Różowy trójkąt - Alexander Zinn - ebook + książka

Różowy trójkąt ebook

Zinn Alexander

4,7

Opis

Opowieść o losie homoseksualistów w III Rzeszy na bazie rozmów z Rudolfem Brazdą - ostatnim żyjącym więźniem obozów koncentracyjnych skazanym z nazistowskiego paragrafu 175.

Po przejęciu władzy przez narodowych socjalistów swobodne, nieskrępowane życie osób ze środowisk homoseksualnych nie było już możliwe: wkrótce zaczęło się prześladowanie, jednak Rudolf Brazda i krąg jego przyjaciół nie dali się zastraszyć. Jeszcze do 1937 r. pędzili życie relatywnie jawne, wkrótce także oni dostali się w tryby machiny prześladowań hitlerowców. Podzielił on los tysięcy homoseksualistów żyjących w III Rzeszy i wywieziono go do niemieckiego obozu zagłady - Buchenwaldu, gdzie prawie trzy lata przeżywał niewyobrażalną zgrozę nazistowskiego terroru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 473

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
edyta19701970

Dobrze spędzony czas

opowieść o losie homoseksualistów w III Rzeszy na bazie rozmów z Rudolfem Brazdą - ostatnim żyjącym więźniem obozów koncentracyjnych skazanym z nazistowskiego paragrafu 175.
00

Popularność




Słowo wstępne

SŁOWO WSTĘPNE

Rudolf Brazda był szczę­ścia­rzem. Szczę­ście nie opu­ściło go nawet w okre­sie nazi­stow­skich prze­śla­do­wań, choć wiele razy otarł się o śmierć.

Kiedy do wła­dzy w Niem­czech doszli naro­dowi socja­li­ści, w kraju skoń­czyło się swo­bodne, nie­skrę­po­wane życie i wkrótce zaczęły się prze­śla­do­wa­nia homo­sek­su­ali­stów. Ale Rudolf Brazda i krąg jego przy­ja­ciół nie dali się zastra­szyć. Aż do 1937 r. nie kryli się ze swoją orien­ta­cją sek­su­alną. Potem oni także dostali się w tryby machiny prze­śla­do­wań. Rudolfa wywie­ziono do obozu kon­cen­tra­cyj­nego Buchen­wald, gdzie przez pra­wie trzy lata prze­ży­wał nie­wy­obra­żalną grozę nazi­stow­skiego ter­roru.

Praw­do­po­dob­nie jest on ostat­nim żyją­cym homo­sek­su­ali­stą, który zgo­dził się opo­wie­dzieć o tra­gicz­nym losie gejów w III Rze­szy. Po 1945 r. wiele osób wsty­dziło się przy­znać do swo­jej odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej i mówić o trau­ma­tycz­nych prze­ży­ciach okresu wojny, tym bar­dziej że upa­dek naro­do­wego socja­li­zmu wcale nie przy­niósł im peł­nej wol­no­ści. Wpraw­dzie nie musieli się już bać o życie, ale w mło­dej Repu­blice Fede­ral­nej też nie było dla nich kli­matu tole­ran­cji. Homo­sek­su­alizm na­dal potę­piano i ści­gano sądow­nie. Aż do 1969 r. prze­trwał bez zmian sfor­mu­ło­wany przez nazi­stów skraj­nie repre­syjny w brzmie­niu i wykładni para­graf 175, na któ­rego pod­sta­wie co roku ska­zy­wano kilka tysięcy męż­czyzn. Ich reha­bi­li­ta­cja wciąż jesz­cze nie nastą­piła. Choć w 2002 r. Bun­de­stag unie­waż­nił wyroki z lat 1935–1945, a pań­stwo nie­miec­kie wznio­sło na obrze­żach dziel­nicy rzą­do­wej pomnik ku czci prze­śla­do­wa­nych przez nazizm homo­sek­su­ali­stów, orze­cze­nia wydane po 1945 r. cią­gle pozo­stają w mocy. Ich anu­lo­wa­nie byłoby sygna­łem dla ska­za­nych, że uznaje się ich krzywdę, i by­naj­mniej nie ozna­cza­łoby utraty twa­rzy demo­kra­tycz­nego pań­stwa prawa, lecz wprost prze­ciw­nie: przy­nio­słoby zaszczyt Repu­blice Fede­ral­nej Nie­miec.

Z Rudol­fem Brazdą spo­tka­li­śmy się pod tym pomni­kiem w czerwcu 2008 r. Pozna­łem wtedy czło­wieka o impo­nu­ją­cej oso­bo­wo­ści, peł­nego uroku i werwy. Jego nie­mal powie­ściowy życio­rys, udo­ku­men­to­wany w tej książce, jest przy­kła­dem prze­śla­do­wań, na które byli nara­żeni homo­sek­su­ali­ści za cza­sów nazi­zmu, ale także sku­tecz­nej walki o wolne, nie­za­leżne i szczę­śliwe życie. Niech bio­gra­fia Rudolfa Brazdy autor­stwa Ale­xan­dra Zinna znaj­dzie wielu czy­tel­ni­ków i wiele czy­tel­ni­czek!

Klaus Wowe­reit,bur­mistrz Ber­lina w latach 2001–2014

Kur­tyna w górę dla Rudolfa Brazdy!

KUR­TYNA W GÓRĘ DLA RUDOLFA BRAZDY!

Zawsze mia­łem dużo szczę­ścia.Praw­do­po­dob­nie dla­tego, że jestem wyro­zu­miałyi choć widzę, ile zło­ści noszą w sobie inni,przy­my­kam na to oczy.

Rudolf Brazda, 4 grud­nia 2008

Nie­śmiało i z zakło­po­ta­niem patrzy w kamerę. Drobny, kru­chy męż­czy­zna z rzad­kimi śnież­no­bia­łymi wło­sami potar­ga­nymi przez wiatr. Ma na sobie czarne spodnie i fio­le­tową koszulę, na palcu pra­wej ręki pier­ścień z bursz­ty­nem, w lewej dłoni trzyma różę. Spra­wia wra­że­nie nie­pew­nego. Obok niego stoi wyż­szy o dwie głowy Klaus Wowe­reit, urzę­du­jący bur­mistrz Ber­lina. Bur­mistrz głasz­cze star­szego pana po zmierz­wio­nych wło­sach, a wtedy przez twarz Brazdy prze­myka uśmiech i męż­czy­zna się roz­luź­nia. Trza­skają apa­raty, foto­gra­fo­wie wykrzy­kują wska­zówki, a Rudolf zaczyna się z nimi bawić. Kokie­te­ryj­nie macha różą, drep­cze dookoła, żar­tuje z Wowe­reitem, uśmie­cha się szel­mow­sko do obiek­ty­wów. To jego dzień. Dziś cały świat stał się jego publicz­no­ścią.

Jest 27 czerwca 2008 r. Rudolf Brazda, chyba ostatni z żyją­cych świad­ków epoki1, w któ­rej homo­sek­su­ali­stów osa­dzano w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych, ogląda odsło­nięty cztery tygo­dnie temu pomnik upa­mięt­nia­jący ofiary prze­śla­do­wań w III Rze­szy. O jego zbli­ża­ją­cym się odsło­nię­ciu dowie­dział się z tele­wi­zji. Natych­miast pod­jął decy­zję: Muszę tam jechać, muszę tam być.

Zwró­cił się o pomoc do swo­jej sio­strze­nicy Elviry. Na jego usilne prośby obdzwo­niła ona połowę Ber­lina, aż w końcu dotarła do Związku Les­bi­jek i Gejów. Roz­ma­wia­jąc z nią, myśla­łem, że się prze­sły­sza­łem: jej wujek z powodu homo­sek­su­al­no­ści prze­by­wał trzy lata w Buchen­wal­dzie, a teraz koniecz­nie chce przy­je­chać na odsło­nię­cie pomnika! To była sen­sa­cyjna wia­do­mość, od lat bowiem przyj­mo­wano, że nie żyje już żaden homo­sek­su­ali­sta, który oso­bi­ście doświad­czył nazi­stow­skiego ter­roru.

Na odsło­nię­cie pomnika w dzień po tele­fo­nie Elviry nie zdo­ła­li­śmy spro­wa­dzić Rudolfa Brazdy do Ber­lina, ale przy­był on cztery tygo­dnie póź­niej, na Chri­sto­pher Street Day2. Wcze­śniej odwie­dzi­łem go w jego obec­nym miej­scu zamiesz­ka­nia we Fran­cji. Przed tym pierw­szym spo­tka­niem mia­łem dużą tremę. Nie­po­trzeb­nie, bo 95-latek oka­zał się nie­zwy­kle uro­czym, dow­cip­nym czło­wie­kiem, otwar­tym i peł­nym opty­mi­zmu. Mimo ogromu cier­pie­nia, któ­rego zaznał, powie­dział wów­czas: „Zawsze mia­łem szczę­ście”. I w prze­ci­wień­stwie do wielu towa­rzy­szy nie­doli, gotów był opo­wie­dzieć o swo­ich losach.

Oczy­wi­ste wydało mi się utrwa­le­nie jego histo­rii w książ­ko­wej bio­gra­fii. A on był tym pomy­słem zachwy­cony. Udzie­lił mi licz­nych wywia­dów, razem odwie­dzi­li­śmy miej­sca jego mło­do­ści i prze­śla­do­wań. Pamięć sta­rego czło­wieka oka­zała się ostra i pre­cy­zyjna, a opo­wie­ści tak obra­zowe, że prze­szłość czę­sto jawiła się jak na wycią­gnię­cie ręki. Wra­ca­jąc wspo­mnie­niami do tych wszyst­kich okrop­no­ści, Brazda zawsze zacho­wy­wał zdrową dawkę humoru, co czy­niło je zno­śniej­szymi.

Ta książka opiera się jed­nak nie tylko na wspo­mnie­niach Rudolfa Brazdy, ale także na zacho­wa­nej doku­men­ta­cji, w dwóch archi­wach bowiem zna­la­złem obfity mate­riał z nazi­stow­skich postę­po­wań sądo­wych. Ponie­waż Brazda żył z męż­czy­zną, dwu­krot­nie został ska­zany na wię­zie­nie z powodu „per­wer­syj­nego nie­rządu” na pod­sta­wie para­grafu 175 Kodeksu kar­nego Rze­szy (RStGB). Gdy nazi­ści prze­jęli wła­dzę, miał on 20 lat i aku­rat prze­żył swój coming out: w 1933 r. poznał 19-let­niego Wer­nera. Dla obu była to miłość od pierw­szego wej­rze­nia. Odtąd miesz­kali razem w Meu­sel­witz, mia­steczku w Turyn­gii, nie kry­jąc się ze swoją homo­sek­su­al­no­ścią. Na spa­ce­rach trzy­mali się za rękę, mieli nawet odwagę wymie­niać publicz­nie poca­łunki. Szczę­śliwe lata skoń­czyły się nagle, gdy wio­sną 1937 r. w pobli­skim Alten­burgu doszło do bez­przy­kład­nej fali aresz­to­wań. Posta­wiono przed sądem 44 gejów, wśród nich Brazdę. Odsie­dział sześć mie­sięcy w wię­zie­niu, po czym wyda­lono go z Nie­miec (jego rodzice byli cze­skimi imi­gran­tami). Poje­chał do Kar­lo­wych Warów, powszech­nie zwa­nych wtedy Karls­ba­dem, gdzie utrzy­my­wał się, naśla­du­jąc Jose­phine Baker oraz wędru­jąc po kraju z żydow­ską trupą teatralną. Ale i tutaj dopa­dli go nazi­ści. Po anek­sji Kraju Sude­tów ponow­nie ska­zano go w 1941 r., a w sierp­niu 1942 r. wywie­ziono do obozu kon­cen­tra­cyj­nego Buchen­wald.

Losy Rudolfa Brazdy są wstrzą­sa­jące, ale i nie­zwy­kłe. Dzięki swo­jemu opty­mi­zmowi, poczu­ciu humoru i uro­kowi, któ­rymi szybko ujmuje innych, zdo­łał prze­trwać prze­śla­do­wa­nia i ter­ror, a potem wyprzeć wszyst­kie te potwor­no­ści. W III Rze­szy pro­wa­dził zdu­mie­wa­jąco śmiałe, jaw­nie homo­sek­su­alne życie i w prze­ci­wień­stwie do innych osób tej orien­ta­cji, nie dał się zastra­szyć. Ni­gdy się nie ukry­wał i – pomi­ja­jąc prze­słu­cha­nia poli­cji kry­mi­nal­nej – ni­gdy nie zaprze­czał swo­jej homo­sek­su­al­no­ści. Ta godna podziwu pew­ność sie­bie pomo­gła mu też prze­żyć dwa lata wię­zie­nia i pra­wie trzy obozu kon­cen­tra­cyj­nego.

Histo­ria Brazdy jest przy­kła­dem losu tysięcy homo­sek­su­ali­stów, któ­rzy po 1935 r. zostali ska­zani na mocy zaostrzo­nego przez nazi­stów para­grafu 175, a potem wywie­zieni do obozu kon­cen­tra­cyj­nego. W Buchen­wal­dzie i Sach­sen­hau­sen zna­la­zło się sze­ściu3 spo­śród 44 męż­czyzn osą­dzo­nych w pro­ce­sach alten­bur­skich. Oprócz Brazdy obóz prze­żył tylko jeden z nich, ale był tak wycień­czony, że zmarł wkrótce po wyzwo­le­niu, w lutym 1946 r. Dwóch innych alten­bur­skich homo­sek­su­ali­stów już w 1937 r. popeł­niło samo­bój­stwo. Pozo­sta­łych wykoń­czyła służba w oddzia­łach stra­ceń­czych Wehr­machtu. A spo­śród tych, któ­rzy prze­trwali ter­ror i wojnę, wielu nie cie­szyło się już z życia, bo po 1945 r. na­dal ich szy­ka­no­wano, styg­ma­ty­zo­wano i karano. Czę­sto ukry­wali, że są homo­sek­su­ali­stami. Prze­śla­do­wani, osa­mot­nieni i zgorzk­niali, umie­rali o wiele za młodo.

Życie Rudolfa Brazdy poto­czyło się ina­czej. Po odzy­ska­niu wol­no­ści wyje­chał on do Fran­cji, gdzie homo­sek­su­alizm nie był karalny. Zbu­do­wał sobie nową egzy­sten­cję i w końcu zna­lazł part­nera, z któ­rym spę­dził 50 lat. Odszko­do­wa­nia za pobyt w obo­zie nie otrzy­mał.

Jego życio­rys jest sym­bo­liczny dla całej grupy spo­łecz­nej, lek­ce­wa­żo­nej przez pra­wie pół wieku. Dopiero od końca lat 80. XX w. powoli zaczął docie­rać do publicz­nej świa­do­mo­ści straszny los męż­czyzn z różo­wym trój­ką­tem, repre­sjo­no­wa­nych przez nazi­stów. Rudolf Brazda jest pierw­szym homo­sek­su­ali­stą, który prze­żył obóz kon­cen­tra­cyjny i któ­rego oso­bi­ste wspo­mnie­nia wraz z mate­ria­łami archi­wal­nymi skła­dają się na obszerną bio­gra­fię. Pierw­szą po 65 latach od zakoń­cze­nia wojny!

Celem tej książki jest poka­za­nie warun­ków życia i prze­śla­do­wań homo­sek­su­ali­stów w III Rze­szy; uczcze­nie ofiar repre­sji w Alten­burgu, ofi­cjal­nie napięt­no­wa­nych w pra­sie i wię­zio­nych mie­sią­cami, a nawet latami; wydo­by­cie z zapo­mnie­nia i zre­ha­bi­li­to­wa­nie tych wszyst­kich, któ­rzy dostali się w tryby nazi­stow­skiej machiny znisz­cze­nia. Aby stało się zadość życze­niu Rudolfa Brazdy i ni­gdy już nie pod­nie­śli się „te dra­nie, ta banda nazi­stów”.

Ale­xan­der Zinn, 12 stycz­nia 2011

Roz­li­cze­nie prze­śla­do­wań homo­sek­su­al­nych męż­czyzn przez nazi­stów

ROZ­LI­CZE­NIE PRZE­ŚLA­DO­WAŃ HOMO­SEK­SU­AL­NYCH MĘŻ­CZYZN PRZEZ NAZI­STÓW

Jak dotąd, kwe­stia prze­śla­do­wa­nia homo­sek­su­al­nych męż­czyzn przez nazi­stów została opra­co­wana tylko frag­men­ta­rycz­nie. Doty­czy to zwłasz­cza losu poszcze­gól­nych osób. Mało jest świa­dectw ich repre­sji, ponie­waż wielu z nich nie mogło albo nie chciało mówić o swo­ich prze­ży­ciach. Ponadto aż do końca lat 60. homo­sek­su­alizm w Niem­czech był karalny i przez długi czas osób o tej orien­ta­cji sek­su­al­nej nie uzna­wano za ofiary nazi­zmu.

W latach 1933–1945 Cen­tralne Biuro Rze­szy do Zwal­cza­nia Homo­sek­su­ali­zmu i Abor­cji (Reich­szen­trale zur Bekämpfung der Homosexualität und Abtre­ibung) zare­je­stro­wało około 100 000 homo­sek­su­al­nych męż­czyzn. W okre­sie III Rze­szy zapa­dło bli­sko 46 000 wyro­ków na pod­sta­wie para­grafu 175, który nazi­ści w 1935 r. znacz­nie zaostrzyli4. Jego brzmie­nie pozo­stało nie­zmie­nione aż do 1969 r. Repu­blika Fede­ralna odmó­wiła uzna­nia homo­sek­su­ali­stów za prze­śla­do­wa­nych i przy­zna­nia im odszko­do­wań. Nic więc dziw­nego, że nie chcieli oni publicz­nie opo­wia­dać o swo­ich strasz­nych doświad­cze­niach. Czę­sto zacho­wy­wali mil­cze­nie nawet wobec swo­ich przy­ja­ciół, rodzi­ców i rodzeń­stwa. Dla­tego wielu z nich ni­gdy nie upo­rało się z obo­zową traumą.

Śro­do­wi­sko histo­ry­ków także nie wyka­zy­wało zain­te­re­so­wa­nia roz­li­cze­niem nazi­stow­skich zbrodni wobec osób homo­sek­su­al­nych. Przez długi czas był to temat tabu; dopiero od kilku lat stał się poważ­nym przed­mio­tem badań. Do dziś jed­nak „nie­miec­ko­ję­zyczna histo­rio­gra­fia daleka jest od tego, aby temat homo­sek­su­ali­zmu uznać za rów­no­prawną i nie­zbędną część skła­dową nauko­wego kanonu, zaak­cep­to­wać go i zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wać”5.

Histo­ryczne roz­li­cza­nie III Rze­szy objęło ide­olo­gię naro­do­wo­so­cja­li­styczną i nazi­stow­skie kie­row­nic­two, wyjąt­kowe wyda­rze­nia z lat 30., jak pożar Reich­stagu, oraz drugą wojnę świa­tową. Jeśli jed­nak cho­dzi o grupy prze­śla­do­wa­nych, roz­prawa z rasi­stow­skim anty­se­mi­ty­zmem i „osta­teczne roz­wią­za­nie kwe­stii żydow­skiej” przy­ćmie­wały więk­szość innych spraw. Homo­sek­su­alizm poja­wiał się jedy­nie przy oka­zji spraw, które nazi­ści wyko­rzy­sty­wali pro­pa­gan­dowo do eli­mi­na­cji prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych: w związku z puczem Röhma w 1934 r., pod­czas pro­ce­sów oby­cza­jo­wych prze­ciwko kato­lic­kim zakon­ni­kom w latach 1936–1937 czy w spra­wie Frit­scha w 1938 r. Ta czę­ściowo trafna teza, że był to pre­tekst do pozby­wa­nia się wro­gów poli­tycz­nych, przez długi czas znie­kształ­cała postrze­ga­nie prze­śla­do­wań homo­sek­su­ali­stów i do dziś wpływa na inter­pre­ta­cję pro­ce­sów histo­rycz­nych, wciąż daleką od prawdy. Ni­gdy poważ­nie nie brano pod uwagę, że Him­m­ler i Tajna Poli­cja Pań­stwowa w homo­sek­su­ali­zmie upa­try­wali nie­bez­pie­czeń­stwo dla pań­stwa co naj­mniej rów­nie duże jak komu­nizm6. Bada­nia utrud­niał także brak waż­nych źró­deł histo­rycz­nych, które albo zostały znisz­czone, albo przez długi czas pozo­sta­wały nie­do­stępne. Obszerne ponadre­gio­nalne zbiory archi­walne doty­czące prze­śla­do­wa­nia homo­sek­su­ali­stów, w tym akta dzia­ła­ją­cego przy Biu­rze Poli­cji Kry­mi­nal­nej Cen­tral­nego Biura Rze­szy do Zwal­cza­nia Homo­sek­su­ali­zmu i Abor­cji7, gro­ma­dzone przez Gestapo i Poli­cję Kry­mi­nalną w Ber­li­nie, ule­gły pra­wie cał­ko­wi­temu uni­ce­stwie­niu wsku­tek czy­stek SS i dzia­łań wojen­nych.

Inne zbiory, na przy­kład liczne akta z postę­po­wań kar­nych na pod­sta­wie para­grafu 175 Kodeksu kar­nego, prze­pa­dły po woj­nie. Na ogół wła­dze sądowe naka­zy­wały nisz­czyć akta, ale część doku­men­ta­cji tra­fiała do archi­wów i powinna być prze­cho­wy­wana. Nie­stety, w prak­tyce wyglą­dało to róż­nie. Na przy­kład Archi­wum Pań­stwowe w Ham­burgu jesz­cze w latach 90. znisz­czyło obszerny zbiór doku­men­tów z postę­po­wań na pod­sta­wie para­gra­fów 175 i 175a w latach 1933–1945, cho­ciaż w 1988 r. ham­bur­ski sąd naka­zał, żeby wszyst­kie akta doty­czące mniej­szo­ści prze­śla­do­wa­nych przez naro­dowy socja­lizm archi­wi­zo­wać8.

A jeśli nawet źró­dła nie zostały znisz­czone, to na ogół pozo­sta­wały zamknięte i tym samym nie­do­stępne dla bada­czy. Bywało też tak jak w Düsseldorfie, gdzie już w latach 60. Główne Archi­wum Pań­stwowe udo­stęp­niło do badań nauko­wych Düsseldorfer Gestapo-Akten, naj­ob­szer­niej­szy zasób akt w Repu­blice Fede­ral­nej, przez opra­co­wa­nie kata­logu hasło­wego. Ale co z tego, skoro homo­sek­su­alne ofiary nazi­zmu, zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cym wów­czas sta­nem praw­nym, na­dal uwa­żano za kry­mi­na­li­stów, a ich akta ówcze­sna kie­row­niczka archi­wum, Gisela Vol­l­mer, uznała za „poli­tycz­nie nie­cie­kawe”. Do reje­stru haseł tra­fili tylko ci, w któ­rych przy­padku cho­dziło o zwal­cza­nie pod „pre­tek­stem” (sic!) homo­sek­su­ali­zmu „osób poli­tycz­nie nie­po­żą­da­nych”9.

Dopiero w poło­wie lat 70. przy­stą­piono do nauko­wego opra­co­wy­wa­nia kwe­stii prze­śla­do­wań homo­sek­su­ali­stów. Pod­jęło go tylko kilku naukow­ców, przede wszyst­kim sami zain­te­re­so­wani – repre­zen­tanci nowego ruchu nie­miec­kich gejów. Za pod­sta­wową pracę wciąż ucho­dzi opu­bli­ko­wany w 1977 r. przez Rüdigera Laut­manna czter­dzie­sto­stro­ni­cowy arty­kuł na temat „różo­wego trój­kąta w nazi­stow­skich obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych”10. Bada­nia Laut­manna fak­tycz­nie były prze­ło­mowe, bo on i jego kole­dzy po raz pierw­szy uzy­skali dostęp do archi­wum Mię­dzy­na­ro­do­wej Służby Poszu­ki­wań w Bad Arol­sen i mogli wyryw­kowo wyko­rzy­stać jego dane o więź­niach obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych. Na tej pod­sta­wie udało się spo­rzą­dzić pierw­szy względ­nie reali­styczny sza­cu­nek liczeb­no­ści grupy prze­śla­do­wa­nych homo­sek­su­ali­stów. Według niego w nazi­stow­skich obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych osa­dzono około 10 000 homo­sek­su­al­nych męż­czyzn. Ich spo­łeczny sta­tus i szanse na prze­ży­cie, w porów­na­niu z innymi gru­pami więź­niów, były nie­wiel­kie. Laut­mann oce­nił ich śmier­tel­ność na 60 pro­cent, więź­niów poli­tycz­nych – na 42 pro­cent, a bada­czy Pisma Świę­tego – na 35 pro­cent11.

Wnio­ski te jed­nak wciąż pozo­stają dys­ku­syjne. Laut­mann przy­jął bowiem, że więź­niów z różo­wym trój­ką­tem było około 10 000, ale rów­nie dobrze mogło ich być 5000, jak i 15 000. Ten jedyny jak dotąd – powierz­chowny i nie­pewny – sza­cu­nek na­dal pozo­staje nie­do­pre­cy­zo­wany, co naj­wy­mow­niej świad­czy o sta­nie badań nad prze­śla­do­wa­niem homo­sek­su­ali­stów przez nazizm12.

Od czasu opu­bli­ko­wa­nia stu­dium Laut­manna uka­zało się sporo publi­ka­cji na temat róż­nych aspek­tów zagad­nie­nia, nie zawsze jed­nak speł­nia­ją­cych kry­te­ria naukowe. Ich auto­rami byli głów­nie histo­rycy ama­to­rzy, czę­sto z ruchu gejow­skiego. Do naświe­tle­nia pro­blemu znacz­nie przy­czy­niły się histo­ryczne ini­cja­tywy śro­do­wi­ska LGBT, takie jak powo­ła­nie Muzeum Gejow­skiego (Schwu­les Museum) w Ber­li­nie. Wciąż jed­nak nie­wy­star­cza­jący stan badań pro­wa­dził nie­raz do dużej prze­sady. Na przy­kład w latach 70. i na początku 80. w kilku książ­kach sze­rzono skan­da­liczną legendę o gejow­skim „homo­kau­ście” z set­kami tysięcy ofiar obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych13. W paru publi­ka­cjach o sytu­acji les­bi­jek poja­wił się nie­po­twier­dzony mit o homo­sek­su­al­nych kobie­tach jako gru­pie prze­śla­do­wa­nej przez nazizm.

Poważną ana­lizę tematu „homo­sek­su­ali­stów pod zna­kiem swa­styki” opu­bli­ko­wał w 1990 r. histo­ryk Bur­khard Jel­lon­nek14. Przed­sta­wił w niej metody śled­cze sto­so­wane przez Gestapo wobec męż­czyzn o odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej oraz warunki ich życia w III Rze­szy. Potem powstały inne poważne prace naukowe, przede wszyst­kim doty­czące histo­rii prze­śla­do­wań homo­sek­su­ali­stów w kon­kret­nych mia­stach i regio­nach oraz ich sytu­acji w poszcze­gól­nych obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych15.

Aż do lat 80., wsku­tek trwa­ją­cego prze­śla­do­wa­nia i styg­ma­ty­za­cji homo­sek­su­ali­stów, ci, któ­rzy prze­żyli obóz, publi­ko­wali swoje wspo­mnie­nia tylko pod pseu­do­ni­mami16. Póź­niej uka­zy­wały się rów­nież krót­kie por­trety i wywiady z homo­sek­su­al­nymi ofia­rami nazi­zmu pod ich nazwi­skami17. Mię­dzy­na­ro­dowe zain­te­re­so­wa­nie wzbu­dziła wydana w 1994 r. rela­cja Pierre’a Seela, osa­dzo­nego w 1941 r. na sześć mie­sięcy w alzac­kim „Siche­rung­sla­ger” Schir­meck-Vor­bruck18. Co cha­rak­te­ry­styczne, wszyst­kie opu­bli­ko­wane dotych­czas (auto)bio­gra­ficzne prace to albo wspo­mnie­nia zain­te­re­so­wa­nych, albo por­trety bio­gra­ficzne powstałe wyłącz­nie na pod­sta­wie mate­ria­łów archi­wal­nych, przede wszyst­kim akt pro­ce­sów kar­nych. Nie było bowiem moż­liwe połą­cze­nie oso­bi­stych wspo­mnień i mate­ria­łów archi­wal­nych w jedną wyczer­pu­jącą bio­gra­fię.

W przy­padku Rudolfa Brazdy taka moż­li­wość poja­wiła się po raz pierw­szy, co pozwala nakre­ślić bar­dzo szcze­gó­łowy obraz jego sytu­acji życio­wej i sto­so­wa­nych wobec niego środ­ków repre­sji. Pamięć nie­mal stu­let­niego Brazdy impo­nuje. Rów­nież doty­czące go źró­dła są wyjąt­kowo bogate. W dwóch archi­wach zna­la­zły się akta obu postę­po­wań kar­nych prze­ciwko niemu. Zacho­wały się także doku­menty z jego pobytu w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym Buchen­wald.

Obec­nie coś się jed­nak zmie­nia. Bada­nia histo­ryczne w wielu aspek­tach ruszyły naprzód, są rów­nież wyraźne postępy w kwe­stii reha­bi­li­ta­cji homo­sek­su­al­nych ofiar nazi­zmu. W 2002 r. Bun­de­stag uchy­lił wszyst­kie wyroki z lat 1935–1945 wydane na pod­sta­wie para­grafu 175. W Ber­li­nie odsło­nięto 27 maja 2008 r., wznie­siony przez pań­stwo nie­miec­kie, pomnik ku czci prze­śla­do­wa­nych przez nazizm homo­sek­su­ali­stów. W listo­pa­dzie 2010 r. par­la­ment przy­jął ustawę o powo­ła­niu fun­da­cji, która ma wspie­rać zba­da­nie i roz­li­cze­nie prze­śla­do­wań osób homo­sek­su­al­nych w III Rze­szy.

Mimo to do dziś więź­nio­wie z różo­wym trój­ką­tem, zgod­nie z ustawą fede­ralną o odszko­do­wa­niach dla ofiar nazi­stow­skich prze­śla­do­wań, nie są uznani za repre­sjo­no­wa­nych. Na indy­wi­du­alne odszko­do­wa­nie i tak jest już za późno, bo oprócz Rudolfa Brazdy praw­do­po­dob­nie nie żyje nikt zain­te­re­so­wany. Żyją jed­nak ich spad­ko­biercy, któ­rzy wsku­tek zamor­do­wa­nia albo następstw pobytu w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym brata, ojca, wuja czy innych krew­nych ponie­śli fizyczne bądź psy­chiczne szkody. Jest jesz­cze druga, bar­dzo liczna grupa ofiar, która ma szansę, żeby uznano jej krzywdę, przy­zna­jąc indy­wi­du­alne odszko­do­wa­nia. To kil­ka­dzie­siąt tysięcy homo­sek­su­ali­stów ska­za­nych po 1945 r. przez fede­ralne sądy nie­miec­kie na pod­sta­wie wciąż wów­czas obo­wią­zu­ją­cego para­grafu 17519. Naj­młodsi są dziś już po sześć­dzie­siątce, ale znaczna część z nich żyje. Naj­wyż­szy czas unie­waż­nić wydane na nich wyroki i przy­znać im przy­naj­mniej sym­bo­liczną rekom­pen­satę.

Reha­bi­li­ta­cja i odszko­do­wa­nia są bar­dzo ważne, ale naj­waż­niej­sze jest zagwa­ran­to­wa­nie oso­bom o odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej trwa­łej ochrony przed prze­śla­do­wa­niami i dys­kry­mi­na­cją. Twórcy nie­miec­kiej kon­sty­tu­cji zapo­mnieli o homo­sek­su­ali­stach, gdy w 1949 r. prze­ku­wali swoje doświad­cze­nia z III Rze­szy w ustawę zasad­ni­czą. Wpraw­dzie kon­sty­tu­cyjna zasada rów­no­upraw­nie­nia, sfor­mu­ło­wana w arty­kule 3, ma chro­nić przed dys­kry­mi­na­cją z racji płci, pocho­dze­nia i rasy oraz reli­gij­nych czy poli­tycz­nych poglą­dów, lecz przez dzie­siątki lat homo­sek­su­ali­ści byli tej ochrony pozba­wieni. W 1957 r. Fede­ralny Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny odrzu­cił skargę na para­graf 175, powo­łu­jąc się na genezę kon­sty­tu­cji: „Pod­czas two­rze­nia ustę­pów 2 i 3 arty­kułu 3 ustawy zasad­ni­czej nie zakła­dano, że posta­no­wie­nie to może […] inge­ro­wać w obo­wią­zu­jące prawo karne”20. Dzi­siaj więk­szość praw­ni­ków wycho­dzi z zało­że­nia, że zasada rów­no­upraw­nie­nia i kon­sty­tu­cyjny zakaz dys­kry­mi­na­cji chroni rów­nież gejów i les­bijki, ale tylko uzu­peł­nie­nie arty­kułu 3 ustęp 3 o cechę sek­su­al­nej toż­sa­mo­ści zagwa­ran­tuje im trwałą ochronę przed prze­śla­do­wa­niami i dys­kry­mi­na­cją.

Roz­dział 1. Dzie­ciń­stwo i mło­dość 1913–1933

ROZ­DZIAŁ 1 DZIE­CIŃ­STWO I MŁO­DOŚĆ 1913–1933

Dzie­ciń­stwo w Bros­sen

Rudolf Brazda uro­dził się 26 czerwca 1913 r. w rodzi­nie cze­skich imi­gran­tów w pru­skim wów­czas Bros­sen21. W tej małej wio­sce nie­da­leko Alten­burga w poło­wie XIX w. roz­wi­nęło się gór­nic­two węgla bru­nat­nego. W pagór­ko­wa­tym kra­jo­bra­zie zaczęły wyra­stać szyby, a następ­nie liczne kopal­nie i fabryki bry­kietu.

Anna i Adam Brazdy, rodzice Rudolfa.

Oko­lica szybko się zmie­niła. Wielu chło­pów nie mogło już upra­wiać pól, ponie­waż osiadł grunt, więc towa­rzy­stwa gór­ni­cze odku­po­wały od nich zie­mię i gospo­dar­stwa. W sąsied­nim Mums­dor­fie powstała w 1906 r. jedna z naj­więk­szych kopalń węgla bru­nat­nego w Niem­czech – „Phönix” oraz fabryka pro­du­ku­jąca 2200 ton bry­kietu dzien­nie (węgiel prze­wo­żono tam kolejką linową). Pocią­gało to za sobą bar­dzo duże zapo­trze­bo­wa­nie na siłę robo­czą: w szczy­to­wym okre­sie kopal­nia zatrud­niała około 1500 robot­ni­ków i urzęd­ni­ków. Robot­nicy przy­by­wali z róż­nych stron, głów­nie z pół­noc­nej Bawa­rii, Pol­ski i Moraw, jak rodzice Rudolfa. Jego ojciec Adam pocho­dził ze Švihova, małego zachod­nio­mo­raw­skiego mia­steczka; matka Anna dora­stała w Kono­pisz­czach, 37 kilo­me­trów na połu­dnie od Pragi22. Oboje pod koniec XIX w. wywę­dro­wali w poszu­ki­wa­niu pracy do Vog­tlandu i osie­dlili się w pobliżu Plauen. Pobrali się w 1899 r. i tam w kolej­nych latach przy­szło na świat ich pię­cioro dzieci. Kiedy Adam usły­szał o moż­li­wo­ści pracy w „Phöniksie”, zgło­sił się i został przy­jęty jako nad­szy­bowy. Obsłu­gi­wał rów­nież kopal­nianą kolejkę.

Rodzinę ulo­ko­wano w Bros­sen, w gospo­dar­stwie chłop­skim, które kupił „Phönix”, w sta­rym sza­chul­co­wym budynku podzie­lo­nym na kwa­tery dla robot­ni­ków. Braz­do­wie zajęli małe miesz­ka­nie na pierw­szym pię­trze, do któ­rego wcho­dziło się stro­mymi scho­dami, zło­żone z dwóch poko­jów i dwóch dodat­ko­wych izde­bek. Rodzice spali w jed­nym z poko­jów, a pię­cioro dzieci w izdeb­kach. Potem uro­dziło się jesz­cze troje dzieci: dwie dziew­czynki i Rudolf, naj­młod­szy z rodzeń­stwa.

Wybuch pierw­szej wojny świa­to­wej spo­wo­do­wał duże zmiany w rodzi­nie. Adam, jako oby­wa­tel Austro-Węgier, został 28 sierp­nia 1914 r. powo­łany do woj­ska nad­du­naj­skiej monar­chii, ale już 4 grud­nia dostał się do serb­skiej nie­woli i pra­wie cztery lata spę­dził w obo­zach jeniec­kich, na koniec w Mimi­zan Bourg na fran­cu­skim wybrzeżu Atlan­tyku. Stam­tąd pod koniec wojny zgło­sił się 25 paź­dzier­nika 1918 r. do nowo utwo­rzo­nej cze­cho­sło­wac­kiej armii. Słu­żył w niej pra­wie rok23 i dopiero w poło­wie wrze­śnia 1919 r., wyczer­pany i chory, osta­tecz­nie wró­cił do Meu­sel­witz. Rudolf tak wspo­mina pierw­sze świa­dome spo­tka­nie z ojcem: „Skoń­czy­łem już sześć lat i ni­gdy dotąd nie widzia­łem ojca. Aż tu nagle poja­wił się, zwol­niony przez Wło­chów na Sycy­lii, ale już bar­dzo chory. Oni prze­cież byli zagło­dzeni, nie mieli co jeść, z głodu wyko­py­wali korzonki i nawet żuli liście z drzew. Ojcu popsuł się żołą­dek. Po powro­cie do domu żył jesz­cze tylko cztery mie­siące. Matka została sama z ośmior­giem dzieci. Żeby nas wyży­wić, musiała pra­co­wać”24.

Istot­nie, Adam Brazda zmarł 21 stycz­nia 1920 r.25, osie­ro­ca­jąc liczną rodzinę. W tej sytu­acji dyrek­tor kopalni „Phönix” zatrud­nił Annę26 jako sprzą­taczkę w biu­rach towa­rzy­stwa kopal­nia­nego. Kil­koro dzieci wkrótce opu­ściło dom, a naj­młod­szy Rudolf wła­śnie poszedł do szkoły pod­sta­wo­wej w Bros­sen. Dużo się tam nie nauczył. Według jego wspo­mnień nauczy­ciel był bar­dziej zain­te­re­so­wany uczen­ni­cami niż ich edu­ka­cją. Sto­so­wano prze­sta­rzałe metody naucza­nia. Rudolf nie był dobrym uczniem, raz nawet powta­rzał klasę. Prze­szka­dzało mu pocho­dze­nie, miał pro­blemy języ­kowe, na co dzień odczu­wał uprze­dze­nia nauczy­ciela: „Byłem cudzo­ziem­cem, więc uczy­łem się śred­nio. To zro­zu­miałe, bo w domu mówiło się tylko łamaną niem­czy­zną, a nauczy­ciel nie był szcze­gól­nie przy­chylny obcym. Trak­to­wał mnie pro­tek­cjo­nal­nie, ale ja byłem do tego przy­zwy­cza­jony, więc się nie przej­mo­wa­łem”27.

Matka sta­rała się, jak mogła, lecz miała ogra­ni­czone moż­li­wo­ści, bo led­wie liznęła edu­ka­cji szkol­nej. Rudolf wspo­mina: „W domu bra­ko­wało mi praw­dzi­wego opar­cia. Rodzeń­stwo nie trosz­czyło się o mnie, wszy­scy myśleli tylko o sobie. Byłem sam. Matka cały dzień pra­co­wała, więc się obi­ja­łem”28.

Anna Brazda była silną acz pro­sto­li­nijną oso­bo­wo­ścią. Dobrze wie­działa, co można, a czego nie. Dzieci wycho­wy­wała po kato­licku. Kiedy jed­nak sio­stra Rudolfa została pobita pod­czas nauk przed­ko­mu­nij­nych, matka nie tylko zabro­niła dzie­ciom cho­dzić na lek­cje reli­gii, ale też wystą­piła z Kościoła. „Matka nie była wie­rząca, nie zmu­szała nas, żeby­śmy cho­dzili do kościoła. Na reli­gii moja sio­stra nie raz, nie dwa dostała w twarz. Ja byłem mały, więc mnie nie bili. Wystą­pi­li­śmy z Kościoła dla­tego, że ci księża byli tacy głupi”29 – wspo­mina Rudolf. To, że nie można na wszystko pozwa­lać tym, któ­rzy mają wła­dzę, wpo­iła mu wła­śnie matka.

Rów­nież pod innymi wzglę­dami dzie­ciń­stwo Rudolfa prze­bie­gało raczej nie­ty­powo. Matka wcze­śnie nauczyła go goto­wać, przy­rzą­dzał więc obiady dla sie­bie i rodzeń­stwa: „Matka szła do pracy i zosta­wiała nas na cały dzień samych. Mia­łem 7 albo 8 lat, kiedy kazała mi szy­ko­wać jedze­nie: obie­rać i kroić kar­to­fle, bru­kiew, kala­repę albo mar­chew i wszystko razem goto­wać”30. Pod­pa­trzył, jak sio­stra szyje koszule i bluzki, i odtąd sam szył sobie ubra­nia. W ogóle wolał tra­dy­cyj­nie kobiece zaję­cia od współ­za­wod­nic­twa chło­pa­ków. Uwiel­biał na przy­kład tań­czyć:. „Kie­dyś, muszę to teraz powie­dzieć, gdy mia­łem może ze dwa lata, matka przyj­mo­wała gości. Sprząt­nięto ze stołu, posta­wiono mnie na nim i tań­czy­łem jak sza­lony, a ci ludzie kla­skali. To była sen­sa­cja”31. Póź­niej tań­czył z innymi: „Tań­czy­łem potem w klu­bie i praw­do­po­dob­nie dla­tego byłem troszkę kobiecy. Dziew­czyny mnie podzi­wiały. Pew­nego razu odcią­gnęły mnie na bok i zapy­tały: »Jesteś dziew­czynką?«”.

Fak­tycz­nie, naj­le­piej czuł się wśród dziew­cząt, które trak­to­wały go jak jedną z nich. Cza­sem rów­nież przy­mie­rzał dziew­częce stroje: „W domu przy­mie­rzałem dziew­czyń­skie sukienki, z powodu tańca, bo tań­czy­łem prze­cież jako dziew­czyna. Nic sobie z tego nie robi­łem, taki jestem!”32.

Szkoła i doj­rze­wa­nie

W 1927 r. Rudolf skoń­czył szkołę pod­sta­wową. Wie­dział już, co chciałby robić w przy­szło­ści. Marzył o „sta­no­wi­sku deko­ra­tora w skle­pie kon­fek­cyj­nym”, ale nie miał moż­li­wo­ści nauki w tym zawo­dzie. Jako dziecko cudzo­ziem­ców spo­ty­kał się z uprze­dze­niami i odrzu­ce­niem miej­sco­wych. Wyjąt­kiem oka­zał się mistrz dekar­ski Gustav Men­zel z pobli­skiego mia­steczka Meu­sel­witz. Zapro­po­no­wał chło­pa­kowi staż i w ten spo­sób Rudolf zaczął się uczyć rze­mio­sła dekar­skiego zamiast deko­ra­tor­stwa arty­stycz­nego.

Mimo to był szczę­śliwy. Wresz­cie zara­biał, miał wła­sne pie­nią­dze. Praca spra­wiała mu przy­jem­ność. Za pierw­szą wypłatę kupił sobie rower. Jed­no­cze­śnie uświa­do­mił sobie, że jego kobiece cechy nie byłyby w tym śro­do­wi­sku dobrze widziane. Sta­rał się więc ukry­wać je przed kole­gami, tym bar­dziej że miał tylko 164 cen­ty­me­try wzro­stu i deli­katną budowę ciała. „Jestem szczę­śliwy, że per­fek­cyj­nie odrzu­ci­łem wtedy kobie­cość, że mogłem się zacho­wy­wać jak facet. A to z powodu moich kole­gów w pracy, boby się ze mnie śmiali”33 – przy­znaje.

Rudolf (sie­dzi) w wieku ok. 14 lat z bra­tem Kar­lem.

Lata nauki posze­rzyły jego hory­zonty. Na dachach czuł zapa­chy mia­sta, budziły się w nim nie­znane mu dotąd uczu­cia. Krótko mówiąc: Rudolf wszedł w okres doj­rze­wa­nia. Powoli zaczął sobie uświa­da­miać, że coś z nim jest nie tak. Nie mógł już zaprze­czyć, że bar­dziej pocią­gają go chłopcy niż dziew­czyny: „Kie­dyś posze­dłem na spa­cer z dziew­czy­nami, ale wola­łem spa­cerować z chłop­cami i przy chłop­cach takich jak ja coś czu­łem. Moim celem nie były dziew­czyny, lecz chłopcy. Pocią­gali mnie kole­dzy z pracy i im podobni. To było dziwne”34.

Mimo to pró­bo­wał sypiać z dziew­czę­tami, bo to było uwa­żane za nor­malne. Teraz wspo­mina: „W łóżku z dziew­czyną zawsze byłem sztywny i spięty. Nie obej­mo­wa­łem jej, jak by przy­pusz­czal­nie chciała. Nie­które dziew­czyny mnie pie­ściły, ale ja nie czu­łem żad­nego pod­nie­ce­nia, po pro­stu nie znaj­do­wa­łem w tym przy­jem­no­ści. Pozwa­la­łem na to tylko z grzecz­no­ści”.

W całej pełni uświa­do­mił sobie swój pociąg do męż­czyzn, gdy pew­nego wie­czoru spa­ce­ro­wał po Bros­sen: „Sze­dłem wąską wiej­ską drogą, gdy nagle z daleka dostrze­głem świa­tło w oknie. Pod­sze­dłem i zaj­rza­łem, bo to okno było cał­kiem nisko. I co widzę? W środku biega nagi chło­pak, a raczej męż­czyzna, po trzy­dzie­stce. Zoba­czy­łem jego dyn­da­jący czło­nek i tak się pod­nie­ci­łem, że sam sobie zro­bi­łem dobrze. Widząc go w gło­wie! Potem wsty­dzi­łem się, a zara­zem mia­łem satys­fak­cję. że zro­bi­łem wresz­cie coś z męż­czyzną; coś, co dało mi roz­kosz”35.

Odczu­cia Rudolfa wią­zały się z lękiem i wsty­dem. Czę­sto myślał, że „natura coś spa­prała”. Przez długi czas nie mógł zro­zu­mieć, co się z nim dzieje. Nie znał poję­cia homo­sek­su­al­no­ści, ni­gdy też nie sły­szał o loka­lach dla męż­czyzn odczu­wa­ją­cych pociąg do innych męż­czyzn, o ich klu­bach czy pismach. A prze­cież w tam­tych cza­sach życie homo­sek­su­alne było w roz­kwi­cie. Po 1919 r. w wielu dużych nie­miec­kich mia­stach powstały tak zwane sto­wa­rzy­sze­nia przy­jaźni, które orga­ni­zo­wały potań­cówki i inne formy spę­dza­nia wol­nego czasu dla osób nie­he­te­ro­sek­su­al­nych. Homo­sek­su­alizm stał się tema­tem dla prasy i lite­ra­tury, teatru i sztuki. W 1919 r. w ber­liń­skim Apollo-The­ater odbyła się pra­pre­miera filmu Richarda Oswalda Anders als die Ande­ren (Ina­czej niż inni) – pierw­szego, w któ­rym otwar­cie mówiono o odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej. Utwo­rzony w 1920 r. Zwią­zek Obrony Praw Czło­wieka (Bund für Men­schen­recht, BfM) w szczy­to­wym okre­sie liczył 48 000 człon­ków. Jego prze­wod­ni­czący Frie­drich Rad­szu­weit wyda­wał też dla homo­sek­su­al­nych kobiet i męż­czyzn gazety i cza­so­pi­sma, z któ­rych część, jak na przy­kład „Insel” (Wyspa), w 1930 r. osią­gnęła rekor­dowy nakład 150 000 egzem­pla­rzy36.

O tym wszyst­kim nikt w Bros­sen nie wie­dział. Rudolf długo nie miał poję­cia, co sądzić o swo­ich uczu­ciach. Nie było też nikogo, kto mógłby mu wyja­śnić, czym jest homo­sek­su­al­ność; że jest wielu takich męż­czyzn jak on, i wska­zać, gdzie można ich spo­tkać. Zaczął więc sza­leń­czo eks­pe­ry­men­to­wać, wypró­bo­wy­wać moż­li­wo­ści zbli­że­nia się do obiektu pożą­da­nia. Cóż prost­szego niż zmie­nić płeć? – myślał. Pota­jem­nie zakła­dał sukienki, malo­wał się i chył­kiem wykra­dał z gospo­dar­stwa w Bros­sen. Tak prze­brany szedł do sąsied­nich miej­sco­wo­ści Mums­dorf i Zip­sen­dorf, żeby tam flir­to­wać z męż­czyznami. Ci zaga­dy­wali atrak­cyjną dziew­czynę i nikomu z nich nie przy­szło do głowy, że w isto­cie wcale nią nie jest. Rudolf dawał się zapra­szać do gospody, żar­to­wał i kokie­to­wał, ale uwa­żał, żeby oszu­stwo nie wyszło na jaw.

Rudolf Brazda z matką.

W końcu zdo­był pierw­sze doświad­cze­nia sek­su­alne z chłop­cami z sąsiedz­twa. W jego domu od frontu miesz­kał Lan­ghe­in­rich, także pra­cow­nik kopalni „Phönix”, który miał dwóch ład­nych synów. Rudol­fowi bar­dzo spodo­bał się zwłasz­cza star­szy. Kie­dyś, bawiąc się razem na podwó­rzu, wylą­do­wali we trzech w sta­rej balii i poznali swoje ciała. Rów­nież inny chło­piec z sąsiedz­twa urzekł Rudolfa. „Kurzig Alfred”, jak go nazy­wał. Nawią­zał z nim przy­jaźń, która objęła także eks­pe­ry­menty sek­su­alne. Alfred czę­sto odwie­dzał Rudolfa. Matka niczego nie podej­rze­wała, kiedy razem leżeli w łóżku.

Alfred brał też udział w „dziew­czyń­skich” wypra­wach Rudolfa. Poczy­nali sobie coraz śmie­lej. Rudolf szył sukienki, w któ­rych wyglą­dał uwo­dzi­ciel­sko, pozwa­lali też star­szym panom zapra­szać się na poczę­stu­nek, choć było to bar­dzo ryzy­kowne. Kiedy jeden z wiel­bi­cieli nie mógł się opa­no­wać i stał się natrętny, chłopcy w pośpie­chu ucie­kli z restau­ra­cji. Led­wie unik­nęli zde­ma­sko­wa­nia. W razie wpadki gro­ził im skan­dal towa­rzy­ski – zacho­wa­nie Rudolfa i Alfreda wyda­łoby się zapewne ich rówie­śni­kom moral­nie naganne – ale praw­nie nic im nie zagra­żało. Wpraw­dzie ist­niał para­graf 175, na któ­rego pod­sta­wie ści­gano homo­sek­su­ali­stów, lecz karze pod­le­gały tylko „czyny przy­po­mi­na­jące akt płciowy”, zwłasz­cza sto­sunki analne. Nie karano za wza­jemną mastur­ba­cję, oka­zy­wa­nie sobie publicz­nie czu­ło­ści, za poca­łunki czy prze­bie­ra­nie się w kobiece stroje.

Co wię­cej, para­graf 175 był kwe­stio­no­wany. Dopiero po utwo­rze­niu II Rze­szy, w 1872 r., wpro­wa­dzono go w całym kraju. Wcze­śniej czy­nów homo­sek­su­al­nych w nie­któ­rych lan­dach w ogóle nie ści­gano37. Spór o prze­śla­do­wa­nie homo­sek­su­ali­stów trwał długo. Już w 1867 r. Karl Hein­rich Ulrichs żądał na zjeź­dzie nie­miec­kich praw­ni­ków w Mona­chium znie­sie­nia wszyst­kich prze­pi­sów skie­ro­wa­nych prze­ciwko oso­bom homo­sek­su­al­nym, jed­nakże gło­śny pro­test pozo­sta­łych jury­stów unie­moż­li­wił mu nawet dokoń­cze­nie mowy uza­sad­nia­ją­cej jego racje38. Od 1897 r. z para­gra­fem 175 wal­czył Magnus Hir­sch­feld, żydow­ski lekarz i sek­su­olog, wraz z utwo­rzo­nym przez sie­bie Komi­te­tem Naukowo-Huma­ni­tar­nym (WhK). Dzięki pety­cjom do Reich­stagu i bro­szu­rom infor­ma­cyj­nym WhK zyski­wał coraz więk­szy posłuch39. Jed­nakże kon­ser­wa­tywni zwo­len­nicy prze­śla­do­wa­nia homo­sek­su­ali­stów zwie­rali szyki i zbie­rali siły. Wciąż skła­dali pro­jekty ustaw, które prze­wi­dy­wały znaczne zaostrze­nie i roz­sze­rze­nie prze­pi­sów kar­nych.

W latach 20. walka jesz­cze się nasi­liła. Nowe demo­kra­tyczne swo­body, zwłasz­cza wol­ność prasy, były cier­niem w oku par­tii kon­ser­wa­tyw­nych i sto­wa­rzy­szeń krze­wie­nia moral­no­ści. W 1926 r. ewan­ge­licki teo­log i depu­to­wany Rein­hard Mumm dopro­wa­dził do tego, że Reich­stag przy­jął „ustawę o ochro­nie mło­dzieży przed szmi­ro­wa­tymi i bru­ko­wymi pismami”. Od 19 czerwca 1928 r. ofiarą tejże cen­zury padła znaczna część homo­sek­su­al­nej prasy. Zaka­zano publicz­nej sprze­daży „nie­mo­ral­nych” cza­so­pism, wsku­tek czego kilka z nich zban­kru­to­wało40. A mimo to lata 20. były dekadą swo­bód dotąd nie­zna­nych. W sztuce i kul­tu­rze powstały nowe style, ciało i sek­su­al­ność wyzbyły się sta­rych wię­zów. Echo tych zmian dotarło nawet do Meu­sel­witz. Rudolf Brazda posta­no­wił w pełni korzy­stać z nie­zna­nych dotąd swo­bód. Przede wszyst­kim zaczął naśla­do­wać nowe trendy w tańcu. Wzo­rem stała się dla niego Jose­phine Baker. Ta „Czarna Perła”, która ucie­kła z USA do Europy z powodu rasi­zmu, od paź­dzier­nika 1925 r. wystę­po­wała w Paryżu, gdzie jej pełne ero­ty­zmu tańce wzbu­dzały sen­sa­cję. W stycz­niu 1926 r. dała występ w ber­liń­skim Nel­son-The­ater na Kurfürstendamm. Póź­niej w tym samym roku zro­biła furorę w pary­skim Folies Bergère. W pro­gra­mie zaty­tu­ło­wa­nym La Folie du Jour miała na sobie tylko spód­niczkę z bana­nów. A spo­sobu, w jaki poru­szała bio­drami, świat dotąd nie widział. Występ został w 1927 r. nakrę­cony i włą­czony do filmu La revue des revues. Wkrótce Baker zagrała główną rolę w La sirène des tro­pi­ques41. Film ten wyświe­tlano na całym świe­cie, także w kinie „Zur Sil­ber­nen Wand” (Przy Srebr­nej Ścia­nie) w Meu­sel­witz. Obej­rzał go Rudolf Brazda i poczuł się jak pora­żony prą­dem. Jose­phine wydała mu się uoso­bie­niem swo­body, ero­ty­zmu, tole­ran­cji i braku pru­de­rii.

To kinowe prze­ży­cie tak bar­dzo go poru­szyło, że Baker śniła mu się przez całą noc. Ran­kiem zde­cy­do­wał się naśla­do­wać słynną tan­cerkę. „Wysko­czy­łem z łóżka w roz­kroku. Na siłę uczy­łem się szpa­gatu”42 – opo­wiada. Odtąd dzień w dzień tre­no­wał ero­tyczny taniec brzu­cha. I wkrótce zapre­zen­to­wał swoją sztukę w salach tanecz­nych w Mums­dor­fie, Zip­sen­dor­fie i Meu­sel­witz. Jego taniec był tak nowy i nie­zwy­kły, że ludzie patrzyli ze zdu­mie­niem, i w końcu bili brawo.

Taniec nie tylko spra­wiał Rudol­fowi przy­jem­ność, ale też pozwa­lał mu nawią­zy­wać kon­takty. W dużych salach tanecz­nych, jak „Wein­berg” czy „Lin­den­hof”, mło­dzi i sta­rzy, kobiety i męż­czyźni bawili się razem. Kiedy dwaj mło­dzi męż­czyźni tań­czyli ze sobą, nie wzbu­dzało to sen­sa­cji – ina­czej niż dzi­siaj. „Pozwo­li­łem sobie i tań­czy­łem rów­nież z chłop­cami – wspo­mina Rudolf. – Jak mi się który podo­bał, pro­si­łem go do tańca. U nas nie było to zabro­nione. Jeżeli chłopcy nie zna­leźli dziew­czyny do tańca, tań­czyli ze sobą”43. Rudolf przyj­mo­wał wtedy rolę kobiecą, i to go cie­szyło. „Nie wiem dla­czego – mówi po latach. – Ktoś powie­dział: »Ty tań­czysz jak dziew­czyna«. Miło mi było to usły­szeć”.

Nie zawsze koń­czyło się na tańcu: „Nie­które dziew­czyny patrzyły na mnie krzywo, bo nie zapy­ta­łem, czy odpro­wa­dzić je do domu, a ja myślami byłem zawsze przy chło­pa­kach. Jeśli się dało, bra­łem jed­nego na wide­lec i pro­po­no­wa­łem: »Chodź ze mną, poga­damy jesz­cze u mnie w domu«. To zna­czy u nas w miesz­ka­niu, bo matka wtedy jesz­cze żyła. Jeśli się zgo­dził, sze­dłem z nim po pro­stu do mojej sypialni i spa­li­śmy razem”44.

Matka akcep­to­wała syna takim, jakim był. Czy podej­rze­wała coś? Chyba w ogóle nie wie­działa, czym jest homo­sek­su­al­ność, przy­pusz­cza Rudolf. Na ten temat ni­gdy nie roz­ma­wiało się w jego domu: „Matka była tak tole­ran­cyjna, że ni­gdy nic mi nie mówiła. Tylko się dzi­wiła: »Co rusz inni chłopcy!«. Kiedy moje rodzeń­stwo cza­sem coś powie­działo, brała mnie w obronę: »Rudi jest w porządku, zostaw­cie go w spo­koju«”45.

Czy Rudolf Brazda nie oba­wiał się, że za swoje skłon­no­ści i zwią­zany z nimi tryb życia może zostać uka­rany? Raczej nie. Pew­nie dotarło to do niego dopiero wów­czas, gdy nawią­zał kon­takty z męż­czy­znami, któ­rzy sami sie­bie defi­nio­wali jako homo­sek­su­ali­stów i mogli mu powie­dzieć o para­gra­fie 175 i dora­dzić, jak się uchro­nić przed moż­liwą karą. Cho­ciaż w tam­tych latach nie doce­niano jesz­cze zagro­że­nia wyni­ka­ją­cego z tego para­grafu. Nawet dziś Rudolf mówi, że w latach 20. w ogóle nie prze­śla­do­wano osób homo­sek­su­al­nych. Wpraw­dzie para­graf 175 wciąż ist­niał, ale nie był już sto­so­wany. To nie­prawda. Sytu­acja wyglą­dała zgoła ina­czej: od 1924 r. wyraź­nie rosła liczba ska­za­nych homo­sek­su­ali­stów, do czego przy­pusz­czal­nie przy­czy­nił się spek­ta­ku­larny pro­ces homo­sek­su­al­nego seryj­nego mor­dercy Fritza Haar­manna. O ile w 1923 r. wydano 416 wyro­ków ska­zu­ją­cych, o tyle w latach 1925 i 1926 już około 1000, a póź­niej powy­żej 600 rocz­nie46. Żądano nawet nasi­le­nia prze­śla­do­wań.

W 1925 r. nowy kon­ser­wa­tywny rząd Rze­szy zło­żył pro­jekt reformy Kodeksu kar­nego, prze­wi­du­jący ponowne zaostrze­nie para­grafu 175. W uza­sad­nie­niu wyraź­nie pobrzmie­wała nuta ide­olo­gii naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nej: „Trzeba zacząć od tego, że według nie­miec­kiego rozu­mie­nia sto­su­nek płciowy męż­czy­zny z męż­czy­zną jest dewia­cją, która może wypa­czyć cha­rak­ter i zbu­rzyć poczu­cie moral­no­ści. Jeśli ta dewia­cja się roz­sze­rzy, dopro­wa­dzi do wyna­tu­rze­nia narodu i utraty jego siły”47.

Obrońcy home­sek­su­ali­stów nie dali jed­nak za wygraną. Magnus Hir­sch­feld i jego WhK zało­żyli Kar­tell zur Reform des Sexu­al­stra­frechts (Kar­tel Reformy Sek­su­al­nego Prawa Kar­nego), obej­mu­jący orga­ni­za­cje Bund für Mut­ter­schutz (Zwią­zek Ochrony Matki) oraz Ver­band Ehe­recht­sre­form (Sto­wa­rzy­sze­nie Reformy Prawa Mał­żeń­skiego). W 1929 r. udało im się dopro­wa­dzić do tego, że Komi­sja Prawa Kar­nego odrzu­ciła pro­jekt karal­no­ści za czyny homo­sek­su­alne. Decy­du­jący głos miał tu libe­ralny prze­wod­ni­czący komi­sji, Wil­helm Kahl z Nie­miec­kiej Par­tii Ludo­wej (Deut­sche Volks­par­tei)48, wsparty przez człon­ków par­tii demo­kra­tycz­nej, socjal­de­mo­kra­tów i komu­ni­stów.

Prze­ciw­nicy, zwłasz­cza naro­dowi socja­li­ści, wprost zaki­pieli z wście­kło­ści. Ich par­tyjny organ „Völkischer Beobach­ter” cynicz­nie komen­to­wał tę decy­zję: „Gra­tu­lu­jemy suk­cesu, panie Kahl i panie Hir­sch­feld! Ale niech się wam nie wydaje, że kiedy my, Niemcy, doj­dziemy do wła­dzy, będziemy uzna­wać takie ustawy choćby przez jeden dzień”. Hir­sch­feld był dla nazi­stów wcie­le­niem wszel­kich „zło­śli­wych popę­dów żydow­skiej duszy”49. „Völkischer Beobach­ter” regu­lar­nie szczuł prze­ciwko dzia­łal­no­ści oświa­to­wej WhK. W 1927 r., po odczy­cie w Mona­chium, Hir­sch­felda zaata­ko­wali pra­wi­cowi rady­ka­ło­wie i ciężko go pobili. Adolf Hitler uspra­wie­dli­wił ten atak sło­wami: „Gdy­bym ja był tu, w Mona­chium, dał­bym mu po pysku, bo to, co ta żydow­ska świ­nia roz­ta­cza, to naj­po­dlej­sza kpina z narodu!”50.

Suk­ces Komi­sji Prawa Kar­nego nie miał jed­nak kon­kret­nych następstw. Do gło­so­wa­nia w Reich­stagu już nie doszło wsku­tek kry­zysu gospo­dar­czego. Para­graf 175 pozo­stał bez zmian.

Świa­towy kry­zys gospo­dar­czy i rady­ka­li­za­cja poli­tyczna

Praw­do­po­dob­nie Rudolf nic jesz­cze nie wie­dział o spo­rach wokół para­grafu 175, ale kry­zys gospo­dar­czy dotknął go jak wszyst­kich innych. Rok 1930, w któ­rym zdał egza­min cze­lad­ni­czy z oceną dosta­teczną, był naj­mniej odpo­wied­nim cza­sem na zna­le­zie­nie pracy51. Gwał­tow­nie rosła liczba bez­ro­bot­nych: w 1929 r. wyno­siła 1,4 miliona, a rok póź­niej już 5 milio­nów. W Meu­sel­witz sytu­acja stała się dra­ma­tyczna: kopal­nia „Heu­reka” prze­rwała wydo­by­cie i więk­szość miesz­kań­ców 11-tysięcz­nego mia­sta52, któ­rego popu­la­cja od prze­łomu wie­ków podwo­iła się wsku­tek imi­gra­cji, została bez środ­ków do życia (70,4% w 1932 r.). W takich oko­licz­no­ściach mistrz dekar­ski Gustav Men­zel nie mógł zatrud­nić Rudolfa. Bez­ro­botny chło­pak poma­gał mu doraź­nie, znów ska­zany na wspar­cie matki.

Kry­zys gospo­dar­czy spo­wo­do­wał rady­ka­li­za­cję nastro­jów poli­tycz­nych, widoczną także w Bros­sen i Meu­sel­witz. W tych gór­ni­czych ośrod­kach, gdzie prze­wa­żał pro­le­ta­riat, domi­no­wały SPD i KPD; naro­dowi socja­li­ści pozo­sta­wali w tyle, ale od 1929 r. zaczęła gwał­tow­nie rosnąć liczba człon­ków NSDAP (z 270 w 1929 r. do 979 w 1930 r.). 1 lipca 1930 r. powstała lokalna komórka tej par­tii, licząca począt­kowo tylko 12 człon­ków.

NSDAP zawsze w wybo­rach wypa­dała znacz­nie poni­żej prze­cięt­nej w Rze­szy53; rów­nież w ostat­nich wol­nych wybo­rach do Reich­stagu 6 listo­pada 1932 r. SPD i KPD zdo­były o wiele wię­cej gło­sów. Nawet jesz­cze w wybo­rach 5 marca 1933 r., które po poża­rze Reich­stagu i maso­wych aresz­to­wa­niach nie były już naprawdę wolne, na naro­do­wych socja­li­stów oddano tylko 1919 gło­sów, na socjal­de­mo­kra­tów 2689, a na komu­ni­stów 1344. Po prze­ję­ciu wła­dzy przez nazi­stów Meu­sel­witz wciąż pozo­sta­wało czer­wo­nym bastio­nem54.

Nie­wiele lepiej wyglą­dała sytu­acja NSDAP w powie­cie Alten­bur­ger Land. Wpraw­dzie 5 marca 1933 r. par­tia ta, z 20 774 gło­sami, stała się naj­więk­szą siłą, ale zna­la­zła się tuż przed SPD (20 718 gło­sów). KPD upla­so­wała się na trze­cim miej­scu (7427), znacz­nie wyprze­dza­jąc Par­tię Ludową DNVP (Deut­sch­na­tio­nale Volks­par­tei), która zdo­była 4374 gło­sów55.

W okre­sie poprze­dza­ją­cym prze­ję­cie wła­dzy przez nazi­stów Rudolf opo­wia­dał się po stro­nie prze­ciw­ni­ków naro­do­wego socja­li­zmu, sym­pa­ty­zu­jąc z mło­dzieżą komu­ni­styczną. Wspo­mina: „Byłem w jed­nej mło­dzie­żo­wej orga­ni­za­cji, czę­sto spo­ty­ka­łem się z chło­pa­kami. Robi­li­śmy wiele wycie­czek z namio­tami. W tych namio­tach zawsze wiele się działo, zawsze było dużo śmie­chu”56. Od wcze­snej mło­do­ści nale­żał do klubu spor­to­wego. „Tak, to byli komu­ni­ści – potwier­dza. – Bo w naszej oko­licy były kopal­nie węgla bru­nat­nego i wszy­scy byli robot­ni­kami. A tam, gdzie są robot­nicy, są i komu­ni­ści. Nie było innego klubu, tylko ten. Więc po pro­stu dołą­czy­łem do nich”.

Przy­ja­ciele Rudolfa z komu­ni­stycz­nego klubu gim­na­stycz­nego, po pra­wej z bia­łym kra­wa­tem Alfred Kurzig.

Ide­olo­gia komu­ni­styczna pozo­sta­wała mu jed­nak rów­nie obca jak wzra­sta­jąca rady­ka­li­za­cja kole­gów. Mimo to, cho­ciaż nie­któ­rzy z nich byli „wręcz fana­tyczni”, jak do dziś uważa, spę­dzał z nimi wiele czasu, i to nie tylko dla roz­rywki, ale także z sym­pa­tii do Frie­dri­cha, aktyw­nego komu­ni­sty, który grał w orkie­strze. Kie­dyś po sza­lo­nym wie­czo­rze w meu­sel­witz­kim lokalu „Wein­berg” Frie­drich odpro­wa­dził Rudolfa do domu: „On był nor­mal­nym face­tem. Przy­szedł do mnie do miesz­ka­nia i po pro­stu poło­żył się przy mnie w łóżku. Ja aku­rat nie czu­łem się dobrze, więc pości­ska­li­śmy się tro­chę, tak zwy­czaj­nie. Ale oni widzieli we mnie coś innego”57.

Pierw­sze spo­tka­nie z homo­sek­su­ali­stą

Mimo ero­tycz­nych przy­gód Rudolf przez długi czas nie wie­dział, jak zakla­sy­fi­ko­wać swoje uczu­cia, nie mówiąc już o tym, jak je nazwać. Socjo­log Rüdiger Laut­mann stwier­dza: „Nie potra­fię iden­ty­fi­ko­wać się jako homo­sek­su­ali­sta, jeżeli nie mogę do sie­bie mówić sło­wami, które okre­ślają, kim jestem”58. Nie spo­sób odtwo­rzyć, jak Rudolf tłu­ma­czył sobie wtedy wła­sną odmien­ność sek­su­alną. Nie­mniej teo­ria, którą obec­nie głosi, pasuje do jego ówcze­snych zacho­wań z zamianą ról płcio­wych i być może już w latach doj­rze­wa­nia, gdy nie znał jesz­cze poję­cia „homo­sek­su­al­ność”, słu­żyła mu do opi­sa­nia sie­bie. Teo­ria ta opiera się na tra­dy­cyj­nym podziale ról płcio­wych męż­czy­zny i kobiety. Swój pociąg do męż­czyzn Rudolf uważa za jedną z wielu wro­dzo­nych cech żeń­skich. Podob­nie jak Karl Hein­rich Ulrichs i Magnus Hir­sch­feld, mówi o isto­cie żeń­skiej w męskim ciele59.

Rudolf Brazda w wieku mło­dzień­czym.

Nie­wąt­pli­wie Rudolf Brazda wyka­zy­wał w mło­do­ści liczne zacho­wa­nia tra­dy­cyj­nie uwa­żane za kobiece60. Czy jed­nak istot­nie są one cechami wro­dzo­nymi? A może raczej spo­so­bami spo­łecz­nego przy­sto­so­wa­nia do dwu­bie­gu­no­wego sys­temu ról płcio­wych, w któ­rym homo­sek­su­ali­stom nie przy­pi­sano jed­no­znacz­nego miej­sca? Dzi­siej­sze postrze­ga­nie sie­bie przez Brazdę i jego inter­pre­ta­cja swo­ich zacho­wań wyraź­nie nawią­zują do bar­dzo popu­lar­nej w latach 20. teo­rii sek­su­al­nych stopni pośred­nich Magnusa Hir­sch­felda oraz roz­wi­nię­tej w latach 70. teo­rii bada­cza szczu­rów Güntera Dörnera, który homo­sek­su­al­ność uwa­żał za sku­tek hor­mo­nal­nych zmian stre­so­wych u kobiety w okre­sie ciąży61: „Jak czy­ta­łem, dzieje się to już w ciele matki – mówi Rudolf. – Sek­su­al­ność czło­wieka zmie­nia się i żeń­skie hor­mony moc­niej się zazna­czają niż męskie”62. Po czym dodaje zda­nie, które poka­zuje jego ówcze­sną bez­rad­ność w pró­bach umiesz­cze­nia sie­bie w kon­tek­ście hete­ro­sek­su­al­nym: „Byli­śmy tacy mło­dzi i tacy nie­fra­so­bliwi. I rze­czy­wi­ście mie­li­śmy poczu­cie, że jeste­śmy kobie­tami. Bo jak można być męż­czy­zną, skoro się kocha męż­czyzn?”63.

Istot­nie, w latach 20. i 30. XX w. wielu homo­sek­su­ali­stom nie mie­ściło się w gło­wie, że można być męż­czy­zną, cho­ciaż się kocha męż­czyzn. Potwier­dza to wypo­wiedź innego męż­czyzny, o rok star­szego od Rudolfa Brazdy, który dora­stał w tym samym regio­nie:

„Uzna­łem, że jestem kobietą, z tą tylko róż­nicą, że zewnętrz­nie roz­wi­ną­łem się jako męż­czy­zna. Czuję, myślę i postę­puję jak kobieta […]. Zewnętrzna istota męska we mnie jest nie­praw­dziwa. Pra­wie u każ­dego homo­sek­su­ali­sty widać, że to żeń­skie zawsze jest w jakiejś for­mie obecne”64.

W każ­dym razie zmiany ról płcio­wych Rudolfa, jego cross-dres­sing można inter­pre­to­wać jako stra­te­gię zacho­wa­nia, próbę wpa­so­wa­nia potrzeby ero­tycz­nych kon­tak­tów z męż­czy­znami w ramy norm hete­ro­sek­su­al­nych śro­do­wi­ska spo­łecz­nego, zanim poja­wiły się inne spo­łeczne stra­te­gie i wzorce zacho­wa­nia. Wej­ście w rolę żeń­ską mogłoby być skut­kiem wro­dzo­nej potrzeby, jeśli wie­rzyć w takie teo­rie65. Ale miało ono także instru­men­talny cha­rak­ter i dla­tego nie może się rów­nać iden­ty­fi­ka­cji z płcią żeń­ską, jaka wystę­puje na przy­kład u osób trans­pł­cio­wych66.

Rudolf socja­li­zo­wał się w oto­cze­niu, w któ­rym nowo­cze­sny, powstały w XIX w. kon­cept toż­sa­mo­ści homo­sek­su­al­nej nie był jesz­cze powszech­nie znany. Jego zacho­wa­nie przy­po­mi­nało naj­pierw przy­jęty w wielu krę­gach kul­tu­ro­wych „typ inter­sek­su­alny”, a potem, po jego coming oucie, coraz bar­dziej „typ nowo­cze­sny”67. Co jed­nak nie zna­czy, że wyzwa­nie zna­le­zie­nia się w bipo­lar­nym sys­te­mie płcio­wym było dla „nowo­cze­snego homo­sek­su­ali­sty” obo­jętne. Dla Rudolfa pozo­stało waż­nym ele­men­tem zro­zu­mie­nia sie­bie.

Osta­tecz­nie poznał on poję­cie homo­sek­su­al­no­ści w odle­głym o 16 kilo­me­trów od Bros­sen Alten­burgu, dokąd wybrał się z synem sąsia­dów, Alfre­dem Kurzi­giem, żeby potań­czyć. Liczący 43 000 miesz­kań­ców Alten­burg wyda­wał im się metro­po­lią ofe­ru­jącą atrak­cje nie­znane w Bros­sen czy Meu­sel­witz. Zaszli do hała­śli­wej knajpy pod zam­kiem, w pobliżu teatru, gdzie dużo się piło i swa­wol­nie tań­czyło. Tu rów­nież, jak w Bros­sen, męż­czyźni tań­czyli ze sobą. Nowe jed­nak dla Rudolfa było to, że jeden z panów jaw­nie się do niego zale­cał. Męż­czy­zna wcale mu się nie podo­bał. Spra­wiał wra­że­nie zbyt dużego i bru­tal­nego, ale wzbu­dził w chło­paku cie­ka­wość. Rudolf dał się więc namó­wić i poszedł z nie­zna­jo­mym do pobli­skiego parku. Pod osłoną krza­ków wiel­bi­ciel stał się natrętny. Rudolf zaczął się wzbra­niać, a wtedy tam­ten spy­tał z iry­ta­cją, dla­czego się opiera, skoro jest homo­sek­su­ali­stą, jak wszy­scy męż­czyźni w lokalu. „A co to takiego?” – spy­tał zdu­miony Rudolf. „No, kiedy męż­czyźni upra­wiają seks z męż­czy­znami” – wyja­śnił nie­zna­jomy.

Rudolf był tak osłu­piały, że uległ nale­ga­niom ado­ra­tora i dał mu swój adres. Kilka dni póź­niej tam­ten sta­nął przed jego domem w Bros­sen. Chło­pak poczę­sto­wał go kawą i wysłu­chał opo­wie­ści o alten­bur­skich homo­sek­su­ali­stach, o Magnu­sie Hir­sch­fel­dzie i Związku Praw Czło­wieka, o Lip­sku i Ber­li­nie, gdzie są bale i dan­cingi tylko dla panów. Nie wie­dział, czy w to wszystko wie­rzyć, ale wie­dział, że ten grubo cio­sany alten­bur­czyk wcale mu się nie podoba. Kiedy więc nie­chciany gość wypił kawę, wypro­sił go za drzwi.

Roz­dział 2. Życie osób homo­sek­su­al­nych w Meu­sel­witz w latach 1933–1937

ROZ­DZIAŁ 2 ŻYCIE OSÓB HOMO­SEK­SU­AL­NYCH W MEU­SEL­WITZ W LATACH 1933–1937

Prze­ję­cie wła­dzy przez nazi­stów

Kiedy 30 stycz­nia 1933 r. wła­dzę w Niem­czech prze­jęli naro­dowi socja­li­ści, Rudolf Brazda miał zale­d­wie 20 lat i cią­gle jesz­cze poszu­ki­wał swo­jej toż­sa­mo­ści płcio­wej. Poli­tyczne ramy dla tego pro­cesu samo­okre­śle­nia były wyjąt­kowo nie­ko­rzystne, bo nazi­ści wciąż gło­sili tyrady nie­na­wi­ści prze­ciwko homo­sek­su­ali­stom. Mimo to wielu męż­czyzn o odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej miało nadzieję, że nie będzie tak źle, bo jed­nym z nich jest prze­cież szef SA Ernst Röhm, nale­żący do czo­ło­wych dzia­ła­czy par­tii NSDAP. Wkrótce jed­nak nowe wła­dze poczy­niły pierw­sze kroki skie­ro­wane prze­ciwko tej spo­łecz­no­ści i złu­dze­nia pry­sły.

Adolf Hitler i jego par­tyjni towa­rzy­sze ogło­sili wprost, co sądzą o homo­sek­su­ali­zmie, w dekla­ra­cji NSDAP z 14 maja 1928 r.: „Kto wie­rzy w miłość męsko-męską albo żeń­sko-żeń­ską, jest naszym wro­giem. Odrzu­camy wszystko, co odbiera męskość naszemu naro­dowi, co czyni z niego zabawkę dla naszych wro­gów […]. Odrzu­camy wszelki nie­rząd, przede wszyst­kim miłość męsko-męską, ponie­waż pozba­wia nas ostat­niej moż­li­wo­ści uwol­nie­nia naszego narodu z łań­cu­chów nie­wol­nic­twa, w któ­rych obec­nie haruje [sic!]”68.

Sta­no­wi­sko to zostało sfor­mu­ło­wane w odpo­wie­dzi na zapy­ta­nie Związku Obrony Praw Czło­wieka. W homo­sek­su­ali­zmie i demo­kra­cji, mark­si­zmie i kapi­ta­li­zmie nazi­ści upa­try­wali „wyna­lazki” żydo­stwa, które trzeba z całą bez­względ­no­ścią tępić. W 1930 r. w swoim orga­nie „Völkischer Beobach­ter” zapo­wia­dali, że po prze­ję­ciu wła­dzy roz­pra­wią się z homo­sek­su­ali­zmem: „Wszel­kie zło­śliwe zapędy żydow­skiej duszy, żeby boską ideę two­rze­nia prze­kre­ślać fizycz­nymi sto­sun­kami ze zwie­rzę­tami, z rodzeń­stwem, z tą samą płcią, wkrótce praw­nie napięt­nu­jemy jako pospo­lite zbo­cze­nia Syryj­czy­ków, jako naj­cięż­sze prze­stęp­stwo zasłu­gu­jące na stry­czek lub depor­ta­cję”69.

Trzy tygo­dnie po obję­ciu przez Hitlera urzędu kanc­le­rza Rze­szy nowe wła­dze przy­stą­piły do roz­bi­ja­nia śro­do­wi­ska homo­sek­su­ali­stów. Zamknięto ich lokale, wydaw­nic­twa i cza­so­pi­sma, roz­wią­zano sto­wa­rzy­sze­nia. 23 lutego 1933 r. nowy pru­ski mini­ster spraw wewnętrz­nych Her­mann Göring naka­zał poli­cji zamy­kać zwłasz­cza te lokale, „które służą za punkty kon­tak­towe krę­gom hoł­du­ją­cym per­wer­syj­nemu nie­rzą­dowi”70. W Ber­li­nie nowy nazi­stow­ski szef poli­cji Magnus von Levet­zow wyko­nał to roz­po­rzą­dze­nie w ciągu kilku dni71: już 4 marca „Ber­li­ner Tage­blatt” dono­sił o zamknię­ciu więk­szo­ści zna­nych miejsc spo­tkań homo­sek­su­ali­stów72.

24 lutego wyszło kolejne roz­po­rzą­dze­nie, zabra­nia­jące publicz­nej sprze­daży dru­ków, które mają „budzić u oglą­da­ją­cego ero­tyczne reak­cje”73. Wcze­śniej okól­ni­kami z 19 czerwca 1931 i 15 grud­nia 1932 r. ogra­ni­czono dys­try­bu­cję pism dla osób homo­sek­su­al­nych. Jedno z nich – „Die Freund­schaft” (Przy­jaźń) – od stycz­nia 1933 r. uka­zy­wało się z adno­ta­cją, że nie jest sprze­da­wane w obro­cie książ­ko­wym i cza­so­pi­śmien­ni­czym, a numer mar­cowy będzie ostatni74. W marcu tego roku uka­zały się rów­nież po raz ostatni cza­so­pi­sma wydaw­nic­twa Rad­szu­we­ita. Nie wia­domo, ile takich pism upa­dło wsku­tek szy­kan poli­cji i Gestapo. Zacho­wała się jedy­nie rela­cja Adolfa Branda, że pięć kon­fi­skat, doko­na­nych przez poli­cję kry­mi­nalną (Kripo) pomię­dzy 3 maja a 24 listo­pada 1933 r., dopro­wa­dziło go do „ruiny finan­so­wej”. Dla swego pisma „Der Eigene” (Wła­sny) Brand widział już tylko per­spek­tywy za gra­nicą75.

6 maja 1933 r. dwu­krot­nie został splą­dro­wany ber­liń­ski Insty­tut Sek­su­olo­giczny Magnusa Hir­sch­felda: przed połu­dniem przez człon­ków nazi­stow­skiej Deut­sche Stu­den­ten­schaft oraz SA, a po połu­dniu przez stu­den­tów Wyż­szej Szkoły Wete­ry­na­ryj­nej. Wywie­ziono z biblio­teki 12 000 tomów, z któ­rych część – wraz z popier­siem Hir­sch­felda – spa­lono następ­nie 10 maja na ber­liń­skim Opern­platz. Sam Hir­sch­feld, za radą przy­ja­ciół, nie powró­cił z pod­ję­tej w 1930 r. podróży dookoła świata. 18 listo­pada doszło do jego for­mal­nego wywłasz­cze­nia: Gestapo zarzą­dziło, że cały mają­tek „Fun­da­cji dr. Magnusa Hir­sch­felda” zosta­nie skon­fi­sko­wany76.

Więk­szość orga­ni­za­cji zrze­sza­ją­cych osoby nie­he­te­ro­sek­su­alne zlę­kła się prze­śla­do­wań i posta­no­wiła się roz­wią­zać. 8 czerwca 1933 r. Komi­tet Naukowo-Huma­ni­tarny zapro­sił swo­ich człon­ków na dwa ostat­nie spo­tka­nia, żeby pod­jąć decy­zję o samo­roz­wią­za­niu oraz prze­zna­cze­niu majątku sto­wa­rzy­sze­nia77. Nie­znane są dokładne oko­licz­no­ści, w jakich zakoń­czył swoją dzia­łal­ność Zwią­zek Obrony Praw Czło­wieka. Wia­domo tylko, że for­malne jego roz­wią­za­nie zgło­sił we wła­ści­wym sądzie ostatni pre­zes BfM 9 listo­pada 1934 r.78.

Kiedy i w jaki spo­sób zostały roz­bite lokalne struk­tury WhK i BfM, nie spo­sób już odtwo­rzyć. W każ­dym razie lip­ska grupa BfM jesz­cze w stycz­niu i lutym 1933 r. urzą­dzała tłum­nie odwie­dzane uro­czy­sto­ści. A na 4 marca zapo­wia­dano w ostat­nim wyda­niu cza­so­pi­sma „Blätter für Men­schen­recht” „imprezy tar­gowe, na któ­rych znowu spo­tkają się wszy­scy part­ne­rzy w inte­re­sach i ludzie tego samego pokroju z całej Rze­szy”79. Nie wia­domo, czy te targi jesz­cze się odbyły. W mroku tonie rów­nież koniec miej­sco­wej grupy BfM w Chem­nitz, która przed 1933 r. oprócz zajęć w cza­sie wol­nym zor­ga­ni­zo­wała także wiec poli­tyczny z udzia­łem 300 osób80. Sto­wa­rzy­sze­nie Bund der Freunde w Crim­mit­schau, poło­żo­nym 20 kilo­me­trów na połu­dnie od Alten­burga, jesz­cze 18 marca 1933 r. urzą­dziło spo­tka­nie towa­rzy­skie w gospo­dzie „Stadt Dres­den”81. Nie­stety, bra­kuje danych na temat roz­wią­za­nia zarówno tej grupy, jak i orga­ni­za­cji lip­skich. A o powie­cie Alten­burg nie wiemy nawet, czy przed 1933 r. w ogóle ist­niały tam lokalne struk­tury BfM lub innych sto­wa­rzy­szeń homo­sek­su­ali­stów82.

W tych oko­licz­no­ściach kilku dzia­ła­czy na rzecz praw oby­wa­tel­skich dla osób homo­sek­su­al­nych zde­cy­do­wało się emi­gro­wać. Magnus Hir­sch­feld razem ze swo­imi przy­ja­ciółmi Tao Li i Kar­lem Gie­sem osie­dlili się w Paryżu, gdzie bez­sku­tecz­nie pró­bo­wali reak­ty­wo­wać Insty­tut Sek­su­olo­giczny. 23 maja 1933 r. został aresz­to­wany drugi prze­wod­ni­czący WhK, Kurt Hil­ler. Jako homo­sek­su­ali­sta, Żyd, socja­li­sta i pacy­fi­sta był na samym szczy­cie nazi­stow­skich list pro­skryp­cyj­nych. Spę­dził rok w wię­zie­niu i w obo­zie, po czym we wrze­śniu 1934 r. uciekł do Pragi83, a następ­nie Lon­dynu. Zmarł w Nicei w 1935 r.

Rudolf Brazda za mało jesz­cze znał świat homo­sek­su­ali­stów, żeby docie­rały do niego infor­ma­cje o tych wyda­rze­niach, a w Meu­sel­witz nowe wła­dze miały na razie inne kło­poty niż prze­śla­do­wa­nie osób o odmien­nej orien­ta­cji sek­su­al­nej: musiały zwal­czać jawny opór socjal­de­mo­kra­tów i komu­ni­stów. Na przy­kład 1 kwiet­nia 1933 r., w tak zwa­nym dniu boj­kotu Żydów, gdy przed żydow­skimi skle­pami w mie­ście (m.in. przed domem towa­ro­wym Frucht­manna i trzech innych kup­ców na Bahn­ho­fstrasse) usta­wili się człon­ko­wie SA, trzy­ma­jąc tablice z hasłami w rodzaju: „Nie kupuj­cie u Żydów!”, sta­now­czo zapro­te­sto­wali prze­ciwko temu zwo­len­nicy socjal­de­mo­kra­tycz­nego zrze­sze­nia „Reichs­ban­ner”. Inter­we­nio­wały poli­cja, SA i SS. Doszło do licz­nych aresz­to­wań. Jesz­cze tego samego wie­czoru NSDAP urzą­dziła „spon­ta­niczny wiec” z udzia­łem podobno 600 miesz­kań­ców Meu­sel­witz84.

27 kwiet­nia 1933 r. ówcze­sny mini­ster spraw wewnętrz­nych Turyn­gii posłał na „przy­mu­sowy urlop” ostat­niego wolno wybra­nego bur­mi­strza Meu­sel­witz, zbli­żo­nego do socjal­de­mo­kra­cji Rudolfa Güldenpfenniga85. W kon­se­kwen­cji trudno było zna­leźć odpo­wied­nią osobę na to sta­no­wi­sko. Naj­pierw nomi­no­wano komi­sa­rycz­nie Geo­rga Schmidta, od grud­nia 1932 r. członka rady mia­sta, a od 18 marca peł­no­moc­nika Mini­ster­stwa Spraw Wewnętrz­nych. Po kilku mie­sią­cach cof­nięto mu jed­nak nomi­na­cję i 7 wrze­śnia 1933 r. powo­łano weimar­skiego praw­nika Paula Schre­ibera, członka SA. Ale i on nie utrzy­mał się długo: po puczu Röhma odszedł w nie­sła­wie86. Osta­tecz­nie 1 wrze­śnia 1934 r. bur­mi­strzem został nauczy­ciel Kurt Sachse, zago­rzały nazi­sta, któ­rego „Meu­sel­wit­zer Tage­blatt” przed­sta­wił „plot­ka­rzom, intry­gan­tom i lizu­som” jako „czło­wieka czynu – pro­tek­tora uczci­wej walki eko­no­micz­nej”. Sachse roz­po­czął swoje urzę­do­wa­nie, które będzie trwać do 1945 r., stwier­dze­niem, że Meu­sel­witz „nie jest dziurą, tę opi­nię musimy znisz­czyć”. Mówiąc „dziura”, by­naj­mniej nie miał na myśli odkrywki węgla bru­nat­nego, lecz struk­turę spo­łeczną i tra­dy­cyj­nie lewi­cowe nasta­wie­nie miesz­kań­ców mia­sta87.

Po latach Rudolf Brazda nie pamięta dokład­nie prze­ję­cia wła­dzy przez nazi­stów, ale mówi o nim jako o wyda­rze­niu decy­du­ją­cym: „Nie­miecki naród był taki głupi. Bóg wie, co ludzie sobie myśleli, kiedy Hitler został kanc­le­rzem Rze­szy. Prze­cież on doszedł do wła­dzy pod­ło­ścią. »Daj­cie mi dzie­sięć lat, a nie pozna­cie Nie­miec!« – wrzesz­czał. – Wła­ści­wie miał rację: bez­ro­bot­nych się nie pozbył, a potem Niemcy leżały w gru­zach”88.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Rudolf Brazda zmarł w sierp­niu 2011 r. (przyp. red.). [wróć]

2. Coroczne święto obcho­dzone przez spo­łecz­ność LGBT dla upa­mięt­nie­nia wyda­rzeń z 1969 r., kiedy to poli­cja doko­nała bru­tal­nego nalotu na gejow­ski lokal Sto­ne­wall Inn w Nowym Jorku (przyp. red.). [wróć]

3. Do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych wysłano dwóch jesz­cze męż­czyzn, aresz­to­wa­nych i ska­za­nych w innych mia­stach w następ­stwie pro­ce­sów alten­bur­skich. Obaj prze­żyli. [wróć]

4. Liczba ta obej­muje wyroki wydane na pod­sta­wie para­grafu 175a z 1935 r. [wróć]

5. B.U. Hergemöller, Einführung in die Histo­rio­gra­phie der Homosexualitäten, Edi­tion diskord, Tübingen 1999, s. 10. [wróć]

6. Wypo­wiedź pra­cow­nika Gestapo Ger­harta Kan­thacka z 1935 r. Cyt. za: H.G. Hoc­kerts, Die Sit­tlich­ke­it­spro­zesse gegen katho­li­sche Ordensangehörige und Prie­ster 1936–1937, Grünewald, Mainz 1971, s. 20 i 12. [wróć]

7. B. Jel­lon­nek, Homo­se­xu­elle unter dem Haken­kreuz. Die Ver­fol­gung von Homo­se­xu­ellen im Drit­ten Reich, Schöningh, Pader­born 1990, s. 15. [wróć]

8. S. Miche­ler, M. Ter­floth, Aus den Mühlen der Justiz in den Reis-swolf des Archivs. Der Umgang des Ham­bur­ger Sta­at­sar­chivs mit Stra­fver­fol­gung­sak­ten von NS-Opfern, [w:] Natio­nal­so­zia­li­sti­scher Ter­ror gegen Homo­se­xu­elle. Verdrängt und ungesühnt, red. B. Jel­lon­nek, R. Laut­mann, Schöningh, Pader­born 2002, s. 383 f. [wróć]

9. B. Jel­lon­nek, Homo­se­xu­elle…, s. 275. [wróć]

10. R. Laut­mann, W. Grik­schat, E. Schmidt, Der rosa Win­kel in den natio­nal­so­zia­li­sti­schen Kon­zen­tra­tion­sla­gern, [w:] Semi­nar: Gesel­l­schaft und Homosexualität, red. R. Laut­mann, Suhr­kamp Ver­lag, Frank­furt am Main 1977. [wróć]

11.Semi­nar: Gesel­l­schaft und Homosexualität, op. cit., s. 350. [wróć]

12. Tamże, s. 333. [wróć]

13. H. Grün (pseud.), Zur Situ­ation der Homo­se­xu­el­len in der Weima­rer Repu­blik und im Deut­schen Faschi­smus, 1981, seria Frühlings Erwa­chen. Beiträge zur sozia­len und sexu­el­len Befre­iung 2, 1981, s. 15. [wróć]

14. B. Jel­lon­nek, Homo­se­xu­elle…,op. cit. [wróć]

15. I. Kuc­kuc (pseud.), Der Kampf gegen Unterdrückung, München 1975, s. 274–276. [wróć]

16. Pierw­szą rela­cję byłego więź­nia z różo­wym trój­ką­tem, zaty­tu­ło­waną Ver­such­so­bjekt Mensch, opu­bli­ko­wał w 1954 r. w cza­so­pi­śmie dla homo­sek­su­ali­stów „Huma­ni­tas” Leo Cla­sen pod pseu­do­ni­mem L.D. Clas­sen von Neu­degg. Auto­bio­gra­ficzna książka Die Männer mit dem rosa Win­kel, autor­stwa Josefa Koho­uta (pseud. Heinz Heger), uka­zała się dopiero w 1972 r. (wyd. pol. Heinz Heger, Męż­czyźni z różo­wym trój­ką­tem, tłum. Ali­cja Rose­nau, Fun­da­cja Ośrodka KARTA, War­szawa 2016.). [wróć]

17. Ano­ni­mowe krót­kie por­trety opu­bli­ko­wali m.in. H.G. Stümke i Fin­kler: Rosa Win­kel, Rosa Listen. Homo­se­xu­elle und „Gesun­des Volks-emp­fin­den” von Auschwitz bis heute (Rowohlt, Rein­bek bei Ham­burg 1981, s. 301–338). W 1992 r. w „Capri. Zeit­schrift für schwule Geschichte” uka­zał się wywiad z akto­rem Kur­tem von Ruf­fi­nem pod tytu­łem Als schwu­ler Häftling in den KZs Colum­bia­haus und Lich­ten­burg. [wróć]

18. Pierre Seel napi­sał swoje wspo­mnie­nia we współ­pracy z dzien­ni­ka­rzem Jeanem Le Bito­uxem. (Auto)bio­gra­ficzna rela­cja została prze­tłu­ma­czona na różne języki. Nie­miec­kie wyda­nie uka­zało się w 1996 r. pod tytu­łem Ich, Pierre Seel, depor­tiert und ver­ges­sen. [wróć]

19. W latach 1946–1969 wydano na pod­sta­wie para­gra­fów 175 i 175a pra­wie 60 000 wyro­ków ska­zu­ją­cych (zob. tabela 1. w załącz­niku). Można się jedy­nie domy­ślać, ilu męż­czyzn one dotknęły. [wróć]

20. 1 BvR 550/52. Wyrok Pierw­szego Senatu Fede­ral­nego Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego z 10 maja 1957 r. [wróć]

21. Według aktu uro­dze­nia, prze­cho­wy­wa­nego w Urzę­dzie Stanu Cywil­nego w Meu­sel­witz, Adam Brazda zgło­sił naro­dziny syna Rudolfa 1 lipca 1913 r. urzęd­ni­kowi w sąsied­niej wio­sce Wuitz (miej­sco­wość ta została znisz­czona w latach 50. XX w. wsku­tek prac wydo­byw­czych kopalni odkryw­ko­wej). [wróć]

22. Adam Brazda uro­dził się praw­do­po­dob­nie 13 listo­pada 1874 r. w Švihovie (niem. Schwi­hau), w powie­cie Kla­tovy (niem. Klat­tau). Matka Anna z domu Erne­ker przy­szła na świat 30 marca 1878 r. w Konopiště (Kono­pisz­czach), w pobliżu środ­ko­wo­cze­skiego mia­sta Benešov (niem. Bene­schau, pol. Bene­szów). Zob. Akty zgonu Adama Brazdy i Anny Brazdy z domu Erne­ker, wydane przez urzędy stanu cywil­nego w Wuitz i Zip­sen­dor­fie, obec­nie prze­cho­wy­wane w Meu­sel­witz. [wróć]

23. Infor­ma­cja o okre­sie służby woj­sko­wej Adama Brazdy pocho­dzi z doku­mentu o jego uwię­zie­niu w Mimi­zan Bourg, który znaj­duje się w archi­wum woj­sko­wym w Pra­dze. Leg. Dok. – A. Brazda, VUA. [wróć]

24. A. Zinn, Zapis wywiadu z Rudol­fem Brazdą z 4 grud­nia 2008, s. 1. [wróć]

25. Pod­czas prze­słu­cha­nia 3 kwiet­nia 1941 r. Rudolf Brazda zeznał, że jego ojciec zmarł na grypę. (Zob. Teczka 4, Kms 5/41, t. I, bl. 34R. SoavP). W wywia­dzie ze mną jako przy­czynę śmierci ojca podał skutki pobytu w obo­zach jeniec­kich. Akt zgonu w Urzę­dzie Stanu Cywil­nego Wuitz (obec­nie Meu­sel­witz) pomija tę kwe­stię. Anna Brazda powie­działa 20 lipca 1921 r. w kon­su­la­cie Cze­cho­sło­wa­cji w Ber­li­nie, że jej mąż zmarł na zapa­le­nie płuc; kasz­lał, odkąd został zwol­niony z woj­ska. Leg. Dok. – A. Brazda, VUA. [wróć]

26. W 1921 r. Anna Brazda otrzy­mała odszko­do­wa­nie od pań­stwa cze­cho­sło­wac­kiego za śmierć męża w wyniku następstw pobytu w obo­zach jeniec­kich i służby w woj­sku. Leg. Dok. – A. Brazda, VUA. [wróć]

27. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 4 grud­nia 2008, s. 3. [wróć]

28. Tamże, s. 4. [wróć]

29. Tamże, s. 38. [wróć]

30. Tamże, s. 6. [wróć]

31. Wspo­mnie­nie doświad­cze­nia dwu­let­niego dziecka jest mało praw­do­po­dobne. Przy­pusz­czal­nie Rudolf był star­szy lub matka opo­wie­działa mu o tym zda­rze­niu póź­niej. [wróć]

32. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 4 grud­nia, s. 3. [wróć]

33. Tamże, s. 4. [wróć]

34. Tamże, s. 4–5. [wróć]

35. Tamże, s. 5–6. [wróć]

36. M. Baum­gardt, Das Insti­tut für Sexu­al­wis­sen­schaft und die Homo­se­xu­el­len­be­we­gung in der Weima­rer Repu­blik, [w:] Eldo­rado: homo­se­xu­elle Frauen und Männer in Ber­lin 1850–1950, Verein der Freunde eines Schwu­len Museums in Ber­lin, Ber­lin 1984, s. 40; H.G. Stümke, Rudi Fin­kler, Rosa Win­kel, rosa Listen. Homo­se­xu­elle und „Gesun­des Volks­emp­fin­den” von Auschwitz bis heute, Rowohlt, Rein­bek bei Ham­burg 1981, s. 28. [wróć]

37. M. Herzer, Deut­sches Schwu­len­stra­frecht vor der Gründung des zwe­iten Kaiser­re­ichs (1795–1870), [w:] Die Geschichte des § 175, Freunde eines Schwu­len Museums in Ber­lin e.V., Ver­lag Rosa Win­kel, Ber­lin 1990, s. 36–40. [wróć]

38. Karl Hein­rich Ulrichs, uro­dzony 28 sierp­nia 1825 r. w Wester­fel­dzie (Fry­zja Wschod­nia), opu­bli­ko­wał od 1864 r. łącz­nie 12 prac poświę­co­nych „zagadce męsko-męskiej miło­ści”. Jego pomysł „mał­żeń­stwa urnin­gów” wyprze­dzał żąda­nia ruchu na rzecz praw oby­wa­tel­skich les­bi­jek i gejów. Zgorzk­niały i zre­zy­gno­wany nie­po­wo­dze­niem, ale przede wszyst­kim coraz ostrzej­szymi prze­śla­do­wa­niami homo­sek­su­al­nych męż­czyzn na pod­sta­wie para­grafu 175, Ulrichs wyemi­gro­wał w 1880 r. do Włoch, gdzie zmarł 14 lipca 1895 r. (Zob. K.H. Ulrichs: For­schun­gen über das Räthsel der mannmänlichen Liebe, Ver­lag Rosa Win­kel, Ber­lin 1994. Wystą­pie­nie Ulrichsa pod­czas Juri­sten­tag zob. zwłasz­cza t. VI: Gla­dius furens). [wróć]

39. Magnus Hir­sch­feld, uro­dzony 14 maja 1868 r. w Koło­brzegu (Pomo­rze), ukoń­czył stu­dia medyczne w 1892 r. Poru­szony pro­ce­sem homo­sek­su­al­nego pisa­rza Oscara Wilde‘a, w 1895 r. roz­po­czął bada­nia nad homo­sek­su­al­no­ścią. W 1896 r. uka­zała się jego pierw­sza książka na ten temat – bro­szura Sap­pho und Sokra­tes. Hir­sch­feld, wraz z praw­ni­kiem Edu­ar­dem Obe­rgiem, wydawcą Maxem Spo­hrem i pisa­rzem Fran­zem Jose­fem von Bülowem, zało­żył 15 maja 1897 r. w swoim ber­liń­skim miesz­ka­niu Komi­tet Naukowo-Huma­ni­tarny – WhK. (Zob. M. Hirsch-feld, Von einst bis jetzt. Geschichte einer homo­se­xu­el­len Bewe­gung 1897–1922, Ver­lag Rosa Win­kel, Ber­lin 1986. s. 47 f). [wróć]

40. Prawo chro­niące mło­dych ludzi przed pro­mu­ją­cymi zepsu­cie i demo­ra­li­zu­ją­cymi publi­ka­cjami z 18 grud­nia 1926 r. (R.G.Bl. 1926. I. s. 50). 19 czerwca 1928 r. „duża część cza­so­pism homo­sek­su­al­nych” została umiesz­czona na ofi­cjal­nej „Liście publi­ka­cji pro­mu­ją­cych zepsu­cie i demo­ra­li­za­cję”. Zob. H.G. Stümke, Homo­se­xu­elle in Deutsch­land. Eine poli­ti­sche Geschichte, C.H. Beck, München 1989, s. 68 oraz W. Mühl-Ben­nin­ghaus, Rein­hard Mumm – der „Vater” des Licht­spiel- und des Schmutz- und Schund­ge­set­zes in der Weima­rer Repu­blik, [w:] Beiträge zur Film- und Fern­seh­wis­sen­schaft. Schri­ften­re­ihe der Hoch­schule für Film und Fern­se­hen der DDR „Kon­rad Wolf”, Heft 34, Bd. 29, Pots­dam 1988. [wróć]

41. J. Baker, Ich tue, was mir passt. Vom Mis­sis­sippi zu den Folies Bergère, Fischer, Frank­furt am Main 1983. [wróć]

42. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 8 grud­nia 2008, s. 25. [wróć]

43. Tamże, s. 7. [wróć]

44. Tamże, s. 8. [wróć]

45. Tamże, s. 6. [wróć]

46. R. Hof­fschildt, 140 000 Verur­te­ilun­gen nach „§ 175”, s. 149. Zob. tabela 1. w załącz­niku. [wróć]

47. RT III/1924 Drucks, nr 3390. Cyt. za: H.G. Stümke, Homo­se­xu­elle in Deutsch­land..., s. 65 f. [wróć]

48. Mit­te­ilun­gen des Wis­sen­scha­ftlich-humanitären Komi­tees, s. 207. [wróć]

49.Die Koali­tion zum Schutze der Pade­ra­stie, „Völkischer Beo-bach­ter” (Bay­er­naus­gabe), 43. Jg., 182, vom 2. August 1930, s. 1. [wróć]

50. Jac­kel/Kuhn: Adolf Hitler, s. 248. Cyt. za: M. Herzer, Magnus Hir­sch­feld…, op. cit., s. 22. [wróć]

51. Póź­niej Rudolf prze­cho­wy­wał zaświad­cze­nie o odby­ciu prak­tyki na stry­chu u krew­nego w Bros­sen. Stary dom wciąż jesz­cze stoi, więc może znaj­duje się tam to zaświad­cze­nie. [wróć]

52. I. Stras­smann, Alten­burg in Thüringen. Stadt und Land unterm Haken­kreuz, S. Sell Heimat-Ver­lag, Alten­burg 2003, s. 44. [wróć]

53. W wybo­rach samo­rzą­do­wych w 1925 r. par­tie robot­ni­cze uzy­skały zde­cy­do­waną więk­szość: SPD otrzy­mała 2389 gło­sów i 6 man­da­tów, KPD 1061 i 4 man­daty, DDP i cen­trum 576 gło­sów (2 man­daty), a na listę Jed­no­ści Oby­wa­tel­skiej oddano 1775 gło­sów (6 miejsc). Zob. I. Stras­smann, Alten­burg in Thüringen…, op. cit., s. 36. [wróć]

54. I. Stras­smann, Alten­burg in Thüringen…, op. cit., s. 45. [wróć]

55. Rade­ma­cher: Ver­wal­tungs­ge­schichte. http://www.ver­wal­tungs­ge­schichte.de/alten­burg.Html [wróć]

56. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 4 grud­nia 2008, s. 3. [wróć]

57. Tamże, s. 26. [wróć]

58. R. Laut­mann, Der Homo­se­xu­elle und sein Publi­kum. Ein Spa­gat zwi­schen Wis­sen­schaft und Sub­kul­tur, Man­ner­schwarm Skript, Ham­burg 1997, s. 120. [wróć]

59. Już w 1864 r. Ulrichs zde­fi­nio­wał osoby homo­sek­su­alne w swoim piśmie „Vin­dex” jako „wła­sną płeć, […] trze­cią płeć”. W „Inc­lusa” pisał, że u homo­sek­su­al­nych męż­czyzn natura roz­wi­nęła fizycz­nie „zaro­dek męski”, a duchowo – żeń­ski (Ulrichs: Bada­nia. Vol. I, s. 5 i vol. II, s. 12). Hir­sch­feld przyj­muje ter­min „trze­cia płeć”, który obej­muje wiele „pośred­nich sta­diów sek­su­al­nych”. (M. Hir­sch­feld, Die Homosexualität des Man­nes und des Weibes, Louis Mar­cus Ver­lags­bu­ch­hand-lung, Ber­lin 1914, s. 148–178 i 264–294). [wróć]

60. Pod tym wzglę­dem socja­li­za­cja Brazdy nie różni się od socja­li­za­cji innych homo­sek­su­al­nych męż­czyzn. Tho­mas Gros­smann wyka­zał, że wielu „przedhomo­sek­su­al­nych” chłop­ców zacho­wuje się w dzie­ciń­stwie „nie­zgod­nie ze swo­imi rolami” i pre­fe­ruje zaję­cia neu­tralne płciowo lub „gry dla dziew­cząt”, czę­sto bawi się z dziew­czyn­kami lub samot­nie i podej­rzewa u sie­bie „żeń­skie ele­menty”. Nie­któ­rzy jed­nak chłopcy w wieku przed­ho­mo­sek­su­al­nym zacho­wują się wyjąt­kowo zgod­nie z rolami. Wśród „mięk­kich” chłop­ców, któ­rzy nie dosto­so­wują się do swo­ich ról, zain­te­re­so­wa­nie czyn­no­ściami „typo­wymi dla dziew­cząt” zwy­kle maleje w okre­sie mło­do­ści; ich toż­sa­mość płciowa staje się wyraź­niej „męska”. (Zob. T. Gros­smann, Prähomosexuelle Kin­dhe­iten. Eine empi­ri­sche Unter­su­chung über Geschlechtsrollenkonformität- und nonkonformität bei homo­se­xu­el­len Männern in Kin­dheit, Jugend und Erwach­se­ne­nal­ter, roz­prawa dok­tor­ska, Uni­wer­sy­tet w Ham­burgu, Ham­burg 2000, s. 296–303). [wróć]

61. Günter Dörner, lekarz w ówcze­snym Ber­li­nie Wschod­nim, eks­pe­ry­men­to­wał z pre­pa­ra­tami hor­mo­nal­nymi, które poda­wał szczu­rom, aby wpły­nąć na ich orien­ta­cję sek­su­alną. Budziło to sko­ja­rze­nie z odra­ża­ją­cymi moral­nie prak­ty­kami. W latach 40. bowiem duń­ski lekarz SS Carl Vaer­net prze­pro­wa­dzał w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym Buchen­wald eks­pe­ry­menty ze sztucz­nymi męskimi gru­czo­łami dokrew­nymi, które wsz­cze­piał homo­sek­su­al­nym więź­niom z zamia­rem prze­kształ­ce­nia ich w męż­czyzn hete­ro­sek­su­al­nych (zob. rozdz. 6). G. Dörner, Hor­mon-abhängige Gehir­nen­twic­klung und Homosexualität, [w:] R. Wer­ner, Homosexualität. Heraus­for­de­rung an Wis­sen und Tole­ranz, VEB „Volk und Gesun­dheit”, Ber­lin 1988. [wróć]

62. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 5 grud­nia 2008, s. 3. [wróć]

63. A. Zinn, Zapis wywiadu… z 4 grud­nia 2008, s. 22. [wróć]

64. Zezna­nie Eri­cha Karla Rau­schen­ba­cha z 13 kwiet­nia 1937 r. w jego aktach (1 Js, 72/37, ThStAA). [wróć]

65. Kwe­stia moż­li­wej wro­dzo­nej natury homo­sek­su­al­nej do dziś pozo­staje nie­roz­strzy­gnięta, a samo pyta­nie wydaje się pro­ble­ma­tyczne. Próba wyja­śnie­nia tej kwe­stii pra­wie zawsze pociąga za sobą chęć „tera­pii”, co w prze­szło­ści czę­sto pro­wa­dziło do prze­śla­do­wań homo­sek­su­ali­stów. Dla­tego już w 1977 r. Rüdiger Laut­mann wezwał do zawie­sze­nia na pewien czas badań nad przy­czy­nami homo­sek­su­ali­zmu, aby zakoń­czyć cią­głą inter­wen­cję nauki kosz­tem sytu­acji spo­łecz­nej osób homo­sek­su­al­nych. (Zob. R. Laut­mann, W. Grik­schat, E. Schmidt, Der rosa Win­kel in den natio­nal­so­zia­li­sti­schen Kon­zen­tra­tion­sla­gern, [w:] Semi­nar: Gesel­l­schaft und Homosexualität, red. R. Laut­mann, Suhr­kamp, Frank­furt am Main 1977, s. 140). [wróć]

66. Podobny pro­blem poja­wia się w spo­rze mię­dzy kon­struk­ty­wi­stami a esen­cja­li­stami, zapo­cząt­ko­wa­nym pyta­niem, czy przed „wyna­le­zie­niem” współ­cze­snego homo­sek­su­ali­sty ist­niała toż­sa­mość homo­sek­su­alna. Spór odnosi się do tezy Michela Foucaulta, że współ­cze­sny homo­sek­su­ali­sta jest „gatun­kiem”, który po raz pierw­szy poja­wił się w dys­kur­sach praw­nych i medycz­nych w XIX w., wcze­śniej zaś nie ist­niała toż­sa­mość homo­sek­su­alna, lecz jedy­nie zacho­wa­nia homo­sek­su­alne. Dys­ku­sję mię­dzy kon­struk­ty­wi­stami a esen­cja­li­stami dobrze przed­sta­wia Jens Dobler we wstę­pie do swo­jej dyser­ta­cji Zwi­schen Dul­dung­spo­li­tik und Verbrechensbekämpfung. Homo­se­xu­el­le­nver­fol­gung durch die Ber­li­ner Poli­zei von 1848 bis 1933, Ver­lag für Poli­ze­iwis­sen­schaft, Frank­furt 2008, s. 13–30. [wróć]

67. Typo­lo­gię zacho­wań homo­sek­su­al­nych opra­co­wał histo­ryk Ran­dolph Trum­bach. Wyróż­nił trzy typy: „typ mię­dzy­po­ko­le­niowy”, obej­mu­jący chło­pięcą miłość i eros edu­ka­cyjny, „typ inter­sek­su­alny” z przy­pi­saną i przy­bli­żoną rolą płci prze­ciw­nej, oraz współ­cze­sną kon­cep­cję toż­sa­mo­ści homo­sek­su­al­nej, która poja­wiła się w poło­wie XIX w. (Zob. Trum­bach, Lon­don’s Sap­phi­sts, s. 111–136 oraz The Birth of the Queen, s. 121–130. Cyt. za: J. Dobler, Zwi­schen Dul­dung­spo­li­tik und Verbrechensbekämpfung…, op. cit., s. 17). [wróć]

68.Suprema lex salus populi! (Dobro wspólne przed inte­re­sem wła­snym!) – dekla­ra­cja NSDAP z 14 maja 1928. (Zob. R. Klare, Homosexualität und Stra­frecht, Han­se­ati­sche Ver­lag­san­stalt, Ham­burg 1937, s. 149). [wróć]

69.Koali­cja na rzecz ochrony pede­ra­stii, „Völkischer Beobach­ter” z 2 sierp­nia 1930, s. 1. [wróć]

70.Zamknię­cie restau­ra­cji. Dekret okólny pru­skiego mini­stra spraw wewnętrz­nych z dnia 23 lutego 1933. Mini­ste­rial-Blatt, s. 188–189. [wróć]

71. R. Diels: Luci­fer ante Por­tas, s. 129. Rudolf Diels, do 21 kwiet­nia 1934 r. szef Taj­nego Urzędu Poli­cji Pań­stwo­wej, dono­sił, że Ernst Röhm uznał zamknię­cie lokali za „oso­bi­sty cios”, i pro­te­sto­wał prze­ciwko temu u samego Hitlera. Ten jed­nak poparł Röhma i udzie­lił Diel­sowi repry­mendy. [wróć]

72.Nachtlo­kale geschlos­sen, „Ber­li­ner Tage­blatt” z 4 marca 1933, s. 8. [wróć]

73.Zakaz pism demo­ra­li­zu­ją­cych. Trzeci okól­nik pru­skiego mini­stra spraw wewnętrz­nych z dnia 24 lutego 1933 r., [w:] G. Grau, Homosexualität in der NS-Zeit. Doku­mente einer Diskri­mi­nie­rung und Ver­fol­gung, Fischer Taschen­buch Ver­lag, Frank­furt am Main 1993, s. 58. [wróć]

74. M. Herzer, Die Zerschla­gung der Schwu­len­be­we­gung, [w:] Good-bye to Ber­lin? 100 Jahre Schwu­len­be­we­gung; eine Aus­stel­lung des Schwu­len Museums und der Aka­de­mie der Künste, 17. Mai bis 17. August 1997, Ver­lag Rosa Win­kel, Ber­lin 1997, s. 159. [wróć]

75. Adolf Brand, uro­dzony 14 listo­pada 1874 r., miesz­kał w Ber­li­nie-Wil­helm­sha­gen aż do śmierci 2 lutego 1945 r. Od 1896 r. wyda­wał pierw­sze nie­miec­ko­ję­zyczne cza­so­pi­smo dla homo­sek­su­ali­stów „Der Eigene”. Jego list z 29 listo­pada 1933 r. opu­bli­ko­wano w „Verein der Freunde eines Schwu­len Museums in Ber­lin: Eldo­rado” s. 42–43. [wróć]

76. 18 listo­pada 1933 r. Tajna Poli­cja Pań­stwowa wydała tzw. Dekret kon­fi­ska­cyjny, na któ­rego mocy mają­tek prze­szedł na wła­sność pań­stwa pru­skiego. Budy­nek prze­ka­zano sto­licy Rze­szy, Ber­li­nowi, 29 grud­nia 1938 r. (Por. z nowymi wyni­kami badań Herzera: M. Herzer, Plünderung und Raub des Insti­tuts für Sexu­al­wis­sen­schaft, „Zeit­schrift für Sexu­al­for­schung” nr 22 z 2009). [wróć]

77.Wis­sen­scha­ftlich-humanitäres Komi­tee, Mit­te­ilun­gen des Wiss-enscha­ftlich-humanitären Komi­tees 1926–1933, kopia fak­sy­mile, Bell, Ham­burg 1985, s. XXXI. [wróć]

78. C. Schop­p­mann, Natio­nal­so­zia­li­sti­sche Sexu­al­po­li­tik und wei-bli­che Homosexualität, Cen­tau­rus, Pfaf­fen­we­iler 1991, s. 165. [wróć]

79. Cyt. za: G. Grau, Leip­zigs Drit­tes Geschlecht, „Capri. Zeit­schrift für schwule Geschichte” z. 25, Ber­lin 1998, s. 43. [wróć]

80. O orga­ni­za­cji czasu wol­nego przez Bund für Men­schen­rechte i Bund der Freunde w Chem­nitz mówił w swoim oświad­cze­niu Gerold Rock­stroh. (Zob. Akta Kof­f­ma­nego, 2 Js 155/37, arkusz 11. ThStAA). W spra­wie ogło­sze­nia pra­so­wego zob. wypo­wiedź pro­ku­ra­tora cyto­waną w „Alten­bur­ger Zeitung für Stadt und Land” pt. Der Kampf gegen die Unzucht geht weiter, „Alten­bur­ger Zeitung für Stadt und Land” z 24–25 lipca 1937. [wróć]

81. Infor­ma­cje o sto­wa­rzy­sze­niu znaj­dują się w aktach: Win­tera (1 Js 164/37, s. 9R. ThStAA), Rau­schen­ba­cha (1 Js 72/37) oraz M.R.E. (2 Js 94/37, s. 35). Mówi się w nich o „związku przy­ja­ciół homo­sek­su­al­nych”, któ­rego „pre­zy­dentką” był han­dlarz węglem Kurt Kun­zel. Spo­ty­kali się oni w gospo­dzie „Stadt Dres­den”, którą naj­wy­raź­niej trak­to­wali jak dom klu­bowy. 19 marca 1937 r. Rau­schen­bach zeznał, że 18 marca 1933 r. w spo­tka­niu wziął udział m.in. Rein­hold Win­ter. Według jego póź­niej­szego oświad­cze­nia, od 13 kwiet­nia 1937 r. spo­tka­nia odby­wały się w „pokoju klu­bowym” gospody. [wróć]

82. W aktach pro­ku­ra­tury w Alten­burgu nie ma żad­nych wzmia­nek na ten temat. [wróć]

83. Kurt Hil­ler, ur. 17 sierp­nia 1885 r., ukoń­czył stu­dia praw­ni­cze w 1907 r. W roz­pra­wie