Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
92 osoby interesują się tą książką
Okres oczekiwania na święta z reguły oznacza nadzieję i optymizm – niestety, nie dla wszystkich. Trójka młodych ludzi zmaga się z poważnymi problemami osobistymi, które nie pozwalają im cieszyć się życiem ani wierzyć w nadejście lepszych dni. Miłosz dowiaduje się, że został adoptowany, więc postanawia odszukać swego biologicznego ojca… Łucja przeżywa zawód uczuciowy i marzy o nowej miłości… Szymon od lat ma poczucie niezrozumienia przez najbliższych… Na co mogą liczyć, kiedy niespodziewanie spotkają się przy świątecznym stole? Na cud na pewno nie! W dwudziestym pierwszym wieku młodzi ludzie wiedzą już, że cudów nie ma. Zdarzają się jednak niespodzianki…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 230
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
Ostatnia szansa
Echa przeszłości
Pechowe zauroczenie
Ryzykowne związki
Sekret profesora
Cyniczna i romantyczna
Trzy kobiety doktora W.
Ucieczka z zaścianka
Świąteczna niespodzianka
SAGA RODZINNA
Powrót do źródeł
Powrót do tradycji
CYKL POd kanadyjskim niebem
Pod kanadyjskim niebem. Tom 1
W przygotowaniu
Pod kanadyjskim niebem. Tom 2 (listopad 2025 r.)
Desperaci
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Małgorzata Kasprzyk, 2025Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Adriana Rak
Projekt okładki: Adam Buzek
Ilustracje wewnątrz książki: OpenClipart-Vectors z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Ebook zgodny z dyrektywą o dostępności cyfrowej WCAG 2.2
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-906-7
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XV
ROZDZIAŁ XVI
ROZDZIAŁ XVII
ROZDZIAŁ XVIII
ROZDZIAŁ XIX
ROZDZIAŁ XX
ROZDZIAŁ XXI
ROZDZIAŁ XXII
ROZDZIAŁ XXIII
ROZDZIAŁ XXIV
ROZDZIAŁ XXV
ROZDZIAŁ XXVI
ROZDZIAŁ XXVII
ROZDZIAŁ XXVIII
ROZDZIAŁ XXIX
ROZDZIAŁ XXX
Mojemu synowi
PROLOG
Danuta i Tadeusz Sadowscy siedzieli pod drzwiami gabinetu lekarskiego, czekając na swoją kolej. Badanie USG miało niebawem dopomóc w uzyskaniu odpowiedzi na nurtujące oboje pytanie: jakiej płci będzie ich dziecko. Mieli już synka, więc skrycie marzyli o córeczce, chociaż nie przyznawali się do tego głośno, powtarzając jak mantrę: „Najważniejsze, aby maleństwo było zdrowe”. Oczywiście naprawdę tak myśleli, chociaż każde z nich po cichu liczyło, że to maleństwo okaże się upragnioną dziewczynką.
Kiedy poproszono ich do gabinetu, poczuli przyspieszone bicie serc.
Słyszeli od znajomych, że nie zawsze można określić płeć na podstawie badania USG – czasami ułożenie płodu to uniemożliwia. Sami nie mieli jeszcze okazji tego sprawdzić ani nawet uczestniczyć w takim badaniu, gdyż ich synek był dzieckiem adoptowanym. Nie zmieniało to faktu, że bardzo go kochali. Dzień, kiedy sąd przyznał im prawa do opieki nad nim, uważali za jeden z najszczęśliwszych w swoim życiu.
Zdecydowali się na adopcję po kilku latach bezskutecznych starań o potomka. Nie wierzyli już, że doczekają się własnego, toteż gdy dwa lata później lekarz poinformował Danutę o ciąży, początkowo sądziła, że pomylił wyniki jej badań z wynikami innej kobiety. Kiedy wreszcie do niej dotarło, że naprawdę będzie matką, miała ochotę upić się z radości. Oczywiście ze względu na dziecko tego nie zrobiła, ale jej mąż się nie krępował – wypił całą butelkę wina.
Teraz, leżąc na niewygodnym łóżku w gabinecie lekarskim, ściskała rękę Tadeusza i razem z nim wpatrywała się w ekran, na którym widać było jakieś niewyraźne szarobiałe plamy. Miała poważne wątpliwości, czy to ich dziecko, i zastanawiała się, czy on też je ma. Tymczasem lekarka uśmiechnęła się promiennie, po czym pełnym entuzjazmu głosem oznajmiła:
– Wszystko w porządku, płód jest płci żeńskiej i rozwija się prawidłowo.
– Dziewczynka?! – krzyknęli jednocześnie.
– Tak.
Tadeusz jako pierwszy odważył się wyartykułować swoje wątpliwości.
– To widać…?
– Oczywiście!
Przekonanie w głosie lekarki sprawiło, że Danuta się nie odezwała. Jeśli jej zdaniem to widać…
Po badaniu wracali do domu w świetnych nastrojach. Pod wpływem emocji zapomnieli na chwilę o małym Miłoszu, którego zostawili pod opieką babci. Pewnie chłopczyk już usnął, ale to nie stanowiło większego problemu – jutro zdążą mu powiedzieć, że będzie miał siostrzyczkę. Dla takiego malucha to i tak będzie trochę abstrakcyjna wiadomość…
– Dobry wieczór, mamo – powiedziała Danuta, wchodząc.
– Już jesteście? I co…?
– Dziewczynka!
– Tak się cieszę!
Danuta pomyślała, że jej matka niebawem będzie miała jeszcze jeden powód do radości. Rzuciła mężowi porozumiewawcze spojrzenie, a ten oznajmił:
– Mamo, postanowiliśmy, że damy jej na imię Łucja, na twoją cześć.
– Zgodziłeś się? Jesteś najlepszym zięciem na świecie!
– Dziękuję!
– Siadajcie, zrobię wam herbaty.
– A jak tam Miłosz? Nie marudził?
– A skąd! Zjadł kaszkę i od razu usnął.
Kiedy kilka minut później we trójkę usiedli przy stole, starsza pani powiedziała cicho.
– Mogę was o coś zapytać?
Obydwoje skinęli głowami.
– Czy teraz, gdy będziecie mieli własne dziecko, nie żałujecie, że zdecydowaliście się na adopcję?
– W żadnym wypadku – zapewnili ją gorąco.
– Będziemy mieli idealną rodzinę: dwoje dzieci, chłopczyk i dziewczynka – dodał Tadeusz.
– Ale nie powiecie Miłoszowi, że jest adoptowany?
Danuta spojrzała na nią ze zdumieniem. Pojęcia nie miała, że matka się nad czymś takim zastanawia. Ona sama jak dotąd nie poświęciła tej sprawie ani jednej myśli!
Tymczasem jej mąż spokojnie odpowiedział:
– Teraz nie. Może kiedyś, jak będzie dorosły…
Godzinę później leżeli już w łóżku, a Tadeusz czule gładził brzuch żony. Wyczuwał przy tym ruchy swojej córeczki, która energicznymi kopnięciami udowadniała, że rzeczywiście jest zdrowa i rozwija się prawidłowo. Danuta jednak myślała o czym innym.
– Naprawdę zamierzasz pewnego dnia powiedzieć Miłoszowi, że został adoptowany? – zapytała w końcu.
– Ma prawo o tym wiedzieć – odparł spokojnie.
– A ja mam co do tego poważne wątpliwości – przyznała. – Podobno adoptowane dzieci potrafią bardzo przeżywać swoją sytuację, gdy się o niej dowiadują. Często też próbują odszukać biologicznych rodziców, aby porównać ich z przybranymi. Po co nam takie kłopoty?
– Skarbie, przecież Miłosz nie ma kogo szukać. Jego matka zmarła, o ojcu nic nie wiadomo…
– Ale mimo wszystko trochę się boję. Może lepiej mu nie mówić?
Tadeusz przytulił ją i delikatnie pocałował.
– Dobrze, obiecuję ci, że jeszcze się zastanowię. Poza tym nie ma sensu martwić się tym teraz. To będzie nasz problem za jakieś dwadzieścia lat…
ROZDZIAŁ I
DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ
Tego dnia nic nie zapowiadało burzy. W domu państwa Sadowskich panowała pogodna atmosfera, ponieważ Miłosz i Łucja wrócili już z wakacyjnych wyjazdów. Teraz spędzali weekend z rodzicami, pomagając w przygotowaniu obiadu oraz nakrywaniu do stołu. Odkąd dorośli, zdarzało się to rzadziej niż kiedyś, toteż cieszyło wszystkich ogromnie.
Małżonkowie zasiedli do posiłku w radosnym nastroju i z przyjemnością obserwowali swoje pociechy: w lato brat i siostra pięknie się opalili, co zdecydowanie dodało im urody. W jego przypadku opalenizna podkreśliła smagłą cerę, a w jej – lekko przyciemniła delikatne piegi, które zdobiły nos i policzki. Danuta miała takie same, dlatego przez lata unikała słońca, lecz teraz, patrząc na córkę, pomyślała, że robiła błąd. Łucja nigdy wcześniej nie wyglądała tak ślicznie!
Tadeusz całkowicie podzielał zdanie żony, lecz trochę się obawiał, że uroda córki zainteresuje zbyt wielu chłopaków, którzy skutecznie odciągną ją od nauki. W końcu dopiero co zdała maturę i za miesiąc miała zacząć studia, więc nie potrzebowała obecnie żadnych komplikacji w życiu – nawet miłosnych. Co do Miłosza żywił mniejsze obawy, gdyż chłopak wydawał się bardziej rozsądny od siostry. Przynajmniej taką opinię jego rodzice żywili do czasu podania deseru.
W momencie gdy na stole pojawił się sernik na zimno, Miłosz nieoczekiwanie zmarszczył brwi, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał. Potem obrzucił zgromadzonych niepewnym spojrzeniem i powiedział:
– Korzystając z tego, że jesteśmy w komplecie, chciałbym was o coś zapytać.
Trzy pary oczu oderwały się od sernika i spoczęły na nim.
– Czy mielibyście coś przeciwko temu, abym przeprowadził się do mieszkania po babci?
Przez dłuższą chwilę przy rodzinnym stole panowała taka cisza, że dałoby się słyszeć trzepot skrzydeł motyla, gdyby nagle wpadł do salonu. Wszyscy najwyraźniej potrzebowali czasu, aby przetrawić słowa Miłosza.
Danuta odzyskała głos jako pierwsza.
– Kiedy? – zapytała ze zdumieniem.
– Teraz – odparł spokojnie. – Skończyłem dwadzieścia dwa lata, zrobiłem licencjat… Chyba już pora, żebym się usamodzielnił.
– Przecież masz jeszcze przed sobą dwa lata studiów magisterskich – powiedział Tadeusz, nie kryjąc zdziwienia.
– Poradzę sobie! Jeden pokój wynajmę, poza tym na pewno znajdę jakieś dorywcze zajęcie na weekendy. Sporo osób łączy naukę z pracą.
– Ale ty nie musisz – wpadła mu w słowo matka. – Możesz spokojnie mieszkać z nami i niczym się nie przejmować.
– Nie chcę być dla was ciężarem – odparł stanowczo.
– A skąd ci przyszło do głowy przyszło, że jesteś? – zapytał ojciec.
– No właśnie – zawtórowała matka. – Czy kiedykolwiek coś takiego sugerowaliśmy?
– Oczywiście, że nie! Po prostu niektórzy moi znajomi już sami dają sobie radę w życiu, więc głupio mi być ciągle na waszym garnuszku. Chciałbym też poczuć się dorosły.
Danuta zamyśliła się na chwilę. Mieszkanie jej zmarłej matki – dwa przytulne pokoiki z kuchnią i łazienką – idealnie nadawało się dla kawalera. Wcześniej wynajmowali je młodej kobiecie pracującej w jednej z warszawskich korporacji. Odkąd przed miesiącem zmieniła stan cywilny i przeprowadziła się do męża, stało puste. Zamierzali znów zgłosić je do wynajmu, ponieważ dodatkowe pieniądze bardzo się w domowym budżecie przydawały. Matka nie miała jednak serca odmawiać synowi, który najwyraźniej miał własne plany na życie.
– Pomyślimy o tym – odparła enigmatycznie.
Mąż rzucił jej pełne wdzięczności spojrzenie. Sam też chciał jeszcze przedyskutować z nią tę kwestię, i to najchętniej w cztery oczy.
Miłosz nie nalegał. Sama świadomość, że ma już poniekąd sprawę z głowy, poprawiła mu humor. Był zatem gotów poczekać na ostateczną decyzję rodziców. Nałożył sobie sporą porcję sernika na zimno i spokojnie zabrał się do jedzenia. Nawet nie zauważył, że pozostali jakoś stracili apetyt…
Wieczorem, gdy małżonkowie znaleźli się sami w sypialni, Tadeusz od razu wrócił do tematu.
– Czy nie uważasz, że Miłosz coś kręci? – zapytał ostrożnie.
– Oczywiście – odparła Danuta. – Przecież jeszcze do niedawna robił wrażenie bardzo zadowolonego ze swojej sytuacji.
– Więc co mogło wpłynąć na to, że tak nagle zmienił zdanie?
– Chyba powinniśmy się raczej zastanowić kto…
Widząc zdumienie w oczach męża, roześmiała się spontanicznie.
– Nie słyszałeś, co powiedział? Jeden pokój chce wynająć.
– No tak, ale…
– Jestem gotowa się założyć, że ma już chętną osobę. Pewnie to jakaś koleżanka ze studiów.
Tadeusz wreszcie zrozumiał.
– Sądzisz, że chce po prostu zamieszkać z dziewczyną?
– Prawdopodobnie tak, tylko głupio mu powiedzieć nam o tym wprost.
– Dlatego nagle zapragnął samodzielności…
– Chociaż kiepsko sobie radzi z robieniem zakupów i wciąż zapomina o sprzątaniu!
Teraz już śmiali się oboje. Rzeczywiście, tylko miłość mogła spowodować chęć wzięcia na siebie poważnych życiowych obowiązków, od których wcześniej ich syn raczej się wymigiwał. Obawa o reakcję rodziców mogła zaś sprawić, że nie przyznał się do tego.
– Czyli uważasz, że powinniśmy się zgodzić? – zapytał Tadeusz.
Danuta skinęła głową.
– Jeśli odmówimy, pewnie będzie bardzo zawiedziony. Niech spróbuje tej samodzielności, zobaczymy, na jak długo starczy mu entuzjazmu. Może za parę miesięcy wróci do domu?
– Kto wie…?
Kiedy położyli się do łóżka, przyszło mu do głowy jeszcze jedno pytanie.
– Ale dlaczego dotąd nie zaprosił tej dziewczyny do domu?
– Bo wówczas sprawa byłaby zbyt oczywista – wyjaśniła mu żona.
– Chyba masz rację.
Obydwoje lubili czytać w łóżku, więc kilka minut później każde było już zajęte lekturą. Danuta pochłaniała romans historyczny, a jej mąż krwisty kryminał. Żadnemu nie przyszło do głowy, że umknęła ich uwadze istotna kwestia: Łucja nie skomentowała planów brata ani jednym słowem…
Z PAMIĘTNIKA ŁUCJI
Tylko ja wiem, dlaczego Miłosz chce się wyprowadzić, ale nie mogę o tym powiedzieć rodzicom. To byłby dla nich szok. Wieczorem, kiedy wychodziłam z łazienki, przypadkowo wpadła mi w ucho ich rozmowa – myślą, że pragnie zamieszkać osobno, ponieważ się zakochał. Niech tak zostanie. Po co mają wiedzieć, że po prostu zamierza stąd uciec?
Właściwie ja do tego doprowadziłam. Oczywiście nie celowo, przecież bardzo kocham brata. Pewnego dnia jednak odkryłam, że czuję do niego coś więcej. Wiem, idiotycznie to brzmi, ale taka jest prawda. Moje koleżanki zawsze zachwycały się urodą Miłosza i podkreślały, jaki jest przystojny. Sama oczywiście się z nimi zgadzałam. W głębi duszy żywiłam przekonanie, że żaden z chłopaków, których znam, nie może się z nim równać. Nawet się wtedy cieszyłam, że nie jesteśmy do siebie podobni: on ma ciemne włosy, a ja złocistorude, jego cera jest smagła, a moja byłaby alabastrowa, gdyby nie piegi na nosie i na policzkach… Może właśnie ten brak podobieństwa wzmógł moje zainteresowanie? W rezultacie przyglądałam się Miłoszowi coraz częściej, a wreszcie z przerażeniem odkryłam, że… on mi się podoba!
Myśl o tym wywołała u mnie atak paniki.
Nie mogłam nie zadać sobie podstawowego pytania: czyżbym miała kazirodcze skłonności? A jeśli tak, to skąd się wzięły?
Przecież byłam świadoma tego, że w naszej kulturze zawsze obowiązywał zakaz związków pomiędzy osobami blisko spokrewnionymi. Został rzetelnie udokumentowany: od dawna wiedziano, że dzieci takich osób są słabsze i częściej zapadają na różne choroby.
Smutne doświadczenia z tego typu przypadkami mieli kiedyś przedstawiciele rodów królewskich oraz arystokratycznych, wśród których dopuszczano małżeństwa między kuzynami i kuzynkami. Związki braci i sióstr były natomiast zawsze zakazane jako najbardziej niebezpieczne dla przyszłego potomstwa. Jedyny kraj, który podobno je dopuszczał, to starożytny Egipt – i też tylko w przypadku rodziny królewskiej. Poza tym nie słyszałam nigdy, aby unikanie tego typu związków stanowiło dla kogoś problem.
Matka Natura jest mądra, zatem sprawia, że normalny człowiek nie odczuwa pociągu do swego rodzeństwa, tylko interesuje się osobami spoza rodzinnego kręgu. Czyli kim jest osoba, która taki pociąg odczuwa – ucieleśnieniem aberracji biologicznej?
Świadomość, że prawdopodobnie jestem taką osobą, stała się dla mnie źródłem cichej udręki. Chwilami czułam wręcz wstręt do siebie.
Próbowałam zwalczyć te dziwne odczucia, które budziły się we mnie na widok Miłosza, lecz nie potrafiłam. On po prostu przyciągał mnie jak magnes. Chociaż próbowałam odwracać wzrok, wciąż ulegałam pokusie, by podziwiać jego smukłą sylwetkę, regularne rysy, piękne oczy…
Oczywiście w końcu to zauważył. Na początku reagował jedynie zdumionymi spojrzeniami, a z czasem… zaczął mnie unikać. Rzecz jasna nie było to łatwe, skoro mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale i tak nieźle mu się udawało. Często znikał z domu pod pozorem różnych spotkań i równie często zamykał się w swoim pokoju. Właściwie ostatnio widywałam go już tylko w obecności rodziców. Czułam, że najchętniej wyprowadziłby się z domu, aby w ogóle mnie nie spotykać, toteż wcale się nie zdziwiłam, gdy wpadł na pomysł przeprowadzki do mieszkania po babci.
Ślub naszej dotychczasowej lokatorki znakomicie ułatwił mu sprawę.
Mógł spokojnie zamydlić oczy rodzicom gadaniem o rzekomej tęsknocie do samodzielności. Co prawda i tak nie do końca w nią uwierzyli, skoro podejrzewali, że za tym wszystkim kryje się jakaś dziewczyna, ale nie mówili tego głośno.
Następnego dnia przy śniadaniu oznajmili, że zgadzają się na jego prośbę, co sprawiło Miłoszowi ogromną radość. Ja zaś poczułam ogromny ból. W tym momencie stałam się osobą, która doprowadziła do pierwszego rozłamu w rodzinie.
Podejrzewałam, że mój brat będzie teraz rzadko u nas bywał. Zapewne zechce zapomnieć o swojej nienormalnej siostrze, która z jakichś dziwnych przyczyn zobaczyła w nim mężczyznę.
A co ja będę czuła? Rozpacz i gniew na samą siebie? Pewnie tak… Kiedyś byliśmy przecież szczęśliwi, a przeze mnie nasze szczęście się skończyło. Oczywiście nie byłam winna temu, że urodziłam się nienormalna, ale mogłam bardziej starać się to ukryć!
ROZDZIAŁ II
Miłosz skończył wypakowywać swoje rzeczy i z westchnieniem ulgi rzucił się na łóżko. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie myślał o wyprowadzce z domu. Uwielbiał stary szeregowiec na Bródnie, który rodzice odziedziczyli po dziadkach. Z przyjemnością przesiadywał w mikroskopijnym ogródku od wiosny do jesieni, ciesząc się spokojem i świeżym powietrzem. Wychodziły na niego okna jego pokoju, co w zasadzie dawało mu możliwość odseparowania się od świata zewnętrznego przez cały rok. Gdyby nie dziwna sytuacja w domu, mieszkałby tam nadal, czując się jak typowy Anglik, który powtarza „My home is my castle”.
Niestety, dziwne zachowanie siostry sprawiło, że rodzinny dom przestał się Miłoszowi wydawać spokojnym i bezpiecznym miejscem. Na początku nawet nie kojarzył, o co chodzi, dopiero po jakimś czasie odkrył, że ona patrzy na niego tak, jak dziewczyny, którym się podobał. Nie wiedział, co o tym myśleć. Przecież to niemożliwe, żeby…
Nie mógł jednak nie zauważyć, że coś jest na rzeczy. Łucja wydawała się zawstydzona, gdy przyłapywał ją na tych spojrzeniach, i natychmiast odwracała wzrok. Chyba sama zdawała sobie sprawę, że są niewłaściwe, ale nie potrafiła się powstrzymać. Wobec tego Miłosz intensywnie myślał, jak ma się w tej sytuacji zachować. Na coś takiego zupełnie nie był przygotowany.
Czyżby siostra źle znosiła fakt, że nie ma chłopaka? To wydawało mu się zbyt prostym wytłumaczeniem. W końcu na świecie było wiele samotnych dziewczyn, ale one wcale nie interesowały się swoimi braćmi!
W dodatku Łucja nie musiała być samotna – miała powodzenie u kolegów z liceum, lecz z niego nie korzystała. Kiedyś usłyszał, jak mówi matce, że wszyscy wydają jej się dziecinni. Czyżby wolała starszych – takich jak on? To też nie wyjaśniało sprawy do końca, bo przecież mogła zainteresować się którymś z jego kolegów. Bywali u niego w domu, bo sam ich zapraszał, ale siostra jakoś się nie zakochała…
Miłosz nie potrafił zatem wytłumaczyć sobie zaistniałej sytuacji. Wiedział tylko jedno: powinien zniknąć z domu na jakiś czas. Może wtedy Łucja zapomni o tej dziwnej fascynacji, zwłaszcza gdy rozpocznie studia. Wtedy pozna sporo nowych chłopaków, a jego obecność nie będzie jej już rozpraszać. Może nawet zacznie się z którymś spotykać? Tak byłoby najlepiej!
Miłosz z całego serca kochał siostrę, więc bardzo chciał, aby kogoś poznała i była szczęśliwa. Czuł się skrępowany swoją dziwną rolą w jej życiu, lecz wciąż uważał ją za przejściową. Naprawdę liczył na to, że Łucja niebawem się zakocha i cała sprawa pójdzie w niepamięć. Robił zatem wszystko, aby jej to umożliwić.
Wbrew przypuszczeniom rodziców po przeprowadzce nie miał wcale kłopotów ze sprzątaniem. W domu przypominała mu o tym matka, a teraz musiał pamiętać sam, lecz uważał to za naturalne. Gorzej było z zakupami. Owszem, kupował chleb, sery, wędliny i gotowe dania w słoikach, aby upichcić coś na obiad. Zupełnie jednak zapominał o takich rzeczach jak sól, cukier czy ketchup. Przecież one zawsze w domu były! Wreszcie, zirytowany, zrobił spis potrzebnych dodatków i poszedł do sklepu, aby kupić je hurtem. Od tamtej pory nie musiał się już wściekać, gdy chciał posolić zupę.
Państwo Sadowscy nie mieli racji także w innej sprawie: Miłosz nie zamierzał mieszkać z dziewczyną. To znaczy chciał wynająć jeden pokój, aby zmniejszyć koszty utrzymania mieszkania, ale było mu wszystko jedno, czy zamieszka w nim chłopak czy dziewczyna. Nie miał żadnej konkretnej na myśli, bo chwilowo z żadną się nie spotykał. Podczas wakacyjnego pobytu w Kołobrzegu, gdzie pracował jako kelner w jednej z nadmorskich restauracji, przeżył krótką, lecz namiętną przygodę ze swoją szefową. Głowę miał zatem jeszcze pełną miłosnych wspomnień i nie pragnął się z nikim umawiać. Poza tym szefowa napomknęła, że gdyby się stęsknił, może do niej wpaść także poza sezonem – w końcu Kołobrzeg nie leży na końcu świata.
Ta przygoda miała jedną zaletę praktyczną: Miłosz dostał od właścicielki restauracji znakomite referencje. Teraz mogły mu się przydać, gdyż po namyśle, zdecydował się ubiegać o posadę w gastronomii. Wprawdzie miał doświadczenie w różnych dziedzinach, gdyż w poprzednich sezonach pracował też jako sprzedawca lodów, a nawet ochroniarz w dyskotece, ale rozsądek podpowiadał mu, że najprędzej znajdzie pracę jako kelner. Firmy na ogół zatrudniały ochroniarzy na stałe, a restauracje często potrzebowały kogoś dodatkowego w weekendy, co dla niego – było nie było studenta – miało pierwszorzędne znaczenie. Chciał zarabiać i jednocześnie się uczyć, a za bardzo lubił stacjonarny tryb studiów, by przenosić się na wieczorowy. Dwa lata na pewno wytrzyma!
Rzeczywiście los zdawał się mu sprzyjać. Tydzień po przeprowadzce dostał pierwsze zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. I to gdzie? W restauracji na Starym Mieście! Tam bywali zagraniczni turyści, którzy pewnie zostawiali spore napiwki, podobnie jak Niemcy w Kołobrzegu. On zawsze dostawał rekordowe, bo nieźle mówił po niemiecku, co zachwycało gości zza Odry. Wprawdzie na Starym Mieście bardziej praktyczny mógł okazać się angielski, ale to wcale nie martwiło Miłosza – ten język też całkiem dobrze znał.
W wyznaczonym dniu był bardzo podekscytowany. Miał nadzieję odpowiednio się zaprezentować i otrzymać upragnione zajęcie. Wyszedł wcześniej, aby dotrzeć na czas, lecz na klatce schodowej spotkała go niespodzianka: kręciło się tam kilku mężczyzn w roboczych ubraniach, stały puszki z farbą i drabinki malarskie, walały się gazety…
– Dzień dobry, panowie – powiedział odruchowo. – Zaczynacie remont?
– Tak, nie czytał pan ogłoszenia? – zapytał jeden z nich. – Od kilku dni wisi na drzwiach wejściowych.
– Nie zauważyłem.
Nie chcąc im przeszkadzać, zaczął szybko schodzić. Mógł wprawdzie skorzystać z windy, ale uznał, że to nie ma sensu, skoro mieszka na drugim piętrze.
Z PAMIĘTNIKA ŁUCJI
Odkąd Miłosz się wyprowadził, zapanowała ponura atmosfera. Mama bez wątpienia cierpi na „syndrom opuszczonego gniazda”, a tata chyba przeżywa to, że został jedynym mężczyzną w domu. Ja natomiast mam wyrzuty sumienia. Wciąż powtarzam sobie, że to wszystko przeze mnie – gdybym potrafiła ukryć swoje dziwne uczucia, Miłosz mieszkałby z nami nadal.
Oczywiście „oficjalnie” mama mówi, że kiedyś to musiało nastąpić, a tata napomyka, że „syn marnotrawny” może jeszcze wróci na łono rodziny. Tylko ja mam poczucie nieodwracalności tego, co się stało. Coś mi mówi, że rozstaliśmy się na zawsze. Nigdy już nie będzie tak, jak było – nie będziemy razem spędzać wieczorów, opowiadając sobie o wydarzeniach dnia, nie będziemy oglądać filmów ani grać w gry planszowe, które zawsze woleliśmy od komputerowych. Może Miłosz czasem wpadnie na obiad albo na rodzinnego grilla, ale jako gość, bo będzie już miał swoje życie. A nam nie pozostanie nic innego, tylko się do tego przyzwyczaić.
Myśl o tym psuje mi humor. Na szczęście rodzice, pochłonięci własnymi przeżyciami, nie zwracają na mnie większej uwagi. Natomiast moja przyjaciółka z liceum, Maryla, zauważyła, że coś mnie gnębi. Wpadła wczoraj, aby opowiedzieć mi o swoich wakacjach i od razu stwierdziła:
– Kiepsko wyglądasz.
W odpowiedzi tylko westchnęłam, co sprowokowało ją do zadania bardzo bezpośredniego pytania.
– Zakochałaś się?
W pierwszej chwili mnie zamurowało, więc nie zareagowałam.
– Rozumiem, że bez wzajemności – dodała zatem.
Tym razem skinęłam głową.
– Kurczę, Lucja, nie przejmuj się. Jesteś śliczną i mądrą dziewczyną. Jeśli trafiłaś na idiotę, który tego nie zauważył, to powinnaś machnąć na niego ręką.
– Chyba masz rację.
– Nawet na pewno. Poza tym wakacyjne miłości z reguły szybko mijają. W październiku zaczniesz studia, poznasz mnóstwo nowych ludzi i zapomnisz.
W tym momencie zrozumiałam, że ona podejrzewa mnie o fascynację chłopakiem poznanym na wakacjach, więc odetchnęłam z ulgą.
Mój początkowy przestrach wydał mi się nawet dziwny. Przecież nie mogła mnie podejrzewać o zainteresowanie własnym bratem!
– Właściwie chciałabym poznać kogoś, kto pomógłby mi zapomnieć – przyznałam.
– To bardzo dobrze! Najdłużej przeżywają nieszczęśliwe miłości dziewczyny, które nie chcą rozstać się ze złudzeniami. Twoja postawa to krok w dobrym kierunku.
– Naprawdę tak myślisz?
– Oczywiście! Machnij ręką na tego palanta, który cię nie docenił. Pewnego dnia poznasz innego chłopaka, spojrzysz na niego i świat znowu wyda ci się piękny.
Te słowa dodały mi otuchy. Po raz pierwszy pomyślałam, że teraz, gdy Miłosz już z nami nie mieszka, będzie mi łatwiej zainteresować się kimś innym. Poza tym ułatwi to sytuacja – kolegów z liceum dobrze znałam, więc żaden nie mógł mnie już zafascynować, ale na studiach poznam wielu nowych. Nie ma siły, żeby któryś nie wpadł mi w oko! A nawet jeśli od razu się nie zakocham, to dam szansę komuś, kto będzie chciał się ze mną umówić. Taki trafi się na pewno!
Przesiedziałyśmy godzinę w ogródku, popijając domową lemoniadę. W tym czasie głównie słuchałam Maryli, która opowiadała o swoim pobycie we Francji. Nie wypytywała o moje wakacje, bo najwyraźniej uznała je za bolesny temat…
Wieczorem poszłam spać w lepszym nastroju i nawet od razu zasnęłam, co ostatnio rzadko mi się zdarzało. Dziś miałam przypływ energii, zatem posprzątałam swój pokój, opróżniłam biurko i zrobiłam miejsce na półce na nowe podręczniki. Następnie ugotowałam lekki obiad: zupę jarzynową i klopsiki w sosie koperkowym. Byłam pewna, że mama się ucieszy, gdy wróci do domu, bo sama nie miała ostatnio „melodii” do gotowania.
Potem położyłam się z książką na kanapie w nadziei, że lektura umili mi popołudnie. Rzeczywiście, była ciekawa, więc na jakiś czas udało mi się o wszystkim zapomnieć. Oderwałam się od niej dopiero, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Dzwoniła mama.
– Skarbie, posłuchaj, ja dziś wrócę później – oznajmiła krótko. – Muszę jechać do szpitala. Miłosz miał wypadek.
– Wpadł pod samochód? – zapytałam nieswoim głosem.
– Nie, poślizgnął się i spadł ze schodów. Podobno ma pęknięte żebro.
– O mój Boże…
Nic więcej nie zdołałam powiedzieć – byłam w szoku.
ROZDZIAŁ III
Kiedy Danuta wróciła do domu, zastała córkę siedzącą na kanapie z głową w dłoniach.
– Nie martw się, kochanie – powiedziała czule. – Miłosz się potłukł, ale na szczęście nic sobie nie złamał. Gdyby nie to pęknięte żebro, mógłby od razu wrócić do domu.
– Jak do tego doszło? – zapytała Łucja.
– Podobno spieszył się na rozmowę w sprawie pracy. Miał pecha, bo na klatce schodowej właśnie ruszył remont. Powinien był bardziej uważać.
– Więc gdyby się nie przeprowadził, nic by mu się nie stało…
– Pewnie nie.
Ku zdumieniu Danuty, jej córka powtórnie chwyciła się za głowę.
– Czyli to wszystko moja wina – podsumowała.
– Nie rozumiem…
– On odszedł z domu przeze mnie!
– Jak to? Pokłóciliście się?
Gdyby Łucja nie była taka skołowana, pewnie teraz ugryzłaby się w język albo skłamała. Emocje jednak wzięły górę, więc nim zdążyła pomyśleć, powiedziała:
– Nie, ale postawiłam go w trudnej sytuacji…
Danuta usiadła na kanapie, ujęła jej ręce i zmusiła, by spojrzała na nią.
– Córeczko, mów jaśniej – zażądała. – Dlaczego postawiłaś go w trudnej sytuacji?
– Bo jestem nienormalna! Mam kazirodcze skłonności! – krzyknęła Łucja.
Dopiero gdy zabrzmiały te słowa, zrozumiała, że już ich nie cofnie. Zdradziła swoją tajemnicę i zapewne przyprawiła matkę o szok. Bała się teraz spojrzeć w oczy swojej rodzicielce, więc siedziała w bezruchu, modląc się, by nastąpił koniec świata. Nagle usłyszała pytanie.
– Chcesz powiedzieć, że on ci się podoba?
W milczeniu skinęła głową. Wtedy matka puściła jej ręce, wstała i zaczęła chodzić po salonie.
– To nie twoja wina, tylko moja – stwierdziła nagle. – Tata uważał, że powinniśmy wam powiedzieć, skoro oboje jesteście już dorośli. Ja nie chciałam, bałam się… Wolałam, aby wszystko zostało po staremu…
Ta dziwna reakcja sprawiła, że Łucja się ocknęła.
– O czym ty mówisz, mamo?
– O tym, że wy nie jesteście ze sobą spokrewnieni!
Powiedzenie tego głośno musiało do reszty wyczerpać Danutę, która miała już za sobą dużo trudnych przeżyć tego dnia. Nagle opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. Może teraz ona zrozumiała, że tych słów nie da się już cofnąć…?
– Jak to? – zapytała Łucja.
– Miłosz nie jest naszym biologicznym dzieckiem – wyjaśniła. – Adoptowaliśmy go.
Chciała kontynuować, wytłumaczyć się przed córką ze swego wcześniejszego milczenia i opowiedzieć jej o wydarzeniach sprzed lat, lecz nie zdążyła. Łucja zamknęła oczy i osunęła się na podłogę…
– Córeczko! – krzyknęła.
Brak odpowiedzi upewnił ją, że dziewczyna straciła przytomność. Szybko pobiegła do łazienki, nasączyła ręcznik zimną wodą i po powrocie przyłożyła Łucji do czoła. Potem ułożyła jej nogi na poduszkach, chcąc poprawić krążenie. Po kilku minutach te zabiegi przyniosły rezultaty. Dziewczyna zamrugała i się poruszyła.
– Chwała Bogu – szepnęła jej matka.
Przez dłuższą chwilę obie milczały.
Łucja potrzebowała czasu, aby dojść do siebie, toteż starała się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Leżała spokojnie i oddychała głęboko, podczas gdy matka delikatnie przecierała jej twarz wilgotnym ręcznikiem. Dopiero gdy w pełni odzyskała przytomność, podniosła się i usiadła na kanapie.
– Zrobię nam herbaty z cytryną – zaproponowała Danuta.
– I z cukrem.
– Oczywiście.
Ten napój od zawsze stanowił panaceum na wszystko. Łucja nawet żartowała, że matka powinna była urodzić się w Anglii, a Danuta odpowiadała, że herbata z cytryną to w zasadzie rosyjska wersja, znaczenie lepsza od angielskiej z mlekiem. Tylko częstotliwość jej spożywania upodobniała Sadowskich do Anglików…
Kiedy matka wróciła z tacą, na której stały filiżanki pełne parującego napoju, córka poprosiła:
– Opowiedz mi o wszystkim.
Danuta upiła łyk, po czym zaczęła mówić.
– Po ślubie przez kilka lat bezskutecznie staraliśmy się o dziecko. Niestety, ja nie mogłam zajść w ciążę. Leczyłam się, ale bez rezultatu.
Przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć tchu. Chyba nie było jej łatwo o tym mówić…
– Tata pracował już wtedy w administracji bródnowskiego szpitala. Zaprzyjaźnił się tam z jednym lekarzem. To był ginekolog-położnik. Pewnego dnia przyszedł do taty wstrząśnięty i opowiedział mu o tragedii na swoim oddziale. Pewna młoda dziewczyna zmarła przy porodzie. Dostała krwotoku jeszcze w domu i nie zdołali jej uratować. Udało im się tylko ocalić dziecko…
Danuta upiła kolejny łyk i westchnęła.
