TU jest moja granica. Jak reagować na sygnały, które wysyła twoje ciało - Rolf Sellin - ebook

TU jest moja granica. Jak reagować na sygnały, które wysyła twoje ciało ebook

Sellin Rolf

4,0

Opis

Czy często masz poczucie, że pozwalasz ludziom przekraczać swoje granice?

Czy potrafisz rozpoznać ten moment?

Jak sobie z tym radzisz?

TU jest moja granica to książka, z której dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć o swoich (i nie tylko) wewnętrznych granicach:

• Co robić, gdy czujesz, że twoje ciało spina się w reakcji na zachowanie innych?

• Jak odważanie mówić „nie” i wyrażać swoje zdanie?

• Kiedy i jak w bezpieczny sposób pozwolić otoczeniu na więcej?

• W jaki sposób poszerzać swoje granice, by zapewnić sobie zdrowy rozwój?

• Jaką rolę w wytyczaniu granic odgrywa dzieciństwo i jak wspierać dzieci w tym procesie?

Test samooceny, przystępnie wyłożona teoria i praktyczne porady, które znajdziesz w tej książce, pomogą ci stworzyć własną mapę wewnętrznych granic. Dzięki temu nie tylko zwiększysz swoją asertywność, ale i zaczniesz bardziej świadomie budować relacje rodzinne i zawodowe, przyjaźnie oraz związki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (10 ocen)
5
2
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
klaudiadom1993

Z braku laku…

Jako psycholog nie mogę ocenić wyżej. Mimo to, myślę że niekiedy może pomóc zwłaszcza osobą które mają trudność z zadbaniem o swoje granice. Natomiast autor balansuje na krawędzi wiedzy naukowej a parazjawisk i to trzeba mieć na względzie. Książka ta nie zastąpi profesjoanalnej terapii.
20
VerekRJ

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka. W innowacyjny i bardzo obrazowy sposób opisuje, jak wiele czynników składa się na nasze granice.
00

Popularność




Też tak czasem masz?

Czy czę­sto trudno ci odmó­wić czy­jejś proś­bie?

Czy zda­rza się, że pra­cu­jesz bar­dzo długo bez żad­nych przerw, by następ­nego dnia stwier­dzić, że na nic nie masz siły?

Czy czę­sto dajesz z sie­bie wię­cej, niż byłoby to wska­zane, patrząc z per­spek­tywy czasu?

Czy w pew­nych sytu­acjach był­byś zdolny wpaść w furię? A może rze­czy­wi­ście w nią wpa­dasz?

Czy zda­rzyło ci się zerwać kon­takty, które wcze­śniej były bar­dzo bli­skie?

Czy masz cza­sem poczu­cie, że zbyt długo wysłu­chu­jesz innych, pod­czas gdy nikt nie chce wysłu­chać cie­bie, gdy tego potrze­bu­jesz?

Czy spę­dza­nie czasu z innymi ludźmi czę­sto uwa­żasz za wyczer­pu­jące?

Czy w kon­tak­tach z innymi zda­rza ci się tra­cić z oczu wła­sny punkt widze­nia?

Czy czu­jesz przy­mus zga­dza­nia się z innymi i przyj­mo­wa­nia ich punktu widze­nia?

Czy zda­rza ci się długo wykrę­cać od odpo­wie­dzi, gdy nie chcesz przy­jąć zapro­sze­nia?

Czy zda­rza się, że łamiesz sobie głowę nad pro­ble­mami innych ludzi, po czym spo­ty­kasz się z odrzu­ce­niem, gdy przed­sta­wiasz pro­po­zy­cję roz­wią­za­nia?

Czy czę­sto jesz ponad miarę?

Czy czę­sto uzna­jesz sprawy innych ludzi za waż­niej­sze od two­ich wła­snych?

Czy zda­rza się, że pod­czas wizyty lub przy­ję­cia sie­dzisz jak na roz­ża­rzo­nych węglach? Wła­ści­wie chciał­byś już wró­cić do domu, ale nie masz śmia­ło­ści, żeby poże­gnać się i wyjść.

Czy nie­kiedy trudno ci jest ode­rwać się od tele­wi­zora czy kom­pu­tera i następ­nego dnia jesteś przez to nie­do­spany?

Czy zda­rza się, że zga­dzasz się na coś lub obie­cu­jesz coś bez namy­słu? I czy potem trudno ci jest dotrzy­mać słowa?

Jeżeli ty rów­nież wolał­byś odpo­wied­nio wcze­śnie robić sobie prze­rwę, żeby osta­tecz­nie móc zdzia­łać wię­cej,

jeśli ty rów­nież chcesz lepiej o sie­bie zadbać,

jeśli chciał­byś umieć w odpo­wied­nim momen­cie powie­dzieć „nie”,

jeśli chciał­byś mieć wię­cej swo­body w kon­tak­tach z innymi,

jeżeli nie chciał­byś docho­dzić do punktu, w któ­rym zerwa­nie kon­tak­tów wydaje się jedy­nym moż­li­wym wyj­ściem,

jeśli postawa „wszystko albo nic” nie wydaje ci się naj­lep­szym roz­wią­za­niem,

jeśli masz już dosyć sytu­acji, w któ­rych ni­gdy nie wycho­dzisz na swoje,

jeżeli ty rów­nież chciał­byś wie­dzieć, na czym sto­isz w życiu,

to w niniej­szej książce znaj­dziesz wiele waż­nych infor­ma­cji i kon­kret­nych rad, które pozwolą ci w porę sta­wiać gra­nice w codzien­nym życiu. Test samo­oceny oraz pyta­nia do zasta­no­wie­nia zamiesz­czone pod koniec pierw­szego roz­działu pozwolą ci lepiej ziden­ty­fi­ko­wać sfery życia, w któ­rych warto byłoby roz­bu­do­wać umie­jęt­no­ści sta­wia­nia gra­nic.

Przedmowa

„Wyznacz wresz­cie gra­nice!” – ale jak?

„Postaw wresz­cie gra­nice!” Ba, łatwo powie­dzieć. Ile razy zda­rzyło nam się już sły­szeć coś takiego. I to aku­rat wtedy, kiedy była to ostat­nia rzecz, jaką potrze­bo­wa­li­śmy usły­szeć! Daw­niej, gdy sam nie umia­łem jesz­cze sta­wiać gra­nic, nie raz i nie dwa musia­łem pokor­nie wysłu­chi­wać takich „mądro­ści”. Nie mogę powie­dzieć, by były szcze­gól­nie pomocne. Wprost prze­ciw­nie, spra­wiały, że moja sytu­acja robiła się jesz­cze trud­niej­sza do znie­sie­nia. Bo nie dość, że wal­czy­łem z tym, czemu wła­śnie nie potra­fi­łem posta­wić gra­nic, to jesz­cze czu­łem się roz­cza­ro­wany, że ktoś, komu zwie­rzy­łem się ze swo­ich kło­po­tów, nie tylko mnie nie zro­zu­miał ani mi nie pomógł, ale, co gor­sza, baga­te­li­zo­wał moją sytu­ację, wyko­rzy­stu­jąc taki wła­śnie okle­pany fra­zes. Zda­rzało się, że był to ktoś, kogo przy innej oka­zji wysłu­cha­łem z cier­pli­wo­ścią i ze zro­zu­mie­niem i komu pomo­głem sta­nąć na nogi. I oto nagle zde­rza­łem się z fak­tem, że ten sam czło­wiek po pro­stu odgro­dził się od moich pro­ble­mów i nie mogę do niego dotrzeć. Nie­stety jed­nak nie zdra­dził mi, co kon­kret­nie powi­nie­nem robić, żeby w danej sytu­acji osią­gnąć stan zwany „odgra­niczeniem się”. Krótko mówiąc, musia­łem teraz wyzna­czyć gra­nice nie tylko wzglę­dem tego, co było począt­ko­wym źró­dłem moich pro­ble­mów, ale na doda­tek wobec czło­wieka, który tak nie­fra­so­bli­wie się na ten temat mądrzył! W dal­szym ciągu nie mia­łem jed­nak poję­cia, jak to zro­bić. Tyle że pre­sja wzro­sła.

Wszy­scy wie­dzą, że umie­jęt­ność sta­wia­nia gra­nic jest konieczna. Na każ­dym kroku ktoś nas do tego nama­wia i zachęca. Naj­czę­ściej jed­nak pora­dom tym nie towa­rzy­szą żadne spraw­dzone metody, które mogli­by­śmy zre­ali­zo­wać w prak­tyce.

Nie­ja­sne też jest, gdzie dokład­nie należy wyzna­czyć owe gra­nice. A nawet jeśli opa­nu­jemy taką czy inną metodę odgra­ni­cza­nia się, czę­sto i tak nie udaje się jej wcie­lić w życie, bo poja­wiają się nie­ocze­ki­wane prze­szkody i nasze wysiłki speł­zają na niczym. I wła­śnie tej tema­tyce poświę­cona jest niniej­sza książka: czym są gra­nice i gdzie tak naprawdę prze­bie­gają, a także co kon­kret­nie można zro­bić, by się odgra­ni­czyć men­tal­nie, fizycz­nie (z wyko­rzy­sta­niem okre­ślo­nych sygna­łów komu­ni­ka­cyj­nych), a także ener­ge­tycz­nie. Oma­wiam w niej też wspo­mniane wyżej prze­szkody oraz ewen­tu­alny opór, na który możemy natra­fić, a także przed­sta­wiam metodę, która wykra­cza poza samo sta­wia­nie gra­nic. Pomaga ona w sytu­acjach, w któ­rych nie mamy żad­nej moż­li­wo­ści, żeby się odgra­ni­czyć.

Na czym NIE polega stawianie granic

Cały czas sty­kam się w tej kwe­stii z roz­ma­itymi nie­po­ro­zu­mie­niami, dla­tego to od niej chciał­bym zacząć. Pod poję­ciem odgra­ni­cze­nia nie­któ­rzy rozu­mieją wzno­sze­nie wokół sie­bie murów nie do sfor­so­wa­nia, cał­ko­wite wyco­fa­nie się ze świata albo zerwa­nie kon­tak­tów. W opi­nii takich osób moż­liwe są tylko dwa roz­wią­za­nia: albo jeste­śmy cał­ko­wi­cie otwarci na wszyst­kich i wszystko, albo cał­ko­wi­cie się zamy­kamy. Albo – albo i nic pośrodku. Kie­dyś też się tak zacho­wy­wa­łem. Albo byłem otwarty na innych w spo­sób gra­ni­czący z naiw­no­ścią, a tym samym podatny na ewen­tu­alne zra­nie­nia, albo też zra­niony wyco­fy­wa­łem się nie­uf­nie i odgra­dza­łem od innych, tylko dla­tego, że wcze­śniej byłem zde­cy­do­wa­nie zbyt otwarty. W skraj­nym przy­padku zda­rzyło mi się nawet cał­ko­wi­cie zerwać kon­takty. Wszyst­kie te błędy prze­ćwi­czy­łem na wła­snej skó­rze! Nie­kiedy zresztą pomy­łek po pro­stu nie da się unik­nąć. Z per­spek­tywy czasu jestem wręcz za nie wdzięczny, bo błędy, poczu­cie winy i ból pozwa­lają na uświa­do­mie­nie sobie pew­nych rze­czy i roz­wój. Dopiero stop­niowo zaczy­na­łem rozu­mieć, że pomię­dzy tymi dwiema skraj­nymi posta­wami ist­nieje jesz­cze nie­skoń­cze­nie wiele bar­dziej zniu­an­so­wa­nych moż­li­wo­ści utrzy­my­wa­nia bli­sko­ści lub zacho­wy­wa­nia dystansu. Wła­śnie pre­cy­zyjne wyre­gu­lo­wa­nie mecha­ni­zmu otwie­ra­nia się i zamy­ka­nia pozwala nam na praw­dziwe spo­tka­nie z innymi i bli­skość. Nie pozwala za to nam samym zagu­bić się i stra­cić z oczu wła­snych potrzeb, chroni też przed ewen­tu­al­nym zra­nie­niem bądź wyko­rzy­sta­niem.

Dopiero wów­czas można mówić o umie­jęt­nym odgra­ni­cza­niu się: cho­dzi o to, by w okre­ślo­nych sytu­acjach każ­do­ra­zowo usta­na­wiać odpo­wied­nie pro­por­cje pomię­dzy bli­sko­ścią a dystan­sem. To wła­śnie wtedy, wycho­dząc innym naprze­ciw, wciąż jeste­śmy świa­domi sie­bie samych – jeste­śmy w kon­tak­cie z innymi, nie zatra­ca­jąc wła­snej odręb­no­ści. Sta­wia­jąc gra­nice, wcale nie wyklu­czamy dru­giej osoby. Odgra­ni­cza­nie się nie ma nic wspól­nego ze wzno­sze­niem murów i zry­wa­niem kon­tak­tów. To wła­śnie dzięki jasno wyty­czo­nym gra­ni­com moż­liwa jest komu­ni­ka­cja i przy­jaźń. Gra­nice umoż­li­wiają sta­bilne sto­sunki spo­łeczne, a nawet pokój i har­mo­nię. Jak mówi nie­miec­kie przy­sło­wie: gdzie dobre płoty, tam dobrzy sąsie­dzi!

Granice nie tylko wobec innych

Ludzie czę­sto przy­my­kają oczy na to, jak sami przy­czy­niają się do prze­kra­cza­nia swo­ich wła­snych gra­nic – na przy­kład wysy­ła­jąc nie­ja­sne sygnały komu­ni­ka­cyjne. Być może wręcz for­mu­łują ukryte zapro­sze­nia, by jed­nak pró­bo­wać podejść nieco bli­żej. W skraj­nych przy­pad­kach cał­kiem zapo­mi­namy, że wcze­śniej roz­da­li­śmy liczne „kupony raba­towe” i wysta­wi­li­śmy „czeki in blanco”. Nie­któ­rzy z nas nie dostrze­gają też wła­snej ten­den­cji do prze­kra­cza­nia gra­nic innych, po pro­stu dla­tego, że w ogóle nie zdo­łali wykształ­cić w sobie zro­zu­mie­nia, czym są gra­nice.

Jed­nak bodaj naj­czę­ściej naru­szamy je w kon­tak­cie z samymi sobą. Tym­cza­sem ważne są nie tylko gra­nice wobec innych ludzi, ale także wła­sne, na przy­kład w odnie­sie­niu do naszej wydaj­no­ści, wyma­gań wobec życia i wobec samych sie­bie. Jeżeli w nie­skoń­czo­ność zwięk­szamy pre­sję, jaką na sie­bie wywie­ramy, w rze­czy­wi­sto­ści osią­gamy coraz mniej. Cier­pimy wów­czas nie tylko wsku­tek wewnętrz­nego nie­za­do­wo­le­nia – poja­wiają się też dole­gli­wo­ści, które w grun­cie rze­czy sta­no­wią opóź­nione mel­dunki naszej „straży gra­nicz­nej”.

Nawet ta książka powstała dzięki umie­jęt­no­ści odgra­ni­cza­nia. Bez roz­gra­ni­cze­nia tema­tów, bez ogra­ni­cze­nia się do okre­ślo­nej obję­to­ści, bez odgro­dze­nia się od innych kwe­stii i sku­pie­nia tylko na tym, co można prze­ka­zać za pomocą słów, raczej nic by z tego nie wyszło. Hipo­te­tyczna książka „bez gra­nic” byłaby o wiele za długa, znacz­nie droż­sza, a w ogóle naj­pew­niej do dziś by nie powstała… Wresz­cie prze­cież i ty możesz poświę­cić tylko ogra­niczony czas tema­tyce sta­wia­nia gra­nic, bo życie składa się z wielu innych pro­ble­mów, a także wielu innych zajęć niż czy­ta­nie.

Nie tylko dla osób o zbyt cienkiej skórze

Moją pierw­szą książkę Wenn die Haut zu dünn ist: Hochsensibilitãt – vom Manko zum Plus (Gdy skóra jest zbyt cienka: Wysoka wraż­li­wość – jak z wady zro­bić zaletę) poświę­ci­łem wysoko wraż­li­wym oso­bom (WWO, ang. highly sen­si­tive per­sons), do któ­rych sam się zali­czam. Osoby wysoko wraż­liwe to ludzie odbie­ra­jący wię­cej bodź­ców niż pozo­stali. Spo­glą­dają poza gra­nicę wła­snego płotu i widzą wię­cej: w swoim wła­snym ogródku, a czę­sto także w ogród­kach innych. W rezul­ta­cie muszą także prze­twa­rzać odpo­wied­nio wię­cej bodź­ców. Osoby wysoko wraż­liwe, które spró­bo­wały się dopa­so­wać i wło­żyły sporo wysiłku, by zmniej­szyć wła­sną przy­ro­dzoną wraż­li­wość, mają gene­ral­nie pro­blem ze sta­wia­niem gra­nic. W efek­cie zwy­kle nie są zin­te­gro­wane i nie zacho­wują rów­no­wagi ener­ge­tycz­nej. Na przy­kład pod­czas roz­mowy dosłow­nie zamie­niają się w słuch i czę­sto zatra­cają w swoim roz­mówcy. Tym­cza­sem ktoś, kto w sen­sie ener­ge­tycz­nym nie jest „u sie­bie”, nie będzie także potra­fił sta­wiać gra­nic.

Ci wraż­liwcy, któ­rzy znają już Wenn die Haut zu dünn ist, mogą potrak­to­wać książkę Tu jest moja gra­nica jako jej kon­ty­nu­ację, znajdą tu bowiem jesz­cze wię­cej prak­tycz­nych wska­zó­wek, przy­dat­nych w codzien­nym życiu. Jed­nak niniej­sza książka z całą pew­no­ścią jest prze­zna­czona nie tylko dla osób wysoko wraż­li­wych, ale dla wszyst­kich czy­tel­ni­ków mają­cych pro­blemy ze sta­wia­niem gra­nic, a więc dla mnó­stwa osób, któ­rych wraż­li­wość cał­ko­wi­cie mie­ści się w nor­mie. Jeżeli jed­nak w trak­cie lek­tury zła­piesz się kilka razy na myśli, że być może i ty nale­żysz do grupy WWO (bo prze­cież sza­cuje się, że jest to od 15 do 20 pro­cent ludzi), pole­cam ci zapo­zna­nie się z moją pierw­szą książką. Poza wszyst­kim innym zawiera ona także dwa testy, z któ­rych dowiesz się, czy ty sam (lub twoje dziecko) zali­czasz się do osób wysoko wraż­li­wych1.

Przekartkować czy przestudiować – wybór należy do ciebie

Już moja pierw­sza książka stała się dla wielu osób wierną towa­rzyszką codzien­nego życia, nie­mal czymś w rodzaju ksią­żeczki do nabo­żeń­stwa, która na długi czas zna­la­zła stałe miej­sce na sto­liku noc­nym czy biurku. Po nie­któ­rych egzem­pla­rzach od razu było widać, jak inten­syw­nie były czy­tane, na przy­kład co kilka stron ktoś zazna­czał kar­tecz­kami ważne frag­menty. Nie­mal na każ­dej stro­nie pod­kre­ślano coś ołów­kiem lub kolo­ro­wym mar­ke­rem. Nie było wąt­pli­wo­ści, że lek­tura towa­rzy­szy czy­tel­ni­kowi na co dzień i że on na­dal z nią pra­cuje. Rów­nież i ta książka pomy­ślana została jako kom­pen­dium. Choćby dzięki wielu przed­sta­wio­nym tutaj meto­dom można korzy­stać z niej aktyw­nie przez dłuż­szy czas.

Tu jest moja gra­nica to wię­cej niż tylko zbiór infor­ma­cji na temat sta­wia­nia gra­nic. To także wiele kon­kret­nych instruk­cji, jak dokład­nie to robić, i zachęt do samo­dziel­nego wypró­bo­wa­nia poszcze­gól­nych metod. Dla­tego może towa­rzy­szyć ci przez długi czas. Być może na początku prze­czy­tasz ją dość pobież­nie, by zorien­to­wać się w tre­ści i zro­zu­mieć, jak brak umie­jęt­no­ści sta­wia­nia gra­nic wpływa na twoje życie, a dopiero póź­niej wypró­bu­jesz kon­kretne tech­niki, które sta­no­wią o wła­ści­wej war­to­ści tej książki. Lek­tura taka jak ta ma dużo do zaofe­ro­wa­nia czy­tel­ni­kowi, ale też odpo­wied­nio dużo od niego wymaga. Czy­ta­jąc tę książkę, będziesz musiał roz­strzy­gnąć, na ile chcesz dopu­ścić do sie­bie tę wie­dzę, a w któ­rym miej­scu posta­wisz gra­nicę.

Naukę sta­wia­nia gra­nic też trzeba ogra­niczać

Kwe­stię ogra­ni­cza­nia się i sta­wia­nia gra­nic innym omó­wię tutaj nie tylko teo­re­tycz­nie, ale też jak naj­bar­dziej prak­tycz­nie, z pre­zen­ta­cją kon­kret­nych metod. Co wię­cej: nawet przy nauce wyko­rzy­sta­nia tech­nik sta­wia­nia gra­nic możesz uczyć się je sta­wiać samemu sobie. Mówiąc pro­ściej: nie prze­sadź z wypró­bo­wy­wa­niem wszyst­kiego za jed­nym zama­chem.

Lepiej wyko­rzy­stać kilka metod niż wszyst­kie naraz. Jeżeli spró­bu­jesz robić zbyt wiele jed­no­cze­śnie, w osta­tecz­nym roz­ra­chunku osią­gniesz znacz­nie mniej. Dla­tego ogra­ni­czaj się sam, nawet jeśli wiesz, że już na kolej­nych stro­nach znaj­dziesz wię­cej, a potem jesz­cze wię­cej. Daj sobie czas, choćby kwe­stia sta­wia­nia gra­nic była w twoim przy­padku paląca. Krok po kroku – tylko w ten spo­sób zdo­łasz się cze­goś nauczyć i posze­rzyć swoje moż­li­wo­ści dzia­ła­nia.

„Wszystko da się zrobić!”

Czy w ogóle chcemy się ogra­ni­czać?

Więk­szość ludzi nie lubi słu­chać o takich czy innych gra­ni­cach. Świat bez gra­nic – któż by go nie pra­gnął? Rów­nież i moje naj­wcze­śniej­sze wspo­mnie­nia zwią­zane z gra­nicami nie są naj­lep­sze. Zaraz za wsią, w któ­rej spę­dzi­łem pierw­sze lata życia, zaczy­nała się pil­nie strze­żona strefa gra­niczna. Doro­śli wciąż jesz­cze opo­wia­dali sobie histo­rie o tych, któ­rzy pró­bo­wali ją prze­kro­czyć, ale im się to nie udało. A jesz­cze póź­niej prak­tycz­nie nie było szans, by bez szwanku prze­śli­znąć się przez meta­lowe płoty wypo­sa­żone w urzą­dze­nia samo­strze­la­jące. Na tym nie koniec: kon­troli gra­nicznych w pocią­gach mię­dzy­stre­fo­wych2 też zawsze wycze­ki­wano z drżą­cym ser­cem.

Rów­nież z gra­ni­cami w sen­sie meta­fo­rycz­nym – a o takich jest prze­cież mowa w tej książce – nie mia­łem wcale począt­kowo dobrych doświad­czeń. Gdy jako chło­piec posu­wa­łem się za daleko, zda­rzało się, że mój tak zwy­kle dobro­duszny i tole­ran­cyjny ojciec nagle poka­zy­wał zupeł­nie inną twarz, zaczy­nał wrzesz­czeć i tra­cił pano­wa­nie nad sobą. Radził sobie z gra­ni­cami tak samo kiep­sko, jak moja matka. Ona jed­nak nie wybu­chała zło­ścią, tylko mil­kła i bla­dła jak ściana. Na­dal robiła to, co trzeba było zro­bić przy dzie­ciach, jed­nak sta­wała się dla nas cał­ko­wi­cie nie­do­stępna. Te gra­nice dawało się odczuć dopiero wów­czas, gdy wią­zało się to z eks­plo­zją bądź implo­zją, a więc wtedy, gdy było już za późno. Przy tej oka­zji ktoś zawsze czuł się winny. A nie­kiedy doty­czyło to wszyst­kich zain­te­re­so­wa­nych.

Mógł­bym też co prawda dostrzec odwrotną stronę medalu, czyli korzy­ści z jasno wyty­czo­nych w dzie­ciń­stwie gra­nic. Te jed­nak rzu­cały się w oczy znacz­nie sła­biej, ponie­waż były czymś zupeł­nie codzien­nym i zwy­czaj­nym. Przy­cho­dzi mi na myśl nasze ogro­dze­nie z buko­wym żywo­pło­tem – dzięki tej gra­nicy mogli­śmy się jako dzieci bawić w ogro­dzie bez niczy­jego nad­zoru, bez­piecz­nie odgro­dzeni od ulicy. A pomię­dzy żywo­pło­tem a rabat­kami nasze koty mogły spo­koj­nie drze­mać i prze­cią­gać się do woli, nawet wtedy, gdy po dru­giej stro­nie płotu psy sąsia­dów uja­dały jak sza­lone. Kiedy chcia­łem mieć święty spo­kój, mogłem zamknąć za sobą drzwi do swo­jego pokoju, rów­nie dobrze jed­nak mogłem zosta­wić je otwarte, gdy nie chcia­łem czuć się samotny pod­czas odra­bia­nia prac domo­wych. Ale nawet przy otwar­tych drzwiach jasne było, że tu wła­śnie jest moje kró­le­stwo. Stał tam stary sekre­ta­rzyk, w któ­rym odkry­łem szu­fladkę otwie­raną za pomocą spe­cjal­nego mecha­ni­zmu. Z początku prze­cho­wy­wa­łem w niej różne dzie­cięce skarby, potem pamięt­nik, któ­remu zwie­rza­łem się z moich sekre­tów. Szczypta mąki w cha­rak­te­rze proszku do zdej­mo­wa­nia odci­sków pal­ców zdra­dzi­łaby mi ewen­tu­alne naj­ście. Wszyst­kie te gra­nice zapew­niały ochronę i pozwa­lały uzy­skać spo­kój, har­mo­nię i wol­ność.

Ideologia bezgraniczności

Jed­nak w dzi­siej­szych cza­sach domi­nuje raczej podej­ście odwrotne. Należy mie­rzyć wysoko i spo­glą­dać daleko poza wła­sne gra­nice. Dzie­siątki reklam prze­ko­nują nas, by kupić dziś, a zapła­cić… dużo, dużo póź­niej. Pokus, by wykra­czać daleko poza wła­sne gra­nice, nie bra­kuje. Choćby w sen­sie finan­so­wym – za wszystko można prze­cież zapła­cić kartą. Łatwo w takiej sytu­acji stra­cić roze­zna­nie, gdzie znaj­dują się gra­nice naszego budżetu. Cios przy­cho­dzi z opóź­nie­niem, ale jego siła może oka­zać się nisz­cząca i spra­wić, że znaj­dziemy się w sytu­acji jesz­cze gor­szej niż wyj­ściowa. Na koniec bowiem drogo się płaci za pozor­nie nie­ogra­ni­czoną swo­bodę finan­sową. Rezul­ta­tem myśle­nia w kate­go­riach nie­ogra­ni­czo­nego wzro­stu był nie tylko glo­balny kry­zys ban­kowy z 2008 roku, ale także wiele pomniej­szych indy­wi­du­al­nych kry­zysów – nie tylko na płasz­czyź­nie finan­so­wej.

Reklamy i media nie­ustan­nie kuszą nas, by prze­kra­czać wła­sne gra­nice. Ilu­zja nie­ogra­ni­czo­no­ści mami nas i utwier­dza w prze­ko­na­niu, że wszystko i zawsze jest dostępne dla każ­dego. Doty­czy to zresztą roz­ma­itych sfer życia, choćby wyma­gań pod adre­sem wydaj­no­ści wła­snej i innych. A jeśli wciąż jesz­cze nie udało nam się speł­nić tych wyma­gań, ide­olo­gia bez­gra­nicz­no­ści natych­miast pod­suwa nam zgrabne wyja­śnie­nie: tak naprawdę wcale tego nie pra­gnę­li­śmy! Ten spo­sób myśle­nia zna­lazł bodaj naj­do­bit­niej­szy wyraz w pio­sence You can get it, if you really want. Swo­bodny, koły­szący rytm reg­gae two­rzy dla niego dosko­nały kamu­flaż.

Ide­olo­gia bez­gra­nicz­no­ści zakłada, że nie ist­nieją gra­nice tego, co można osią­gnąć, zwo­dzi też wizją pozor­nej rów­no­ści. Zgod­nie z nią wszy­scy mamy rze­komo równe warunki star­towe, takie jak zdol­no­ści, talenty, uwa­run­ko­wa­nia fizyczne, zdro­wotne i spo­łeczne, a na dro­dze życio­wej każ­dego z nas w rów­nym stop­niu poja­wiają się nie­ocze­ki­wane szczę­śliwe zrzą­dze­nia losu i korzystne oka­zje, a także prze­szkody. Taką wizję pozor­nej rów­no­ści wyko­rzy­stuje się następ­nie spryt­nie do ukry­cia fak­tycz­nych nierów­no­ści spo­łecz­nych i ostra­cy­zmu wobec tych, któ­rym się gorzej powio­dło: „Skoro cze­goś nie osią­gnął, to zna­czy, że po pro­stu wcale nie chciał nic zmie­niać!”.

Wiecznie niezadowoleni, wiecznie na minusie

Sie­dem­na­sto­let­nią Nicole chyba każdy uznałby za piękną młodą kobietę. Chło­pa­kom w jej wieku też się bar­dzo podoba. Jed­nak matka Nicole wie, jak bar­dzo dziew­czyna cierpi z powodu swego wyglądu: sama sie­bie by­naj­mniej nie uważa za atrak­cyjną. Czę­sto długo stoi przed lustrem i w efek­cie wpada w taką roz­pacz, że matce bar­dzo trudno wycią­gnąć ją z dołka. Potem nastę­pują cią­gnące się w nie­skoń­czo­ność kry­tyczne roz­wa­ża­nia Nicole na temat szcze­gó­łów jej wyglądu, od kształtu i roz­miaru biu­stu przez talię i bio­dra, aż po nos, który kie­dyś, gdy już będzie miała wła­sne pie­nią­dze, może sobie poprawi chi­rur­gicz­nie. Kon­cen­tra­cja na domnie­ma­nych wadach i cią­głe porów­ny­wa­nie się z innymi zatru­wają życie dziew­czyny, które prze­cież mogłoby być rado­sne i bez­tro­skie…

Powszech­nie wia­domo, że takie pro­blemy drę­czą wiele mło­dych dziew­cząt. Ale i ich rówie­śnicy płci męskiej nie są wolni od tego cię­żaru. Z podob­nymi kło­po­tami zmaga się też wielu szcze­gól­nie podat­nych na wpływ mediów nasto­let­nich chłop­ców, poszu­ku­ją­cych wzor­ców i auto­ry­te­tów. Doty­czy to także Kar­stena, brata Nicole. Uważa on, że nie jest dosta­tecz­nie męski i wylu­zo­wany, nawet jeśli tak wła­śnie stara się pre­zen­to­wać na zewnątrz. Nie­kiedy zda­rza mu się z tym prze­sa­dzać, czym z kolei rani rodzi­ców. W dodatku ich matka wciąż zadaje sobie pyta­nie, jakie błędy wycho­waw­cze popeł­niła. Prze­cież zawsze robiła dla swo­ich dzieci wszystko! W trak­cie roz­mowy dociera do niej, jak wielką pre­sję wywiera na samą sie­bie, sta­wia­jąc sobie tak wyso­kie wyma­ga­nia: jako kobie­cie, jako part­nerce, jako matce, a na doda­tek jako pra­cow­nicy… We wszyst­kich tych sfe­rach uważa sie­bie za nie dość dobrą, a nie­kiedy cał­kiem nie­udolną, mimo że obiek­tyw­nie nie ma ku temu żad­nych pod­staw. Naprawdę zro­biła wszystko, co mogła, i osią­gnęła bar­dzo wiele.

Wszyst­kie te sytu­acje mają jeden punkt wspólny: otóż stan fak­tyczny z jego nie­od­łącz­nymi ogra­ni­cze­niami porów­nuje się tu z pozba­wio­nym jakich­kol­wiek ogra­ni­czeń sta­nem wyobra­żo­nym, tym, co naszym zda­niem powinno zaist­nieć. W ten spo­sób ludzie sami two­rzą sobie pro­blem, który nie ist­niałby na taką skalę, gdyby nie owo wyobra­że­nie, że można mieć zawsze wszystko, bez żad­nych ogra­ni­czeń. To, co jest, uzna­jemy za mierne lub nie­do­sta­teczne, bo uka­zuje nam naszą ogra­ni­czo­ność. Nie dostrze­gamy już zalet stanu fak­tycz­nego, pomi­jamy to, co udało nam się osią­gnąć. Gdy pozba­wiony wszel­kich ogra­ni­czeń stan wyobra­żony uznaje się za punkt wyj­ścia, zaczy­namy żyć w wiecz­nym defi­cy­cie. Ide­olo­gia bez­gra­nicz­no­ści to spraw­dzony spo­sób na to, by uniesz­czę­śli­wić samego sie­bie i żyć w cią­głym poczu­ciu nie­za­do­wo­le­nia. Tym­cza­sem spoj­rze­nie na to, co już zostało osią­gnięte, daje nam poczu­cie speł­nie­nia i spra­wia, że raczej sku­piamy się na rubryce „zysków” niż „strat”. Zaś dąże­nie do tego, co jest moż­liwe do osią­gnię­cia, spra­wia, że w ogra­ni­czo­nym zakre­sie rze­czy­wi­ście nam się to udaje i możemy doświad­czać kolej­nych suk­ce­sów, jed­nego po dru­gim.

Żeby unik­nąć nie­po­ro­zu­mień: nie cho­dzi o to, by zastę­po­wać sze­roko roz­po­wszech­niony pesy­mizm jed­no­stron­nym opty­mi­zmem albo by pół­prawdy nega­tyw­nego myśle­nia zamie­niać na świa­do­mie wybraną igno­ran­cję myśle­nia pozy­tyw­nego. Cho­dzi o to, by zasta­no­wić się, jak wpływa na nas wizja braku wszel­kich gra­nic, jak może nas ona osła­biać i uniesz­czę­śli­wiać. Gdy pomi­jamy i lek­ce­wa­żymy swoje aktu­alne gra­nice, zwy­kle wpa­damy w absur­dalne błędne koło: sta­ramy się ze wszyst­kich sił, a jed­no­cze­śnie czu­jemy się bez­silni i nie osią­gamy zbyt wiele. W rezul­ta­cie cały czas pozo­sta­jemy na minu­sie. Wów­czas albo pod­da­jemy się i popa­damy w rezy­gna­cję, albo ponow­nie zwięk­szamy pre­sję na sie­bie samych i spi­namy się jesz­cze bar­dziej. Tyle że na dłuż­szą metę jesz­cze bar­dziej nas to osła­bia.

Ktoś, kto nie potrafi sta­wiać gra­nic, jest też ide­al­nym pra­cow­ni­kiem, bo nie­ustan­nie sam wywiera na sie­bie pre­sję, aż cał­kiem się wypali. Kiedy sami uwa­żamy, że cze­goś nam brak, skłonni jeste­śmy dosto­so­wy­wać się za wszelką cenę i łatwo wtedy nami ste­ro­wać. Jako kon­su­menci nie zauwa­żamy tego wszyst­kiego, co już mamy, dostrze­ga­jąc tylko to, czego wła­śnie nie mamy, i gorącz­kowo za tym goniąc. Kupione pro­dukty tracą urok już przy roz­pa­ko­wy­wa­niu. Bo oto już kusi nas naj­now­szy model, który jesz­cze prze­wyż­sza dotych­cza­sowy. A ponie­waż nie umiemy się ogra­niczać, musimy go zdo­być, nawet jeśli nie wypró­bo­wa­li­śmy jesz­cze moż­li­wo­ści dopiero co naby­tej rze­czy. Poza tym wszy­scy prze­cież tak robią, my zaś nie potra­fimy sta­wiać gra­nic rów­nież w kon­tak­tach z innymi. Zawo­dzimy rów­nież jako oby­wa­tele, bo nasza otwar­tość na wszyst­kie pro­blemy całego świata spra­wia, że nie dostrze­gamy zadań wokół nas, za które rze­czywiście mogli­by­śmy się zabrać. W rezul­ta­cie brak nam sił do pod­ję­cia kon­kret­nych oby­wa­tel­skich dzia­łań. Gdy nie potra­fimy się samoogra­niczać, wciąż uzna­jemy, że cze­goś nam bra­kuje, a przez to sta­jemy się nie­by­wale podatni na mani­pu­la­cję.

W swo­jej książce Vom Haben zum Sein: Wege Und Irr­wege der Selb­ser­fah­rung (Od mieć do być: Drogi i bez­droża samo­po­zna­nia) Erich Fromm ana­li­zuje kwe­stię przej­ścia od „mieć” do „być”. Sądzę, że w obec­nym kli­ma­cie spo­łecz­nym nale­ża­łoby naj­pierw przejść od „chcieć mieć” do „mieć”, zanim w ogóle będzie można otwo­rzyć się na zmianę ku „być”.

Ogra­nicz swój „plac budowy”

Nikt nie jest w sta­nie jed­no­cze­śnie sku­tecz­nie dzia­łać na wszyst­kich fron­tach. Zasta­nów się: w jakiej sfe­rze masz naj­więk­sze braki? Na co chciał­byś poło­żyć nacisk w kwe­stii sta­wia­nia gra­nic, na czym się skon­cen­tro­wać? W jakim obsza­rze pra­gniesz naj­pierw osią­gnąć kon­kretne rezul­taty?

Nie umiem się ogra­ni­czać…

przy rozu­mo­wym ana­li­zo­wa­niu i roz­trzą­sa­niu wszyst­kiego,w moich uczu­ciach i emo­cjach,odno­śnie do moich reak­cji fizycz­nych,w pracy,w wyma­ga­niach pod wła­snym adre­sem,w wyma­ga­niach wobec innych,w odnie­sie­niu do wyma­gań, jakie inni mają wobec mnie,w odnie­sie­niu do zewnętrz­nych bodź­ców.

Z wiel­kim tru­dem udaje mi się wyty­czyć gra­nice wobec…

moich dzieci,mojego part­nera,moich przy­ja­ciół,moich zna­jo­mych,obcych ludzi,moich współ­pra­cow­ni­ków,moich prze­ło­żo­nych,moich klien­tów/inte­re­san­tów/pacjen­tów.

Mam pro­blem z dostrze­ga­niem i respek­to­wa­niem gra­nic u…

moich dzieci,mojego part­nera,moich przy­ja­ciół,moich zna­jo­mych,obcych ludzi,moich współ­pra­cow­ni­ków,moich prze­ło­żo­nych,moich klien­tów/inte­re­san­tów/pacjen­tów.

Z faktu, że ogra­ni­czysz swój „plac budowy”, by­naj­mniej nie wynika, że nie zechcesz czy nie zdo­łasz roz­wi­jać się także w innych sfe­rach. Tak, zro­bisz to, ale po kolei. Naj­lep­sze rezul­taty osią­gniesz, jeśli na począ­tek sku­pisz się na naj­słab­szym miej­scu two­ich gra­nicz­nych „umoc­nień” i ogra­ni­czysz swoje wysiłki wyłącz­nie do tego miej­sca.

Przyj­rzyj się także tym sfe­rom, w któ­rych potra­fisz cał­kiem nie­źle sta­wiać gra­nice. Raz jesz­cze prze­ana­li­zuj powyż­szą listę, tym razem zada­jąc sobie odwrotne pyta­nie: w jakich dzie­dzi­nach życia udaje ci się jasno wyzna­czać gra­nice? Być może odkry­łeś różne dobre spo­soby, dzięki czemu na tych fron­tach masz spo­kój i możesz sku­pić się na naj­słab­szych punk­tach.

Silni na swoich włościach

Gdzie prze­bie­gają gra­nice i po czym poznać, że zostały prze­kro­czone

Wielu ludzi z wielką chę­cią wyzna­czy­łoby jasne gra­nice i zade­kla­ro­wało: „Dotąd tak, ale nie dalej!”. Jed­nak po pierw­sze bra­kuje im do tego narzę­dzi, po dru­gie zaś czę­sto sami do końca nie wie­dzą, gdzie wła­ści­wie są ich gra­nice. Tym­cza­sem z róż­nych wypo­wie­dzi na ten temat można by wręcz wycią­gnąć wnio­sek, że daje się je wyty­czać zupeł­nie dowol­nie i wedle uzna­nia. Jed­nak takie arbi­tralne i z sufitu wzięte gra­nice sami z tru­dem będziemy dostrze­gali i łatwo nam przyj­dzie ich igno­ro­wa­nie. Nie da się ich też utrzy­mać przez dłuż­szy czas.

Tak naprawdę chodzi o terytoria

Gra­nice nie są celem samym w sobie. Każda z nich sta­nowi kra­wędź danego obszaru czy rewiru. Nasze tery­to­rium należy do nas, pra­gniemy roz­po­rzą­dzać nim swo­bod­nie i samo­dziel­nie. Trzeba więc pamię­tać, że gdy mówimy o gra­ni­cach, cho­dzi przede wszyst­kim nie o nie same w sobie, ale wła­śnie o chro­niony przez nie obszar, który chcemy kształ­to­wać według wła­snych wyobra­żeń, za który pono­simy odpo­wie­dzial­ność i w ramach któ­rego możemy się auto­no­micz­nie roz­wi­jać. Gra­nice w dosłow­nym sen­sie (żywo­płoty, ogro­dze­nia, gra­nice mię­dzy pań­stwami) wyzna­czają przej­ście z jed­nego tery­to­rium na tery­to­rium pod­le­głe już komuś innemu, względ­nie na zie­mię niczyją. Podob­nie jest z gra­ni­cami rozu­mia­nymi meta­fo­rycz­nie: rów­nież w tym przy­padku sygna­li­zują one przej­ście pomię­dzy naszym rewi­rem a rewi­rem dru­giego czło­wieka albo też pomię­dzy naszym tery­to­rium a całym świa­tem zewnętrz­nym. Dla­tego też nasze gra­nice decy­dują także o naszym sto­sunku do samych sie­bie, do innych ludzi i do tego, co nas ota­cza.

To wła­śnie w obsza­rach przy­gra­nicz­nych rodzą się małe kon­flikty i wiel­kie wojny. Ktoś, kto ma świa­do­mość wła­snych gra­nic, czy­tel­nie je ozna­cza i jest gotów ich pil­no­wać, a do tego znaj­duje w sobie dość siły i odwagi, by ich bro­nić, ma naj­więk­sze szanse na życie w har­mo­nii z innymi. Zazwy­czaj im mniej ewen­tu­al­nych nie­po­ro­zu­mień, tym mniej­sze ryzyko spo­rów z sąsia­dami. Ten, kto potrafi wyzna­czyć jasne i roz­sądne gra­nice, a jed­no­cze­śnie sam prze­strzega tych sta­wia­nych przez innych, ma naj­lep­sze widoki na poko­jowe współ­ist­nie­nie.

Nie za blisko, nie za daleko – usytuowanie granic nie jest przypadkowe

Jed­nak po to, by w ogóle móc sta­wiać gra­nice, trzeba naj­pierw mieć pew­ność, gdzie one wła­ści­wie prze­bie­gają. Jeżeli są zbyt bli­sko, będą nas osła­biać. Zbyt małe poletko nikogo nie wyżywi, a zbyt mały zakres zadań sta­nowi dla nas nie­do­sta­teczne wyzwa­nie. W obrę­bie zbyt cia­snych gra­nic czu­jemy się przy­blo­ko­wani i zacho­dzi nie­bez­pie­czeń­stwo, że zaczniemy się wów­czas nudzić. Robimy mniej, niż pozwa­lają nam nasze moż­li­wo­ści, i w zbyt małym stop­niu wyko­rzy­stu­jemy nasz poten­cjał. Tęsk­nie spo­glą­damy na zie­mie sąsia­dów i roz­le­głe prze­strze­nie tuż za naszą gra­nicą, które mogli­by­śmy objąć w posia­da­nie. Może się zda­rzyć, że będzie nas kusić bar­dziej zie­lona trawa w ogro­dzie sąsiada, nie­wy­klu­czone też, że popchnie nas to do drob­nych zawłasz­czeń – na przy­kład w pracy zaczniemy inge­ro­wać w zakres kom­pe­ten­cji naszego współ­pra­cow­nika… I od razu har­mo­nia pry­ska!

Na naszą nie­ko­rzyść działa rów­nież sytu­acja odwrotna, w któ­rej nasze gra­nice są zanadto roz­cią­gnięte. Zbyt wiel­kie tery­to­rium sprawi, że prze­li­czymy się z siłami. Być może nie będziemy nawet dostrze­gać naszych gra­nic, bo będą odsu­nięte zbyt daleko. W rewi­rze, któ­rego nie jeste­śmy w sta­nie obro­nić, nie będziemy się czuć bez­piecz­nie. A skoro sami nie jeste­śmy w sta­nie wypeł­nić naszego tery­to­rium, inni łatwo mogą wpaść na pomysł, by zakwe­stio­no­wać nasze prawa do niego. Ponadto, gdy nasze gra­nice są zbyt daleko od nas, sku­tecz­nie odgra­dzają nas też od innych. Czu­jemy się wów­czas samotni i wyizo­lo­wani.

W ide­al­nym przy­padku nasz rewir nie jest więc dla nas zbyt mały, a zatem nas nie osła­bia. Ale i nie za duży, bo taka sytu­acja sta­wia przed nami zbyt wiele wyzwań, co w kon­se­kwen­cji także pro­wa­dzi do osła­bie­nia. Naj­lep­sze jest takie tery­to­rium, które odpo­wiada naszym siłom i moż­li­wo­ściom, które możemy samo­dziel­nie kształ­to­wać, o które dbamy, za które pono­simy odpo­wie­dzial­ność i które ota­czamy ochroną. Nasza gra­nica powinna zatem prze­bie­gać dokład­nie w miej­scu, w któ­rym wyczer­pują się nasze siły i koń­czy tery­to­rium.

Nasza gra­nica prze­biega tam, gdzie koń­czy się nasz rewir, czyli odpo­wied­nie dla nas tery­to­rium.

Brak gra­nic może spo­wo­do­wać, że będziemy bez sensu trwo­nić siły. Pozba­wiony gra­nic świat nie­skoń­czo­nych moż­li­wo­ści łatwo może nas przy­tło­czyć. Od czasu do czasu bar­dziej się w coś zaan­ga­żu­jemy, jed­nak rezul­taty będą zbyt małe jak na wło­żony wysi­łek. Taka sytu­acja pozba­wia nas sił. Czu­jemy się bez­bronni wobec ota­cza­ją­cego nas świata i wszyst­kich moż­li­wo­ści, jakie ofe­ruje. Tym­cza­sem z zewnątrz napie­rają inni, któ­rzy pra­gną zwięk­szyć swój stan posia­da­nia. Natu­ral­nie, gdy­by­śmy byli bar­dzo silni, mogli­by­śmy z łatwo­ścią narzu­cić im nasze warunki. Tyle że wów­czas to my mogli­by­śmy stać się zagro­że­niem dla ich gra­nic… Rów­nież w takim przy­padku musie­li­by­śmy dosto­so­wać usy­tu­owa­nie naszych gra­nic do naszych sił. Rewir, który odzwier­cie­dla nasze siły i zasoby, może nas wręcz wzmoc­nić i zapew­nić nam opar­cie. Nasza gra­nica leży tam, gdzie koń­czą nam się siły. Rów­nież w prze­no­śnym sen­sie.

Stawianie granic: kwestia postrzegania

Pro­blemy ze sta­wia­niem gra­nic to czę­sto pro­blemy z dostrze­ga­niem ich obec­no­ści. Dopiero po fak­cie orien­tu­jemy się, że sami prze­kro­czy­li­śmy wła­sne gra­nice i wzię­li­śmy na sie­bie zbyt wiele. Czę­sto też z dużym opóź­nie­niem zda­jemy sobie sprawę, że to inni je naru­szyli. Zauwa­żamy to dopiero wtedy, gdy są już na naszym tery­to­rium tak głę­boko, że trudno nam w jaki­kol­wiek spo­sób temu zara­dzić. Zazwy­czaj przy­zwa­lamy im na to cał­ko­wi­cie bez­czyn­nie z bar­dzo pro­stej przy­czyny – w ogóle nie zauwa­ży­li­śmy, co się wła­śnie wyda­rzyło. Nie zda­wa­li­śmy sobie nawet sprawy, że została prze­kro­czona nasza gra­nica. A teraz jest już za późno. Nie­kiedy nawet sami przy­czy­ni­li­śmy się do takiego obrotu wyda­rzeń, wysy­ła­jąc fał­szywe sygnały i na przy­kład uśmie­cha­jąc się, jak gdy­by­śmy chcieli zachę­cić naszego inter­lo­ku­tora, by zbli­żył się bar­dziej. Krótko mówiąc, sami przy­ło­ży­li­śmy rękę do naru­sze­nia naszych gra­nic. Dla­tego nie ma więk­szego sensu obar­cza­nie winą innych. Bez naszego udziału sprawy w więk­szo­ści wypad­ków nie zaszłyby tak daleko.

Pierw­szym kro­kiem w zakre­sie ochrony naszych gra­nic jest zatem nie ich obrona, tylko postrze­ga­nie ich obec­no­ści. A tego wielu ludzi po pro­stu nie umie. A prze­cież, skoro usy­tu­owa­nie naszych gra­nic sta­nowi zwier­cia­dło naszej siły, nic dziw­nego, że ist­nieje odczu­walna róż­nica pomię­dzy obsza­rem w ich obrę­bie a tere­nem poza nimi: do chwili, gdy nasze gra­nice nie zostaną prze­kro­czone, czu­jemy się pełni sił. Stan ten zmie­nia się, gdy doj­dzie do ich naru­sze­nia, bo wów­czas zwy­kle odczu­wamy pre­sję. Powstałe napię­cie możemy wyko­rzy­stać do obrony wła­snego tery­to­rium, możemy też się wyco­fać, przez co czu­jemy się słabi. Cho­dzi więc o inny rodzaj postrze­ga­nia niż ten, do któ­rego jeste­śmy przy­zwy­cza­jeni i o któ­rym myślimy, gdy sły­szymy to słowo. Nie o widze­nie, sły­sze­nie, wącha­nie czy sma­ko­wa­nie, ale o postrze­ga­nie za pomocą ciała, o wyczu­wa­nie swo­jego bie­żą­cego nastroju: czy wciąż jesz­cze jestem w pełni sił, czy wła­śnie zaczy­nam tra­cić ener­gię?

PRZY­KŁAD PRZY STOLE: Pierw­szy kęs tortu szwar­cwaldz­kiego sma­kuje cał­kiem dobrze, drugi zwy­kle jesz­cze lepiej. Cał­kiem moż­liwe, że wraz z kolej­nymi kęsami smak będzie wyda­wał się coraz lep­szy i lep­szy. Jed­nak w pew­nym momen­cie bie­rzesz widel­czyk i nagle tort nie sma­kuje ci już tak, jak jesz­cze przed chwilą. Jeśli będziesz jeść dalej, bar­dzo praw­do­po­dobne, że przy­jem­ność będzie się coraz bar­dziej zmniej­szać. W tym przy­padku twoja gra­nica prze­bie­gała dokład­nie w tym punk­cie, w któ­rym tort sma­ko­wał ci najbar­dziej.

NA SIŁOWNI: Pod­no­sze­nie wyłącz­nie nie­wiel­kich cię­ża­rów spra­wia, że nie wyko­rzy­stu­jemy w pełni naszych moż­li­wo­ści. W ten spo­sób szybko ode­chce nam się ćwi­czyć, bo tre­ning nie spra­wia nam już żad­nej frajdy. Jeżeli jed­nak spró­bu­jemy pod­nieść zbyt dużo, możemy tego nie wytrzy­mać. I choć doło­że­nie rap­tem jed­nego kilo­grama nie wydaje się wielką sprawą, może dopro­wa­dzić do tego, że nagle nie będziemy już w sta­nie pod­nieść nic wię­cej. Taka sytu­acja hamuje nasze postępy i spra­wia, że czu­jemy się słabi.

W PRACY: Ktoś, kto przez cały czas robi zbyt mało albo wyko­nuje zada­nia poni­żej wła­snych moż­li­wo­ści, będzie się nudził. Dla­tego po spę­dzo­nym w pracy dniu, w któ­rym znów nie było prak­tycz­nie nic do roboty, czu­jemy się bar­dziej zmę­czeni niż po takim, w któ­rym nasze moż­li­wo­ści zostały w pełni wyko­rzy­stane. Ale sytu­acja, w któ­rej jeste­śmy obcią­żeni ponad miarę, też nam nie służy. W pracy naj­le­piej czu­jemy się wtedy, gdy zada­nia, które mamy do wyko­na­nia, wyma­gają dotar­cia do naszych gra­nic, ale nie zmu­szają nas do zbyt­niego ich prze­kra­cza­nia.

Gdy tkwimy pośrodku tery­to­rium, wyzna­cza­nego przez nasze gra­nice, bra­kuje nam dosta­tecz­nych wyzwań. Nato­miast gdy zanadto je prze­kra­czamy, prze­cią­żamy się i pory­wamy na zbyt wiele.

Zarówno przy jedze­niu tortu, jak i na siłowni czy w pracy naj­le­piej czu­jemy się w obsza­rze „przy­gra­nicz­nym”, a więc w stre­fie przej­ścio­wej pomię­dzy „zbyt mało” a „zbyt wiele”. Ten opty­malny zakres znaj­duje się tuż poni­żej naszej gra­nicy. Jeżeli uda nam się go ziden­ty­fi­ko­wać dzięki sygna­łom pły­ną­cym z ciała i zatrzy­mać się, zdo­łamy nie prze­kro­czyć gra­nicy. Dzięki temu wszyst­kie powyż­sze dzia­ła­nia (jedze­nie tortu, tre­ning, praca) przy­niosą nam satys­fak­cję, a w przy­padku ćwi­czeń czy pracy moż­liwy będzie też dal­szy roz­wój. O tym, czy wła­śnie znaj­dujemy się w opty­mal­nej stre­fie, poin­for­mo­wać może nas tylko i wyłącz­nie nasze ciało.

Jak w porę zarejestrować przekroczenie granic

Aby w ogóle móc odpo­wied­nio wcze­śnie zare­je­stro­wać naru­sze­nie naszych gra­nic – w pracy, w kręgu przy­ja­ciół czy w gro­nie rodziny – nie­zbędne jest nawią­za­nie kon­taktu z wła­snym cia­łem, umie­jęt­ność odczy­ty­wa­nia jego sygna­łów. Gdy docho­dzi do naru­sze­nia gra­nic, poja­wiają się reak­cje cie­le­sne, a zaraz za nimi impulsy, na przy­kład walki lub ucieczki. Jesz­cze przed chwilą pano­wała pełna har­mo­nia i oto nagle zna­leź­li­śmy się poza strefą naszego kom­fortu.

Tak to się robi

Elfriede czuła się nie­przy­jem­nie i miała opory przed roz­cza­ro­wa­niem akwi­zy­tora cza­so­pi­sma, który w roz­mo­wie tele­fo­nicz­nej ze szcze­gó­łami opi­sy­wał swój ciężki los, aby nakło­nić ją do wyku­pie­nia pre­nu­me­raty. Jed­nak gdy pomy­ślała, że w przy­szło­ści mia­łaby co tydzień wycią­gać ze skrzynki na listy cza­so­pi­smo, któ­rym nie była szcze­gól­nie zain­te­re­so­wana, z jej konta co mie­siąc będzie ścią­gana odpo­wied­nia suma, a póź­niej­sze wypo­wie­dze­nie abo­na­mentu będzie bar­dzo kło­po­tliwe, uświa­do­miła sobie jedno: pro­ściej będzie sta­nąć na straży wła­snych gra­nic teraz, nawet jeśli musi się w tym celu prze­móc, niż nara­żać się w przy­szło­ści na zupeł­nie nie­po­trzebne nerwy.

Często sam mózg ignoruje nasze własne granice

Gdy zba­damy sprawę dokład­niej, okaże się, że nasz umysł bar­dzo słabo nadaje się do roz­po­zna­wa­nia zakresu naszych gra­nic i ich pil­no­wa­nia. Aż nazbyt czę­sto pró­buje nam mie­szać szyki, pod­su­wa­jąc naj­roz­ma­it­sze myśli.

Oto przy­kład: mój mózg bar­dzo czę­sto jest zda­nia, że i ja koniecz­nie powi­nie­nem umieć zro­bić to, co robią inni. Mówi mi: „Skoro temu czy tam­temu się udało, to prze­cież i ty dasz radę!”. Jeśli zasto­suję się do jego suge­stii, szybko wezmę na sie­bie zbyt wiele. Potem zaś z reguły będę w sta­nie udźwi­gnąć jesz­cze mniej niż wcze­śniej. Mój racjo­nalny umysł w ogóle nie ogląda się przy tym na mnie i moje samo­po­czu­cie. Wpa­trzony jest w kon­kretną osobę, która potrafi udźwi­gnąć takie obcią­że­nia albo też w mitycz­nego „każ­dego”, dobrze zna­nego ze zdań typu: „każdy powi­nien…” czy „dobrze byłoby, żeby każdy…”.

Pamię­tam jed­nak i takie sytu­acje, w któ­rych mój rozum, nie­ade­kwat­nie do oko­licz­no­ści, nama­wiał mnie, bym się oszczę­dzał i zacho­wał ostroż­ność. W takim przy­padku nie wyko­rzy­sty­wa­łem w pełni moich moż­li­wo­ści. Mózg wma­wiał mi sła­bość, choć wcale nie byłem słaby.

A jak to wygląda u cie­bie?

Do roz­wa­że­nia: Gdy bie­rzemy na sie­bie zbyt wiele

Prze­ana­li­zuj teraz w myślach kon­kretną sytu­ację, w któ­rej sam posta­wi­łeś przed sobą zbyt wyso­kie wyma­ga­nia i prze­kro­czy­łeś przy tym wła­sne gra­nice, tak że musia­łeś póź­niej ponieść nie­przy­jemne kon­se­kwen­cje tego stanu. Spró­buj przy­po­mnieć sobie jakiś przy­kład, choćby drobny, z ostat­niego tygo­dnia.

O czym wtedy myśla­łeś?Co myśla­łeś?Kiedy dokład­nie nastą­pił moment prze­kro­cze­nia gra­nicy?Jakie myśli do tego dopro­wa­dziły?Jakie uczu­cia się do tego przy­czy­niły?

Przyj­rzyj się całej tej sytu­acji raz jesz­cze, ale tym razem wyobraź sobie, że sku­tecz­nie bro­nisz swo­ich gra­nic:

Jak roz­po­zna­łeś, gdzie prze­biega gra­nica?Co jesz­cze teraz dostrze­gasz?Na co jesz­cze zwra­casz uwagę?Co trzeba było zro­bić, by nie naru­szyć gra­nicy?Co mogłeś zro­bić zawczasu, aby osta­tecz­nie odczu­wać więk­sze zado­wo­le­nie z koń­co­wego rezul­tatu?

Gdy nauczysz się reje­stro­wać sygnały swo­jego ciała i dostrze­gać swój aktu­alny stan, sko­rzy­stasz na tym na wiele spo­so­bów. Będziesz się orien­to­wał w odpo­wied­nim momen­cie, że potrze­bu­jesz prze­rwy. Że chce ci się pić. Że przy­bie­rasz taką pozy­cję ciała, która ci nie służy.

Reje­stro­wa­nie stanu swo­jego ciała i zda­wa­nie sobie z niego sprawy to waru­nek nie­zbędny do tego, by o sie­bie zadbać i pono­sić za sie­bie odpo­wie­dzial­ność. Dzięki temu będziesz w sta­nie zacho­wać wydaj­ność na dłuż­szą metę. Tylko tak można gospo­da­ro­wać siłami eko­no­micz­nie i eko­lo­gicz­nie zara­zem.

Agent we własnej głowie

Nasze myśle­nie sta­nowi formę adap­ta­cji do ota­cza­ją­cego świata. Na początku, a więc we wcze­snym dzie­ciń­stwie, za jego roz­wój nie­ko­niecz­nie odpo­wia­da­li­śmy jed­nak my sami – czę­sto po pro­stu przej­mo­wa­li­śmy je od doro­słych z naj­bliż­szego oto­cze­nia. Ich modele myślowe, a także treść ich wypo­wie­dzi, odci­snęły na nas trwałe piętno. I nawet gdy w póź­niej­szym życiu sta­ramy się (uży­wa­jąc tego samego mózgu) myśleć ina­czej, stare wzorce tkwią głę­boko w naszych synap­sach i nie­rzadko są sil­niej­sze niż nowe, nieco bar­dziej świa­dome ścieżki myśle­nia (choć i one czę­sto sta­nowią zale­d­wie odbły­ski sta­rych wzor­ców bądź opo­zy­cję dla nich).

Cha­rak­te­ry­styczną cechą naszego myśle­nia jest dosto­so­wy­wa­nie się do norm i wzor­ców ota­cza­ją­cego świata. Dla­tego też orien­tu­jemy się na innych i z nimi porów­nu­jemy. Inni także sto­sują wobec nas ten spo­sób postrze­ga­nia i oceny: czy spro­sta­li­śmy sta­wia­nym nam wyma­ga­niom? Czy zali­czy­li­śmy test? Jeste­śmy chwa­leni, ganieni i oce­niani. A nasze myśle­nie się do tego dosto­so­wuje. Dla­tego zer­kamy na innych, porów­nu­jemy się z nimi i dopa­so­wu­jemy się do kry­te­riów usta­no­wio­nych poza nami.

Serce buduje mosty i łączy

W wyzna­cza­niu gra­nic nie pomoże mi także moje serce, bo nadaje się do tego jesz­cze mniej niż mózg. Uczu­cia łączą nas z innymi ludźmi i służą jako baro­metr naszych spo­łecz­nych kon­tak­tów i rela­cji. Kiedy mamy dobrą i satys­fak­cjo­nu­jącą więź z innymi, wypeł­niają nas pozy­tywne uczu­cia. Gdy nam tej więzi bra­kuje lub jej ist­nie­nie jest zagro­żone, nasze uczu­cia odpo­wied­nio reagują. Oczy­wi­ście serce chcia­łoby być szczę­śliwe, dla­tego pró­buje prze­rzu­cać mosty, by połą­czyć nas z innymi ludźmi i uszczę­śli­wić od razu także i ich.

Jeśli wsku­tek nad­mier­nej otwar­to­ści uczu­cia zostaną zra­nione, serce ma ten­den­cję do wyco­fy­wa­nia się i zaj­mo­wa­nia wła­snym bólem. Potrafi reago­wać tak skraj­nie, że w takiej sytu­acji naj­chęt­niej skre­śli­łoby innych na dobre. Gene­ro­wane przez serce uczu­cia są nad­zwy­czaj spon­ta­niczne. Jeżeli serce odczuwa bło­gość i sym­pa­tię (czy wręcz miłość!), trzeba się pil­no­wać, ponie­waż uczu­cia mogą wów­czas łatwo i pochop­nie prze­kro­czyć gra­nice dru­giego czło­wieka. A wtedy łatwo o zra­nie­nia i roz­cza­ro­wa­nia.

W kwe­stii sta­wia­nia gra­nic nasze uczu­cia nie będą nam szcze­gól­nie pomocne. Na przy­kład moje serce mówi nie­kiedy tak: „Ależ nie można kazać tak długo cze­kać tej bied­nej klientce. Daj spo­kój, popra­cuj dziś wie­czo­rem tro­chę dłu­żej! Prze­cież to lubisz!”. A gdy w poszu­ki­wa­niu wspar­cia zwraca się do mózgu, ten pota­kuje i przy­po­mina o mło­dych leka­rzach z przy­chodni pię­tro niżej, któ­rzy prze­cież też czę­sto przyj­mują wizyty do późna.

Tylko ciało wie, gdzie są nasze granice

Jedyną instan­cją, która orien­tuje się w naszych gra­ni­cach, jest nasze ciało. Gdy prze­kra­czamy gra­nice, odczu­wamy to „w trze­wiach”. Czu­jemy się słabi. Ale jakże czę­sto igno­ru­jemy te sygnały, ponie­waż jeste­śmy cał­ko­wi­cie pochło­nięci czyn­no­ścią, która wła­śnie pro­wa­dzi do nad­wy­rę­że­nia naszych sił. Ciało wyczuwa też, kiedy to inni naru­szają nasze gra­nice. Na przy­kład doświad­czamy wtedy jakichś dziw­nych sen­sa­cji w brzu­chu albo czu­jemy ucisk w klatce pier­sio­wej lub nie­przy­jemne mro­wie­nie. Z cza­sem odczu­cie to się nasila. Być może reje­stru­jemy wtedy gotu­jące się w nas złość i agre­sję. U innych reak­cja ta obja­wia się impul­sem ucieczki, więc się wyco­fują. W grun­cie rze­czy ciało przez cały czas mówi nam, jak się sprawy mają. Gdyby tylko mogło dojść do głosu. Gdy­by­śmy zechcieli go słu­chać. Czę­sto jed­nak w tym momen­cie wtrąca się mózg i pró­buje nas ugła­skać: już nie prze­sa­dzaj, nie jest prze­cież tak źle, inni jakoś to zno­szą, nie ma co robić fochów i dzie­lić włosa na czworo. Przy oka­zji mel­duje się także serce: „No prze­cież ją lubisz. Nic złego nie miała na myśli”. Dla­tego tak ważne jest, by wyćwi­czyć umie­jęt­ność wsłu­chi­wa­nia się w „głos z brzu­cha” już z wyprze­dze­niem. Dzięki temu będziemy mogli reago­wać na czas, a nie z dużym opóź­nie­niem, kiedy tak naprawdę jest już po wszyst­kim.

Dopiero w chwili, gdy żona zaj­rzała na moment do jego gabi­netu i z lek­kim wyrzu­tem w gło­sie życzyła mu dobrej nocy, Ludwig uświa­do­mił sobie, że od kola­cji nie wstał nawet na moment od kom­pu­tera. Sur­fu­jąc po róż­nych forach, kom­plet­nie zapo­mniał, że obie­cał jej jesz­cze wspólny spa­cer wie­czo­rem. Teraz ma wyrzuty sumie­nia i pre­ten­sje do sie­bie, że znowu, jak już tyle razy wcze­śniej, nie skoń­czył w porę prze­glą­da­nia stron. Jed­no­cze­śnie inny głos w jego wnę­trzu pod­po­wiada prze­kor­nie, że prze­cież sur­fo­wa­nie po inter­ne­cie było bar­dzo cie­kawe i że ma do niego prawo. Ludwig dobrze zna ten wewnętrzny kon­flikt, przez który nie­mal do świtu nie zmruży oka. Za każ­dym razem podej­muje mocne posta­no­wie­nie, że będzie sobie sta­wiał gra­nice. Tyle że to raczej nie jest spo­sób, dzięki któ­remu uda mu się unik­nąć tego kon­fliktu w przy­szło­ści.

Dopy­ty­wany o to Ludwig mówi, że już kilka godzin wcze­śniej prze­stał zwra­cać uwagę na wła­sne ciało i dostrze­gać wysy­łane przez nie sygnały. Po tylu godzi­nach przed kom­pu­te­rem pieką go oczy, krę­go­słup zesztyw­niał, a on znów czuje się jak prze­pusz­czony przez wyży­maczkę. A tym­cza­sem to wła­śnie reje­stra­cja pły­ną­cych z ciała sygna­łów pozwo­li­łaby mu odna­leźć gra­nicę bez odwo­ły­wa­nia się do moral­no­ści i póź­niej­szych wewnętrz­nych kon­flik­tów.

Tak naprawdę cho­dzi tutaj po pro­stu o czułe zadba­nie o samego sie­bie. Dzięki nawią­za­niu kon­taktu z cia­łem takie podej­ście pomaga też odpo­wied­nio ogra­ni­czyć nasze zacho­wa­nia w odnie­sie­niu do jedze­nia, picia i innych nawy­ków kon­sump­cyj­nych.

„Odczytywanie” ciała wymaga czasu i cierpliwości

Aby nauczyć się dobrze wyczu­wać wła­sne ciało, musimy zare­zer­wo­wać sobie tro­chę czasu. Ciało nie jest tak szyb­kie jak mózg. Na doda­tek komu­ni­ka­cja wer­balna nie jest jego spe­cjal­no­ścią, trzeba się więc aktyw­nie w nie wsłu­chi­wać. Musimy wyczuć, co chce nam na swój spo­sób prze­ka­zać. A do tego trzeba mnó­stwo cier­pli­wo­ści. U wielu osób ciało samo z sie­bie w ogóle się już nie odzywa.

Dawno przy­wy­kło od tego, że nie zwraca się na nie uwagi. Prze­cież całymi latami było igno­ro­wane, czę­sto wręcz lek­ce­wa­żone. Wielu z nas trosz­czy się o nie tylko wtedy, gdy zaczyna spra­wiać jakieś pro­blemy, jakby było tylko dokucz­li­wym bala­stem. Ludzie czę­sto trak­tują ciało po pro­stu jako organ wyko­naw­czy. Dla nie­któ­rych jest swego rodzaju opa­ko­wa­niem zapo­bie­ga­ją­cym temu, by duch nie bujał swo­bod­nie w powie­trzu. Inni uznają je za rodzaj sprzętu spor­to­wego, pozwa­la­jący na bicie rekor­dów. Jesz­cze inni nie­ustan­nie z nim wal­czą, bo nie odpo­wiada ich ide­ałowi piękna. Natu­ral­nie ist­nieje także trend prze­ciwny, w ramach któ­rego ciało wciąż jest tre­no­wane na siłowni. Mogłoby się wyda­wać, że dzięki temu ma szansę odzy­skać wresz­cie swoje prawa. Ale gdy przyj­rzeć się bli­żej, okaże się, że nawet taki kult ciała także zakłada jego przed­mio­towe trak­to­wa­nie.

Tym­cza­sem ciało ma swój wła­sny spo­sób postrze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści, swoją wła­sną inte­li­gen­cję. Naj­wyż­szy czas je doce­nić i obda­rzyć uwagą, na jaką zasłu­guje.

Roz­po­znać reak­cję ciała na naru­sze­nie gra­nic

Jeżeli chcesz popra­wić swoją zna­jo­mość języka ciała i wyraź­nie poczuć jego zróż­ni­co­wane reak­cje w róż­nych sytu­acjach doty­czą­cych two­ich gra­nic, prze­pro­wadź nastę­pu­jący eks­pe­ry­ment:

Przy­po­mnij sobie trzy sytu­acje wią­żące się z okre­śloną reak­cją ciała odno­śnie do two­ich gra­nic. W pierw­szej byłeś znu­dzony i nie wyko­rzy­sty­wa­łeś w pełni swo­ich moż­li­wo­ści. W dru­giej byłeś ewi­dent­nie prze­cią­żony. W trze­ciej nato­miast mia­łeś dużo do zro­bie­nia, ale nie obcią­żało cię to ponad miarę. Ina­czej mówiąc: raz byłeś daleko przed swoją gra­nicą, raz znacz­nie ją prze­kra­cza­łeś, nato­miast w ostat­nim przy­kła­dzie znaj­do­wa­łeś się wpraw­dzie tuż przed gra­nicą, ale wciąż jesz­cze w ramach swo­jego tery­to­rium, two­jej strefy kom­fortu.

Eks­pe­ry­ment naj­ła­twiej prze­pro­wa­dzić, roz­kła­da­jąc trzy nie­wiel­kie kartki, by zazna­czyć miej­sce każ­dej z tych sytu­acji. Zacznij od tej, w któ­rej mia­łeś zde­cy­do­wa­nie zbyt mało do zro­bie­nia (uwaga: nie należy jej mylić z cza­sem odpo­czynku ani z chwilą, gdy łapiesz oddech i odpusz­czasz sobie wszystko po wytę­żo­nej pracy). Stań teraz na zazna­czo­nym miej­scu i posta­raj się przy­wo­łać w pamięci daną sytu­ację jak naj­do­kład­niej, ze wszyst­kimi szcze­gó­łami, tak jakby miała miej­sce w tej chwili. Następ­nie zadaj sobie poniż­sze pyta­nia, by dowie­dzieć się, w jaki spo­sób ta sytu­acja wpływa na twoje ciało:

W jaki spo­sób stoję (na przy­kład pew­nie, mocno, chwiej­nie…)?Co dokład­nie odczu­wam w całym ciele?Czy wyczu­wam coś, co mi prze­szka­dza?Jak odczu­wam wła­sne ciało w tej chwili (na przy­kład czy wydaje mi się silne czy słabe, czynne czy bierne, oży­wione czy znu­żone)?W jaki spo­sób oddy­cham (na przy­kład płytko czy głę­boko, spo­koj­nie czy w przy­spie­szo­nym tem­pie)?Jakie napię­cie odczu­wam w mię­śniach (są napięte czy sprę­ży­ste i pełne ener­gii, a może zwiot­czałe)?Jak odczu­wam cie­płotę ciała?Czy mam wra­że­nie, że ciało jest dobrze ukrwione?Czy mam jasny umysł, czy raczej głowa wydaje mi się ciężka i „zamu­lona”?Czy odczu­wam ucisk? W któ­rym miej­scu?W któ­rym miej­scu czuję, że coś mnie krę­puje, a w któ­rym odczu­wam pełną swo­bodę?

Następ­nie stań w miej­scu sym­bo­li­zu­ją­cym stan obcią­że­nia ponad miarę. Rów­nież tutaj spró­buj wyobra­zić sobie całą sytu­ację jak naj­do­kład­niej i zadaj sobie te same pyta­nia.

Na koniec powtórz całą ope­ra­cję w miej­scu ozna­cza­ją­cym strefę tuż przed twoją gra­nicą. Eks­pe­ry­ment naj­le­piej zakoń­czyć wła­śnie tutaj, a więc wtedy, gdy zare­je­stru­jesz wła­sne samo­po­czu­cie „na gra­nicy”, ale jesz­cze w stre­fie kom­fortu, i świa­do­mie poczu­jesz róż­nice pomię­dzy tymi trzema pozy­cjami. A może ten przy­jemny, wyobra­żony stan uda się utrzy­mać jesz­cze chwilę dłu­żej?

Ciało pod­lega ogra­ni­cze­niom i może wła­śnie dla­tego nie cie­szy się naszą prze­sadną sym­pa­tią. Jak to się mówi, duch ocho­czy, ale ciało mdłe. W epoce, w któ­rej domi­nuje postawa „yes, we can”, ciało bez­u­stan­nie przy­po­mina nam o naszych ogra­ni­cze­niach. Duch nie zna gra­nic, uczu­cia także ich nie znają, nato­miast ono cały czas ściąga nas na zie­mię, na poziom tego, co rze­czy­wi­ście jest. Duch i ener­gia same w sobie są nieogra­niczone, cechą mate­rii nato­miast jest jej skoń­czo­ność. Dla­tego ich zacho­wa­nie pod­lega odręb­nym pra­wi­dłom. Podob­nie jak zie­mia i wszystko, co ziem­skie, ciało repre­zen­tuje mate­rię. Dla­tego dobrze rozu­mie, czym są gra­nice. Co wię­cej – tylko ono dys­po­nuje odpo­wied­nią apa­ra­turą, dzięki któ­rej i my potra­fimy wyczu­wać usy­tu­owa­nie naszych gra­nic.

Rozsądne ograniczenia umożliwiają wzrost i rozwój

Daw­niej czę­sto znaj­do­wa­łem się w nastę­pu­ją­cej sytu­acji: chcia­łem coś osią­gnąć, sta­ra­łem się, jak mogłem, i w któ­rymś momen­cie bra­łem na sie­bie zbyt wiele. W efek­cie całość koń­czyła się nie­po­wo­dze­niem. Mnó­stwo ludzi także tego doświad­cza. Kolejny raz postę­pują według tego samego wzorca, nie udaje im się, znów zaczy­nają od zera, pra­gną wznieść się wysoko, po czym ponow­nie spa­dają na zie­mię. I tak w kółko… Ktoś, kto zanadto wykra­cza poza wła­sne gra­nice, od początku pra­cuje na swoją porażkę. Każde obcią­że­nie ponad miarę pro­wa­dzi w kon­se­kwen­cji do fazy nie­do­sta­tecz­nego wyko­rzy­sty­wa­nia wła­snych sił, ponie­waż naj­pierw musimy dojść do sie­bie i dopiero wtedy przy­stą­pić do ich odbu­dowy.

Nie­któ­rzy nie tak łatwo rege­ne­rują się po takim cio­sie i bywa, że cał­kiem się pod­dają. Co wię­cej, ludzie, któ­rzy wcze­śniej prze­ce­nili swoje siły, bar­dzo czę­sto potem prze­stają się doce­niać. Wielu rezy­gnuje. Jed­no­cze­śnie, jeżeli przez cały czas trzy­ma­li­by­śmy się tego, co już umiemy i znamy, też będzie nam cze­goś bra­ko­wało. Naj­praw­do­po­dob­niej nie będziemy wtedy wyko­rzy­sty­wać w pełni naszych moż­li­wo­ści. Taki stan roz­le­ni­wia i fru­struje. Nie wyko­rzy­stu­jemy ani nie roz­wi­jamy cen­nego poten­cjału. Przy braku odpo­wied­nich wyzwań życie staje się nudne.

A jak to wygląda u cie­bie?

Do roz­wa­że­nia: jak teraz reagu­jesz, gdy zde­rzasz się z wła­snymi gra­ni­cami?

Każdy czło­wiek ma swoje gra­nice, które chciałby posze­rzyć. W róż­nych okre­sach obej­mują one raz mniej­sze, raz więk­sze tery­to­rium. Jak reagu­jesz, natra­fia­jąc na przy­kład na gra­nice swo­jej zdol­no­ści przy­swa­ja­nia, a więc rozu­mie­nia, wypró­bo­wy­wa­nia, wcie­la­nia w życie i utrwa­la­nia nowych rze­czy? Twój czas i zdol­ność kon­cen­tra­cji też są ogra­ni­czone. Potrak­tuj czy­ta­nie niniej­szej książki lub pracę z nią jako punkt odnie­sie­nia i odpo­wiedz na poniż­sze pyta­nia, które pomogą roz­po­znać wzo­rzec two­ich reak­cji i w razie potrzeby go zmie­nić:

Czy masz ten­den­cję, by cał­ko­wi­cie rezy­gno­wać z przed­się­wzię­cia, gdy od razu cze­goś nie rozu­miesz albo gdy natych­miast ci się nie udaje? Czy na przy­kład masz ochotę prze­rwać czy­ta­nie?Czy w rezul­ta­cie depre­cjo­nu­jesz samego sie­bie?Czy w rezul­ta­cie depre­cjo­nu­jesz daną rzecz/sytu­ację, na przy­kład książkę?Czy potem uni­kasz danej tema­tyki, na przy­kład tej książki?Czy pozwa­lasz sobie opusz­czać okre­ślone frag­menty?Czy w takich sytu­acjach zacho­wu­jesz spo­kój?Czy dajesz sobie czas?Czy posu­wasz się naprzód krok za kro­kiem?

Waż­nym kro­kiem w roz­wi­ja­niu umie­jęt­no­ści sta­wia­nia gra­nic jest nauka akcep­to­wa­nia wła­snych bie­żą­cych ogra­niczeń.

Granice zależą od sytuacji i sfery życia

Nie mamy jed­nej uni­wer­sal­nej gra­nicy, odpo­wied­niej na każdą sytu­ację. Wprost prze­ciw­nie, takich gra­nic jest bar­dzo wiele, zależ­nie od naszej wytrzy­ma­ło­ści i zasobu sił w poszcze­gól­nych sfe­rach życia. Mistrz świata w rzu­cie mło­tem bez wąt­pie­nia prze­su­nął gra­nicę w tej dys­cy­pli­nie dalej niż wszy­scy inni spor­towcy, ale jeśli cho­dzi o bieg na sto metrów, gra­nice moż­li­wo­ści bie­ga­cza są mocno zawę­żone.

Gra­nice mogą także zmie­niać się w cza­sie i w róż­nych okre­sach obej­mo­wać więk­sze lub mniej­sze tery­to­rium, zależ­nie od naszego aktu­al­nego samo­po­czu­cia. Jed­nego dnia możemy czuć się sła­biej, więc odpo­wied­nio mniej­szy będzie zakres podej­mo­wa­nych przez nas dzia­łań. Wów­czas raczej się wyco­famy i podo­łamy mniej­szej licz­bie spraw. Kiedy doj­dziemy do sie­bie i znów poczu­jemy się silni, ponow­nie będziemy mogli wyma­gać od sie­bie wię­cej. Być może nawet przej­miemy ini­cja­tywę i dzięki temu posze­rzymy swoje gra­nice. Potem będzie nam też łatwiej je utrzy­mać, co wkrótce zauważą inni, a tym samym zmniej­szy się nie­bez­pie­czeń­stwo, że zechcą je prze­kro­czyć. A jeżeli zacznie roz­pie­rać nas ener­gia, być może odwa­żymy się nawet roz­sze­rzyć swoje dotych­cza­sowe gra­nice kosz­tem innych.

Dyna­miczna zależ­ność pomię­dzy podej­mo­wa­niem nad­mier­nych i nie­do­sta­tecz­nych wyzwań: ktoś, kto zbyt daleko wycho­dzi poza wła­sne gra­nice, sam dokłada sta­rań, by go „odrzu­ciło” z powro­tem.

Za sprawą drob­nych, sub­tel­nych prze­su­nięć cały czas docho­dzi do regu­la­cji gra­nic, zarówno w ich ogól­nym kształ­cie, jak i bie­żą­cym prze­biegu, zależ­nym od „formy dnia”. Zawsze jed­nak sta­no­wią one odzwier­cie­dle­nie naszej ener­gii, a także naszych kom­pe­ten­cji i zdol­no­ści do upra­wia­nia wła­snego „poletka”, pono­sze­nia za nie odpo­wie­dzial­no­ści i bro­nie­nia go w razie potrzeby.

Obry­so­wana powierzch­nia przed­sta­wia nasze tery­to­rium, zaś kręta, cią­gła linia – jego gra­nicę. Gdy nie wyko­rzy­stu­jemy w pełni naszego poten­cjału, pozo­sta­jemy, mówiąc obra­zowo, w samym środku naszego rewiru, daleko od gra­nic swo­ich moż­li­wo­ści. W takiej sytu­acji nie czu­jemy się dobrze, jeste­śmy nie­speł­nieni i sfru­stro­wani.

A teraz wyobraźmy sobie, że szef zleca nam nowe zada­nie, które zde­cy­do­wa­nie wykra­cza poza nasze moż­li­wo­ści, a więc nasz rewir. Jeste­śmy obcią­żeni ponad miarę i też nie czu­jemy się z tym dobrze. Możemy nie podo­łać wyzwa­niu albo roz­cho­ro­wać się z samego tylko stresu. W tej sytu­acji prze­cią­że­nie sta­nowi wstęp do zwią­za­nej z nim nie­od­łącz­nie fazy nie­do­sta­tecz­nego wyko­rzy­sty­wa­nia wła­snych moż­li­wo­ści.

Nie służą nam zatem ani nie­do­sta­teczne, ani zbyt wiel­kie wyzwa­nia. Naj­le­piej czu­jemy się wtedy, gdy musimy sta­wiać czoła róż­nym zada­niom, ale nie obcią­żają nas one ponad miarę. Ta sym­bo­liczna, ale jed­no­cze­śnie cał­kiem rze­czy­wi­sta strefa znaj­duje się wciąż jesz­cze w obrę­bie naszego tery­to­rium, ale tuż przy jego gra­nicy. Wła­śnie w tym obsza­rze doświad­czamy przy­pływu sił. I tu także może dojść do dziw­nego zja­wi­ska: ponie­waż czu­jemy się dobrze, sta­jemy się jesz­cze sil­niejsi i możemy wię­cej. Dzięki temu możemy wyjść krok, czy dwa, poza naszą gra­nicę i posze­rzyć wła­sny rewir. Nagle wyra­stamy ponad samych sie­bie! To z kolei rów­nież nas uszczę­śli­wia, czu­jemy się więc jesz­cze potęż­niejsi i możemy porwać się na wię­cej. Tak powstaje samo­na­pę­dza­jący się mecha­nizm pozy­tyw­nego wzro­stu, w któ­rym wytwa­rzana jest ener­gia. To w zasa­dzie para­doks. Utrzy­my­wa­nie wła­snych gra­nic nie pro­wa­dzi do zablo­ko­wa­nia, tylko umoż­li­wia nam wła­śnie prze­zwy­cię­ża­nie ogra­niczeń i roz­wój! Takie „wyra­sta­nie ponad samego sie­bie” bar­dzo przy­po­mina stan, który węgier­sko-ame­ry­kań­ski psy­cho­log Mihaly Csik­szent­mi­ha­lyi nazwał flow.

Obszar tuż przed naszą gra­nicą, w któ­rym czu­jemy się naj­le­piej: silni i reali­zu­jący peł­nię swo­ich moż­li­wo­ści.
W tym miej­scu czę­sto odczu­wamy przy­pływ sił, dzięki któ­remu możemy wyjść poza wła­sne gra­nice i posze­rzyć nasze tery­to­rium.

Pod wpły­wem naszego dzia­ła­nia w pew­nym sen­sie rosną nam skrzy­dła, a my doświad­czamy głę­bo­kiej rado­ści. Czę­sto przy tej oka­zji zapo­mi­namy o bożym świe­cie, tak bar­dzo pochła­nia nas dana czyn­ność.

A skąd wiemy, że wciąż pozo­sta­jemy w obrę­bie naszych gra­nic? Nasz mózg tego nie wie, może tylko z lep­szym lub gor­szym skut­kiem snuć przy­pusz­cze­nia na ten temat. A nasze serce wpraw­dzie ucie­szy się z tego stanu, bar­dziej jed­nak będzie się dopy­ty­wać o naszą rela­cję z innymi ludźmi. Jedyną instan­cją, która wyczuwa, że zbli­żamy się do owej tak pożą­da­nej strefy tuż przed gra­nicą, jest – powtórzmy to raz jesz­cze – nasze ciało. Kiedy reje­stru­jemy, co nam prze­ka­zuje, uświa­da­miamy sobie też, na ile możemy uro­snąć, jed­no­cze­śnie nie bio­rąc na sie­bie zbyt wiele.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Ponie­waż pierw­szej, wspo­mnia­nej tutaj książki Rolfa Sel­lina nie ma na razie na pol­skim rynku, pole­camy inną lek­turę na temat wyso­kiej wraż­li­wo­ści, mia­no­wi­cie Wysoko wraż­liwi. Jak funk­cjo­no­wać w świe­cie, który nas przy­tła­cza Ela­ine N. Aron, Feeria, Łódź 2021 (przyp. red.). [wróć]

2. Tzw. Interzonenzüge, pociągi kur­su­jące pomię­dzy NRD a RFN, zwłasz­cza po roku 1961 (budowa muru ber­liń­skiego) pod­da­wane bar­dzo ści­słym i dłu­go­trwa­łym kon­tro­lom (przyp. tłum.). [wróć]