Echa przeszłości - Kasprzyk Małgorzata - ebook + audiobook + książka

Echa przeszłości ebook i audiobook

Kasprzyk Małgorzata

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Lata dziewięćdziesiąte to nie tylko okres przemian społecznych i gospodarczych, lecz także wzrostu przestępczości. Wtedy doszło w Warszawie do tragicznego wydarzenia będącego efektem wojny gangów. Zupełnie przypadkowo zniszczyło ono życie pewnego mężczyzny.

Ćwierć wieku później dwójka młodych ludzi, Eliza i Jakub, poznaje się na kursie języka hiszpańskiego. Kiedy Eliza zaprasza swego ukochanego do domu, aby przedstawić go rodzicom, okazuje się, że ich ojcowie prowadzili wspólnie firmę w pierwszych latach po zmianie ustroju. Nikt nie chce im powiedzieć, dlaczego doszło do konfliktu i zerwania współpracy, więc próbują to ustalić na własną rękę. Wkrótce dowiadują się, że w tle tej historii jest pewien dramatyczny epizod, którego konsekwencje na zawsze poróżniły przyjaciół. Zakochani chcą wyjaśnić sprawę i doprowadzić do pogodzenia swoich ojców, lecz w miarę odkrywania tajemnic z przeszłości sami popadają w konflikt, który może zagrozić ich uczuciu…

 

MAŁGORZATA KASPRZYK - Absolwentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała jako lektor, tłumacz i urzędnik państwowy. Lubi muzykę, kino i podróże. Kocha wszystkie zwierzęta, a szczególnie jednego niesfornego kota. Autorka współczesnych powieści obyczajowych („Rodzinne rewolucje”, „Podwójne życie”, „Ostatnia szansa”) oraz dwutomowej sagi z historią w tle („Powrót do źródeł”, „Powrót do tradycji”). Jej opowiadania pojawiły się w kilku antologiach. W przygotowaniu kolejne powieści „Sekret profesora” oraz „Pechowe zauroczenie”, które ukażą się nakładem wydawnictwa WasPos.

Prowadzi stronę: https://www.facebook.com/mkautorka/

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 253

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 9 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel

Oceny
3,9 (50 ocen)
14
18
16
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monia7291

Całkiem niezła

💔"Echa przeszłości" Małgorzata Kasprzyk 💔 Dwójka młodych ludzi, Eliza i Jakub, poznaje się na kursie języka hiszpańskiego. Kiedy Eliza zaprasza swego ukochanego do domu, aby przedstawić go rodzicom, okazuje się, że ich ojcowie prowadzili wspólnie firmę. Nikt nie chce im powiedzieć, dlaczego doszło do konfliktu i zerwania współpracy, więc próbują to ustalić na własną rękę. Wkrótce dowiadują się, że w tle tej historii jest pewien dramatyczny epizod, którego konsekwencje na zawsze poróżniły przyjaciół. Zakochani chcą wyjaśnić sprawę do końca i doprowadzić do pogodzenia swoich ojców, lecz w miarę odkrywania tajemnic z przeszłości sami popadają w konflikt, który może zagrozić ich miłości…💔 Po opisie spodziewamy się nie wiadomo jakich demonów przeszłości, które przeszkadzają w budowaniu wspólnej przyszłości Młodym... Osobiście jestem bardzo zawiedziona, spodziewałam się czegoś więcej. 🤷‍♀️🤨 Rozdziały są pisane z punktu widzenia Elizy i Jakuba w teraźniejszości, oraz z punktu widzeni...
00
muckers

Całkiem niezła

Trochę wieje nudą ,oczekiwałam emocji ,ale żadnych nie było ,konfliktów też nie ,zwykłe życie .
00
KamilaSwiatek

Całkiem niezła

Ta książka nie jest zła. Jednak uważam, że historia miłosna Elizy i Kuby jest tutaj na drugim planie. Prym wiedzie przyjaźń i konflikt ojców zakochanych czyli Adama i Zbyszka. Jeżeli ktoś szuka miłosnych uniesień izwrotów akcji, to się rozczaruje.
00

Popularność




Copyright © by Małgorzata Kasprzyk, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by LightField Studios/Shutterstock

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład, łamanie, wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-50-8

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

PROLOG

Eliza Wendel i Jakub Niwiński poznali się na wakacyjnym kursie języka hiszpańskiego. Przypadkowo wpadli na siebie podczas przerwy w zajęciach, odruchowo powiedzieli „przepraszam”, spojrzeli sobie w oczy i… poczuli, że piorun w nich strzelił. Od tamtej pory byli straceni dla innych przedstawicieli płci przeciwnej. Jakub nie widział świata poza Elizą, a ona nie widziała świata poza nim. Każde z nich miało wrażenie, że odnalazło swoją drugąpołówkę.

Wszystkie wolne chwile spędzali razem. Mieli podobne poglądy, upodobania i poczucie humoru, więc nigdy się nie kłócili. Poza tym odwzajemniona miłość sprawiała, że życie wydawało im się piękne. Patrzyli zatem w przyszłość z optymizmem i śmiało snuli plany. Nawet nie brali pod uwagę, że coś może stanąć im naprzeszkodzie.

W początkach września wybrali się na pierwszy wspólny weekend do Mikołajek. Wracali wypoczęci i zrelaksowani, ponieważ spędzili razem cudowny czas. Zapomnieli o całym świecie, ciesząc się swoją bliskością i nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi. Chociaż hotel był pełny, mieli wrażenie, że są tylko wedwoje…

Teraz czuli żal, że to minęło tak szybko. Może dlatego niewiele rozmawiali. Jakub był skoncentrowany na prowadzeniu, a Eliza zamyślona. Obydwoje zauważyli jednak kota, który wybiegł na drogę i, nie przejmując się nadjeżdżającym samochodem, czmychnął na drugąstronę.

– O Boże! – jęknęłaEliza.

– Co sięstało?

– Nie widziałeś? Kot przebiegł namdrogę.

Jakub roześmiał sięswobodnie.

– Nic mu nie groziło – oświadczył stanowczo. – Zawsze zwalniam w tereniezabudowanym.

– Nie o tochodzi!

– A oco?

– To był czarny kot – wyjaśniłaponuro.

– Jesteś przesądna…? – W głosie Jakuba zabrzmiałoniedowierzanie.

Ku jego zdumieniu Eliza skinęłagłową.

Jakub pomyślał, że to pierwsza różnica między nimi – on nigdy nie wierzył w żadne przesądy, nie siadał, kiedy musiał wrócić do domu, nie cieszył się, kiedy coś stłukł, nie przejmował się, kiedy piątek wypadał trzynastego. Czarne koty też nie robiły na nim wrażenia. Nie chciał jednak urazić Elizy, więc nie podjął dyskusji na ten temat. Co więcej, gdy zauważył, że naprawdę się zmartwiła, zaczął myśleć o tym, jak poprawić jej humor. Kilkanaście kilometrów dalej przyszło mu coś dogłowy.

– Słuchaj, a ty się dobrze przyjrzałaś temu kotu? – zapytał. – Może on był taki… ciemnobury?

Eliza westchnęłaciężko.

– Nie rób sobie złudzeń – powiedziała. – Był czarny. Doskonalewidziałam.

ELIZA

Od powrotu z Mazur jeszcze przez kilka tygodni dręczyły mnie obawy. Miałam przeczucie, że stanie się coś złego, coś, co zburzy moje szczęście. Jednak czas płynął i nic się nie działo, więc powoli zaczęłam się uspokajać. Poza tym uznałam, że już pora poświęcić się pracy. Wymagała tego moja sytuacjarodzinna.

Na wiosnę tata spędził kilka dni w szpitalu z powodu kłopotów z sercem, a podczas rozmowy przy wypisie lekarz kazał mu się oszczędzać. W rezultacie podjęłam decyzję o zakończeniu studiów. Uznałam, że spokojnie wystarczy mi licencjat, magisterkę zaś mogę sobie odpuścić. I tak więcej dowiedziałam się o zarządzaniu, praktykując w firmie taty, niż słuchając wykładów. Teraz postanowiłam mu zaoferować pełnoetatową pomoc. Początkowo trochę się bronił i powtarzał, że nie chce mnie pozbawiać przyjemności studiowania. Jednak kiedy mu szczerze powiedziałam, jak bardzo wynudziłam się przez te trzy lata, dał spokój. Czułam, że w gruncie rzeczy jest zadowolony z mojej obecności u swego boku. Zawsze marzył o tym, aby przekazać mi firmę, a teraz jego marzenie zaczęło sięspełniać.

Niestety wspólne przebywanie w biurze miało jeden mankament: tata prędko domyślił się, że jestem zakochana. Nie robił żadnych uwag na ten temat, ale często w charakterystyczny sposób marszczył brwi i przyglądał mi się spod oka. Jako bystry obserwator był w stanie zauważyć wszystko: szybkość, z jaką odbierałam telefon, kiedy na ekranie pojawiał się numer Kuby, radosne nuty w moim głosie, rumieńce na twarzy… Chyba tylko przyspieszone bicie serca zdołałam przed nimukryć.

Musiał o tym rozmawiać z mamą, ponieważ ona też zaczęła uważniej mi się przyglądać. Czasami nawet uśmiechała się znacząco, zupełnie jakby chciała powiedzieć: „Wiedziałam, że to się kiedyś zdarzy”. Nie dziwiło mnie specjalnie jej zachowanie. Wcześniej lekceważyłam chłopaków, którzy próbowali mnie podrywać. Wszyscy wydawali mi się niepoważni i niedojrzali. Żaden nie dorastał do pięt mojemu tacie, którego uważałam za ideał mężczyzny. Być może zwróciłam uwagę na Kubę, bo był o cztery lata starszy ode mnie. W każdym razie to na pewno stanowiło jegoatut.

– Moi rodzice zaczynają się czegoś domyślać – powiedziałam podczas naszego kolejnegospotkania.

– To źle? – zapytał, uśmiechając się domnie.

– Nie, tylko pewnie niedługo zaczną zadawaćpytania.

– To im odpowiesz. Ja nie mam nic doukrycia.

– Nie jesteś rozwiedziony, nie płacisz alimentów, nie figurujesz w rejestrzeskazanych…?

– Nie. Możesz mnie nawet przedstawić rodzicom, jeślichcesz.

Byłam trochę zaskoczona tą propozycją. Słyszałam od koleżanek, że namówienie chłopaka na wizytę w rodzinnym domu graniczy z cudem. Tymczasem Kuba najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu. To bez wątpienia znaczyło, że traktował mniepoważnie.

Jego spokojne podejście do sprawy dodało mi odwagi. Coraz częściej wspominałam o nim w rodzinnym gronie. „Mój chłopak to…”, „Mój chłopaktamto…”.

– Jak on właściwie ma na imię? – zapytała mama, kiedy piłyśmy razem kawę w pewien sobotni poranek. Tata nie przyszedł jeszcze naśniadanie.

– Kuba.

– A czym sięzajmuje?

– Pracuje w banku na Mokotowie. Wynajmuje tam kawalerkę, bo jego rodzice mieszkają pod Warszawą. Musiałby tracić trzy godziny dziennie nadojazdy.

Na twarzy mamy pojawił się lekkiuśmiech.

– Przystojny…? – zapytała konspiracyjnymszeptem.

– No pewnie! Spodoba ci się, zobaczysz.

– Mnie tak – odparła, poważniejąc. – Ale za twojego ojca nie ręczę… Czasami mam wrażenie, że już jestzazdrosny.

Te słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic. Kurczę, jak mogłam tego nie wziąć pod uwagę? Przecież zawsze byłam córeczką tatusia. On uważał mnie za ósmy cud świata i żywił głębokie przekonanie, że tylko książę z bajki zasługuje na moją rękę. Poza tym przez te wszystkie lata przyzwyczaił się do bycia najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Miałby go teraz zdetronizować jakiśKuba?

Co prawda zawsze znałam ojca jako spokojnego, rozsądnego człowieka, ale nie byłam pewna, czy to coś znaczy. Podobno najrozsądniejsi mężczyźni przestają być obiektywni, gdy w grę wchodzi facet ich córki. Zawsze doszukują się w nim ukrytych wad, mogących stanowić dowód na to, że nie jest jejwart.

– Myślisz, że tata nie zaakceptuje Kuby? – zapytałamwprost.

– Sama nie wiem. Zaproś go do nas, to zobaczymy. Ale musisz być przygotowana na wszystko. Mojemu ojcu zaakceptowanie twojego zajęło kilkalat.

Kilka lat…? No to ładnie! A swoją drogą nie wiedziałam, że dziadek miał taki trudny charakter. Zapamiętałam go jako miłego starszegopana…

– O czym tak plotkujecie? – zapytał nagle tata, wchodząc dokuchni.

– Mama sugeruje, żebym zaprosiła Kubę na kolację – wyjaśniłamniepewnie.

– JakiegoKubę?

– Mojegochłopaka…

– To go zaproś. Postaram się zachowywać lepiej niż mój świętej pamięciteść.

Poderwałam się z krzesła i ucałowałam tatę w oba policzki. Wiedziałam, że okaże się rozsądnym mężczyzną – w końcu znam go od dwudziestulat!

– Co się stało? – zapytał, patrząc na mnie ze zdziwieniem. – Bałaś się, że nie zechcę gopoznać?

Skinęłam głową, ponieważ nie odzyskałam jeszczegłosu.

– Ja też nie byłam tego pewna – przyznałamama.

Tata roześmiał sięswobodnie.

– W takim razie obydwie się myliłyście. Od dawna jestem ciekawy, komu udało się zdobyć serce mojejcórki.

Po tej rozmowie pozbyłam się wszelkich obaw. Powiedziałam Kubie, że rodzice zapraszają go na kolację, co przyjął spokojnym skinieniemgłowy.

– Kiedy? – zapytałtylko.

– W tęsobotę.

– Dobrze.

– Czasami mam wrażenie, że ty byś chciał ich poznać – powiedziałamniepewnie.

– To takieoczywiste?

– Poniekąd…

Kuba nagle chwycił mnie w ramiona i zacząłcałować.

– Chcę mieć to już za sobą – powiedział między jednym pocałunkiem a drugim. – Zawsze tak reaguję, gdy wiem, że coś jest nieuniknione. Na przykład gdy muszę połknąć gorzkie lekarstwo. Wolę to zrobić, niż ciągle myśleć o tym, jak będziesmakowało.

W głębi duszy przyznałam mu rację. Niech pozna wreszcie moich rodziców. Po co mamy się zastanawiać, czy go zaakceptują? Lepiej mieć sprawę zgłowy!

Na sobotnią kolację przygotowałyśmy z mamą kilka sałatek, zupę szparagową i risotto. Uznałyśmy, że i tak nikt nie będzie się tego wieczoru koncentrował na jedzeniu. Tata doniósł dwie butelki wina, ponieważ do przygotowanych dań pasowało białe, a jemu lekarz pozwalał pić tylko czerwone i to w umiarkowanych ilościach. O siódmej byliśmy gotowi na przyjęciegościa.

Każde z rodziców zachowywało się w inny sposób. Mama wcale nie ukrywałapodekscytowania.

– Bardzo jestem ciekawa tego twojego przystojniaka – szepnęła, gdy przygotowywałyśmysałatki.

Z kolei tata wyglądał jak człowiek, który niczym się nie przejmuje, ponieważ postanowił zaakceptować nieuchronny bieg wydarzeń. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że w życiu jego „małej dziewczynki” musiał się w końcu pojawić innyfacet.

Mój ukochany przyjechał punktualnie. Ubrany w czarne dżinsy, ciemnopopielatą marynarkę i błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego oczu, prezentował sięoszałamiająco.

W głębi duszy podziwiałam jego wyczucie: wyglądał elegancko, lecz nie robił wrażenia kogoś, kto specjalnie się o to stara. Świadczył też o tym… brak krawata, wyraźnie wskazujący na stylcasual.

Mama była zdecydowanie pod wrażeniem, zwłaszcza kiedy wręczył jej piękny bukiet kwiatów. Spojrzenie, które ukradkiem mi rzuciła, mówiło samo za siebie – mogłam być pewna, że zyskał jej wstępną aprobatę. Co do taty nadal miałam wątpliwości, ponieważ taksował go wzrokiem, zupełnie jakby się zastanawiał, czy w tym przypadku charakter dorównuje prezencji. Pomyślałam jednak, że o tym przekona się dopiero w czasie rozmowy, więc muszę cierpliwie czekać. Tak czy inaczej, pod koniec wieczoru będę wiedziaławszystko.

– Mamo, tato, to jest właśnie Kuba – powiedziałam zdumą.

– Jakub Niwiński – potwierdził, wyciągając rękę napowitanie.

Tata, który też już wyciągał rękę, zbladł nagle i utkwił w nim zdumionespojrzenie.

– Syn Anny i Zbigniewa…? – zapytał przyciszonymgłosem.

– Tak – odparł Kuba, nie kryjąc zaskoczenia. – Skąd pan zna imiona moichrodziców?

Niestety nie było nam dane się tego dowiedzieć. Tata nagle zachwiał się na nogach i musieliśmy go podtrzymać, aby nieupadł.

– Adam, co ci jest? – zapytała mama. – Źle sięczujesz?

– Tak. Muszę siępołożyć…

Zaprowadziłyśmy go do sypialni i pomogłyśmy mu zdjąćmarynarkę.

– Zaraz dam cikrople.

Mama podeszła do stolika z lekarstwami i poleciła mi, abym przyniosła trochę wody. W drodze do kuchni minęłam Kubę, który wciąż stał w przedpokoju jak człowiek, który doznał szoku i jeszcze się z niego nieotrząsnął.

– Zaczekaj chwilę – poprosiłam. – Idę po wodę do popicialekarstwa.

Po zażyciu kropli tata poprosił nas, abyśmy wróciły dogościa.

– Ja na razie zostanę w sypialni – dodał. – Chyba powinienem jeszczepoleżeć.

– Oczywiście – odpowiedziała mama. – Ale gdybyś poczuł się gorzej, to wołaj. Zadzwonimy polekarza.

Wychodząc, zostawiłyśmy otwarte drzwi. Mama zaprosiła Kubę do stołu, ale żadne z nas nie miało ochoty na jedzenie ani picie. Ja też nie otrząsnęłam się jeszcze z wrażenia. Różne scenariusze brałam pod uwagę, ale to, że tata zasłabnie, nawet mi do głowy nieprzyszło!

– Przepraszam, czy pani może wie dlaczego…? – Kuba nie miał odwagidokończyć.

Mama pokręciłagłową.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziała. – Nie kojarzę ani pańskiego nazwiska, ani imion pańskichrodziców.

– Proszę mi mówić poimieniu.

– Dobrze.

– Wychodzi na to, że tata musiał ich znać bardzo dawno – wtrąciłam. – Jeszcze zanim poznałmamę.

– Najwyraźniej.

Wszyscy troje myśleliśmy o tym samym: czemu to wspomnienie wywołało u niego taką reakcję? Owszem, miał kłopoty z sercem, ale nie na tyle poważne, aby denerwować się byleczym…

– A ty nigdy nie słyszałeś naszego nazwiska? – zapytała mama, spoglądając naKubę.

– Nie przypominamsobie.

– To rzeczywiście dziwnasprawa.

Ku naszemu zdumieniu tata pojawił się w drzwiach salonu kilka minutpóźniej.

– Kochani, zjedzcie kolację i nie martwcie się o mnie. Wprawdzie straciłem apetyt, ale czuję sięlepiej.

Poszliśmy za jego radą, chociaż też straciliśmy apetyt. Nie wracaliśmy już w rozmowie do incydentu, który miał miejsce przy powitaniu. Skoncentrowaliśmy się na sprawach bieżących: Kuba opowiadał o swojej pracy, o naszym spotkaniu na kursie hiszpańskiego, o wyjeździe na Mazury… Na pewno jednak myślał o czymśinnym.

Dopiero po jego wyjściu poszłam do sypialni, by sprawdzić, czy tata naprawdę czuje się na tyle dobrze, aby porozmawiać ze mną o przeszłości. Chyba wiedział, o co chodzi, bo od razu zaprosił mnie, żebym usiadła na fotelu obokłóżka.

– Ojciec Kuby był kiedyś moim wspólnikiem – powiedział. – Prowadziliśmy razem firmę na początku lat dziewięćdziesiątych. Rozdzieliły nas pewne nieporozumienia. Chodziło głównie o sprawy finansowe i sposób zarządzania. Ostatecznie rozwiązaliśmy spółkę i każdy z nas poszedł swojądrogą.

Nie czułam się usatysfakcjonowana tym wyjaśnieniem. Moim zdaniem wcale nie tłumaczyło jegozasłabnięcia.

Tata chyba to odgadł, ponieważ po chwilidodał:

– Wybacz, że tak zareagowałem, ale nie byłem przygotowany na podobny zbieg okoliczności. Tylu chłopaków mieszka w Warszawie, a ty musiałaś spotkać właśniejego…

– Masz coś przeciwko temu? – zapytałamcicho.

– Oczywiście, żenie!

To gwałtowne zaprzeczenie wydało mi się podejrzane. On z pewnością miał poważny konflikt z ojcem Kuby. Słowo „nieporozumienia” musiało w tym wypadku być eufemizmem. Nie zrywa się przecież współpracy z błahych powodów, zwłaszcza jeśli biznes idziedobrze.

Jednak mimo tego dawnego konfliktu tata nie protestował w żaden sposób przeciw obecności Kuby w moim życiu. Uznał ją tylko za niebywały zbieg okoliczności, z czym w sumie trudno było się nie zgodzić. Mieszkając w tak dużym mieście jak Warszawa, miałam teoretycznie niewielkie szanse na spotkanie syna jego dawnego wspólnika. Fakt, że natknęliśmy się na siebie, mógł oznaczać złośliwy chichotlosu.

Mógł, ale niemusiał…

– Rozumiem, że to, co się kiedyś stało, nie będzie miało wpływu na mój związek z Kubą? – zapytałam dlapewności.

Tata zamyślił się nachwilę.

– Mam nadzieję – powiedziałwreszcie.

Odetchnęłam z ulgą i opuściłam sypialnię, nie chcąc mu więcej przeszkadzać. Dopiero gdy weszłam do swojego pokoju, zaczęłam się zastanawiać nad sensem tego ostatniego zdania. Dlaczego tata „ma nadzieję”, że przeszłość nie wpłynie na nasz związek? I dlaczego nie wyjaśnił mi dokładnie, na czym polegały te „nieporozumienia”? Czyżby to on ponosił za nie odpowiedzialność, a ojciec Kuby był tym, który miał prawo mieć do niegopretensje?

W pierwszej chwili wydało mi się to niewiarygodne, ale jego gwałtowna reakcja i niespodziewane zasłabnięcie mogły sugerować, że faktycznie ma coś nasumieniu…

ADAM I ZBYSZEK

Adam i Zbyszek poznali się w technikum budowlanym, do którego uczęszczali w latach osiemdziesiątych. Po zaliczeniu służby wojskowej – wówczas obowiązkowej – razem wyjechali do Niemiec – wówczas zachodnich – gdzie przez dwa lata pracowali na różnych budowach. Kiedy upadła komuna, zdecydowali się wrócić do Polski. Uznali, że zarobione pieniądze – wówczas marki – spokojnie pozwolą im na otwarcie własnej firmy świadczącej usługi remontowe. Mieli przecież duże doświadczenie i mogli uchodzić za znakomitychfachowców.

Pomysł okazał się dobry. Nie musieli nawet inwestować w raczkującą wówczas reklamę – po prostu jedni zadowoleni klienci polecali ich następnym. Po roku działalności mieli już biuro w podwarszawskich Łomiankach i zatrudniali kilkanaście osób, w tym księgową na pół etatu. Miała na imięAnia.

Adam od razu zauważył, że nowa pracownica skradła serce Zbyszka. Początkowo się tym nie martwił – sam chodził z Dorotą, kelnerką w miejscowym pubie, więc we czwórkę spędzali razem mnóstwo czasu. Jednak pewnego dnia dotarło do niego, że wkrótce te beztroskie chwile miną bezpowrotnie. Zbyszek przyszedł wtedy do biura w znakomitym humorze i oświadczył, że siężeni.

– Co tak nagle? – zapytałpodejrzliwie.

– Będę ojcem – oświadczył z dumą jego wspólnik. – Ania jest wciąży.

Adam zupełnie nie mógł zrozumieć tej radości. Jak można cieszyć się z wpadki? Owszem, należy wziąć ślub i wychować dziecko, ale… to przecież koniecmłodości!

Rzecz jasna nie powiedział tego głośno, tylko pogratulował Zbyszkowi. Tamten był tak szczęśliwy, że nawet nie zauważył dziwnego nastrojuprzyjaciela.

– Zostaniesz moim świadkiem? – zapytał proforma.

– Jasne!

W ciągu kilku następnych dni Adam przekonał się, że tylko jego dziwi radość Zbyszka. Zdawało się, że wszyscy inni ją podzielali – składali mu szczere gratulacje i życzyli narodzinsyna.

Najbardziej zaś podekscytowana zbliżającym się ślubem była Dorota. Pomagała Ani organizować uroczystość, wybierać zaproszenia, zamawiać suknię… Raz napomknęła nawet, że sama też chciałaby już wyjść za mąż. Na szczęście jej chłopak tego nie słyszał. Dziewczyny siedziały wtedy razem w kawiarni, odpoczywając pozakupach.

– Myślisz, że Adam w końcu mi się oświadczy? – zapytała z wyraźnym powątpiewaniem w głosie. – Mógłby wziąć przykład zeZbyszka…

– Prawdę mówiąc, nie wiem – przyznała Ania. – Ostatnio jest jakiśdziwny.

– Tak, zrobił się strasznie małomówny i zamknięty wsobie.

– Zauważyłam. Nawet podejrzewałam, że macie jakieśproblemy…

– Ależ skąd – zaprzeczyła stanowczo Dorota. – Wszystko jest w najlepszym porządku. To znaczy poza tymi jego nastrojami. Myślałam, że może chodzi o kłopoty w firmie, ale skoro ty nic niewiesz…

Ania pokręciłagłową.

– W zeszłym miesiącu odnotowaliśmy rekordowe dochody. Trudno to chyba uznać za powód dozmartwienia?

– Notak…

– To może on się jednak zastanawia nadoświadczynami?

Dorotawestchnęła.

– Mamnadzieję…

Adam rzeczywiście się zastanawiał, ale nad czymś zupełnie innym. Przyszło mu bowiem do głowy, że po ślubie Zbyszka jego życie też się zmieni. Przyjaciel nie będzie już rozrywkowym kawalerem, ponieważ przybędzie mu obowiązków związanych z posiadaniem rodziny. W rezultacie skończą się wspólne wypady na piwo i na mecze. Nigdy nie wróci okres beztroskiej swobody wynikającej z braku zobowiązań. Zawsze będzie musiał liczyć się z tym, że Zbyszek postawi na pierwszym miejscu żonę i dziecko, a dla niego zabraknie mu czasu. I co on wtedy zrobi? Zacznie szukać innego kumpla? Przecież nikt inny nie zastąpi mu Zbyszka, zwłaszcza po tym, co razem przeżyli. To z nim wyjechał z kraju, szukał roboty na obczyźnie, liczył pierwsze zarobione marki i planował otwarcie własnej firmy. Wspólna przeszłość połączyła ich więzią, której nic nie mogło muzastąpić.

Wychodziło zatem na to, że będzie musiał zaakceptować nadchodzące zmiany i pogodzić się z losem. Pod wpływem tej konkluzji wypił pewnego wieczoru kilka piw, chociaż miał wracać do domu samochodem. Kiedy zdarzyło się to po raz drugi i trzeci, jego matka naprawdę się zaniepokoiła. Wreszcie postanowiła z nim poważnie porozmawiać. W rezultacie, gdy Adam po raz czwarty wrócił do domu późnym wieczorem, czekała na niego w kuchni. Słysząc kroki na ganku, wyszła doprzedpokoju.

– Znowu prowadziłeś po pijanemu? – zapytaławprost.

Adam wydawał się nieco spłoszony tym niespodziewanymatakiem.

– Bez przesady, mamo – odpowiedział. – Po parupiwach…

– Ty się w końcu doigrasz! Złapią cię i zabiorą ci prawojazdy.

– Jechałem bocznymidrogami.

– To już trzeci raz w tym tygodniu. A poprzednio w sobotę. Co się z tobą dziejeostatnio?

W jej głosie brzmiał szczery niepokój, toteż Adam doszedł do wniosku, że nie może ukrywaćprawdy.

– Podle się czuję – przyznał. – W końcu nie co dzień człowiek traci najlepszegokumpla…

– O czym ty mówisz? Przecież Zbyszek nie wyjeżdża na koniec świata, tylko siężeni.

– Nowłaśnie!

Adam usiadł na schodach prowadzących na piętro i podparł głowęrękoma.

– Tyle pięknych rzeczy się więcej nie zdarzy – stwierdził ponuro. – Już nigdy nie pójdziemy razem na podryw, nie zabalujemy do rana, może nawet się nieupijemy…

– Wcale mnie to nie martwi – odparła jegomatka.

– A mnie tak! Zrozumiałem, że Zbyszek traci wolność nazawsze.

– Na litość boską, on jest zakochany iszczęśliwy.

– Bo jeszcze nie wie, co goczeka.

– Za to tywiesz?

W oczach Adama pojawiło sięzdziwienie.

– Pewnie, że wiem. Teraz będzie musiał o wszystko pytać żonę: kiedy może wyskoczyć na piwo, o której może wrócić, ile możewydać…

– Chyba przesadzasz. Ania to fajna dziewczyna. Nie wierzę, że od razu weźmie go podpantofel.

– Od razu pewnie nie, ale zczasem…

Na twarzy jego matki pojawił się lekkiuśmiech.

– Z czasem ty też się ożenisz i wasza sytuacja będzie znów wyglądała taksamo.

Adam poderwał się nagle, jakby był zupełnietrzeźwy.

– Mnie się do ślubu nie spieszy! – oświadczył stanowczo. – Chcę najpierw nacieszyć siężyciem.

– Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu. Lepiej idź na górę i się prześpij. Może jutro będziesz w innymhumorze.

Niespodziewany wybuch musiał osłabić Adama, ponieważ nie protestował. Powlókł się powoli do swojego pokoju, uważając, by nie spaść ze schodów. Dopiero teraz poczuł, że szumi mu w głowie. Kiedy dotarł na górę, nawet się nie rozebrał, tylko bezwładnie runął nałóżko.

Przez następne dni matka obserwowała go uważnie. Nie zauważyła jednak niczego podejrzanego. Adam przestał wracać do domu późno i prowadzić pod wpływem alkoholu. Jednak nadal był smutny i ponury, czego zupełnie nie mogła zrozumieć. Przecież to naturalna kolej rzeczy, że chłopak się żeni i zostaje ojcem. On też prędzej czy później stanie przed ołtarzem – Dorota na pewno się o topostara…

Tymczasem Adam po przemyśleniu sprawy postanowił wziąć się w garść. Z rozmowy z matką najbardziej zapamiętał zdanie odnoszące się do Zbyszka: „On jest zakochany i szczęśliwy”. Nie mógł z tym polemizować. Widywali się codzienne, zatem radość przyjaciela była dla niego aż nadto widoczna. Najwyraźniej zapomniał, że ludzie dojrzewają w różnym tempie: jedni są gotowi do podjęcia rodzicielskich obowiązków wcześniej, a inni później. Skoro Zbyszek tak się cieszył z perspektywy zostania ojcem, musiał należeć do tej pierwszej grupy. Natomiast on sam należał chyba do tej drugiej. To sprawiało, że nie potrafił zrozumieć przyjaciela. Nie chciał jednak zatruwać mu życia swoimihumorami.

W efekcie tych rozważań zaczął udawać, że wszystko jest w porządku. Spokojnie uczestniczył w przygotowaniach do ślubu i niczego nie komentował. Tylko w wieczorze kawalerskim nie wziął udziału, ponieważ Zbyszek go nie urządzał. Ta moda miała przyjść dopiero za kilkalat.

JAKUB

Kiedy wróciłem z kolacji w domu Elizy, nadal byłem w szoku. Ciągle miałem przed oczyma wyraz twarzy jej ojca, a w uszach dźwięczało mi pytanie: „Syn Anny i Zbigniewa…?”. Nie rozumiałem, dlaczego tak go poruszyło wspomnienie moich rodziców. Obydwoje byli spokojnymi ludźmi, nie mieli z nikim konfliktów, nie kłócili się nawet między sobą. No i nie mówili o nikim źle. Czyżby coś przede mnąukrywali?

Mogłem oczywiście zadzwonić do domu i zapytać ich o to, ale wolałem przełożyć tę rozmowę na następny dzień, kiedy przyjadę na rodzinny obiad. Miałem wrażenie, że wspomnienie ojca Elizy również u nich może wywołać gwałtowną reakcję. Nie chciałem fundować im takich emocji naodległość.

Sam nie wiem, jak długo leżałem na łóżku i gapiłem się wsufit.

Straciłem zupełnie poczucie czasu. Dopiero dźwięk telefonu pomógł mi odzyskać przytomność. Kiedy zobaczyłem na ekranie numer mojej dziewczyny, odebrałemnatychmiast.

– Nie śpisz jeszcze? – zapytała.

– A skąd! Nie wiem, czy w ogóle dziś będęspał.

– Rozmawiałam ztatą…

Ta wiadomość sprawiła, że zerwałem się złóżka.

– Powiedział cicoś?

– Niewiele. Wspomniał tylko o tym, że kiedyś był wspólnikiem twojego taty. Podobno dochodziło między nimi do nieporozumień i dlatego ostatecznie sięrozstali.

Opadłem na łóżko równie szybko, jak z niegowstałem.

– On jest tym facetem, z którym mój ojciec założyłfirmę?

– Tak. Słyszałeś onim?

– Owszem. Kilka lat temu nasz znajomy mówił, że pokłócił się ze swoim wspólnikiem. Ojciec odpowiedział wtedy, że wcale go to nie dziwi, bo on też miał kiedyś wspólnika, który próbował nieustannie narzucać mu swoje zdanie. W końcu postanowił się z nimrozstać.

– Tylkotyle?

– Tak. W dodatku ojciec mówił o tym zupełnie spokojnie. Nie okazywał żadnychemocji.

– To ja już nic nie rozumiem – westchnęłaEliza.

– Prawdę mówiąc, ja teżnie.

Przez chwilę panowała między nami cisza, chociaż żadne się nierozłączyło.

– Słuchaj, a może spróbowałbyś go o to jeszcze raz zapytać? – zasugerowała nieśmiało. – Bo ja się boję, że mój tata znów zasłabnie. A skoro twój mówi o tym takspokojnie…

– Jasne, że go zapytam! Jutro będę w domu na obiedzie. Wtedyporozmawiamy.

Moja obietnica uspokoiła Elizę. Zakończyła naszą rozmowę zapewnieniem, że mnie kocha. Ja zapewniłem ją o tymsamym.

Mimo wszystko jeszcze przez kolejne dwie godziny nie mogłem zasnąć, toteż w niedzielę obudziłem się dopiero odziesiątej.

Wziąłem szybki prysznic, wypiłem kawę i postanowiłem od razu jechać do rodziców. Chciałem jak najszybciej się czegośdowiedzieć.

Przywitali mnie niezwykle radośnie. Odkąd wyprowadziłem się z domu, ciągle powtarzali, że za rzadko przyjeżdżam i podkreślali, jak bardzo tęsknią. Zapewne w celu zachęcenia mnie do odwiedzin mama zawsze przygotowywała na obiad moje ulubione dania. Kiedyś były one dla mnie dodatkowym bodźcem skłaniającym do tego, aby wpaść do domu. Jednak odkąd się zakochałem, jedzenie przestało byćważne.

– Muszę wam coś powiedzieć – oznajmiłem, kiedy zasiedliśmy dostołu.

– Żenisz się? – zapytał rzeczowoojciec.

– Co…?

– Tomek widział cię z jakąś dziewczyną – wyjaśniłamama.

Spojrzałem pytająco na mojego młodszegobrata.

– Kiedy?

– Dwa tygodnie temu, jak pojechałem do ciebie. Żegnałeś się z nią na parkingu. Niezłalaska!

– Dlaczego nic nie mówiłeś o tym, że naswidziałeś?

Tomek wzruszyłramionami.

– Żebyś znowu miał pretensje? Przecież nie lubisz, jak wtrącam się w twojesprawy.

Rodzice wymienili między sobą porozumiewawczeuśmiechy.

– Może jednak powiesz nam o niej coś więcej? – zasugerowałamama.

– Bo na razie wiemy tylko, że to niezła laska – dodałojciec.

– Nazywa się Eliza Wendel – powiedziałem.

Rodzice błyskawicznie skojarzyli tonazwisko.

– Córka Adama…?! – krzyknęłamatka.

– Niemożliwe! – odparł tata. – To pewnie tylko przypadkowazbieżność…

– Dlaczegonie?

Obydwoje patrzyli na mnie wzrokiem domagającym sięwyjaśnień.

– Jej ojciec rzeczywiście ma na imię Adam. Wczoraj dowiedziałem się, że waszna.

– Spotkałeś go? – Ku mojemu szczeremu zdumieniu w głosie mamy zabrzmiało wyraźnezaciekawienie.

– Tak. Zasłabł, kiedy usłyszał moje nazwisko. Podobno ma kłopoty zsercem.

– Zawsze reagowałemocjonalnie…

Znowu nie mogłem opanować zdumienia. Dałbym sobie rękę uciąć, że w głosie ojca zabrzmiało jakby… lekceważenie.

– Podobno kiedyś był twoim wspólnikiem? – zapytałemwprost.

– Tak.

– A dlaczego sięrozstaliście?

– Nie mówiłci?

Pokręciłemgłową.

– Nie mogłem już z nim wytrzymać. Był strasznie apodyktyczny inerwowy.

– W dodatku trudno mu było coś wytłumaczyć. Twierdził, że chce dobrze dla nas wszystkich – dorzuciłamama.

Zauważyłem, że kiedy minął pierwszy szok, rodzice się uspokoili. Mówili o nim jak o starymznajomym.

– I pomyśleć, że w końcu założył rodzinę – westchnąłojciec.

Mama w tym momencie znowu sięożywiła.

– Spotkałeś matkę Elizy? – zapytała. – Jaka onajest?

– Bardzo miła – odparłem najzupełniej szczerze. – Odnosiła się do mnie niezwykle życzliwie, chociaż jej mąż tak dziwnie zareagował na mójwidok.

– Pewnie jestprzyzwyczajona…

Tym razem w głosie ojca zabrzmiało coś na kształt ironii. Mama rzuciła mu ostrzegawczespojrzenie.

– Zbyszku, daj już spokój. Przecież wiemy, że Adam ma trudnycharakter.

Powoli zaczynałem rozumieć, o co im poszło. Mój ojciec zawsze był spokojnym człowiekiem, ale kiedy ktoś próbował narzucić mu swoją wolę, zaczynał się irytować. A ojciec Elizy musiał go zirytować więcej niżraz…

– Powiedz jeszcze coś o niej – poprosiła mama. – Do kogo jestpodobna?

– Z urody do ojca. Ma ciemne włosy, piwne oczy i uroczy uśmiech. A z charakteru chyba do matki, bo nie przejawia żadnych apodyktycznychskłonności…

– To dobrze – podsumował sprawęojciec.

– Gdzie się poznaliście? – kontynuowałamama.

– Na kursiehiszpańskiego.

– Wlipcu?

– Tak.

– I dopiero teraz nam o niejmówisz?

– No właśnie – włączył się do rozmowy mój brat. – A podobno to ja jestemskryty…

– Sam byłem zaskoczony tym niespodziewanym uczuciem – przyznałem.

– To zupełnie jak ja, kiedy poznałem twoją mamę. – Ojciec sięroześmiał.

Ponieważ rodzice wydawali się bardziej zainteresowani Elizą niż jej ojcem, nie nawiązywałem już w rozmowie do wczorajszejkolacji.

Opowiedziałem im jeszcze o naszym wyjeździe na Mazury i przygodzie z czarnym kotem. Wcale ich nie zdziwiło, że moja dziewczyna przyjęła to za złyomen.

Podobno w rodzinie jej ojca wszyscy byliprzesądni.

Po obiedzie dopadło mnie zmęczenie – w końcu niewiele spałem minionejnocy.

Mama poradziła mi, abym poszedł do swojego pokoju się zdrzemnąć. Kiedy wychodziłem, usłyszałem jeszcze słowaojca:

– Eliza… Skąd Adam wytrzasnął dla niej takieimię?

Muszę przyznać, że trochę się uspokoiłem. Najwyraźniej prawda była właśnie taka: Adam Wendel miał trudny, apodyktyczny charakter, który drażnił mojego ojca do tego stopnia, że nie był w stanie z nim wytrzymać. W rezultacie rozwiązali spółkę. Natomiast jego gwałtowna reakcja na mój widok musiała być spowodowana chorobą. Eliza wspominała przecież, że na wiosnę zaczęły się u niego kłopoty z sercem. Niespodziewane spotkanie syna dawnego wspólnika i to jako chłopaka córki poruszyło go do tego stopnia, że organizm zareagował. W końcu facet miał już swojelata…

Wysłałem do Elizy SMS-a z wiadomością o reakcji moich rodziców. Napisałem też, że w zasadzie potwierdzili wersję jej ojca, możemy zatem nie przejmować się więcej tą sprawą. Na pewno z czasem wszystko się ułoży. Eliza odpisała, że bardzo sięcieszy.

Ku mojemu szczeremu zdziwieniu spałem ponad godzinę. Musiałem być naprawdę zmęczony wydarzeniami tego weekendu. Kiedy wybierałem się do domu swojej dziewczyny, brałem pod uwagę różne scenariusze, ale takiego dziwacznego na pewno nie. Niestety okazało się, że życie jest pełneniespodzianek.

Po przebudzeniu chciało mi się pić, więc wstałem i ruszyłem do kuchni. Zanim nacisnąłem klamkę, usłyszałem głosyrodziców.

– Zbyszku, słuchaj, a może jednak należało powiedzieć Kubie całąprawdę?

Moja ręka zatrzymała się w powietrzu. Całą prawdę? Czyli było coś jeszcze? Chyba tak, bo inaczej mama nie nawiązywałaby do tego. Z bijącym sercem czekałem na odpowiedźojca.

– Aniu, jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał w końcu. – Miałbym mu powiedzieć, że ojciec jego dziewczyny towariat?

ADAM I ZBYSZEK

Na weselu Ani i Zbyszka panowała wspaniała atmosfera. Goście bawili się swobodnie i radośnie. Tylko dwóch kuzynów pana młodego wdało się w kłótnię, ale nie na tyle poważną, aby miała spowodowaćrozróbę.

Niestety dla Adama dobra zabawa dobiegła końca parę minut po północy, kiedy orkiestra zagrała jakąś nastrojową melodię. Poprosił Dorotę do tańca, a ona, korzystając z okazji, przytuliła się do niego i szepnęłaniewinnie:

– Adam, kiedy my siępobierzemy?

Z wrażenia pomylił kroki. Nie miał pojęcia, dlaczego poruszyła ten temat. Zajęty obowiązkami świadka nie zauważył, że z zazdrością wpatrywała się w Anię, która wyglądała tego wieczoru wyjątkowo pięknie. Była już w czwartym miesiącu ciąży, więc przestały dokuczać jej mdłości i nieustająca senność. Po prostu rozkwitła, co wyraźnie rzucało się w oczy. Świeżo upieczony małżonek nie mógł od niej oderwać zachwyconegowzroku.

– Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem – odparłwymijająco.

– Dlaczego?

– Bo byłem zajęty rozkręcaniemfirmy.

– Nie przesadzaj. Firma działa świetnie już od roku. Poza tym Zbyszkowi to nieprzeszkodziło.

Adam poczuł, że ogarnia goirytacja.

– Zbyszek zachował się jak odpowiedzialny facet. Przecież ma zostaćojcem…

– Chcesz powiedzieć, że się ożenił tylko ze względu na dziecko? – przerwała muDorota.

– Chcę powiedzieć, że ożenił się szybciej ze względu na dziecko. Gdyby Ania nie była w ciąży, pewnie by jeszczepoczekał.

– Ale wygląda naszczęśliwego.

Adam nieodpowiedział.

– Nie przyszło ci do głowy, że po ślubie ty też mógłbyś być szczęśliwy? – nieustępowała.

– Ja jestem szczęśliwy. Niczego mi niebrakuje.

– Z tobą się nie darozmawiać!

– Bo to nie jest najlepszy moment. Nie możemy odłożyć tejdyskusji?

Ku jego zadowoleniu Dorota ustąpiła, ale dobry humor, tak czy inaczej, mu minął. Nie mógł zrozumieć, do czego jej się tak spieszy. Przecież zawsze zdążą wziąć ślub! Usiłował sobie poprawić nastrój, sięgając częściej po kieliszek i w rezultacie nad ranem nie nadawał się już dotańca.

Zbyszek nie wyjechał w podróż poślubną, ponieważ mieli mnóstwo zleceń. Poza tym Ania obawiała się nawrotu mdłości w środkach lokomocji. Uznała zatem, że nie ma nic przeciwko temu, aby jej mąż pracował na rodzinę, która niebawem miała się powiększyć. Adam był z tego nawet zadowolony, ponieważ obecność przyjaciela wydawała mu się gwarancją spokoju. Gdyby został sam, Dorota mogłaby go nachodzić. Od wesela Zbyszka starał się jej unikać, licząc na to, że nalegania na szybki ślub były tylko wynikiem chwilowej zazdrości i rozbudzonej nagle chęci zostania panną młodą. W głębi duszy liczył na to, że ta chęć z czasem minie i wszystko wróci donormy.

Niestety szybko przekonał się, jak bardzo był naiwny. Pewnego ranka Dorota niespodziewanie przyszła do biura, ponieważ miała w pubie popołudniowązmianę.

– Co słychać? – zwróciła się doZbyszka.

– Wybraliśmy już imiona dla dziecka – odparłradośnie.

– Jakie?

– Jakub albo Joanna. Podobają cisię?

– Bardzo!

Adama ogarnęło złe przeczucie. Wiedział, że czeka go kolejna rozmowa na wiadomy temat i nie myliłsię.

– Możesz wyjść na chwilę? – tym razem Dorota zwróciła się doniego.

– W zasadzie jestemzajęty.

– Idź, dam sobie radę – powiedział spokojnieZbyszek.

Ociągając się nieco, wstał i wyszedł z Dorotą nadwór.

– Przemyślałeś sprawę? – zapytaławprost.

– Jakąsprawę?

– Naszegoślubu!

Adam doszedł do wniosku, że pora powiedziećprawdę.

– Uważam, że nie mamy potrzeby się spieszyć. Za rok albo dwa, jak firma dalej będzie przynosiła takie dochody, kupię dla nas mieszkanie i wtedy siępobierzemy.

– Za rok albo dwa?! – krzyknęła z oburzeniemDorota.

– Wcześniej nie damrady.

– A może ty w ogóle nie masz zamiaru się żenić? Dlatego szukasz głupichwykrętów?

– Głupich? Mieszkanie topodstawa.

– Możemy na razie zamieszkać u moichrodziców.

Adam roześmiał siędrwiąco.

– I uważać co noc, żeby nas nieusłyszeli?

– Skoro nie chcesz, to poszukam czegoś do wynajęcia – oświadczyłastanowczo.

Na szczęście dla Adama szukanie nie szło jej łatwo – wszystko było albo za drogie, albo położone za daleko od Łomianek, gdzie miała siedzibę ich firma. Dopiero po miesiącu Dorota trafiła na kawalerkę w przystępnejcenie.

Wtedy Adam poczuł się przyparty do muru. Musiał jej obiecać, że się zastanowi. Początkowo się ucieszyła, ale jej radość nie trwała długo. Dwa dni później zadzwonił do niej właściciel kawalerki z informacją, że już zostaławynajęta.

– Przykro mi – powiedział. – Gdyby się pani zdecydowała odrazu…

Dorotę ogarnęła wściekłość. Znowu poszła do biura, poprosiła Adama, aby wyszedł, po czym wygarnęła mu, co o nimmyśli.

– A może ty po prostu nie chcesz się ze mną ożenić? – zapytała na koniec. – Może czekasz, aż spotkasz ciekawsządziewczynę?

– Co ty mówisz? – zapytał zdziwiony. – Ja chcę, tylko…

– Tylkoco?

– Tylko jeszcze nieteraz!

Dorota zrozumiała, że nie wygra z nim tej batalii. Nagle przestała nalegać i obrzuciła go lodowatymspojrzeniem.

– Pożałujesz tego, zobaczysz!

Potem odwróciła się i odeszła. Adam przez chwilę nie mógł uwierzyć, że zostawiła go w spokoju. Kiedy to wreszcie do niego dotarło, westchnął ciężko i wrócił dobiura.

– Cholera, jakie ja mam kłopoty przez ten twój ślub! – krzyknął.

Zbyszek podniósł głowę znad papierów i obrzucił go zdziwionymspojrzeniem.

– Kłopoty? – powtórzył niezbyt przytomnie, ponieważ wciąż myślał o przeglądanychrozliczeniach.

– Dorota chce, żebym się z nią ożenił – wyjaśnił Adam, opadając nakrzesło.

– A ty niechcesz?

– Jeszcze nieteraz.

– W takim razie spróbuj jej to delikatniewytłumaczyć.

– Próbuję od dwóch miesięcy. Niestety z marnymskutkiem.

– To chociaż kup pierścionek – poradził Zbyszek. – Wtedy się uspokoi na jakiś czas. A termin ślubu będziesz mógłodwlekać…

– Myślisz?

– Wydaje mi się, że jej chodzi o to, żeby miećpewność.

Ta sugestia wydała się Adamowiciekawa.

– Boi się, że ją puszczękantem?

– Najwyraźniej. Dlatego na razie zaręczyny powinnywystarczyć.

Adam zastanawiał się jeszcze przez kolejne dwa dni, po czym przyznał Zbyszkowi rację i postanowił pójść za jego radą. Nie bał się już odwiedzin Doroty. Kiedy następnym razem przyjdzie z pretensjami, zaproponuje jejzaręczyny!

Jak na ironię Dorota przestała go wtedy nagabywać. Nie widział jej od czasu, gdy zagroziła mu, że pożałuje. Musiała się na niegoobrazić…

Początkowo poczuł ulgę. Miał ogromną ochotę na odrobinęspokoju.

Chodziły mu po głowie plany dotyczące kampanii reklamowej w lokalnejprasie.

Dotąd zamieszczali jedynie ogłoszenia, ale przeglądając gazety, Adam zauważył „powiew nowości” i uznał, że należy iść z duchemczasu.

Dopiero trzy tygodnie później zaniepokoił się milczeniem swojejdziewczyny.

W pierwszej chwili wydało mu się to dziwne. Nadal uważał, że argumenty, które wówczas przytoczył, były rozsądne – przecież mieszkanie to podstawowa sprawa dla młodegomałżeństwa.

Tymczasem on ciągle zamieszkiwał z matką, starszą siostrą i szwagrem. Codziennie bywał świadkiem niesnasek między teściową a zięciem. Gdyby zgodził się na propozycję Doroty i po ślubie wprowadził do domu jej rodziców, na pewno czekałoby go to samo. W końcu dlaczego jej matka miałaby go traktować lepiej niż jego matka mężacórki?

Oczywiście mieszkanie było w gruncie rzeczy tylko pretekstem – naprawdę Adam chciał się jeszcze nacieszyć wolnością. Gdyby było inaczej, sam poszukałby czegoś do wynajęcia. Dorota musiała to wyczuć, dlatego się obraziła. Brak kontaktu przez trzy tygodnie zdecydowanie na to wskazywał. Zapewne liczyła, że on w końcu się złamie, przyjdzie i jąprzeprosi.

Po kolejnych trzech tygodniach faktycznie się złamał. Uznał, że niecoprzesadził.

Wiedział nawet, czym to było spowodowane: nigdy nie lubił, gdy ktoś go przypierał do muru. Zachowanie Doroty sprawiło, że tak właśnie się poczuł, dlatego zareagował zbyt emocjonalnie. A ona chciała się tylko dowiedzieć, kiedyślub…

Pod wpływem wyrzutów sumienia zdecydował się pójść i ją przeprosić, a potem złożyć obietnicę zaręczyn. Uznał, że to powinno wystarczyć do pogodzeniasię.

Niestety nie zastał Doroty w domu. Jej matka poinformowała go, że ma popołudniową zmianę w pubie. Powiedziała to wyjątkowo chłodnym tonem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszał. Zapewne wiedziała o ich wcześniejszych rozmowach i też była na niego zła. To go tylko utwierdziło w przekonaniu, że mieszkanie z teściową nie jest dobrym pomysłem. Pod tym względem instynkt go nie zawiódł! Idąc do pubu, obiecał sobie w duchu, że po ślubie musi się postarać o własne lokum – jeśli nie kupione, to chociażwynajęte.

Gdy wszedł, rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Doroty. Zlokalizował ją dopiero po kilku minutach: stała w głębi pochylona nad stolikiem, przy którym siedział młody mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nieznajomy gładził ją po ręku, a ona się do niego promiennie uśmiechała. Potem wymienili między sobą lekki pocałunek i Dorota ruszyła w kierunku baru, zapewne z zamiarem zrealizowania zamówienia. Wtedy zauważyłajego.

W jej oczach mignęło coś na kształt satysfakcji. To otrzeźwiło Adama. Nie odzywając się do niej ani słowem, odwrócił się i wyszedł zpubu.

ELIZA

Od kilku dni miałam wrażenie, że Kuba coś przede mnąukrywa.

Wprawdzie po powrocie od rodziców potwierdził informacje zawarte w SMS-ie i nie dodał nic ponadto, ale we mnie obudził się niezawodny kobiecy instynkt. Podpowiadał mi, że coś jest nietak.

Patrzyłam na swojego chłopaka i zastanawiałam się, dlaczego unika mojego wzroku, dlaczego w rozmowie nie chce wracać do kwestii naszych ojców, dlaczego czasami udaje, że ma dobry humor… Odpowiedź mogła być tylko jedna: on wie więcej, niż mówi. Podczas pobytu w rodzinnym domu dowiedział się czegoś na temat mojegotaty.

Ukrywa to, bo zdaje sobie sprawę, że gdybym się dowiedziała, byłoby miprzykro.

Nie miałam zamiaru ciągnąć go za język. Cierpliwie czekałam, aż sam dojrzeje do tego, by mi powiedzieć. Jednak po tygodniu moja cierpliwość się wyczerpała. Uznałam, że przyszedł czas na szczerą rozmowę. Zadzwoniłam więc do Kuby, żeby się z nim umówić na wieczór. Odebrałnatychmiast.

– Świetnie, że dzwonisz – powiedział z wyraźnym entuzjazmem w głosie. – Właśnie się dowiedziałem, że jutro wyjeżdżam wdelegację.

– Tak nagle? – zapytałam.

– W zastępstwie za kolegę, który zachorował. Będę musiał też wygłosić za niego referat. To oznacza, że nie możemy się dzisiaj umówić. Sama rozumiesz, powinienem sięprzygotować…

– Rozumiem – odpowiedziałam, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Kuba się cieszy, ponieważ wyjeżdża i nie może się ze mną spotkać? To było naprawdęzaskakujące.

Teraz już byłam pewna, że on coś przede mną ukrywa i dlatego jest zadowolony z niespodziewanego wyjazdu, który mu się trafił. Liczy na to, że przez ten czas zapomnę o moich podejrzeniach. Ale trafiła kosa na kamień! Tak łatwo mu ze mną nie pójdzie. Wytrzymam tych kilka dni, a potem zażądamwyjaśnień.

Przez cały dzień nie mogłam się skoncentrować na pracy. Najgorsze było to, że musiałam uzbroić się w cierpliwość i czekać na powrót Kuby z delegacji. Czasami korciło mnie, żeby machnąć na to ręką i po prostu zapytać tatę, czy zrobił coś, o co Niwiński może mieć do niego pretensje. Jednak za każdym razem rezygnowałam. Zadanie takiego pytania byłoby bowiem równoznaczne z postawieniem taty w stan oskarżenia. Czułam, że nie mam prawa tego robić. Znałam go jako uczciwego człowieka, kochającego męża i wspaniałego ojca. Nie miałam prawa w niego wątpić ani tym bardziej wyrażać tych wątpliwości głośno. Uznałam zatem, że muszę poczekać na powrótKuby.

Biorąc pod uwagę to, że czas będzie mi się dłużył, postanowiłam zorganizować sobie popołudniową rozrywkę. Może pójdę do kina? Zaczęłam przeglądać repertuar, lecz wkrótce dopadły mnie wątpliwości. Mam iść do kina bez Kuby? Jak ja się będę czuła? Jeszcze z przyzwyczajenia oprę głowę na ramieniu obcego faceta… Albo co gorsza, wezmę go za rękę… Nie, kino odpada. Lepiej wypożyczę sobie jakiś film i obejrzę wdomu.

Niestety na stronie mojej ulubionej wypożyczalni DVD znalazłam informację, że jest chwilowo nieczynna w związku z remontem lokalu. Machnęłam zatem ręką na filmy i postanowiłam sobie coś poczytać. Najpierw sprawdziłam, czy zwrócono już do biblioteki książkę, którązamówiłam.

Chyba prześladował mnie pech, ponieważ wybrana przeze mnie pozycja nadal była „wczytaniu”.

Przeskoczyłam więc na stronę mojej ulubionej księgarni i zaczęłam przeglądać nowości niedostępne jeszcze w bibliotece z nadzieją, że znajdę coś ciekawego. Nagle mój wzrok padł na zdanie: „Najnowsza książka Wojciecha Radeckiego już wsprzedaży”.

Wtedy doznałam olśnienia. Wujek Wojtek! Najlepszy kumpel taty! Jeśli ktoś zna jego tajemnice, to tylkoon.

Błyskawicznie wyszukałam go w kontaktach i zadzwoniłam. Pogratulowałam mu premiery nowej książki i zapytałam, czy mogłabym się dzisiaj z nimzobaczyć.

– Nie ma problemu – odparł spokojnie. – Będę na uczelni do osiemnastej, możeszwpaść.

Wujek Wojtek był starszym bratem mojej mamy. Jego przyjaźń z tatą zaczęła się właśnie od książki – pierwszej, jaką napisał. Dotyczyła dziejów Mazowsza w okresie rozbicia dzielnicowego. Początkowo nikt nie chciał jej wydać z obawy, iż nie zyska czytelników. Wreszcie poradzono mu, aby poszukał sponsora. Kiedy tata to usłyszał, sam zaproponował wsparcie w zamian za reklamę swojej firmy na okładce. Książkę wydano, a do następnych wujek już nie potrzebowałsponsora…

Zaraz po skończeniu pracy pojechałam do niego. Bez trudu zlokalizowałam na uniwerku wydział historii i zapytałam, gdzie mogę znaleźć profesora Radeckiego. Recepcjonistka podała mi numer pokoju. O nic nie pytała, z czego wnoszę, że wzięła mnie zastudentkę.

Znalazłam wujka we wskazanym pokoju w towarzystwie młodego mężczyzny, którego przedstawił mi jako swojegodoktoranta.

– Moja siostrzenica, Eliza Wendel – uzupełniłprezentację.

Mężczyzna obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. Wpadłam mu w oko i zauważyłam to! Powinnam się w tym momencie zaniepokoić, ale pozostałam niewzruszona. Doszłam do wniosku, że widocznie jestem zła na Kubę i dlatego dostrzegam zainteresowanie innychmężczyzn.

– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał wujek, kiedy doktorantwyszedł.

– To długa historia – odparłam zwahaniem.

– Nie szkodzi, mamczas.

W takim razie opowiedziałam mu wszystko, poczynając od poznania Kuby na wakacyjnym kursie hiszpańskiego, a kończąc na moichpodejrzeniach.

– Pomyślałam sobie, że może ty coś wiesz o konflikcie między naszymiojcami…

Wujek zamyślił się nachwilę.

– To dziwne, ale uświadomiłem sobie nagle, że Adam nigdy w rozmowach nie nawiązywał do przeszłości – powiedział w końcu. – Zawsze zachowywał się tak, jakby jego życie zaczęło się w momencie, kiedy poznał Elę. W sumie wydawało mi się to zrozumiałe – był w niej taki zakochany… Dopiero teraz, kiedy o tym wspomniałaś, pomyślałem, że mógł cośukrywać.

– Ale nie wieszco?

– Niestetynie.

Musiał zauważyć moje rozczarowanie, ponieważ przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Wobec tego wstałam i zaczęłam się żegnać. Nagle chwycił mnie za rękę ipowiedział:

– Zaczekaj!

Instynktownie sięodwróciłam.

– Chyba wiem, kto może ci coś na ten temat powiedzieć. Pamiętasz panaStasia?

– Naszego poprzedniegokierowcę?

– Tak. Kiedyś wspomniał mi, że pracuje z twoim ojcem od bardzo dawna. Był zatrudniony jeszcze w jego poprzedniejfirmie.

– Czyli w tej, którą tata prowadził zNiwińskim…

– No właśnie. Mógł być świadkiem tego, co się między nimi wydarzyło. A nawet jeśli sam tego nie widział, pewnie orientował się, o co poszło i jaki był przebiegkonfliktu.

– Ale on już jest na emeryturze – przypomniałamsobie.

– To nawet lepiej. Nie czuje się zobowiązany do zachowania tajemnicy. Musisz go tylko znaleźć i zapytać. Na pewno macie w papierach dane kontaktowe wszystkichpracowników.

– Wujku, jesteś genialny – stwierdziłam zentuzjazmem.

– Bezprzesady.

Ucałowałam go w oba policzki i powtórnie zaczęłam zbierać się dowyjścia.

– Pozdrów ciocię – rzuciłam napożegnanie.

Nagle wujek jeszcze raz chwycił mnie zarękę.

– Obiecaj mi tylko, że zanim coś zrobisz, spokojnie się namyślisz. Nie zawsze warto wracać doprzeszłości.

To mi do tej pory nie przyszło do głowy. Chciałam wiedzieć, co się stało, i wszystko inne byłonieistotne.

Może dlatego, że zawsze lubiłam jasnesytuacje?

– Wujku, ta przeszłość rzutuje na teraźniejszość – odpowiedziałamniepewnie.

Popatrzył na mnie i pokiwał głową zezrozumieniem.

– Zdaję sobie z tegosprawę.

– Muszę się dowiedzieć, bo inaczej to zawsze będzie stało między mną aKubą.

– Ale jest ryzyko, że kiedy się dowiesz, to będzie stało między tobą aAdamem…

Uśmiechnęłam się doniego.

– Nie martw się. Nic nie może stanąć między mną a moimojcem.