Teściowe muszą zniknąć - Alek Rogoziński - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Teściowe muszą zniknąć ebook i audiobook

Alek Rogoziński

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Nowe wydanie audiobooka „Teściowe muszą zniknąć” – bestsellerowej komedii kryminalnej od Alka Rogozińskiego!

Dwie kobiety w tak zwanym „pięknym wieku”, dwa różne światy.

Kazimiera zaczyna i kończy dzień odmawianiem paciorka, regularnie zasila konto radia Święta Jadwiga i uważa, że największą zmorą naszego kraju są „elgiebety”, lewactwo i ateiści. Maja nie przepuści żadnej parady równości, żyje ze swoim partnerem na kocią łapę, nadużywa wszystkich używek, jakie tylko wpadną jej w rękę, a z rzeczy świętych uznaje tylko święty spokój. Obie, rzecz jasna, serdecznie się nie znoszą. Problem w tym, że syn pierwszej z nich i córka drugiej są małżeństwem. Kiedy ich dzieci zostają oskarżone o popełnienie morderstwa, Kazimiera i Maja muszą połączyć siły, aby udowodnić ich niewinność. Pytanie - czy prędzej same się nie pozabijają?

„Teściowe muszą zniknąć” to największy hit w bogatym dorobku literackim Alka Rogozińskiego. Drugie, poprawione wydanie powieści wzbogacone zostało o nowe dialogi. Przeżyjcie szalone przygody teściowych raz jeszcze!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 303

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 14 min

Rok wydania: 2024

Oceny
4,3 (687 ocen)
359
215
84
28
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Klaudiq123

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna
00
lucynab70

Nie oderwiesz się od lektury

Lekka, przyjemna komedia kryminalna. Polecam
00
Milcia12

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo sympatyczna komedia kryminalna. Na pewno sięgnę po kolejne części. 🙂
00
Kitkat6

Nie oderwiesz się od lektury

zabawna historia,płakałam że śmiechu
00
Wenus64

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemny napisany z humorem kryminał.
00

Popularność




Re­dak­cjaMał­go­rzata To­ugri
Ko­rektaJa­nusz Si­gi­smundJo­anna Rod­kie­wicz
Pro­jekt gra­ficzny okładkiPa­weł Pan­cza­kie­wicz
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Alek Ro­go­ziń­ski, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze w tej edy­cji
ISBN 978-83-83295-58-9
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

OŚWIAD­CZE­NIE

Od pierw­szego wy­da­nia tej po­wie­ści mi­nęło już pięć lat. Przez ten czas zmie­niło się wiele, na czele z sy­tu­acją po­li­tyczną. Mam jed­nak na­dzieję, że żarty nie stra­ciły na ak­tu­al­no­ści i na­dal będą Was śmie­szyć, a książka do­star­czy Wam odro­biny emo­cji, ale przede wszyst­kim spo­rej dawki re­laksu i roz­rywki. Bo, nie ma co się oszu­ki­wać, ta­kie jest jej za­da­nie. Dla­tego nie trak­tuj­cie jej z nad­mierną po­wagą.

A przy oka­zji tra­dy­cyj­nie klnę się na wszyst­kie świę­to­ści świata, łącz­nie z pół­mi­skiem, na któ­rym po­ru­sza się La­ta­jący Po­twór Spa­ghetti (czczony przez nie­liczne, acz gor­liwe grono wy­znaw­ców pa­sta­fa­ria­ni­zmu), że wszyst­kie wy­stę­pu­jące w tej po­wie­ści osoby są zmy­ślone, a opi­sane wy­da­rze­nia ni­gdy nie miały miej­sca. Ist­nieje za to blok przy ulicy Emi­lii Pla­ter 47. Tylko pro­szę go nie na­wie­dzać z ki­lo­fem w na­dziei wy­ko­pa­nia skarbu, bo... już sam to zro­bi­łem!

Jak za­wsze ży­czę Wam do­brej za­bawy i kre­ślę się z nie­usta­jącą sym­pa­tią...

Alek

PO­STACI

Maja Wrze­siń­ska – te­ściowa nu­mer je­den, praw­do­po­dob­nie naj­star­sza pol­ska hip­sterka, uwa­ża­jąca swój wiek je­dy­nie za po­zba­wioną więk­szego zna­cze­nia cy­frę, lek­ko­myślna, nie­od­po­wie­dzialna i roz­trze­pana, ży­jąca w kon­ku­bi­na­cie i hoł­du­jąca teo­rii, że naj­cie­kaw­szym cza­sem w hi­sto­rii świata były lata sie­dem­dzie­siąte, a zwłasz­cza kró­lu­jąca wów­czas idea „wol­nej mi­ło­ści”.

Ka­zi­miera Nie­dziel­ska – te­ściowa nu­mer dwa, w swoim prze­ko­na­niu wzór cnót wsze­la­kich, na czele z po­boż­no­ścią, wy­ra­żaną w licz­nych, hoj­nych dat­kach na Ra­dio Święta Ja­dwiga, eks­ta­tycz­nym omdle­wa­niu na wi­dok swo­jego pro­bosz­cza i uwa­ża­niu wszyst­kich do­koła za bez­boż­ni­ków, któ­rzy po śmierci z miej­sca tra­fią do czar­cich ko­tłów.

Ame­lia Nie­dziel­ska – córka Mai, ko­bieta nie­zbyt po­kaźna cia­łem, za to silna du­chem, uwa­ża­jąca swoją mamę za po­strze­loną wa­riatkę, a te­ściową za po­twora, który zo­stał ze­słany na Zie­mię tylko po to, żeby uprzy­krzyć jej ży­cie.

Ja­nusz Nie­dziel­ski – syn Ka­zi­miery i mąż Ame­lii, po­dzie­la­jący zda­nie swo­jej żony co do jej matki, na­to­miast swoją trak­tu­jący z cier­pli­wo­ścią godną Szy­mona Słup­nika i wy­ro­zu­mia­ło­ścią matki Te­resy z Kal­kuty.

Wła­dy­sław Nie­dziel­ski – mąż Ka­zi­miery, mimo ty­tu­ło­wa­nia swo­jej mał­żonki pu­blicz­nie „skar­bem, perłą tu­dzież naj­droż­szym ko­cha­niem, uni­ka­jący jej od lat ni­czym dia­beł świę­co­nej wody.

Elż­bieta „Ba­bette” Wrze­siń­ska – młod­sza córka Mai, ma­jąca teo­re­tycz­nie „wy­wa­lone na wszystko”, ale w głębi du­cha za­do­wo­lona, że wresz­cie w jej ży­ciu wy­da­rzyło się coś nie­co­dzien­nego.

Ka­mi­lek Ba­na­siuk – chło­pak Ba­bette, ma­jący wpięte w róż­nych miej­scach swo­jego ciała wię­cej me­talu niż zu­żyto na zbu­do­wa­nie Że­la­znego Tronu.

Mak­sy­mi­lian Róż­nic – kon­ku­bent Mai, bo­dajże je­dyny w Pol­sce pięć­dzie­się­cio­dwu­la­tek pre­zen­tu­jący się sek­sow­nie w ob­ci­słych dżin­sach i do­pa­so­wa­nym do ciała bia­łym T-shir­cie.

Mar­cin Mar­cin­kow­ski – przy­ja­ciel Mai, ak­ty­wi­sta nie­zli­czo­nych ru­chów eko­lo­gicz­nych, wal­czący z bli­żej nie­okre­ślo­nym „sys­te­mem”, po ci­chu za­ra­bia­jący na ży­cie jako wzięty ha­ker.

Kry­styna Ga­jow­ni­czek – przy­ja­ciółka Mai, dziel­nie kon­ku­ru­jąca z nią w ka­te­go­rii „naj­więk­sze idio­ty­zmy, ja­kie można po­peł­nić w ży­ciu”.

Ty­grys Zło­ci­sty – szef sto­łecz­nego pół­światka, do czasu po­zna­nia Mai i Ka­zi­miery prze­ko­nany, że nikt nie sta­nie mu na dro­dze do szyb­kiego wzbo­ga­ce­nia się o ładny ka­wał gro­sza.

Ma­rzena Wi­słocka – wła­ści­cielka agen­cji nie­ru­cho­mo­ści „Wy­ma­rzone miej­sce”, nie­wie­rząca, że we współ­cze­snych cza­sach ktoś może wie­rzyć w „bajki o skar­bach”.

Adam Kre­cik – pod­władny Ma­rzeny, któ­remu tra­fiła się oka­zja, aby szybko się wzbo­ga­cić.

Woj­ciech Kre­cik – brat Adama i pod­władny Ty­grysa Zło­ci­stego, wy­ka­zu­jący się sporą nie­lo­jal­no­ścią wo­bec tego ostat­niego.

Ma­rek Iz­deb­ski – wła­ści­ciel re­stau­ra­cji „Aplauz”, znaj­du­ją­cej się w bloku, w któ­rym za­miesz­kali Ame­lia i Ja­nusz.

Pa­tryk Iz­deb­ski – syn Marka, mło­dzie­niec wy­wo­łu­jący grzeszne my­śli u więk­szo­ści przed­sta­wi­cie­lek płci pięk­nej, ale od­rzu­cony przez tę je­dyną, na któ­rej mu za­le­żało.

Alojzy Masz­ta­la­niec – pra­cow­nik kan­ce­la­rii no­ta­rial­nej ma­jący po­wią­za­nia z pół­świat­kiem i hoł­du­jący za­sa­dzie, że „czego oczy nie wi­dzą, tego sercu nie żal”.

Pe­la­gia Mi­ło­rząb – są­siadka Ame­lii i Ja­nu­sza, uwa­żana przez miesz­kań­ców swo­jego bu­dynku za so­lid­nie po­szko­do­waną na umy­śle.

Syl­we­ster Mro­żek – krewny Ame­lii, który był pewny, że na­leży mu się for­tuna.

Łu­kasz Gor­lik – kel­ner, któ­remu się wy­da­wało, że nie bę­dzie miał pro­blemu z pój­ściem na kom­pro­mis z wła­snym su­mie­niem, ale nie­stety szybko się prze­ko­nał, że nie jest to wcale ta­kie pro­ste za­da­nie.

Jan Or­dow­ski – ksiądz pro­boszcz, tar­gany wieczną nie­pew­no­ścią, czy pa­ra­fianki, na czele z Ka­zi­mierą, prę­dzej go wy­koń­czą, czy spra­wią, że sta­nie się naj­bo­gat­szym du­chow­nym Rze­czy­po­spo­li­tej.

Krzysz­tof Dar­ski – ko­mi­sarz po­li­cji, który na po­czątku bar­dzo się ucie­szył, że tym ra­zem tra­fiła mu się sprawa nie­ma­jąca nic wspól­nego z show-biz­ne­sem, a po­tem bar­dzo ża­ło­wał, że za­miast na „zi­dio­cia­łych ce­le­bry­tów”, tra­fił na dwie „babki z pie­kła ro­dem”.

Plus kilka po­staci, które grają role trze­cio­pla­nowe, zni­kają szyb­ciej, niż się po­ja­wiają, i w związku z tym nie mu­szą wy­stę­po­wać w po­wyż­szym spi­sie.

PRO­LOG

War­szawa, 19 wrze­śnia 1939 roku

Dwóch mło­dych męż­czyzn sie­dzą­cych w ga­bi­ne­cie miesz­ka­nia w ka­mie­nicy na rogu ulicy So­sno­wej i Sien­nej pa­trzyło na sie­bie z nie­po­ko­jem.

– Gdy tylko wkro­czyli do Cze­cho­sło­wa­cji, to od razu strach mnie na­szedł – po­wie­dział je­den z nich. – Kurcsz­la­giem ka­mień na ka­mie­niu tu nie zo­sta­nie!

– My­ślisz? – za­py­tał drugi z lek­kim po­wąt­pie­wa­niem.

– Wspo­mnisz moje słowa – wes­tchnął pierw­szy. – Na po­czątku lata by­łem u wiedźmy. Ta­kiej, co to przy­szłość z kart czyta. Ka­zała mi jak naj­szyb­ciej ucie­kać z mia­sta, a je­śli się da, to i z kraju. Po­żary tu wi­działa, nie­szczę­ścia, krew, mor­do­wa­nych lu­dzi, ru­iny... Nie po­słu­cha­łem jej i te­raz ża­łuję.

– Może jesz­cze się uda. My już spa­ko­wani i go­towi, żeby ucie­kać. Jedź z nami!

– A matka? – znowu wes­tchnął pierw­szy. – Nie zo­sta­wię jej, a da­le­kiej wy­prawy może nie prze­żyć. Poza tym, do­kąd ucie­kasz? Do Ru­mu­nii?

– A bo to ja durny? – Drugi po­pa­trzył na swo­jego to­wa­rzy­sza z wy­raź­nym po­li­to­wa­niem. – Już wy­star­czy, że Mo­ścicki, Śmi­gły-Rydz i Skład­kow­ski dali się na­brać na tę ru­muń­ską neu­tral­ność. Cy­ga­nom ni­gdy nie na­leży ufać, za­wsze to po­wta­rza­łem! Mam przy­ja­ciół, co ro­bią u Sta­rzyń­skiego. Mó­wią, że le­dwo co tamci prze­kro­czyli gra­nicę, już ich za­trzy­mano. In­terna! Pew­nie ich te­raz wiozą przed ob­li­cze Füh­rera jak w sta­ro­żyt­no­ści rzym­skich se­na­to­rów do Atylli. Nie! Nie je­stem fra­je­rem. Pla­nuję eks­kur­syję w in­szą stronę. Fa­mi­lię mam w Szwe­cji, stam­tąd spró­bu­jemy się do­stać do An­glii. Mo­żesz mi wie­rzyć, że przy­go­to­wa­nie tego kosz­to­wało mnie dużo zło­tych ce­ki­nów. Ale je­stem do­brej my­śli.

– Co ro­bimy z tym?! – Pierw­szy wska­zał le­żącą na środku po­koju śred­niej wiel­ko­ści drew­nianą skrzy­nię, okutą że­la­znymi pa­sami w li­ścia­ste wzory i spra­wia­jącą wra­że­nie mocno le­ci­wej, choć cią­gle w ide­al­nym sta­nie.

– Przy­da­łoby się za­cho­wać to na lep­sze czasy – za­wy­ro­ko­wał drugi. – O ile jesz­cze kie­dyś na­dejdą...

– Ale jak? – Pierw­szy po­pa­trzył na niego py­ta­jąco. – Prze­cież nie weź­miesz tego ze sobą w po­dróż!

– No nie... – Drugi za­my­ślił się na mo­ment, po czym jego twarz na­gle roz­ja­śnił uśmiech. – Kie­pełka pra­cuje! Słu­chaj! Pod ko­niec sierp­nia pę­kła nam w piw­nicy rura ka­na­li­za­cyjna. We­zwa­li­śmy fa­chow­ców i na­wet za­częli pra­co­wać, ale po­tem przy­szedł tu ich maj­ster, który nie­dawno prze­czy­tał książkę „Ka­na­li­za­cja War­szawy jako na­rzę­dzie ju­da­izmu i szar­la­ta­ne­rii w celu wy­tę­pie­nia lud­no­ści sło­wiań­skiej nad Wi­słą”, i po­wie­dział, że w ru­rach pły­nie krew Sza­tana i on się ich nie do­tknie. Jego lu­dzie też nie. I że może nam to co naj­wy­żej po­sta­wić na po­dwó­rzu la­trynę, że­by­śmy się tam za­ła­twiali. Czu­jesz? Jak za za­bo­rów. Ja­kiś wa­riat! Za­czę­li­śmy cho­dzić po urzę­dach, ale... Przy­szedł wrze­sień i sam wiesz...

Pierw­szy po­ki­wał głową, nie za bar­dzo na ra­zie ro­zu­mie­jąc, co ma nie­sprawna ka­na­li­za­cja do pro­ble­ma­tycz­nej skrzyni.

– ...i na osta­tek zo­sta­li­śmy w piw­nicy z ogromną dziurą w ziemi – do­koń­czył jego to­wa­rzysz. – Tak so­bie my­ślę... Może by­śmy tam to ukryli? Zro­bimy pod­kop pod tę rurę, po­tem wszystko za­sy­piemy, po­ło­żymy ce­gły... Ta dziura jest w mo­jej piw­nicy. Na sa­mym środku. Za­mknie się wszystko na cztery spu­sty i niech czeka, aż kie­dyś wró­cimy.

Kilka go­dzin póź­niej, ciemną nocą, ich plan zo­stał wcie­lony w ży­cie. Ran­kiem na so­lid­nej kra­cie piw­nicy zwi­sła kłódka wiel­ko­ści bez mała ko­łatki w Drzwiach Gnieź­nień­skich, a przy­ja­ciele roz­dzie­lili mię­dzy sie­bie dwa pa­su­jące do niej klu­cze, uprzed­nio zło­żyw­szy so­bie uro­czy­stą przy­sięgę, że „gdy kie­dyś kosz­mar mi­nie”, spra­wie­dli­wie po­dzielą się za­war­to­ścią skrzyni. W przy­padku zaś, gdy je­den z nich nie prze­żyje, przy­pad­nie ona w udziale jego naj­bliż­szemu krew­nemu. Je­śli zaś i taki się nie znaj­dzie, zo­sta­nie od­dana naj­bliż­szemu ko­ścio­łowi na cele do­bro­czynne. Mi­nęło po­łu­dnie, kiedy po­dali so­bie ręce, a po­tem uści­snęli, ży­cząc so­bie szczę­ścia. Obaj mieli na­dzieję, że nie­ba­wem znów się zo­ba­czą.

Nie­stety, nie spo­tkali się już ni­gdy wię­cej.

Na­za­jutrz wie­czo­rem w ka­mie­nicę tra­fiła bomba, grze­biąc pod gru­zami ich ta­jem­nicę.

Dzie­więt­na­ście lat póź­niej, do­kład­nie w tym sa­mym miej­scu wy­bu­do­wano no­wo­cze­sny blok miesz­kalny, w któ­rym bły­ska­wicz­nie otwo­rzyła się też po­rad­nia le­ka­rzy spe­cja­li­stów „Izis”. O fak­cie tym miesz­kań­ców sto­licy po­wia­do­mił gi­gan­tyczny neon, pre­zen­tu­jący egip­ską bo­gi­nię płod­no­ści, ze względu na swój roz­miar wi­doczny praw­do­po­dob­nie na­wet z ko­smosu. Miesz­ka­nia w owym eks­klu­zyw­nym, oczy­wi­ście jak na tamte czasy, bloku były sen­nym ma­rze­niem co dru­giego war­sza­wiaka. Zwłasz­cza te, któ­rych okna po­zwa­lały po­dzi­wiać śnież­no­biały wtedy Pa­łac Kul­tury i Na­uki. Choć byli też i tacy, któ­rzy twier­dzili, że aku­rat za ten wi­dok po­winno się lo­ka­to­rom do­pła­cać.

Mi­nęło ko­lej­nych sześć­dzie­siąt lat, blok oto­czony mo­der­ni­stycz­nymi dra­pa­czami chmur mocno stra­cił na atrak­cyj­no­ści, a Pa­łac Kul­tury z bia­łego stał się sza­ro­bury, gdy pew­nego sło­necz­nego let­niego po­ranka po­ja­wiły się w tym miej­scu dwa po­jazdy. Pierw­szym z nich była cię­ża­rówka ozdo­biona na­pi­sem: „Tylko Jan­cio Las prze­wie­zie ci me­ble na czas”, a dru­gim ci­troën zx, z któ­rego wy­sia­dły dwie młode, na oko trzy­dzie­sto­pa­ro­let­nie, osoby: wy­soki, po­stawny sza­tyn i nieco od niego niż­sza, szczu­plutka blon­dynka. Każdy, kto choć przez chwilę by ich po­ob­ser­wo­wał, bez trudu od­gadłby, że są na tym eta­pie zna­jo­mo­ści, który pi­sarki ro­man­sów okre­śli­łyby jako „czas mo­tyli w brzu­chu”. Nie­stety, owa sie­lanka miała się skoń­czyć w eks­pre­so­wym tem­pie. Tyle że Ame­lia i Ja­nusz Nie­dziel­scy wtedy jesz­cze o tym nie wie­dzieli...

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki