła jej przy rozwiązywaniu wyjątkowo trudnych diagramów sudoku.

– Myślę… – zaczęła, rozglądając się do tyłu i do przodu. Następnie otworzyła drzwi i wysiadła. Gdy ponownie zajęła miejsce, ledwie chwilę później, wyglądała na spokojniejszą.

– Tam jest jakaś przestrzeń. – Wskazała kierunek przed samochodem. – Albo ta knajpa albo… ja wiem, jakiś parking, polana, albo coś. Będziesz mogła spokojnie zawrócić.

Ruszyły dalej. Kaktus potoczył się przed siebie, zaś minutę później Kaja dostrzegła, że drzewa rzeczywiście rozstępują się po kolejnych stu metrach. Odetchnęła z ulgą, chociaż nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego właściwie to miejsce tak ją zaniepokoiło.

– Ale z nas mieszczuchy. – Monika wypowiedziała na głos myśli matki. Uśmiechnęła się niepewnie. – Brak zasięgu i śladów ludzi, a my od razu wpadamy w panikę.

– Wpaść może nie wpadłam, ale chętnie wrócę na łono cywilizacji.

II

Linia drzew otworzyła się na przestronną, niemal idealnie okrągłą polanę, otoczoną ze wszystkich stron gęstym lasem, przypominającą coś jakby płytką dolinę. Do jej centrum wiodła jedna, obniżająca się równomiernie droga, na której końcu zobaczyły średniej wielkości drewnianą chatę. Wysoka, kamienna podmurówka kryła się za morzem bujnej zieleni, wyrastającej ponad prowadzący do wejścia ganek i poprzedzające go kamienne stopnie.

Tuż obok szeroko otwartych drzwi wejściowych stała ławka z kutego żelaza; z pewnością niewygodna, lecz niewątpliwie piękna. Jej oparcie miało formę ściany roślin, pokrywały je liście, pączki i kwiaty, wszystkie z ciemnego metalu.

Lewa strona ganku osłonięta była konstrukcją z krzyżujących się w równych odstępach listewek. Po nich także pięła się roślinność, tym razem żywa i wielobarwna. Nieco dalej rósł ogromny krzew bzu obsypany kiściami kwiatów.

Front restauracji wyglądał zachęcająco i Monika była zadowolona, że nie zdecydowały się zawrócić – chociaż obie były tego bliskie.

– Ale dziwnie… – mruknęła Kaja, więc córka zerknęła na nią. Następnie za przykładem matki powiodła wzrokiem po otoczeniu budynku i natychmiast zmarszczyła nos.

Wejście do Leśniczówki sprawiało sympatyczne wrażenie, lecz stanowiło przy tym kontrast wobec terenu dokoła restauracji. Wyglądało na to, że zbudowano ją w środku wysypiska samochodowego – po obu stronach żwirowanej drogi, spomiędzy wysokiej trawy i chwastów, wyłaniało się przynajmniej kilkanaście starych, zniszczonych aut.

Monika poczuła się nagle jak na pobojowisku. Wraki samochodów skojarzyły jej się z licznymi zwłokami. Spoczywały na ziemi na sflaczałych oponach, szczerzyły skorodowane maski; ich szyby pokrywały zacieki wieloletniego brudu, a karoserię warstwa rdzy. Ciemne reflektory wyglądały jak oczy ślepców.

Kaktus zatrzymał się w połowie drogi do restauracji i wówczas Monika spojrzała na matkę.

– Co robisz?

– Zastanawiam się, czy… czy chcemy tam jechać.

Dziewczyna napełniła płuca powietrzem, wodząc niezdecydowanym wzrokiem od urokliwej i zapraszającej swoim wyglądem restauracji do otaczającego ją złomu. Wreszcie odetchnęła i wzruszyła ramionami.

– Muszę skorzystać z łazienki – przyznała. – Wejdźmy chociaż na chwilę.

Jej matka skinęła krótko, chociaż minęło jeszcze kilka sekund, zanim samochód ruszył z miejsca. Żwir chrzęścił pod kołami Kaktusa, gdy dotoczyły się pod sam ganek i tam zaparkowały. Spojrzały na siebie.

– Może dorabiają, handlując częściami… – Kaja rozglądała się po otaczających Leśniczówkę gratach. Monika kiwnęła głową i otworzyła drzwi.

Rozejrzała się ponownie po złomowisku. Powietrze pachniało dobrze – drzewami, świeżością oraz suchymi, sosnowymi igłami, jednak kiedy wysiadła na zewnątrz, otaczające ją samochody jeszcze bardziej przypominały prawdziwe trupy. Z tym, że teraz ich oczy nie były ślepe. Były pełne rozpaczy i zagubienia. Śledziły każdy jej ruch, każde drgnienie każdego palca, gdy przesuwała na nadgarstku plecioną bransoletkę. Sprawiały wrażenie spragnionych towarzystwa, pokonanych, zrezygnowanych. Nie była pewna, jak długo już stały w tym miejscu, chociaż sądząc po otaczających je chwastach, a nawet kilku krzewach wyglądających na zewnątrz przez opuszczone okna, przynajmniej część spędziła tu wiele lat. Wszystkie pozbawione były tablic rejestracyjnych, ale na wstecznym lusterku najbliższego z nich wisiał drewniany różaniec.

– Monika?

Podskoczyła przestraszona, słysząc za plecami głos matki. Obejrzała się i dostrzegła jej zatroskaną twarz.

– Chcesz stąd jechać?

Wydęła wargi zirytowana – bardziej własnym strachem niż zadanym pytaniem.

– Muszę skorzystać z toalety – przypomniała.

Kaja kiwnęła głową i ruszyła za córką, gdy ta wkroczyła na ganek, minęła niewygodną ławkę i weszła do restauracji.

Zatrzymała się tuż za progiem, bo wnętrze budynku nijak nie pasowało do uroku, którym odznaczał się z zewnątrz.

Podłogę zbito z surowych desek, teraz już mocno porysowanych. Po prawej stronie stały w nieregularnych odstępach cztery okrągłe stoły, lecz nie było ani jednego krzesła; po lewej zobaczyły ławkę zbudowaną z szerokiej deski przybitej gwoździami do dwóch pieńków, z których jeden był wyższy od drugiego.

Pomieszczenie, w którym się znalazły, było kwadratem o boku długości około pięciu metrów. Na ścianie na wprost wejścia, w przeciwległych kątach zobaczyły dwie pary drzwi: jedne oznaczone literami WC oraz drugie, wahadłowe, z napisem „wstęp wzbroniony”.

– Dzień dobry – odezwała się głośno Kaja. – Halo?

– Chwileczkę! – Usłyszały męski głos zza drzwi, przez które wstęp był wzbroniony. Brzmiał miło i przyjaźnie, co sprawiło, że Monika się rozluźniła.

– Tam jest toaleta – zauważyła. – Będę za minutę i możemy jechać dalej.

– Idź. Kupię nam jakąś wodę.

Monika przeszła pośpiesznie przez ponure, ciemne pomieszczenie i weszła do łazienki. Jej wnętrze wyłożone było pożółkłymi płytkami, a na jednej ze ścian zobaczyła spore okno z mleczną szybą.

Zerknęła w pokryte smugami lustro i przesunęła palcami po krótko obciętych włosach. Wciąż przyzwyczajała się do nowej fryzury, tak odmiennej od tej, którą nosiła przez całe życie – od długich, miękko opadających na ramiona i plecy włosów, identycznych z włosami jej matki i starszej siostry.

Lubiła je – ich kolor i naturalny sposób, w jaki się układały – i długo biła się z myślami, czy rzeczywiście chce je ściąć. Była już jednak zmęczona podobieństwem do Leny i tym, że jest do niej bez przerwy porównywana. Nie dlatego, że nie przepadała za starszą siostrą, przeciwnie – Lena była jej bliską przyjaciółką. Chciała jednak mieć coś swojego, wyróżniać się czymś konkretnym, i to pragnienie przeważyło.

Efekt pozytywnie ją zaskoczył, musiała przyznać przed samą sobą, że lubi siebie w nowej fryzurze. Mama również uważała, że wygląda w niej uroczo, ale od czasu do czasu wzdychała z rozrzewnieniem na wspomnienie idealnych fal wyglądających jak z reklamy szamponu. I ona musiała przywyknąć do nowego wyglądu Moniki.

Dziewczyna weszła do kabiny, która zdawała się zbudowana z kartonu, i uniosła brwi z zaskoczeniem. Sedes wyglądał na czysty, zadbany. Leśniczówka składała się z licznych elementów, z których połowa sprawiała wrażenie pozytywne i zachęcające, podczas gdy reszta uruchamiała w człowieku instynkt samozachowawczy.

Załatwiła potrzebę, podczas gdy głód wiercił w jej żołądku dziurę. Monika żałowała, że Leśniczówka jest tak pokręconym lokalem, iż zjedzenie tu obiadu wydaje się ryzykowne. Pozostawała nadzieja, że wkrótce dojadą w jakieś inne, lepsze miejsce.

Zapięła spodnie i wyszła z kabiny, gdy usłyszała dobiegający z niedaleka głos matki. Odkręciła wodę, by umyć ręce, podczas gdy Kaja witała się z pracownikiem tej dziwnej, szalonej restauracji. Mężczyzna o przyjemnym, niskim głosie zapytał ją, czy życzy sobie stolik dla jednej osoby, ona jednak zaprzeczyła.

– Przejeżdżałyśmy z córką w pobliżu i musiała skorzystać z toalety, ale nie jesteśmy głodne. Poproszę butelkę wody na wynos i… dla… dlaczego?

Monika poczuła, jak jej serce przyspiesza, a gardło ściska się z nienazwanego jeszcze niepokoju. Zamarła.

– Przepraszam, nie chciałyśmy przeszkadzać. Proszę… proszę to odłożyć, ja… co ty wyprawiasz, człowieku? Nie…

Strach w głosie matki sprawił, że Monika najpierw zamarła, a potem dopadła do drzwi.

– Mamo! – wrzasnęła w panice. – Mamo, co się dzieje?

Zanim jednak zdążyła wyskoczyć z łazienki, za drzwiami rozległ się potworny huk, a po nim zapadła cisza. Monika skamieniała. Nie rozumiała, co spowodowało ten hałas, kiedy jednak zerknęła w szparę między skrzydłem drzwi a framugą, przed oczami jej pociemniało. To, co tam zobaczyła, było zbyt przerażające, aby mogło być prawdziwe. Zaczęła się trząść jak osika, szok oraz panika unieruchomiły ją na chwilę. Ale już w następnej zdołała zmusić mięśnie do działania i skoczyła w stronę okna. Ledwo jednak wdrapała się na parapet, gdy w wejściu do łazienki stanął obcy mężczyzna. Uśmiechał się przyjaźnie, lecz Moniki wcale to nie uspokoiło. Przeciwnie, zaczęła dygotać jeszcze bardziej, a gdy dostrzegła, co nieznajomy trzyma w dłoni, z jej ust wydarł się rozpaczliwy jęk.

Mężczyzna sięgnął przed siebie i bez najmniejszego wysiłku ściągnął dziewczynę z parapetu. Nogi się pod nią ugięły i uderzyła twardo w podłogowe płytki. Uniosła oczy, wytrącona z równowagi spokojnym, prawie łagodnym wyrazem twarzy mężczyzny. On zaś przykucnął obok niej.

– Ciiii – wyszeptał, przysuwając do niej drugą dłoń. – Śpij.

Redakcja:

Joanna Czarkowska

Korekta:

Ewelina Plewa

Projekt okładki:

Joanna Halerz

Layout, skład:

Hotch Studio Paweł Czarkowski

Wydanie I, Warszawa 2025

ISBN 978-83-66767-91-1

Copyright © by Klaudia Zacharska, 2025

Copyright © for all editions by Wydawnictwo Alegoria, Warszawa 2025

Wydawnictwo Alegoria Sp. z o.o.

Ul. Chmielna 73 B, lok 14

00-801 Warszawa

tel. 600 762 716

e-mail: [email protected]

Skład wersji elektronicznej:

Hotch Studio Paweł Czarkowski