Seria z Markiem Benerem. Porzuć swój strach - Robert Małecki - ebook + audiobook

Seria z Markiem Benerem. Porzuć swój strach ebook

Robert Małecki

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Możesz porzucić nadzieję, ale nigdy nie uwolnisz się od siedzącego w tobie strachu.

Miejscowy biznesmen ma zlecenie dla Marka Benera – prosi go o odnalezienie nastoletniej córki, Marty. Po serii głuchych telefonów dziennikarzowi wydaje się, że rozwiązanie jest już blisko, lecz za każdym razem mu umyka. Pętla zleceniodawcy na jego szyi powoli zaczyna się zaciskać. Jednak intuicja podpowiada Benerowi, że to w domu zaginionej dziewczyny może kryć się mrok, którego wcześniej nie dostrzegał.

W którym miejscu kończy się rodzinna tajemnica, a zaczynają gangsterskie porachunki?

Jeden nierozważny krok może mieć fatalne konsekwencje. Kiedy współpracowniczka Benera znika podczas pracy nad artykułem, okazuje się, że zaginięcie nastolatki może mieć więcej wspólnego z jego rodziną, niż mogłoby mu się wydawać. A podarunek ukryty w toruńskich zaułkach kluczem do przeszłości, której tak długo poszukiwał.

Czy rozwiązanie tej zagadki pozwoli mu zrozumieć, dlaczego Agata, jego ciężarna żona, zniknęła?

Drugi tom debiutanckiej trylogii Roberta Małeckiego, gdzie Marek Bener jest arogancki jak nigdy wcześniej. Czy porzucając strach, ma szansę odnaleźć ukochaną kobietę? Jakie sekrety przeoczył na drodze ku prawdzie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 379

Oceny
4,5 (102 oceny)
61
33
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anetastupka

Dobrze spędzony czas

Pełna zwrotów I przemyślanych opisów bohaterów. Dobra pozycja na ciemne jesienne wieczory :)
00
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Autor umiejętnie wplata wabiki powodujące kontynuację lektury, mimo to zadziwiająco nieinteresująca fabuła mimo od groma sensacyjnych wątków. Czytane "na zimno" co przy kryminale nie jest komplementem, niby ok ale...
00
Cindrella

Nie oderwiesz się od lektury

czekam niecierpliwie jsk przeczytam cz 3
00
Mike781

Nie oderwiesz się od lektury

Porywająca. Nie można się oderwać od czytania. Polecam
00
dorota2305

Dobrze spędzony czas

Całkiem niezła. Polecam!
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: MI­KO­ŁAJ BAĆ
Ko­rekta: JO­ANNA ZA­BO­ROW­SKA, KRY­STYNA ZA­LE­SKA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: TO­MASZ MA­JEW­SKI
Fo­to­gra­fie na okładce © FlyD/Unsplash © gmni­cho­las/E+/Getty Ima­ges
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ro­bert Ma­łecki © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze: Po­znań 2017 Wy­da­nie trze­cie
ISBN 978-83-08-07970-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ma­mie i Ta­cie– bo tak wiele dzięki Wam, Ko­chani

Sa­mot­ność to taka straszna trwoga. Ogar­nia mnie, prze­nika mnie. Wiesz, mamo, wy­obra­zi­łem so­bie, że... że nie ma Boga, nie ma, nie!

Dżem, List do M.,słowa: Do­rota Za­wie­sienko, Ry­szard Rie­del

Pro­log

Za­miast mdłego odoru zwłok, które le­żały w płyt­kiej mo­gile, czuł in­ten­sywny za­pach lasu.

Woń była gę­sta i lepka jak mo­kra zie­mia, którą przed chwilą od­gar­nął z fo­lii przy­kry­wa­ją­cej ciało. Od­sło­nił tylko twarz i nie za­mie­rzał wię­cej, tyle wy­star­czyło.

Wzrok przy­zwy­czaił się do ciem­no­ści i dzięki temu wy­ła­py­wał co­raz wię­cej szcze­gó­łów, mimo że wo­lałby w ogóle ni­czego nie wi­dzieć i być gdzieś da­leko stąd. Tym­cza­sem klę­czał w roz­ko­pa­nej i zim­nej gle­bie, która kle­iła się do ły­dek i ko­lan.

Bu­rza już prze­szła, jed­nak na­brzmiałe kro­ple desz­czu wciąż są­czyły się z gę­stych ko­ron so­sen za­wie­szo­nych wy­soko nad nim, ob­my­wa­jąc twarz ko­biety z resz­tek ziemi. Po­znał jej pro­sty nos, za­pad­nięte po­liczki i do­łek w bro­dzie. Białka oczu błysz­czały jesz­cze, a nie­ru­chomy wzrok wpa­try­wał się w czarne niebo i księ­życ. Wą­skie usta były otwarte jak do krzyku. A może chciała tylko za­czerp­nąć po­wie­trza. Ostatni raz.

Pod pa­znok­ciami wciąż czuł ziarna pia­chu. Mimo nocy wpa­try­wał się w swoje brudne ręce i py­tał sam sie­bie, jak mo­gło do tego dojść.

Nie wy­trzy­mał.

Nie te­raz, tylko wtedy.

Nie tak wy­obra­żał so­bie ostat­nią z nią roz­mowę.

Pa­mię­tał, że na­wrzesz­czał na nią, kiedy za­częła pleść bzdury. Obojgu pu­ściły nerwy. Miał wra­że­nie, że osza­lała, że mówi rze­czy, któ­rych nor­mal­nie ni­gdy by nie po­wie­działa. Ale te­raz wie­dział, że jej za­cho­wa­nie nie było oznaką sza­leń­stwa. Po pro­stu chro­niła swoją ta­jem­nicę. To on stra­cił nad sobą pa­no­wa­nie, to jemu, w za­le­wie żółci, urwał się film.

Nie­po­czy­tal­ność, tak mo­gliby to za­kwa­li­fi­ko­wać.

Nie po­cie­szał się, bo wciąż nie wie­dział, co po­wie żo­nie, któ­rej nie wi­dział od sze­ściu lat, cho­ciaż stale z nią roz­ma­wiał, i która w naj­trud­niej­szych chwi­lach za­wsze była obecna w jego gło­wie. Za­sta­na­wiał się, w ja­kie słowa ubrać to, co się wy­da­rzyło, i jak przy­znać się do tego, co zro­bił.

Po­woli – jakby wsta­wał od kon­fe­sjo­nału, jakby to spo­tka­nie ze zwło­kami miało go roz­grze­szyć – pod­niósł się, za­brał oparty o pień szpa­del i ru­szył na sztyw­nych, uwa­la­nych zie­mią no­gach w stronę po­lany oświe­tla­nej bla­skiem księ­życa. Po­mruk bu­rzy do­cho­dził te­raz znad To­ru­nia.

Dłu­gie włosy przy­kle­iły się do szyi, a wil­gotne ciu­chy po­tę­go­wały wra­że­nie chłodu. Po po­licz­kach spły­wały kro­ple desz­czu – cho­ciaż może to wcale nie był deszcz – a w tramp­kach woda chlu­pała przy każ­dym kroku. Czuł, jak drżą mu wszyst­kie mię­śnie, i do­brze wie­dział, że to nie z po­wodu zimna. Znowu pa­nicz­nie się bał. Znowu strach ka­zał mu ucie­kać. Tym ra­zem jed­nak ucie­kał przed sa­mym sobą. Dla­tego nie mógł się za­trzy­mać. Nie za­mie­rzał się od­wra­cać i spo­glą­dać nieco da­lej w mrok, mię­dzy grube pnie so­sen, tam gdzie zna­lazł ją w płyt­kim gro­bie.

I wtedy to so­bie przy­po­mniał.

Wi­dział to wcze­śniej, jed­nak nie za­re­ago­wał. Po­chło­nęło go od­rzu­ca­nie szpa­dlem cięż­kiej, wil­got­nej ziemi, a po­tem usu­wa­nie jej rę­koma. Po pro­stu był zbyt wstrzą­śnięty tym, co ro­bił.

Przy­spie­szył, ale strach wciąż do­trzy­my­wał mu kroku. Sły­szał swój krótki, płytki od­dech, czuł ude­rze­nia serca, które roz­cho­dziły się falą po ca­łym ciele. Za­ci­snął bez­wied­nie dło­nie na sta­lo­wym trzonku szpa­dla.

Za od­ko­pa­nym gro­bem świeża zie­mia skry­wała jesz­cze jedno ciało.

Za­trzy­mał się i od­wró­cił.

A co, je­śli leży tam...

Nie.

Na­wet tak nie myśl, roz­ka­zał so­bie.

I od­szedł.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki