Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
272 osoby interesują się tą książką
Zamknięta społeczność, której istnienie jest pilnie strzeżoną tajemnicą. Obowiązują w niej niezliczone surowe zasady, a za ich złamanie czekają bolesne konsekwencje. Kto się urodził we Wspólnocie, pozostanie jej członkiem aż do śmierci, ponieważ za zdradę lub choćby ucieczkę odpowiedzą ci, których najbardziej się kocha.
W takim świecie dziewiętnastoletnia Julia musi wyjść za mąż, gdy tylko skończy szkołę.
Po ślubie odkryje, że nie wszystko, co jej wpajano, jest prawdą…
Wygra miłość czy silna potrzeba buntu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 565
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Katarzyna Kasmat-Łyskaniuk
Copyright © for this edition by Wydawnictwo KDW
Redakcja:
Katarzyna Mirończuk
Korekta:
Angelika Oleszczuk, Kornelia Dąbrowska
Korekta po składzie:
Alicja Szalska-Radomska | Studio Ale buk!
Skład i korekta techniczna:
Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!
Projekt okładki, oprawa graficzna:
Justyna Knapik | fb.com/justyna.es.grafik
ISBN: 978-83-68473-03-2
Wydanie I
Kontakt: [email protected]
IG: https://instagram.com/wydawnictwo_kdw/
FB: www.facebook.com/WydawnictwoKDW
www.wydawnictwokdw.com
Wydarzenia oraz osoby pojawiające się w książce są wytworem wyobraźni. Ich charakter, a także problemy społeczne i prawne opisane we Wspólnocie mogą powodować dyskomfort u niektórych czytelników.
Powieść porusza takie tematy jak:
– aranżowane małżeństwo z przymusem jego zawarcia;
– przemoc domowa w stosunku do dzieci i kobiet;
– uprzedmiotowienie kobiet;
– manipulacja i przemoc psychiczna (groźby, szantaż);
– stosowanie kar cielesnych, włącznie ze stosowaniem tortur;
– narkotyki;
– samookaleczanie;
– przynależność bohaterów do grupy społecznej noszącej znamiona sekty.
Autorka oraz wydawnictwo KDW nie aprobują zachowań i zasad panujących w opisywanej grupie społecznej. Każdy przejaw ich akceptacji pojawiający się w treści książki wynika wyłącznie z potrzeby kreacji charakterystyki postaci.
Pudełko może być piękne, drogie, ozdobne, ale to nadal pudełko. Kiedy cię w nim zamkną – staje się więzieniem.
K. Kasmat-Łyskaniuk
Leżałam na łóżku, obserwując, jak przez okno wpadają promienie słońca. Tworzyły jakby świetliste tunele, w których wnętrzu tańczyły drobinki kurzu. Rodzice od kilku dni chodzili podminowani i nie patrzyli mi w oczy. Domyślałam się, co to oznacza, a to, że odkładali tę rozmowę, kosztowało mnie mnóstwo nerwów. Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.
To chyba ten moment…
W progu pokoju stanęła mama.
– Julia, musimy porozmawiać.
– Już idę – odparłam z westchnieniem, wstając z łóżka.
Z czarnych rękawów koszulki ściągnęłam kilka blond nitek. Włosy wypadały mi ostatnio garściami. Zapewne ze stresu. Jak tak dalej pójdzie, wyłysieję przed dwudziestką.
Weszłam do salonu, w którym panowała kompletna cisza, mimo że rodzice siedzieli już na kanapie. Tata uniósł głowę i posłał mi słaby uśmiech, a moje serce zaczęło bić gwałtowniej. Zacisnęłam dłonie, wbijając w ich wnętrze paznokcie. To był jedyny znany mi sposób, by żołądek przestał podchodzić do gardła.
– Usiądź, proszę. – Ojciec poklepał miejsce między sobą a mamą, ale wybrałam drugi koniec beżowej kanapy.
Nie chciałam znaleźć się tak blisko nich. Miałam obawy, że zabraknie mi powietrza.
– Skończyłaś dziewiętnaście lat – zaczęła wyraźnie zdenerwowana mama – a także szkołę, więc…
– Po prostu przejdźcie do rzeczy. Bez tych wszystkich pogadanek. – Słuchałam tykania zegara, usiłując dopasować do jego rytmu bicie szalejącego serca. – Miejmy to za sobą.
– Czas, żebyś wyszła za mąż. – Słowa taty przecięły powietrze niczym ostrze, chociaż czułam, że próbował być delikatny.
– Tyle wiem. – Zaprezentowałam cierpki uśmiech. – Kto?
Rodzice patrzyli na mnie w milczeniu, niepotrzebnie podkręcając w ten sposób napięcie, przez co w mojej głowie wybuchł chaos myśli na temat przyszłego męża, ślubu, nowego życia… Tata rozchylił usta, zamknął je i znów otworzył, składając dłonie.
– Tymon Kwiatkowski – oznajmił krótko.
– Kto?! – zapytałam z oburzeniem, gdy zbyt szybko bijące serce stanęło na mniej niż sekundę. – Ten Tymon?
– Tak, Julia. Ten sam. – Mama skinęła głową.
Zerwałam się z kanapy na równe nogi, kiedy przed oczami stanął mi obraz bruneta o niemal czarnych tęczówkach.
– Wszyscy mówią, że spisali go na straty! Jest zbuntowany, nie przestrzega zasad. – Wyliczałam na palcach. – Pije, imprezuje i rozrabia. Oddacie córkę komuś takiemu?
– Lubiłaś go kiedyś…
– Kiedyś – przerwałam rodzicielce. Oparłam ręce na biodrach i przechyliłam z grymasem głowę. – Byliśmy wtedy dziećmi.
– Najwyraźniej on o tym nie zapomniał, skoro chce ciebie za żonę. – Tata uśmiechnął się z błyskiem w oku.
– On chce – burknęłam pod nosem. – Istotne jest tylko to, czego on chce.
– Wracaj na miejsce. – Mamę widocznie zirytowało moje zachowanie. Wtedy zawsze ustawiała mnie do pionu. – Musimy omówić wiele kwestii.
Rozważałam kilka opcji. W pierwszym odruchu chciałam pobiec do pokoju i dać upust łzom. Przenosiłam ciężar ciała z nogi na nogę, wciąż biorąc pod uwagę ucieczkę… gdziekolwiek. Ustąpiłam jednak pod coraz groźniejszymi spojrzeniami rodziców i ponownie usiadłam na kanapie. Złączyłam dłonie na kolanach. Tata odchrząknął i wziął głęboki wdech.
– Pomyślałem, że będzie ci łatwiej, jeśli najpierw spotkacie się kilka razy. Nie powinniście, ale już ustaliłem to z Tymonem.
To była niestandardowa propozycja. Najczęściej przyszłe panny młode całkowicie wyłączano z całej ślubnej otoczki. Po raz pierwszy rozmawiały z narzeczonymi w dniu zaręczyn. Znacznie wcześniej rodzice młodych uzgadniali wszystko wyłącznie między sobą. Chociaż dbałam, by być posłuszną córką, nienawidziłam dyrygowania moim życiem, braku głosu i możliwości korzystania z własnej woli. Pomysł taty tym bardziej przypadł mi do gustu, więc delikatnie rozluźniona postanowiłam słuchać dalej.
– Pójdziesz na randkę – powiedziała mama z podekscytowaniem w głosie.
– Sama? – Ożywiłam się na myśl, że pójdę na prawdziwą randkę.
To niemożliwe! Nie wolno mi chodzić na randki!
Jednak mama spojrzała na mnie z politowaniem i już wiedziałam, że odleciałam w marzeniach odrobinę za daleko.
– Nie, kochanie. Zawsze będę z wami ja albo ojciec.
– No tak. – Moje uniesienie uleciało niczym powietrze z przebitego balonu. Nagle ogarnęło mnie ogromne zmęczenie.
– Julcia. – Tata znów zabrał głos. – Tymon był bardzo ugodowy, jeśli chodzi o warunki umowy. To dobrze o nim świadczy. Przyjął niemal wszystkie.
– A co mu nie pasowało? – Zdenerwowana zmrużyłam oczy pełna podejrzeń.
– Nie wolisz wiedzieć, na co się zgodził? – Mama niby usiłowała mówić spokojnie i delikatnie, jednak wyczuwałam nutkę niezadowolenia.
– Nie.
– Tak naprawdę zaakceptował wszystko, tylko co do niektórych kwestii postawił warunki – tłumaczył spokojnie ojciec. – Na przykład możesz kontynuować naukę, pracować lub rozwijać hobby, ale najpierw musisz omówić to z nim. Oczywiście nie wszystko wchodzi w grę ze względu na ich status w naszej społeczności. Żona Alfy musi dbać o dobre imię swoje i męża.
– Co dalej? Kiedy go zobaczę? Ile będzie tych spotkań? – dopytywałam.
– No właśnie. – Odchrząknął. – Tymon czeka na telefon, jest gotowy. Nie wiem, ile ich będzie. Zobaczymy. Teoretycznie nie masz prawa głosu, ale jesteś moją jedyną córką i chciałbym wiedzieć, jakie on zrobi na tobie wrażenie i czy istnieje szansa, że między wami wszystko będzie pozytywnie.
– A jeśli nie? – Uniosłam brew, zbliżając się odrobinę w stronę taty.
– Spróbuję coś zrobić. Są jeszcze inni kandydaci.
– Kto?
– Nie powiem, ponieważ Kwiatkowski jest najlepszym wyjściem. Poza tym nie wolno ci wiedzieć.
Nastała chwila ciszy, dzięki której każde z nas odetchnęło. Przepełniały mnie wyłącznie strach i pustka. Wierzyłam w dobrą wolę rodziców, zawsze okazywali mi troskę i miłość, ale to nie zmieniało mojej sytuacji. Z żelaznej dziewicy zamkniętej w wysokiej wieży miałam zamienić się w żonę. Bez przygotowania.
– Jaki on teraz jest? – spytałam tak nieśmiało, że niemal niesłyszalnie.
Za to mama od razu trysnęła radością, jakby sama była w nim zakochana. Zauroczył ją, co potwierdzał jej rozanielony wzrok.
– Wydoroślał, zmężniał i wyprzystojniał. Jednak nadal jest niezwykle wesoły, uroczy i pozytywny.
Wysłuchałam tych zachwytów, a później spojrzałam błagalnie na tatę. Od czasów dzieciństwa Tymon kilka razy mi gdzieś mignął i chociaż nie spotkałam go od ponad roku, pamiętałam mniej więcej, jak wyglądał. Tata uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo, zanim przekazał swoje wrażenia co do chłopaka.
– Jest rzeczowy, ma głowę na karku i wie, czego chce. Pracowity, bardzo zaangażowany w firmie ojca. A że jest to firma budowlana, Tymon ma już dom. Będziecie mieszkać za parkiem, to piętnaście minut spacerkiem od nas.
– Wybudował dom? Tak szybko?! – zapiszczałam z wrażenia. – Nie są chyba aż tak bogaci?
– Nie pytałem o szczegóły, ale sądzę, że otrzymał pomoc zarówno od dziadka, ojca, jak i od brata. Są bardzo rodzinni. Tymon pracuje naprawdę ciężko. Odzyskał nawet zaufanie i szacunek u Starszyzny. Jego występki poszły w niepamięć jako błędy młodości. Teraz chłopak wziął się za siebie.
Skinęłam głową. Zaczęła mi niezwykle ciążyć, do tego doszło pulsowanie w skroniach. Przetarłam twarz dłońmi. Miałam wrażenie, jakbym była przejechana i przemielona od natłoku emocji.
– Mogę iść do siebie? – zapytałam.
– Gdybyś chciała jeszcze o czymś…
– Tak, wiem – przerwałam mamie, wstając z kanapy.
W pokoju osunęłam się po drzwiach na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach, po czym wsunęłam palce we włosy. Skoro miało być lepiej, dlaczego czułam, jakby coś mi wyrwano? Próbowałam być twarda, ale to było silniejsze ode mnie. Słabość, strach i niepokój w postaci łez spływały cicho po policzkach. Ciszej niż dźwięk rozrywanej duszy.
Tymon Kwiatkowski. Na całe życie.
***
Tego wieczoru nie chciałam już rozmawiać z rodzicami. Wolałam przemyśleć wszystko w samotności. Wyłączyłam światło i udawałam, że śpię. Z policzkiem wtulonym w poduszkę zaciskałam dłoń na rogu kołdry. Myślałam o swojej przyszłości i próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co dotyczyło wybranego mi męża. Każde przywołane wspomnienie napełniało moją duszę żalem. Czułam, jak serce ściska obojętność. Jego obojętność.
Nie rozmawialiśmy ze sobą od bardzo dawna. Rodzice ograniczali mi kontakty z płcią przeciwną do minimum. Jednak Tymon zwyczajnie mnie ignorował, co było przykre. Gdy przypadkowo na siebie wpadaliśmy, udawał, że się nie znamy. Zawsze w takiej sytuacji czułam niezręczność. Rozumiałam, że moi rodzice nie życzą sobie, żebyśmy utrzymywali kontakt, ale mógł chociaż włożyć odrobinę chęci w uśmiech czy skinąć głową, a nie uciekać wzrokiem.
Raz zauważyłam go w parku ze znajomymi. Objął jakąś dziewczynę i przyciągnął do siebie. Nie miałam pewności, czy szepcze jej coś na ucho, czy ją całuje. Przyspieszyłam kroku, spuściłam wzrok i zboczyłam w inną ścieżkę. Płomień zażenowania palił mnie w okolicy żeber, uderzając aż o policzki, jakbym przyłapała Tymona na popełnianiu przestępstwa. W rzeczywistości tak właśnie było. Nie mogliśmy wchodzić w związki, randkować ani flirtować. Czystość do ślubu obejmowała o wiele więcej sfer życia niż tylko tę seksualną.
Oczywiście na postępowanie młodych mężczyzn przymykano oczy, to kobiety były na cenzurowanym. Zanim dotarłam z parku do domu, narastająca wściekłość niemal eksplodowała. Zniknęłam w pokoju, trzasnęłam drzwiami, nie zamierzałam się wdawać w żadną dyskusję z rodzicami.
Dlaczego jemu wolno, a mnie nie? Wystarczy być facetem i nagle zasady są z gumy.
To wspomnienie sprawiło, że na nowo poczułam złość. Byłam trzymana na smyczy, żeby mąż rozpakował prezent w noc poślubną, za to z mojego prezentu od niego zostały podarty błyszczący papier i naderwana wstążka.
Westchnęłam ciężko, odwracając się na drugi bok. Ze złością wbijałam spojrzenie w ciemną przestrzeń przed sobą. Chciałam zrzucić kołdrę, wziąć bluzę i niepostrzeżenie wyjść z domu. Niejednokrotnie podczas nocnych rozmyślań narastała we mnie potrzeba buntu, która umierała nad ranem. Prychnęłam pod nosem na własną głupotę. Nawet nie miałam dokąd pójść. I byłam na to zbyt tchórzliwa.
Przymknęłam oczy, by spróbować opanować emocje.
Przypomniałam sobie sytuację sprzed dwóch lat. Pielęgnowałam w sercu uczucie bliskości, którego wtedy doświadczyłam. Tysiące razy odtwarzałam tamtą scenę, analizując przy tym każdy szczegół. Byłam z rodzicami na jednej z imprez organizowanych przez Wspólnotę i poszłam do kuchni po kilka czystych szklanek. Gdy usłyszałam podniesione głosy, podeszłam do drzwi prowadzących na tyły podwórka i wyjrzałam przez zamontowaną w nich szybę. Zobaczyłam Tymona w trakcie kłótni ze swoim starszym bratem. Samo spotkanie go w tamtym miejscu było zaskakujące, ponieważ jakiś czas temu odszedł ze świata Wspólnoty i nie bywał już na imprezach.
Odczuwałam wstyd, że ich podglądam, ale ciekawość wygrała. Upewniłam się, że nikt za mną nie stoi, i z lekkim strachem skupiłam uwagę na dwóch mężczyznach posyłających sobie pełne wrogości spojrzenia. Nim zdążyłam zrozumieć, o co jest ta kłótnia, Wojtek ze złością poszedł w swoją stronę. Tymon natomiast wpadł do kuchni, nie dając mi szansy na ucieczkę. Prawie oberwałam drzwiami, za którymi stałam. Z przejęcia serce dudniło mi aż w uszach. Nie wiedziałam, co chłopak zrobi, gdy mnie zauważy. Niemal wcisnęłam plecy w ścianę, chcąc w nią wniknąć i przenieść się z powrotem na salę.
Głośno nabrałam powietrza, zwracając tym uwagę Tymona. Odwrócił energicznie głowę, a nasze spojrzenia zatonęły w sobie. Był wyraźnie zdezorientowany moją obecnością. Podszedł powoli jak myśliwy do zlęknionej zwierzyny. Stał zdecydowanie zbyt blisko. Patrzył z góry, przez co jeszcze mocniej wbijałam plecy w twardą powierzchnię. Ciemnymi oczami wnikał w duszę. Przełknął ślinę i rozchylił usta.
– Julia… – wypowiedział z delikatnością, pocierając kciukiem mój policzek.
Otworzyłam szerzej oczy, nie wiedząc, jak na to zareagować. Pod wpływem jego dotyku zadrżał we mnie każdy nerw. Chropowatość ściany podrażniała skórę nagich ramion, a pomieszczenie nagle zaczęło się zdawać mniejsze, duszne, jakby wokół nie było niczego poza młodym mężczyzną niedającym mi możliwości ucieczki.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym Tymon pochylił głowę, niebezpiecznie zmniejszając dystans między naszymi ustami. Pachniał alkoholem, co tylko spotęgowało strach wymieszany z ekscytacją. Wszystkie mięśnie miałam napięte, a do tego poczułam skurcz w okolicy brzucha spowodowany bliskością chłopaka. Całe stada mrówek przebiegły po mojej skórze, a nogi mi zmiękły.
– Nie wolno ci – wyszeptałam, z trudem łapiąc przy tym powietrze.
Przeniósł wzrok z ust na oczy. Uśmiechnął się delikatnie, jakbym właśnie rzuciła mu wyzwanie. To Kwiatkowski. Jemu wiele było wolno. Oczywiście poza całowaniem mnie…
Chciałam poczuć jego wargi na swoich, przeżyć pierwszy pocałunek, ale jednocześnie drżałam przed konsekwencjami, które mogłabym ponieść. To było zakazane, jednak bardzo intrygujące.
– Julia?! Gdzie ty jesteś?! – nawoływała mama.
Na samą myśl, że zostaniemy przyłapani, oblał mnie pot. Wstyd wyżerał moje sumienie, ponieważ wcale nie chciałam stawiać Tymonowi oporu.
Chłopak gwałtownie odwrócił głowę w stronę, z której dobiegł głos, a później, nie patrząc na mnie nawet przez ułamek sekundy, uciekł z pomieszczenia. Trudno było mi wrócić do równowagi i udawać, że nic nie zaszło. Schowałam za siebie drżące ręce, usilnie próbując panować nad głosem podczas rozmowy z mamą.
Niestety, po raz kolejny poczułam się jak nic nieznacząca osóbka, gdy spotkałam Kwiatkowskiego kilka tygodni później, a on znów sprawiał wrażenie, jakbym nie istniała. Jego obojętność była jak uderzenie w twarz i boleśnie sprowadziła złudzenia na ziemię. Ani on, ani nikt inny nie uważał, że jestem kimś ważnym.
Te wszystkie wspomnienia wywołały emocjonalną burzę. Usiadłam na łóżku, nie umiejąc opanować kolejnej fali negatywnych uczuć, targały mną złość i żal. Do tego brak panowania nad własnym życiem przytłaczał i zrzucał mnie w otchłań. Czarna, gęsta mgła zajęła moją klatkę piersiową jak choroba. Chciałam ją z siebie wyrwać, oczyścić duszę, ale nie potrafiłam. Miałam być oprogramowaniem, nie osobowością.
Wstałam i podeszłam bliżej okna. Część miasta i jego mieszkańców spowita była snem, gdzie indziej tętniło życie. W tym czasie ja stawiałam czoła nadchodzącej wielkimi krokami przyszłości.
***
Tej nocy kiepsko spałam, co zaowocowało bólem głowy. Obrzuciłam spojrzeniem pokój, walcząc z uciskiem w żołądku, który następował na samą myśl o tym, że niedługo się stąd wyprowadzę. Będę musiała pożegnać swój azyl i zamieszkać z mężem.
Zrzuciłam kołdrę z nóg, gdy nagle poczułam falę gorąca, kiedy zauważyłam, co rodzice zostawili na biurku.
Dowód na niedalekie zamążpójście. Śnieżnobiałe kartki zapełnione czarnym drukiem – umowa. Cała przyszłość, zapisana i wydrukowana, czekała na podpis. Widok liter sprawiał mi ból. Nawet nie wzięłam tego do ręki. Miałam wrażenie, że jeśli to zrobię – zwymiotuję.
– Dzień dobry, kochanie – przywitała mnie mama, gdy weszłam do kuchni. Usiadłam przy stole, a ona zaczęła przygotowywać śniadanie i poranną kawę. – Spałaś choć trochę?
Pokiwałam głową, spojrzałam na zegar i zauważyłam, że dochodzi dziesiąta. Tata pojechał już do pracy. Według naszych zasad spanie do tak późna to grzech. Trzeba wykorzystać dzień, który dał nam Pan, i zrobić jak najwięcej, żeby wieczorem móc spokojnie zasnąć z poczuciem wypełnionej misji. Nie wolno marnować tego, co otrzymujemy od Boga. A przecież każdy dzień to dar.
– Zjedz, weź prysznic i odpocznij troszkę. Obejrzyj film, poczytaj książkę, paznokcie pomaluj. Zrób coś, co sprawi ci radość. – Mama najwyraźniej próbowała rozładować atmosferę, dając mi więcej luzu niż kiedykolwiek wcześniej.
Nadal nic nie mówiłam ani nie jadłam. Zrobiłam to, co zwykle. Prawdziwą siebie zamknęłam głęboko i włączyłam tryb autopilota. To było moją zbroją. Spełniać polecenia, przystosować się i udawać, że mnie to nie dotyczy.
– Julka… – zaczęła znowu rodzicielka, ale nie zareagowałam. – Powiedz, czego chcesz.
– Wolności – odpowiedziałam ostro, choć nigdy nie powinnam tak opryskliwie mówić do rodziców.
– Wolności?! – Prychnęła głośno. – A kto jest dzisiaj wolny? Kto? Ludzie pracujący ciężko od rana do wieczora? Ci sami ludzie rozważający, jak opłacić rachunki? Jak połączyć pracę, pasję i opiekę nad dziećmi? Alkoholicy, palacze…? Nawet delektowanie się kawą, co tak bardzo lubisz robić, zabiera ci wolność. Bez porannej kawy to już nie to samo, prawda? – wyrzucała z siebie słowo za słowem.
– Porównujesz kawę do zaaranżowanego małżeństwa wbrew mojej woli? Serio, mamo? – zadrwiłam, zduszając w sobie chęć podniesienia głosu.
– Pytam, gdzie widzisz wolność. Czym ona dla ciebie jest? Pokaż mi człowieka, który jest całkowicie wolny. – Mamę coraz bardziej ponosiły emocje.
– W dzisiejszych czasach ludzie nie zmuszają już nikogo do małżeństwa. W ogóle nie trzeba brać ślubu. – Usiłowałam zachować spokój. Ton mojego głosu był bezbarwny, zupełnie wyprany z uczuć. Stworzyłam wokół siebie tarczę ochronną mającą utrzymać mnie w stanie zamrożenia.
– Powiedz więc, jak widzisz swoją przyszłość. Co masz zamiar zrobić z własnym życiem? – Stanęła nade mną i ostentacyjnie położyła ręce na biodrach. Czekała na odpowiedź, jednak wolałam milczeć, patrząc w stronę okna.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, jak zareagować, ponieważ nigdy nad tym nie rozmyślałam. Odkąd pamiętałam, żyłam z przeświadczeniem, że pewnego dnia zostanę czyjąś żoną, urodzę dzieci i będę piekła ciasteczka na niedzielną kawkę z teściową. Teraz tego żałowałam. Mogłam wcześniej wziąć pod uwagę, czy mam jakiś wybór. Czy są inne drogi. Wyłączanie się ze zdarzeń, a także posłuszeństwo wobec innych były błędami, choć dawały pozorny spokój. A obecnie już za późno na rozważania.
Mama wyszła z kuchni. Wiedziałam, że jest zdenerwowana i woli uciąć temat. Przejechałam dłonią po idealnie czystym blacie, a potem poszłam pod prysznic, gdzie próbowałam wymyślić, co powinnam zrobić. Czułam bezsilność, zamknięta w pułapce tradycji. Płaciłam za to, że zostałam urodzona akurat tutaj, a nie gdzie indziej.
Bardzo długo stałam w strumieniach gorącej wody. Spływała po ciele, przynosząc ukojenie. Tak samo jak zimne płytki, na których później siedziałam i patrzyłam przed siebie. Kolejny raz próbowałam przyjąć to, co przynosi los. Znaleźć jakieś dobre strony przyszłości. Moje serce jednak zostało skute lodem. Nie czułam już nic poza paskudnie ziejącą pustką. Jakbym straciła panowanie nie tylko nad swoim życiem, ale również ciałem, duszą i umysłem.
Chyba odpuściłam.
Wiedziałam, że dobrze by było spróbować zmienić nastawienie. Pragnęłam zmian w życiu, więc powinnam być na nie gotowa, nawet jeśli wzbudzały strach. Z ociąganiem weszłam do salonu. Każdy krok zbliżający mnie do rozmowy stawiałam coraz ciężej. Miałam poczucie, jakbym zdradzała samą siebie. Tylko kiedy ja byłam w pełni sobą?
– Dobrze. Spotkam się z nim – powiedziałam do mamy, stojąc w samym ręczniku.
– Usiądź. – Poklepała miejsce obok siebie, więc to zrobiłam. – Masz inne życie niż twoi rówieśnicy. Nie możesz wrzucać odważnych zdjęć na media społecznościowe, pokazywać ciała w bikini, chodzić do klubów. Nie możesz mieć chłopaka, nocować u koleżanek… – wymieniała, dopóki nie zabrakło jej tchu. – A mimo to nigdy nie protestowałaś. Czasem coś nam dogadywałaś, wywołałaś sprzeczkę z nami, ale nie sprawiałaś większych problemów. Jesteś wzorem do naśladowania. Twoje zalety można wyliczać w nieskończoność. – Próbowała podnieść mnie na duchu komplementami, jednak nie tego było mi teraz trzeba.
Utkwiłam wzrok w szafce przed sobą. Mokre włosy okalały moje ramiona, ale nawet uczucie nieprzyjemnej wilgoci nie robiło żadnego wrażenia. Byłam jak w transie.
– Mamo… – przemówiłam dopiero po chwili. – Zawsze byłam wam posłuszna, ale teraz jestem przerażona, że będę zobowiązana do posłuszeństwa wobec męża, a ja nie wiem, jaki on jest, co lubi, czego oczekuje… Chciałabym móc sama wybrać, z kim spędzę życie.
– To niemożliwe. Nie u nas. Żadna kobieta nie zna przed ślubem przyszłego męża. Poza tym trzeba zjeść z kimś beczkę soli, żeby go dobrze poznać. Współczesne kobiety spoza naszego społeczeństwa decydują się na tak zwane „życie na kocią łapę”. Żyją złudzeniem, że to pozwoli im ocenić, czy trafiły na właściwego partnera. Ale we Wspólnocie nie możesz mieszkać z mężczyzną, jeśli nie jest twoim mężem albo innym członkiem rodziny.
– Wiem – westchnęłam z rezygnacją.
– W porządku, kochanie, zrobimy tak: jeśli będziesz gotowa, pójdziemy z Tymonem na kawę, a później na spacer do parku. Ja gdzieś na ławce poczytam książkę. Możemy zorganizować kilka takich spotkań. Dobrze?
– Powiedz tacie, że jestem gotowa – wyrzuciłam z siebie niemal z pogardą i wstałam z miejsca, żeby wrócić do pokoju.
Spojrzałam na biurko, robiąc nieprzyjemny grymas w stronę otwartej szarej teczki.
Po prostu to zrób. To jak zerwanie plastra. Boli, ale jest konieczne, pomyślałam, po czym sięgnęłam po umowę przedślubną. Przez ten gest wszystko stało się jeszcze bardziej rzeczywiste.
Nadszedł dzień naszego pierwszego spotkania. Starałam się trwać w swojej zbroi nieczułości i obojętności, jednak ona zaczynała pękać, a przez drobne uszkodzenia wychodziły na wierzch bardzo drażliwe zakończenia nerwowe. Zerkałam na zegarek, przeżywając każdą mijającą godzinę. Im bliżej było do spotkania, tym bardziej rozbijałam wszystko na czynniki pierwsze.
Niby mi na tym nie zależało, ale przegrzebałam całą szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Niby mnie to nie obchodziło, ale brałam coraz głośniejsze nerwowe wdechy. Myśl, że zobaczę przyszłego męża, powodowała spięcie mięśni brzucha do tego stopnia, iż nie byłam pewna, czy to ze stresu, czy może jednak z niestrawności.
Poszłam do przedpokoju. Przykucnęłam, żeby znaleźć odpowiednie buty, udając, że nie zauważyłam karcącego wzroku mamy. Na przekór zasadom włożyłam sukienkę, która ładnie eksponowała biust. Chciałam zrobić rodzicom na złość. Jakoś zaakcentować to, że czuję się postawiona pod ścianą.
– Pięknie wyglądasz, to będzie pasować – powiedziała mama, podając mi chustkę dobraną do sukienki.
– Nie zmarznę – odpowiedziałam znudzonym tonem.
– Julia… – syknęła ostrzegawczo, więc ze zrezygnowaną miną sięgnęłam po materiał.
– Jestem wystarczająco dojrzała, żeby być mężatką, ale zbyt smarkata, by decydować o wyborze garderoby? – Zaplotłam ręce na piersiach, ściskając w jednej dłoni delikatną chustę.
– Myślę, że jesteś wystarczająco dojrzała, żeby rozumieć obowiązujące nas zasady – oznajmiła, grzebiąc w torebce. – A gdy zostaniesz mężatką, niech on decyduje, czy będziesz mogła pokazywać dekolt.
Zacisnęłam mocniej usta i poczułam uderzenie gorąca. Zdałam sobie sprawę, że będzie mi wstyd stanąć tak przed Tymonem. Duma jednak nie pozwoliła mi przyznać racji mamie i się przebrać. Owinęłam więc ramiona delikatnym materiałem, a gdy rodzicielka otworzyła drzwi mieszkania, z wahaniem przekroczyłam próg.
***
Siedziałyśmy przy stoliku. Nerwowo kołysałam nogą założoną na drugą nogę. Co chwilę przygryzałam wargę, po raz dziesiąty oglądałam swoje paznokcie i ciągle coś mnie swędziało. Z każdą upływającą chwilą byłam coraz gorzej nastawiona do tego spotkania. Supeł w brzuchu ze stresu zawiązywał się mocniej i nie wiedziałam już, co mam ze sobą zrobić. Wyraźnie dawałam mamie do zrozumienia, że zamierzam okazywać niezadowolenie.
– To chyba on powinien czekać na nas? – Siedziałam obok niej naburmuszona.
– Spuść z tonu i rozchmurz twarz. Robisz to po to, żeby nie chciał cię za żonę? Warto było całe życie być perfekcyjną i znosić tyle wyrzeczeń, by teraz wszystko zaprzepaścić? Chcesz, żeby zmienił zdanie? – Nie zamierzała mi odpuścić. Całkowicie zrelaksowana przeglądała propozycje ciast i kaw na zalaminowanej karcie.
– On powinien chcieć zrobić na mnie dobre wrażenie.
– On ma jeszcze dziesięć minut, to my jesteśmy wcześniej – zniżyła głos, aby nikt nas nie usłyszał. – Opanuj emocje, Julia. To może być najpiękniejszy lub najgorszy okres w twoim życiu. Wszystko zależy od twojego nastawienia. I masz być dla niego miła. – Pogroziła mi palcem. – Jemu na pewno też nie jest łatwo. Jeśli sprawisz mu przykrość…
– Po prostu się go boję – przerwałam monolog rodzicielki.
Buntownicza postawa była tylko murem, który służył za ochronę. Zacisnęłam szczęki, usiłując opanować napływające do oczu łzy. Mama spojrzała ze zrozumieniem, pogłaskała moje kolano i przestała krytykować. Zamówiła trzy kawy i trzy kawałki sernika z lodami waniliowymi.
– Jestem przy tobie i zawsze będę. Nie jesteś z tym sama – spróbowała dodać mi otuchy. – Przynajmniej z nim porozmawiaj.
I wtedy otworzyły się drzwi kawiarni. Lekki wiatr owiał moje łydki. To on. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Automatycznie usiadłam prosto i przestałam nerwowo podrygiwać. Tymon szukał wzrokiem wolnego stolika. Na tle zielonej tapety z czarnym wzorkiem wyglądał dobrze. Lepiej niż dobrze.
Zrobił korzystne pierwsze wrażenie. Włożył czarną koszulkę, którą wpuścił w jasne, przetarte dżinsy. W ręce trzymał okulary przeciwsłoneczne i klucze, pewnie do samochodu. Twarz chłopaka nabrała wyrazistości od czasu, gdy ostatni raz miałam okazję go widzieć. Patrzyłam na niego i musiałam przyznać, że nadal jest bardzo przystojny.
Kelner przyniósł zamówienie, przez co Tymon powędrował wzrokiem w naszym kierunku, a gdy nas rozpoznał, z lekkim uśmiechem ruszył pewnym krokiem w stronę stolika.
Poczułam mdłości i zawroty głowy. Nawet zapach kawy, którą tak kocham, nie zdołał mnie przywrócić do rzeczywistości. Skupiłam spojrzenie na nieskazitelnie białych butach chłopaka, gdy stanął tuż obok.
– Dzień dobry – przywitał się grzecznie z moją mamą.
– Dzień dobry, Tymon – odpowiedziała mu najbardziej melodyjnie, jak umiała.
– Cześć, Julia. – Wyciągnął dłoń do uścisku.
Sposób, w jaki wypowiedział moje imię, wywołał kolejny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Zebrałam całą siłę, żeby wstać i nie zemdleć. Podałam mężczyźnie rękę i podniosłam wzrok. Zauważyłam, jak drga mu nerw na twarzy, i poczułam małą ulgę, że nie tylko mnie stresuje ta sytuacja. Chociaż jemu znacznie lepiej wychodziło udawanie opanowanego.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Tymon porażał głębokim spojrzeniem pełnym emocji, intensywności i tajemnicy. Nie puszczał mojej dłoni, a jego dotyk zaczynał parzyć. W końcu ucałował ją, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Rozchyliłam usta i oczy ze zdziwienia, ponieważ raczej nie powinien sobie pozwalać na takie gesty. Gdy tylko dotknął wargami skóry, obudził coś w moim ciele. W podbrzuszu zagościło przyjemne ciepło. Poczułam gęsią skórkę nawet na twarzy, co było zawstydzające. Chyba zauważył tę reakcję, gdyż delikatnie się uśmiechnął. Nie wiedziałam, jaką minę ma mama, i wolałam tego nie sprawdzać. Usiadłam z powrotem na wygodnej, jasnej kanapie, żeby dać ulgę miękkim nogom. Tymon przysunął sobie krzesło, po czym usadowił się naprzeciw mnie.
– Czyżbym przyszedł spóźniony? Przepraszam. – Głęboki głos poraził moje uszy. Kwiatkowski od dziecka roztaczał wokół siebie urok i przyciągał ludzi. Po latach jednak działało to jeszcze mocniej.
– Nie, to my byłyśmy wcześniej. Chyba nie masz nic przeciwko, że już zamówiłyśmy? – odpowiedziała mama.
Ja nie umiałam wydobyć z siebie ani słowa. Udawałam niewidzialną. Odnosiłam wrażenie, że nawet nie oddycham.
Przeżywałam każdą sekundę tego spotkania, wyczulona na najdrobniejszy szczegół. Choć z zewnątrz nie okazywałam żadnych emocji, w środku przechodził huragan za huraganem. Kilkakrotnie potarłam dłońmi o uda, żeby usunąć nieprzyjemną lepkość, mimo że na co dzień nie miałam problemów z pocącymi się rękami.
To moja pierwsza randka! Ten oto mężczyzna przyszedł, aby mnie sobą zauroczyć. A ja czułam głębokie zawstydzenie jego obecnością. Teraz byłam wdzięczna, że mama dała mi chustkę, dzięki której nie przeżywałam dodatkowo tego, iż Tymon mógłby zatrzymać spojrzenie na moim dekolcie. W ogóle udawałam, że nie istnieję, podczas gdy oni prowadzili miłą pogawędkę.
– Kawa i sernik to najlepsze połączenie. – Uśmiechnął się do mamy.
– O, jak miło. Julia myśli tak samo, prawda?
– Tak. – Próbowałam być równie urocza jak Tymon, ale mój zachrypnięty głos sprawił, że zrobiłam odwrotne wrażenie.
– To twój ulubiony? – zapytał, wskazując widelcem ciemnobrązową posypkę.
– Tak. Ten ciemny jest najlepszy. – Zebrałam w sobie odwagę, by spojrzeć na mężczyznę.
Patrzył ze spokojem, ale ja znów uciekłam wzrokiem. Nie umiałam udawać, że to zwykłe, koleżeńskie spotkanie albo prawdziwa randka. Po prostu chcieli mnie oswoić jak małego kotka. Kociakowi daliby przysmak i kłębek wełny, ja dostałam sernik, kawę oraz lody.
– Sam nie wiem, czy to wiedeński, czy królewski. Ma różne nazwy w kawiarniach. – Tymon próbował nawiązać ze mną rozmowę, obserwując w oczekiwaniu moją reakcję.
– Kiedyś zamówiłam go jako książęcy. – Tym razem zachowałam normalny głos, ale za to zbyt głośno odstawiłam filiżankę z kawą. Na szczęście udawał, że tego nie zauważył.
– A widzisz. Nazwijmy go więc ciemnym sernikiem. – Uśmiechnął się szeroko. Miał zaraźliwy uśmiech, więc od razu go odwzajemniłam.
Rozmawialiśmy na same błahe tematy. Mama przypomniała kilka sytuacji z naszego dzieciństwa, gdy razem z Tymonem i resztą dzieciaków narozrabialiśmy. Chyba wcześniej sobie wszystko przygotowała, ale pomogło. Szczery śmiech bardzo rozluźnił sytuację.
– Macie jeszcze na coś ochotę? – zapytał chłopak, gdy na talerzach zostały tylko okruszki.
– Ja już dziękuję. Naprawdę wyśmienite kawa i sernik – odpowiedziała mama, lekko trącając mnie łokciem, żebym przypadkiem nic więcej nie brała i nie próbowała uniknąć spaceru.
– Ja też dziękuję – powtórzyłam potulnie, choć dalsza część ich planu wciąż budziła moje obawy.
Kolejny raz powróciły paraliżujące uczucia. Spuściłam głowę i zauważyłam, jak mimowolnie drżą mi kolana.
– Przepraszam, czy mogę prosić o rachunek? – Tymon zwrócił się do kelnera, na co ten kiwnął głową i ruszył w stronę kasy.
– My stawiamy. – Mama otwierała już torebkę.
– Nie mogę na to pozwolić, pani Brys. Proszę nie nalegać. – Uniósł dłoń, kończąc tym gestem dyskusję.
Po uregulowaniu rachunku przepuścił nas w drzwiach kawiarni. Najpierw wyszła mama, a gdy sama go mijałam, puścił mi oczko. Przy okazji zarejestrowałam, że używa dobrych perfum.
– To może spacer w parku? – zaproponowała rodzicielka, jak miała w planie.
– Bardzo dobry pomysł – zgodził się grzecznie Kwiatkowski.
Udając pokorną, skinęłam głową. W duchu jednak przewróciłam oczami, aż zobaczyłam własny mózg. Ta sztuczność i zachowanie dobrych manier podchodziły mi do gardła. Wszystko mieli ustalone, więc po co ten cały teatrzyk?
Park nie był daleko, a mama obmyśliła sobie dokładnie każdy szczegół. Szła między nami, prowadząc z Tymonem rozmowę, co pozwalało mi chwilę odetchnąć. Czułam się bardzo niekomfortowo. Cała ta sytuacja napełniała mnie zażenowaniem po sam czubek głowy. Rozluźniona atmosfera z kawiarni zniknęła bezpowrotnie. Poprawiłam chustę i powstrzymałam chęć skręcenia na pasach, żeby zwyczajnie uciec.
W końcu dotarliśmy do celu. Mama praktycznie od razu stwierdziła, że musi odpocząć, po czym przysiadła na ławce. Wyjęła z torebki dwie małe butelki wody i wyciągając jedną w moją stronę, powiedziała, że możemy pospacerować.
Tylko że od tej pory nie mogła już mówić za mnie. I chociaż rodzice zawsze mi wytykali, że jestem zbyt wygadana i pyskata, teraz czułam blokadę. Nie miałam pojęcia, jak rozmawiać z tym mężczyzną ani o czym. Powinnam nadal udawać, że to tylko niewinne spotkanie, i zachowywać nienaganne pozory czy przestać grać i być sobą?
Zdenerwowanie nie odpuszczało nawet na chwilę. Bałam się, że palnę jakąś głupotę. Gdybym uciekła, też wyszłabym na idiotkę. Pozostało więc stawić czoła sytuacji, a później pod kołdrą rozmyślać, co mogłam zrobić inaczej.
Szłam obok Tymona. Majowe słońce ogrzewało moje ciało, ale wciąż ciasno otulałam ramiona cienką chustką. Miałam wrażenie, jakbym nosiła przebranie, niczym klaun, i żałowałam, że chciałam zrobić rodzicom na złość. Byłoby bardziej komfortowo, gdyby nie mój upór i włożyłabym coś, w czym czułabym więcej swobody.
Nadal nie wiedziałam, o czym rozmawiać z wysokim brunetem, który kroczył obok. Sięgałam mu do ramion i wciąż czułam zapach jego perfum. Schował ręce do kieszeni i na moment też zgubił gdzieś pewność siebie, którą emanował jeszcze przed chwilą. Musiałam pilnować, żeby nie patrzeć na niego zbyt natarczywie.
Skupiłam uwagę na otaczającej mnie przyrodzie. Rozglądałam się dookoła, chociaż przecież znałam ten park na pamięć. To moje ulubione miejsce w tym mieście. Mimo pięknej pogody nie spacerowało tu teraz zbyt wiele osób. Pewnie większość była jeszcze w pracy lub w szkole.
– Pamiętasz, jak się lubiliśmy, gdy byliśmy dziećmi? – Przyjemny głos Tymona wyrwał mnie z rozmyślań.
– Tak – odpowiedziałam krótko, sprawiając wrażenie nieskorej do rozmowy. – Może usiądziemy? – zapytałam po chwili, żeby nie myślał, że naprawdę coś ze mną nie tak. Nie potrafiłam odsunąć uczucia, że to spotkanie jest sztuczne, wymuszone. Potęgowało to moje zdenerwowanie i zaczynało budzić irytację. W klatce piersiowej rosła nieprzyjemna chmura zduszonego krzyku. Miałam obawy, że jeżeli pozwolę choćby odrobinie wydostać się na zewnątrz, puszczą mi hamulce.
Tymon obrzucił spojrzeniem otoczenie.
– Co powiesz na tę ławkę? Twoja mama będzie nas doskonale widziała. – Zerknął w stronę mojej rodzicielki, żeby mieć pewność.
Pokiwałam głową i usiedliśmy na wskazanym przez niego miejscu.
Odetchnęłam po raz setny i znowu wytarłam mokre dłonie o sukienkę. Miałam ochotę skasować ten dzień i zacząć go od nowa, chociaż nie wiedziałam, co jeszcze przyniesie. Tymon kilkakrotnie zmieniał pozycję, jakby uwierała go twardość ławki. Ciepłe powietrze było oddzielającą nas mgłą pełną niezręczności i zakłopotania. Nie zapowiadało się na deszcz, ale właśnie tak to odczuwałam.
– Chcesz o coś zapytać? – Chłopak zwrócił na mnie spojrzenie, od którego uciekłam.
– Nie.
– Naprawdę? Nie masz żadnych pytań? – Pochylił tułów, po czym oparł splecione ręce na kolanach.
Na nadgarstku zauważyłam tatuaż, który dobitnie przypomniał, z kim tutaj jestem i z jakiego powodu. Poczułam ból w sercu, a w płucach zabrakło powietrza. Zamrugałam szybko, żeby odgonić wilgoć spod powiek. Taki tatuaż mieli tylko bardzo wpływowi członkowie Wspólnoty. Oznaczał on, że dziadek Tymona zasiadał w Radzie Starszyzny i ojciec również w niej zasiądzie. A kiedyś… To on lub jego brat będą decydowali o losach ludzi ze Wspólnoty.
Był samcem Alfa, a tatuaż przedstawiał symbol „α” z koroną nad nim. Dlatego czasem przewrotnie nazywaliśmy Alfy rodziną królewską, czego większość z nich nie lubiła. Kwiatkowscy nie byli jedyną tak wpływową rodziną, lecz jedną z silniejszych. Można powiedzieć, że nami rządzili. Tatuaż Tymona różniły od innych dodatkowe szczegóły. Oprócz standardowego rysunku niczym bransoletka oplatały jego nadgarstek skrzydła, których końce krzyżowały się na wierzchu dłoni.
Przełknęłam głośno ślinę, gdy poczułam suchość w ustach. Mężczyzna bez słowa odkręcił butelkę wody i mi ją podał.
– Boisz się? – zapytał.
– Tak.
– Dlaczego?
– Na moim miejscu nie czułbyś strachu? – Z oburzeniem zwróciłam gwałtownie spojrzenie w jego stronę. – Będę twoją własnością.
– Julia… – westchnął głośno i ciężko. – Moja własność to dom, samochód, laptop. Przedmioty mogą być własnością, nie ludzie. Niedługo będą również należeć do ciebie.
– To nigdy nie będzie moje. – Z obojętnością wzruszyłam ramionami.
Odstawianie tej szopki budziło we mnie coraz większą chęć wskoczenia do najbliższego pociągu. Byłam kompletnie rozbita. Rozmawiałam z nim, jakbym szła na skazanie. Jakby nie chodziło o ślub, tylko o wyrok śmierci. A może to jedno i to samo?
– A dlaczego nie będzie twoje? – Uniósł brew, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
– Wszystko, co nabyłeś przed ślubem, należy do ciebie.
– Od tego jest taka instytucja… Notariusz. Tam wszystko można przepisać.
– Co nie znaczy, że kiedyś to zrobisz. Poza tym wychodząc za mąż, staję się twoją własnością. Mogę konkurować z twoimi samochodami. A ty możesz ze mną zrobić, co zechcesz.
– Nie słuchasz – odparł, urywając temat.
Patrzył przed siebie. Skupił spojrzenie na wodzie pluskającej w fontannie. Milczeliśmy dłuższy czas. W ostatniej sekundzie powstrzymałam chęć sprawdzenia godziny. Mógłby to źle odebrać. Zamyślony obracał w dłoni butelkę wody.
– Kochasz kogoś? – Nie zdołał ukryć nutki niezadowolenia.
– Co? Nie!
– Nie jestem w twoim typie? – Zacisnął szczęki, nie patrząc na mnie.
– Dlaczego zadajesz mi takie pytania?
– Czuję twoją niechęć. Nie mam zamiaru cię zmuszać. Jeśli chcesz, wycofam ofertę małżeństwa. Wrócę do domu i nie będę cię więcej niepokoił.
Aż za dobrze znałam uczucie odtrącenia i poczułam frustrację, że sprawiłam mu przykrość. Usiłował być miły, więc powinnam przynajmniej spróbować traktować go podobnie.
– Przepraszam za swoje zachowanie – oznajmiłam ciepłym tonem. – To dlatego, że jestem zdenerwowana.
– Powiem, że zmieniłem zdanie. Nie zwalę winy na ciebie. – Patrzył w ziemię, a mnie ogarnęły wyrzuty sumienia.
– Nie chodzi o ciebie, Tymon. – Pierwszy raz nazwałam go jak człowieka, którego znałam przed laty. Widziałam, że coś w nim drgnęło. Nagle staliśmy się sobie trochę mniej obcy.
Odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy.
– Jeśli powiesz, o kogo chodzi, mogę ci zdradzić, czy masz na co czekać.
Przez chwilę nie umiałam zebrać w całość logicznej odpowiedzi.
On podejrzewa, że skrycie czekam na zainteresowanie kogoś innego?
– Chodzi o mnie – zapewniłam. – Ja w ogóle nie chcę wychodzić za mąż. Nie czuję się gotowa.
– Nie masz za bardzo wyjścia. – Z kwaśną miną znów obrócił butelkę. – Mogę dać ci spokój, jeśli chcesz. Jednak nie wiem, co będzie, gdy przyjdzie ktoś inny.
– Eee… aż taka rozchwytywana nie jestem, żeby chętni stali w kolejce – parsknęłam ironicznie na własną nieciekawą sytuację.
Tymon z powagą podrapał się po nosie. Wyciągnął paczkę gum i najpierw podał ją mnie. Odgadłam, że wie o kimś jeszcze.
– Świetnie. – Pokręciłam z niezadowoleniem głową, wysypując sobie gumę na dłoń, i oddałam mu opakowanie.
– Co „świetnie”?
– Wszyscy wiedzą, tylko nie ja… A powinnam chyba być najlepiej poinformowana? – prychnęłam z irytacją.
Nie skomentował. Nie dał wskazówki, kto jeszcze mógłby być moim mężem. Oparłam się ciężko o ławkę, wystawiłam twarz do słońca, przymknęłam powieki i chciałam zniknąć.
– Kiedy zrobiłeś ten tatuaż? – zapytałam dopiero po chwili, wciąż nie otwierając oczu.
– Miałem wtedy siedemnaście lat.
– Czyli przed twoim buntem?
– Tak.
– Dlaczego się zbuntowałeś?
– Miałem wiele powodów.
Odpowiadał szybko i bez namysłu, jakbyśmy grali w dziesięć pytań.
– A te skrzydła? To nie jest standardowy tatuaż Alfy we Wspólnocie.
– Zrobiłem je, gdy wróciłem.
– Coś oznaczają?
– Wiarę.
– W co? – Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego.
– W Anioła Stróża i w to, że po upadku można wstać i na nowo latać.
– A dlaczego wróciłeś?
– Zrozumiałem, że inni ludzie są takimi samymi niewolnikami jak my.
– Co masz na myśli?
Zaciekawił mnie. Po raz pierwszy dziś poczułam prawdziwą ochotę na rozmowę. Usiadłam wygodniej, skupiając na nim uwagę. Sprawiał wrażenie chyba zadowolonego, że otworzyłam się przynajmniej odrobinę.
– Spójrz na tamtą panią. – Wskazał jedną z kobiet w parku. – Niesie siatki z zakupami, przy uchu trzyma telefon. Po stroju można poznać, że pewnie wraca z pracy. Jeszcze długi i ciężki dzień przed nią, a o czwartej albo piątej rano znów będzie musiała stawić czoła przytłaczającej codzienności. Ty nigdy nie będziesz tak żyć.
– Ale może wybrać sobie przyjaciół, wyznanie, styl ubioru i… męża.
– Przyjaciele ją zawiodą, gdy tylko będą mieli konflikt między swoim szczęściem a jej. Wyznanie… Pewnie ją ochrzcili, gdy była malutka. Na pewno ma wiele problemów i wcale nie jest tak wolna, jak ci się wydaje. A mąż? Albo jest równie zapracowany i zestresowany jak ona, albo to fiut, który jej nie zauważa.
Przypadł mi do gustu jego tok myślenia. Do tej pory nikt nie rozmawiał ze mną w taki sposób. Moje przytyki pod adresem obowiązujących zasad gaszono pustymi frazesami o tradycjach i przestrzeganiu reguł oraz groźbach ze strony Starszyzny. On podchodził do tematu inaczej.
– A ty? Jakim będziesz mężem? – zapytałam, świdrując go spojrzeniem.
Chciałam wyczytać, czy będzie szczery, a on nie uciekł wzrokiem. Patrzył równie intensywnie, obezwładniając ciemnymi oczami.
– Najlepszym, jakim potrafię być. Obiecuję.
Tymi słowami zapukał mi do serca. Oczywiście, że mógł kłamać, ale wiedziałam, iż wcale nie musi zabiegać o aprobatę przyszłej żony. Miał za zadanie przekonać moich rodziców, nie mnie. Doceniłam, że zauważa również moje uczucia.
– Powiedz, co budzi twoje obawy. Być może rozwieję twoje wątpliwości.
Myślałam nad tym przez chwilę.
– Ogólnie. – Wzruszyłam ramionami. – Tego, że wszystko ulegnie zmianie. Cały mój poukładany świat wywróci się do góry nogami.
– No to niestety raczej cię nie pocieszę, ponieważ właśnie tak będzie – odpowiedział z rezygnacją w głosie.
Westchnęłam ciężko. Nie szła nam ta rozmowa. Nie umieliśmy do siebie dotrzeć. Gdy tylko udawało się znaleźć nić porozumienia, ta od razu pękała.
Siedzieliśmy obok siebie w ciszy. Otworzyłam usta, jakbym chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. W głowie ziała mi pustka. Kontemplowałam widok kwiatów, usiłując wymyślić jakiś temat rozmowy. Czułam na sobie wzrok Tymona, ale nie reagowałam. Na przemian robiliśmy balony z gumy, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk.
– Powinienem był przyjść z kwiatami? – zapytał w końcu, wskazując brodą w stronę kwietników. – To chyba dałem plamę.
– Nie, byłoby jeszcze dziwniej. – Odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał, bo chciałam zapewnić, że naprawdę mi na tym nie zależało. Kolejny sztuczny gest wprowadziłby jeszcze większe zażenowanie.
Chłopak wstał energicznie, zaskakując mnie nagłym ruchem. Podszedł do kwietnika i zapytał, jaki kolor lubię. Do wyboru miałam intensywny fiolet, róż oraz biel. Roześmiałam się, prosząc, żeby tego nie robił. Zamknął oczy i zerwał kwiat, na który natrafił.
– Proszę. – Podał mi go, po czym usiadł na swoim miejscu.
– To kradzież – stwierdziłam, ale z uśmiechem przyjęłam drobną roślinę, po czym ją powąchałam. Mimo wszystko to był miły gest.
– Dlaczego kradzież?
– To własność miasta.
– Miasto to my. Płacimy podatki, więc te kwiaty należą do nas wszystkich – powiedział z cichym śmiechem. Chyba podobało mu się droczenie ze mną.
– Sądzę, że straż miejska nie przyjęłaby twoich argumentów.
– To będziesz mogła zaimponować koleżankom, że dostałaś kwiatka o wartości kilku stów.
Po tych słowach mój dobry humor zniknął równie szybko, jak przed chwilą nastał. Nie miałam bliskich koleżanek i odczułam przykrość, że nie mogę nikomu przekazać wrażeń z tego spotkania, posłuchać rady kogoś bardziej doświadczonego, zadzwonić i z pełną ekscytacją opowiadać o każdym szczególe. Mogłabym porozmawiać z kuzynką Hanią, jednak rodzice uznali, że na razie muszę wszystko trzymać w tajemnicy.
– Powiedziałem coś złego? – Miękkość głosu Tymona i wyczuwalna w nim troska poruszyły jakąś strunę w moim sercu.
– Nie, wszystko gra. – Próbowałam się uśmiechnąć. Ale nie byłam pewna, jaki grymas mi wyszedł, ponieważ wzrok mężczyzny i ciężkie westchnienie zdradzały, że raczej go nie przekonałam.
– Twoja mama do nas idzie.
Patrzył w jej stronę. Po chwili wrócił wzrokiem do mnie, a ja nie umiałam wyczytać, o czym myśli, lecz nie było to nic dobrego. Wstał z ławki z dumą kogoś znacznie ważniejszego niż większość ludzi. Zrobiło się między nami dziwnie. Całe skrępowanie i sztuczność sytuacji powróciły, uderzając boleśniej.
– Na razie, Jula. – Tymon miał w sobie jakiś smutek i zimno, które również przejęłam. Nie poświęcił mi już spojrzenia i nie wykonał żadnego gestu.
– Cześć – odpowiedziałam cicho.
Stałam ze spuszczonym wzrokiem. Odniosłam wrażenie, że moje towarzystwo nie do końca spełniło jego oczekiwania, i było mi z tego powodu przykro. Niepotrzebnie otworzyłam przed nim swoją skorupę. Bycie nieczułą i zamrożoną wszystko by ułatwiło.
– Musimy już iść. – Mama stanęła obok nas, posyłając Tymonowi uśmiech.
Chłopak kiwnął głową, grzecznie się pożegnał i po prostu odszedł w swoją stronę.
Ze smutkiem rozglądałam się po swoim niewielkim pokoju, w którym każdy kąt był dla mnie ważny. To moja twierdza. Mój dom, rzeczy i przeszłość… Każdy centymetr tego pomieszczenia był przesiąknięty mną. Tylko te ściany znały prawdziwą Julię – tę bez pozorów, masek i ograniczeń.
Spojrzałam na idealnie ułożoną na materacu pościel i poczułam drżenie strachu na samą myśl, że będę musiała dzielić łóżko z Tymonem. Choć uczęszczałam do normalnej szkoły i udawałam zwyczajną nastolatkę, nigdy nie miałam chłopaka, nie całowałam nikogo i nie chodziłam z nikim za rękę. Wszyscy myśleli, że jestem taką cichą, spokojną dziwaczką, która od razu po lekcjach wraca do domu. A w moim świecie wiele rzeczy było po prostu zakazane…
Czasem przeglądałam Facebooka i Instagrama. Widziałam znajomych ze szkoły, którzy świetnie spędzali czas na grillach, domówkach albo dyskotekach. Oczywiście, że się podkochiwałam w kolegach z liceum, muzykach i aktorach. W końcu był dwa tysiące piętnasty rok, więc rodzice nie od wszystkiego mogli mnie odizolować. Momentami miałam wrażenie, że nawet woleli, żebym sama zgłębiła niektóre tematy. Wiedziałam tylko teoretycznie. Spróbować czegokolwiek nie było mi wolno…
A teraz niedługo będę musiała przeżyć noc poślubną bez żadnego przygotowania. I bałam się tak bardzo, aż czułam mdłości. Tymon to przystojny mężczyzna, ale jednocześnie kompletnie obcy człowiek, nie mogę przecież widzieć go takiego, jaki był, gdy miał kilka lat, zanim nas rozdzielono.
– Julka! – usłyszałam wołanie z kuchni. – Może pomożesz mi upiec ciasto?
Wyłączyłam komputer i zeszłam na dół. Wzięłam krzesło, aby przysiąść obok mamy. Rozmyślałam, jak ją podejść, by bez zgrzytów postawić na swoim.
– Chcesz o czymś porozmawiać? – Od razu przeszła do rzeczy.
– Mam ochotę na spacer. Przewietrzyć głowę, wyjść z domu. Może poszłabym do kina, żeby oczyścić myśli.
– Nie mam dzisiaj czasu – odpowiedziała, skupiając uwagę na grzebaniu w szafkach. – Obiecałam pomóc Nowickim przy chrzcinach. Muszę jeszcze upiec tort i ciasto.
Odchrząknęłam, zbierając się w sobie, ponieważ nie zrozumiała, do czego zmierzam.
– Mam dziewiętnaście lat, mogę sama pójść do kina. Dwunastolatki chodzą bez rodziców, a ja jestem dorosła. Jeżeli chcesz, zaproszę Hanię.
Nie spojrzała na mnie. Zapewne podobnie jak ja nie chciała się kłócić. Dość mieliśmy emocji w ostatnim czasie. Próbowałam coś ugrać, wykorzystując fakt, że wychodziłam za mąż. Liczyłam, że dzięki temu rodzice będą łaskawsi.
– Nie słyszałam o nikim, kto chodzi samotnie do kina. Ty słyszałaś? I nie wyskakuj z sąsiadkami albo koleżankami ze szkoły. Doskonale wiesz, że nie ma po co się do nich porównywać. Ich świat jest inny od naszego – podkreśliła surowo mama.
– Nie słyszałam też o zakazie chodzenia po mieście. Na lekcje czy zajęcia dodatkowe i z powrotem jeździłam sama. Czasem tata po mnie podjeżdżał, ale przecież nie zawsze. Nie rozumiem, dlaczego teraz tym bardziej mi nie wolno.
Przyjęłam buntowniczą postawę, więc mama zrobiła to samo i spojrzała groźnie.
– Doskonale rozumiesz, więc przestań się wykłócać. Będziesz żoną, i to nie byle kogo, bo Kwiatkowskiego. Trzeba dmuchać na zimne i chronić cię bardziej niż kiedykolwiek. Wystarczy jeden błąd, żebyś przekreśliła waszą przyszłość.
– Tym, że szłam po chodniku? Czy tym, że jako dorosła kobieta kupiłam bilet i popcorn? – zakpiłam, czym jeszcze bardziej ją zdenerwowałam.
– Tym, że ktoś cię zaczepi, a ktoś inny to zauważy i odbierze jako flirt. Tym, że spotkasz przypadkowo Tymona i on zacznie cię wypytywać, co tam robisz sama. Albo tym, że trafisz na kogoś innego ze Wspólnoty i Tymon usłyszy, iż spotykasz się z kimś za jego plecami. Wystarczy ci argumentów?
– Och, jak wspaniale, że on ma nieskazitelną opinię – powiedziałam ironicznie, robiąc przy tym kwaśną minę. – Rozumiem, że od tej pory w ogóle nie będę mogła wychodzić bez obstawy? Nigdy więcej nie pójdę do kina?
– Pójdziesz. – Mama ostentacyjnie postawiła przede mną mąkę. – Z mężem. I wyrośnij w końcu z tego buntu. Mężatce nie przystoi taka postawa. Nie wyskakuj Tymonowi z takimi pomysłami, bo niepotrzebnie go zdenerwujesz.
Przewróciłam oczami i westchnęłam zirytowana. Myśl o wyjściu z Tymonem była przyjemna, ale nie chciałam być inwigilowana jeszcze dokładniej niż dotychczas. Miałam cichą nadzieję, że mężczyzna okaże się bardziej wyluzowany i nowocześniejszy niż moi rodzice. W końcu szalał ile dusza zapragnie. Pytanie, czy pozwoli mi na to samo, czy jednak uważa, że rozrywka to przywilej mężczyzn.
– Och, córcia. – Mama nagle przybrała ciepły ton. – Będzie dobrze. Pomóż mi w przygotowaniach, a jeśli masz taką potrzebę, pytaj, o co zechcesz. Skup uwagę na czekającej cię przyszłości, nie na buncie przeciw niej. – Przesunęła w moją stronę jajka i mąkę, żebym zaczęła robić ciasto. – Chcesz o coś zapytać?
– Wszystko jest w umowie. Przeczytałam ją od deski do deski.
– Chcesz coś w niej zmienić?
– Nie. Naprawdę o mnie zadbaliście. Bardzo wam za to dziękuję. Wiele dziewczyn nie ma tego szczęścia i poznaje warunki podczas odczytania umowy na spotkaniu zaręczynowym.
– Racja. Ja tak miałam. – Pokiwała głową, a następnie wypiła do końca herbatę i odstawiła pusty kubek do zlewu.
– Jak można coś wtedy zrozumieć? Nie masz pojęcia, na co się zgadzasz. Jesteś zestresowana, przebywasz w jednym pokoju z kilkoma osobami i ktoś ze Starszyzny odczytuje byle jak punkty umowy. Ja momentami musiałam bardzo skupić uwagę, żeby wiedzieć, o co chodzi w zapisie, a siedziałam sama w ciszy i spokoju.
Wstałam z krzesła, po czym zabrałam się do pracy. Gdy wsypałam mąkę do miski, sięgnęłam po jajka. Mama milczała, a po chwili wykrzywiła z niesmakiem usta. Wiedziałam, że dla niej to wszystko też nie jest łatwe, i zaczynały mnie kłuć wyrzuty sumienia, iż dodatkowo ją denerwuję. Jednak nadmiar emocji musiał gdzieś znaleźć ujście, a skoro byłam zamknięta w domu, wyładowywałam frustrację właśnie tutaj.
– Kochanie, większość dziewcząt nie ma wpływu na żaden zapis w umowie, więc nawet jeśli coś zrozumie… niczego nie zmieni. Widziałam naprawdę krótkie kontrakty. Czytanie twojego zmęczy wszystkich.
– A co jest w takich krótkich?
– Zapis, że gdy kobieta staje się żoną, przechodzi na własność męża i ma przysiąc Wspólnocie oraz jemu posłuszeństwo, wierność i oddanie. Oczywiście widnieje tam też kwota zapłaty.
– A jakieś prawa? – Uniosłam brew i przechyliłam głowę, czekając na odpowiedź.
– Żadnych praw.
– A jak wyglądała twoja umowa?
Zauważyłam, jak wyraz twarzy mamy uległ zmianie.
– Właśnie tak. Żadnych praw.
Wyglądała, jakby wypowiedziane słowa sprawiły jej ból. Nigdy wcześniej nie omawiałam z nią takich tematów. Obie omijałyśmy je zgrabnie, na poruszenie ich brakowało nam chyba odwagi. I nadal nie byłyśmy gotowe na to, co miało się wydarzyć. Może to błąd, że tak długo zwlekałyśmy, ale do tej pory nie znajdowałam wystarczającej determinacji na taką rozmowę. Wolałam nie myśleć o zamążpójściu. Moi rodzice chyba też.
– Bóg nade mną czuwał, żebym trafiła na twojego ojca.
– Tata sam cię wybrał? Czy jego rodzice?
– Sam. Wiadomo, że nie bardzo mógł, ale jakoś przekonał rodziców. Za to mój ojciec wolał, żebym została na wsi z jakimś pijakiem i była pod ręką. Czyli miałabym oporządzać dwa gospodarstwa i jeszcze rodzić dzieci. Twój dziadek nie należał do dobrych ludzi.
– Obym ja miała szczęście – westchnęłam ciężko, jakbym chciała wyrzucić z siebie uwierający kamień.
– Liczę, że tak będzie. Przemyśleliśmy te oświadczyny, zanim cokolwiek ci powiedzieliśmy. Tymon razem z rodzicami spotkał się z nami kilka razy pod twoją nieobecność. Kwiatkowskich znam dość dobrze, jednak zależało mi, żeby poznać zamiary chłopaka.
– Co o nim sądzisz? Ale tak naprawdę, mamo. Nie mydl mi oczu.
– Przypomina twojego ojca – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Mam nadzieję, że będzie dla ciebie równie dobry albo nawet lepszy. A jak ty uważasz?
– Nie wiem. Nie umiem skupić na nim myśli jak na osobie. Ciągle przetwarzam tylko to, że wychodzę za mąż. I przez taki pryzmat go oceniam, a wszystko razem wywołuje we mnie strach.
– Ja też się o ciebie boję. Jesteś moją córeczką. Jedyną. Ukochaną.
***
Na idealnie czystym blacie stygł pachnący sernik, z kolei biszkopt na tort został włożony do piekarnika. W tej chwili nakrywałyśmy do obiadu, gdy tata po pracy robił coś w domu. W końcu zasiedliśmy do stołu, a ja czekałam na nieśmiertelne pytanie mamy do ojca: „Jak ci minął dzień?”. Gdy padło, tata odpowiedział tak jak zawsze, a potem przekazał informację, przyglądając mi się przy tym uważnie:
– Tymon dzisiaj dzwonił.
– Co chciał? – dopytała mama, ponieważ ja milczałam, cała spięta.
– Znowu spotkania z tobą, Julia. Co o tym sądzisz?
Teraz oboje na mnie patrzyli. Napiłam się wody, obserwując ich oczekujących odpowiedzi. Czy mogłam powiedzieć „nie”? Nie powinnam stawiać oporu. Co, jeśli rodziców spotkałoby coś złego i Starszyzna kazałaby mi wyjść za jakiegoś brudnego, bezzębnego pijaka, a w umowie nie miałabym zapisanych żadnych praw?
Żadnych! ŻADNYCH PRAW!, krzyczał mój umysł.
Tymon był najlepszym, co mogłam dostać, i powinnam w końcu przestać oponować.
– Dobrze. Jeśli taka jest wasza wola – odparłam wreszcie, z rezygnacją patrząc w podłogę.
– Zadzwonię do niego i powiem, że się zgodziłaś.
Gwałtownie podniosłam głowę i popatrzyłam na ojca wielkimi oczami.
– Pytał, czy JA się zgadzam?
– Tak. Najpierw uzyskał moją zgodę, a później poprosił, żebym ciebie też zapytał o zdanie.
Takimi z pozoru niewinnymi gestami zaczynał rozmiękczać moje ściśnięte z przerażenia serce. Dla mnie bardzo wiele znaczyło, że obchodzi go, co myślę. I miałam nadzieję, że nie jest to tylko gra.
***
Tym razem postanowiłam być bardziej sobą. Włożyłam białe dżinsy i obcisłą, czarną koszulkę, na której tle błyszczał łańcuszek ze srebrnym krzyżykiem. Wyprostowałam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa. Chciałam wyglądać jak najbardziej naturalnie, miałam nadzieję, że dzięki temu będę zachowywała się swobodniej.
Tata przepuścił mnie w drzwiach lokalu. Od razu poczułam zapach przygotowywanego jedzenia zmieszany z czymś, czego nie potrafiłam określić. Na ścianie wisiał ogromny telewizor ustawiony na kanał muzyczny. Stoły i krzesła stojące na środku sali zrobiono z ciemnego drewna. Na każdym blacie umieszczono wazon z białymi, drobnymi kwiatkami. Pomieszczenie zdobiły zdjęcia przypraw i dań, ale moją uwagę przykuł szczególnie wielki obraz pizzy. Patrząc na niego, miałam ochotę coś zjeść.
W lokalu siedzieli głównie nastolatkowie. Przypadł mi do gustu klimat tego miejsca – połączenie stylu młodzieżowego z eleganckim. Można było umówić się tutaj zarówno na randkę, jak i na wyjście z przyjaciółmi.
Tymon podniósł dłoń, gdy napotkałam jego spojrzenie. Musiał na mnie patrzeć, odkąd weszłam. Ruszyliśmy z tatą w jego kierunku. Po powitaniu chłopak gestem zaprosił mojego ojca, żeby usiadł z nami.
– Pójdę tam. – Tata wskazał miejsce kilka stolików dalej. – Zamówię sobie piwo i posiedzę. Mam gazetę, jak coś.
Kwiatkowski znów wyglądał bardzo przystojnie i, tak samo jak poprzednim razem, odurzył mi zmysły swoim zapachem.
– Cześć, Jula. – Musnął ustami moją dłoń, co wywołało dreszcz. – Usiądź. – Odsunął mi krzesło, które zajęłam. – Cieszę się, że przyszłaś. Chyba jednak nie jestem taki straszny.
– Przepraszam. Nie bierz mojego wcześniejszego zachowania do siebie – próbowałam być miła i nie psuć wszystkiego na starcie. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na inne stoliki i zauważyłam, że tylko na naszym świeczka oczarowuje blaskiem. Zrozumiałam, że to on o to zadbał.
– Ostatnio wyglądałaś na przerażoną – stwierdził, gdy usiadł naprzeciwko.
– Nadal jestem.
Pokiwał ze zrozumieniem głową, a następnie podał mi menu i otworzył swoje.
– Na co masz ochotę?
– Ten obraz na ścianie mnie przekonał. – Wskazałam wielką namalowaną pizzę.
Zerknął w tamtą stronę, po czym uśmiechnął się szeroko.
– Jaką lubisz?
– Druga z listy może być. A ty? Co myślisz?
Spojrzał wprost na moje uśmiechnięte usta, później przeniósł uwagę na oczy. Patrzył tak intensywnie, że poczułam skrępowanie. Spuściłam wzrok z powrotem na kartę dań.
– Też mi pasuje. To dużą dwójkę. Zjemy razem?
Kiwnęłam głową na znak zgody.
– A co do picia?
– Colę z lodem. – Odchrząknęłam i odgoniłam zawstydzenie. – Dlaczego tak patrzysz?
– Ładnie wyglądasz. – Uniósł delikatnie kąciki ust i wtedy w policzku zauważyłam dołek, który mnie oczarował.
Tymon odwrócił w końcu wzrok i poprosił kelnera. Dzięki temu miałam chwilę, żeby zaczerpnąć oddechu.
Nie wiedziałam, jak powinnam się wobec niego zachowywać. Zerknęłam na jego zamyśloną twarz, gdy skręcał rąbek serwetki. Nie mieliśmy wiele czasu. Nasze poprzednie spotkanie trwało krótko i sądziłam, że teraz będzie podobnie, a nie chciałam znowu wyjść na niezadowoloną księżniczkę. Drżałam w obawie, że coś palnę i sprawię mu przykrość.
– Byłeś już tutaj kiedyś?
– Tak. Mają naprawdę dobre jedzenie i miłą obsługę. Lubię tu przychodzić. Nie masz za złe, że nie jest to wykwintna restauracja?
– Nie. W tym lokalu jest bardziej swobodnie. Choć odrobina normalności, bez pozorów.
Rozejrzałam się wokół. To miejsce naprawdę przypadło mi do gustu. Otworzyłam usta, chcąc ciągnąć rozmowę, ale chłopak zapytał pierwszy.
– Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Zbił mnie z tropu, więc spojrzałam na niego kpiąco.
– Żartujesz sobie?
– Pytam poważnie. Sporo o tobie wiem, ale chętnie usłyszę coś więcej od ciebie.
– Co wiesz? – zapytałam zaciekawiona i przechyliłam głowę z uśmiechem.
Poczułam między nami przyjemne napięcie. To spotkanie od początku przypominało randkę bardziej niż poprzednie, które okazało się niewypałem.
– Praktycznie wszystko. Posiadasz wiedzę obejmującą wiele dziedzin.
– Rodzice bardzo naciskali na edukację. Zdawali sobie sprawę, że pewnie nie pójdę na studia, ale… No… nieważne. Wiadomo, po co mi były te wszystkie kursy.
– Po co?
– Żeby zadowalać męża. Do tego zostałam stworzona i przygotowana.
Od razu posmutniałam i przejechałam opuszkami po ciemnym blacie, tworząc niewidzialny wzór. Irytowało mnie, że to mężczyzna jest zawsze najważniejszy, jakby kobiety nie miały potrzeb, pragnień i marzeń. Skoro byli tacy silni, na jakich się kreowali, sami mogli o siebie zadbać. Chciałam być w związku partnerskim, gdzie obie strony okazują sobie wzajemnie troskę. Nie tylko żona mężowi.
– Nie pasuje ci ta rola? – Tymon popił wody i z uwagą obserwował moją mimikę.
Wzruszyłam ramionami, walcząc, żeby nie wyrazić niezadowolenia.
– Nic innego nie potrafię. I nic innego mnie nie czeka.
– Rodzice naciskali na edukację, żebyś dała sobie radę w życiu. Gdy masz wiedzę, królowie są nadzy.
– Mój tata tak mawia. – Rozchmurzyłam się zaskoczona.
– Wiem.
– Dobrze znasz moich rodziców?
– Odwiedziłem ich kilka razy – odpowiedział, splatając przy tym palce, żeby wygodnie oprzeć dłonie o blat stolika.
– To nietypowe, że byłeś w moim domu. – Uniosłam brwi.
– Sądziłaś, że omawialiśmy takie tematy w restauracji? Wśród ludzi?
– Po prostu nigdy nie rozmyślałam nad tym, jak doszło do waszej rozmowy. – Nagle mnie olśniło. – A byłeś w moim pokoju?
Tymon próbował powstrzymać uśmiech.
– No wiesz! Grzebałeś w moich rzeczach? – oburzyłam się odrobinę zbyt głośno.
– Nie, no coś ty. Tylko zerknąłem do środka, gdy szedłem do łazienki. Byłem ciekawy, jak wygląda twoja komnata.
– Komnata? – prychnęłam drwiąco.
– Jesteś trochę jak Roszpunka. Zamknęli cię w wieży. Mogłaś wychodzić jedynie do sklepu, do szkoły i na zajęcia dodatkowe. W sumie… Roszpunka nie mogła.
Roześmiałam się szczerze na te słowa. Jego poczucie humoru przypadło mi do gustu. Plus za to, że potrafił mnie rozbawić i podchodzić w taki sposób do trudnych kwestii. Ograniczenia zazwyczaj budziły mój smutek lub gniew i nie były dobrym tematem do żartów.
– Oglądasz Disneya? – zapytałam.
– Mam trochę dzieciaków w rodzinie. Fajnie w niedzielę po obiedzie leżeć z nimi na kanapie i oglądać bajki.
– Lubisz dzieci?
– Tak. To takie słodkie małe elfy, które nie mają pojęcia o życiu. Z tego, co wiem, ty też je lubisz. – Emanował pewnością siebie.
Spojrzałam wprost w jego ciemne oczy, które wabiły głębią. Im dłużej w nie patrzyłam, tym większy ucisk czułam w podbrzuszu.
– Jest coś, czego o mnie nie wiesz?
– Ty mi powiedz. – Uśmiechnął się zadziornie i odsunął menu, przerywając przy tym nasz kontakt wzrokowy.
Kelner właśnie podał pizzę. Kuszący zapach pobudził do pracy zarówno ślinianki, jak i żołądek. Oczywiście nie dałam po sobie poznać, że mam ochotę od razu sięgnąć po kawałek.
– Pachnie i wygląda obiecująco, prawda? – zapytał Tymon.
– Jeśli tak samo smakuje, będziemy w niebie.
Coś błysnęło mu w oczach, a ja wolałam nie pytać, o czym pomyślał. Przeczuwałam, że by mnie zawstydził. Nie skomentował, tylko wskazał, żebym wzięła sobie pierwsza.
Gdy położył kawałek pizzy na swój talerz, spojrzałam na tatę. Przez chwilę zapomniałam, że tu jest. Naprawdę poczułam się jak na randce, co było ekscytujące. Mimo że niedaleko siedział czujny obserwator, który pochłaniał hamburgera, byłam zadowolona.
– Wracając do tematu – zagaił Tymon. – Tak szczerze, z głębi serca… Miałaś jakiś inny pomysł na przyszłość niż wyjście za mąż? – Wziął pierwszy gryz, wskazując przy tym, żebym zaczęła jeść.
– Jeśli mam być szczera, to nie. Po prostu od zawsze wiedziałam, co mnie czeka, więc przywykłam do tej wizji. To nie jest do końca tak, że ja tego nie chcę. – Wciągnęłam głębiej powietrze i zebrałam myśli. – Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Skoro Bóg tego chce, to może ma plan.
– Na pewno jakiś ma – powiedział pocieszająco.
Spojrzeliśmy sobie w oczy ze zrozumieniem, a później po prostu jedliśmy w ciszy.
Widziałam siebie w roli żony i matki, pragnęłam założyć rodzinę. Jednak paraliżowało mnie to, ponieważ byłam zbyt młoda, nieprzygotowana i wszystko się działo za szybko. Tymon to uroczy chłopak, ale czy musiałam od razu za niego wychodzić? Pierwszy mężczyzna, z którym poszłam na randkę, będzie jedynym przez resztę moich dni. Na dobre i na złe. W momentach jego radości, jak i wściekłości. A ja… pozostanę posłuszna.
Odgoniłam ciężar z serca, żeby nie psuć naszego spotkania. Wzięłam kęs i stwierdziłam, że smak dania kładzie konkurencję na łopatki.
– Mmm… Czemu ja tu nigdy wcześniej nie byłam? To najlepsza pizza, jaką kiedykolwiek jadłam.
– Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz zabiorę cię do nieba. – Przez usta Tymona przemknął uśmieszek, a ja spuściłam wzrok z zawstydzeniem.
Jednak miałam rację co do jego myśli. Przez chwilę milczałam, ale ostatecznie postanowiłam wykorzystać to spotkanie.
– Mogę cię o coś zapytać? – Przygryzłam wargę, czując trochę stresu.
– Oczywiście.
Aż mnie skręcało, żeby wypytać o jak najwięcej. Musiałam się dowiedzieć, ile ma na sumieniu i jak wiele doświadczył. Choć nie wiedziałam, czy powinnam poruszać osobiste tematy. Miałam obawy, że go tym zdenerwuję.
Tymon przestał jeść i czekał.
– Nie będziesz zły? – Zmarszczyłam nos w geście niepewności.
– Nie będę, pytaj. – Oblizał kciuk, ze spokojem patrząc mi prosto w oczy.
Przez moment pożałowałam, że mam zamiar grzebać w jego przeszłości. Zdałam sobie jednak sprawę, że żałowałabym bardziej, gdybym się nie odważyła, więc postanowiłam iść za ciosem.
– Co robiłeś w okresie buntu? W tych plotkach jest część prawdy?
– Nie wiem, jakie plotki słyszałaś. Zapewne zawierają nieco faktów. Żyłem jak zwykły nastolatek. Bez zasad Wspólnoty, bez ograniczeń.
– To znaczy? – dociekałam, ponieważ chciałam sprawdzić, jak zareaguje.
– Piłem alkohol, paliłem, imprezowałem, spałem byle gdzie. I tak, miałem kobiety, bo pewnie o to pytasz. Nie zachowałem czystości do ślubu. – Rozłożył ręce tak bezradnie, jakby to wcale nie była jego wina.
Powstrzymałam ochotę, by prychnąć mu w twarz. Nie zaspokoił do końca mojej ciekawości. Pragnęłam wiedzieć, co robił w czasie, gdy nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a przede wszystkim zależało mi na tym, żeby go lepiej poznać. Postanowiłam rozmawiać z nim normalnie, a jeśli okazałby złość, przynajmniej miałabym pewność, jakim jest typem człowieka.
– Byłeś kiedyś na dyskotece?
– Wiele razy. Chciałabyś pójść?
Uniosłam ze zdziwienia brwi. Oczywiście, że chciałam pójść, ale nie zamierzałam odkrywać przed nim wszystkich kart. Musiałam pozostać ostrożna. Proponował mi wyjście na dyskotekę czy sprawdzał, co myślę o zasadach Wspólnoty? Postanowiłam uniknąć konkretnej odpowiedzi.
– Sama nie wiem… – Udałam niezainteresowaną. – To chyba niezbyt odpowiednie miejsce dla mnie.
– Nie spróbujesz, to się nie dowiesz.
– Przecież mi nie wolno – zakpiłam.
– Niedługo, być może, to ja będę o tym decydował. Nie twoi rodzice.
Znów spojrzałam na ojca. Myśl, że odejdę z domu i zacznę należeć do męża, sprawiła, iż poczułam bolesne ukłucie w sercu. To Tymon będzie decydował o wszystkim, może nawet wydzielał mi czas spędzony z mamą i tatą.