Opowieść o Wojnie i Tęsknocie - Dragona Rock - ebook

Opowieść o Wojnie i Tęsknocie ebook

Dragona Rock

5,0

  • Wydawca: Ridero
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2022
Opis

„Opowieść o Wojnie i Tęsknocie” to kolejna historia osadzona w Świecie Innych, opowiadająca losy rodzin Marielle i Dantego. Tym razem tom skupia się na przeszłości rodziców Dantego: Astry i Dereka, którzy przewodzą rodziną pełną demonów oraz dziadkach Marielle — Weronice i jej dawno nie żyjącym mężu: Christianie, których losy okazały się bardziej zawiłe, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Jak Dante i Marielle przyjmą te wszystkie rewelacje i jakie będą miały one dla nich konsekwencje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

czekam
00

Popularność




Dragona Rock

Opowieść o Wojnie i Tęsknocie

"InnI" Tom 5

Zdjęcie na okładce© frenta - stock.adobe.com

Projektant okładkiKarolina "Drago" Janik

© Dragona Rock, 2021

© Karolina "Drago" Janik, projekt okładki, 2021

„Opowieść o Wojnie i Tęsknocie” to kolejna historia osadzona w Świecie Innych, opowiadająca losy rodzin Marielle i Dantego. Tym razem tom skupia się na przeszłości rodziców Dantego: Astry i Dereka, którzy przewodzą rodziną pełną demonów oraz dziadkach Marielle — Weronice i jej dawno nie żyjącym mężu: Christianie, których losy okazały się bardziej zawiłe, niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Jak Dante i Marielle przyjmą te wszystkie rewelacje i jakie będą miały one dla nich konsekwencje?

ISBN 978-83-8273-212-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Serce Żołnierza

Prolog

Astra i Derek

Charlotte płakała, a jej drobnym ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Jej przyjaciółka i zarazem mama męża jej córki — Astra — nie mogła znieść jej rozpaczy.

Dzień wcześniej pochowali mamę Charlotte, Weronikę. Z tego, co Astra wiedziała, ani Charlotte, ani jej mąż Shawn, nie mieli już żadnej rodziny.

Astra wiedziała, jak to jest być zdaną tylko na siebie. Choć odnalazła swoją rodzinę, z którą teraz nie chciała się rozstawać, to jako nastolatka straciła oboje rodziców i — dopóki nie poszła na studia — myślała, że jest na świecie całkiem sama.

Przygarnęła mocno przyjaciółkę, by pogłaskać ją po głowie.

— No już skarbie — mruczała delikatnie. — Wiedziałaś, że ten dzień nadejdzie.

Weronika, podobnie jak ona sama, była reinkarnacją Demona, lecz straciła partnera jeszcze w czasie, gdy Charlotte nie znała swojego męża.

Przeżyła bez niego około dwudziestu pięciu lat. Był to chyba najdłuższy rekord, jaki kiedykolwiek pojawił się u Demonów.

Mówiło się, iż Demon nie może przetrwać bez partnera. Kiedy traci go w sposób nieoczekiwany, zwykle zakańcza swoje życie niemal w tej samej chwili.

Lecz Weronika przeżyła bez niego dwadzieścia pięć lat. I — choć Charlotte opowiedziała jej w skrócie historię jej mamy — to nadal wiele kwestii było nierozwiązanych.

— Wiedziałam — przyznała Charlotte ze szlochem. — Ale to nadal boli.

Astra przytuliła ją jeszcze mocniej.

W pewnej chwili do domu wrócili Shawn i Derek — do tej pory stali na zewnątrz — i obie kobiety pozwoliły im się utulić.

Ani Astra — ani Derek — nie chcieli widzieć ich rozpaczy, dlatego kobieta zaczęła:

— Charlotte, opowiadałam ci o swoim dzieciństwie?

Charlotte pociągnęła nosem i spojrzała na przyjaciółkę, ciągle przytulona do męża.

— Nie — wyznała ochryple. — Opowiadałaś tylko o tym, że twoi rodzice zginęli w jakimś wypadku.

— Tak — przyznała. — Miałam dziesięć lat.

I Charlotte, i Shawn, spojrzeli na nią w ciszy.

— Wychowywałam się w domu dziecka — wyjawiła. — Zanim spotkałam Dereka, nawet nie wiedziałam, że mam jakichś bliskich.

Charlotte zamrugała.

— Ale ty masz wielką rodzinę — powiedziała zaskoczona.

Była to prawda — wszyscy, którzy żyli w domu wraz z Astrą i Derekiem, byli od strony kobiety.

— Tak. Jednak moi rodzice odeszli od nich. Chodziło mniej więcej o to, że dziadkowie nie chcieli zaakceptować faktu, iż oboje są ludźmi i nie chcą nawet myśleć o szukaniu partnera Demona.

Shawn zapytał domyślnie:

— Pochodzili z jednej rodziny?

— Wiem, że byli bardzo dalekimi kuzynami. Taki związek jest legalny, lecz — gdy żyli jeszcze dziadkowie — to kładli oni wielki nacisk na to, by ludzie w rodzinie czekali na demonicznego partnera.

— A jeśli żaden z nich nie miał go mieć?

— Wtedy albo odchodził z rodziny, albo pozostawał sam, by nie rozrzedzać bardziej Demonicznej krwi.

Charlotte była w szoku.

— Chcesz powiedzieć… że zależało im tylko na tym, by umocnić waszą krew?

— Nie tylko. Uważali, że Demony są lepsze niż zwykli ludzie. Nie tylko silniejsi, ale i inteligentniejsi, bardziej zaradni. Uważali, że zwykły człowiek jest praktycznie kaleką.

Shawn spojrzał na przyjaciela, który od razu odwzajemnił jego wzrok ze spokojem.

— Jak wam się udało?

Derek uśmiechnął się lekko.

— Mam dar, przyjacielu.

— Skarbie… — jego uwaga od razu skupiła się na żonie. — Opowiedzmy im naszą historię.

— Jesteś pewna?

Zanim odpowiedziała zobaczyli, jak w progu domu stają Dante i Marielle, oboje ciągle zapłakani.

— Możemy też posłuchać? — zapytała Marielle.

Astra i Derek wymienili spojrzenia.

Widać nadszedł czas, by poznali prawdę. Lecz problem polegał na tym… czy ją zwyczajnie zaakceptują?

Rozdział 1

Derek

Byłem bardzo młody, gdy zaciągnąłem się do wojska, bo ledwo wyrosłem z pieluch, a już interesowałem się wojaczką.

Jako dzieciak zawsze bawiłem się z innymi chłopakami w wojnę — i zawsze, nie wiem czemu, wybierali mnie na przywódcę.

Kiedy skończyłem osiemnaście lat, zamiast przejąć firmę po starym ojcu, postanowiłem wyjechać na swoją pierwszą, prawdziwą wojnę.

Można by rzec, że marzyłem o tym — fascynowała mnie broń, strategie, wszystko to, co łączyło się z planowaniem i wygrywaniem bitew.

Służyłem w Iraku i paru innych miejscach całe — lub tylko — siedem lat. Miałem kilka orderów, niewiarygodnie szybko awansowałem — w wieku dwudziestu czterech lat miałem już stopień kapitana.

Lecz moja ostatnia bitwa… cóż, zmieniła wszystko.

Przez te lata straciłem wielu kompanów — widziałem pełno zwłok, nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Dotąd jednak aż tak mnie to nie wzruszało… sądzę, że można by powiedzieć, że stałem się obojętny na to, co dzieje się wokół mnie. Liczyło się tylko jedno — Wygrana.

Nim się zorientowałem, zaczęła ogarniać mnie ciemność. Moja dusza zaczęła obojętnieć, tak samo, jak umysł.

Nic mnie nie wzruszało — nic nie cieszyło, poza zwycięstwem.

A jednak tamta bitwa — bitwa, która powinna być taka, jak każda poprzednia, zmieniła wszystko.

Namierzyłem grupę terrorystów, którzy więzili kobiety i dzieci… A przynajmniej tak myślałem.

Kiedy wbiliśmy do środka z moimi ludźmi, byłem całkowicie spokojny — jednak, kiedy tylko zobaczyłem, co tam się dzieje, mój spokój zwyczajnie zniknął.

Byłem świadkiem wielu makabrycznych rzeczy, ale ten widok sprawił, że stałem — podobnie jak pozostali — w szoku, nie mogąc się ruszyć.

W środku nie było ciał — były tam resztki tego, co można ciałami nazwać. Wyglądało to tak, jakby ktoś — lub coś — żerowało na pozostałościach zwłok kobiet i dzieci, które były rozczłonkowane i rozrzucone po całym pomieszczeniu.

Nigdy nie zapomnę ani tego widoku, ani tego zapachu.

Kiedy tak staliśmy, nagle usłyszeliśmy dźwięk — chichot, tak przerażający, że nawet ja miałem ochotę uciec.

A to, co wyszło zza jednych drzwi, na pewno nie było człowiekiem.

Tak dowiedziałem się o istnieniu Demonów.

To coś wybiło moich ludzi — sam przeżyłem, choć już myślałem, że zginę, ciągnąc poczwarę za sobą… a przynajmniej mając nadzieję, że mi się to uda. Na szczęście granat, wciśnięty w pysk tego czegoś, załatwił sprawę.

Myślałem, że umrę, lecz ocknąłem się w szpitalu. Mój przełożony wyjaśnił mi, co się stało –okazało się, że dobrze wiedział o Demonach, tak samo, jak część Rządu na całym świecie. A przeżyłem tylko dlatego, że jeden z moich ludzi, który jeszcze żył, rzucił się resztką sił, by mnie ratować.

I zrozumiałem, że moja dziecięca fascynacja przerodziła się — zamiast w chęć pomocy — w całkowite zimno. Zimną kalkulację — chłodne spojrzenie.

Zapomniałem, czym jest dobro, co to znaczy się o kogoś troszczyć.

Tamtego dnia, będąc sam w szpitalu — nie mając wokół siebie nikogo, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem, co to jest normalne życie.

Rozdział 2

Derek

Odszedłem z wojska, choć próbowano mnie zatrzymać. Miałem dwadzieścia pięć lat i żadnych większych perspektyw na to, co mogę robić. Jedyne, co potrafiłem, to walczyć i dobrze strzelać.

Więc użyłem tych atutów.

Znalezienie pracy, jak się okazało, nie było trudne dla faceta z moim doświadczeniem i wiekiem — wręcz otwierali ramiona, gdy się do nich zgłaszałem. Nająłem się jako ochroniarz — wytrzymałem jednak tylko rok. Użeranie się z ludźmi było mordęgą, a ja nadal, jak szybko pojąłem, nie chciałem parać się czymś, co choć trochę było związane z wojaczką.

W pewnej chwili zrozumiałem, że to, co się stało, złamało mnie.

Patrzyłem na ludzi, co chwilę łapiąc się na tym, że szukam w nich oznak tego, że są Demonami. U niektórych potrafiłem to dostrzec — rozpoznawałem ruchy, chód — drobne elementy, które były oznaką ich przynależności do świata Demonów.

W pewnym momencie zamknąłem się w mieszkaniu i siedziałem tam, pijąc.

Aż mnie tknęło — nie musiałem tak żyć.

Zacząłem się przełamywać — spotykałem się z kobietami, głównie napotkanymi w klubach, których stałem się częstym gościem i to głównie po to, by rozładować własną frustrację. Poznałem też w nich kilku facetów, z którymi się zakolegowałem.

Jeden z nich miał dziewczynę — wszyscy psioczyliśmy na to, lecz tak naprawdę zazdrościliśmy mu. I, tak obserwując tę dwójkę, po raz pierwszy zapragnąłem mieć kogoś takiego — kogoś ważnego.

Jako dzieciak trochę interesowałem się dziewczynami, lecz moja chęć walki była mocniejsza. Ojciec nawet myślał, że jestem gejem, bo nigdy nie przyprowadziłem do domu żadnej kobiety.

Ojciec… jego wspomnienie po raz pierwszy spowodowało, że odczułem ból.

Walczył o mnie do samego końca — nigdy nawet mu nie podziękowałem za to, że wychował mnie praktycznie sam. Od jego śmierci minęło kilka lat, a ja uświadomiłem sobie dopiero teraz, że nie dałem mu nic.

Po tym, jak to sobie uświadomiłem, pożegnałem kolegów i udałem się w środku nocy na cmentarz.

— Cześć staruszku — wyszeptałem, stojąc nad grobem.

Jednak — jak łatwo było przewidzieć — odpowiedziała mi tylko cisza.

Od tamtego dnia zacząłem chodzić na jego grób regularnie, lecz w pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mogę już więcej tu być, żyć w taki sposób — on by tego nie chciał. Musiałem więc zmienić swoje życie.

Przeglądając strony internetowe dość szybko znalazłem to, czego szukałem, jednak nie spodziewałem się, że będzie to na sprzedaż.

Firma mojego ojca.

Znajdowała się w małym miasteczku tu, na terenie Irlandii. Jej położenie nie było zbyt zachęcające, mimo tego że — w tej konkretnej lokalizacji — było bardzo dużo uczelni, w tym te wyższe.

Miałem sporo oszczędności — będąc w wojsku trzymałem się w ryzach, lecz widać nadszedł czas to wykorzystać.

Może i nie przejąłem firmy po ojcu, lecz miałem zamiar uczynić wszystko, by odzyskała dobre imię.

Rozdział 3

Derek

Musiałem przyznać — było ciężko.

Kupiłem firmę, nająłem kilku ludzi, lecz miałem jeden, maleńki problem — brakowało mi wiedzy na temat tego, Jak zarządza się firmą.

Miałem dobre stosunki ze swoimi pracownikami — chłopaki byli chętni do pracy, lecz nie do końca potrafiłem zapanować nad organizacją tego wszystkiego.

Ja: strateg wojskowy, jeden z najmłodszych kapitanów w historii wojska — nie potrafiłem ogarnąć takich rzeczy jak księgowość, czy cholerne rachunki.

Jak się okazało, matematyka nie miała aż tak wiele wspólnego z obmyślaniem strategii, jak dotąd myślałem.

Komputer był mi bardzo dobrym przyjacielem, lecz — mimo programów, które miały mi pomóc wszystko po ogarniać — nadal miałem problemy.

Żałowałem, że nie było ze mną taty.

— Szefie… — spojrzałem, ze zmarszczonymi brwiami, znad rachunków na stojącego w drzwiach Emila, który był jednym z najbardziej ogarniętych pracowników, jakich miałem. — Nie myślał szef o zatrudnieniu księgowej?

— Dam sobie radę — burknąłem od razu.

Wtedy Emil zaczął stąpać nerwowo, aż zmarszczyłem na niego brwi jeszcze bardziej, więc po chwili się poddał i wypalił:

— Szefie, jesteś świetny, ale boimy się, że — jak tak dalej pójdzie — to stracimy robotę.

— Niby czemu?

— Mamy kolejne zlecenie — wyjawił i poczułem, jak świecą mi się oczy. — Ale nie wiemy, jak mamy to wszystko pogodzić. Jest nas za mało i nie umiemy się zgrać. To wszystko jest…

Wtedy w końcu zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. Ludzie lubili u mnie pracować, byli lojalni, lecz pojąłem, że sam ze wszystkim nie podołam. Zarządzanie, rachunki, księgowość — to wszystko było ponad mnie. Sam siebie oszukiwałem, gdy mówiłem, że bez niczyjej pomocy się wszystkiego nauczę.

Matka jednego z pracujących dla mnie mężczyzn była kiedyś księgową — zaoferowała, że mi pomoże, jednak tylko na jakiś czas.

Musiałem się podszkolić i ta podsunęła mi, bym poszedł na studia, na Zarządzanie. Podobno uczelnia była połączona z kierunkiem księgowości i zasugerowała, bym — tak przy okazji — poszukał tam kogoś do pomocy.

Wpierw wydawało mi się to przegięciem — wcale nie miałem ochoty wracać do szkoły, na dodatek po tylu latach pracowania.

Ale czy miałem jakieś wyjście?

Rozdział 4

Astra

Ta laska mnie denerwuje. Odkąd tylko się pojawiła, zachowuje się jak cholerna księżniczka.

— Mnie to mówisz? Krew mnie zalewa, jak widzę jej minę.

Byłam na drugim końcu sali wykładowczej, ale dobrze to słyszałam. Zwykle mój słuch się przydawał, lecz nie w takich chwilach.

Zamknęłam zeszyt wolnym, spokojnym ruchem i spojrzałam w okno, przy którym siedziałam.

I znów coś usłyszałam, lecz tym razem z ust chłopaków.

— Jezu, zjadłbym ją z przyjemnością, gdyby nie ta mina.

— Jak byście ją określili?

— Sexy — uznał jeden.

— Może i tak — przyznał drugi. — Ale jest takie określenie… cholera, ostatnio o tym mówiliśmy.

Wtedy wstałam — już skończyłam to, co miałam zrobić, więc ruszyłam do drzwi, przy okazji podchodząc do wykładowcy, który spojrzał na mnie z wyraźnym uwielbieniem.

Byłam najlepszą studentką na kierunku księgowości, jaka znajdowała się w pierwszym roczniku, lecz był to tylko jeden z powód, dla których mnie uwielbiał. Dobrze wiedziałam, iż on, tak samo, jak ponad połowa facetów w mieście, fantazjuje, by dostać się do mojej bielizny.

Kiedy byłam już przy drzwiach, dosłyszałam określenie, którym ochrzczono mnie już pierwszego dnia studiów.

— Jest jak piękna Królowa Lodu.

Idąc korytarzem wyraźnie czułam na sobie zazdrosne spojrzenia kobiet i lubieżne mężczyzn.

Nie prosiłam się o to, lecz nauczyłam się przez lata jednej rzeczy: że to nie ważne czy ukryję się pod prostackimi ciuchami, czy będę podążać za modą — ludzie i tak będą widzieć we mnie tylko to, co sami będą chcieli.

Dlatego w pewnej chwili uznałam, że mam dość — dość chowania się, czy bycia kimś, kim nie jestem.

W mojej szafie znajdowały się wyłącznie czarne ciuchy. Tak samo czarne, jak moje — teraz długie za ramiona — naturalnie wijące się niczym węże włosy. Lecz nie były to ciuchy, które miała w swojej szafie „zwyczajna” kobieta.

Ceniłam elegancję, ale i nutkę erotyzmu. Chciałam się podobać — mimo wszystko. Pozwalało mi to choć na przygodny romans, który kończył się w momencie, gdy się z kimś przespałam.

Nie chciałam być z facetem, który traktowałby mnie jak trofeum, czy ładną ozdóbkę.

Wiedziałam, że moja mina jest trochę zbyt spokojna i wyniosła, ale duma była jedyną rzeczą, jaką w sobie naprawdę ceniłam i nie miałam zamiaru pozwolić, by ktoś mi ją odebrał.

Raz na to pozwoliłam — było to krótkie i bolesne, lecz pokonałam to i teraz byłam w tym miejscu, co jestem. Obiecałam sobie jednak jedną rzecz: drugiego razu nie będzie.

Nigdy.

Rozdział 5

Astra

Spacerowałam po miasteczku, czekając na następne zajęcia, kiedy nagle wyczułam, że ktoś mi się przygląda. Nie był to pierwszy raz, lecz moja druga natura ostrzegła mnie, że to zainteresowanie nie jest do końca zdrowe.

Zamyśliłam się i pojęłam, że nie mam zbyt wiele opcji — nie dałam jednak nic po sobie poznać i poszłam dalej, zwalniając jednak delikatnie krok, udając, że interesują mnie towary w witrynach sklepowych. Byłam czujna i gotowa, by w razie czego ruszyć do akcji.

W trakcie zajęć zdążyłam zapomnieć o tamtym wzroku — zniknął, jeszcze zanim wróciłam na uczelnię, dlatego przestałam się nim przejmować.

Nim pojęłam zadzwonił ostatni dzwonek mojej ostatniej dzisiaj lekcji, więc zaczęłam zbierać się do wyjścia i powrotu do domu — niechcący podsłuchałam jednak pewną rozmowę, najprawdopodobniej dziewczyn z innego kierunku.

— Nie mogę się na niego napatrzeć. Skąd on się tu wziął?

— Nie wiem, ale podobno jest właścicielem firmy budowlanej.

— Co? Żartujesz! On wygląda bardziej jak jakiś komandos, a nie budowlaniec.

— Hej, miałam to samo wrażenie! Zauważyłyście ten jego spokój?

— To akurat fasada — wyznała jedna. — Słyszałam, że — już pierwszego dnia — podbiła do niego zgraja dziewczyn z ostatniego roku Finansów. Udawał obojętnego, ale tak naprawdę był strasznie zażenowany!

— To on jest nieśmiały?

— Bardziej bym powiedziała, że słodki!

Na to ostatnie aż zakręciłam oczami. Gdyby to mnie napadła zgraja rozchichotanych, rozochoconych dziewczyn, to też byłabym zażenowana, a nawet chciała od nich uciec. Do tego… słodki facet? O wyglądzie komandosa?

Chyba kogoś poniosła wyobraźnia.

Kiedy wyszłam poza teren uczelni i skierowałam w stronę przystanku autobusowego, nagle poczułam coś znajomego, aż mimowolnie przystanęłam.

Czułam tamto spojrzenie — ktoś mnie obserwował, jednak nie mogłam pozwolić, by mnie śledził i dowiedział, gdzie mieszkam.

Musiałam to zakończyć — teraz, bo inaczej czułam, że będę tego żałować.

Ruszyłam dalej, jak gdyby nigdy nic i po chwili skręciłam między drzewa, do małego parku. Szłam powoli, wyczuwając, że ten ktoś za mną podąża.

W pewnej chwili wskoczyłam między zarośla i przyczaiłam się — byłam w tym naprawdę dobra. Bez żadnego ruchu, bez najmniejszego dźwięku czekałam, aż do chwili, gdy go zobaczyłam… i aż zamrugałam na jego widok.

Zobaczyłam prawie dwumetrowego faceta o krótkich, przyciętych po wojskowemu, czarnych włosach i niesamowicie piękną budową ciała. Był mocno zbudowany, szeroki w barach, jednak jego ubranie było dość „luźne” — miał na sobie koszulę w czarno-czerwoną kratę i opięte, ciemne dżinsy.

A kiedy przeszedł luzacko obok mnie, od razu się zorientowałam, że to nie on mnie śledził.

— Witaj kiciu.

Rozdział 6

Derek

Nim się obejrzałem skakałem między krzaki, zaalarmowany kobiecym krzykiem.

I zobaczyłem tam faceta, który w biały dzień próbował dobrać się do zaskoczonej kobiety.

Lata spędzone na wojaczce zrobiły swoje i rzuciłem się na niego, poderwałem na nogi, po czym powaliłem jednym ciosem w brzuch, aż stracił przytomność.

— Halo, policja? — już dzwoniłem na komisariat. — Właśnie obezwładniłem faceta — próbował zgwałcić kobietę. Jesteśmy w parku…

Wyjaśniłem lokalizację, po czym schowałem komórkę do kieszeni i spojrzałem na kobietę, gotów jej pomóc.

Ona jednak nie wydawała się roztrzęsiona — co więcej, stała wyprostowana i ze stoickim spokojem otrzepywała swój czarny płaszcz z jesiennych liści.

— Dobrze się pani czuje? — zapytałem dla pewności, trochę zaskoczony jej opanowaniem.

— Tak — przyznała głosem, który był bardzo niski jak na kobietę.

Brzmiał… wręcz erotycznie.

— Na pewno? — dopytałem podchodząc do niej, by samemu to sprawdzić.

No i chciałem, by znów się do mnie odezwała.

— Tak, dziękuję.

„Jej mina jest zbyt spokojna” — stwierdziłem. — „Wręcz trochę wyniosła… ale ten głos… w żadnym stopniu taki nie był”.

Nagle kobieta zerknęła na mężczyznę, który ciągle leżał nieprzytomny.

— Nie lepiej byłoby go jakoś przytrzymać? — zapytała, a mnie momentalnie oblało ciepło.

O tak, ten głos nie był wyniosły.

— Co? No tak… — wtedy usłyszeliśmy zbliżające się, policyjne syreny. — Niech pani poczeka.

Złapałem ręce faceta, po czym odpiąłem pasek swoich spodni.

Od razu poczułem na sobie jej spojrzenie i zerknąłem w jej stronę, widząc, jak unosi na mnie czarną jak noc brew.

— Robi pan striptiz?

Uśmiechnąłem się na to.

— Może innym razem — powiedziałem i wyciągnąłem pasek ze szlufek. — Pasek to idealne narzędzie, kiedy nie ma czym kogo związać.

Przez chwilę milczała, więc związałem go w ciszy, lecz w końcu usłyszałem:

— Mówi pan, jakby miał w tym doświadczenie.

— Mam — przyznałem od razu i wstałem, widząc, jak podbiegają do nas policjanci.

Po chwili spojrzałem na nią z uśmiechem i wyjawiłem:

— Byłem w wojsku, trochę się tam nauczyłem.

Rozdział 7

Astra

Był… interesujący.

Stałam z boku, gdy opowiadał policjantom, co się stało. Sama także byłam przesłuchiwana, lecz moją uwagę zadziwiająco mocno skupiał właśnie on.

Zwykle ceniłam u mężczyzn szczyptę wyrafinowania i elegancji, choć lubiłam, gdy byli też męscy. Tymczasem on… był męski aż do bólu.

Niecałe dwa metry i pięknie ukształtowane ciało było jednym, ale on wręcz emanował swobodnym magnetyzmem. Jego ruchy, postawa — wszystko było bardzo swobodne i niewymuszone, choć zarazem minimalistyczne. Wydawało się, że każdy ruch miał z góry przemyślany i zredukowany do minimum, by to jego fantastyczne ciało w żaden sposób się nie przeforsowało. Ruszał się wolno, lecz sprężyście — nie był sztywny, a była to pierwsza rzecz, jaka przychodziła mi do głowy, gdy myślałam o wojskowych. Tak naprawdę jedynym, co potwierdzało, iż można mieć do czynienia z jakimś żołnierzem, to jego fryzura — choć jego włosy i tak były trochę dłuższe, niż pokazywali to w telewizji.

— Pani Astro, ostatnie pytanie — znów skupiłam się na policjancie, który mnie przesłuchiwał. — Czy jest pani pewna, że go nie zna?

Znów spojrzałam na skutego, niedoszłego gwałciciela, który dochodził do siebie powoli po ciosie od Pana Apetycznego.

Hmm… chyba spodobał mi się bardziej, niż sądziłam.

— Nie — powtórzyłam, przyglądając mu przez chwilę. — Pierwszy raz go widzę.

Jednak zorientowałam się, że on musiał mnie znać — jego powitanie, zanim się na mnie rzucił, jasno mi powiedziało, że wie, kim jestem.

Kim… i czym.

Rozdział 8

Derek

Kiedy następnego dnia szedłem na uczelnię, myślałem o tamtej kobiecie.

Gdy policjanci w końcu nas zostawili, podszedłem do niej jeszcze raz i zapytałem:

— Może odprowadzić panią do domu?

Spojrzała wtedy na mnie, nadal nadmiernie spokojna i rzekła:

— Nie, ale dziękuję.

Po czym zwyczajnie odeszła, ale miałem dziwne wrażenie, że to nie do końca było to, co chciała powiedzieć.

Ale może ponosiła mnie wyobraźnia?

Tak czy inaczej, kiedy następnego dnia byłem już w budynku uczelni, przywitałem się z paroma kolegami, których poznałem na kierunku.

— Słyszałem, że jesteś bohaterem — stwierdził nagle jeden z nich i zaczęła się dyskusja.

Nie zwracałem na to zbyt dużej uwagi, przyzwyczajony do takich rzeczy, lecz wtedy zapytali mnie:

— Co to była za dziewczyna, której pomogłeś? Mój kuzyn, który z tobą rozmawiał, powiedział, że to była jakaś cudna laska!

Wzruszyłem ramionami, lecz od razu stanął mi przed oczami jej widok.

— Tak — przyznałem. — Była bardzo piękna.

— Jak wyglądała?

— Cóż, była dość wysoka. Miała długie, czarne jak noc włosy i oczy jak połączenie szafirów i szmaragdów.

Ich gwizdy mnie zaskoczyły.

— Co jest?

— Gadasz jak poeta — stwierdził jeden z nich. — Ty na serio byłeś w wojsku? W ogóle takiego nie przypominasz.

— Bo to stare dzieje — zauważyłem i zmieniłem temat.

Wcale nie miałem ochoty poruszać tego tematu.

Kiedy zajęcia się skończyły, tamci wrócili do dyskusji na temat kobiety.

— Na weź, musisz pamiętać więcej szczegółów.

— To znaczy?

— No wiesz… — jeden uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej. — Balony.

— I tyłek — uzupełnił drugi.

Zamrugałem.

— Akurat na to nie zwróciłem uwagi.

Aż się zachłysnęli.

— Facet… co ty gejem jesteś?

Od razu zmarszczyłem brwi.

— To, że nie spojrzałem akurat tam, nie robi ze mnie geja.

— Ale gościu… jaki normalny facet patrzy tylko na twarz?

Przystanąłem — to się robiło głupie.

— Jaki? — zapytałem. — Może na przykład taki, który widzi więcej niż tyłek i cycki — to nie z nimi się rozmawia.

— A kto tu mówi o gadaniu? — zapytali, a ja po raz pierwszy się zorientowałem, jak bardzo różniłem się od zwykłego faceta w swoim wieku.

Za dużo przeszedłem — miałem więcej doświadczenia niż nie jeden starzec. I teraz, stojąc tu z nimi, taki się właśnie czułem.

Stary.

— Jezu, patrzcie — nagle odezwał się jeden z nich. — To ta laska. Nigdy się na nią nie napatrzę.

— Dałbyś już sobie spokój — stwierdził drugi. — To nie twoja liga.

— A niby czemu?

— No bo spójrz na nią. Ta jej mina spokojnej, lodowej księżniczki… i te ciuchy. Założę się, że pochodzi z jakiejś bogatej rodziny, albo puszcza się na prawo i lewo, żeby zarobić na to wszystko.

Kiedy to usłyszałem, aż się we mnie zagotowało. Jak mogą mówić tak o kobiecie, której nawet nie znają?

Sam poznałem ich wiele, choć moja własna matka porzuciła mnie i ojca, kiedy byłem mały. Ostatnio się do mnie odezwała, jednak na razie nie potrafiłem jej nic powiedzieć.

Poznałem jednak ich dość, żeby wiedzieć, że w większości to cudowne i troskliwe istoty, które chronią najbliższych. I, choć spotkałem też wiele z nich, które były po drugiej stronie frontu, to nauczyłem się jednego: Każda z nich zasługuje na szacunek.

Tak więc, kiedy śmiali się z tego durnego tekstu, złapałem za wsiaż tego, który zrobił ostatni komentarz — od razu wszyscy zamilkli.

— Cenisz swoje zęby? — zapytałem cicho.

— C-Co? — nie rozumiał.

— Jeśli tak… — mówiłem cichym i śmiertelnie spokojnym tonem — …to posłuchaj. Poznałem kobiety, które jednym ciosem urwałyby ci jaja lub złamały kark. Nigdy nie oceniaj kobiety, nim jej nie poznasz, bo nim się zorientujesz, znajdziesz się w rowie.

Czułem jego strach — po raz pierwszy odezwał się we mnie dawno niewidziany żołnierz.

Puściłem go, a ten odskoczył jak oparzony — ja jednak patrzyłem na niego bez wyrazu.

— Jesteś popieprzony — orzekli moi „koledzy” i wręcz ode mnie uciekli.

Nie przejęty, kiedy zwiewali, zerknąłem w stronę dziewczyny, o której mówili.

I napotkałem przejęty wzrok szafirowo-szmaragdowych oczu.