Śmiertelne zaklęcie. Trylogia mistrza magii. Tom 2 - Annette Marie - ebook

Śmiertelne zaklęcie. Trylogia mistrza magii. Tom 2 ebook

Marie Annette

4,5

Opis

Clio i Lira muszą odzyskać śmiercionośną broń. W niepowołanych rękach Sikor zniszczy świat, jaki oboje znają. Jednak Clio może mieć o wiele poważniejsze problemy na głowie.

W sercu nimfy zaczyna rodzić się bardzo niebezpieczne uczucie. Coraz trudniej jest jej walczyć z tym niecodziennym przyciąganiem. Doskonale jednak zdaje sobie sprawę, że inkuby nie znają miłości i nie są w stanie nikogo pokochać. Nigdy.

W pogoni za niebezpieczną bronią, każdego dnia ryzykując życie, nimfa będzie musiała bardzo uważać, żeby nie stracić swojego serca. Cena jest wyższa, niż się tego spodziewa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 395

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (105 ocen)
65
28
11
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Amanauz

Nie oderwiesz się od lektury

Cieszy fakt, iż coraz więcej czasu antenowego przyznane zostało Ashowi. Jeśli chodzi o fabułę – mam wrażenie, że Autorka nieco przesadza z rzucaniem bohaterom kłód pod nogi. Nie ma momentów wytchnienia, wszystko dzieje się bardzo szybko, przez co ciężko docenić kolejne walki, a czytelnik wielokrotnie traci z oczu główny wątek. Z drugiej strony za to wszystko zawsze jednak jakoś się ułoży. Szerokie użycie magii w fabule, często wręcz bez ograniczeń, nie pozwala się w czuć w sytuacje zagrożenia, żaden atak nie skutkuje dłuższymi niż kilka minut konsekwencjami. Nieco to męczące. Pierwsza wizyta w Nadziemiu była dla mnie zaskoczeniem, jednak tym z mniej przyjemnych. W pierwszej części dostałam informację, że Nadziemię i Podziemię niewiele się różni, jednak już w drugiej widać było dość sztampowe podejście do Nieba i Piekła. Bohaterowie nadal 10/10. Bardzo ludzcy, chociaż to nie ludzie.
00
Solind

Dobrze spędzony czas

Przyjemna lektura, nie zadrżały posady mojej wyobraźni gdy to czytałam, ale na spokojne popołudnie jak znalazł.
00
Ruddaa

Dobrze spędzony czas

akcja sie zagęszcza 😁 Mam wrażenie, że 2 tom jest jeszcze lepszy od 1. Lece czytac 3
00
MonikaZ72

Całkiem niezła

Może być, to raczej książka dla wielbicieli GTA z kodem "wszyscy chcą cię zabić"
00
Lucjabrys
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Na prawdę dobra książka, opisane pokrótce światy, elementy magii i walk. Dobra przygodowa fantasy, dużo akcji, dzieje się ciągle coś nowego. Takie książki lubię :)
00

Popularność




Jeden

Clio czuła na sobie uważny wzrok. Przebiegły ją ciarki. Rzuciła przez ramię wściekłe spojrzenie. Piątka daemonów, skupiona wokół olbrzymiego stołu, patrzyła na nią.

Skierowała swoją uwagę z powrotem na palnik i jednym gładkim ruchem łopatki przewróciła naleśnik na drugą stronę. Pierścień płomieni, otaczający palnik gazowy, zatańczył wysoko, podczas gdy ona obracała kolejne placki. Przez gorejące blaskiem okienko piekarnika można było dostrzec grube plastry bekonu, piekące się na chrupko.

Nie powinna była przyrządzać bekonu. Jego zapach rozszedł się po całej posiadłości i po zaledwie pięciu minutach sprowadził do kuchni pierwszego daemona, niby przez przypadek.

Mrucząc pod nosem, ułożyła naleśniki na talerzu obok kuchenki i łyżką nałożyła ciasto na patelnię. Kiedy zjawił się trzeci daemon – oczywiście, jak wskazywała jego nonszalancka postawa, wcale niezwabiony zapachem piekącego się mięsa – dorobiła więcej ciasta naleśnikowego. Teraz zaczynała się już powoli zastanawiać, czy ona i Lira będą musieli walczyć z innymi daemonami o jedzenie. Nie żeby Lira nie dał im rady, rzucając jedno czy dwa zaklęcia, ale na razie starał się zachowywać w tajemnicy fakt, że był jednym z najlepszych magów Poczwarki.

Otworzyła drzwiczki piekarnika, żeby spojrzeć na bekon. Owionęła ją chmura żaru, za którą skrywał się powodujący ślinotok aromat. Skinęła głową i zamknęła drzwiczki. Prawie gotowe.

Znów poczuła gęsią skórkę na szyi.

Obróciła się na pięcie. Daemony przy stole, wpatrzone łakomie w piekarnik, ponownie próbowały udawać, że robią zupełnie co innego. Wbiła w nie wzrok, tylko czekając, aż któryś zapyta, czy może dostać trochę jedzenia, jednak żaden się nie odezwał. Daemony nie lubiły prosić o cokolwiek.

Czterech mężczyzn i jedna kobieta. Nie miała pojęcia, do jakich należały kast, co tu robiły ani czy były niebezpieczne. Jednak daemony nie lubiły tego rodzaju pytań, zwłaszcza w takim miejscu jak to. Sięgając po jajka i miskę, Clio rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu. Różniło się ono od malutkiej kuchni w jej domku tak bardzo, że czuła się jak we śnie. Lśniące granitowe blaty, olbrzymia wyspa kuchenna na środku, urządzenia ze stali nierdzewnej i światła wpasowane pod błyszczące szafki. Nigdy wcześniej nie była w Konsulacie, ale tego się nie spodziewała.

Daemony, które odwiedzały Ziemię, wiedziały o istnieniu Konsulatów – sanktuariów, w których wyszkoleni Konsulowie oferowali daemonom darmowe pokoje, wyżywienie i ochronę. Daemony przy stole za jej plecami mogły pochodzić zarówno z Nadziemia, jak i Podziemia. Poza identyfikującymi kastę cechami charakterystycznymi nie dało się określić, skąd pochodził dany daemon. Sama miała nadzieję, że fakt, iż była nimfą, nie rzucał się w oczy. Tak czy inaczej, pewnie nie powinna była się wychylać. I tak już siedzieli tu z Lirą za długo. Od ucieczki z Asfodel dwa dni temu większość czasu spali – zwłaszcza Lira, którego zasoby magii zostały mocno nadwątlone. Sama spałaby pewnie tyle samo, gdyby nie fakt, że ich pokój był wyposażony tylko w jedno łóżko. Nieważne, ile koców by ułożyła między nimi jako barierę, Lira zawsze przysuwał się coraz bliżej, spychając ją na samą krawędź.

Tego popołudnia obudziła się z nozdrzami wypełnionymi jego korzenno-wiśniowym zapachem. Jego twarde ciało było przyciśnięte do jej boku, a ciepły oddech pieścił szyję, wywołując fale żaru w najgłębszych częściach jej jestestwa i powodując, że wierciła się niespokojnie. Nawet we śnie był tak nieprzyzwoicie pociągający… A kiedy resztką sił zwlekła się z łóżka, spojrzał na nią swoimi bursztynowymi oczami, w których mógłby ją uwięzić na wieki.

Inkub. Mistrz uwodzenia, władca pożądania, demon seksu.

A ona poznała już przelotnie smak jego ust, dotyk jego ciała; to, jak potrafił…

Potrząsnęła gwałtownie głową, niemal pozbywając się przy tym luźnego kucyka związanego z tyłu głowy. Warcząc pod nosem, rozmieszała jajka, znacznie mocniej, niż było to konieczne. Lira został w pokoju, by się dobudzić i wziąć prysznic, podczas gdy ona zajęła się śniadaniem. Konsulowie zapewniali gościom kilka posiłków w ciągu dnia, ale też pozwalali im częstować się produktami znalezionymi w kuchni.

Jakby przywołany jej myślami, sam demon seksu wkroczył do pomieszczenia. Włosy miał wilgotne i rozczochrane, a jego twarz potrafiła zatrzymać na chwilę serce niemal każdej kobiety. Szerokie ramiona zwężały się ku smukłej talii. Wymięte ubranie powinno psuć nieco efekt, ale w jego przypadku było wręcz odwrotnie – nadawało mu niebezpieczny i egzotyczny wygląd.

Pozostałe daemony przebywające w kuchni zauważyły jego przybycie, ale szybko go zignorowały. Inkuby, w przeciwieństwie do innych daemonów, były łatwe do rozpoznania nawet pod przykrywką uroku. Żadna inna kasta nie była obdarzona tyloma odcieniami złota – białozłote włosy, ciepła, złotawa skóra i tęczówki oczu jak pokryte lekką patyną złoto.

Inni rozpoznali w nim inkuba – i nie kryli odrazy. Lira albo tego nie zauważył, albo go to nie interesowało. Zbliżył się do niej z pierwszym od dwóch dni uśmiechem.

– Clio – zamruczał głosem zbyt niskim, żeby ktokolwiek mógł go usłyszeć. – Twoje moce uwodzenia zawstydziłyby nawet najwprawniejszego sukkuba.

Zamrugała, zamierając z miską roztrzepanych jajek nad gorącą patelnią. Jego nastrój był tak dobry, że aż się zdziwiła.

– Hę? – wykrztusiła. Cóż za dar wymowy.

– To totalnie nie fair. Jakże mam się oprzeć takim zabiegom? – Zrobił pauzę. – Masz zamiar coś zrobić z tymi jajkami?

Clio ponownie zamrugała, próbując odzyskać jasność umysłu. A tak, jajka! Wylała je na patelnię.

– O czym ty pleciesz, Lira?

– Bekon… – Westchnął z rozmarzeniem. – Naleśniki. Jajecznica. Rozbrajasz mnie, kochana.

Na dźwięk słowa „kochana” serce Clio zatrzymało się z takim poślizgiem, że zapewne zostawiło ślady hamowania na jej żebrach, po czym wystartowało ponownie z potrójną prędkością. Skupiła całą swoją uwagę na łopatce tak mocno, że prawie dostała zeza.

– Nie… nie ekscytuj się tak bardzo moim pichceniem. Nawet nie wiesz, czy ci zasmakuje.

– Już jestem w stanie stwierdzić, że będzie przepyszne.

Clio zadrżała. Sposób, w jaki wypowiedział to słowo, nie powinien być legalny. Podczas gdy ona szybko mieszała jajka łopatką, Lira stanął tak blisko, że niemal jej dotykał, i skupił na niej całą swoją uwagę. Co jakiś czas tylko spoglądał zdecydowanie nieprzyjaźnie na pozostałe daemony.

Clio zeskrobała łopatką jajka z patelni, po czym uratowała bekon z piekarnika, wywołując tym poruszenie wśród pozostałych. Przygryzła dolną wargę i wyciągnęła talerz z szafki na naczynia, po czym nałożyła na niego jedzenie i podała go Lirze. Przygotowała dla niego śniadanie wieczorem, żeby poprawić mu humor, jednak nagle ogarnęły ją wątpliwości. Cóż, było już za późno, by zmienić plany.

Jego uśmiech spowodował, że na jej twarzy pojawił się intensywny rumieniec. Wyłowił widelec z szuflady, nagarnął na niego jajka i włożył sobie do ust. W kuchni zapadła cisza, Clio aż wstrzymała oddech.

Lira wywrócił oczami w ekstazie.

– Ale pycha… – jęknął.

Bach!

Clio obróciła się na pięcie. To kobieta daemon upuściła na podłogę ciężką księgę. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, a ona poczerwieniała jak burak. Porwała księgę z ziemi i prędko wycofała się z kuchni.

Clio przełknęła głośno ślinę, zazdroszcząc jej. Jęk Liry był tak zmysłowy, że niemalże skandaliczny. Clio poczuła, że jeśli zaraz się od niego nie odsunie, zacznie się słaniać jak kompletna idiotka.

Męska część widowni nie wydawała się jednak zszokowana. Raczej poirytowana. Największy z nich, solidnie zbudowany, łysy typ z gęstą brodą odsunął się od stołu. Clio zesztywniała. Daemon podszedł do wyspy kuchennej, wpatrując się w Lirę.

– Może byś się tak podzielił, inkubie?

Lira uśmiechnął się, odgryzając kawałek paska bekonu.

– Pytaj mistrzynię kuchni, nie mnie.

Daemon odwrócił się do Clio, która cała się napięła, ledwo powstrzymując się przed ucieczką. Sama miała zamiar podzielić się nadmiarem jedzenia, ale nie podobało jej się nastawienie obcego ani sposób, w jaki wypowiedział słowo „inkub”, kiedy zwracał się do Liry.

– No więc? – warknął daemon, kiedy Clio nie odpowiedziała. Odwróciła się do kontuaru, chwyciła kolejny talerz i nałożyła na niego porcję, która groziła wypadkiem. Wzięła widelec i zatknęła go na szczycie góry jajek jak flagę. Daemon wyciągnął chciwie ręce po talerz. Clio uniosła dumnie podbródek i minęła go, zmierzając ku drzwiom.

– Ktokolwiek chce, może sobie zjeść – ogłosiła. – Ale ma za to pozmywać naczynia.

Agresywny daemon i jego trzech towarzyszy wbili w nią pełen niedowierzania wzrok.

Clio skinęła głową na Lirę.

– Idziemy.

Inkub uśmiechnął się złośliwie do pozostałych, po czym przemaszerował przez kuchnię i dołączył do niej. Clio ruszyła w kierunku ich małego pokoiku na najniższym piętrze. Kiedy się tam znaleźli, postawiła talerz na biurku i opadła na malutkie drewniane krzesło.

– Co za chamy. Czy to tak trudno poprosić? Czy wszystko musi być demonstracją władzy?

Lira zamknął za sobą drzwi nogą i zamachał widelcem w powietrzu w niezrozumiałym dla niej geście.

– Pewnie mieli zamiar być uprzejmi, ale zjawiłem się ja.

Clio zmarszczyła brwi.

– Nie rozumiem.

– Męskie daemony w obecności inkuba zawsze czują, że muszą coś udowodnić. – Wzruszył ramionami i wsadził sobie do ust połowę naleśnika.

Clio ujęła widelec, nieco onieśmielona górą jedzenia, po czym opuściła sztuciec i jęknęła:

– O nie…

– Fo? – wyseplenił Lira z pełną buzią.

– Zapomniałam o syropie klonowym. – Spojrzała na niego zawstydzona. – Przepraszam…

– Clio, jedzenie jest fantastyczne, nie potrzeba syropu.

– Ale… – Zmarszczyła brwi. Talerz Liry był już w połowie pusty. Kiedy zdążył tyle zjeść? Jego porcja znikała w zastraszającym tempie. Może to i dobrze, że przeładowała własny talerz. Przyglądając się, jak wpycha w siebie jedzenie, nagle doznała dziwnego uczucia. Ostatni raz, kiedy stresowała się gotowaniem dla kogoś, podejmowała swojego przyrodniego brata, Bastiana. Nieistotne, co dla niego przyrządzała, czy było to coś prostego, czy skomplikowanego, zawsze zjadał zaledwie parę kęsów, komplementował jej wysiłki i odkładał sztućce. Lira nie miał nawet syropu do naleśników, a zachowywał się, jakby było to najlepsze, co kiedykolwiek jadł.

Dziwne uczucie narastało; szybko skupiła wzrok na jedzeniu, by nie zorientował się, że się na niego gapi. Kiedy już się najadła, Lira pochłonął także to, co zostawiła. Kiedy skończył, rozsiadł się na łóżku, wzdychając z zadowoleniem.

– Mógłbym tak jeść codziennie.

Czując, że nadchodzi kolejny rumieniec, Clio ułożyła talerze i sztućce na biurku.

– To w Asfodel nie jadłeś dobrze?

– Hmm. W sumie jadłem. – Zmrużył oczy w zamyśleniu. – Kucharz gotuje mi, co tylko zechcę, mamy też dużo restauracji, ale… – Wzruszył ramionami. – To nie to samo.

Tak, znów się zarumieniła.

– Miałeś własnego kucharza?

– Ano. Kucharza, pokojówkę, służbę. My… – Przerwał, marszcząc brwi. – Ja nie zajmowałem się tymi sprawami.

Nie skomentowała, choć zauważyła zmianę czasu teraźniejszego na przeszły. Lira nie był już rozpieszczanym mistrzem magii. W przyszłości nie będzie mógł już liczyć na pomoc służby.

Najwyraźniej on pomyślał o tym samym. Błysk w jego oczach zniknął, zastąpiony zmęczeniem. Napad dobrego humoru, który pojawił się dzięki prysznicowi i jedzeniu, minął. Lira opadł na posłanie. Clio się skrzywiła. Podczas nielicznych momentów w Konsulacie, kiedy nie spał, Lira był w podłym i mrocznym, wręcz defetystycznym, nastroju. Próbowała z nim rozmawiać o planach na przyszłość, ale nie zaszli za daleko. Jedyne, co ustalili, to że muszą odebrać zaklęty zegar Liry zdradzieckiemu ochroniarzowi Clio, Eryxowi.

– Lira… – zaczęła cicho, obracając się w jego stronę. – Wiem, że jesteś zmęczony, ale musimy zaplanować dalsze ruchy. Nie możemy tu dłużej zostać.

Inkub otworzył oczy, lecz jego spojrzenie pozbawione było życia. Clio była zdziwiona tym, jak szybko stracił energię. Czyżby jego zachowanie w kuchni było tylko na pokaz?

– Nie wiem, co począć. – Potarł dłońmi twarz. – Powinniśmy się pewnie udać do Brinford. Tam łatwiej się będzie ukryć.

– Nie możemy się wiecznie ukrywać. Musimy odzyskać twój zegar.

– Jak? – Wcisnął głowę głębiej w poduszki. – Ten dupek Eryx mógł z nim uciec dosłownie wszędzie.

– Zabrał go do Nadziemia – odpowiedziała surowym tonem. – A teraz przestań się mazać i pomóż mi ułożyć plan.

– Skąd wiesz, że tam go zabrał?

– Bo jest ochroniarzem księcia Bastiana. Zabrał zegar do Iridy, by mu go oddać, jestem tego pewna.

– Masz na myśli księcia, który przedstawił Poczwarce propozycję Iridy? – Lira usiadł, w końcu skupiony, jednak jego wyraz twarzy był pełen niedowierzania. – Twierdzisz, że rodzina władców w Nadziemiu ma mój zegar? Jak mam go im odebrać?

Clio wydęła wargi.

– No cóż, chciałam po prostu poprosić Bastiana, by mi go oddał.

Lira zamrugał.

– Eryx mnie zdradził i… zostawił na pewną śmierć. – Ścisnęło ją w gardle, jednak zmusiła się, by mówić dalej. – Bastian byłby przerażony, gdyby się o tym dowiedział. Jeśli będę miała mu szansę wyjaśnić, jak niebezpieczny jest ten zegar, na pewno przekonam go, by go zniszczył.

– Eryx podsłuchał, jak wyjaśniam działanie zegara – odparł sceptycznym tonem Lira. – Dla niego i dla twojego księcia to jak broń, która jest w stanie zmieść każdą magiczną armię z powierzchni ziemi. Myślisz, że pozbyłby się czegoś takiego?

– Jeśli wyjaśnimy mu, jak katastrofalne może mieć skutki, to tak – odparła, odsuwając od siebie wszelkie wątpliwości. – Pomijając wszystko inne, najważniejszą rzeczą dla Bastiana jest bezpieczeństwo naszych ludzi i chronienie Iridy.

Clio i Kassia nieraz spierały się w kwestii księcia, jednak Clio uważała, że stawia Iridę na pierwszym miejscu. Zawsze ochraniał swoich ludzi i nigdy nie przestanie tego robić. Nawet Kassia nie byłaby w stanie temu zaprzeczyć. Przekonanie Bastiana, że czar jest zbyt potężny, by go użyć przeciw jego wrogom, nie będzie jednak łatwe. Zegar pożerał magię, a im więcej jej wchłaniał, tym bardziej rozprzestrzeniała się ona na skutek reakcji łańcuchowej, niszcząc wszystko naokoło do chwili, aż zabraknie pokarmu.

– No cóż, przekonamy się zatem, czy masz rację. – Lira wyraźnie stracił entuzjazm. – A więc musimy się udać do Nadziemia. Świetnie.

– Nie będzie tak źle – zapewniła go. – Skoro ja przeżyłam w Asfodel, ty dasz radę w Iridzie.

Lira skinął głową. Znużenie obezwładniało go jak pajęczyna. Nadal był w szoku. Całe jego życie legło w gruzach, dryfował w obcym świecie, pozbawiony środków, bez żadnego planu. A zabójczy myśliwi już wkrótce wpadną na jego ślad.

Stracił wszystko; swoją pozycję mistrza magii, dom, rodzinę, rzeczy osobiste. Jedyne, co miał, to ciuchy, łuk i kołczan pełen strzał, parę łańcuszków z magicznymi kamieniami i to, co skrywał pod płaszczem uroku. W ciągu zaledwie jednego cyklu Podziemia z niemal niepokonanego maga Poczwarki stał się ściganym wyrzutkiem.

I to wszystko była jej wina.

Gdyby nie ona, nie musiałby walczyć ze swoim psychotycznym bratem Dulcetem. Gdyby nie ona, nikt nie dowiedziałby się o jego tajnym, pożerającym magię zegarze. Gdyby nie ona, jego rodzina nie zwróciłaby się przeciw niemu i nadal byłby w Asfodel – może nie szczęśliwy, ale przynajmniej bezpieczny.

Teraz znajdował się sam na Ziemi, nie miał się gdzie podziać ani do kogo zwrócić po pomoc – oprócz niej. A co ona mogła zrobić?

– Lira… – Zawahała się. – Wszystko w porządku…?

W jego oczach pojawiła się mieszanka emocji – strachu, bólu, żalu, poczucia przegranej. Zrzucił buty i wciągnął nogi na łóżko, częściowo się od niej odwracając.

– Co dalej? – zapytał obojętnym tonem. – Wracamy do linii energetycznej?

Clio otworzyła usta, po czym znów je zamknęła. Poczuła ucisk w piersi.

– Chciałabym, żeby to było takie proste, ale niestety…

– Co?

Zmusiła się, by wziąć głęboki oddech.

– Nigdy sama nie podróżowałam do Iridy. Nie znam rozkładu linii, więc… nie zabiorę nas tam.

Lira obrócił się i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Nigdy nie podróżowałaś do Iridy? Serio? Jakim cudem można nie wiedzieć, jak dotrzeć na własne terytorium?

– Nauczyłam się podróżować liniami energetycznymi dopiero, gdy opuściłam kraj! – Clio wciągnęła głęboko powietrze, by opanować nerwy, i przycisnęła dłonie do ud. – Moja sytuacja była… niecodzienna. Podróżowania liniami nauczyłam się po przybyciu na Ziemię. W Iridzie nie byłam ani razu od wyjazdu. Liczyłam, że Kassia pokaże mi drogę do domu, ale ona…

Na myśl o śmierci przyjaciółki poczuła, jak sztylet bólu przeszywa jej serce. Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy.

– Nauczyłaś się podróży liniami tutaj? – zapytał, wyraźnie zszokowany. – Kiedy?

– Dwa lata temu.

– Dlaczego sama nie próbowałaś wrócić?

– Bo… Książę Bastian poprosił mnie, żebym została.

Więcej nie mogła powiedzieć. Zaledwie kilkanaście osób, wszystkie zamieszkujące Iridę, znało jej prawdziwą tożsamość. Lira nie miał pojęcia o pokrewieństwie Clio z królewską rodziną Nereidów, prawdziwej naturze jej misji w Podziemiu ani o jej rzadkiej zdolności replikowania każdego rodzaju magii, jaki ujrzała na własne oczy. Nikomu nie mogła wyjawić tak niebezpiecznych tajemnic.

– Jak zatem proponujesz wrócić do Nadziemia? – naciskał Lira. – Może cię to zaskoczy, ale ja też nie znam linii energetycznych twojego świata.

– Potrzebny nam przewodnik.

– Przewodnik – powtórzył beznamiętnym tonem.

– Nadziemianin, który pokieruje nas liniami ku Iridzie. A przynajmniej gdzieś w okolice Iridy. Na pewno uda nam się kogoś takiego znaleźć.

– I na pewno nie za darmo. Nie wiem jak ty, ale ja jako pozbawiony majątku uciekinier nie mam przy sobie złamanego grosza.

– A masz lepszy pomysł?

W jego oczach pojawiło się coś mrocznego i nieprzyjaznego. Przekręcił się na drugi bok, plecami do niej.

– Nie.

Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, po czym ją cofnęła. Nie była sobie w stanie wyobrazić, co Lira czuje, jednak biorąc pod uwagę jego obecne położenie, była ostatnią osobą, od której oczekiwałby pocieszenia.

– Prześpij się jeszcze kilka godzin – zasugerowała, wstając. – Możemy wyruszyć o północy.

Nic nie odpowiedział, więc zostawiła go w spokoju i ruszyła w stronę drzwi. Był zbyt inteligentny, by uwierzyć, że ktoś, kto dopiero od dwóch lat potrafi poruszać się za pomocą linii i nie był od tego czasu ani razu w Nadziemiu, jest królewską posłanką. Może już wcześniej coś podejrzewał, ale teraz miał już stuprocentową pewność, że nie była kimś, za kogo się podawała. A ona nie mogła wyjawić mu prawdy.

Zamknęła cicho za sobą drzwi. Spuściła głowę. Nie była pewna, czy wyjawienie mu prawdy wystarczy, by pozbył się wątpliwości.

Dwa

– Przepraszam.

Clio zatrzymała się w połowie korytarza i szybko otarła łzy, po czym odwróciła się w kierunku nieznanego jej głosu.

Głos należał do kobiety daemona z kuchni. Stała oddalona od Clio o parę kroków i trzymała pod pachą grubą księgę. Ciemne włosy miała upięte w kok, a okulary w grubej oprawie zsunięte na koniec drobnego nosa.

Clio potarła twarz, zawstydzona, że została przyłapana na płaczu. Podczas gdy Lira spał, ona snuła się po posiadłości, zatopiona w pełnych niepokoju myślach. Przytłoczona zmartwieniami i samotnością, a także zdruzgotana tęsknotą za Kassią, pozwoliła sobie na łzy. Czy naprawdę minęło zaledwie kilka dni, od kiedy Eryx zamordował jej najlepszą przyjaciółkę? Czuła, jakby zdarzyło się to wieki temu.

– Tak? – odparła.

Kobieta uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był pozbawiony ciepła.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Zainteresował mnie twój kompan, ten inkub?

– Tak, o co chodzi? – spytała Clio, trochę sztywniejąc.

– Czy on jest… – Daemonica odchrząknęła cicho. – …wolny?

– Wolny? – odpowiedziała bezmyślnie Clio.

Kobieta poprawiła okulary.

– Słyszałam, że przybyliście razem, więc wolałam zapytać.

– Zaraz, to ty chcesz… – Clio zarumieniła się. Poczuła też nieprzyjemny ucisk w żołądku. – Czemu mnie o to pytasz?

– Z czystej uprzejmości. Niektóre kobiety kiepsko znoszą konkurencję.

– No cóż, on nie… Znaczy my nie…

Daemonica przewróciła oczami, porzucając pozory uprzejmości.

– Chciałam jedynie zapytać, czy już z nim skończyłaś. Wystarczy mi „tak” lub „nie.

Czy z nim „skończyła”? Jakby był zabawką, która mogła jej się znudzić!

– Nie, nie „skończyłam” z nim, trzymaj się do niego z daleka.

Zaskoczyła ją gwałtowność jej własnych słów. Skąd się wzięła? Kobieta uśmiechnęła się złośliwie.

– Ciekawe, kiedy on skończy z tobą.

– Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.

Kobieta ponownie poprawiła okulary, po czym zaśmiała się cicho.

– Nie wiesz, z kim igrasz, dziewczyno! – rzuciła przez ramię, gdy odchodziła. – Popełniłaś duży błąd. – Zniknęła za rogiem, a Clio skrzyżowała ramiona na piersi.

– Że niby jaki błąd? – wymamrotała pod nosem.

Ruszyła w przeciwnym kierunku. Nie powinna się dziwić, to, że inkuby zwracały na siebie uwagę, było wpisane w ich naturę. Kobiety ich pożądały, a mężczyźni czuli przy nich, że mają coś do udowodnienia. Jak na kastę z dość ograniczonymi zdolnościami obronnymi taka ilość uwagi musiała kosztować wiele nerwów.

Teraz miała jednak większe problemy. Na przykład co mieli z Lirą począć, jak dotrą do Brinford. Choć wiele miast miało niewielkie społeczności daemonów, Brinford stanowiło wyjątek – swego rodzaju epicentrum. Ambasady, firmy, sklepy i wszelkiego rodzaju zgromadzenia – to z ich powodu Bastian wybrał to miasto na jej nowy dom na zesłaniu, a Lira na ich kryjówkę.

W pierwszej chwili pomyślała o powrocie do swojego domku, jednak rozmiary zdrady, której dopuścił się Eryx, były dla niej wielką niewiadomą. Jeśli dowie się, że ona żyje i wróciła do Brinford, może zechcieć ją wykończyć, zanim ona zdąży wyjawić Bastianowi prawdę. Będą musieli z Lirą znaleźć jakieś tymczasowe schronienie z dala od jej domu. Przynajmniej do czasu, gdy nie znajdą przewodnika, który zabierze ich do Nadziemia.

Gdy mieszkała w Iridzie, nie miała potrzeby uczyć się przemieszczania liniami energetycznymi, a gdy Bastian ją odesłał, podróż na Ziemię spędziła w stanie ochronnej hibernacji. Nie znała ani jednej nadziemskiej linii energetycznej, a nie wiedziała, gdzie są one położone, nie mogła ich wykorzystać.

W jej głowie pojawił się jakiś nieregularny łomot. Zaalarmowana zbliżyła się na paluszkach do drzwi, zza których dochodził odgłos, i zajrzała do środka. Wnętrze pomieszczenia ją zaskoczyło. Na najbliższej jej ścianie wisiał cały arsenał broni. Podłogę pokrywały maty do ćwiczeń, a pod przeciwległą ścianą znajdował się wachlarz przyrządów treningowych – manekiny, liny do wspinaczki, tarcze strzelnicze i ciężary.

Na środku pomieszczenia jakaś dziewczyna kopała worek bokserski. Robiła to tak zawzięcie, jakby chciała rozerwać go na pół. Uderzała raz za razem piszczelem, po czym wypuszczała serie szybkich jak błyskawica ciosów, na wysokości ludzkiego brzucha i głowy.

Clio stała w drzwiach z otwartą buzią. Dziewczyna mogła być co najwyżej dwunasto-, trzynastolatką, miała długie nogi i kasztanowate włosy, przycięte na krótko jak chłopak. Na jej twarzy i szyi lśnił pot. Wyprowadziła kopnięcie z obrotu, co sprawiło, że worek zatoczył łuk na łańcuchu, na którym wisiał.

Cofnęła się o kilka kroków, ciężko oddychając, po czym obróciła się na pięcie ku wejściu i z zaskoczeniem spojrzała na Clio. Ta, zaciekawiona dziewczyną, mrugnęła, przywołując swój wzrok astralny. Nieznajomą otaczała słaba aura – zbyt słaba, by mogła służyć do rzucania zaklęć. Clio zaskoczyła jednak niebieska poświata zaklęcia, umieszczonego głęboko w ciele dziewczyny. Pajęczynowata struktura była niezwykle skomplikowana, przenikała jej głowę i pierś, niemal jak…

– Co się tak patrzysz? – spytała agresywnym tonem dziewczyna.

Clio zamrugała, pozbywając się wizji.

– Czy ty jesteś człowiekiem? – wybełkotała skołowana.

– Jestem hybrydą – warknęła nieznajoma.

Hybrydą? Clio zmarszczyła brwi, próbując przywołać swoją niewielką wiedzę na ich temat. Hybrydy nie były pospolitym zjawiskiem, większość daemonów nie była zainteresowana prokreacją z ludźmi. Hybrydy fizycznie wyglądały jak ludzie, posiadały jednak ograniczone zasoby magii, odziedziczone po swoich daemonicznych rodzicach. Clio słyszała, że wszyscy Konsulowie byli hybrydami.

– Jestem młodszą uczennicą – dodała defensywnym tonem dziewczyna, niewłaściwie interpretując wyraz twarzy Clio. – Mam na imię Piper. Jestem córką naczelnego Konsula.

– Ja jestem Clio. – Uśmiechnęła się, by rozładować napięcie. Piper przedstawiła się tak, jakby Clio powinna wiedzieć, kim jest, jednak ona nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia. – Czy naczelny Konsul zarządza tym miejscem?

Dziewczynka odgarnęła wilgotne włosy z czoła.

– Naczelny Konsul zarządza wszystkimi Konsulatami. Nie byłaś nigdy wcześniej w Konsulacie?

– Nie, to mój pierwszy raz.

Piper usiadła na macie i zaczęła się rozciągać.

– To ciebie dwa dni temu przyniesiono nieprzytomną do Konsulatu, prawda? Razem z tym inkubem?

Clio potwierdziła skinieniem głowy. Dziewczynka otworzyła buzię, po czym szybko ją zamknęła i skrzywiła się, mamrocząc coś pod nosem.

– Słucham? – zapytała Clio.

– Powiedziałam: „głupia zasada”.

– Jaka zasada?

Piper usiadła w idealnym szpagacie, po czym pochyliła się do przodu.

– Mówiąca, że nie mogę zadawać ci pytań. Na przykład: kto cię tak poturbował? I: czemu inkub był w takim fatalnym stanie? Padł jak długi, gdy tylko tu przybył. Mój wujek, Konsul, miał dyżur, kiedy przybyliście. Sądzi, że inkub musiał cię nieść ładny kawałek. – Wyprostowała się i dodała: – To nie były pytania, jakby co.

Clio oparła się o framugę i przygryzła wargę.

– Straciłam przytomność, zanim weszliśmy w linię energetyczną, więc nie wiem, jak długo mnie niósł.

– Od linii do Konsulatu są trzy godziny piechotą. – Piper spojrzała na nią z niedowierzaniem, zmieniając pozycję. – Niósł cię całą drogę? Jest twardszy, niż wygląda.

– To prawda.

– Więc co się… – Dziewczynka urwała, zanim dokończyła pytanie.

– Jak to jest być praktykantką na Konsula? – Clio postanowiła zmienić temat.

Piper wzruszyła ramionami.

– Oficjalny trening rozpoczęłam dopiero parę miesięcy temu. Przedtem nie wolno mi było schodzić na dół bez ojca lub wuja. Fajnie jest mieć więcej swobody.

– Na dół? Masz na myśli piwnicę, gdzie znajdują się pokoje dla gości?

– Nie, gdziekolwiek poza piętro przeznaczone dla rodziny, na górze. – Uśmiechnęła się szelmowsko z błyskiem w oku. – Nie żebym nie wymykała się na dół niemal codziennie. Tylko nie mów ojcu.

– Jesteś bardzo dobra w… – Clio machnęła dłonią w kierunku worka treningowego. – Jak na kogoś, kto zaczął parę miesięcy temu.

– Sztuki walki trenuję od piątego roku życia. – Dziewczyna dumnie uniosła podbródek. – Mam już czarny pas drugiego stopnia, a w tym roku zdaję jeszcze egzamin na trzeci.

– Łał. – Clio spojrzała z lekkim osłupieniem na arsenał umieszczony na ścianie sali. Kassia pokazała jej, jak wyprowadzić prosty cios i jak trzymać sztylet, jednak siła Clio polegała na walce za pomocą magii. Piper spojrzała na nią uważnie.

– Te ciuchy wyglądają na tobie okropnie.

Clio sama doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Za duży biały T-shirt wisiał na niej jak namiot, a dresowe spodnie musiała związać w pasie sznureczkiem tak mocno, że marszczyły się wokół jej talii.

– Dostałam je.

Piper podniosła się i przekrzywiła głowę.

– Jesteś taka malutka. Ile masz wzrostu, metr pięćdziesiąt?

– Pięćdziesiąt jeden – wymamrotała Clio.

– Ja mam metr pięćdziesiąt trzy – odrzekła z dumą Piper. I pewnie jeszcze sporo urośnie w przyszłości.

– Gratulacje.

Dziewczyna odpowiedziała śmiechem i w podskokach ruszyła ku drzwiom, nadal pełna energii. Ręką dała znak Clio, żeby za nią podążyła.

– Chodź, na pewno mam coś, co będzie na ciebie pasować.

– Nie… nie trzeba… – zaprotestowała niewyraźnie Clio. Nie chciała brać ubrań od dziewczynki, jednak desperacko pragnęła zrzucić z siebie obecny strój.

– Żaden problem. – Piper zmarszczyła brwi, prowadząc Clio ku foyer. – Nie jesteś sukkubem, prawda?

– Nie.

– Tak właśnie myślałam. Nie wyglądasz na sukkuba. – Clio lekko się zatchnęła, a Piper wykrzywiła buzię. – Nie tak to miało zabrzmieć. Jesteś naprawdę ładna, po prostu nie emanujesz nadnaturalnym pięknem.

Clio westchnęła. Kiedy przypomniała sobie, jak pięknie Lira wyglądał w porównaniu ze zwykłym człowiekiem, zrozumiała, co miała na myśli Piper.

– Poza tym… – kontynuowała dziewczyna – …byłoby dziwnie spotkać sukkuba i inkuba w tym samym momencie. – Zatrzymała się na chwilę u stóp schodów prowadzących na wyższe piętra. – Teoretycznie daemony nie mają wstępu wyżej, ale będziemy się streszczać.

Ruszyła biegiem na górę, a Clio podążyła za nią. Kiedy dotarły na piętro, oczom Clio ukazały się stare meble i grube dywany zdobiące salon oraz szerokie drzwi do niewielkiej kuchni. Najwyraźniej to piętro było niewielkim samodzielnym apartamentem.

Piper zaprowadziła ją do małej sypialni. Na łóżku leżał skotłowany koc, a podłogę zaścielały książki, ubrania i kilka sztuk porzuconej broni. Clio stąpała ostrożnie, by na nic nie nadepnąć. Piper, bez nadmiernych ceregieli, przemaszerowała przez bałagan do szafy, z której wylewała się lawina ubrań.

– Co powiedziałaś o inkubach i sukkubach? – spytała Clio.

Piper zagrzebała się w szafie, przerzucając rzeczy.

– Należą do tej samej kasty, ale nie lubią ze sobą przebywać. Nawet nazywają się inaczej. Żadna inna kasta tak nie ma.

Dziewczyna miała rację, Clio też nigdy nie słyszała o takim przypadku. Piper odsunęła się od szafy, trzymając przed sobą dwie różne koszulki.

– Którą wolisz?

Clio wybrała luźniejszy czarny tank top z nadrukowanymi plamami białej farby.

– Z podręczników wiem, że jeśli inkub i sukkub trafią w tym samym czasie do Konsulatu, należy się spodziewać problemów. – Piper wyciągnęła z szafy parę dżinsów z dziurą w poprzek jednej nogawki, na wysokości uda. – Miałam je i tak wyrzucić, a tobie jeszcze posłużą.

Clio odebrała od niej spodnie i odwróciła się, żeby się przebrać. Ściągnęła dresy i wskoczyła w dżinsy. Nogawki pasowały niemal idealnie, ale w biodrach była znacznie szersza niż nastolatka. Na szczęście koszulka nie była za ciasna.

Kiedy się obróciła, Piper podała jej cienką skórzaną kurtkę.

– To prezent od mojego wujka, ale na mnie nie leży za dobrze. Przymierz.

– Twój wujek kupił ci skórzaną kurtkę? – Clio spojrzała z niedowierzaniem na srebrne guziki i agresywny krój kołnierza. Zdecydowanie nie był to ciuch dla dwunastolatki.

Piper zachichotała.

– Taa, potrafi czasem być nieco tępy. Ojcu na pewno ulżyło, że nie pasowała. No dalej, przymierz ją! – Gdy tylko Clio założyła kurtkę, Piper aż pisnęła z radości. – Leży idealnie! Teraz tylko cień na powieki i będziesz wyglądać jak prawdziwa punkówa!

– Jak co?

– Nieważne. W każdym razie dobrze wyglądasz. – Piper ruszyła w stronę drzwi. – Lepiej już wracajmy na dół, zanim ktoś cię tu zobaczy.

Clio podążyła za nią ku klatce schodowej. Jej otwarta konstrukcja oferowała dobry widok na całe foyer. I trzy daemony, które właśnie weszły frontowymi drzwiami. Mężczyźni ubrani byli w nierzucające się w oczy czarne stroje. Ich twarze były pospolite i pozbawione wyrazu.

Krew zamarzła Clio w żyłach. Złapała Piper za ramię i pociągnęła ją z powrotem za róg.

– Co jest? – syknęła dziewczynka.

Clio zasłoniła jej usta dłonią i wstrzymała oddech. Daemony przystanęły na chwilę we foyer i się rozglądały. Rozpoznała stojącego w środku szczupłego i wysokiego daemona z popielato-srebrnymi włosami związanymi w kucyk. Spotkała go w ambasadzie Hadesów. Był przewodnikiem jej oraz Eryxa i Kassii w drodze z linii energetycznej do siedziby Poczwarki.

Był także żniwiarzem.

Za długo ukrywali się w Konsulacie. Hadesowie ich odnaleźli, a śpiący w piwnicy Lira był teraz w potrzasku.

Trzy

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Jeden
Dwa
Trzy
Cztery
Pięć
Sześć
Siedem
Osiem
Dziewięć
Dziesięć
Jedenaście
Dwanaście
Trzynaście
Czternaście
Piętnaście
Szesnaście
Siedemnaście
Osiemnaście
Dziewiętnaście
Dwadzieścia
Dwadzieścia jeden
Dwadzieścia dwa

TYTUŁ ORYGINAŁU:

The Shadow Weave:

Book Two of the Spell Weaver Trilogy

Redaktor prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz

Redakcja: Marta Stochmiałek

Korekta: Katarzyna Kusojć

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Projekt okładki: Midnight Whimsy Designs, www.midnightwhimsydesigns.com

Copyright © 2018. The Night Realm by Annette Marie.

Cover Copyright © 2018 by Annette Ahner

Copyright © 2021 for the Polish edition by Young

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Grzegorz Gołębski, 2021

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-66967-88-5

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek