Wilczyce. Angielskie królowe - Helen Castor - ebook

Wilczyce. Angielskie królowe ebook

Helen Castor

5,0

Opis

Gdy w 1553 roku zmarł młody król Edward VI, okazało się, że nie ma mężczyzny, który mógłby zażądać tronu Anglii. Po raz pierwszy w historii królestwa koronę miała przejąć królowa. Czy powinna nią zostać Maria, córka Katarzyny Aragońskiej, czy Elżbieta, córka Anny Boleyn, a może jedna z ich kuzynek – Jane Grey lub Maria, królowa Szkotów?

Okazuje się, że nie po raz pierwszy w historii Anglii podniesiono problem władzy kobiet. Czterysta lat przed śmiercią Edwarda Matylda, córka Henryka I i wnuczka Wilhelma Zdobywcy, znalazła się niesłychanie blisko objęcia tronu i samodzielnego panowania. W okresie od XII do XV wieku trzy inne wyjątkowe kobiety – Eleonora Akwitańska, Izabela Francuska i Małgorzata Andegaweńska – dowiodły, że potrafią rządzić, o ile otwarcie nie kwestionują męskiego autorytetu. W uznaniu swych zasług każda z nich szybko zyskała pogardliwe miano „wilczycy”.

Niniejsza książka prezentuje szczegółową historię każdej z tych kobiet, podkreślając istotę paradoksu, z jakim musiały się zmierzyć dziedziczki tronu Tudorów: skoro mężczyzna był przewodnikiem kobiety, a król przewodził całemu narodowi, jak zatem uzasadnić, że władza królewska znalazła się w kobiecych rękach?

Dramatyczna i fascynująca opowieść o królowych, które odmieniły historię Anglii: Matyldzie, Eleonorze z Akwitanii, Izabeli Francuskiej, Małgorzacie Andegaweńskiej i Marii Tudor. O królowych, które równie odważnie walczyły z wrogimi frakcjami, co z własnymi mężami. To one wpłynęły na zmianę średniowiecznego pogląd na temat roli kobiety i jej udziału we władzy, a w konsekwencji utorowały drogę do tronu Elżbiecie I. Helen Castor analizuje wpływ nieprzeciętnych władczyń na politykę Anglii i stara się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób w czasach, kiedy kobieta podlegała mężczyźnie, a królowi podlegało całe społeczeństwo, na czele państwa mogła stanąć właśnie kobieta?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 630

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Figa2812

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka 👌Polecam🌷
00

Popularność




Tytuł oryginału: She-Wolves: The Women Who Ruled England Before Elizabeth

Copyright © Helen Castor 2011

Published by HarperCollins in 2011

Wszystkie prawa zastrzeżone. Poza uczciwym, osobistym korzystaniem w celu nauki, badań, analizy albo oceny, przewidzianym w Ustawie o Prawach Autorskich, Projektowych i Patentowych z 1988 r., żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w bazach danych ani transmitowana w żadnej postaci ani żadnymi środkami przekazu – elektronicznie, elektrycznie, chemicznie, mechanicznie, optycznie, przez fotokopie ani w żaden inny sposób – bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2015

Przekład: Magdalena Loska

Przygotowanie edycji: Jacek Małkowski

Redakcja i weryfikacja merytoryczna: Barbara Faron Aleksandra Marczuk Jacek Małkowski

Skład i przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Fotografia na okładce:shutterstock.com/Yurii Kifor

Wydanie I Kraków 2015

ISBN 978-83-66625-56-3

Wydawnictwo Astra 30-717 Krakówul. Księdza Wincentego Turka 14/25 tel. 12 292 07 30

www.wydawnictwo-astra.plwww.facebook.com/[email protected]

Prowadzimy sprzedaż wysyłkowąwww.wydawnictwo-astra.pl

Dla Helen Lenygon, a także świętej pamięci Mary Yates

By kobieta miała rządzić, wynosić się ponad mężczyzn w państwie czy jakimkolwiek królestwie, narodzie i mieście jest czymś wstrętnym w naturze; to zniewaga dla Boga, rzecz najbardziej niemiła Jego woli i wbrew Jego przykazaniom; wreszcie, oznacza odwrócenie właściwego porządku, wszelkiej słuszności i sprawiedliwości.

John Knox, The First Blast of the Trumpet Against the Monstrous Regiment of Women, 1558(Pierwszy alarm przeciw potwornemu władaniu kobiet)[tyt. polski za: N. Davies, Wyspy, tłum. E. Tabakowska]

Wiem, że mam ciało słabej i wątłej kobiety, lecz mam też serce i żołądek króla, i to króla Anglii.

Królowa Elżbieta I, 1588

Przedmowa

Pracując nad niniejszą książką, chciałam, aby przypominała opracowania, w jakich zaczytywałam się z wielką przyjemnością, zanim historia stała się głównie przedmiotem moich badań naukowych. Piszę w niej o ludziach i władzy, skupiając się raczej na opowieści o kolejach losu historycznych postaci, a nie teoretycznych porównaniach kulturowych. Moim celem było bowiem spojrzenie na opisywanych ludzi z perspektywy ich samych, a nie wikłanie się w historiograficzne spory. Starałam się więc – na tyle, na ile pozwalają dostępne materiały – wypracować własną opinię na temat ich życia. Liczę, że dzięki temu koleje losu poszczególnych osób rzucą szersze światło na idee, o które walczyli, i dylematy, przed którymi stanęli. Mam też nadzieję, że moja opowieść zatrze sztuczną granicę między epoką „średniowiecza” i „wczesnej nowożytności”, której żaden z bohaterów tej historii nie byłby w stanie pojąć i zaakceptować.

Rzecz jasna, nie sposób porównać ilości dostępnych materiałów na temat wieku XVI i XII. Twarz Elżbiety I wydaje się równie znajoma jak twarz Elżbiety II, a dzieje jej życia z łatwością można poskładać nie tylko w oparciu o liczne obwieszczenia wydane za jej panowania, ale także na podstawie jej własnych notatek i listów oraz prywatnych zapisków dworzan i ambasadorów, uczonych i szpiegów. Przed 400 laty angielskie społeczeństwo – nie licząc przedstawicieli Kościoła – było w znaczącej większości niepiśmienne. Dla wielu przekaźnikiem wiedzy była pamięć i tradycja ustna, zaś na słowie pisanym bazowali tylko nieliczni, głównie duchowni. Polegając jedynie na informacjach zapisanych atramentem na pergaminie, bez odwołań do utraconych przekazów ustnych, historyk nie jest w stanie odtworzyć dziejów Matyldy, która w latach 40. XI wieku „prawie” zasiadła na tronie, tak dogłębnie i szczegółowo jak historii jej potomkini – Elżbiety I. Z drugiej jednak strony o czynach Matyldy i jej motywach wiadomo całkiem sporo. Znamy jej reakcje na dramatyczne wydarzenia, rozgrywające się w trakcie jej burzliwego życia. Wiemy, jak postrzegali ją inni – rycerze walczący na polu bitwy i skrybowie pochyleni nad klasztornym pulpitem. Choć zachowane materiały źródłowe nie ukazują szczegółowego wizerunku postaci ani nie przekazują ich osobistych uczuć, to jednak oddają istotę konfliktu między sferą prywatną a publiczną władców. Ujawniają także sprzeczności, jakim monarcha musiał stawić czoła jako człowiek, jednocześnie bezbłędnie odgrywając rolę przypisaną mu w celu zachowania ciągłości władzy dynastycznej.

Dzięki tym opowieściom widać też, jak zmieniał się zakres i układ terytoriów należących do angielskiej Korony na tle całej Europy, która nie była statycznym tworem składającym się z wielu ukształtowanych państw narodowych, lecz areną nieprzewidywalnych działań, gdzie granice okazywały się płynne i co chwila nabierały nowych kształtów pod wpływem zmiennych kolei losu – działań wojennych i zabiegów dyplomatycznych.

Wszystkie cytaty ze źródeł oryginalnych zostały uwspółcześnione; w niektórych miejscach pozwoliłam sobie na drobne zmiany w tłumaczeniu tekstów nieangielskich. Postanowiłam również nie przerywać rytmu opowieści przypisami; niemniej, szczegółowe dane bibliograficzne na temat źródeł historycznych i opracowań wykorzystanych i cytowanych w tekście, wraz z propozycjami dalszych lektur, czytelnik znajdzie na końcu książki.

Jestem winna podziękowania wielu osobom, które przyczyniły się do powstania tej książki – wśród nich przede wszystkim mojemu agentowi, Patrickowi Walshowi, a także wydawcom – Walterowi Donohue z wydawnictwa Faber oraz Terry’emu Kartenowi z wydawnictwa Harper Collins w Stanach Zjednoczonych. Jestem niewymownie wdzięczna za ich nieustanne wsparcie i niezawodne rady, a Walterowi za wnikliwe uwagi i wskazówki, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach. Na kształt niniejszego dzieła wpłynęły trzy instytucje: po pierwsze, moją placówką naukową jest Sidney Sussex College w Cambridge, gdzie mam niebywałe szczęście pracować; po drugie, mam zaszczyt (przynajmniej jeszcze przez kilka lat) być częścią społeczności Ashmount Primary School (Szkoły Podstawowej Ashmount); nie mogę także pominąć biblioteki Hornsey (i jej kawiarni), która stała się moją przystanią i bez której nigdy nie skończyłabym tej książki. Mam nadzieję, że podczas lektury czytelnik odkryje, jak dużo nauczyłam się od innych historyków zajmujących się tą samą dziedziną. Wielu z nich to moi przyjaciele i koledzy, wśród których powinnam w szczególności wymienić Johna Wattsa, który znalazł czas na przeczytanie większego fragmentu mojej pracy i udzielenie nieocenionych rad. Ponadto żywię nadzieję, że moja rodzina i przyjaciele mają świadomość, ile dla mnie znaczy ich wspaniałomyślność, wsparcie i fakt, że są dla mnie inspiracją. Serdeczne podziękowania należą się także Barbarze Placido i Thalii Walters – najlepszym sąsiadkom, jakie miałam w życiu. Więcej niż mogę wyrazić słowami zawdzięczam Jo Marsh, Katie Brown i Arabelli Weir, którym dziękuję za przyjaźń i wsparcie w chwilach, kiedy najbardziej ich potrzebowałam. Moi rodzice – Gwyneth i Grahame, oraz moja siostra, Harriet, przeczytali każde słowo tej książki z dociekliwością i uwagą godną podziwu, za co (i nie tylko za to) należą się im wielkie wyrazy wdzięczności. Najgłębsze podziękowania winni również przyjąć moi chłopcy: Julian i Luca Ferraro. Dziękuję Wam z całego serca.

Książkę poświęcam dwu najbardziej inspirującym nauczycielkom historii, o jakich mogłam pomarzyć.

Część pierwsza

Początki

1

6 lipca 1553 roku: król nie żyje

Chłopiec leżący w łóżku miał zaledwie 15 lat. Jeszcze do niedawna uważano go za przystojnego, lecz teraz jego twarz była opuchnięta i oszpecona przez chorobę oraz kuracje zalecone przez medyków w nadziei na złagodzenie jego dolegliwości. Jednak było już jasne, że ich próby poszły na marne. Zapadnięte oczy nabiegły krwią, zsiniałą skórę, niegdyś jasną i nieskazitelną, pokrywały plamy i wrzody. Straszliwe ataki kaszlu i plucie krwią, męczące go nieprzerwanie od miesięcy, nagle ustały, i teraz każdy płytki wdech stał się dla niego wysiłkiem. Nieliczne kosmyki jasnych włosów, wciąż pokrywających wyłysiały czerep, były spocone, a spuchnięte i pozbawione paznokci palce, kurczowo ściskające delikatną, lnianą pościel, przypominały raczej kikuty przeżarte gangreną. Edward VI, z Bożej Łaski król Anglii, Francji i Irlandii, Obrońca Wiary i przywódca Kościoła anglikańskiego, umierał.

Był najmłodszym dzieckiem Henryka VIII, nadzwyczaj charyzmatycznego władcy, którego obsesyjna chęć posiadania męskiego następcy tronu radykalnie zmieniła religijny i polityczny charakter królestwa. Z dziesięciorga starszego rodzeństwa młodzieńca siedmioro zmarło w łonie matki lub w niemowlęctwie. Jeden z braci, Henryk Fitzroy – bękart, który otrzymał tytuł księcia Richmond i Somerset oraz hrabiego Nottingham, i którego jako sześciolatka kochający ojciec mianował lordem admirałem i przewodniczącym Rady Północy – dożył zaledwie siedemnastu lat i umarł na zapalenie płuc rok przed narodzinami Edwarda.

Przyjście na świat dwu przyrodnich sióstr – bladej i pobożnej Marii oraz ciemnookiej i bystrej Elżbiety – uczciły okazałe biesiady, bicie w dzwony i palenie ognisk, czyli uroczystości godne dziedziczek tronu. Jednak gdy Maria miała siedemnaście lat, a Elżbieta była zaledwie dwuletnią dziewczynką, obie uznano za bękarty. Powodem tego był fakt, że Henryk, ich ojciec, wyrzekł się ich matek, uznając, że nie są one jego prawowitymi żonami.

Dlatego też, gdy wczesnym rankiem 12 października 1537 roku na świat przyszedł Edward, fetowano nie tylko narodziny królewskiego syna, ale i jedynego potomka Henryka, którego pochodzenia nikt nie kwestionował. Autorzy pamfletów nazywali go „Skarbem Anglii”, a Henryk nie szczędził starań, aby zapewnić swemu „najcenniejszemu klejnotowi” należytą opiekę. Nim chłopiec skończył półtora roku, otrzymał własny dwór z szambelanem, wiceszambelanem, zarządcą i skarbnikiem, a także osobistą guwernantką, piastunką i czterema służkami, których zadaniem było kołysanie królewskiego potomka w kołysce. Wszyscy służący musieli przestrzegać surowych zasad, dotyczących higieny i bezpieczeństwa podopiecznego. Jane Seymour, trzecia żona Henryka, obecna podczas chrzcin odbywających się trzy dni po narodzinach synka, zmarła dwa tygodnie później, zatem król nie mógł zapewnić malcowi matczynej opieki. Ostatecznie jednak namiastkę macierzyńskiego uczucia dała mu macocha, której mądrość i dobroć poruszały najczulsze struny chłopięcej duszy. Katarzyna Parr, szósta żona króla, była kobietą bystrą, energiczną i serdeczną i szybko zaprzyjaźniła się z trójką pasierbów królewskiej krwi. Do lady Marii zbliżyła się już wcześniej, gdy służyła na dworze jako jej dwórka. Za sprawą macochy dziewięcioletnia Elżbieta i pięcioletni Edward mieli zaznać matczynego ciepła, jakiego wcześniej nie doświadczyli, dzięki czemu teraz zaczęli się szybko rozwijać i zasmakowali namiastki życia rodzinnego. Do tej, która zajmowała „poczesne miejsce w jego sercu”, Edward zwracał się „Mater carissima” (najdroższa matka).

Lecz w styczniu 1547 roku Henryk VIII – otyły i rozdęty, wręcz gnijący za życia – umarł. Edward, który został królem w wieku dziewięciu lat, nie mógł liczyć na dalsze wsparcie ukochanej macochy. Stracił do niej zaufanie, gdy zaledwie po czterech miesiącach od śmierci męża pośpiesznie wyszła za wuja Edwarda, przystojnego Thomasa Seymoura. Zmarła nieco ponad rok później, po urodzeniu jedynego dziecka, córki Mary, która zresztą niewiele ją przeżyła. Młody król widział, jak rozpada się jego rodzina. Pół roku po śmierci żony nierozważny i nadmiernie ambitny Thomas Seymour wplątał się w spisek, który doprowadził do jego upadku. Uznano go winnym zdrady i stracono w marcu 1549 roku z rozkazu rady regencyjnej, na której czele stał jego rodzony brat, książę Somerset. Po upływie kolejnych siedmiu miesięcy również Somerset został pozbawiony władzy, a w styczniu 1552 roku ścięty na Tower Hill.

Na przestrzeni pięciu lat Edward utracił ojca, macochę i dwóch wujów. Miał wprawdzie siostry przyrodnie, jednak relacje z nimi trudno określić mianem łatwych i szczerych. Ze starszą o 21 lat Marią łączyło go czułe przywiązanie, które przerodziło się w niechęć z uwagi na różnice w przekonaniach religijnych oraz za sprawą zawiłych planów matrymonialnych ich ojca. W 1527 roku Henryk postanowił ostatecznie unieważnić małżeństwo z matką Marii, Katarzyną Aragońską. W owym czasie papież zabarykadował się w Zamku Świętego Anioła, obleganym przez armię siostrzeńca Katarzyny, cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Karola V Habsburga, i nie chciał udzielić Henrykowi tak przezeń pożądanego pozwolenia na rozwód. W tej sytuacji Henryk uznał, że skoro papież nie chce poprzeć decyzji podjętej w zgodzie z królewskim sumieniem, oznacza to tylko jedno – a mianowicie, że Bóg nie wspiera już papieskiego autorytetu. Głęboko przekonany o tym, że Stwórca odmawia mu syna i dziedzica z powodu hańbiącego Katarzynę związku z Arturem, i mając nadzieję, że pobłogosławi jego małżeństwo z Anną Boleyn, Henryk VIII zerwał stosunki z Rzymem i ogłosił się przywódcą Kościoła w Anglii.

Dla króla była to raczej kwestia jurysdykcji aniżeli doktryny. W kategoriach podstawowych prawd wiary Henryk do końca życia pozostał katolikiem. Jednakże, biorąc pod uwagę narastający ruch protestancki w Europie, niemożliwością okazało się utrzymanie nowego Kościoła anglikańskiego jako jeszcze jednej formy katolicyzmu, nieuznającej władzy papieża. Tylko nieliczni poddani Henryka, podzielający jego konserwatywne poglądy w sferze doktryny, z taką samą łatwością jak król potrafili odrzucić władzę duchową biskupa Rzymu. Najgorętszymi zwolennikami monarchy jako głowy nowego Kościoła okazali się ci, którzy najgłośniej domagali się zmian w obrębie religii. I tak się złożyło, że edukację Edwarda powierzono sympatykom protestantyzmu. Henryk, rzecz jasna, spodziewał się, że będą przestrzegać zasad stworzonej przez niego osobliwej mieszanki teologicznej, a tymczasem wywarli oni zasadniczy wpływ na chłopca, który później miał określić papieża mianem „wcielonego syna szatana, złego człowieka, antychrysta i odrażającego tyrana”. Maria natomiast urodziła się o jedno pokolenie wcześniej i została wychowana w czasach, gdy ojciec wciąż jeszcze bronił wiary katolickiej przed atakami odszczepieńca Marcina Lutra. Przyjęta przez brata nowa religia była dla niej przekleństwem, gdyż obrona honoru matki i prawowitości własnego pochodzenia nierozerwalnie wiązała się z uznaniem władzy papieskiej. Od 1550 roku wzajemna niechęć między rodzeństwem narastała, zwłaszcza gdy Maria zaczęła domagać się pozwolenia na odprawianie mszy w katolickim obrządku na swym dworze, jawnie rzucając wyzwanie zakazom wydanym przez protestancki rząd Edwarda.

Między Edwardem i Elżbietą nie było starć o podłożu religijnym. Elżbieta stanowiła uosobienie zasad reformacji wprowadzonej przez Henryka – Anna Boleyn urodziła ją w okresie, gdy Henryk użył już wszelkich wpływów, aby Kościół, na którego czele osobiście stanął, udzielił mu zgody na rozwód, której odmówił papież. Podobnie jak przywiązanie Marii do Kościoła katolickiego stanowiło nieodłączną część jej dziedzictwa, tak spuścizną Elżbiety było jego odrzucenie. I podobnie jak Edward, zapoznała się z „nowymi naukami” w czasie wieloletniej edukacji w duchu humanistycznym oraz za sprawą ewangelickich wpływów, jakie dominowały w ożywionej atmosferze dworu Katarzyny Parr. Dlatego też dostosowanie się do zasad reformy protestanckiej, narzuconej przez ministrów Edwarda, nie stanowiło dla niej żadnego problemu i nie rodziło konfliktu sumienia. Zgodnie z zaleceniami reformatorów nastoletnia księżniczka ubierała się skromnie i z prostotą, a Edward nazywał ją „swą słodką siostrą Temperance” („Powściągliwość”). Bardziej cyniczni obserwatorzy twierdzili, że ostentacyjna pobożność i skromny strój nie tylko pomagają Elżbiecie uzyskać doraźne korzyści polityczne, ale też doskonale podkreślają jej młody wiek i uderzającą urodę, stanowiąc wyraźny kontrast z niezbyt twarzowymi i ciężkimi od klejnotów strojami, w jakich gustowała Maria, wówczas już trzydziestopięcioletnia.

Edward i Maria mieli podobne usposobienie, lecz chociaż odznaczali się głęboką i dogmatyczną bogobojnością, w kwestiach religijnych dzieliła ich nieprzekraczalna przepaść. Elżbieta nie była taką fanatyczką. Poza tym odróżniała ją od nich wielka inteligencja. Była ostrożna, pragmatyczna i uważna, boleśnie bowiem przekonała się, że świat jest niebezpieczny i niestały, bo zanim jeszcze skończyła trzy lata, rozkaz ojca usankcjonował zabójstwo jej matki. Odkąd sięgała pamięcią, jej pozycja i bezpieczeństwo były w najlepszym razie wątpliwe, a w najgorszym – wyraźnie zagrożone. W konsekwencji, jeśli chodzi o relacje polityczne czy poglądy religijne, nauczyła się postępować z dyplomatyczną elastycznością, daleką od emocjonalnego dogmatyzmu swojego rodzeństwa. „Dziś zmarł człowiek wielkiego dowcipu i słabego umysłu” – skomentowała, gdy przekazano jej wieści o egzekucji Thomasa Seymoura. Była to wypowiedź nadzwyczaj błyskotliwa i jednocześnie zdumiewająco dyplomatyczna, jak na piętnastoletnią pannę, która sama nie pozostała obojętna na uroki Seymoura i z trudem uniknęła śmiertelnego niebezpieczeństwa, gdy próbowano ją uwikłać w jego skomplikowane intrygi.

Zatem, mimo ostentacyjnej zgodności poglądów religijnych, Edward i Elżbieta wcale nie byli sobie bliscy. W styczniu 1547 roku zbliżyła ich rozpacz po śmierci ojca, lecz chociaż wtulali się w siebie ze szlochem, w kolejnych latach widywali się bardzo rzadko. Niemniej, jeśli nawet młodemu królowi brakowało na dworze emocjonalnego i politycznego wsparcia najbliższych krewnych, nie miało to większego znaczenia, skoro pewnego dnia miał się ożenić i założyć własną rodzinę. W 1543 roku jako pięciolatek został formalnie zaręczony z siedmiomiesięczną wówczas kuzynką, Marią Stuart, królową Szkocji. Jednakże Szkoci wcale nie cieszyli się z postanowień owego kontraktu małżeńskiego, który miał podporządkować ich kraj angielskiej władzy (z tego samego powodu Anglikom zależało na jego realizacji). Nic dziwnego, że mieszkańcy Szkocji tak bardzo opierali się kolejnym próbom wymuszenia realizacji owego traktatu, kiedy angielska armia pustoszyła szkockie niziny w czasie działań wojennych, znanych pod nazwą „brutalnych zalotów” („rough wooing”). Ostatecznie, w 1548 roku, Maria została wywieziona do Paryża, gdzie wydano ją za mąż za czteroletniego delfina, aby ożywić „stary sojusz” („Auld Alliance”) między Szkocją i Francją.

Później Edwardowi proponowano rękę siostry delfina, Elżbiety. W międzyczasie znalazł on przyjaciół i kompanów wśród swoich dworzan, z którymi pobierał nauki. Najbliższymi towarzyszami Edwarda byli: Henry Sidney, syn zarządcy jego dworu; kuzyni Sidneya – Henryk Brandon, młody książę Suffolk, i jego brat, Karol; a także Barnaby Fitzpatrick, syn i dziedzic zubożałego irlandzkiego barona. Chociaż w 1551 roku Fitzpatricka wysłano do Francji, gdzie jako dworzanin i żołnierz miał pobierać dalsze nauki, Edward z „najdroższym i ukochanym przyjacielem” wymieniał poufałe listy. Korespondencja trwała pomimo tego, że Barnaby nie potrafił wypełnić niektórych poważniejszych próśb króla; „[...] chcąc zobaczyć, jakie postępy czynisz we francuskim – pisał z zapałem Edward – z radością przyjmiemy od ciebie listy w tym języku i takoż do ciebie odpiszemy”.

Młodemu królowi i jego przyjaciołom nauk udzielali najwybitniejsi angielscy uczeni tamtych czasów. Edward do dziesiątego roku życia do perfekcji opanował łacinę. Nie tylko sprawnie konwersował w tym języku i tworzył oficjalne pisma, lecz także czytał i znał na pamięć dzieła starożytnych twórców oraz fragmenty Pisma Świętego. W kolejnych latach biegle opanował grekę oraz język francuski, a także posiadł znajomość włoskiego i hiszpańskiego w stopniu co najmniej podstawowym. Było to zasługą nie tylko lekcji samego języka, lecz również retoryki, filozofii i teologii. Lektura tekstów Cycerona, Platona, Arystotelesa, Plutarcha, Herodota i Tukidydesa stanowiła intelektualną podstawę jego deklamowanej przemowy (oratio), czyli eseju w grece lub po łacinie, co niedziela obowiązkowo prezentowanego nauczycielom. Uczył się również matematyki i astronomii, kartografii i nawigacji, polityki i strategii militarnej oraz poznawał zasady muzyki, ćwicząc grę na wirginale i lutni.

Niewątpliwie miał „inklinacje do nauki”, choć próby naśladowania zamiłowania do sportów i kultury fizycznej, jakie przejawiał jego tryskający energią ojciec (za co go wielce podziwiano), okazały się znacznie mniej udane. W młodym wieku Henryk VIII dał się poznać jako doskonały jeździec i znakomity rycerz, wygrywający liczne turnieje. Był wysoki i dobrze zbudowany – przypominał pod tym względem swojego dziadka ze strony matki – Edwarda IV: obaj mierzyli ponad 6 stóp (1,8 m) i słynęli w całej Europie z fizycznej sprawności i niezwykłej urody (przynajmniej do czasu, gdy nieumiarkowany apetyt i skłonności do obżarstwa nie doprowadziły obu do otyłości i problemów zdrowotnych). Tymczasem Edward VI odziedziczył po matce delikatną i drobną budowę, jej blond włosy i szare oczy, nie wspominając o zauważanej przez niektórych obserwatorów tendencji do nierównych łopatek. Konno jeździł dobrze i polował regularnie, jednak zachowane zapisy na temat podejmowanych przez niego pierwszych prób podczas turniejów rycerskich, w których tak lubował się jego ojciec, sugerują, iż dyscyplina ta nie była jego żywiołem. Wiosną 1551 roku Edward dowodził drużyną przyjaciół przybranych w czarny jedwab i białą taftę w pojedynku przeciwko drużynie „żółtych” pod dowództwem młodego hrabiego Hertford. Były to zawody sportowe, które miały na celu atak na metalową obręcz zawieszoną na palu. Zwyciężał ten jeździec, który zdołał ją zdjąć czubkiem lancy. „Drużynie żółtych udało się to dwa razy w 120 próbach – zanotował niepocieszony król – podczas gdy moja często dotykała obręczy, ale nie otrzymała za to żadnego punktu i, co dziwne, nigdy nie udało się nam jej zdjąć, i tak przepadła nam nagroda”. Mimo to ów szczupły i poważny chłopiec, który nie mógł dorównać rycerskim sukcesom ojca, był nad wyraz silny. Ambasadorowie europejskich państw, którzy słali do swoich władców raporty na temat zdrowia Edwarda, kierowali się raczej względami politycznymi aniżeli medyczną dokładnością. Gdy rozważano jego małżeństwo z francuską księżniczką, poseł Franciszka I donosił swemu panu, że czteroletni Edward jest „urodziwy, silny i nadzwyczaj wysoki jak na swój wiek”. Gdy zerwano negocjacje, ten sam posłaniec pisał o „wrodzonej słabości” chłopca i wróżył mu śmierć w młodym wieku. W rzeczywistości, Edward poważnie chorował zaledwie dwa razy: najpierw na malarię, którą zaraził się w Hampton Court tuż po swoich czwartych urodzinach jesienią 1541 roku i z której wyzdrowiał całkowicie w przeciągu ledwie kilku tygodni; drugi raz natomiast na początku kwietnia 1552 roku – wtedy to zdiagnozowano u niego i odrę, i ospę. Również w tym przypadku szybko wrócił do zdrowia. Już 23 kwietnia był dość silny, by w dniu świętego Jerzego przywdziać ciężkie szaty ceremonialne kawalera Orderu Podwiązki i wystąpić w opactwie westminsterskim, a 2 maja napisał do najbliższego przyjaciela, Barnaby’ego Fitzpatricka, list z przeprosinami za przerwę w korespondencji, tłumacząc, że „nieco doskwierała mu ospa, ale teraz jest już zdrów”.

Edward wiedział, że sprzyjało mu wielkie szczęście. Rok wcześniej musiał przejechać ulicami Londynu w pełnej zbroi, by zadać kłam pogłoskom, jakoby padł ofiarą epidemii gorączki potnej, która ogarnęła całą południową Anglię. Ostentacyjny pokaz królewskiej siły nie zdołał jednak uchronić jego przyjaciół przed zakaźną chorobą. Owa tajemnicza przypadłość, zwana „angielskimi potami”, przybyła do Albionu wraz z początkami dynastii Tudorów, zaledwie przed półwieczem. Zapewne przywlekli ją na wyspę francuscy najemnicy, walczący u boku dziadka Edwarda, przyszłego Henryka VII, w bitwie pod Bosworth. Teraz zaś nabrała bardziej endemicznego charakteru – epidemia z 1551 roku była już piątą od 1485 roku i niezwykle zabójczą. Tego lata przerażające objawy choroby – gorączka, zawroty głowy, niezwykle silne bóle głowy, wysypka, ból kończyn i rzęsiste poty – wystąpiły u mieszkańców Cambridge, gdzie w St John College studiowali Henryk i Karol Brandonowie – książę Suffolk i jego brat. Chociaż pośpiesznie wyjechali z miasta, było już za późno. Henryk Brandon zmarł 14 lipca. Karol odziedziczył tytuł brata na łożu śmierci, lecz cieszył się nim tylko pół godziny, ponieważ i on wyzionął ducha. Bracia mieli 16 i 14 lat.

Edward, który miał już świadomość kruchości ludzkiego życia, znajdował ukojenie w niezachwianej wierze w Boga. Mimo wystawnego przyjęcia zorganizowanego na cześć trzech szlachetnych posłańców przysłanych przez króla Francji, Henryka II, z okazji nadania Edwardowi Orderu św. Michała, śmierć braci Brandonów znacząco wpłynęła na atmosferę panującą tego lata na dworze. Podczas wizyty król starał się trzymać fason, jednak kilku świadków, zarówno ze strony francuskiej, jak i angielskiej, wyraziło zaniepokojenie nadmiarem powinności, jakimi obciążano trzynastoletniego monarchę. Oprócz uczestnictwa w zawiłej dyplomatycznej grze, musiał bowiem wykonywać codzienne szkolne obowiązki i brać udział w spotkaniach Tajnej Rady.

Choroba Edwarda wiosną następnego roku wzmogła te niepokoje, jednak do lata 1552 roku był już na tyle zdrowy, że mógł wyruszyć w królewski objazd przez Sussex, Hampshire, Wiltshire i Dorset, obdarzając kolejno swych najbogatszych poddanych kosztownym zaszczytem goszczenia przez wiele dni nadzwyczaj licznego monarszego dworu. W czasie tej podróży Edward regularnie słał relacje do Barnaby’ego Fitzpatricka, który odbywał wówczas służbę w armii Henryka II w Nancy. „Podczas gdy wszyscy zajęci byliście zabijaniem wrogów – pisał do przyjaciela – długimi marszami, męczącymi podróżami w dotkliwym skwarze, gdy walczyliście w bolesnych potyczkach i odpieraliście liczne ataki, my zajmowaliśmy się zabijaniem dzikich bestii, przyjemnymi wycieczkami, w dobrym zdrowiu i nastroju podziwialiśmy wspaniałe widoki i staraliśmy się wzmocnić bardziej niż byśmy chcieli zaszkodzić komu innemu”. Było jasne – bez względu na to, jak bardzo sam Edward nie przyjmował tego do wiadomości – że nawet owe przyjemne rozrywki nadwyrężały jego zdrowie i były próbą wytrzymałości. Mimo to jeszcze w okresie Bożego Narodzenia nie było poważnych powodów do obaw o jego zdrowie, a dwór rzucił się w wir ekstrawaganckich zabaw i uroczystości, zorganizowanych pod kierunkiem mistrza ceremonii (Lord of Misrule) – dżentelmena wyznaczonego z okazji świąt do roli przywódcy karnawałowej anarchii, która zdominowała obchody świąt Bożego Narodzenia.

Jednakże do Wielkanocy 1553 roku zabawy dworskie, podobnie jak stan królewskiego zdrowia, nabrały nieco bardziej ponurego charakteru. W kwietniu w pałacu w Westminsterze mistrz ceremonii (Master of the Revels) zaprezentował pochód greckich Dziewięciu Bohaterów1.

Bohaterowie nosili nakrycia głowy przypominające lwie paszcze i szli w towarzystwie satyrów dzierżących pochodnie, z których każdy wyposażony był w parę „kończyn wołu i sztuczne stopy”. A gdy wybrzmiała muzyka i skończyły się pokazy akrobatów, przy zatrważających dźwiękach bębna rozpoczęła się „Maska Śmierci” – makabryczna parada przerażających postaci, z których każda „miała podwójną maskę: człowieka z przodu, a śmierci z tyłu”, i każda niosła tarczę przyozdobioną głową martwego zwierzęcia. I wówczas powoli – gdy aktorzy wesoło podskakiwali i wywijali koziołki – zaczynała się rysować przerażająca możliwość, że oto oczom widzów ukazano wyobrażenie losu Edwarda.

Nadworni medycy jeszcze o tym nie wiedzieli, ale atak odry, który król przeżył rok wcześniej, spowodował obniżenie odporności organizmu i zwiększył jego podatność na gruźlicę. A w początkach lutego 1553 roku – zaledwie dwa miesiące przed paradą „Maski Śmierci” w wielkiej sali Westminsteru – Edward zapadł na infekcję górnych dróg oddechowych, której towarzyszył stan podgorączkowy i której nie mógł wyleczyć. Sześć tygodni później wciąż nie opuszczał swych komnat, o czym donosił w zaszyfrowanej francuskiej wiadomości ambasador Karola V, Jehan Scheyfve: „Zdaje się, że jest bardzo słaby i wychudł, poza tym wiem z dobrego źródła, że zdaniem medyków najmniejsza infekcja może zagrozić jego życiu”. W kwietniu na tyle doszedł do siebie, że pod nadzorem medyków pozwolono mu na krótkie spacery po ogrodach Westminsteru, by nacieszył się wiosennym słońcem, a zaraz po Wielkanocy – opatulonego w futra i aksamity – przewieziono go Tamizą do ulubionego pałacu w Greenwich. Gdy królewska flotylla mijała Tower, monarchę pozdrowiły salwy z wielkich dział. Jednakże już dwa tygodnie później ambasador Scheyfve zanotował, że król zaryzykował wyjście na zewnątrz tylko raz od momentu przybycia do Greenwich. „Wiarygodny informator” musiał mu przekazać, że stan Edwarda się pogarsza, a podczas ataków kaszlu pluje krwią i flegmą o niepokojącej barwie.

Oficjalnie doradcy króla utrzymywali wszem i wobec, że powrót do zdrowia monarchy jest tylko kwestią czasu. Jan Dudley, książę Northumberland, bezwzględny polityk, który w 1549 roku zastąpił wuja Edwarda, lorda protektora Somerseta, i odtąd pełnił funkcję najważniejszego ministra w jego rządzie, 7 maja ogłosił z całą stanowczością, że „stan zdrowia naszego pana i władcy zaczyna się ku powszechnej radości poprawiać”. Scheyfve nie miał jednak wątpliwości, że za owymi gładkimi słówkami kryje się zgoła inna, straszliwa prawda. Doktorzy, którzy mieli nieszczęście towarzyszyć królowi w czasie jego powolnego konania, zwrócili się z prośbą o kolejną opinię medyczną, i sprowadzono nowych lekarzy. Wszystkim, którzy leczyli Edwarda, „wyraźnie i pod karą śmierci zabroniono wspominania komukolwiek o szczegółach stanu zdrowia i choroby króla”, o czym ambasador także nie omieszkał donieść. Jednocześnie wszelkim szerzącym się po mieście pogłoskom na temat podupadającego na zdrowiu monarchy przeciwdziałano niezwykle surowo: trzej londyńczycy, którzy rozpowszechniali plotki, że król umiera, zostali ukarani obcięciem uszu.

Samego Edwarda także zmuszano do wysiłku, próbując zapobiec rozprzestrzenianiu się sprzecznych plotek. Chociaż był zbyt słaby i nie mógł samodzielnie pojawić się publicznie, a nawet ustać na własnych nogach, 20 maja wspierany przez służących pokazał się w oknie pałacu w Greenwich, by pożegnać trzy wielkie okręty wypływające w rejs badawczy, którego pomysłodawcą był wenecki kartograf, Sebastian Cabot. „Bona Esperanza”, „Bona Confidentia” i „Edward Bonaventure” pod dowództwem kapitana sir Hugh Willoughby’ego i utalentowanego nawigatora, Richarda Chancellora, zostały zbudowane za pieniądze spółki londyńskich kupców i dworzan zainteresowanych znalezieniem północno-wschodniej drogi morskiej do Chin. Widok był fantastyczny – imponujące rozmiarami żaglowce, ich załogi przyodziane w jasny błękit, salwy armatnie i wiwatujące tłumy musiały robić niesamowite wrażenie. Cierpiący król, wsparty na wysokich poduszkach, przyglądał się temu widowisku zza bogato zdobionych okien pałacu. Nie mógł jednak przewidzieć, że dwa z trzech statków, wypływających w morze, nigdy nie powrócą do wybrzeży Anglii. Dwa miesiące później niewielką flotyllę rozdzieli bowiem sztorm u wybrzeży Norwegii. Richard Chancellor za sterem „Edwarda Bonaventure” dotrze do portu w Archangielsku nad Morzem Białym i wyruszy saniami dalej, aż do Moskwy, gdzie zostanie ciepło powitany przez Iwana Groźnego. Podczas tej wizyty uda mu się uzyskać od cara przywileje handlowe dla kupców angielskich, a wyprawa okaże się tak wielkim sukcesem, że po powrocie do Anglii spółka z China Company zmieni nazwę na Muscovy Company. Jednak Hugh Willoughby – zasłużony żołnierz, który mimo braku doświadczenia morskiego wręcz błagał o przyznanie mu dowództwa nad wyprawą – nie będzie miał tyle szczęścia. Bez pomocy tak znakomitego nawigatora, jakim był Chancellor, „Bona Esperanza” i „Bona Confidentia” podryfują tam i z powrotem wzdłuż rosyjskiego wybrzeża, by wreszcie we wrześniu zarzucić kotwicę w arktycznych wodach u niezamieszkanych wybrzeży Laponii. Skute lodem okręty z zamarzniętymi ciałami Willoughby’ego i jego ludzi znajdą rosyjscy rybacy latem następnego roku.

Edward, na którego hebanowo-złotym biurku często zalegały stosy map i atlasów oraz mosiężny kwadrant i astrolabium, czuł podniecenie na wieść o ambitnych planach Cabota. Co więcej, książę Northumberland, stojący na czele rządu młodego króla, był niegdyś admirałem Anglii i odegrał kluczową rolę w sprowadzeniu Cabota z Hiszpanii do Londynu i przyczynił się do stworzenia owej zamożnej spółki, finansującej misję Willoughby’ego. Jednak w maju 1553 roku, gdy trzy statki znikały we mgle na horyzoncie, Northumberland nie miał głowy, by cieszyć się owocami swojej wcześniejszej ciężkiej pracy. Mimo pozornej buńczuczności i optymizmu emanującego z publicznych wystąpień księcia, wiadomo było, że Edward nie dożyje powrotu statku ochrzczonego jego imieniem. Nigdy więcej nie pojawił się też w oknach pałacu. Ledwie był w stanie opuścić łoże i męczyła go ciągła gorączka. Bez ustanku kaszlał, a twarz i nogi zaczęły mu puchnąć. Kolejne terapie, jakie stosowali zaniepokojeni medycy, przysparzały mu coraz więcej cierpień i stawały się coraz bardziej uciążliwe – ogolono mu głowę, by przykładać kataplazmy, a środki, które miały przywrócić mu siły, zamiast wzmocnić, osłabiały go i nie mógł zasnąć inaczej, jak tylko po dużej dawce opium. W korytarzach pałacu w Greenwich dworzanie nie spierali się już szeptem o to, czy król umrze, ale raczej zastanawiali się, kiedy to nastąpi. Wszystko teraz zależało od tego, kto zasiądzie po nim na tronie – a była to kwestia niejasna i wielce niepokojąca.

Henryk VIII dosłownie poruszył – zważywszy na problemy, jakie sprowadził na poddanych – niebo i ziemię, by zapewnić sobie męskiego dziedzica. Ostatecznie wszystkie jego nadzieje spoczęły na wątłych barkach jednego chłopca, który okazał się zbyt kruchy, aby udźwignąć ten ciężar. Jednocześnie, co zaskakujące, nie było nikogo innego, kto mógłby sobie rościć prawa do tytułu króla Anglii. Po raz pierwszy w historii królestwa wszyscy kandydaci do tronu, których Edward mógł wyznaczyć na swojego następcę, byli płci żeńskiej.

Ów dramatyczny brak męskiego następcy tronu był po części wynikiem obsesji Tudorów, biorącej się z obawy, że królewska krew w żyłach potomków dynastii jest niedostatecznie czysta. Henryk VII, pierwszy monarcha z linii Tudorów, pochodził wprawdzie od Edwarda III, potężnego króla i wojownika, który panował w Anglii w XIV wieku, jednak był spokrewniony z owym władcą przez ród Beaufortów – nieślubnych potomków jego syna, Jana z Gandawy, których później parlament uznał za prawowitych, zarazem pozbawiając ich prawa do ubiegania się o koronę. Dlatego też zdobycie tronu Henryk VII zawdzięczał raczej przypadkowemu splotowi wydarzeń, wojnie domowej i zwycięstwu w bitwie pod Bosworth w 1485 roku aniżeli prawom wynikającym z urodzenia. Z kolei prawa Henryka VIII były znacznie większe dzięki jego matce, Elżbiecie York, najstarszej córce Edwarda IV i siostrze książąt zamordowanych w Tower. Jednak żaden z Henryków nie przyznałby się nigdy do tego, że jej rola wykraczała znaczeniem poza funkcję królewskiej małżonki „prawowitego” władcy Anglii. Za swoich rządów zarówno Henryk VII, jak i Henryk VIII skutecznie dążyli do usunięcia wciąż żyjących przedstawicieli linii Plantagenetów. Tylko nieliczni pozostali przy życiu kuzyni Elżbiety York z królewskiego rodu zmarli śmiercią naturalną; większość zginęła albo w bitwie, albo została stracona. Przemoc, która wyniosła Tudorów do władzy, trwała dalej i to dzięki krwawym rozgrywkom nikt nie mógł zagrozić ich panowaniu.

Jednak w porównaniu z okazałym drzewem rodu Plantagenetów, nowa dynastia była niczym młoda i delikatna sadzonka, której ledwie udało się wypuścić parę „męskich” gałązek. Henryk VII był jedynakiem; matka urodziła go w wieku lat trzynastu i nie miała więcej dzieci. Sam spłodził ich ośmioro, ale tylko czworo przeżyło wiek niemowlęcy, a najstarszy, Artur, zmarł jako piętnastolatek. Oprócz niego był jeszcze młodszy syn, przyszły Henryk VIII, i dwie córki – Małgorzata i Maria. Obie księżniczki zawarły znamienite, lecz krótkotrwałe związki małżeńskie: Małgorzata z królem Szkocji, a Maria z królem Francji. Po śmierci mężów obie wyszły ponownie za mąż – Małgorzata za Archibalda Douglasa, hrabiego Angus, potężnego szkockiego lorda, a Maria – zaledwie w kilka tygodni po śmierci pierwszego męża – z nieprzejednanym uporem i w niezwykłym pośpiechu zdecydowała się poślubić Karola Brandona, przystojnego księcia Suffolk i zarazem najbliższego przyjaciela swojego brata, króla Henryka VIII.

W 1553 roku Henryk VIII i jego siostry, Małgorzata i Maria, spoczywali już w grobie. Gdy syn Henryka, Edward, na przemian pogrążony w żarliwej modlitwie i popadający w malignę, coraz bardziej zbliżał się do kresu życia, oczy wszystkich spoczęły na jego rodzeństwie i kuzynostwie, potencjalnych kandydatach do tronu. Perspektywy nie były obiecujące. Siostry przyrodnie Edwarda, Maria i Elżbieta, zostały przed ponad piętnastu laty uznane za bękarty. Była jeszcze Maria Stuart, dziesięcioletnia królowa Szkotów, wnuczka Małgorzaty Tudor z jej pierwszego małżeństwa z królem Szkocji, która obecnie mieszkała w Paryżu i miała w przyszłości poślubić dziedzica francuskiego tronu. Drugie małżeństwo Małgorzaty – gwałtowny i burzliwy związek, który zakończył się rozwodem – zaowocował narodzinami córki, Małgorzaty Douglas, której pochodzenie trudno było uznać za prawowite z uwagi na separację rodziców. Pozostawała więc Franciszka, jedyne żyjące dziecko z małżeństwa zawartego z miłości przez Marię Tudor i Karola Brandona. Ta z kolei miała trzy córki: Jane, Katarzynę i Marię Grey. Młodsza siostra Franciszki, Eleonora Brandon, zmarła kilka lat wcześniej, pozostawiając córkę, Małgorzatę Clifford. I to właśnie na tych kobietach, z których najstarsza dobiegała czterdziestki, a najmłodsza była zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką, skupiły się nadzieje na przedłużenie dynastii Tudorów.

Choć wydaje się to niezwykłe, w tych pełnych napięcia chwilach w maju 1553 roku kwestia ich płci pozostawała sprawą drugorzędną. Ostatecznie była czynnikiem, który je wszystkie łączył. Istotniejsze wydawały się sprawy, które je dzieliły: w pierwszym rzędzie znalazły się urodzenie i wiara, a w dalszej kolejności doraźne polityczne kalkulacje. Dopiero po rozważeniu tych wszystkich kwestii można było wyłonić kolejnego władcę (czy raczej władczynię) królestwa. Henryk VIII nie miał wątpliwości, że najważniejszym czynnikiem przy określaniu następcy będzie jego płeć; w razie swojej śmierci wyznaczył na sukcesora jedynie syna. Po nim koronę miała dziedziczyć Maria, jako najstarsza córka, a druga w kolejności znalazła się młodsza, Elżbieta. Deklarację tę zawarto w Akcie o Sukcesji z 1544 roku, a potwierdzał ją testament Henryka, i to mimo niezachwianego przekonania króla o ich nieślubnym pochodzeniu, wyrażanego w innych dokumentach. Tylko wielkiemu autorytetowi Henryka należy przypisać fakt, iż nikt za jego życia nie ośmielił się podważyć owej sprzeczności, dotyczącej roli jego córek, które z jednej strony były bękartami (co potwierdzono zapisami prawa w latach 30.), a z drugiej – prawowitymi dziedziczkami tronu.

Jednak w 1553 roku stary król nie żył od sześciu lat, i choć nadal pamiętano jego potęgę, zza grobu w żaden sposób nie mógł wymusić posłuszeństwa wobec swych rozkazów. Chęć odsunięcia roszczeń potomków jego linii stała się elementem tego samego kontrowersyjnego procesu, za sprawą którego fundamentalne ucieleśnienie panowania Henryka – jego nowy Kościół anglikański – także zostało odrzucone. Od jego śmierci w 1547 roku kolejne rządy, kierowane najpierw przez Somerseta, a potem Northumberlanda, powoli demontowały doktrynalne zasady Henrykowego konserwatywnego quasi-katolicyzmu na rzecz ewangelickiego protestantyzmu, którego żarliwym wyznawcą był młody król. Od wieków kościoły Anglii były kojarzone z dźwiękami, zapachami i scenami związanymi z liturgią katolicką, w powietrzu wciąż pobrzmiewały teksty łacińskiej mszy, a we wnętrzach unosił się dym świec i aromat kadzidła, zaś wstawiennicza moc świętych objawiała się nie tylko poprzez ich fizyczną obecność w postaci starannie zachowanych fragmentów ciał i kości, lecz również w bogato zdobionych wizerunkach na ścianach i w oknach oraz rzeźbach z kamienia, drewna i alabastru.

Zaledwie dwa lata po wstąpieniu Edwarda na tron, kościoły parafialne zmieniły się nie do poznania. Do roku 1549 ich ściany zostały pobielone wapnem, posągi rozbito, a sanktuaria zniszczono. Przez pozbawione wszelkich ozdób, gładkie szyby okien wpadało słońce, oświetlając miejsca kultu odtąd poświęcone Słowu, a nie wizerunkom Boga. Zakazano organizowania procesji, pochodów i misteriów. Zniesiono nabożeństwa w specjalnych kaplicach (chantries) fundowanych po to, aby odprawiać w nich msze i modły, mające skrócić męki dusz czyśćcowych. Wreszcie, eucharystię odprawianą po łacinie – nieodzowny wyraz wiary chrześcijańskiej, związany z życiem wiernych od początków istnienia królestwa Anglii – zastąpiono recytacją liturgii po angielsku, zgodnie z nowym Modlitewnikiem Powszechnym autorstwa arcybiskupa Cranmera.

Opór wobec tych drastycznych zmian przyjął formę zbrojnej rebelii, która latem 1549 roku ogarnęła Kornwalię i Devon i jesienią tego samego roku doprowadziła do upadku rząd lorda protektora Somerseta. Tymczasem zmiany religijne nabrały jeszcze większego rozpędu za czasów jego następcy, księcia Northumberland. Konserwatywnych biskupów pozbawiono urzędów, zapłonęły stosy z katolickimi książeczkami do nabożeństwa, drogocenne zastawy i szaty liturgiczne pośpiesznie skonfiskowano, a w 1552 roku Cranmer opublikował drugi, całkowicie zmieniony i niewątpliwie protestancki w charakterze modlitewnik. Jednakże, zaledwie kilka miesięcy później, z uwagi na gwałtownie pogarszający się stan zdrowia młodego króla, wprowadzanie dalszych „boskich reform”, którym dotąd przewodził, stanęło pod znakiem zapytania. W przypadku śmierci Edwarda – a wiosną 1553 roku taka ewentualność wydawała się bardzo prawdopodobna – zgodnie z Aktem o Sukcesji korona miała przypaść jego starszej siostrze, Marii, której niezachwiana wytrwałość w dawnej wierze była powszechnie znana, podobnie jak żarliwe przekonanie Edwarda do nowej religii. Perspektywa powrotu starego wyznania była absolutnie nie do przyjęcia zarówno dla króla, jak i szefa jego rządu. Edward nie mógł znieść myśli, że wraz z jego śmiercią poddani ponownie zostaną zmuszeni do pogrążenia się w ciemnocie papizmu, natomiast żywiący protestanckie przekonania Northumberland zdawał sobie sprawę z faktu, że wraz z nastaniem rządów Marii jego pozycja polityczna, a może i życie, znajdą się w niebezpieczeństwie.

Edward miał tylko piętnaście lat, lecz jako król z dynastii Tudorów wierzył, że mocą własnego autorytetu zdoła wyznaczyć kierunek przyszłych wydarzeń, jak czynił to jego ojciec. Jako nieletni, nie mógł jednak sporządzić prawomocnego testamentu, i co więcej – taki dokument nie miał dostatecznej mocy, by znosić postanowienia parlamentu. Mimo tej trudności, Edward starannie przygotował akt, który nazwał „instrukcją w sprawie sukcesji” („my device for the succession”). Metodycznie dążąc do pozbawienia katolickiej siostry praw do tronu, wiele razy własnoręcznie przerabiał tekst. U podłoża jego postanowień leżały różnice światopoglądowe, lecz – co bardzo go niepokoiło – sam fakt wyznawania religii katolickiej z prawnego punktu widzenia nie pozbawiał Marii praw do korony. Bardziej obiecująca była w tym względzie sprawa prawowitości jej pochodzenia. To, że ojciec utrzymywał, iż Maria jest nieślubnym dzieckiem (nawet jeśli nie wykluczył jej z linii sukcesji), dało Edwardowi możliwość stwierdzenia (jak to później wyłuszczyli jego doradcy w szkicu królewskiego rozporządzenia), że „nie może ona prosić, domagać się czy żądać korony imperium”. Niestety, taktyka ta okazała się obosieczna – skoro Maria była nieślubnym dzieckiem, tak samo rzecz miała się z młodszą siostrą, Elżbietą, zagorzałą wyznawczynią zreformowanej religii. Cenę tę Edward był gotów zapłacić i stało się tak być może dlatego, że sam wierzył w nieślubne pochodzenie siostry albo raczej uważał, że jej oddanie protestantyzmowi wynika raczej z politycznego oportunizmu aniżeli ze szczerego przekonania.

Decyzja o odsunięciu Marii i Elżbiety od tronu rozwiązywała jeden problem – oddalała wizję powrotu katolicyzmu jako dominującej religii, choć jednocześnie stwarzała kolejny kłopot. Pojawiło się bowiem pytanie, komu w takim razie Edward powinien powierzyć koronę i dziedzictwo. Akt o Sukcesji pozbawiał prawa do tronu potomków starszej siostry Henryka VIII, Małgorzaty, i Edward nie miał powodu, aby je im przywracać. Wnuczka i dziedziczka Małgorzaty, Maria Stuart, była zagorzałą katoliczką, która jako królowa Szkocji i przyszła władczyni Francji stanowiła uosobienie wielowiekowego sojuszu dwóch największych wrogów Anglii. W oczach króla Francji, Henryka II, jej bliskie pokrewieństwo z władcą Anglii stanowiło wielki atut jako przyszłej synowej, jednak groźba podporządkowania Anglii przyszłemu imperium francusko-brytyjskiemu z siedzibą w Paryżu była na tyle przerażająca, by skutecznie wyeliminować Marię z grona realnych kandydatek do tronu.

Stąd też pozostały pretendentki pochodzące ze związku młodszej siostry króla Henryka, Marii, i jej drugiego męża, Karola Brandona, księcia Suffolk. Rzecz jasna, Edward dobrze znał rodzinę Brandonów. Przyjaciele z dzieciństwa – Henryk i Karol Brandonowie, których stratę tak głęboko przeżył w 1551 roku nie byli jego krewnymi, lecz pochodzili z czwartego małżeństwa Karola z czternastoletnią panną, zawartego zaledwie trzy miesiące po śmierci Marii Tudor. Z drugiej strony, krew Tudorów płynęła również w żyłach córki Marii, Franciszki, której mąż, Henryk Grey, był członkiem Tajnej Rady Edwarda. Wczesną wiosną 1553 roku niedomagający król, „nie wątpiąc w łaskę i dobroć boską, ufał, że wkrótce, dzięki jego mocy, powróci do dawnego zdrowia i sił”, i wciąż uważał Franciszkę Brandon i jej trzy córki za swego rodzaju zabezpieczenie na wszelki wypadek, a nie rzeczywiste kandydatki do przejęcia władzy. Dlatego też w pierwotnej wersji swojej „instrukcji” wymieniał na początku wszystkich synów Franciszki, którzy mogą jeszcze przyjść na świat, a dopiero później wspominał o męskich potomkach jej (wciąż jeszcze niezamężnych) córek: Jane, Katarzyny i Marii Grey. W maju stało się jasne, że Edward umiera. O ile sam żywił jeszcze złudną nadzieję na wyzdrowienie, o tyle Northumberland nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż obie ważne dlań kwestie – zabezpieczenie przyszłości znajdującego się w powijakach Kościoła edwardiańskiego i zachowanie własnej pozycji politycznej – stanęły teraz pod znakiem zapytania. Na początku czerwca, z Northumberlandem u boku, Edward jeszcze raz z trudem ujął pióro, by poprawić swoją „instrukcję w sprawie sukcesji”. W miejscu, gdzie pierwotny tekst wspominał o przekazaniu korony nienarodzonym synom najstarszej córki Franciszki Brandon, czyli „męskim potomkom lady Jane”, król wprowadził zmiany, pisząc: „lady Jane i jej męskim potomkom”. W ten sposób, dzięki drobnym poprawkom, następczynią tronu została Jane Grey.

Pozornie było to rozwiązanie idealne. Jane miała piętnaście lat, była doskonale wykształconą i żarliwą wyznawczynią tej samej wiary co Edward. Ponadto 21 maja, podczas okazałej ceremonii w londyńskiej rezydencji księcia Northumberland, poślubiła jego nastoletniego syna, Guildforda Dudleya. Do związku, któremu była niechętna, zmusili ją ambitni rodzice. Nie było też wiadomo, jak przyjmie narzucone jej obowiązki władczyni, a także – co tu ukrywać – jak zareagują na nową królową poddani. Należało się również spodziewać, że siostra Edwarda, Maria, która w swym trzydziestosiedmioletnim życiu straciła już tak wiele, nie będzie się bezczynnie przyglądać, jak należne jej prawa „księżniczki Anglii” przechodzą na rzecz dziewczęcia reprezentującego Kościół, którego nienawidziła. A że Maria była równie zagorzała w swych przekonaniach co brat, jej determinacja, by poprowadzić swój lud z powrotem pod skrzydła prawdziwej wiary rzymskokatolickiej, pod każdym względem dorównywała uporowi Edwarda, który chciał go przed tym uchronić. Dążąc do celu, liczyła na wsparcie swojego kuzyna, władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Karola V, któremu ambasador Jehan Scheyfve nieustannie wysyłał złowróżbne doniesienia o pogarszającym się stanie zdrowia Edwarda. Ponadto Maria miała nadzieję na wsparcie przyszłych poddanych, choć nie wiedziała, na ilu może liczyć.

W konsekwencji, czerwiec 1553 roku rozpoczął się w atmosferze narastającego napięcia i z trudem skrywanych obaw. Księżniczki Maria i Elżbieta, które nie widziały brata od momentu, kiedy zapadł na zdrowiu, nie miały informacji o jego postępującej chorobie. Jedynym źródłem wiedzy pozostawały plotki i przypuszczenia, docierające ze stolicy do ich siedzib położonych 20 mil (ponad 32 km) na północ od Londynu, w Hunsdon i Hatfield. Książę Northumberland wzmocnił garnizon w Tower i nakazał okrętom królewskiej floty wojennej wpłynąć w górę Tamizy. Służący królowi prawnicy i doradcy zostali potajemnie wezwani do sypialni Edwarda, by przyłożyć swe pieczęcie na jego „instrukcji”, uznającej lady Jane za następczynię tronu. Sędzia Najwyższy Sądu Spraw Pospolitych, sir Edward Montagu, lękliwie zaprotestował, sugerując, że instrukcja nie tylko jest niezgodna z prawem, ale stanowi przestępstwo, które w świetle Aktu o Sukcesji z 1544 roku można nawet uznać za zdradę. Jednak wściekłość umierającego chłopca i obietnica, że instrukcja natychmiast zostanie ratyfikowana przez parlament, ostatecznie przywiodły sędziów do zgody. Ich akceptacja przekonała innych wahających się doradców, przede wszystkim arcybiskupa Cranmera, by złożyli swoje podpisy na dokumencie. Wreszcie na początku lipca wezwano księżniczkę Marię do króla. Northumberland planował umieścić ją w jakimś miejscu godnym jej pozycji – powiedzmy, w Tower. Nic dziwnego, że Maria uciekła w przeciwnym kierunku i schroniła się w swoich posiadłościach w Norfolk, gdzie w otoczeniu wiernych wasali czuła się bezpiecznie, a poza tym leżały one dostatecznie blisko wybrzeża, by w razie konieczności można było szybko zbiec za granicę.

Po południu 6 lipca król spoczął w wielkim złoconym łożu, a ponieważ jego ciało było wyczerpane wielkimi cierpieniami, przypominał żałośnie groteskową postać. Monarcha nie był sam – u jego boku czuwał nieustannie osobisty lekarz, George Owen, który był także obecny przy jego narodzinach przed piętnastu laty. Za pomocnika służył medykowi Christopher Salmon, ulubiony sługa Edwarda. Oddany przyjaciel, Barnaby Fitzpatrick, nie zdążył powrócić do Anglii, jak tego pragnął Edward, gdyż zatrzymały go w Irlandii obowiązki rodzinne. Zamiast niego, u królewskiego łoża czuwali dwaj dżentelmeni komnaty sypialnej: sir Thomas Wroth i towarzysz Edwarda od czasów dzieciństwa, sir Henry Sidney. Lecz królowi nie można było pomóc. O jego rychłym zgonie informowały królewskie dwory Europy już od tygodni, lecz Edward wciąż zaprzeczał pogłoskom. Niestety, silne leki, które miały go wzmocnić i które aplikowali mu medycy, nie przynosiły oczekiwanych efektów, gdyż zawarte w nich toksyny zaczęły zatruwać już i tak wyniszczony organizm młodzieńca. Spoczywał teraz cicho i nieruchomo, z zamkniętymi oczyma w opuchniętej i pociemniałej twarzy, a powykrzywiane palce przestały się ruszać. Przez chwilę wydawało się, że płytki oddech ustał, lecz nagle zaczął mamrotać niesłyszalną modlitwę, której cel był oczywisty. Sidney objął go i trzymał w ramionach, dopóki nie skonał.

Na zewnątrz szalała letnia burza. Później mawiano, że wycie wiatru i ciemności, jakie spowiły Londyn, były wyrazem gniewu Henryka VIII, który w zaświatach wściekał się z powodu podważenia jego woli. Wraz ze śmiercią jego syna umarła Henrykowa wizja królów ze wspaniałej dynastii Tudorów. W chaosie i zamieszaniu jedna rzecz wydawała się pewna – po raz pierwszy w historii Anglii na tronie miała zasiąść kobieta.

1 Dziewięciu Bohaterów tworzą trzy triady; pogańską reprezentują trzej antyczni herosi: mityczny Hektor, król Macedonii i Grecji Aleksander Macedoński oraz rzymski dyktator Juliusz Cezar; triadę żydowską tworzą Izraelici: sędzia Jozue, król Dawid i Juda Machabeusz; triadę chrześcijańską tworzą: legendarny król Artur, cesarz Karol Wielki i przywódca I krucjaty Gotfryd z Bouillon (przyp. tłum.).

2

Niech żyje królowa?

Nie potrafię przewodzić ani wydawać rozkazów żołnierzom, a i oni nie słuchają kobiety, tak jak słuchaliby mężczyzny – stwierdziła około sto lat przed śmiercią Edwarda VI Margaret Paston, szlachcianka z Norfolk, zmuszona do obrony jednej ze swoich posiadłości przed człowiekiem, który zgłosił do tych ziem pretensje. Miała powody, by podkreślać swoje ograniczenia – niedawno owdowiała i czuła się wyczerpana wieloletnimi sporami o podobnym charakterze. Chciała, by jej dorośli synowie zrozumieli, że to do nich, a nie do niej należy obowiązek obrony rodzinnej siedziby. Miała rację, i to nie tylko w odniesieniu do własnej sytuacji. W typowy dla siebie, zwięzły i bezpośredni sposób wyraziła prawdę na temat niewielkiego zakresu kobiecej władzy w średniowiecznej Europie.

Były to ograniczenia wyraźnie widoczne w najbardziej symbolicznych wyobrażeniach, znanych Margaret i jej współczesnym. Wielka czerwona woskowa pieczęć, potwierdzająca autentyczność królewskich rozkazów, stanowiła fizyczny dowód autorytetu władcy, natomiast jego podpis znany był prawie każdemu poddanemu w królestwie, nawet jeśli nie widział on króla na oczy ani nie umiał przeczytać dokumentu, z którego ona zwisała. Z jednej strony pieczęci został wyobrażony król w pozycji siedzącej, wymierzający sprawiedliwość swojemu ludowi i trzymający w dłoniach jabłko i berło; z drugiej zaś jechał w zbroi na rumaku, w dłoni dzierżąc obnażony miecz, podniesiony w obronie królestwa.

Tymczasem kobieta nie mogła ani pełnić roli sędziego, ani tym bardziej stanąć na czele armii. Jednocześnie spoczywało na niej zupełnie inne, choć równie niebezpieczne zadanie – zamiast nosić ciężką zbroję i wymachiwać mieczem na bitewnym polu, musiała rodzić dzieci. Wraz z rozwojem kultury uznano, że kobiety z natury, czyli z woli Stwórcy, są istotami niższymi (czyli gorszymi) od mężczyzn. W najlepszym razie owe delikatne i kruche stworzenia mogły stanowić dopełnienie swoich panów i władców, za sprawą kobiecych cnót miłosierdzia, łagodności i macierzyńskiej opieki równoważąc męskie cechy charakteru. W najgorszym zaś, miały zwodzić mężczyzn na manowce z powodu swej niestałości, nieracjonalności i skłonności (tym razem jako ladacznice, a nie święte dziewice) do grzechu pożądliwości. Tak czy inaczej, miejsce kobiety w Bożym planie stworzenia wyrażało się poprzez posłuszeństwo, skromność i dopełnienie mężczyzny, któremu służyła pomocą. I, jako taka, nie była ona zdolna do przewodzenia ani w czasie pokoju, ani w czasie wojny.

Tak przynajmniej wyglądało to w teorii. W życiu – w zależności od sytuacji i indywidualnych talentów – bywało różnie. Zamiarem Margaret Paston było wskazanie synom, że nie powinni oglądać się na nią w kwestii obrony rodzinnego majątku, jak to zdarzało się wcześniej, gdy do przebywającego w Londynie męża wysyłała prośby nie tylko o cukier i migdały, ale także o łuki i topory. Może nie była to wymarzona sytuacja, ale czasem zdarzało się, że pomysłowa, odważna i zdecydowana kobieta pełniła rolę dowódcy lub zarządcy. Bycie podporą mężczyzny oznaczało również, że żona lub matka mogła zostać zmuszona do ochrony interesów męża lub syna pod ich tymczasową nieobecność lub gdy choroba lub młody wiek uniemożliwiały im dowodzenie. Dzięki temu kobieta o szczególnej inteligencji, charyzmie czy silnej osobowości mogła pod pozorem pomocy wywierać silny wpływ na mężczyzn, a nawet nimi rządzić.

Oczywiście, nie wszystkimi sprawami pozwalano jej się zajmować. Monarsza władza, ustanowiona i usankcjonowana przez Boga, nieodwołalnie i bezwarunkowo należała do mężczyzny. W praktyce istniało wiele sposobów objęcia tronu, jednak wszystkie one dotyczyły mężczyzn. Dynastia, która rządziła Anglią za czasów Margaret Paston, pochodziła od księcia Wilhelma Normańskiego, rycerza, który wywalczył sobie koronę na polu bitwy w 1066 roku. Tkanina z Bayeux, na której za pomocą zręcznego i delikatnego haftu ukazano historię tego doniosłego podboju, przedstawia tylko trzy kobiety: jedna jest bezimienną ofiarą wojny, druga zostaje wplątana w niejasną dziś aferę seksualną, a trzecia to Edyta, żona Edwarda Wyznawcy i siostra Harolda Godwisona, archetyp kobiecej cnotliwości, którą pokazano przy łożu śmierci królewskiego małżonka. Te trzy postacie mają całkowicie marginalne znaczenie w tym męskim świecie i nawet pod względem liczby zostały zdominowane przez konie i statki książęcej floty, nie wspominając o rycerzach. Przejęcie władzy przez Wilhelma na drodze podboju zakłóciło wielowiekową tradycję, zgodnie z którą anglosascy możnowładcy wybierali króla spośród mężczyzn królewskiej krwi. Ta skądinąd szlachetna idea sprawiedliwego osądu osobistych zalet i predyspozycji niestety z czasem zmieniła się w krwawą rzeź, gdy kandydaci do tronu chcieli udowodnić swą iście królewską bezwzględność, eliminując za jednym zamachem wszystkich rywali. Jednak, bez względu na to czy anglosaskiego monarchę wybierano na drodze konsensusu czy gwałtownych walk, nikt nie miał wątpliwości, że będzie nim mężczyzna.

Dopiero stopniowo, w miarę jak w normańskiej Anglii utrwalały się nowe wzorce i zwyczaje, porządek primogenitury zaczął odgrywać kluczową rolę w sukcesji tronu. Dziedziczność, rzecz jasna, oznaczała przyznanie praw do korony zarówno córkom, jak i synom. Powoli ewoluujące w Anglii prawo zwyczajowe zezwalało córkom na dziedziczenie ziemi, choć nie na takich samych warunkach jak synom: najstarszy z nich dziedziczył całość posiadłości, zaś każda z córek (jeśli nie było męskiego dziedzica) otrzymywała równą część. Królestwa jednak nie można było podzielić w taki sam sposób jak wiejskiej zagrody, dworu czy nawet hrabstwa. Aż do XVI wieku nie poświęcono wiele uwagi zasadom objęcia tronu Anglii przez kobietę, nie licząc stanowczego stwierdzenia, iż byłoby to wysoce niepożądane.

Pod niektórymi względami sytuacja z roku 1553 wydawała się znacznie bardziej korzystna dla kobiecej następczyni tronu aniżeli jeszcze przed półwieczem. Niepokój Tudorów o losy tak delikatnej i dopiero pączkującej dynastii, w połączeniu z problemami zdrowotnymi dwóch ostatnich monarchów tej linii sprawiły, że nie oczekiwano już tak bezwzględnie, aby monarcha był rycerzem i wojownikiem. Henryk VIII wydawał się najpierw niezastąpiony, a potem zbyt zniedołężniały, by dowodzić armią w bitwie, podczas gdy Edward VI był na to po prostu za młody. Tymczasem nowy typ władcy-humanisty, toczącego raczej potyczki intelektualne aniżeli militarne, umożliwiał wprowadzenie modelu władzy opartej na rozumie, a nie na sile fizycznej. Była to więc forma rządów, która nie wykluczała już tak kategorycznie udziału kobiet.

Z drugiej strony, burzliwe zwroty i chaos panujący w kraju w ostatnim dwudziestoleciu wynikały z rozpaczliwych dążeń króla, pragnącego męskiego potomka, i odrzucenia żeńskich dziedziczek, co z kolei umacniało negatywne wyobrażenia ludu na temat potencjalnych kobiecych rządów. Tymczasem prawa do tronu, które dały podwaliny całej dynastii Tudorów, tak naprawdę wynikały z praw linii żeńskiej, a konkretnie matki Henryka VII, która w 1485 roku była świadkiem jego koronacji. Dlaczego zatem, skoro kobietom nie odmawiano prawa do rządzenia, zgromadzeni w opactwie westminsterskim nie wiwatowali podczas koronacji ku czci... królowej Małgorzaty Beaufort? W rzeczywistości, analizując długi ciąg krwawych potyczek i wojen domowych, na fali których z niebytu wyłonił się Henryk Tudor, by niespodziewanie odnieść ostateczne zwycięstwo, można zauważyć istotną ewolucję poglądów angielskiego możnowładztwa: zdobycie tronu wynikało raczej z połączenia potęgi militarnej i cech gwarantujących skuteczność rządzenia, aniżeli z zasady przestrzegania kolejności następstwa tronu. Stąd też, wyciągając wnioski z niedawnych wydarzeń, możni mogli całkowicie wykluczyć kobiety z owej rywalizacji. Do takiego wniosku z pewnością doszedł Edward VI, przystępując do sporządzenia pierwszej wersji swej „instrukcji w sprawie sukcesji”. Młody król miał metodyczny i racjonalny umysł i przejął od ojca przeświadczenie, że monarcha może kształtować przyszłość królestwa mocą własnego autorytetu, wyrażonego za pomocą statutów i rozkazów. A ponieważ w dalszej kolejności rząd nadawał królewskiej wizji szczegółową formę rozporządzenia, pierwotna wersja Edwardowej „instrukcji” wyznaczała logiczny kurs dla całego zestawu zasad, dzięki którym Anglia miała zyskać po nim prawowitego, protestanckiego i – co najważniejsze – męskiego monarchę, w razie gdyby nie udało mu się spłodzić syna. Siostry pochodziły z nieprawego łoża, a szkockie kuzynki nie były protestantkami, co oznaczało, że jedynie krewne z rodziny Greyów mogły zostać wzięte pod uwagę i dzięki nim korona miała przejść – podobnie jak w przypadku jego prababki, Małgorzaty Beaufort – poprzez linię żeńską i spocząć na głowie jednego z ich jeszcze nienarodzonych synów. Życie bywa jednak skomplikowane i nieprzewidywalne i nie sposób podporządkować go czyjejś woli, nawet jeśli byłaby to wola potężnego króla z dynastii Tudorów. Edward wcale nie zamierzał umierać w wieku piętnastu lat, lecz z powodu śmiertelnej choroby jego plany, związane z przyszłością królestwa, rozsypały się jak domek z kart. Wyznaczenie Jane Grey na następczynię oznaczało odrzucenie zasad logiki w imię doraźnego pragmatyzmu, gdyż była ona kobietą, a jej matka, na której prawach mogła opierać własne roszczenia, wciąż żyła. Edward zatem nie tyle akceptował możliwość kobiecych rządów, ile raczej próbował ratować swój pierwotny zamiar za pomocą jednorazowego odstępstwa – kobieta o prawowitym pochodzeniu i protestantka miała, zgodnie z jego wyraźną sugestią, przekazać koronę swoim „męskim potomkom i dziedzicom”. Gdyby plan się powiódł, pierwsza królowa rządząca Anglią byłaby jednocześnie ostatnią. Z drugiej strony, gdyby dostosowano się do woli Henryka i koronę odziedziczyłaby siostra Edwarda, Maria, doszłoby do precedensu innego rodzaju.

Dlatego w 1553 roku brano pod uwagę możliwość kobiecych rządów zarówno w teorii, jak i w praktyce. Tymczasem w historii Anglii już wcześniej miał miejsce przypadek, gdy władzę sprawowała kobieta. W 1153 roku – dokładnie czterysta lat przed śmiercią Edwarda – w świecie tak odległym od Anglii Tudorów, jak wiek XVI od XXI stulecia – traktat pokojowy podpisany w Winchesterze położył kres wojnie domowej pustoszącej kraj od dwudziestu lat. Konflikt zbrojny wybuchł, kiedy roszczenia do korony wysunęła kobieta, która – wedle przekonania jej zwolenników – powinna zostać pierwszą niezależną królową Anglii. Matylda, córka Henryka I i wnuczka Wilhelma Zdobywcy, znalazła się nie tylko o krok od przejęcia tronu, ale i od tego, by sprawować niepodzielne i niezależne rządy.

A dokonała tego w świecie, gdzie granice, prawa i precedensy tworzono, zmieniano i przepisywano na nowo prawie z każdą nową generacją – częściowo z uwagi na nietrwałość formalnie nieukonstytuowanych rządów, a po części dlatego, że rodzącej się normańskiej Anglii nie ograniczały anglosaksońskie tradycje. Z jednej strony zatem było to społeczeństwo o charakterze militarnym, w którym od monarchów wymagano, aby byli żołnierzami i panami feudalnymi stojącymi na czele własnej armii, co z kolei nie dawało większych szans kobietom na przejęcie sterów władzy. Z drugiej zaś nie istniały formalne i wyraźnie wyartykułowane przeszkody, uniemożliwiające im wstąpienie na tron. I pomimo ówczesnych poglądów na temat ograniczeń jej płci, Matyldzie udało się skutecznie podważyć i (prawie) obalić założenie o męskiej naturze władzy.

Chociaż nie odniosła pełnego sukcesu, nie można powiedzieć, aby poniosła klęskę. Ponieważ jej działania zakończyły się kompromisem i musiała pójść na ustępstwa, precedens ten przyniósł kobietom tylko częściowe korzyści. Mimo to sprawa jest bardziej złożona. Choć pozornie kobiety nie mogły żądać władzy królewskiej, powołując się na własne prawa, to jednak Matylda przekazała je swojemu synowi i odgrywała kluczową rolę w jego radzie. Wnioski wypływające z jej nieudanej próby przejęcia tronu – a także wypadki rozgrywające się w ciągu czterech stuleci, jakie minęły od tamtego czasu do chwili, gdy dziedziczki dynastii Tudorów mogły upomnieć się o swoje prawa do korony – nie dotyczyły bezpośrednio wykluczenia kobiet z rządów w Anglii. Przeciwnie, można bowiem odnieść wrażenie, że tradycyjna rola żony i matki w pewnych niezwykłych okolicznościach umożliwiała kobietom sprawowanie faktycznej władzy.

W okresie od XII do XV wieku jeszcze trzy inne wyjątkowe kobiety – Eleonora Akwitańska, Izabela Francuska i Małgorzata Andegaweńska – którym przyszło pełnić rolę królewskich małżonek oraz królowych wdów, odkryły, że mogą rządzić, o ile otwarcie nie kwestionują rzekomo wyższej męskiej pozycji. Eleonora zarządzała Anglią podczas długiej nieobecności jej „najukochańszego syna”, Ryszarda Lwie Serce. Izabela podważyła niemoralne rządy męża i odniosła zwycięstwo, przejmując władzę w imieniu małoletniego syna, przyszłego Edwarda III. Małgorzata przejęła władzę w interesie maleńkiego syna i ubezwłasnowolnionego małżonka, Henryka VI. Wszystkie trzy mogły działać swobodnie pod warunkiem, że oficjalnie władza spoczywała w rękach mężczyzny.

Jednak i to miało swoje granice. Eleonora mogła pełnić rolę nestorki u władzy dopiero po piętnastu latach spędzonych w niewoli za zaangażowanie w rebelię przeciwko mężowi, Henrykowi II. Izabela nie rozumiała, że władza oznacza nie tylko przywileje, ale i odpowiedzialność, co doprowadziło do jej obalenia niedługo po tym, jak zrzuciła z tronu swojego męża, Edwarda II. A próba Małgorzaty, by dorównać mężowi, zakończyła się klęską, gdy wyszło na jaw, że to nie król stoi za sterami władzy.

Innymi słowy, swoboda działania nie oznaczała wcale wolności od osądu i potępienia. Władczynie te ryzykowały, że ich rządy zostaną uznane za wypaczenie „prawdziwej” kobiecości lub ucieleśnienie wszystkiego, czego najbardziej obawiano się w niestałych „odmętach” kobiecej natury. Niepokój, o ile nie otwarta wrogość, z jaką się spotykały, kojarzono z wizerunkiem wilczycy, dzikiej istoty, kierującej się bardziej instynktem niż rozumem, i seksualnej drapieżnicy, która barbarzyństwem dorównywała partnerowi – o ile go w nim nie przewyższała, zwłaszcza gdy przyszło jej zaciekle bronić swoich młodych. „Wilczyco, gorsza od wilków francuskich” – jak słynnym zdaniem określił Małgorzatę Andegaweńską William Szekspir:

Jak nie przystoi płci twej triumfować,

Niby bezecnej amazońskiej dziewce,

Nad niewolnika fortuny niedolą!2

Określenie to rozwinął potem Thomas Gray, mówiąc o jej rodaczce, królowej Izabeli, małżonce Edwarda II: „Wilczyca z Francji bezlitosnymi kłami rozdziera wnętrzności pokiereszowanego samca [...]”.

Tym wyrazistym wizerunkiem Gray – choć żyjący później – wpisywał się w ogólny ton charakterystyki kobiecej władzy przedstawianej jako twór groteskowy i niemoralny. Ton, który szybko zdominował jawnie obelżywe polemiki, ukazujące się w 1553 roku, gdy już było pewne, że to kobieta przejmie stery władzy. Najbardziej donośnie zabrzmiał tu głos żarliwego protestanckiego kaznodziei, Johna Knoksa,autora The First Blast of the Trumpet Against the Monstrous Regiment of Women (Pierwszy alarm przeciwko potwornemu władaniu kobiet), który opublikował swój traktat w Genewie w 1558 roku. Jego utwór, podobnie jak inne o podobnej wymowie, powstał w reakcji na konkretne polityczne i religijne przemiany, do jakich doszło w Anglii w połowie lat 50. XVI wieku, ale podawane przez autorów argumenty wyrastały z uprzedzeń, głęboko zakorzenionych w angielskiej kulturze politycznej. Kobiecy „regiment”, czyli reżim (regimen) lub rządy kobiecej ręki Knox uważał za coś „potwornego” (monstrous) – z natury nienaturalnego i odrażającego, gdyż kobiety zostały w dwójnasób podporządkowane mężczyznom: raz, gdy Ewa została stworzona z Adamowego żebra, i powtórnie, z uwagi na jej przewiny i grzeszność, z powodu których pierwsi ludzie zostali wygnani z Raju. I dlatego, „by kobieta miała rządzić, wynosić się ponad mężczyzn w państwie czy jakimkolwiek królestwie, narodzie i mieście jest czymś wstrętnym w naturze; to zniewaga dla Boga, rzecz najbardziej niemiła Jego woli i wbrew Jego przykazaniom; wreszcie, oznacza odwrócenie właściwego porządku, wszelkiej słuszności i sprawiedliwości”, jak obrazowo zasugerował Knox, następnie rozwijając tę myśl w kilku tysiącach słów, stanowiących w dużej mierze pokrętną i napastliwą wariację na ten sam temat.

W świetle powyższej argumentacji wszelka władza sprawowana przez kobietę stanowiła przejaw typowo kobiecej skłonności do grzechu; a przecież już w Starym Testamencie można znaleźć przykład kobiecych rządów w postaci seksualnej tyranii niesławnej Jezabel, żony króla Achaba, która wykorzystywała swoją władzę nad mężem i dwoma synami, by odsunąć lud Izraela od Boga i sprowadzić nań grzech i niesprawiedliwość. „Królowe, które rządziły, były w większości zepsute, bezbożne, przesądne i oddawały cześć bożkom i wszelkiego rodzaju wstrętnym obrzydlistwom, co możemy zobaczyć w opowieściach o królowej Jezabel” – pisał Thomas Becon, protestancki kaznodzieja w 1554 roku. Knox, który uwielbiał stosować metaforę siarki i ognia, traktował ten sam temat z wyraźnym upodobaniem: „Przez jakiś czas Jezabel może w spokoju tarzać się w łożu rozpusty, i może nauczać i oszukiwać przez rok czy dwa, ale ani siebie nie zachowa, ani swych cudzołożnych dzieci od wielkiego nieszczęścia i od miecza Bożej zemsty [...]”.

Grzmiąca trąba Knoksa wymierzona była nie tylko w kobiety, pragnące rządzić we własnym imieniu, ale także w te, których władza, jak w przypadku Jezabel, zależna była od autorytetu mężów i synów.

Dlatego historia średniowiecznych królowych, które sprawowały władzę w Anglii we wcześniejszych wiekach, stanowiła zagadnienie złożone i niepokojące nawet dla tych, którzy nie chcieli wzorem Knoksa i jemu podobnych wyrażać tak zdecydowanych osądów. Kobiecie trudno było przejąć rolę monarchy w formie, w jakiej stworzono ją dla mężczyzny. A żona czy matka, pragnąca sprawować władzę w imieniu męża lub syna, musiała liczyć się z wątpliwościami odnośnie natury jej rządów i ich zgodności z Bożym planem stworzenia. Jednakże, zrzucając skórę wilczycy, musiała zapłacić cenę: „dobra” kobieta, która uznawała, że jej podstawowym obowiązkiem jest posłuszeństwo i rola pomocnicy męża, nie mogła przecież łudzić się, że zostanie liczącą się polityczną przywódczynią w jakiejkolwiek sferze.

Zatem dla kobiet z dynastii Tudorów kryzys dynastyczny z 1553 roku, a następnie walka o władzę były zaledwie pierwszym krokiem na trudnej drodze, jaką obrały. Choć kwestionowano ich prawa do korony, przeszkoda ta zdawała się błaha w porównaniu z wyzwaniami, którym musiały stawić czoła po przejęciu władzy. Zmuszone im sprostać, miały wszelkie powody, aby nie oglądać się na swoje średniowieczne protoplastki. Królowe z minionych wieków, które zostały surowo ocenione przez historię za zuchwałość i nienaturalną żądzę władzy, były skazane na niepowodzenie z uwagi na prowizoryczny charakter swoich rządów. Żadna szanująca się władczyni z dynastii Tudorów – ostatecznie namaszczona do sprawowania władzy przez Boga – nie chciała odwoływać się do tak niepewnego dziedzictwa. Monarchinie z dynastii Tudorów porównywały się i szukały nauk u dawnych królów, a nie królowych. („Jestem Ryszardem II, czyż o tym nie wiesz?” – ostro odpowiedziała Elżbieta I na Szekspirowskie dywagacje na temat istoty władzy królewskiej).

Jednocześnie identyfikowanie się z męskimi władcami podkreślało podobieństwa między królowymi z dynastii Tudorów a kobietami dzierżącymi władzę we wcześniejszych wiekach. To właśnie w życiu tych kobiet, w zrozumieniu ich ambicji i sukcesów, ich frustracji i klęsk, oraz wyzwań, jakie przed nimi stawały i w kompromisach, jakie musiały zawierać, krył się klucz do istoty paradoksu, z którym dziedziczki tronu Tudorów musiały się uporać. Mężczyzna był głową rodziny i przewodnikiem kobiety, król zaś był głową królestwa i przewodnikiem wszystkich poddanych. Jak w takim razie władza królewska mogła spocząć w kobiecych rękach?

2 William Szekspir, Król Henryk VI, cz. III, Akt I, scena IV, tłum. Leon Ulrich, Warszawa 1981 (przyp. tłum.).

Część druga

Matylda

Pani Anglików

1102–1167

3

Krainę spowiła ciemność

W grudniu 1135 roku umierał inny król Anglii. Nie chłopiec, lecz mąż dobiegający siedemdziesiątki – Henryk I, który rządził ludem Anglii przez ponad połowę swojego życia. Henryk był nie tylko zwalistym i muskularnym mężczyzną, potężnym niczym tur, lecz także silnym władcą, „największym z królów”, jak pisał o nim kronikarz Vitalis Ordericus, który w murach normandzkiego klasztoru z podziwem śledził historię jego panowania. Jego wielkość nie opierała się na mocy oręża – choć Henryk był kompetentnym, to jednak nienadzwyczajnym rycerzem, i gdy tylko mógł, unikał starć zbrojnych – lecz wynikała z jasności umysłu, charyzmy i politycznego wyczucia. Energii nie stracił pomimo upływu lat, lato i jesień 1135 roku spędzając na podróży wzdłuż granic królestwa, a w listopadzie wyruszył do swojej siedziby w Lyons-la-Forêt, 30 mil (48 km) na wschód od Rouen, by tam wypocząć i oddać się ulubionej rozrywce – polowaniu.

Jednak podczas pobytu w Lyons-la-Forêt wbrew zaleceniom lekarza zajadał się minogiem, rybą podobną do węgorza, uważaną w tamtych czasach za rarytas, podawaną w zapiekance z przyprawami lub pieczoną w krwistym sosie i winie z imbirem, cynamonem i czosnkiem. Może lekarz miał rację i danie było zbyt ciężkostrawne, może minogi były nieświeże, a może fakt, że jeszcze tej samej nocy Henryk się rozchorował, był jedynie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Tak czy inaczej, w ciągu kilku dni stało się jasne, że raczej nie wyzdrowieje. Jak w 1553 roku wiadomość o rychłej śmierci króla sprowokowała do przybycia możnych panów, przepychających się potem przy jego łożu, tak i teraz sprawa sukcesji stała się przedmiotem politycznych spekulacji.

Kraj, którym rządził król Henryk i który miał wkrótce opuścić, nie przypominał królestwa należącego do Tudorów. W 1135 roku Anglia była młodym państwem lub raczej starym państwem w rękach nowej królewskiej dynastii. Od ponad dwustu lat nad całą Anglią panował jeden władca, a konkretnie od chwili, gdy Æthelstan, wnuk wielkiego króla Alfreda, zjednoczył niepodległe anglosaskie terytoria Nortumbrii, Mercji, Wesseksu i Anglii Wschodniej. Mimo licznych ataków wikingów, najeżdżających te świeżo zjednoczone ziemie – ataków na tyle skutecznych, że przez pewien czas na angielskim tronie zasiadał duński król Kanut – anglosaska Anglia do połowy XI wieku urosła w siłę i stała się państwem relatywnie potężnym, zamożnym i zaawansowanym cywilizacyjnie. A potem, 14 października 1066 roku na stromym polu bitewnym 6 mil (9,6 km) od Hastings kwiat saksońskiej arystokracji poległ w starciu z najeźdźcami dowodzonymi przez Wilhelma, księcia Normandii, ojca Henryka.

Wilhelm twierdził wprawdzie, że jest legalnym następcą anglosaskiego króla Edwarda Wyznawcy, jednak normański podbój Anglii, jaki nastąpił w konsekwencji rzezi pod Hastings, nie był niczym innym jak zwykłym przewrotem. Polityczna warstwa anglosaskich możnowładców ulegała systematycznej i brutalnej eliminacji, na skutek czego cztery czy pięć tysięcy tanów, wielkich posiadaczy ziemskich pochodzenia anglosaskiego, zostało zastąpionych nową elitą, składającą się z prawie dwustu baronów normańskich. Odtąd językiem władzy w królestwie stał się francuski, a nie angielski. Z początkiem nowej ery politycznej pojawił się także nieznany wcześniej typ władcy. Wypracowane na drodze ewolucji podstawy anglosaskiego systemu posiadania ziemi zostały zmiecione przez gwałtowne wtargnięcie Wilhelma, co gruntownie odmieniło sytuację polityczną państwa. Anglia miała odtąd stanowić osobistą własność swego zdobywcy, którą mógł swobodnie dysponować i rozdzielać między wiernych zwolenników wedle systemu, w którym pan przyznawał wasalowi ziemię w zamian za przysięgę osobistej wierności i obietnicę wsparcia wojskowego. Tego typu relacje były powszechne w całej Europie Zachodniej, ale tylko w Anglii, która po normańskim podboju jawiła się niczym czysta karta, król mógł od nowa zbudować system feudalnej hierarchii, bezpośrednio podległy władcy i niezależny od miejscowych tradycji i zwyczajów.

Niemniej, Anglia stanowiła zaledwie jedną część państwa Wilhelma Zdobywcy. Po 1066 roku kanał La Manche przestał być granicą między państwami, ale stał się główną arterią, którą Wilhelm i jego najpotężniejsi poddani przemieszczali się między własnymi posiadłościami leżącymi po obu stronach kanału. W Anglii Wilhelm był królem, narzucającym swą wolę ujarzmionemu ludowi. W Normandii jednak pozostał księciem – nie suwerenem, lecz wasalem króla Francji. W praktyce jednak Filip I miał niewielką władzę nad nominalnym poddanym. Co więcej, potęga militarna króla w niczym nie dorównywała sile Wilhelma, dzięki której zdołał on przejąć koronę Anglii. Wreszcie, francuski monarcha nie mógł ignorować faktu, że w wyniku inwazji Wilhelma po drugiej stronie kanału zaniknął dotychczasowy system i tradycje. Pozostawało również pytanie, w jaki sposób nowe normańskie królestwo Anglii zaistnieje na mapie Europy, która wcale nie składała się ze zgrabnie ułożonych państw narodowych, oddzielonych precyzyjnie wyznaczonymi granicami, lecz była tworem powstałym z sieci nieustannie zmieniających się sojuszy, dublujących się jurysdykcji oraz więzów podległości.