Osobiste walki Demonów - Dragona Rock - ebook

Osobiste walki Demonów ebook

Dragona Rock

4,3

Opis

Osobiste walki Demonów” to 3 tom osadzony w Świecie „Innych”, który tym razem opowie nam nie jedną, lecz dwie historie o losach Dantego i Marielle, którzy będą zmuszeni spojrzeć w głąb siebie, by odnaleźć prawdy, dotąd głęboko ukryte w ich sercach. Czy zaakceptują je u siebie nawzajem i pójdą dalej ze swymi uczuciami? Książka posiada też dodatek w postaci pewnej legendy…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (30 ocen)
18
4
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Dragona Rock

Osobiste walki Demonów

„InnI” Tom 3

Zdjęcie na okładce© isoga - stock.adobe.com

© Dragona Rock, 2018

„Osobiste walki Demonów” to 3 tom osadzony w Świecie „Innych”, który tym razem opowie nam nie jedną, lecz dwie historie o losach Dantego i Marielle, którzy będą zmuszeni spojrzeć w głąb siebie, by odnaleźć prawdy, dotąd głęboko ukryte w ich sercach. Czy zaakceptują je u siebie nawzajem i pójdą dalej ze swymi uczuciami?

Książka posiada też dodatek w postaci pewnej legendy…

ISBN 978-83-8126-808-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wewnętrzna walka Demona

Rozdział 1

Marielle

Kiedy zaczęła się moja historia, miałam dwanaście lat. Byłam wyrzutkiem, który wiecznie był sam.

Dopóki nie spotkałam Jego.

Przeżyliśmy trochę na początku naszej znajomości. Ale wszystko zaczęło się od tego, że uratował mnie przez wpadnięciem pod koła samochodu, przez co stałam się jego dłużniczką.

Koniec końców wyszło jednak na to, że to On miał większy dług u mnie.

Jakby teraz się nad tym zastanowić, to dochodzę do wniosku, że to wcale nie nasze długi wobec siebie nas połączyły — tylko wszystko pomiędzy.

Oraz pewien ważny szczegół, o którym wiedzieli tylko nieliczni.

Dante był reinkarnacją Demona. Jednej z istot, które niegdyś żyły na świecie, przekazując swoje moce następnym pokoleniom ludzi. Ja byłam córką jednego z takich demonów — mój tata był ogromnym, demonicznym Wilkiem o czysto srebrnej sierści.

Kiedy to wszystko się zaczęło, jeszcze o tym nie wiedziałam. Ani nie miałam pojęcia, że mój na początku jeszcze przyjaciel, również nosi w sobie ową spuściznę krwi.

Jak się jednak okazało, Dante był wyjątkowy — i nie mówię tego dlatego, ponieważ był taki dla mnie.

Dante miał w sobie krew demona, który tak naprawdę — technicznie mówiąc — nie był demonem.

On był Smokiem.

Istoty te potrafiły przybrać zarówno swoją właściwą — „gadzią” — smoczą formę, jak i w większym stopniu ludzką. Jak się niedawno dowiedziałam, charakterystyczną cechą smoków były rogi, które mieli w ludzko-demonicznej postaci. Przybierały ją po to, by nikt nie poznał, czym tak naprawdę są.

Kiedy podarowałam Dantemu na czternaste urodziny naszyjnik ze smokiem, był tak samo przerażony, jak i szczęśliwy. Przerażony, że poznałam jego sekret, oraz szczęśliwy, że to zaakceptowałam.

Od tamtego czasu minęły trzy lata — jutro zaczynałam pierwszą liceum. Nie mogłam uwierzyć, że miałam już szesnaście lat i zaczynałam kolejny etap „ku dorosłości”.

Pamiętam jeszcze jak to było, gdy przyjechałam z rodzicami tu, do Irlandii i poszłam do ostatniej podstawówki. Nie minął miesiąc, gdy okrzyknięto mnie mianem: „Dziwaczna Marielle”.

Jednak dzięki Dantemu, znanemu bardziej jako „zbyt idealne ciacho”, te trzy lata gimnazjum były dla mnie szczęśliwe — najszczęśliwsze ze wszystkich lat chodzenia do szkoły. Nie dlatego, że wszyscy nagle mnie polubili — tylko dlatego, że miałam Jego.

Ostatni rok gimka był dla mnie trochę trudniejszy. Dante był ode mnie o rok starszy, przez co był w innych budynkach, przeznaczonych dla uczniów liceum.

Jednak nie było przerwy, byśmy się nie widzieli. Czasem bywało tak, że coś zatrzymywało go dłużej w klasie — zawsze wtedy czekałam na niego na jednej ławce na terytorium szkoły. Nic nie umiałam poradzić na to, że zawsze, gdy tak czekałam, czułam smutek — przerwy były jedynym czasem, gdy mogliśmy razem spędzić choć trochę czasu i nawet te kilka minut bez niego były dla mnie trudne. Na szczęście zawsze pędem przychodził i rekompensował mi to z nawiązką.

Dotknęłam swoje usta i spojrzałam w okno swojego pokoju. Przez ostatnie trzy lata Dante i ja całowaliśmy się coraz częściej, a nawet czasem szedł troszkę dalej — całował moją szyję lub lizał ją delikatnie, sięgając do mojej brody językiem, by potem znów mnie pocałować, aż niemal mdlałam z przyjemności.

Sama jednak nie robiłam nic takiego. Bałam się. Bałam się, że jeśli zacznę…

To Ja stracę nad sobą kontrolę.

Jego mama ostrzegła mnie już w nasze pierwsze wspólne wakacje, żebym — gdy przyjdzie czas — nie odmawiała mu przyjemności. Żebym jak nadejdzie ta chwila nie uciekła przed jego potrzebami, które zarówno będę jego, jak i jego demonicznej strony.

Myślałam do tej pory, że jeśli będę sama też inicjować pocałunki, że będę go bardziej kokietować, to wystarczy… Jednak czułam, że od pewnego czasu Dante… jakby na coś czeka. Jednak nic nie mówił. Wiedziałam, że dla takich jak on pierwsze zbliżenie z partnerem jest niezwykle ważne. Dowiedziałam się jakiś czas temu, że może coś namieszać we krwi i zarazem mocy takiej osoby. Zdawałam sobie sprawę, że oboje jeszcze nie jesteśmy gotowi na ten ostateczny krok, jednak… powinniśmy się jakoś przygotować na niego.

Nie miałam pojęcia co robić, dlatego poszłam do osoby, która przeżywała — i przeżyła — dokładnie to, co ja teraz.

— Mamo? Śpisz? — zapytałam, zaglądając do sypialni rodziców.

— Nie — zobaczyłam, że czyta książkę. — Wejdź.

— Gdzie tata? — zapytałam, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.

— Jest w garażu, coś kręci przy samochodzie. Coś nie tak?

— Ja… — zaczęłam. — Chciałam zapytać… O… — zrobiłam się czerwona. Nie znosiłam tego odruchu u siebie. — Czy zanim się z tatą pierwszy raz kochałaś, zauważyłaś, że coś jest inaczej? — wypaliłam jak z karabinu, nim całkiem stchórzyłam.

Mama przez chwilę patrzyła na mnie i pomyślałam, że mnie nie zrozumiała, jednak po chwili zamknęła książkę i usłyszałam pełne ulgi:

— Dzięki Bogu.

— Co? — nie rozumiałam.

— Już się bałam, że poszłaś z tym do Astry — wyjaśniła.

Astra była mamą Dantego i również miała w sobie demoniczną krew.

— Usiądź — mama poklepała miejsce obok siebie.

Zrobiłam to, a ona zaczęła głaskać mnie po ramieniu.

— Czyli zaczynacie rozmyślać o pierwszym razie?

— Nie, nie rozmawialiśmy o tym — powiedziałam. — Jednak… mam wrażenie, że on na coś czeka — wyznałam i dodałam: — Nie sądzę, żeby jednak chodziło od razu o to…

— Wiem o czym mówisz — przerwała mi.

Spojrzałam na nią, a ona zaczęła:

— Powiem ci z własnego doświadczenia i z tego, co mi opowiadała Astra na temat tego, jak było u nich. Pozwoliła mi, na wypadek, gdybyś chciała znać wersję obu stron.

— Czyli wiedziała, że o to zapytam.

Mogłam się tego spodziewać.

— Tak — przyznała i zaczęła opowiadać: — No cóż, sprawa wygląda mniej więcej tak: Astra powiedziała mi, że osoba z demoniczną krwią, dopiero gdy odnajdzie partnera, zaczyna „wybudzać” potrzeby swojego demona — czy też dokładniej, to odnaleziony partner je budzi. Powiedziała mi, że ten „proces” bywa bardzo różny u różnych osób — wszystko zależy od tego, jakiego demona ktoś w sobie ma, jednak początek zawsze jest ten sam. Powoli rosnące potrzeby bliskości. Pamiętam, jak było ze mną i twoim tatą. On… tak naprawdę poszliśmy do łóżka dopiero wtedy, gdy sama to zainicjowałam, a i to nie było tak naprawdę łatwe. Demony są troszkę jak małe dzieci, cieszą się drobnym przyjemnościami. Jednak jesteście już w takim wieku, że pocałunki mogą wam nie wystarczyć. Podejrzewam, że Dante czeka na twój kolejny ruch. Będzie cierpliwy, jednak niedopieszczony zacznie się robić uciążliwy. Pamiętam, jak obraziłam się na twojego ojca, gdy po dwóch latach bycia razem nie poprosił mnie ani razu, bym się z nim kochała. Byłam zła, nawet wściekła — zastanawiałam się nawet przez moment, że ma problemy tam na dole i go wcale nie podniecam, ale… jak się okazało, że jego Wilk czeka, aż będę w pełni gotowa na nich, niemal zjadłam go łyżeczką — rozpłynęła się, na co ja tylko rzekłam:

— Mamo, to zdecydowanie za dużo informacji.

— Och, no tak — chrząknęła, chowając uśmiech. — Tak czy siak, masz odpowiedź. On nie powie ci, czego chce, chyba że go bezpośrednio spytasz lub sama mu nie powiesz, czego pragniesz. Nie dotknie cię również sam z siebie, dopóki jego demon nie uzna, że jesteś na to gotowa.

— To brzmi, jakbym sama miała wszystko zrobić — wymamrotałam.

Ona jednak uśmiechnęła się.

— Nie sądzisz, że to w pewien sposób słodkie?

— Słodkie? — zapytałam, zdziwiona, że użyła akurat tego słowa.

— No tak — odparła. — Powiedz mi, który facet w tych czasach potrafi kochać na tyle, by być tak cierpliwym i zadowalać się w pełni samą pieszczotą, dopóki jego ukochana nie będzie gotowa na ten ostatni krok?

Wracając do pokoju myślałam o tej rozmowie. Mama miała rację, nie istnieli ludzcy mężczyźni, którzy by się zadowolili samymi pieszczotami. Dante był demonem, lecz był także mężczyzną — a ja nawet nie pocałowałam go dalej niż w usta, mimo że odnaleźliśmy się trzy lata temu.

Fakt, byliśmy wtedy dziećmi. Jednak teraz już było inaczej — nawet w świetle prawa.

Weszłam do swojego pokoju, oświetlonego tylko światłem księżyca i od razu wyczułam znajomy zapach. Ten sam, który kupiłam mu na czternaste urodziny.

Kupiłam mu go dla niepoznaki i dałam przy wszystkich, by prawdziwy prezent przekazać mu, gdy będziemy sami — jednak i tak wybierałam go bardzo starannie. Ów zapach, gdy tylko go poczułam, od razu skojarzył mi się z Dantem.

I od tamtej pory używał tylko jego.

Zamknęłam cicho drzwi i stałam tak w ciemności, nie zapalając światła.

— Wiem, że tu jesteś — powiedziałam w mrok pokoju i po chwili zadrżałam, gdy objęły mnie od tyłu w talii jego ręce, przyciskając do siebie mocno.

— Witaj aniele.

Jego głos, gdy się poznaliśmy, był jeszcze głosem chłopca. Teraz jednak, po mutacji, którą najwyraźniej przeszedł już do końca, jego głos stał się całkiem inny — głęboki, gardłowy.

Kiedy go słyszałam przychodziły mi do głowy tylko dwa słowa: Czysty seks.

— Co tu robisz? — szepnęłam, patrząc ciągle przed siebie i zakrywając jego ręce na swoim brzuchu. — Miałeś podjechać po mnie rano.

Jego twarz była w moich włosach i poczułam, jak uśmiecha się w nie.

— Nie umiałem wytrzymać — wyznał cicho — Siedziałem przed domem przez dobrą godzinę po ciemku i myślałem o swojej pięknej partnerce, próbując przekonać samego siebie, że wytrzymam bez niej do jutra. Jednak świadomość, że mam aż tyle czasu czekać na twój dotyk, twój zapach… — wziął głęboki oddech i nęcąco westchnął koło mojego ucha. — Uznałem, że po co się katować i przyszedłem.

Przez cały czas miałam półprzymknięte oczy i wsłuchiwałam się w rozkoszne brzmienie jego głosu, ciesząc się twardością jego ciała przyciśniętego do moich pleców.

Moje milczenie chyba jednak wzbudziło jego niepewność, bo zapytał:

— Mari? Jesteś zła, że przyszedłem?

Wtedy zaśmiałam się cichutko.

— Nie — i oparłam się o niego cała, wtulając w to rozkoszne, ciepłe ciało. — Cieszę się, że przyszedłeś — wyznałam nadal cichym głosem. — Ale wiesz, że nie możesz zostać.

— Wiem — przyznał, lecz zacieśnił trochę uścisk. — Ale zanim pójdę, pocałuj mnie, dobrze? Tak dla mojego zdrowia psychicznego.

Znów stłumiłam śmiech.

— Na twój łeb nic nie pomoże — odparłam, lecz obróciłam się do niego, patrząc do góry. Obok niego zajaśniał ognik jego mocy, oświetlając twarz, która, niegdyś chłopięco piękna, teraz była po prostu męsko seksowna.

Jego rysy twarzy straciły łagodność i stały się dość ostre. Jednak i usta i oczy pozostały takie, jakie uwielbiałam — miękkie, ciepłe, pełne dobroci.

I bezsprzecznie rozpustne, gdy tak teraz na nie patrzyłam.

Uniosłam się na palce i pocałowałam go delikatnie, by zaraz polizać jego usta i wsunąć język między jego wargi. Te rozwarły się z delikatnym westchnięciem i po chwili lizałam z rozkoszą ich wnętrze, delikatnie pocierając swoim językiem o jego własny.

Smak Dantego zawsze przyprawiał mnie o palpitacje — był silny i bardzo wyrazisty… jak jakaś niespotykana przyprawa.

Nasze języki pocierały się o siebie coraz bardziej zajadle, a gdy nagle pogłębiłam mocno pocałunek, usłyszałam jego jęk — pełen prawdziwej, niekłamanej rozkoszy.

Rozmowa z mamą i niegdyś panią Astrą pojawiły się w mojej głowie.

Nie przestając go całować i lizać wnętrza jego ust otworzyłam oczy — jego własne były zamknięte, z czego się teraz cieszyłam, bo wiedziałam, że gdyby zobaczył wyraz moich oczu spaliłabym się ze wstydu.

Przesunęłam delikatnie ręce z jego piersi w górę, do jego szyi i oplotłam go nimi. Nie zareagował i nic dziwnego, bo to robiłam dość często.

Jednak gdy zaczęłam sunąć dłońmi w dół po jego piersi i znów w górę, by potem dać je do tyłu i zacząć ugniatać i głaskać jego silne plecy, nagle jego ręce wokół mnie zacisnęły się mocniej, a jedna dłoń zsunęła się nisko na moją talię.

— Mari, chcę cię dotknąć — wysapał gwałtownie i praktycznie bez tchu w moje usta.

— Gdzie? — zapytałam tylko.

— Tu — i powoli, tak, bym mogła w razie czego się odsunąć, zaczął wsuwać dłoń na mój pośladek.

Gdy ścisnął go delikatnie, poczułam od razu, jak wilgoć zbiera mi się między nogami. Przywarłam do niego mocno — nie kontrolowałam tego i bardzo mnie ten odruch zaskoczył.

— Nie podoba ci się? — usłyszałam jego szept.

Ja jednak wykrztusiłam prosząco:

— Nie przestawaj.

Wtedy poczułam, jak delikatnie masuje mój pośladek — po chwil jego druga ręka zajęła się drugim.

— Jesteś taka cudownie miękka — szepnął mi do ucha a ja poczułam, że zaczynam drżeć. — Rozkoszna, seksowna — wtedy złapał mnie mocno za pośladki, aż podskoczyłam zaskoczona i przycisnął do siebie.

Od razu poczułam, że jego penis napiera na mój brzuch.

— Dante — wydyszałam prosząco.

Choć jeśli miałam być szczera, nie wiedziałam do końca o co proszę.

Zobaczyłam jednak, jak ten zaciska powieki.

— Mów do mnie — poprosiłam i wyznałam: — Wiem, co teraz przechodzisz.

Spojrzał na mnie przygnębiony.

— Ja… nie jestem jeszcze gotowa na ostatni krok — wyznałam zgodnie z prawdą, mimo, że te pieszczoty naprawdę mi się spodobały. — Ale wiem też, że ty nie jesteś także — dodałam, widząc wyraz jego oczu. — Jednak… możemy próbować… innych rzeczy — zawstydzona próbowałam to wytłumaczyć. — Chcę by ten czas między nami był nie tylko koniecznością — spojrzałam mu zaczerwieniona w oczy. — Chciałabym…

— Kocham cię Marielle — przerwał mi delikatnie, znów mnie tuląc. — Jesteś pewna? — zapytał. — Byłem przygotowany, by samemu jakoś sobie z tym poradzić.

— Chcę ci pomóc… — przytuliłam go mocno. — Chcę, by to był początek…

Odchylił mi głowę i spojrzał w oczy, patrząc przez chwilę badawczo. Po chwili zobaczyłam jego uśmiech, lekko zawadiacki.

— Ostrzegam, że mam pełno pomysłów, które możemy wprawić w życie bez ostatniego kroku.

— Domyślam się — zakręciłam z uśmiechem oczami. — Od zawsze był w tobie zboczeniec.

Zaśmiał się cicho, jednak zaraz spoważniał.

— Marielle mówię serio. Jeśli mi pozwolisz, jeśli raz pozwolisz mi na jakąkolwiek przyjemność z tobą, będę chciał jej więcej. Nawet może się zdarzyć, że mój smok przejmie częściową kontrolę. A ten to już nie wiem co wymyśli — dodał.

Patrzyłam na niego przez chwilę i w ciszy złapałam go za rękę, uniosłam ją do swojej twarzy i pocałowałam.

— Mari… — zamarł, gdy wsadziłam sobie delikatnie jego palec do ust.

Czułam na twarzy rumieniec, jednak to co robiłam… podobało mi się to. Otoczyłam jego palec językiem i lekko podgryzałam, by po chwili miętosić go jak lizaka w buzi.

Jego jęk wypełnił moje uszy — po chwili poczułam, jak dotyka znów mój pośladek, miętosząc go dłonią tak, jak ja jego palec w swoich ustach.

Zaraz znów całowaliśmy się głęboko i bardzo mokro.

Jednakże kroki za drzwiami wyrwały mnie z tego amoku.

Oderwałam się od niego i wyszeptałam:

— Idź już kochanie. Jutro też jest dzień.

Przez chwilę dyszał z zamkniętymi oczami. Gdy w końcu się odezwał, jego głos był dość mocno stłumiony:

— To okrucieństwo kazać mi spadać, gdy posmakowałem taki kawałek raju.

— To wyobraź go sobie smakować każdego dnia i stopniowo dostawać go coraz więcej.

Wtedy spojrzał na mnie tymi pociemniałymi, pięknymi oczami.

— Przyrzekasz?

— Na całą moją miłość do ciebie.

Rozdział 2

Dante

Kiedy czekałem rano na Mari, czułem się dość dziwnie. Choć słowo „dziwnie” nie jest odpowiednim określeniem — nie byłem pewny, czy w ogóle istniało słowo, które mogło określić mój stan, ponieważ byłem zarazem pobudzony wewnętrznie, jak i po prostu niespokojny po wczorajszym wieczorze. Na dodatek po tym, jak wróciłem do domu, nie mogłem w ogóle spać.

Przez to wszystko czułem się jak wrak człowieka — szczęśliwy wrak człowieka, który otrzymał coś cennego.

— Witaj Dante — pani Charlotte wyszła z domu, pod którym czekałem, oparty o czarnego peugeota najnowszego typu. — Widzę, że prawko się przydaje — uśmiechnęła się.

Odwzajemniłem uśmiech.

— Tak — przyznałem.

Inni pierwsze co zwróciliby uwagę na samochód, a nie pytali mnie oględnie z tak ciepłym uśmiechem, czy cieszę się z prawa jazdy.

— To dobrze, twoja mama powiedziała mi, że zdałeś za pierwszym razem.

Kiwnąłem głową.

Wtedy uśmiechnęła się trochę złośliwie.

— Shawn był zazdrosny — wyznała konspiracyjnym szeptem. — On zdał za drugim.

Zachichotałem, zaglądając w stronę domu. Pan Shawn był świetny, jednak czasem bałem się go jak cholera.

— Wiesz Dante… — zaczęła nagle. — Tyle dni już jeździsz tym autem… a jeszcze nigdzie nie zabrałeś Marielle — rzekła nagle z ubolewaniem.

Zamarłem — jej ton był aż nadto znaczący.

— Chciała, bym ją gdzieś zabrał? — zapytałem prędko.

Wtedy ona zakręciła oczami.

— Żartujesz? — zapytała, a ja odetchnąłem. — Mówimy o Marielle, ona prędzej sama by cię gdzieś wyciągnęła niż prosiła, byś ją gdzieś zabrał.

Od razu zapaliła mi się w głowie lampka.

— Hm… — zacząłem. — W takim razie może ją gdzieś zabiorę? Nie ma pani nic przeciwko? — grałem, tak jak ona.

— To świetny pomysł — rzekła z autentycznym zaskoczeniem, jakbym naprawdę sam na to wpadł. — Może pójdziecie na pizzę? Po drugiej stronie jeziora jest nowa pizzeria. Świetne miejsce na randkę.

Uśmiechnąłem się szeroko. Nic nie potrafiłem na to poradzić — kochałem tę kobietę jak własną matkę.

— Dziękuję za podpowiedź.

— Tylko wróćcie przed północą — rzuciła na odchodne, machając do mnie ręką.

Północ… wiele mogło się zdarzyć do północy — pomyślałem. — Do tego randka…

Nagle zdałem sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie wyszliśmy we dwoje do miasta jak normalna para. Zawsze byliśmy z naszymi rodzinami lub siedzieliśmy raz u niej, raz u mnie.

Kiedy Marielle w końcu wyszła z domu i zobaczyła moją twarz, aż zamrugała.

— Czy ty coś brałeś? Jakieś działające na demony używki?

— Nie, czemu pytasz? — zapytałem radośnie.

— Bo wyglądasz, jakbyś był na haju — uznała, patrząc na mnie podejrzliwie.

— Nie jestem. Po prostu się cieszę, że jest taki piękny dzień jak dziś.

W odpowiedzi podeszła do mnie i przyłożyła mi rękę do czoła.

— Nie masz gorączki — zmrużyła oczy, przyglądając się moim. — Oczy też normalne.

— Mówię ci, że jestem po prostu szczęśliwy — nie mogłem opanować radości w głosie.

Wtedy nagle jej oczy rozszerzyły się.

— Chyba nie po wczo… — zamilkła gwałtownie.

Wtedy uśmiechnąłem się czarująco.

— Po „wczo”? Jakie „wczo”?

Zakręciła na to oczami i bez słowa weszła do samochodu. Zamknąłem za nią, odpaliłem samochód i ruszyliśmy do szkoły.

W trakcie jazdy moją uwagę przykuł pewien szczegół. Marielle siedziała obok mnie, a jej długie nogi opinała krótka spódniczka. Zauważyłem ją od razu jak wyszła z domu, ale teraz, gdy siedziała obok mnie, ze spódniczki do kolan, stała się nagle spódnicą do połowy ud, tak, że widziałem wyraźnie duży fragment jej zgrabnych nóg.

Poczułem, jak zaczyna swędzić mnie lewa ręka, więc mocno zacisnąłem ją na kierownicy.

— Dante? — odezwała się nagle.

— Tak? — zapytałem.

Czułem, że ogarniają mnie coraz mroczniejsze myśli — jak sięgam do jej nóg by gładzić uda i poczuć dotyk jej nagiej skóry.

— Ładnie wyglądam?

Zacisnąłem zęby. Czemu musiała zapytać akurat o to? Bałem się, że jak się odezwę, głos będzie mi drżał z pragnienia.

Wtedy poczułem na sobie jej wzrok.

— Wszystko okej? Jesteś na mnie zły? — zapytała cicho.

— Nie — wycedziłem i to był mój błąd.

— Przecież widzę, że tak — odparła od razu. Po co w ogóle się odzywałem?! — Co zrobiłam? Przed chwilą byłeś aż zbyt szczęśliwy, a teraz wyglądasz, jakbym cię wnerwiła na maksa!

— To nie ty — zdołałem powiedzieć, próbując nad sobą zapanować.

— A więc co jest? — nie dawała za wygraną. Nagle poczułem, że pojawia się jej prawdziwa natura: głos stał się pełen kochanej przeze mnie troski. — Dante co się dzieje? Boli cię coś? Brzuch?

— Nie, nic mi… — wtedy nachyliła się do mnie, opierając dłoń o moje udo.

— Powiedz mi… — szepnęła przejęta, a ja gwałtownie zjechałem na pobocze drogi i zatrzymałem samochód.

Dyszałem, a ona patrzyła na mnie coraz bardziej zmartwiona. Chciałem wyjść z auta by choć trochę ochłonąć, jednak nim wyszedłem złapała mnie mocno za ramię.

— Dante! — jej głos był pełen tłumionych łez.

— Kurwa — przekląłem, lecz wróciłem do poprzedniej pozycji, zamykając z powrotem drzwi. — Przepraszam Marielle. Przepraszam, cholera jasna przepraszam.

— Co się stało? — zapytała ponownie, a ja zamknąłem na moment oczy i w końcu wyznałem:

— Ty się stałaś.

Zamrugała, jednak milczała.

— Pytałaś się mnie, czy ładnie wyglądasz. Boże, czy ty się słyszysz? — zapytałem. — Ładnie? Ty miałabyś wyglądać ładnie? Przecież ty wyglądasz jak dziewczyna z playboya, tylko ubrana.

Gwałtownie zalała się rumieńcem, lecz nadal się nie odzywała.

— Do tego… — kontynuowałem. — Po wczorajszym jestem cały czas nakręcony, w ogóle nie mogłem spać w nocy. A teraz ty, taka piękna i seksowna siedzisz przede mną z…

— Z? — zapytała w końcu cicho.

Zerknąłem na nią, ale zaraz odwróciłem wzrok.

— Twoje nogi — powiedziałem i poczułem szóstym zmysłem, że na nie spojrzała.

Milczała chwilę.

— Coś z nimi nie tak?

Jej pytanie wycisnęło ze mnie mocno zduszony śmiech.

— Boże. Nie tak? Marielle… zasłoń trochę uda, bo moja kontrola zaczyna bardzo szybko opadać.

Znów chwilę milczała, jednak wyczułem, że się poruszyła.

— A co chcesz zrobić, że twoja samokontrola opada? — zapytała cicho.

Oparłem czoło o kierownicę z zamkniętymi oczami.

— Pragnę cię dotknąć — wyznałem. — Chcę dotknąć twoje uda i gładzić je.

Nie musiałem na nią patrzeć, by wiedzieć, że delikatnie zadrżała.

Milczeliśmy jakiś czas, gdy nagle złapała mnie za rękę. Nim się połapałem, co się dzieje, wyczułem pod palcami jej ciepłą, nagą skórę. Zadrżałem na to wrażenie, lecz otworzyłem spokojnie oczy i nie odrywając głowy od kierownicy, spojrzałem na nią.

Była czerwona, ale patrzyła na mnie z równie wielkim spokojem, co ja na nią.

— Więc na co czekasz? — zapytała.

Wyprostowałem się, przypatrując jej twarzy. Nie widziałem w niej ani krzty wahania. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na swoją dłoń, ułożoną na jej udzie, bardzo blisko granicy spódnicy.

— Powiedz, kiedy mam przestać — poprosiłem tylko, już o nic nie pytając i zacząłem delikatnie gładzić jej udo, jeżdżąc po nimi opuszkami palców. Zaraz jednak — nie mogąc się oprzeć — położyłem na nim całą dłoń i zacząłem głaskać całą powierzchnią, sięgając wpierw do jej kolana, na którego — zanim podążyłem dłonią na jej łydkę — ułożyłem rękę.

Spojrzałem na nią, czekając na jej przyzwolenie.

Gdy kiwnęła w ciszy głową, schyliłem się bo móc pieścić łydkę. Moja twarz znalazła się automatycznie bliżej jej uda i zakrytej niedaleko kobiecości, od której od razu poczułem znajomy zapach jej podniecenia.

Zamknąłem oczy i bezwiednie schyliłem się mocniej. Poczułem, że wzięła głęboki oddech, lecz nadal milczała, nie powstrzymując mnie.

Zacząłem powoli się unosić, a wraz ze mną moja ręka, która przebyła całą drogę od jej łydki, przez kolan i z powrotem do uda.

Ułożyłem ją tam z powrotem, blisko krawędzi jej spódnicy i ścisnąłem udo patrząc na jej twarz.

Przybliżyłem do niej usta, czując jak jej krew szybciej krąży pod moimi palcami.

— Czy mogę? — zapytałem cicho.

Wtedy zaczęła otwarcie dyszeć i pocałowałem ją bez słowa.

Całowałem ją, delikatnie liżąc wnętrze jej aksamitnych ust, cały czas uciskając jej udo, by po chwili przesunąć je na drugie i również zacząć masować.

Po minucie odsunąłem się delikatnie, a z jej ust dobył się rozkoszny, bezradny jęk.

— Podoba cię się to? — szepnąłem, choć znałem odpowiedź.

Chciałem, by to powiedziała.

— Tak — przyznała ochryple.

Wtedy zabrałem rękę z jej ud, ująłem delikatnie jej policzek i pocałowałem ją po raz ostatni.

— Spóźnimy się na rozpoczęcie.

Patrzyła mi chwilę w oczy, dysząc cicho. W końcu kiwnęła głową.

Odpaliłem samochód i ruszyliśmy dalej.

Marielle milczała przez dłuższą chwilę, próbując dojść do siebie. Jednak w pewnym momencie zapytała:

— Czy… — delikatnie odchrząknęła. — Czy tego chciałeś?

— Tak — wyznałem. — To było cudowne.

— Cudowne? — jej śmiech był zduszony. — A co ja mam powiedzieć?

Spojrzałem na nią, parkując niedaleko szkoły.

— Czyli… będę mógł to robić częściej?

Westchnęła cicho i powiedziała, sprawiając mi swoimi słowami ogromną przyjemność:

— Tak, jeśli tylko będziesz chciał.

Rozdział 3

Marielle

Nie musiałam długo czekać, by sytuacja, która tak bardzo mnie rozpaliła, pociągnęła za sobą następną, gdyż w czasie jednej z przerw, gdy jedząc siedzieliśmy obok siebie na szkolnej ławce, zauważyłam, że Dante spogląda co chwilę w dół, na swoje stopy. Niestety aż za dobrze wiedziałam, że mogło oznaczać to wszystko, łącznie z jakimś niebezpieczeństwem, dlatego zapytałam go cicho z zaniepokojeniem:

— Co się dzieje?

Zerknął na mnie i nachylił się do mojego ucha. Wyszeptał:

— Zaglądam za sznurkiem?

— Sznurkiem? — nie miałam pojęcia, o czym on mówi.

— Tym, który związuje mnie z tobą coraz ciaśniej — wyjaśnił mi cicho, a ja poczułam, jak narasta we mnie ciepło. Odsunął się odrobinę i spojrzał mi w oczy. — Aż w końcu… — specjalnie zawiesił głos, ale ja i tak spaliłam buraka.

— Zbok — powiedziałam tylko, lecz moje serce waliło jak dzwon.

— Jesteś brudna — rzekł nagle, a ja zaskoczona zaczęłam wycierać twarz.

— Gdzie?

Wtedy dotknął moje czoło.

— Tutaj — i uśmiechnął się seksownie. — Twoje brudne myśli zaraz wyjdą ci uszami.

Wtedy uniosłam dłoń, położyłam na jego twarz i odsunęłam go na długość ręki.

— A kysz siło demoniczna.

— O nie — rzekł nagle i po chwili ciągnął mnie gdzieś.

Nagle przyparł mnie do ściany budynku i mocno wbił się w moje usta. To już nie był delikatny pocałunek. On mnie wchłaniał, zagarniał całą, aż zostałam jęczącym z rozkoszy kawałkiem ciała, które pragnie jedynie, by je dotykał. Jednak kiedy znów poczułam jego dłoń na pośladku — tak jak za tym pierwszym razem — przywarłam do niego niekontrolowanie, pragnąc być bliżej niego.

Nie bałam się, że ktoś nas zobaczy — Dante umiał rozpościerać coś w rodzaju osłony, której nikt nie mógł przejrzeć. Ani tak naprawdę wyczuć, że ktoś w ogóle tu był. Dla wszystkich naokoło byliśmy po prostu kawałkiem scenografii lub częścią powietrza, ale my dla siebie…

— Dante — wydyszałam w pewnej chwili drżąco. — Nie tutaj.

Bez słowa wtulił twarz w zgięcie mojej szyi, a ja odwzajemniłam uścisk, przyciskając również w milczeniu policzek do jego głowy.

Bo i żadne słowa nie były nam tak naprawdę potrzebne.

Dante obwieścił mi po szkole, że zabiera mnie na pizzę. A ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego.

— Bo nigdy nie byliśmy razem od tak, we dwoje — wyjaśnił mi, gdy o to zapytałam. — Zawsze spędzamy czas z rodzicami albo w domu. — Nagle złapał mnie za rękę i wyznał namiętnym szeptem, jakiego jeszcze u niego nie słyszałam: — A ja chcę wyjść z tobą i pokazać światu, jak piękną i seksowną mam ukochaną. — Po czym dodał już normalnie: — To będzie nasza pierwsza prawdziwa randka.

Nie mogłam się nie zgodzić, gdy tak przedstawił sprawę, jednak był pewien problem:

— Ale rodzice myślą, że wrócę do domu.

— Mamy czas do północy. Twoja mama… pozwoliła ci ze mną być do tej pory. Zamrugałam zaskoczona, na co on nachylił się do mnie mocno, tak jak zawsze i spytał tonem skazańca:

— Nie uczynisz mi tej przyjemności?

Wtedy uśmiechnęłam się — nie mogłam się powstrzymać.

— No dobrze. Jeśli będzie dobra ta pizza, to może uznam, że nie był to stracony czas — i wsiadłam do samochodu, obserwując jak idzie do mnie z szerokim uśmiechem.

Kiedy weszliśmy do nowo otwartej pizzerii za jeziorem, okazało się, że w środku są niemal same pary.

Usiedliśmy przy jednym z okien — naprzeciw siebie — i niemal od razu dostaliśmy menu.

— Dla par polecamy pizzę zakochanych — odezwała się kelnerka, jeszcze zanim przejrzeliśmy kartę.

— A z czym jest? — zapytał Dante.

Kobieta wymieniła kilka składników, na co stwierdziliśmy równocześnie.

— Bierzemy, ale bez oliwek.

I od razu zaczęliśmy się śmiać.

Gdy kelnerka odeszła, Dante oparł łokcie o stolik, położył głowę na pięści i patrzył na mnie ze szczęśliwym wyrazem twarzy.

— Kocham cię, wiesz?

Wtedy ułożyłam się tak samo jak on i wyznałam:

— Wiem. A Ty wiesz, że Ja kocham ciebie?

Jego oczy błyszczały radością.

— Coś mi się kiedyś obiło o uszy — przyznał.

— Świnia — rzekłam pieszczotliwie, na co odparł:

— Oink.

Pizza okazała się bardzo dobra i jedliśmy, jakby świat miał się zaraz skończyć. Gdy został ostatni kawałek, zmierzyliśmy się bez słowa wzrokiem.

— Mówiłeś, że mnie kochasz — powiedziałam z wyrzutem.

— Tak, a ty odparłaś, że też mnie kochasz.

— Na co ty odpowiedziałeś, że tylko „obiło ci się to o uszy”, podczas, gdy ja od razu to zaakceptowałam. Żądam rekompensaty za taką zniewagę.

I sięgnęłam po kawałek. Jednak ten drań był szybszy i nim mrugnęłam okiem wgryzał się w ostatni trójkąt najpyszniejszej pizzy, jaką w życiu jadłam.

— Hej! To nie fair! Ja tak nie umiem.

On jednak tylko ostentacyjnie zaczął żuć, wręcz jęcząc z przyjemności.

— Zemszczę się — obiecałam mu wkurzona.

Wtedy spojrzał na mnie złośliwie, przełykając pizzę.

— Skoro aż tak chcesz, to poproś — może się podzielę.

Prychnęłam.

— W twoich snach.

— Nie, w moich snach robisz coś innego — wyznał i po chwili siedział obok mnie. — Skoro obiecujesz mi krwawą zemstę, to chyba muszę się podzielić — zobaczyłam, jak obejmuje ustami kawałek pizzy i nachyla się nade mną.

Zaczerwieniłam się, wiedząc doskonale, czego chciał, dlatego udając oburzenie odwróciłam wzrok. Wtedy nagle dobiegły mnie szepty:

— Co za strata, taki facet…

— Ja na jej miejscu porządnie bym się zastanowiła, nim odmówiła takiemu gościowi.

— Ej, może skorzystajmy z okazji. Podejdźmy i zaproponujmy mu…

Wtedy spojrzałam na Dantego, który nadal siedział w tej samej pozycji. Nie odwracał wzroku, jednak wiedziałam, że też to słyszał.

Spojrzałam mu w oczy, próbując przekazać, co chcę zrobić. Jak zwykle odczytał mnie bez problemu i zobaczyłam jak uśmiecha się do mnie seksownie, wyciągając pizzę z pomiędzy ust.

Gdy dziewczyny ruszyły w naszą stronę, nagle odezwał się:

— Dobrze aniele. Wygrałaś. Poddaję się. Ale w zamian… to Ty nakarmisz Mnie.

Uśmiechnęłam się leciutko.

— Cieszę się, że w końcu to do ciebie dotarło — powiedziałam niskim tonem, którego ćwiczyłam ostatnio przez lustrem i posłałam mu spojrzenie spod rzęs.

Zaskoczyłam go. I widać było, że dość mocno. Zabrałam delikatnie pizzę z jego ręki i odgryzłam wolno kawałek, patrząc mu w oczy — resztę włożyłam między wargi, nachylając się do niego.

Zauważyłam kątem oka, że dziewczyny zamarły.

Dante przysunął się i odgryzł wystający kawałek zaraz przy moich ustach. Zjadł go bardzo powoli i szepnął, jednak dość głośno, by dziewczyny usłyszały:

— Nie pojadłem. Chyba musisz podzielić się też resztą.

I bez słowa pocałował mnie namiętnie, jednocześnie wydobywając z moich ust kawałek pizzy.

— Mmm… — zamruczał, zjadając go. — Pyszna pizza — wyznał. — Ale ty… — złapał moja twarz w dłonie i rzekł mrocznym, gorącym tonem: — Ty jesteś jeszcze pyszniejsza.

I pocałował mnie tak, jak chyba jeszcze nigdy. Nasze pocałunki zwykle były dość długie, jednak on całował mnie i całował, i całował, coraz głębiej i głębiej, a ja czułam, że zaraz oszaleję. Byłam coraz bardziej mokra między nogami — moja kobiecość pulsowała w takt bicia mojego serca, które ponownie zostało opanowane przez mroczne, rozkoszne myśli.

Kiedy niemal pozwoliłam sobie, by zjechać dłonią w dół jego ciała, on oswobodził delikatnie moje wargi i niemalże z czcią pozostawił na nich ostatni, tak bardzo delikatny pocałunek, że poczułam łzy pod powiekami.

— Kocham cię Aniele — szepnął zdyszany i mocno mnie przytulił.

Szczęśliwa zamknęłam oczy.

Nigdy nie kochałam go bardziej niż w tej jednej chwili.

Po wyjściu z pizzerii postanowiliśmy trochę po rozglądać się po mieście. Dante mocno złapał mnie za rękę i spacerowaliśmy tak ze splecionymi dłońmi, cisząc ładną pogodą. W pewnym momencie dostrzegłam, jak kobiety na niego patrzą i poczułam coś na kształt satysfakcji.

Patrzcie sobie. Możecie.

Ale on należy do Mnie.

Z tą myślą po raz kolejny uświadomiłam sobie, że od pewnego czasu czułam się trochę dziwnie. Miałam wrażenie, że odkąd pierwszy raz go pocałowałam te trzy lata temu, w moim ciele, w moim umyśle coś powoli narasta. I z biegiem czasu staje się coraz bardziej zaborcze i coraz bardziej dumne.

To coś nie wątpiło w jego uczucie ani trochę, mimo tego wszystkiego co mi się przytrafiło aż do momentu, gdy go poznałam.

Ludzie zwykle odsuwali się ode mnie lub po lekkim poznaniu traktowali jak dziwoląga, z którym nie chcieli mieć nic wspólnego.

Jednak… teraz tak myśląc uświadomiłam sobie, że w Jego zapewnienia nigdy nie wątpiłam. Odkąd go poznałam, ani razu nie poczułam tego uczucia, tego strachu.

Nawet teraz, spacerując z nim po mieście i widząc tyle pożądliwych spojrzeń kierowanych w jego stronę, moja nie zachwiana pewność, że on nigdy na nikogo nie spojrzy jak na mnie, zadziwiła mnie samą.

Coś we mnie… pragnęło, by Wszyscy wiedzieli, że on jest tylko Mój.

I wpadłam na pomysł.

Puściłam jego rękę i bez słowa objęłam go w talii, wkładając rękę do tylnej kiszeni jego jeansów.

Od razu poczułam, że przeszył go delikatny dreszcz. Spojrzałam do góry — patrzył na mnie jak na kawałek słodkiego ciasteczka, jednak gdy się nachylił, pocałował mnie tylko w głowę. Po chwili owinął rękę wokół mojej talii i — pewnie dlatego, że nie miałam kieszeni w spódnicy — zaczepił kciuk o szlufkę nad moim pośladkiem, a resztę dłoni położył tak, by móc czuć jego ruchy.

Spacerowaliśmy tak dość długo, zaglądając do sklepów, kiedy nagle Dante zatrzymał się przed jakimś.

Wpatrywał się w coś i zobaczyłam, że stoimy przed Jubilerem.

— Chodź — pociągnął mnie do środka.

Rozejrzałam się po wnętrzu, a Dante poszedł do ekspedienta.

Po chwili Dante podszedł do mnie z parą bardzo ładnych, wiszących, złotych kolczyków.

— Myślisz, że spodobają się twojej mamie?

— Pewnie — odparłam, ale zaraz dodałam: — Tyle, że ona nie ma teraz urodzin.

— To w ramach podziękowań — rzekł tajemniczo.

— Aha — powiedziałam, a on poszedł zapłacić.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, oglądałam biżuterię ze srebra, bawiąc się naszyjnikiem z pierścionkiem, którego dostałam od niego już lata temu, kiedy nagle usłyszałam zduszone:

— Ten pierścionek — zobaczyłam niskiego, starszego faceta, z ulokowanymi na czole wielkimi okularami jubilerskimi. Niemal ślinił się, patrząc na moją szyję. — Idealna imitacja „smoczego oka”. Powiedz dziecko, skąd go masz?

— Um… dostałam kiedyś — wyznałam trochę zdziwiona.

Nie sądziłam, że ten pierścionek ma jakąś nazwę.

— Mogę zobaczyć? — zapytał przejęty.

Nie miałam zamiaru zdejmować naszyjnika, dlatego po prostu podeszłam i podsunęłam mu do ręki — na szczęście łańcuszek był długi.

— Mój Boże… — rzekł nagle, patrząc na niego przez okulary. — Mój Boże — jego głos był zduszonym szeptem. — To oryginał. To prawdziwy pierścień „smocze oko”. Dziecko… — spojrzał na mnie przejęty, a że jego oczy były nadal zakryte tymi dziwnymi okularami, wyglądał co najmniej dziwnie. — Czy ty w ogóle wiesz, co nosisz na szyi?

— Yyy…

— Ten pierścień według starych legend został stworzony przez prawdziwego, żyjącego smoka. Stworzył go z pomocą własnej łuski, która miała być podstawą pierścienia, oraz kamieni, które zbierał w swoim leżu, a które miały być barwą związaną z jego naturą. Podobno złączył to wszystko z pomocą swojego magii, by dać go ukochanej kobiecie.

Byłam w takim szoku, że patrzyłam tylko na niego zbaraniała.

— Ten pierścień… Gdyby dał ci go prawdziwy smok, a ty przyjęłabyś go od niego, oznaczałoby to, że w tym momencie stałaś się jego.

Kiedy wybiła godzina dwudziesta, ja nadal byłam przez to wszystko oszołomiona i zdezorientowana. Akurat siedzieliśmy z Dantem na ławce, a mi cały czas kotłowały się po głowie dalsze słowa jubilera.

„- Oczywiście jest to legenda, nie prawda, ale gdyby była… Stałabyś się jego narzeczoną. Podobno nieliczne pierścienie „Smoczego Oka”, które istnieją do dzisiaj, są uważane same w sobie za uosobienie prawdziwej miłości”.

A potem zaczął gadać o tym, żebym mu go odsprzedała. Facet był niespełna rozumu, jeśli myślał, że po tym co usłyszałam ktoś go jeszcze kiedykolwiek dotknie poza mną i Dantem.

A mówiąc już o nim…

— Marielle, co ten facet ci nagadał? — zapytał w końcu podirytowany. — Odkąd wyszliśmy ze sklepu cały czas milczysz, a jak spojrzałem na faceta niemal płakał… Co mu zrobiłaś?

Prychnęłam, kiedy usłyszałam to głupie pytanie.

— Odmówiłam mu.

— Czego? — zapytał podejrzliwie i nagle wstał. — Idą go zabić — oznajmił, a ja złapałam go mocno za koszulę.

— Zero zabijania — powiedziałam. — I nie o to chodzi. Nie wszyscy są takimi zbereźnikami jak ty.

Wtedy kucnął przede mną i położył dłonie na moje kolana.

— A więc o co chodziło?

Postanowiłam się nie kryć i po prostu podłożyłam palec pod pierścionek, wysuwając go do przodu.

— O to.

Spojrzał na pierścionek, potem na mnie i znów na pierścionek. W jednej chwili ujrzałam zmianę w jego spojrzeniu.

— Chciał go odkupić? — zaśmiał się zgrzytliwie. Bardzo dawno nie słyszałam tego śmiechu — śmiechu pełnego kłamstw. — No cóż, jest troszkę wart — przyznał.

— Wart? — zapytałam, postanawiając, że na razie skupię się na najważniejszym. — Dlatego, że jest zrobiony z bardzo kosztownego białego złota z autentycznymi szafirami i szmaragdami?

Jubiler powiedział mi o tym, gdy zaczął proponować cenę za niego. Legenda legendą, jednak pierścień poza wartością historyczną był także cholernie kosztowny.

— No proszę, wydało się — jego słowa, ton, wszystko było podszyte coraz większym kłamstwem. — Teraz się nie dziwię, że niemal płakał.

— Nie dlatego płakał — wyznałam od razu.

Wtedy poczułam, jak jego ręce na moich kolanach zaczynają się trząść. Zaczął lekceważąco:

— To pewnie było mu żal, że…

— Dante — przerwałam mu. — Powiedział mi.

— „Powiedział”? Co powiedział? Co ten koleś niby mógł wiedzieć? — zaczął nagle opryskliwie.

— Powiedział, że ten pierścionek nazywa się „Smocze Oko”…

— No tak — przyznał do razu trochę spokojniej. — Jest dość rzadko spotykany, podobno nie ma ich wiele. Chyba nie myślałaś, że to prawdziwe smocze oko? — próbował zażartować.

— Nie — przyznałam, jednak zaczęłam powtarzać słowa jubilera. — Zrobiony z łuski smoka. — Na te słowa zesztywniał. — I kamieni z jego leża. Stopiony w jedność z pomocą smoczej magii.

Wtedy wstał gwałtownie i obrócił się do mnie tyłem, zaciskając pięści.

— Dlaczego? — zapytał nagle. — Dlaczego tak cię obchodzi to co mówił? Nawet jeśli to prawda, to czemu tak naciskasz?

— Bo powiedział coś jeszcze — wyznałam cicho.

Nie odwracał się, więc wstałam. Staliśmy pod lampą, naokoło było już prawie ciemno. Ale ja widziałam go tak wyraźnie jak nigdy.

— Powiedział, że smok stworzył go dla ukochanej. I że jakbym przyjęła go od prawdziwego smoka, od tamtej chwili stałabym się tylko jego.

Zerwał się wiatr, jakby w odpowiedzi na targające mną emocje, poruszając moimi włosami, które przesuwały mi się po ramionach.

— Dante… czy to prawda? — zapytałam go. — Czy ja… przyjmując go od ciebie już wtedy…

— Co? Przypieczętowałaś swój los? — zapytał nagle wściekłym głosem.

— Ja… — zaczęłam, lecz wtedy obrócił się do mnie — jego oczy jarzyły się mocą jego smoka.

Rozdział 4

Dante

Byłem zły na tego jubilera i to tak bardzo, że mój smok się przebudził. W rzeczywistości jednak byłem najbardziej zły na siebie.

Spojrzałem na nią Marielle, która zobaczywszy oczy moje go smoka cofnęła się.

— Jestem wściekły — rzekłem, czując, że aż drżę ze zdenerwowania. — To ja miałem ci powiedzieć. Cholera, Ja miałem!

— D… — usłyszałem cichy szept w momencie, gdy znów cofnęła się powoli.

Na ten widok aż zagrzmiałem:

— Nie cofaj się przede mną!

Zamarła i dostrzegłem łzy w jej oczach — opamiętałem się i poczułem jak ostatnia świnia.

— Przepraszam… aniołku, przepraszam… — zachwiałem się i padłem przed nią na kolana. — Przepraszam!

Schyliłem się mocno, niemal dotykając głową ziemi.

— Nie chciałem by to wyszło w ten sposób — wyznałem, czując jak złość zastępuję przerażenie i rozpacz. — Chciałem poczekać, upewnić się… ale najzwyczajniej spieprzyłem to. Gdy dałem ci ten pierścionek… wiedziałem co robię. Jednak byłem zdesperowany — bałem się, że cię stracę i to tak mocno, że postanowiłem związać cię ze sobą w jedyny dla mnie możliwy sposób. Od początku czułem do ciebie aż za wiele, jednak nie wiedziałem wtedy, że jesteś moja partnerką — mój smok zaś musiał poznać cię od razu. Lata mijały, a ja czułem coraz bardziej, że muszę ci to wyjaśnić, jednak bałem się, że źle to zrozumiesz, że… — wtedy poczułem, jak łzy spływają mi po policzkach, a potem kapią na ziemię. — Przepraszam.

Klęczałem tak, bojąc się poruszyć, bojąc odetchnąć… bojąc, że ona ucieknie.

Jednak po chwili wyczułem, że podchodzi do mnie. I pojawił się jeszcze większy strach — strach przed tym, co zaraz usłyszę.

— Wstań — wychrypiała.

Bezradnie pokręciłem głową — nie mogłem. Nie miałem odwagi by choć na nią spojrzeć.

Poczułem, że się poruszyła i dostrzegłem jej kolana zaraz naprzeciwko mnie — musiała klęknąć. Jednak to jej dalsze działania mną wstrząsnęły — przytuliła twarz do mojej głowy i od razu wyczułem zapach jej łez.

Milczała jednak, roniąc je w absolutnej ciszy.

— Marielle — poprosiłem w końcu. — Odezwij się.

— Czy ja naprawdę jestem twoja? — zapytała.

A ja wyznałem:

— Tak. — Nie umiałem kłamać. Nie jej.

— Czy… — zaczęła. — Czy ta część z narzeczoną… czy ona…

— Jeszcze nie — zacisnąłem mocno powieki. — Jest to jedyna rzecz, jakiej jeszcze nie zrobiłem. Dlatego założyłem wtedy pierścionek na łańcuszek. Chciałem… chciałem, gdy wyjaśnię ci wszystko… założyć ci go na palec — wyznałem z bólem. — Ale teraz… nie wiem nawet, czy mogę cię o to prosić.

Jej płacz się wzmógł, jednak nagle usłyszałem:

— Chcesz… chcesz, mieć za żonę taką jędzę jak ja?

Otworzyłem ciągle mokre oczy i wpatrzyłem się w ziemię, czując coś w sobie — w Niej.

Te słowa…

— A czy ty chciałabyś takiego dupka jak ja? — zapytałem, łapiąc się ostatniej nadziei.

Tymczasem płacz — o ile mógł — stał się jeszcze większy.

— Ale my nie możemy… — wyszeptała, a ja poczułem smagnięcie przeraźliwego bólu. Resztki nadziei znikały jak…

— Jesteśmy jeszcze niepełnoletni — wychlipała, drżąc na całym ciele. — Kto nam udzieli ślubu?

— Marielle — wyszeptałem, czując się, jakbym znalazł się we śnie. — A gdybyśmy… gdybyśmy jeszcze poczekali… — Nie wierzyłem, że to się dzieje. — Przyjęłabyś pierścionek… a potem wyszła za mnie?

— Nie chcę nikogo innego — chlipała dalej, tuląc moją głowę coraz mocniej. — Nie chcę. Chcę ciebie z twoim smokiem, chcę… mieć z tobą w przyszłości dzieci — wyznała, a mi puściły hamulce.

Podniosłem się i przytuliłem ją mocno do siebie, a ona wczepiła się we mnie, szukając ze mną bliskości.

Podniosłem się z nią na rękach i usiadłem na ławce, sadowiąc ją na swoich kolanach.

Przez ponad godzinę nie robiliśmy nic innego, tylko tuliliśmy się do siebie mocno.

— Marielle — poprosiłem w pewnym momencie cicho. — Spójrz na mnie.

Wzięła głęboki, drżący oddech, tuż przy mojej skórze i spojrzała na mnie przez nadal wilgotne oczy.

— Wyjdziesz za mnie?

Usłyszawszy to zaczęła śmiać się przez łzy.

— A czy Goku i ChiChi się pobrali?

Też się zaśmiałem. Goku i ChiChi byli postaciami z japońskiego anime zwanego Dragon Ball. Gdy po raz pierwszy przyjechała do mnie do domu te trzy lata temu, miała na sobie koszulkę z tej serii.

Dzięki temu od razu złapaliśmy kontakt — oboje byliśmy fanami tej „animacji” i czasami nawiązywaliśmy do niej w czasie rozmów, przypominając sobie tamten dzień… i wiele późniejszych.

— Tak — przyznałem i zdjąłem pierścionek z jej łańcuszka.

Zapiąłem go w ciszy z powrotem na jej szyi, a potem drżącą ręką ująłem jej dłoń, wkładając na palec pierścień.

Kiedy to robiłem obiecałem jej: