Święty - Sylvia Wyka - ebook

Święty ebook

Sylvia Wyka

4,5

Opis

Święty pokaże w tym roku, że potrafi być niegrzeczny.

Pikantna opowieść, która rozgrzeje w zimowe wieczory. 

Jakub uwielbia święta i zimową porę.

Przez przypadek musi wcielić się w rolę Świętego Mikołaja.

Kiedy na jego kolanie zamiast dziecka ląduje piękna dziewczyna, wbrew swojej przeszłości postanawia zaprosić ją na randkę.

Anastazja zostaje okradziona i w ten sam dzień poznaje tajemniczego Świętego Mikołaja – to właśnie on postanawia udzielić jej pomocy.

Czy to zwykły zbieg okoliczności, czy może zadziałała magia świąt?

Nagłe spotkanie przerodzi się w coś więcej, a może pozostanie jedynie przelotną przygodą...?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 127

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (122 oceny)
78
33
7
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
myszkaa877

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna Historia :) Polecam Gorąco ! Osobom, które nie czytając danej historii, a Oceniają czy krytykują życzę aby w końcu wyjęły kij z tyłka i nie niszczyły czyiś marzeń. Skoro tak się czepiacie przekleńst, których używacie na codzień to proponuje czytać bajki dla dzieci albo komiksy. wstydźcie się !
30
elzbietaglowinska

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna !!!
10
mamitaelka

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowana świąteczna opowieść ;) aż się łezka w oku kręci! warto przeczytać, polecam na wieczór przy kominku z kubkiem ciepłej herbatki. Ps. Lecę po mandarynki :D
10
ewitka66

Dobrze spędzony czas

Fajna historia polecam
10
kosmalka1984

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja
10

Popularność




Sylwia Wyka

Święty

RedaktorAlicja Gajda

© Sylwia Wyka, 2022

Święty pokaże w tym roku, że potrafi być bardzo niegrzeczny. Pikantna opowieść, która rozgrzeje w chłodne wieczory.

Jakub uwielbia święta i zimową porę. Przez przypadek musi wcielić się w rolę Świętego Mikołaja. Kiedy na jego kolanie zamiast dziecka ląduje piękna dziewczyna, wbrew swojej przeszłości postanawia za wszelką cenę zaprosić ją na randkę.

Anastazja zostaje okradziona i w ten sam dzień poznaje tajemniczego Świętego Mikołaja — to właśnie on postanawia udzielić jej pomocy. Czy to zwykły zbieg okoliczności, czy może zadziałała magia świąt? Nagłe spotkanie przerodzi się w coś więcej, a może pozostanie jedynie przelotną przygodą…?

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

ANASTAZJA

Oliwka napaliła się na tego Mikołaja jak wiewiórka na szyszki, nie było sił, aby odwieść ją od tego pomysłu. Przeciągnęła mnie przez centrum handlowe w zawrotnym tempie. Temperatura mojego ciała poszybowała w górę. Mała nie zwracała uwagi na wspaniałe dekoracje z wielkich, brokatowych bombek czy grające renifery. Odpuściła sobie nawet gofry z posypką w choinki i gwiazdki… W końcu uradowana stanęła przed witryną księgarni. Pierwszy grudnia, wizyta Świętego Mikołaja w „Molach książkowych”. Żółty, neonowy napis przyciągał wzrok.

— Tutaj! On ma być dziś tutaj! — szczebiotała.

Wznosząc oczyku niebu i upychając gryzący szalik do torby, cała zgrzana i obładowana zakupami, podążyłam za małą złośnicą do środka. Zadziwiające, że matka jeszcze nie uświadomiła jej, iż to wszystko brednie, chwyt marketingowy i sposób rodziców na wymuszenie „dobrego” zachowania u dzieci. Chociaż znając Oliwkę, ona zwyczajnie wiedziała, o co chodzi, udawała jedynie, żeby zgarniać prezenty, i tu mała miała rację.

Niech korzysta z życia.

ŚWIĘTY

Od samego rana miałem same problemy. Przeczesałem ręką włosy. Dostawa przyjechała zdublowana, Olka z kasy się rozchorowała, a nowa pracownica wzięła wolne. Mój samochód szwankował, więc ledwo się nim tutaj dowlokłem. Chciałem jak najszybciej zrobić swoje i skoczyć do mechanika, zanim całe miasto zacznie wymieniać opony na zimowe. Przecież gdy tylko w radiu i w telewizji zapowiedzą mały puszek, a rano szron pokryje ulice, ludzie znów dostaną małpiego rozumu. Nagły atak zimy i panika, jakby na całym świecie skończył się opał. „Zima zaskoczyła drogowców” — a jak…? Przecież co rok ta sama śpiewka.

Usiadłem przy biurku i zacząłem obdzwaniać zewnętrzne firmy. Błędne zamówienie mogłem przerzucić do pozostałych księgarni, ale takie rzeczy nie powinny zdarzać się w przyszłości. Właśnie kończyłem rozmawiać przez telefon, gdy w drzwiach sklepu zobaczyłem blond czuprynę i rząd śnieżnobiałych zębów. Pokręciłem głową. Przez najbliższe parę minut znów będę jedyną osobą na ziemi, która może mu pomóc. Wstałem, skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o blat.

— Siema, brat. — Adam klepnął mnie w ramię i silnie uścisnął dłoń.

— Cześć, młody, co tam słychać? — Nie chciałem być niemiły i od razu przejść do sedna, chociaż miałem na to wielką ochotę. Doskonale znałem całe to gówno. Wiedziałem zdecydowanie więcej niż on.

Wsunąłem papiery do szuflady biurka i gestem wskazałem drzwi. Przeszliśmy przez zaplecze socjalne wprost do małego prywatnego biura. Specjalnie nie zamknąłem ich za nami, niech chociaż raz poczuje skrępowanie.

— Jakoś leci, wpadłem na chwilę. Byłem na noc u rodziców.

— Czyżby? Tylko ty tak twierdzisz — powiedziałem i przestudiowałem jego reakcję.

— Kuźwa, mama dzwoniła? — Wsunął ręce do kieszeni, przechylił się w przód i tył, balansując na piętach.

— Dzwoniła — prychnąłem. — Gdzie byłeś?

— Przestań, mam dwadzieścia pięć lat, nie możecie mnie wciąż kontrolować.

— Doskonale wiesz, że nie o to chodzi. Nie odbudujesz zaufania, non stop wykręcając jakiś numer. — Zerknąłem na ekran telefonu, który się rozświetlił. Zignorowałem go. Pamiętałem czasy, gdy zadawałem się z gorszymi ludźmi, jednak ja się opamiętałem. Adam niestety w to brnął, ale jako marna płotka. To nie mogło dobrze się skończyć.

— Wiem, brat…

Oho, zaczynało się, znałem tę minę. Zwykle samo urabianie mnie trwało dłużej, dziś, widać, wyjątkowo mu się śpieszyło. Standardowo powinien przejść przez opowieść, jaki to ciężki miał etap nastoletni, okropną szkołę średnią i tragiczny początek studiów, tylko początek, bo nie był w stanie skończyć nawet roku. Co za gamoń, nic nie dawały ostrzeżenia, by nie stawiać mnie sobie za wzór. Żałowałem teraz, że sam wpadłem w podobne towarzystwo. Adama to kręciło, chciał prześcignąć mnie sprzed laty, przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Powinienem starać się nie dopuścić go do tego; do szybkiej, łatwej forsy i tych cholernych używek.

— Znowu rozpieprzyłeś całą kasę? — rzuciłem.

Nerwowo przestąpił z nogi na nogę i potarł kark. Nie musiał nic mówić, po tym geście wiedziałem, że właśnie tak było.

— Niewiele mi trzeba. Parę stówek do wypłaty.

— Adam, psiakrew, jest dopiero piąty, wypłatę miałeś cztery dni temu! — Co on wyprawiał?

— No, popłynąłem z lekka.

Ani trochę nie wierzyłem w tę niby skruchę. Co tym razem? Alkohol, hazard? Dziewczyny? Mogłem podzwonić do paru starych znajomych, uciąć mu parę wejść do kilku miejsc. Tylko czy w obecnym stanie nie stoczyłby się na samo dno?

Rozmowę przerwało głośne trzaśnięcie drzwi, zerknąłem ponad ramieniem młodszego brata i zobaczyłem, jak do pokoju prawie wtoczył się Oskar.

— Kurwa, chyba sobie żartujesz. Jesteś pijany?! — naskoczyłem na niego, nie byłem w stanie powstrzymać emocji. Wciągnąłem go głębiej na zaplecze.

— Szefie… — burknął niewyraźnie.

— Zamknij się, śmierdzi od ciebie na kilometr. W takim stanie masz zamiar zabawiać dzieci? — Czy oni się dziś wszyscy zmówili przeciwko mnie? Tylko spokojnie…

— Szybka kawa i dojdę do siebie momentalnie. — Uniósł przebranie, które trzymał w ręku.

— To mi się chyba śni! Kurwa! To jakiś pieprzony koszmar, a ja się zaraz obudzę — rzuciłem sfrustrowany i cisnąłem czerwonym strojem w kąt. Zatrudniłem chłopaka do świątecznej pomocy, a ten w dzień przed mikołajkami przyszedł zalany. Przejechałem ręką po lekkim zaroście.

— Dobra, ty zjeżdżasz do domu, jutro masz dniówkę i obyś był trzeźwy jak nigdy w swym życiu. Normalnie bym cię zwolnił, ale okres świąt to istny szał. — Wskazałem palcem drzwi. — A ty, jeśli chcesz kasę, musisz ją zarobić. Przebieraj się i zmiataj na salę.

— Kuba, chyba oszalałeś. W życiu nie będę zabawiać smarkaczy. Daj spokój, pójdę pomóc rodzicom. Obiecuję.

Z jednej strony chciałem, by poznał życie, dało mu w kość; wszystko za łatwo mu przychodziło. Z drugiej wiedziałem, że mama ucieszy się, gdy będzie miała go na oku w kancelarii. Dostawał tam niezłe pieniądze, a nie robił kompletnie nic.

— Skoro tak, mama ci zapłaci coś ekstra. Ode mnie nie dostaniesz ani grosza. — Widziałem, jak zdziwienie przebiega przez jego twarz, lekko napiął swoje umięśnione ręce i spojrzał spod byka.

— Przecież nie proszę cię o pożyczkę na kilka tysięcy! — oburzył się i zacisnął szczękę.

— Nie chcę nic mówić, ale taką też kiedyś dostałeś i nigdy już nie zobaczyłem tych pieniędzy.

— Bratu będziesz liczyć? — spytał, udając urażonego.

Przekręciłem głowę na bok. Poważnie…? On nie miał za grosz wstydu, jak mogliśmy się aż tak różnić. Różnić teraz, kiedyś… Nie, kiedyś też nie zrobiłbym pewnych rzeczy. Nie pożyczyłbym pieniędzy od rodziny, nigdy ich nie okłamałem, nie kradłem i nie wykorzystywałem niewinnych. Lubiłem bójki, adrenalinę związaną z nielegalnymi zakładami na takich imprezach, ale kobiety, dzieci, ich bezpieczeństwo było najważniejsze. Teraz nie było świętości, bynajmniej nie w towarzystwie, w którym obracał się Adam.

— Naprawdę mam taki młyn, że nie mogę teraz z tobą dłużej na ten temat gadać. — Podniosłem czerwony strój z ziemi i zacząłem wciskać na siebie ten cholerny plusz. Do czego to doszło…

— W sumie miałem już spadać, ale pokręcę się jeszcze chwilę między regałami, chyba nie mogę opuścić takiej okazji. — Znów głupio się szczerzył.

— Bardzo śmieszne, pół galerii trąbi o tym cholernym starym, grubym dziadku. Co mam teraz powiedzieć rodzicom tych dzieci? — Przez małe okno wskazałem salę pełną małych szkrabów. Zbierało się coraz więcej rodziców, porządny biznes, zero stresu. Odkąd odkryłem, jaką przyjemność sprawia mi czytanie, moje życie nabrało innych wartości. Tego mi było trzeba. Przez chwilę skupiłem wzrok na pewnej dziewczynie o czarnych, kręconych włosach. Jej loki przypominały małe sprężynki, to mnie kręciło — włosy. Zadbane, ciemne… Lubiłem wsuwać w nie dłoń. Lekko pociągnąć. Psiakrew. Dziewczyna wyróżniała się w tłumie, zero sztuczności. Podszedłem bliżej, chyba miała naturalne rzęsy, jej paznokcie nie rzucały się w oczy na kilometr, brwi też wyglądały normalne. No i ten zajebisty tyłek… Krągły, wciśnięty w dżinsy. Mój zapał trochę zgasł, gdy przy jej boku zobaczyłem małą, ciemnowłosą dziewczynkę. No tak, normalność jest w cenie. Dlaczego miałaby być wolna?

Naciągnąłem białą perukę i brodę.

— Dobra, czas zacząć tę szopkę. — Pchnąłem drzwi i wstąpiłem w rolę.

ANASTAZJA

Na dużym, granatowym fotelu usadowił się wysoki, jednak — o dziwo — niegruby Święty Mikołaj. Wsunął na nos małe, okrągłe okularki i lekko zmienionym głosem zaczął nawoływać dzieci. Oliwia jako sześcioletnia dziewczynka powinna ochoczo wskoczyć mu na kolana i opowiedzieć ze szczegółami, jaki chce prezent, ta jednak, gdy przyszła jej kolej, spąsowiała i chwyciła się kurczowo nogawki moich dżinsów.

— Oliwka, proszę cię, stań chociaż do zdjęcia. Obiecałam w domu, że przyniesiesz pamiątkę. — Szczerzyłam się, a Mikołaj patrzył z zaciekawieniem.

— Wstydzę się, ten pan wcale nie jest taki stary, nie pachnie jak babcia Marta, to chyba przebieraniec — szepnęła.

Tu musiałam przyznać jej rację; mimo że nie byłyśmy aż tak blisko, wyczuwałam zapach wody kolońskiej, intensywny, z domieszką piżma. Jak na Świętego Mikołaja facet był zdecydowanie za młody i za dobrze zbudowany. I te oczy…

— Słoneczko, nie bój się, chyba napisałaś w tym roku list do Mikołaja? Chciałbym po prostu omówić szczegóły tych twoich prezentów. Jestem pośrednikiem, wszystkie życzenia trafią do głównego Mikołaja, jest nas wielu, sam nie dałby rady rozwieźć tylu paczek.

Mała jakby zaczęła się wahać, spoglądała na mnie i robiła drobne kroczki do przodu. By dodać jej odwagi, podeszłam z nią bliżej i wtedy silna ręka pociągnęła mnie ku sobie. Wylądowałam na kolanach Mikołaja.

— Widzisz, nie ma się czego bać. Zobacz, jak mamusia pięknie siedzi, chodź na drugie kolanko.

Na moje policzki wypełzł rumieniec, z sali słychać było lekkie szepty i chichoty. Na szczęście Oliwia zbliżyła się i usiadła obok.

— Opowiedz mi, co najbardziej chciałabyś dostać z tych prezentów, które wypisałaś.

— Kucyka — szepnęłam, aby ułatwić zadanie przebierańcowi.

— Czy może tą wymarzoną zabawką ma być kucyk? — zagadnął zgodnie z sugestią.

Oczy małej rozjaśniły się i już miałam sięgnąć po telefon, gdy na udzie poczułam muśnięcie dłonią. W pierwszej chwili myślałam, że mi się wydaje. Zerknęłam na twarz faceta, która nie wyrażała kompletnie nic; wsłuchany był w opowieść o stajniach i barbie, która czeka z utęsknieniem na swojego konia.

— Ciociu, czy mogę prosić o dwa kucyki? — padło pytanie w moją stronę, które pozwoliło na chwilę oderwać myśli od kuszącego zapachu i tych stalowych oczu.

— Kochanie, wydaje mi się, że jeśli już napisałaś o jednym, Święty Mikołaj nie był przygotowany na więcej. — Trąciłam łokciem mężczyznę, aby potwierdził te słowa.

— Oczywiście, musi też wystarczyć prezentów dla innych dzieci — odchrząknął.

— No tak, mamusia w domu mówiła, że Mikołaj nie da rady kupić wszystkiego.

— Czy dobrze słyszałem? Ciociu? — Mikołaj dyskretne wyszeptał pytanie tuż przy moim uchu, delikatnie muskając sztucznymi włosami mój kark. Lekko kiwnęłam głową. Wtedy kolejny raz poczułam rękę, która już spoczęła na moim udzie. Cholercia! Był to gest subtelny, ale jaki bezpośredni!

— Czy aby Mikołaj się nie zagalopował? — Chciałam go zbesztać, nie powinno mi się to podobać, a jednak poczułam dreszczyk podniecenia. Pikanterii dodawał fakt, że kompletnie nie wiedziałam, jak mężczyzna pode mną wygląda. Przebywaliśmy wśród tłumu ludzi, a on ewidentnie nie miał wstydu. Spojrzałam w jego jasne oczy; szare, z dziwną głębią.

— Umów się ze mną — usłyszałam i o mało nie spadłam z tych twardych kolan.

— Pan postradał rozum — prychnęłam cicho, próbując dojrzeć jego usta.

— Od kiedy cię zobaczyłem, chyba tak.

— Nie działają na mnie takie teksty. — To była tandeta; miał zamiar poderwać dziewczynę na jedną noc, tylko wybrał kiepską metodę.

— Obiecuję spróbować na randce czegoś bardziej wyrafinowanego.

— Proszę szukać innej ofiary.

— Zabrzmiało to tak, jakbym co najmniej pragnął cię zjeść, z innej strony… lubię słodycze. — Jego ręką powędrowała na dół moich pleców, a palce zataczały subtelne kółka.

Skąd ten facet się urwał? Cicho fuknęłam oburzona, ale przed salą pełną ludzi nie dałam niczego po sobie nic poznać. Rumieniec, który wypełzł na moją twarz, spokojnie mogłam przypisać temperaturze w tej piekielnej galerii. Długą chwilę czułam ciepło rozchodzące się po nodze, mrowienie w krzyżu. Co za tani podryw…! Najgorsze, że już dawno nikt nie zwrócił na mnie uwagi, bynajmniej nie tak.

Na szczęście Oliwia, znudzona słabym zainteresowaniem, zaczęła ciągnąć dalej:

— Ciociu, kupmy tu jeszcze parę rzeczy, prezenty i tak będą za parę dni.

— Proszę, tutaj kolorowana od pomocnika Świętego.

— Yyyy, tak, oczywiście. — Wzięłam podarunek. — Chodźmy na dział dziecięcy, na pewno sobie coś wybierzesz. Świętemu Mikołajowi bardzo dziękujemy za… wszystko — dodałam i szybko umknęłam za siostrzenicą.

Byłam rozdarta. Z jednej strony miłe, że komuś się podobałam, a z drugiej… mowa o facecie w stroju Świętego Mikołaja, któremu nie przeszkadzało nawet dziecko. Fakt — jawnie zaprosił dopiero, kiedy usłyszał z ust Oliwki„Ciociu…”. Mimowolnie zerkałam na Świętego podczas zakupów, cholera, dziewczyno opanuj się! Gość zmacał cię w księgarni, a ty się ślinisz. Musnął — w sumie nie posunął się do niczego więcej.

Pod koniec zakupów, gdy Oliwka wybrała trzy książki, dwie malowanki, tonę pisaków i kredek, próbowałam pozbierać nasze rzeczy i ładnie stanąć w kolejce przy kasie. Parę razy wyłapywałam stalowy wzrok czerwonego przyjaciela, który bezczelnie przewiercał mnie na wylot. Nie wiedziałam, czy to nie głupota, ale w sumie z chęcią bym gdzieś wyszła…

Ktoś nas trącił; znów upadła mi torebka, po czym usłyszałam ciepły głos. Zerknęłam przez ramię.

— Może pomogę? — Młody blondyn podniósł szalik i czapkę. Był tuż za nami, a za nim kłębiło się pełno ludzi.

— Bardzo dziękuję, wszystko mi się sypie. A gorąc w tych sklepach w zimie jest dobijający.

— Ponoć mają przy weekendzie uruchomić szatnie — powiedział i poprawił opadający pasek mojej torby.

— Byłoby świetnie. — Odebrałam z wdzięcznością rzeczy, zerkając jednocześnie, czy Oliwia jest obok. Brakowało tylko, bym zgubiła dziecko.

— Ty też na pokaz Mikołaja? — spytałam i rozejrzałam się, czy towarzyszy mu ktoś jeszcze.

— Powiedzmy, że miałem tu pewien interes, ale Mikołaj okazał się być w nie najlepszym nastroju.

— O, to prezentu nie będzie? — zażartowałam.

— Nie od niego. — Spojrzał w stronę czekających w kolejce dzieci i machnął do siedzącego „dziadka” w czerwieni.

— Załatwiłem, co trzeba, będę się ewakuować. A ty nie jesteś za młoda na mamę? — Przekrzywił lekko głowę i wycofywał się bez pośpiechu.

— Dzięki, ale po pierwsze: to nie moja córka, po drugie: mam dwadzieścia pięć lat.

— Jesteśmy z tego samego rocznika — stwierdził i strzelił z niewidzialnego pistoletu.

— O proszę, kto by pomyślał. — On natomiast nie wyglądał aż tak młodo, choć jak na faceta to całkiem nieźle.

— Dobra, muszę lecieć, miło było pogawędzić. Radzę pochodzić jeszcze chwilę, aż ta szarańcza zniknie sprzed kas — rzucił już prawie w drzwiach. Miał bardzo ładny uśmiech, który odwzajemniłam i powoli zbliżyłam się do kolejki. Doczekałyśmy momentu płacenia, przeszukałam torebkę, jednak portfela nie znalazłam.

— Proszę sekundkę poczekać, musiałam wrzucić go gdzieś głębiej — rzekłam przepraszająco, znów przetrzepałam wszystko, ale nigdzie go nie było. Małe kieszonki, boczne, no nigdzie. — Cholera, chyba ukradli mi portfel.

— Jest pani pewna? — zatroskała się ekspedientka, a kilka osób z kolejki wychyliło głowy w naszą stronę.

— Jestem pewna, że go miałam. Na wierzchu, już szykowałam się do kasy…

Wtedy to do mnie dotarło. Ten miły blondyn ukradł mi portfel, a gdy trącił mnie w ramię, tak naprawdę odwrócił tylko moją uwagę. Ja — zaplątana w szaliki, pudełka kredek i inne bibeloty — nie zauważyłam niczego. Nie widziałam innego wyjścia, jedynie tutaj z kimś rozmawiałam. No i jeszcze Mikołaj, ale on nie ulotnił się, tylko trwał na posterunku. Standard — duży ścisk, wszyscy zabiegani; był tak blisko mnie. Niby przypadkowe dotknięcia, rozmowa…

— To pewnie ten blondyn. Okradł mnie tutaj parę minut temu. Szlag! — podniosłam głos; robiło się już lekkie zamieszanie. Byłam niestety przekonana, nikt inny nie miał ze mną fizycznego kontaktu.

— Jest pani pewna, że to kradzież? Często ludzie zostawiają karty, zakupy w innych sklepach.

— Proszę pani, okradli mnie raczej tutaj, dodatkowo ten facet zachowywał się tak, jakby znał waszego pracownika.

Słyszałam głosy w kolejce.

Oliwia zaczęła spoglądać to na mnie, to na ekspedientkę. Nie przypuszczałam, że coś takiego może mnie spotkać, więc podniosłam głos na tę Bogu ducha winną sprzedawczynię.

— Proszę te zakupy wycofać. I zadzwonić po policję, nie wiem, czy to on, czy nie, ale sprawę zgłoszę. Muszę zablokować karty, cholera.

Jęki za moimi plecami przybrały na sile. W tym samym momencie usłyszałam:

— Co tu się dzieje? Ludzie zaczynają huczeć o jakiejś kradzieży? — odezwał się Święty.

— Tak, najpewniej okradł mnie ten młody chłopak.

— Nie można rzucać bezpodstawnych oskarżeń.

— On jako jedyny wpadł na mnie, potem dziwnie się śpieszył. Poza tym zachowywał się, jakby cię znał.

— Chodźmy pogadać, to nie jest rozmowa na środek salonu.

— Chcę to zgłosić, proszę powiadomić policję, miałam tam wszystkie karty do banku, prawo jazdy… — Ścisnęłam nasadę nosa.

— Ciociu, chodźmy do domu, jestem zmęczona. — Młoda szarpnęła mnie za rękę.

— Już, perełko, jeszcze minutę. — Zrobiłam głęboki wdech i wydech.

Spokój — tylko to nas uratuje. Faktycznie rzuciłam tymi oskarżeniami tak bezmyślnie na środku sklepu… Ale przecież sytuacja nie była za przyjemna.

— Aga, proszę, weź dziewczynkę do kącika z bajkami i zostań tam. My postaramy się rozwiązać tę sprawę bez udziału policji. Aha, i zapakuj paniom rzeczy, które chciały kupić.

— Bez przesady, nie potrzebuję. Chcę tylko zadzwonić do banku.

ŚWIĘTY

Praktycznie wepchnąłem dziewczynę na zaplecze. Mimo że krew wrzała mi w żyłach od usłyszanych oskarżeń pod adresem mojego brata, coś wewnątrz mówiło mi, że niestety to mogła być prawda. Brak kasy, długi, wieczne pożyczki. Ja mu odmówiłem, więc skusiłby się na łatwy zysk? Zabiję gnojka, jeśli ukradł coś, i to jeszcze w moim sklepie, nogi z dupy mu powyrywam. Matka dostanie zawału, już z niejednego gówna go wyciągaliśmy, ale kiedyś dało się to zwalić na wiek. Teraz…

— Czy jesteś pewna, że to Adam? — Zsunąłem siwą brodę.

— Co? — Brunetka grzebała w torebce, przez co nie bardzo zrozumiała, o co pytam.

— Ten blondyn, którego oskarżasz o kradzież? Nie ma możliwości, byś zostawiła w innym sklepie ten portfel?

— Nie. Nie sądzę, przyszłyśmy od razu tutaj. Jedyny kontakt fizyczny miałam z nim i z… tobą. — Lekko się zarumieniła, w dłoni już trzymając telefon.

Zacisnąłem szczękę tak mocno, że wydawało mi się, że aż słychać chrzęst kości.

— Słuchaj, zrobimy tak. Zostawisz mi swój numer, a ja dowiem się, czy to faktycznie on. — Zsunąłem czapę i całkiem zdjąłem brodę, ustrojstwo gryzło niemiłosiernie.

— Zwariowałeś. Myślisz, że po prostu ci powie: „Hej, okradłem jakąś laskę w sklepie”?

— Powie, podaj numer i imię. — Wyciągnąłem smartfon, by zapisać jej dane. — Ty zablokuj kartę przez aplikację internetową, potem bez problemu ją odblokujesz.

— To wszystko jest jakieś naciągane, nie umówię się z tobą, jeśli wykorzystujesz okazję, aby w ten sposób zdobyć mój numer — burknęła.

— Byłbym bezmyślną gnidą. Po prostu on jest moim bratem… — Zanim wysnułaby kolejne teorie spiskowe, dodałem: — To już nie pierwszy raz, kiedy trzeba mu ratować tyłek. Proszę cię więc o sporą przysługę, pozwól mi to załatwić bez policji.

— Nie znam was, nie mam powodu…

— Nie da się streścić tego w dwóch zdaniach, a mam tu dziś wyjątkowy młyn. Jeśli to faktycznie on, wszystko odda z nawiązką i przeprosi na kolanach.

Widziałem, że przygląda mi się z zaciekawieniem, może nawet małym błyskiem w oku. Spojrzałem na jej rozgorączkowaną twarz.

— Dobra, poczekam do jutra. Chociaż sama nie wiem, dlaczego daję się wciągnąć w takie gierki.

— Może zadziałał mój urok osobisty.

Jej wzrok mówił coś w stylu „chyba sobie kpisz”, a jednak kącik jej ust delikatnie się unosił. Swoją drogą miała bardzo ładne usta i pachniała kwiatowo, nie wiem dokładnie czym, ale zdecydowanie czymś słodkim.

— Tak pewnie wyglądasz w łóżku. Lekko zdyszana, rozpalona, z uroczym wyrazem twarzy.

Szok, jaki odmalował się na jej ślicznej buzi, nie był jedyną widoczną emocją, zaraz odmalował się tam gniew i oburzenie.

— No teraz to już przesadziłeś. — Przełożyła włosy na jedną stronę, widziałem, że jest jej gorąco.

— W życiu stawiam na szczerość. Poza tym sam jestem zgrzany, bo paraduję w pluszu od godziny, ale czy tak wyglądam w czasie seksu? Ciężko powiedzieć.

— Jesteś nieokrzesany — fuknęła, ale nie zbierała się do wyjścia; wciąż stała i wpatrywała w moją twarz. Kobiety lubią niegrzecznych facetów.

— O! Tak nikt nigdy o mnie nie mówił.

— Wszystkie mamy bierzesz na kolana?

— Tylko te seksowne, a najchętniej ciotki. Ponawiam propozycję, wyjdź ze mną.

— Nie ma szans. Po akcji z twoim bratem w ogóle nie powinnam z tobą nawet rozmawiać.

— Ale i tak się w końcu zgodzisz. — Mrugnąłem do niej okiem.

Działo się między nami coś dziwnego, a raczej… normalnego. Chemia. Zwyczajna chemia, ludzkie odruchy, ja podobałem się jej, ona — mnie. Szkoda tylko, że Adam dorzucił już swoje trzy grosze, atmosfera nadal była lekko napięta.

— Po moim trupie, chyba się troszkę przeceniasz.

Uśmiechnąłem się półgębkiem. Challenge accepted.

— Mówił ci ktoś, że te piegi na twoim nosie są genialne? Urocze?

Szybko dotknęła nosa małą dłonią. W tym momencie przybliżyłem się do niej na tyle, aby nasze usta dzielił dosłownie centymetr.

— Teraz powiedz, jak masz na imię — szepnąłem, oddychając tym samym powietrzem.

Ledwo słyszalny dźwięk westchnienia opuścił jej gardło. Słabła…

— Twój brat napsuł mi krwi, Oliwia czeka na sali, pewnie się denerwuje. Muszę wracać. — A jednak nie uciekła. Walczyła ze sobą, czyli dobrze wyczułem jej zainteresowanie.

— Daj mi więc ten numer.

Zajrzała mi głęboko w oczy; swoje miała piękne, wielkie, o dziwo jasne — to chyba nieczęsto zdarzało się przy ciemnych włosach. Zaintrygowała mnie.

— Anastazja… — rzuciła, wywracając oczami.

Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Szybko przywarłem do niej ustami, a ona odwzajemniła pocałunek. Był naglący, energiczny. Ku mojemu zdziwieniu wsunęła palce w moje włosy i szarpnęła lekko. Wydałem pomruk zadowolenia. Objąłem jej wąską talię, chociaż miałem wielką ochotę zrobić to samo co ona. Pociągnąć tę burzę loków, zatopić w niej dłoń. Zanim jednak zdecydowałem się na ten ruch, prędkomnie puściła.

— Lepiej dla ciebie, żeby to nie była żadna chora sztuczka — stwierdziła z palcem wskazującym wbitym w mój tors, wyciągnęła mi z ręki telefon, wstukała numer i wsunęła komórkę do kieszeni przebrania, niewinnie zatrzymując dłoń ciut dłużej, niż powinna. Chciała czmychnąć do wyjścia; w ostatniej chwili złapałem ją za przegub.

— Masz kogoś? — spytałem, czym totalnie zbiłem ją z tropu.

— Nie… — wyjąkała chyba trochę zawstydzona, bo spuściła oczy.

— To świetna wiadomość. — Strzeliłem do niej kolejne oczko i uwolniłem ją.

Bez słowa ruszyła na salę.

Przez okienko obserwowałem, jak lekko kołysząc biodrami, podeszła do pracownicy, z którą zostawiliśmy małą. Uśmiechnęła się perliście i zatrzęsła tą swoją kaskadą ciemnych włosów. Były obłędne, w myślach widziałem je na stercie jasnych poduszek w moim łóżku. Kurwa, miałem nie komplikować sobie więcej życia, a ten mały chochlik wkradł się nagle, jak śnieżyca w zimowy poranek.