Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
92 osoby interesują się tą książką
Historia dwojga zupełnie różnych ludzi, których ścieżki połączyły się na siedem dni.
Wakacje na wyspie wiecznej wiosny mają być dla Klary i jej partnera szansą na uratowanie związku. Jednak tuż po przylocie kobieta postanawia uciec i zostaje sama w zupełnie obcym miejscu.
Czy przyjęcie propozycji nieznajomego rodaka to dobry pomysł? Co wyniknie z tej nieplanowanej relacji? Czy Klara wytrzyma z niezależnym i zamkniętym w sobie Radkiem?
Karolina Wilczyńska – autorka bestsellerowych powieści obyczajowych – zabiera nas na piękną Maderę, gdzie serpentyny górskich dróg są równie strome i kręte jak ludzkie losy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 271
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dwa tygodnie po powrocie...
Wniosła do mieszkania dużą paczkę i zamknęła drzwi nogą. Głośne miauczenie dobiegające gdzieś spomiędzy jej stóp sprawiło, że uśmiechnęła się radośnie. To nowy lokator dawał znać, że cieszy się z powrotu opiekunki.
– Już, już, zaraz cię pogłaszczę – odpowiedziała na kocie powitanie.
Ostrożnie postawiła dość ciężki karton na podłodze, uważając, żeby ciekawski zwierzak nie został przygnieciony.
Kociak od razu z zainteresowaniem zaczął obwąchiwać tę nową, dużą rzecz, po czym wbił zęby w karton.
– Spokojnie, dostaniesz pudełko do zabawy. – Znowu się uśmiechnęła, widząc jego poczynania. Zdążyła już sporo przeczytać o kocich zwyczajach i preferencjach, wiedziała więc, że dla większości tych zwierząt kartonowe opakowania są ulubionymi zabawkami.
Zdjęła buty i kurtkę, przeniosła paczkę do pokoju, do którego kot nie miał dostępu.
Rozpakuję później – zdecydowała. Znała jej zawartość i nie musiała się spieszyć.
– Co, Lucek, pewnie jesteś głodny? – zagadnęła, przekonana, że kot doskonale ją rozumie.
Miauknięcie tylko ją utwierdziło w tym przekonaniu.
Otworzyła puszkę z karmą i napełniła białą ceramiczną miseczkę. Czarny kocurek od razu zabrał się do jedzenia.
Dla siebie Klara wyjęła z lodówki resztkę sałatki, którą przyrządziła poprzedniego dnia, włączyła czajnik, żeby zaparzyć sobie herbaty, i przysiadła na kuchennym taborecie, żeby szybko zaspokoić głód.
Co za szczęście, że nie muszę już codziennie gotować – pomyślała z ulgą.
Po szybkiej przekąsce przebrała się w legginsy i obszerny sweter – swój ulubiony domowy strój – i usiadła w fotelu z laptopem na kolanach. Miała zamiar od razu zrobić to, co zaplanowała jeszcze na dzisiaj, a wieczorem spokojnie obejrzeć swój ulubiony serial.
Lucek momentalnie wskoczył na oparcie fotela i bez pardonu wcisnął się na siedzisko obok Klary. Przytulił się do jej boku i zaczął mruczeć niczym mały traktorek.
– Daj mi trzy kwadranse, a obiecuję, że się z tobą pobawię. – Pogłaskała czarną sierść, która z każdym dniem stawała się coraz gładsza i bardziej błyszcząca.
Kot spojrzał na nią i zmrużył żółtozielone oczy. Czuła, że zrozumiał i cierpliwie poczeka.
Klara uśmiechnęła się lekko i stwierdziła, że jest szczęśliwa i spokojna. Tak było każdego dnia od dwóch tygodni.
Nareszcie moje życie jest takie, jakie być powinno – podsumowała w myślach. Tamta decyzja była najlepszym, co mogłam zrobić.
Z każdym dniem umacniała się w tym przeświadczeniu. Raz jeszcze wróciła pamięcią do wakacyjnego wyjazdu, który zmienił się w jej życiową ucieczkę. Ucieczkę last minute.
Miesiąc przed wyjazdem...
Wbiegła zdyszana na czwarte piętro i szybko otworzyła drzwi mieszkania. Z ulgą zsunęła z nóg buty na obcasie i zamieniła je na domowe klapki.
Podśpiewując pod nosem, przeszła do kuchni. Po drodze cisnęła na kanapę papierową torbę z logo znanej marki.
Obrzuciła wzrokiem niewielkie pomieszczenie, w którym oprócz kilku szafek, zlewozmywaka, kuchenki i lodówki z trudem mogły się zmieścić dwie osoby. Niełatwo było się jej do tego przyzwyczaić, zwłaszcza że u siebie miała do dyspozycji więcej przestrzeni.
Otworzyła jedną z szafek i spojrzała na rząd kubków. Każdy z nich był inny. Do tego także musiała przywyknąć, choć nie była zwolenniczką takich zestawień. Wolała komplety – talerzy, szklanek, sztućców. Taka zbieranina, jej zdaniem, sprawiała wrażenie nieładu.
Cóż, to przecież nic nieznaczące drobiazgi – powtórzyła w myślach, jak zawsze, gdy mierzyła się z tym, co nieco ją irytowało w mieszkaniu Pawła. Najważniejsze, że w priorytetowych sprawach wszystko jest w porządku. W końcu w związku, zwłaszcza ludzi z życiowym bagażem, trzeba być gotowym na kompromisy – tłumaczyła, choć chwilami miała wrażenie, że bardziej stara się to samej sobie wmówić.
Klara od ponad roku usiłowała wprowadzać w życie tę zasadę i uważała, że z dobrym skutkiem. Odkąd spotkania z Pawłem zaczęły się przeradzać w stały związek i podjęli decyzję o wspólnym zamieszkaniu, ustalili, że będą korzystać zarówno z jej, jak i z jego lokum. Żadne nie było skłonne opuścić swojego mieszkania na dłużej, więc co tydzień zmieniali adres. I do tego też Klara musiała przywyknąć.
Nie powinnam narzekać – upominała się w myślach. Pewnie on także czuje podobnie. Ale z czasem zaczniemy traktować oba miejsca jak swoje.
Jednak o ile ona zostawiała Pawłowi swobodę, gdy mieszkali u niej, nie narzucała mu żadnych ograniczeń, pozwalając swobodnie korzystać ze wszystkiego i układać rzeczy tak, jak mu wygodnie, o tyle u Pawła wciąż czuła się skrępowana i obawiała się, że zapomni o którejś z reguł skrupulatnie przestrzeganych przez mężczyznę.
Paweł wyznaczył jej półkę na kosmetyki, jasno komunikował, że rzeczy muszą pozostać na swoich miejscach, i choć upominał ją z pozoru spokojnie, to widziała w jego oczach niezadowolenie i dezaprobatę, gdy na przykład nie odłożyła deski do krojenia tam, gdzie powinna jego zdaniem być.
Z czasem i do tego się przyzwyczaję – przekonywała samą siebie za każdym razem, gdy próbowała pomieścić swoje drobiazgi na wyznaczonym miejscu w łazience. Na pewno chce dobrze, ale jest mężczyzną i nie rozumie, że mam trochę więcej kosmetyków niż on.
Nie chciała jednak wywoływać niepotrzebnych awantur, więc dostosowywała się do narzuconych jej reguł. Wiedziała, że to dla Pawła ważne, dlatego chciała uszanować jego potrzeby.
Teraz, stojąc przed szafką z kubkami, zastanawiała się, który z nich wybrać. Miała kilka ulubionych, ale na dziś najbardziej pasował jeden – z żółtą emotikonką uśmiechniętej buźki.
Tak, będzie w sam raz – stwierdziła z przekonaniem. Odniosłam przecież nie lada sukces!
Zaparzyła kawę, nie zapominając przy tym, aby zagotować tylko tyle wody, ile potrzeba. Paweł bardzo tego przestrzegał, tłumacząc coś zawile o szkodliwości kilkukrotnego jej gotowania. Klara nawet zainteresowała się tematem, ale znalazła w sieci naukowe wyjaśnienie, że to nieprawda. Nie powiedziała o tym Pawłowi, bo wiedziała z doświadczenia, że z trudem przyjmuje krytykę. I że zaraz jej wytknie, jak to bardziej wierzy w to, co piszą w internecie, niż w jego słowa. Uznała, że w sumie nie ma się o co kłócić, i po prostu gotowała wodę według jego zasad. I chociaż teraz nie było go w domu, to i tak się pilnowała, żeby weszło jej to wreszcie w nawyk.
Z kubkiem parującego napoju usiadła na kanapie. Upiła niewielki łyk i odstawiła naczynie na pomarańczową podkładkę, żeby nie zniszczyć blatu ławy. Paweł bardzo o to dbał.
Sięgnęła po papierową torbę zostawioną tu wcześniej i wyjęła z niej sukienkę, którą kupiła godzinę temu. Gładziła materiał i wyobrażała sobie, jak będzie w niej wyglądać na jakiejś pięknej plaży podczas urlopu. Uśmiechała się przy tym do siebie tak, jak potrafią tylko kobiety, gdy kupią sobie coś pięknego i dość kosztownego.
Kiedy usłyszała zgrzyt klucza w zamku, szybko oderwała metkę od sukienki i wepchnęła ją do kieszeni spodni. Nie, Paweł nie rozliczał jej z wydatków. Każde z nich miało własne pieniądze, zakupy robili naprzemiennie, a reszta była sprawą każdego z nich. Jednakże mężczyzna uważał, że rozrzutność nie jest w życiu wskazana. Twierdził, że zawsze należy kupować jak najtaniej, szukał promocji i przecen, nie robił zakupów pod wpływem emocji i nabywał tylko to, co było mu potrzebne. Nigdy głośno nie skrytykował Klary, gdy coś kupiła, ale zauważała jego pełne dezaprobaty spojrzenia, kiedy widział, ile zapłaciła za jakiś ciuch czy buty. Wtedy czuła się tak, jakby była niefrasobliwa i niegospodarna, a to psuło jej humor, więc wolała nie przyznawać się do prawdziwej wysokości wydatków. A zwłaszcza dziś nie chciała zepsuć sobie nastroju.
– Cześć, kochanie. – Wyszła do wąskiego przedpokoju, żeby go przywitać.
Stanęła w samym progu, aby miał dość miejsca na swobodne zdjęcie butów.
– Cześć – odparł, wieszając bluzę na jednym z metalowych haczyków przy drzwiach. – Jest coś do zjedzenia?
– Dopiero przyszłam – wyjaśniła. – Ale możemy coś zamówić – zaproponowała.
– Szkoda kasy. – Pokręcił głową. – Zresztą wiesz, że nie lubię jeść tego, co gotuje nie wiadomo kto i nie wiadomo w jakich warunkach.
– To może dokądś pójdziemy? Do tej twojej ulubionej restauracji? Ich kuchni przecież jesteś pewny. Dziś ja zapraszam.
– A co to za okazja? – Rzucił jej uważne spojrzenie.
– Podpisałam umowę z tym klientem, nad którym pracowałam od miesiąca. – Wreszcie mogła się z nim podzielić radosną nowiną. – Wiesz, co to znaczy?! Zarobię sporo pieniędzy! Co ja mówię! Bardzo dużo!
– Gratuluję – odparł krótko. – Przesuniesz się? Chciałbym wejść do łazienki i umyć ręce.
Posłusznie zrobiła krok w tył.
Wróciła na kanapę i schowała sukienkę do torby.
– To co? Może podgrzeję ten bigos, który jest w słoiku w lodówce? – Mężczyzna stanął przed Klarą i zmierzył ją pełnym wyrzutu spojrzeniem. – Cały dzień nie miałem czasu zjeść i padam z nóg.
Kiedyś podziwiała tę jego zapobiegliwość. Zawsze miał w lodówce kilka słoików z zawekowanymi daniami. Jeżeli ugotował czegoś więcej, od razu zamykał nadwyżkę w słoikach. Niczego nie wyrzucał. Klara nie była aż tak oszczędna i zapobiegliwa. Nawet było jej z tego powodu trochę wstyd. Na początku znajomości ujął ją tą gospodarnością, ale z czasem zaczęło ją denerwować to wieczne „słoikowanie”. Tak samo jak wrzucanie do dań wszystkiego, co zostało, a mogło się zepsuć. Przez to potrawy nie smakowały tak, jak powinny. Paweł nazywał to eksperymentowaniem w kuchni, a ona coraz częściej miała wrażenie, że to raczej skąpstwo. Tym bardziej że tę zasadę stosował wyłącznie u siebie w domu i wtedy, gdy on kupował jedzenie. Nie żeby Klara była rozrzutna. Po prostu lubiła, kiedy mogła odróżnić, czy je gulasz, czy bitki, a dodawanie na pizzę grzybków marnowanych w occie, żeby nie kupować pieczarek, uważała za przesadę.
Trudno, niech będzie ten bigos – westchnęła w myślach, chociaż było jej przykro, że nie podchwycił propozycji wspólnego świętowania jej sukcesu.
Zjedli podgrzaną przez Pawła zawartość słoika, Klara wysłuchała relacji mężczyzny z wydarzeń w pracy i uznała, że nadszedł czas, żeby poruszyć temat, który w pewien sposób wiązał się z jej dzisiejszym sukcesem.
– Tak sobie myślę, że moglibyśmy zastanowić się nad jakimś wyjazdem – zaczęła z uśmiechem. – Jest sierpień, zaraz powinny się pojawić ciekawe oferty na kolejny miesiąc. A ja teraz mam już większą pewność finansową, więc...
Paweł odsunął pusty talerz i sięgnął po szklankę z wodą.
– Właściwie masz rację. Można powoli zacząć poszukiwania jakiejś atrakcyjnej oferty. Jak się uda, to trafimy na last minute w dobrej cenie. – Pokiwał głową. – Myślałaś o czymś konkretnym?
– Mnie się marzy Madera... – wyjawiła Klara z uśmiechem. – Tyle o niej czytałam. Podobno tam jest pięknie...
– I zapewne też drogo – zgasił jej zapał.
– Może znajdzie się jakaś oferta? Sam mówisz o last minute? – Klara starała się nie tracić nadziei.
– Na Maderę? Nie sądzę. To modny kierunek. Ja myślałem raczej o Bułgarii. Tam można za śmieszne pieniądze kupić all inclusive.
Klara nawet nie brała Bułgarii pod uwagę.
– Muszę się zastanowić – odparła szczerze. – Jakoś do Bułgarii mnie nie ciągnie. Ale popatrzę, poczytam. Na pewno jest tam coś ciekawego do zwiedzenia...
Chyba nie potrafiła ukryć zawodu, bo Paweł spojrzał na nią spod oka.
– A co? Z Bułgarii nie wstawisz fotek na Facebooka i Instagrama? Bo niemodna?
– Nie o to chodzi – zaprotestowała. – Po prostu nigdy nie myślałam o tamtym kierunku. Ale jeśli chcesz...
Mężczyzna wstał od stołu i wyniósł talerz do zmywarki.
– Muszę się położyć – oznajmił, wracając. – A w sumie to może być i ta Madera. O ile oczywiście cena nie będzie zaporowa.
– Daj spokój, nie mam zamiaru cię zmuszać. Zaraz popatrzę na Bułgarię, przecież nie powiedziałam, że tam nie chcę.
– Do Bułgarii możemy pojechać kiedy indziej. A skoro tak ci zależy na Maderze, to tam polecimy, i już. Szkoda czasu na dyskusje. Zresztą ja też o niej myślałem, więc niech będzie tak, jak chcesz.
Poszedł do sypialni i włączył muzykę.
Klara sprzątnęła swój talerz i stanęła przy kuchennym oknie.
Właściwie wszystko ostatecznie poszło po jej myśli. I pojadą tam, gdzie sobie wymarzyła. To dlaczego jakoś mnie to nie cieszy? – zastanawiała się Klara. I dlaczego mam poczucie, jakbym zrobiła coś złego?
Jej wizja pięknej plaży i siebie w nowej sukience też jakoś zbladła...