Wiktor K. i jego twórczość - Robert Kurnatowski - ebook

Wiktor K. i jego twórczość ebook

Robert Kurnatowski

0,0

Opis

"Książka jest zbiorem moich wybranych sesji fotograficznych, wspomnieniem z wystawy 2001, w której brały udział takie osobistości jak Adam Hanuszkiewicz, Gustaw Holoubek, Krzysztof Zanussi, Zbigniew Górny, Agnieszka Duczmal i wielu innych. Jest również zbiorem moich niektórych prac malarskich, rysunkowych i pisarskich. " - Robert Kurnatowski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Robert Kurnatowski

Wiktor K. i jego twórczość

© Robert Kurnatowski, 2017

Książka ta jest zbiorem moich wybranych sesji fotograficznych, wspomnieniem z wystawy 2001, w której brały udział takie osobistości jak np. Adam Hanuszkiewicz, Gustaw Holoubek, Krzysztof Zanussi, Zbigniew Górny, Agnieszka Duczmal i wielu innych. Jest również zbiorem moich niektórych prac malarskich, rysunkowych i pisarskich.

Ogromne podziękowania dla mojej bliskiej przyjaciółki Sylwii za pomoc w zredagowaniu i wydaniu książki.

Tylko dla dorosłych 18+

ISBN 978-83-8104-062-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Fotografia94.12.06

— Jako psychologia, wydobywania autentycznej osobowości (najbardziej efektywnego i przyjemnego stanu twórczego bez zawirowań estetyczno-relatywistycznych, fałszywych deklaracji w udziale w świecie).

Ma tu znaczenie „umiejętność” fotografa i zrazem „ukazywanie się” osoby w ugruntowanej tożsamości w udziale autonomicznym — autokreacyjnym. To „pretekst” osobowy w relacji, wymuszenie indywidualności w poczuciu absolutnym (kompleks boga). Czyli terapeutyczna właściwość bo poczucie tożsamości — jedności organicznej własnego ciała z rzeczywistością, pozostaje metafizyczną koniecznością bytu na zawsze, co nie ma konkluzji z nie wiem jak odległą tradycją. Spotkanie geniusza z wariatem, przy czym ta przemienność przebiega zgodnie między jednostkami.

Fotografia jest za razem dziedziną zupełną i tu powyższe literaturownie owego przypadku jest wolną, nieskrępowaną dywagacją w odniesieniu do obrazu fotograficznego i wcześniejszego procesu. Literatura jednak pozostaje koniecznym uzupełnieniem — fotografia reklamowa obraz i tekst pisany grafika, w końcu technika komputerowa udziwniająca obraz, aż do surrealistycznego absurdu, gdzie funkcjonuje autonomicznie bez „słów”, a kusi jedynie estetycznym pięknem wolnym od koniunkcji i odniesień, jednak tylko dzięki technice!? i ściśle w dziedzinie!

Fotografia, to na tyle absolutna forma przekazu, co niegdyś prymitywnie fizyczne Orawa rządzące umysłem człowieka — bardziej jednak zaskakująca, ponieważ oderwana od tradycyjnego modelu wszechświata materii mechanicznego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni „namacalnie” czyli najbardziej bezpieczny to grunt.

Lecz zawsze było tak, że ludzie wierzyli w obrazki, czy to urojone w mózgu, psyche i tam zatrzymane, stwarzające niepokoje chorobowych dewiacji — sen: czy to przedstawione, uwidocznione, wykreowane dla wspólnoty gatunku — jaźń. Zmianie ulega jedynie forma i bez względu na ewolucyjny pułap istnieją archetypiczne wartości, dziś jednak wysmakowane wysoce technicznie i symbolicznie czyste.

Wystawa 2001

Michał Wojtalik

„2001” — 01.01.2001

Od narodzin spośród wielu tzw. Laboratoriów, w których przy pomocy rozmaitych technik wykorzystywałem Formę ostały się dziedziny dwie: pisarstwo i fotografia. Jawnie dochodowa, poprzez portretowanie ludzi — publiczna, dająca prócz wizerunku samego w sobie, jak się okazało przeżycia niemal psychoterapeutyczne osobom znajdującym swe miejsce przed okiem obrazu. W tych okolicznościach powstało wiele prac. W konsekwencji doprowadzona do perfekcji technika zeszła na plan dalszy. Fotografia stała się generalissimą działań. Magicznym współistnieniem poza okolicznościami wielogrupowych spędów i ceremonii oraz z drugiej strony wpędzającej w szaleństwo samotności. Portretowanie jest ową wyjątkową sytuacją bez kielicha- czary świata i szpitala wariatów z izolatką. To cudowne opętanie w poszukiwaniu, tymczasem mentalnie innych nowych form wyrazu. No bo i cóż mamy do dodania obecnymi czasy. Marazm i nieustające, aż po znudzenie żonglowanie wartościami z nikłym prawdopodobieństwem prawdziwego odkrycia. Podczas obrządku portretowania wobec tak narzuconego Wszechświata skłaniam się choćby do wykrzesania wewnętrznego poczucia niepokoju, co daje osobie obrazu wejście na próg refleksji i myśli, zatrzymania. Model jedynie jest rozświetlony jak wybuch supernowej, a reszta studio tonie w nieprzeniknionej czerni. Co do form zaś innych happeningowych stworzyłem empiryczny projekt Skarbonki w triadycznym zlepku klasycznej świnki, biedronki i słonia. Być może okaże się pomysłem nie bez dna.

Poniekąd już zaowocowało to możliwością fotografowania ludzi mniej lub bardziej elitarnych grup kulturowych polskiej rzeczywistości.

Odwiedzali mnie wspaniali goście jak: Duczmal, Stuligrosz, Eichelberger bardzo ciekawa dusza, Hanuszkiewicz, Beksiński będący później zamordowany we własnym mieszkaniu, Pągowski, Zanussi, skrzypaczki- siostry Sokołowskie i wiele innych znakomitości.

Poczynając od października 1999, przy współpracy niezbędnych fachowców, w narastającym napięciu i wymuszanym przez organizatora terminem otwarcia wystawy styczeń 2000 doszło do wernisażu i prezentacji.

Był dzień 10 marca B.U.W Warszawa ul. Dobra, godzina dwudziesta. Nowoczesna industrialna przestrzeń znakomicie harmonizowała z monochromami prac w dużych formatach, wraz z wyświetlanymi na betonowych filarach negatywami i dokumentalnym filmem z sesji zdjęciowej.

Znalazły się tu portrety wcześniejsze, które uznałem za dobre dokomponowanie do twarzy znanych osób. Urozmaiciło to ekspozycje i zarazem dobitniej podkreśliło ukryty kontekst mej ontologii. Zamierzenia tego chyba jednak nikt nie odczytał, może kilku bliskich znających mnie ludzi.

Uważając, że byłoby to łatwiejsze w interpretacji kolorystycznej zredagowano później bodaj w „Życiu Kultury”: …Prace technicznie świetne… ręka zawodowca… ale nie ma w nich zaskakujących środków ekspresji. Naturalnie, że nie ma. Jest gęba, a nie sztuka w zamierzeniu ujęta klasycznie bez ceregieli i efektów specjalnych, właśnie urobiona w czarno-białej fotografii.

Na przekór tak fascynującą młodą demokrację jarmarczności, billbordowej tandety papugi polskiej.(Papuga polska-felieton.) Osoby tak popularne, rzucone na rzeź ogłupiałej od zmysłowych wrażeń społeczności, tymczasem w instynkcie samozachowawczym walczącej o przetrwanie. Tutaj znajdują się w otoczeniu neutralnym, nieco samotni, gębą vis a vis.

Od tamtych wydarzeń upłynęło trochę czasu i coraz mniejszym zaskoczeniem jest, że tak skrzętnie przemyślany projekt skarbonki okazał się bezdenny i śmieszny.Dla dobrej sprawy i pokrzepieniu serc pozostała magia współistnień i nasze portrety, oraz otwierający nowe milenium dokument "2001".

Wielkie podziękowania dla osób będących w mych obrazach, a szczególnie dla znakomitego fachowca Doktora Michała Wojtalika z kardiochirurgii dziecięcej Poznań.

Ekipa współpracująca:Tomasz Koczorowski — asystent niezastąpiony, profesjonalista

Aga Kurkowska — fryzury, fryzjerstwo „KURKA MODNA”

Aga Mia Szymczak — make up

Paweł Deska — wizażysta, stylista

Maja Anyszkiewicz — obróbka zdjęćEryk Zieliński — główny koordynator działańBogdan FurmannDorota Śmiechowska, Anka Oponczewska

Wszystkim Wam wielkie dzięki

Wojciech

Eichelberger

Zbigniew

Hołdys

Ilona

Felicjańska

Agnieszka

Duczmal

Jan

Jakub Kolski

Konrad

Drzewiecki

Maja

Komorowska

Maja

Ostaszewska

Tomasz

Raczek

Katarzyna

Skrzynecka

Julita

i Paula Sokołowskie

Krystyna

Tkacz

Weronika

Książkiewicz

Joanna

Brodzik

28.12.2014

Świat nas uzależnia, różnymi specyfikami.

Kto się do nich nie przyzna staje się wyrzutkiem i człowiekiem z marginesu.

Co się stało pyta wyalienowany osobnik. No jak to, jest przecież po Ludzku, odpowiada

zgodnym głosem większość dostosowanych. Trzeba żyć i rozwijać ambicje, pomnażać i pchać się bez sentymentów. Sytuować się należy w najlepszej z możliwych pozycji, to tak zwane pozycjonowanie, a nie tułać się bez celu. Musisz być przygotowany.

Większość zawsze ma rację — gdyby przegłosowano karę śmierci, tak też by się stało.

Masz być konsumentem, czyli osobnikiem uległym wobec mód koncernów.

Masz być zniewolony i na tyle otępiały, by twoje działanie odbywało się na pierdnięcie władz wyższych, czy to prywatnych, czy państwowych, w każdym razie ma to być demokratyczne. Z zachowaniem pozoru wolności.

Wyjątkowość nas nie interesuje, potrzeba nam ludzi uległych, gdzieś usłyszałem. I nie sposób się opędzić ni uciec przed tą matnią. Jesteśmy uzależnieni podświadomie, nie potrafimy nawet utrzymać koncentracji uwagi. I nie mówię tu o czytaniu książek, a nawet filmie o ambitniejszym scenariuszu, ale codzienności, która

jeśli nie pędzi odpowiednio dziarsko w syndromie ADHD przestaje nas kręcić.

Pracoholizm, zakupoholizm, telenowelizm i alkoholizm, medializm w końcu statyczne otępienie umysłowe budzą największe dziś zainteresowanie. Boimy się bardzo wypadnięcia z rytmu, pominięcia czynności rutynowych, pobudki nie na czas — ale wobec czego.

By nie zwariować, ale jak to skoro już tkwimy w wariactwie.

Tłumaczymy to zgrabnie robotą dla pokoleń, naszych dzieci, co by miały łatwiej w życiu.

Z samotności, albo wogóle, bo trzeba coś tworzyć, inaczej świat by się zawalił.

Świat

jest

usiany narcyzami. Wszyscy dobrze się bawią…

Wszystko

co dotychczas robiłem to było bluźnierstwo…

Epoka Wariata

93.08.23

Południe w aurze jaką lubię.

Jesienne niebo, lato na drzewach, cichy szmer wiatru momentami pędem nabierając mocy przemyka między — barami i ulicami miasta, wzbijając pył okruchów cywilizacji, niedopałków — jednej z wielu odtrutek nerwostanu geniusza, zapaćkanych chodników punktu Zero — Wielkopolski Średzkiej.

Zaczyna padać deszcz lekko, niepewnie, prawdopodobnie. Jest siódmy dzień tygodnia i nie chce się czekać. Z Piotrem Pironem siedzę z przepełnionym mózgiem teoretyka odkrywając prawdy doczesne i te odwieczne jakkolwiek zmurszałe i postarzałe od tysięcy lat. Zajmują obecnie miejsce przy osobnym stoliku popijając kawę i pędzą równie dylematyczny wątek — w odniesieniu do tego punktu. Kobiety modne, wspaniałe, ubrane na sportowo z szlachetną jednak urodą w mejkapie mocnym i kolorowym z włosami na trwałe. W rzeczy samej są zajęte same sobą. Kreacja na mijające już lato. Między Nami pręży się dylemat Istnienia z prawa od urodzenia wrośniętego jak wrzód rakowy — egzystencji nowości i uzyskania od rzeczywistości dostatecznej choćby racji życia skoro Jesteśmy.

Symbiozę akuratnej kultury przyziemskich manier zachowujemy, wspomnę z wewnętrznej obcości, obawy i leku przed konformisterium plagi obyczajowości.

Od chybił czasu spadamy na bombowy temat otaczających przedmiotów i marionet z wolna — poważnie siłą, wyobraźni rozpędu, konstruując imaż, Pirona OBRAZ jak się wygląda. W klimacie „Polskiej francuszczyzny zady w miękkich obszernych fotelikach, kanapach.

Następny stolik zastępuje para, potem w dniu kolejnym widziana przy stoliku, podkreślając obserwablnie egocentryczną namiętność miłosną, jakby walcząc o gatunek chcą złapać ostatnią szansę na normalność małżeńskiego związku rodziny w kościelnym uścisku absolutu. Kochanie w dłoniach trzymają, uśmiechają i cmoklą w siebie osobowości.

On anime, ona animusa miętoląc z radości.

Przybyszowi mokremu (plucha na zewnątrz) przypada w udziale zagrać dźwięcznie w prymitycznych nadzwyczaj nutach, kierując faktem muzyki obecnych w otchłanie pokoju wariata. Nie jest to jasna i wiadoma kwestia, wręcz przeciwnie — ślepe zachłyśnięcie się psychologią nieświadomości Zygmunta Freuda przybiera monstrualne wymiary.

Potem następuje dziwaczne uśpienie, głucha cisza i zapach autyzmu pierwszego stopnia — varius rozpycha wonią nozdrza widzialnych nie umykając uwadze Piotra. Od tej pory kumuluje w woli zarazem bardziej odcinając się od rzeczywistości, padając w duchu baru. Myśli o Sali gdzie jest nie iluzoryczne lecz realne spreparowanie wolności idioty!

Dochodzi