Sekret Krainy Leża - Dragona Rock - ebook

Sekret Krainy Leża ebook

Dragona Rock

5,0

  • Wydawca: Ridero
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2022
Opis

Relacja Tanosa i Rizy pogłębia się, choć na ich drodze zostają postawione kolejne próby. Jak skończy się spotkanie z pewnym Długowiecznym i czym tak naprawdę jest największy sekret Leża?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 102

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (7 ocen)
7
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Dragona Rock

Sekret Krainy Leża

Leże Tom 2

Zdjęcie na okładceИгорь Левченко - Pixabay

Projektant okładkiKarolina "Drago" Janik

© Dragona Rock, 2022

© Karolina "Drago" Janik, projekt okładki, 2022

Relacja Tanosa i Rizy pogłębia się, choć na ich drodze zostają postawione kolejne próby. Jak skończy się spotkanie z pewnym Długowiecznym i czym tak naprawdę jest największy sekret Leża?

ISBN 978-83-8273-473-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dziwne zachowanie Tanosa

Prolog

Riza

Szłam w ciszy wzdłuż Królewskiego dziedzińca, patrząc, jak na mój widok ludzie kłaniają się zarówno z respektu, co z trwogi.

Minęło kilka tygodni od czasu, gdy umarłam i odrodziłam się na nowo, zyskując niebotycznie silny, magiczny dar, który na dodatek znałam jak własną kieszeń. Co interesujące, to nie z jego powodu stałam się dla ludzi kimś, kogo traktuje się zarówno z szacunkiem, co strachem.

Kiedy zmartwychwstałam, ocknęłam się bez swoich ograniczeń — bez uczuć, które blokowały moje autentyczne „ja” przed wyjściem na wierzch. Stało się tak za sprawą tego, iż — jeszcze zanim zginęłam — odbyłam bardzo poważną rozmowę z samą sobą, opieprzając siebie z góry na dół.

Efektem tego było to, iż odrodziłam się — w końcu — z pełnią swojego charakteru, który jednak, od czasu do czasu, owocował niezłym przewrotem mojej osobowości, w którym stawałam się po prostu szalona.

I przez to cholernie przerażająca.

To, co zrobiłam z dawną koleżanką z klasy… to, co czułam po jej zdradzie… Cóż, okazało się bardzo silne i, gdyby nie fakt, że mnie powstrzymano, jak nic byłaby teraz martwa — a tak nadal czekała w Królewskim więzieniu na mój wyrok, pewnie z każdym dniem lejąc coraz bardziej ze strachu.

Swoją drogą, właśnie w czasie atakowania jej, po raz ostatni pojawiła się moja szalona strona, przejmując kontrolę… i niemal zaprzepaszczając przez to moją duszę.

Przed jej utratą uratowała mnie Królowa Leża i jej wręcz siostrzana miłość do mnie — kiedy się dowiedziałam, jak bardzo była zrozpaczona po mojej śmierci i że robiła wszystko, by znaleźć moje ciało, ja również zrozumiałam, jakim uczuciem ją darzę.

Dla mnie również była ważna — dla mnie również była Siostrą.

Choć pochodziłyśmy — dosłownie — z dwóch różnych światów.

Jednak… nie tylko siostrzana miłość Leny mnie uratowała. Przede wszystkim uczynił to mężczyzna, który — prawie tysiąc lat temu — panował w Leżu, będąc Królem Demonicznej rasy.

Tanos Aertam… dawny Król Demonów.

Przyznaję, że ten mężczyzna nie zachowuje się jak Król… i choć wydawał się normalny — no, względnie — to jednak te tysiąc lat życia w ciemności odbiło nad nim swoje piętno.

Kiedy go odnalazłam — w pieczarze, w podziemiach Leża — był całkowicie inny. Chudy, wymizerowany… przypominał biednego starca, który stracił wszelką nadzieję.

Uwolniłam go, a — kiedy obudziłam się następnego dnia — odkryłam, że jego ciało, dotąd nie mogące czerpać magii z powodu jej zablokowania przez otaczające go więzienie, wróciło do normy, tym samym „oddając” mu jego autentyczny wygląd.

Wtedy okazało się, że to wcale nie starzec — właściwie wyglądał wiekiem na niewiele starszego ode mnie, na dodatek z ciałem i gębą, której zazdrościliby mu aniołowie.

No — poza tymi czerwonymi oczami demona.

Wracając jednak do rzeczy, Tanos powstrzymał mnie przez zabiciem jej. Jednak nie dlatego, że to, co chciałam zrobić, było złe.

Tylko z powodu faktu, że nie mógł patrzeć na to, jak zapamiętuję się w szaleństwie, utraciwszy w nim samą siebie.

Od tamtego wydarzenia minął prawie miesiąc i choć wszyscy przyzwyczaili się — powiedzmy — do mojej przemiany i obecności Tanosa w zamku rasy Ludzi, tak osobiście miałam coraz większe wrażenie, że z Tanosem coś się dzieje.

To było trochę tak… jakby stawał się coraz bardziej zagubiony, coraz bardziej wycofany…

Myślałam, że — z biegiem czasu — przyzwyczai się do życia tutaj, w tych czasach, że mi powie, jeśli będzie potrzebował jakiejś pomocy czy wsparcia… ale nic nie mówił, stając w moich oczach coraz dziwniejszy.

I to dużo bardziej dziwny niż dnia, gdy go poznałam.

Dlatego uznałam, że nadszedł czas z kimś poważnie pogadać.

Rozdział 1

Tanos

Za wolno — oświadczyłem, powalając kolejnego rycerza na kolana, po czym wycelowałem w jego twarz ostrzem miecza. — Z takim nastawieniem w życiu nie obronisz się przed demonem. A już na pewno nie tak silnym, jak ja.

Pokiwał spocony głową, a ja uniosłem miecz, opierając go o swoje ramię.

— Ktoś jeszcze? — zapytałem, lecz pozostali rycerze i Wezwani milczeli.

Aż nagle dobiegł mnie znajomy głos, aż nie mogłem ukryć uśmiechu.

— To może ja? — i spomiędzy ludzi wyszła uśmiechnięta Riza.

Spojrzałem na nią rozbawiony, widząc, że od razu kieruje się do stołu z bronią.

— Mówiłaś, że walka mieczem przekracza twoje możliwości.

Spojrzała na mnie, wzdymając policzki.

Była przeurocza.

— Może i tak — przyznała. — Jednak chciałabym nauczyć się czymś walczyć — czymkolwiek! — aż wyrzuciła ręce w górę. — Czasem magia nic nie zdziała — potrzebuję coś o fizycznej sile.

— Mądry punkt widzenia — zauważyłem z pochwałą i poszedłem do niej, jak zwykle słysząc, jak ludzie szepczą, kiedy oboje jesteśmy w tym samym miejscu.

Wpierw było to zabawne… lecz z biegiem czasu zaczęło mnie denerwować.

To prawda — byłem kim byłem. Jednak nie rozumiałem, dlaczego tym ludziom — nawet po tak długim czasie — nie zbrzydło zdumienie na temat tego, jak bardzo Riza się zmieniła i jak trudno im uwierzyć w to, że mnie zaprzysiężyła.

I to, że — jako jedyna — nie czuje wobec mnie nawet uncji strachu.

Kiedy stanąłem obok niej powiedziała:

— Nie wiem czemu… ale jakoś nie widzę siebie z mieczem — wyjawiła, unosząc jeden do góry. — Zawsze jak pisałam… — rzekła nagle zamyślona. — Dawałam swoim bohaterkom łuk, sztylety, albo taki specjalny kij…

— Kij? — zapytałem, na co pokiwała głową.

— Zawsze… widziałam w głowie biały kij, który z pozoru wyglądał jak taki zwykły, wypolerowany, o mniej więcej takiej grubości — pokazała mi to, robiąc palcami kółko. — Jednak był taki tylko z pozoru, ponieważ w czasie walki jego końce zmieniały się w ostrza.

Zamrugałem… i aż wyprostowałem się, mając w głowie znajomy obraz.

Rzekłem jednak:

— Chciałabyś nauczyć się takim walczyć?

Spojrzała na mnie z wręcz święcącymi oczami i nie mogłem pohamować chichotu.

— A więc… — wziąłem do ręki jeden z kijów do ćwiczeń i podałem jej, samemu biorąc drugi. — …jeśli chcesz, to cię nauczę.

Wzięła kij, spojrzała na niego, po czym rzekła:

— A jak zrobię z siebie kretynkę?

— Masz go w ręku pierwszy raz — przypomniałem, patrząc na pozostałych, którzy cały czas nas słuchali. — Niektórzy robią z siebie kretynów mając miecz w ręku od maleńkości.

Nastały burkliwe odpowiedzi, próby obrony, lecz wtedy zauważyłem, że mi się przygląda i zapytałem:

— Co się stało skarbie? — ona jednak westchnęła cicho i pokręciła głową.

— Potem — i stanęła na środku placu, bawiąc kijem, aż zauważyłem, że popróbuje nim obracać wpierw jedną ręką, potem obiema… i w sumie nie było to aż tak niezdarne.

Cóż… co do jednego miała rację: magia nie zawsze była rozwiązaniem. A skoro chciała się nauczyć walczyć… to zostanę jej nauczycielem.

Nie mogłem jednak skryć uśmiechu.

Oj tak… będę je nauczycielem.

I to nie tylko walki.

Rozdział 2

Riza

Dość — wydyszałam w końcu, opierając ciężko na kiju. — Zaraz umrę. A nie chcę więcej.

Tanos przechylił głowę, po czym wyznał:

— Nie było tak tragicznie, jak myślałem.

— Wylądowałam na tyłku chyba z pięćdziesiąt razy! — przypomniałam, po czym zaczęłam masować pośladek. — Będę miała siniaki.

Uniósł brwi.

— Prawdziwy przeciwnik nie będzie zwracał na to uwagi. Zwyczajnie cię zabije.

Zakręciłam na to oczami.

— To samo uważam. Ech… — westchnęłam w końcu, aż do mnie podszedł.

— Daj, odłożę go na miejsce.

— Um… — zaczęłam, trzymając go mocniej. — Zaraz sama go odniosę.

Znów uniósł brew.

— Co się stało?

— Nic się nie stało.

— Kłamiesz.

Aż się żąchnęłam.

— Ja nie… — lecz urwałam, gdy jednym, szybkim ruchem, zabrał mi kij, a ja nie zdołałam utrzymać się na drżących i słabych jak galareta nogach.

— No to mamy wyjaśnienie — oświadczył, łapiąc mnie nim zaryłam o ziemię.

Paru rycerzy podbiegło do nas, pytając, co się stało.

— Zdaje się, że przeholowała — wyjaśnił Tanos, po czym poczułam, jak mnie lekko przesuwa i nagle wstaje z ziemi, trzymając mnie na rękach.

— Mamy powiadomić medyków? — zapytał jeden z rycerzy, lecz ten pokręcił głową.

— Nie, sam się nią zajmę.

Zasalutowali.

— Tak jest!

Tylko moi dawni znajomi z ziemi gapili się na nas z konfliktem na twarzach.

W końcu Tanos, bez słowa, wyniósł mnie z placu treningowego, a ja milczałam, pozwalając mu na to — nie tylko dlatego, że faktycznie moje nogi by mnie nie utrzymały.

Lecz również dlatego, że przez ten miesiąc się przekonałam, że to niema sensu — ten facet był cholernie uparty. Na dodatek potęgowało się to, kiedy chodziło o mnie.

No i… i tak chciałam z nim pogadać, dlatego uznałam, że może być to równie dobrze teraz.

Tanos zabrał mnie do mojej sypialni w zamku, po czym położył na środku łóżka, aż spojrzałam na niego zdziwiona.

— Co chcesz zrobić?

— …to naprawdę głupie pytanie.

Zakręciłam oczami.

— Cholerny zbok.

Zachichotał… lecz zanim zrobił to, co chciał, powiedziałam:

— Czy wszystko w porządku?

Zatrzymał się w połowie nachylania do mojej twarzy, po czym zamrugał zaskoczony, ukazując mi to swoje piękne, szkarłatne spojrzenie.

Oczy Demona… oczy, jakich żaden człowiek nie mógł mieć.

Oczy pierwszego mężczyzny… który mnie szczerze pragnął.

— Oczywiście, skąd to pytanie? — zapytał w końcu, aż wyznałam:

— Zauważyłam, że im dłużej jesteśmy w zamku… tym częściej zachowujesz się tak, jakbyś był nie na miejscu.

Zamrugał… po czym cofnął się, siadając na skraju łóżka, patrząc na swoje uda.

— …dlaczego tak myślisz? — usłyszałam po chwili ciszy, aż uniosłam się do siadu.

— Ponieważ… od zawsze lubiłam obserwować ludzkie zachowania — wyznałam łagodnie, nagle zauważając, jak zaciska dłonie w pięści. — I mam wrażenie, że z każdym dniem jest coraz gorzej… — urwałam, ponieważ nachylił się, przytykając pieść do czoła.

— …czy to aż tak oczywiste? — zapytał, a ja dobrze przemyślałam odpowiedź.

— Nie sądzę, by inni to zauważyli. Na pewno doszłyby do mnie jakieś plotki.

— …więc dlaczego akurat Ty musiałaś to zauważyć? — zapytał, tym samym potwierdzając moje przypuszczenia. — Myślałem, że dobrze to ukrywam.

— Bo tak jest — wyznałam, lecz ten nagle westchnął, mówiąc:

— Proszę… daj temu spokój. To naprawdę nie powinno zaprzątać ci głowy — poradzę sobie.

Nie wiem czemu… ale zrobiło mi się cholernie przykro.

— Nie chcesz mojej pomocy? — zapytałam, na co wyznał:

— To nie to… po prostu są rzeczy, które muszę sam ogarnąć.

— …

— Riza, zapomnij o tym, okej? — poprosił w końcu, chcąc pogłaskać mnie po głowie, lecz ja wstałam, nie pozwalając mu na to. — Riza?

— …skoro nie jestem ci potrzebna, to wychodzę.

— Co? Ale ja nic…

— Nie? — i spojrzałam na niego zarówno zła, jak i zraniona. — Nie wiem, czego cię uczono tysiąc lat temu o kobietach… jednak w tych czasach mężczyźni i kobiety pomagają sobie nawzajem, a nie wciskają drugiej stronie kit!

— Riza… — zaczął cierpliwym tonem, lecz ja nie miałam zamiaru tego słuchać.

— Wsadź sobie to „Riza” w dupę! Nienawidzę, kiedy używasz wobec mnie tego tonu! Jakbym była kolejnym dzieckiem na twojej liście!

Od razu opadła mu szczęka, lecz ja wyszłam wściekła z pokoju.

— Riza! — nim pojęłam, trzymał mnie za ramię. — Poczekaj. Daj mi coś… — walnęłam go w łapę, aż mnie puścił.

— Mam cię gdzieś — oświadczyłam zła. — Nie chcesz mi nic powiedzieć? W porządku — wsadź sobie w dupę te swoje sekrety. Jednak nigdy więcej nie chcę słyszeć twoich kłamstw.

— Jakich kłamstw? — teraz to on się wkurzył. — Nigdy cię nie okłamałem!

— Nie? A więc ci przypomnę. Kłamiesz od samego początku, od dnia, kiedy powiedziałeś, że jestem dla ciebie ważna.

— Co…? — aż go cofnęło. — O czym ty…

— To, co słyszysz. Gdyby tak było, nie odsuwałbyś mnie od siebie. Gdyby faktycznie ci na mnie zależało, to nie ukrywałbyś przede mną ważnych rzeczy. A to musi być ważne, skoro kręcisz jak popieprzony. Ja mówię ci o wszystkim — wyznałam ci nawet najgorsze rzeczy ze swojego życia — i parsknęłam śmiechem. — I znowu stałam się idiotką. Idiotką, bo znowu zaufałam — i zaczęłam odchodzić. — Jednak ze wszystkich ludzi jakich spotkałam… na tobie przejechałam się najbardziej.

Rozmowa Tanosa z Leną

Rozdział 1

Lena

To, co się działo… było naprawdę dziwnym widokiem — nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich.

— Powiedziałam, że masz trzymać się ode mnie z daleka! — huknęła po raz kolejny Riza na Tanosa, odchodząc od niego, wściekła jak osa.

Ciągnęło się to już od kilku dni. Dotąd, praktycznie nierozłączni, nagle byli tak pokłóceni, że Riza nie umiała wysiedzieć z nim w jednym pomieszczeniu.

Szczerze… to coraz bardziej nie mogłam na to patrzeć. Nie tylko dlatego, że byli pokłóceni.

Nie raz widziałam, jak po takiej „kłótni” Riza odchodzi, po czym — gdy już myśli, że jest sama — zwyczajnie zaczyna płakać. Do tego, nawet największy ślepiec, dostrzegły, że Tanos pragnie się z nią pogodzić, lecz ona mu na to nie pozwala.

Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, co się stało… długo miotałam się wewnętrznie, aż w końcu zauważył to Cedrik, westchnął i rzekł z uśmiechem:

— Dlaczego Milady z nią nie porozmawia i dowie, co się stało?

— …a… — zaczęłam się wiercić. — …czy to nie będzie niegrzeczne?

Zachichotał, po czym pogłaskał mnie po głowie.

— W przyjaźni… działają podobne reguły, co w miłości. Ponieważ wieź między przyjaciółmi, a kochankami, jest równie silna… czasem nawet silniejsza. Jedynie Partnerstwo stawia przyjaciół na drugiej linii… lecz i ta nigdy nie jest mniej istotna.

I tak znalazłam się tutaj, po raz pierwszy wymykając w nocy do pokoju przyjaciółki.

Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do środka.

— Kto tam? — usłyszałam burknięcie i po chwili drzwi otworzyły się, ukazując mi zaspaną Rizę. — Lena? — zapytała zaskoczona, widząc mnie. — Co tutaj robisz tak póź… — urwała, bo zatkałam jej usta, nakazując ciszę i wciągnęłam do jej pokoju.

Przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona… lecz ja usiadłam na jej łóżku, obwieszczając:

— Chcę wiedzieć „dlaczego”.

Zamrugała na to zaskoczona.

— „Dlaczego” co?

— Dlaczego… — odchrząknęłam. — Dlaczego pokłóciłaś się z Tanosem.

— Ach… to — burknęła, patrząc zirytowana w bok. — Naprawdę nie mam ochoty gadać o tym…

— Riza — spuściłam z tonu, po czym rzekłam z głębi serca: — Martwię się o was. Nigdy nie sądziłam, że aż tak się pokłócicie.

— Cóż… ja też nie — przyznała w końcu, po czym podeszła do okna, siadając na parapet. — Jednak nic na to nie poradzę — to jego wybór.

— Co? Proszę, powiedz mi, co się stało.

Milczała przez chwilkę… aż w końcu wszystko mi wyjaśniła.

Jednak po tym… wpierw nie wiedziałam, co jej powiedzieć.

— Jesteś na niego zła… bo nie chciał ci powiedzieć, co go trapi? — zapytałam w końcu, widząc, że patrzy niezadowolona na swoje uda.

— Wiem, jak irracjonalnie to brzmi, kiedy ujmie się to w ten sposób… ale tu chodzi o coś więcej — wyznała. — Tanos… zachowywał się tak, jakbym miała się nie wtrącać. Wiesz: „nie zawracaj sobie nie swoimi problemami tej ślicznej główki”. Jakbym nie miała żadnego znaczenia — wycedziła zła. — Jakby wszystko, co mówił, całe jego dotychczasowe zachowanie, nie miało żadnego znaczenia. Ja mówię mu o wszystkim — nigdy nic przed nim nie ukrywałam… tymczasem, ledwo pojawił się u niego problem, a ten olał mnie, jakby to w ogóle mnie nie dotyczyło.

Zamrugałam, patrząc na nią bez słowa. Jej zachowanie…

— Riza… czy tobie na nim zależy?

— Oczywiście że tak! — rzekła od razu wkurzona. — Gdyby mi nie zależało, kazałabym mu sczeznąć i iść gryźć piach!

— Ale… — zamilkłam, chcąc to inaczej ująć. — …czy nie zauważyłaś… by twój stosunek do niego stał się inny niż do pozostałych mężczyzn?

Od razu prychnęła, mówiąc coś, co mnie zaskoczyło.

— Szczerze? To on jest jedynym facetem, przez którego tak się poczułam.

— Więc ty… — lecz zamilkłam, widząc, jak jej twarz momentalnie zasnuwa smutek.

Spojrzała przez okno, na niebo i rzekła cicho:

— I w tym jest problem. Dotąd… moje relacje z mężczyznami prawie nie istniały. Tanos jest właściwie pierwszym facetem… przez którego poczułam się doceniona. Chciana… — nagle oparła czoło o szybę. — I myślałam, że to będzie trwać.

Wstałam i podeszłam do niej, wyznając:

— Tanosowi na tobie zależy — wszyscy w zamku to widzą. Jego zachowanie wobec ciebie zaskakuje wszystkich.

— …ale co z tego? — szepnęła wtedy i ujrzałam, jak pojedyncza łza stacza się w dół jej policzka. — Nie ważne, jak się zachowuje — fakt pozostaje faktem. Nie potrafi na mnie polegać — co więcej, chyba nawet nie chce tego robić…

— Riza… — szepnęłam, głaszcząc ją po głowie, aż łzy strumieniem pociekły po jej policzkach. — Dlaczego mu nie powiesz, co czujesz? Tak, jak mi teraz?

— Próbowałam mu to powiedzieć — wyznała. — Próbowałam, ale szedł w zaparte. Do tego ten jego ton…

— Ton?

— Czasami z niego wychodzi. Jakby był ojcem, besztającym swoje dzieci. Kiedy go słyszę w stosunku do siebie… czuję się zwyczajnie oszukana — wyjawiła, unosząc głowę, by spojrzeć w gwieździste niebo. — I nie potrafię nie myśleć o tym, że — tak naprawdę — jestem kolejnym dzieckiem na jego liście.

— To nie prawda — szepnęłam, mówiąc to, co sama przecież widziałam na własne oczy: — On żadnej kobiety nie traktuje tak, jak ciebie. Nie mam wątpliwości, że jesteś dla niego bardzo ważna… — urwałam, widząc pełen bólu uśmiech.

— Ważna… może być też i córka. Ważny może być każdy, a przecież to ja uwolniłam go z jego więzienia. Prosiłam go, kiedy się poznaliśmy, by — zanim cokolwiek mi deklarował — najpierw wszedł między ludzi, poznał ich trochę na nowo… i widać w końcu zaczął układać swoje uczucia.

Zabrakło mi słów.

Chciałam wiedzieć, co się stało… tymczasem wywołałam tym jeszcze więcej bólu.

Kiedy poszłam od niej, długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, co czuła, jak zachowanie Tanosa ją zraniło.

Nie wątpiłam już w jej uczucia do niego. Choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy… wyczuwałam jej miłość do niego.

Najgorsze jednak było to… że Tanos nie wiedział, jak bardzo ją skrzywdził. Nie wierzyłam, by świadomie chciał ją tak zranić — za bardzo się o nią troszczył.

Jednak… czy faktycznie nic jej nie powiedział, ponieważ nie liczył się z jej zdaniem? Czy naprawdę… odrzucił jej pomoc, ponieważ na niej nie polegał? Coś mi tutaj nie pasowało.

Poza tym… absolutnie nie wierzyłam, by Tanos postrzegał ją jako córkę. Czasem, gdy na nią patrzył, i mi robiło się gorąco, choć ona całkowicie to lekceważyła.

Czy naprawdę… nie było niczego, co mogłam zrobić?