Więzi Bogów - Dragona Rock - ebook

Więzi Bogów ebook

Dragona Rock

4,1

Opis

Nike oswaja się z życiem na stacji, lecz niebezpieczeństwo sięga po nią, by nie tylko odebrać jej moce Boga, lecz również życie. Tate wraz ze swoimi ludźmi wyrusza na ratunek, dając początek wydarzeniom, które zmienią bieg historii. Kim jest Rafael i jak bardzo namiesza on w życiu wszystkich Obserwatorów?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (53 oceny)
27
11
9
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Darex977

Nie polecam

Zupełnie oderwane od części pierwszej. Krótkie, niczym dodatek do całości. Źle się to czytało.
00
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Dragona Rock

Więzi Bogów

"Obserwatorzy" Tom 2

Zdjęcie na okładce© Aarrttuurr - Fotolia.com

Projektant okładkiKarolina "Naru" Piasecka

© Dragona Rock, 2020

© Karolina "Naru" Piasecka, projekt okładki, 2020

Nike oswaja się z życiem na stacji, lecz niebezpieczeństwo sięga po nią, by nie tylko odebrać jej moce Boga, lecz również życie. Tate wraz ze swoimi ludźmi wyrusza na ratunek, dając początek wydarzeniom, które zmienią bieg historii. Kim jest Rafael i jak bardzo namiesza on w życiu wszystkich Obserwatorów?

ISBN 978-83-8155-361-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Znaki zapisane na złocie

Rozdział 1

Tate

Stałem z kamienną miną mierząc stojącą przede mną kobietę, która jeszcze parę tygodni temu uciekała gdzie pieprz rośnie, kiedy widziała to spojrzenie.

Teraz jednak stała na baczność nie odwracając wzroku.

— Powiedziałem raz i powiem kolejny, tym razem ostatni: odsuń się.

Stanęła jeszcze bardziej sztywno i w końcu rzekła:

— Wybacz Tate, ale cię nie wpuszczę.

Podszedłem do niej bliżej, wykorzystując swój wzrost jako przewagę.

— Zdaje się, że sama wybrałaś mnie na przywódcę, dlatego ostrzegam, że jeśli się nie odsuniesz, bardzo szybko pożałujesz tego faktu.

— Już żałuję — mruknęła.

Gdybym był człowiekiem nie dosłyszałbym tego, ale oboje aż za dobrze wiedzieliśmy, że słyszałem ją aż nadto dobrze.

— Suń się — warknąłem po raz ostatni.

— Tate, otrzymałam rozkazy — rzekła w końcu, a ja na te słowa wpadłem do środka nie oglądając się na nią.

Tylko jedna osoba mogła zmusić moich ludzi do tego, by w ogóle podjęli ze mną walkę.

— Co tu się do cholery dzieje? — powiedziałem.

Wszyscy zmienni zamarli, wieszając jakieś ozdóbki dookoła.

— Więc? — warknąłem, patrząc wściekle, lecz w środku nie mogłem uwierzyć w to co widzę.

Zamienili salę ćwiczebną w jakieś… cholera nie umiałem tego nazwać. Wyglądało, jakby szykowało się jakieś święto.

Wszyscy milczeli, skuleni wewnętrznie, sądząc pewnie, że jak tylko na nich spojrzę, padną martwi.

Nagle drzwi z boku sali otworzyły się i usłyszałem słowa:

— Dobra, załatwiłam…

Kobieta zamarła patrząc na nich i nagle zesztywniała. Jednak wzrok, który ujrzałem w niczym nie przypominał spojrzeń ludzi dookoła.

— Co ty… Beth!

Poczułem, że kobieta za mną skuliła się za skrzydłem drzwi.

— Co tu się dzieje? — warknąłem.

— W ogóle nie powinno cię tu być — powiedziała. — Wynocha!

Czułem, że wszyscy jak zwykle zamarli. I to nie tylko ze strachu.

— Co proszę? — warknąłem, krzyżując ręce na piersi. — Do kogo z tym tonem?

— Do ciebie — padła od razu odpowiedź. — Miałeś wrócić za dwie godziny!

— Ale jestem teraz — rzekłem lodowato. — Co to za cyrk?

— Cyrk?

Zobaczyłem, jak jej zielony ciemnieją od gniewu.

— Cyrk?!

Podeszła do mnie kipiąc gniewem, a wszyscy obok których przechodziła cofali się.

Stanęła przede mną, dość wysoka jak na kobietę, ale i tak niska w porównaniu do mnie, długowłosa blondynka, z pięknymi, zielonymi niczym soczysta trawa liźnięta śladami mroku oczami, zakrytymi okularami w konkretnej czarnej oprawie, które czyniły jej oczy tak naprawdę równie pięknymi jak bez nich.

Ubrana była cała na czarno — w czarne skórzane spodnie, oraz bluzkę odsłaniającą lekko jej pełne piersi, nie za duże, ale i nie małe i jak aż za dobrze wiedziałem piękne jak erotyczne marzenie.

— Patrz na mnie, a nie wlepiasz wzrok gdzie nie trzeba — usłyszałem i uniosłem wzrok do jej oczu.

Skrzyżowała ręce na piersi.

— Uważasz, że to cyrk, tak? To wszystko jest nie potrzebne?

— Tak — rzekłem bez zastanowienia.

— Dobrze — powiedziała i odwróciła się do wszystkich. — Kochani koniec. Pakujemy wszystko. Wasz przywódca gardzi naszymi staraniami i uważa, że są niepotrzebne!

Jej słowa wzbudziły we mnie niepokój, ale dopiero po chwili się dowiedziałem dlaczego.

— Fajnie było — rzekła wściekle, mijając mnie. — Kolejnej setki, Tate.

Odwróciłem się do niej do razu, pojmując wszystko. Spojrzałem na Beth, która ciągle stała przy drzwiach — tylko ona mogła mi pomóc.

I nie zawiodłem się, mimo że sam wpakowałem nas w kłopoty.

Zamknęła drzwi błyskawicznie.

— Beth, suń się.

W innym wypadku byłbym rozbawiony tym, że użyła dokładnie tych samych słów co ja, ale sytuacja nie była zabawna.

— Beth — warknęła, a ta przełknęła ślinę i powiedziała:

— Przepraszam Nike, ale musicie to wyjaśnić.

— Jak cię kocham, tak teraz nie mam ochoty na gadkę z tym…

Błyskawicznie objąłem ją i od razu jej stopa obyta w eleganckie, lecz ciężkie buciory z lekkim obcasem wylądowała na mojej stopie.

Wziąłem głęboki oddech, ale jej nie puściłem.

— Do diabła po raz ostatni masz na stopach te buty — rzekłem, a ona zaczęła się szamotać.

— Puść mnie ty cholerny niewdzięczniku!

— Zapomniałem! — zawołałem, zmuszony unieść ją tak, że wierzgała nogami w powietrzu. — Nawet nie wiedziałem, że wiesz o tym!

— Bo nic mi nie powiedziałeś! — zawołała z wyrzutem. — Sama musiałam się tego dowiedzieć!

Cholera jasna.

— Przepraszam.

Przestała wierzgać, jednak czułem, że nogi nadal mu podniesione do góry.

— Postaw mnie — rzekła zimno.

Przełknąłem ślinę.

— Postaw. Mnie — wycedziła.

— Masz przy sobie broń? — zapytałem.

Od pewnego czasu nosiła przy sobie niewielki pistolet.

— Nie — powiedziała sucho. — Raczej nie myślałam, że będę musiała jej użyć dekorując salę w towarzystwie dwudziestu zmiennych, gotowych bronić „małej ja”.

Mimo tego wszystkiego zdusiłem śmiech. Nikt nie traktował jej tutaj jako „małą” i nie chodziło o to, że według niej była trochę za duża. Zbyt wiele razy udowodniła, że jest równie (jeśli czasem nie bardziej) silna jak ja.

Dlatego była naszą Alfą, naszą Luną i moją partnerką, nie tylko we władaniu, ale i we wszystkim.

Dosłownie wszystkim.

— Jak mnie nie postawisz przysięgam, że będziesz przez tydzień spał na kanapie.

Czułem, jak naszą „widownię” ogarnia coraz większe rozbawienie.

— Zdaje się, że to też moje łóżko — powiedziałem.

— Dobra — rzekła bez oporów. — Więc wyniosę się do Beth.

Postawiłem ją.

Cholera miała mnie.

Obróciła się do mnie ze skrzyżowanymi ramionami.

Gdyby wiedziała, jak seksownie teraz wygląda…

— Oczy — powiedziała, a ja spojrzałem w nie, nie mogąc opanować lekkiego uśmiechu. — Na twoim miejscu bym się nie cieszyła. Spieprzyłeś wszystko.

Oklapłem, a mój uśmiech znikł jak zdmuchnięty.

Jeszcze kilka tygodni temu nie potrafiłem tego uczynić w obecności innych.

— A jak przeproszę?

— Ja tylko na to wpadłam. Przeprosić powinieneś swoich ludzi, bo gdyby nie oni nie zrobiłam nic.

Skrzywiłem się i spytałem cichutko:

— Muszę?

— Duma, mój panie, jest stanowczo przereklamowana w pewnych przypadkach — rzekła.

Westchnąłem obróciłem się do swoich ludzi i powiedziałem, choć miałem z tym lekki problem:

— Przepraszam.

Patrzyli na mnie chwilę, potem jak za komendą w jednej chwili spojrzeli na Nike.

— Co się mówi? — zapytała ich, stając obok mnie.

— Nie ma sprawy — rzekli chórem i w końcu niektórzy zaczęli się śmiać, w tym stojąca obok mnie kobieta.

Łypnąłem na nią, a ona odwróciła wzrok udając, że coś ją zaciekawiło.

— Ty mała cholero — powiedziałem i zarzuciłem ją sobie na ramię, idąc w stronę wyjścia.

— Dacie sobie radę?! — zawołała, kiedy niosłem ją przez przejście.

— Tak jest! — usłyszałem, po czym nastały śmiechy i bez wątpienia zakłady, które z nas pierwsze wyjdzie z sypialni.

— Założę się, że obstawiają, jak długo nas nie będzie — usłyszałem.

— Ja bym raczej postawił na to, że zakładają się, które będzie w stanie.

— Czy to obietnica? — usłyszałem i moja ręka wylądowała na jej tyłku.

— Ej!

— Za dużo mówisz — powiedziałem.

— A ty nie słuchasz. Mówiłam ci, że masz nie zaglądać do tej sali.

Wszedłem do naszej sypialni i rzuciłem ją na łóżko.

— Gdybyś powiedziała to wczoraj, posłuchałbym, ale to trwało ponad tydzień…

Zamilkłem. Cholera jasna — organizowała to przez tydzień, a ja niemal to wszystko zniszczyłem.

— Przepraszam — powiedziałem ponownie, tym razem naprawdę szczerze.

Patrzyła na mnie chwilkę podparta na łokciach. W końcu przechyliła głowę.

— Chodź tu.

Podszedłem parę kroków.

— Bliżej.

Stanąłem koło łóżka.

— Bliżej — i wyciągnęła do mnie rękę.

Splotłem nasze dłonie i usiadłem na jej udach, oplatając ją własnymi.

— Nie sądziłeś, że może chodzić o coś takiego, prawda?

Pokręciłem głową.

— Pięćset siedem lat — rzekła, a ja uniosłem wzrok. — Łał.

Uśmiechała się seksownie jednym kącikiem ust, z czego dobrze wiedziałem nie zdawała sobie sprawy.

Myślała, że to jej normalny uśmiech, jednak nie miała pojęcia, jak bardzo on na mnie działał.

I jak wiele mi o niej mówił.

— Już nie jesteś zła? — zapytałem, opierając się ramionami po jej bokach.

— Hm… — udawała, że sie zastanawia. — Nie wiem.

— To może sprawię, że się dowiesz — zaproponowałem i delikatnie ją pocałowałem. — I jak?

— Nie wiem.

Pocałowałem ją trochę dłużej.

— Chyba musisz się bardziej postarać — usłyszałem i uśmiechnąłem się, całując ją z rozkoszą.

Jej język wychodził mi naprzeciw, a każde jego muśnięcie podnosiło mnie ku niej, aż zacząłem ocierać się o nią całym ciałem tak, jakbym już był w niej.

— Chyba zaczynam czuć trochę przekonania — szepnęła w pewnej chwili, a ja zdarłem z niej bluzkę. — Lubiłam ją — szepnęła, a ja chwyciłem za stanik. — Tylko nie…

Stanik poleciał w stronę bluzki.

— Ty bestio — zajęczała, gdy przyssałem sie do jej cudownych piersi. — To już trzecia para.

Zsunąłem się niżej, smakując jej gorące ciało, lecz nagle złapał mnie za włosy.

— Tylko nie spodnie — wręcz zabłagała.

Spojrzałem na nią z uśmiechem.

— Zwierzak — rzekła dysząc.

Nigdy nie sądziłem, że słysząc to określenie kiedykolwiek poczuję akceptację.

Lecz kiedy ona to mówiła…

— Mów tak dalej — poprosiłem i łaskawie rozpiąłem spodnie rękoma, zsuwając je z niej.

— Zwierzak, bestia… kawał mięcha — rozerwałem jej majtki. — Ej!

— To określenie mi się nie podoba. Masz za nie karę.

— Jezus Maria — padła na poduszkę, zasłoniła oczy i wręcz ryknęła ze złości. — Znowu!

— I tak nosisz tylko komplety — rzekłem, a ona błyskawicznie na mnie spojrzała.

Zawisłem nad nią z wrednym i pełnym politowania uśmiechem.

— Naprawdę sądziłaś, że nie zauważyłem, że każdego dnia nosisz idealnie dopasowaną do siebie bieliznę? Proszę cię.

— Kobieta musi się dobrze czuć — rzekła tylko, a ja w nią wszedłem jednym pchnięciem.

Ruszałem się wolno, lecz równo, patrząc na przyjemność na jej twarzy.

— Lepiej się czujesz nosząc taką bieliznę, czy kiedy jestem w tobie?

— To… kwestia dyskusyjna.

— Taak? — i zacząłem sie z niej wysuwać.

Od razu oplotła mnie nogami ze słowami:

— Jak wyjdziesz, to już nie wrócisz.

— Serio? — zapytałem, stykając nasze nosy. — A ja sądzę — pchnąłem mocno, aż wplotła dłoń w moje włosy, zaciskając w nich pięści — że za bardzo byś za mną tęskniła.

— Bardziej za twoim kolegą — odparła, a ja przestałem się ruszać.

— Tate!

Stłumiłem śmiech, lecz nie szeroki, zadowolony uśmiech.

— Skoro tak mówisz — i nagle przeturlałem nas, aż znalazła się zaskoczona na mnie. — Z chęcią zobaczę, jak zadowalasz mojego „kolegę”.

— Zboczeniec.

Spojrzała pod nas. Po chwili zabrała ze mnie dłonie i zaczęła się poruszać, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Cholera jasna, ale ona była gorąca.

Nagle objęła swoje piersi i zapytała:

— Jak twój kolega?

— Spoko — miałem ochotę wyłożyć język i dyszeć.

— Chciałbyś… — zaczęła nagle — może dołączyć się do niego?

Moje ręce jakby same uniosły się, by złapać za jej cudowne biodra.

— Nie sądziłem, że lubisz trójkąty.

— W takim zestawieniu — i nachyliła się do mojej twarzy z uśmiechem, jaki dopiero od niedawna pojawiał się na jej ustach — żadna kobieta by się nie oparła — wyszeptała erotycznie i posiadła moje usta, zaciskając dłonie w moich włosach.

Moje ręce przesunęły się, mocno obejmując pośladki.

— Och tak! — odchyliła się do tyłu, a ja jak jej cień ruszyłem za nią, przyciskając ją do siebie mocno, biorąc jej gorące, mokre, ciasne ciało tak, jak nigdy wcześniej, nigdy przed nią żadnej kobiety.

— Kocham cię! — usłyszałem i na dźwięk tych słów chyba po raz setny doszedłem, zalewając ją swoim nasieniem.

Kiedy doszła zaraz po mnie ciągle siedziałem, zanurzony w niej, czekając, aż jej cudowne ciało się rozluźni.

W końcu opadła na mnie i stała się tym, co sprawiło, że nie tylko ja, lecz wszyscy naokoło tak ją kochaliśmy.

Jej ręce objęły mnie mocno, ciało wtuliło się w moje z prawdziwym uczuciem, które poruszało serca wszystkich dookoła. Wiedziałem jednak, że największą część tego serca…

Zajmuję właśnie Ja.

A kiedy zmęczona zaczęła całować mnie delikatnie po szyi i ramieniu, objąłem ją z równie mocnym uczuciem, gdyż to ona była moim sercem.

— Kocham cię — powiedziałem i usłyszałem ciepłe i pełne miłości:

— Wiem.

Oboje zachichotaliśmy cicho.

Westchnęła szczęśliwie i wcisnęła twarz w moja szyję.

— Trochę szkoda, że sie wydało.

Wplotłem dłoń w jej włosy.

— Bardzo zepsułem ci plan?

Tylko ona wiedziała, jak bardzo tak naprawdę czułem sie szczęśliwy z tego, co zrobiła.

— Trochę — przyznała. — Będę musiała inaczej to wymyślić.

— Mogę udawać, że będę zaskoczony.

Prychnęła od razu śmiechem i spojrzała na mnie jaśniejącymi oczami.

— Wybacz przystojniaku, ale udawać, to ty nie za bardzo potrafisz.

— Obraziłaś mnie teraz — rzekłem, a ona z uśmiechem pogłaskała mnie po policzku.

— Zbyt dobrze wiesz, że mam rację. Dlatego twój obecny „foch”, nie wygląda wcale jak „foch”.

Skrzywiłem się, a ona zachichotała.

— To co? Wracamy do nich?

Mój wzrok powędrował po jej nagim ciele i mnie samym, ciągle zanurzonym w jej słodkiej cipce.

— Mam lepsze rzeczy do roboty — oznajmiłem i rzuciłem ją roześmianą na łóżko, całując ze szczęściem, jakiego nigdy nie wierzyłem, że odnajdę. I dobrze wiedziałem…

Że ona także.

Rozdział 2

Nike

Dekorowałam salę wraz z innymi z uśmiecham na ustach. Nie tylko dlatego, że spędziłam boski czas w ramionach najbardziej seksownego faceta we wszechświecie, lecz również dlatego, że wszyscy na stacji sromotnie sie zawiedli.

Nikt nie wygrał zakładu, bo Tate i ja razem wyszliśmy za próg, chichocząc na miny tych zmiennych, których „ustawiono” niby przypadkiem niedaleko naszych kwater, by poznać wynik.

— Zrobiliście to specjalnie, prawda? — usłyszałam i powiedziałam:

— Tja, chcieliśmy trochę utrzeć wam nosa.

Zerknęłam uśmiechnięta na Beth, która wyglądała, jakby miała ochotę mruczeć z niezadowolenia.

— Od kiedy wiecie?

— Od trzech tygodni.

— Co?!

Krzyk dobył się z ust wszystkich w sali, a ja po prostu wybuchłam śmiechem.

— Witaj dziecko. Jak przygotowania? — usłyszałam i obróciłam się z uśmiechem do kapłana Riska.

— Bardzo dobrze, tyle, że nasz solenizant musiał oczywiście się wszystkiego dowiedzieć.

— Cały Tate — rzekł i ruszył obok mnie w stronę części zbrojnej stacji. — Widzę, że odnalazłaś się u nas. Cieszę się.

Spojrzałam na niego — był troszkę niższy niż ja.

— Trudno byłoby tego nie zrobić — wyznałam. — Nigdy nie czułam się akceptowana, a tutaj wszyscy przyjęli mnie jak swoją. W pewien sposób nadal myślę, że jest to spowodowane tym, że jestem Luną — wyznałam. — Jednak… ostatnie tygodnie pokazały mi, że wcale nie jestem tak bezwartościowa, jak zawsze myślałam.

— Chodź ze mną na moment — poprosił i poszłam za nim.

Zaprowadził mnie do rzadziej uczęszczanej części skrzydła.

— Nigdy tu nie byłam — wyznałam.

— Jeśli boisz się być tu ze mną sama, możesz wezwać kogoś.

Stanęłam i zmierzyłam go wzrokiem.

— Wiem, że ma pan i reszta kapłanów swoje za uszami — wyznałam. — Ale w panu… jest coś takiego, co każe mi zaufać.

— Mówisz jak zmienna — powiedział, lecz uśmiechnął się. — Cieszę się, że tak myślisz.

Położył dłoń na ścianie.

Zobaczyłam, jak od miejsca dotyku rozchodzą się jakiejś szlaczki, które po chwili zajęły całą ścianę.

I ujrzałam drzwi, które po chwili się otworzyły.

— Chcę ci coś pokazać — powiedział. — Jednak to musi zostać między nami.

— Nie mogę ukrywać niczego przed Tate’em.

Znów się uśmiechnął.

— Nie powiedziałem, że nie możesz mu powiedzieć.

Zmarszczyłam brwi.

— Ale…

— Ty i Tate jesteście razem. Jesteście w oczach wszystkich zmiennych jednością.

Przełknęłam ślinę.

— I w naszych oczach także — dodał.

Ruszył w przejście. Chwilę się wahałam, lecz po chwili weszłam do środka.

Wszystko było oświetlone pochodniami — trochę mi to przypominało…

— To wygląda jak przejście do jakiegoś grobowca — wyznałam.

— To nie jest grobowiec — wyznał. — Lecz miejsce spoczynku.

— Aha… ale czy to nie jest to samo?

Zatrzymał się, a gdy do niego podeszłam ujrzałam wielkie pomieszczenie, wyglądające jak…

— Jaskinia? — zapytałam i obejrzałam sie do tyłu. — Przejście jak w egipskiej piramidzie, a na końcu wielgachna jaskinia? — zapytałam. — Coś tu jest nie tak.

— Moja droga, skąd te skojarzenia?

Wzruszyłam ramionami.

— Z filmów.

Stłumił śmiech.

— Twój partner ma rację, zachowujesz w głowie informacje, które dla wielu byłyby mało znaczące.

Wyciągnął rękę i ujrzałam na niej płomyk. Zerknął na mnie.

— Nie wydajesz sie zdziwiona.

— Podejrzewałam, że nie jesteście zwyczajni — wyznałam. — Zresztą — dotknęłam swojej szyi — moje starcie z jednym z was nie było przyjemne.

— Sert był młody i głupi — rzekł. — Wykorzystanie mocy w ten sposób od razu skreśliło go w naszych oczach. To, że Tate go zabił, było jak ułaskawienie.

Patrzył na mnie chwilę.

— Akceptujesz to — powiedział. — Co więcej, wiem, że uczysz się strzelać. Nie boisz się?

Zapatrzyłam się w grotę.

— Śmierć jest częścią — powiedziałam w końcu. — Czeka każdego.

— Lecz twój partner za dwa dni kończy pięćset siedem lat.

Milczałam.

— Tego się jednak boisz — powiedział.

Spuściłam wzrok.

— Nie rozmawiałam o tym z Tate’em — wyznałam. — Lecz ma pan rację. Boję się. Boję się, że jako człowiek nie przeżyję nawet do setki.

— Dlatego uczysz się strzelać — powiedział. — Chcesz mieć pewność, by przeżyć z nim jak najdłużej.

Kiwnęłam głową.

Znów spojrzał w wejście do groty i wysłał płomyk w jego czeluść, rozświetlając wszystko dookoła.

— Mój Boże — westchnęłam.

Cała jaskinia wyglądała jak wyłożona złotem, a na tym złocie namalowane były przeróżne znaki i napisy, jak podejrzewałam wszelkiego rodzaju dialektów, zarówno tych z Ziemi jak i innych planet.

— Zabrałabyś coś stąd? — zapytał, wchodząc do środka.

— Cholera, pewnie — rzekłam z rozdziawionymi ustami. — Ale to piękne.

Poszłam za nim i po chwili usłyszałam:

— Co byś z tym zrobiła?

Zamyśliłam się.

— W sumie… to nie wiem — przystanął. — Na pewno bym sobie gdzieś cos powiesiła albo…

— Nie sprzedałabyś tego?

— Nie — rzekłam od razu. — Jakbym miała wziąć to dla siebie. Ale to ładne — pogłaskałam wizerunek zająca na jednej ze złotych płytek.

— A nie przetopiłabyś tego?

Rozdziawiłam usta.

— Żartuje pan? Miałabym zniszczyć takie piękne rzeczy?

— A nie wolałabyś mieć z nich naszyjnika albo…

— Nie. Nie wiem czy pan zauważył, ale nie noszę złota. Jest ładne, ale nie pasuje do mnie. Moja matka je uwielbiała, zawsze się nim obwieszała jak choinka.

— Dlatego go nie lubisz?

— Nie lubię go „nosić” — zaznaczyłam. — Wolę srebro.

— … naprawdę… jesteś zadziwiająca — rzekł, a ja zamrugałam. — Podejdź do mnie i spójrz tutaj.

Podeszłam i spojrzałam tam gdzie pokazywał.

— Wygląda… jak jakaś historia obrazkowa — wyznałam.

Śledziłam obrazki wzrokiem, próbując doszukać się w nich czegoś.

Dopiero po chwili zajarzyłam, co widzę.

— Czy to jest…

— Tak. To wilk.

Przyjrzałam się postaci. Czerwony wilk wyjący do księżyca, którego otaczają opary czarnej, gęstej mgły.

Przed oczami stanął mi gwałtownie mój sen.

— Ach! — złapałam się za głowę i padłam na kolana.

Bolało.

— Co widzisz? — usłyszałam.

Lecz nie odpowiedziałam, gdyż straciłam przytomność.

Kiedy się ocknęłam odkryłam, że siedzą wokół mnie wszyscy zmienni, z którymi najbardziej się zaprzyjaźniłam.

— Dobrze się Lady czujesz? — zapytała Finn.

— Głowa mnie boli — wyznałam.

— Już ci pomogę skarbie — powiedziała Sarana.

Była jednym z medyków wśród zmiennych i to ona zajęła się mną tego pierwszego razu, kiedy miałam uraz biodra.

— Tylko nie igła — zajęczałam.

— Wiem, wiem — i zaczęła smarować mi czoło jakąś maścią.

Aż zajęczałam z ulgi.

— Czy ona tu umiera? — usłyszałam i zobaczyłam Beth, która dopadła mnie szybko, tuląc mocno. — Ale wszystkich wystraszyłaś.

— Gdzie Tate?

Milczeli, uniosła sie wolno do siadu.

— Gdzie Tate? — wycedziłam.

— Zdaje się… że naskakuje teraz na Riska — odważył sie w końcu Finn.

Zamknęłam oczy.

— Zabierz mnie tam.

Bez słowa uniósł mnie na ręce i pognał do pokoju kapłanów.

Rozdział 3

Tate

Podaj jeden powód dla którego mam nie oderwać ci karku?

— Nie mam go.

Złapałem go za szaty i przycisnąłem do ściany.

— Dlaczego? Dlaczego naraziłeś ją…

— Musiałem Tate — wyznał. — Ona musiała to zobaczyć.

— Co zobaczyć?

— Ty byś tego nie dostrzegł — powiedział od razu. — Ale ona to pojmie.

— O czym ty…

— Tate! Co ty wyprawiasz?!

Warknąłem i puściłam Riska, który spokojnie poprawił szatę i spojrzał na Nike.

— Dobrze się czujesz kochanie?

„Kochanie”?

— Tak — odparła spokojnie i znów na mnie nakrzyczała: — Masz zbyt duży popęd na to, by wszystkich przyciskać do ściany — zganiła mnie. — Pan Risk nic nie zrobił.

Spojrzałam na nią i mój wzrok powędrował do Finna, który trzymał ją na rękach.

Chłopak był mądry i zapatrzony w nią jak w matkę (choć nie wiem, czy to, że uważa ją za seksowną tego nie neguje, ale dobra). Przełknął ślinę i podszedł do nas.

— Finn, co ty… — zaczęła, lecz on spojrzał na nią i powiedział:

— Przepraszam, ale to Tate, powinien cię trzymać.

Zakręciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi, kiedy zabierałem ją od niego.

— Kazałabym wam obu spadać, ale nie mam siły — warknęła.

— Czyli, że nie jest okej — powiedziałem.

— Nic mi nie jest — powiedziała. — Trochę bolała mnie głowa, ale przestała.

— Sarana się tobą zajęła?

— Tak — rzekła.

— Naprawdę przyjemnie się na was patrzy — odezwał się Risk.

Zmierzyłem go wzrokiem, jednak słowa Nike mnie zaskoczyły:

— O co tu chodziło?

Spojrzałem na nią.

— Twoja odpowiedź znajduje się w tamtej chwili — wyznał. — Kiedy ją rozwiążesz, wszystko stanie się jasne.

— A jeśli nie? — w jej oczach było tyle bólu…

Przytuliłem ją mocniej.

— Uwierz w siebie — poprosił, a Nike przytuliła mnie mocno.

Po raz pierwszy od tygodni czułem w jej uścisku tak wiele bólu.

Rozdział 4

Nike

Tate, naprawdę jest okej — powiedziałam wieczorem, leżąc w łóżku opatulona kołdrą, podczas gdy Tate łaził po całym pomieszczeniu łapiąc na mnie jak wielki, zły wilk.

Westchnęłam.

— Nie wciskaj mi kitu — powiedział w końcu. — Od tygodni nie czułem do ciebie tyle smutku.

Czasami zapominałam, że ten piękny, cudowny facet, ma tak bardzo wyczulone zmysły.

— Tak, jestem smutna — wyznałam. Nie było co tego negować. — Jednak to ani przez ciebie, ani przez Riska… To ze mną jest problem.

— Jaki znowu problem? — warknął.

Zakręciłam oczami.

— Czasem brzmisz tak słodko i tak romantycznie… normalnie słodziak z ciebie.

— Teraz tym bardziej wiem, że coś jest nie tak — powiedział. — Twój sarkazm włącza się zawsze, gdy chcesz się bronić.

— Poważnie?

— Nike!

Mimo, że mnie zganił zadrżałam. Nie kontrolowałam swojego ciała, gdy wymawiał moje imię.

— Bujaj się — powiedziałam i obróciłam sie do niego tyłem.

— Czego mi nie mówisz? — wyszeptał w końcu i wyczułam w jego głosie ból.

Zakryłam oczy, jednak on i tak wyczuł po chwili moje łzy.

— Nike… — usiadł na łóżko i uniósł mnie by przytulić do siebie mocno. — Nike, co się dzieje?

Przez chwilę, milczała, zalewając mu koszulkę łzami.

W końcu jednak poruszyłam temat, którego tak bardzo się bałam.

Kiedy powiedziałam mu wszystko, kiedy wyraziłam cały swój strach, on objął mnie mocno i zaczął głaskać, próbując uspokoić.

— Także o tym myślałem — wyznał w końcu cicho. — Jednak nie boje się tak jak ty.

Spojrzałam na niego.

— Jesteś moja — powiedział. — I zrobię wszystko byś była ze mną do końca świata. Znajdziemy sposób… na pewno znajdziemy. Będziemy ze sobą żyć tak długo, że będziesz mnie miała dość.

Objęłam go mocno.

— Obiecujesz? — wychlipałam.

— Tak — powiedział. — Zrobię wszystko, Nike. I nie zawiodę cię. Jest to obietnica dana ci przez Alfę, dla Alfy.

Dobrze wiedziałam, co znaczy.

Poruszy cały świat, by spełnić przyrzeczenie, jednocześnie obiecując, że jeśli go nie spełni, podzieli mój los.

Jeśli ja umrę… On uczyni to samo.

Kiedy śmierć walczy ze śmiercią

Rozdział 1

Nike

Nie miałam pojęcia, jak to się stało. Jednak sytuacja nie była dla mnie komfortowa, co więcej…

— Jak tam Luno? Ocknęłaś się w końcu?

Szarpnięto moją głowę do góry i ujrzałam ciemne, niemal czarne oczy.

— Łzy? — przyjrzał się moim oczom z wrednym uśmiechem. — I tyle gniewu. Chyba nie panujesz nad sobą zbyt dobrze.

— Gdzie moi… — spoliczkował mnie i padłam jak długa na podłogę.

Nigdy nikt mnie nie uderzył, a szczególnie tak mocno prosto w twarz.

— Nie jesteś w sytuacji, by o cokolwiek pytać — oznajmił. — Twoje bydło cię nie znajdzie, a ty nim nadejdzie zmrok oddasz mi swoje moce.

Wyszedł a pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Wybuchłam płaczem, modląc się, by mój szloch nie przedostał się przez drzwi.

Dlaczego do tego doszło? Jak?

Szykowałam ze wszystkimi salę na rodziny Tate’a. Dosłownie dzień przed tym rozmawiałam z nim o jego długowieczności i moim krótkim życiu śmiertelnika.

Kiedy wyszłam od nich poszukać jakichś dodatków z sieci, nagle nastał wybuch, który walnął mną o ścianę.

Pamiętałam krzyki, pamiętałam, jak jakieś osoby wpadły do środka przez dziurę i moich ludzi, walczących z nimi.

Nikt sie nie spodziewał, że ktokolwiek zaatakuje nas bezpośrednio w naszym domu.

A jednak. Kiedy zjawił się ten facet wszyscy jakby odbijali się od niego –zgarnął mnie na ręce i zabrał jak gdyby nigdy nic.

Ostatnim co słyszałam to krzyk Tate’a i straciłam przytomność.

Teraz ją odzyskałam, ale co z tego?

Obolała usiadłam, ciężko opierając się o ścianę. Kiedy wytarłam usta ręką była cała we krwi.

Byłam przerażona, ale jeszcze bardziej bałam się, czy wszyscy są cali.

Nagle drzwi znów się otworzyły.

Ostatkiem sił wstałam, opierając o ścianę za sobą.

— Widać nie jesteś takim słabeuszem, na jakiego wyglądasz — usłyszałam i drzwi zamknęły się. Delikatne światło opływało stojącego przede mną mężczyznę.

— Kim jesteś? — zapytałam. — Czego wy…

Zaskoczona ujrzałam jak przytyka palec do ust.

Podszedł do mnie — oparł sie tak, jakby chciał nade mną górować i pokazać mi swoją siłę, lecz wyraz jego oczu…

Słyszałam, jak mówi ustami groźby pod moim adresem, lecz w głowie słyszałam coś całkiem innego.

— Twoi ludzie podążają za nami. Pomogę ci, jednak chcę byś dała mi słowo, że zabierzesz mnie i kilkoro moich od niego.

Nie wiem, skąd wiedziałam, jak to zrobić, lecz błagając ustami o litość, przekazałam mu w głowie własne słowa:

— Dlaczego chcecie mi pomóc?

— Bo chcemy odzyskać wolność. Jeśli zostaniemy z nim dłużej, zginiemy tak samo jak ty.

Przyjrzałam mu się.

— Jesteś taki jak ja. Jak on.

— Ale nie jestem z nim z własnej woli.

Gwałtownie wbił rękę w ścianę obok mnie, grożąc:

— Jeśli kwikniesz choć raz, będziesz żałować, że mój Pan nie zabił cię od razu.

Po czym wyszedł, a ja osunęłam się na podłogę.

Udając choć nie do końca całkowite załamanie, skuliłam sie w kłębek chowając twarz i oczy.

Jednak modliłam się w środku, by zdążyli.

Wiedziałam, że nie mam wiele czasu.

Rozdział 2

Tate

Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę czuł tak wielkie przerażenie.

Tymczasem teraz ledwo nad nim panowałem.

— Tate — zganiła mnie w pewnej chwili Beth, która zamiast mnie koordynowała ludzi w statku. — Jeśli się nie ogarniesz ludzie zaczną panikować. Wszyscy ją kochamy, zrobimy wszystko by ją odzyskać.

Spojrzałem po otaczających mnie ludziach, wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową.

— Wiem. Dziękuję wam.

Wrócili do swoich zajęć, kiedy nagle usłyszałem słowa Astrena:

— Tate, mam sygnał.

— Co takiego? — podszedłem do monitora.

Ktoś chciał się z nami skontaktować.

Ujrzałem faceta, jednak nie tego, który zabrał Nike.

— Mam tylko chwilę — powiedział patrząc na nas, lecz nie poruszając ustami.

Wyglądał, jakby po prostu zaglądał przez okno.

— Nikt nie wie, że z wami rozmawiam. Widziałem się z waszą panią — jest w kiepskim stanie psychicznym, ale jeszcze daje radę. Musicie się pospieszyć. Dahak zabrał ją, by odebrać jej moce — jeśli to zrobi, stanie się jeszcze silniejszy.

— Gdzie jesteście? — zapytałem.

— Zbliżamy się do Kallisto.

Obraz znikł.

— To podejrzane — powiedział od razu Astren, lecz ja miałem przed sobą wyraz oczu mężczyzny.

Cierpienie ukryte za obojętnością.

— Bierzemy kurs na Jowisza — rzekłem tylko.

Kallisto było jednym z jego księżyców. Ludzkość Ziemi nie miała pojęcia, że życie może powstać wszędzie — nawet tam, gdzie sądzili, że jest to niemożliwe.

— Tate, sprawdziłam tego Dahaka. Nie mam dobrych wieści.

Spojrzałem na nią — jej wzrok był pełen napięcia.

— To imię Boga. Ma kilka innych nazw, lecz wszystkie prowadzą do jednego. Znaczy „Zły Duch” lub „Duch Zniszczenia”. Jest perskim odpowiednikiem Szatana.