Za lepszym życiem - Agnieszka Bednarska - ebook + audiobook

Za lepszym życiem ebook i audiobook

Agnieszka Bednarska

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy można żyć w szczęśliwym związku na odległość? To pytanie nieustannie zadają sobie cztery przyjaciółki – Agata, Ewka, Róża i Mirka. Każda z nich jest inna, ale łączy je jedno. Ich partnerzy opuścili kraj i swoje rodziny w poszukiwaniu lepszej pracy, lepszych perspektyw i lepszego życia. One pozostały same w domach, mają na głowie dzieci, pracę i inne problemy codzienności. Odczuwają brak partnera i próbują sobie radzić z sytuacją, jak potrafią. 

Agata po wyjeździe męża wdaje się w burzliwy romans. Ewka przyzwyczaja się do swojej sytuacji i zdaje się, że swojego męża już nie potrzebuje. Róża chciałaby mieć dziecko i pragnie wsparcia od partnera, którego przy niej nie ma. Mirka prowadzi podwójne życie i dobrze jej z tym.

Agnieszka Bednarska, autorka powieści Piętno Katriny i Zanim się obudzę, napisała Za lepszym życiem na podstawie doświadczeń własnych i znanych jej kobiet. Doskonale wiedziała, z jakimi emocjami zmagają się rozdzielone pary. Dlatego te historie są tak boleśnie wiarygodne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 15 min

Lektor:

Oceny
4,6 (25 ocen)
16
7
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NataliaCieslak

Nie oderwiesz się od lektury

To trzeba przeczytać !
00
domelcia98

Nie oderwiesz się od lektury

zakończenie wyciska łzy.. świetna książka. Nie spodziewałam się po niej wiele, a miło się zaskoczyłam.
00

Popularność




Tytuł: Za lepszym życiem

Copyright © Agnieszka Bednarska, 2022

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Monika Drobnik

Korekta: Justyna Kukian

ISBN 978-91-8034-985-7

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Moim przyjaciółkom: Andżeli, Magdzie, Patrycji i Izie.Niech żyje rock and roll!

Rozdział 1

Kobiece czasopismo nigdy nie stanowiło ulubionej lektury Tomka, ale w tej chwili było jedyną prasą, jaką miał w zasięgu ręki. Otworzył je na przypadkowej stronie i zaczął czytać od niechcenia: „Rutyna zabija powoli. Jest jak wyniszczająca choroba, która początkowo nie daje objawów. Podstępnie zagnieżdża się w organizmie żywiciela i roztacza swoje macki na coraz to szerszy obszar. Ludzie zarażeni rutyną oddalają się od siebie niepostrzeżenie. Pierwsze symptomy w postaci braku tematów do rozmów często są ignorowane. Kiedy dolegliwości zaostrzają się i dochodzi do przewlekłego stanu braku pożądania i alienacji duchowej, rokowania są już bardzo złe. Doraźne środki pomocowe (np. poradnie małżeńskie) przynoszą tylko złudzenie poprawy. Ofiarami rutyny padają związki w każdym »wieku«. W chwili bolesnego uświadomienia sobie, że z drugą osobą łączą nas już tylko wspomnienia i kredyty, a czasami również dzieci, wówczas wiadomo, że związek jest w stanie agonii. Inną równie powszechną przyczyną wyniszczania związków są rozstania. Wielu z nas miało okazję przekonać się, że w owych rozstaniach nie ma nic z literackiej romantyczności. Większość par, które rozstają się nawet na kilka miesięcy (nie mówiąc już o tych, które rozstają się na lata), wracając do siebie, nie są już takie same – są solidnie poturbowane, o ile partnerzy w ogóle pozostają ze sobą. Zanika między nimi więź, bliskość, umiejętność rozmawiania ze sobą, mniej ich łączy, więcej dzieli, pojawiają się wzajemne pretensje, podejrzenia, nieufność, czasami zdrady... Pod przykrywką szczytnych celów rozpadają się setki rodzin, a szukanie winnych, podobnie jak w przypadku rutyny, nie ma najmniejszego sensu”.

Obruszony nieżyciowością przeczytanego tekstu, Tomek zgniótł gazetę i wrzucił ją do wiklinowego kosza stojącego w rogu pokoju.

– Co za bzdury – burknął do siebie. – Autorka to pewnie jakaś sfrustrowana stara panna, która nie ma bladego pojęcia, czym jest prawdziwe życie!

Sam nie wiedział dlaczego, ale mimowolnie się zdenerwował. Może na autorkę artykułu, może na samego siebie... Nie miał ochoty dociekać, lecz fragment o rozpadaniu się związków w wyniku rozstania prześladował go przez większą część dnia. Myślał o tym mimo woli, chociaż próbował przestać, ale to natręctwo zachowywało się jak kleszcz, niełatwo było się go pozbyć.

Dopiero powrót Lidki do domu pozwolił mu się uspokoić. Filozoficzne, niezdrowe rozważania zostały wyparte przez jej urok osobisty, poczucie winy chwilowo w nim ustąpiło.

Lidka, która była bardzo kobieca i nieziemsko powabna, wniosła w życie Tomka powiew świeżości. Wprawdzie dopóki był blisko żony, nie czuł jego braku, ale gdy wyjechał, szybko zrozumiał, że nie jest stworzony do samotnej egzystencji. Znajomość z Lidką była jak wakacje – beztroskie i bardzo gorące. I w ten sposób o niej myślał. „Żona to żona” – tłumaczył sobie. – „Ma swoje nienaruszalne prawo pierwszeństwa”. Był pewien, że tylko ją, Agatę, matkę swoich dzieci, kocha naprawdę. Przez wiele lat żyli w symbiozie, byli jak Adam z Ewą, jak gin z tonikiem, jak groszek z marchewką.

Agata wciąż była piękną kobietą, dwie ciąże nie pozostawiły na jej ciele najmniejszego śladu – być może dlatego, że wszelkie używki traktowała jako źródło chorób zakaźnych, a może dlatego, że tańczyła, biegała i poddawała swoje ciało wielu innym fizycznym torturom. Tomek zdawał sobie doskonale sprawę, że Lidka nawet w czasach swej wczesnej młodości nie wyglądała tak idealnie jak jego boska żona, której pośladki były niczym holenderskie jabłka, zaś te u Lidki przypominały raczej dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie samo, jakie robiła jego babcia. Pomimo to przynosiły mu one równie dużo słodkiej rozkoszy. Rozpływał się w zachwycie, gdy dotykał ich tak, że palce prawie znikały, rozkoszował się widokiem jej krągłości kołyszących się tanecznym pląsem, kiedy chodziła. Zanim Tomek spotkał Lidkę, myślał o takich kobietach: „puszyste”, „kluseczki” lub „grubasy” – gdy były zaniedbane. Kiedyś i o niej pomyślałby, że piersi ma zbyt ciężkie, biodra za szerokie, a uda za wielkie – dziś właśnie tym zachwycał się najbardziej. Ta zupełnie naturalna linia ciała, swobodna w każdym ruchu miękkość, ramiona i zaokrąglony brzuszek, tak przecież chętne do przytulania, oszołomiły go niczym pierwszy pocałunek ze starszą koleżanką. Zauroczenie Lidką spadło na Tomka tak nagle, że nie zdążył się nad nim zastanowić. Zapewne i tak nie zrozumiałby, dlaczego piękna żona, którą – był pewien – kochał, z dnia na dzień przestawała być obiektem jego pożądania.

Gdy rok temu żegnał się z Agatą na lotnisku, oboje byli pełni obaw o wszystko, za wyjątkiem siły swoich uczuć. Rozstawali się we łzach, czule zapewniając się o miłości i o tym, że ta rozłąka nic między nimi nie zmieni. Marzenia o kupnie pierwszego samodzielnego mieszkania dodawały im sił, mieli już przecież dorastające dzieci, chcieli, aby żyły lepiej.

– Tomuś, zadzwoń, jak dotrzesz na miejsce. I pamiętaj, że możesz wrócić w każdej chwili, jeśli będzie ci źle lub tęsknota za nami będzie nie do wytrzymania! – Długie, chude ręce Agaty czule obejmowały go na krótko przed odlotem.

– Jak ja dziś zasnę bez ciebie? – pytał ją, z trudem powstrzymując się od płaczu.

Bali się. O wszystko, tylko nie o to, że jako para mogą tego nie przetrwać. Pierwsza rozłąka trwała pół roku – najdłuższe pół roku w ich wspólnym życiu. Początkowo dzwonili do siebie codziennie. Agata opowiadała o tym, co w pracy, co u dzieci i że bez niego jest im ciężko. Tomek mówił, jak urządza się w służbowym mieszkaniu, które dzielił z kolegą, że bardzo tęskni za domem i rodziną oraz że zniesie to, bo przecież dni mijają tak szybko. Z czasem rozmowy stawały się rzadsze, ona nauczyła się radzić sobie sama, on pracował długo, bo brał nadgodziny, a czas wolny wykorzystywał na sen. Tęsknota jakby osłabła, zaczęli się przyzwyczajać do życia na odległość.

Z Lidką spotkał się przypadkiem, zdarzyło się to po powrocie z urlopu w Polsce. Wyjeżdżając, czuł się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem, był rozgoryczony tym, że ponownie zostawiał wszystkich, których kochał, tylko po to, żeby na własne życzenie wrócić do monotonii codziennej harówki. Smutek długo nie ustępował, więc może właśnie dlatego, gdy spotkał osobę równie zagubioną jak on – która na dodatek obdarzyła go zalotnym uśmiechem – zapragnął dzielić z nią własną niedolę.

Spotkali się w banku. Lidka miała problem z wyjaśnieniem obsłudze, czego potrzebuje, zaś Tomek, ze swoim nienagannym angielskim, natychmiast jej pomógł.

– Jestem ci naprawdę wdzięczna – podziękowała mu, gdy wyszli z budynku. – To wstyd, że nie mogłam się dogadać, mimo tych wszystkich lat spędzonych na kursach angielskiego.

– Szło ci całkiem dobrze – pocieszał ją, bo widział, że naprawdę wprawiło ją to w zażenowanie. – Za kilka tygodni nie będziesz miała już żadnych problemów, to kwestia, jak to się mówi, „osłuchania się”.

Szli blisko siebie bardzo wąskim chodnikiem. Gdy ich oczy się spotykały, zaglądał w nie bardzo głęboko, bo czuł, że polubił tę dziewczynę. Równie głęboko zaglądał w jej dekolt i czuł, że z każdym krokiem lubi ją coraz bardziej. Lidka miała proste brązowe włosy, które swobodnie wpadały pomiędzy rytmicznie falujące piersi. Sam prawie odczuwał to lekkie łaskotanie i miał wielką ochotę odgarnąć te włosy, wydostać je z tego ciepłego zakątka. Nie zdawał sobie sprawy, jak oczywiste było dla niej to, czym wtedy myślał.

Widok jej mleczno-czekoladowej skóry, a także unoszących się przy każdym oddechu ciężkich piersi oraz odsłoniętej, opalonej szyi przywołał w myślach nocą, onanizując się pod prysznicem. Wrócił do pokoju odprężony, ale jej obraz nie chciał zniknąć, erotyczne napięcie szybko powróciło. Nabrał wielkiej ochoty, aby zrobić to znowu, jego penis nadal stał sztywny niczym drewniany pal. Niepewny swoich zamiarów spojrzał na telefon, wiedział, że jest w nim jej numer. Wymienili się nimi „tak na wszelki wypadek”.

– A jeśli nie wywarłem na niej dobrego wrażenia...? – Wahał się jeszcze przez chwilę. – Może uzna mnie za zwyrodnialca? – W tym momencie jednak logiczne myślenie przysłonięte zostało zwierzęcym instynktem i absolutnie nie miało siły przebicia.

– Lidka... – szepnął do słuchawki, kiedy odebrała. Miała ciepły, przyjazny, nieco przyzwalający głos. – Mam cholernie wielką ochotę...

– Ja też... – wtrąciła, a on odniósł wrażenie, że czekała na ten telefon. – Podaj mi adres, zaraz tam będę – poprosiła, zupełnie niezaskoczona.

Rozdział 2

Kilka minut po dwudziestej pierwszej Agata i Mirka zasiadły przy kuchennym stole w mieszkaniu Ewki. Wszystkie czekały na przyjście swojej przyjaciółki Róży i na to, aż świeżo upieczony sernik nieco ostygnie, aby można go było pokroić i przenieść się wraz z nim na kanapę w pokoju gościnnym. Piły, jak zawsze, swoje ulubione porto, od którego szybko szumiało im w głowach.

Agata nigdy nie wypijała więcej niż dwie lampki, nie jadła też wypieków Ewki, zbyt mocno dbała o to, aby nie stracić wcięcia w talii. Wszystko przeliczała na kalorie, a te z kolei na czas, jaki będzie musiała spędzić na bieżni, aby je spalić. Uważała, że krótka chwila przyjemności przy stole nie jest warta tylu wyrzeczeń.

Mirka za to niczym nie gardziła, dużo jadła, jeszcze więcej piła, a i tak figurę miała doskonałą, co doprowadzało Agatę niemalże do łez.

– Piękne macie to mieszkanie, u nikogo jeszcze nie widziałam takiej przestronnej kuchni! – Mirka zachwalała mieszkanie Ewki i zawsze robiła to szczerze. Rzeczywiście było niestandardowe, jasne i rozległe, wszystkie przejścia zostały w nim poszerzone, a ściany przebudowane. Osobliwy klimat nadawały mu czarnobiałe fotografie przyrody, mocno powiększone i podświetlone w jakiś magiczny sposób. Zdjęcia te zrobiła niegdyś Ewka, fotografowanie było jej prawdziwą pasją, którą niestety porzuciła po wypadku córki.

Gdy pięć lat temu jej córeczka Anetka jechała rowerem z dziadkiem, który wiózł ją w foteliku za sobą, uderzył w nich samochód prowadzony przez młodego kierowcę. Ojciec Ewki zmarł w szpitalu. Dziewczynka długo walczyła o życie, ocaliło ją jedynie to, że podczas wypadku miała na głowie kask. Miała wówczas trzy latka. Niestety, od tamtej pory nie odzyskała sprawności fizycznej i jak mówili lekarze, nie miała na to szans również w przyszłości, czego jej rodzice nigdy nie przyjęli do wiadomości. To właśnie dlatego wszystko w ich mieszkaniu zostało urządzone tak, aby poruszanie się na wózku było dla niej jak najmniej uciążliwe.

Gdy Ewka i jej mąż Sebastian zrozumieli, że ich dziecko musi jeździć na wózku, kupili to mieszkanie, chociaż wcale nie było ich na nie stać. Wzięli ogromny kredyt, którego spłata z miesiąca na miesiąc była coraz trudniejsza. Ani na chwilę nie przestawali walczyć o zdrowie córeczki. Niestety, rehabilitacje, sanatoria, sprzęty do ćwiczeń były niemiłosiernie drogie. Ewka sprzedała wtedy swój sprzęt fotograficzny, który kolekcjonowała latami. Potrzeby własne i swojej drugiej córki zredukowali wraz z mężem do minimum, ale i tak z trudem wiązali koniec z końcem.

Z czasem zabrakło rzeczy, których mogliby się jeszcze pozbyć, a lista niezbędnych wydatków związanych z Anetką ciągle się wydłużała. To właśnie wtedy podjęli trudną decyzję o wyjeździe męża Ewki za granicę.

Sebastian porzucił pracę na dwa etaty w szkole muzycznej i wyemigrował do Norwegii, gdzie jeden z jego byłych uczniów załatwił mu pracę w paczkowalni. W domu nie bywał prawie wcale, dzięki czemu w ciągu trzech lat udało mu się spłacić znaczną część kredytu i wynająć prywatną rehabilitantkę. To sprawiło, że Anetka poczyniła znaczne postępy.

Sernik Ewki roztaczał swoją słodką woń w całym mieszkaniu. Smakował równie dobrze, jak wyglądał, więc Mirka, zupełnie ignorując zdrowy rozsądek, pochłonęła kolejny jego kawałek, popijając winem.

– Tak się czasami nad wami zastanawiam... – zagadnęła, oblizując palce. Ewka i Agata spojrzały na nią pytająco, alkohol bowiem zdążył już wymalować na ich twarzach rumieńce niczym u rosyjskich księżniczek. – No, nad tym, jak to jest z wami i waszymi potrzebami? Dlaczego takie fajne babki jak wy, bądź co bądź samotne, nie znajdą sobie miłych chłopców, aby się trochę rozerwać, odprężyć? Przecież możliwości macie nieograniczone! Naprawdę nie brakuje wam starego, dobrego seksu? – Od zawsze było wiadomo, że Mirka miała dość nowatorskie podejście do kwestii wierności małżeńskiej i spraw damsko-męskich w ogóle. Różnice poglądów dotyczące tych zagadnień często bywały tematem zaciętych dyskusji pomiędzy przyjaciółkami.

– Nie wiem jak ty... – głos zabrała Ewka – ale ja nie mam nawet czasu zastanawiać się nad tym, czy nie brakuje mi pieprzenia. Całą energię zużywam na dzieci i dom. Resztki sił, jakie mi pozostają, zużywam na was, moje kochane... – W geście totalnej bezradności rozrzuciła ręce na boki.

– A ja... – Agata zaczęła się zastanawiać. – To trudne... Tomka nie ma od roku...

– No właśnie! – Mirka wyraźnie zachęcała ją do zwierzeń. – Kawał czasu, a ty ciągle młoda!

– Początkowo bardzo cierpiałam, i to nie z powodu braku seksu, ale braku jego codziennej obecności przy mnie. Same wiecie, co się ze mną wtedy działo, byłam jak cień. Po kilku miesiącach przywykłam, że sypiam sama, skupiłam się na dzieciach, tak jak Ewa, no i oczywiście na pracy, chociaż jej nie cierpię.

– Ściemniasz. Nie wierzę, że przestałaś odczuwać podstawowe ludzkie potrzeby! – Mirka domagała się szczegółów.

– Oczywiście, że nie – zaśmiała się Agata. – Potrzebę snu, jedzenia i ciepła odczuwam nieprzerwanie.

– Coś kręcisz... – Ewka również to wyczuła. – Mów szczerze, nam przecież możesz.

– Chodzi o to... Chciałabym to dobrze ująć, ale nie wiem jak. Być może im dłużej trwa moja samotność, tym bardziej mam ochotę...

– Wiedziałam, jednak jesteś normalna! – Mirka poczuła satysfakcję.

– Czekaj, nie skończyłam. Problem jest w tym, że nie tyle mam ochotę na seks z mężem, co na wykorzystanie jego nieobecności i spróbowanie tego, czego nie skosztowałam przed ślubem...

Zaskoczenie zamknęło przyjaciółkom usta. Czegoś takiego w życiu by się po niej nie spodziewały. Nawet sama Agata była zdumiona tym, że w końcu jednoznacznie nazwała to, co kołatało jej w głowie od pewnego czasu.

– Muszę przyznać, że mnie zatkało. – Twarz Ewki wyrażała dezaprobatę. – Do głowy by mi nie przyszło, że kuszą cię jakieś poboczne przygody. Ty i Tomek jesteście najbardziej zgraną parą, jaką znam. Zanim cokolwiek zrobisz, dobrze się zastanów.

– I nie zrozumiałyście. To nie jest tak, że ja szukam czegoś na boku, bo nie szukam. Chyba nie jestem z tych, co potrafią łączyć romans z życiem rodzinnym. Tak się tylko ostatnio zastanawiałam nad tym, czy będąc od zawsze z jednym facetem, czegoś przypadkiem nie straciłam.

– Jestem pewna, że straciłaś! – Mirka nie miała co do tego żadnych wątpliwości. – Uważam, że człowiek, niezależnie od płci, nie jest stworzony do monogamii. To wbrew naturze.

– Czy to, co mówisz, jest potwierdzone naukowo, czy to twoja osobista teoria? – Drwina w głosie Ewki była oczywista. Mirka już dawno się do tego przyzwyczaiła, prawdopodobnie dlatego tym razem nie zwróciła na nią uwagi.

– Czy w zgodzie z naturą nie jest dążenie do szczęścia, do zadowolenia? Przecież właśnie o to nam wszystkim chodzi, no same powiedzcie.

Agata skinęła głową na znak zgody, Ewka zaś tylko obojętnie wzruszyła ramionami.

– Właśnie! – Mirka postanowiła kontynuować myśl. – A więc i w seksie powinno się do tego dążyć, w końcu to część naszego życia. Ale żeby poczuć zadowolenie w tej dziedzinie, potrzebna jest adrenalina, nowe bodźce, świeże doznania. A o jakiej adrenalinie możemy mówić, gdy przez lata sypia się z tą samą osobą?

– Jak zwykle wszystko upraszczasz. – Ewka zmieniła pozycję, wyprostowała się i była gotowa do obrony swoich racji. – W wieloletnim związku może nie ma wiele adrenaliny, ale jest coś ważniejszego, miłość i szacunek.

– Jasne – Mirka zgodziła się z nią, odstawiając pusty kieliszek. – Tylko czy szacunek może podniecać? Czy to, że kogoś kochasz, jest równoznaczne z tym, że będziesz miała orgazm?

– Przecież nie można sprowadzać życia do seksu! – Ewka walczyła coraz bardziej zaciekle, Agata przyglądała się temu spektaklowi ciekawa jego zakończenia. – Ja naprawdę nie odczuwam jego braku. Zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego ty tak za nim szalejesz, mi zwyczajnie się nie chce, podobnie jak nie chce mi się ćwiczyć co rano.

Pyszne, małe kanapeczki znikały z talerza jedna po drugiej, wina ubywało, a porozumienia na próżno by upatrywać.

– Może jeszcze tego nie wiecie, ale mam własną teorię na temat tego, dlaczego niektórzy ludzie nie potrzebują seksu – rzekła Mirka.

– Dlaczego mnie to nie dziwi? – Roześmiała się Agata.

– Myślę, że jeżeli kobieta albo facet mówią, że seksu nie potrzebują, nie lubią lub mogą się bez niego obejść, znaczy to tylko tyle, że nigdy w życiu nie zaznali prawdziwej ekstazy, nieziemskiego orgazmu. Każdy, kto chociaż raz w życiu uniósł się ponad ziemię z prawdziwej rozkoszy, zawsze będzie dążył do zaznania tego ponownie. To instynkt!

– Ale my jesteśmy ludźmi, nie kierujemy się instynktami, mamy uczucia i rozum. To odróżnia nas od prymitywnych zwierząt – upierała się Ewka.

– Ależ oczywiście, że kierujemy się instynktami, chociaż przyznaję, że nie tylko nimi. – Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.

„Dobrze, że na stole nie ma noży” – pomyślała Agata, czując podskórnie, że bardziej zgadza się ze stanowiskiem Mirki niż Ewki. To było dla niej zaskakujące, bowiem nigdy wcześniej nie podzielała takiego podejścia do życia, jakie miała Mirka.

– Mira, a nie martwi cię to, że dla tych cielesnych przyjemności, które tak tobą zawładnęły, ryzykujesz losem własnej rodziny? Czy naprawdę fizyczne doznania są dla ciebie najważniejsze? Wydaje mi się to niezbyt normalne. – Światło płynące ze ścian lekko rozjaśniało coraz bardziej napiętą twarz Ewki. Ileż to już razy starała się wytłumaczyć Mirce, że zachowuje się po prostu głupio, jednak do tej pory efektów tych rozmów nie było widać. Dobrze wiedziała, że i tym razem niczego nie wskóra, nie byłaby jednak sobą, gdyby jej odpuściła.

– Seks, moja kochana, jest ważny dla każdego, kto wie, czym on jest. On jest jak czwarte koło w samochodzie, niezbędny, aby jechać. Jeśli go zabraknie, to oczywiście siłą rozpędu można ujechać nawet spory kawałek, ale komfort jazdy jest słaby, niestety.

– Chcesz powiedzieć, że ja i Agata ciągniemy nasze małżeństwa siłą rozpędu, bo nie mamy tego twojego czwartego koła, czyli bzykanka? – Ewka poczuła się urażona. Agata natomiast pomyślała, że może w tym, co mówi Mirka, jest jakaś racja, bo przecież komfort jazdy” małżeńskiej znacznie się im obu pogorszył, odkąd zostały same. Zachowała jednak te przemyślenia dla siebie, zdając sobie sprawę, że rano wraz z utratą promili może porzucić również tę myśl.

– Tylko się nie obrażaj... – W tej chwili Mirka zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie zagalopowała się w swoim wywodzie. Co innego rozważania teoretyczne, a co innego przypisywanie niemiłych komentarzy swoim przyjaciółkom. Nie miała przecież zamiaru krytykować sposobu ich życia, tak jak one nigdy nie krytykowały j ej.

– Nie obrażam, ale muszę się napić. – Ewka dolała sobie wina i upiła solidny łyk. – Jak to możliwe, że wciąż cię kocham, skoro czasami mam ochotę zwyczajnie skopać ci tyłek?!

– Mnie najwyraźniej nie da się nie kochać! – Mirka również obniżyła ton. Przez te wszystkie lata, które spędziły ze sobą, poznały się już tak dobrze, że żadne różnice poglądów nie mogły ich ze sobą skłócić. A przynajmniej nie na długo. Postawa Mirki kształtowała się latami, a one były tego świadkami. Od najmłodszych lat Mirka powtarzała, że mężczyźni są źli i nie można im ufać, że nigdy nie wyjdzie za mąż i nie będzie miała dzieci. Nie wyrosła z tych poglądów. Miała wielu adoratorów, niejeden stracił dla niej głowę, ale ona z nikim nie potrafiła związać się na dłużej niż pół roku. Gdy jej związki zaczynały robić się poważne, uciekała. Nie wzruszały jej złamane serca, które porzucała bez mrugnięcia okiem. Z dnia na dzień z czułej i – wydawałoby się – zakochanej kobiety stawała się soplem lodu.

Jako dziecko Mirka nigdy nie zaznała miłości, jak sama mówiła, z winy ojca. Jej matka, chorobliwie w nim zakochana, popadała w obłęd, gdy co kilka miesięcy wyprowadzał się do innej kochanki. Gdy znikał, matka Mirki pogrążała się w głębokiej depresji, a kiedy wracał, ogarniała ją taka euforia, że zapominała o swoich dzieciach.

Prawdopodobnie Mirka wytrwałaby w swoim przekonaniu i do dziś pozostała singielką, gdyby nie spotkała na swej drodze Macieja. Schemat się powtórzył, bo kiedy już zamierzała go rzucić, okazało się, że jest w ciąży. Była zdruzgotana. Nigdy nie zapominała o połknięciu pigułki, nigdy poza tym jednym razem. Bez skrupułów zdecydowała się na aborcję, powstrzymał ją jednak brak pieniędzy. To, że dała się Maciejowi namówić na ślub i urodzenie dziecka, to – jak stwierdziła później – wina hormonów. Rafałek przyszedł na świat słaby i mały, Mirka karciła za to siebie. Uważała, że dziecko czuło się od początku niechciane, nie miało więc motywacji, by żyć. Wtedy dopiero obudził się w niej instynkt macierzyński i zapałała do syna miłością taką, o której istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Macieja także pokochała na swój sposób, głównie za to, że to dzięki niemu ich szkrab w ogóle się urodził. Lecz była to bardzo dziwna miłość, niełatwa ani dla niej, ani dla niego. Może chodziło tu bardziej o wdzięczność, przywiązanie, szacunek?

Wieczór niepostrzeżenie się starzał. W miarę, jak ubywało wina, tematy rozmów stawały się coraz lżejsze, a przyjaciółki rechotały coraz częściej z coraz bardziej banalnych powodów. Wszystkie lubiły ten stan głupkowatego odprężenia, który przynosił ulgę skołatanym nerwom i zmęczonym ciałom.

Agata, dopuszczona nareszcie do głosu, nieśmiało wspomniała o koledze z biura, niejakim Janku. Mężczyzna od pewnego czasu wyraźnie się nią zainteresował, chociaż nie zrobił niczego wprost. Nieustannie jednak krążył, kluczył, kombinował.

– Ciągle się pyta, czy czegoś nie potrzebuję, przynosi mi kawę z bufetu, prawi niewinne komplementy – opowiadała, bo przyjaciółki podchwyciły nowy wątek i ciągnęły ją za język.

– A jakie to są „niewinne komplementy”? – Ewka miała szelmowski uśmiech.

– Mówi na przykład: „Masz śliczny kolor tej bluzeczki”.

– I to ma być komplement? Chyba dla producenta farb do tkanin! – Ewka parsknęła. – Powinien był raczej powiedzieć, że tobie pięknie w tym kolorze!

– No właśnie – Agata przyznała jej rację. – Dlatego mówię, że te komplementy są jakieś takie... okrężne. Niby wiem, co chce powiedzieć, ale on tego nie mówi, więc nie mogę zareagować.

Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że zamilkły, nasłuchując, co nastąpi dalej. Wszystkie trzy siedziały wygodnie wśród poduszek, z nogami na niskim stoliku, i żadna nie miała ochoty podnieść się stamtąd bez powodu, więc kilka razy upewniały się, czy pukanie nie jest jedynie wytworem ich nietrzeźwych umysłów.

– Jednak ktoś puka – uznała Ewka. – I chyba nawet wiem kto! – Wygrzebała się ze swojego legowiska i boso pobiegła w stronę drzwi. Wróciła po minucie, a wraz z nią do pokoju weszła Róża.

– Sorry, że dopiero teraz. Miałam poważną rozmowę z mężem i nie mogłam przerwać. Ale mam za to wiadomość, której się nie spodziewacie. – Zdjęła z siebie mały sweterek i zamaszystym ruchem posłała go w odległy kąt pokoju. Zwinnie przeskoczyła przez oparcie kanapy i wcisnęła się pomiędzy Agatę i Mirkę. Była tak drobna, że żadna z nich nie odczuła nawet, że zrobiło się ciaśniej. – Chcemy mieć dziecko! – oświadczyła dumnie, a ton jej głosu dawał do zrozumienia, że jest na to absolutnie zdecydowana.

– No nie, zwariowałaś? – Reakcja Mirki była natychmiastowa i oczywista. – Nie brałaś dziś prochów albo wzięłaś ich za dużo!

Róża chwilowo skupiła się na serniku, który podała jej Ewka, zostawiając przyjaciółkom czas na przyswojenie informacji, którą właśnie od niej otrzymały.

– Mówiłaś przecież, że ostatnio tobie i Leszkowi nie bardzo się układa, może to nie jest odpowiednia chwila na taką decyzję... – Ewka swoje wątpliwości potrafiła wyrażać dużo bardziej dyplomatycznie niż jej poprzedniczka.

– Ewka ma rację, jeśli macie problemy, dziecko ich nie naprawi. Lepiej się wstrzymaj, aż między wami się ociepli. – Agata również nie była zachwycona tym, co usłyszała.

– Jakie tam problemy, ponarzekałam trochę, bo mieliśmy słabszy okres, to wszystko. Lesiu to Lesiu, nikogo innego nie mam i mieć nie chcę. – Róża widząc, że nie ma co liczyć na to, że ktoś w tym pokoju ją obsłuży, sama wstała i podeszła do oszklonej komódki, skąd wyjęła dla siebie kieliszek. Nalała do niego resztkę wina i wypiła je, czując jego rozgrzewającą moc. Przełknęła głośno i dokończyła wcześniejsze rozważania. – Przemyślałam to dokładnie razem z Lesiem... Nic wam wcześniej nie mówiłam, bo myślałam, że to pragnienie minie mi po okresie, po porcji słodyczy lub po szaleńczych zakupach. Nie minęło. My naprawdę tego chcemy. Nie potrafię się już od tej myśli uwolnić.

– A co, jeśli wasze problemy są poważniejsze, niż ci się zdaje? Nie podejmuj takiej decyzji pochopnie! – Przez Ewkę jak zawsze przemawiała troska.

– Nasze problemy, jak oboje wywnioskowaliśmy, wynikają właśnie z tego, że nie mamy jeszcze dzieci. Między nami powstała jakaś pustka, nieobsadzone miejsce, które podświadomie drażni nas oboje. Poza tym mam trzydzieści dwa lata, zegar biologiczny bije nieubłaganie. Nie mam czasu na grymasy, a na Leszku mogę polegać, jest odpowiedzialny, troskliwy i mądry. Ma naprawdę dobre geny, w jego rodzinie są sami wysoko wykształceni, a brat jego matki zna sześć języków. – Kobiety popatrzyły po sobie, nie kryjąc zdziwienia.

– Wybierasz ojca dla swojego dziecka, biorąc pod uwagę bystrość jego plemników? – Agata nie wierzyła własnym uszom.

– Toż to szczyt wyrachowania. – Ewka tylko udawała oburzenie.

– Co złego jest w tym, że już dziś dbam o to, aby za kilka lat nie wstydzić się na wywiadówkach?

– A co zrobisz, jeśli urodzisz, a między wami nic się nie poprawi? – Mirka nie pozwalała zbić się z tropu.

– Nie poprawi się, gdy nie urodzę, to pewne. Ale gdy już zostaniemy rodzicami, będziemy mieli więcej powodów, aby starać się bardziej. Jeśli będzie trzeba, zafundujemy sobie terapię.

– Terapię, moja kochana, to ja zalecałabym teraz. – Mirka patrzyła na Różę karcącym wzrokiem i kręciła głową z dezaprobatą. – To, co mówisz, nie jest normalne.

– Dogadał kocioł garnkowi, czy jak to tam szło... Czy twoje podwójne życie jest normalne? Albo życie Agaty czy Ewki, które prowadzą je właściwie samotnie, mimo że na palcach wciąż mają obrączki? Sebastian prawie nie zna własnych dzieci, czy to jest normalne?

– Nie denerwuj się już, jako przyszła mama musisz o siebie dbać. – Agata uśmiechnęła się. – Przecież wiesz, że my zawsze będziemy po twojej stronie i kibicujemy ci we wszystkim, co robisz. Zaskoczyłaś nas, ale osobiście przyznaję ci rację, już czas, abyś sama się przekonała, czym jest życie matki.

– No właśnie! Już dawno powinnam się była zdecydować. Wy macie odchowane dzieci, a ja... może jestem bezpłodna?

– Jasne, to po co łykasz pastylki? – parsknęła Mirka.

– No, może jestem, a nie wiem?

– Pamiętam, jak byłam w liceum i też tak o sobie myślałam... – Agata uśmiechnęła się do tych odległych wspomnień. – Od lat współżyłam z Tomkiem i nic się nie działo, mimo że się nie zabezpieczaliśmy. Kolejne koleżanki zaliczały wpadki, a my ciągle nic. Byłam pewna, że jestem bezpłodna... ależ człowiek był głupi.

– Teraz już chyba nie wierzysz w ślepy los i zabezpieczasz się? – upewniała się Mirka.

– Teraz to Tomusia niestety nie ma i ciąża mi nie zagraża, ale jak przyjeżdża taki wyposzczony, to na wszelki wypadek założyłam sobie spiralkę. Lekkoduchem już nie jestem.

– Widzisz, kwiatuszku... – Ewka przeszła z drugiego końca narożnej kanapy tylko po to, by objąć przyjaciółkę. – Twoja bezpłodność jest pewnie taka sama jak Agaty, więc nie dramatyzuj, tylko działaj, jeśli naprawdę tego chcesz. – Uścisnęły się mocno i Ewka chwiejnym krokiem wróciła na swoje miejsce.

– Strasznie tego chcę, aż trudno mi zrozumieć, skąd wzięła się we mnie ta potrzeba, i to od razu taka silna. Marzę, by wziąć w ramiona takie moje maleńkie, różowe bobo, tulić je, całować je, chronić...

– Hola, hola, zapomniałaś jeszcze o kilku szczegółach! – zawołała Mirka. – Zanim do tego dojdzie, najpierw będziesz tyła jak wieloryb, puchła jak balon, miała żylaki, hemoroidy i rozstępy jak Wielki Kanion, a na końcu tej niesamowitej metamorfozy będziesz wyła z bólu na porodówce, błagając lekarzy, aby cię dobili. I bądź pewna... – spojrzała przyjaciółce prosto w oczy ze stoickim spokojem – żaden z tych drani w fartuchach tego nie zrobi.

– Kiedyś bałam się tych twoich opowieści, ale teraz nie czuję żadnego strachu, wiem, czego chcę i zrobię to. Chcę mieć dziecko, rozumiecie?

Zrozumiały. Róża dojrzała. Później niż większość kobiet, ale dopadła ją ta nieprzeparta potrzeba bycia mamą. Od tej chwili stało się jasne, że nie zazna spokoju, póki tej potrzeby nie zaspokoi.

– Zwariowała, słowo daję, zwariowała! – Oczy Mirki wywróciły się białkami ku górze w teatralnym geście oburzenia.

– Dzieci są sensem mojego życia, waszego zresztą też – Ewka zwróciła się do Agaty i Mirki. – Więc bardzo się cieszę, że nareszcie się zdecydowałaś – puściła „powietrznego” buziaka do Róży.

– Będziesz miała ślicznego, piegowatego bobasa – Agata przeszła w stan euforii. Teraz ona otuliła przyjaciółkę ramieniem i piskliwym głosikiem dodała:

– Takiego, który z grubymi udami i kuperkiem w pieluszce będzie łaził na czworaka pomiędzy naszymi nogami. Już się nie mogę doczekać!

– Dajcie mi jeszcze wina, bo nie zniosę tej paplaniny! – Mirka poderwała się nagle i przeszła przez pokój. Uśmiechając się, podeszła do bohaterki wieczoru, ujęła jej głowę w dłonie, spojrzała w oczy i cmoknęła w czoło. – No dobra, moje błogosławieństwo też masz, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Rozdział 3

Agata, stojąc nago przed lustrem w łazience, wyprostowała się, oglądając najpierw jeden profil, później drugi. Spojrzała na pośladki, brzuch i biust. Piersi nie były duże, takie przeciętne „b”, miały kształt piłeczek, ale raczej do rugby niż tych okrągłych. To karmienie dzieci pozbawiło je naturalnych krągłości i odebrało sprężystość. Jednak godziny ćwiczeń z hantlami robiły swoje, utrzymywały je w całkiem nienagannej formie. Największa dumą Agaty był jednak brzuch, płaski i twardy, z zarysem mięśni pod cienką warstwą skóry.

W pępku lśnił kolczyk, pamiątka po pewnym szalonym weekendzie sprzed dwóch lat. Róża obchodziła swoje trzydzieste urodziny, które postanowiły uczcić w ośrodku SPA. Robiły wszystko, co kobiety lubią robić najbardziej, a więc piły szampana w jacuzzi, poddawały swoje ciała rozkosznym masażom, odwiedziły fryzjerkę i manikiurzystkę. U kosmetyczki, kiedy ich skóra wchłaniała algi morskie, poczuły, że do pełni satysfakcji jeszcze im czegoś brakuje. Chciały zrobić coś, co uwieczni ten wyjazd w ich pamięci i połączy je jakimś symbolem. Pomysł Mirki o wytatuowaniu się został jednogłośnie odrzucony. Pomysł Agaty o zaobrączkowaniu uznały za zbyt pospolity. Ewka zaś, nieźle już wstawiona szampanem, zaproponowała, że może należałoby w końcu skonsumować ten ich wieloletni związek w sypialni. To z pewnością pozostawiłoby im niezatarte wspomnienia. Przystały jednak na pomysł Róży i zgodnie z nim przebiły sobie pępki na znak solidarności, przyjaźni i również po to, aby pamiętać o dniu, w którym szczególnie dobrze się bawiły.

Agata rozsmarowała w dłoniach pachnący balsam, po czym, zaczynając od stóp, rozprowadziła go po całym ciele. Rozgrzana pod prysznicem skóra łapczywie chłonęła białą maź. Proces był długi i staranny, a gdy dobiegł końca, Agata ponownie, prężąc ciało, obejrzała swoje odbicie.

– Jest nieźle – mruknęła do siebie. – Szczęściarz z ciebie, Tomeczku. – Mimo zadowolenia z własnego wyglądu, na twarzy miała smutek, tęskniła. Męża brakowało jej raz mocniej, innym razem słabiej, ale dziś wypadało na „bardziej”. Czując, że jedyne, czego pragnie w tej chwili, to usłyszeć jego głos, sięgnęła po telefon. – Kotku, odbierz, chcę ci powiedzieć, jak bardzo jestem samotna w tej łazience!

Ale długi, przerywany sygnał poinformował ją, że linia jest zajęta.

Mieszkając z rodzicami i dorastającymi dziećmi, rzadko bywali sami. Często właśnie tu, w łazience, ukrywali się przed wszystkimi i kochali, gdy naszła ich nagła ochota. Teraz była tu tylko ona i jej wielka potrzeba bycia z mężczyzną. Niestety, nie miała go przy sobie...

Agata zwinnie wydobyła krem ze słoiczka i lekko wklepała w twarz. Nałożyła podkład, cienie i czarny, przedłużający rzęsy tusz. Pomalowała usta. „Jestem gotowa” – pomyślała. – „To znaczy będę, gdy się ubiorę”.

Kolejna próba połączenia się z Tomkiem skończyła się tak samo jak pierwsza, telefon był zajęty.

– Cholera, z kim ty tak gadasz? Jestem tu sama i spragniona, a ty masz to gdzieś! – zagrzmiała do słuchawki, wiedząc, że i tak jej nie usłyszy.

Ale telefon odpowiedział jej wibracją. Odebrała natychmiast.

– Cześć skarbie – usłyszała. – Coś się stało, że dzwonisz tak rano?

– Halo, kotku... – Ucieszyła się, a cała złość, jaką przed chwilą do niego czuła, nagle odeszła. – Oj, stało się, stało... – mówiła, przeciągając sylaby w dobrze mu znany sposób. – Bardzo za tobą tęsknię... Jestem w naszej łazience, naga, chętna...

– Kochanie... – Prawie poczuła jego gorący oddech. – Naga, gotowa, mówisz...

– Pięknie pachnę różanym balsamem, pamiętasz, jak gładka staje się od niego moja skóra?

– Agatko, chcesz mnie zadręczyć, jestem w pracy... – szepnął, ale ona wiedziała, że nadal chce jej słuchać.

– Idź gdzieś, gdzie będziesz sam... – Odgłos kroków świadczył o tym, że posłuchał jej natychmiast.

– Jestem...

– Ze mną jesteś tu, w naszej łazience. Właśnie wyszliśmy spod prysznica i teraz smarujesz mi plecy balsamem. – Serce Agaty przyśpieszyło.

– Mów, mów do mnie... – Błagalny głos Tomka był ledwie zrozumiały.

– Robisz to okrężnymi ruchami, silnie uciskając w okolicy karku tak, jak lubię. Obserwujesz, jak moje biodra krążą miarowo, czujesz, że cię pragnę, że jestem gotowa... Patrzysz na mój wypięty tyłek, ocierasz się o niego... Jesteś sztywny i nie możesz powstrzymywać się dłużej, musisz wejść we mnie natychmiast... – Jej szept był namiętny, oddech rozpalał głodną wyobraźnię.

– Jesteś cudowna, kochaaam cięęęę mojaaaa su-cz-koooo... – sylabizował z trudem. Krew w nim wrzała, ciałem wstrząsał dreszcz podniecenia.

Agata usiadła na chłodnej podłodze, w jednej ręce trzymała telefon, drugą swobodnie przesuwała po rozpalonej, spragnionej dotyku skórze. Fala przeszywającej na wskroś rozkoszy nadeszła niemalże natychmiast. Chłodne palce wsunęła pomiędzy uda, musnęła nimi najczulsze z miejsc. Zamknęła oczy. W ciemnościach zobaczyła tysiące świetlików, które swym szalonym tańcem przyprawiły ją o zawrót głowy. Całą sobą chłonęła pieszczotę, której dawno nie czuła, szybko zbliżała się do spełnienia, które było tuż przed nią...

– Agata, jasna cholera! – Głos Tomka zadziałał jak kubeł zimnej wody. – Zrobiłem to, jesteś niesamowita!

– Ale... – Chciała go zatrzymać, powiedzieć, że ona też próbowała, że była tuż-tuż, że potrzebuje jeszcze odrobiny jego szeptu.

– Tak, kiciu? – zapytał, jak gdyby nic szczególnego się nie wydarzyło. Brzmiał tak pospolicie, zwyczajnie, że ręka Agaty machinalnie odskoczyła od miejsca, które przed chwilą przyjemnie drażniła. Pierwszy raz w życiu mąż wydał jej się obcy, a jego głos zimny, wręcz drażniący. Poczuła się zawstydzona i żałowała, że dała ponieść się chwili.

– Cieszę się, że było ci dobrze – powiedziała równie oschle, marząc, aby już skończyć to nieudane przedstawienie.

– Muszę wracać do pracy. – On chyba też nie miał ochoty tego przedłużać. – Chłopaki będą się nabijać, że mam problemy z jelitami.

– Jasne, idź, miłego dnia.

– Kocham cię, Agatko.

– Ja ciebie też – odpowiedziała, mimo że czuła tylko tyle, że zrobiła z siebie głupka.

Złość minęła jej dopiero wtedy, gdy jadąc do pracy swoim małym autkiem, zagłuszyła myśli bardzo głośną muzyką. Skubikowski śpiewał z taką pasją, że przy refrenie mogłaby już nawet zatańczyć. Wysiadając na bankowym parkingu, czuła rozpierającą ją energię, była wesoła i odprężona. Niestety, widok biurka i stosu papierów przygotowanych do analizy, ponownie ją przygnębił.

– Szlag jasny! – przeklęła po cichu. – Znowu flaki z olejem. Czy tak będzie wyglądała cała reszta mojego życia? Papiery, dom i zakupy w supermarkecie, szaleństwo jak cholera!

– Dzień dobry! – Uprzejmy głos Janka, który od niedawna pracował z nią i panią Jadzią w tym samym pokoju, przepędził czarne chmury znad jej głowy.

– Witaj, przepraszam, nie zauważyłam cię.

– Myślę, że za coś takiego powinienem domagać się przeprosin, ale widzę, że nie najlepszy masz dziś humor, więc zamilknę. Lepiej zrobię, jeśli nie będę pogrążał się w twej niełasce.

– Humor miałam doskonały, dopóki nie usiadłam w tym fotelu – wyznała Agata.

– Co, niewygodny? Jeśli chcesz, możesz wziąć mój.

– Chodzi o to, że każdego ranka, codziennie od nowa dociera do mnie, że moje życie to jedna wielka nuda.

– Ten fotel ci to mówi? – zażartował Janek, próbując wykorzystać chwilę rozmowy na temat inny niż służbowy.

Pracował z nią w tym biurze od sześciu miesięcy, chociaż ona zauważyła go dopiero kilka tygodni temu. Rzadko bywali sami, więc większość rozmów była zdawkowa i dotyczyła pracy. Agata, mimo że Janek starał się, jak mógł, zaskarbić sobie jej życzliwość, traktowała go raczej jako „element wyposażenia pokoju”. Teraz za wszelką cenę chciał zatrzymać na sobie jej uwagę, starał się okazać zrozumienie, zanim znowu go spławi.

– Każdego czasami nachodzą takie przemyślenia i wtedy potrzebna jest rozmowa z kimś, kto potrafi uświadomić, że wcale nie jest tak źle.

– Jasne, szkoda tylko, że akurat nikogo takiego nie mam pod ręką.

– Oczywiście, że masz, wystarczy się rozejrzeć. – Mówiąc to, Janek zabawnie uniósł brwi i szeroko rozłożył ramiona. Agata parsknęła pustym śmiechem. – Tuż obok siebie masz sympatycznego kolegę, który zawsze chętnie cię wysłucha, pocieszy, a nawet przytuli, jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Wybacz... – Jego poza, wskazująca na to, że jest gotów do przytulenia choćby „zaraz”, bawiła ją, ale starała się być powściągliwa. – Chyba jednak wolałabym zadzwonić do przyjaciółki.

– Rozumiem, w delikatny sposób mówisz mi: „Spadaj!”.

– Wcale nie – zaprzeczyła natychmiast zbyt entuzjastycznie, jak sądziła. Ale naprawdę nie chciała, aby tak pomyślał. Dziś po raz pierwszy Janek wydał się jej naprawdę sympatycznym gościem. – Nie widzę przeszkód, aby czasami porozmawiać. Skoro pracujemy w jednym biurze, dobrze byłoby wiedzieć o sobie co nieco.

– Więc może wyskoczymy po południu na kawę i pączki? – Tym razem nie tracił czasu i po raz pierwszy przełamał przy niej nienaturalną dla siebie nieśmiałość.

– Mowy nie ma, żadnych pączków, ale kawa i pogaduchy mogą być – zgodziła się.

Siląc się na obojętny wyraz twarzy, włączyła komputer. Miała nadzieję, że wygląda na taką, dla której umawianie się z obcym facetem na kawę nie stanowi żadnego problemu. Nachyliła się nad stertą papierów, które dotyczyły nie wiadomo czego, a mimo to przestały ją już tak przerażać jak jeszcze przed chwilą. W monitor patrzyła tępo, tłumacząc sobie: „To zwykła kawa, niezobowiązująca rozmowa jak z koleżanką, nic w tym szczególnego. Tylko czy dobrze zrobiłam, zmieniając akurat dziś kolor szminki, może w poprzedniej było mi lepiej?”.

Janek również symulował oddanie się pracy, przekładając kartki z kupki na kupkę i bezmyślnie naciskając klawisze. Miał nadzieję zagłuszyć tym dziki łomot swojego serca, uradowanego daną mu szansą. Bo miał nadzieję, że to szansa.

W stosunku do Agaty od początku czuł chłopięcy lęk, coś takiego ostatni raz przydarzyło mu się, gdy się jeszcze nie golił. Janek lubił kobiety i one lubiły jego, dzięki swojemu urokowi i niewymuszonej uprzejmości potrafił załatwić każdą sprawę, o ile rozmawiał o niej z przedstawicielką płci pięknej. Nawet jego żona wiedziała, że jeśli trzeba przedrzeć się przez machinę urzędowej biurokracji, jest to idealne zadanie dla Janka.

Z Agatą wszystko wyglądało inaczej. Od miesięcy próbował nawiązać z nią bardziej przyjacielską rozmowę. Częstował ją owocami z ogrodu rodziców, specjalnie dla niej wybierał najdorodniejsze okazy jabłek i pachnących gruszek. Gdy szedł do bufetu, zawsze pytał, czy ona czegoś nie potrzebuje, modląc się w duchu, aby zażądała czegoś niezwykłego. Mógłby wtedy wykazać się inwencją i zdobyć dla niej wszystko, o co by poprosiła. Ona jednak ani razu nie posunęła się o krok w okazywaniu mu sympatii. Owszem, uśmiechała się miło, grzecznie pytała o samopoczucie, ale nigdy nie uczyniła nic, co pozwoliłoby mu mieć nadzieję, że go lubi. Intensywnie poszukiwał sposobu zwrócenia na siebie jej uwagi i dziś jego cierpliwość została nagrodzona. Nareszcie byli umówieni.

Sen Janka stał się jawą, w samo południe siedzieli przy niewielkim stoliku, popijając kawę, pretekst milionów ludzkich spotkań. On, jak zawsze, zadowalał się mocną czarną, ona niezmiennie pół na pół z mlekiem, ale bez cukru.

– Nie dasz się skusić na pączka, jesteś pewna?

– Nie mogę, jeśli zjem jednego, będę miała ochotę na więcej. Wolę nie zaczynać.

– A co w tym złego, jeśli sięgniesz po więcej. Takiej kobiecie jak ty należy się... – Nie dokończył, czując, że zrobił zbyt duże kroki. Agata odniosła wrażenie, że niekoniecznie miał na myśli pączki. Patrzył na nią inaczej niż w biurze, odważniej. Nie uciekał wzrokiem, gdy ich oczy się spotykały, nabierał pewności siebie.

– Mam swoje priorytety. Jestem na tyle duża i wiem, że miło jest, dopóki czuje się ten smaczek. Słodycz niestety mija szybko, zostają natomiast wyrzuty sumienia.

– Z powodu pączka? – Udawał, że nie rozumie.

– Z powodu pączka też. – Teraz ona przytrzymała go wzrokiem o kilka chwil za długo.

Podnieśli do ust filiżanki, wytrzymując wzajemne spojrzenia, które aż iskrzyły. Agatę zaskoczyła dzielność, jaką wykazała w tym pojedynku spojrzeń. Janek w pierwszej chwili poczuł lekką panikę, bojąc się, że może oblać się rumieńcem jak pryszczaty szczeniak. Szybko jednak zapanował nad sobą, gdyż poczuł, jak bardzo jest mu przyjemnie, gdy patrzy na nią z bliska w tak odważny sposób. Miałby teraz ochotę wyciągnąć rękę i pogładzić jej twarz, dotknąć ust, ale jedyne, co mógł zrobić, to pić cholerną kawę i gapić się na nią jak osioł.

Następnego dnia, w porze obiadu, Janek ponownie zdobył się na odwagę i zaproponował Agacie wyjście do baru, do którego – jak wiedział – ona czasami chodzi. Nie miał pewności, czy się zgodzi, wciąż nie wiedział, czy darzy go sympatią, czy tylko służbową grzecznością.

– To dobry pomysł – poparła, nieświadomie sprawiając mu ulgę. – Dobrze tam karmią, a ja jestem strasznie głodna – skłamała, sama nie wiedząc dlaczego. Nie tylko nie była głodna, ale obiad o tej godzinie absolutnie nie był w jej stylu. – Już drugi raz wychodzimy razem, jeszcze chwila i zaczną o nas plotkować.

– Martwi cię to? – zapytał kpiąco.

– Właściwie nie. Przynajmniej wprowadzimy do tej skamieliny trochę prawdziwego życia.

– Oj, tak, to by się przydało. Czasami odnoszę wrażenie, że za tymi biurkami to nie ludzie siedzą, a figury woskowe.

– Te figury woskowe wszystko widzą i słyszą, więc uważaj – roześmiała się, zachwycając Janka drobniutkimi zmarszczkami w kącikach ust. Dziś wyglądała jeszcze piękniej niż wczoraj, jasne włosy spięte na karku lśniły w promieniach majowego słońca. Oczy błyszczały jej z zadowolenia.

– Pięknie dziś wyglądasz. – Ten komplement nie zabrzmiał jak frazes. Janek powiedział go z takim przekonaniem i uwielbieniem w głosie, że nie można było nie uwierzyć w jego szczerość. Ta kobieta miała w sobie coś, co sprawiało, że uwielbiał na nią patrzeć. Nie chodziło o urodę, o rysy twarzy czy figurę. Ona, świadomie bądź nie, uwodziła go sposobem, w jaki odgarniała włosy, patrzyła, siadała, podnosiła do ust kubek kawy. Kochał podglądać, jak po kilku godzinach pracy przy biurku dyskretnie zdejmowała swoje szpilki i myśląc, że nikt tego nie widzi, rozciągała się w fotelu. Robiła wtedy stopami takie małe kręgi tuż nad ziemią. Nigdy nie pomyślałaby, że każdy jej ruch jest bacznie obserwowany przez mężczyznę zatopionego w pracy, a siedzącego przy biurku za jej plecami. On tymczasem delektował się tym widokiem, marząc, by móc pomasować te jej stopy, dotknąć ich ustami, pieścić.

– Szczerze mówiąc – zagadnęła, mrużąc oczy od słońca – straciłam ochotę na zupę. Nie mam ochoty w taką piękną pogodę cisnąć się w zatłoczonym barze. Może znajdziemy sobie jakiś skwerek i zjemy coś na trawie? – Nachyliła się nad swoją torbą, rozpaczliwie szukając w niej okularów przeciwsłonecznych. Kilka blond kosmyków zsunęło się na jej czoło, dmuchnęła w nie, chcąc, aby wróciły na swoje miejsce, ale one niesfornie łaskotały ją w nos. Zanim zobaczyła, najpierw poczuła, że czyjaś dłoń ostrożnie, z nadmierną wręcz troskliwością odgarnia jej te włosy i zakłada za ucho. Ich spojrzenia spotkały się, pozostając ze sobą na długo. Niespodziewanie poczuli się tak, jakby zostali w mieście sami. Świat rozpłynął się jak obraz odbity w tafli wody, którą zmącono.

– Mam je – powiedziała cichutko, machając przed nosem Janka ciemnymi okularami.

Uśmiechnął się i chwytając ją za nadgarstek niczym niesforne dziecko, poprowadził za sobą. Szła posłusznie, zastanawiając się, dlaczego nie trzyma jej za dłoń, byłoby to dużo milsze. Ale szybko skarciła się za rozwiązłość swojej wyobraźni. Usiedli na rozległym trawniku ukrytym za murami starego kościoła. Świeżo skoszona trawa pachniała soczyście, Agata opierając się o nią rękoma, mocno napięła mięśnie całego ciała i rozciągnęła je w ten sam sposób, w jaki skrycie robiła to w biurze. Zwinnym ruchem zsunęła ze stóp czarne szpilki, które upadły bezszelestnie, każda w innym kierunku.

– Boże, jak cudownie! – zachwyciła się. – Teraz to wolałabym pracować przy koszeniu trawników niż w naszym biurze, przynajmniej mogłabym nacieszyć się słońcem.

Janek odwinął kanapki, które kupili po drodze, i miał właśnie wbić zęby w jedną z nich, gdy Agata uniosła stopy lekko nad ziemią i zarysowała nimi kółka w powietrzu. Dreszcz nastroszył mu włoski na karku. Nie było już mowy o tym, aby mógł przegryźć cokolwiek, z trudem przełykał ślinę. Odłożył jedzenie i przysunął się nieco bliżej.

– Chodzenie w takich butach musi być bardzo męczące. – Rzucił okiem na przewrócone szpilki.

– Nie jest tak źle, lata wprawy, ale czasami miło jest je zdjąć.

– Moim zdaniem producenci czegoś takiego powinni dołączać do każdej pary karnet na masaż stóp.

– To byłoby niebo. Masaż stóp to jedna z tych rzeczy, których nigdy nie mam dosyć. – Ledwo skończyła mówić, zaraz się zorientowała, że on właśnie na to czekał.

– Mogę? – zapytał niepewnie, zerkając to na nią, to na jej stopy.

Agata zastygła w bezruchu z ustami wypchanymi czarnym chlebem. Poczuła się zakłopotana, ale sama postawiła się pod tym murem. „Właściwie, dlaczego nie?” – w myślach dodawała sobie odwagi. Nie wiedząc, co powiedzieć, przyzwalająco skinęła głową.

Janek ujął stopę Agaty w obie dłonie i oparł na swoim kolanie. Muzyka grała w jego sercu. Czując pod palcami aksamitną delikatność cieniutkich pończoch, cieszył się jak dziecko, które znalazło pod choinką wymarzony prezent. Kciuki Janka umiejętnie uciskały stopę w sposób przynoszący przyjemność i ulgę. Był delikatny, a jednocześnie stanowczy w tym, co robił. Miał cudownie zwinne dłonie, które krążyły po jej palcach i pięcie, sprawiając, że zażenowanie ją opuściło, a na twarzy ponownie pojawił się uśmiech zadowolenia. Okręcając się lekko, zwróciła twarz w kierunku słońca, chcąc uchwycić na policzki jego promienie.

„Właściwie dlaczego nie?” – pomyślała ponownie, zadowolona z siebie. A on po raz drugi tego samego dnia powtórzył komplement:

– Naprawdę pięknie dziś wyglądasz. – Nachylił się i pocałował ją w kostkę. Nie zareagowała, udała, że nic nie poczuła.

Rozdział 4

Było po dwudziestej drugiej, a Ewka nadal tkwiła przy desce do prasowania, jakby od tego zależeć miały losy świata. Sterta dziewczęcych sukienek, koszulek i innych świeżo upranych rzeczy kurczyła się, ale bardzo powoli. Mimo że Ewka miała za sobą wyjątkowo męczący dzień, nie odpuszczała sobie. Rano jej samochód nie odpalił. Zmuszona była go zostawić i gnać przez miasto, pchając wózek inwalidzki swojej córki. Anetka miała sesję naświetlań, na które nie mogły się spóźnić. Dziewczynka, jak mówiła jej mama, miała muchy w nosie, ponieważ zbliżał się wyjazd na turnus rehabilitacyjny, a ona znosiła je coraz gorzej.

– Chyba nic by się nie stało, jeśli raz pozwoliłabyś mi nie jechać – marudziła.

Ale Ewka, jeżeli chodziło o rehabilitację, była nieustępliwa, ten temat nigdy nie podlegał dyskusji. Mimo to Aneta próbowała negocjować:

– Mamo, ja nie chcę jechać, nie lubię tego, nie pojadę!

– Przestań mnie już męczyć, kochanie – krzyknęła zasapana Ewa. – Widzisz chyba, że ledwo cię pcham, nie mam teraz siły po raz kolejny tłumaczyć ci, dlaczego nie wolno opuszczać turnusów.

– Zadzwonię do taty, on się zgodzi, żebym została w domu!

– Z pewnością się zgodzi, zwłaszcza, że trudno było cię tam wcisnąć i że wszystko jest już zapłacone. – Godzina była bardzo wczesna, ale miasto tętniło życiem, jakby nigdy nie zwalniało. Wszyscy gdzieś się śpieszyli i mało kto się uśmiechał. Nagle Aneta zaczęła wrzeszczeć na całe gardło, miotać rękoma na wszystkie strony i z furią trząść głową. Oczy przechodniów zwróciły się na nią, większość z nich miała zniesmaczone miny, zastanawiając się, co też ta okropna matka zrobiła swemu choremu dziecku.

– Aneta, uspokój się, przestań! – Ewka próbowała przytrzymać córkę za ręce, ale to jeszcze bardziej ją rozzłościło. – Wszyscy na nas patrzą, proszę cię! – Czuła, że jej twarz płonie ze złości. Miała ochotę złapać małą za ramiona i zdrowo potrząsnąć, ale zaciskając zęby, jeszcze panowała nad sobą.

Zatrzymała wózek, uklękła przed nim i mówiąc najłagodniej, jak w tej chwili mogła, poprosiła raz jeszcze:

– Przestań krzyczeć, dlaczego mi to robisz? Porozmawiamy o tym w domu, tylko się uspokój, proszę. – Dziewczynka nie reagowała, krzyczała wniebogłosy i rzucała się z zacięciem furiata.

Ewka chwyciła jej twarz w dłonie i skierowała wzrok córki na siebie. Anetka niespodziewanie zamilkła, ręce opadły jej na kolana. Nieruchomym wzrokiem popatrzyła na matkę i zbladła jak kreda. Zanim Ewka zdążyła zareagować, gwałtowne torsje wyrzuciły całą zawartość żołądka Anety prosto w dekolt Ewki.

– Jezusie święty. – Tyle zdołała z siebie wydobyć. Wstała ostrożnie, czując, jak pod sukienką kolacja, śniadanie i Bóg wie co jeszcze spływa jej grubą, ciepłą strugą aż do pępka. Oczy napełniły jej się łzami, ze złości, z bezsilności, ze zmęczenia. Aneta wlepiła w matkę przerażone ślepia.

– Mamo, przepraszam, nie chciałam... – Skuliła się zawstydzona.

– Cicho! – Ostre spojrzenie matki było bardziej karcące niż potok słów. Ewka, kipiąc gniewem, chwyciła wózek i pognała w stronę domu, gubiąc po drodze resztki pokarmu odklejające się od jej ciała i ubrania.

Wieczorem zadzwoniła do męża.

– Sebastian, ja już nie daję rady. – Rozpłakała się do słuchawki.

– Ale kochanie, spokojnie, powiedz, co się stało. – Usłyszała jego ciepły, opiekuńczy głos.

– Chcę, żebyś był tu ze mną, żebyś mi pomógł.

– Wiem, że jesteś przemęczona, ale to już długo nie potrwa.

– Przestań kłamać! – wrzasnęła mu do ucha. – Ile razy to już mówiłeś? Od trzech lat prawie się nie widujemy, nie wiesz, co tu się dzieje, ile pracy muszę wkładać w to wszystko!

– Doskonale wiem, kochanie – mówił spokojnie. – Ale przecież oboje tak ustaliliśmy, prawda? Potrzebowaliśmy tych pieniędzy, sama wiesz.

Ewka wydmuchała nos w chusteczkę, a oczy otarła rękawem swetra.

– Cholera jasna! – Po chwili miała już zupełnie normalny, opanowany ton. – Wybacz, że tak się rozkleiłam. Wiem, że robisz to wszystko dla nas i że tobie też nie jest łatwo.

– Powiedz mi teraz spokojnie, co się stało?

„Mówić, nie mówić?” – wahała się. – „Ale to przecież jego dzieci, jeśli nie będę mu o nich opowiadała, wcale ich nie będzie znał”.

– No, Ewa... – ponaglał.

– Anetka nie chce jechać na turnus – zaczęła niepewnie. – Nie pierwszy raz robi mi z tego powodu awanturę. Ostatnio oświadczyła, że kocha tylko ciebie, bo ja jestem jędzą i męczę ją. A dzisiaj w środku miasta dostała ataku szału i zwymiotowała mi prosto między cycki.

– Nie denerwuj się już, porozmawiam z nią.

– To jeszcze nie wszystko! – Uznała, że nadszedł czas porozmawiać z mężem szczerze. – Sylwia jest coraz bardziej smutna. Nie ma ojca i nie ma matki, bo ja nigdy nie mam dla niej czasu. Moje przyjaciółki stroją się i mają jakieś rozrywki, odwiedzają znajomych, pracują, a ja? Ja mam tylko rehabilitacje, sprzątanie i odrabianie zadań domowych. Ty nawet nie wiesz, jaką mam fryzurę, właściwie włosy wcale nie są mi potrzebne, bo tylko sterczą i straszą! – Znowu się rozpłakała. Szlochała przez kilka minut, a Sebastian w milczeniu czekał, aż skończy.

– Kiciu, obiecuję wszystko przemyśleć – zapewnił ją, gdy znowu słuchała. – Zadzwonię za kilka dni i razem ustalimy ostateczny termin mojego powrotu, dobrze?

– Dobrze – poczuła powrót nadziei.

– Muszę wrócić, bo przecież nie może tak być, aby moja kicia chodziła nieuczesana, prawda? – Roześmiał się, a Ewkę ogarnął spokój. Wiedziała, że z Sebastianem wszystko będzie wyglądało inaczej, lepiej. On był taki mądry, opanowany i dobry, wprowadzał do domu spokój i dawał wszystkim swoim dziewczynkom poczucie bezpieczeństwa. Od lat kochała go tą samą, silną i prawdziwą miłością.

– Po rozmowie z mężem odzyskała siły do dalszej walki o wszystko. Wyjęła deskę do prasowania i przyniosła stertę wypranych ubrań.

– Wyjazd już za dwa dni, córeńko – mruczała do siebie. – I nic mnie przed nim nie powstrzyma.

Rozdział 5

Maj tego roku był wyjątkowo ciepły i słoneczny, wiosna leżakowała na skwerach i trawnikach. Ludzie, jacyś piękniejsi niż zwykle, wydawali się szczęśliwsi i milsi dla siebie. Soczysta zieleń młodych liści wszystkich nastrajała optymistycznie. Wśród tych, którzy dostrzegali najdrobniejsze szczegóły majowego piękna, napawali się nimi i intensywnie cieszyli życiem, była Mirka, która przeżywała właśnie najdłuższy romans swojego życia.

Szef ochrony miejskiego muzeum był krzepkim, przystojnym facetem, chociaż sporo od niej starszym. Od kilku lat pozostawał w stanie wolnym, twierdząc, że skoro przez dwadzieścia lat był dobrym mężem, to po śmierci żony ma prawo poszaleć. W sposobie myślenia byli z Mirką podobni, może dlatego ich związek utrzymywał się dłużej niż inne. Staszek niczego od niej nie wymagał, nie wypytywał o życie rodzinne i nie przejawiał najmniejszych oznak zazdrości. Spotykali się tylko wtedy, gdy oboje mieli na to ochotę, a odmowa randki, nawet w ostatniej chwili, nigdy nie była problemem. Przy nim Mirka niczego nie musiała udawać, była sobą, jak przy żadnym innym mężczyźnie. Niezależnie od tego, co robiła i jak wyglądała, Staszek zawsze okazywał jej szacunek i ciepłe, niemalże ojcowskie uczucia. Seks w tym związku nie był na pierwszym planie, co ona sama uważała za niezgodne ze swoją naturą.

Agata nie posunęła się do romansu, chociaż bez wątpienia również odczuwała skutki ocieplenia klimatu. Nie narzekała już na nudę w pracy, wręcz przeciwnie, szła do banku uśmiechnięta i w dobrym nastroju. Promieniała nie mniej niż majowe słońce. Wiedziała, że w małym biurowym pokoju spotka kogoś, kto ucieszy się na jej widok, kto zapyta, jak się czuje i czy ma ochotę na kawę, kogoś, kto powie jej, jak pięknie wygląda i pachnie. Dzięki temu poczuje się młoda i będzie mogła flirtować, oczywiście w granicach określonej przez siebie przyzwoitości.

Byli też tacy, na których uroki wiosny nie działały wcale. Ewka, wyraźnie zmęczona, myślała tylko o tym, że rano ma pociąg do Kudowy, do którego musi zapakować swoją zbuntowaną córkę. Młodszą córkę po raz kolejny musi pozostawić pod opieką babci, co powodowało kolejną walkę z wyrzutami sumienia, że nie radzi sobie ze wszystkim tak, jak powinna, i że nie jest dobrą matką dla Sylwii.

Róża, mimo że żadna z przyjaciółek jeszcze tego nie zauważyła, również była obojętna na otaczające ją piękno majowego parku. Niewiele mówiła, oczy miała smutne, a myśli odległe. Dobry nastrój, jaki panował na ich pikniku, nie ułatwiał jej zwierzeń, na które dziś liczyła.

Wszystkie cztery leżały na czerwonym kocu niczym kiełbaski na półmisku i gapiły się w obłoki unoszące się nad ich głowami. Ten koc był nie byle jaki – był kultowy, pamiętał majówki sprzed wielu lat, które urządzały sobie jako panienki, a później jako młode mamy. Teraz, po zjedzeniu obiadu „na wynos”, czuły się pełne i zatopione w lenistwie, cieszyły się tym nicnierobieniem.

– Nie wydaje wam się... – Mirka kręciła się pomiędzy Ewką a Różą – że ten koc z każdym rokiem robi się coraz węższy?

– Dobrze wiesz, że to nie koc się kurczy! – roześmiała się Agata. – To my jesteśmy coraz większe.

– Ty akurat nic się nie zmieniasz. – Ewka obróciła się na bok, aby móc patrzyć na przyjaciółki. – Jak cię dziś zobaczyłam, natychmiast rzuciło mi się w oczy, że wyglądasz kwitnąco.

– Ja też to zauważyłam – dodała Mirka. – Jakaś taka promienna jesteś, niby ta sama, a jednak nie do końca. Coś się w tobie zmieniło, tylko nie wiem co. Przyznaj się! – zawołała, doznając nagłego olśnienia. – Zrobiłaś lifting?

– Nigdy w życiu! – Agata oburzyła się. – Nigdy w życiu, do czterdziestki! – sprostowała.

– A może Tomek wrócił i tak ci humor poprawił, że aż wypiękniałaś? – Mirka nadal dociekała.

– Tomek ciężko pracuje na cholerne mieszkanie – głos Agaty nieco się złamał. – Tylko obawiam się, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miał z kim w nim zamieszkać.

– Pokłóciliście się, o co? – Mirka spoważniała.

– Nie, nie było żadnej kłótni, tylko mam jakieś dziwne przeczucie. Nie, żebym coś konkretnego wiedziała, ale... – urwała, nie wiedząc, jak nazwać nieuzasadnioną podejrzliwość dotyczącą męża, która towarzyszyła jej od jakiegoś czasu.

– Brzmi nieciekawie. – Ewka, jak zawsze wyczulona na wszystkie problemy, była ciekawa szczegółów. – Opowiadaj, co się dzieje.

– To chyba jakiś mały kryzys. Pewnie wkrótce minie, więc niepotrzebnie o tym myślę, ale trudno mi przestać. Bo kiedy do niego dzwonię podczas jego przerwy, wiecznie ma zajęty telefon. Kiedyś dzwonił do mnie nocą, szeptaliśmy sobie czułe słówka, było miło, teraz już tego nie robi, rzekomo szybko zasypia. Nie pyta, jaką mam na sobie bieliznę, nie mówi, że tęskni, jakoś tak chłodno się między nami zrobiło.

– To wszystko to tylko poszlaki albo jeszcze mniej, Agatko. – Ewce najwyraźniej ulżyło. – My, żony emigrantów, musimy nauczyć się żyć z naszymi podejrzeniami. W innym przypadku mogłybyśmy się tak nakręcić, że nikomu by to na dobre nie wyszło.

– A ja myślę, że nasza kobieca intuicja jest niezwykle czułym instrumentem i nie należy jej lekceważyć. – Mirka uważała wyrozumiałość Ewki za nieuzasadnioną.

– My z Sebastianem przeżywaliśmy wiele słabszych chwil, zanim przyzwyczailiśmy się do życia na odległość. Jedyne rozwiązanie, to wzajemnie sobie zaufać. Niedobrze jest wierzyć we wszystko, co podsuwa nam wyobraźnia.

– Więc powinnam się martwić czy nie?

– Martwienie się może tylko zaszkodzić twojej urodzie, więc lepiej tego nie rób – radziła Mirka. – Ale bądź czujna. Zaskocz go, zadzwoń w nocy, wyczuj, czy nie będzie unikał namiętnej rozmowy. Domagaj się czułych słów. Ale nawet, jeżeli kogoś ma, co w jego przypadku jest mało prawdopodobne, to raczej nigdy się o tym nie dowiesz.

– Mi też się wydaje, że on nie byłby do tego zdolny. Same wiecie, jaki jest i że było nam ze sobą dobrze... – Agata usiłowała przekonać nie tylko przyjaciółki, ale również siebie. Do niedawna dałaby sobie rękę obciąć, że Tomek jest i pozostanie jej wierny. Ale odkąd sama tak chętnie wdała się w biurowy flirt, straciła tę pewność.

– Nie nakręcajcie się, dziewczyny. Trochę więcej wiary w ludzi. Ja wierzę w Tomka tak samo mocno jak w mojego Sebastiana.

– A ja... – Mirka mówiła, przegryzając kolejnego herbatnika. – Nie wierzę ani im, ani żadnemu innemu. Mówiąc krótko: nie wierzę w wierność po grób.

– Swojemu Maciusiowi też nie wierzysz? – kąśliwie zapytała Ewka.

– Przecież mówię, że żadnemu. Dlatego nie sprawdzam go, nie kontroluję, bo biorę pod uwagę, że mogłabym coś znaleźć. A po co nam to, dobrze jest, jak jest, mamy cudowne dziecko i cieszymy się życiem. Jeśli Maciej mnie zdradza, nie chcę o tym wiedzieć, bo nie chcę żadnych zmian w swoim życiu.

– Nie wiem, jak możesz funkcjonować w ten sposób. – Ewka pokręciła głową ze zdziwieniem. – Dobrze, że znamy się od dziecka, bo gdybym poznała cię dziś, raczej nie zostałybyśmy przyjaciółkami.

– A ty, Różyczko, co taka milcząca jesteś, zasnęłaś? – zainteresowała się Mirka. Wszystkie spojrzały na nią – leżała z rękoma zawiniętymi wokół brzucha i wyglądała, jakby naprawdę spała. Ale nie spała, zatopiła się we własnych myślach, czekając cierpliwie, aż zostanie dopuszczona do głosu.

– Słucham tego waszego paplania i nie mogę się doczekać, kiedy skończycie – powiedziała szorstko, siadając. – Dziś chciałam podzielić się z wami czymś szczególnie dla mnie ważnym, ale nie mogę dopchać się do mównicy. – Dziewczyny porobiły zdziwione miny, ale szybko, jedna po drugiej, domyśliły się, jaką nowinę usłyszą w tej chwili. Ta wiadomość, szczególnie ważna dla Róży, jak sama powiedziała, wyjaśni jej nie najlepszy wygląd, podkrążone oczy i przybity nastrój – wiadomo było, że to wina hormonów.

– Ja już wiem – pochwaliła się Agata. – Jesteś w ciąży! – Jako pierwsza zarzuciła Róży ręce na szyję i wycałowała jej policzki.

– Wspaniale, podejrzewałam to od kilku dni! – Ewka natychmiast dołączyła do uścisków.

– Ale masz tempo, dziewczyno. Cóż mogę powiedzieć w tej sytuacji, gratuluję! – powiedziała Mirka nieco mniej entuzjastycznie, ale z głębi serca. Już miała zamiar, w ślad za poprzedniczkami, przytulić przyszłą mamę, ale patrząc na nią, zauważyła, że coś zbyt mało ma w sobie radości.

– Przestańcie... – Głos Róży łamał się. Lekko, niczym dokuczliwe muchy, odepchnęła od siebie ręce, które ją obwiesiły.

– Jak to, nie jesteś w ciąży? – Zdziwienie Agaty wypisane było w jej rozszerzonych źrenicach.

– No to żeśmy się wygłupiły! – Mirka starała się uśmiechać. – Ale skoro gratulacje już zebrałaś, to teraz nie masz wyjścia, musisz zaskoczyć.

Ewka w milczeniu obserwowała, jak Róża stara się zapanować nad łzami pchającymi się jej do oczu. Miała niedobre przeczucia. Dały przyjaciółce chwilę, aby mogła zebrać się i powiedzieć to, co zamierzała.

– Nic z tego nie będzie – przemówiła po chwili zapatrzenia się w dal. – Nie będzie żadnej ciąży. Nigdy nie zostanę matką. Nie przytulę do piersi różowego bobasa, nie będę zmieniała pieluszek i nigdy nie będę całowała maleńkich stopek – powiedziawszy to wszystko jednym tchem, skuliła się i zwinęła jak kwiat o zmierzchu.

– Kochanie, co się stało? Z pewnością nie jest aż tak źle, tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Ewka starała się ostrożnie dobierać słowa, czując, że jeśli dotknie najczulszego punktu, Róża się rozklei.

Kobiety zacieśniły swój krąg, przysuwając się bliżej siebie. Nagle ich czerwony koc zrobił się dużo większy, niż to się wydawało przed chwilą. Agata wzięła Różę za jej maleńką, chudą rękę, Mirka troskliwie otuliła ją ramieniem.

– Kochanie, powiedz nam, co się stało? – poprosiła szeptem.