Sześć dni - Janusz Niżyński - ebook

Sześć dni ebook

Janusz Niżyński

0,0
7,10 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Historia pięknej miłości, która pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. Pełna życiowych zawirowań książka "Sześć dni" zabiera nas w niezwykłą podróż szlakiem złamanych serc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 23

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Janusz Niżyński

Sześć dni

zcyklu: Trzydzieści krótkich opowiadań o miłości

© Janusz Niżyński, 2018

...wstał od stolika, podszedł do niej, przytulił. I poczuł bicie jej serca — poczuł, jak dudniło szybkimi pikami, niczym od uderzeń małej zaciśniętej piąstki… Spojrzał w kierunku posłania… Obok nich dwa zestawione ze sobą razem łóżka migotały od blasku świec… Dokąd popłynie ta tratwa smagana jesiennym wiatrem, nawiewanym do pokoju przez otwarty balkon, niosącym zapach sosen i deszczu?

ISBN 978-83-8126-889-9

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

— 1 —

Sanatoryjne romanse, ulotne i pozbawione sensu, niewpływające ani na duszę, ani na serce — wszystko to nie było dla niej. W każdym razie już nie teraz, gdy cierpienie po bolesnym rozwodzie dręczyło ją koszmarnymi snami, snami, w których były mąż, prześladowca, próbował ją rozjechać czarnym BMW (gdy uciekała przed nim po ciemnych nocnych zaułkach jakiegoś starożytnego miasta) albo pojawiał się jako latający smok ziejący płomieniami, żądny jej krwi.

„Dość! Pora odpocząć i zapomnieć o wszystkim, gdyż jak tak dalej pójdzie, niedługo znajdę się w psychuszcei, a wtedy — żegnaj tańcu! Bo komu potrzebna będzie ponura tancerka ze zwichrowaną psychiką?” — postanowiła.

Teraz, gdy — jak jej się zdaje — wszystko w życiu się zatrzymało i w duszy ostały się ledwie rozpacz z tęsknotą, zaczęła wspominać dawne czasy, ów biedny, ale jakże szczęśliwy okres życia, gdy była szczuplutką i młodą baletnicą w prowincjonalnym teatrzyku, a profesor maitre, chwaląc ją, mówił: „Przed tobą, Betko, wielka przyszłość… kiedyś zatańczysz w Teatrze Maryjskim i na pewno w «Jeziorze łabędzim»”. I być może dlatego całymi godzinami repetowała partię czarnego łabędzia (czarnego, bo jej bohaterka mogłaby być tylko czarnym łabędziem, żadnym innym), zostając samotnie w pustej sali z wielkim — na całą ścianę — lustrem. Powtarzała do skrajnego wycieńczenia, a wracając do domu, po północy, wprawdzie konała ze zmęczenia, ale szczęśliwa.

I pewnego dnia — rzeczywiście — marzenia, dzięki wstawiennictwu wpływowego męża, menedżera i lobbysty, prawie się ziściły. Trafiła wprawdzie nie do Saint Petersburga, a do Teatru Baletu i Opery w Odessie (jej mąż prowadził w tym mieście rozliczne interesy) i w dzień swych trzydziestych urodzin zatańczyła jako druga dublerka w drugim zestawie artystów „od jeziora” — jak chichotały za jej plecami drwiące baleriny. W tym czasie za to ona — Beata — mogła poszczycić się tym, czym żadna z tych zawistnych panien jej nie dorównywała: żadna nie była żoną biznesmena działającego na międzynarodowych rynkach, wpływowego lobbysty i mentora. Żadna nie była żoną choćby kogokolwiek!

Skarcił ją, gdy rzuciła Odessę, nieoczekiwanie przystając na propozycję złożoną przez kolegę z dawnych lat — Bartusa. Została tancerką kabaretową w najbardziej prestiżowym nocnym barze w Polsce: warszawskim „Delite Club”! Sam Bartus ze swoją figurą atlety i nietuzinkową męską aparycją przygrywał jej na skrzypcach. Ale nie był dla niej kimś więcej niż tuzinkowym przyjacielem, i nie zamierzał być. To, co między nimi kiedyś było, minęło bezpowrotnie i żadne nie próbowało do tego wracać. Zresztą, wkrótce także i mąż — początkowo podejrzliwie zazdrosny i zawistny — zaczął nawet czerpać profity z nowej pracy małżonki i jej grajka, a już szczególnie, gdy dzięki ich estradowym koneksjom pojawiali się w jego kręgach pożyteczni ludzie z ciekawymi kontaktami w biznesie i interesującym kapitałem. Tak więc, po początkowym zniesmaczeniu, teraz zaciskał zęby i najwyżej co jakiś czas rzucał coś ironicznego pod adresem jej nowej pracy.

*

Tak było jeszcze wczoraj… A dziś?

Dziś jest już po czterdziestce, ale nadal wygląda dość młodo i — co najważniejsze — wygląda tak, jak powinna wyglądać tancerka kabaretowa: tajemnicza, romantyczna, temperamentna balerina…

Minął już rok, jak