Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy krzyżujesz plany niebezpiecznemu czarnoksiężnikowi, spodziewaj się, że kłopoty dopiero się zaczynają...
Po złamaniu klątwy piranii duszy życie w Sepii wcale nie wraca do normy. Tajemniczy przeciwnik nie zapomni, że jego plany zostały pokrzyżowane. Na pewno spróbuje się zemścić – tylko najpierw musi ustalić, która z Latarenek jest tą magiczną.
Jak się tego dowiedzieć? Najlepiej przy pomocy szpiegów. Można też dorzucić niebezpiecznego potwora, wtedy bez wątpienia wszystkie tajemnice wyjdą na jaw...
Zadziorna Pola, bystra River i nieśmiała Maja staną przed kolejnym wyzwaniem. Bo jak obronić się przed niebezpieczeństwem, kiedy trzeba unikać obserwujących cię oczu?
„Ukradzione oczy” to drugi tom przygód Latarenek, a w nim: dreszcz grozy, potęga przyjaźni i sporo uciekania. Oraz sekret, którego nie spodziewała się żadna z bohaterek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 332
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
River nie nadawałaby się na wampira. Nocny tryb życia byłby kompletnie nie do zniesienia. Potrzebowała słońca, pal sześć nieśmiertelność czy umiejętność przemieniania się w nietoperza.
Zresztą, kto chciałby zmieniać się w nietoperza? Owszem, mają dobry słuch i potrafią latać, ale ich pyszczki zdecydowanie nie należą do uroczych.
Przewróciła się na bok i sapnęła w poduszkę. Stojący na szafce nocnej zegar był zdania, że niedawno minęła siódma, ale w pokoju panowały egipskie ciemności. Podobnie zresztą rzecz się miała za oknem.
River marzyła o wiośnie. Zawsze najbardziej lubiła właśnie tę porę roku. Do życia potrzebowała ciepła i światła dnia, tymczasem od listopada do marca jednego i drugiego było frustrująco mało. Lato też było w porządku, jednak brak szkoły trochę doskwierał.
Zima zaś wypadała zdecydowanie najgorzej, ze swoimi krótkimi i ponurymi dniami, które stawały się jeszcze gorsze, kiedy na niebie wisiała gruba warstwa chmur.
Tak jak ostatnio. Przez cały miniony tydzień pogoda w Sepii była zwyczajnie wredna. Zachmurzone niebo miało kolor ołowiu i nawet za dnia świat wyglądał na szary i jakby przydymiony. Niska temperatura przeganiała mieszkańców z ulic, wszyscy tylko przemykali od budynku do budynku, chowali się przed zimnem i wilgocią, która wdzierała się pod kołnierze i wywoływała gęsią skórkę.
River miała szczerą nadzieję, że to wkrótce przeminie. Nie zima – akurat ona miała potrwać jeszcze przynajmniej miesiąc, w tej kwestii nie było złudzeń. Ale gdyby chociaż chmury przeniosły się gdzie indziej i postanowiły dla odmiany pognębić inne miasta, River znosiłaby chłód zdecydowanie lepiej.
Jej przyjaciółka Maja Wilk zawsze się śmiała, że River jest jak roślina i potrzebuje słońca do fotosyntezy. Może trochę tak było, chociaż nie tylko ona tęskniła za ładniejszą pogodą. Pola Skowrońska, druga z jej najlepszych koleżanek, czuła się podobnie. W jej przypadku chodziło o możliwość włóczenia się po okolicy, jazdę na rowerze i wrotkach, ale efekt był ten sam – Pola także wypatrywała wiosny. Tylko Maja wydawała się obojętna na chmurzyska, które odbierały ich miasteczku większość uroku. Z natury nieśmiała i milcząca, potrafiła zachować pogodę ducha mimo mrozu i zimowej aury.
River uśmiechnęła się pod nosem, myśląc o koleżankach. Latarenki, tak się nazwały. A właściwie to Jacek, jej starszy brat, powiedział tak o nich jako pierwszy. Stwierdził wtedy, że siostra wraz z kumpelami mają swoje pasje i jarają się nimi – właśnie jak latarenki.
Spodobało im się to określenie i od kilku miesięcy często go używały.
River odgarnęła z twarzy kręcone blond włosy, wreszcie wstała z łóżka i przeciągnęła się z niemal kocim pomrukiem. Przeszła przez ciemną sypialnię i przystanęła obok parapetu. Nie musiała zapalać lampki – mieszkała w tym pokoju dwanaście lat i doskonale wiedziała, co gdzie się znajduje.
Podobnie znała na pamięć widok, który roztaczał się z jej okna.
Dom stał na rogu skrzyżowania. Było tu sporo zieleni, która otaczała kępami kilka znajdujących się w zasięgu wzroku budynków. W tym również jej ulubiony – wysoką i strzelistą budowlę, wyglądającą jak niewielki zamek. Prowadziły do niej szerokie schody, strzeżone przez kruszące się kamienne lwy. Drzwi wejściowe były wysokie i wzmocnione metalowymi okuciami, a po prawej wznosiła się okrągła wieżyczka. Na dachu przycupnęło kilka fantazyjnych stworów (River wiedziała, że nazywają się „rzygacze”, ale we własnej głowie nie używała tego słowa, nigdy go nie lubiła), a całości strzegł ceglany mur o zębatej górnej krawędzi. Czyli krenelaż.
Zawsze jej się zdawało, że to miejsce musi skrywać wiele sekretów i tajnych przejść. Nigdy nie była w środku. Lubiła sobie jednak wyobrażać wnętrze budynku i zgadywać, czy mieści się w nim również biblioteka, jak w Pięknej i Bestii.
River uwielbiała czytać. Była to jedna z jej ulubionych czynności. Tylko trochę niżej na liście znajdowała się nauka. I tak, River wiedziała, że przez to zamiłowanie odstaje od większości rówieśników, ale po prostu kochała poznawać nowe zagadnienia i odkrywać świat.
Maja także uwielbiała książki i z trójki Latarenek jedynie Pola od nich stroniła. Nie miała dość cierpliwości i zdecydowanie przedkładała aktywność fizyczną nad czas spędzany na czytaniu. Mieszkała niecałe dwieście metrów dalej, prawie na samym końcu ulicy Tolkiena, którą River widziała na wprost swojego okna. Jej dom sąsiadował z miejską biblioteką, której dyrektorką była mama Poli, pani Justyna Skowrońska.
Tą samą drogą szło się również do Mai, chociaż jej dom leżał nieco dalej i aby tam dotrzeć, trzeba było pokonać ścieżkę biegnącą przez gęste zarośla za domem Poli.
River przez jakiś czas wpatrywała się w mroczną ulicę; ciemność nocy stopniowo ustępowała szarości poranka. Dziewczyna przesunęła wzrok w dół i nieco bardziej w bok.
I wtedy jej serce zabiło mocniej.
W lewym rogu skrzyżowania nie było żadnych budynków, wyłącznie kępa drzew, która oddzielała ulicę od otaczającego park szkolny ogrodzenia. Szereg pni rzucał gęsty cień, mimo to River dostrzegła postać, która przystanęła nieopodal. I rozpoznała ją.
Monika była tylko rok starsza od River, widywały się regularnie na szkolnych korytarzach. Łatwo było ją zapamiętać, odznaczała się prawie pomarańczowymi włosami, długimi i gęstymi, zauważalnymi nawet w porannym półmroku, miała bladą cerę i właśnie wbijała wzrok prosto w okno River.
Zachowywała się dziwnie. Było wpół do ósmej w lutową sobotę. A ona stała tam sama na zimnie i patrzyła ku górze jak zahipnotyzowana.
Znały się, ale w zasadzie tylko z widzenia, nie były bliskimi koleżankami i River nie potrafiła rozgryźć zachowania Moniki. Czego tu szuka? Czemu stoi w mroku dobrych kilka metrów od najbliższej latarni? Akurat w tym miejscu, pod domem River…
Coś było mocno nie tak.
River zmarszczyła brwi, a po chwili odwróciła się i zbiegła na parter w nadziei, że Monika wyjaśni jej, co tu robi.
Jednak gdy stanęła w progu domu, po dziewczynie nie było śladu. Między pniami po drugiej stronie ulicy zobaczyła tylko cień, ani żywego ducha. Zaplotła ramiona na piersi, rozglądając się. Nie widziała nic prócz kłębów mgły, które wisiały dokoła. I nic nie słyszała.
Sapnęła i zadrżała. Trochę z zimna, trochę z niepokoju.
To było dziwne.
Postąpiła kilka kroków do przodu, ignorując chłód, który czuła pod bosymi stopami. Przeszła przez ganek i raz jeszcze potoczyła wzrokiem od lewej do prawej. I z powrotem.
W kilku oknach zobaczyła już światła, jej sąsiedzi pomału przygotowywali się na nadchodzący dzień. A Moniki nigdzie nie było.
Dwie godziny później River nie miała już wcale pewności, czy rzeczywiście widziała kogoś za oknem. Może tylko jej się wydawało? Niby trudno w to uwierzyć, bo przecież River rozpoznała charakterystyczną fryzurę koleżanki, ale możliwość, że Monika sterczała tam w sobotni poranek, wcale nie wydawała się bardziej prawdopodobna. Zwłaszcza biorąc pod uwagę temperaturę.
A może to był sen? Tylko czemu miałaby śnić akurat o Monice? Ledwie się znały, a River nigdy o niej nie myślała. Co takiego przekazywałaby jej podświadomość akurat takim obrazkiem?
Mogłaby rozmyślać o tym godzinami i wcale nie stałaby się mądrzejsza, więc w końcu wzruszyła ramionami i zdecydowała, że po prostu zignoruje poranne zajście. Może jeśli spotka Monikę w szkole, to spyta, czy faktycznie kręciła się dziś pod jej domem. A może nie. W sumie niewykluczone, że to jednak był sen, nawet jeśli zupełnie bezsensowny.
Gdy zeszła na śniadanie, była już całkowicie zrelaksowana i spokojna. Pod pachą trzymała książkę, bo w weekendy zawsze czytała podczas posiłku.
Jadalnia w ich domu była otwarta na salon. Przy stole siedział Jacek, starszy brat River. Stojący przed nim talerz był pusty, ale dłoń siedemnastolatka zaciskała się na kubku z resztką kawy. Nie obejrzał się na siostrę, chyba nawet nie zarejestrował jej przyjścia – tak bardzo pochłonęła go lektura, nad którą się pochylał.
Na ten widok River wytrzeszczyła oczy. No nie, to się nie dzieje. Przecież Jacek nie czyta! Przynajmniej nie z własnej woli, był pod tym względem prawie tak beznadziejny jak Pola.
– Potrzebujesz pomocy z jakimś trudnym wyrazem? – zakpiła, a brat zerknął na nią z politowaniem.
– A co, wreszcie nauczyłaś się czytać? – odparował, po czym wstał, by wynieść brudny talerz.
River natychmiast wykorzystała okazję i chwyciła książkę, którą Jacek zostawił na blacie. Dostrzegł to i jego twarz wykrzywiła złość.
– Zostaw!
– Pan Lodowego Ogrodu – przeczytała po tym, jak odskoczyła w tył. Następnie uniosła wzrok z zaskoczeniem. – To jest dobre, czytałam to.
– Oddawaj!
– Tylko skąd to nagłe zamiłowanie do książek? – zastanawiała się. Znowu umknęła, gdy sięgnął ku niej swoją długaśną łapą. Przewróciła kartki i wtedy jej spojrzenie padło na nazwisko, które wypisano na stronie tytułowej fioletowym długopisem z brokatem. – Kto to jest Ola Pers?
– Nie twój interes, kretynko! – Jacek wreszcie ją dopadł, zacisnął wielką dłoń na jej ramieniu, a potem wyszarpnął książkę. – Trzymaj się z daleka od moich rzeczy, bo pożałujesz.
– Twoja nowa dziewczyna? Musi być naprawdę fajna, skoro skłoniła cię do czytania.
– Zamknij się.
– Kiedy ją poznam?
– Nigdy – warknął i pchnął ją ze złością. Nie był przy tym delikatny, ale wylądowała na kanapie, co chyba przewidział. – Zajmij się swoimi sprawami, idiotko, i nie wtrącaj się w moje.
Uśmiechnęła się krzywo, obserwując, jak Jacek odwraca się i wychodzi z jadalni. Potem sięgnęła po komórkę, by poszukać w mediach społecznościowych Oli Pers. Nazwisko wydawało się jej znajome, ale nie mogła skojarzyć go z żadną konkretną twarzą.
Po chwili znalazła właściwy profil, w Sepii była tylko jedna dziewczyna z tym imieniem i nazwiskiem. Dość wysoka i chuda, z długimi, ciemnokasztanowymi włosami. A skoro lubiła książki, to mogła okazać się ciut bardziej interesująca niż dotychczasowe dziewczyny Jacka. Co tam, istniała szansa, że Ola Pers i swojego chłopaka uczyni ciekawym człowiekiem. Może nawet pewnego dnia River będzie miała z nim o czym porozmawiać…
Wyszła z domu kwadrans po pierwszej i skrzywiła się, bo lodowata wilgoć natychmiast wdarła się pod jej rękawy, wywołując zimny dreszcz.
Wcisnęła dłonie w kieszenie i ruszyła szybkim marszem do Poli. Została dziś zaproszona na obiad do domu przyjaciółki. Nic nadzwyczajnego, zdarzało się to już wielokrotnie. Przyjaźniły się od dobrych kilku lat, więc River więcej niż raz jadła u koleżanki. Podobnie Poli zdarzało się przyłączać do posiłków w domu River, kiedy spędzały czas akurat tam.
Wtedy jednak było inaczej. Bardziej na luzie. Jadły razem, bo przesiadywały razem, nic specjalnego. Tymczasem teraz obiad wydawał się prawie oficjalny. I to nie River miała być na nim głównym gościem.
Zaproszenie obejmowało nie tylko ją, ale także Maję wraz z rodziną. I to o nich tak naprawdę chodziło – o panią Karolinę Wilk oraz jej narzeczonego Roberta Bielika. Przeprowadzili się do Sepii ledwie parę miesięcy temu i – nie licząc kilku grzecznościowych zdań – pani Skowrońska nie miała wielu okazji, aby z nimi porozmawiać.
Co innego z rodzicami River, którzy mieszkali paręset metrów dalej. Z nimi bibliotekarka widywała się dość regularnie. Oczywiście ich również obejmowało zaproszenie na obiad, jednak nawał pracy sprawił, że nie mogli w nim uczestniczyć.
W konsekwencji na spotkaniu miało być sześć osób: Pola wraz ze swoją mamą, Maja z bliskimi i sama River.
Była już prawie pod domem koleżanki, gdy minęła ją ciemnoczerwona toyota Roberta Bielika. River przyśpieszyła kroku i dotarła do celu w chwili, kiedy jej przyjaciółka wysiadła z auta. Maja uśmiechnęła się pogodnie, tymczasem jej mama uniosła wzrok na ceglany gmach na końcu ulicy.
– Właśnie, tutaj jest biblioteka – zauważyła w zadumie. Spoglądała na trójkątny kształt nad drzwiami, wewnątrz którego znajdowała się płaskorzeźba przedstawiająca szereg książek. – Ładny budynek.
– Ładny – zgodził się Robert. – A jak w środku, mała?
– Nie wiem – odpowiedziała Maja, na co dorośli spojrzeli na nią z zaskoczeniem. – Jeszcze nigdy tam nie byłam.
– Poważnie? Przecież w kółko znosisz do domu książki.
– Ale z Papierowej Sowy.
– Tamte zbiory są lepsze – wtrąciła River. – Tutaj są głównie lektury, klasyki i literatura faktu. Proszę pani, czadowe buty.
Karolina zerknęła odruchowo na swoje kozaki, po czym się uśmiechnęła.
– Mamy podobny gust – zauważyła i wskazała buty River, nieodbiegające stylem od jej własnych.
Dziewczyna wyszczerzyła się, chociaż poczuła na policzkach lekki rumieniec.
– To idziemy? – ponagliła Karolina.
– Idziemy – odpowiedziała Maja. Przeszła przez ogródek przed domem Poli i zapukała do drzwi.
Otworzyły się prawie natychmiast.
– Cześć – przywitała ich z entuzjazmem Pola. – W samą porę.
Zaprosiła ich do środka, a następnie poprowadziła do jadalni. Na stole stały już nakrycia dla wszystkich, a pani Skowrońska właśnie ustawiła między nimi miskę z sałatką.
– Dzień dobry – przywitała się z ciepłym uśmiechem i wyciągnęła rękę do Karoliny. Potem uścisnęła również dłoń Roberta. – Miło was widzieć.
Kilka chwil później siedzieli już dokoła stołu, jedząc i rozmawiając beztrosko. Karolina opowiadała pani Skowrońskiej o swojej pracy, czemu River przysłuchiwała się z fascynacją. Od dawna jedną z jej pasji była moda, a mama Mai zajmowała się pisaniem artykułów do magazynów poświęconych właśnie tej tematyce. Kiedyś nawet projektowała ubrania, ten fakt zaś sprawiał, że w oczach River była prawie jak gwiazda rocka.
Chociaż z ich dwojga prawdziwą gwiazdą rocka był akurat Robert, o czym wspomniała Karolina, kiedy temat zszedł na historię ich poznania się.
– Właśnie – przypomniała sobie pani Skowrońska. – Pola mówiła mi, że kiedyś grałeś w zespole.
– I to w takim znanym – wtrąciła Maja z zadowoleniem oraz dumą. – Dawali koncerty i w ogóle. Nawet ostatnio oglądałyśmy z dziewczynami jeden w internecie, wiesz? Byłeś czadowy…
– Byłem – westchnął teatralnie Robert. – Czas przeszły, co nie?
– Nie – zaoponowała, gdy wszyscy wybuchnęli śmiechem. – Nadal jesteś.
– Ty też, Maju – powiedziała Justyna Skowrońska. – Słyszałam, jak grałaś na otwarciu sklepu muzycznego. Masz wielki talent.
Twarz Mai natychmiast pokryła się ciemnoczerwonym rumieńcem, a jej spojrzenie opadło na prawie pusty talerz.
Pola parsknęła i szturchnęła nieśmiałą koleżankę w ramię.
– Mówiłyśmy ci. Też powinnaś zostać rockmenką.
Maja pokręciła głową i schowała się za szklanką soku pomarańczowego. Karolina zerknęła na nią z czułością.
– Będziesz, kim tylko chcesz – zapewniła ją.
– Będzie didżejką – dodała River, a dorośli spojrzeli na nią z zaskoczeniem.
Maja tymczasem przechyliła głowę i zasznurowała usta, co przypomniało River, że o tym pomyśle słyszało niewiele osób.
– Co to znaczy? – spytał z ciekawością Robert.
Maja sapnęła i upiła kolejny łyk soku. Potem wzruszyła ramionami i odstawiła szklankę.
– W szkole będzie dyskoteka walentynkowa – odpowiedziała, wciąż zaczerwieniona i ze spojrzeniem wbitym w talerz. – I Pola namówiła mnie, żebym… no, żebym zajęła się muzyką.
– Jako didżejka? – W głosie Roberta brzmiał autentyczny entuzjazm. – Super.
– Musiałam się mocno napracować – wyznała Pola z przerysowanym westchnieniem. – Długo się broniła.
– Dlaczego? – zapytała pani Skowrońska, a Maja znowu wzruszyła ramionami.
– Bo ona jest taka nieśmiała – wyjaśniła swojej mamie Pola. – W szkole w kółko się za mną chowa, dosłownie.
– Ale słyszałam, że na muzyce naprawdę się znasz, Pola lubi o tym mówić. No i muszę przyznać, że odkąd się przyjaźnicie, to piosenki, jakie słychać z jej pokoju, też zrobiły się bardziej różnorodne.
– Bo ona zna wszystkie zespoły świata.
– Przesadzasz – bąknęła Maja.
– Rozmawiamy o tej dyskotece w piątek? – odezwała się pani Wilk. – Nie byłam pewna, czy się wybierasz.
– Teraz już nie mam wyjścia, przez Polę. Ale dziewczyny obiecały mi trochę pomóc. I chciałybyśmy potem przenocować u mnie, jeśli możemy.
Karolina i Robert wymienili spojrzenia.
– Żaden problem. Zamierzacie spędzić razem cały weekend?
– Chyba tak. Zaczynają się ferie, szkoły nie będzie przez dwa tygodnie, więc czemu nie?
– A co na to twoi rodzice? – zwróciła się do River Karolina.
– Oni się zgadzają, jeśli wszyscy będą za.
– W porządku. Możecie zostać u nas na weekend, ale raczej bez włóczenia się w sobotę po mieście, bo czeka cię niespodzianka.
– Niespodzianka? – podchwyciła Maja. – Jaka niespodzianka?
– Tajemnicza – odpowiedział Robert i mrugnął do niej. – Dowiesz się w sobotę.
Maja poświęciła naprawdę mnóstwo czasu na zaplanowanie, jakie piosenki puścić koleżankom i kolegom podczas piątkowej dyskoteki. Zamierzała wykorzystać do tego własne bogate zbiory, które zgrała już na pojemny pendrive. Upewniła się także, że wszystkie pliki są właściwie opisane i uporządkowane w folderach. Nie mogłaby przecież dopuścić do tego, aby między piosenkami panowała cisza. Takie przerwy, nawet ledwie kilkusekundowe, mogą skutecznie wybić z rytmu i zepsuć zabawę. A to miał być jej pierwszy raz w roli didżejki. Naprawdę chciała, by wszystko poszło dobrze.
Kochała muzykę. Kiedy zakładała na głowę swoje wielkie słuchawki i włączała dowolny utwór, miała wrażenie, że jej serce staje się lżejsze, a umysł spokojniejszy. A gdy brała do ręki gitarę, czuła, jakby dosłownie mogła latać.
Myśl, że tego wieczoru będzie odpowiedzialna za muzykę podczas imprezy, była ekscytująca, ale też przerażająca. Bo jeśli wybierze źle…
Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Po chwili do sypialni zajrzeli mama i Robert. Oboje unieśli brwi, lekko zszokowani widokiem Mai. Siedziała na dywanie w nutki, na samym środku pokoju, a dokoła niej leżało około dwudziestu kartek z wypisanymi tytułami najróżniejszych piosenek. Przed sobą ustawiła laptopa, by po raz kolejny przejrzeć swoją kolekcję muzyki.
Robert odchrząknął.
– Wydawało mi się, że masz już gotowy repertuar – zauważył. – Pokazywałaś nam wczoraj listy.
– Niby tak, ale przecież muszę mieć wersje awaryjne. Plan B.
– Jak tak patrzę, to mam wrażenie, że masz plan B, C i jeszcze parę literek.
– Zobaczę, jak będą reagować na moje piosenki. Jeśli nie spodoba im się klasyczny rock albo początki lat dwutysięcznych, to może będę musiała odpalić współczesny pop.
– Serce mnie boli – jęknął, przyciskając dłoń do piersi. – Ale wiesz, że za godzinę trzeba jechać? A ty wciąż masz do załatwienia coś ważnego.
– Co?
Zerknął na Karolinę, a ona przykucnęła i opuściła klapę laptopa Mai.
– Musisz się przygotować na imprezę.
– To znaczy?
– Zmienić wytarte dżinsy i stary T-shirt na coś bardziej widowiskowego – uściślił Robert, szczerząc zęby.
Maja wytrzeszczyła oczy.
– Chyba żartujesz.
– Chyba nie.
Popatrzyła na mamę lekko spłoszonym wzrokiem.
– Muszę?
– Córeczko, uwierz mi, że kiedy tam dotrzesz, będziesz chciała wyglądać ładnie. I nie bój się, nie mam na myśli różowej sukienki z bufiastymi rękawkami. Chodzi o to, żebyś poczuła się odświętnie.
– Ale zachowując własny styl – dodał Robert.
Maja spojrzała na swoje odbicie w lustrze na drzwiach szafy. Widziała drobną, chudą dwunastolatkę z bladą cerą i zwyczajną twarzą. Nawet lubiła swój chabrowy kolor oczu, a miodowe włosy były spoko, ale jakoś nie mogła wyobrazić sobie, że miałaby wyglądać odświętnie. I czuć się z tym dobrze.
– To się chyba nie uda – bąknęła.
– Pewnie, że się uda – upierała się jednak mama. – Bo mam coś dla ciebie.
– Co?
Karolina zerknęła na Roberta, a ten uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Gdy po chwili wrócił, trzymał w dłoni papierową torbę. Położył ją na podłodze, mrugnął do Mai i znowu zniknął, zamykając za sobą drzwi. Tymczasem mama sięgnęła po pakunek.
W środku była spódniczka z ciemnego dżinsu, z wystrzępioną krawędzią oraz konstelacją fioletowych brokatowych gwiazdek po lewej stronie. Do tego top z logo zespołu Schody, w którym przed laty grał Robert i do którego należała również Kinga, siostra Karoliny. Jedno i drugie zgrywało się z bransoletką, którą Maja nosiła każdego dnia – z symbolem latarenki oraz zawieszką w kształcie gitary.
Podobne miały też jej przyjaciółki – jednak przy bransoletce Poli kołysała się wrotka, zaś River przypadła maleńka książka – wszystko dopasowane do pasji każdej z Latarenek.
– Ojej – westchnęła Maja, oglądając ubrania z uśmiechem, nad którym nie potrafiła zapanować. – Są super.
– Wiem, że nie lubisz się stroić, ale na niektórych imprezach fajnie jest wyglądać niecodziennie. Kinga była taka sama jak ty. Dlatego masz jeszcze to. – Karolina wydobyła z torby ostatni przedmiot: srebrny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie drzewa.
Maja westchnęła, jej gardło się ścisnęło. Wiedziała, że ten drobiazg należał kiedyś do Kingi, zakładała go zawsze na koncerty.
– Serio?
– Serio, kochanie. To twój pierwszy większy występ, musisz zrobić wrażenie.
Maja wstała z podłogi i zaczęła zmieniać ubranie. Do spódniczki i topu dobrała wysokie martensy; uzupełniły one rockowy styl, tak przez nią lubiany. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się szeroko.
– Masz rację – przyznała. – Wyszło czadowo.
Karolina pocałowała córkę w czubek głowy i zawołała Roberta. Gdy stanął w drzwiach, pokiwał głową z uznaniem.
– Świetnie. Idealnie do ciebie pasują.
– A teraz zbierz swoje papiery, pendrive i idziemy. Wstąpimy jeszcze po dziewczyny.
– I odbierzecie nas potem?
– Pewnie, mała. – Robert mrugnął.
– A co będzie jutro?
Uniósł brwi z politowaniem i pokręcił głową.
Nie pierwszy raz Maja próbowała zaskoczyć jego lub mamę pytaniem o jutrzejszą niespodziankę. Miała nadzieję, że któremuś z nich coś się w końcu wypsnie, ale oboje ją rozczarowywali. Pilnowali tej swojej tajemnicy jak smok góry złota.
– Dowiesz się. A teraz chodź już.
Maja była szczerze rozbawiona reakcją River na jej nową kreację. Przyjaciółka wyglądała na absolutnie oczarowaną i pozytywnie zaskoczoną, jakby w życiu się nie spodziewała, że jej koleżanka może się ubrać tak odświętnie.
No dobrze, miała powody – w końcu zarówno Maja, jak i Pola uwielbiały swoje standardowe ciuchy: dżinsy, proste koszulki, a w przypadku Poli również flanelowe kraciaste koszule. Tym razem jednak obie zdecydowały się na nieco bardziej imprezowe stroje.
– Chyba po raz pierwszy masz na sobie sukienkę – zauważyła River, lustrując Polę w jej kreacji w szkocką kratkę z paskiem w postaci owiniętego kilkakrotnie wokół talii srebrnego łańcuszka i łatką w kształcie czaszki na lewym udzie. Strój świetnie komponował się z długim naszyjnikiem, a włosy, które Pola rzadko czesała i zwykle nosiła rozpuszczone, były zebrane w wysoki kucyk. – Wreszcie wyglądacie jak dziewczyny.
– Nie przyzwyczajaj się – parsknęła Pola. – Na szczęście imprezy nie są codziennie.
– Niestety. Zresztą, ty nawet dzisiaj nie zdołałaś zrezygnować ze swojej ulubionej kratki.
– Bo trzeba być wiernym sobie. – Pola pokazała przyjaciółce język, a Robert, który siedział na miejscu kierowcy przed nią, parsknął cichym śmiechem.
Zerknął na Karolinę, po czym oboje odwrócili się twarzami do trzech nastolatek na tylnej kanapie samochodu.
– Wszystkie wyglądacie świetnie – powiedział. – I założę się, że będziecie się dobrze bawić.
– Robert przyjedzie po was o dziewiątej – dodała Karolina. – Chyba że zadzwonicie wcześniej.
– Dzięki, mamo. – Maja uśmiechnęła się, otworzyła drzwi i po chwili wszystkie trzy przyjaciółki stanęły pod szkołą.
Do budynku zmierzało już kilkoro dzieciaków, chociaż większość miała pojawić się dopiero za jakieś dwadzieścia minut. Ci, którzy dotarli tu już teraz, byli zaangażowani w organizację imprezy. Dotyczyło to również Mai, która chciała się upewnić, że sprzęt grający jest podłączony prawidłowo, a nagłośnienie działa, jak należy.
– Stresujesz się – zauważyła River.
Maja wzruszyła ramionami.
– Może trochę.
– Niepotrzebnie – pocieszyła ją Pola. – Dasz czadu, zobaczysz.
– Mhm – mruknęła Maja bez przekonania i wolnym krokiem ruszyła do szkoły.
W środku było ciepło i przyjemnie. Zostawiły kurtki w szatni, po czym poszły do sali gimnastycznej. Nie było tu dużo dekoracji, ale wystarczyło trochę czerwonych i złotych balonów oraz serpentyn, by nadać wnętrzu niecodzienny charakter. Te czerwone miały kształt serc, żeby podkreślić walentynkowy klimat, a Maja cieszyła się, że komitet organizacyjny nie zdecydował się na bardziej dosłowne dekoracje. Trudno utrzymać przyzwoity rockowy klimat, kiedy ze wszystkich stron celują w ciebie amorki.
Odnalazła spojrzeniem głośniki, które porozstawiano we wszystkich kątach, i pokiwała głową do samej siebie. Następnie przemierzyła prawie pusty parkiet i dotarła do niewielkiego podwyższenia, na którym stał stół z komputerem – jej centrum dowodzenia na ten wieczór.
Jeszcze wczoraj upewniła się, że pliki zapisane na pendrivie odpalą na szkolnym sprzęcie bez problemu, i chyba tylko dzięki temu jej kolana nie dygotały.
Laptop był już uruchomiony. Maja wpięła przenośną pamięć do gniazda i uśmiechnęła się do szeregów folderów, które rozbłysły na ekranie. W jakiś sposób ich widok, znajomych i uporządkowanych, dodał jej otuchy.
Wydobyty z plecaka plik kartek ułożyła na stole po prawej stronie.
– To repertuar? – spytała z ciekawością Pola.
– Zestaw startowy – przytaknęła Maja. – Mam jeszcze plany awaryjne, jeśli okaże się, że ten się nie spodoba.
– Poszłaś na całość – stwierdziła River, kartkując notatki Mai.
– A oni i tak tego nie docenią. – Pola wydęła wargi. – Bo to muzyczni ignoranci.
– Mądre słowo jak na ciebie. – River parsknęła, po czym objęła Maję. – Będzie dobrze, nie stresuj się.
Maja zmusiła się do słabego uśmiechu. Pomimo wsparcia koleżanek czuła narastającą tremę. Jak zawsze przed wystąpieniami publicznymi.
Dziś i tak nie było źle. Jeszcze gorzej czuła się dwa miesiące temu, kiedy na prośbę Roberta miała zagrać kilka piosenek podczas otwarcia jego sklepu muzycznego. Oprócz zwykłego asortymentu oferował także lekcje gry na kilku instrumentach, w tym na gitarze. Uczył tego Maję od dwóch lat i lubił podkreślać, że jego podopieczna ma niezwykły talent.
Ona sama raczej nie podzielała jego zdania. Prawda, kochała gitarę, czuła się dobrze, kiedy trzymała ją w dłoniach, i radziła sobie z wieloma utworami, ale w życiu nie nazwałaby się „niezwykle utalentowaną”. Na samą tę myśl jej policzki płonęły rumieńcem.
Mimo to zgodziła się spełnić prośbę Roberta i w dniu, kiedy oficjalnie otworzył nowy biznes, na drżących nogach wyszła na niewielką scenę i wystąpiła przed prawie trzema tuzinami gości.
I chyba wyszło to całkiem nieźle. Nikt nie uciekł, kiedy grała, chociaż podejrzewała, że widzowie powstrzymują się głównie z szacunku wobec Roberta. Mimo to doceniła zachowanie publiczności. A także brawa, jakimi nagrodzono ją, kiedy skończyła występ.
Schodziła z tamtej sceny z buzią koloru dojrzałej wiśni i spojrzeniem wbitym w buty.
Teraz powinno być ciut łatwiej, bo zamiast grać na gitarze, miała odtwarzać piosenki z komputera. Ale to jej zadaniem było utrzymywanie odpowiedniego tonu imprezy, unikanie chwil ciszy i upewnianie się, że z głośników nie leci zbyt dużo szybkich piosenek. Albo za dużo wolnych. W drugim scenariuszu jej koledzy i koleżanki szybko znudzą się zabawą. W pierwszym zmęczą się i nie będą mieli siły na resztę wieczoru. Oba oznaczałyby klapę.
Dlatego Maja włożyła dużo pracy w przygotowanie listy utworów tak, aby zachować równowagę między szalonymi podskokami i rytmicznym kiwaniem się na boki.
Sala gimnastyczna powoli się zapełniała, dzieciaki krążyły po niej w grupkach, a trzy Latarenki wciąż stały na niewielkim podwyższeniu. W pewnej chwili podszedł do niego czarnowłosy chłopak z twarzą pokrytą galaktyką piegów i ustach rozciągniętych w szerokim uśmiechu.
– Cześć, Olek – powitały go chórem.
– Cześć – odpowiedział. – Słyszałem plotki, Maja, że będziesz dzisiaj didżejką.
– Nie mylić z dżokejką – wtrąciła Pola. – Chociaż wzrost ma dobry.
– I kiedyś jeździłam konno na wakacjach – wyznała Maja. – Fajnie było.
– Czyli będziesz dżokejką? – Olek wyglądał na lekko skonsternowanego.
Pola i River zachichotały, a Maja zaprzeczyła:
– Nie dzisiaj. Dziś będę puszczać muzykę.
– Powinnaś sama zaśpiewać i zagrać – powiedział. – To by był kosmos.
Maja odpowiedziała bladym uśmiechem. Wiedziała, że Olek, podobnie jak River, chętnie słucha jej gry. On również fascynował się muzyką i od samego początku zagadywał do Mai, pytał ją o najfajniejsze zespoły i piosenki. Trochę deprymowała ją świadomość, że zachowuje się prawie jak jej fan, a jeszcze bardziej niezręcznie poczuła się niedawno, gdy pomogła mu uwolnić się od skutków złowrogiego zaklęcia zwanego piranią duszy (tego samego, które w ubiegłym semestrze dręczyło River). Wprawdzie Olek nie wiedział dokładnie, na czym polegały kłopoty, w jakie wpadł, ani pomoc, której mu udzielono, zdawał sobie jednak sprawę, że poprawę samopoczucia zawdzięcza właśnie Mai i jej przyjaciółkom – i nie mógł nie być wdzięczny.
– Koncerty Mai to imprezy biletowane – oświadczyła Pola, wybawiając ją od konieczności udzielenia odpowiedzi na komentarz Olka. – I mało kogo tutaj byłoby stać na wejście.
– Właśnie, takie gwiazdy nie grają za darmo – dodała River.
Olek się zaśmiał.
– Ale w sklepie grałaś za darmo.
– Rachunek za tamto przyślemy pocztą – powiedziała Pola.
Maja parsknęła.
– Przestań już.
– Nie ma mowy. Jesteś gwiazdą, jedyną w Sepii.
– Robert jest gwiazdą – poprawiła. – Przecież wiesz.
– No to jest was dwoje.
Maja przewróciła oczami i skoncentrowała się na ekranie komputera. Słyszała, jak jej przyjaciółki rozmawiają z Olkiem o zbliżających się feriach – chłopak zamierzał je spędzić u swoich dziadków w Sokole – a potem znowu zaczęła się zastanawiać, jaką niespodziankę na jutro przygotowali jej mama i Robert.
Kilka chwil później do ich grupki podeszły cztery dziewczyny starsze od Mai o rok. Na ich widok westchnęła w duchu.
Znała je. Były najładniejsze w szkole i ubierały się tak, że nawet River, chociaż nie cierpiała ich całym sercem, musiała podziwiać ich kreacje. Miały też w zwyczaju patrzeć z góry na wszystkich dokoła, zwłaszcza na Latarenki. Z politowaniem spoglądały przede wszystkim na nie najnowsze koszulki Mai z nazwami zespołów muzycznych. Jakby T-shirt z Queen, Metallicą albo AC/DC miał stracić na wartości tylko dlatego, że trochę spłowiał.
Nauczyła się ignorować naburmuszone miny nimf – jak je nazywała wraz z koleżankami – i ich przewracanie oczami. Zwykle zwyczajnie trzymała się od nich z daleka, co było o tyle łatwe, że skoro były z różnych roczników, nie miały wspólnych lekcji.
– Obiło mi się o uszy, że zamierzasz zepsuć dzisiejszy wieczór – wycedziła Klara Lisoń nosowym głosem, który brzmiał naprawdę nieprzyjemnie. – Tylko daruj sobie te jazgotliwe kawałki, które tak uwielbiasz, bo wszyscy pouciekają.
– Ile ich trzeba, żebyś ty uciekła? – warknęła Pola, mrużąc oczy. – Bo może reszta to zniesie dla dobra społeczeństwa.
– Dziwne, że zdecydowałaś się pokazać te krzywe kołki, które masz zamiast nóg – odparowała jej kolejna z nimf, a pozostałe wybuchnęły śmiechem. – I dziwne, że nie przyszłaś w dresie.
– Nie ma też wrotek, więc pewnie przewróci się, gdy tylko ruszy z miejsca. Chodźcie, dziewczyny, zostawmy te dziwaczki. Lepiej, żebyś miała w miarę sensowne piosenki – rzuciła na koniec do Mai.
Odwróciły się i odeszły, a Pola odprowadziła je spojrzeniem, zgrzytając zębami.
– Flądry – burknęła.
River tymczasem przyglądała się Mai, jakby chciała się upewnić, że ta nie przejęła się złośliwościami nimf.
– No, flądry – westchnęła Maja, wpatrując się w komputer. Chciałaby szczerze powiedzieć, że udało jej się zignorować uszczypliwości tamtej czwórki, ale nigdy się tego nie nauczyła. Gdyby miała więcej pewności siebie, prawdopodobnie byłoby jej łatwiej, ale tej zawsze jej brakowało. W konsekwencji w tej chwili chciała po prostu wrócić do domu.
– Hej, Maja. – Jej uwagę przykuł Olek. – Olej je. Jeszcze się zgarbią, jak odpalisz swoją playlistę.
Jakby na komendę do podwyższenia zbliżyła się ich wychowawczyni, pani Brzoza. Uśmiechnęła się ciepło do całej czwórki i zatrzymała wzrok na Mai.
– Widzę, że się przygotowałaś. – Wskazała kartki, które leżały na blacie stołu. – Zaczynamy?
Maja przytaknęła, bo chociaż miała chęć uciec z dyskoteki, to w życiu nie dałaby nimfom satysfakcji płynącej z tego widoku.
Pani Brzoza pokazała jej uniesiony kciuk i Maja odpaliła pierwszy kawałek.
Robert czekał na nie na parkingu. Oparty o swój samochód, obserwował z uśmiechem zbliżającą się Maję, której towarzyszyły obie koleżanki.
– I jak poszło? – spytał z ciekawością, a Pola i River odpowiedziały mu z entuzjazmem, który sprawił, że niewiele zdołał z tego zrozumieć: obie przekrzykiwały się i przerywały sobie nawzajem. Parsknął śmiechem i uniósł rękę. – Nic nie ogarniam. Jedna naraz.
– Maja była genialna – zapewniła go Pola natychmiast. – Od początku do końca.
– Na parkiecie cały czas był tłum – dodała River, zarumieniona z przejęcia. – Nie dawała nam odpocząć, ciągle puszczała takie piosenki, że nogi same rwały się do tańca.
– Nawet jak się nie umie tańczyć – odezwała się znowu Pola, a Robert się roześmiał.
Spojrzał na milczącą Maję. Na widok dumy na jego twarzy zarumieniła się i opuściła wzrok.
– Wiedziałem – skwitował, po czym oderwał się od samochodu. – Wskakiwać.
– Robert, co będzie jutro? – spytała Maja, gdy zajęła miejsce obok niego.
– Jutro będzie futro – odpowiedział.
Sapnęła z irytacją, więc parsknął.
– Wytrzymałaś tydzień, pociągniesz do jutra.
– Nie dam rady…
– Dasz – zapewnił, uruchamiając silnik.
Maja zerknęła na niego i uśmiechnęła się, gdy westchnął z politowaniem. Pola i River wciąż dyskutowały głośno na tylnym siedzeniu, wspominając co ciekawsze chwile minionego wieczoru i zachwycając się muzyką, która rozbrzmiewała z głośników.
Maja też była zadowolona. Udało się jej osiągnąć dokładnie to, co sobie zaplanowała – nie było piosenki, w trakcie której na parkiecie brakowałoby więcej niż jednej trzeciej uczniów. Wyglądało na to, że jej playlisty naprawdę trafiły w gusta. Nawet nimfy nie mogły się do niczego przyczepić – chociaż na początku zabawy stały pod jedną ze ścian ze skrzyżowanymi ramionami, to wkrótce i one wczuły się w zabawę. Usiłowały wprawdzie przywoływać na twarze ironiczne uśmiechy, ale nie zdołały nikogo oszukać.
Dotarcie do domu nie zajęło im dużo czasu. Po powrocie Pola i River znowu narobiły zamieszania, gdy pytanie, jak udał się wieczór, padło z ust Karoliny.
Maja zerknęła na Roberta, ten zaś zrobił do niej minę i uciekł na piętro, najwyraźniej już zmęczony głośnymi relacjami dziewczyn. Zaśmiała się, a potem zaciągnęła przyjaciółki do swojego pokoju.
Długo trwało, nim Latarenki zasnęły, wciąż podekscytowane imprezą i przepełnione zadowoleniem. Pola i River z szerokimi uśmiechami na twarzach dyskutowały, nuciły piosenki, które wpadły im w ucho, i rozpamiętywały wieczór. A Maja przysłuchiwała się im, odzywając się tylko od czasu do czasu. Była najbardziej milczącą Latarenką, ale rozmowy koleżanek zupełnie jej nie przeszkadzały. Lubiła ich towarzystwo.
Nazajutrz obudziła się jako pierwsza, po czym zerknęła w okno – ujrzała za nim tylko szarość. Nie padało, jednak wiszące na niebie chmury odbierały Sepii wszelkie kolory. W dodatku w powietrzu unosiła się gęsta mgła.
Maja wstała z łóżka i przeciągnęła się leniwie. Dochodziła już jedenasta, co najszybciej zauważył jej żołądek. Dlatego ubrała się, starając się nie obudzić przyjaciółek, a później wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Wkroczyła do kuchni, ziewając i pocierając twarz palcami. Trochę zdziwił ją półmrok panujący w pomieszczeniu; z jakiegoś powodu wszystkie okna były zasłonięte.
– Mamo, zrobisz nam tosty z jajkami? A w ogóle to czemu tu tak ciemno? – spytała Karolinę, która opierała się o blat kuchenny z kubkiem kawy w dłoni.
Po chwili zauważyła, że Karolina i Robert nie są w kuchni sami. Oprócz nich siedziała tam również szczupła, jasnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach i bladej twarzy.
– Sylwia! – zawołała Maja i sekundę później wpadła w rozłożone ramiona koleżanki.
– Cudownie cię widzieć! – odpowiedziała dziewiętnastolatka ze śmiechem.
Maja odsunęła się, wciąż wyszczerzona, po czym zerknęła na mamę.
– Niespodzianka?
– Niedobra?
– Najlepsza! Ojej, ale fajnie, że jesteś! – zawołała, a Sylwia znowu się roześmiała.
Teraz Maja już rozumiała, dlaczego w domu panuje półmrok.
Sylwia nie mogła przebywać na słońcu, nawet przez chwilę. Była na nie uczulona w sposób, którego lekarze nie potrafili zrozumieć. Wystarczyłoby kilka chwil spędzonych w świetle dnia, by na jej skórze pojawiły się bolesne oparzenia. Działo się to nawet wówczas, gdy blask słońca wpadał przez okno – i dlatego wszystkie zasłony w kuchni oraz salonie były szczelnie zaciągnięte.
– Tata mnie podrzucił dwie godziny temu – wyjaśniła Sylwia. – Miałam ochotę cię obudzić, ale Karolina powiedziała mi, że imprezowałaś do późna i musisz odespać kaca.
– Nie mam kaca – zaoponowała Maja. – Ale siedziałyśmy dość długo. Dlaczego mnie nie uprzedziłaś?
– Bo to miała być niespodzianka. Mój tata ma weekendowy wyjazd i droga przebiegała mu akurat przez Sepię. Dlatego pomyślałam, że wykorzystam okazję, by się z tobą zobaczyć. Twoja mama mnie zaprosiła.
– Wiem, że się za sobą stęskniłyście – dodała Karolina.
– Dzięki. – Maja uściskała ją z zadowoleniem. – To znaczy, że zostajesz do jutra? – zapytała Sylwię.
– Jeśli mnie ugościsz.
– Pewnie! Zostań, ile tylko chcesz, tak fajnie, że przyjechałaś!
– Czyli chyba się cieszy – stwierdziła Sylwia, zerkając na Roberta, a on parsknął.
– Tosty z jajkami, tak? – spytała tymczasem mama, zaglądając do lodówki, na co Maja przytaknęła. – Dziewczyny już wstały?
– Zaraz je wyciągnę z łóżka.
Nie było takiej konieczności. Kiedy Maja pobiegła do swojego pokoju, odkryła, że przyjaciółki właśnie kończą się ubierać.
– Co tak wrzeszczałaś? – spytała Pola.
– Sylwia przyjechała – odpowiedziała Maja z zadowoleniem. – Będziecie mogły ją poznać, a ona was.
Pola i River wymieniły zaciekawione spojrzenia.
– To ta niespodzianka Roberta i twojej mamy? – spytała River. Gdy Maja przytaknęła, zamyśliła się na chwilę. – A jesteś pewna, że chcesz, żebyśmy tu były? Może wolisz spędzić czas tylko z nią?
– Nie, chcę, żebyście ją poznały, i chcę przedstawić was Sylwii. Chodźcie.
Poprowadziła je do kuchni, w której już unosił się apetyczny aromat tostów.
Na widok wchodzących do pomieszczenia nastolatek Sylwia wstała z krzesła.
– To właśnie moje przyjaciółki – oświadczyła Maja z dumą. – Pola i River. A to Sylwia Kier, o której wam opowiadałam.
– Opowiadała. – Pola wyciągnęła dłoń do starszej dziewczyny. – I to dużo.
– Ja o was też co nieco słyszałam, Latarenki. Fajnie was w końcu poznać. Mamy dużo do omówienia.
Redakcja: Adrianna Hess
Korekta: Krystian Gaik, Beata Buko
Projekt okładki, ilustracje wykorzystane na I stronie okładki oraz wewnątrz książki: Paulina Walachowska
Skład i łamanie: pagegraph.pl
Konwersja do EPUB/MOBI: InkPad.pl
Wydawnictwo Mięta Sp. z o.o.
03-475 Warszawa, ul. Borowskiego 2 lok. 210
www.wydawnictwomieta.pl
tel. +48 505 636 224
ISBN 978-83-68371-98-7
