Rabin bez głowy i inne opowieści z Chełma - Menachem Kipnis - ebook + książka

Rabin bez głowy i inne opowieści z Chełma ebook

Menachem Kipnis

4,0

Opis

Chełm Kipnisa jest osobliwym miejscem – punktem w wyobraźni, nie miejscem w konkretnej przestrzeni i czasie. Nie wiemy niemal nic o tamtejszej przyrodzie – jakaś rzeka, błota, pagórki, okoliczne wsie, niewymienione z nazwy. […] Są pory roku, w zgodzie z rytmem żydowskiego kalendarza. Pory dnia wyznaczane są na ogół przez modlitwy i psalmy, nabożeństwa poranne i wieczorne. Jest oczywiście synagoga i łaźnia, są drewniane domki. Są zwierzęta – krowy, cielątka, koty, myszy. […] A ludzie? Nikt nie jest gruby, chudy czy łysy – czasem stary, brodaty. Nie ma mądrzejszych – te role pełnią przybysze spoza chełmskiej społeczności. […] Bohaterowie Kipnisa są scharakteryzowani jedynie poprzez funkcje, jakie pełnią w społeczności, czy też wykonywane profesje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rabin bez głowy

i inne opowieści z Chełma

Zebrał i opracował Menachem Kipnis

Rabin bez głowy i inne opowieści z Chełma (Chelemer majses, wyd. Sz. Cukier, Warszawa 1930) Zebrał i opracował Menachem Kipnis

Z jidysz przełożyła, przypisami i wstępem opatrzyła Bella Szwarcman-Czarnota

© Copyright for the translation: Bella Szwarcman-Czarnota © Copyright for this edition: Wydawnictwo Austeria

Opracowanie graficzne, korekta, konwersja do formatów epub i mobi Karolina Wałaszek

Kraków · Budapeszt 2013

ISBN: 978-83-7866-044-6

Wydawnictwo Austeria Klezmerhojs sp. z o.o. 31-053 Kraków, ul. Szeroka 6 tel. (12) 411 12 45 [email protected]

Menachem Kipnis i jego opowieści „z mądrego miasta”

Gdy byłam dzieckiem, sądziłam, że słowo chelemer oznacza człowieka „z księżyca”, bo nieprzystosowanego do realiów życia. Nie zdawałam sobie sprawy, że ma ono związek z miastem na Lubelszczyźnie. Ale nawet świadomość tego faktu nic nie zmienia.

Przez jednych bowiem chełmianie są uważani za głupców (chelemer naronim), przez innych za mędrców (chelemer chachomim), jeszcze inni nazywają ich nawet bohaterami (heldn fun chelem). I wszyscy mają rację.

Jak powiada bohater animowanego filmu o chełmskich mędrcach Village of Idiots (reż. Eugene Fedorenko i Rose Newlove, 1999) Szmendryk, „obcy nazywają naszą miejscowość miasteczkiem durniów, ale nasz rabin powiada, że jesteśmy w sposób naturalny genialni, bo widzimy wszystko po swojemu”.

Inna rzecz, czy ci „naturalni geniusze” rzeczywiście wywodzili się z Chełma. Na długo przed tym, zanim pojawiły się w formie zarejestrowanych w jidysz opowiastek o Żydach z Chełma, krążyły po Europie podobne co do treści, choć utrzymane w zupełnie innej stylistyce historie o mieszkańcach angielskiego Gotham, greckiej Abdery czy niemieckiego miasta Schilda. W 1597 roku żartobliwe historyjki o mieszkańcach tego ostatniego (Schildbuergerbuch) zostały przełożone na jidysz i zaadaptowane przez kulturę żydowską. Zyskały one ogromną popularność, jednak przez wiele lat nie były kojarzone z Chełmem, lecz z innymi miejscowościami, w których osiedlili się Żydzi, między innymi z Poznaniem i Leskiem.

Jako bodajże pierwszy osadził je w Chełmie znany pisarz i maskil Ajzyk Meir Dik w 1867 roku. Badaczka niemiecka Ruth von Bernuth dowodzi przekonująco, że na tekst Dika, a za jego sprawą na późniejsze opowieści z Chełma, miały wpływ dwie tradycje – parodie w stylu maskilów i utopie społeczne. Dopiero żydowscy etnografowie zebrali więcej historii podobnego typu i umieścili je w chełmskim kanonie. To stało się pożywką dla bardzo wielu pisarzy języka jidysz – w wieku XX nastąpiła istna eksplozja „literatury chełmskiej”.

Przede wszystkim trzeba wspomnieć opowieści o chełmianach wydane przez znanego warszawskiego adwokata, pisarza i folklorystę Noacha Priłuckiego. Adaptację chełmskich historii opublikował pedagog i publicysta wileński Szlojme Bastomski. Można je również odnaleźć w Jidisze witsn (Żydowskie dowcipy) Jehoszui Chany Rawnickiego. Na motywach znanej chełmskiej historii oparta jest humoreska Szolema Alejchema Zaczarowany krawiec. „Chełm” opiewany był również w wierszach, między innymi Miriam Ulinower czy Jankewa Glatsztejna i Owsieja Driza.

Menachem Kipnis wydał swoje Chelemer majses w roku 1930, kiedy był u szczytu popularności. Urodził się w Uszomirze na Wołyniu w 1878 roku. Od dziecka zdradzał niebywały talent śpiewaczy i za przykładem ojca oraz swojego starszego brata Pejsiego został kantorem. Pejsie i Menachem występowali wspólnie między innymi w synagodze w Czarnobylu. W trudnych dla śpiewaka latach mutacji Kipnis utrzymywał się z obwoźnego handlu nabiałem. Po ukończeniu osiemnastego roku życia, już na trwałe obdarzony wspaniałym tenorem, wrócił do zawodu. Z kantorem Zejdele Rownerem objechał Ukrainę i Litwę.

Jak podaje Itzik Nakhmen Gottesman w Defining the Yiddish Nation, Kipnis studiował też w konserwatorium warszawskim, a w 1902 roku wygrał konkurs rozpisany przez Teatr Wielki – został pierwszym tenorem tamtejszego chóru i śpiewał w nim przez szesnaście lat. Był to niewątpliwy sukces, zwłaszcza dla żydowskiego chłopca ze sztetlu. Chociaż, jeśli wierzyć Jonasowi Turkowowi, autorowi wspomnień Farloszene sztern (Zagasłe gwiazdy), Menachem Kipnis marzył o karierze solistycznej, lecz ponoć nie miał tzw. warunków zewnętrznych, przede wszystkim był niski i miał bielmo na oku. Ale był też, jak powiada Turkow, wspaniałym interpretatorem i potrafił zelektryzować publiczność.

Przyciągał ludzi nie tylko talentem – promieniował optymizmem, zarażał energią i wesołością. Lubił przyjmować u siebie w domu gości – jako jeden z nielicznych wśród ówczesnych artystów żył w dobrobycie, miał starannie urządzone mieszkanie, w którym przechowywał gromadzone z upływem lat kolekcje różnych cennych i mniej cennych przedmiotów: mebli, pudełek po tytoniu, lasek, aparatów fotograficznych.

Cenił sobie zwłaszcza te ostatnie i nie bez kozery – był doskonałym fotografikiem, z czasem coraz lepszym. Celował zwłaszcza w portretach i żydowskich scenkach rodzajowych. Jego fotografie publikowane były w gazetach „Hajnt”, „Jidisze Bilder” czy wreszcie w nowojorskiej „Forwerts”.

Zarzucano mu niekiedy zbytnie przywiązanie do dóbr materialnych. W rubryce „Ploteczki” zamieszczonej w numerze „Hajntu” z 9 lutego 1934 roku czytamy: „Wielką sensację w Związku Literatów wywołał fakt, że po raz pierwszy w życiu Kipnis wystąpił na koncercie bez honorarium. Był to koncert z okazji jego jubileuszu”.

Jednak Menachem Kipnis wzbudzał niemal powszechny podziw i sympatię. Jak wspomina Zusman Segałowicz w książce Tłomackie 13: „Miał cudowny dar opowiadania. Przez wiele lat opowiadał nam prześmieszne historyjki o kantorach i śpiewakach. Był niewyczerpanym źródłem ludowych pieśni żydowskich. Takich pieśni, o których układacze repertuaru koncertów nie mieli pojęcia […] W naszym gronie Kipnis uchodził za nadzwyczaj miłego żartownisia, ale nie kpiarza. Do jego stolika garnęły się tłumy. Ludzie wiedzieli, że przy nim nie grozi im smutek. […] Związek nasz [Literatów i Dziennikarzy] ukochał go, on zaś wniósł do niego wiele życia”.

W 1902 roku Menachem Kipnis rozpoczął karierę publicystyczną – pisywał na tematy muzyczne najpierw do „Hamelic” – gazety ukazującej się w języku hebrajskim, później do jidyszowych tytułów „Der Sztral” i „Di Roman Tsajtung”.

W „Der Sztral” Kipnis zamieszczał teksty o charakterze etnograficznym oraz na temat muzyki kantoralnej i jej wykonawstwa (chazanut).

Z opinią Kipnisa się liczono – jego tekst mógł spowodować załamanie się lub rozwój czyjejś kariery. Menachem Kipnis był również stałym felietonistą dziennika „Hajnt”, gdzie publikował recenzje. Pisywał też humoreski, a raczej całe ich serie. Jego humor, jak pisze Josef Szymon Goldsztejn (jeden z reporterów i redaktorów gazety, pisujący pod pseudonimem „Der Lustiger Pesimist”), nie ranił nikogo, miał jedynie budzić wesołość i śmiech. Jednym z bohaterów Kipnisa był „Jeke Nar” (Głupi Niemiaszek) – tak Żydzi nazywali Niemców podczas I wojny światowej. Inny cykl komiczny, zatytułowany Berd (Brody), był zainspirowany raczej niezbyt komicznymi wydarzeniami z lat 1919–1920, kiedy to hallerczycy napadali na Żydów, obcinając im brody, nie tylko zresztą w Warszawie, ale i w całej Polsce.

Popularne były również Szmuesn (Pogawędki), mniej lub bardziej fikcyjne rozmowy Żydów spacerujących w Ogrodzie Krasińskich. Cykl Portrety podzielony był na serie, a każda notatka zamieszczona w danej serii składała się z fotografii bohatera i kilku akapitów – czasem zaledwie kilkunastu zdań – w których Kipnis celnie i precyzyjnie charakteryzował wybraną przez siebie postać. W serii Ciekawe typy znajdujemy na przykład portret obdarzonego genialną pamięcią niewidomego kantora z synagogi przy ul. Zamenhofa 13 w Warszawie czy „Plantatora bananów” – żydowskiego przekupnia, który latem wędrował po Urlach i okolicznych miejscowościach z koszykiem bananów na głowie – od pensjonatu do pensjonatu, dostarczając letnikom banany.

W serii Świąteczne obrazy znajdujemy między innymi sylwetkę wieloletniego gabaja warszawskiej synagogi im. Nożyków Iczego Mejera Lewkowicza, z modlitewnikiem w jednej dłoni i lulawem oraz etrogiem w drugiej.

W ciekawym cyklu Warszawska stara gwardia Kipnis zamieścił niezwykle interesujący portret Jakuba Ferszta, działającego od pięćdziesięciu dwóch lat (tekst jest z czerwca 1938 roku) w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Mamy też serie Malarze i rysownicy, Politycy i dyplomaci, Rabini. Dwie inne dotyczą Palestyny: Goście z Ziemi Izraela i Pozdrowienia z Ziemi Izraela. Pierwsze to sylwetki przyjezdnych, a wśród nich – Goldy Mejerson (później Meir), którą Kipnis określił jako eszet chail (Dzielną niewiastę). W drugiej znalazły się portrety osób spotkanych przez Kipnisa podczas pobytu w Palestynie, między innymi dwóch dziewcząt – z Norymbergi i z Miru, nie miały nawet wspólnego języka, teraz obie mówią po hebrajsku, pracują na roli i widzą swoją przyszłość w Ziemi Izraela jako jedyną możliwą, podkreśla Kipnis. W innych numerach „Hajntu” pojawiają się odcinki „lekkich opowieści z nutą folklorystyczną” – Z Berdyczowa do Warszawy.

Najwięcej czytelników przysporzyły Menachemowi Kipnisowi cotygodniowe, zamieszczane w piątkowej edycji gazety, odcinki rozmów z „Panem Mecenasem”, w warszawskiej kawiarni Semadeniego nad „szklaneczką kawy”. „Pan Mecenas” tropił szalbierstwa Żydów, narzekał na ich wszechobecność, czerpiąc swoje informacje z prasy endeckiej.

Krótsze notatki i felietony Kipnis podpisywał „Metronom”, „Mefistofel”, „Icchok Spirt”, „Sfinks”, „Nacht Wanderer” (Nocny Wędrowiec). Piątkowe i przedświąteczne teksty sygnował własnym nazwiskiem. Ponadto posługiwał się wieloma pseudonimami, wymyślanymi ad hoc.

Z okazji jubileuszu Menachema Kipnisa „Hajnt” zamieścił 23 lutego 1934 roku artykuł okolicznościowy, w którym Kipnis nazwany został „jednym z najpopularniejszych felietonistów, na którego artykuły niecierpliwie czekają tysiące czytelników”. Stał się marką, znakiem firmowym tej gazety – jego czytelnicy byli zapewne liczniejsi niż grono wielbicieli innych, może „poważniejszych” czy „ostrzejszych” tekstów. „Nie zna się na polityce ani na aktualnych jej tendencjach, nie wtrąca się do partyjnych rozgrywek. To nie jego bajka” – pisze anonimowy autor tekstu. Tu „złowi atrakcyjny temacik, tu znajdzie dowcipną historyjkę” i tak oto, pomału, Kipnis wyrósł na ważną postać, dla której organizuje się uroczystość jubileuszową. Zapracował na nią w pełni, „służąc wiernie żydowskiemu ludowi”.

Kipnis apelował do czytelników o nadsyłanie opowieści, pieśni ludowych i nigunów. Sam także jeździł na dwory cadyków – spisywał tam pieśni i segregował je. Objechał niemal całą Polskę, docierając do zapomnianych przez Boga i ludzi miasteczek.

Nie poprzestawał jedynie na zbieraniu folkloru – propagował go też i objaśniał. Szczęśliwe okazało się połączenie tych zainteresowań z wykonywanym zawodem śpiewaka-pieśniarza. Występował początkowo sam, potem z żoną, Zimrą Zeligfeld, córką ubogiego mełameda ze Staszowa, która śpiewała w ludowym chórze Moszego Szneura. Szczyt ich popularności przypadał na lata I wojny światowej, a jeździli nie tylko po Polsce, ale również po Niemczech, Francji i innych krajach Europy.

Zusman Segałowicz określił Kipnisa mianem największego zbieracza pieśni ludowych. „Wiele z nich opracował muzycznie i literacko. […] Często zapraszał kolegów do swego mieszkania, żeby im pokazać prawdziwe skarby, pieśni, które czekały na opracowanie. […] Ludowy pieśniarz i muzyk Menachem Kipnis był jakby pośrednikiem między ludem a poetami”.

Owocem działalności zbierackiej Kipnisa i jego żony były trzy zbiory: dwa tomy zatytułowane 60 jidisze folkslider i 80 jidisze folkslider, opublikowane przez warszawskie wydawnictwo Gitlina, oraz zbiór 100 folkslider, sygnowany już tylko przez Zimrę Zeligfeld, a opublikowany w Argentynie, już po II wojnie światowej.

Zbiory te powitano z uznaniem i entuzjazmem, aczkolwiek znaleźli się też ich krytycy, między innymi Hersz Dawid Nomberg w tekście Der pedler gejt (Wędrowny sprzedawca nadchodzi). Kipnis bowiem uznał, że twórczość ludowa to nie to, co stworzył lud, ale co śpiewa lud, a ludem jesteśmy wszyscy. Stąd znaczną część pieśni pozyskał od najwybitniejszych pisarzy żydowskich: Moszego Kulbaka, Icchoka Kacenelsona, Altera Kacyznego, Pereca Markisza i wielu innych. Zanotował także wiele pieśni podczas spektakli, na które składały się utwory chyba wszystkich twórców języka jidysz. W jego zbiorkach znalazły się również pieśni do słów wybitnych poetów Awroma Rejzena, Icchoka Lejbusza Pereca czy Zalmana Szneura.

Zbiory te były starannie opracowane – odnotowywał skrupulatnie, od kogo zasłyszał pieśń czy też kto mu ją nadesłał, a byli to zarówno czytelnicy jego rubryki, jak i słuchacze jego koncertów, a także działacze polityczni i kulturalni z całego obszaru Polski.

Chelemer majses również były publikowane na łamach tej gazety, pod nazwą Z mądrego miasta, w latach dwudziestych XX wieku. Cieszyły się, podobnie jak wszystko, co wychodziło spod pióra Menachema Kipnisa, powodzeniem wśród czytelników, którzy zazwyczaj też reagowali na jego teksty, o czym wspomina choćby redaktor Josef Szymon Goldsztejn.

Osobliwością już – z dzisiejszego punktu widzenia – była żywa relacja między autorem słowa pisanego a odbiorcami. A może raczej między rzeczywistością narracji a życiem prawdziwym. W czasach mojego dzieciństwa słuchacze radia wierzyli z całą prostodusznością w istnienie rodziny Matysiaków. Do realizatorów i autorów tej radiowej opery mydlanej nadsyłano listy do poszczególnych bohaterów z prośbą o porady sercowe czy kulinarne, wykonane na drutach szaliki i czapki, a nawet – szczególnie cenne w czasach realnego socjalizmu – przysmaki przyrządzone przez zapobiegliwe gospodynie domowe.

Jeśli wierzyć Josefowi Szymonowi Goldsztejnowi, Kipnisowi, w związku z zamieszczanymi opowieściami, przydarzyła się następująca przygoda. Jak wspomina dziennikarz, Menachem Kipnis cieszył się ogromną sympatią wszędzie, gdzie bywał z koncertami, również w Chełmie. Jednak po tym, gdy zaczęły się ukazywać opowieści Z mądrego miasta sygnowane przez Kipnisa, część mieszkańców Chełma obraziła się na niego. Przysyłano nawet listy do redakcji, w których proszono go, aby zaprzestał publikowania wciąż nowych odcinków, ponieważ reputacja chełmian już została nadszarpnięta dawnymi historiami. Najbardziej, zdaniem Goldsztejna, obrażony był Mosze Lerer, pracownik wileńskiego JIWO, który zarzucił Kipnisowi historyczne i geograficzne fałszerstwo, ponieważ przypisał czyny głupców z innych miast mieszkańcom Chełma.

To brzmi jak kolejna opowieść z Chełma. Ale oto, na domiar złego, jakaś mieszkanka miała napisać do Kipnisa, żeby zaprzestał pisywania swoich historyjek, ponieważ jej córka nie zdoła znaleźć męża.

Jeszcze jedną „chełmską” historię przytacza w swym leksykonie Melech Rawicz. Opowiada mianowicie o tym, jak pożądający wszelkich ludowych opowieści i nigunów Kipnis dowiedział się, iż Icyk Manger zna ciekawą melodię. Poprosił go – a było to w gronie zaprzyjaźnionych literatów – by ją odśpiewał, a wówczas on, Menachem, będzie mógł ją zanotować. Manger oświadczył, że chętnie, lecz nie za darmo. Za stosowne honorarium uznał kieliszek nalewki. Kipnis przystał, jednak chciał „zapłacić” po zapisaniu utworu. Manger nie godził się na to – jakże mógłby najpierw zaśpiewać, przecież Kipnisowi nie spodoba się nigun albo może ma już go w swoich zapiskach, więc mu nie zapłaci. Na co Kipnis natomiast nie był pewien, czy jeżeli najpierw uiści zapłatę, to Mangerowi nie przejdzie ochota na odśpiewanie nigunu.

Zapewne stoją tak do dziś i się spierają – komentuje Rawicz. Napisał te słowa w 1941 roku, gdy Manger, po zajęciu południowej Francji przez nazistów, kierował się bardzo okrężną drogą – przez Tunezję i Republikę Południowej Afryki – do Londynu. Kipnis zaś był w getcie warszawskim. Zmarł tam na wylew w 1942 roku. Jego żona Zimra strzegła jak oka w głowie – pisze Jonas Turkow – zebranych przez Menachema materiałów. Tak bardzo ich pilnowała, że nie chciała ich oddać Ringelblumowi. Zimrę wywieziono do Treblinki, a zbiory Kipnisa zaginęły, jak się zdaje, bezpowrotnie.

Jedno jest pewne – opowieści o mędrcach/głupcach z Chełma przeżyły żydowskich mieszkańców tego miasta, którzy niemal wszyscy zginęli podczas Szoa. Rzecz jasna te, które powstały potem, niewątpliwie pisane już były z innej perspektywy.

Mam na myśli przede wszystkim Jechiela Jeszai Trunka Chelemer chachomim oder jidn funklugster sztot in der welt (Chełmscy mędrcy, czyli Żydzi z najmądrzejszego miasta świata) z 1951 roku. Trunk stworzył w gruncie rzeczy nostalgiczny obraz sztetlu, utrzymany w stylu wielkich klasyków literatury jidysz. Jego opowieści chełmskie zostały ulokowane w bardzo precyzyjnie zarysowanym otoczeniu, ale też są opowiedziane z szerszej perspektywy. To nie jest zbiór ludowych historyjek, to coś więcej – utkany z folkloru literacki obraz świata, który oglądany po Zagładzie wydaje się jak Gan Eden.

W 1966 roku nakładem wydawnictwa Idisz Buch w Warszawie ukazał się zbiorek pt. Chelemer chachomim (Chełmscy mędrcy) pod redakcją Dawida Sfarda. Twórca antologii Fajwel Frid, pochodzący z Chełma nauczyciel jidysz, zebrał wiersze i opowieści chełmskie z najbardziej znanych antologii: właśnie z J. J. Trunka, Beniamina Jakuba Białostockiego Jidisze letsim (Żydowscy żartownisie), Solomona Simona i innych, w tym również Kipnisa. O tym, jak bardzo odmiennie odczytywano chełmskie historie po Zagładzie, wnosić można z posłowia do antologii, napisanego przez Dawida Sfarda. Pisze on między innymi: „Ze spokojnych, łagodnych, uśmiechniętych opowieści z Chełma wyziera oblicze narodu wiecznie zdradzanego, oszukiwanego, i wyśmiewanego, wyziera w najbardziej i szlachetnej formie, bo w formie autoironii”.

Nie sposób tu nie wspomnieć o najbardziej w Polsce znanych opowieściach z Chełma, napisanych przez Icchoka Baszewisa Singera. Znaleźć je można w Opowiadaniach dla dzieci. W porównaniu z historiami opowiedzianymi przez Singera te, które zebrał w swoim tomiku Kipnis, są tylko rusztowaniem. Singer wypełnia tę konstrukcję konkretami, charakterystyką postaci, dodaje oceny i stawia kropki nad „i”. Podczas gdy chełmianie Kipnisa często nie dojadają i żyją na skraju ubóstwa, bohaterowi Singera jedzą bliny, ciastka, piją herbatę z konfiturą. Gdy u Kipnisa chełmianin z nowo nabytą kozą zatrzymuje się w karczmie, by tylko napić się wódki, karczmarz po prostu wykorzystuje jego naiwność, ponieważ „widzi, z kim ma do czynienia”. U Singera chełmianin zajada siekaną wątróbkę z cebulką, talerz rosołu z makaronem i ciasto na deser, zaś „karczmarz to urodzony oszust i złodziej”. Starszyzna w opowiadaniach Singera ma przywódcę, najmędrszego z wszystkich Gronama Woła, któremu reszta przyklaskuje, podczas gdy u Kipnisa w radzie starszych nikt nie jest wyróżniony.