Tajemnica śmierci księdza Jerzego Popiełuszki - Andrzej Lebiedowicz - ebook

Tajemnica śmierci księdza Jerzego Popiełuszki ebook

Andrzej Lebiedowicz

0,0

Opis

Ksiądz Jerzy Popiełuszko zginął 39 lat temu. Czy znamy całą prawdę o jego męczeńskiej smierci? Czy tajemnica jego śmierci została całkowicie odkryta? Czy zleceniodawcami tego okrutnego mordu byli ludzie ze szczytów władzy? Czy porywacze księdza naprawdę byli jego zabójcami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Andrzej Lebiedowicz

Tajemnica śmierci księdza Jerzego Popiełuszki

Największa zbrodnia PRL

© Andrzej Lebiedowicz, 2023

Ksiądz Jerzy Popiełuszko zginął 39 lat temu. Czy znamy całą prawdę o jego męczeńskiej smierci? Czy tajemnica jego śmierci została całkowicie odkryta? Czy zleceniodawcami tego okrutnego mordu byli ludzie ze szczytów władzy? Czy porywacze księdza naprawdę byli jego zabójcami?

ISBN 978-83-8324-932-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wersja toruńska

W dniu 19 X 1984 r. o godz. 22.05 dyżurny Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Toruniu przyjął telefoniczne zawiadomienie od Ewy Affelt — recepcjonistki hotelu Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Przysieku, że do hotelu tego zgłosił się mężczyzna w noszącym ślady zniszczenia ubraniu, z obrażeniami ciała, i oświadczył, że wyskoczył z jadącego samochodu, w którym był przemocą umieszczony. Mając na uwadze, że z relacji Ewy Affelt nie wynikały okoliczności tego zdarzenia, dyżurny Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych zalecił komendantowi Posterunku MO w Złejwsi Wielkiej Janowi Kozłowskiemu, aby ustalił okoliczności tego zdarzenia i zawiadomił Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych w Toruniu. W międzyczasie do Przysieka przybyła wezwana przez Ewę Affelt karetka pogotowia. Okazało się wówczas, że mężczyzną, który zwrócił się o pomoc, jest Waldemar Chrostowski. Z uwagi na stwierdzone u niego obrażenia ciała lekarz zabrał go do Torunia. W Toruniu Waldemar Chrostowski prosił lekarza Krzysztofa Demidowicza dysponującego karetką pogotowia, aby dowiózł go do najbliższego kościoła, ponieważ chce zawiadomić o fakcie uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki. Uwzględniając prośbę Waldemara Chrostowskiego, karetka pogotowia zatrzymała się przy kościele pod wezwaniem Najświętszej Panny Marii w Toruniu, a lekarz — widząc oświetlone okna budynku parafialnego — zastukał do drzwi. Otworzył drzwi ks. Józef Nowakowski, który po krótkiej rozmowie z Waldemarem Chrostowskim o godz. 23.15 telefonicznie zawiadomił dyżurnego Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Toruniu o uprowadzeniu ks. Jerzego Popiełuszki. Z relacji ks. Józefa Nowakowskiego wynikało, że zgłosił się do niego pobity, z kajdankami na rękach, Waldemar Chrostowski i oświadczył, że wracając z ks. Jerzym Popiełuszką z Bydgoszczy samochodem marki Volkswagen Golf, nr rej. WUL 2473, został zatrzymany przez trzech mężczyzn, z których jeden ubrany był w mundur funkcjonariusza MO. Mężczyźni ci poruszali się samochodem „Fiat” 125p, jasnego koloru, którym po obezwładnieniu rąk kajdankami i zakneblowaniu ust wieźli Waldemara Chrostowskiego w kierunku Torunia. Po drodze Waldemar Chrostowski wyskoczył z samochodu. Z relacji ks. Józefa Nowakowskiego nie wynikało, co stało się z ks. Jerzym Popiełuszką. Po otrzymaniu tego zgłoszenia w Rejonowym Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Toruniu podjęto niezwłocznie czynności zmierzające do odszukania ks. Jerzego Popiełuszki. W tym celu w rejon uprowadzenia skierowano radiowozy i przewodnika z psem tropiącym. Zawiadomiony o zdarzeniu prokurator wraz z funkcjonariuszami MO udał się do Działu Pomocy Doraźnej, gdzie przewieziony został przez pogotowie ratunkowe Waldemar Chrostowski, celem nawiązania z nim bezpośredniego kontaktu i ustalenia bliższych okoliczności zdarzenia. Po uzyskaniu zgody lekarza przyjęto od Waldemara Chrostowskiego do protokołu ustne zawiadomienie o przestępstwie, a następnie — po wszczęciu przez prokuratora śledztwa

— Waldemar Chrostowski został przesłuchany w charakterze świadka. Zdjęto mu także wówczas z ręki i zabezpieczono kajdanki zapięte jednym ogniwem. Czynności te zostały zakończone ok. godz. 2.00 dnia 20 X 1984 r. W tym samym czasie, w trakcie penetracji szosy w pobliżu miejscowości Górsk, funkcjonariusze MO odnaleźli i zabezpieczyli samochód „Volkswagen Golf”, w którym nie było pasażerów. Rozpoczęto także penetrowanie lasu w pobliżu drogi Górsk — Przysiek przy pomocy 38 funkcjonariuszy ZOMO. Czynności te nie doprowadziły do odnalezienia ks. Jerzego Popiełuszki. W toku dalszych poszukiwań i oględzin miejsca przestępstwa odnaleziono haftowany orzełek od garnizonowej czapki funkcjonariusza MO w pobliżu samochodu „Volkswagen Golf”, a na tym samochodzie ślady linii papilarnych na kierownicy i szybie drzwi. W miejscu, gdzie wyskoczył z samochodu Waldemar Chrostowski, znaleziono jego but oraz kawałek tkaniny frotté, która — jak później ustalono — służyła za knebel. Zabezpieczono także sznurek, którym zawiązany był umieszczony w ustach knebel. W toku dalszych czynności poddano Waldemara Chrostowskiego oględzinom przez biegłego lekarza, zabezpieczono wycinki zabrudzonej skóry z dłoni, odzież oraz próbki ziemi i asfaltu w miejscu wyskoczenia Waldemara Chrostowskiego z samochodu do dalszych badań kryminalistycznych. Na podstawie zeznań Waldemara Chrostowskiego, potwierdzonych także w toku wizji lokalnej na miejscu zdarzenia, ustalono, że w dniu 19 X 1984 r. ks. Jerzy Popiełuszko wraz z towarzyszącym mu w charakterze kierowcy Waldemarem Chrostowskim wyjechał samochodem marki Volkswagen Golf z Warszawy do Bydgoszczy, gdzie w godzinach wieczornych tego dnia ks. Jerzy Popiełuszko koncelebrował nabożeństwo w kościele pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników na zaproszenie tamtejszego wikariusza ks. Jerzego Osińskiego.

Z Warszawy do Bydgoszczy samochód, którym jechał ks. Jerzy Popiełuszko, był pilotowany na prośbę ks. Jerzego Osińskiego przez Marka Wilka, jadącego własnym samochodem „Fiat” 128 3p. Po zakończonym nabożeństwie i spożyciu przez ks. J[erzego] Popiełuszkę kolacji M[arek] Wilk odprowadzał także samochód „Volkswagen Golf” do szosy prowadzącej do Torunia. Zauważył on wtedy w pobliżu kościoła samochód koloru szaro-popielatego z rejestracją zaczynającą się od liter KZC, który następnie wyjechał z Torunia za samochodem „Volkswagen Golf”. Również Waldemar Chrostowski, będąc już na szosie wiodącej do Torunia, zorientował się, że jedzie za nim 625 jasnego koloru samochód marki Fiat 125p. Po pewnym czasie Waldemar Chrostowski na podstawie sygnału świetlnego podawanego przez jadący za nim samochód „Fiat” 125p zorientował się, że jadący tym samochodem żądają, aby zatrzymał się. W związku z tym zmniejszył szybkość i umożliwił wyprzedzenie. W trakcie wyprzedzania pasażer samochodu nakazał czerwonym światłem latarki zatrzymanie, po czym samochód „Fiat” 125p zatrzymał się przed nim na poboczu szosy. Na życzenie ks. Jerzego Popiełuszki, który dostrzegł, że w samochodzie „Fiat” 125p znajduje się funkcjonariusz MO, Waldemar Chrostowski po wyprzedzeniu samochodu „Fiat” 125p zatrzymał się przed nim na poboczu szosy. Wówczas z samochodu „Fiat” 125p wysiadł ubrany w mundur funkcjonariusza MO mężczyzna, który odebrał od niego dokumenty oraz kluczyki i zażądał przejścia do samochodu „Fiat” 125p celem dokonania badania stanu trzeźwości.

W samochodzie „Fiat” 125p na przednim siedzeniu kierowca założył Waldemarowi Chrostowskiemu kajdanki, a siedzący z tyłu mężczyzna zakneblował usta szmatą. Następnie Waldemar Chrostowski widział, że do samochodu „Volkswagen Golf”, w którym znajdował się na przednim siedzeniu ks. Jerzy Popiełuszko, ponownie podszedł mężczyzna ubrany w mundur funkcjonariusza MO wraz z drugim mężczyzną, który uprzednio siedział na tylnym siedzeniu samochodu „Fiat” 125p i ubrany był w cywilne ubranie. Wraz z nimi do samochodu „Fiat” 125p podszedł ks. Jerzy Popiełuszko i wszyscy trzej przeszli w kierunku tyłu samochodu. Po chwili Waldemar Chrostowski słyszał jeszcze głos protestującego ks. Jerzego Popiełuszki, a następnie odgłosy uderzenia i otwierania oraz zamykania bagażnika — odczuł przy tym, że do bagażnika włożono coś ciężkiego. Po zajęciu miejsc przez pasażerów na tylnym siedzeniu samochód szybko ruszył w kierunku Torunia. W czasie jazdy jeden z mężczyzn siedzący z tyłu umocnił knebel, zawiązując go sznurkiem, i powiedział, że robi to dlatego, aby Waldemar Chrostowski „nie chciał krzyczeć w czasie swojej ostatniej drogi”. Jednocześnie zażądał od kierowcy odbezpieczenia i przekazania mu broni oraz skręcenia w najbliższą drogę leśną. Po przejechaniu przez samochód „Fiat” 125p ok. 3,5 km Waldemar Chrostowski, czując grozę śmierci, oraz widząc zabudowania miejscowości Przysiek, wyprzedzany samochód marki Fiat 126p oraz stojących na przeciwległym poboczu szosy przy motocyklu mężczyzn, postanowił wyskoczyć z pędzącego z szybkością ok. 100 km/godz. samochodu. W tym celu pociągnął małym palcem prawej ręki klamkę i ciężarem ciała otworzył drzwi, upadając na jezdnię. W czasie upadku otworzyły się kajdanki na prawej ręce, albowiem — jak to wynika z przeprowadzonej przez Zakład Kryminalistyki KG MO ekspertyzy — miały one nieco spiłowane zamykające zęby. On sam poderwał się na nogi i usiłował zatrzymać wyprzedzany uprzednio samochód „Fiat” 126p. Samochód ten nie zatrzymał się, wobec czego podbiegł do mężczyzn z motocyklem, prosząc ich o pomoc. Mężczyźni ci odmówili pomocy, tłumacząc się zepsuciem motocykla. Wówczas Waldemar Chrostowski pobiegł do znajdującego się po lewej stronie szosy budynku hotelu, gdzie poprosił recepcjonistkę o wezwanie karetki pogotowia i zawiadomienie MO. Przedstawione przez Waldemara Chrostowskiego okoliczności znalazły potwierdzenie w zeznaniach ustalonych i przesłuchanych kierowcy i pasażera motocykla — Tadeusza Skoczylasa i Jana Złotuchy, a także kierowcy i pasażera fiata 126p — Pawła Kreja i Tadeusza Zielińskiego. Opisane wstępne ustalenia uzasadniły przejęcie sprawy przez Prokuraturę Wojewódzką oraz powierzenie prowadzenia śledztwa Wydziałowi Śledczemu Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Toruniu. Zgodnie z przyjętymi na podstawie tych ustaleń kierunkami śledztwa podejmowane czynności zmierzały do odnalezienia ks. Jerzego Popiełuszki oraz ustalenia i ujęcia sprawców popełnionego przestępstwa. W tym celu nadal penetrowano przy użyciu znacznej liczby funkcjonariuszy ZOMO i MO rejon szosy wiodącej z Bydgoszczy do Torunia, za pośrednictwem środków masowego przekazu opublikowano rysopisy sprawców uprowadzenia, ustalono numer samochodu „Fiat” 125p (KZC 0423), fotografię ks. Jerzego Popiełuszki oraz analizowano i sprawdzano dużą ilość wpływających w związku z tym informacji. Z uwagi na charakter i okoliczności sprawy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych powołana została specjalna grupa operacyjna celem sprawowania nadzoru służbowego i koordynowania działań operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych w tej sprawie przez różne jednostki i ogniwa podległe resortowi. Kierownictwo tej grupy powierzone zostało dyrektorowi departamentu Zenonowi Płatkowi, który m.in. delegował w dniu 20 X 1984 r. do Torunia podległych mu służbowo inspektorów — Stanisława Lulińskiego i Wacława Głowackiego. Zgodnie z otrzymanym zadaniem zapoznali się oni w Toruniu z ustaleniami śledztwa i napływającymi informacjami, przy czym zwrócili uwagę na przekazaną przez WUSW w Bydgoszczy informację, że zaobserwowano tam w dniu 19 X 1984 r. w pobliżu kościoła, w którym znajdował się ks. Jerzy Popiełuszko, jasnego koloru samochód osobowy marki Fiat 125p, o nr. rej. WAB 6031, z trzema młodymi mężczyznami, a następnie po krótkim czasie widziany był taki sam lub ten sam samochód z trzema młodymi mężczyznami, o nr. rej. KZC 0243. Ponieważ Stanisławowi Lulińskiemu znany był nr rej. WAB 6031 jako właściwy dla samochodu służbowego używanego w departamencie, w którym był zatrudniony, zdecydowali się treść tej informacji niezwłocznie przekazać Zenonowi Płatkowi. Uczynili to w rozmowie telefonicznej z Zenonem Płatkiem późnym wieczorem tego samego dnia. Informacja ta stanowiła także podstawę podjęcia działań zmierzających do ustalenia, czy samochód służbowy departamentu „Fiat” 125p, koloru jasnego, o nr. rej. WAB 6031, istotnie był używany w dniu 19 X 1984 r., w jakim celu i przez kogo — a w szczególności, czy istotnie znajdował się on w tym dniu w Bydgoszczy. W wykonaniu polecenia służbowego Zenona Płatka, na okoliczność tę złożył pisemne oświadczenie m.in. podległy mu naczelnik wydziału Grzegorz Piotrowski. W oświadczeniu tym podał, że w dniu 19 X 1984 r. istotnie samowolnie użył samochód „Fiat” 125p, o nr. rej. WAB 6031, którym wyjechał sam na grzyby w okolice Torunia, a dowiedziawszy się po drodze od przygodnych dwóch pasażerów, że w Bydgoszczy znajduje się ks. Jerzy Popiełuszko, pojechał tam z nimi. Stwierdził przy tym, że do domu w Warszawie powrócił wczesnym wieczorem, powołując się w tym względzie na możliwość potwierdzenia tej okoliczności przez żonę i sąsiadkę. Przesłuchana w charakterze świadka sąsiadka Hanna Bandurska potwierdziła początkowo okoliczności związane z powrotem Grzegorza Piotrowskiego do domu, lecz następnego dnia swoje zeznania sprostowała i oświadczyła, że do złożenia niezgodnych z prawdą zeznań została nakłoniona przez Grzegorza Piotrowskiego. Wobec uzasadnionego podejrzenia, że jednym ze sprawców przestępstwa jest Grzegorz Piotrowski, został on w dniu 23 X 1984 r. zatrzymany. Zatrzymano również podległych mu inspektorów — Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego, którzy przyznali się do udziału w przestępstwie oraz złożyli obszerne wyjaśnienia. Z wyjaśnień tych wynikało, że wspólnie z Grzegorzem Piotrowskim dokonali w dniu 19 X 1984 r. uprowadzenia ks. Jerzego Popiełuszki i Waldemara Chrostowskiego, a następnie po ucieczce Waldemara Chrostowskiego zabójstwa Jerzego Popiełuszki, którego z tamy wrzucili do Zalewu Wiślanego w okolicach Włocławka. Prokuratura Wojewódzka w Toruniu powierzyła dalsze prowadzenie śledztwa Biuru Śledczemu MSW. Na podstawie wskazania miejsca przez Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę po kilkudniowych poszukiwaniach przy pomocy płetwonurków i specjalistycznego sprzętu wydobyto w dniu 30 X 1984 r. z Zalewu Wiślanego w okolicach Włocławka zwłoki ks. Jerzego Popiełuszki. W dniu 31 X 1984 r. w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku powołani biegli — prof. dr Maria Byrdy i dr med. Tadeusz Jóźwik — dokonali oględzin i sekcji zwłok ks. Jerzego Popiełuszki, a następnie po zapoznaniu się z niektórymi ustaleniami śledztwa i przeprowadzeniu dodatkowych badań wydali opinię sądowo-lekarską o przyczynach śmierci Jerzego Popiełuszki. W świetle tej opinii stwierdzono na ciele zmiany urazowe w postaci licznych, rozległych i głębokich podbiegnięć krwawych w tkance podskórnej i mięśniach — zwłaszcza na głowie, tyłogłowiu, szyi, karku i obydwu barkach, a także nadmierną ruchomość chrzęstnej części nosa świadczą o zadziałaniu narzędzia twardego, tępego, jakim mogła być np. drewniana pałka owinięta w szmatę, a także pięść. Urazy te zadawano wielokrotnie, w tym także w te same miejsca z dużą siłą. Urazy te powodowały kilkakrotną utratę przytomności lub tzw. przymroczenie. Śmierć jednak nastąpiła w wyniku uduszenia będącego następstwem kilkakrotnego kneblowania ust oraz ucisku pętli ze sznura założonej na szyję — przywiązanej z tyłu do nóg, która pozostawiła na prawej stronie szyi wyraźną bruzdę wisielczą, a także zachłyśnięcia krwią płynącą z nosa do jamy ustnej oraz z rozerwanego wędzidełka wargi górnej i otartej błony śluzowej przedsionków jamy ustnej powstałych w wyniku kneblowania ust. W świetle opinii biegłych w momencie wrzucenia do wody Jerzy Popiełuszko już nie żył. W świetle złożonych przez Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę wyjaśnień do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki doszło w wyniku tego, że w początkach października 1984 r. pełniący funkcję naczelnika wydziału w MSW Grzegorz Piotrowski w porozumieniu z podległymi inspektorami Leszkiem Pękalą i Waldemarem Chmielewskim postanowił podjąć działania uniemożliwiające ks. Jerzemu Popiełuszce kontynuowanie nadużywającej wolności sumienia i wyznania oraz godzącej w porządek prawny działalności politycznej o charakterze antypaństwowym. Zgodnie z treścią tego porozumienia ks. Jerzy Popiełuszko i ewentualnie inne towarzyszące mu w czasie jego częstych podróży osoby miały zostać przez nich zatrzymane i przewiezione do uprzednio upatrzonego bunkra z okresu ostatniej wojny znajdującego się w Puszczy Kampinoskiej oraz pozbawione życia, a zwłoki — zgodnie z tym porozumieniem — miały zostać zakopane lub utopione w wodzie. Pierwsza próba dokonania takiego czynu nastąpiła w dniu 13 X 1984 r. w związku z uzyskaną przez Grzegorza Piotrowskiego informacją, że ks. Jerzy Popiełuszko udaje się w tym dniu samochodem do Gdańska, gdzie będzie uczestniczyć w nabożeństwie w kościele pod wezwaniem św. Brygidy. Przed wyjazdem do Gdańska Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski zakupili na polecenie Grzegorza Piotrowskiego za pieniądze pozostające w jego dyspozycji jako naczelnika wydziału 2 krótkie łopatki, kłódkę, 3 torby turystyczne, narzutę na tapczan, 3 latarki, baterie do latarek, 2 worki jutowe i 2 worki z tworzywa sztucznego, 3 czapki maskujące twarze — tzw. kominiarki, dwie pary rękawiczek i 1 litr wódki. Ponadto przygotowali inne przedmioty, m.in. sznurek, plaster, eter, nóż, kamienie do obciążenia worków, dwie skarpety napełnione piaskiem, lornetkę i 3 radiostacje radiowe bliskiego zasięgu. W dniu 13 X 1984 r. wszyscy trzej, zabierając ze sobą wymienione wyżej przedmioty, wyjechali do Gdańska służbowym samochodem „Fiat” 125p, przy czym Grzegorz Piotrowski zaopatrzył się w służbową przepustkę zwalniającą samochód od kontroli drogowej organów MO. W myśl uzgodnionego planu w dogodnym miejscu na szosie zamierzali zatrzymać samochód wiozący Jerzego Popiełuszkę przez rozbicie kamieniem przedniej szyby. W drodze do Gdańska wybrali przewidywane miejsce przestępstwa pomiędzy Ostródą i Olsztynkiem w miejscu zalesionym, przy czym szosa miała w tym miejscu lekki spadek i skręcała w prawo. Gdyby pasażerowie samochodu doznali w czasie spowodowanego przez nich wypadku drogowego obrażeń ciała lub ponieśliby śmierć, zamierzali oblać samochód benzyną z posiadanego ze sobą kanistra i podpalić — w przeciwnym razie planowali uprowadzenie pasażerów samochodu, a następnie pozbawienie ich życia i zakopanie zwłok. Po przybyciu do Gdańska i przeprowadzeniu stosownej obserwacji Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski stwierdzili, że ks. Jerzy Popiełuszko w towarzystwie Seweryna Jaworskiego udał się w drogę powrotną do Warszawy samochodem marki Volkswagen Golf prowadzonym przez Waldemara Chrostowskiego. Na trasie wyprzedzili ten samochód i udali się na wybrane miejsce, gdzie Grzegorz Piotrowski i Waldemar Chmielewski nałożyli czapki maskujące twarze i ukryli się w lesie, a Leszek Pękala odjechał kilkaset metrów w kierunku Gdańska. Po pewnym czasie Leszek Pękala przez radiostację powiadomił Grzegorza Piotrowskiego, że samochód „Volkswagen Golf” wiozący Jerzego Popiełuszkę przejechał obok niego. Będąc w tych warunkach pewny, że jest to samochód, na który czekają, Grzegorz Piotrowski wybiegł na jezdnię, trzymając w ręku kamień wielkości połowy cegły. Prowadzący samochód Waldemar Chrostowski zauważył go jednak i w celu uniemożliwienia skutecznego rzutu kamieniem skierował samochód jadący z dużą szybkością w kierunku Grzegorza Piotrowskiego. W wyniku tego zaskakującego manewru Grzegorz Piotrowski utracił precyzję ruchów i dlatego rzucony przez niego kamień nie trafił w samochód, który bez przeszkód odjechał w kierunku Warszawy. Przedstawiony przez Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego przebieg tego zdarzenia znajduje potwierdzenie w zeznaniach pokrzywdzonych — Waldemara Chrostowskiego oraz Seweryna Jaworskiego, a także świadków — Jerzego Osińskiego i Bogdana Liniewskiego, którym Waldemar Chrostowski opowiadał o tym zdarzeniu. Niepowodzenie tego przedsięwzięcia skłoniło Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę do przygotowania kolejnego działania w dniu 19 X 1984 r., w inny — stwarzający większą szansę powodzenia — sposób. Postanowili bowiem zatrzymać samochód, którym podróżować będzie Jerzy Popiełuszko z Bydgoszczy do Warszawy, pod pozorem kontroli drogowej organów MO. W tym celu na polecenie Grzegorza Piotrowskiego Waldemar Chmielewski zaopatrzył się w kurtkę mundurową i czapkę funkcjonariusza MO z kontroli ruchu drogowego. I tym razem zabrano ze sobą uprzednio przygotowane przedmioty, oraz Waldemar Chmielewski pożyczył kajdanki od znanego mu funkcjonariusza MSW Henryka Chojnackiego, a także wspólnie z Leszkiem Pękalą przygotowali sznur, przylepiec, gazę i kamienie zebrane w pobliżu bunkrów w Puszczy Kampinoskiej, którymi zamierzali obciążyć worki przed wrzuceniem ciał ofiar do wody. Zabrali także skradzione przez nich na polecenie Grzegorza Piotrowskiego w nocy na 13 X 1984 r. w Warszawie tablice rejestracyjne samochodu osobowego marki Fiat 126p, nr rej. CZK 3240, należącego do Marka Matysiaka, a który użytkowany był przez Zygmunta Guzowskiego. Wykorzystując, że litery i cyfry na tych tablicach dawały się przemieszczać, zmienili na nich numer na KZC 0423. Broń służbową w postaci pistoletów P-64 zabrali ze sobą Grzegorz Piotrowski i Waldemar Chmielewski, przy czym pistolet Waldemara Chmielewskiego nie miał magazynka z nabojami. Zaopatrzyli się także w przepustkę zwalniającą samochód od kontroli drogowej organów MO. Zamierzali początkowo wyjechać do Bydgoszczy będącym także w dyspozycji departamentu samochodem służbowym marki Polonez, lecz ostatecznie użyli samochodu służbowego „Fiat” 125p, o nr. rej. WAB 6031, albowiem okazało się, że samochód „Polonez” jest w przeglądzie technicznym. Rano dnia 19 X 1984 r. na polecenie Grzegorza Piotrowskiego Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski obserwowali plebanię kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w Warszawie, gdzie zamieszkiwał ks. Jerzy Popiełuszko, w celu upewnienia się, że istotnie wyjedzie on do Bydgoszczy. Potwierdzenia tego faktu jednak nie uzyskali i około południa Grzegorz Piotrowski zarządził, że mimo to pojadą do Bydgoszczy. Po pobraniu w stacji paliw MSW do zbiornika samochodu 17 l benzyny i 20 l do wydanego im kanistra oraz uzyskaniu talonów benzynowych na 50 l benzyny ok. godz. 13.30 wyjechali do Bydgoszczy. Przed wyjazdem Grzegorz Piotrowski przekazał swojej sekretarce Barbarze Story informację, że wyjeżdża służbowo, o czym jest powiadomiony jego przełożony, zastępca dyrektora departamentu Adam Pietruszka. W pobliżu miejscowości Jeżewo Leszek Pękala odłamał z leżących na poboczu drogi żerdzi dwa kije o długości 55 cm i średnicy 4 cm, których zamierzali użyć do bicia i ogłuszenia napadniętego ks. Jerzego Popiełuszki oraz towarzyszących mu osób. Zakładając, że ks. Jerzy Popiełuszko może wracać w towarzystwie 2 osób, wybrali także — podobnie jak poprzednio — miejsce na drodze nadające się do spowodowania wypadku drogowego przez obrzucenie samochodu kamieniami. Miejsce to znajduje się w pobliżu miejscowości Studzieniec przed ostrym zakrętem, przy czym droga w tym miejscu miała lekki spadek i biegła na skarpie. W pobliżu Lipna okazało się, że samochód, którym jechali, nie jest całkowicie sprawny. Nastąpiło bowiem zerwanie paska klinowego. Uszkodzenie to usunął właściciel prywatnego warsztatu samochodowego Marek Dębski. Około godz. 17.00 Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala przyjechali do Bydgoszczy i udali się do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, aby porozumieć się z dyżurnym departamentu w Warszawie. W obecności dyżurnego WUSW Bogumiła Gramzy Grzegorz Piotrowski — jak twierdzi — zatelefonował do Warszawy, do oficera dyżurnego departamentu Romualda Będziaka, by dowiedzieć się, czy są dla niego jakieś wiadomości lub polecenia. Okoliczności tej jednak przesłuchany w charakterze świadka Romuald Będziak zaprzeczył — także w toku konfrontacji z Grzegorzem Piotrowskim. Następnie zatankowali do zbiornika samochodu benzynę w stacji paliw WUSW w Bydgoszczy i udali się w pobliże kościoła pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników na osiedlu Wyżyny, gdzie ks. Jerzy Popiełuszko koncelebrował nabożeństwo. Do kościoła wszedł Grzegorz Piotrowski, a Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski odjechali w ustronne miejsce i zmienili w samochodzie tablice rejestracyjne, umieszczając w miejsce tablic o numerach WAB 6031 uprzednio przygotowane tablice o numerach KZC 0423, i ponownie podjechali w okolice kościoła. Ten fakt zwrócił właśnie uwagę będących tam służbowo funkcjonariuszy — Ryszarda Mieszczyńskiego i Jerzego Paclera, którzy odnotowali numery samochodu. Oczekując na wyjazd ks. Jerzego Popiełuszki do Warszawy, Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski zastanawiali się, jak postąpić, gdyby powracał on do Warszawy pociągiem. Ustalili, że w takim przypadku zatrzymają i uprowadzą ks. Jerzego Popiełuszkę albo ze stacji kolejowej w Bydgoszczy, albo ze stacji kolejowej w Warszawie. W tej drugiej sytuacji jeden z nich miał jechać tym samym pociągiem co ks. Jerzy Popiełuszko, a pozostali samochodem na stację kolejową w Warszawie. Uprowadzonego mieli zawieźć do wybranego uprzednio bunkra w Puszczy Kampinoskiej. Jednak o godz. 20.30 pod plebanię podjechał znany im samochód osobowy „Volkswagen Golf”, o nr. rej. WUL 2473, a po godz. 21.00 do samochodu wsiadł ks. Jerzy Popiełuszko z kierowcą Waldemarem Chrostowskim. Wówczas postanowili zatrzymać samochód pod pozorem kontroli drogowej. Na szosie Bydgoszcz — Toruń, jadąc za samochodem „Volkswagen Golf”, Waldemar Chmielewski na polecenie Grzegorza Piotrowskiego na tylnym siedzeniu przebrał się w mundur funkcjonariusza MO z kontroli ruchu drogowego. Ponieważ prowadzący samochód Leszek Pękala zaobserwował, że samochód nie jest w pełni sprawny („traci moc”), Grzegorz Piotrowski zdecydował, aby przystąpić do zatrzymania jadącego przed nimi samochodu „Volkswagen Golf”. Na jego polecenie Leszek Pękala kilkakrotnie błysnął światłami i wówczas samochód „Volkswagen Golf” zwolnił. Gdy obydwa samochody zrównały się, Waldemar Chmielewski czerwonym światłem latarki nakazał zatrzymanie się samochodu, którym jechał ks. Jerzy Popiełuszko.

Po zatrzymaniu się obydwu