Trzy rozprawy z teorii seksualnej - Zygmunt Freud - ebook

Trzy rozprawy z teorii seksualnej ebook

Zygmunt Freud

0,0

Opis

Czy instynkt seksualny rządzi naszym życiem?

Trzy rozprawy z teorii seksualnej to niewątpliwie najważniejszy przyczynek Zygmunta Freuda do antropologii. Twórca psychoanalizy po raz pierwszy w tak kompleksowej i spójnej formie wyłożył poglądy dotyczące faz rozwoju seksualnego człowieka, pierwotnej seksualności dziecięcej, wyboru obiektu seksualnego oraz znaczenia stref erogennych.

Freud wyróżniał dwie siły, które kierują ludzkim zachowaniem. Pierwszą z nich jest popęd seksualny (libido), drugą natomiast instynkt samozachowawczy. Ww sposób fundamentalny różnią się one swoją istotą. Instynkt seksualny kieruje się zasadą przyjemności, natomiast instynkt samozachowawczy zasadą realnego osądu. Różny jest także stosunek obu tych popędów do lęku – libido ma o wiele silniejsze powiązania z lękiem niż instynkt samozachowawczy.

Według wiedeńskiego naukowca instynkt samozachowawczy nie powoduje zaburzeń nerwicowych, w przeciwieństwie do popędu seksualnego. Ta szczególna rola seksualizmu wypływa z faktu, że jest on jedyną funkcją organizmu, która wychodzi poza jednostkę i determinuje jej powiązanie z zachowaniem gatunku. Trzeba też pamiętać, że uleganie popędowi seksualnemu nie zawsze przynosi korzyści jednostce, w przeciwieństwie do innych czynności, lecz często, dla osiągnięcia rozkoszy naraża ją nawet na ryzyko utraty życia...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 148

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp do wydania polskiego

Nowa­tor­stwo badań psy­cho­ana­li­tycz­nych, z któ­rymi spo­ty­kało się do tej pory nasze spo­łe­czeń­stwo w bar­dzo ogra­ni­czo­nej mie­rze, pewien uogól­nia­jący spo­sób sta­wia­nia im zarzu­tów przez dotych­cza­so­wych prze­ciw­ni­ków, chwy­ta­nie się szcze­gó­łów naj­wię­cej wci­ska­ją­cych się w pamięć choćby przez ich pozorne podo­bień­stwo do sen­sa­cji, chętne ope­ro­wa­nie zdaw­ko­wymi fra­ze­sami usta­lo­nej kry­tyki felie­to­ni­stycz­nej powo­dują zamiesz­cze­nie tych kilku zdań przy wyda­niu pol­skim naj­bar­dziej pod­sta­wo­wego zarysu teo­re­tycz­nego z psy­cho­ana­lizy. Bo zresztą dzieło i jego autor mówią sami za sie­bie, a zdaw­kowe zarzuty muszą upaść wobec samych badań, które poru­szają głę­bię nauko­wych zagad­nień, a rów­no­cze­śnie wyka­zują siłę bada­ją­cego umy­słu. Książkę tę trzeba wziąć do ręki z tym prze­ko­na­niem, że w niej znaj­dziemy ogólny pod­sta­wowy pier­wia­stek ludzki i nie „zmy­sło­wość” w zna­cze­niu iro­ni­zu­ją­cych fra­ze­sów, ale bogac­two życia, jego urodę: „roz­kosz” – pier­wia­stek, który poznał i jako taki okre­ślił Pla­ton, jeden z pierw­szych wiel­kich filo­zo­fów ludz­ko­ści.

Dotar­cie do niej metodą naukową, okre­śle­nie za pomocą badań tego, co od wie­ków jest udzia­łem naj­więk­szych wytwo­rów ducha, filo­zo­fii i sztuki, jest zasad­ni­czą pięk­no­ścią tej pracy, zaś o jej zasłu­gach na polu nauko­wym mówią wyniki i sta­no­wi­sko autora w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii i psy­chia­trii.

Wie­deń, w stycz­niu 1923 r.

Dr Marian Albiń­ski

Przedmowa do wydania trzeciego

Obser­wu­jąc od lat dzie­się­ciu spo­sób odno­sze­nia się do tej książki, rad będę wyda­nie powyż­sze zaopa­trzyć w pewne uwagi, które mają zapo­biec nie­po­ro­zu­mie­niom oraz zbyt wygó­ro­wa­nym wyma­ga­niom. Muszę więc przede wszyst­kim zazna­czyć, że wywody moje mają za punkt wyj­ścia bez wyjątku tylko codzienne doświad­cze­nia lekar­skie, które przez rezul­taty bada­nia psy­cho­ana­li­tycz­nego zostały pogłę­bione i uzy­skały naukową donio­słość. Te trzy „roz­prawy z teo­rii sek­su­al­nej” nie zawie­rają nic ponadto, co zmu­sza nas lub też co pozwala przy­jąć psy­cho­ana­liza. Dla­tego jest wyklu­czone, by praca ta dała się roz­sze­rzyć do roz­mia­rów cał­ko­wi­tej „teo­rii sek­su­al­nej” oraz jest jasne, że pomija ona w ogóle nie­jedno ważne zagad­nie­nie z życia płcio­wego. Nie należy jed­nak sądzić, jakoby pomi­nięte roz­działy tego wiel­kiego zagad­nie­nia były auto­rowi nie­znane lub zanie­dbane przez niego jako nie­ważne.

Zależ­ność tych roz­praw od doświad­czeń psy­cho­ana­li­tycz­nych była pobudką ich napi­sa­nia, jak to oka­zuje się nie tylko z wyboru lecz rów­nież i w upo­rząd­ko­wa­niu mate­riału. Wszę­dzie trzy­mam się pew­nego stop­nio­wa­nia, wysu­wam czyn­niki prze­żyć przy­god­nych (czyn­niki akcy­den­talne), ustro­jo­wość (dys­po­zy­cjo­nalne), zosta­wiam w tyle i uwzględ­niam czyn­nik osob­ni­czego roz­woju (onto­ge­ne­tyczny) przed czyn­nikami roz­woju gatun­ko­wego (filo­ge­ne­tycz­nymi). Prze­ży­cia przy­godne odgry­wają bowiem główną rolę w psy­cho­ana­li­zie, która zała­twia się z nimi pra­wie doszczęt­nie, czyn­niki ustro­jowe wyła­niają się dopiero spoza tych prze­żyć przy­god­nych, jako coś, co przez nie zostało wywo­łane, a czego ocena wykra­cza poza dzie­dzinę psy­cho­ana­lizy.

Podobny sto­su­nek panuje w rela­cji mię­dzy onto- a filo­ge­nezą. Onto­ge­neza może być uwa­żana za powtó­rze­nie filo­ge­nezy, o ile tylko ta ostat­nia nie zostaje zmie­niona przez prze­ży­cia śwież­sze.

Filo­ge­ne­tyczny pod­kład daje się zauwa­żyć poza onto­ge­ne­tycz­nym prze­bie­giem. W zasa­dzie jed­nak ustro­jo­wość jest niczym innym jak tylko osa­dem uprzed­nich prze­żyć gatunku, do któ­rego dołą­czają się nowe prze­ży­cia osob­nika jako suma przy­god­nych czyn­ni­ków.

Oprócz abso­lut­nej zależ­no­ści od badań psy­cho­ana­li­tycz­nych cechuje moją pracę umyślna nie­za­leż­ność od badań bio­lo­gicz­nych. Sta­ran­nie prze­strze­ga­łem tego, by w docie­ka­nia nad funk­cją płciową czło­wieka, oparte na tech­nice psy­cho­ana­li­tycz­nej, nie wpro­wa­dzać wnio­sków wysnu­tych z ogól­nej bio­lo­gii sek­su­al­nej lub też z bio­lo­gii poszcze­gól­nych gatun­ków zwie­rzę­cych. Celem moim było spraw­dze­nie, co można uzy­skać dla bio­lo­gii ludz­kiego życia płcio­wego przez bada­nia psy­cho­lo­giczne; nie omiesz­ka­łem wska­zy­wać na zgod­ność i łącz­no­ści, które się przy tych moich bada­niach wyło­niły, ale też nie spro­wa­dzało mnie to z drogi, jeśli metoda psy­cho­ana­li­tyczna dopro­wa­dziła w pew­nych waż­nych miej­scach do zapa­try­wań i rezul­ta­tów, które się znacz­nie róż­nią od wysnu­tych jedy­nie z bio­lo­gicz­nego punktu widze­nia.

W trze­cim wyda­niu poczy­ni­łem liczne dodatki, zre­zy­gno­wa­łem jed­nak z zaopa­try­wa­nia ich w spe­cjalne znaki, jak to miało miej­sce w wyda­niu poprzed­nim. Praca naukowa w naszej dzie­dzi­nie zwol­niła obec­nie swoje postępy, pewne uzu­peł­nie­nia w tej roz­prawce były jed­nak nie­odzowne, skoro ma ona dosto­so­wać się do now­szej lite­ra­tury psy­cho­ana­li­tycz­nej.

Wie­deń, w paź­dzier­niku 1914

Przedmowa do wydania czwartego

Po uspo­ko­je­niu się burzy wojen­nej z zado­wo­le­niem stwier­dzić wypada, że zain­te­re­so­wa­nie się bada­niami psy­cho­ana­li­tycz­nymi nie doznało uszczerbku w wiel­kim świe­cie. Prze­cież jed­nak nie wszyst­kie działy tej nauki spo­tyka los jed­nakowy. Czy­sto psy­cho­lo­giczne odkry­cia tudzież poglądy psy­cho­ana­lizy na nie­świa­dome, na stłu­mie­nie, kon­flikt, który wie­dzie do zacho­ro­wa­nia, zyski pły­nące z cho­roby, na mecha­nizm two­rze­nia się obja­wów cho­ro­bo­wych cie­szą się wzra­sta­ją­cym uzna­niem i nawet u zasad­ni­czych prze­ciw­ni­ków znaj­dują uwzględ­nie­nie. Ta część tej nauki, która gra­ni­czy z bio­lo­gią, a któ­rej zasady zawarte są w niniej­szej roz­prawce, zawsze jesz­cze wywo­łuje opór i dopro­wa­dziła nawet nie­któ­rych, któ­rzy się dość długo inten­syw­nie psy­cho­ana­lizą zaj­mo­wali, do odsu­nię­cia się od niej i do gło­sze­nia nowych poglą­dów, które mia­łyby na powrót uszczu­plić zna­cze­nie czyn­nika płcio­wego tak dla nor­mal­nego, jak i cho­ro­bli­wego życia psy­chicz­nego.

Mimo to nie mogę zde­cy­do­wać się na twier­dze­nie, że ta część psy­cho­ana­li­tycz­nej nauki wię­cej niż każda inna odbie­gała od rze­czy­wi­stego stanu rze­czy, któ­rego pozna­nie jest naszym celem. Tak przez przy­po­mi­na­nie poczy­nio­nych tu doświad­czeń, jak i przez wciąż wzna­wiane roz­pa­try­wa­nia docho­dzę do prze­ko­na­nia, że ten dział jest owo­cem nie mniej sta­ran­nego i bez wszel­kich uprzed­nich zało­żeń poczy­nio­nego bada­nia; wyja­śnie­nie zaś roz­dź­więku w powszech­nym uzna­niu nie czyni nam chyba wiel­kich trud­no­ści. Przede wszyst­kim ci tylko bada­cze mogą potwier­dzić opi­sane tutaj początki ludz­kiego życia płcio­wego, któ­rzy mają dość cier­pli­wo­ści i bie­gło­ści tech­nicz­nej, by ana­lizę pacjen­tów dopro­wa­dzić do pierw­szych lat dzie­cięc­twa. Nie­rzadko oka­zuje się to nie­moż­liwe, mia­no­wi­cie skoro lekarz jest znie­wo­lony, by zała­twić się pozor­nie szyb­ciej z przy­pad­kiem cho­ro­bo­wym. Inni zaś upra­wia­jący psychoana­lizę, a nie leka­rze, nie mają w ogóle przy­stępu do tej dzie­dziny i nie mają moż­no­ści wyro­bie­nia sobie sądu o rze­czy, nie­za­bar­wio­nego wpły­wem ich wła­snej nie­chęci i uprze­dzeń. Gdyby ludzie umieli wycią­gnąć wła­ściwą naukę z bez­po­śred­niej obser­wa­cji dzieci, wtedy można by było zanie­chać napi­sa­nia tych trzech roz­praw.

Trzeba sobie następ­nie przy­po­mnieć, że nie­jedno w tre­ści tych roz­praw, jako że tak pod­kre­śli­łem zna­cze­nie życia płcio­wego dla wszyst­kich ludz­kich czyn­no­ści oraz że tak roz­sze­rzy­łem poję­cie sek­su­ali­zmu, było zawsze bodaj naj­sil­niej­szym moty­wem oporu prze­ciw psy­cho­ana­li­zie. Rze­czowe argu­menty zastą­piono sil­nie brzmią­cymi fra­ze­sami i posu­nięto się tak daleko, że gada się o „pan­sek­su­ali­zmie” psy­cho­ana­lizy i czyni jej się ten bez­sen­sowny zarzut, że wszystko wyja­śnia płcio­wo­ścią. Musiał­bym się temu dzi­wić, gdy­bym zdo­łał nie pamię­tać o tym jak silne jest dzia­ła­nie czyn­ni­ków uczu­cio­wych, które tak bar­dzo bała­mucą i powo­dują nie­pa­mięć. Tym się chyba tłu­ma­czy, że mimo że filo­zof Artur Scho­pen­hauer już dawno przed­sta­wił, w jak wyso­kim stop­niu czyny i zamy­sły ludz­kie okre­ślone są przez sek­su­alizm – w zwy­kłym tego słowa zna­cze­niu – i mimo że ma on prze­cież tak ogromną liczbę czy­tel­ni­ków, to jed­nak zdo­łano tak grun­tow­nie zapo­mnieć o tym jego poglą­dzie! Co się zaś tyczy owego „roz­sze­rza­nia” poję­cia sek­su­ali­zmu, które oparte jest na ana­li­zie dzieci i tzw. zacho­wań per­wer­syj­nych, to nie­chaj ci, któ­rzy spo­glą­dają na psy­cho­ana­lizę z pogardą ze swego wyż­szego sta­no­wi­ska, pozwolą sobie przy­po­mnieć, jak bar­dzo styka się ten roz­sze­rzony sek­su­alizm psy­cho­ana­lizy z Ero­sem boskiego Pla­tona (S. Nachman­sohn: Freuds Libi­do­the­orie ver­gli­chen mit der Ero­slehre Pla­tos. Intern. „Zeit­schrift für Psy­cho­ana­lyse”, III. 1915.).

Wie­deń, w maju 1920 r.

I. Zboczenia płciowe

I

Zbo­cze­nia płciowe1

Bio­lo­gia liczy się z ist­nie­niem ludz­kich i zwie­rzę­cych potrzeb płcio­wych, przyj­mu­jąc ist­nie­nie tzw. popędu płcio­wego (sek­su­al­nego). Czyni to ona w ści­słej ana­lo­gii z popę­dem przyj­mo­wa­nia pokarmu, który zawiera w poję­ciu „głodu”. Mowa potoczna nie posiada odpo­wied­niego wyrazu na okre­śle­nie „popędu płcio­wego”, nauka posłu­guje się w tym wypadku sło­wem „żądza” (Libido)2.

Roz­po­wszech­niony na te sprawy pogląd posiada cał­kiem ści­słe wyobra­że­nia doty­czące natury i wła­ści­wo­ści popędu płcio­wego.

I tak, ma on ponoć nie ist­nieć w dzie­ciń­stwie, poja­wić się dopiero pod­czas doj­rze­wa­nia, w tzw. wieku pokwi­ta­nia, a uze­wnętrz­niać w prze­ja­wach nie­prze­par­tego pociągu, jaki wywiera jedna płeć na drugą.

Celem jego ma być zespo­le­nie płciowe lub przy­naj­mniej takie przed­się­wzię­cia, które do tako­wego pro­wa­dzą.

Mimo to wszystko mamy jed­nak pełną pod­stawę, by w okre­śle­niach powyż­szych dopa­trzeć się bar­dzo nie­traf­nego obrazu rze­czy­wi­sto­ści, skoro zaś przyj­rzymy się im nieco lepiej uwi­doczni się cały sze­reg błę­dów, nie­ja­sno­ści i nie­do­mó­wień.

Wpro­wadźmy zatem do naszych roz­wa­żań dwa okre­śle­nia: osobę, od któ­rej pocho­dzi owo przy­cią­ga­nie płciowe, nazwijmy ją przed­mio­tem płcio­wym, czyn­ność zaś, do któ­rej popęd dąży, celem płcio­wym, a wów­czas naukowo zdo­byte doświad­cze­nie wykaże nam roz­liczne zbo­cze­nia (dewia­cje) odno­śnie do oby­dwu, zarówno przed­miotu, jak i celu płcio­wego, zaś sto­su­nek ich do przy­ję­tej normy wyma­gać będzie nie­zwy­kle dokład­nego roz­pa­trze­nia3.

1. Zboczenia ze względu na przedmiot płciowy

Popu­lar­nej teo­rii popędu płcio­wego odpo­wiada naj­le­piej owa poetyczna opo­wieść o roz­dziale ludzi na dwie połowy – męż­czy­znę i kobietę – które poprzez poszu­ki­wa­nie miło­ści usi­łują się ponow­nie zjed­no­czyć. Tym bar­dziej musi więc zdu­mie­wać, że bywają męż­czyźni, dla któ­rych nie kobieta, lecz męż­czy­zna, oraz kobiety, dla któ­rych nie męż­czy­zna, lecz kobieta sta­no­wią wyma­rzony przed­miot miło­ści. Osob­ni­ków tego rodzaju zwie się „odwrot­nie płcio­wymi” (Konträrsexuale) albo lepiej inwer­to­wa­nymi (Inver­tierte – „prze­ina­czo­nymi”), zaś fakt powyż­szy inwer­sją (Inver­sion – „prze­ina­cze­nie”).

a) Inwersja

Wspo­mniane osoby zacho­wują się pod roz­ma­itymi wzglę­dami zupeł­nie róż­nie:

a) Są zupeł­nie inwer­to­wane, to zna­czy ich przed­mio­tem płcio­wym może być wyłącz­nie osoba tej samej płci, pod­czas gdy prze­ciwna płeć ni­gdy nie będzie dla nich przed­mio­tem pożą­da­nia sek­su­al­nego, jest im zupeł­nie obo­jętna lub nawet wywo­łuje pew­nego rodzaju odrazę płciową. Jako męż­czyźni są oni w kon­se­kwen­cji nie­zdolni do wyko­ny­wa­nia aktu płcio­wego lub też nie odczu­wają pod­czas jego odby­wa­nia naj­mniej­szej roz­ko­szy.

b) Są inwer­to­wani obu­stron­nie (tzw. psy­cho­sek­su­alni her­ma­fro­dyci), to zna­czy ich przed­miot sek­su­alny może nale­żeć rów­nie dobrze do jed­nej, jak i do dru­giej płci; inwer­sji brak tu zatem cech wyłącz­no­ści.

c) Są przy­god­nie (okka­sio­nell) inwer­to­wani, to zna­czy z powodu pew­nych zewnętrz­nych oko­licz­no­ści, zwłasz­cza jeśli nor­malny przed­miot płciowy jest im nie­do­stępny lub jeśli ule­gną naśla­dow­nic­twu, mogą oni za przed­miot sek­su­alny obrać osobę tej samej płci i w akcie płcio­wym z nią speł­nia­nym zna­leźć wła­sne zado­wo­le­nie.

Ponadto inwer­to­wani zapa­trują się cał­kiem róż­nie na swój popęd płciowy i jego odręb­no­ści. Jedni z nich odczu­wają swą inwer­sję, podob­nie jak nor­malny swą żądzę, jako coś cał­kiem natu­ral­nego i doma­gają się ostro rów­no­upraw­nie­nia. Inni znowu bun­tują się prze­ciw swo­jej inwer­sji i odczu­wają ją jako cho­ro­bliwy przy­mus4.

Inne odmiany doty­czą znowu oko­licz­no­ści czasu. Zna­czy to, że albo wła­ści­wo­ści inwer­sji datują się u osob­nika od chwili, do któ­rej się­gają jego wspo­mnie­nia, albo też, że zauwa­żył on je dopiero w pew­nym okre­ślo­nym cza­sie przed lub po doj­rze­wa­niu płcio­wym5. Rów­nież i zna­miona inwer­sji bywają albo przez całe życie zacho­wane, albo cza­sowo zani­kają lub też two­rzą prze­szkodę na dro­dze do nor­mal­nego roz­woju; ba, mogą się nawet uwi­docz­nić dopiero w póź­niej­szym życiu po upły­wie dłu­giego okresu nor­mal­nych czyn­no­ści płcio­wych. Nie­mniej zauwa­żano też okre­sowo poja­wia­jące się waha­nie mię­dzy wybo­rem przed­miotu nor­mal­nego a inwer­syj­nego. Szcze­gól­nie zaj­mu­jące są przy­padki, w któ­rych przy­kre doświad­cze­nie z nor­mal­nym przed­mio­tem miło­ści wpły­nęło na żądzę w kie­runku inwer­sji.

Wszyst­kie te rodzaje odmian są zwy­kle od sie­bie nie­za­leżne. O krań­co­wych for­mach można na ogół powie­dzieć, że zasad­ni­czo inwer­sja ist­nieje już od bar­dzo wcze­snego wieku i nie wpra­wia ona danej osoby w żaden kon­flikt.

Wielu auto­rów waha się poj­mo­wać podane tu przy­padki jako jed­ność i raczej skłonni są oni pod­kre­ślać róż­nice niż wspólne cechy tych grup, co zresztą opiera się na ich poj­mo­wa­niu inwer­sji. Acz­kol­wiek wyod­ręb­nia­nie jest zasad­ni­czo słuszne, to jed­nak nie należy prze­oczać, że obfi­cie dadzą się tutaj odna­leźć pośred­nie ogniwa, tak że usze­re­go­wa­nie narzuci się samo przez się.

Pierw­sza ocena inwer­sji polega na poj­mo­wa­niu jej jako wro­dzo­nego znaku ner­wo­wej dege­ne­ra­cji i zga­dza się z fak­tem, że odkryli ją pier­wot­nie leka­rze bada­cze u ner­wowo cho­rych lub u osób, które takie wra­że­nie wywie­rają. Zawarte w tej oce­nie twier­dze­nia, jakoby inwer­sja była obja­wem wro­dzo­nym, tudzież obja­wem zwy­rod­nie­nia, musimy omó­wić oddziel­nie.

Zwy­rod­nie­nie i tutaj pod­lega zarzu­tom, które na ogół odno­szą się do zbyt pochop­nego zasto­so­wa­nia tego słowa. Utarło się, że każdy objaw cho­roby, któ­rego nie można pojąć jako następ­stwo urazu albo zaka­że­nia, kła­dziemy na karb zwy­rod­nie­nia. Wszak podział zwy­rod­nia­łych prze­pro­wa­dzony przez Valen­tina Magnana umoż­li­wia nawet przy naj­lep­szej spraw­no­ści funk­cji ner­wo­wych posłu­gi­wa­nie się poję­ciem zwy­rod­nie­nia. Wśród tych oko­licz­no­ści narzuca się pyta­nie, czy okre­śle­nie jakie­goś zja­wi­ska „zwy­rod­nie­niem” przy­nosi jesz­cze jakie­kol­wiek korzy­ści i czy ma jaką­kol­wiek treść. Byłoby sto­sow­niej nie mówić o zwy­rod­nie­niu:

a) tam, gdzie nie zacho­dzą wiel­kie uchy­le­nia od normy;

b) tam, gdzie spraw­ność życiowa nie ponio­sła poważ­nych uszko­dzeń6.

Że zaś w tak uję­tym sen­sie inwer­to­wani nie są zwy­rod­nia­łymi, wynika z wielu oko­licz­no­ści, a mia­no­wi­cie:

a) Spo­ty­kamy inwer­sje u osób, które nie oka­zują innych poważ­nych odchy­leń od normy;

b) Spo­ty­kamy ją u osób, któ­rych spraw­ność nie ucier­piała, a nawet, które posia­dają wysoki sto­pień roz­woju umy­sło­wego i etycz­nej kul­tury7.

c) Skoro nie ogra­ni­czymy się tylko do lekar­skich obser­wa­cji pacjen­tów i posta­ramy się objąć szer­sze pole widze­nia, napo­tkamy w dwóch kie­run­kach fakty, które zabra­niają poj­mo­wać inwer­sję jako objaw zwy­rod­nie­nia.

d) Należy poło­żyć nacisk na to, że inwer­sja była czę­stym zja­wi­skiem, ba, nawet insty­tu­cją o poważ­nych funk­cjach u daw­nych ludów sto­ją­cych na wyży­nie ich kul­tury;

e) Znaj­duje się ją rów­nież nie­zmier­nie roz­po­wszech­nioną u wielu dzi­kich i pier­wot­nych ludów, pod­czas gdy poję­cie dege­ne­ra­cji zwy­kło się sto­so­wać przy wyso­kiej kul­tu­rze (J. Bloch). Ba, nawet u cywi­li­zo­wa­nych ludów Europy kli­mat i rasa wywie­rają potężny wpływ na roz­sze­rza­nie się i poj­mo­wa­nie inwer­sji8.

Jest rze­czą łatwo zro­zu­miałą, że inwer­sję poj­mo­wano jako objaw wro­dzony tylko u pierw­szej naj­skraj­niej­szej grupy inwer­to­wa­nych, i to na pod­sta­wie ich zapew­nień, że w żad­nym okre­sie ich życia nie ujaw­nił się u nich inny kie­ru­nek popędu płcio­wego. Ale już sam fakt, że ist­nieją jesz­cze dwie inne grupy, a w szcze­gól­no­ści trze­cia, nie­ła­two da się pogo­dzić z poję­ciem wro­dzo­nego cha­rak­teru inwer­sji. Stąd skłon­ność u obroń­ców tego zapa­try­wa­nia, by grupę cał­ko­wi­cie inwer­to­wa­nych oddzie­lić zasad­ni­czo od innych, tak by nie było wspól­nego poję­cia dla wszyst­kich odmian inwer­sji. Według tego inwer­sja byłaby w sze­regu wypad­ków czymś wro­dzonym; w innych zaś wypad­kach mogłaby powstać w inny spo­sób.

Prze­ci­wień­stwo powyż­szego poglądu sta­nowi inny, że inwer­sja jest nabytą wła­ści­wo­ścią popędu płcio­wego. Opiera on się na tym, że:

1. U wielu (nawet zupeł­nie) inwer­to­wa­nych można wyka­zać, iż we wcze­snym okre­sie życia ule­gli oni epi­zo­dowi sek­su­al­nemu na tyle poważ­nemu, że ich skłon­ność homo­sek­su­alna pozo­stała jako trwałe następ­stwo tego prze­ży­cia.

2. U wielu innych dadzą się wyka­zać sprzy­ja­jące lub tamu­jące wpływy zewnętrzne, które we wcze­śniej­szym lub póź­niej­szym cza­sie spo­wo­do­wały utrwa­le­nie się inwer­sji (wyłączne obco­wa­nie z tą samą płcią, wspól­ność życia pod­czas wojny, prze­trzy­my­wa­nie w wię­zie­niu, nie­bez­pie­czeń­stwa zwią­zane z hete­ro­sek­su­al­nymi sto­sun­kami, celi­bat, nie­moc płciowa, oraz wiele innych).

3. Inwer­sję da się usu­nąć za pomocą suge­stii w hip­no­zie, co musia­łoby zdu­mie­wać, gdyby była ona czymś wro­dzo­nym.

Sto­jąc na tym sta­no­wi­sku, można w ogóle prze­czyć, jakoby ist­niała inwer­sja jako objaw wro­dzony. Nato­miast można zazna­czyć (Have­lock Ellis), że dokład­niej­sze bada­nia przy­pad­ków inwer­sji, które ucho­dzą za wro­dzone, wyka­za­łyby praw­do­po­dob­nie rów­nież jakieś prze­ży­cie z wcze­snego dzie­ciń­stwa, które wyty­czyło kie­ru­nek żądzy, tylko że to prze­ży­cie nie zacho­wało się w świa­do­mej pamięci osob­nika, lecz dopiero przez odpo­wiedni wpływ mogłoby zostać przy­po­mniane. Inwer­sję poj­muje się według tych auto­rów tylko jako czę­stą odmianę popędu płcio­wego, która może być spo­wo­do­wana przez cały sze­reg zewnętrz­nych życio­wych czyn­ni­ków.

Pozorną pew­ność w ten spo­sób naby­tego prze­świad­cze­nia pod­waża jed­nak obser­wa­cja wielu osób, które ule­gają takim samym wpły­wom płcio­wym (rów­nież we wcze­snej mło­do­ści, jako to: uwie­dze­nie, wza­jemny samo­gwałt), a jed­nak nie ule­gają one przez to inwer­sji ani przej­ściowo, ani też trwale. Wobec tego narzuca nam się przy­pusz­cze­nie, że alter­na­tywa: wro­dzony–nabyty jest albo nie­zu­pełna, albo też nie wyczer­puje wszyst­kich moż­li­wo­ści, które zacho­dzą przy inwer­sji.

Ani przez przy­ję­cie okre­śle­nia, ze inwer­sja jest wro­dzona, ani przez dru­gie, że jest ona nabyta, nie wyja­śnia się istoty inwer­sji. W pierw­szym wypadku należy sobie uświa­do­mić, co w niej jest wro­dzone, jeśli się nie chce poprze­stać na tym suro­wym obja­śnia­niu, że dana osoba przy­nosi ze sobą wro­dzone spo­je­nie swego popędu płcio­wego z pew­nym okre­ślo­nym przed­mio­tem płcio­wym. W dru­gim wypadku pytamy się, czy roz­ma­ite przy­godne wpływy wystar­czają, by wytłu­ma­czyć naby­cie cze­goś, co nie musia­łoby już tkwić w osob­niku, a czemu nie można zaprze­czyć w myśl ostat­nich naszych wywo­dów.

Do wyja­śnie­nia moż­li­wo­ści inwer­sji płcio­wej sto­so­wany bywa od cza­sów Franka Lyd­stona, Kier­nana i Che­va­liera pogląd bar­dzo sprzeczny z roz­po­wszech­nio­nym zapa­try­wa­niem, które, jak wia­domo, dzie­liło ludzi na męż­czyzn i na kobiety. Nauka bowiem zna wypadki, w któ­rych cechy płciowe są zatarte, a więc któ­rych roz­róż­nie­nie ana­to­miczne jest bar­dzo utrud­nione. Narządy płciowe takich osób łączą w sobie zna­miona męskie i żeń­skie (her­ma­fro­dy­tyzm). W rzad­kich wypad­kach stwier­dzono ist­nie­nie narzą­dów obojga płci w cał­ko­wi­tym roz­woju (praw­dziwy her­ma­fro­dy­tyzm), naj­czę­ściej znaj­dują się one obo­pól­nie w sta­nie szcząt­ko­wym9.

Naj­waż­niej­sze w tych anor­mal­no­ściach jest jed­nak to, że wbrew wszel­kiemu ocze­ki­wa­niu uła­twiają nam one zro­zu­mie­nie nor­mal­nego roz­woju. Pewien bowiem sto­pień ana­to­micz­nego her­ma­fro­dy­ty­zmu sta­nowi normę; wszak każdy nor­mal­nie roz­wi­nięty osob­nik, tak męski jak i żeń­ski, posiada ślady narzą­dów płci odmien­nej, które, jako szcząt­kowe narządy, pozba­wione są funk­cji albo też zostały prze­two­rzone do obję­cia funk­cji odmien­nych.

Z tych od dawna zna­nych fak­tów ana­to­micz­nych wyła­nia się zapa­try­wa­nie, że z zało­że­nia swego czło­wiek jest zasad­ni­czo dwu­pł­ciowy, z czego dopiero roz­wi­nęła się jed­no­pł­cio­wość ze szczu­płymi śla­dami zani­kłej płci odmien­nej.

Stąd nie­trudno jest prze­nieść to zapa­try­wa­nie w dzie­dzinę psy­chiczną i uwa­żać inwer­sję z jej odmia­nami za wyraz psy­chicz­nego her­ma­fro­dy­ty­zmu. By kwe­stię w ten spo­sób roz­strzy­gnąć, musie­li­by­śmy tylko przy inwer­sji regu­lar­nie odnaj­dy­wać oznaki psy­chicz­nego lub cie­le­snego her­ma­fro­dy­ty­zmu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Kwe­stie zawarte w pierw­szej roz­pra­wie opie­rają się na zna­nych dzie­łach Richarda von Krafft-Ebinga, Molla, Paula Juliusa Möbiusa, Henry’ego Have­locka Ellisa, Alberta von Schrenck-Not­zinga, Löwenfelda, Her­manna Eulen­burga, J. Blo­cha i na pra­cach wyda­wa­nego przez tegoż ostat­niego „Jahr­buch für sexu­elle Zwi­schen­stu­fen”. W tek­ście przy­ta­czam nie­jed­no­krot­nie wyjątki z odno­śnej lite­ra­tury, przy czym pra­gnę zazna­czyć, że wstrzy­muję się tam od szcze­gó­ło­wych odsy­ła­czy. Odno­śnie do badań psy­cho­ana­li­tycz­nych poglądy na inwer­sję opie­rają się na wyja­śnie­niach J. Sad­gera i na wła­snym doświad­cze­niu. [wróć]

2. Słowo w nie­miec­kim Lust – „roz­kosz” jest nie­stety wie­lo­znaczne, bo odnosi się zarówno do odczu­wa­nia potrzeby, jak i do jej zaspo­ko­je­nia. [wróć]

3. W kwe­stii tych trud­no­ści oraz usi­ło­wań uzy­ska­nia liczby inwer­to­wa­nych pole­cam pracę M. Hir­sch­felda w „Jahr­buch für sexu­elle Zwi­schen­stu­fen” 1904. (przyp. aut.). [wróć]

4. Tego rodzaju odczu­wa­nie jest warun­kiem sprzy­ja­ją­cym do pomyśl­nego lecze­nia suge­stią lub psy­cho­ana­lizą. [wróć]

5. To, co podają inwer­to­wani odno­śnie czasu wystą­pie­nia ich skłon­no­ści inwer­syj­nej jest nie­pewne, ponie­waż wyparli oni ze swej pamięci dowody hete­ro­sek­su­al­nego odczu­wa­nia. Psy­cho­ana­liza potwier­dza to przy­pusz­cze­nie w dostęp­nych jej przy­pad­kach inwer­sji, a wypeł­nia­jąc luki pamię­ciowe z cza­sów dzie­ciń­stwa, zaprze­cza temu, co podają inwer­to­wani. [wróć]

6. Z jak wielką wstrze­mięź­li­wo­ścią należy usta­lać okre­śle­nie dege­ne­ra­cji i jak szczu­płe łączy się z nią zasto­so­wa­nie prak­tyczne, można wywnio­sko­wać z wywo­dów Möbiusa („Über Entar­tung. Grenz­fra­gen des Nerven- und Seelen­le­bens”. Nr. III. 1900) „skoro ogar­niemy sze­roki zakres zwy­rod­nie­nia, na który rzu­cono tutaj kilka świa­te­łek, bez wąt­pie­nia ujrzymy, jak ubogą treść przed­sta­wia w ogól­no­ści dia­gnoza o zwy­rod­nie­niu”. [wróć]

7. Rzecz­ni­kom słowa „ura­nizm” istot­nie przy­znać należy, że kilku sław­nych mężów, o któ­rych w ogóle w tym kie­runku jakie­kol­wiek wia­do­mo­ści posia­damy, było inwer­to­wa­nymi, a może nawet zupeł­nie inwer­to­wa­nymi. [wróć]

8. W poglą­dach na inwer­sję pato­lo­giczne punkty zapa­try­wa­nia zostały zastą­pione przez antro­po­lo­giczne. Ta zmiana jest zasługą J. Blo­cha (Beiträge zur Ätiologie der Psy­cho­pa­thia sexu­alis. Zwei Teile, 1902/3), który wyraź­nie pod­kre­ślił fakt inwer­sji u daw­nych kul­tu­ral­nych naro­dów. [wróć]

9. Porów­naj ostat­nie szcze­gó­łowe okre­śle­nia cie­le­snego her­ma­fro­dy­ty­zmu: Taruffi Her­ma­ph­ro­di­ti­smus und Zeugungsunfähigkeit. Deut­sche Aus­gabe v. R. Teu­scher, 1903, oraz pracę Neu­ge­bau­era w kilku tomach „Jahr­buch für sexu­elle Zwi­schen­stu­fen”. [wróć]