Świadek epoki. Walter Benjamin - Hans Mayer - ebook

Świadek epoki. Walter Benjamin ebook

Hans Mayer

3,5

Opis

Hans Mayer spogląda na ewolucję myśli Benjamina w makroskali, odsłaniając jej nie zawsze oczywiste napięcia i „łańcuchy” – od rozprawy doktorskiej na temat krytyki sztuki w niemieckim romantyzmie, poprzez Berlińskie dzieciństwo na przełomie wieków czy Dziennik moskiewski, aż po osiemnaście tez O pojęciu historii inspirowanych słynnym obrazem Paula Klee. Przede wszystkim jednak Mayer, z właściwą sobie empatią i szacunkiem dla odmienności, potrafi dostrzec w Walterze Benjaminie – filozofie i pisarzu, którego dzieło należy do kanonu XX stulecia – „świadka epoki”, człowieka zanurzonego w trudnej codzienności, myśliciela zmagającego się z kryzysami finansowymi i odrzuconego przez ówczesne środowisko akademickie, a po 1933 roku skazanego na emigrację „sympatyka marksistów”, który nigdy nie zdradził intelektualnych ambicji na rzecz politycznego zaangażowania. Outsidera, którego „życie pełne było zerwań i dwuznaczności”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Berlińskie dzieciństwo na przełomie wieków

Walter Benjamin zyskuje wciąż na znaczeniu jako krytyk kultury XX wieku, który w jego pojęciu rozpoczął się w połowie stulecia XIX. Dowiodła tego pamięć o przypadającej 26 września 1990 roku pięćdziesiątej rocznicy jego śmierci. Największy dziennik hiszpański, „El Païs”, uczcił go interesującym i kompetentnie przygotowanym dodatkiem specjalnym. Ukazał się on w Madrycie, stolicy kraju, u którego bram, w Portbou, zdesperowany uciekinier położył kres swojemu życiu.

Trudno wyobrazić sobie kontrast większy niż ten, który istnieje między – z jednej strony – pośmiertną światową sławą Benjamina, staranną edycją całej jego spuścizny intelektualnej, prowadzonymi z detektywistyczną dociekliwością badaniami nad wszystkimi okolicznościami jego życia, a – z drugiej – samą jego egzystencją człowieka nieustannie odrzucanego, ponoszącego klęski, w cichości ducha zapewne wcześnie już spragnionego śmierci. Czyż to nie „garbusek”[1] z dziecięcej piosenki i z pokoju dziecięcych zabaw był postacią, która nie tylko – jak opowiada Thomas Mann – tak głęboko poruszyła małego Hanno Buddenbrooka, ale którą także Walter Benjamin uczynił ośrodkiem swych ponawianych wciąż prób zrozumienia Franza Kafki? Czy to ów zły skrzat sprawił, że największe i rokujące najwięcej nadziei jego zamierzenia skażone były już u swych początków obumieraniem albo unicestwieniem? Początki te musiały sięgać jego dzieciństwa, „berlińskiego dzieciństwa na przełomie wieków”. W studiach nad Kafką pojawiają się słowa matki Benjamina, która zawsze gdy Walter stłukł coś, czegoś zaniedbał, albo źle się zabierał do jakiejś pracy, miała na podorędziu gotowe powiedzonko: „Niezguła pozdrawia”[2]. Chłopiec nigdy go nie zapomniał.

Co się tyczy dzieciństwa Benjamina, jego stosunku do ojca, antykwariusza handlującego osobliwymi dziełami sztuki, a zatem produktami posiadającymi „aurę”, to dziś zapewne, gdy mamy już do dyspozycji tyle materiałów na jego temat, możliwe byłoby spojrzenie na napięte relacje między ojcem a synem nie tylko przez pryzmat prywatnych sporów czy listów, lecz także odpowiedzi, jakich twórczy myśliciel Walter Benjamin próbował udzielać na różne pytania w późniejszych latach, przede wszystkim po śmierci obojga rodziców. Kto wie, czy – jak można by się dziś domyślać albo przypuszczać – napisany na zlecenie emigracyjnego „Zeitschrift für Sozialforschung” esej wspomnieniowy o kolekcjonerze sztuki i krytyku kultury Eduardzie Fuchsie, do którego to eseju Benjamin dołączył potem sławny aneks, był w swych rozważaniach o roli dzieła sztuki w epoce jego „reprodukowalności” zarazem odpowiedzią syna skierowaną do ojca, kolekcjonera sztuki, żyjącego i pracującego w dobie unikatów i otaczających je aury.

Gdyby tak było, to późne studia Benjamina na temat rozwoju sztuki nowoczesnej i nowoczesnego na nią spojrzenia należałoby interpretować jako w pewnym sensie odpowiednik Kafkowskiego listu do ojca, sporu Sigmunda Freuda z religijnym jeszcze żydowskim ojcem-patriarchą oraz w kontekście wszechobecnej kwestii ojcobójstwa, postawionej przez wczesny ekspresjonizm. Przez pryzmat tego niemiecko-żydowskiego dzieciństwa w solidnej mieszczańskiej rodzinie pierwszych lat nowego stulecia da się, być może, pojąć zdumiewającą i wieloraką mnogość podejmowanych przez Benjamina przedsięwzięć, kryjących w sobie zawsze ziarno niepowodzenia – wielkich szkiców eseistycznych poświęconych Karlowi Krausowi, Kafce, a wreszcie także Goethemu i niemieckim romantykom.

Rocznik 1892

Zgodnie ze swym rokiem urodzenia Benjamin należy do tych twórców tamtego czasu, którzy pragnęli się odróżnić zarówno od tradycjonalistów z połowy lat siedemdziesiątych (Hofmannsthal, Karl Kraus, Rilke, Thomas Mann), jak i od eksponentów z dawna wypatrywanego zmierzchu ludzkości czy wszelkiego rodzaju wyznań wiary w „ducha utopii”[3]. Ich reprezentanci, włącznie z Kafką, Heymem i Traklem, Ernstem Blochem i Györgyem Lukácsem (obaj z rocznika 1885), nadawali co prawda ton, uwalniając nowe energie, a przede wszystkim wywołując nowe sprzeczności w generacji lat dziewięćdziesiątych, jednak równocześnie zmuszali tych, którzy urodzili się po nich w ostatniej dekadzie stulecia do podjęcia decyzji, czy podążyć za nimi, czy też raczej zbuntować się przeciwko poprzednikom.

Oczywiście mimo wszelkich osobistych i estetycznych sprzeczności między późniejszymi antagonistami, Karlem Krausem i Hugonem von Hofmannsthalem, istniała pewna wspólnota.

W jednym z listów von Hofmannsthala do szwajcarskiego eseisty Maxa Rychnera, który także należał do późnej generacji lat dziewięćdziesiątych i który miał odegrać ważną rolę w życiu Waltera Benjamina, autor Trudnego człowieka[4] wyznaje w tonie spóźnionej pogardy, że u swych początków myślał i czuł bardzo podobnie jak Karl Kraus, a nawet miał wrażenie pewnej z nim bliskości. Na fakt, że Rilke już wcześnie z uznaniem wyrażał się o Buddenbrookach i Królewskiej wysokości, Thomas Mann powoływał się potem zawsze z pewną przekorną dumą.

Wspólnota pokolenia młodych ludzi urodzonych pod koniec lat osiemdziesiątych jest bezsporna. Reprezentantów rocznika 1885 – Ernsta Blocha, Ottona Klemperera, Györgya Lukácsa – łączyła bliska przyjaźń, a niekiedy także wspólna praca. W generacji lat dziewięćdziesiątych zasada symbiozy czy wręcz duchowej komunikacji straciła, jak się wydaje, swą obowiązującą moc, a nabrała jej raczej ostra antyteza swego rodzaju albo-albo. Gdzież byłaby do pomyślenia wspólnota między urodzonymi w roku 1890 Hannsem Johstem i Kurtem Tucholskym? I czyż można było mówić o jakimś konsensusie w wypadku Petera Suhrkampa i Johannesa R. Bechera z rocznika 1891? Później zaś Hansa Henny Jahna i Arnolta Bronnena, czy – gdy posuwać się ku końcowi stulecia – Bertolta Brechta i Ericha Kästnera? Nonsensem jest przyporządkowywanie tej generacji do jakiejś wspólnej koncepcji mieszczańskiego realizmu i rewolty ekspresywno-idealistycznej. Na przykładzie pokolenia wywodzącego się z lat dziewięćdziesiątych można, wręcz przeciwnie, wykazać, że w ich doświadczeniu wizja idealistyczna straciła już sporo ze swego blasku. Bez względu na to, czy zastępowano ją potem wizją czerwonej gwiazdy, czy – w wypadku Johsta i Bronnena – aktem porzucenia wiary ekspresjonistycznej i zwrotem ku agresywnej niemieckości, albo czy okazywano głęboką nieufność wszystkim takim fundamentalizmom, opowiadając się za sztuką twórczego sceptycyzmu, jak czynili to Tucholsky i Kästner, ewidentna była przecież odmowa uznania jakiejkolwiek wspólnoty i tendencja do akcentowania przeciwieństw.

Spór ze swoją generacją lat dziewięćdziesiątych od początku określił drogę Waltera Benjamina jako pewną ewolucję realną i duchową. Zdecydowanie uchylał się on przez całe swoje – krótkie – życie od wszelkich postanowień o charakterze „albo-albo”. Podejmowanie decyzji nie było jego specjalnością. Wiedział również dobrze, że decyzję o niedecydowaniu także można było rozumieć jako pewne rozstrzygnięcie. W późniejszym życiu i działaniu Waltera Benjamina dążenie do swoistego „zarówno-jak-i”, usytuowanego między Hofmannstahlem i Brechtem, pojawiało się naprzemiennie z totalną odmową wszelkiego „ani-ani” – da się to wykazać w jego polemice prowadzonej z późnym ekspresjonizmem i z występującą przeciwko niemu Nową Rzeczowością.

Domniemania wokół pewnej biografii

Krótki to żywot. Od 15 lipca 1892 do 26, a właściwie 27 września 1940 roku. Żywot outsidera, który z pozoru chciał wchodzić w jakieś związki, ale wszelkie związki zawsze unicestwiał, który pozornie pragnął, by posłużyć się słowami uwielbianego przezeń Hofmannsthala, „wiązanym być – tak! – i mocno wiązać”[5]. Ale jego życie pełne jest wciąż jedynie zerwań, dwuznaczności. Przyjaźni, które przyjaźniami nie były. Ernst Bloch, który zetknął się z Benjaminem podczas I wojny światowej w Bernie, wierzył w tę przyjaźń. Gdy po dwóch wojnach światowych opublikowano korespondencję Benjamina z Theodorem Adornem zawierającą bardzo negatywne sądy o przyjacielu i autorze Das Prinzip Hoffnung (Zasada nadziei), sędziwy Bloch stwierdził ze smutkiem: „Oto jeden z moich przyjaciół umarł mi po raz drugi”.

Benjamin ze swej strony wierzył – ponieważ podziwiał geniusz – w swoją przyjaźń z Bertoltem Brechtem. Brecht bardzo wcześnie dostrzegł znaczenie Benjamina, zaprosił go, by zamieszkał wraz z nim w duńskim Svendborgu pod – w rzeczywistości bardzo luksusową – „strzechą północy”. Ale w dzienniku pracy Brechta, również już dostępnym, przeczytać można taki oto wpis z 25 lipca 1938 roku: „Jest tu Benjamin. Pisze esej o Baudelairze. […] Pożyteczna lektura. Znamienne, że to spleen umożliwia mu pisanie. Wychodzi od czegoś, co nazywa aurą […]. Ta aura ma się w ostatnim czasie – wraz z kultowością – znajdować w stadium rozpadu. […] Wszystko to mistyka – przy zachowaniu postawy skierowanej przeciwko mistyce. W takiej to formie adaptuje się materialistyczne rozumienie historii! Trochę to przerażające”.

Gerhard Scholem, teolog i filolog, któremu dzisiejszy judaizm zawdzięcza ponowne odkrycie całkiem zagubionej tradycji kabalistycznej, był przypuszczalnie również dla Benjamina najbliższym powiernikiem. Książka Scholema zatytułowana Walter Benjamin – die Geschichte einer Freundschaft (Walter Benjamin – dzieje pewnej przyjaźni) poświadcza autentyczność tego związku właśnie na obszarze sporu toczonego tyleż otwarcie, co zaciekle między syjonistą i niemarksistą Scholemem a „sympatyzującym” z syjonizmem niemarksistą Benjaminem. Gerhard Scholem opowiadał później, że jego przyjaciel już latem 1932 roku, gdy zbliżały się jego czterdzieste urodziny, myślał o samobójstwie.

W tym czasie agonii Republiki Weimarskiej Benjamin ponosił klęski na prawie wszystkich polach. Praca habilitacyjna na temat niemieckiej literatury barokowej – odrzucona przez germanistów Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie. Rodzice już nie żyją i nie mogą przyjść mu z pomocą, nie mówiąc już o tym, że Benjamin senior po nieudanej habilitacji stracił najwyraźniej wszelką wiarę w życiowy potencjał najstarszego syna. Młodszy syn państwa Benjaminów został lekarzem i komunistą. Ożenił się z Hildą Benjamin. Zamordowano go w Buchenwaldzie. W dziełach Waltera Benjamina znajduje się – umieszczona tam, by zobrazować ten etap jego głębokiego poniżenia – korespondencja z urzędem skarbowym, której sam petent nadał formę literacką.

Berlin, 19 lipca 1931 roku

Do Urzędu Skarbowego Wilmersdorf-Süd, Wilmersdorf

Numer Ewidencji Podatkowej…

Wielce Szanowny Panie,

zwracam się niniejszym z gorącą prośbą o prolongatę spłaty należności, które winienem uiścić w nieprzekraczalnym terminie 10 października 1931 roku. Już w roku ubiegłym, kiedy to był Pan tak uprzejmy uwzględnić stosowne moje podanie, miałem sposobność wskazać na fakt, że nie uzyskuję teraz praktycznie żadnych dochodów. Ponadto mam jeszcze do zapłacenia podatek spadkowy w wysokości … marek, chociaż dotychczas, mimo mojej obecnej sytuacji, nie miałem możliwości uzyskania jakichkolwiek środków z tegoż spadku. Dlatego moje położenie jest w chwili obecnej skrajnie trudne.

Łączę wyrazy szacunku

Podpis

Berlin, 30 lipca 1931 roku

Urząd Skarbowy Wilmersdorf-Süd, Wilmersdorf

Numer Ewidencji Podatkowej…

Do Pana…

W odpowiedzi na Pańskie pismo z 19 lipca 1931 roku informuję, że niestety nie mogłem sprolongować płatności zaległego podatku ani rozłożyć go na raty. W celu uniknięcia dodatkowych kosztów zalecałbym niezwłoczne uiszczenie zaległości.

Z upoważnienia

Podpis

Uwierzytelnił

Podpis

Berlin, 11 sierpnia 1931 roku

Do Urzędu Skarbowego Wilmersdorf-Süd, Wilmersdorf

Wielce Szanowny Panie,

w odpowiedzi na Pańskie pismo z 30 lipca 1931 roku pozwalam sobie zakomunikować Panu, co następuje:

„Odkąd wynaleziono sztukę pisania, prośby utraciły wiele ze swej mocy, rozkazy natomiast wiele jej zyskały. Niedobry to bilans. Prośbom pisanym łatwiej odmówić, pisane rozkazy zaś łatwiej się wydaje niż ustne. Do jednego i drugiego potrzeba odwagi, której często brak, gdy rzecz wyrazić mają usta”[6].

Ta uwaga Georga Christopha Lichtenberga może być dla Pańskiej Instytucji tym bardziej interesująca, że przed stu laty została podana do druku przez pewnego naczelnika urzędu skarbowego, syna autora[7].

Łączę wyrazy szacunku

Podpis

Niespełniony germanista