Moje życie i psychoanaliza - Zygmunt Freud - ebook + audiobook + książka

Moje życie i psychoanaliza ebook i audiobook

Zygmunt Freud

3,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Autobiografia sławnego wiedeńskiego psychiatry, który wprowadził do psychologii metodę psychoanalizy. To osobiste wyznanie wybitnego myśliciela, twórcy kierunku, który zrewolucjonizował poglądy na temat ludzkiej psychiki i wywarł znaczący wpływ na naukę, kulturę i obyczajowość XX wieku. Freud, jak sam pisze, osiągnął światowy sukces na polu naukowym dzięki wytrwałej pracy i silnemu uporowi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 91

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 37 min

Lektor: Tomasz Budyta

Oceny
3,3 (3 oceny)
1
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział I

Wielu współ­pra­cow­ni­ków tego zbioru „Wize­run­ków wła­snych”1 roz­po­czyna swój przy­czy­nek roz­wa­ża­niem o szcze­gól­no­ści i trud­no­ści pod­ję­tego zada­nia. Sądzę, iż muszę powie­dzieć, że moje zada­nie zostało nieco bar­dziej utrud­nione, ponie­waż kil­ka­krot­nie wyda­wa­łem już opra­co­wa­nia podobne do tego, jakiego wymaga się tutaj, a wyni­kało to z natury przed­miotu, że o mojej oso­bi­stej roli wię­cej było już w nich mowy, niż jest to zazwy­czaj przy­jęte lub wydaje się potrzebne. Po raz pierw­szy przed­sta­wi­łem roz­wój i treść psy­cho­ana­lizy w roku 1909 w pię­ciu wykła­dach wygło­szo­nych w Clark Uni­ver­sity w Wor­ce­ster w ame­ry­kań­skim sta­nie Mas­sa­chu­setts., dokąd zosta­łem zapro­szony na dwu­dzie­sto­le­cie powsta­nia tej insty­tu­cji2. Dopiero nie­dawno ule­głem poku­się napi­sa­nia przy­czynku o tre­ści podob­nej do pew­nego ame­ry­kań­skiego dzieła zbio­ro­wego, ponie­waż wydaw­nic­two „O począt­kach XX wieku” pod­kre­śliło zna­cze­nie psy­cho­ana­lizy przez poświę­ce­nie jej osob­nego roz­działu3. Mię­dzy zaś jed­nym a dru­gim uka­zał się w roku 1914 „Przy­czy­nek do histo­rii ruchu psy­cho­ana­li­tycz­nego”4, zawie­ra­jący wła­ści­wie wszystko istotne, co miał­bym na ten temat do zako­mu­ni­ko­wa­nia. Ponie­waż nie mogę sam sobie prze­czyć, a nie chciał­bym powta­rzać się bez zmian, muszę tutaj zna­leźć nowy sto­su­nek pomię­dzy subiek­tyw­nym a obiek­tyw­nym przed­sta­wie­niem, mię­dzy tre­ścią o zna­cze­niu histo­rycz­nym a bio­gra­ficz­nym.

Uro­dzi­łem się 6 maja 1856 roku we Fre­ibergu na Mora­wach, małej mie­ści­nie w obec­nej Cze­cho­sło­wa­cji (obec­nie Přibor w Cze­chach – przyp. red.). Rodzice moi byli Żydami; ja także pozo­sta­łem Żydem. Rodzina moja ze strony ojca żyła przez długi czas, o ile dobrze wiem, nad Renem (w Kolo­nii), skąd w XIV czy XV wieku, wsku­tek prze­śla­do­wa­nia Żydów, ucie­kła na wschód i w ciągu wieku XIX zawę­dro­wała z powro­tem, przez Litwę i Gali­cję, do Austrii nie­miec­kiej. Jako 4-let­nie dziecko przy­by­łem do Wied­nia, gdzie ukoń­czy­łem szkoły. W gim­na­zjum byłem przez się­dem lat pry­mu­sem, mia­łem sta­no­wi­sko uprzy­wi­le­jo­wane, pra­wie mnie nie egza­mi­no­wano. Mimo że żyli­śmy w bar­dzo trud­nych warun­kach, ojciec mój żądał, abym w wybo­rze zawodu kie­ro­wał się jedy­nie swo­imi skłon­no­ściami. Spe­cjal­nego zami­ło­wa­nia do pracy leka­rza i jego sta­no­wi­ska nie odczu­wa­łem w tych latach mło­dzień­czych ani zresztą póź­niej. Ule­ga­łem raczej jakiejś żądzy wie­dzy, która jed­nak bar­dziej doty­czyła sto­sun­ków mię­dzy ludźmi jako obiek­tów natu­ral­nych i nie znała war­to­ści postrze­ga­nia jako głów­nego środka jej zaspo­ko­je­nia. Wcze­sne wnik­nię­cie w histo­rię biblijną, led­wie posia­dłem sztukę czy­ta­nia, utrwa­liło, jak to znacz­nie póź­niej zrozumia­łem, kie­ru­nek moich zain­te­re­so­wań. Pod potęż­nym wpły­wem star­szego nieco kolegi szkol­nego, który stał się póź­niej znany jako poli­tyk, rów­nież chcia­łem stu­dio­wać prawo i dzia­łać spo­łecz­nie. Przy­cią­gała mnie jed­nak aktu­alna w owym cza­się nauka Dar­wina, ponie­waż roz­ta­czała widoki na nie­zwy­kły postęp w poj­mo­wa­niu świata i wiem, że usły­sze­nie ład­nej roz­prawy Goethego „Natura” w popu­lar­nym odczy­cie pro­fe­sora Karola Brtihla – na krótko przed egza­mi­nem doj­rza­ło­ści – roz­strzy­gnęło o tym, że zapi­sa­łem się na medy­cynę.

Uni­wer­sy­tet, na który wstą­pi­łem w roku 1873, przy­niósł mi począt­kowo dotkliwe roz­cza­ro­wa­nia. Przede wszyst­kim ubo­dło mnie to, że powi­nie­nem uwa­żać się za mniej war­to­ścio­wego i naro­dowo wyob­co­wa­nego, ponie­waż byłem Żydem. Pierw­sze odrzu­ci­łem z całą sta­now­czo­ścią. Ni­gdy nie poją­łem, dla­czego miał­bym się wsty­dzić mojego pocho­dze­nia czy rasy – jak wów­czas zaczęto się wyra­żać. Z nie­przy­ję­cia zaś mnie do naro­do­wej wspól­noty zre­zy­gno­wa­łem bez wiel­kiego żalu. Mnie­ma­łem, że i bez takiego zasze­re­go­wa­nia zna­leźć się musi dla gor­li­wego współ­pra­cow­nika małe miej­sce w ramach ludz­ko­ści. Ale waż­nym następ­stwem tych pierw­szych wra­żeń uni­wer­sy­tec­kich było, że tak wcze­śnie pogo­dzi­łem się ze swoim losem znaj­do­wa­nia się w opo­zy­cji i z klą­twą, rzu­coną przez „zwartą więk­szość”. W ten spo­sób powstały pod­wa­liny mojej nie­za­leż­no­ści sądu.

Poza tym musia­łem w pierw­szych latach uni­wer­sy­tec­kich poczy­nić doświad­cze­nie, że wła­ści­wość i wąski zakres moich uzdol­nień zawo­dzą w wielu dzia­łach nauki, na które rzu­ci­łem się w swym mło­dzień­czym zapale. Tak pozna­łem praw­dzi­wość ostrze­że­nia Mefi­sto­fe­lesa:

A to bała­mu­ce­nie naukowe –

– po praw­dzie nie jest zbyt­nio zdrowe,

każdy wie tyle, ile pojąć zdoła.5

W labo­ra­to­rium fizjo­lo­gicz­nym Erne­sta Brückego zna­la­złem wresz­cie spo­kój i pełne zado­wo­le­nie, jak rów­nież osoby, które mogłem usza­no­wać i posta­wić sobie za wzór: samego mistrza Brückego6 i jego asy­sten­tów Zyg­munta Exnera7 i Erne­sta von Fle­ischl-Marxowa8, wybitną oso­bi­stość, który darzył mnie przy­jaź­nią. Brücke posta­wił mi zada­nie z histo­lo­gii układu ner­wo­wego, które ku jego zado­wo­le­niu umia­łem roz­wią­zać i samo­dziel­nie popro­wa­dzić dalej. W insty­tu­cie tym pra­co­wa­łem z krót­kimi prze­rwami od roku 1876 do 1882 roku i byłem powszech­nie uwa­żany za kan­dy­data na naj­bliż­szy wakat asy­sten­tury. Nie pocią­gały mnie – z wyjąt­kiem psy­chia­trii – pozo­stałe działy medy­cyny. Stu­diami medycz­nymi zaj­mo­wa­łem się bar­dzo opie­szale i dopiero w roku 1881, jak widać z naprawdę poważ­nym więc opóź­nie­niem, otrzy­ma­łem tytuł dok­tora wszech nauk lekar­skich.

Dra­ma­tyczny zwrot nastą­pił w roku 1882, kiedy mój ponad wszystko czczony Nauczy­ciel napra­wił szla­chetną lek­ko­myśl­ność mojego ojca, usil­nie mnie nama­wia­jąc, abym ze względu na swoją nie naj­lep­szą sytu­ację mate­rialną porzu­cił wszel­kie myśli o karie­rze teo­re­tyka medy­cyny. Usłu­cha­łem jego rady i natych­miast zre­zy­gno­wa­łem z pracy w labo­ra­to­rium fizjo­lo­gicz­nym, by zatrud­nić się w Szpi­talu Powszech­nym w cha­rak­te­rze wolon­ta­riu­sza. Po sto­sun­kowo nie­dłu­gim cza­się zosta­łem tam mia­no­wany asy­sten­tem na inter­nie i pra­co­wa­łem na róż­nych oddzia­łach, przez pół roku rów­nież u Mey­nerta9, któ­rego dzieło i osoba już jako stu­denta mnie pocią­gały.

Pozo­sta­łem jed­nak w pew­nym zna­cze­niu wierny poprzed­nio obra­nemu kie­run­kowi prac. Brücke wska­zał mi jako przed­miot bada­nia rdzeń minoga, jed­nej z naj­bar­dziej pry­mi­tyw­nych ryb (Ammo­co­etes petro­my­zon). Póź­niej prze­sze­dłem na bada­nie układu ośrod­ko­wego czło­wieka, któ­rego skom­pli­ko­wany układ włó­kien oświe­tliło wła­śnie wtedy odkry­cie Flech­siga10 o nie­jed­no­cze­snym two­rze­niu się otoczki mie­li­no­wej. Rów­nież i to, że począt­kowo obra­łem sobie za przed­miot jedy­nie i wyłącz­nie rdzeń prze­dłu­żony, wska­zy­wało na wpływ moich począt­ko­wych badań. W prze­ci­wień­stwie do roz­pro­sze­nia, jakie zna­mio­no­wało moje stu­dia w pierw­szych latach uni­wer­sy­tec­kich, roz­wi­nęła się we mnie teraz skłon­ność do wyłącz­nego sku­pie­nia pracy na jed­nym mate­riale albo zagad­nie­niu. Skłon­ność ta mi pozo­stała i wywo­łała póź­niej zarzut jed­no­stron­no­ści.

W insty­tu­cie ana­to­mii mózgu byłem pra­cow­ni­kiem rów­nie gor­li­wym jak w insty­tu­cie fizjo­lo­gicz­nym. W latach tych napi­sa­łem nie­wiel­kie obję­to­ściowo roz­prawy o prze­biegu włó­kien ner­wo­wych i powsta­niu ośrod­ków ner­wo­wych w rdze­niu prze­dłu­żo­nym, na co zwró­cił już uwagę Edin­ger11. Pew­nego dnia zapro­po­no­wał mi, który otwo­rzył przede mną swe labo­ra­to­rium ana­to­miczne – rów­nież w sytu­acjach kiedy nie pra­co­wa­łem u niego – abym już osta­tecz­nie zajął się ana­to­mią mózgu. Zapew­niał mnie przy tym, że mogę prze­jąć jego wykłady, ponie­waż sam czuje się zbyt stary, by ope­ro­wać bar­dziej współ­cze­snymi meto­dami. Po nie­zbyt krót­kim namy­śle odmó­wi­łem, bez wąt­pie­nia prze­stra­szony ogro­mem zada­nia. Z dru­giej strony, wów­czas już chyba się domy­śla­łem, że ten genialny czło­wiek nie jest by­naj­mniej przy­chyl­nie do mnie uspo­so­biony.

Ana­to­mia mózgu, pod wzglę­dem prak­tycz­nym, z pew­no­ścią nie sta­no­wiła postępu wobec fizjo­lo­gii. Roz­po­czy­na­jąc stu­dia cho­rób ner­wo­wych, liczy­łem się z wyma­ga­niami mate­rial­nymi. Spe­cjal­ność ta była wów­czas w Wied­niu mało upra­wiana, mate­riał był roz­pro­szony po oddzia­łach cho­rób wewnętrz­nych, nie było spo­sob­no­ści wykształ­ce­nia się, trzeba było stać się swoim wła­snym nauczy­cie­lem. Rów­nież Noth­na­gel12, któ­rego krótko przed­tem, na zasa­dzie jego książki o loka­li­za­cji w mózgo­wiu, powo­łano na kate­drę, nie odróż­niał neu­ro­pa­to­lo­gii od innych dzia­łów medy­cyny wewnętrz­nej. W oddali świe­ciło wiel­kie imię Char­cota13 i uło­ży­łem sobie plan, żeby w Wied­niu otrzy­mać docen­turę cho­rób ner­wo­wych, a potem dla dal­szej spe­cja­li­za­cji poje­chać do Paryża.

W ciągu następ­nych lat pracy asy­stenta szpi­tal­nego opu­bli­ko­wa­łem sze­reg spo­strze­żeń o przy­pad­kach scho­rzeń orga­nicz­nych układu ner­wo­wego. Stop­niowo wni­ka­łem w tę dzie­dzinę i po kilku mie­sią­cach potra­fi­łem tak ści­śle loka­li­zo­wać ogni­sko w rdze­niu prze­dłu­żo­nym, że ana­to­mo­pa­to­log nie miał nic do doda­nia. Byłem pierw­szym w Wied­niu, który skie­ro­wał do sek­cji przy­pa­dek z roz­po­zna­niem: poly­neu­ri­tis acuta14. Roz­po­zna­nia moje, które potwier­dzała autop­sja, stały się gło­śne i spo­wo­do­wały napływ leka­rzy ame­ry­kań­skich, któ­rym wykła­da­łem na oddziale łamaną angielsz­czy­zną, demon­stru­jąc swo­ich cho­rych. O psy­cho­ner­wi­cach nie mia­łem poję­cia. Kiedy razu pew­nego przed­sta­wi­łem swoim słu­cha­czom neu­ro­tyka o trwa­łym bólu głowy jako przy­pa­dek prze­wle­kłego ogra­ni­czo­nego zapa­le­nia opon mózgo­wych, wszy­scy oni, słusz­nie się zbun­to­waw­szy, odstą­pili ode mnie i skoń­czyła się moja przed­wcze­sna dzia­łal­ność peda­go­giczna. Zazna­czam, dla uspra­wie­dli­wie­nia, że był to czas, kiedy i więk­sze powagi wie­deń­skie sta­wiały w przy­pad­kach neu­ra­ste­nii roz­po­zna­nie guza mózgu.

Wio­sną roku 1885 otrzy­ma­łem docen­turę neu­ro­pa­to­lo­gii na pod­sta­wie moich roz­praw histo­lo­gicz­nych i kli­nicz­nych. Wkrótce potem, dzięki gorą­cemu popar­ciu Brückego, przy­znano mi więk­sze sty­pen­dium na podróż. W związku z tym jesię­nią tego roku uda­łem się do Paryża.

Wstą­pi­łem jako élève do Salpêtriére15; począt­kowo jed­nak nie zwró­cono na mnie uwagi – byłem jed­nym z wielu przy­by­szów z zagra­nicy. Pew­nego dnia usły­sza­łem, jak Char­cot ubo­lewa, że od czasu wojny tłu­macz nie­miecki jego wykła­dów nie dał znać o sobie. Mówił, że byłoby mu miło, gdyby ktoś się pod­jął prze­ło­że­nia na nie­miecki jego „Nowych wykła­dów”. Zgło­si­łem się pisem­nie. Pamię­tam, że list mój zawie­rał zwrot, że cier­pię jedy­nie na apha­się motrice16, ale z pew­no­ścią nie na apha­się sen­so­rielle du français17. Char­cot przy­stał na mnie, zadzierz­gnął ze mną więzy oso­bi­ste i odtąd mia­łem swój pełny udział we wszyst­kim, co działo się w kli­nice.

W chwili kiedy to piszę, otrzy­muję liczne roz­prawy i arty­kuły dzien­ni­kar­skie z Fran­cji, świad­czące o gwał­tow­nym sprze­ci­wie prze­ciw przy­ję­ciu psy­cho­ana­lizy i wysu­wa­jące naj­róż­niej­sze twier­dze­nia o moim sto­sunku do szkoły fran­cu­skiej. Czy­tam na przy­kład, że swój pobyt w Paryżu zużyt­ko­wa­łem na to, aby wnik­nąć w naukę Janeta18, a potem ucie­kłem ze zdo­by­czą. Chcę więc wyraź­nie zazna­czyć, że nazwi­sko Janeta nie bywało w ogóle wspo­mi­nane pod­czas mojego pobytu w Salpêtriére.

Naj­więk­sze wra­że­nie ze wszyst­kiego, co u Char­cota widzia­łem, zro­biły na mnie jego bada­nia histe­rii, przy któ­rych czę­ściowo jesz­cze byłem obecny. A więc wyka­za­nie praw­dzi­wo­ści i pra­wo­wi­to­ści zja­wisk histe­rycz­nych (intro­ite et hic dii sunt19), czę­stego wystę­po­wa­nia histe­rii u męż­czyzn, powsta­wa­nia pora­żeń i skur­czów przez suge­stię hip­no­tyczną – co potwier­dza, że owe twory sztuczne wyka­zują, aż do naj­drob­niej­szego szcze­gółu, te same cha­rak­tery co spon­ta­niczne przy­padki, czę­sto wywo­łane ura­zem. Nie­które demon­stra­cje Char­cota wyda­wały mi się z początku, jak i innym gościom leka­rzom, dziwne i skła­niały mnie do wyra­że­nia sprze­ciwu, który usi­ło­wa­li­śmy wes­przeć powo­ła­niem się na któ­rąś z panu­ją­cych teo­rii. Char­cot odpo­wia­dał na takie zastrze­że­nia zawsze uprzej­mie i cier­pli­wie, ale rów­nież bar­dzo sta­now­czo. W ciągu jed­nej takiej dys­ku­sji padło wyra­że­nie: Ça n’empêche pas d’exi­ster20, które wryło mi się w pamięć na zawsze.

Jak wia­domo, nie wszystko, czego Char­cot nas wtedy uczył, zacho­wało swoją aktu­al­ność do dnia dzi­sięj­szego. Część stała się nie­pewna, część bez wąt­pie­nia nie wytrzy­mała próby czasu. Ale dość dużo z tego pozo­stało – i to jako trwały doro­bek naukowy. Zanim opu­ści­łem Paryż, omó­wi­łem z mistrzem plan pracy nad porów­na­niem pora­żeń histe­rycz­nych z orga­nicz­nymi. Chcia­łem prze­pro­wa­dzić tezę, że w histe­rii pora­że­nia i ane­ste­zje poszcze­gól­nych czę­ści ciała odgra­ni­czają się tak, jak to sobie czło­wiek wyobraża pospo­li­cie (nie ana­to­micz­nie). Char­cot zgo­dził się ze mną, ale łatwo było poznać, że w grun­cie rze­czy nie miał naboż­nego sto­sunku do głęb­szego wni­ka­nia w psy­cho­lo­gię ner­wicy. Pocho­dził prze­cież ze szkoły ana­to­mii pato­lo­gicz­nej.

Zanim wró­ci­łem do Wied­nia, zatrzy­ma­łem się przez kilka tygo­dni w Ber­li­nie, aby zdo­być wia­do­mo­ści o ogól­nych scho­rze­niach wieku dzie­cię­cego. Kas­so­witz w Wied­niu, który kie­ro­wał publiczną kli­niką dzie­cięcą, przy­rzekł mi, że urzą­dzi mi tam oddział dzie­cię­cych cho­rób ner­wo­wych. W Ber­li­nie zna­la­złem popar­cie i miłe przy­ję­cie u Bagin­sky’ego21. W ciągu następ­nych kilku lat wyszło z Insty­tutu Kas­so­witza sze­reg więk­szych moich roz­praw o jed­no­stron­nych i obu­stron­nych pora­że­niach pocho­dze­nia ośrod­ko­wego u dzieci. Na sku­tek tego powie­rzył mi póź­niej Noth­na­gel, w roku 1897, opra­co­wa­nie odno­śnego mate­riału w jego wiel­kim „Pod­ręcz­niku ogól­nej i szcze­gó­ło­wej tera­pii”.

Jesię­nią 1886 roku otwo­rzy­łem w Wied­niu gabi­net lekar­ski i poślu­bi­łem dziew­czynę, która od prze­szło czte­rech lat cze­kała na mnie w dale­kim mie­ście. Wspo­mi­na­jąc ten czas, mogę tu opo­wie­dzieć, że jeśli nie zosta­łem sławny za młodu, było to winą mojej narze­czo­nej. Postronne, lecz głę­bo­kie zain­te­re­so­wa­nie spo­wo­do­wało, że w roku 1884 spro­wa­dzi­łem sobie od Mercka22 mało wów­czas znany alka­loid koka­inę i bada­łem jego dzia­ła­nie fizjo­lo­giczne. W trak­cie tej pracy nada­rzyła mi się spo­sob­ność odby­cia podróży, aby zoba­czyć się z narze­czoną, któ­rej od dwóch lat nie widzia­łem. Szybko zakoń­czy­łem bada­nie koka­iny i prze­po­wie­dzia­łem w swo­jej roz­pra­wie, że wkrótce wynikną nowe zasto­so­wa­nia tego środka. Namó­wi­łem swego przy­ja­ciela, oku­li­stę L. Königsteina23, by zba­dał, jak dalece dadzą się zasto­so­wać do cho­rego oka wła­ści­wo­ści znie­czu­la­jące koka­iny. Gdy wró­ci­łem z urlopu, dowie­dzia­łem się, że nie on, ale inny przy­ja­ciel, Kol­ler24 (obec­nie w Nowym Jorku), któ­remu rów­nież opo­wie­dzia­łem o koka­inie, poczy­nił na oku zwie­rzę­cym decy­du­jące doświad­cze­nie i przed­sta­wił je na zjeź­dzie oftal­mo­lo­gów w Heidel­bergu. Kol­ler słusz­nie ucho­dzi więc za odkrywcę znie­czu­le­nia miej­sco­wego za pomocą koka­iny, które dla małej chi­rur­gii stało się tak ważne. Nie zapo­mnia­łem jed­nak swo­jej narze­czo­nej tego, że prze­wa­łem bada­nia z jej powodu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Niniej­sza praca uka­zała się po raz pierw­szy w tomie IV zbioru „Medy­cyna w wize­run­kach wła­snych”, wyda­nym przez prof. dr. L.R. Gro­tego, nakła­dem Felixa Meinera w Lip­sku, w 1925 roku. [wróć]

2. Uka­zały się po angiel­sku w „Ame­ri­can Jour­nal of Psy­cho­logy”, 1910; po nie­miecku pt. „O psy­cho­ana­li­zie” nakła­dem F. Deu­ticke, Wie­deń, wyda­nie VII, 1924. [wróć]

3.These event­ful years. The twen­tieth Cen­tury in the making as told by many of its makers. Two volu­mes. Lon­don and New York, The Encyc­lo­pa­edia Bri­tan­nica Com­pany. Mój arty­kuł, prze­tłu­ma­czony przez dr. A.A. Brilla, two­rzy roz­dział LXXIII tomu dru­giego. [wróć]

4. W „Jahr­buch der Psy­cho­an­na­lyse”, tom 6; ponow­nie w 1924 roku, jako odbitka. [wróć]

5. „Faust”, Johann Wol­fgang von Goethe, w prze­kła­dzie Emila Zega­dło­wi­cza. [wróć]

6. Ernst Wil­helm von Brücke (1819–1892) – austriacki fizjo­log, czło­nek Wie­deń­skiej Grupy Medy­cyny Kli­nicz­nej, w skład któ­rej wcho­dzili rów­nież: Karl von Roki­tan­sky, Fer­di­nand von Hebra i ana­tom Josef Hyrtl. [wróć]

7. Sig­mund Rit­ter Exner von Ewar­ten (1846–1926) – austriacki fizjo­log. [wróć]

8. Ernst Fle­ischl von Marxow (1846–1891) – austriacki lekarz i fizjo­log. Odkrył, że bodźce pobu­dza­jące narządy zmy­słów powo­dują zmiany roz­kładu poten­cja­łów reje­stro­wa­nych na powierzchni głowy bada­nego pacjenta. [wróć]

9. The­odor Her­mann Mey­nert (1833–1892) – nie­miecki lekarz, psy­chia­tra, neu­ro­pa­to­log i neu­ro­na­tom. Wpro­wa­dził do medy­cyny ter­min amen­cji, czyli zabu­rze­nia świa­do­mo­ści prze­ja­wia­jące się głę­bo­kimi zmia­nami świa­do­mo­ści. Zwy­kle jest to prze­jaw cięż­kiej dys­funk­cji mózgu. [wróć]

10. Paul Emil Flech­sig (1847–1929) – nie­miecki neu­ro­ana­tom, psy­chia­tra i neu­ro­pa­to­log. Twórca metody mie­lo­ge­ne­tycz­nej, uzna­wa­nej za prze­łom w neu­ro­ana­tomii. [wróć]

11. Ludwig Edin­ger (1855–1918) – nie­miecki ana­tom i neu­ro­log, współ­za­ło­ży­ciel Uni­wer­sy­tetu we Frank­fur­cie nad Menem. [wróć]

12. Carl Wil­helm Her­mann Noth­na­gel (1841–1905) – nie­miecki inter­ni­sta, pro­fe­sor cho­rób wewnętrz­nych w kli­ni­kach w Jenie i Wied­niu. [wróć]

13. Jean-Mar­tin Char­cot (1825–1893) – fran­cu­ski lekarz neu­ro­log. [wróć]

14. Zespół obja­wów spo­wo­do­wa­nych uszko­dze­niem ner­wów obwo­do­wych na tle zwy­rod­nie­nio­wym (poly­neu­ro­pa­thia) lub zapal­nym (poly­neu­ri­tis). [wróć]

15. Szpi­tal Salpêtrière w w Paryżu. Począt­kowo w budynku mie­ściła się fabryka pro­chu strzel­ni­czego (stąd fran­cu­ska nazwa Salpêtrière, czyli sale­tra, jeden ze skład­ni­ków pro­chu). W latach 1848–1893 w szpi­talu prak­ty­ko­wał Jean-Mar­tin Char­cot. [wróć]

16. Afa­zja ruchowa – forma afa­zji, w któ­rej osoba wie, co chce powie­dzieć, ale nie jest w sta­nie wypowie­dzieć słów ani zda­nia [wróć]

17. Afa­zja czu­ciowa na fran­cu­ski [wróć]

18. Pierre Marie Félix Janet (1859–1947) – fran­cu­ski lekarz neu­ro­log i psy­cho­log, pio­nier w dzie­dzi­nie bada­nia pamięci poura­zo­wej. [wróć]

19. (łac.) Wejdź, tu też są bogo­wie – Hera­klit z Efezu. [wróć]

20. A jed­nak ist­nieje. [wróć]

21. Adolf Aron Bagin­sky (1843–1918) – nie­miecki lekarz, pedia­tra żydow­skiego pocho­dze­nia. [wróć]

22. Merck KGaA – zało­żone w 1816 roku w Niem­czech przed­się­bior­stwo far­ma­ceu­tyczne. [wróć]

23. Leopold Königstein (1850–1924), wie­deń­ski chi­rurg oku­li­styczny. [wróć]

24. Karl Kol­ler (1857–1944), austriacki oku­li­sta. [wróć]