Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mam złe wizje. We wszystkich jest twoja krew…
Pojawiłem się w twoim życiu przypadkiem. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by cały mój świat stanął na głowie. Ta chemia była jak narkotyk – zbyt silna, by się jej oprzeć. Niestety… nie mogłaś wiedzieć, jakie demony we mnie drzemią.
Adam Janczewski nie potrafi kochać. Za to do perfekcji opanował sztukę manipulacji. Uwodzi kobiety dzięki zdolnościom prowadzenia wyrafinowanej gry psychologicznej, a na końcu z zimną krwią odbiera im życie.
Gdy poznaje Majkę – przyjaciółkę swojej obecnej dziewczyny – coś w nim się zmienia. Opanowują go instynkty, nad którymi trudno mu zapanować. A gdy próby wpłynięcia na kobietę zawodzą, Adam zaczyna całkowicie tracić kontrolę. Majka musi mieć się na baczności… Bo jeśli on czegoś pragnie – dokładnie to dostanie. Bez względu na cenę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 842
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Magdalena Cień
Toksyczna chemia
Część I
Nie wiem zupełnie, jak znowu mogę nad tobą zapanować. W jaki sposób? Jestem czarodziejem, lubię spełniać marzenia. Spełniłem twoje, a teraz ty nie do końca chcesz mnie znać. Nieładnie. Tak się nie robi. Powinnaś być mi, suko, wdzięczna. Co? Bo cię zdradzałem? Przecież to nic takiego, zresztą… niczego ci nie obiecywałem. Dostałaś to, o czym tak marzyłaś, i teraz potulnie powinnaś robić to, czego od ciebie wymagam. Powinnaś z podniesioną głową spłacać dług, ale… nie robisz tego. Jesteś niegrzeczna. Bardzo niegrzeczna, więc muszę cię ukarać, tylko jak?
Zatrzymuję samochód na czerwonym świetle. Dumam nad dzisiejszą imprezą. Nienawidzę klubów i tego całego tłoku tak samo, jak nie cierpię twoich durnych znajomych, po których właśnie jadę, ale czasem trzeba się poświęcić. Z zaciśniętymi zębami jakoś to przeżyję. Może dojdę z tobą do jakiegokolwiek porozumienia. Wypadałoby. W dalszym ciągu nie spłaciłaś długu. Jak cię zmusić? Zastanawiam się nad tym, obserwując wsiadających do mojego samochodu ludzi. Twoich znajomych, a może więcej? Przyjaciół? Nie wydaje mi się jednak, aby którykolwiek z nich był dla ciebie na tyle ważny, bym mógł tobą w spokoju manipulować. Masz spłacić swój jebany dług!
Dostaję jakiegoś SMS-a. Pewnie jedna z wielu lasek, której imienia nawet nie pamiętam. Odczytuję wiadomość, idąc do twojego mieszkania za całą resztą ludzi. Czytam, jak ta lala odgraża się, że się zabije. Pisze, że bardzo ją zraniłem i nie może już beze mnie żyć. Błaga, żebym się odezwał. Chuj z nią. Niech się zabija. Ja mam teraz zupełnie inny jebany problem. Stoję w przedpokoju i gadam z tobą tak całkowicie normalnie. „Co tam słychać? Co robiłaś?” – pytam. Brnę w to, chociaż gówno mnie to obchodzi. Uśmiechasz się ekscytująco niepewna. Podobno nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, ale ty właśnie w tym momencie w nią wlazłaś. Drugi raz w to samo gówno…
W międzyczasie, gdy sobie tak z tobą gawędzę, zwracam też uwagę na fakt, że ludzie po kolei wchodzą do kuchni. Gadają z kimś. Wcale nie zachowują się dyskretnie, no ale po co, prawda? Trują i zawracają dupę komuś, kto dziś z nami nie idzie. Miękki i miły dla ucha głos tłumaczy im, dlaczego woli zostać w domu – to też słyszę w miarę wyraźnie. Intryguje mnie ten głos. Jest niczym syreni śpiew, który przyciąga. Coś do mnie mówisz, ale ja cię wcale nie słucham. Obserwuję tylko białe, równe zęby i usta pomalowane czerwoną jak krew szminką. Wsłuchuję się w ten głos. Ktoś zostaje u ciebie w mieszkaniu na noc? Ach tak… ta twoja współlokatorka, którą kojarzę tylko ze zdjęć, mam rację, Joanno?
Ludzie opuszczają kuchnię, coś tam jeszcze do niej mówiąc. Ona nie wychodzi. Zupełnie bez sensu. Czuję, że muszę tam iść. Idealnym zrządzeniem losu jest fakt, że wpadasz jeszcze do swojego pokoju po torebkę, a reszta twoich znajomych ze śmiechem na ustach zaczyna wychodzić z mieszkania. Muszę. Muszę tam iść. Muszę ją zobaczyć. Nie spiesząc się za bardzo, wkraczam do waszej kuchni. Twoja współlokatorka, wyrwana nagle ze stanu zawieszenia, podnosi na mnie oczy. Tak zastyga. Muszę coś zrobić. Wyciągam do niej rękę z zamiarem przedstawienia się. Ona w odpowiedzi robi to samo.
– My się chyba nie znamy – wypalam bez sensu. Oczywiste, że się nie znamy. – Adam. – Uśmiecham się, nie przestając się na nią gapić.
Jest cudowna, Joanno. Niewiarygodna. Wypowiada swoje imię. A więc już nie jesteś współlokatorką. Jesteś Mają. Kiedy tak na mnie patrzysz, wiem, że odegrasz jeszcze wiele ról w moim popapranym życiu. Próbujesz wyswobodzić się z mojego uścisku, ale ja nie chcę puszczać twej delikatnej dłoni. Ściskam ją jeszcze mocniej, próbując zagadać. Zauważam, że drży. To dobrze. To bardzo dobrze.
– Więc – zaczynam, bo nie jesteś za bardzo rozmowna – nie idziesz z nami?
Staram się być jak najbardziej miły. Czuję się przy tym jak debil, bo wcale taki nie jestem, ale ty tego nie wiesz.
– Postanowiłam, że w ten weekend trochę odpocznę. – Uśmiechasz się.
Na chwilę robię sobie przystanek w twoich oczach. Czytam z ciebie jak z książki. Podajesz mi siebie na tacy, razem z przepisem na tę cudowną potrawę. Wiem już wszystko. Nie będziesz trudną zdobyczą. Pragnę się o tym przekonać. Chcę tego bardziej niż spłacenia długu przez Aśkę, ale mogę właśnie tak to rozegrać. Aśka umożliwi mi kontakt z tobą. Ciekawe, w jakim stopniu jej na tobie zależy. Muszę się tego dowiedzieć. Pobawię się z nią jeszcze trochę. Dlaczego mam nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? To może być nawet ciekawe, pytanie tylko, jak blisko ze sobą jesteście… Ale nie martw się. To właśnie ciebie chcę w tym momencie najbardziej. Chcę, abyś mnie pokochała bezgranicznie, a potem się przeze mnie… zabiła.
Chyba że jesteś na tyle silna, że z tego wyjdziesz. Nieważne jednak, jak to się dalej potoczy. W tej chwili, tu i teraz, chcę mieć cię tylko dla siebie. Może to minie. Może jesteś tylko chwilową zachcianką, jak wiele innych kobiet, z którymi robię niezbyt przyjemne rzeczy. Patrzysz na mnie niewinnie, zupełnie nieświadoma niebezpieczeństwa, jakie na ciebie czeka. Mam w głowie złe wizje. We wszystkich jest twoja krew. Dzięki Bogu, że akurat do kuchni wpada Aśka i przerywa całe to szaleństwo. Co się dzieje w twoim umyśle? Tego nie wiem, ale wydajesz się być lekko zauroczona. Bardzo mi miło z tego powodu, aniołku. Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Idziemy? – pospiesza mnie twoja przyjaciółka. – Jesteśmy umówieni z resztą ludzi na dwudziestą przed klubem.
– Do następnego – żegnam się, świadomy tego, co przed chwilą powiedziałem.
Uśmiecham się do ciebie i odchodzę, choć biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy inni wyszli, wolałbym tu zostać. Muszę iść i odebrać dług od twojej współlokatorki, a potem… będę mógł zająć się tobą.
Poznałem cię zupełnie przypadkiem. A może to wcale nie był przypadek? Może tak właśnie miało być…
Jedziemy na dwa samochody, a Aśka musiała wybrać akurat mój, choć pewnie nie będzie ze mną wracać… chociaż… może wracać. Nawet byłoby miło, gdyby ze mną wracała. Ci z tyłu śmieją się jak idioci, nie wiadomo z czego. Wkurwia mnie to i nie pozwala skupić się na drodze. A jeszcze bardziej wkurwia mnie ich obecność. Utrudnia mi wykonanie tego, co na dzisiaj sobie zaplanowałem. Joanna specjalnie tak to rozegrała, wiem to. I znowu jebane czerwone światło. Przez te postoje muszę spędzić z moimi „kochanymi” pasażerami jeszcze więcej czasu. Chciałbym podgłośnić muzykę, ale to byłoby bardzo niekulturalne z mojej strony. Aśka wierci się niemiłosiernie na fotelu. Odwraca się do tyłu. Jej krótka sukienka podciąga się do góry. Nieziemski widok. Moje palce stukają o drążek zmiany biegów, chociaż w tym momencie chciałyby być gdzie indziej. Prawie że widzę jej majtki. Czuję, że w moich zaczyna się coś dziać. Jej śmiech, te krwistoczerwone usta, które nieraz krzyczały z rozkoszy w moim łóżku. I ta jej jebana krótka beżowa sukienka. Te oczy… wielkie niebieskie oczy, które właśnie na mnie patrzą i coś do mnie mówią. Odrywam wzrok od jej nóg. Patrzę na nią. Nie wiem, co chce mi powiedzieć. Jestem jak w hipnozie.
– Adam! – krzyczy mi do ucha ktoś siedzący z tyłu.
Nienawidzę go za to, że przerwał ten cudowny stan. Spoglądam na niego z nienawiścią. On tego nie dostrzega. Trąbi na mnie samochód z tyłu.
– Zielone mamy – uświadamia mnie Joanna, uśmiechając się.
Zerkam na sygnalizator. Kurwa. Zielone. Ciekawe, czy Aśka też dzisiaj włączy dla mnie zielone światło… Wrzucam pierwszy bieg i ruszam. Wszyscy patrzą na mnie jak na wariata. Muszę coś powiedzieć.
– Przepraszam, zamyśliłem się. – Jakie to banalne.
– Nie dziwię się. Też bym się zamyślił, mając z przodu nogi Aśki – odzywa się jeden z jej kolegów siedzących z tyłu.
To ten sam, który wyrwał mnie z cudownej hipnozy. Jeśli jeszcze raz otworzy usta, to przysięgam, że zrobię mu krzywdę.
– Spadaj! – odgryza mu się Joanna, patrząc na mnie z zażenowaniem.
Obojętnie odwracam się od niej i próbuję maksymalnie skupić się na drodze. O co ci chodzi, moja droga Joanno? Przecież sama tego chciałaś. Sama zaproponowałaś, aby ich zabrać. A mogło być tak miło… Mam dosyć tej podróży. Serdecznie mam jej dosyć. Nie wiem, po jaką cholerę się na to godziłem. Mogłaś jechać z nimi sama, a ja w tym czasie… Uśmiecham się szeroko. Moi towarzysze nie zauważają tego, bo robią to cały czas. Ten uśmiech nie jest ani trochę podejrzany. Przypomina mi się Majka. To jej spojrzenie, takie delikatne i niewinne, a z drugiej strony prowokujące. Boże, ten jej uśmiech… Ledwo co udaje mi się wyhamować przed samochodem z przodu. Znowu czerwone! Kurwa mać! Nienawidzę tego miasta! Reszta tym razem nie patrzy na mnie jak na wariata. Są przerażeni. Muszę się opamiętać. Przysięgam, że nigdy więcej nie wezmę prochów, gdy będę musiał kogoś wieźć samochodem. Gówno prawda. Parskam śmiechem, a oni nadal się na mnie patrzą.
– Dobrze się czujesz? – pyta zlękniona Joanna.
Przekłada dłonie na prawą stronę swoich cudownych nóg, jakby chciała otworzyć drzwi i uciec. Jakby się mnie bała. To nie byłby pierwszy raz. Mam ochotę wywieźć cię gdzieś teraz, w tej sekundzie. Związać i trochę się z tobą pobawić. Mieć dla siebie te nogi i wiele innych rzeczy. Muszę się, do kurwy, opamiętać. Nie mogę tego zrobić, bo jadą z nami jeszcze inne osoby. Przede wszystkim należałoby się jakoś wytłumaczyć. Cokolwiek bym jednak powiedział, Aśka się domyśla, że coś brałem. Cisza. Strasznie wkurwiająca cisza. Oczy Aśki, wpatrzone we mnie, oczekują odpowiedzi na pytanie. Co mam ci, kurwa, powiedzieć?!
– Nie spałem dzisiaj całą noc. Wybaczcie.
– Poprowadzić? – słyszę z tylnego siedzenia głos tego irytującego jegomościa.
– Nie, dam radę. Spoko.
Nie jest spoko i z pewnością to będzie bardzo długa droga.
– Jesteś pewien? – Aśka kładzie mi rękę na ramieniu i patrzy z troską.
Czyżbyś czegoś chciała?
– Adam, proszę. Daj mu prowadzić. Ja chcę żyć – dodaje po chwili.
Ja też, a przez ciebie nie mogę, nie potrafię przez to, że ich wszystkich zaprosiłaś. To wszystko twoja wina, że jeżdżę dzisiaj jak kompletny wariat. Poza tym nie dam temu typowi prowadzić mojego samochodu, dobrze o tym wiesz.
– Dojedziesz bezpiecznie na miejsce. Nie martw się – odpowiadam, kiedy zapala się zielone, a samochody zaczynają powolutku ruszać.
Pada śnieg. Rozprasza mnie bardziej niż nogi Joanny. Kurwa mać, wszystko mnie rozprasza. Nawet ta popieprzona muzyka w radiu. Nawet to, że w myślach tak cholernie dużo klnę. To mnie też rozprasza.
Aśka wyciąga telefon ze swojej torebki, bowiem parę sekund wcześniej przyszedł jej SMS. Od kogo? Kto do ciebie napisał? Twoja współlokatorka poinformowała cię, że jest mną zauroczona i nie może wyrzucić mnie z głowy? Pyta, kiedy będzie mogła z nami gdzieś wyjść, aby mnie lepiej poznać?
– Kto napisał? – Oczywiście nie mogę nie zapytać.
– Samochód Krystiana jest już na miejscu – informuje mnie, a moja ekscytacja natychmiastowo spada do zera.
Nie myśli o mnie. Nie pisała o mnie. Jak miło byłoby zobaczyć te jej niewinne oczy stające się ogromne i przerażone, kiedy wyciągam broń, a ona dobrze wie, że to ostatnie sekundy w jej życiu… Nie myśl, kurwa! Skup się! Czuję, jakbym w samochodzie spędził parę lat, a nie tylko dwadzieścia parę minut, ale w końcu docieramy na miejsce. Dzięki Bogu.
Od razu muszę zapalić. Aśka wyskakuje z samochodu. Otwieram schowek… cholera, dobrze, że nie zrobiłem tego wcześniej. Na śmierć zapomniałem o tym pierdolonym nożu. Chociaż w sumie to może nawet dobrze, że jest. Wyciągam paczkę fajek i zapalniczkę i wychodzę na zewnątrz. Opieram się o samochód, przodem do ekipy z auta numer dwa. Numer jeden należy do mnie. Zawsze będę numerem jeden. Krystian się zbliża. Częstuję go papierosem.
– Masz coś na dzisiaj? – pyta, opierając się tuż obok mnie.
– Dla ciebie czy na handel? – Nogi Aśki świetnie wyglądają w tych szpilkach. Uśmiecham się do tych nóg. Mój towarzysz od fajki od razu to wychwytuje.
– Wy coś nadal?
– Czemu pytasz?
– Bo widzę, kurwa, jak się na nią gapisz! – Jest rozgniewany, a przy tym bardzo wyraźnie akcentuje słowo „kurwa”.
– Dla ciebie czy na handel? – staram się zmienić temat.
– Adam, daj jej już spokój. – Nie udało się, Krystian nie odpuszcza. – Wystarczająco przez ciebie wycierpiała.
Ciśnie mi się na usta, że wycierpieć to ona dopiero może, ale gryzę się w język. Co wie przyjaciel Aśki na mój temat? Niewiele… albo dużo, tylko siedzi cicho. Wkurwia mnie. Zawsze musi wtrącać się tam, gdzie akurat nie jest to potrzebne.
– Posłuchaj – próbuję brzmieć łagodnie, chociaż mam ochotę mu przywalić – było, jak było. Poznaliśmy się u Maćka, ona zaczęła gadać o castingach na jakieś durne sesje zdjęciowe – po co o tym mówię, skoro on to wszystko wie? – a że miałem kontakty, udało mi się to załatwić. Spotykaliśmy się, potem to sam już wiesz. Ja po prostu nie umiem być wierny albo nie chcę być…
– Nie rób jej znowu tego.
– Mówiła coś?
Ostatnie moje spotkanie z Krystianem wyglądało dość chujowo. O mało nie dostałem od niego w pysk, kiedy Aśka poskarżyła się, że przespałem się z jakąś inną, a przecież to była tylko jedna noc.
– Pytałem ją ostatnio. Twierdziła, że już nic do ciebie nie czuje, ale nigdy nie wiadomo.
Nic już do mnie nie czuje? Przecież to niemożliwe. Wypada dać mu coś dobrego, aby trochę rozplątał mu się język. On chyba nie wie, że tak jakby próbujemy naprawić z Joanną nasze relacje.
– Krystian, ja po prostu nie lubię być od nikogo zależny. Dlatego to wszystko tak się potoczyło. Żyję chwilą i robię to, na co mam ochotę.
Nie wiem, po co mu to mówię. Telefon w mojej kieszeni wibruje, ale te drgania nie zwiastują SMS-a. Ktoś dzwoni. Wyciągam go z kieszeni. Znowu ta zdesperowana suka. Jeszcze się nie zabiła? Patrzę na wyświetlacz, na Joannę w tej swojej seksownej sukience, myślę o nożu w schowku. Jeśli ta dziewucha nie da mi spokoju i nie przestanie mnie nękać, to własnoręcznie ją uduszę. Co za popieprzony wieczór. Kurwa, niech ten dzień się kończy. Krystian coś pieprzy o Aśce, a ja wpatruję się w wyświetlacz i czekam, bo za chwilę na pewno przyjdzie wiadomość. Nie przychodzi. Oddzwonić? Zmusić, aby jeszcze trochę poczekała? Jak na razie mam tutaj do załatwienia jeszcze parę spraw i nie chciałbym za bardzo zwracać uwagi na moją osobę.
Krystian dopala papierosa, rzuca peta na ziemię i dogasza go butem. Robię to samo.
– Muszę zadzwonić – informuję i oddalam się, mając w dupie, o czym przed momentem gadał, bo nie mam o tym pojęcia.
Wykonuję telefon do mojej byłej, załamanej rozstaniem kochanki, odpalając w międzyczasie drugiego papierosa. Krystian dołącza do reszty, ale nie wchodzą do środka, chociaż wolałbym, żeby tak było. Obserwują mnie i czekają, a dziewczyna nie odbiera. To niedobrze. Nawet nie napisała do mnie wiadomości pożegnalnej? Czuję się zawiedziony. Wybieram numer drugi raz, ale nadal cisza. Zamiast się martwić, uśmiecham się. Wiem, że chce mnie nastraszyć. Gdyby rzeczywiście coś sobie zrobiła, wcześniej napisałaby mi pełnego nienawiści i goryczy SMS-a. Tak robią praktycznie za każdym razem, a patrzę na Joannę i stwierdzam, że jeszcze nie chcę się stąd wynosić. Piszę więc…
„Co jest z Tobą?! Przestań się wygłupiać. Spotkajmy się jutro wieczorem. Przepraszam, że nie odbierałem, ale miałem małą awarię samochodu na trasie i…”
…choć groziłaś, że się zabijesz, nie miałem chwili, by odezwać się choć na sekundę, tylko że… miałem czas, by wziąć telefon do ręki i zadzwonić po pomoc, a potem posiedzieć spokojnie w samochodzie i poczekać. Bez sensu. Kasuję fragment z awarią. Trzeba wymyślić coś bardziej realnego, a ja skupiam się na wszystkim, tylko nie na tym. Czas zapierdala, jakby gonił go jakiś psychol z nożem. Moi kochani znajomi także się niecierpliwią. Wzdycham, zaciągam się dymem z papierosa i zauważam, że jakaś laska bez przerwy się na mnie gapi. Siedzi z koleżanką przy stoliku przed klubem. Rozmawiają o mnie, wiem o tym, bo obie zerkają w moją stronę. Uśmiecham się, ale nie do niej, choć ona pewnie tak to odebrała. Wymyśliłem genialną historyjkę. No może nie genialną, ale moja zdesperowana panna z pewnością w nią uwierzy.
„Przepraszam, że nie odbierałem, ale siostra spadła ze schodów i złamała nogę. Musiałem ją zawieźć pilnie na pogotowie. Jak do mnie zadzwoniła, od razu wybiegłem z mieszkania i nie wziąłem telefonu. Odezwij się, kurwa! Martwię się”.
Wysyłam. Dzięki Bogu moja siostra ma się dobrze i nawet tu nie mieszka, ale ta panna o tym nie wie. Pytała kiedyś o rodzeństwo. Powiedziałem, że mam siostrę, ale nie lubię o niej rozmawiać, więc zmieniłem szybko temat. Nie chodzi o jakieś potargane, złe relacje rodzinne. Kocham ją nad życie i bardzo ważna jest dla mnie jej prywatność. Jeśli cokolwiek by mi się stało, ona może żyć normalnie. Nie będą jej męczyć. Tylko ona wie, kim naprawdę jestem i jakie prowadzę życie… pełne gówna i niebezpieczeństw.
Chowam telefon do kieszeni i patrzę w stronę moich dzisiejszych towarzyszy. Zupełnie nie tak miała wyglądać ta noc. Kompletnie nie tak. Aśka idzie do mnie, a ja myślę o siostrze.
– Adaś, idziemy? – pyta i unosi brew, a ja nie wiem, po co przytulam ją mocno.
Dziewczę, które jeszcze przed chwilą miało na mnie wyraźną chęć, w tym momencie odwróciło głowę.
– Wypalę jeszcze fajkę i możemy się zbierać. Zawołaj Krystiana. – Złapałem nagle jakiś jebany dół, z którego nie mogę wyjść. Muszę się, kurwa, napić.
– Po co ci Krystian?
– Wchodźcie do środka, bo jest zimno. Chcę z nim tylko zapalić.
– Na pewno chodzi o fajkę? – Lustruje mnie wzrokiem, krzyżując ręce.
Boże, nawet nie chcesz wiedzieć, o czym teraz myślę. Mój wzrok mimowolnie kieruję w dół na twoje nogi.
– Muszę z nim pogadać.
– Jeśli znowu będziesz coś z nim brał… Patrz na mnie, jak z tobą rozmawiam! – Jesteś oburzona.
– Przecież patrzę – droczę się z tobą, nie podnosząc oczu. Śmiejesz się. – Nic mu nie dam. Chcę pogadać.
– O czym?
– O twoich nogach! – Rozbawiony, kieruję na ciebie wzrok, a ty słodko się rumienisz i spuszczasz głowę. Długie blond włosy zasłaniają twarz. – Żartuję. Męskie sprawy.
– Nie wiedziałam, że się tak lubicie. – Twój sarkastyczny ton mnie bawi.
– No idź już, bo zimno jest. – Nie wiedząc, kurwa, czemu, nagle całuję cię w czoło.
Uśmiechasz się i odchodzisz. Twój przyjaciel patrzy na mnie jak na najgorszego wroga, jednak przychodzi do mnie grzecznie na fajkę.
– Prosiłem cię o coś.
I znowu pretensje. Muszę dzisiaj zachować spokój, choć od środka aż mnie roznosi, żeby coś odjebać.
– Nie martw się tak. Jest duża i wie, co robi.
Wyciągam w jego stronę paczkę fajek. Częstuje się jedną.
– Właśnie nie wie, co robi. Ona chyba znowu coś do ciebie czuje.
– Powiedz mi coś. – Staję przed nim i z wyższością patrzę mu w oczy. – Po co się wpierdalasz? Krystian, jesteśmy dorośli, a Aśka wie, na co może liczyć z mojej strony… właściwie, na co nie może liczyć. I jest tego tym razem świadoma. Skończ już to babskie ględzenie, bo coraz bardziej mnie wkurwiasz. Zajmij się sobą.
– Przyjaźnię się z nią i nie pozwolę, żeby przez ciebie cierpiała.
– Poważnie? Niby jak chcesz tego dokonać? Związać ją i zamknąć w piwnicy? – Bardzo miła perspektywa. – Nie powstrzymasz jej na siłę, tak samo jak nie zmienisz mojego podejścia do sprawy.
– Mówiła mi kiedyś, że zmuszasz ją do seksu za te jej sesje! – Jest oburzony, ale tak jak planowałem, rozwiązał mu się język. Trzeba było go tylko odrobinę sprowokować.
– Nie ma już sesji, więc seksu też nie ma. – Ale nadal ma dług, o którym sobie w tym momencie przypominam. – I nie ma żadnego zmuszania – dodaję. – Idziemy do środka czy… w ogóle chciałeś coś ode mnie.
– Na handel.
– A mówiłeś mi ostatnio, że już nie chcesz handlować.
– Życie.
Chcę wiedzieć, co kryje się za „życiem”, ale właściwie to chuj mnie to obchodzi. Jego problemy. Ważne, że jest hajs. I nagle mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią.
– Dam ci, ale nie tutaj i nie teraz. Zgadamy się jakoś potem. – Oglądam się dookoła jak nienormalny. – Chodź do środka.
Dogaszam fajkę i nie czekając na niego, kieruję się w stronę wejścia. Moja grupa rozsiadła się w loży i już zamówiła po piwie. Jak ja nie znoszę takiego ścisku i hałasu, choć muszę przyznać, że browar smakuje wybornie, a po chwili nawet te głupie śmiechy i głośna muzyka przestają przeszkadzać. Aśka wyskakuje na parkiet. Woła mnie, ale jakoś nie jestem w nastroju do tańców. Dołącza do niej większość znajomych. Zostaje Krystian grzebiący coś w telefonie i kumpela Aśki, która wkurwia mnie chyba bardziej niż oni wszyscy razem wzięci. Dosiada się do mnie i zaczyna pieprzyć głupoty. Jest pusta jak but i ma denerwujący, piskliwy głos. Na dodatek lekko rozmazany makijaż. Jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to ją udusić. Nie to co Joanna. Tak, ty zawsze wyglądasz idealnie i… zawsze idealnie potrafisz mnie wyprowadzić z równowagi. Tańczysz. Kołyszesz biodrami i zamykasz oczy. Za chwilę nie wytrzymam. W mojej głowie rodzi się bardzo głupi pomysł – aby zaciągnąć twoją koleżankę w jakieś ustronne miejsce i dać upust temu wszystkiemu, ale chyba nie zniósłbym jej piskliwego głosu krzyczącego: „Mocniej, mocniej!” lub, co gorsza, moje imię. A może wcale nie będzie krzyczeć? Jeśli będzie, to ją zaknebluje albo… nie, nie myśl o nożu. O niczym nie myśl. Z drugiej strony… laska uderza mnie w ramię. Ma pretensje, że jej nie słucham. Podnoszę na nią wzrok i mówię, że jestem zmęczony. Popijam powoli piwo, zastanawiając się, gdzie się podział Krystian i w którym momencie zniknął. Twoja przyjaciółka kładzie mi obie dłonie na ramieniu i zaczyna opowiadać jakąś porywającą dla niej historię. Krystian bawi się z wami, a mi powoli kończy się złoty trunek. Wolałbym, żeby na miejscu tej dziewuchy był zupełnie ktoś inny. Jak mogę dotrzeć do twojej współlokatorki, Joanno? Powiedz mi. Zaczynam kombinować. Wpadnę do was jutro, ale właściwie po co? I nie wiem, czy Majka będzie w domu. Ty idziesz na zajęcia. Na którą? Mówiłaś mi, ale żebym to ja pamiętał takie pierdoły. Niczego dzisiaj nie umiem skojarzyć, nawet nie mogę sobie przypomnieć twarzy tego anioła, który teraz śpi w waszym wspólnym mieszkaniu. A jeśli nie śpi? Jeśli jest z kimś? To i tak nie ma znaczenia, bo zawsze dostaję wszystko, czego chcę. A teraz chcę, żeby ta pizda siedząca obok przestała się tak do mnie kleić.
– Przejdźmy się – proponuję jej i szybko podnoszę się z miejsca, bo jeszcze chwila, a zacznie dotykać mojego chuja. Niedoczekanie.
Sugeruję, żebyśmy najpierw wpadli po piwo, a ona godzi się bez sekundy zawahania. W kolejce znowu zaczyna coś pierdolić. Udaję zainteresowanego, choć gówno mnie obchodzi jej pies, bo właśnie o nim teraz rozprawia. Czy buzia nigdy jej się nie zamyka? Daję jej piwo do ręki i prowadzę w stronę wyjścia. Najlepsze, że nie wiem, co właściwie chcę zrobić, ale zabicie jej niestety nie wchodzi w grę. Wyszła ze mną, więc się nie wytłumaczę. Poza tym Aśka urwie mi łeb, zamkną mnie i już nie poznam mojego anioła.
Siadamy na murku przed klubem, a ona gada i gada. Czy cokolwiek obchodzi ją poza nią samą? Może w tej kwestii jesteśmy nawet podobni. Nie pamiętam, jak ma na imię, ale zarówno to, jak i te wszystkie nowinki z jej życia są mało istotne dzisiejszego wieczoru. Muszę wykombinować, co z dniem jutrzejszym. Nie zapytam cię, Joanno, bo byś się wściekła, tak samo jak w tej chwili. Wychodzisz na zewnątrz. Nie zrobiłaś tego, bo jesteś zazdrosna. Wystraszyłaś się, że coś złego może stać się twojej koleżance. Nie martw się, nawet kijem bym jej nie tknął. Chyba…
– Czemu siedzicie tutaj? – interesujesz się.
– Chciałem trochę wyjść się przewietrzyć. – Patrzę czule, podchodząc do ciebie.
Muszę być miły, bo mam zadanie do wykonania, i to jeszcze dzisiaj. Chuj z tym twoim długiem. Ja już wiem, jak go spłacisz. Cena jest wysoka, wiesz, urosły odsetki. Zapłatą jest twoja współlokatorka. I to ty mnie do niej doprowadzisz.
– Źle się czujesz? – pytasz, a twoja koleżanka najwyraźniej nie jest zadowolona, że do nas przyszłaś. Siedzi, patrząc na czubki swoich butów, i pociąga piwo z butelki.
– Jestem trochę skołowany.
– Brałeś coś dzisiaj? Przyznaj się. – Przechylasz uroczo głowę w bok i patrzysz, i czekasz…
– Po co pytasz, skoro wiesz? – To zabrzmiało źle. Miałem być miły.
Kiwasz głową sama do siebie, a ja przygotowując się na falę żalu, wzdycham i wkładam dłonie do kieszeni spodni. W jednej z nich jest mój portfel.
– Krystianowi też coś dałeś?
Hura! Zaczyna się.
– Zapaliłem z nim tylko… – Nie kończę. Przetwarzam. Oczy zatrzymuję na twojej szarej, niewielkiej torebce.
– Co zapaliłeś?! – burzysz się.
Palce radośnie dotykają portfela w kieszeni. Bingo!
– Papierosa tylko. Słuchaj – wyciągam z kieszeni portfel – schowasz mi go do torebki? Nie chcę go zgubić.
– Na pewno papierosa?
– Po co miałbym kłamać? Wiem, nie odpowiadaj, dla świętego spokoju, ale nie jest tak. Naprawdę. Tylko papieros. Schowasz? – Podnoszę brwi i czekam. Proszę, powiedz, że tak. Weź ten jebany portfel!
– Schowam – odburkujesz z lekkim gniewem. Ale bierzesz go! Teraz moje zadanie, abyś o nim zapomniała.
– Przepraszam – mówię, mimo niechęci. Muszę być miły. – Idziemy do środka? – zwracam się tym razem do obu dziewczyn. – Chyba chce mi się tańczyć. – Puszczam oczko do Joanny.
Rzeczywiście mój nastrój zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Bawię się w najlepsze. Lubię, kiedy Joanna tańczy tak blisko. Lubię, kiedy ociera się o mnie tyłkiem. Żadnego długu. Dzisiaj spłaciłaś dług. Już nie mogę doczekać się jutra. Na razie muszę być tutaj i bawić się, aby za jakiś czas zejść z parkietu, bo znowu chce im się piwa. Ja już nie mogę. Prowadzę, więc muszę się trochę doprowadzić do porządku. Nie odzywam się. Przyglądam się wam, słucham rozmów i… przypominam sobie o SMS-ie, którego wysłałem jakiś czas temu do dziewczyny, która rzekomo chciała się przeze mnie zabić. Wyciągam telefon. Krystian w swoim klika od jakichś dziesięciu minut. Znowu. Tymczasem ja czytam, że mnie przeprasza…
– Do kogo tam piszesz?
…że nie wiedziała i że jej głupio…
– Wiesz do kogo.
…a co najlepsze, że chce się jutro spotkać…
– Nie, nie wiem.
Kurwa, naprawdę życie jest aż takie proste?!
– Jak nie wiadomo, do kogo piszę, to piszę do Majki!
Ich śmiech. Podnoszę oczy. Pauza. Krystian pisze do Majki. Nikt inny. Tylko on trzyma telefon w dłoni i w środku nocy, najebany, pisze SMS-a do mojego anioła. Ale to ja ją, gnoju, będę miał. Będzie tylko moja. W tym momencie zaczynam nie lubić go jeszcze bardziej. Play.
Krystian wydaje się zawstydzony. Uśmiecha się głupkowato. Nie zaprzecza, ale też nie potwierdza, że do niej pisał, a mnie coraz bardziej to ciekawi. Po jaką cholerę wchodziłem z nimi na górę? Nie zobaczyłbym jej i noc byłaby spokojniejsza. Cichsza. Chciałbym zobaczyć, co Krystian napisał. Z pewnością wiadomość została już wysłana, bo facet schował swój cholerny smartfon do kieszeni i zaczął z nami rozmawiać. Muszę się dobrać do tego telefonu. Wyciągam swój i patrzę to na niego, to na Krystiana. Może powiem mu, że mi bateria padła, i poproszę, żeby dał mi zadzwonić? Niestety Joanna ciągnie mnie za rękę, kiedy już otwieram usta, aby coś do niego powiedzieć. Prowadzi mnie na parkiet. Zaczyna się przytulać. Nie pamiętaj o portfelu. Błagam, zapomnij. Łapię ją za tyłek i patrzę prosto w oczy, a myślami jestem przy telefonie Krystiana, i w tym momencie całuje mnie, a ja zapominam o wszystkim. Wzdycha i przytula się do mnie mocno.
– Z kim wracasz? – pytam głośno, nachylając się do jej ucha.
– Mogę z tobą. – Uśmiecha się, a mi jest tak strasznie przykro, że znowu będzie przeze mnie cierpieć.
Tak naprawdę to wcale nie jest mi przykro. I wcale nie chciałem zaczynać tego na nowo. Ona to zaczęła. To jej wina, nie moja. Ja tylko chciałem odebrać swój dług. Mój dług… nie może ze mną wracać. Musi jechać z Krystianem, wtedy będzie bardziej prawdopodobne, że nie odda mi dzisiaj portfela.
– O której jutro idziesz na wykłady?
– Dopiero koło południa, a czemu pytasz? – Chyba liczy na to, że zaproszę ją na noc, a ja chcę przecież tylko wybadać sytuację.
– Zastanawiam się, jak ty rano wstaniesz – kłamię, co nie przychodzi mi trudno, bo właściwie jest to u mnie na porządku dziennym.
– Nie martw się. Dam sobie radę. Idziemy gdzieś? – śmieje się do mnie. Kusi mnie.
– Słuchaj – zerkam na Krystiana – kto prowadził drugi samochód? Bo chyba nie Krystian?
– Nie, no coś ty! Tamten koleś, który z nim siedzi. Jezu! Czy to ważne? Chodźmy gdzieś!
Ciągnie mnie za rękę, ale ja stoję w miejscu i nie ruszam się nawet o milimetr. Aśka spogląda pytająco. Nie mogę, Joanno. Nie dziś. Patrzę na chłopaków siedzących w naszej loży i dochodzę do wniosku, że powinienem być tam, a nie tu z nią. Powinienem słuchać, o czym gadają. Może mówią o niej? Możliwe, że ten koleś radzi Krystianowi, jak się zachować i jak ją zdobyć. Niedoczekanie, gnoju. Niedoczekanie.
– Gdzie chcesz iść? – pytam zimno.
– Nie wiem… może byśmy się stąd ulotnili i pojechali do ciebie? – Kładzie moje dłonie na swoich pośladkach.
Jezu, nie rób tego!
– Śliczna moja – dociskam ją do siebie – chętnie, ale nie dziś. Obiecuję, że to sobie odbijemy. Chcę, żebyś się na jutro wyspała. – Przede wszystkim nie możesz ze mną jechać autem.
Krystian patrzy i z pewnością nie wyjdzie z tego nic dobrego. Wiem, że chce mnie zabić. Zapewne nie mniej niż ja jego. Pauza. Kurwa. To już druga. Aśka jest kompletnie zdezorientowana, a moje dłonie nadal spoczywają na jej pośladkach. Prowokuje mnie, abym zabrał ją dzisiejszej nocy do swojego mieszkania i ostro zerżnął, ale ja chcę tylko ciebie. Na tę chwilę, w tym pierdolonym momencie, chcę ciebie jak niczego innego. Mógłbym dzisiaj zrobić wszystko, ale nic tego nie ugasi – ani obicie Krystianowi mordy, ani Aśka i jej wijące się ciało w moim łóżku… Ja pierdolę, zaczynam gadać, a raczej myśleć jak jakiś pieprzony poeta. Za dużo jak na jeden wieczór. Co mam z tobą zrobić, moja piękna Joanno? Zastanawiałem się dzisiaj, czy włączysz dla mnie zielone światło, ale ja wolę postać na czerwonym. Już nic od ciebie nie chcę. Zupełnie nic. Wszystko już odebrałem. Play.
– Adam, o co ci właściwie chodzi?
– Mnie? To tobie o coś chodzi.
– Chciałeś się spotkać, sam mnie wyciągałeś! – Jest zła i próbuje się wyrwać, ale ja jej nie puszczam.
– Było tak, że próbowałem cię wyciągnąć od tygodnia, a ty nagle dzisiaj się odezwałaś i poinformowałaś łaskawie, że cała paczka idzie do klubu i że może bym chciał z wami wyskoczyć. Wiesz co? Niepotrzebnie się godziłem. Najpierw mnie, kurwa, unikasz, a teraz jak jebana ździra chcesz jechać do mnie. Sorry, ale sama tego chciałaś. Sama wybrałaś wyjście z nimi zamiast mnie. Sama to spieprzyłaś. A mogło być tak miło… I powiem ci, że się bardzo zawiodłem.
– Więc po jaką cholerę się dzisiaj godziłeś?
Właściwie to sam nie wiem do końca po jaką cholerę. Miałem nadzieję odebrać dług i gdyby nie twoja współlokatorka, to pewnie poczułbym dzisiaj twoją pizdę, ale zjawiła się i nie jesteś mi potrzebna, dlatego teraz muszę grać wielce urażonego. Męczy mnie to trochę. Odsuwam cię od siebie. Szybko podchodzę do naszej loży i zabieram kurtkę. Rzucam chłodne „na razie” i wychodzę. Telefon mam w kieszeni, a portfel w twojej torebce, liczę, że nie zdążysz mi go oddać. Dobrze poszło, choć tego w ogóle nie planowałem. Nie, nie poszło dobrze, bo biegniesz za mną i krzyczysz, abym zaczekał, a ja jestem już tak blisko samochodu. Obyś nie zabrała torebki i nie wpieprzyła mi się do auta. Odwracam się. Nie masz torebki, nawet nie masz kurtki.
– Wracaj do środka. Zimno jest.
– Adam, czemu się tak zachowujesz?
Masz łzy w oczach. Wiem, że liczyłaś na to, że wszystko się z powrotem ułoży. Że znowu będzie tak, jak na początku. Nie będzie. Poza tym okazało się, że nie dasz mi tego, czego oczekuję od wielu dziewcząt, z którymi się zabawiam. Nie dasz mi swojej śmierci. Nie będziesz przeze mnie umierać. Nie będę ostatnią osobą, o jakiej pomyślisz, gdy będziesz zamykać swoje śliczne oczy. Nawet nie wyślesz mi SMS-a z groźbami, że coś sobie zrobisz. Nie zakochałaś się we mnie na śmierć, a więc już mnie nie interesujesz. Zastąpiłem cię kimś innym. Jesteś wolna.
– Powiedziałem ci, że jestem…
– Czemu tak nagle wyszedłeś?! – Zaciskasz palce na mojej kurtce i przygniatasz mnie do samochodu.
Zaczyna mi się podobać ta nasza kłótnia, poza tym… twoja torebka jest daleko od ciebie. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby ludzie się na nas nie gapili.
– I po co przyjechałeś ze mną?!
Uśmiecham się szeroko i szczerze.
– Czy to jest, kurwa, dla ciebie śmieszne?! Bawisz się mną!
Boże, skończ to pierdolone przedstawienie. Nie zniosę wzroku tych wszystkich ludzi i zaraz ich wszystkich rozstrzelam… nie, nie zrobię tego. Broń została w mieszkaniu.
– Możemy spotkać się w niedzielę u mnie i porozmawiać na spokojnie? Proszę, nie rób przedstawienia i puść mnie.
– Nie, Adam. Dosyć. Myślałam, że jest w porządku, ale nie jest.
– Ja też myślałem, że jest w porządku. – Staram się zachować zimną krew. – I dlatego chciałem pobyć trochę tylko z tobą, rozumiesz? Czemu przyjechałem tu dzisiaj? Nie mam pojęcia. Nie wiem, na co liczyłem, ale przykre, że dopiero jak wypiłaś, to byłaś chętna wskoczyć mi do łóżka. Jak w takiej sytuacji mamy dojść do porozumienia, co? Mówię ogólnie, o całej tej jebanej imprezie, Aśka, i o tych wszystkich ludziach z nami. Tak ma wyglądać dochodzenie do jakiegokolwiek porozumienia według ciebie? Zajebiście! – wybucham, nie wiadomo z jakiego powodu. – Niech słyszy nas, kurwa, jeszcze więcej osób! Tak, kurwa mać, chciałaś to rozegrać?! Do chuja z takim godzeniem! – Walę ręką w dach samochodu. Zachowuję się jak pojebany, jak jakiś psychol. Czas się ulotnić. – Spierdalam do domu. – Odwracam się i śmieję do siebie. Cóż za urocze pożegnanie.
Wskakuję do środka. Odpalam silnik i wrzucam jedynkę. Ruszam. We wstecznym lusterku widzę Joannę stojącą pośrodku parkingu. Po jej policzkach spływają łzy. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Pierdolę to. Najważniejsze, że los mi dzisiaj sprzyja. Wszystko poszło tak, jak chciałem, ale muszę się wyładować, albo zrobię sobie krzywdę. Zatrzymuję się na czerwonym. Ze schowka wyciągam nóż i zastanawiam się, gdzie go ukryć. Najlepiej w nogawce. Wsunę go do buta, nie powinien wypaść. Zakładam też rękawiczki. Dobrze wiem, co zrobię i gdzie pojadę, ale z pewnością nie prosto do domu. Zabieram po drodze jakąś kurwę, oczywiście pytam, ile bierze, choć nigdy jej nie zapłacę. Nikt jej już nie zapłaci…
Po jakimś czasie skręcam w las. Wiem, że lubi ostrą jazdę, a ta będzie najostrzejsza, jaką do tej pory miała. Mówię jej, że chcę to zrobić na zewnątrz. Przyciskam ją do drzewa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem aż tak nakręcony. Dosłownie zdzieram z niej ubrania, i tak nie będą jej potrzebne. Zostawię ją tu z całym jej dobytkiem i za jakiś czas z pewnością ją znajdą, dlatego najpierw zakładam prezerwatywę, aby nie zostawić na niej żadnych swoich śladów, a potem… wchodzę w nią i pieprzę jak wyposzczone zwierzę.
Rozkazuje jej się odwrócić. Robi to. Jest jej zimno, choć powinna być przy mnie zajebiście rozpalona. Ja jestem panem. Panem tego jebanego świata. Podnoszę nogę i wyciągam nóż. Odwracam ją z powrotem. Wchodzę w nią głęboko. Jest mokra. Podnieca mnie to. Za chwilę będzie jeszcze bardziej mokra. Krzyczy. O tak! Śpiewaj tak dla mnie dalej. Wiem, że pragniesz mnie jeszcze więcej, ty nic nie warta, jebana kurwo. Ostrze noża gładko przechodzi przez skórę na jej brzuchu i tym razem to ono wchodzi głęboko. Dziewczyna krzyczy jeszcze głośniej, próbuje się wyrwać. Kocham to. Uwielbiam tę ich walkę. Zatapiam ostrze jeszcze raz i dochodzę w niej, słuchając jej ponadnaturalnego krzyku. Opada na ziemię, kiedy ją puszczam, i tak ją zostawiam.
Przebieram się szybko, a brudne rzeczy wkładam do czarnego worka na śmieci. Wyrzucę to gdzieś po drodze, albo jutro to zrobię. Jeszcze nie wiem. Odjeżdżam, zerkając z satysfakcją we wsteczne lusterko. To mogłaś być ty, Joanno. Może kiedyś… Trzeba się trochę przespać, bo później widzę się z moim aniołem. Kurwa, i znowu czuję, że żyję! Czuję także jebane wibracje telefonu w kieszeni. Ja pierdolę, a było już tak wspaniale. Wyciągam go. Dzwoni Joanna. Pewnie chce mi powiedzieć, że zostawiłem portfel w jej torebce. Albo przeprosić. Od razu włączam ją na głośnomówiący. Telefon kładę na siedzeniu pasażera. Nie tak dawno siedziała tu, a ja syciłem się jej widokiem, a teraz…
– Halo? – odbieram chłodno.
– Możemy się teraz gdzieś spotkać i pogadać?
– Nie sądzę. O czym chcesz rozmawiać?
– O nas? – odpowiada pytaniem na pytanie. – Adam, chcę ostatecznie wyjaśnić, co jest między nami, rozumiesz?
Chyba lepiej, niż ci się wydaje.
– W tej chwili jest, co jest. – Muszę udawać grzecznego, będziesz mi potrzebna. – Jestem poza domem i ciężko mi powiedzieć, o której wrócę. W ogóle… – teraz ostrożnie – słuchaj, bo wydaje mi się, że zostawiłem portfel u ciebie w torebce. Masz go?
– Nooo… chyba tak. Poczekaj, sprawdzę.
Słyszę jakieś szmery, co oznacza, że prawdopodobnie szuka mojego portfela. Ja w międzyczasie spokojnie pokonuję drogę do domu. Nie mogę się doczekać, kiedy znajdę się w swoim łóżku, a jutro…
– Mam! – krzyczy tak, że aż podskakuję w fotelu.
– Super – odpowiadam, nim znów zacznie gadać. – Słuchaj, jutro, tak po południu, dasz mi go radę jakoś oddać? Nie wiem, tak koło szesnastej na przykład? – Dobrze wiem, że Aśki o tej godzinie jeszcze nie ma w domu. Pytanie, czy mój anioł jest w domu. Mówiła, że w ten weekend chce trochę odpocząć, a więc do pracy najprawdopodobniej nie idzie.
– O szesnastej jeszcze jestem na wykładach.
Jakbym nie wiedział.
– A jakoś później? – pyta.
– Później nie mogę, bo jestem z kimś umówiony.
– Z jakąś dziewczyną?
– Proszę, nie zaczynaj od nowa. Nie, nie z dziewczyną. Z kumplem.
– Nie wierzę ci. Adam, chcę z tobą dzisiaj pogadać.
– A ja ci mówię, że jestem jeszcze poza domem.
– Nie możesz podjechać chociaż na chwilkę?
– Aśka! Kurwa mać!!! – wydzieram się.
Cisza. W końcu, choć Joanna jeszcze się nie rozłączyła.
– Przepraszam. Porozmawiamy, ale nie dzisiaj. Umówmy się na niedzielę, co ty na to? Sam muszę chyba to wszystko sobie ułożyć.
– Spoko…
„Spoko”? I tylko tyle?
– To co z tym moim portfelem? Dokumenty mam wprawdzie w samochodzie, ale w sumie zostałem bez kasy… – Urywam i czekam na odpowiedź, ale Aśka się nie odzywa. – Słuchaj, jeszcze raz przepraszam. Naprawdę żałuję, że tak zareagowałem. W niedzielę postaram się to wszystko naprawić. Obiecuję ci. I będzie jak dawniej.
– Nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim.
– Skarbie – ciężko mi to przechodzi przez usta i czuję, jakbym za chwilę miał rzygnąć – przejdziemy przez to razem. To jak? Jesteśmy umówieni na niedzielę?
– Jasne – odpowiada ze smutkiem.
– A co z tym portfelem? Nie możesz mi go gdzieś zostawić?
– Niech pomyślę.
Myśl, Joanno. Myśl.
– Powiem najwyżej mojej współlokatorce, że wpadniesz po niego, ale jeszcze ci potwierdzę. Muszę zapytać, czy będzie w domu o tej godzinie.
Tak! Tak! Tak!
– Dobra, to czekam na wiadomość.
– No…
– Wszystko w porządku?
– Nie jest w porządku. I wiesz o tym.
– Po raz któryś cię przepraszam. Wiem, że czasem zachowuję się jak dupek, ale nie chcę, abyś była przeze mnie smutna. – Choć sprawia mi to dużo frajdy. – Wyśpij się, kochanie, na jutro. – Staram się być jak najbardziej czarujący. – I odezwij się, gdy wstaniesz.
– Dobrze.
– I nie bądź smutna. Obiecaj.
– Niech ci będzie.
– Obiecaj.
– No obiecuję.
Bawi mnie bardzo ta wymiana zdań. Bawi mnie coraz weselszy ton Joanny. Kurewsko bawi mnie to chore, senne jeszcze, ponure miasto. Bawi mnie to, że jutro ją zobaczę…
– Kończę. Kolorowych i śnij o mnie, księżniczko.
– Paaa.
Rozłącza się. Dziękuję za tę ciszę. Mogę w końcu pomyśleć, co zrobić z brudnymi ciuchami. Na osiedlach jest monitoring, a więc niechcący mogę wzbudzić podejrzenia.
Zabieram ten przeklęty worek do mieszkania i wrzucam go do kosza ze śmieciami. Wszystko ładnie jutro wywalę do kontenera. Nie ma w tym nic dziwnego, że mieszkający tu facet wynosi śmieci. Nie ma chyba nic podejrzanego w tym, że z jakimś workiem wchodziłem do klatki. Popadam w paranoję. Jestem zmęczony. Biorę szybki prysznic, próbując odtworzyć sobie twoją twarz, ale nadaremno. Kurwa, jak to możliwe, że chcę cię tak bardzo, a w tym momencie nie mogę przypomnieć sobie twojej prześlicznej buzi? Aśka na Facebooku pewnie ma cię w znajomych. Ma z tobą jakieś zdjęcia. Nie mogę się doczekać, kiedy wyjdę spod prysznica i będę mógł cię zobaczyć… Nóż! Zostawiłem go, kurwa, w samochodzie, taki umazany krwią, niestety nie twoją krwią. A chuj… wezmę go jutro. Mam nadzieję, że nic niespodziewanego nie wydarzy się do tego czasu.
Rozsiadam się wygodnie na łóżku. Jestem całkiem nagi, ale nie mam zamiaru niczego na siebie zakładać. Chcę cię, kurwa, poczuć. Wchodzę na Fejsa z fikcyjnego konta. Nikt nie ma mnie na liście znajomych, choć to w sumie też podejrzane. Jebać to. Jutro może usunę konto. Jak pieprzony stalker wchodzę na profil Joanny i proszę – jesteście razem w jakimś klubie… z Krystianem. Nie chcę tego zdjęcia, bo natychmiastowo psuje mi humor i chęć na ciebie. Twoje konto będzie lepsze. Odwiedzam je i jak opętany oglądam każde zdjęcie. W końcu cię widzę. Jesteś boska. Mój aniele, jesteś śliczniejsza, niż godzinę temu mi się wydawało. Teraz wiem, dlaczego przez całą noc nie dawałaś mi spokoju. Za oknem jest szaro, ale ty kolorujesz ten poranek, uśmiechając się do mnie zza ekranu monitora. Dotykam się, a ty uśmiechem zmuszasz mnie, abym posunął się jeszcze dalej. Robię to. Zamykam oczy, ale nadal cię widzę. Siedzisz na mnie i ujeżdżasz, a mi jest tak cudownie ciepło w tobie. Tu jest mój pierdolony raj na ziemi. Właśnie w tym miejscu. Właśnie w tobie. Musisz tu być ze mną i nie ma innej opcji. Kurwa. Przyspieszasz, a ja coraz szybciej oddycham. Razem skończymy ten maraton. Już za chwilę. Już niedługo. Cudowna. Najwspanialsza. Jak kanibal z chęcią zjadłbym cię w całości. Zaciskam zęby i czuję spermę spływającą po palcach. I na cholerę się myłem! Ale było warto poświęcić ten prysznic i bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz.
Otwieram oczy i wracam do mojego chujowego świata. Już cię nie ma. Leżę sam we własnej sypialni, z kutasem w oblepionej dłoni. Śmiejesz się do mnie ze zdjęcia. Powinnaś tu, kurwa, być. Powinienem dojść w tobie. To, kurwa, przez ciebie teraz czuję się taki samotny. Dawno nie czułem się tak chujowo. Wstaję po to, aby doprowadzić się do porządku. Zakładam gacie i wracam do ciebie… taa, chciałbym, żeby tak było. Ale już niedługo, aniołku. Już niedługo. Będziesz moja. Nigdy cię nie wypuszczę, a jeśli będzie trzeba, powystrzelam wszystkich i zostawię tylko ciebie…
Mimo że położyłem się spać nad ranem, wstaję dziś bardzo wcześnie. Jestem zbyt pobudzony, aby spać. Muszę działać. Coś robić. Cokolwiek. Ja pierdolę, jest dopiero ósma. Siedzę na łóżku z tym jebanym telefonem w ręku i czekam na wiadomość od Joanny. Korci mnie, żeby do niej zadzwonić i zapytać, czy mogę wpaść o tej szesnastej po portfel, ale problem w tym, że nie mogę tego zrobić. Wykręcam numer do Patrycji – laski, której wczoraj naściemniałem po mistrzowsku i która jednak się nie zabiła. Nie dbam już o to. To już mnie nie obchodzi. Nakręca mnie coś zupełnie innego. Wręcz rozpala. Czuję, jakbym się palił. Tak, te płomienie może ugasić tylko mój anioł…
– Adam! Jesteś tam?! – wydziera się Patrycja.
– Tak, tak, przepraszam. Zaczytałem się. – I za dużo ostatnio używam słowa „przepraszam”.
– Jak tam siostra?
– A jak może się czuć… – Kurwa, co ja jej wczoraj napisałem? Że nogę złamała? Tak, to chyba było to.
– Przykro mi.
To daremne, naprawdę.
– Jakoś da radę. Jest twarda. To jak? Widzimy się dzisiaj? – Serio tego chcę?
– O której będziesz?
– Między szesnastą a siedemnastą, ale myślę, że bliżej siedemnastej. Może być?
– Jasne, że tak. I w ogóle chciałam cię przeprosić za wczoraj. Wiesz, za te szantaże.
– Wystraszyłaś mnie. Nie rób tego więcej. – Po prostu zabij się od razu.
– Naprawdę jest mi głupio.
– Nieważne. Pogadamy później. Do wieczora.
– Pa. Kocham cię, wiesz o tym?
Oczywiście, kurwa, że o tym wiem. O niczym innym nie marzyłem jak tylko o tym, żebyś mnie pokochała. Od pierwszej sekundy, kiedy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że tak właśnie się to skończy. Pamiętam dokładnie, jak podjechałem pod jakiś klub dać mojemu dealerowi towar i wtedy właśnie cię zobaczyłem. Siedziałaś pijana i smutna przed lokalem. Taka bezbronna. Wiedziałem, że to nie będzie trudne. Podszedłem i zapytałem, czy wszystko w porządku. Spojrzałaś mi w oczy i… to było twoją zgubą. Tak bardzo cię chciałem, musiałaś być moja. Tylko dla mnie…
– Adaś, jesteś tam?
– Tak, jestem.
– Coś się dzieje?
– Nie, wiesz… spałem dzisiaj mało.
– Nie marudzę więc. Wyśpij się na wieczór.
– Jasne. Do zobaczenia.
Rozłączam się, zanim znowu powie coś bez sensu. Patrzę od razu na zegarek. Nie minęło zbyt dużo czasu. Przypominam sobie, że Krystian chciał wczoraj towar. Nie dostał go. Przez Aśkę zapomniałem, a teraz pewnie śpi i raczej nie odbierze telefonu. Nie mogę dzisiaj nic brać. Muszę być czujny i przede wszystkim opanowany, a szkoda, bo czas by szybciej zleciał.
Kawa. Prysznic. Myję zęby i wychodzę. Trzeba zrobić jakieś zakupy. Powinienem pomyśleć, czym chociaż trochę ugłaskać Patrycję. Niestety muszę ją na razie głaskać, choć jestem bardzo rozczarowany z tego powodu, bo nie takie było moje zamierzenie. Wszystko popsułaś, mój śliczny aniołku. Wszystko. Przez ciebie mój świat nie jest taki, jaki powinien być. Z twojej winy idę do sklepu pieszo, i na dodatek okrężną drogą, aby czas szybciej uciekał. Kurwa, kto normalny tak robi? I to jeszcze w taką pogodę. Jest okropnie zimno, choć tobie pewnie nie. Ty wygrzewasz się w łóżku, w ciepłej pościeli. Z ochotą wsunąłbym się pod twoją kołdrę i wtulił w ciebie. Taką niemiłosiernie ciepłą. Nie wiem dlaczego, ale z tą kurwą wczoraj w lesie nie było mi tak zimno. Dzięki tym myślom przypominam sobie o śmieciach, które miałem wyrzucić. Zrobię to po powrocie, dając sobie tym samym jeszcze więcej zmarnowanego czasu. Przypominam sobie także o jebanym nożu, który leży w schowku mojego samochodu. Z nim także muszę coś zrobić, ale tym zajmę się później.
Przy półce z winami stoję z jakieś dziesięć, może piętnaście minut, dokładnie oglądając każdą butelkę. Szukam czegoś dobrego. Musi być półsłodkie albo słodkie. Doskonale wiem, co lubi. Właściwie na chuj się tak staram? Może wszystko odwołam? Może mój anioł zaprosi mnie do środka i nie będę musiał zajmować się Patrycją? Może… może… może… A może, kurwa, po prostu odda mi portfel i wyprosi, bo wieczorem ma randkę z jakimś frajerem? Z Krystianem?! Niedoczekanie. On nie będzie jej miał. Nigdy w życiu na to nie pozwolę. Biorę w końcu to pierdolone wino, robię byle jakie zakupy – i tak kolację jem poza domem – i wychodzę ze sklepu, bo robi się coraz większy tłok, którego nie lubię.
Idę bardzo wolno. Mijam z tysiąc wystaw sklepowych. Sukienki, buty, znowu sukienki, salon sukien ślubnych… Dzwoni telefon. Kurwa mać, w końcu! Wyciągam go z kieszeni. Imię na wyświetlaczu wzmaga mój dobry humor. Dzwoni nie kto inny jak… Joanna.
– Tak? – odbieram, zadowolony.
– Przeszkadzam?
– Nie, co ty. – Wręcz przeciwnie.
– Jeśli chodzi o twój portfel… możesz wpaść tak koło szesnastej. Majka będzie w domu, to ci go odda.
– Okej, super. Postaram się nie spóźnić.
– Co robisz?
Mam ochotę jej powiedzieć, że sram, ale biorąc pod uwagę fakt, że właśnie mija mnie tramwaj, raczej nie uwierzy. I to w ogóle bez sensu, bo miałem być miły. Odpowiadam wymijająco, że wracam z zakupów, i chcę skończyć rozmowę, a ona mówi, że właśnie biegnie na wykłady i że chyba się spóźni, bo zagadała się z tobą, mój aniele. Szkoda, że wczoraj nie byłaś skora do rozmów, ale nic się nie stało. Dziś sobie z tobą porozmawiam. Mam nadzieję, że będziesz miała mi więcej do powiedzenia. Mam nadzieję, że zaproponujesz mi kawę. Liczę na to. Joanna nadal nawija. Powinienem jej słuchać.
– Wiesz, muszę kończyć, bo dotarłem do klatki i potrzebna mi ręka.
– Jasne. To co? Do jutra?
– Obowiązkowo.
– Buziak i do zobaczenia! – Jest wesoła. Zważywszy na okoliczności, nie powinna taka być.
– Całuję.
Chowam telefon do kieszeni i wyciągam klucz, jednak nie wchodzę do środka. Patrzę w stronę mojego samochodu ze świadomością pozostawionego tam noża. Później. Nie mogę teraz go wyciągnąć, no bo jak by to wyglądało? Facet wyciąga ze swojego audi zakrwawiony nóż i ot tak niesie go do mieszkania? Kurwa, muszę coś z nim zrobić.
***
Więcej żelu pod prysznic niż zazwyczaj. Więcej perfum. Więcej żelu na włosy. Nie! Kompletny brak żelu. Nie jestem jebanym pedałem i nie chcę, żebyś tak o mnie myślała. Patrzę w lustro na swoje zajebiste odbicie. Odbicie Boga na ziemi… Kurwa, przesadzam trochę, ale tak się właśnie czuję. Mój samozachwyt jeszcze bardziej potęguje myśl, że dzisiaj cię zobaczę, że być może będziesz moja. Nie możesz popsuć mi planów. W błękitnej koszuli, którą mam na sobie, zostawiam trzy guziki rozpięte od góry. Niektóre laski to kręci. Jeśli ciebie nie – nic się nie stanie. Prędzej czy później i tak będziesz moja, mój słodki aniołku. Z ekscytacji drżą mi dłonie, ale obiecałem sobie, że dzisiaj nic nie będę brał, i tak też zrobię. Przynajmniej do spotkania z tobą. Potem niech się dzieje, co chce.
Patrzę na zegarek. Czas mam chujowy, a nie wypada mi się spóźnić do ciebie, prawda? Zarzucam na siebie czarny płaszcz. Nie zapinam go, bo nie mam już czasu na takie głupie zabawy. Zbiegam na dół, modląc się w duchu, abym się, kurwa, gdzieś nie przewrócił. To byłaby katastrofa. Przecież na mnie czekasz. Dzięki Bogu dane mi było dotrzeć do samochodu bez żadnych utrudnień. Wskakuję do środka i przekręcając kluczyk, zerkam w stronę schowka. Wiem, mój przyjacielu, że tam siedzisz i że czekasz, żebym cię zabrał, ale widzisz, ja mam w tym momencie co innego do roboty. Puszczam byle jaką stację. O tej godzinie na żadnej nie ma wiadomości. I całe szczęście. Nie mam ochoty dzisiaj słuchać o brutalnym morderstwie jakiejś tam kurwy w jakimś tam lesie, choć nie wiem, czy miałoby to dzisiaj jakikolwiek wpływ na mój stan psychiczny. Nie przeszkadza mi nic – ani czerwone światła, choć czas mam chujowy, ani nawet to, że jakiś pajac zajeżdża mi drogę i muszę gwałtownie hamować. Kiwam tylko głową sam do siebie i wiesz co? Uśmiecham się! Jestem tak kurewsko szczęśliwy, że chcę krzyczeć.
Docieram na miejsce i nie wahając się, wysiadam z samochodu. Spoglądam w twoje okna. Pali się światło. Nie wierzę, że to się dzieje, że tam siedzisz i na mnie czekasz. Mam nadzieję, że jesteś sama. Podbiegam do drzwi klatki schodowej i przypominam sobie, że nie zamknąłem samochodu. Pierdolę to. Mam kluczyk, nic się nie stanie. Jak coś, kupię drugi… Nagle dociera do mojej durnej świadomości, że nie mogę tego pierdolić, bo w schowku mam jebany zakrwawiony nóż. Wracam delikatnie podkurwiony i zamykam samochód. Przez tę kurwę mam same problemy. Znów idę pod klatkę. Wciskam przycisk w domofonie. Czekam. Za długo. Powinnaś warować przy drzwiach i podnieść słuchawkę, zanim skończyłem dzwonić. To trwa za długo. Przeskakuję z nogi na nogę, ale wiesz co? Lubię czuć tę niepewność. To mnie nakręca jeszcze bardziej.
– Tak? – odzywa się nagle twój słodki głos, a we mnie coraz mocniej wzbiera podniecenie.
Co mam ci powiedzieć? „Witaj, aniołku. Mam nadzieję, że czekasz na mnie nago, bo przyszedłem cię ostro zerżnąć?” Chujowo. I po czymś takim na pewno byś mnie nie wpuściła. Dzisiaj muszę być grzeczny i potulny, choć tak tego nienawidzę. Wolę, jak jestem sobą.
– Tu Adam. Asia mówiła, że mogę wpaść po portfel. – I zerżnąć cię, jak nikt inny wcześniej tego nie zrobił.
– Tak, tak. Wejdź.
Otwierasz mi drzwi. Chcę, abyś otworzyła mi też inne rzeczy. Abyś otworzyła całą siebie. Rozpoczynam wędrówkę po schodach, do nieba, w którym mieszkasz. Nie spieszę się. Buduję napięcie. Już wiesz, że przybyłem, więc nie muszę się zbytnio spieszyć. Już prawie jestem. Cały dla ciebie. Zatrzymuję się na półpiętrze i spoglądam w górę, bowiem sekundę wcześniej mój kąt oka wychwycił, że ktoś stoi w drzwiach twojego mieszkania. Ty tam stoisz.
– Witaj! – odzywam się, a ty promieniejesz.
– Hej!
Śmiejesz się do mnie szeroko. Zauważam, że twoje zęby nie są tak równe jak u Joanny, ale, do kurwy, na cholerę mi twoje zęby. Liczę, że dasz mi coś dużo lepszego.
– Czekałam na ciebie.
Czekałaś na mnie? Niezmiernie mi miło. Miałem nadzieję, że będziesz na mnie czekać. Zamiast iść do ciebie, stoję na półpiętrze jak pajac. Muszę się ruszyć. Robię to. Wchodzę na górę. Zbliżam się, a mój chuj zaczyna robić się twardy. Ja pierdolę. Nie teraz. Muszę to jakoś ogarnąć, tylko że przypomina mi się, jak tego ranka mnie ujeżdżałaś. To zdecydowanie nie pomaga.
– Cieszy mnie to – odzywam się, kiedy stoję już obok ciebie.
Jesteś taka piękna. Z chęcią wziąłbym cię tu i teraz. Wyciągasz w moją stronę dłoń z portfelem. Hej, czy ona drży? Miałem takie samo wrażenie, kiedy wczoraj się z tobą witałem. Wiesz, co to oznacza? Że to bardzo dobry znak. Pragniesz mnie. To potwierdza, że będziesz bardzo łatwą zdobyczą. A druga sprawa – jesteś tak roztrzęsiona, że nie zwrócisz uwagi na wybrzuszenie w okolicy rozporka. To z twojego powodu, aniołku. Chciałbym, żebyś go dotknęła, ale zachowałbym się jak psychol. Nie chcę cię wystraszyć, a tak właśnie by się stało. Jeszcze nie teraz…
– Oddaję. Mam nadzieję, że wszystko jest.
Spuszczasz głowę. Ryzykujesz tym zauważenie mojego nabrzmiałego kutasa. Ja też ryzykuję, nic z tym nie robiąc. Obserwuję cię i nie mogę oderwać oczu od twojej twarzy. Czemu nie zaprosiłaś mnie do środka? Jest ktoś u ciebie? W końcu udaje mi się złapać twój wzrok.
– Dziękuję. – Odbieram od ciebie portfel, dotykając jednocześnie twojej dłoni, bo, kurwa, muszę cię dzisiaj dotknąć. Muszę cię dzisiaj mieć. Muszę wejść do środka i upewnić się, że jesteś sama. Że jesteś bezpieczna. – To może w ramach rewanżu jakaś kawa?
Debil… Kurwa! Co?! Jaka kawa?! Co się ze mną dzieje? O co chodzi? To ty masz, kurwa, latać za mną. Nie na odwrót. I w ogóle chyba cię wystraszyłem, bo zabierasz dłoń i chowasz ją do kieszeni. Wybacz. Nie chciałem. Chociaż może chciałem… Jesteś przerażona i bezsilna. Ten widok powoduje, że w moich gaciach jest jeszcze gorzej. To mnie jeszcze bardziej pcha w twoją stronę.
– Po pierwsze to powinieneś chyba podziękować Asi. Ja go tylko przekazałam. A jeśli chodzi o kawę – uroczo opierasz głowę o futrynę i patrzysz w moje oczy – mam dzisiaj gości.
Gości? Jakich, kurwa, gości?!
– Muszę się doprowadzić do porządku i trochę posprzątać… naszykować coś. – Przewracasz oczami.
Opieram rękę nad twoją głową. Czuję, jak powoli tracę kontrolę, a dzisiaj to niezbyt dobrze. Próbuję ze sobą walczyć.
– Wypijemy kawę, a za twój zmarnowany czas pomogę ci wszystko naszykować. – Uśmiecham się, ale uwierz mi, że to nie jest serdeczny uśmiech. Jest obłąkany.
– Nie odpuścisz?
Zaczynasz się denerwować. Ja też. Po co nam to, aniołku? Dlaczego tak bardzo utrudniasz nam życie?
– Nigdy nie odpuszczam. – I mówię to całkiem poważnie.
– Serio, nie dzisiaj.
– W takim razie… – Przysuwam się do ciebie jeszcze bliżej. Ja pierdolę! Prawie cię, kurwa, przytulam! – Musisz dać mi swój numer telefonu. – Musisz być moja.
– Po co?
Uśmiechasz się. Nie rób tego w tej sytuacji, bo zrobię ci krzywdę.
– Tak czy nie? Chcę się z tobą napić kawy. – I robić inne nieprzyjemne rzeczy. Boże, znowu złe wizje. Znowu wszędzie jest twoja krew. Oszaleję. – Powiedziałaś, że nie dzisiaj? Więc kiedy?
– Nie wiem…
– Kiedy? – Przysuwam się tak blisko, jak tylko się da. Na tyle blisko, że dotykają mnie twoje piersi. Chcę jeszcze bliżej…
– Zgadamy się. Zapisz numer.
Kurwa… co?! Pauza. Patrzysz na mnie jakaś taka zmęczona. Możesz mnie złapać i przyciągnąć do siebie, ja bym tak zrobił, i nawet bym ci na to pozwolił, ale ty nic nie robisz. I nic dzisiaj ode mnie nie chcesz. Na nic nie liczysz, więc… dlaczego twoje dłonie drżą? Może zawsze tak masz? Może pijesz za dużo kawy? Wielkie gówno o tobie wiem. Miałaś być łatwa, ale taka nie jesteś. Co się dzieje? Masz, kurwa, kogoś? Co jest z tobą nie tak?! Ale powiedziałaś, że się zgadamy, więc liczę na to, że dotrzymasz słowa. Ja swojego zawsze dotrzymuję i tak jak teraz stoję prawie przyklejony do twojego ciała, obiecuję ci, że będziesz moja, i to już niedługo. Play.
Odsuwam się trochę. Wyciągam telefon i patrzę na ciebie, jakbym dawał znak, że możesz dyktować ten numer. Chciałem więcej, a dostałem tylko twój numer. Zapisuję go w dziwny sposób, chłonąc każdą z cyfr, jakbyś podawała mi szyfr do jakiegoś sejfu czy czegoś takiego. Do sejfu, w którym ty sama jesteś i rozpalona czekasz na mnie. Nie zapisuję na razie numeru w książce telefonicznej. Nie wiem, jak miałbym cię zapisać, ale na myśl o zwykłym „Majka” czuję niedosyt. To musi być coś specjalnego, a jednocześnie coś takiego, żeby jakaś inna tępa dzida, która szpera czasem w moim telefonie, jak np. Patrycja, nie domyśliła się. A więc mam na dzisiejszy wieczór bardzo ambitny plan. Wymyślić coś, co będzie do ciebie idealnie pasować. Ja dzisiaj się niestety do ciebie nie dopasuję. Widzę to w twoich oczach. Ja pierdolę. Przyszedł do ciebie jakiś dupek po portfel i chciał się od razu wprosić na kawę. Odrzuciłaś mnie, ale to nie ostudziło mojego pragnienia. Podsyciło je. Nic tu po mnie, aniołku.
– Do następnego – żegnam się więc, udając, że jestem zadowolony. Wyciągam rękę.
– Do następnego.
Twoja dłoń jest tak niezwykle delikatna. Jakby było miło, gdybyś dzisiejszej nocy dotykała nią… kurwa, nie. Dosyć. Koniec. Puszczam twoją rękę i zaczynam schodzić w dół. Mimo że jestem urażony, chcę jeszcze na ciebie spojrzeć. Chcę coś jeszcze do ciebie powiedzieć.
– Baw się dzisiaj dobrze. – Patrzę w górę i mimowolnie się uśmiecham.
– Ty też – odpowiadasz, dotykając już swoją delikatną dłonią klamki, po czym szybko znikasz za drzwiami.
Schodzę do auta i walę pięścią w kierownicę, jakby mi to, kurwa, miało jakoś pomóc. Włączam radio. Wiesz, leci właśnie cholernie dobra nuta. Nie mam pojęcia, kto jest wykonawcą, ale tytuł to z pewnością Fuck You All the Time. Te słowa powtarzają się jak mantra. Pochylam się lekko w przód i opierając o kierownicę, zerkam na twoje okno. Jesteś tam. Ja też mogłem tam być i – jak to jest w piosence – „pieprzyć cię cały czas”. To chcę zrobić. Moja dłoń dobiera się do rozporka. Kurwa, nie. Nie tutaj. Jeśli ktoś by mnie zobaczył, uznałby za pieprzonego świra. Poza tym piosenka się skończyła. Koniecznie muszę ją ściągnąć. Będę słuchał jej w nieskończoność. Tak jak już niedługo będę cię pieprzył w nieskończoność. Niechętnie odpalam silnik. Wyjeżdżam z parkingu.
Korki, czerwone światła, ci wszyscy ludzie… Wkoło tyle się dzieje, a ja jestem emocjonalnie wyłączony. Myślę tylko o tobie. Chciałbym po ciebie wrócić i zabrać cię gdzieś daleko, a na razie jadę do Patrycji. Ty natomiast będziesz siedzieć ze swoimi gośćmi. Ciekaw jestem, czy Aśka też będzie spędzać z wami dzisiejszy wieczór. Być może wyślę jej jakąś wiadomość, ale to później. Na drodze skupiony jestem bardziej niż wczoraj, a to dlatego, że nic nie brałem. Muszę to zrobić, bo zgłupieję dzisiaj całą noc z Patrycją. Zgłupieję, bo jesteś chuj wie z kim. Parkuję pod blokiem Patrycji i piszę do Aśki. Tylko co ja chcę właściwie napisać? Co robi dzisiaj i gdzie jest? To bez sensu. Zrezygnowany, chowam telefon do kieszeni, uchylam okno i wypalam jednego z moich specjalnych papierosów.
Siedzę w samochodzie jeszcze kilkanaście minut. Jest lepiej, jest cudownie… Kurwa, nie jest. Dzwoni telefon. Patrycja wypytuje, gdzie jestem, bo się martwi. Ja pierdolę, jest po siedemnastej! Odpowiadam jej, że były korki i że właśnie zaparkowałem pod jej blokiem. Wygrzebuję swoje cielsko z auta. Tym razem pamiętam, żeby zamknąć drzwi. Naciskam guzik domofonu i nie czekam w nieskończoność, jak to miało miejsce pod twoim blokiem. Ona stała przy domofonie i prawdziwie na mnie czekała. Prawdziwie dała też buziaka na przywitanie i kurewsko prawdziwie mocno przytuliła. Ty nie zrobiłaś nic z tych rzeczy, ale na razie nie mogę tego od ciebie oczekiwać. Przyjdzie taki czas, że mnie zapragniesz i będziesz błagać o kolejne spotkania, a wtedy, znając mnie, po prostu cię oleję. Ale teraz… teraz cię chcę… tylko dla siebie i, kurwa, bardziej niż kogokolwiek innego.
Wiesz, dlaczego tak się stało? Bo dzisiaj zupełnie miałaś mnie gdzieś. Nikt nigdy nie miał mnie gdzieś. Gdyby to była Patrycja, byłaby w siódmym niebie, że taki facet jak ja chce wypić z nią kawę. Poświęciłaby te durne dwadzieścia minut, żeby chociaż złapać ze mną jakikolwiek kontakt. Ale nie ty… Dla ciebie były rzeczy ważniejsze. Szukałaś jakiegokolwiek sposobu, żeby się mnie pozbyć. W międzyczasie, gdy z tobą walczyłem, Patrycja szykowała kolację, którą przed chwilą skończyliśmy jeść. Obserwuję ją. Popija spokojnie wino po drugiej stronie stołu. Topi wargę w czerwonym płynie. Czerwonym jak krew, twoja krew… Dałaś mi swój numer, tylko po co? Żeby mnie spławić? Pewnie o to ci chodziło. Nie chciałem odpuścić, więc dałaś mi swój pierdolony numer. Z kim teraz jesteś, suko? Patrycja wstaje i podchodzi do mnie. Obiecuje, że wynagrodzi mi wczorajszą akcję, ale ja mam w dupie jej nagrodę. Chcę, kurwa, do ciebie.