Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Twoje marzenia potrzebują ciebie bardziej niż ktokolwiek inny. Bez ciebie umrą śmiercią przez zapomnienie. Zaufaj swojemu instynktowi i nie bój się usłyszeć w sobie Ryk dzikiego zwierzęcia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 57
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Agnieszka K. Bryk
RYK
Copyright 2014 © by Agnieszka K. Bryk
ISBN 978-83-940326-0-9
Wszystkie prawa zastrzeżone. Jakiekolwiek nieautoryzowane przedruki lub wykorzystanie tego materiału jest zabronione. Żadna część tej książki nie może być kopiowana lub przesyłana w jakiejkolwiek formie lub za pomocą wszelkich środków elektronicznych czy mechanicznych włączając kopiowanie, nagrywanie lub składowanie systemu informacji i pobierane bez wyraźnej pisemnej zgody autora lub wydawcy.
yantarworld@hotmail.com
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
***
Tak, jestem Marzycielem. Zawsze nim byłam. Wszyscy powtarzali mi, że z tego wyrosnę, ale z upływem lat ja i moje marzenia stały się jednym. Dzisiaj nie potrafię bez nich żyć.
Będąc dzieckiem marzenia umożliwiały mi przeniesienie się do świata fantazji, gdzie mogłam być kim tylko chciałam. Kiedy odkryłam kim naprawdę chcę być, zaczęłam marzyć moją własną wersję świata i moją w nim rolę. Instynktownie wzbudził się we mnie głód słodkiego spełnienia. Usłyszałam w sobie dzikie zwierzę, które tak długo będzie ryczeć, dopóki go nie nasycę. Zrozumiałam sens mojego życia i wyruszyłam na łowy.
***
Marzenia to niepowtarzalnie przyprawiona magią rzeczywistość. Każdy z nas, przynajmniej raz w życiu, stawia wszystko na jedną kartę, aby żyć nimi na jawie.
Tak jak głód ciała instynktownie zmusza mnie do jego zaspokajania, tak samo głód spełnienia pragnie zostać nasycony. Głód pali moje wnętrzności i serce przez całe życie. Nie mogę ugasić go jedną ucztą, nasycić raz i na zawsze. Głód jest pragnieniem, z którym rodzę się i które nie opuści mnie, aż do śmierci. Głód jest największym darem, jaki otrzymałam w chwili poczęcia. To on stanowi moją siłę napędową. To on jest źródłem wszystkich moich marzeń i nadaje mi sens życia. To on uwielbia różnorodność form i smaków. To on jest śmiertelnym wrogiem monotonii, która karmiąc mnie tylko gorzką tęsknotą pustki, osłabia moje pragnienia, zabija marzenia i zatruwa wolę życia. Dlatego za każdym razem, kiedy boję się wyruszyć na łowy lub kiedy waham się czy warto gonić marzenia, dzikie zwierzę we mnie przypomina mi swym rykiem, że mam w nim silnego sprzymierzeńca. To jego głód, który tak długo będzie wbijał kły w moje serce, dopóki nie wyruszę na łowy i nie nasycę go słodkim spełnieniem moich marzeń.
***
Od chwili narodzin pali mnie wieczny głód spełnienia, który tylko ja mogę zaspokoić.
Kiedy pragnienie rozpala ogień głodu w dzikim zwierzęciu, jego błysk pojawia się w moich oczach, serce zaczyna bić mocniej, zmysły wyostrzają się a mięśnie napinają do granic wytrzymałości. Rozpoczynam długą i wyczerpującą pogoń za moim marzeniem. Kiedy w końcu osiągam je i wbijam w nie kły mego głodu, słodki smak zwycięstwa natychmiast odsuwa w zapomnienie trudy łowów i zmęczenie. Czas uczty, to moment satysfakcji z tego kim jestem. Nasycenie głodu, to chwila spełnienia się. To chwila, w której moje oczy płoną pełnią blasku, niczym gwiazdy na niebie. To chwila, w której szczęście z osiągniętego celu unosi mnie na swych skrzydłach do świata magii, świata gdzie wszystko jest możliwe. Ale kiedy tylko pozwolę monotonii wkraść się na moją ucztę, ryk dzikiego zwierzęcia słabnie, a jego ogień gaśnie w moich oczach. Nagle otaczający świat wydaje się mi bardziej opustoszałym, mniej barwnym. Nie podoba mi się to, co widzę, a to, co widzę, nie budzi we mnie pragnienia łowów. Osiedlam się więc tam, gdzie jeszcze niedawno ucztowałam, gdzie jeszcze niedawno ryk dzikiego zwierzęcia rozbrzmiewał w mojej duszy i wypełniał mnie swą mocą. Zamiast tropić, gonić i chwytać nowe marzenie, powołuję do życia wspomnienia minionej zdobyczy, a mając je na wyciągnięcie ręki, zaczynam karmić się nimi. Niepostrzeżenie przemieniam się z tryskającej energią, magnetyzującej swą gracją istoty ludzkiej, w jej zniewoloną kilogramami wspomnień karykaturę. Jednakże, głód ze swoim umiłowaniem do bogactwa form i smaków, nie jest w stanie długo znieść tej monotonnej diety. Zaczynam coraz częściej odczuwać gorzki smak żali i piekące palenie tęsknot. Wzbudza się we mnie uporczywe pragnienie dreszczu emocji na widok nowej zdobyczy. Instynktownie wędruję oczami w stronę linii horyzontu i wpatruję się w nią, mając nadzieję, że ujrzę chociaż jedno marzenie, które obudzi we mnie zew magii i pragnienie jutra.
***
Wspomnienia spełnionego marzenia zniewalają mnie tak samo mocno, jak ja kiedyś pragnęłam zdobyć je.
Za każdym razem, kiedy kieruję oczy w stronę linii horyzontu, gdzie ziemia łączy się z niebem, gdzie dzień miesza się z nocą, gdzie to, co znane daje początek temu co nieznane, magia tego miejsca oczarowuje mnie. A im dłużej wpatruję się w nią, dzikie zwierzę uwięzione pomiędzy grubymi pokładami wspomnień z coraz większą furią zaczyna szaleć w mej duszy i budzić pragnienia, które w zetknięciu z magią natychmiast przemieniają się w marzenia. Na ich widok moje oczy zapalają się ogniem głodu, a zew magii wzywa mnie na łowy. Nabieram głęboki haust powietrza, naprężam mięśnie do skoku i ostatni raz spoglądam za siebie, aby pożegnać moje wspomnienia, i kiedy wydaje się mi, że jestem gotowa … nie mogę zrobić nawet jednego kroku naprzód, nie mogę nawet oderwać stóp od miejsca, do którego tak przywykłam. Magia horyzontu pryska niczym bańka mydlana, a zazdrosne o mnie wspomnienia szybko zamazują odlegle sylwetki nowych marzeń. Horyzont staje się ponownie tylko płaską linią na monitorze mojego życia. Tak. Moje pragnienia są jeszcze zbyt słabe, aby pokonać siłę grawitacji przyzwyczajeń i unieść ciężar wspomnień. Odwracam się od ziejącej pustką płaskiej linii horyzontu i ponownie szukam pocieszenia pośród wspomnień. One zaś, abym już nigdy ich nie opuściła, zastawiają na mnie sidła. Zaczynają karmić się moimi pragnieniami, aby jeszcze piękniej wyglądać. Obmywają się moimi lękami, aby nie starzeć się. Przybierają formę doskonalszą i bardziej wspaniałą od upolowanej przeze mnie zdobyczy, aby uczynić smak minionego marzenia jeszcze słodszym, niż był w rzeczywistości. A im silniej wtulałam się w nie, tym zachłanniej, niczym wygłodniałe wampiry, które chcą utrzymać się przy życiu, wypijają ze mnie dni mego życia, zniewalają moje zmysły i osłabiają ciało. Jednak w żaden sposób nie są w stanie zagłuszyć ryku dzikiego zwierzęcia we mnie, które uparcie kieruje mój wzrok w stronę linii horyzontu, w nadziei, że ponownie ulegnę jego magii i wyzwolę się z ich sideł. Szukam więc w mej duszy zapisanych ogniem głodu potężnych pragnień, które zapylone czarem magii horyzontu zaowocowałyby cudownymi marzeniami, ale bojąc się zejść na samo dno mej duszy, nie potrafię odnaleźć nawet jednego. Rozgoryczona, oddaję się znów w ramiona wspomnień i błagam je, aby ukołysały mnie do snu, w którym mogłabym ujrzeć chociaż minione marzenie i jeszcze raz poczuć jego słodki smak. Powoli zamykam oczy i … Tak! Widzę je! Jest niczym żywe! Jego widok ponownie ożywia me serce. Niczym w transie rzucam się w pogoń za nim. Już dopędzam je. Już czuję, że zatapiam w nim kły głodu. … Ale zamiast jego słodyczy, odbija się mi stęchłym i mdłym zapachem. Otwieram szeroko oczy i rozglądam się wokół. Z niedowierzaniem odkrywam, że leżę na ziejącym pustką i chłodem cmentarzysku minionego marzenia, i zapalczywie wysysam z jego nagich białych kości wspomnienia tego co było, minęło i już nigdy nie powróci. Ujrzawszy prawdziwe oblicze wspomnień, czuję się oszukana. Ich dotąd słodki zapach przybiera teraz dla mnie mdlącą woń padliny, a ich piękny i wyidealizowany wizerunek okazuje się jedynie perfekcyjnym makijażem, którego gruba warstwa pokrywała rozpadającą się pod wpływem czasu twarz spełnionego już marzenia. Pragnąc uwolnić się z ich sideł, instynktownie spoglądam w stronę horyzontu, jednakże, jego pusta przestrzeń rozpościerająca się przede mną przeraża mnie tak samo jak ich widok. Zawieszona pomiędzy przeszłością a przyszłością, zatracam sens życia i wygaszam reaktor życia. Czarny chłód mej duszy gasi błysk w mych oczach, które niczym skute strachem lustra odzwierciedlają jedynie jej pustkę. Oszukana przez wspomnienia, pozbawiona marzeń i sensu życia, zaczynam biec na oślep przed siebie. A im szybciej biegnę, tym coraz zacieklej zaczynają kąsać mnie zgłodniałe wspomnienia.
***
Czas łowów staje się cząstką mojego życia. Rozkoszując się słodkim smakiem zdobytego marzenia, zaspakajam głód i czynię je cząstką siebie.
Po każdych łowach, zaczynam patrzeć na moje obecne życie przez pryzmat spełnionego marzenia. Wciąż jeszcze czuję jego słodki smak, wciąż jeszcze odczuwam satysfakcję sytości, wciąż jeszcze słyszę echo ryku dzikiego zwierzęcia we mnie, ale coraz głębsza cisza zalegająca wokół mnie i brak na horyzoncie nowych marzeń budzi we mnie lęk przed jutrem. Zaczyna trawić mnie pytanie. Czy to już wszystko, co miało mi się przydarzyć? Odpowiedzą jest tylko cisza. Cisza, która z każdą chwilą staje się coraz głośniejszą, coraz trudniejszą do zniesienia. To boli. Na początku tylko czasami, potem coraz częściej i mocniej. Nie potrafiąc już dłużej tego znieść, zaczynam szukać czegoś, co uśmierzy mój ból. Zaprzedaję siebie wspomnieniom i próbuję cofnąć czas. Wydaję ucztę na cześć moich minionych, wspaniałych czasów. Zbieram porozrzucane białe kości po moim zdobytym marzeniu, przyprawiam je nowymi jeszcze piękniejszymi wspomnieniami i serwuję na złotych półmiskach mego sukcesu. Ja sama zaś, zakładam maskę szczęścia i zapraszam na ucztę tylko tych, którzy nie znając smaku własnych spełnionych marzeń uwielbiają aromat cudzych zdobyczy. Tylko tych, którzy swymi ziejącymi pustką oczami nie są w stanie ujrzeć mojej prawdziwej twarzy. Jednakże ból nie mija. Co gorsze, tłum zaproszonych gości wypełnia moją duszę coraz głośniejszą ciszą, coraz bardziej samotną pustką, a wspomnienia zaczynają coraz mocniej oszpecać twarz moich spełnionych marzeń i zniekształcać moje oblicze. Rodzi się we mnie nienawiść do nich i odraza do samej siebie. Uciekam z uczty przeszłości i biegnę przed siebie. Biegnę coraz szybciej. Najszybciej jak tylko potrafię. Biegnę na oślep, bojąc się spojrzeć za siebie i obawiając się ujrzeć mrożącej me serce pustej linii horyzontu. Staję się głuchą, aby nie słyszeć echa przeszłości i przeraźliwej ciszy wypełniającej mą przyszłość. Głucha i ślepa biegnę ile mam tylko tchu w piersiach, w nadziei, że ucieknę od mego bólu. Z biegiem dni zaprzyjaźniam się ze ślepym losem, wędrownym padlinożercą, który obiecuje mi, że jego dieta uleczy mnie z mojego cierpienia. Tak jak on, zaczynam karmić się przypadkowo napotkanymi ochłapami cudzych marzeń i powoli przeistaczam się w padlinożercę, jakim on jest teraz. Jednakże, trupi jad, który zaczyna krążyć w moich żyłach, zamiast znieczulać mój ból, zaczyna kąsać jak żmija, dzikie zwierzę we mnie. Przeraźliwy skowyt przeszywa, niczym sztylet, moje serce i duszę. Wyczerpana bólem, oszukana przez ślepy los zatrzymuję się. … Wciąż jestem na tej samej uczcie, wśród ślepego i głuchego na me cierpienia tłumu gości. Nie zdołałam uciec od siebie nawet o krok. Padam na kolana i we łzach próbuję ugasić mój ból.
***
Docierając do najgłębszych i najciemniejszych zakątków mej duszy staję oko w oko z dzikim zwierzęciem.