54,99 zł
Pierwsza książka w mugolskim świecie, która odsłania prawdziwe oblicze Severusa Snape’a
Jest jedną z najbardziej znienawidzonych i niezrozumianych postaci świata czarodziejów. Walczył po obu stronach, ale nigdy nie przestał rozgrywać swojej własnej partii. Stale o krok przed innymi – nawet przed czytelnikiem. Do dziś budzi skrajne emocje i podziały wśród fanów. Nosił szatę nauczyciela, maskę Śmierciożercy i piętno zdrajcy. Ale czy naprawdę wiemy, kim był Severus Snape?
·Co kryło się za jego obsesją na punkcie Lily?
·Jak to możliwe, że znał zaklęcia, których nie uczono w Hogwarcie?
·Dlaczego Harry nazwał swojego syna jego imieniem?
·Czy Snape był ostatnim, który próbował odwrócić działanie czarnej magii, czy pierwszym, który ją naprawdę zrozumiał?
·I czy kiedykolwiek przestał być Śmierciożercą?
Ta książka to coś więcej niż próba zrozumienia Snape’a. To detektywistyczna wyprawa śladami zaklęć, gestów i wyborów, które zmieniły bieg historii magicznego świata.
Znasz historię Severusa Snape’a z perspektywy Harry’ego Pottera.
A co, jeśli to tylko część prawdy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 546
Data ważności licencji: 1/23/2030
Dla Dominusa
Seria Harry Potter została nazwana na cześć Chłopca, Który Przeżył, jednak jeśli chcecie naprawdę dobrze poznać całą opowieść, lepiej skupcie swoją uwagę na Snapie. Ten zrzędliwy typ o haczykowatym nosie i tłustych włosach jest jednym z największych i najtrwalszych darów, jakie J.K. Rowling ofiarowała angielskiej literaturze. Jest archetypicznym wrednym nauczycielem: opryskliwym, ale jednocześnie okrutnie, rozkosznie zabawnym. Kradnie uwagę w każdej scenie, w której się pojawia.
Rowling wykreowała postać niemal doskonale niejednoznaczną – podwójnego agenta, któremu udaje się zostać prawą ręką każdego z generałów stojących po dwóch stronach barykady. Jest jednocześnie osobą w pełni opanowaną i emanującą goryczą. Każda jego wypowiedź, każdy gest ma co najmniej dwie różne, przeciwstawne interpretacje. Biorąc pod uwagę fakt, że kwestia faktycznej lojalności Snape’a stanowi jedną z kluczowych tajemnic serii, czy jest w ogóle możliwe, aby się dowiedzieć, co kryje się za jego fasadą?
Owszem, jest. Studiując z uwagą każdy z tomów, jesteśmy w stanie dowiedzieć się o Snapie wszystkiego.
Czy jest szkolnym prześladowcą? Bez wątpienia. Potrafi być niesprawiedliwy, małostkowy, szyderczy, rażąco stronniczy – ma pełno cech, których uczniowie nienawidzą z całego serca. A jednak pod tą jadowitą powierzchnią znajduje się ktoś, komu rozpaczliwie zależy, na tyle mocno, że jest gotów poświęcić swoje dorosłe życie chronieniu wszystkich, którzy są częścią jego świata – nawet tych, których sam nie lubi. A robi to pod przykrywką, udając człowieka wrednego, akceptując fakt, że będzie żył i umrze bez szansy na wytłumaczenie się i oczyszczenie swojego imienia.
Co sprawia, że mimo wszystkich wad pozostaje ulubioną postacią tak wielu czytelników?
Jest inteligentny. Jest kompetentny. Jego sarkazm bywa dowcipny, jego zawziętość potrafi być krzepiąca. Zawsze dokładnie wie, co zrobić. Zawsze zjawia się tam, gdzie jest potrzebny. Są rzeczy, które tylko Snape potrafi. Czarodziej, który stanął po stronie zła, by potem nawrócić się i okazać skruchę, wie o czarnej magii więcej niż ktokolwiek, kto od zawsze był dobry.
Jest paskudny z wyglądu, biedaczyna, i wrażliwy na upokorzenia. Nienawidzi, kiedy ktoś się z niego naigrawa, szczególnie uczniowie. Wszyscy widzą wtedy, jak kipi gniewem. Jednak w tym wszystkim robi tyle, ile może, z tym, co ma i niczym więcej. Jako dorosły nie staje się bardziej atrakcyjny, ale… potężny. Przyciągający. Kradnący uwagę. Kiedy dokonuje rzeczy odważnych, wydaje się niemal piękny.
Jest dobry dla matek, choć nie dla ich dzieci, i ryzykuje życiem, aby im pomóc. Wie, jakie to uczucie być bezsilnym i niechcianym. Jakkolwiek potrafi być okrutny – kiedy stawką jest ludzkie życie, zrobi wszystko, aby chronić innych.
Czy jego osiągnięcia automatycznie wymazują wszystkie okropieństwa, jakich się dopuścił? Bynajmniej. Na tym zresztą polega siła jego charakteru. Często wzbudza niechęć, bywa niedojrzały, nieatrakcyjny, nawet nie jest miły… ale udało mu się zrobić coś ze swoim życiem. Jego historia pokazuje, że dla każdego jest nadzieja i każdy ma możliwość dokonywania wielkich czynów, nie tylko ci, którzy od zawsze byli po stronie dobra. Dowiadując się, jak wiele krzywdy wyrządził w młodości, uczymy się, jak rozumieć bez usprawiedliwiania, uczymy się, jak dawać innym i samym sobie drugą szansę.
Dla uważnego czytelnika postać Snape’a stanowi niekończące się źródło satysfakcji. Niektóre z tajemnic łatwo wyjaśnić: same wypływają na wierzch albo skrywają się tuż pod powierzchnią.
Podczas swojej pracy dla Dumbledore’a Snape uczy się wyrażać skruchę. Wybiera to, co trzeba, a nie to, co łatwe. Decyduje się na niewdzięczny los, na życie, w którym będzie nieustannie nienawidzony, nieustannie opacznie uważany za złego. Co więcej, jest w stanie stłumić w sobie ludzką potrzebę dowiedzenia własnej niewinności. Przechodzi wszystkie te próby, nawet kiedy słyszy swoje imię z ust umierającego człowieka, bo poświęca się dla większej sprawy. Nie chce uznania, odrzuca miłość w dorosłym życiu, koncentruje swoje niezwykłe umiejętności na osiągnięciu czegoś niewyobrażalnego, w arcytrudnych warunkach, z pełną świadomością, że jego dokonania nigdy nie zostaną docenione. Nigdy nie zostanie mu przypisana rola bohatera. Wbrew wszelkim instynktom zmusza się do robienia tego, co musi zostać zrobione. Mając nas, czytelników, za świadków. Spośród wielu poświęceń, na jakie się zdobył, najtrudniejszym zdaje się konieczność wyrzeczenia się ludzkiego prawa do ukazania swojego prawdziwego „ja”. Snape skrywa prawdę o sobie aż do momentu, w którym wydaje ostatnie tchnienie, kiedy to wreszcie może nakazać głównemu bohaterowi powieści: „Spójrz na mnie”.
J.K. Rowling podjęła ogromne ryzyko, opierając punkt kulminacyjny swojej epickiej serii na umiejętności wykreowania niejednoznaczności Snape’a doprowadzonej do granic możliwości, aby na końcu ukazać nam jego prawdziwe oblicze. Co zatem widzimy, kiedy cała prawda wychodzi na jaw? Wizję miłości tak wielkiej i gorącej, że aż oślepiającej. To odkrycie stanowi piękne domknięcie serii i jest powodem, dla którego cała historia Harry’ego wciąż i wciąż powraca do osoby Snape’a.
KFHarry Potter i Kamień Filozoficzny, tom I, 1991–1992, pierwszy rok
KTHarry Potter i Komnata Tajemnic, tom II, 1992–1993, drugi rok
WAHarry Potter i więzień Azkabanu, tom III, 1993–1994, trzeci rok
COHarry Potter i Czara Ognia,tom IV, 1994–1995, czwarty rok
ZFHarry Potter i Zakon Feniksa,tom V, 1995–1996, piąty rok
KPHarry Potter i Książę Półkrwi, tom VI, 1996–1997, szósty rok
IŚHarry Potter i Insygnia Śmierci,tom VII, 1997–1998, siódmy rok
PD – Harry Potter i przeklęte dziecko
Kipiąca mieszanina goryczy, zawiści i autentycznego geniuszu: od pierwszego momentu, w którym wycelował swoje spojrzenie w Harry’ego Pottera, aż po ostatni, Severus Snape przyciąga uwagę. Jego postać stanowi jedną z najbardziej imponujących sylwetek stworzonych przez J.K. Rowling – zabójczo niebezpieczny człowiek pełen sprzeczności, który potrafi bywać na wskroś dobrym, na wskroś okrutnym, żadnym z powyższych albo jednym i drugim jednocześnie. Jego nieprzeniknione oczy są „zimne i puste, przywodzące na myśl ciemne tunele” (KF 145). Podczas lektury całej serii – pełnej przecież ciemnych tuneli, z których każdy prowadzi ku jakimś odkryciom – próba zrozumienia co, jeśli cokolwiek, kryje się za fasadą perfekcyjnej niejednoznaczności Snape’a, stanowi dla czytelników nieustanne źródło satysfakcji.
Ze wszystkich osób, które były dla Harry’ego w jakiś sposób ważne w trakcie pierwszego roku nauki, Snape jest tym, którego spotyka jako ostatniego, niemal w połowie powieści. Do tego czasu poznał Hagrida, Dumbledore’a, Voldemorta, Quirrella, Malfoya, Weasleyów, Hermionę i McGonagall (albo przynajmniej wiedział już o ich istnieniu). Czuje przyjemne ciepło po wspaniałej uczcie powitalnej, znalazł swoje miejsce, obserwuje coraz to lepsze cuda… aż do tego mrożącego krew w żyłach momentu.
Profesor Quirrell, w swoim absurdalnym turbanie, rozmawiał z jakimś nauczycielem o tłustych czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze.
Nagle ów nauczyciel spojrzał ponad turbanem Quirrella prosto w oczy Harry’ego, a ten poczuł ostry, piekący ból w czole, jakby go ktoś trafił końcem rozgrzanego pogrzebacza. (KF 134–135)
Harry nigdy wcześniej nie odczuwał takiego rodzaju bólu.
Ból minął równie szybko, jak się pojawił. Trudniej było otrząsnąć się z wrażenia, jakie na Harrym sprawiło to spojrzenie – wrażenia, że ów nauczyciel z pewnością go nie lubi.
– Kim jest ten, który rozmawia z profesorem Quirrellem? – zapytał Percy’ego.
– O, już znasz Quirrella, tak? Nic dziwnego, że jest taki zdenerwowany, rozmawia z profesorem Snape’em. Snape uczy eliksirów, ale nie bardzo ma na to ochotę… wszyscy wiedzą, że wolałby zająć miejsce Quirrella. Ten Snape zna się na czarnej magii. (KF 135)
Harry i czytelnicy dowiadują się na temat Snape’a sześciu ważnych rzeczy. Jest tak brzydki, że przeraża dzieci. Ma jakiś związek z traumami z dzieciństwa Harry’ego. Blisko mu do zła. Jest wiecznie niezadowolony. „Wszyscy wiedzą”, że najbardziej na świecie pragnie objąć stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią. I bardzo nie lubi Harry’ego Pottera.
Niechęć Snape’a do Harry’ego jest jednym z czterech elementów, które przewijają się podczas siedmiu lat ich znajomości. Pozostałe trzy elementy to: sprzeciw Snape’a wobec osób pełniących funkcję nauczyciela obrony przed czarną magią, reputacja Snape’a i skrywane prawdziwe motywy kierujące Snape’em. Te cztery elementy wspólnie dają nam dość jasny obraz życia Snape’a w danym momencie historii.
Harry’emu trudniej otrząsnąć się z wrogości Snape’a po pierwszej wymianie spojrzeń niż z bólu powodowanego przez Voldemorta. Każde dziecko byłoby wyczulone na niewytłumaczalną antypatię ze strony dorosłego mającego przewagę w postaci władzy. Ale dla prześladowanego, osieroconego chłopca, jedynego ocalałego z brutalnej zbrodni, to jest jak prawdziwy koszmar, co zresztą staje się podstawą przerażającej wizji o turbanie Quirrella, Malfoyu i Snapie, która śni mu się tej nocy (KF 139).
Pierwsze zajęcia z eliksirów potwierdzają wcześniejsze przypuszczenia Harry’ego: „Snape wyraźnie go nienawidził” (KF 145). Spośród wszystkich tajemnic otaczających prawdziwe motywy kierujące Snape’em jego nienawiść do Harry’ego jest jednym z pewników, całkowitych i niezmiennych. Przez siedem tomów czytelnicy nigdy nie mają jasności, dlaczego Snape robi to albo tamto, ale jedno jest absolutnie pewne: nie czyni tego z miłości do Harry’ego.
Harry staje się celem złośliwości Snape’a już przy pierwszej okazji, kiedy ten odczytuje listę obecności na lekcji.
– Ach, tak – powiedział cicho. – Harry Potter. Nasza nowa znakomitość.
Draco Malfoy i jego przyjaciele Crabbe i Goyle parsknęli śmiechem, zakrywając twarze rękami. (KF 145)
Wydaje się, że Snape, opiekun Slytherinu, już wcześniej naigrawał się z reputacji Harry’ego wraz ze swoimi pierwszoroczniakami, bo ci natychmiast podchwytują jego słowa i zaczynają dokuczać Harry’emu. Na tym etapie powieści wiemy już, że reszta szkoły nienawidzi Ślizgonów. Hagrid mówi nawet Harry’emu, że „z tych, co zeszli na złą drogę, każdy był w Slytherinie” (KF 88). To stwierdzenie pozostaje niesprostowane przez niemal trzy części serii. Ślizgoni pod wodzą Snape’a zdobywali Puchar Domów przez ostatnie sześć lat. Możemy się doszukać tutaj narracji o nauczycielu Slytherinu, który gorliwie dba o morale swoich uczniów przekraczających po raz pierwszy próg szkoły, choć wszyscy patrzą na nich jak na złoczyńców. Wizja ta szybko rozmywa się jednak, ponieważ widzimy dorosłego, który wytyka palcami jedno dziecko i zachęca pozostałych uczniów, aby z niego drwili.
Ten fragment powieści zawiera jeszcze jeden stały motyw, przewijający się przez całą serię: bezpodstawne przekonanie Snape’a o tym, że Harry lubi sławę, którą ściągnęły na niego wydarzenia z dzieciństwa. Z lektury Kamienia Filozoficznego nie jesteśmy w stanie wywnioskować, skąd ta pewność. Czytelnik odbiera to jako stronnicze i bulwersujące, podobnie jak sam Harry.
Ale wtedy właśnie Snape rzuca swoimi słowami czar.
– Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów – zaczął. Mówił prawie szeptem, ale słyszeli każde słowo; Snape, podobnie jak profesor McGonagall, potrafił utrzymywać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu. – Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły… Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać. (KF 145–146)
Za sprawą tej niemal poetyckiej ody do magii dowiadujemy się, co jest dla Snape’a święte. „Subtelna, a jednocześnie ścisła sztuka”: chce, żeby uczniowie wiedzieli, że dyscyplina i podejście mają w magii ogromne znaczenie. „Głupie wymachiwanie różdżkami” to pierwszy z wielu sygnałów, że znakiem rozpoznawczym Snape’a jest samowystarczalność, magia niezależna od różdżek ani słów zaklęć, a opierająca swą moc wyłącznie na autonomicznym umyśle.
Jego przemówienie naszpikowane jest złośliwościami, a rozdrażnienie i niechęć zdają się wypływać niemal z każdego zdania: „głupie”, „nie oczekuję, że naprawdę docenicie”, „banda bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać”. Snape lży dzieci, które nic jeszcze nie zdążyły zrobić, karze je za niedociągnięcia innych. Nie wiemy, czy rzeczywiście tak bardzo zależy mu na stanowisku nauczyciela obrony przed czarną magią, ale nie da się ukryć, że nie jest zachwycony swoim aktualnym zajęciem – wygląda na to, że jego zdaniem większość dzieciaków nie jest godna, by uczyć się o eliksirach.
Ale nawet te małe złośliwości dyskretnie wskazują na jeden z głębiej ukrytych przez Rowling motywów. „Głupie wymachiwanie różdżkami” brzmi trochę jak riposta obrażonego dziecka, którego własne pasje zostały zlekceważone. Słowa „nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie” mają melancholijny wydźwięk długotrwałego rozczarowania. „Bałwany” to jęk frustracji z ust geniusza zestawionego z grupą uczniów, których umysły pracują zupełnie inaczej. To na swój sposób poruszające, że mimo złości Snape zdaje się nadal mieć nadzieję, że uda mu się przekazać odrobinę cudu magii tym niezbyt obiecującym nowicjuszom.
„Piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary” (KF146) to poetycka wizja tego, co my, mugole, nazywamy „stanem flow” – długotrwałą cichą radością płynącą z pełnego zanurzenia w kreatywnym działaniu. To stan głębokiego zadowolenia z własnych mocy twórczych, samowystarczalna forma życiowego szczęścia. Gorycz, samotność i wrogość ulatniają się bez śladu. Kiedy zobaczymy Snape’a poddawanego ciężkim próbom w dalszych częściach cyklu, pamiętajmy, że odkrył przed nami swój sekret już w pierwszym przemówieniu: tak długo, jak jest w stanie utrzymać łagodne wrzenie, czy to w kotle, czy we własnym umyśle, tak długo posiada niewyczerpywalne źródło radości.
„Delikatna moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka” (KF 146) – w tej frazie zawiera się moc diabolicznie zabawnych aluzji odnoszących się do upiorności jego postaci. Mówi przecież o krwi – czy jest przy tym złowieszczy? Dlaczego „pełznąć”, kiedy mógłby powiedzieć „płynąć”? Czy ten element skradania się ma dla niego jakiś urok? Czy mówi o jakimś dobrym eliksirze czy o truciźnie? Czy czerpie przyjemność ze stresowania ludzi, a może nawet nie zdaje sobie sprawy, że to robi?
Nawet jeśli Rowling stara się odwrócić naszą uwagę tym nieco groteskowym humorem, jednocześnie podsuwa nam pierwszą podpowiedź zwiastującą jedno z głównych przesłań powieści. W kolejnych tomach Harry dowie się, że gdy jego matka zginęła, aby go ratować, jej ofiara przywołała „pradawną magię krwi”, która chroniła Harry’ego (a niedługo też i Voldemorta) przed czarną magią. Snape również z czasem pozna nieco lepiej, jak działa ta magia – miłość, magiczne określenie tego, co my, mugole, nazywamy także uczuciami empatii, rozpaczy, więzi i opiekuńczości, płynącymi w naszych żyłach – i wykorzysta tę wiedzę do „powstrzymania śmierci”.
Jednak zarówno Harry, jak i Snape są aktualnie lata od tego etapu. Wypowiedź Snape’a otwierająca pierwszą lekcję eliksirów jest przede wszystkim o ekscytacji płynącej z obietnicy. To jeden z pierwszych pokazów magii w tej książce. Rowling rzuca czar na czytelnika – uważnie dobiera słowa, które sprawiają, że szkolny gnębiciel zmienia się nagle w fascynującą postać.
Harry i Ron wysłuchują przemowy Snape’a w milczeniu. Wywiera ona za to piorunujący efekt na Hermionie i daje początek napiętej relacji między nią a Snape’em – o której, notabene, można by napisać osobną książkę. Hermiona rozpaczliwie pragnie porozmawiać ze Snape’em, podskakuje niekontrolowanie i z taką zapalczywością, że wreszcie podnosi się z miejsca. Chłonie jak gąbka wszystkie jego słowa – i tak będzie już zawsze. I zawsze, podczas swoich prób ignorowania jej, Snape wysyłać jej będzie komunikat: nie rozmawiam z tobą. To nie o tobie jest ta opowieść.
Hermiona Granger prawie zsunęła się z krzesła, sprawiając wrażenie osoby, która zamierza udowodnić, że nie jest bałwanem.
– Potter! – powiedział znienacka Snape. – Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
Sproszkowanego korzenia czego? Do nalewki czego? Harry zerknął na Rona, ale ten sprawiał wrażenie kompletnie ogłupiałego i z pewnością taki był. Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze.
– Nie wiem, panie profesorze – odpowiedział Harry.
Wargi Snape’a wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu.
– Aha! Najwyraźniej sława to nie wszystko. (KF 146)
Sława to nie wszystko? Abstrahując od faktu, że sława nie znaczy dla Harry’ego absolutnie nic, to co jest tym „wszystkim”?
Zlekceważył podniesioną rękę Hermiony.
– Spróbujmy jeszcze raz. Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł bezoar?
Hermiona wyciągnęła rękę tak wysoko, jak zdołała, nie opuszczając swojej ławki, ale Harry nie miał zielonego pojęcia, co to jest bezoar. (KF 146–147)
Czy dobór pytań stawianych przez Snape’a ma jakieś głębsze znaczenie?
Starał się nie patrzyć na Malfoya, Crabbe’a i Goyle’a, którzy trzęśli się ze śmiechu.
– Nie wiem, panie profesorze.
– Wydaje mi się, że nie zaglądałeś do żadnej książki, zanim tu przyjechałeś, co, Potter?
Harry zmusił się, by spojrzeć prosto w te zimne oczy. Oczywiście zaglądał do książek u Dursleyów, ale czyżby Snape oczekiwał, że zapamięta każdy przepis z Tysiąca magicznych ziół i grzybów? (KF 147)
Czy Snape faktycznie tego oczekiwał? Nie, nie mógłby. Z pewnością ani Malfoy, ani Crabbe, ani Goyle nie wykuli na pamięć swoich podręczników. Z pewnością „zajrzenie do książki” to nie to samo, co nauczenie się na pamięć jej treści jeszcze przed rozpoczęciem szkoły. Czy Snape próbuje znaleźć powody, aby znęcać się nad tym dzieckiem? A może, jak to dorośli czasem mają w zwyczaju, zaczyna na nowo zatarg z przeszłości, o którym ani Harry, ani czytelnicy nie mają zielonego pojęcia?
– Potter, jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?
Hermiona wstała, celując dwoma palcami w sklepienie lochu.
– Nie wiem – odpowiedział cicho Harry. – Myślę jednak, że wie Hermiona, więc dlaczego pan jej nie zapyta? (KF 147)
Jedyną uczennicą, która faktycznie wykuła na blachę podręczniki jeszcze przed rozpoczęciem szkoły, jest ta urodzona w mugolskiej rodzinie, ta, która nie ma zamiaru zaprzepaścić szansy, jaką jest dla niej miejsce w Hogwarcie, ta, która ma ambicję nauczyć się jak najwięcej magii tak szybko, jak to możliwe. Dla niej magiczna edukacja jest przywilejem i spełnieniem marzeń. Być może przypomina Snape’owi jego samego w tym wieku, niestety w momencie, w którym nie ma on najmniejszej ochoty na ckliwe wspominki ani podróże w głąb siebie. Być może nie jest jeszcze gotowy na odrzucenie dawnych uraz wobec uczniów, którzy bez wysiłku płyną ze szkolnym prądem, którym wydaje się, że przynależą do tego świata, że ten świat jest im to winien i w związku z tym nie muszą okazywać wdzięczności. Być może wymienione przez niego informacje na temat eliksirów były tymi, których sam się nauczył, jeszcze zanim został przyjęty do szkoły.
Snape sam cedzi przez zęby odpowiedzi na swoje niespodziewane pytania, dodając: „twoja ignorancja pozbawiła właśnie Gryffindor jednego punktu” (KF 147).
Na tym kończy się przedstawienie. Snape zyskuje przewagę nad swoją klasą, a Harry traci punkt – ale to tylko jeden punkt. Czas spędzony z Dursleyami wiele go nauczył: Harry nie wycofuje się, jego celny komentarz na temat Hermiony pozostaje bez odpowiedzi ze strony Snape’a, a w efekcie nauczyciel przenosi swoją uwagę z powrotem na ogół klasy, jak być powinno. Harry okazuje się godnym przeciwnikiem. Snape zaczyna w miarę normalnie prowadzić lekcję, nie bardziej nieprzyjemnie niż przeciętny niezadowolony z życia belfer.
Mówił właśnie, by wszyscy się przyjrzeli, jak Malfoy znakomicie uwarzył swoje rogate ślimaki, kiedy nagle loch wypełniła chmura gryzącego, zielonego dymu i rozległ się głośny syk. Neville niechcący zakołysał kociołkiem Seamusa i warzony przez nich płyn wylał się na posadzkę, wypalając dziury w butach sąsiadów. (…)
– Idiota! – warknął Snape i jednym machnięciem różdżki oczyścił posadzkę z rozlanego wywaru. (KF 148)
Niektóre elementy tej sceny są godne uwagi, a nawet mają głębokie znaczenie. Pochwała Malfoya skupia się na technice: najwyraźniej to jedna z tych rzeczy, które Snape uważa za bardziej istotne niż sława. Na tym etapie możemy przypuszczać, że nauczyciel ma właściwe priorytety – co za niespodzianka, co za ulga! Wydaje się, że lubi Malfoya, a nie tylko go faworyzuje. Może jednak ma w sobie coś ludzkiego. Niestety, potem zwyzywa Neville’a, rozpocznie to długi, wstydliwy korowód prześladowań. Wielu czytelników spekulowało, że Snape może mieć jakieś zawiłe powody, żeby nie lubić Neville’a, który przecież mógł być Chłopcem, Który Przeżył zamiast Harry’ego. Jednak w całym tekście nie znajdujemy potwierdzenia ani zaprzeczenia żadnej teorii poza tą, że Snape po prostu nie tolerował pomyłek – ten jeden fakt wystarczył, biorąc pod uwagę temperament i niecierpliwość geniusza, który zdecydowanie nie powinien nauczać uczniów na poziomie podstawowym.
Neville zaczął szlochać, bo bąble pokryły mu już cały nos.
– Zaprowadź go do skrzydła szpitalnego – burknął do Seamusa. A potem podszedł do Harry’ego i Rona, którzy pracowali obok Neville’a.
– Potter… Do ciebie mówię. Dlaczego nie powiedziałeś mu, żeby nie dodawał kolców? Myślałeś, że jeśli jemu coś nie wyjdzie, to ty na tym zyskasz? W ten sposób straciłeś jeszcze jeden punkt dla swojego domu. (KF 148)
Ta pokrętna pretensja gwarantuje Snape’owi miejsce w literackim panteonie najgorszych nauczycieli w historii. Zasady wymyślane na poczekaniu, prześladowanie wybranych uczniów za ich nieprzestrzeganie, przypisywanie dzieciom absurdalnych motywów, tłumienie protestów karami rozdzielanymi według własnego widzimisię – Snape w każdy możliwy sposób narusza standardy sprawiedliwości, szczególnie istotne w przypadku dzieci.
Było to tak jawnie niesprawiedliwe, że Harry już otworzył usta, by wyrazić swój sprzeciw, ale Ron kopnął go dyskretnie.
– Nie prowokuj go – mruknął. – Słyszałem, że Snape potrafi być bardzo przykry. (KF 148)
Ron i Harry zdążyli się już nauczyć zasad postępowania ze Snape’em, a przecież to dopiero pierwszy dzień nauki.
Z pewnością istnieje jakiś alternatywny wszechświat, w którym Snape ląduje na warunkowym za swoje zachowanie w klasie. W tym wszechświecie przeprosiłby Ślizgonów za to, że uczył ich nękania innych, i postanowiłby znaleźć nowy, nie tak okrutny sposób na podnoszenie morale swoich uczniów. Przeprosiłby Harry’ego. Przeprosiłby Hermionę i nauczyłby się sprawiedliwie udzielać jej głosu. Dumbledore porozmawiałby z nim na temat obrzucania Neville’a wyzwiskami. Może i Snape jest niezbędną jednostką w szerszym kontekście, ale nie zmienia to faktu, iż dzieci nie powinno się traktować w taki sposób.
Ale to nie alternatywna rzeczywistość, tylko Hogwart taki, jakim stworzyła go Rowling. Co gorsza, niestety, tak właśnie wygląda czasem nasz świat. Są nauczyciele, którzy faktycznie prowadzą swoje lekcje niczym małostkowi tyrani, a dyrektorzy nie zawsze wiedzą (albo się tym nie przejmują), co dzieje się za zamkniętymi drzwiami klasy. Wielu czytelników dostrzega tutaj podobieństwa do własnych szkolnych przeżyć. Nie wiemy jeszcze, co sprawiło, że Snape stał się tak odpychającym nauczycielem. Nie wiemy nawet, że ma on zaledwie trzydzieści jeden lat. Możemy tylko patrzeć w jego zimne, puste oczy i zastanawiać się: „A temu co się stało?”.
Harry opowiedział Hagridowi o lekcji ze Snape’em. Hagrid, podobnie jak Ron, radził mu, żeby się tym nie przejmował, bo Snape nikogo nie lubi.
– Ale on mnie naprawdę nienawidzi.
– Bzdury! – powiedział Hagrid. – A niby dlaczego?
Harry nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że Hagrid odwrócił wzrok, kiedy to mówił. (KF 150)
Nawet najbardziej zaufani dorośli z otoczenia Harry’ego zdają się dostrzegać tyranię Snape’a, a jednak godzą się na to, żeby przeszła bez konsekwencji. Sprawiają wrażenie, że nawet szanują Snape’a. Może się wydawać, że w typowym dla dorosłych stylu wiedzą na jego temat więcej, niż są skłonni wyjawić dziecku, nawet jeśli ma to bezpośredni wpływ na życie Harry’ego. Zrozumienie Snape’a będzie zatem ściśle powiązane ze zrozumieniem dorosłości, zarówno w przypadku Harry’ego, jak i czytelników. Bynajmniej nie chodzi o dojrzałość – bądźmy szczerzy, Snape niejednokrotnie demonstrował większą niedojrzałość niż dzieci, które przyszło mu uczyć. Ale być może w jego historii jest coś, czego zdaniem dorosłych dzieci nie będą w stanie zrozumieć, nawet jeśli straciły tak wiele ze swej niewinności, co Harry.
Wygląda na to, że profesor McGonagall nie tylko szanuje Snape’a, ale też znajduje autentyczną przyjemność w pracy z nim. Kiedy zmuszeni są wspólnie z Quirrellem zająć się trollem w dziewczęcej toalecie, tych dwoje współpracuje w nadzwyczajnej harmonii. Są jakby związani milczącą umową – Snape zajmuje się trollem, McGonagall skupia się na uczniach. Snape nie mówi ani słowa, wiemy tylko, że „przeszył Harry’ego wzrokiem” (KF 186). To pierwszy, nienazwany jeszcze wprost moment legilimencji, jednej z wielu zaawansowanych umiejętności, o jakich dzieciom się nawet nie śniło.
Dlaczego w ogóle Snape pojawia się na miejscu wypadku razem z McGonagall i Quirrellem? Nie ma to związku z tym, że jest opiekunem jednego z domów, jak McGonagall, bo wtedy Flitwick i Sprout również by tam byli. McGonagall zjawia się z racji tego, że jest zastępczynią dyrektora, z kolei Quirrell w związku z piastowanym stanowiskiem nauczyciela obrony przed czarną magią. Problem w tym, że jest absolutnie bezużyteczny: zaczyna jęczeć i chwytać się za serce. To pierwsza z wielu sytuacji, w których Snape zmuszony jest wkroczyć i przejąć obowiązki nauczyciela obrony przed czarną magią, nie pełniąc formalnie tej roli. Poniekąd stanowi to także pewien sygnał dla czytelnika: Snape jest zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego.
Kolejna konfrontacja Harry’ego ze Snape’em ma miejsce kilka dni później, kiedy kulejący z niewiadomych przyczyn Snape konfiskuje mu biblioteczną książkę, jako powód podając przepis, który równie dobrze mógł wymyślić na poczekaniu. Zirytowany Harry, zastanowiwszy się, „dlaczego właściwie tak się boi Snape’a”, postanawia pójść do pokoju nauczycielskiego i odzyskać książkę – liczy na to, że „Snape mu nie odmówi, jeśli będzie przy tym jakiś inny nauczyciel” (KF 191).
Uchylił lekko drzwi, zajrzał do środka – i zobaczył coś, co nim wstrząsnęło.
W pokoju byli tylko Snape i Filch. Snape zadarł szatę ponad kolana. Jedna z jego nóg była zakrwawiona i poszarpana. Filch podawał mu bandaż. (KF 191)
„Wstrząsająca” scena. W tym obrazku uchwycone jest obrzydzenie, jakie odczuwają uczniowie, kiedy dowiadują się o swoich nauczycielach więcej, niżby chcieli. Przyprawiająca o mdłości intymność. Zaniedbany wygląd. Upokarzające odsłonięcie ciała. Tak właśnie się dzieje, kiedy zaglądamy pod pancerz Snape’a. Jego wstyd jest nazbyt groteskowy, żeby w ogóle na niego patrzeć.
– Cholerna sprawa – mówił Snape. – Niby jak miałem upilnować się przed trzema głowami naraz?
Harry starał się jak najciszej zamknąć drzwi, ale…
– POTTER!
Twarz Snape’a wykrzywił grymas wściekłości. Puścił szybko skraj szaty, by ukryć nogę. (KF 191)
Harry ucieka cały i zdrowy, a następnie dzieli się z Ronem i Hermioną swoimi podejrzeniami, że Snape próbuje wykraść to coś, czego pilnuje trójgłowy pies.
Hermiona zrobiła wielkie oczy.
– Nie… tego by nie zrobił. Wiem, że nie jest zbyt miły, ale przecież nie próbowałby ukraść czegoś, co tak zazdrośnie ukrywa Dumbledore. (KF 192)
Nie licząc dwóch godnych uwagi wyjątków, tak właśnie będzie wyglądało nastawienie Hermiony wobec Snape’a w tym tomie i przez resztę cyklu: może i nie jest miły, ale jest godny zaufania. Hermiona dołącza tym samym do Hagrida i McGonagall – wszyscy troje uważają, że Snape jest w gruncie rzeczy dobry i zawsze po stronie Dumbledore’a.
Pierwszy wspomniany wyżej wyjątek ma miejsce już następnego dnia podczas meczu quidditcha, kiedy to Hermiona jest przekonana, że Snape próbuje zabić Harry’ego, rzucając klątwę na jego miotłę. Chce mu przeszkodzić i w tym celu podpala jego szatę.
Po wydarzeniach ostatniego popołudnia z całą pewnością zmieniła zdanie o Snapie.
– W końcu potrafię poznać, czy ktoś rzuca zły urok, jak to zobaczę – dodała. – Trzeba mieć stały kontakt wzrokowy, a Snape ani razu nie mrugnął okiem, sama widziałam!
– A ja wam mówię, że się mylicie! – zaperzył się Hagrid. – Nie mam pojęcia, dlaczego miotła Harry’ego zachowywała się tak dziko, ale Snape nigdy by nie zabił ucznia! (KF 201–202)
Hermiona już nigdy więcej nie wysnuwa takich niepopartych dowodami wniosków na temat Snape’a. Drugi wyjątek ma miejsce dopiero pod koniec szóstego tomu, a i Snape robi wtedy wszystko, żeby ją naprowadzić na tę myśl. Niemniej w tym pierwszym przypadku, mimo że Hermiona zgadza się z opinią Hagrida, wygląda na to, że nie dręczą jej przesadne wyrzuty sumienia w związku z tym, że podpaliła szatę niewinnego nauczyciela (choć on traktuje ją tak, jakby była niewidzialna). Przecież ostatecznie nie odniósł żadnych obrażeń. Aż do samego końca nie wiemy, czy Snape dowiedział się, kto stał za tym występkiem. Albo naprawdę jej nie widział, albo nie uznał jej obecności za istotną – tak czy inaczej, tego dnia Hermiona nauczyła się wykorzystywać swoją pozorną niewidzialność.
Przy okazji następnego meczu quidditcha Gryfonów czeka nieprzyjemna niespodzianka: sędziować będzie Snape, mimo że nigdy wcześniej nie miał ku temu okazji. Z braku dowodów, które mogłyby świadczyć o tym, że jest inaczej, Harry dochodzi do racjonalnego wniosku, że Snape ma zamiar go zabić albo przynajmniej nie dopuścić do tego, aby jego drużyna prześcignęła Slytherin w rankingu. Bez wątpienia dostrzegł nadmierną, nieproszoną obecność Snape’a w swoim codziennym życiu.
Może Harry to sobie wmawiał, ale wydawało mu się, że wciąż wpada na Snape’a. Czasami zastanawiał się, czy Snape przypadkiem go nie śledzi, żeby go na czymś przyłapać. Lekcje eliksirów były cotygodniową torturą, bo Snape naprawdę uwziął się na niego. Czy to możliwe, by dowiedział się, że odkryli prawdę o Kamieniu Filozoficznym? Ale jak? Czasami miał jednak dziwne wrażenie, że Snape po prostu czyta w ich myślach. (KF 230)
Rowling szpikuje fragmenty dotyczące Snape’a mnóstwem wieloznaczności i elementami nasuwającymi sprzeczne ze sobą interpretacje. Snape postanowił szpiegować Harry’ego: po co? Ma ku temu swoje powody, a może ktoś wydał mu taki rozkaz? Czy chodzi mu o to, żeby znaleźć się z Harrym sam na sam, czy raczej pilnuje, żeby inni nie mieli ku temu możliwości; a może jedno i drugie? Czy działa w silnym stresie i daje upust emocjom, wyżywając się na Harrym, czy może w innych okolicznościach byłby dla niego równie okropny? Czy Snape faktycznie używa zaklęcia, które z czasem poznamy pod nazwą legilimencji, czy po prostu Harry ma coś na sumieniu?
Harry czuje ulgę, kiedy okazuje się, że Dumbledore również będzie obserwował mecz quidditcha.
Przecież Snape nie ośmieli się zrobić mu krzywdy na oczach dyrektora.
Może właśnie dlatego Snape miał tak wściekłą minę, kiedy obie drużyny wymaszerowały na boisko. Ron też to zauważył. (KF 231)
To pierwszy z wielu momentów, w którym Harry ma okazję zaobserwować urywki zakulisowych rozmów i napięć między Snape’em i Dumbledore’em.
Nastrój Snape’a podczas meczu pogarsza się z każdą minutą. W trakcie starcia Gryfonów z Puchonami George Weasley odbija tłuczek prosto w niego, za co Snape przyznaje Hufflepuffowi rzut wolny, po czym, kilka minut później, „kolejny rzut wolny, tym razem bez żadnego powodu” (KF 232).
Stronniczość? Rozdrażnienie? A może coś zupełnie innego?
Harry wymija Snape’a „o kilka cali”, kiedy daje nura za zniczem. Snape zostaje w tyle, „blady i z zaciśniętymi wargami” (KF 233). Harry’emu udaje się złapać znicz i wszyscy lądują, wiwatując radośnie.
To jest – prawie wszyscy.
Snape splunął ze złością na trawę. (KF 233)
Że co? Nauczyciel zrobił co? W obecności Dumbledore’a. W obecności swoich uczniów.
Jego plucie nie wyrządziło nikomu krzywdy, jednak stopień rozgoryczenia robi wrażenie. Nawet ci czytelnicy, którzy znają dobrze całą historię życia Snape’a, mogą czuć się wstrząśnięci okropnym zachowaniem, jakie zaobserwują, wracając do tej sceny z pierwszego roku nauki Harry’ego.
Harry nie ma jednak zbyt wiele czasu na otrząśnięcie się po szokującym zachowaniu Snape’a, bo zaledwie kilka minut później zauważa, jak ten znienawidzony nauczyciel ukryty pod kapturem wymyka się na potajemne spotkanie z Quirrellem w Zakazanym Lesie. Wygląda na to, że nie tylko Harry co rusz natyka się na Snape’a. Harry słyszy, jak Snape grozi Quirrellowi: „Quirrell, chyba nie chcesz mieć we mnie wroga, co?” (KF 235).
„Nie chcesz mieć we mnie wroga”. Od czasu do czasu pojawia się u Snape’a zdanie, które ewidentnie odstaje od otaczającego go nimbu wieloznaczności, bo jest tak absolutnie prawdziwe, że nie ma znaczenia, co dana postać albo czytelnik sądzi na jego temat. Z jakiejkolwiek perspektywy by spojrzeć, nikt nigdy nie chciałby mieć za wroga tego budzącego grozę mężczyzny.
Harry, Ron i Hermiona są przekonani, że Snape ma zamiar ukraść Kamień Filozoficzny, i zaczynają planować, jak by tu go powstrzymać. Mają jednak pecha i wpadają wprost na duet „dobrego i złego gliny” w postaci McGonagall i Snape’a.
– Co wy tu robicie?
Była to profesor McGonagall, niosąca wielki stos książek. (KF 276)
Kiedy Harry mówi jej o podejrzeniu, że ktoś może ukraść Kamień, zszokowana upuszcza książki.
– Nie wiem, w jaki sposób dowiedziałeś się o Kamieniu, ale możesz być pewny, że nikt nie może go wykraść, jest zbyt dobrze strzeżony.
– Ale, pani profesor…
– Potter, ja naprawdę wiem, o czym mówię – przerwała mu, schyliła się i zebrała książki. – Na waszym miejscu poszłabym do parku i cieszyła się z pięknej pogody. (KF 277)
Nasza trójka nie ma najmniejszego zamiaru jej słuchać, ale…
Hermiona nagle urwała. Harry i Ron odwrócili się, widząc jej przerażone spojrzenie.
Za nimi stał Snape.
– Dzień dobry – powiedział uprzejmym tonem. (KF 277)
Snape nigdy nie zawodzi.
– W taki piękny dzień nie powinniście tutaj siedzieć – dodał z dziwnym, pokrętnym uśmieszkiem.
– My właśnie… – zaczął Harry, nie mając najmniejszego pojęcia, co powiedzieć dalej.
– Powinniście być trochę ostrożniejsi – rzekł Snape. – Ktoś może pomyśleć, że znowu coś knujecie. A Gryffindor stracił już przez was dość punktów, prawda? (KF 278)
„Dziwny, pokrętny uśmieszek” Snape’a sugeruje czytelnikowi, że on sam też ma coś za uszami. „Powinniście być trochę ostrożniejsi” to klasyczny belferski tekst sugerujący uczniom, że ich zamiary są dla niego oczywiste. W tym przypadku jednak jest to również autentyczny moment życiowej nauki od doświadczonego dorosłego, który wie, z czym mierzą się stojące przed nim dzieci. Za pomocą kilku subtelnych podpowiedzi Rowling daje do zrozumienia, że Snape rozmawiał z McGonagall i zjawił się, aby wzmocnić dodatkowo jej wcześniejsze ostrzeżenie własnym. Jego uwaga o „pięknym dniu” stanowi ewidentne nawiązanie do wcześniejszych słów McGonagall o parku, a wzmianka o punktach dla Gryffindoru, poza tym, że jest idealnym sposobem na poirytowanie uczniów, stanowi również aluzję do przyjacielskiej rywalizacji Snape’a z McGonagall (KF 160).
Po tym, jak Snape odchodzi, Harry zleca Hermionie, aby miała na niego oko, taktycznie wykorzystując jego tendencję do jej ignorowania. Tym razem jednak dzieje się inaczej: „Snape wyszedł i zapytał mnie, co tam robię, więc powiedziałam, że czekam na Flitwicka, a Snape poszedł, żeby go wywołać i… Flitwick wyszedł, a Snape sobie poszedł… i nie wiem, gdzie teraz jest” (KF 279). Wygląda na to, że Hermiona jednak nie jest niewidzialna dla Snape’a – wtedy, kiedy jest to dla niego wygodne.
Kiedy Harry wraz z przyjaciółmi mijają kolejne magiczne zabezpieczenia chroniące Kamień Filozoficzny, pułapka opracowana przez Snape’a jest ostatnią, która dzieli Harry’ego od Zwierciadła Ain Eingarp z ukrytym przez Dumbledore’a Kamieniem. Potrzeba naprawdę niewiele namysłu, aby młodzi czytelnicy zorientowali się, że zabezpieczenia stworzone przez Sprout, Flitwicka, McGonagall, Quirrella i Snape’a zostały zaprojektowane specjalnie z myślą o Harrym i dwójce jego przyjaciół. Tylko Zwierciadło Ain Eingarp, ustawione przez Dumbledore’a, faktycznie chroni przed kradzieżą – stąd zresztą pewność McGonagall, która zapewniała trójkę uczniów, że nie ma możliwości, aby ktoś ukradł Kamień. Z pewnością była w pełni świadoma faktu, że ona i jej koledzy po fachu specjalnie zastawili pozostałe pułapki, o odpowiednim poziomie trudności, konkretnie z myślą o tej grupce pierwszoroczniaków.
Jeśli prześledzimy chronologię wydarzeń, wychodzi na to, że Dumbledore musiał poprosić swoich profesorów o pomoc w zastawieniu pułapek niedługo po świętach Bożego Narodzenia. Coś na kształt egzaminu końcowego dla Harry’ego i pozostałej dwójki. W tym okresie McGonagall wiedziała już o zdolnościach szachowych Rona, Flitwick miał już okazję skomentować talent do latania Harry’ego (KF 174), a Quirrell wiedział, że przyjaciele będą w stanie poradzić sobie z trollem. Zabezpieczenie zastawione przez profesor Sprout, jak zauważyła pisarka Clare Moseley, sugeruje, że kiedy nauczyciele planowali kolejne pułapki, nie byli do końca pewni, kto ostatecznie będzie towarzyszyć Harry’emu: diabelskie sidła pani Sprout mogły być przeznaczone dla Neville’a, który był dobry z zielarstwa (KF 317).
W porównaniu z topornością pułapki Quirrella i prostotą zabezpieczenia przygotowanego przez Dumbledore’a zagadka Snape’a jest kunsztownie zaprojektowana tak, aby testowała kilka różnych umiejętności tego, któremu przyjdzie ją rozwiązywać – nie mówiąc już o uroczym dodatku, jakim jest potencjalne ryzyko śmierci w przypadku błędnego rozwiązania. Być może był to sposób, aby nadać pułapce indywidualny charakter. Snape uwarzył kilka eliksirów i trucizn. Umieścił je w siedmiu butelkach – zwróćcie uwagę na tę magiczną cyfrę – w ten alegoryczny sposób dając do zrozumienia, że skarb, który ochraniają, dotyczy ludzkich marzeń i wyborów. Każdy z płynów został podany w konkretnej dawce, co sugeruje, że istnieje prawidłowa kolejność ich zażycia: jeśli któryś zostanie zmarnowany, więcej go nie będzie. Podpowiedzi ukrył w zgrabnej rymowance (osiem dwuwierszy), aby pokreślić wyjątkowość chwili (KF 294).
A więc tak to wygląda, kiedy Snape wreszcie wywołuje do odpowiedzi pannę Granger! Ta ostatnia podpowiedź przedstawiona jest w formie tekstu i logiki. To język jej mocnych stron.
Hermiona głośno westchnęła, a Harry ze zdumieniem zobaczył uśmiech na jej twarzy.
– Wspaniale – powiedziała. – To nie jest magia, to logika. Zwykła zagadka. Wielu najpotężniejszych czarodziejów nie ma pojęcia o logice. Dla nich to pułapka bez wyjścia.
– A dla nas nie?
– Oczywiście, że nie. Mamy tu wszystko, czego nam potrzeba. (KF 294)
Trójka przyjaciół jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a mimo to Hermiona czuje ulgę. Ba, uśmiecha się nawet. Nic nie jest w stanie na to poradzić. Jest dzieckiem, które potrafi dostrzec piękno kipiącego kotła, które nie potrzebuje nic więcej poza tym, co już ma w swojej głowie. Ta wskazówka została stworzona wyłącznie dla niej. Snape przewidział, że tu będzie, co dowodzi, że wbrew pozorom zwraca na nią uwagę.
Hermiona rozpracowuje zagadkę i wskazuje eliksir przeznaczony dla Harry’ego, który dzięki temu dostaje się do komnaty ze Zwierciadłem Ain Eingarp. Harry przedziera się przez płomienie, a na kolejnej stronie czytelnik dowiaduje się, że niedoszłym złodziejem Kamienia Filozoficznego jest nie kto inny, jak profesor Quirrell we własnej osobie.
Za sprawą tego niezwykłego zwrotu akcji przekonujemy się, że w tym fikcyjnym świecie istnieją zbrodnie gorsze niż gnębienie. Quirrell okazał się „człowiekiem o dwóch twarzach”, jak został określony w tytule rozdziału. Ukrywał swoje niecne zamiary pod maską zahukanego, wiecznie zestresowanego nauczyciela, onieśmielonego osobą wybuchowego Snape’a.
– A ja myślałem, że… Snape…
– Severus? – Quirrell roześmiał się, ale tym razem nie był to jego zwykły nerwowy chichot, ale krótki, zimny i ostry śmiech. – Tak, Severus wygląda na takiego, prawda? Nieźle mieć takiego Severusa, który krąży po szkole jak wyrośnięty nietoperz. Kto mógłby podejrzewać tego b-b-biednego j-j-jąkałę, p-profesora Quirrella? (KF 297)
Quirrell potwierdza, że Snape wcale nie knuł przeciw Harry’emu, tylko go chronił.
– Ale Snape próbował mnie zabić!
– Nie, nie. To ja próbowałem cię zabić. Twoja przyjaciółka, panna Granger, zupełnie przypadkowo wpadła na mnie, kiedy biegła, żeby podpalić Snape’owi szatę. No wiesz, na tym meczu quidditcha. Przerwała mój kontakt wzrokowy z tobą. A już tak niewiele brakowało! Jeszcze parę sekund, a strąciłbym cię z miotły. Udałoby mi się to wcześniej, gdyby Snape nie mruczał przeciwzaklęć, żeby cię uratować. (KF 297–298)
Hagrid miał rację, a Hermiona się myliła: ten, kto próbuje zrozumieć Snape’a, jego działania i motywy, musi dać z siebie więcej. Przeczytanie „wszystkiego, co się tylko da”, na temat zaklęć i pochopne wyciąganie wniosków to za mało.
Quirrell jest pierwszym spośród nauczycieli obrony przed czarną magią, którzy stanowić będą kontrast dla osoby Snape’a. Wprawdzie dopiero po śmierci Severusa dowiemy się, jakim człowiekiem był naprawdę, jednak poprzez zestawienie go z kolejnymi osobami, których stanowiska rzekomo tak bardzo pragnął, i definiując go w kontrze do nich, jesteśmy w stanie określić, jakim człowiekiem na pewno nie był. Snape jest ewidentnie niesprawiedliwym, złośliwym nauczycielem, a jego opiekuńcza natura jest bardzo, bardzo głęboko skrywana, jednak mimo wszystko nie życzy on Harry’emu śmierci. Ani nie kryje się za fasadą niewiniątka, jak robi to Quirrell.
Rowling rozpisała kilka scen, w których biorą udział jednocześnie Snape i Quirrell – dwie różne twarze niebezpieczeństwa, które czyha na Harry’ego. Na uczcie powitalnej, kiedy blizna Harry’ego zaczyna go piec w związku z bliskością Voldemorta, Quirrell znajduje się tuż obok Snape’a, który patrzy „prosto w oczy Harry’ego” (KF 135). Antypatia Snape’a do Harry’ego i jego stereotypowo groźny wygląd skutecznie maskują prawdziwe zagrożenie. To samo dzieje się podczas pierwszego meczu quidditcha. Snape wygląda na wściekłego, kiedy rzuca przeciwzaklęcia w stronę Harry’ego, a że ma już na koncie niejedną złośliwość pod jego adresem podczas zajęć, Hermiona nawet nie zauważa, że w trakcie próby ratowania przyjaciela wpada na prawdziwego wroga.
Kiedy Harry słyszy w lesie rozmowę Snape’a z Quirrellem, który „trzęsie się jeszcze bardziej niż zwykle”, od razu zakłada, że Quirrell jest zastraszany i automatycznie ma poczucie braterskiej więzi: „Harry, mijając Quirrella, obdarzał go uśmiechem, chcąc dodać mu otuchy, a Ron zaczął przekonywać kolegów, że to nieładnie wyśmiewać się z czyjegoś jąkania” (KF 237). Słysząc, jak ktoś grozi Quirrellowi, „mógłby się jednak założyć o Kamień Filozoficzny, że to Snape”, dlatego tak trudno jest mu uwierzyć, że jego prawdziwym wrogiem jest nie Snape, ale Quirrell (KF 255).
– Snape próbował mnie uratować?
– Oczywiście – powiedział Quirrell chłodnym tonem. – A jak myślisz, dlaczego chciał sędziować w następnym meczu? Tylko dlatego, żeby się upewnić, że nie zrobię tego po raz drugi. Śmieszne, doprawdy… I tak bym nic nie zrobił, bo na widowni był Dumbledore. A wszyscy inni nauczyciele myśleli, że Snape chce odebrać Gryfonom zwycięstwo! Nie przysporzyło mu to popularności… (KF 298)
Słowa Quirrella nie wystarczą jednak, aby ustalić wszystkie jakże skomplikowane motywy kierujące Snape’em w momencie, w którym upierał się, aby sędziować mecz quidditcha. Nie mamy jeszcze pełnego obrazu sytuacji.
Czy Snape faktycznie chciał sędziować? Czy może ktoś rozkazał mu, żeby nalegał na takie rozwiązanie? Czy naprawdę chciał powstrzymać Quirrella przed zabiciem Harry’ego? Czy po prostu musiał udawać, bo Dumbledore patrzył? Czy wszyscy inni nauczyciele naprawdę sądzili, że chce on odebrać Gryfonom zwycięstwo? Z pewnością byłoby to najbardziej wiarygodne wytłumaczenie tej sytuacji w kontekście nauczyciela, który przez ostatnie sześć lat robił wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić swoim podopiecznym zwycięstwo w Pucharze Domów. Możliwe jest, że przynajmniej niektórzy – albo nawet wszyscy – nauczyciele faktycznie sądzili, że próbował oszukiwać. Jest mało prawdopodobne, aby Dumbledore wtajemniczył wszystkich nauczycieli poza Quirrellem.
Snape, czy to dobrowolnie, czy pod przymusem, dostał za zadanie wymyślić przykrywkę, która koniec końców doprowadzi do tego, że jego koleżanki i koledzy z pokoju nauczycielskiego będą jawnie żywić do niego niechęć. Nie miał możliwości wytłumaczenia się, bo nie mógł ujawnić prawdziwego motywu, jaki nim kierował – musiał zrobić coś, czego nienawidzi, aby ochronić chłopca, którego nie jest w stanie znieść. Dla człowieka, który przez większość życia skupiał się na sposobach obrony, niemożność bronienia się i pokazania prawdziwego „ja” musiała być ogromnie trudna do zniesienia.
Czy Snape faktycznie chciał udaremnić zabójstwo Harry’ego? Pewną sugestię stanowi tutaj fakt, że przed meczem wyglądał na wściekłego, a po meczu splunął na ziemię: nawet nie próbował kryć przed Dumbledore’em, że cała ta sytuacja napawała go obrzydzeniem. Możemy się więc domyślać, że przynajmniej nie życzył Harry’emu śmierci i nie starał się ukrywać niczego przed swoim szefem – w takim wypadku z pewnością wysiliłby się na pogodniejszą minę. Pod koniec meczu był blady i miał zaciśnięte wargi – być może po prostu nie chciał znajdować się w epicentrum gry w quidditcha i wyglądał na poirytowanego, że Dumbledore oczekiwał od niego zaangażowania w mecz. Może po prostu nie podobało mu się to, jak grubymi nićmi szyta była cała intryga: przecież Snape nigdy wcześniej nie mieszał się w quidditcha, dlatego nikt nie uwierzyłby, że chce sędziować ot tak – wszyscy zakładaliby, że istnieje jakiś ukryty motyw. Trudno, żeby ktokolwiek czuł się dobrze z tym, że niezmiennie przyczynia się do niszczenia swojej własnej reputacji. Kwestie dotyczące zatrudnienia Snape’a powoli stają się dla czytelnika coraz bardziej zrozumiałe.
– Ale przecież Snape sprawiał wrażenie, że mnie nienawidzi.
– Och, tak… Trudno powiedzieć, by darzył cię sympatią. Był w Hogwarcie razem z twoim ojcem, nie wiedziałeś o tym? Nie znosili się. No, ale nigdy nie życzył ci śmierci. (KF 299)
Snape znał ojca Harry’ego? I na dodatek się nienawidzili? Jakim cudem dorośli nie raczyli do tej pory wspomnieć o tym fakcie Harry’emu? Tu przychodzi na myśl jeden z nielicznych szczegółów na temat Jamesa, którym nauczyciele podzielili się z Harrym: McGonagall mówi mu w pewnym momencie, że James „sam był znakomitym graczem” i że byłby z niego dumny (KF 161).
Czytelnik nie wie jeszcze, że James, podobnie jak Harry, grał w quidditcha w drużynie Gryffindoru. Nawet się nie domyślamy, że dla Snape’a widok Pottera latającego wokół niego na miotle jest jak powrót do koszmaru z młodości. Wydaje się, że wcale nie ma ochoty sędziować – nie zdobył w tej roli uznania, rozzłościł grono pedagogiczne, ledwo uchylił się przed atakiem George’a Weasleya, a na dokładkę nie miał jak się obronić i wytłumaczyć. Dał upust złości i rozgoryczeniu, jedynie przyznając „bez powodu” rzut wolny Puchonom i pozwalając sobie na splunięcie, kiedy wszystko nareszcie się skończyło. Jakże przewrotnie, jedyną pociechę stanowił fakt, że był to szokująco krótki mecz – za sprawą niezwykłych umiejętności Harry’ego, co jednak bynajmniej nie wywołało w Snapie uczucia wdzięczności.
Hagrid miał rację: Snape nigdy nie pragnął śmierci Harry’ego. Musimy tutaj wierzyć Quirrellowi na słowo. Czarodziej, w którego głowie fizycznie pomieszkuje Voldemort, z pewnością byłby w stanie wyczuć emocje Snape’a. Nie ma też powodu kłamać na ten temat, ponieważ jest przekonany, że Harry za chwilę zginie. Zaczyna się kształtować kolejny motyw przewodni całej serii: różnica między nienawiścią do kogoś, a przekonaniem, że ten ktoś zasłużył na śmierć.
Dumbledore opowiada Harry’emu, że James, mimo że nie lubił Snape’a, nie uważał, że ten powinien zginąć. Dumbledore zestawia dynamikę relacji Harry’ego z Draconem w ramach porównania, żeby pomóc Harry’emu, ale i czytelnikom, zrozumieć wrogość panującą między Snape’em a Jamesem:
– No, raczej się nie lubili. Ale chyba nie tak, jak ty i pan Malfoy. A twój ojciec zrobił coś, czego Snape nie mógł mu wybaczyć.
– Co?
– Uratował mu życie. (KF 309)
Ta szokująca informacja przekazana przez Dumbledore’a zapoznaje nas wstępnie z konceptem długu wdzięczności i niewybaczalnych czynów, które okażą się istotne w kolejnych tomach.
– Profesor Snape nie mógł znieść myśli, że ma dług wdzięczności wobec twojego ojca… Myślę, że właśnie dlatego tak się starał, żeby cię ochronić w tym roku, bo czuł, że to w jakiś sposób wyrównuje ten dług. A potem mógłby już spokojnie nienawidzić twojego ojca…
Harry starał się zrozumieć, ale znowu rozbolała go głowa, więc zrezygnował. (KF 309)
Jak wcześniej, nie mamy jeszcze wystarczająco dużo tropów, które mogłyby naprowadzić nas na pełne znaczenie słów Dumbledore’a. Przy dogłębnej, całościowej lekturze serii musimy mieć świadomość, że Rowling napisała pierwszą część bez żadnej gwarancji, że będą kolejne, nie mówiąc już nawet o marzeniu o imponującej, siedmiotomowej epopei. Wszelkie niespodziewane fakty pod koniec Kamienia Filozoficznego zostały ujęte tak, aby z jednej strony stanowiły wystarczające wyjaśnienie pewnych kwestii, a z drugiej – zostawiały otwartą furtkę dla dalszego rozwoju akcji.
Harry dowiaduje się, że Snape jest osobą, która silnie ceni sobie honor w swoim osobistym rozumieniu i w związku z tym jest w stanie zmusić się do robienia rzeczy, które uważa za obrzucające, by zapewnić bezpieczeństwo nawet tym, których nienawidzi. Dumbledore wie to już od dawna, a pamiętajmy, że w pierwszej części przedstawiony jest on jako wszechwiedzący i najbardziej krzepiący z dorosłych. Sądząc po reakcji Snape’a na fakt, że jest tak blisko Kamienia Filozoficznego, możemy wysnuć wniosek, że Severus nie jest omotany pragnieniem posiadania magicznych przedmiotów. Z wierzchu wydaje się na wskroś antypatyczny. W głębi jednak kierują nim takie motywy, jak pragnienie spłacenia długu, działanie w zgodzie z honorem, troska, wyrzuty sumienia – ale nigdy chciwość.
Patrząc z jeszcze innej strony, to, jak czytelnik doświadcza kolejnych etapów odkrywania prawdy schowanej za nieprzyjemnym, nieobliczalnym zachowaniem Snape’a i zgłębia tajemnicę tego, że godni zaufania dorośli współpracują z nim pomimo naruszania zasad ludzkiej przyzwoitości, stanowi sugestywne przypomnienie, że tak właśnie czują się dzieci żyjące w świecie rządzonym przez niekompetentnych dorosłych. Co kieruje dorosłymi w ich działaniach? Literackie doświadczenie, jakim jest rozszyfrowywanie postaci Severusa Snape’a, jest doświadczeniem ewoluowania młodzieńczego spojrzenia na świat. W pierwszym tomie patrzymy na Snape’a oczami dziecka, które cierpiało wskutek jego zachowania: dlaczego tak zrzędliwe, niecierpliwe osoby w ogóle zostają nauczycielami? Coś się musi za tym kryć. Z pewnością sympatia do młodych uczniów nie jest motywacją Snape’a.
Pod koniec Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego, za sprawą triumfu czwórki pierwszoroczniaków (Harry’ego, Rona i Hermiony z niewielką pomocą Neville’a) nad Voldemortem, Quirrellem i naciskami grupy rówieśniczej, Puchar Domów wędruje do Gryffindoru.
– Co oznacza – zawołał Dumbledore, przekrzykując burzę aplauzu, bo teraz również Krukoni i Puchoni czcili wrzaskiem przegraną Ślizgonów – że trzeba będzie trochę zmienić dekoracje.
Klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone draperie zmieniły się na szkarłatne, srebro stało się złotem, olbrzymi wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejscu pojawił się lew Gryffindoru. (KF 316)
Ta decyzja Rowling przez lata była obiektem dyskusji między czytelnikami. Część z nich uznała za okrutne pozbawianie zwycięstwa dzieci ze Slytherinu w ostatniej chwili, już po ogłoszeniu ich triumfu, i to publicznie, na oczach konkurentów, którzy niezbyt dobrze im życzą. To prawda, mogliśmy nieraz obserwować Ślizgonów angażujących się w jawnie niesprawiedliwe działania taktyczne – tu warto wspomnieć choćby o stronniczości Snape’a w przyznawaniu punktów czy wysiłkach Dracona, aby Harry i Ron zostali przyłapani na łamaniu ciszy nocnej. Skorygowanie przez Dumbledore’a liczby punktów jest spóźnioną deklaracją na rzecz zwykłej sprawiedliwości. Niemniej jednak można było dokonać tej korekty bez wszystkich dramatycznych gestów, noszących znamiona instytucjonalnego dręczenia i upokorzania. Podczas gdy „również Krukoni i Puchoni czcili wrzaskiem przegraną Ślizgonów”, Draco Malfoy „osłupiał” (KF 316). Z pewnością nie on jeden czuje się zdradzony przez dyrektora szkoły, za którego sprawą trzy czwarte uczniów wiwatuje z okazji porażki pozostałej ćwierci.
Co dość niepokojące, autorka przedstawia całą scenę bez choćby cienia współczucia dla Ślizgonów. Czytelnicy albo mogą dołączyć do wiwatujących – co może nie być znowu takie trudne dla tych, którzy sami doświadczyli prześladowań od podobnych do Dracona klasistowskich, tchórzliwych, nieuczciwych łobuzów – albo, jeśli nie do końca dobrze się z tym czują, muszą zdystansować się i stanąć w opozycji do autorki, która przecież z zapałem potępiała tego rodzaju wewnątrzgrupową wrogość, gdy okazywały ją postaci ze Slytherinu.
Przedstawione w tym świetle sześcioletnie pasmo zwycięstw Slytherinu w walce o Puchar Domów zaczyna się jawić jako kampania na rzecz dumy i buntu. Puchar Domów zwyczajnie znaczy więcej dla Ślizgonów niż dla któregokolwiek innego domu. Snape miał powód, aby zabiegać o punkty dla swoich podopiecznych. Nie wiemy jeszcze, że miał zaledwie dwadzieścia cztery lata, kiedy rozpoczęła się ta zwycięska seria, ale było to niesamowite osiągnięcie dla tak młodego nauczyciela. Wszyscy, począwszy od uczniów z innych domów, a skończywszy na dyrektorze, zdają się być przeciwko jego podopiecznym ze Slytherinu. Zaczynamy dostrzegać, że całe to jego wściekanie się i prześladowanie – jakkolwiek nadal złe, nadal niedopuszczalne – może stanowić małostkową zemstę w obliczu przytłaczającego uprzedzenia całej szkoły względem Ślizgonów.
Slytherin ciężko zniósłby utratę Pucharu Domów bez względu na okoliczności, ale za sprawą emocjonalnego impetu nagłej zamiany i donośnych wiwatów, które później nastąpiły, Dumbledore zagwarantował Snape’owi przeprowadzenie długiej, pełnej wściekłości sesji terapii grupowej w pokoju wspólnym Slytherinu. Ta afera nie ucichnie bez konsekwencji, a Snape nie zdoła zapanować nad wszystkimi swoimi uczniami. Byłoby nadludzkim osiągnięciem, gdyby Ślizgoni powstrzymali się przed wyładowywaniem swojej frustracji wobec dyrektora na uczniach z Gryffindoru, szczególnie na tych, którym przyznano dodatkowe, przeważające punkty. Harry może i odniósł zwycięstwo nad swoim śmiertelnym wrogiem pod koniec pierwszego roku, ale wrogość Snape’a jest zdecydowanie ważniejszą częścią jego dalszej historii. Teatralne zachowanie Dumbledore’a tylko nasiliło niechęć Snape’a. Harry odczuje to boleśnie wraz z początkiem kolejnego roku szkolnego.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Tytuł oryginałuSNAPE The Definitive Analysis of Hogwarts’s Mysterious Potions Master
Copyright © by 2023 Topix Media Lab
Copyright © for the translation by Maria Kabat
Projekt okładki Karolina Korbut
Ilustracje na okładce i w książce © vidimages / Adobe Stock © Extezy / Adobe Stock © MdLothfor / Adobe Stock © Andrew Golenok / Adobe Stock
Konsultacja merytoryczna Dominika Ziemba
Redaktorka nabywająca Milena Rachid Chehab
Redaktorka prowadząca Magda Jankowska Julia Dudzińska
Adiustacja Dorota Ponikowska
Korekta Weronika Pikuła Joanna Wiśniewska
Koordynacja produkcji Jakub Kornacki, Karolina Korbut
Opieka promocyjna Małgorzata Augustyniak
ISBN 978-83-8427-168-1
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Plik przygotował Woblink
woblink.com
Okładka
Karta tytułowa
Wstęp. Wyjątkowość Severusa Snape’a
1. Severus Snape i Kamień Filozoficzny
Karta redakcyjna
Okładka
Strona tytułowa
Prawa autorskie
